poniedziałek, 4 listopada 2013

0047. forgotten-pages1.blogspot.com



Miejscówka przyzywającego: Forgotten Pages
Przedwieczna: Broz-Tito

Trochę czasu mija, nim szablon się załaduje. Muszę jednak przyznać, że nie atakuje on zbyt wieloma elementami i jaskrawymi kolorami. Niestety, w oczy rzuca się babol w napisie, gdzie zamiast „wojnę” jest „wojne”, do tego zupełnie bez sensu napisane wielką literą. I nie bardzo rozumiem, dlaczego obok tego ozdobnego tekstu nad ramką z treścią rozdziałów jest jeszcze jeden, do tego zupełnie innym fontem oraz kolorem. Co jeszcze gorsze, nie dość, że ten drugi napis znajduje się w niepoprawnym cudzysłowie, to też znalazłam tam babola – tym razem jest to zbędny przecinek.
Lewa ramka bloga ciągnie się w nieskończoność. Najbardziej zbędną z ramek jest jednak tłumacz. Nie sądzę, by trafił się ktokolwiek, kto chciałby czytać opowiadanie w pokaleczonym przez translator języku.
A, jeszcze na koniec – justuj tekst, tak jest schludniej i wygodniej się czyta.

Przejdźmy jednak do treści.

Rozdział pierwszy
Dla większości stanowiło to po prostu zabawę, zwykłe urozmaicenie wolnego czasu patrząc na kwalifikacje do corocznego Turnieju – Od sensu odlepiło temu zdaniu.
Kolejny tego dnia elf patrzył na mnie pogardliwie. Nie wiem czy to przez mój wiek. Co prawda w Turnieju zwykle startowały osoby w przedziale 20-25 lat. – Co prawda co? Po stwierdzeniu „co prawda coś tam coś tam” musi się znaleźć „ale coś tam coś tam”. A tu jest kropka. Znów coś od sensu urwało.
No ale w sumie byłam tylko o rok młodsza od przeciętnego wieku. – Młodsza od wieku? To brzmi źle, kulawo. Raczej byłam o rok młodsza od kandydatów startujących w Turnieju. Czy coś tam. Ale na pewno nie młodsza od wieku.
Strzała wbiła się w pień niecałe dwa centymetry od mojej stopy. Schowałam ją szybko. – Stopę czy strzałę?
nie wzruszony – Niewzruszony – „nie” z przymiotnikami piszemy łącznie.
Wbiłam ostrze do pnia – W pień.
Do moich uszu zdążyły dopływać – Skoro zdążyły, to drugi czasownik też powinien mieć formę dokonaną, tymczasem to bezokolicznik, co sprawia, że zdanie jest bez sensu. Chyba że chodziło ci o zaczęły dopływać, wtedy bezokolicznik może zostać.
Musiałam przejść nim kawałek, schować się za pagórkiem, który był idealnie za nim – Za kawałkiem? Rowem? Elfem? Samą sobą?
Chciał mnie sprowokować do ujawnienia – Zabrakło się w tym przypadku.
- Poddaj się, chyba że chcesz poczuć ciepło ognia. – szepnęłam – Bez kropki.
Na Turnieju – NIE. W czasie, podczas, ale nie NA.
Miejsce drugiego było przy moim boku, przywiązany do skórzanego pasa. – To zdanie znów nie ma sensu.
zdawały się być niegroźne – Bez być.
Brała tą walkę na poważnie – Tę.
W trakcie kolejnych paru sekund rozległa się błyskawiczna seria ataków Olevi.

http://31.media.tumblr.com/209af6f45a59f1e228266f4a8d3033f6/tumblr_muyhjyEKX21rz1wnio4_500.gif

Czym ta Olevi atakowała, że seria się rozległa? Kałasznikowem? Cekaemem? Armatą?

Rozdział drugi
Zapalać te miecze od tak, kiedy ci się podoba? – Ot, nie od.
Zostanie zdyskwalifikowana z Turnieju – Z Turnieju jest całkowicie zbędne.
Najzwyklej na świecie – Najzwyczajniej.

Rozdział trzeci
Umieścili mnie w pomieszczeniu z numerkiem "4" i kazali czekać aż przyjdzie moja kolej. Nie był duży, ledwo co mieściło się w nim łóżko na kółkach, mała szafka i krzesło. – Ten pomieszczeń nie był duży?
Wybacz, uśpienie cie było niezbędne – Cię.
Pomógł mu upleść warkocz – Zapleść.
z trzaskiem zatrzasnęłam drzwi. – Skoro zatrzasnęłam, to wiadomo, że z trzaskiem.
jedynie oddech odrobinę mi się przyspieszył – Bez się.
Dziękujemy wspaniałego występu tancerzom z Vinymaru! – To nie jest nawet po polsku. Dziękujemy tancerzom z Vinymaru za wspaniały występ/ Dziękujemy za wspaniały występ tancerzom z Vinymaru.
mucho – podobnych – Muchopodobnych.
panicznie przerażona – Panicznie można się bać, więc albo panicznie się boi albo jest przerażona – jednak w kontekście lepiej brzmi panicznie boi się.

Rozdział czwarty
Położę go na łopatki – Rozłożę.
Z jakąś inna finalistka – Inną finalistką.
Wyczekujemy waszego powrotu!. – Widać, że czarownicy też nie znają zasad gramatyki, bo ta kropka jest zupełnie niepotrzebna.
wypuszczono białe Seviriony, duże ptaki hodowane w Tourenill za wyjątkową inteligencję – Chyba raczej z powodu ich wyjątkowej inteligencji, ze względu na ich wyjątkową inteligencję, bo teraz to brzmi tak, jakby hodowcy przypłacali hodowlę własną inteligencją.
Mój miał blado fioletowe kwiaty – Bladofioletowe.
Jedna rzecz wróciła moją uwagę – skoro kandydaci mieli jechać do tego całego Edenu konno, to czemu wszystkie swoje rzeczy mieli w walizkach? Gdzie je przytroczą tak, by nie przeszkadzały zwierzęciu w poruszaniu się? Będą je trzymać przed sobą czy co?

Rozdział piąty
W Edenie parokrotnie miały miejsca wypadki śmiertelne. Nie panują podczas nich zasady takie jak podczas potyczek kwalifikacyjnych – Podczas tych wypadków nie panują te zasady? Cóż, w pewien sposób to logiczne. A poza tym: miały miejsce, nie miejsca.
Jeszcze raz, bardzo ci dziękuję. – Zbędny przecinek.
Olevi za to groziła sztyletem nachodzącego ją bruneta – Yyy… Co? To znowu nie jest po polsku i nawet nie wiem, co chciałaś w tym zdaniu napisać… Że Olevi groziła sztyletem nachalnemu (nachlanemu?) brunetowi, tak?
coś czego – Przecinek.
Ten pająk to był nic – Było.

Rozdział szósty
Humpf… Jednego nie rozumiem: dlaczego teraz idą o własnych siłach, skoro w poprzednim rozdziale mieli konie i to swoje własne, a główna bohaterka  nawet takiego speshul rumaka od samej królowej? Tak po prostu zostawili je w karczmie ze wszystkimi tobołami?

 http://img.pandawhale.com/post-24630-I-have-no-idea-whats-going-on-COV8.gif

Jeśli tak, to czemu nie ma o tym ani słowa wzmianki? ALE NIE! Później mamy zdanie: nastała cisza, którą przerywały tylko rytmiczne odbicia kopyt – w takim wypadku wszystkie „podbiegłam”, „podeszłam” należy zamienić na „podjechałam” itp., no bo chyba przyznasz mi rację, że jadąc konno nie można jednocześnie do kogoś podejść.
Mimo wczorajszego wypadku, nie chciałam go widzieć. – Przecinek z odwłoka strikes back!
Za dużo przeszłam na tamtej arenie, żeby tak po prostu po jednej takiej sytuacji po prostu o tym zapomnieć – Powtórzenie.
Był skupiony tylko na muzyce i nie ulegało wątpliwości, że mógł nie słyszeć ani moich krzyków. – Ani krzyków ani czego? Bo poprawne zaprzeczenie to ani coś tam, ani coś tam, więc chyba coś urwało od zdania. Jeśli nie, to ani jest tu kompletnie zbędne.
W przełęczy nie było za przyjemnie – Na przełęczy.
Głęboką na minimalnie 5 centymetrów ranę – Już drugi raz widzę minimalnie użyte w znaczeniu przynajmniej. TO NIE SĄ WYRAZY BLISKOZNACZNE, bo minimalnie znaczy co najmniej, mało.

Rozdział siódmy
Afrodyta i jej towarzysze z areny już tam byli. Dyskutowali o czymś z przejęciem, a nie chcąc im przeszkadzać odeszłam na bok.
 Duża grupa Zaprowadziłam go przed główne wejście gospody, gdzie umownie mieliśmy się spotkać. Afrodyta i jej towarzysze z areny już tam byli. Dyskutowali o czymś z przejęciem, a nie chcąc im przeszkadzać odeszłam na bok.
 Duża grupa zebrała się już na placu. Wypatrzyłam nawet nimfę Nemezis, dosiadającą białego konia z czarną łatą nad nozdrzami.
 Tu się coś pokrzaczyło w tekście.
Tuż przed zetknięciem z ziemią skóra Nemezis porosła futrem, twarz wydłużyła się a uszy zmieniły swoje położenie, przeobrażając ją w wilczycę – Oprócz tego, że brakuje przecinka przed a, ze zdania wynika, że to dzięki pomocy przemieszczających się uszu bohaterka mogła zamienić się w wilczycę.
Ktoś im przeszkodzi i stawi się za nimfą – W kontekście chodzi o słowo wstawi.
Poprowadziłam Flame’a na czołówkę pochodu – Czoło, nie czołówkę.
Pozwoliłam by czołówka mnie wyprzedziła, wyrównując tempo dopiero po paru minutach kłusu. Zatrzymaliśmy się dopiero w okolicach rzeki – Powtórzenie.
Daleko na wschód, ledwo widoczne, niczym mała, ciemna kropka, rosło kolejne miasto, do którego jeszcze dzisiaj mieliśmy dotrzeć na spoczynek – Dłoń Elronda – No fajna zrzynka imienia od Tolkiena, ładna, ale czemu właściwie ma służyć?

Rozdział ósmy
Dlaczego font w tym rozdziale jest taki ogromny?
Spojrzał na mnie wyczekująco, chwyciłam więc leżący wciąż na ziemi plecak i wspięłam się niezdarnie na siodło. – W poprzednich rozdziałach uparcie twierdziłaś, że ma walizkę, nie plecak. Co za niechlujstwo we własnym opku.
Nigdy nie zastanawiałam się o tym w ten sposób. – Skoro zastanawiałam się, to nad tym, ALE myślałam o tym – moim zdaniem druga opcja w kontekście brzmi lepiej, ale to tylko sugestia.
Wyszedł z gospody, zdenerwowany – Zbędny przecinek.
Ubrany był w granatowy, drogi strój zdobiony srebrnymi nićmi, na butach zaś miał wypolerowane pantofle. – Na butach miał pantofle… No cóż, kto bogatemu zabroni nosić dwie pary butów jednocześnie?
Wędrowiec zdjął kaptuk, ukazując połyskujący tatuaż na twarzy. – Kaptur.

Rozdział dziewiąty
Wstąpiliśmy na nieco pagórkowy teren – Pagórkowaty.
Z piersi wszystkich wydobywało się westchnienie gdy tylko przekroczyli granicę drzew, komentowali, zachwycali się – Oprócz tego, że zgubiłaś przecinek przed gdy, to raczej wydobyło się niż wydobywało, bo teraz to brzmi tak, jakby jednocześnie wzdychali i komentowali.
na  przykład krasnoluda uzbrojonego w wielki topór z przekrzywionym hełmem na głowie czy kucającą nimfę z kuszą wycelowaną w niebo i z ptasim ogonem wystającym spod lekkiego pancerza.  – Gdzie topór ma głowę, żeby mógł na niej nosić hełm i dlaczego kusza ma ptasi ogon i jest ubrana w pancerz? Mam nieprzystojne skojarzenia.
Porośnięte mchem, strzegły swoich nacji, swoich wież, zawsze czujni i gotowi. – Nagle zmieniłaś rodzaj.
Na pozostałych wzgórzach Edenu był Uniwersytet, wielki klasztor, pokaźny teatr, budynek rady królestwa i domy wysoko położonych i bogatych mieszkańców – Chyba raczej wysoko URODZONYCH.
przysłuchiwały się informacjom nadawanym przez magiczny magnetofon – Raczej megafon, nie magnetofon.
Poganiani przez przewodnika, zdawałoby się, po paru chwilach byliśmy już pod areną. Potężny budynek piął się na parę pięter do góry, a zaokrąglone, kamienne ściany w wielu miejscach były delikatnie wyszczerbione, oddając ponadczasowość budowli, a tym samym - Turnieju. – http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2504451 Nie chodziło ci tu przypadkiem o słowo wiekowość?
Większość osób siedziało w grupach na ziemi – Skoro większość (rodzaj żeński), to siedziała.
Zwłaszcza, że w Turnieju najczęściej biorą udział osoby w wieku od 16 do 24 lat. – A w pierwszym rozdziale twierdziłaś, że w przedziale 20-25 lat…
Wszyscy, którzy nie czują się w pełni sił przed wejściem do sali muszą wypić tą fiolkę. – No chyba raczej jej zawartość. Szklane naczynie trudno wypić, można je co najwyżej połknąć, jeśli ktoś lubi życie na krawędzi.
O, właśnie! W tym roku startujecie w dziewięcio-osobowych zespołach. – Dziewięcioosobowych.

Rozdział dziesiąty
włosy miały szare odrosty, na twarzy tliły się blizny i zmarszczki tak głębokie, że trudno było odróżnić jedne od drugich. – Płonące blizny i zmarszczki? Serio? Kim ona jest? Kobietą-wulkanem?
Musicie więc postawić sobie na priorytecie zdobycie ich. – To zdanie nie jest napisane po polsku. Waszym priorytetem jest zdobycie ich/ Musicie za cel postawić sobie zdobycie ich.

Podsumowując:

Tradycyjnie zaczniemy od stylu, interpunkcji i całej reszty spraw technicznych. Przede wszystkim, twoim największym problemem są niepoprawnie zapisane dialogi. Chyba ani razu – przez całe dziesięć rozdziałów – nie widziałam nawet jednego ich fragmentu, który byłby zapisany prawidłowo. Tu: http://pomackamy.blogspot.com/p/necronomicon.html znajdziesz krótką instrukcję, jak dialogi powinny wyglądać. W obecnym stanie bowiem często nie jestem w stanie powiedzieć, kto wypowiada daną kwestię ani kiedy się ona kończy, a zaczynają się przemyślenia bohaterki.
Kolejna sprawa to interpunkcja. Często zdarzają ci się momenty, kiedy stawiasz przecinki w miejscach, w których się one pojawić nie powinny, tymczasem kompletnie zapominasz o nich, kiedy masz w zdaniu dwa orzeczenia lub orzeczenie oraz imiesłów zakończony na –ąc. Zdało mi się kompletnie bezsensownym wypisywać i poprawiać te błędy, w końcu nie jestem betą, sądzę jednak, że lektura tej strony: http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629734 powinna ci pomóc przypomnieć sobie zasady z podstawówki.
Styl… Jedyne słowo, jakie przychodzi mi na myśl, gdy myślę o twoim stylu to: KWADRATOWY. Wciąż jeszcze nie masz wprawionego pióra, opisy walk zatem, które stanowią najważniejszą część tej historii, są mało dynamiczne i niezbyt obfite w szczegóły. Wiemy, że ktoś na kogoś skakał, że miecze bohaterki zajęły się ogniem – ale jak to w zasadzie wygląda? A arena, na której walczą? Jak się zachowują walczący i jak walczą? Tego trzeba się domyślać. Opisy walk sprowadzasz do tego, że twoja bohaterka gdzieś biegnie, wykonuje jakieś ruchy, skądś skacze – i to wszystko jest jeszcze takie nijakie, mało plastyczne.
Podobnie mają się opisy postaci – gdy wprowadzasz nowego bohatera, opis ograniczasz głównie do koloru włosów i oczu, czasem, zapewne w porywach szału twórczego, zdarza ci się napisać, co ten ktoś na sobie ma. Serio, dziewczyno, nikt cię nie będzie batożył rzepą za retardacje poprzez opisy, dzięki którym będziemy mogli lepiej poznać bohaterów – wprowadziłaś ich strasznie dużo, ale żadnemu nie poświęciłaś tyle miejsca, byśmy mogli go polubić lub chociażby kojarzyć z czegoś więcej niż imię – a i to tylko wtedy, gdy pojawił się więcej niż raz. Na razie najbardziej charakterystyczne są główna bohaterka i dziewczyna, która potrafi zamieniać się w bestię, Nemezis, tak? 
O, widzisz – przeczytałam całe opowiadanie i nie umiem sobie przypomnieć imion postaci. To świadczy o tym, że bohaterowie nie są zbyt charakterystyczni, ba, są dość papierowi – łącznie z główną bohaterką, o której mogę powiedzieć tyle, że dobrze walczy, włada żywiołem ognia i jest sierotą. Teraz pomyśl sobie, że o pozostałych bohaterach jestem w stanie powiedzieć jeszcze mniej. Kiepski bilans, co? W końcu napisałaś już dziesięć (choć przyznaję, dosyć krótkich) rozdziałów. Właściwie za każdym z twoich bohaterów kryje się jakaś tragiczna historia – okej, skoro tak,  opisz to w taki sposób, by czytelnik potrafił się przejąć ich nieszczęśliwym losem, daj mu dobrze poznać i pozwól zrozumieć motywacje, które sprawiły, że biorą udział w Turnieju, przedstaw uczucia, które nimi kierują, daj czytelnikowi poczuć, że kimś targa tęsknota, a jeszcze kogoś innego napędza jedynie chęć zemsty – niby o tym piszesz, a na razie brak w tym prawdziwej emocji. To jest głównie kwestia wprawy, im więcej ćwiczeń, tym lepszy warsztat. 

Podobnie sprawa się ma z opisami przyrody i wnętrz – są skromne, bardzo skromne. Miałaś taką szansę, by pokazać swój świat, a ograniczyłaś się do wymieniania niewiele mówiących nazw kolejnych przystanków na trasie twoich bohaterów. Nie przeczę, czasem wspominałaś o lasach czy górach, ale znów: tym opisom wciąż jeszcze brakuje plastyczności. Fajnie, że masz mapkę, bo nie ma fantasy bez mapki! Tak twierdzi Nonsensopedia, i niestety ta reguła się u ciebie sprawdza:
Musisz wiedzieć jedną rzecz: mapka nie rozwiązuje problemu opisów przyrody (czy generalnie otoczenia) dzięki którym czytelnicy lepiej wyobrażą sobie świat, który wymyśliłaś. Pozwolę sobie zacytować Nonsensopedię:

Wystarczy napisać „X minął Strzelistą Górę, przekroczył rzekę i wlazł do lasu”, czytelnik rzuci okiem na mapę i już będzie wiedział, że X w czasie tego jednego zdania przebył odcinek równy długości rajdu Paryż-Dakar.

Przeczytaj to sto razy, autorko, a potem zrób odwrotnie, niż radzą. Twoje opowiadanie tylko na tym zyska.

Jak już jesteśmy przy opisach, to porozmawiajmy sobie o świecie, który jest niestety światem kulejącym – nie tylko z powodu braku właściwiej ekspozycji, niestety.
Pierwsza sprawa: Turniej – kwestia tego, po co, przez kogo, dla kogo i w ogóle po co, nurtowała mnie nieustannie podczas lektury. Zasady tego plebiscytu na żołnierza nie są jasne: wiemy, że jest kilka etapów i trzeba wszystkie wygrać, by cię wysłali na front. Niemniej jednak – z punktu widzenia ekonomii i siły obronnej państwa – te zawody są bez sensu. Pisząc o tym wydarzeniu w taki sposób, jasno dajesz do zrozumienia, że żołnierze, którzy walczą na tajemniczym froncie, wyłaniani są tylko i wyłącznie poprzez ten Turniej. By brać w nim udział, trzeba mieć pi razy drzwi (bo zmieniasz zdanie) minimalnie osiemnaście, maksymalnie dwadzieścia pięć lat. Przykro mi, że cię uświadomię, ale:
TO JEST BEZ SENSU.
W rozdziale dziewiątym uświadamiasz nas, że ta wojna toczy się od co najmniej kilkudziesięciu, jeśli nie kilkuset lat. Średnio raz na rok dostarcza się na front około dwustu, może trzystu dobrze wyszkolonych i zaprawionych w bojach na arenie żołnierzy. Ekonomicznie – klapa, bo się wydaje pieniądze i na Turniej, i na wojnę. Z punktu widzenia sztuki wojennej – tragedia, bo z pewnością straty są większe od liczby świeżych rekrutów. Bardziej logiczne jest zarządzenie poboru, który objąłby wszystkich zdolnych do walki: a w twoim przypadku są to zarówno kobiety, jak i mężczyźni kilku ras. Twoje państwo ma potencjał, ma odpowiednią liczbę ludności, by nie musieć bawić się w Turnieje, a całą sprawę załatwić wysłaniem w kamasze, pobieżnym przygotowaniem i wysłaniem do walki. By to lepiej zrozumieć polecam lekturę chociażby Na Zachodzie bez zmian, W stalowych burzach czy nawet wspomnień Czerwonego Barona – tam jest całkiem sporo o sztuce wojennej, walce w wojnie pozycyjnej i kondycji wojska poborowego w ogóle.
Jeszcze jedna rzecz: walki na froncie z pewnością nie mogą równać się pojedynkom jeden na jeden na arenie, gdzie taki „rekrut” ma świadomość, że może oberwać, ale zaraz go naprawią, a przeciwnik nie może go zabić, ergo: nie jest przygotowany na to, co go czeka na froncie, czyli ani na zabijanie, ani walkę w grupie/w tłumie ani na ograniczonym i nieznajomym terenie. Turniej zatem jest mało efektywny i raczej nie zaspokaja potrzeb frontu, dużo też z nim zachodu, bo taki „rekrut” przecież, jak rzekło się wyżej nie wie nic i nie umie nic, co mogłoby się na froncie przydać. Jeszcze jedna sprawa techniczna:
To najmniej skomplikowana definicja frontu – czy tak się walczy w twoim świecie, w którym większość ludzi używa broni białej lub magii? Nie sądzę, bo taki świat to pseudośredniowiecze. Średniowiecze nie zna pojęcia frontu ani w ogóle walki pozycyjnej, jaką zdają się prowadzić państwa w twoim świecie. Jest masa książek o sztuce wojennej w średniowieczu, a także o wojnie pozycyjnej (mówię tu o przykładzie I wojny, nie tylko powieść i wspomnieniówki, które wymieniłam, ale także prace teoretyczne), mogłabyś poczytać nim zaczniesz rzucać terminami, które w zdarzeniu z wykreowanym światem nie składają się w sensowną całość.
Zresztą, niby pseudośredniowiecze, ale ekrany, megafony i generalnie elektronikę to ci ludzie u ciebie mają. Tworzy to wrażenie chaosu, bo skoro zegarki, to jak działają? Na baterie? Jeśli tak, to dlaczego nie ma słowa o elektrycznym oświetleniu i elektryczności w ogóle? Twój świat jest chaotyczny i pozszywany z części, które jak na razie do siebie nie pasują, funkcjonują tylko jednocześnie, obok siebie, trzymając się na mocy Imperatywu Narracyjnego. Konie, szable, miecze, noże, katapulty, magia, zegarki, megafony, walizki… To dlaczego nie broń automatyczna i samochody?
Świat rozłazi ci się też przy nazewnictwie. Na imieniu i nazwisku głównej bohaterki można sobie język na supeł zawiązać, imiona innych są pełne skandynawsko brzmiących podwójnych liter, a nazwiska kolejnych są po prostu losowo wybranymi słowami angielskimi/łacińskimi/greckimi. Podobnie sprawa ma się z nazwami geograficznymi, gdzie każda jest z innej parafii: i tak mamy Podziemie czy Eden, ale jednocześnie Vinymar czy Khorat. Nie widzę tu żadnego systemu, bohaterowie nazywają się tak albo siak bez względu na nację, do której należą, o geografii nie wspominając, bo tam w ogóle jest groch z kapustą - oprócz Dłoni Elronda (Tolkien) doszukałam się Zarzecza (khem, choćby Sapkowski, khem) i Graala (legenda arturiańska!). Coś próbujesz zasugerować, pochwalić się książkami, które się czytało, czy nazwy kompletnie nie mają tu znaczenia? Bo zupełnie nie wiem, co mam o tym myśleć.

Zbierając to wszystko do kupy: pomysł niewątpliwe masz, problem stanowi wykonanie i, zdaje się, kompletny brak przemyślenia swojego świata, który wygląda na razie na zupełnie niepoukładany. Wrzuciłaś do niego wiele elementów klasycznego fantasy (jak choćby rasy i nieodzowny quest przeznaczony bohaterom), dodałaś od siebie Turniej oraz wieloletnią wojnę wraz z elementami współczesności (elektronika!), ale kompletnie nie przemyślałaś, czy to się w ogóle klei. Nie klei się. Nie będzie się kleiło, bo ty tak napisałaś. Musisz jeszcze to uzasadnić, przedstawić zasady rządzące twoim światem i kierujące bohaterami.
Jedyne, co mogę zalecić to przemyślenie konstrukcji świata raz jeszcze, rozbudowanie go o ważne a brakujące szczegóły oraz o ćwiczenie warsztatu: powinnaś przede wszystkim dużo pisać, choćby wprawek, czyli samych opisów czy dialogów (tak, by brzmiały naturalnie, a ewentualnie retardacje nie zaskakiwały wklejone na chybił-trafił), szczególnie do szuflady, dla samej siebie. Na dzień dzisiejszy Forgotten Pages dostają jeden pomiocik. Jednak nie zrażaj się – widzę w tobie potencjał, ostatnie trzy, dwa rozdziały są zdecydowanie lepsze od tych pierwszych. Opowiadanie jest do uratowania, jeśli nad nim popracujesz (a pracy czeka cię cholernie dużo!)

 

10 komentarzy:

  1. Kolejna dobrze napisana recenzja :) Najbardziej podoba mi się to, że nie jest to tylko zrypanie autorki od góry do dołu, tylko konkretne rady, które pomogą jej się rozwinąć. I nawet ten jeden pomiocik na końcu nie jest demotywujący, tylko właśnie zachęcający do działania. Myślę, że chyba jedna z lepszych recenzji, jakie tu czytałam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. „Rozdział ósmy
    Dlaczego czcionka w tym rozdziale jest taka ogromna?”

    FONT :) Czcionka nie ma prawa się tam pojawić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Argh, racja! Posypuję głowę popiołem i pędzę poprawiać :)
      BT

      Usuń
  3. Wreszcie jakieś porządne podsumowanie, gdzie wszystko jest faktycznie "zebrane do kupy" i omówione. Niefajnie, gdy samo poprawianie błędów zajmuje dużo miejsca, dzięki czemu ocena wygląda na obszerną, a reszta (najbardziej interesująca) ma najwyżej dwa-trzy akapity...

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam! ^^
    Na początku bardzo chciałabym podziękować za konkretne porady i pokazanie błędów, oraz za poświęcony czas. :) Po przeczytaniu oceny stwierdziłam, że w wielu, ba, w większości kwestii masz rację. Muszę ostro wziąć się do roboty. Postanowiłam, że poświęcę trochę czasu w weekend, żeby poprawić te dziesięć rozdziałów (jeśli nie zdecyduję się na napisanie historii od nowa, bo w końcu ten Turniej, jak tak to przedstawiłaś to rzeczywiście lipa), a tłumacza już wykasowałam.
    Jedną rzecz jednak chciałabym wyprostować. Sądzę, że odnośnie bohaterów potrzebne jest małe wyjaśnienie. Otóż miałam zamiar wprowadzać motywy reszty postaci (tych co jak na razie nic nie wiadomo) później, stopniowo. Wszystko mam rozpisane, a uznałam, że jak zrobię coś w stylu "wieczoru wyznań" gdzie każdy powie wszystko o sobie to będzie lekko nudne, dlatego w oparciu o historie bohaterów mam zamiar wprowadzić podczas dalszej części opowiadania specjalne fragmenty. Każdemu bohaterowi poświęcę wtedy odpowiedni czas żeby czytelnikowi przybliżyć przeszłość, motywy itp.
    Rzeczywiście (m.in. patrząc na mapę), opisy są bardzo ubogie. Chyba za bardzo spieszyłam się, aby dojść do kolejnej, zaplanowanej wcześniej części i zabrać się za jej opisywanie, muszę nad tym popracować.
    Jeśli chodzi o nazwy, nie znam książek Sapkowskiego, a legendę arturiańską kojarzę tylko wyrywkami. Nie chodziło mi o pochwalenie się tym co przeczytałam, jak rysowałam mapę pisałam po prostu nazwy, które - jak mi się zdawało - pasowały do danej nacji (niejednokrotnie pomagali mi przyjaciele, jednak mapa powstała tak dawno, że nie jestem w stanie powiedzieć, czy te nazwy wymyśliłam ja czy oni).
    Jak mam być szczera, liczyłam chociaż na dwa pomiociki, jednak jeden wcale mnie nie zniechęcił do pisania - wręcz przeciwnie, mam dużą motywację żeby się poprawić, zwłaszcza, że w końcu wiem w czym tkwi problem! Mam nadzieję, że jak za jakiś czas zwrócę się tu z drugą prośbą oceny tego opowiadania przyjmiesz mnie ponownie i być może będzie lepiej. :) W każdym razie uwielbiam pisać, a Twoje porady na pewno dokładnie rozważę i postaram się wprowadzić w życie, choć muszę przyznać, potrzebuję na to na pewno czasu. Jeszcze raz dziękuję za ocenę. :D
    Mam nadzieję - do usłyszenia! ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. "Tworzy to wrażenie chaosu, bo skoro zegarki, to jak działają? Na baterie?"

    Nie wiem, jak jest w ocenianym tutaj opowiadaniu. Czy jakaś postać krzyczy tam, na przykład: "Aaa, przegapiłem bitwę, bo wyczerpały mi się baterie w zegarku!"? Jeśli nie, to można założyć, że bohaterowie korzystają z zegarków mechanicznych, poruszanych sprężyną napędową. Jest to rozwiązanie starsze od prądu o dobre kilkaset lat - wystarczy spojrzeć na popularny "steampunk", gdzie zegarków jest jak mrówek, a elektryczności nie ma. Co do megafonów, to mogły to być po prostu zwykłe tuby, bez elektrycznych przetworników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Steampunk to nie epoka historyczna, to wariacja na temat epoki (XIX wieku o ile mnie pamięć nie myli), na wszystkich bogów Valhalli! A jak już sobie to wyjaśniliśmy to tłumaczę, o co chodzi, a co autorka i bez tego, zdaje się, dobrze zrozumiała:
      Fakt, to mogły być zegarki mechaniczne na sprężynę (bo "mechaniczne" to i takie, i takie), dlaczego nie. Tylko tu znów pojawia się problem: historia z bloga to pseudośredniowiecze. Średniowiecze na bank nie zna budzików i megafonów (o których było jasno powiedziane, że to megafony - przyjmuję więc, że jednak nie tuba) czy tajemniczych ekranów o niewiadomym przeznaczeniu - tu problem stanowi to, że autorka nie tłumaczy się z obecności tych bliższych naszej epoce akcesoriów ani nie tłumaczy tego, jak i dlaczego działają - to jest problem dziurawej (a przez to chaotycznej) kreacji świata tylko i wyłącznie.

      Usuń
  6. A kto powiedział, że steampunk to epoka historyczna (bo na pewno nie ja?) Steampunk to konwencja literacka, rządzona pewnymi prawami, z których najważniejszą jest osadzenie akcji w realiach przypominających z grubsza epokę wiktoriańską i brak nieznanych wtedy wynalazków. (autorzy czasem obchodzą to ograniczenie, wprowadzając magię, eter albo inne zjawiska nadprzyrodzone). Przykład steampunku miał wskazać, że skoro w czasach przed-elektrycznych zegarki są tak popularnie używane, to musi być to rozwiązanie dużo starsze. Oczywiście można było się odwołać do powieści z epoki albo współczesnych w stylu Godziny Pąsowej Róży, ale steampunk jest ewidentny, bo wręcz fetyszyzuje te swoje zegarki. Dlatego zabawnie wygląda zarzut, że skoro w tym świecie są zegarki, to jak one tam działają, NA BATERIE? Skoro świat jest bezprądowy, to jako czytelnik automatycznie zakładam, że są to zegarki sprężynowe i tyle.

    "Tylko tu znów pojawia się problem: historia z bloga to pseudośredniowiecze. Średniowiecze na bank nie zna budzików i megafonów"

    Złośliwie przypomnę, że we Władcy Pierścieni hobbici używają kieszonkowych zegarków, podczas gdy reszta Śródziemia naparza się mieczami i jada z drewnianych misek. A poważnie, jeśli jest to świat po apokalipsie, to można spokojnie założyć, że co prostsze mechanizmy, niewymagające elektrycznego zasilania czy trudnych do wyprodukowania komponentów są nadal wykorzystywane, jak na przykład te zegarki czy ręczne maszyny do szycia. Chociaż oczywiście zgadzam się, że warto na początku ustalić, jaki jest poziom techniczny tego świata, co tam jest, a czego nie ma i tego się trzymać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. " Chociaż oczywiście zgadzam się, że warto na początku ustalić, jaki jest poziom techniczny tego świata, co tam jest, a czego nie ma i tego się trzymać" - i tylko o to mi tu chodziło, na bogów.
      I nie bardzo rozumiem twoje odwołanie do postapo i steampunku, w opku tego nie ma, argumentacja więc wydaje mi się nieco chybiona, ale ok, zgadzam się, niech będzie.

      Usuń