Miejscówka przyzywającego: Forgotten Pages
Przedwieczna: Broz-Tito
Trochę czasu mija, nim szablon się
załaduje. Muszę jednak przyznać, że nie atakuje on zbyt wieloma elementami i
jaskrawymi kolorami. Niestety, w oczy rzuca się babol w napisie, gdzie zamiast
„wojnę” jest „wojne”, do tego zupełnie bez sensu napisane wielką literą. I nie
bardzo rozumiem, dlaczego obok tego ozdobnego tekstu nad ramką z treścią
rozdziałów jest jeszcze jeden, do tego zupełnie innym fontem oraz kolorem. Co
jeszcze gorsze, nie dość, że ten drugi napis znajduje się w niepoprawnym
cudzysłowie, to też znalazłam tam babola – tym razem jest to zbędny przecinek.
Lewa ramka bloga ciągnie się w
nieskończoność. Najbardziej zbędną z ramek jest jednak tłumacz. Nie sądzę, by
trafił się ktokolwiek, kto chciałby czytać opowiadanie w pokaleczonym przez
translator języku.
A, jeszcze na koniec – justuj tekst, tak
jest schludniej i wygodniej się czyta.
Przejdźmy jednak do treści.
Rozdział
pierwszy
Dla
większości stanowiło to po prostu zabawę, zwykłe urozmaicenie wolnego czasu patrząc
na kwalifikacje do corocznego Turnieju – Od sensu odlepiło temu zdaniu.
Kolejny
tego dnia elf patrzył na mnie pogardliwie. Nie wiem czy to przez mój wiek. Co
prawda w Turnieju zwykle startowały osoby w przedziale 20-25 lat. – Co prawda co? Po stwierdzeniu „co prawda
coś tam coś tam” musi się znaleźć „ale coś tam coś tam”. A tu jest kropka. Znów
coś od sensu urwało.
No
ale w sumie byłam tylko o rok młodsza od przeciętnego wieku. – Młodsza od wieku? To brzmi źle, kulawo.
Raczej byłam o rok młodsza od kandydatów
startujących w Turnieju. Czy coś tam. Ale na pewno nie młodsza od wieku.
Strzała
wbiła się w pień niecałe dwa centymetry od mojej stopy. Schowałam ją szybko. – Stopę czy strzałę?
nie
wzruszony – Niewzruszony – „nie”
z przymiotnikami piszemy łącznie.
Wbiłam
ostrze do pnia – W pień.
Do
moich uszu zdążyły dopływać – Skoro
zdążyły, to drugi czasownik też
powinien mieć formę dokonaną, tymczasem to bezokolicznik, co sprawia, że zdanie
jest bez sensu. Chyba że chodziło ci o zaczęły
dopływać, wtedy bezokolicznik może zostać.
Musiałam
przejść nim kawałek, schować się za pagórkiem, który był idealnie za nim – Za kawałkiem? Rowem? Elfem? Samą sobą?
Chciał
mnie sprowokować do ujawnienia – Zabrakło
się w tym przypadku.
-
Poddaj się, chyba że chcesz poczuć ciepło ognia. – szepnęłam – Bez kropki.
Na
Turnieju – NIE. W czasie, podczas, ale nie NA.
Miejsce
drugiego było przy moim boku, przywiązany do skórzanego pasa. – To zdanie znów nie ma sensu.
zdawały
się być niegroźne – Bez być.
Brała
tą walkę na poważnie – Tę.
W
trakcie kolejnych paru sekund rozległa się błyskawiczna seria ataków Olevi.
Czym ta Olevi atakowała, że seria się rozległa? Kałasznikowem? Cekaemem?
Armatą?
Rozdział
drugi
Zapalać
te miecze od tak, kiedy ci się podoba? – Ot, nie od.
Zostanie
zdyskwalifikowana z Turnieju – Z Turnieju jest całkowicie zbędne.
Najzwyklej
na świecie – Najzwyczajniej.
Rozdział
trzeci
Umieścili
mnie w pomieszczeniu z numerkiem "4" i kazali czekać aż przyjdzie
moja kolej. Nie był duży, ledwo co mieściło się w nim łóżko na kółkach, mała
szafka i krzesło. – Ten
pomieszczeń nie był duży?
Wybacz,
uśpienie cie było niezbędne – Cię.
Pomógł
mu upleść warkocz – Zapleść.
z
trzaskiem zatrzasnęłam drzwi. – Skoro
zatrzasnęłam, to wiadomo, że z trzaskiem.
jedynie
oddech odrobinę mi się przyspieszył – Bez
się.
Dziękujemy
wspaniałego występu tancerzom z Vinymaru! – To nie jest nawet po polsku. Dziękujemy tancerzom z Vinymaru za wspaniały występ/ Dziękujemy za
wspaniały występ tancerzom z Vinymaru.
mucho
– podobnych – Muchopodobnych.
panicznie
przerażona – Panicznie można
się bać, więc albo panicznie się boi
albo jest przerażona – jednak w
kontekście lepiej brzmi panicznie boi
się.
Rozdział
czwarty
Położę
go na łopatki – Rozłożę.
Z
jakąś inna finalistka – Inną finalistką.
Wyczekujemy
waszego powrotu!. – Widać,
że czarownicy też nie znają zasad gramatyki, bo ta kropka jest zupełnie
niepotrzebna.
wypuszczono
białe Seviriony, duże ptaki hodowane w Tourenill za wyjątkową inteligencję – Chyba raczej z powodu ich wyjątkowej inteligencji, ze względu na ich wyjątkową
inteligencję, bo teraz to brzmi tak, jakby hodowcy przypłacali hodowlę
własną inteligencją.
Mój
miał blado fioletowe kwiaty – Bladofioletowe.
Jedna rzecz wróciła moją uwagę – skoro
kandydaci mieli jechać do tego całego Edenu konno, to czemu wszystkie swoje
rzeczy mieli w walizkach? Gdzie je przytroczą tak, by nie przeszkadzały
zwierzęciu w poruszaniu się? Będą je trzymać przed sobą czy co?
Rozdział
piąty
W
Edenie parokrotnie miały miejsca wypadki śmiertelne. Nie panują podczas nich
zasady takie jak podczas potyczek kwalifikacyjnych – Podczas tych wypadków nie panują te
zasady? Cóż, w pewien sposób to logiczne. A poza tym: miały miejsce, nie miejsca.
Jeszcze
raz, bardzo ci dziękuję. – Zbędny
przecinek.
Olevi
za to groziła sztyletem nachodzącego ją bruneta – Yyy… Co? To znowu nie jest po polsku i
nawet nie wiem, co chciałaś w tym zdaniu napisać… Że Olevi groziła sztyletem
nachalnemu (nachlanemu?) brunetowi, tak?
coś
czego – Przecinek.
Ten
pająk to był nic – Było.
Rozdział
szósty
Humpf… Jednego nie rozumiem: dlaczego
teraz idą o własnych siłach, skoro w poprzednim rozdziale mieli konie i to
swoje własne, a główna bohaterka nawet
takiego speshul rumaka od samej królowej? Tak po prostu zostawili je w karczmie
ze wszystkimi tobołami?
Jeśli tak, to czemu nie ma o tym ani słowa wzmianki?
ALE NIE! Później mamy zdanie: nastała
cisza, którą przerywały tylko rytmiczne odbicia kopyt – w takim wypadku
wszystkie „podbiegłam”, „podeszłam” należy zamienić na „podjechałam” itp., no
bo chyba przyznasz mi rację, że jadąc konno nie można jednocześnie do kogoś
podejść.
Mimo
wczorajszego wypadku, nie chciałam go widzieć. – Przecinek z odwłoka strikes back!
Za
dużo przeszłam na tamtej arenie, żeby tak po
prostu po jednej takiej sytuacji po
prostu o tym zapomnieć – Powtórzenie.
Był
skupiony tylko na muzyce i nie ulegało wątpliwości, że mógł nie słyszeć ani
moich krzyków. – Ani
krzyków ani czego? Bo poprawne zaprzeczenie to ani coś tam, ani coś tam, więc chyba coś urwało od zdania. Jeśli
nie, to ani jest tu kompletnie
zbędne.
W
przełęczy nie było za przyjemnie – Na przełęczy.
Głęboką
na minimalnie 5 centymetrów ranę – Już
drugi raz widzę minimalnie użyte w
znaczeniu przynajmniej. TO NIE SĄ
WYRAZY BLISKOZNACZNE, bo minimalnie znaczy
co najmniej, mało.
Rozdział
siódmy
Afrodyta
i jej towarzysze z areny już tam byli. Dyskutowali o czymś z przejęciem, a nie
chcąc im przeszkadzać odeszłam na bok.
Duża grupa Zaprowadziłam go przed główne
wejście gospody, gdzie umownie mieliśmy się spotkać. Afrodyta i jej towarzysze
z areny już tam byli. Dyskutowali o czymś z przejęciem, a nie chcąc im
przeszkadzać odeszłam na bok.
Duża grupa zebrała się już na placu.
Wypatrzyłam nawet nimfę Nemezis, dosiadającą białego konia z czarną łatą nad
nozdrzami.
Tu
się coś pokrzaczyło w tekście.
Tuż
przed zetknięciem z ziemią skóra Nemezis porosła futrem, twarz wydłużyła się a
uszy zmieniły swoje położenie, przeobrażając ją w wilczycę – Oprócz tego, że brakuje przecinka przed a, ze zdania wynika, że to dzięki pomocy
przemieszczających się uszu bohaterka mogła zamienić się w wilczycę.
Ktoś
im przeszkodzi i stawi się za nimfą – W
kontekście chodzi o słowo wstawi.
Poprowadziłam
Flame’a na czołówkę pochodu – Czoło, nie
czołówkę.
Pozwoliłam
by czołówka mnie wyprzedziła, wyrównując tempo dopiero po paru minutach kłusu. Zatrzymaliśmy się dopiero w okolicach rzeki – Powtórzenie.
Daleko
na wschód, ledwo widoczne, niczym mała, ciemna kropka, rosło kolejne miasto, do
którego jeszcze dzisiaj mieliśmy dotrzeć na spoczynek – Dłoń Elronda – No fajna zrzynka imienia od Tolkiena,
ładna, ale czemu właściwie ma służyć?
Rozdział
ósmy
Dlaczego font w tym rozdziale jest
taki ogromny?
Spojrzał
na mnie wyczekująco, chwyciłam więc leżący wciąż na ziemi plecak i wspięłam się
niezdarnie na siodło. – W
poprzednich rozdziałach uparcie twierdziłaś, że ma walizkę, nie plecak. Co za
niechlujstwo we własnym opku.
Nigdy
nie zastanawiałam się o tym w ten sposób. – Skoro zastanawiałam
się, to nad tym, ALE myślałam o tym – moim zdaniem druga
opcja w kontekście brzmi lepiej, ale to tylko sugestia.
Wyszedł
z gospody, zdenerwowany – Zbędny
przecinek.
Ubrany
był w granatowy, drogi strój zdobiony srebrnymi nićmi, na butach zaś miał
wypolerowane pantofle. – Na
butach miał pantofle… No cóż, kto bogatemu zabroni nosić dwie pary butów
jednocześnie?
Wędrowiec
zdjął kaptuk, ukazując połyskujący tatuaż na twarzy. – Kaptur.
Rozdział
dziewiąty
Wstąpiliśmy
na nieco pagórkowy teren – Pagórkowaty.
Z
piersi wszystkich wydobywało się westchnienie gdy tylko przekroczyli granicę
drzew, komentowali, zachwycali się – Oprócz
tego, że zgubiłaś przecinek przed gdy, to
raczej wydobyło się niż wydobywało, bo teraz to brzmi tak, jakby
jednocześnie wzdychali i komentowali.
na przykład krasnoluda uzbrojonego w wielki
topór z przekrzywionym hełmem na głowie czy kucającą nimfę z kuszą wycelowaną w
niebo i z ptasim ogonem wystającym spod lekkiego pancerza. – Gdzie
topór ma głowę, żeby mógł na niej nosić hełm i dlaczego kusza ma ptasi ogon i
jest ubrana w pancerz? Mam nieprzystojne skojarzenia.
Porośnięte
mchem, strzegły swoich nacji, swoich wież, zawsze czujni i gotowi. – Nagle
zmieniłaś rodzaj.
Na
pozostałych wzgórzach Edenu był Uniwersytet, wielki klasztor, pokaźny teatr,
budynek rady królestwa i domy wysoko położonych i bogatych mieszkańców – Chyba raczej wysoko URODZONYCH.
przysłuchiwały
się informacjom nadawanym przez magiczny magnetofon – Raczej megafon, nie magnetofon.
Poganiani
przez przewodnika, zdawałoby się, po paru chwilach byliśmy już pod areną.
Potężny budynek piął się na parę pięter do góry, a zaokrąglone, kamienne ściany
w wielu miejscach były delikatnie wyszczerbione, oddając ponadczasowość budowli,
a tym samym - Turnieju. – http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2504451 Nie chodziło ci tu przypadkiem o słowo wiekowość?
Większość
osób siedziało w grupach na ziemi – Skoro
większość (rodzaj żeński), to siedziała.
Zwłaszcza,
że w Turnieju najczęściej biorą udział osoby w wieku od 16 do 24 lat. – A w pierwszym rozdziale twierdziłaś, że w
przedziale 20-25 lat…
Wszyscy,
którzy nie czują się w pełni sił przed wejściem do sali muszą wypić tą fiolkę.
– No chyba raczej jej
zawartość. Szklane naczynie trudno wypić, można je co najwyżej połknąć, jeśli
ktoś lubi życie na krawędzi.
O,
właśnie! W tym roku startujecie w dziewięcio-osobowych zespołach. –
Dziewięcioosobowych.
Rozdział
dziesiąty
włosy
miały szare odrosty, na twarzy tliły się blizny i zmarszczki tak głębokie, że
trudno było odróżnić jedne od drugich. – Płonące blizny i zmarszczki? Serio? Kim ona jest?
Kobietą-wulkanem?
Musicie
więc postawić sobie na priorytecie zdobycie ich. – To zdanie nie jest napisane po polsku. Waszym priorytetem jest zdobycie ich/
Musicie za cel postawić sobie zdobycie ich.
Podsumowując:
Tradycyjnie zaczniemy od stylu,
interpunkcji i całej reszty spraw technicznych. Przede wszystkim, twoim
największym problemem są niepoprawnie zapisane dialogi. Chyba ani razu – przez
całe dziesięć rozdziałów – nie widziałam nawet jednego ich fragmentu, który
byłby zapisany prawidłowo. Tu: http://pomackamy.blogspot.com/p/necronomicon.html
znajdziesz krótką instrukcję, jak dialogi powinny wyglądać. W obecnym stanie
bowiem często nie jestem w stanie powiedzieć, kto wypowiada daną kwestię ani
kiedy się ona kończy, a zaczynają się przemyślenia bohaterki.
Kolejna sprawa to interpunkcja. Często
zdarzają ci się momenty, kiedy stawiasz przecinki w miejscach, w których się
one pojawić nie powinny, tymczasem kompletnie zapominasz o nich, kiedy masz w
zdaniu dwa orzeczenia lub orzeczenie oraz imiesłów zakończony na –ąc. Zdało mi
się kompletnie bezsensownym wypisywać i poprawiać te błędy, w końcu nie jestem
betą, sądzę jednak, że lektura tej strony: http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629734
powinna ci pomóc przypomnieć sobie zasady z podstawówki.
Styl… Jedyne słowo, jakie przychodzi mi
na myśl, gdy myślę o twoim stylu to: KWADRATOWY. Wciąż jeszcze nie masz
wprawionego pióra, opisy walk zatem, które stanowią najważniejszą część tej
historii, są mało dynamiczne i niezbyt obfite w szczegóły. Wiemy, że ktoś na
kogoś skakał, że miecze bohaterki zajęły się ogniem – ale jak to w zasadzie
wygląda? A arena, na której walczą? Jak się zachowują walczący i jak walczą?
Tego trzeba się domyślać. Opisy walk sprowadzasz do tego, że twoja bohaterka
gdzieś biegnie, wykonuje jakieś ruchy, skądś skacze – i to wszystko jest
jeszcze takie nijakie, mało plastyczne.
Podobnie mają się opisy postaci – gdy wprowadzasz
nowego bohatera, opis ograniczasz głównie do koloru włosów i oczu, czasem,
zapewne w porywach szału twórczego, zdarza ci się napisać, co ten ktoś na sobie
ma. Serio, dziewczyno, nikt cię nie będzie batożył rzepą za retardacje poprzez
opisy, dzięki którym będziemy mogli lepiej poznać bohaterów – wprowadziłaś ich strasznie
dużo, ale żadnemu nie poświęciłaś tyle miejsca, byśmy mogli go polubić lub
chociażby kojarzyć z czegoś więcej niż imię – a i to tylko wtedy, gdy pojawił
się więcej niż raz. Na razie najbardziej charakterystyczne są główna bohaterka
i dziewczyna, która potrafi zamieniać się w bestię, Nemezis, tak?
O, widzisz – przeczytałam całe
opowiadanie i nie umiem sobie przypomnieć imion postaci. To świadczy o tym, że
bohaterowie nie są zbyt charakterystyczni, ba, są dość papierowi – łącznie z
główną bohaterką, o której mogę powiedzieć tyle, że dobrze walczy, włada
żywiołem ognia i jest sierotą. Teraz pomyśl sobie, że o pozostałych bohaterach
jestem w stanie powiedzieć jeszcze mniej. Kiepski bilans, co? W końcu napisałaś
już dziesięć (choć przyznaję, dosyć krótkich) rozdziałów. Właściwie za każdym z
twoich bohaterów kryje się jakaś tragiczna historia – okej, skoro tak, opisz to w taki sposób, by czytelnik potrafił
się przejąć ich nieszczęśliwym losem, daj mu dobrze poznać i pozwól zrozumieć
motywacje, które sprawiły, że biorą udział w Turnieju, przedstaw uczucia, które
nimi kierują, daj czytelnikowi poczuć, że kimś targa tęsknota, a jeszcze kogoś
innego napędza jedynie chęć zemsty – niby o tym piszesz, a na razie brak w tym
prawdziwej emocji. To jest głównie kwestia wprawy, im więcej ćwiczeń, tym
lepszy warsztat.
Podobnie sprawa się ma z opisami przyrody
i wnętrz – są skromne, bardzo skromne. Miałaś taką szansę, by pokazać swój
świat, a ograniczyłaś się do wymieniania niewiele mówiących nazw kolejnych
przystanków na trasie twoich bohaterów. Nie przeczę, czasem wspominałaś o
lasach czy górach, ale znów: tym opisom wciąż jeszcze brakuje plastyczności.
Fajnie, że masz mapkę, bo nie ma fantasy bez mapki! Tak twierdzi Nonsensopedia,
i niestety ta reguła się u ciebie sprawdza:
Musisz wiedzieć jedną rzecz: mapka nie
rozwiązuje problemu opisów przyrody (czy generalnie otoczenia) dzięki którym
czytelnicy lepiej wyobrażą sobie świat, który wymyśliłaś. Pozwolę sobie
zacytować Nonsensopedię:
Wystarczy napisać „X minął Strzelistą Górę, przekroczył rzekę i wlazł do lasu”, czytelnik rzuci okiem na mapę i już będzie wiedział, że X w czasie tego jednego zdania przebył odcinek równy długości rajdu Paryż-Dakar.
Przeczytaj to sto razy, autorko, a potem
zrób odwrotnie, niż radzą. Twoje opowiadanie tylko na tym zyska.
Jak już jesteśmy przy opisach, to
porozmawiajmy sobie o świecie, który jest niestety światem kulejącym – nie
tylko z powodu braku właściwiej ekspozycji, niestety.
Pierwsza sprawa: Turniej – kwestia tego,
po co, przez kogo, dla kogo i w ogóle po co, nurtowała mnie nieustannie podczas
lektury. Zasady tego plebiscytu na żołnierza nie są jasne: wiemy, że jest kilka
etapów i trzeba wszystkie wygrać, by cię wysłali na front. Niemniej jednak – z
punktu widzenia ekonomii i siły obronnej państwa – te zawody są bez sensu.
Pisząc o tym wydarzeniu w taki sposób, jasno dajesz do zrozumienia, że
żołnierze, którzy walczą na tajemniczym froncie, wyłaniani są tylko i wyłącznie
poprzez ten Turniej. By brać w nim udział, trzeba mieć pi razy drzwi (bo
zmieniasz zdanie) minimalnie osiemnaście, maksymalnie dwadzieścia pięć lat.
Przykro mi, że cię uświadomię, ale:
TO JEST BEZ SENSU.
W rozdziale dziewiątym uświadamiasz nas,
że ta wojna toczy się od co najmniej kilkudziesięciu, jeśli nie kilkuset lat.
Średnio raz na rok dostarcza się na front około dwustu, może trzystu dobrze
wyszkolonych i zaprawionych w bojach na arenie żołnierzy. Ekonomicznie – klapa,
bo się wydaje pieniądze i na Turniej, i na wojnę. Z punktu widzenia sztuki
wojennej – tragedia, bo z pewnością straty są większe od liczby świeżych
rekrutów. Bardziej logiczne jest zarządzenie poboru, który objąłby wszystkich
zdolnych do walki: a w twoim przypadku są to zarówno kobiety, jak i mężczyźni
kilku ras. Twoje państwo ma potencjał, ma odpowiednią liczbę ludności, by nie
musieć bawić się w Turnieje, a całą sprawę załatwić wysłaniem w kamasze,
pobieżnym przygotowaniem i wysłaniem do walki. By to lepiej zrozumieć polecam
lekturę chociażby Na Zachodzie bez zmian,
W stalowych burzach czy nawet wspomnień Czerwonego Barona – tam jest
całkiem sporo o sztuce wojennej, walce w wojnie pozycyjnej i kondycji wojska
poborowego w ogóle.
Jeszcze jedna rzecz: walki na froncie z
pewnością nie mogą równać się pojedynkom jeden na jeden na arenie, gdzie taki
„rekrut” ma świadomość, że może oberwać, ale zaraz go naprawią, a przeciwnik
nie może go zabić, ergo: nie jest przygotowany na to, co go czeka na froncie,
czyli ani na zabijanie, ani walkę w grupie/w tłumie ani na ograniczonym i
nieznajomym terenie. Turniej zatem jest mało efektywny i raczej nie zaspokaja
potrzeb frontu, dużo też z nim zachodu, bo taki „rekrut” przecież, jak rzekło
się wyżej nie wie nic i nie umie nic, co mogłoby się na froncie przydać. Jeszcze jedna sprawa techniczna:
To najmniej skomplikowana definicja
frontu – czy tak się walczy w twoim świecie, w którym większość ludzi używa
broni białej lub magii? Nie sądzę, bo taki świat to pseudośredniowiecze.
Średniowiecze nie zna pojęcia frontu ani w ogóle walki pozycyjnej, jaką zdają
się prowadzić państwa w twoim świecie. Jest masa książek o sztuce wojennej w
średniowieczu, a także o wojnie pozycyjnej (mówię tu o przykładzie I wojny, nie
tylko powieść i wspomnieniówki, które wymieniłam, ale także prace teoretyczne),
mogłabyś poczytać nim zaczniesz rzucać terminami, które w zdarzeniu z
wykreowanym światem nie składają się w sensowną całość.
Zresztą, niby pseudośredniowiecze, ale
ekrany, megafony i generalnie elektronikę to ci ludzie u ciebie mają. Tworzy to
wrażenie chaosu, bo skoro zegarki, to jak działają? Na baterie? Jeśli tak, to
dlaczego nie ma słowa o elektrycznym oświetleniu i elektryczności w ogóle? Twój
świat jest chaotyczny i pozszywany z części, które jak na razie do siebie nie
pasują, funkcjonują tylko jednocześnie, obok siebie, trzymając się na mocy
Imperatywu Narracyjnego. Konie, szable, miecze, noże, katapulty, magia,
zegarki, megafony, walizki… To dlaczego nie broń automatyczna i samochody?
Świat rozłazi ci się też przy
nazewnictwie. Na imieniu i nazwisku głównej bohaterki można sobie język na
supeł zawiązać, imiona innych są pełne skandynawsko brzmiących podwójnych
liter, a nazwiska kolejnych są po prostu losowo wybranymi słowami
angielskimi/łacińskimi/greckimi. Podobnie sprawa ma się z nazwami geograficznymi,
gdzie każda jest z innej parafii: i tak mamy Podziemie czy Eden, ale
jednocześnie Vinymar czy Khorat. Nie widzę tu żadnego systemu, bohaterowie
nazywają się tak albo siak bez względu na nację, do której należą, o geografii nie
wspominając, bo tam w ogóle jest groch z kapustą - oprócz Dłoni Elronda
(Tolkien) doszukałam się Zarzecza (khem, choćby Sapkowski, khem) i Graala
(legenda arturiańska!). Coś próbujesz zasugerować, pochwalić się książkami,
które się czytało, czy nazwy kompletnie nie mają tu znaczenia? Bo zupełnie nie
wiem, co mam o tym myśleć.
Zbierając
to wszystko do kupy: pomysł
niewątpliwe masz, problem stanowi wykonanie i, zdaje się, kompletny brak
przemyślenia swojego świata, który wygląda na razie na zupełnie niepoukładany.
Wrzuciłaś do niego wiele elementów klasycznego fantasy (jak choćby rasy i
nieodzowny quest przeznaczony bohaterom), dodałaś od siebie Turniej oraz
wieloletnią wojnę wraz z elementami współczesności (elektronika!), ale
kompletnie nie przemyślałaś, czy to się w ogóle klei. Nie klei się. Nie będzie
się kleiło, bo ty tak napisałaś. Musisz jeszcze to uzasadnić, przedstawić
zasady rządzące twoim światem i kierujące bohaterami.
Jedyne, co mogę zalecić to przemyślenie
konstrukcji świata raz jeszcze, rozbudowanie go o ważne a brakujące szczegóły
oraz o ćwiczenie warsztatu: powinnaś przede wszystkim dużo pisać, choćby
wprawek, czyli samych opisów czy dialogów (tak, by brzmiały naturalnie, a
ewentualnie retardacje nie zaskakiwały wklejone na chybił-trafił), szczególnie
do szuflady, dla samej siebie. Na dzień dzisiejszy Forgotten Pages dostają jeden pomiocik. Jednak nie zrażaj się –
widzę w tobie potencjał, ostatnie trzy, dwa rozdziały są zdecydowanie lepsze od
tych pierwszych. Opowiadanie jest do uratowania, jeśli nad nim popracujesz (a
pracy czeka cię cholernie dużo!)
Kolejna dobrze napisana recenzja :) Najbardziej podoba mi się to, że nie jest to tylko zrypanie autorki od góry do dołu, tylko konkretne rady, które pomogą jej się rozwinąć. I nawet ten jeden pomiocik na końcu nie jest demotywujący, tylko właśnie zachęcający do działania. Myślę, że chyba jedna z lepszych recenzji, jakie tu czytałam :)
OdpowiedzUsuń„Rozdział ósmy
OdpowiedzUsuńDlaczego czcionka w tym rozdziale jest taka ogromna?”
FONT :) Czcionka nie ma prawa się tam pojawić.
Argh, racja! Posypuję głowę popiołem i pędzę poprawiać :)
UsuńBT
Wreszcie jakieś porządne podsumowanie, gdzie wszystko jest faktycznie "zebrane do kupy" i omówione. Niefajnie, gdy samo poprawianie błędów zajmuje dużo miejsca, dzięki czemu ocena wygląda na obszerną, a reszta (najbardziej interesująca) ma najwyżej dwa-trzy akapity...
OdpowiedzUsuńWitam! ^^
OdpowiedzUsuńNa początku bardzo chciałabym podziękować za konkretne porady i pokazanie błędów, oraz za poświęcony czas. :) Po przeczytaniu oceny stwierdziłam, że w wielu, ba, w większości kwestii masz rację. Muszę ostro wziąć się do roboty. Postanowiłam, że poświęcę trochę czasu w weekend, żeby poprawić te dziesięć rozdziałów (jeśli nie zdecyduję się na napisanie historii od nowa, bo w końcu ten Turniej, jak tak to przedstawiłaś to rzeczywiście lipa), a tłumacza już wykasowałam.
Jedną rzecz jednak chciałabym wyprostować. Sądzę, że odnośnie bohaterów potrzebne jest małe wyjaśnienie. Otóż miałam zamiar wprowadzać motywy reszty postaci (tych co jak na razie nic nie wiadomo) później, stopniowo. Wszystko mam rozpisane, a uznałam, że jak zrobię coś w stylu "wieczoru wyznań" gdzie każdy powie wszystko o sobie to będzie lekko nudne, dlatego w oparciu o historie bohaterów mam zamiar wprowadzić podczas dalszej części opowiadania specjalne fragmenty. Każdemu bohaterowi poświęcę wtedy odpowiedni czas żeby czytelnikowi przybliżyć przeszłość, motywy itp.
Rzeczywiście (m.in. patrząc na mapę), opisy są bardzo ubogie. Chyba za bardzo spieszyłam się, aby dojść do kolejnej, zaplanowanej wcześniej części i zabrać się za jej opisywanie, muszę nad tym popracować.
Jeśli chodzi o nazwy, nie znam książek Sapkowskiego, a legendę arturiańską kojarzę tylko wyrywkami. Nie chodziło mi o pochwalenie się tym co przeczytałam, jak rysowałam mapę pisałam po prostu nazwy, które - jak mi się zdawało - pasowały do danej nacji (niejednokrotnie pomagali mi przyjaciele, jednak mapa powstała tak dawno, że nie jestem w stanie powiedzieć, czy te nazwy wymyśliłam ja czy oni).
Jak mam być szczera, liczyłam chociaż na dwa pomiociki, jednak jeden wcale mnie nie zniechęcił do pisania - wręcz przeciwnie, mam dużą motywację żeby się poprawić, zwłaszcza, że w końcu wiem w czym tkwi problem! Mam nadzieję, że jak za jakiś czas zwrócę się tu z drugą prośbą oceny tego opowiadania przyjmiesz mnie ponownie i być może będzie lepiej. :) W każdym razie uwielbiam pisać, a Twoje porady na pewno dokładnie rozważę i postaram się wprowadzić w życie, choć muszę przyznać, potrzebuję na to na pewno czasu. Jeszcze raz dziękuję za ocenę. :D
Mam nadzieję - do usłyszenia! ^^
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuń"Tworzy to wrażenie chaosu, bo skoro zegarki, to jak działają? Na baterie?"
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak jest w ocenianym tutaj opowiadaniu. Czy jakaś postać krzyczy tam, na przykład: "Aaa, przegapiłem bitwę, bo wyczerpały mi się baterie w zegarku!"? Jeśli nie, to można założyć, że bohaterowie korzystają z zegarków mechanicznych, poruszanych sprężyną napędową. Jest to rozwiązanie starsze od prądu o dobre kilkaset lat - wystarczy spojrzeć na popularny "steampunk", gdzie zegarków jest jak mrówek, a elektryczności nie ma. Co do megafonów, to mogły to być po prostu zwykłe tuby, bez elektrycznych przetworników.
Steampunk to nie epoka historyczna, to wariacja na temat epoki (XIX wieku o ile mnie pamięć nie myli), na wszystkich bogów Valhalli! A jak już sobie to wyjaśniliśmy to tłumaczę, o co chodzi, a co autorka i bez tego, zdaje się, dobrze zrozumiała:
UsuńFakt, to mogły być zegarki mechaniczne na sprężynę (bo "mechaniczne" to i takie, i takie), dlaczego nie. Tylko tu znów pojawia się problem: historia z bloga to pseudośredniowiecze. Średniowiecze na bank nie zna budzików i megafonów (o których było jasno powiedziane, że to megafony - przyjmuję więc, że jednak nie tuba) czy tajemniczych ekranów o niewiadomym przeznaczeniu - tu problem stanowi to, że autorka nie tłumaczy się z obecności tych bliższych naszej epoce akcesoriów ani nie tłumaczy tego, jak i dlaczego działają - to jest problem dziurawej (a przez to chaotycznej) kreacji świata tylko i wyłącznie.
A kto powiedział, że steampunk to epoka historyczna (bo na pewno nie ja?) Steampunk to konwencja literacka, rządzona pewnymi prawami, z których najważniejszą jest osadzenie akcji w realiach przypominających z grubsza epokę wiktoriańską i brak nieznanych wtedy wynalazków. (autorzy czasem obchodzą to ograniczenie, wprowadzając magię, eter albo inne zjawiska nadprzyrodzone). Przykład steampunku miał wskazać, że skoro w czasach przed-elektrycznych zegarki są tak popularnie używane, to musi być to rozwiązanie dużo starsze. Oczywiście można było się odwołać do powieści z epoki albo współczesnych w stylu Godziny Pąsowej Róży, ale steampunk jest ewidentny, bo wręcz fetyszyzuje te swoje zegarki. Dlatego zabawnie wygląda zarzut, że skoro w tym świecie są zegarki, to jak one tam działają, NA BATERIE? Skoro świat jest bezprądowy, to jako czytelnik automatycznie zakładam, że są to zegarki sprężynowe i tyle.
OdpowiedzUsuń"Tylko tu znów pojawia się problem: historia z bloga to pseudośredniowiecze. Średniowiecze na bank nie zna budzików i megafonów"
Złośliwie przypomnę, że we Władcy Pierścieni hobbici używają kieszonkowych zegarków, podczas gdy reszta Śródziemia naparza się mieczami i jada z drewnianych misek. A poważnie, jeśli jest to świat po apokalipsie, to można spokojnie założyć, że co prostsze mechanizmy, niewymagające elektrycznego zasilania czy trudnych do wyprodukowania komponentów są nadal wykorzystywane, jak na przykład te zegarki czy ręczne maszyny do szycia. Chociaż oczywiście zgadzam się, że warto na początku ustalić, jaki jest poziom techniczny tego świata, co tam jest, a czego nie ma i tego się trzymać.
" Chociaż oczywiście zgadzam się, że warto na początku ustalić, jaki jest poziom techniczny tego świata, co tam jest, a czego nie ma i tego się trzymać" - i tylko o to mi tu chodziło, na bogów.
UsuńI nie bardzo rozumiem twoje odwołanie do postapo i steampunku, w opku tego nie ma, argumentacja więc wydaje mi się nieco chybiona, ale ok, zgadzam się, niech będzie.