czwartek, 19 września 2013

0029. Samirlih.blogspot.com

Miejscówka oceniającego: Samirlih
Przedwieczna: Deneve

Na wstępie: ocena bloga Eśki nie ukaże się. Trudno było mi napisać więcej niż dwie strony na temat komiksu, sami rozumiecie. Dlatego doszłyśmy do porozumienia i Eśka dostała wszystkie moje uwagi w formie pliku tekstowego, bo nie chciałam publikować czegoś, czego sama oceną właściwie bym nie nazwała.

Właściwa część ocenki:

Kurka wodna. Wchodzę na bloga i co widzę? Bałagan. Kolejny raz nie wiem, które opowiadanie mam ocenić, za co się zabrać. Nie wiem, czy to, co napisałaś, jest zakończone, czy może piszesz dwa opowiadania na zmianę (jest jedynie informacja o zakończeniu Bitwy pod Sani Beg). Nie mam pojęcia, czy inne luzem" w ogóle odnoszą się w jakikolwiek sposób lub łączą z pełnymi opowiadaniami, a nie chcę na siłę wciskać zupełnie różnych opowiadań w nieodpowiednie realia. 
Zielonego pojęcia nie mam, czy ocenę powinnam zacząć od Bitwy" czy od utworu Flavintr" – przy tym drugim niby jest data… ale co z tego, skoro nie wiem, jak chronologicznie ma się to w stosunku do pierwszego?
Dobra, niech będzie, że nie jestem podłą ignorantką, zajrzę do zakładki O historii". I co? Czytać można dowolnie! Niby w końcu wszystko ma złączyć się w jedno, ale jakoś mnie to nie przekonuje i z miejsca odpycha. Trudno, radzić sobie jakoś trzeba. Może w efekcie zmienię zdanie?

Pozwól, że zacznę od tekstu Flavintr", a te luzem" zostawię sobie na koniec. Wolę przez przypadek nie pomieszać wiadomości, bo to mogłoby źle wpłynąć na ocenę, a przecież i Ty i ja nie chcemy, żeby opowiadanie zostało pokarane przez to, że coś mi się pomiesza.

Już na samym początku trzy razy powtarzasz słowo był" – do poprawki. I to migiem. Albo uważniej sprawdzać, albo wynająć" betę (jak to brzmi…). 
Był środek nocy. Gwiazdy świeciły jasno, jakby oczekując na coś. Było niesamowicie cicho, świat wstrzymał oddech. Świerszcze przerwały swoje melodie, sowy ucichły, a wszelkie nocne zwierzęta zamarły. W powietrzu czuć było coś niezwykłego...Nagle na niebie pojawił się złoty błysk. Był bardzo silny, emanujący ciepłem i światłem, nie zgasł, lecz upodobnił się do gwiazd, choć był większy.
Bardzo niefajnie to wygląda. Poza tym – w zaznaczonym na czerwono miejscu dałabym średnik, żeby rozdzielić zdania równorzędne, o.
Gdy w końcu kążyły tylko trzy, widać było, że dwa późniejsze podążąją za pierwszą gwiazdą.
Pogrubienia to literówki, a poza tym: skoro gwiazdy, to chyba dwie, hm?
I jeszcze jedno, bo zapomnę: podążają – chodzi mi o czas teraźniejszy. Jeśli wcześniej trzymałaś się w opowiadaniu czasu przeszłego, to powinnaś być konsekwentna. Tyle.
Dalej znowu powtarzasz:
Widok był naprawdę niezwykły.czuć było gwałtowny przyrost
Powiem krótko: popracuj nad znalezieniem synonimów. Nie będę już zwracać uwagi na to konkretne powtórzenie, ale wiedz, że masz ich sporo. Dalej, podczas sceny ucieczki bestii, powtarzasz też słowo smoki" (niżej również). Błagam, popracuj nad tym albo poproś kogoś o sprawdzenie tego, co piszesz, bo powtórzenia masakrują całkiem poprawnie napisany tekst. Wypisywanie sformułowań pokroju uciekający smok był koloru…, smok, który leciał (…) był koloru nieba, trzeci smok…" (itd.) świadczy raczej o Twojej nieporadności w kwestii budowania opisów.

Skoro już przy tym nieszczęsnym akapicie jestem, to chciałabym zwrócić uwagę na fakt, że bardzo gwałtownie przechodzisz od opisu natury do stworzenia, które biegnie". Ni to z gruchy, ni z pietruchy – brakuje mi w tym miejscu jakiegoś wprowadzenia do tego, że będziesz zmieniać obiekt, na którym się skupiasz (wcześniej była to natura) lub konkretnego powiązania, żeby wszystko trzymało się kupy.

Co więcej: cholera, jakie światło? Przeoczyłam coś?
Dobra. Rozumiem. Chodzi o to, że przyrównałaś smoki do gwiazd na niebie, tak? Jeśli się nie mylę, to nadal pytam: skąd światło? Tak sobie sparkliły niczym Edward ze Zmierzchu? Proszę o wytłumaczenie. Ponadto wydaje mi się, że przydałoby się jakoś rozjaśnić, co z czego wynika. Osobiście się zgubiłam, bo nie od razu załapałam, co chciałaś czytelnikowi przekazać. Nie używaj tego typu skrótów myślowych –ktoś, kto czyta to pierwszy raz, nie jest połączony z Tobą jaźnią i nie zawsze może nadążyć.

Przepraszam, ale jak łuski, na litość, mogą falować smokom w trakcie lotu? Przecież to coś w rodzaju pancerza… nawet nie coś w rodzaju, ale sam pancerz.
Leciały bardzo szybko, łuski falowały im od pędu. Mimo szaleńczej pogoni wydawały się być zadowolone.
Te łuski zadowolone były…?
Piszesz o błękitnej smoczycy. Albo o czymś zapomniałam, albo wcześniej był to smok. Szybka zmiana płci? No tak… rubinowy smok to też jednak smoczyca. Można było się spodziewać. Przy okazji: powtórzenia smoczyca". Rany. Sporo tego. Powtórzeń znaczy. Poważnie, dobrze radzę, pomyśl o becie, bo widzę, że z synonimami nie radzisz sobie w ogóle.

CO?!
Błękitna smoczyca wysunęła szpony z tylnych łap jak kotka
Ja przepraszam… ale smoczyca… jak kotka?! Skąd wzięłaś to porównanie…? Już bardziej pasowałby mi tu, nie wiem, orzeł, który szykuje się do chwycenia swojej ofiary. Ale jak kot chcący podrapać nową sofę? (btw. kotki to mają pazurki, nie szpony) Może nie zapędzajmy się tak daleko w głębię budowania opisów…

ta jednak zrobiła unik i zanurkowała w dół
Nie można zanurkować w górę.

Mogła latać tylko w boki, lub zaatakować
Przed lub" nie stawiamy przecinka.           (wyjątkowo wstawiamy, jeśli "lub" w zdaniu jest kilka albo wtedy, gdy wprowadza dopowiedzenie)

Zaczęły się kłębić,
Próbuję wyobrazić sobie trzy smoki zbijające się w kłębek. Nie ma bata, nie idzie.

czerwona smoczyca warknęła zirytowana i, mimo wbitych w bok szczęk błękitnej, drapnęła ją łapą, po czym ugryzła w nos
W wyznaczonych miejscach przecinki, bo to wtrącenie jest. I jak mogła ugryźć ją w nos, skoro tamta aktualnie gryzła ją w bok…? Łabędzia szyja, czy coś…?

Uwolniła się od niej i znów zniżyła lot, próbując zniżyć się jak najbardziej.Zniżyła lot (…) zniżyć się…
Popraw, proszę.

Jej prześladowczynie były zbyt daleko.
Nie rozumiem. Przed chwilą się kłębiły…

Odetchnęła i zawisła w powietrzu. Nagle w powietrzu przed jej nosem pojawiło się coś okrągłego, czarnego i błyszczącego.
Wybacz, to dopiero prolog, a ja już jestem zmęczona oceną. Długo nie widziałam tak ogromnej ilości powtórzeń. Najbardziej smuci mnie to, że nic z tym nie robisz. Jest ich tak wiele, że po przeczytaniu tego, co napisałaś, na pewno udałoby Ci się zredukować je co najmniej o połowę. Chyba że w ogóle nie zwracasz na nie uwagi – wtedy jest gorzej. Popracuj nad tym. Sama nie będę już  punktować powtórek, bo masz ich tyle, że wytykanie wszystkiego zajęłoby pół oceny.

Spadało po skosie, cały czas przyspieszając zdawało się wyglądać jak kometa spadająca na ziemię.
Wytłumacz mi. JAK jajo mogło spadać po skosie, skoro smoczyca zatrzymała się i, skoro się nie ruszała, powinno spadać pionowo? Rzuciła nim jakoś, czy coś? Nadała pęd? Jeśli tak, to wypadałoby wspomnieć. Poza tym: JAKA KOMETA? Podobno smoczyca zniżyła się", żeby jajo nie spadło ze zbyt dużej wysokości…

Ponadto akapity tańczą Ci po całej szerokości ekranu, byłoby fajnie, jakbyś coś z tym zrobiła, bo nieestetycznie to wygląda. Na wielu blogach znajdziesz instrukcję krok po kroku, jak zrobić, by akapity były równe i robiły się same. Niestety po zastosowaniu tej instrukcji musiałabyś usunąć wszystkie akapity w postaci spacji ręcznie.

Wyglądało to cudomnie
Cudownie chyba. Błagam, przecież słowniki to podkreślają…

- A więc stało się. - Powiedziała blondynka opierając się o pobliskie drzewo.
Źle zapisujesz dialogi. Zapraszam TUTAJ – punkt pierwszy to zapis dialogów. Poprawny zapis dialogów.

Flavintr, jako elf, wolał ciemne lasy,
Jako elf wolał ciemne lasy, a jako ktoś inny wolał jasne góry?

Szedł, a właściwie płynął ciemnym, kamiennym korytarzem.  Jego długie do ramion jasne włosy powiewały na prądach morskich, które przechodziły przez kamień. Irytujące.


Flavintr już czarno widział tą misję.
Tę misję.

Chyba nie do końca łapię. Elf został wysłany gdzieś w głębie oceanu, ale jednak chodzi ale pływa" – czyli dotyka stopami podłoża, tak? W dodatku leśny elf ma błony między palcami. Błony. Skrzela do kompletu też?

Twoje opowiadanie jest pełne absurdu. Miałam nadzieję, że po prologu wszystko powoli zacznie się wyjaśniać, zamiast tego mam elfa z błonami, rekiny ubrane w uprzęż" i przyprowadzone przez kogoś. Nie żeby coś, ale one mają kilka metrów długości… jak na czymś takim jeździć?

Obaj spięli swoje wieszchowce i ruszyli chyżo w stronę lądu, na wschód. 
WIERZCHOWCE.

Nie wiem, czy Twoje opowiadanie jest prowokacją… może się mylę. Ale ilość błędów w drugim rozdziale wskazuje na jedno z dwóch: albo prowokację, albo olewactwo w stosunku do czytelnika. A to drugie bardzo źle o Tobie świadczy. Zawiodłam się tym bardziej, że na początku aż tylu byków nie sadziłaś.
Raz piszesz, że bohater bytował sobie w morzu, później, że w oceanie. Zdecyduj się, proszę.

Nie dość, że robisz masę błędów, to jeszcze masz bardzo ubogie słownictwo i myślę, że właśnie to odbija się na opowiadaniu w postaci tak zatrważającej ilości powtórzeń. Po pierwsze: słownik wyrazów bliskoznacznych, jak nie na papierze, to chociaż w odmętach Internetów. Po drugie: albo więcej książek… albo więcej mądrych książek, to pomoże Ci poszerzyć zasób słownictwa. Bo w tej chwili Twój styl nie jest już nawet lekki czy potoczny, jest prosto-prostacki, jeśli mogę to w ten sposób nazwać.
Powinnaś też popracować nad opisami – zdecydowanie. Sprawa ma się tak, że emocji tam tyle, co w kromce chleba. Flavintr ociera się o śmierć, ale czytelnik w ogóle tego nie odbiera. Niby wiemy, że udało mu się wyczuć" jakieś negatywne emocje, ale sam reaguje jak kłoda – po prostu jest. Najśmieszniejsze w całej tej sytuacji jest to, że towarzysz elfa, Glassblath, zostawia swojego kompana niemal konającego na brzegu morza, a sam udaje się do miasta i kupuje konie. Autentycznie ręce mi opadły, bo, wybacz, ale skoro pierwszy raz znalazł się na powierzchni, to jakim cudem wiedział, gdzie udać się, by dotrzeć do miasta i, pomijając już tę abstrakcję: DLACZEGO zostawił elfa w chwili niedoli?! Poza tym wspominasz o tym, że na Flavintra rzucono zaklęcie, które nie pozwala mu oddzielić się od towarzysza. Jak blisko musiało być to miasto, że ochrona się nie aktywowała? Zostało usytuowane w pobliskich krzakach? Ponadto rozumiem, że Glassblath, mimo że w życiu na koniu nie jeździł, to umiejętność tę opanował do perfekcji…?
I ten pakunek. Zastanawiam się, w jakich czasach toczy się akcja Twojego opowiadania. W zasadzie za dużo jeszcze nie wiem, ale jeśli są to realia średniowiecza, to wiedz, że za pakunek wstydzić powinnaś się srogo. Tym bardziej, jeżeli przez pakunek" masz na myśli coś, co zostało zapakowane w papier. W średniowieczu.

wszędzie pałętały się półdzikie psy i dzieci.
Mam nadzieję, że dzieci nie były półdzikie… albo chociaż zostały zaszczepione.

Nie rozumiem, po co piszesz o wycieczce elfa, który opuścił karczmę na zasadzie: Flavintr wyszedł z karczmy, a gdy wrócił…". To, zdaje mi się, bardzo nieporadna próba przeskoczenia pewnego wydarzenia w czasie.

Przewidywalnie bohaterowie udają się do karczmy, gdzie ZUPEŁNYM PRZYPADKIEM wpadają na osobę, którą mają złapać. Takie to przewidywalne, bo przecież w ogóle nie wysilili się, próbując poszukiwaną dziewczynę znaleźć. Dotarli jedynie do karczmy, a zguba sama dostała się w ich ręce.
Nie istnieje takie słowo jak zaklnął (tylko zaklął). A zresztą piszemy razem.

Kim jesteś? - Odezwał się słodki, błękitny głos.
Przepraszam… jaki głos?

Wytłumacz mi, proszę: dlaczego KAŻDY elf jest wścibski?

zostali na dnie morskim lub zapewne nieżyją...
Poza słownikiem wyrazów bliskoznacznych przyda Ci się jeszcze słownik ortograficzny.

zniknął wilk bojowy, najprawdopodobniej jedyny na wyspie, złapany jakieś dwie dekady temu
Pomińmy ten drobny szczegół, że wilki żyją w niewoli maksymalnie do dwudziestu lat.

Droga do Sun ze stolicy trwała około czterech dni, ale jeźdźcom udało się pokonać ją w dwa
Tak po prostu przeskoczyli sobie w czasie, teleportowali się, czy może w niemożliwy sposób zajechali konie, wykorzystując je do granic ich wytrzymałości?

Nie wiem, czy w połowie spalony, a w połowie stratowany przez konie obóz można uznać za wyglądający całkiem nieźle".

Wszyscy ocalali od razu zauważyli króla i wyszli mu naprzeciw. Był ich wybawcą, przyszedł na pomoc! Dobry władca, dobry!
Ostatnie zdaaa… ostatni równoważnik nie wygląda na kwestię narratora.

Generał Reneg wybiegł z namiotu.
Błagam. Nie. Przecież władca podjechał do obozu koniem i cały czas był w siodle. Wjechał do namiotu czy jak?

Flavintr stał zamyślony, trzymając dwa konie w ręku.
Zatem dużą miał tę rękę.

Mowa o wyjściu z karczmy w mieście:
Poczuł palący ból i nagle przeraził się i wrócił.
Dziwne. Wcześniej pisałaś, że wrócił, bo się ściemniło.

Coś o bohaterach:
Co mam Ci powiedzieć o Flavintrze? W ogóle nie ujawniasz jego charakteru, jest bohaterem-sucharem. Gdzieś na początku wspominasz o tym, że nie cierpi swojego życia pod wodą, a kiedy wreszcie udaje mu się, chociaż na czas misji, dostać na powierzchnię, nie cieszy się w ogóle. Ponadto wspominasz jedynie, że coś mu się nie podobało, że czegoś/kogoś nie lubił. I tyle. Wydaje się więc być bohaterem negatywnym, nie jako postać badassa, lecz jako postać, która nie ma w sobie pozytywnych emocji. A podejrzewam, że nie ma ich wyłącznie dlatego, że ich nie opisałaś.
Co gorsza o jego kompanie również nie możemy nic powiedzieć, bo, choć cały czas kręci się obok elfa, to tak, jakby w ogóle go nie było. Wspominasz tylko, że tak, nadal jest, nigdzie nie umarł ani się nie zawieruszył, jedzie konno/siedzi/stoi obok Flavintra i czasem spogląda w morze – to wszystko. Ale tak naprawdę nie dajesz czytelnikom niczego, dzięki czemu mogliby w jakikolwiek sposób poznać tę postać.
W części szóstej poznajemy władcę Elodin. Pana, który, naprawdę nie wiem, jak, ale: rządzi… nie wiem, państwem, krainą (nie podałaś), a zachowuje się jak dzieciak. Strzela foszki z przytupem dlatego, że ktoś napadł na obóz. I straszna rzecz się dzieje, bo przecież sam musi się do swych podwładnych pofatygować. Jakby tego wszystkiego było mało, drogę, którą pokonuje się w dni cztery, nasz dzielny pan i władca pokonuje w dwa. Ponadto wjeżdża konno do obozu, a potem jednak okazuje się, że albo wjechał do namiotu, albo namiot zmaterializował się nad nim (mieszcząc pod swym 

dachem" przy okazji konnego).

O reszcie nie wiemy już w ogóle nic, bo występują epizodycznie (władca też pojawia się bardzo epizodycznie, w końcu część szósta to ledwie strona tekstu). No, dobrze, wiemy, że ta specjalna dziewczyna miała błękitny (?!) głos.
Co jeszcze mogę Ci powiedzieć? Mogę powiedzieć, że jestem zawiedziona długością pisanych przez Ciebie części/rozdziałów.  Flavintr" ma 9 rozdziałów i do tego prolog. Biorąc pod uwagę to, że jeden Twój rozdział to średnio (plus minus) jedna strona, czuję się trochę nieswojo. A to dlatego, że dla wielu internetowych twórców całe opowiadanie mogłoby być dwoma rozdziałami. Albo i jednym, kto wie.

ukratkiem
ziemii
odnaleść
chodźby
jakto
zarzarta
wdawając
Błagam.

Flavintr jest też męskim Mary Sue, to widać. Niepostrzeżenie podchodzi do obozu wroga, wykrada mu najlepszy sprzęt. Wcześniej dowiadujemy się, że jest jednym z nielicznych (może z pięciu elfów?), którym udało się opanować jakże trudną sztukę spacerowania po swoim umyśle". Jednym ruchem dłoni potrafi też spowodować pożar. Nieźle.
Co do skradzionej broni, bo o łuku tu mowa – mam nadzieję, że pomyślał o tym, by gwizdnąć też strzały. Ale może, jak i nóż, ma je schowane w cholewie buta?
A jednak ukradł strzały i mimo że, jak sama mówisz, nie jest mistrzem strzelectwa, trafia wroga między fragmenty zbroi. Zdolniacha.
I na wierzchowca wskakuje bez strzemion. Ach, ach!

Flavintr zmrużył oczy i wystrzelił, trafiając mówiącego między kawałki zbroi. Ten upadł na ziemię, jęcząć z bólu. Reszta rzuciła się na niego ciężko.
Czyli że rzucili się na kolesia, który upadł na ziemię, jęcząc z bólu? Aha. I w ogóle to musi mieć jakiś bonus do szybkości, skoro zdążył zabić jeszcze trzech zbrojnych, nim do niego dotarli.
Jak rozumiem, zaatakowało go pięciu zbrojnych, a wcześniej z pomocą łuku położył jeszcze czterech. Sam. Sztylet versus miecze. Mogłaś sprawić, by kichnął i zabił w ten sposób wszystkich – oszczędziłabyś sobie kłopotu.


Twoje główne grzechy to: 
·         brak przecinków przy imiesłowach zakończonych na -ąc" (TUTAJ punk drugi),
·         brak przecinków przed gdy",
·         szalejące zmiany czasu w opowiadaniu,
·         urywa Ci od podmiotu,
·         powtórzenia, powtórzenia i jeszcze powtórzenia,
·         brak przecinków przy wymienianiu kolejno, gdy w środku używasz kilkukrotnie spójnika i" – i kogoś, i kogoś jeszcze, i jeszcze kogoś" – tak to powinno wyglądać,
·         błędny zapis dialogów (ale to masz wyżej),
·         w opowiadaniu stosujesz jedynie dywizy (TUTAJ punkt trzeci).
·         Nie oddzielasz przecinkami mianownika w funkcji wołacza (TUTAJ punkt dziesiąty)

Okej, biorę się za Bitwę pod Sani Beg". Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Dostał rozkaz, by zbudzić generała, aby zbadał tą dziwną sytuację z tajemniczym posłem od nieznanego nikomu dowódcy, który nagle pojawił się tej nocy na wieży. 
Rozumiem, że to dowódca pojawił się na wieży? Bo tak właśnie wynika z tego zdania.
Tę sytuację.
I jeszcze przecinek w zaznaczonym miejscu.

Ciżba rozeszła się prędko milknąc,
I tutaj właśnie masz przykład nie stawiania przecinków przed/po imiesłowach. Bo teraz: ciżba rozeszła się prędko i przy tym zamilkła, czy może ciżba rozeszła się, prędko przy tym milknąc?

Kiedy czytam Twoje teksty, nachodzi mnie jedna refleksja. A mianowicie: dlaczego używać języka potocznego do granic możliwości? To znaczy narracja tak wygląda. Bo co znaczy przeleciał ogólny sens listu"? Pewnie, można się domyślić, że chodziło o to, iż ów list dość pobieżnie przeczytał, ale, jak widzisz, można to przekazać ładniej. Co więcej, w dialogach silisz się na wykreowanie bohatera na dorosłego mężczyznę, który zarządza wojskiem. Zapewne chciałaś, by był autorytetem, ale tego typu postaci wychodzą Ci naprawdę blado. W głównej mierze dlatego, że nie brzmią tak, jak to sobie obmyśliłaś, lecz po prostu dziecinnie. Każdy z dotychczas przedstawionych dowódców krzyczy tylko na lewo i prawo, wyzywając przy tym każdego od nieudaczników, a w dodatku piekli się o wszystko.
Pomyśl o tym, bo nie dość, że Twoi bohaterowie wypadają nienaturalnie, to jeszcze powielasz schematy. Absolutnie nie wychodzi Ci opisywanie kogoś, o czyim stanowisku raczej nie masz pojęcia.
Nie podoba mi się też Twój komentarz (pozwól, że zacytuję): Postacie jakie są takie są, i raczej ich nie będę zmieniać". Wiesz czemu? Bo to źle wróży. Przychodzisz do mnie w pewnym sensie po radę (rety, jak to pompatycznie brzmi), żeby dowiedzieć się czegoś o swoim opowiadaniu, może żebym wytknęła Ci błędy… nie wiem, pobudki są różne. I obawiam się, że wszystkie moje słowa pójdą jak krew w piach, skoro najpierw zachęcasz czytelników do komentowania, a później, po wytknięciu błędów, z którymi się zgadzam, stwierdzasz, że nie masz zamiaru ich poprawiać.
Zgodzę się z Twoim komentatorem, Szczurem, pod pewnym względem. Powinnaś nadać postaciom więcej charakteru. Niech każdy z nich wypowiada się na swój sposób. Władca niech mówi jak władca, a chłop rolny jak chłop. W Twoim wykonaniu dialogi są dla każdej postaci niestety takie same, na co zwróciłam już uwagę w trakcie czytania opowiadania o Flavintrze, ale miałam nadzieję, że się rozwiniesz. Zarówno elf, jak i Wodny" wypowiadają się w ten sam sposób. A przecież różni ich pochodzenie. Przede wszystkim jeden żyje na dnie oceanu czy też morza (sama już nie wiem), a drugi pochodzi z lasu.
Nie zgodzę się natomiast co do tego, jakoby dialogi nie miały być sztuczne. Bo są. I to bardzo. Twój problem polega właśnie na tym, że bardzo starasz się przekazać za pomocą ust jakiegoś bohatera konkretną informację, ale nie nadajesz mu żadnej charakterystycznej dla niego barwy. Brakuje bohaterom słów, które mogłyby być zarezerwowane wyłącznie dla nich, co czyni wszystkie postacie stworzonymi na jedno kopyto, a ich dialogi sztucznymi.

Niepodobny" piszemy łącznie.

Długa, siwa broda przysłaniała jego dwa podbródki, ale nie mogła przysłonić ogromnego brzucha, w którym mieściły się litry piwa, osłoniętego skórzanym kaftanem z wyszytym herbem rodu
Litry piwa osłoniętego skórzanym kaftanem? Ciekawe.

I, proszę, znajdź jakąś alternatywę dla słowa który".

Dużo piszesz też o jakichś krainach/królestwach/państwach… Właściwie nawet nie mam pojęcia, czy mówisz o jakimś mieście czy o królestwie, bo tego typu miejsca wspominasz jedynie z nazwy. Nic innego o nich nie wiemy. No, był sobie jakiś tam władca/książę/ktokolwiek z (dajmy na to) Pcimia Dolnego. I ten władca (a często w podmiocie nawet i ten nieszczęsny Pcim Dolny…) wyglądał tak i tak. Miejsce nieważne.
Jasne, niby jest zakładka Geografia", ale jakoś niespecjalnie chce mi się fatygować do niej co rusz, żeby sprawdzić, czy jakaś nazwa to może imię, czy jednak już kraina/wyspa/cokolwiek.
Rety, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nazwa, która wcześniej padła, to wyspa. Nieważne.
Ale skoro jestem już przy tej zakładce, to zostanę przy niej jeszcze momencik:
Samirlih, jako duży świat, (…)Przede wszystkim Samirlih dzieli się na cztery współistniejące światy
…? Samirlih jest światem, który dzieli się na cztery światy?

Dobra. Dalej lecimy z tekstem.
Elfar pochylił się nad stołem, podtrzymując z nim spokojnie kontakt wzrokowy, co jeszcze bardziej rozjuszyło generała.
Też bym się wkurzyła, jakby ktoś, rozmawiając ze mną, podtrzymywał kontakt wzrokowy ze stołem.

Nie ogarniam też rozmowy z elfarem. Nie dlatego, że jest niezrozumiała, ale dlatego, że wcześniej elfar mówił o wrogu nadchodzącym z zachodu, a gdy dochodzi do omówienia bitwy, rozmawia się o armii nieprzyjaciela stacjonującej gdzieś na północy i na południu od zamku, który ma być oblegany.

Niepokoi mnie również Fenris, który zmienia humorki z rozdziału na rozdział. Najpierw ma muchy w nosie, nie chce uwierzyć w żaden atak, aż tu nagle *poof!* nagła zmiana zdania. Zbierać ludzi, chłopów z pola ściągać, rekrutować ich, bo za trzy dni wojna. Mogłaś chociaż pokazać, jakie bohater ma wątpliwości co do prawdziwości tych słów, pozwolić, by czytelnik mógł zobaczyć, jak Fenris powoli dojrzewa do tej decyzji.

Trochę mam też wrażenie, że przecinki wciskasz w całkiem losowych miejscach, bo mało kiedy masz pojęcie o tym, gdzie je wstawić. W związku z tym brakuje ich przy takich sformułowaniach jak: tak, jak", gdzie przecinek powinien się znaleźć, jeśli po jak" występuje czasownik. W ogóle powinnaś spojrzeć na to, ile masz orzeczeń w zdaniach – każde powinno być oddzielone przecinkiem albo spójnikiem.

Czekaj moment… wspominałaś przed chwilą, że córki Freyra nie miały pojęcia o istnieniu Inanny. A kilka akapitów niżej Inanna właśnie teleportuje się do jednego z dzieci Freyra. O co chodzi? W końcu wiedzą o jej istnieniu czy nie?

  Elfarzy kochali się w pięknie. Uwielbiali zdobić każdą rzecz, która wpadała w ich smukłe palce. Nie musiał to być praktyczny, ważne by był cudowny. Każdy miecz czy sztylet był wyryty w misterne zdobienia godne królów, które zaczęły być normą u dumnych elfarów.
Gdzie w zaznaczonym zdaniu jest podmiot?
Poza tym na broni mogą być wyryte misterne zdobienia, nie broń w nie wyryta.

Trochę fejspalmuję sobie nad bohaterami. Bo rozprawiają sobie radośnie o tym, czy magia istnieje, czy może jednak nie. A tuż obok nich siedzi SKRZYDLATA KOBIETA, HELOŁ.

Nie byli uwieszeni do ziemi.
Uwiesić to się można na drążku, na linie, czy coś. Na ziemi chyba jednak trudno.

Ów się odmienia. (TUTAJ punkt piąty)

I naprawdę nie wiem, jak okrzyk bojowy może być dostojny, ale pomińmy tę kwestię wymownym milczeniem. Ale pomijając ją już, powiedz mi, jakim cudem łucznicy na gryfach strzelali w dół, do Wodnych, nie trafiając przy tym swojej przywódczyni, która rzuciła się w tym samym kierunku…?

Denerwuje mnie też akcentowanie na każdym kroku, jak to Nira z gracją zsiada z wierzchowca, jak to dumnie prostuje plecy, jaka ona jest och! i ach!… Nawet okrzyk ma dostojny. I szal powiewa za nią majestatycznie. Jest dostojna do porzygu.
Generalnie, jeśli już o bohaterów chodzi, to mam wrażenie, że wszyscy są ledwie tłem dla jakże świetnej i wspaniałej Niry. Co tam Fenris i jego armia, kiedy włosy wyglądają jak zwycięski sztandar… Niestety – muszę to przyznać – Nira jest jedyną postacią, która w jakikolwiek sposób wyróżnia się na tle reszty. To niedobrze, bo nie dość, że skupiasz się tylko na jednej postaci, to jeszcze jest ona Mary Sue tak bardzo, że aż przykro.

Przejdźmy do tych luzem". Na pierwszy ogień pójdą teksty pod tytułem Nail".
Już z miejsca przeboleć nie mogę tego, że piszesz o bohaterze, który cały dzień" gonił zwierzynę łowną. Boli mnie to dlatego, że jechał konno. Cały dzień. Do północy. A skoro nie mógł ich dogonić, to zapewne jechać musiał pełnym galopem, a i tak nie dał rady. Koń powinien zostać zajechany (tym bardziej, że stary). Nie został, ale to nieważne, zdechł, bo śnieg. I, uwaga, żeby było ciekawiej, bohater skrył się pod brzuchem martwego konia na noc. Tak.

Nie bardzo rozumiem, dlaczego Inanna, będąc wcześniej w  cudownym królestwie Freyra, pojawia się w tym opowiadaniu jako ktoś, kto bawi się ludzkim życiem. Twój cyrk i Twoje małpy, ale wypadałoby zachować jakąś równowagę, tworząc charakter bohatera. Skoro wtedy przebywała w tak specyficznym miejscu i, powiedzmy, była pokojowo nastawiona, to dlaczego miałaby przybywać na ziemię i tak sobie niszczyć wioskę…?

Nie chcę Cię zasmucić, ale białe niedźwiedzie i tak mają czarne nosy. Nie mają też warg.
I, na litość, skoro bohater ciągnięty był przez niedźwiedzia za nogę, to jakim cudem tak po prostu sobie wstał? I najpierw Nail w ręku trzyma kamienne ostrze, a zaraz potem dzidę…

Te dwa opowiadania wydają mi się jeszcze bardziej abstrakcyjne od poprzednich. Bohater niby ma niesamowitego pecha, bo smok, bo zniszczona wioska i w dodatku niedźwiedź! A tu jednak znajduje się przy domu gościa, który wytwarzał broń! I, co lepsze, broń nie spłonęła.

W Twoich tekstach brakuje mi emocji. Opisujesz wszystko w taki sposób, jakbyś prowadziła kronikę – suche fakty i, ewentualnie, naprawdę rzadko, dodajesz nieznaczne dopiski do postaci, które mają symbolizować, że coś im się nie podobało. Ale emocji, takich prawdziwych, ludzkich, na pewno po nich nie widać.

Trudno w jakikolwiek sposób odnieść mi się do Kepone". Trudno, bo nie wiem, czy mogę to w ogóle nazwać opowiadaniem. Nie mam pojęcia, czy jestem w stanie powiedzieć coś o bohaterach. Bo co mogę powiedzieć po przeczytaniu czegoś, co miało nieco ponad pół strony tekstu?

Co do utworu Trzy Siostry", powiem Ci o czymś, co na myśl przyszło mi już wcześniej. Mianowicie: Twoi czytelnicy nie są debilami. Nie musisz wciąż i wciąż powtarzać, że uśmiech smoczych kobiet miał w sobie coś drapieżnego. Przez wszystkie opowiadania chyba z dziesięć razy natknęłam się właśnie na takie określenie ich uśmiechu. Raz, góra dwa wystarczy. Czytelnicy zapamiętają, serio.

Zdumiona straż w żółto-srebrnych mundurach podeszły do niego z bronią. 
Polska język trudna jest.

Nie, nie, nie! Ja naprawdę nie kupuję tego, że elf zanurzył się pod wodą i zaczął drzemać. No jak! Oddychać trzeba! Ludzie…

Właściwie to było ich tylko pięciu.Złatwiłbym ich bez problemu. Ale nie miał miecza.
Zrób coś z narracją. Niech będzie to narrator wszechwiedzący lub pierwszoosobowy. Ale nie obaj na raz. (i zabrakło Ci spacji)

Mimo że wszystkie te opowiadania w jakiś sposób były ze sobą powiązane, choćby przez postacie, to nie uważam pisania czegoś takiego za dobry pomysł. Chodzi mi o to, że niezorientowanemu czytelnikowi bardzo ciężko się w tym wszystkim połapać.

Powiem, że Flavintra" czytało się w miarę znośnie, przy Bitwie pod Sani Beg" miałam już pewien problem, nie tylko przez powtórzenia, lecz również przez wspaniałą i majestatyczną Nirę. Dalej wszystko gnało już tylko ku gorszemu, ale powiedzmy, że winę można zrzucić na to, że tamte teksty pisane były wcześniej. Poniekąd to dobrze, bo widać, że Twój warsztat odrobinę się poprawił. Z drugiej strony nadal robisz bardzo mało postępów – szczególnie dobitnie pokazują to błędy ortograficzne, które podkreśla Word, a nawet słownik w zwykłej przeglądarce internetowej.
Szczerze: zapowiadało się nieźle, ale bardzo się zawiodłam. Masz jakiś potencjał, by sięgnąć wyżej, ale na pewno jeszcze wieeeele Ci do tego brakuje. Pracuj nad swoimi tekstami. Skoro prosisz o wytykanie błędów, to jeśli czytelnik już się pofatygował – nie olewaj go.

Dziś nie mogę dać Ci więcej niż dwa pomiociki.
 

19 komentarzy:

  1. Hej!
    Dziękuję za ocenę... jest brutalna, ale może właśnie tego mi trzeba, żeby się ogarnąć! Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że jest aż tak ŹLE, masakra. Coś mi się wydaje, że teraz będę siedzieć i poprawiać wszystkie te byki, kto by pomyślał, że się tego tyle nazbierało. Może faktycznie za dużo skrótów myślowych, mea culpa. Teraz czas pozbyć się Mary Sue, fuj!

    Dzięki jeszcze raz. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się jeszcze oceny:3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę się bałam, że zniechęcisz się po tej ocenie albo obrazisz. To nie tak, że jesteś kompletnym beztalenciem w kwestii pisania, czy coś. Po prostu musisz popracować głównie nad błędami (polecam betę, naprawdę, sama korzystam i dzięki jej radom udało mi się wyeliminować sporo błędów u siebie) i płynnością opisów, a wtedy będzie już super. No i właśnie robienie z bohaterek Mary Sue. Spójrz krytycznie na swojego bohatera, zastanów się, czy faktycznie wszystko ma prawo mu się udać zawsze i wszędzie. Pomyśl, czy mogłabyś kogoś takiego spotkać naprawdę. Jeśli sobie na to odpowiesz, to łatwiej będzie Ci stworzyć postać, z którą sam czytelnik będzie umiał się utożsamić :)

      Nie spodziewałaś się? Oooj, przestań, to ja zwlekałam dość długo, a to wykopaliska, a to poprawki wrześniowe... Powinnam napisać ją już jakiś miesiąc temu. Albo i dwa.

      Usuń
    2. Czytając ocenę mina mi rzedła z każdym kolejnym zdaniem, ale cóż obrażanie nic mi nie da, a po to chciałam być oceniona, żeby wyeliminować błędy, których jest meeega dużo. Spodobało mi się sformuowanie Flavintr -> bohater-suchar :D, powinnam z tego zrobić chyba maskotkę bloga i po usunięciu błędów ją spalić. Tak czy siak, czeka mnie mnóstwo roboty.

      Co do czasu oceny - na inne ocenialnie zgłaszałam się wcześniej niż na mackalnię, a jeszcze sobie poczekam z miesiąc dwa. Z tylu ocenialni to moja pierwsza, dziewicza ocena, także czekają mnie kolejne pociski:)

      Okej, pozdrawiam ciepło:)

      Usuń
  2. "Brakuje bohaterom słów, które mogłyby być zarezerwowane wyłącznie dla nich, co czyni wszystkich bohaterów stworzoymi" - powtórzenie i literówka na końcu. Poza tym muszę przyznać, że Twoja ocena jest dość... delikatna :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę głaskać po główce, jak coś jest źle, bo nie potrafię ;-;
      Poza tym uważam, że terapia szokowa działa lepiej niż "pitu pitu" na zasadzie "no, tu masz błąd, ale się nie przejmuj, można poprawić...".
      Publikujesz w sieci = przyjmij (konstruktywną!) krytykę w każdej postaci.
      CZEBA TFARDYM BYĆ, ŃE MJENTKIM.

      (a za błędy dziękuję, poprawię, jak będę w domu, bo zaraz biegnę na tramwaj, autobus, ciapciong i do domu jadę ;-; boru, najem się)

      Usuń
  3. Ocenka bardzo dobra, jest w niej konkretna krytyka, ale nie schodzi ona poza granicę dobrego smaku. Również ujęło mnie określenie jednego z bohaterów sucharem xD To jest mimo wszystko tak pieszczotliwie, że sama się uśmiechnęłam. Deneve pokazałaś masę błędów, ale od razu dajesz autorowi radę co powinien zrobić w tym wypadku, super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że bohater-suchar wygrał dziś Internet ;-; #soproud
      I dzięki! :)

      Usuń
    2. Jeśli Blogowy Sznaucerek jeszcze nie wystosował przeciwko Tobie pozwu za wstawienie kółeczka na Kaktusie, to ja apeluję o kółeczko z bohaterem-sucharem Twojego autorstwa :D

      Usuń
    3. Kółeczka na razie nie ma, ale Delta zrobiła coś takiego:
      http://i40.tinypic.com/161mjx1.jpg
      hope u enjoy ^^

      Usuń
  4. Aaach, powtórzenia. Właśnie dlatego czytam moje rozdziały po kilka razy, zanim je dodam, bo dzięki temu idzie takie smaczki wyłapać (a i tak czasem się coś przemknie). Pomocne zwłaszcza, jak się nie ma bety.

    "Błękitna smoczyca wysunęła szpony z tylnych łap jak kotka "

    Może chodzi tu bardziej o wysunięcie pazurów jako takich? Bo szpon, to chyba ptasia stopa jako całokształt i z tego fragmentu wynikałoby, że smoczyca miała w łapie dodatkową łapę. Natomiast w wypadku pazurów sprawa jest jasna - może nieco dziwna, jak na smoka, bo raczej nie widziałam smoków z łapami jak u tygrysa, z wysuwalnymi pazurami, ale jasna.

    "ta jednak zrobiła unik i zanurkowała w dół"
    Dobre... sama chyba kilka razy popełniłam ten błąd, muszę sprawdzić i poprawić. Nigdy wcześniej o tym nie myślałam. Dzięki :)

    "Zaczęły się kłębić

    Próbuję wyobrazić sobie trzy smoki zbijające się w kłębek. Nie ma bata, nie idzie."

    Ja jakoś potrafię, jako kilka ciał tak mocno zbitych ze sobą, że nie wiadomo, czyj szpon, czyj ogon a czyja morda. Po prostu patrzysz i widzisz tylko jakąś kotłującą się grupę. Nie wiem, czy moje skojarzenia są poprawne, chyba muszę zajrzeć do definicji słowa "kłębić się".

    ""czerwona smoczyca warknęła zirytowana i, mimo wbitych w bok szczęk błękitnej, drapnęła ją łapą, po czym ugryzła w nos

    W wyznaczonych miejscach przecinki, bo to wtrącenie jest. I jak mogła ugryźć ją w nos, skoro tamta aktualnie gryzła ją w bok…? Łabędzia szyja, czy coś…?""

    To też jestem sobie w stanie wyobrazić, właśnie przy założeniu łabędziej, lub strusiej szyi, jednak nie potrafię pogodzić tego z drapnięciem łapą, no chyba że tylną.

    "Miałam nadzieję, że po prologu wszystko powoli zacznie się wyjaśniać, zamiast tego mam elfa z błonami, rekiny „ubrane w uprzęż" i przyprowadzone przez kogoś. Nie żeby coś, ale one mają kilka metrów długości… jak na czymś takim jeździć?"
    Jak to "jak"? LIKE A BOSS.
    http://25.media.tumblr.com/tumblr_kuxr34jtOb1qzeu38o1_400.png

    "zniknął wilk bojowy, najprawdopodobniej jedyny na wyspie, złapany jakieś dwie dekady temu
    Pomińmy ten drobny szczegół, że wilki żyją w niewoli maksymalnie do dwudziestu lat."
    Oj tam, był szprycowany sterydami.

    " Droga do Sun ze stolicy trwała około czterech dni, ale jeźdźcom udało się pokonać ją w dwa

    Tak po prostu przeskoczyli sobie w czasie, teleportowali się, czy może w niemożliwy sposób zajechali konie, wykorzystując je do granic ich wytrzymałości?"
    Konie też były szprycowane sterydami.

    " "Elfar pochylił się nad stołem, podtrzymując z nim spokojnie kontakt wzrokowy, co jeszcze bardziej rozjuszyło generała."

    Też bym się wkurzyła, jakby ktoś, rozmawiając ze mną, podtrzymywał kontakt wzrokowy ze stołem."
    Myślę, że ja też.

    Kolejna świetna recenzja :D Dwa pomiociki? Nie jest źle, lepsze to, niż jeden.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obrazek z Putinem rozwalił mi umysł XD. Co do tych kłębiących się smoków, ja również uważam, że to było całkiem normalne stwierdzenie i popieram w tej kwestii Marzycielkę. W ocenie było takie fajne zdanie o półdzikich dzieciach. Przyznam, że kiedy je przeczytałam, zaczęłam się śmiać na głos. Napisałam do Ciebie, Deneve, z anonima, gdyż nie mogłam się zalogować, ale z tą delikatna oceną chodziło mi o to, że naprawdę lekko oceniłaś autorkę (to nie był sarkazm!). Oczywiście tego nie potępiam. Cholernie lubię tu zaglądać, gdyż piszecie bardzo konkretne i wyczerpujące oceny. Gdy dodam więcej rozdziałów na moim blogu, z pewnością się do Was zgłoszę. Pozdrawiam!

      Usuń
    2. @MarzycielkaZnaczy ja miałam ten problem pod tym względem, że smoki leciały i raz były blisko siebie, później daleko, ni z tego, ni z owego zaczynały się kłębić, potem znowu były "za daleko".
      Dlatego nie umiałam sobie wyobrazić tego, jak, będąc rzekomo daleko mogły zacząć sie kłębić. Ale okej, co do tego zarzutu akurat jestem w stanie się zgodzić :P

      Co do Putina na rekinie, to weź. On się nie liczy ;-; on ma supermoce.

      @Lexie S
      Cieszę się, że ocena trzyma poziom i zapraszamy, gdy poczujesz się gotowa do zgłoszenia :P

      Usuń
    3. Jeszcze do Lexie S:
      A ja to właśnie za sarkazm wzięłam :c
      gópja ja

      Usuń
  5. Witam, znowu!
    Jestem druga w kolejce u Orszuli, a chciałabym zmienić szablon. Czy będzie to jakimś problemem? Z góry dzięki za odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie Orszula, ale ocenka moja, to odpowiem: zmieniaj śmiało, nam to nie przeszkadza ;)

      Usuń
  6. Ohh jak ja kocham czytać recenzje na tym blogu! Większość uwag jest naprawdę rewelacyjna - trafna, rzeczowa, a przede wszystkim pomocna. Już nie mogę się doczekać, jak w dalekiej przyszłości zostanie zrecenzowane moje opowiadanie :)

    Przy okazji, mam pytanie. Prowadzę bloga od niedawna, więc nie orientuję się w temacie. Często ludzie piszą o betach do swoich tekstów. Czy ktoś mógłby mi poradzić, gdzie takiej bety najlepej poszukać? ^^

    OdpowiedzUsuń