Miejscówka
oceniającego: Samirlih
Przedwieczna:
Deneve
Na wstępie: ocena bloga Eśki nie ukaże się. Trudno było mi napisać więcej niż dwie strony na temat komiksu, sami rozumiecie. Dlatego doszłyśmy do porozumienia i Eśka dostała wszystkie moje uwagi w formie pliku tekstowego, bo nie chciałam publikować czegoś, czego sama oceną właściwie bym nie nazwała.
Właściwa część ocenki:
Na wstępie: ocena bloga Eśki nie ukaże się. Trudno było mi napisać więcej niż dwie strony na temat komiksu, sami rozumiecie. Dlatego doszłyśmy do porozumienia i Eśka dostała wszystkie moje uwagi w formie pliku tekstowego, bo nie chciałam publikować czegoś, czego sama oceną właściwie bym nie nazwała.
Właściwa część ocenki:
Kurka wodna.
Wchodzę na bloga i co widzę? Bałagan. Kolejny raz nie wiem, które opowiadanie
mam ocenić, za co się zabrać. Nie wiem, czy to, co napisałaś, jest zakończone,
czy może piszesz dwa opowiadania na zmianę (jest jedynie informacja o
zakończeniu Bitwy pod Sani Beg). Nie mam pojęcia, czy „inne
luzem" w ogóle odnoszą się w jakikolwiek sposób lub łączą z pełnymi
opowiadaniami, a nie chcę na siłę wciskać zupełnie różnych opowiadań w
nieodpowiednie realia.
Zielonego pojęcia
nie mam, czy ocenę powinnam zacząć od „Bitwy" czy od utworu „Flavintr"
– przy tym drugim niby jest data… ale co z tego, skoro nie wiem, jak
chronologicznie ma się to w stosunku do pierwszego?
Dobra, niech
będzie, że nie jestem podłą ignorantką, zajrzę do zakładki „O
historii". I co? Czytać można dowolnie! Niby w końcu wszystko ma złączyć
się w jedno, ale jakoś mnie to nie przekonuje i z miejsca odpycha. Trudno,
radzić sobie jakoś trzeba. Może w efekcie zmienię zdanie?
Pozwól, że zacznę
od tekstu „Flavintr", a te „luzem" zostawię sobie na koniec. Wolę
przez przypadek nie pomieszać wiadomości, bo to mogłoby źle wpłynąć na ocenę, a
przecież i Ty i ja nie chcemy, żeby opowiadanie zostało pokarane przez to, że
coś mi się pomiesza.
Już na samym
początku trzy razy powtarzasz słowo „był" – do poprawki. I to migiem. Albo
uważniej sprawdzać, albo „wynająć" betę (jak to brzmi…).
Był środek nocy. Gwiazdy świeciły jasno, jakby oczekując na coś. Było niesamowicie cicho, świat wstrzymał oddech. Świerszcze przerwały swoje melodie, sowy ucichły, a wszelkie nocne zwierzęta zamarły. W powietrzu czuć było coś niezwykłego...Nagle na niebie pojawił się złoty błysk. Był bardzo silny, emanujący ciepłem i światłem, nie zgasł, lecz upodobnił się do gwiazd, choć był większy.
Bardzo niefajnie to
wygląda. Poza tym – w zaznaczonym na czerwono miejscu dałabym średnik, żeby
rozdzielić zdania równorzędne, o.
Gdy w końcu kążyły tylko trzy, widać było, że dwa późniejsze podążąją za pierwszą gwiazdą.
Pogrubienia to
literówki, a poza tym: skoro gwiazdy, to chyba dwie, hm?
I jeszcze jedno, bo
zapomnę: podążają – chodzi mi o czas teraźniejszy. Jeśli wcześniej trzymałaś
się w opowiadaniu czasu przeszłego, to powinnaś być konsekwentna. Tyle.
Dalej znowu
powtarzasz:
Widok był naprawdę niezwykły.czuć było gwałtowny przyrost
Powiem krótko:
popracuj nad znalezieniem synonimów. Nie będę już zwracać uwagi na to konkretne
powtórzenie, ale wiedz, że masz ich sporo. Dalej, podczas sceny ucieczki
bestii, powtarzasz też słowo „smoki" (niżej również). Błagam, popracuj
nad tym albo poproś kogoś o sprawdzenie tego, co piszesz, bo powtórzenia
masakrują całkiem poprawnie napisany tekst. Wypisywanie sformułowań pokroju „uciekający
smok był koloru…, smok, który leciał (…) był koloru nieba, trzeci smok…" (itd.)
świadczy raczej o Twojej nieporadności w kwestii budowania opisów.
Skoro już przy tym nieszczęsnym akapicie jestem, to
chciałabym zwrócić uwagę na fakt, że bardzo gwałtownie przechodzisz od opisu
natury do „stworzenia, które biegnie". Ni to z gruchy, ni
z pietruchy – brakuje mi w tym miejscu jakiegoś wprowadzenia do tego, że
będziesz zmieniać obiekt, na którym się skupiasz (wcześniej była to natura) lub
konkretnego powiązania, żeby wszystko trzymało się kupy.
Co więcej: cholera,
jakie światło? Przeoczyłam coś?
Dobra. Rozumiem.
Chodzi o to, że przyrównałaś smoki do gwiazd na niebie, tak? Jeśli się nie
mylę, to nadal pytam: skąd światło? Tak sobie sparkliły niczym Edward ze
Zmierzchu? Proszę o wytłumaczenie. Ponadto wydaje mi się, że przydałoby się
jakoś rozjaśnić, co z czego wynika. Osobiście się zgubiłam, bo nie od razu
załapałam, co chciałaś czytelnikowi przekazać. Nie używaj tego typu skrótów
myślowych –ktoś, kto czyta to pierwszy raz, nie jest połączony z Tobą
jaźnią i nie zawsze może nadążyć.
Przepraszam, ale jak łuski, na litość, mogą falować
smokom w trakcie lotu? Przecież to coś w rodzaju pancerza… nawet nie coś w
rodzaju, ale sam pancerz.
Leciały bardzo szybko, łuski falowały im od pędu. Mimo szaleńczej pogoni wydawały się być zadowolone.
Te łuski zadowolone były…?
Piszesz o błękitnej smoczycy. Albo o czymś zapomniałam,
albo wcześniej był to smok. Szybka zmiana płci? No tak… rubinowy smok to też
jednak smoczyca. Można było się spodziewać. Przy okazji: powtórzenia „smoczyca". Rany. Sporo tego. Powtórzeń znaczy.
Poważnie, dobrze radzę, pomyśl o becie, bo widzę, że z synonimami nie radzisz
sobie w ogóle.
CO?!
Błękitna smoczyca wysunęła szpony z tylnych łap jak kotka
Ja przepraszam… ale smoczyca… jak kotka?! Skąd wzięłaś to
porównanie…? Już bardziej pasowałby mi tu, nie wiem, orzeł, który szykuje się
do chwycenia swojej ofiary. Ale jak kot chcący podrapać nową sofę? (btw. kotki
to mają pazurki, nie szpony) Może nie zapędzajmy się tak daleko w głębię
budowania opisów…
ta jednak zrobiła unik i zanurkowała w dół
Nie można zanurkować w górę.
Mogła latać tylko w boki, lub zaatakować
Przed „lub" nie
stawiamy przecinka. (wyjątkowo
wstawiamy, jeśli "lub" w zdaniu jest kilka albo wtedy, gdy wprowadza
dopowiedzenie)
Zaczęły się kłębić,
Próbuję wyobrazić sobie trzy smoki zbijające się w
kłębek. Nie ma bata, nie idzie.
czerwona smoczyca warknęła zirytowana i, mimo wbitych w bok szczęk błękitnej, drapnęła ją łapą, po czym ugryzła w nos
W wyznaczonych miejscach przecinki, bo to wtrącenie jest.
I jak mogła ugryźć ją w nos, skoro tamta aktualnie gryzła ją w bok…? Łabędzia
szyja, czy coś…?
Uwolniła się od niej i znów zniżyła lot, próbując zniżyć się jak najbardziej.Zniżyła lot (…) zniżyć się…
Popraw, proszę.
Jej prześladowczynie były zbyt daleko.
Nie rozumiem. Przed chwilą się kłębiły…
Odetchnęła i zawisła w powietrzu. Nagle w powietrzu przed jej nosem pojawiło się coś okrągłego, czarnego i błyszczącego.
Wybacz, to dopiero prolog, a ja już jestem zmęczona
oceną. Długo nie widziałam tak ogromnej ilości powtórzeń. Najbardziej smuci
mnie to, że nic z tym nie robisz. Jest ich tak wiele, że po przeczytaniu tego,
co napisałaś, na pewno udałoby Ci się zredukować je co najmniej o połowę. Chyba
że w ogóle nie zwracasz na nie uwagi – wtedy jest gorzej. Popracuj nad tym.
Sama nie będę już punktować powtórek, bo
masz ich tyle, że wytykanie wszystkiego zajęłoby pół oceny.
Spadało po skosie, cały czas przyspieszając zdawało się wyglądać jak kometa spadająca na ziemię.
Wytłumacz mi. JAK jajo mogło spadać po skosie, skoro
smoczyca zatrzymała się i, skoro się nie ruszała, powinno spadać pionowo?
Rzuciła nim jakoś, czy coś? Nadała pęd? Jeśli tak, to wypadałoby wspomnieć.
Poza tym: JAKA KOMETA? Podobno smoczyca „zniżyła
się", żeby jajo nie spadło ze zbyt dużej wysokości…
Ponadto akapity tańczą Ci po całej szerokości ekranu,
byłoby fajnie, jakbyś coś z tym zrobiła, bo nieestetycznie to wygląda. Na wielu
blogach znajdziesz instrukcję krok po kroku, jak zrobić, by akapity były równe
i robiły się same. Niestety po zastosowaniu tej instrukcji musiałabyś usunąć
wszystkie akapity w postaci spacji ręcznie.
Wyglądało to cudomnie
Cudownie chyba. Błagam, przecież słowniki to podkreślają…
- A więc stało się. - Powiedziała blondynka opierając się o pobliskie drzewo.
Źle zapisujesz dialogi. Zapraszam TUTAJ – punkt pierwszy to zapis dialogów. Poprawny zapis dialogów.
Flavintr, jako elf, wolał ciemne lasy,
Jako elf wolał ciemne lasy, a jako ktoś inny wolał jasne
góry?
Szedł, a właściwie płynął ciemnym, kamiennym korytarzem. Jego długie do ramion jasne włosy powiewały na prądach morskich, które przechodziły przez kamień. Irytujące.
Flavintr już czarno widział tą misję.
Tę misję.
Chyba nie do końca łapię. Elf został wysłany gdzieś w
głębie oceanu, ale jednak „chodzi ale
pływa" – czyli dotyka stopami podłoża, tak? W dodatku leśny elf ma błony
między palcami. Błony. Skrzela do kompletu też?
Twoje opowiadanie jest pełne absurdu. Miałam nadzieję, że
po prologu wszystko powoli zacznie się wyjaśniać, zamiast tego mam elfa z
błonami, rekiny „ubrane w uprzęż" i przyprowadzone przez kogoś.
Nie żeby coś, ale one mają kilka metrów długości… jak na czymś takim jeździć?
Obaj spięli swoje wieszchowce i ruszyli chyżo w stronę lądu, na wschód.
WIERZCHOWCE.
Nie wiem, czy Twoje opowiadanie jest prowokacją… może się
mylę. Ale ilość błędów w drugim rozdziale wskazuje na jedno z dwóch: albo
prowokację, albo olewactwo w stosunku do czytelnika. A to drugie bardzo źle o
Tobie świadczy. Zawiodłam się tym bardziej, że na początku aż tylu byków nie
sadziłaś.
Raz piszesz, że bohater bytował sobie w morzu, później,
że w oceanie. Zdecyduj się, proszę.
Nie dość, że robisz masę błędów, to jeszcze masz bardzo
ubogie słownictwo i myślę, że właśnie to odbija się na opowiadaniu w postaci
tak zatrważającej ilości powtórzeń. Po pierwsze: słownik wyrazów
bliskoznacznych, jak nie na papierze, to chociaż w odmętach Internetów. Po
drugie: albo więcej książek… albo więcej mądrych książek, to pomoże Ci
poszerzyć zasób słownictwa. Bo w tej chwili Twój styl nie jest już nawet lekki
czy potoczny, jest prosto-prostacki, jeśli mogę to w ten sposób nazwać.
Powinnaś też popracować nad opisami – zdecydowanie.
Sprawa ma się tak, że emocji tam tyle, co w kromce chleba. Flavintr ociera się
o śmierć, ale czytelnik w ogóle tego nie odbiera. Niby wiemy, że udało mu się „wyczuć" jakieś negatywne emocje, ale sam
reaguje jak kłoda – po prostu jest. Najśmieszniejsze w całej tej sytuacji jest
to, że towarzysz elfa, Glassblath, zostawia swojego kompana niemal konającego
na brzegu morza, a sam udaje się do miasta i kupuje konie. Autentycznie ręce mi
opadły, bo, wybacz, ale skoro pierwszy raz znalazł się na powierzchni, to jakim
cudem wiedział, gdzie udać się, by dotrzeć do miasta i, pomijając już tę
abstrakcję: DLACZEGO zostawił elfa w chwili niedoli?! Poza tym wspominasz o
tym, że na Flavintra rzucono zaklęcie, które nie pozwala mu oddzielić się od
towarzysza. Jak blisko musiało być to miasto, że ochrona się nie aktywowała?
Zostało usytuowane w pobliskich krzakach? Ponadto rozumiem, że Glassblath, mimo
że w życiu na koniu nie jeździł, to umiejętność tę opanował do perfekcji…?
I ten pakunek. Zastanawiam się, w jakich czasach toczy
się akcja Twojego opowiadania. W zasadzie za dużo jeszcze nie wiem, ale jeśli
są to realia średniowiecza, to wiedz, że za pakunek wstydzić powinnaś się
srogo. Tym bardziej, jeżeli przez „pakunek"
masz na myśli coś, co zostało zapakowane w papier. W średniowieczu.
wszędzie pałętały się półdzikie psy i dzieci.
Mam nadzieję, że dzieci nie były półdzikie… albo chociaż
zostały zaszczepione.
Nie rozumiem, po co piszesz o wycieczce elfa, który
opuścił karczmę na zasadzie: „Flavintr wyszedł z
karczmy, a gdy wrócił…". To, zdaje mi się, bardzo nieporadna próba
przeskoczenia pewnego wydarzenia w czasie.
Przewidywalnie bohaterowie udają się do karczmy, gdzie
ZUPEŁNYM PRZYPADKIEM wpadają na osobę, którą mają złapać. Takie to
przewidywalne, bo przecież w ogóle nie wysilili się, próbując poszukiwaną
dziewczynę znaleźć. Dotarli jedynie do karczmy, a zguba sama dostała się w ich
ręce.
Nie istnieje takie słowo jak zaklnął (tylko zaklął). A zresztą
piszemy razem.
Kim jesteś? - Odezwał się słodki, błękitny głos.
Przepraszam… jaki głos?
Wytłumacz mi, proszę: dlaczego KAŻDY elf jest wścibski?
zostali na dnie morskim lub zapewne nieżyją...
Poza słownikiem wyrazów bliskoznacznych przyda Ci się
jeszcze słownik ortograficzny.
zniknął wilk bojowy, najprawdopodobniej jedyny na wyspie, złapany jakieś dwie dekady temu
Pomińmy ten drobny szczegół, że wilki żyją w niewoli
maksymalnie do dwudziestu lat.
Droga do Sun ze stolicy trwała około czterech dni, ale jeźdźcom udało się pokonać ją w dwa
Tak po prostu przeskoczyli sobie w czasie, teleportowali
się, czy może w niemożliwy sposób zajechali konie, wykorzystując je do granic
ich wytrzymałości?
Nie wiem, czy w połowie spalony, a w połowie stratowany
przez konie obóz można uznać za wyglądający „całkiem
nieźle".
Wszyscy ocalali od razu zauważyli króla i wyszli mu naprzeciw. Był ich wybawcą, przyszedł na pomoc! Dobry władca, dobry!
Ostatnie zdaaa… ostatni równoważnik nie wygląda na
kwestię narratora.
Generał Reneg wybiegł z namiotu.
Błagam. Nie. Przecież władca podjechał do obozu koniem i
cały czas był w siodle. Wjechał do namiotu czy jak?
Flavintr stał zamyślony, trzymając dwa konie w ręku.
Zatem dużą miał tę rękę.
Mowa o wyjściu z karczmy w mieście:
Poczuł palący ból i nagle przeraził się i wrócił.
Dziwne. Wcześniej pisałaś, że wrócił, bo się ściemniło.
Coś o bohaterach:
Co mam Ci powiedzieć o Flavintrze? W ogóle nie ujawniasz
jego charakteru, jest bohaterem-sucharem. Gdzieś na początku wspominasz o tym,
że nie cierpi swojego życia pod wodą, a kiedy wreszcie udaje mu się, chociaż na
czas misji, dostać na powierzchnię, nie cieszy się w ogóle. Ponadto wspominasz
jedynie, że coś mu się nie podobało, że czegoś/kogoś nie lubił. I tyle. Wydaje
się więc być bohaterem negatywnym, nie jako postać badassa, lecz jako postać,
która nie ma w sobie pozytywnych emocji. A podejrzewam, że nie ma ich wyłącznie
dlatego, że ich nie opisałaś.
Co gorsza o jego kompanie również nie możemy nic
powiedzieć, bo, choć cały czas kręci się obok elfa, to tak, jakby w ogóle go
nie było. Wspominasz tylko, że tak, nadal jest, nigdzie nie umarł ani się nie
zawieruszył, jedzie konno/siedzi/stoi obok Flavintra i czasem spogląda w morze
– to wszystko. Ale tak naprawdę nie dajesz czytelnikom niczego, dzięki czemu
mogliby w jakikolwiek sposób poznać tę postać.
W części szóstej poznajemy władcę Elodin. Pana, który,
naprawdę nie wiem, jak, ale: rządzi… nie wiem, państwem, krainą (nie podałaś),
a zachowuje się jak dzieciak. Strzela foszki z przytupem dlatego, że ktoś
napadł na obóz. I straszna rzecz się dzieje, bo przecież sam musi się do swych
podwładnych pofatygować. Jakby tego wszystkiego było mało, drogę, którą
pokonuje się w dni cztery, nasz dzielny pan i władca pokonuje w dwa. Ponadto
wjeżdża konno do obozu, a potem jednak okazuje się, że albo wjechał do namiotu,
albo namiot zmaterializował się nad nim (mieszcząc pod swym
„dachem" przy okazji konnego).
O reszcie nie wiemy już w ogóle nic, bo występują
epizodycznie (władca też pojawia się bardzo epizodycznie, w końcu część szósta
to ledwie strona tekstu). No, dobrze, wiemy, że ta specjalna dziewczyna miała błękitny (?!) głos.
Co jeszcze mogę Ci powiedzieć? Mogę powiedzieć, że jestem
zawiedziona długością pisanych przez Ciebie części/rozdziałów. „Flavintr" ma
9 rozdziałów i do tego prolog. Biorąc pod uwagę to, że jeden Twój rozdział to
średnio (plus minus) jedna strona, czuję się trochę nieswojo. A to dlatego, że
dla wielu internetowych twórców całe opowiadanie mogłoby być dwoma rozdziałami.
Albo i jednym, kto wie.
ukratkiem
ziemii
odnaleść
chodźby
jakto
zarzarta
wdawając
Błagam.
Flavintr jest też męskim Mary Sue, to widać.
Niepostrzeżenie podchodzi do obozu wroga, wykrada mu najlepszy sprzęt.
Wcześniej dowiadujemy się, że jest jednym z nielicznych (może z pięciu elfów?),
którym udało się opanować jakże trudną sztukę „spacerowania
po swoim umyśle". Jednym ruchem dłoni potrafi też spowodować pożar.
Nieźle.
Co do skradzionej broni, bo o łuku tu mowa – mam
nadzieję, że pomyślał o tym, by gwizdnąć też strzały. Ale może, jak i nóż, ma
je schowane w cholewie buta?
A jednak ukradł strzały i mimo że, jak sama mówisz, nie
jest mistrzem strzelectwa, trafia wroga między fragmenty zbroi. Zdolniacha.
I na wierzchowca wskakuje bez strzemion. Ach, ach!
Flavintr zmrużył oczy i wystrzelił, trafiając mówiącego między kawałki zbroi. Ten upadł na ziemię, jęcząć z bólu. Reszta rzuciła się na niego ciężko.
Czyli że rzucili się na kolesia, który upadł na ziemię,
jęcząc z bólu? Aha. I w ogóle to musi mieć jakiś bonus do szybkości, skoro
zdążył zabić jeszcze trzech zbrojnych, nim do niego dotarli.
Jak rozumiem, zaatakowało go pięciu zbrojnych, a
wcześniej z pomocą łuku położył jeszcze czterech. Sam. Sztylet versus miecze.
Mogłaś sprawić, by kichnął i zabił w ten sposób wszystkich – oszczędziłabyś
sobie kłopotu.
Twoje główne grzechy to:
·
brak przecinków przy imiesłowach zakończonych na
„-ąc" (TUTAJ punk drugi),
·
brak przecinków przed „gdy",
·
szalejące zmiany czasu w opowiadaniu,
·
urywa Ci od podmiotu,
·
powtórzenia, powtórzenia i jeszcze powtórzenia,
·
brak przecinków przy wymienianiu kolejno, gdy w
środku używasz kilkukrotnie spójnika „i" – „i kogoś, i kogoś jeszcze, i jeszcze kogoś" –
tak to powinno wyglądać,
·
błędny zapis dialogów (ale to masz wyżej),
·
w opowiadaniu stosujesz jedynie dywizy (TUTAJ punkt
trzeci).
·
Nie oddzielasz przecinkami mianownika w funkcji
wołacza (TUTAJ punkt dziesiąty)
Okej, biorę się za „Bitwę pod Sani Beg". Zobaczymy, co
z tego wyniknie.
Dostał rozkaz, by zbudzić generała, aby zbadał tą dziwną sytuację z tajemniczym posłem od nieznanego nikomu dowódcy, który nagle pojawił się tej nocy na wieży.
Rozumiem, że to dowódca pojawił się na wieży? Bo tak
właśnie wynika z tego zdania.
Tę sytuację.
I jeszcze przecinek w zaznaczonym miejscu.
Ciżba rozeszła się prędko milknąc,
I tutaj właśnie masz przykład nie stawiania przecinków
przed/po imiesłowach. Bo teraz: ciżba rozeszła się prędko i przy tym zamilkła,
czy może ciżba rozeszła się, prędko przy tym milknąc?
Kiedy czytam Twoje teksty, nachodzi mnie jedna refleksja.
A mianowicie: dlaczego używać języka potocznego do granic możliwości? To znaczy
narracja tak wygląda. Bo co znaczy „przeleciał
ogólny sens listu"? Pewnie, można się domyślić, że chodziło o to, iż ów
list dość pobieżnie przeczytał, ale, jak widzisz, można to przekazać ładniej.
Co więcej, w dialogach silisz się na wykreowanie bohatera na dorosłego mężczyznę,
który zarządza wojskiem. Zapewne chciałaś, by był autorytetem, ale tego typu
postaci wychodzą Ci naprawdę blado. W głównej mierze dlatego, że nie brzmią
tak, jak to sobie obmyśliłaś, lecz po prostu dziecinnie. Każdy z dotychczas
przedstawionych dowódców krzyczy tylko na lewo i prawo, wyzywając przy tym każdego
od nieudaczników, a w dodatku piekli się o wszystko.
Pomyśl o tym, bo nie dość, że Twoi bohaterowie wypadają
nienaturalnie, to jeszcze powielasz schematy. Absolutnie nie wychodzi Ci opisywanie
kogoś, o czyim stanowisku raczej nie masz pojęcia.
Nie podoba mi się też Twój komentarz (pozwól, że
zacytuję): „Postacie jakie są takie są, i raczej ich nie będę
zmieniać". Wiesz czemu? Bo to źle wróży. Przychodzisz do mnie w pewnym
sensie po radę (rety, jak to pompatycznie brzmi), żeby dowiedzieć się czegoś o
swoim opowiadaniu, może żebym wytknęła Ci błędy… nie wiem, pobudki są różne. I
obawiam się, że wszystkie moje słowa pójdą jak krew w piach, skoro najpierw
zachęcasz czytelników do komentowania, a później, po wytknięciu błędów, z
którymi się zgadzam, stwierdzasz, że nie masz zamiaru ich poprawiać.
Zgodzę się z Twoim komentatorem, Szczurem, pod pewnym
względem. Powinnaś nadać postaciom więcej charakteru. Niech każdy z nich
wypowiada się na swój sposób. Władca niech mówi jak władca, a chłop rolny jak
chłop. W Twoim wykonaniu dialogi są dla każdej postaci niestety takie same, na
co zwróciłam już uwagę w trakcie czytania opowiadania o Flavintrze, ale miałam
nadzieję, że się rozwiniesz. Zarówno elf, jak i „Wodny"
wypowiadają się w ten sam sposób. A przecież różni ich pochodzenie. Przede
wszystkim jeden żyje na dnie oceanu czy też morza (sama już nie wiem), a drugi
pochodzi z lasu.
Nie zgodzę się natomiast co do tego, jakoby dialogi nie
miały być sztuczne. Bo są. I to bardzo. Twój problem polega właśnie na tym, że
bardzo starasz się przekazać za pomocą ust jakiegoś bohatera konkretną
informację, ale nie nadajesz mu żadnej charakterystycznej dla niego barwy.
Brakuje bohaterom słów, które mogłyby być zarezerwowane wyłącznie dla nich, co
czyni wszystkie postacie stworzonymi na jedno kopyto, a ich dialogi
sztucznymi.
„Niepodobny" piszemy
łącznie.
Długa, siwa broda przysłaniała jego dwa podbródki, ale nie mogła przysłonić ogromnego brzucha, w którym mieściły się litry piwa, osłoniętego skórzanym kaftanem z wyszytym herbem rodu
Litry piwa osłoniętego skórzanym kaftanem? Ciekawe.
I, proszę, znajdź jakąś alternatywę dla słowa „który".
Dużo piszesz też o jakichś
krainach/królestwach/państwach… Właściwie nawet nie mam pojęcia, czy mówisz o
jakimś mieście czy o królestwie, bo tego typu miejsca wspominasz jedynie z
nazwy. Nic innego o nich nie wiemy. No, był sobie jakiś tam władca/książę/ktokolwiek
z (dajmy na to) Pcimia Dolnego. I ten władca (a często w podmiocie nawet i ten
nieszczęsny Pcim Dolny…) wyglądał tak i tak. Miejsce nieważne.
Jasne, niby jest zakładka „Geografia",
ale jakoś niespecjalnie chce mi się fatygować do niej co rusz, żeby sprawdzić,
czy jakaś nazwa to może imię, czy jednak już kraina/wyspa/cokolwiek.
Rety, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nazwa, która
wcześniej padła, to wyspa. Nieważne.
Ale skoro jestem już przy tej zakładce, to zostanę przy
niej jeszcze momencik:
Samirlih, jako duży świat, (…)Przede wszystkim Samirlih dzieli się na cztery współistniejące światy
…? Samirlih jest światem, który dzieli się na cztery
światy?
Dobra. Dalej lecimy z tekstem.
Elfar pochylił się nad stołem, podtrzymując z nim spokojnie kontakt wzrokowy, co jeszcze bardziej rozjuszyło generała.
Też bym się wkurzyła, jakby ktoś, rozmawiając ze mną,
podtrzymywał kontakt wzrokowy ze stołem.
Nie ogarniam też rozmowy z elfarem. Nie dlatego, że jest
niezrozumiała, ale dlatego, że wcześniej elfar mówił o wrogu nadchodzącym z
zachodu, a gdy dochodzi do omówienia bitwy, rozmawia się o armii nieprzyjaciela
stacjonującej gdzieś na północy i na południu od zamku, który ma być oblegany.
Niepokoi mnie również Fenris, który zmienia humorki z
rozdziału na rozdział. Najpierw ma muchy w nosie, nie chce uwierzyć w żaden
atak, aż tu nagle *poof!* nagła zmiana zdania. Zbierać ludzi, chłopów z pola
ściągać, rekrutować ich, bo za trzy dni wojna. Mogłaś chociaż pokazać, jakie
bohater ma wątpliwości co do prawdziwości tych słów, pozwolić, by czytelnik
mógł zobaczyć, jak Fenris powoli dojrzewa do tej decyzji.
Trochę mam też wrażenie, że przecinki wciskasz w całkiem
losowych miejscach, bo mało kiedy masz pojęcie o tym, gdzie je wstawić. W
związku z tym brakuje ich przy takich sformułowaniach jak: „tak, jak", gdzie przecinek powinien się
znaleźć, jeśli po „jak" występuje czasownik.
W ogóle powinnaś spojrzeć na to, ile masz orzeczeń w zdaniach – każde powinno
być oddzielone przecinkiem albo spójnikiem.
Czekaj moment… wspominałaś przed chwilą, że córki Freyra
nie miały pojęcia o istnieniu Inanny. A kilka akapitów niżej Inanna właśnie
teleportuje się do jednego z dzieci Freyra. O co chodzi? W końcu wiedzą o jej
istnieniu czy nie?
Elfarzy kochali się w pięknie. Uwielbiali zdobić każdą rzecz, która wpadała w ich smukłe palce. Nie musiał to być praktyczny, ważne by był cudowny. Każdy miecz czy sztylet był wyryty w misterne zdobienia godne królów, które zaczęły być normą u dumnych elfarów.
Gdzie w zaznaczonym zdaniu jest podmiot?
Poza tym na broni mogą być wyryte misterne zdobienia, nie broń w nie wyryta.
Trochę fejspalmuję sobie nad bohaterami. Bo rozprawiają
sobie radośnie o tym, czy magia istnieje, czy może jednak nie. A tuż obok nich
siedzi SKRZYDLATA KOBIETA, HELOŁ.
Nie byli uwieszeni do ziemi.
Uwiesić to się można na drążku, na linie, czy coś. Na
ziemi chyba jednak trudno.
Ów się odmienia. (TUTAJ punkt piąty)
I naprawdę nie wiem, jak okrzyk bojowy może być dostojny,
ale pomińmy tę kwestię wymownym milczeniem. Ale pomijając ją już, powiedz mi, jakim
cudem łucznicy na gryfach strzelali w dół, do Wodnych, nie trafiając przy tym
swojej przywódczyni, która rzuciła się w tym samym kierunku…?
Denerwuje mnie też akcentowanie na każdym kroku, jak to
Nira z gracją zsiada z wierzchowca, jak to dumnie prostuje plecy, jaka ona jest
och! i ach!… Nawet okrzyk ma dostojny.
I szal powiewa za nią majestatycznie. Jest dostojna do porzygu.
Generalnie, jeśli już o bohaterów chodzi, to mam
wrażenie, że wszyscy są ledwie tłem dla jakże świetnej i wspaniałej Niry. Co
tam Fenris i jego armia, kiedy włosy wyglądają jak zwycięski sztandar… Niestety
– muszę to przyznać – Nira jest jedyną
postacią, która w jakikolwiek sposób wyróżnia się na tle reszty. To niedobrze,
bo nie dość, że skupiasz się tylko na jednej postaci, to jeszcze jest ona Mary
Sue tak bardzo, że aż przykro.
Przejdźmy do tych „luzem". Na pierwszy ogień pójdą teksty pod
tytułem „Nail".
Już z miejsca przeboleć nie mogę tego, że piszesz o
bohaterze, który „cały dzień" gonił
zwierzynę łowną. Boli mnie to dlatego, że jechał konno. Cały dzień. Do północy.
A skoro nie mógł ich dogonić, to zapewne jechać musiał pełnym galopem, a i tak
nie dał rady. Koń powinien zostać zajechany (tym bardziej, że stary). Nie
został, ale to nieważne, zdechł, bo śnieg. I, uwaga, żeby było ciekawiej,
bohater skrył się pod brzuchem martwego konia na noc. Tak.
Nie bardzo rozumiem, dlaczego Inanna, będąc wcześniej
w cudownym królestwie Freyra, pojawia
się w tym opowiadaniu jako ktoś, kto bawi się ludzkim życiem. Twój cyrk i Twoje
małpy, ale wypadałoby zachować jakąś równowagę, tworząc charakter bohatera.
Skoro wtedy przebywała w tak specyficznym miejscu i, powiedzmy, była pokojowo
nastawiona, to dlaczego miałaby przybywać na ziemię i tak sobie niszczyć
wioskę…?
Nie chcę Cię zasmucić, ale białe niedźwiedzie i tak mają
czarne nosy. Nie mają też warg.
I, na litość, skoro bohater ciągnięty był przez
niedźwiedzia za nogę, to jakim cudem tak po prostu sobie wstał? I najpierw Nail
w ręku trzyma kamienne ostrze, a zaraz potem dzidę…
Te dwa opowiadania wydają mi się jeszcze bardziej
abstrakcyjne od poprzednich. Bohater niby ma niesamowitego pecha, bo smok, bo
zniszczona wioska i w dodatku niedźwiedź! A tu jednak znajduje się przy domu
gościa, który wytwarzał broń! I, co lepsze, broń nie spłonęła.
W Twoich tekstach brakuje mi emocji. Opisujesz wszystko w
taki sposób, jakbyś prowadziła kronikę – suche fakty i, ewentualnie, naprawdę
rzadko, dodajesz nieznaczne dopiski do postaci, które mają symbolizować, że coś
im się nie podobało. Ale emocji, takich prawdziwych, ludzkich, na pewno po nich
nie widać.
Trudno w jakikolwiek sposób odnieść mi się do „Kepone". Trudno, bo nie wiem, czy mogę to w
ogóle nazwać opowiadaniem. Nie mam pojęcia, czy jestem w stanie powiedzieć coś
o bohaterach. Bo co mogę powiedzieć po przeczytaniu czegoś, co miało nieco
ponad pół strony tekstu?
Co do utworu „Trzy
Siostry", powiem Ci o czymś, co na myśl przyszło mi już wcześniej.
Mianowicie: Twoi czytelnicy nie są debilami. Nie musisz wciąż i wciąż powtarzać,
że uśmiech smoczych kobiet miał w sobie coś drapieżnego. Przez wszystkie
opowiadania chyba z dziesięć razy natknęłam się właśnie na takie określenie ich
uśmiechu. Raz, góra dwa wystarczy. Czytelnicy zapamiętają, serio.
Zdumiona straż w żółto-srebrnych mundurach podeszły do niego z bronią.
Polska język trudna jest.
Nie, nie, nie! Ja naprawdę nie kupuję tego, że elf
zanurzył się pod wodą i zaczął drzemać. No jak! Oddychać trzeba! Ludzie…
Właściwie to było ich tylko pięciu.Złatwiłbym ich bez problemu. Ale nie miał miecza.
Zrób coś z narracją. Niech będzie to narrator
wszechwiedzący lub pierwszoosobowy. Ale nie obaj na raz. (i zabrakło Ci spacji)
Mimo że wszystkie te opowiadania w jakiś sposób były ze
sobą powiązane, choćby przez postacie, to nie uważam pisania czegoś takiego za
dobry pomysł. Chodzi mi o to, że niezorientowanemu czytelnikowi bardzo ciężko
się w tym wszystkim połapać.
Powiem, że „Flavintra"
czytało się w miarę znośnie, przy „Bitwie pod
Sani Beg" miałam już pewien problem, nie tylko przez powtórzenia, lecz
również przez wspaniałą i majestatyczną Nirę. Dalej wszystko gnało już tylko ku
gorszemu, ale powiedzmy, że winę można zrzucić na to, że tamte teksty pisane
były wcześniej. Poniekąd to dobrze, bo widać, że Twój warsztat odrobinę się
poprawił. Z drugiej strony nadal robisz bardzo mało postępów – szczególnie
dobitnie pokazują to błędy ortograficzne, które podkreśla Word, a nawet słownik
w zwykłej przeglądarce internetowej.
Szczerze: zapowiadało się nieźle, ale bardzo się
zawiodłam. Masz jakiś potencjał, by sięgnąć wyżej, ale na pewno jeszcze
wieeeele Ci do tego brakuje. Pracuj nad swoimi tekstami. Skoro prosisz o
wytykanie błędów, to jeśli czytelnik już się pofatygował – nie olewaj go.
Dziś nie mogę dać Ci więcej niż dwa pomiociki.
Hej!
OdpowiedzUsuńDziękuję za ocenę... jest brutalna, ale może właśnie tego mi trzeba, żeby się ogarnąć! Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że jest aż tak ŹLE, masakra. Coś mi się wydaje, że teraz będę siedzieć i poprawiać wszystkie te byki, kto by pomyślał, że się tego tyle nazbierało. Może faktycznie za dużo skrótów myślowych, mea culpa. Teraz czas pozbyć się Mary Sue, fuj!
Dzięki jeszcze raz. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się jeszcze oceny:3
Trochę się bałam, że zniechęcisz się po tej ocenie albo obrazisz. To nie tak, że jesteś kompletnym beztalenciem w kwestii pisania, czy coś. Po prostu musisz popracować głównie nad błędami (polecam betę, naprawdę, sama korzystam i dzięki jej radom udało mi się wyeliminować sporo błędów u siebie) i płynnością opisów, a wtedy będzie już super. No i właśnie robienie z bohaterek Mary Sue. Spójrz krytycznie na swojego bohatera, zastanów się, czy faktycznie wszystko ma prawo mu się udać zawsze i wszędzie. Pomyśl, czy mogłabyś kogoś takiego spotkać naprawdę. Jeśli sobie na to odpowiesz, to łatwiej będzie Ci stworzyć postać, z którą sam czytelnik będzie umiał się utożsamić :)
UsuńNie spodziewałaś się? Oooj, przestań, to ja zwlekałam dość długo, a to wykopaliska, a to poprawki wrześniowe... Powinnam napisać ją już jakiś miesiąc temu. Albo i dwa.
Czytając ocenę mina mi rzedła z każdym kolejnym zdaniem, ale cóż obrażanie nic mi nie da, a po to chciałam być oceniona, żeby wyeliminować błędy, których jest meeega dużo. Spodobało mi się sformuowanie Flavintr -> bohater-suchar :D, powinnam z tego zrobić chyba maskotkę bloga i po usunięciu błędów ją spalić. Tak czy siak, czeka mnie mnóstwo roboty.
UsuńCo do czasu oceny - na inne ocenialnie zgłaszałam się wcześniej niż na mackalnię, a jeszcze sobie poczekam z miesiąc dwa. Z tylu ocenialni to moja pierwsza, dziewicza ocena, także czekają mnie kolejne pociski:)
Okej, pozdrawiam ciepło:)
"Brakuje bohaterom słów, które mogłyby być zarezerwowane wyłącznie dla nich, co czyni wszystkich bohaterów stworzoymi" - powtórzenie i literówka na końcu. Poza tym muszę przyznać, że Twoja ocena jest dość... delikatna :D.
OdpowiedzUsuńNie będę głaskać po główce, jak coś jest źle, bo nie potrafię ;-;
UsuńPoza tym uważam, że terapia szokowa działa lepiej niż "pitu pitu" na zasadzie "no, tu masz błąd, ale się nie przejmuj, można poprawić...".
Publikujesz w sieci = przyjmij (konstruktywną!) krytykę w każdej postaci.
CZEBA TFARDYM BYĆ, ŃE MJENTKIM.
(a za błędy dziękuję, poprawię, jak będę w domu, bo zaraz biegnę na tramwaj, autobus, ciapciong i do domu jadę ;-; boru, najem się)
Ocenka bardzo dobra, jest w niej konkretna krytyka, ale nie schodzi ona poza granicę dobrego smaku. Również ujęło mnie określenie jednego z bohaterów sucharem xD To jest mimo wszystko tak pieszczotliwie, że sama się uśmiechnęłam. Deneve pokazałaś masę błędów, ale od razu dajesz autorowi radę co powinien zrobić w tym wypadku, super!
OdpowiedzUsuńWidzę, że bohater-suchar wygrał dziś Internet ;-; #soproud
UsuńI dzięki! :)
Jeśli Blogowy Sznaucerek jeszcze nie wystosował przeciwko Tobie pozwu za wstawienie kółeczka na Kaktusie, to ja apeluję o kółeczko z bohaterem-sucharem Twojego autorstwa :D
UsuńKółeczka na razie nie ma, ale Delta zrobiła coś takiego:
Usuńhttp://i40.tinypic.com/161mjx1.jpg
hope u enjoy ^^
Aaach, powtórzenia. Właśnie dlatego czytam moje rozdziały po kilka razy, zanim je dodam, bo dzięki temu idzie takie smaczki wyłapać (a i tak czasem się coś przemknie). Pomocne zwłaszcza, jak się nie ma bety.
OdpowiedzUsuń"Błękitna smoczyca wysunęła szpony z tylnych łap jak kotka "
Może chodzi tu bardziej o wysunięcie pazurów jako takich? Bo szpon, to chyba ptasia stopa jako całokształt i z tego fragmentu wynikałoby, że smoczyca miała w łapie dodatkową łapę. Natomiast w wypadku pazurów sprawa jest jasna - może nieco dziwna, jak na smoka, bo raczej nie widziałam smoków z łapami jak u tygrysa, z wysuwalnymi pazurami, ale jasna.
"ta jednak zrobiła unik i zanurkowała w dół"
Dobre... sama chyba kilka razy popełniłam ten błąd, muszę sprawdzić i poprawić. Nigdy wcześniej o tym nie myślałam. Dzięki :)
"Zaczęły się kłębić
Próbuję wyobrazić sobie trzy smoki zbijające się w kłębek. Nie ma bata, nie idzie."
Ja jakoś potrafię, jako kilka ciał tak mocno zbitych ze sobą, że nie wiadomo, czyj szpon, czyj ogon a czyja morda. Po prostu patrzysz i widzisz tylko jakąś kotłującą się grupę. Nie wiem, czy moje skojarzenia są poprawne, chyba muszę zajrzeć do definicji słowa "kłębić się".
""czerwona smoczyca warknęła zirytowana i, mimo wbitych w bok szczęk błękitnej, drapnęła ją łapą, po czym ugryzła w nos
W wyznaczonych miejscach przecinki, bo to wtrącenie jest. I jak mogła ugryźć ją w nos, skoro tamta aktualnie gryzła ją w bok…? Łabędzia szyja, czy coś…?""
To też jestem sobie w stanie wyobrazić, właśnie przy założeniu łabędziej, lub strusiej szyi, jednak nie potrafię pogodzić tego z drapnięciem łapą, no chyba że tylną.
"Miałam nadzieję, że po prologu wszystko powoli zacznie się wyjaśniać, zamiast tego mam elfa z błonami, rekiny „ubrane w uprzęż" i przyprowadzone przez kogoś. Nie żeby coś, ale one mają kilka metrów długości… jak na czymś takim jeździć?"
Jak to "jak"? LIKE A BOSS.
http://25.media.tumblr.com/tumblr_kuxr34jtOb1qzeu38o1_400.png
"zniknął wilk bojowy, najprawdopodobniej jedyny na wyspie, złapany jakieś dwie dekady temu
Pomińmy ten drobny szczegół, że wilki żyją w niewoli maksymalnie do dwudziestu lat."
Oj tam, był szprycowany sterydami.
" Droga do Sun ze stolicy trwała około czterech dni, ale jeźdźcom udało się pokonać ją w dwa
Tak po prostu przeskoczyli sobie w czasie, teleportowali się, czy może w niemożliwy sposób zajechali konie, wykorzystując je do granic ich wytrzymałości?"
Konie też były szprycowane sterydami.
" "Elfar pochylił się nad stołem, podtrzymując z nim spokojnie kontakt wzrokowy, co jeszcze bardziej rozjuszyło generała."
Też bym się wkurzyła, jakby ktoś, rozmawiając ze mną, podtrzymywał kontakt wzrokowy ze stołem."
Myślę, że ja też.
Kolejna świetna recenzja :D Dwa pomiociki? Nie jest źle, lepsze to, niż jeden.
Obrazek z Putinem rozwalił mi umysł XD. Co do tych kłębiących się smoków, ja również uważam, że to było całkiem normalne stwierdzenie i popieram w tej kwestii Marzycielkę. W ocenie było takie fajne zdanie o półdzikich dzieciach. Przyznam, że kiedy je przeczytałam, zaczęłam się śmiać na głos. Napisałam do Ciebie, Deneve, z anonima, gdyż nie mogłam się zalogować, ale z tą delikatna oceną chodziło mi o to, że naprawdę lekko oceniłaś autorkę (to nie był sarkazm!). Oczywiście tego nie potępiam. Cholernie lubię tu zaglądać, gdyż piszecie bardzo konkretne i wyczerpujące oceny. Gdy dodam więcej rozdziałów na moim blogu, z pewnością się do Was zgłoszę. Pozdrawiam!
Usuń@MarzycielkaZnaczy ja miałam ten problem pod tym względem, że smoki leciały i raz były blisko siebie, później daleko, ni z tego, ni z owego zaczynały się kłębić, potem znowu były "za daleko".
UsuńDlatego nie umiałam sobie wyobrazić tego, jak, będąc rzekomo daleko mogły zacząć sie kłębić. Ale okej, co do tego zarzutu akurat jestem w stanie się zgodzić :P
Co do Putina na rekinie, to weź. On się nie liczy ;-; on ma supermoce.
@Lexie S
Cieszę się, że ocena trzyma poziom i zapraszamy, gdy poczujesz się gotowa do zgłoszenia :P
Jeszcze do Lexie S:
UsuńA ja to właśnie za sarkazm wzięłam :c
gópja ja
Witam, znowu!
OdpowiedzUsuńJestem druga w kolejce u Orszuli, a chciałabym zmienić szablon. Czy będzie to jakimś problemem? Z góry dzięki za odpowiedź.
Ja nie Orszula, ale ocenka moja, to odpowiem: zmieniaj śmiało, nam to nie przeszkadza ;)
UsuńSuper, dzięki :)
UsuńOhh jak ja kocham czytać recenzje na tym blogu! Większość uwag jest naprawdę rewelacyjna - trafna, rzeczowa, a przede wszystkim pomocna. Już nie mogę się doczekać, jak w dalekiej przyszłości zostanie zrecenzowane moje opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji, mam pytanie. Prowadzę bloga od niedawna, więc nie orientuję się w temacie. Często ludzie piszą o betach do swoich tekstów. Czy ktoś mógłby mi poradzić, gdzie takiej bety najlepej poszukać? ^^
Zobacz tutaj: http://betowanie.blogspot.com/
Usuńoo jaki wybór! :D Dziękuję!
Usuń