Słowem wstępu: bardzo przepraszam za opóźnienia, które były spowodowane moim kiepskim stanem zdrowia. Żyję i mam się dobrze, wracam do pisania. R.
O magii
Jednak w miarę rozwoju techniki i elektroniki oraz motoryzacji – Elektronika to dziedzina techniki, więc to tak jakbyś napisała „dojrzewały owoce i banany”.
Czyli tak, na Ziemi technologia wyparła magię, ale w bardziej zaawansowanych technologicznie zakątkach wszechświata nadal magowie istnieją i mają się dobrze? Czyli, jak rozumiem, normalnie jedno z drugim nie koliduje? I w jaki sposób wyparła? Mniej magów się rodzi czy co? Co z zasadą zachowania energii?
Wstęp jest dosyć chaotyczny. Podejrzewam, że chciałaś zarysować w nim fabułę, ale za bardzo skaczesz po tematach. Jedno zdanie o magii, drugie o plotkach w kosmosie, trzecie o historii, a wszystko to upchnięte na połowie strony. Myślę, że uporządkowanie całości nie byłoby trudne – nie chodzi o wyrzucenie niektórych elementów, ale poustawianie ich w bardziej logicznym porządku.
We wstępie piszesz magów dużą literą, w podsumowaniu małą.
Środek przypomina ściągę do gry fabularnej. Mam nadzieję, że nie będzie mi potrzebna przy czytaniu rozdziałów, podobnie jak rozpiska bohaterów ;).
Prolog
Czy Agent Jo Lorson to podpis osoby sporządzającej raport? Po jego dość egzotycznej lokalizacji trudno mi stwierdzić na pewno.
Zastanawiam się, czemu właściwie to Brytyjczycy zajmują się sprawami polskich czarodziejów? Czemu wysłano na miejsce wypadku ludzi z zagranicy? Nic takiego nie funkcjonuje w pobliżu, skoro – zdaje się – w naszym kraju przypadki magiczne zdarzają się na tyle często, by nikt z tej strony barykady się im nie dziwił? Kto sporządził raport, który wręczono McCartneyowi? Swoją drogą, musi się im świetnie wymawiać te wszystkie polskie nazwiska.
To, co zobaczyli ratownicy, zaskoczyło ich na tyle, że pozwolili wejść do jaskini grupie reporterów. – Występuje anomalia. Co się robi w tym przypadku? Zabezpiecza teren i nie pozwala szwendać postronnym w oczekiwaniu na ekspertów? A gdzie tam! BEDO FOCIE DO GAZIETKI!
– Jestem Andrew McCartney, mag z rządu brytyjskiego. Zainteresowało mnie to, co ci się ostatnio przytrafiło – mówił z wyraźnym brytyjskim akcentem. [...] – Świetnie pan mówi po polsku – zmieniła szybko temat. // – To magia. Taka sama jak ta, której użyłaś w jaskini – powiedział, uśmiechając się uroczo. – Magia jako remedium na wszystko (tutaj na barierę językową) zalatuje mi nieprzemyślanym rozwiązaniem rodem z kiepskich fantasy, gdzie autor, poganiany terminami wydawnictwa, nie miał czasu znaleźć sensownego wytłumaczenia, jak działa połowa rzeczy w jego uniwersum. Niechby chociaż była wzmianka o jakimś puzderku, ustrojstwie, które czarodziej-urzędas ze sobą nosił, ale nie pada o tym rozwiązaniu ani słowo. Czysta magia! Nie kupuję tego.
Jedna sprawa mnie nurtuje po przeczytaniu prologu. Sugerujesz, że magia to chleb powszedni w naszym kraju i ogólnie na świecie. Okej, podoba mi się motyw, że nie są to ludzie wyklęci i na nikim nie robią wrażenia czarodzieje. Rówieśnicy Gabrieli wręcz się dziwią, że dziewczyna wygląda jak typowa czarodziejka, a nie wykazuje talentu magicznego. Samej bohaterki nie dziwi ani trochę fakt, że facet, który właśnie do niej przyszedł, przedstawia się jako czarodziej. Wszystko gra. Ale w tym kontekście dziwne staje się wysyłanie ludzi z zagranicy do tej dziewczyny. Żadnego magicznego urzędu w Polsce? Owszem, mógł to być jakiś trudniejszy przypadek, ale w raporcie nie ma ani słowa o tym, że już ktoś z „lokalnych” się tym wcześniej zajmował i trzeba przekazać sprawę dalej. Dziwi mnie też pisanie o cudzie w jaskini, jeśli to takie… powszechne. Na tym etapie, z taką ilością informacji, powiem tyle: trochę mi się to ze sobą wyklucza.
Poza tym dlaczego odprawa zawsze musi ograniczać się do „masz papiery, spadaj”? To już chyba klisza.
Rozdział 1
Dwa dni temu, w czwartek, była na basenie w Warszawie. Kiedy poszła przebrać się do szatni, wpadła na jednego faceta. Zsunął się jej wtedy ręcznik i schowała się szybko w kabinie. Nawet nie widziała jego twarzy. // – Przepraszam, że cię wystraszyłem – powiedział. // – Trzeba było się tak nie skradać – warknęła. – Jesteś jak kot! Skradasz się tak, że nikt cię nie słyszy! – wykrzyknęła i uderzyła w drzwi ręką. // Coś za drzwiami błysnęło. Ubrała ciaśniej ręcznik i wyjrzała. Tego gościa już nie było, ale był tam jakiś kot. – Dlaczego Gabrielę dziwi obecność kogokolwiek innego w przestrzeni, jakby na to nie patrzeć, publicznej, za to kot – wcale?
Trzeba było się tak nie skradać – warknęła. – Jesteś jak kot! – Po czym facet niezwykle subtelnie przemienia się w kota. I idzie za nią niemal pod sam dom. A lasia nic, nie że śledzi ją facet, pewnie jeszcze czarodziej, nie wiadomo, jakie ma intencje… nie, ot, kot z przebieralni na basenie się przyczepił. Osobliwe.
Ubrała ciaśniej ręcznik i wyjrzała. – A w cóż ten ręcznik ubrała?
Kierowca nawet się nie zatrzymał. Gabriela, mając wyrzuty sumienia, zabrała go do weterynarza. – Kierowcę zabrała? Często mieszasz podmioty.
Pozwolę sobie pracować nieco „na sucho”, bo musiałbym kopiować niemal każde zdanie. Scena z potrąconym kotem. Jeśli historia z wypadkiem kończy się tylko paroma szwami na kociej głowie, to zwierzak po potrąceniu raczej nie leżałby w trawie, tylko pobiegł gdzieś pod wpływem szoku, bo nic mu nie jest, jak wnioskuję z oględzin u weta. Na moje oko zachował się dość… ludzko. Co prawda to a) nie wyklucza wyjątków od reguły, b) mogło umknąć uwadze Gabrieli, jeśli nie miała nigdy zwierząt, w dodatku sama była zestresowana. Tylko ten weterynarz powinien się zdeczka zdziwić. Nie jest to błędem, bo jednak nie mogę całkowicie wykluczyć takiej sytuacji, ale wszystko jest grubymi nićmi szyte i aż prosi się o nadanie większego realizmu.
Cieszę się, że zdecydowałaś się zmierzyć z opisem domu, a raczej jego historii, ale w tej formie wygląda trochę jak streszczenie, jakby narratorowi się gdzieś śpieszyło. Dobrze, że babcia została wspomniana, zanim wprowadzono ją do opowiadania, tylko przydałoby się to trochę rozwinąć i dopracować.
Może masz ochotę na małą przebieżkę? – spytała swojego czworonożnego towarzysza. [...] Utrzymywała średnie tempo. Powietrze było chłodnawe, więc nie chciała się przeziębić. Stanęła, by odsapnąć koło małego stawu. – Kot ze szwem na łebku od wczoraj, idziemy biegać. #YOLO
Człowiek-kot pod wpływem sprzyjających okoliczności wraca na chwilę do ludzkiej postaci. Leży goły na podłodze i...
– Yyyy... Cześć. Jestem Nataniel. – Yyyy… serio? Żadnego Dlaczego mi to zrobiłaś? Co tu się odpierdala? Nawet jeśli Gabriela nadal nie załapała, co zaszło na basenie, to przecież on tak. Taki to dla niego chleb powszedni?
Rozdział 2
Jako że scena z końca pierwszego rozdziału ciągnie się dalej, to dorzucę jeszcze: czemu Nataniel czuje się w obowiązku tłumaczyć przed Gabrielą? I czemu, skoro ona ewidentnie nie daje mu dojść do słowa, prosi ją dalej o pozwolenie, by mógł się (on przed nią!) tłumaczyć, zamiast uciąć, nie wiem, zamieniłaś mnie w kota czy coś w ten deseń? W dodatku ten stoi, jak go bór szumiący stworzył, a przed chwilą leżał na dziewczynie, by ją spacyfikować i powstrzymać od dzwonienia, ta ściska telefon w ręce i myśli o… dzwonieniu na policję? Nie! Myśli o tym, że facet wygląda nieziemsko. Nagle ZAP! i chłopaka ani śladu. Gabi rozważa kosmitę, ducha, a magia nawet nie skala jej myśli. Dlaczego, skoro jest tak pospolita? Nie kupuję wyjaśnienia, że pod latarnią najciemniej. I ta sama dziewczyna, chwilę potem, jak już Natanielowi udaje się powiedzieć całe jedno zdanie, że to ona go zamieniła w kota… z ostrożnego zdystansowanego osobnika zamienia się w otwartą gadułę i rzuca mu swoją biografią.
Prawdopodobieństwo psychologiczne związano i wyprawiono w betonowych bucikach na dno Rowu Mariańskiego.
Poza tym czy on nie miał szytej rany na głowie (po zderzeniu z autem)? Co się stało ze szwami po przemianie?
– Jednak to moja wina, że zostałeś kotem, więc nie dzwonię na policję. – Łaskawa pani. Często jej się zdarzają takie rzeczy, że zamiast reakcji O mój boru, skrzywdziłam człowieka! ma Meh, moja wina, wybaczam ci?
Opowiedziała mu o babci, o szkole, o rodzicach i znajomych. Co lubi robić a czego nie? O swoich ulubionych potrawach, książkach, piosenkach i o wielu innych sprawach. Czuła się w jego towarzystwie swobodnie. Potem poprosiła, by zdradził jej parę sekretów ze swojego życia. Co zamierza robić po studiach i czy chce zostać w Polsce? Rozmawiali bardzo długo – Serio? Znaczy, okej, Nataniel nie miał wpływu na to, że został kotem, ale miał świadomość, że Gabi nie ma o tym pojęcia. Ale i tak zdecydował się wpakować jej do łóżka, zamiast, bo ja wiem, przyjść wieczorem i na spokojnie wszystko wyjaśnić. Choćby na tej stronie można sprawdzić, że np. trzydziestego września 2012 księżyc wschodził o 16:58, co nie jest jakąś strasznie późną porą. Zamiast tego odstawił ten cały cyrk, przeraził dziewczynę, a ona zaczyna z nim rozmawiać o szarlotce i cioci Marysi, bo…?
– Mimo swojego uroku śpisz na podłodze. // – Miau? Miau! – Protestował. // – Jesteś facetem, nie kotem. Zachowuj się jak na faceta przystało. // – Miau. – Zrezygnował i położył się na poduszce. – To w końcu gdzie spał, na łóżku czy na ziemi? Bo domyślnie poduszki są jednak na łóżku.
Nataniel okrążył ją i obtarł się o jej nogi mrucząc. – Już się odczłowiecza? Szybko mu idzie.
– Dokładniej rzecz ujmując, gdy ziemia ma styczność, ze światłem odbitym od księżyca. – Ale ziemia w jakiejś określonej okolicy czy tak w ogóle? Bo jeśli w ogóle, to powinien być człowiekiem non stop. Warto wziąć ponownie na warsztat ten warunek i go doszlifować.
– Raczej nie ma ci za złe, że zamieniłaś go w zwierzątko – stwierdził mag. – A właściwie dlaczego nie ma jej tego za złe? Hej, został zmieniony w czworonoga – i nic? Żadnego niepokoju, gniewu? Nie martwi się, co będzie, jeśli nie uda się tego odczarować? Ani pół myśli o rodzinie, znajomych, ewentualnym pracodawcy, dla których ot tak sobie przepadł? Jego siostra przyjechała w odwiedziny – musiała więc zauważyć jego zaginięcie. Brak reakcji nie sprawia, że wydaje się sympatycznym facetem, który nie zważa na drobne wpadki – to czyni go kompletnie nieludzkim.
Mam jeszcze pytanie, gdzie on spędził tę jedną noc po rzuceniu na niego uroku – zupełnie nagi? Wrócił do domu? Skąd miał klucze? Siostra mu otworzyła? A jeśli tam poszedł, czemu nie wraca do niego i później, choćby po ubrania?
– Nie mogłem nic zrobić. Rzuciłaś na niego potężny urok. Urok może zdjąć tylko osoba, która go rzuciła, poza tym ma on mnóstwo zabezpieczeń. Są magowie zajmujący się zdejmowaniem uroków, ale przy zbyt wielkiej liczbie zabezpieczających zaklęć też niewiele zdziałają. Jakim cudem ty to zrobiłaś? Wyczułem tam parę zaklęć z bardzo wysokiego poziomu, jestem pod wrażeniem. – Uśmiechnął się do niej. – Ty się nie uśmiechaj, ty myśl jak jej łeb uciąć! A tak na poważnie: Gabi rzuciła nieświadomie potężną klątwę, ponieważ była wkurzona. Dla przypomnienia, powiedziała tylko: Jesteś jak kot! Skradasz się tak, że nikt cię nie słyszy!
I nikt się tym nie przejmuje, łącznie z nią samą? A jak następnym razem palnie coś, co skończy się śmiercią przeklętego albo czymś gorszym? Czy McCartney, który ma już jakieś doświadczenie w magii, nie powinien jej uświadomić, że niekontrolowana moc jest niebezpieczna?
Posłał jej zawadiacki uśmiech. – Ponieważ, proszę państwa, mamy do czynienia z eksperymentem na sucho, nie z żywym człowiekiem w tarapatach. To doskonałe okoliczności, żeby potraktować przypadek bardzo przedmiotowo…
Rozdział 3
Był to dojrzały facet po, albo koło sześćdziesiątki [...] – Bo koło nie uwzględnia po, nieprawdaż.
Wzięła Nataniela na ręce i usiadła na kanapie, wskazując miejsce obok magowi. Pogłaskała kota przepraszająco, jeśli tak to można nazwać, i napiła się łyczek wody. – Przyzwyczajenia przyzwyczajeniami, ale a) kot jest w domu dwa-trzy dni, b) Gabriela z pełną świadomością bierze na ręce dorosłego mężczyznę.
Na szczęście mamy teraz okres z widocznym księżycem, więc możemy spróbować. – Znaczy się… nie ma nowiu?
Andrew przyszedł do jej domu rano, chwilę zajęła rozmowa i próba odczarowania (dajmy na to, że godzinę). Po tym dziewczyna od razu poszła biegać do parku i zaczęło już robić się ciemno? Ile trwa doba w tym świecie? Trzy godziny?
Przechodnie patrzyli z uśmiechem, jak kot dotrzymuje jej kroku. Wyglądało to zabawnie. – A ile śmiechu by było, gdyby ta dziewczyna, która zupełnie nie ma władzy nad swoją mocą, nagle odczarowała kota i wszyscy by zobaczyli, że biega z gołym facetem. Ubaw po pachy.
Na scenę wkracza zło w czystej postaci, znaczy Były, który jest równocześnie doskonale przerysowany i doskonale nieopisany. Przez to mam wrażenie, jakbym zobaczyła właśnie kliszę w stanie czystym, niczym niezamaskowanym. I oczywiście Były na środku parku się dobiera do głównej bohaterki, coby bohaterski kot musiał ją przed nim obronić. W dodatku strasznie mi zgrzyta to unikanie rzeczownika na określenie zaczepiającego ex. Żadna z niego tajemnicza postać, bo po słowach wiadomo, kto zacz, pozostaje tylko wrażenie, że podmiot zdezerterował od orzeczenia.
Trochę się też dziwię, że wiedząc, że kot-Nataniel wszystkiego słucha, Gabriela nie zabrała go natychmiast pod pachę i nie uniknęła tego żenującego monologu. Przy znajomych też by stała i wysłuchiwała?
Nataniel, w ludzkiej postaci, zszedł do salonu gdzie siedziała Gabriela. Na górze naszykowała dla niego ręcznik i parę ubrań, które wygrzebała na strychu po jej byłym. – 1. Przecinki – robi się strych po byłym zamiast ubrań. 2. Imperatyw kazał Gabrieli trzymać te ubrania na wszelki wypadek i jeszcze na jego mocy miały Natanielowi pasować? 3. Naprawdę nie było jej głupio dawać mu używaną bieliznę?
Nie odzywał się. Nie chciał być wścibski. Czuł, że na razie nie ma ochoty na rozmowę. – To nie chciał być wścibski po tym, jak usłyszał historię jej życia, brzmi trochę śmiesznie. Poza tym podmioty – kto nie ma ochoty na rozmowę? Na logikę można wywnioskować, ale warto doprecyzować, bo z konstrukcji zdania wychodzi, że chodzi o niego.
Na koniec filmu Gabriela zasnęła – Narkolepsja? Jasne, można paść wykończonym o dwudziestej, ale Gabi w tym dniu nic nie robiła, trochę pobiegała, trochę się pokrzątała po domu.
– A więc to tak wyglądasz, jako człowiek – powiedział Andrew. – Nie wolisz by został w postaci kotka? – zwrócił się do Gabi. – Raczej nie jest jakoś specjalnie wyjątkowy? – W T F. Jestem bardzo spokojną i pokojowo nastawioną osobą, ale gdybym była na miejscu Nataniela, przy takim żarcie puściłyby mi nerwy. Za ignorowanie samego poszkodowanego leci kolejny duży minus dla Andrew. Co ciekawe mężczyzna przy odprawianiu magicznego rytuału oraz na początku kolejnego rozdziału zdaje się traktować swoje obowiązki mimo wszystko serio. To nie kontrast, to dysonans.
To był tylko żart, poza tym nie dziwi cię trochę, że ta panna tak mało cię zna, a tak bardzo zależy jej na tym, by ci pomóc? Są dwie możliwości, po pierwsze, albo chce się ciebie jak najszybciej stąd pozbyć, albo wpadłeś jej w oko. Możemy też uznać, że biorąc stuprocentową odpowiedzialność za swoje czyny zrobi wszystko, co tylko będzie można, by cię odmienić. Jednak takie sprawy, zazwyczaj są tłem dla wcześniejszych dwóch powodów. – To zaskakujące, jak w paru zdaniach można zrobić z postaci tak antypatyczną osobę. Jak rozumiem, gdyby Nataniel był brzydki, gruby i miał trójkę dzieci na karku, to pomóc należałoby mu z największą odrazą albo – jeszcze lepiej – wywalić na zbity pysk pod postacią kota?
O, przynajmniej Gabriela podziela moje zdanie o magu. Szkoda, że krótko.
Nataniel podszedł do niej od tyłu i objął delikatnie w pasie tuląc ja do siebie.
– Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Mogłaś wyrzucić mnie z domu, nie wierząc w to, co mówię, ale nie zrobiłaś tego, przygarnęłaś mnie i zatroszczyłaś się o mnie. Jesteś wspaniała. Znosisz jeszcze tego podstarzałego typka. Nie wiem co powiedzieć. Jeszcze raz dziękuję. – Powiedział ściszonym głosem. – W tych analizach pojawia się kategoria „Kochanek z kartonu” – widzę, że Nataniel już dzielnie walczy o punkty. To Gabriela zamieniła go w kota. Ba, przez nią wpadł pod samochód. W dodatku Andrew głównie to na niego naskakuje. Czemu więc, na wszystkich borów, Nataniel się tak płaszczy?
Poczuła, dawno już zapomniane, ciepło w sercu. – Sto lat samotności, czy jakoś tak. Oczywiście. Biedne dziecię, dwa miesiące bez chłopaka.
Gabriela spojrzała na maga. Dojrzała w jego spojrzeniu smutek, samotność i tęsknotę. – Patrz, a jeszcze w poprzednim rozdziale był w nich młodzieńczy zapał. Odmienia mu się w zależności od pory dnia? A mówiąc poważnie: nie opisuj, pokazuj. Czasami pasuje stwierdzenie, że ktoś miał smutek w spojrzeniu, ale zazwyczaj zamiast określać uczucia wprost, lepiej zasugerować je zachowaniem postaci.
Nuczę cię łapać księżycowe światło, a ten czar, który rzuciłem teraz, jest jednorazowy. Raz rzucony działa do czasu, aż ktoś go nie zdejmie. – Więc raczej nie jest jednorazowy. Nie lepiej powiedzieć po prostu: wystarczy go rzucić tylko raz?
– Czy musi ją pan obejmować? Jest to konieczne by zaklęcie się udało? Chyba sama potrafi unieść ręce w górę – zirytował się chłopak. – Temu też już na mózg padło? Totalnie zwisa mu, że jest zaklątwiony, a reaguje agresją (zazdrością?), kiedy poznana trzy dni temu osoba zostaje objęta przez innego człowieka, by dziewczyna mogła czarować i mu pomóc.
Jest już późno, może pan już wróci do siebie i odpocznie. Jutro na pewno ma pan wiele zajęć – stwierdził Nataniel. – W podzięce za pomoc, fatygę dalekiej podróży, drogocenne fiolki i ludzką postać dla Nataniela nie powiemy ci dosłownie spieprzaj dziadu.
Gabriela decyduje się polecieć do Anglii, żeby nauczyć się magii. Tylko kto w takim razie będzie łapał dla kota promienie księżyca? Nie sugeruję, że Gabi powinna koniecznie zostać w Polsce – ale dobrze by było, gdyby porozmawiała z Natanielem i wymyślili jakieś rozwiązanie tego kłopotu (czy będzie dosyłać mu fiolki pocztą, choć są cenne, czy on poszuka innego maga w okolicy, cokolwiek).
Drzwi otworzyła jej śliczna, długowłosa blondynka. –
Jedyny problem, że on zapewne leci samolotem, a ona ma lęk wysokości! Musi się jednak porządnie zastanowić. – Tak, to jest główny problem. Nie to, że ma studia. Nie to, za co się w tej Anglii utrzyma. Nie to, że tak jakby zostanie magiem wywraca jej całe życie do góry nogami. Nie, problemem jest samolot. Naprawdę istnieją też inne środki transportu – mogli umówić się na spotkanie już w Anglii, np. za dwa czy trzy tygodnie – co dałoby jej przy okazji czas na załatwienie całego bałaganu związanego z wyjazdem.
Na plus słabostka bohaterki, lęk wysokości i to, że o nim nie zapominałaś.
– Jutro wylatuję do Anglii. To dla ciebie. – wręczyła mu paczkę. – Na zapas. – Jedyny zapas, który mogła zrobić, to ta druga fiolka. Gabi zakłada, że ukończy szkolenie magiczne w parę dni, czy zamierza co weekend wpadać do Polski?
Dziewczyna obejrzała się i chciała wrócić, ale było już za późno. Przeszła za terminal, a tam ścieżka prowadziła w jedną stronę…. Nie było już odwrotu. Decyzja została podjęta. – Ale nie mogła wrócić, bo by ją ochroniarz karabinem w łeb zdzielił, czy co?
Rozdział kończy tak dramatyczna drama, że bardziej się nie dało. Nie będę owijał w bawełnę, użyłaś jednej z najbardziej wyświechtanych klisz. Bardzo, bardzo słabo.
Rozdział 4
Jak mogła tak szybko ocenić sytuację, nie rozeznając się w niej dostatecznie. To było do niej niepodobne. – I tylko w tym tkwi problem. Nie w porzuconej rodzinie (no dobra, nie musieli się widywać bardzo często), domu zostawionym bez opieki i obowiązkach związanych ze studiami. Meh.
Miała tylko nadzieję, że Nataniel ją zrozumie i po powrocie wciąż będą utrzymywać dobre stosunki. – Och, czy wybaczy jej, że ta chce zdjąć klątwę, zamiast pozwolić mu wieść żywot kota?
W świetle dnia wydawał się jej młodszy niż przypuszczała, choć stan jego skóry wskazywał na wiek średni, to jego postawa, sposób poruszania się, zachowanie oraz w szczególności spojrzenie i uśmiech wskazywały na to, że jest on znacznie młodszy niż się wydaje. – Czyli wydawał się starszy, niż był w istocie przez swój uśmiech i spojrzenie, ale równocześnie wydawał się jej młodszy niż… ee… No dobrze, przyznaję, że nie rozumiem.
Gabi rozmyślała nad tym przez moment, doszła do wniosku, że najprawdopodobniej on po prostu ma duszę młodzieńca, albo przechodzi kryzys wieku średniego. – Od kiedy osoby młode duchem i przechodzące kryzys wieku średniego zachowują się tak samo?
Jednak najbardziej martwiło go to, że pojechała tam z tym podejrzanym facetem. Miał, co do niego złe przeczucia, albo po prostu...zazdrościł. Choć nie rozumiał, czemu, przecież to był już starszy gość! Doszedł do mieszkania, ale nie miał zbytniej ochoty na razie tam wchodzić. Usiadł na schodach przed klatką. Przypomniał sobie jej minę, gdy przyszła do niego i zobaczyła tam Elwirę. Jego siostra właśnie wróciła do Polski. Może nie jest zbyt sympatyczną osobą i nawet nie są do siebie zbyt podobni, ale to nie powód by od razu twierdzić, że to jego dziewczyna! // - Co jest z tymi babami! Dlaczego zaraz wyciągają takie wnioski! - złościł się. – Nie poświęcając ani sekundy na refleksję, że zachowuje się dokładnie tak samo jak krytykowane przez niego baby.
Może nie jest zbyt sympatyczną osobą i nawet nie są do siebie zbyt podobni, ale to nie powód by od razu twierdzić, że to jego dziewczyna! – Znaczy, dziewczyna z założenia musi być niesympatyczna? (A skromność Nataniela zadziwia).
List był krótki i rzeczowy, tak jak sam autor. Chociaż jakby się zastanowić, to przy Gabi zachowywał się zupełnie inaczej. – Nataniel zamiast profesjonalnych wskazówek postępowania dla ofiary klątwy spodziewał się... czego? Śmichów-chichów? Tekstów na podryw? Wyznań miłosnych? I skąd wie, że Andrew jest rzeczowy, skoro sam przyznaje, że przy Gabrieli zachowywał się raczej nieprofesjonalnie? W jaki sposób McCartney był krótki, już wolę nie wiedzieć.
- Powiedziałeś Andrew McCartney? // - Tak. Znasz go? Skąd? Czy coś ci zrobił? A to stary zbok! Wszędzie zaczepia młode kobiety! Zabiję drania. – Nataniel zaczyna mnie naprawdę mocno niepokoić. Czy na pewno chciałaś zrobić bohatera, który wydaje się, um, tak patologiczny? Po trzech dniach znajomości szaleje z zazdrości, traktuje Gabrielę jak własność (no jak ona mogła polecieć do Anglii się uczyć!) i podejrzewa McCartneya chyba o bycie seryjnym gwałcicielem, ponieważ ten – niesmacznie, fakt – ale tylko zażartował.
Jego mała, ukochana siostrzyczka, nie podzieliła się z nim taką tajemnicą. – To ironia, czy już Nataniel zapomniał, że niedawno określał ją jako niesympatyczną osobę i warczał na każde jej słowo?
Okej, Nataniel dowiaduje się, że jego siostra wie, gdzie jest Akademia, i chce się tam dostać… nie po to, żeby uzyskać pomoc ze swoją kocią przypadłością. Chce stamtąd wyciągnąć Gabrielę, bo jest pewien, że Andrew będzie ją molestował? Przynajmniej tak to brzmi. I przez myśl mu nie przejdzie, że dziewczyna powinna nauczyć się kontrolować swoją moc, a jej życie niekoniecznie musi kręcić się wokół faceta, którego poznała parę dni wcześniej.
Hasło: Agent Andrew McCartney, nr identyfikacyjny AKZ56734, Status: Dostęp pierwszego stopnia. – Ee, to raczej nie hasło, on się przedstawił. Jeśli hasła jako takiego nie ma, czy nie powinni jakoś sprawdzać, czy ktoś się pod agenta nie podszywa?
albo mieć porostu do tego talent – Wiem, że literówka, ale jakże zacna.
Plusik za próbę opisu Akademii. Cieszę się, że go wprowadziłaś, choć wyszedł dosyć kulawo – chodzi mi jednak o stronę techniczną, bo same pomysły są całkiem ciekawe.
- W sumie tutaj czas płynie inaczej niż na zewnątrz, dzięki temu ma szansę by coś się nauczyć. Jeden miesiąc na zewnątrz, to jak trzy tutaj . // - Gdyby nie mag Kalseniusz to nigdy nie udałoby się nam przedostać poza naszą czasoprzestrzeń. Szkoda, że już odszedł. - westchnął Dyrektor. // - Miał czterysta dwadzieścia lat! Poza tym przecież pokazał naukowcom z Cernu* i NASA jak kontrolować przejścia. Oni to udoskonalili i dzięki temu możemy tu teraz przebywać. – Po co dyrektor Akademii i Naczelny Mag mówią o rzeczach dla nich oczywistych? Naprawdę kiepsko wprowadzona ekspozycja.
- Na razie nie. Wrócę spokojnie do Akademii i skończę ten semestr. // - Przecież nie musisz tego robić. Rada postanowiła, że otrzymasz tytuł bez ukończenia Akademii. Ty już nawet masz tytuł Naczelnego Maga Wielkiej Brytanii! // - Ale nie jestem pełnoprawnym MAGIEM. Tamten tytuł otrzymałem za zasługi w czasie wielkiego najazdu tych całych ISTOT. – Znaczy się… Andrew jest studentem? Czy w jego przypadku nie jest to marnowanie czasu? *Studiowanie dla papierka poziom hard*
- Tutaj dzieli się uczniów na poziomy magii, jaki osiągają, a nie na roczniki. - rzucił. - Zaczniesz od poziomu zero, ale jeśli nauczyciele stwierdzą, że nadajesz się na wyższy to od razu idziesz na następny. – To ma sens, podoba mi się. Nie jest to bardzo oryginalne, ale też wyróżnia się na tle wszystkich klisz z wcześniejszych rozdziałów.
To on! Naprawdę? Nie wiedziałam, że zdecyduje się znowu tu chodzić. Jest taki przystojny. Ma mało czasu, więc kończy Akademię na raty. Jest taki super. Chciałabym go bliżej poznać. – Gdybym nie znała reszty tekstu, byłabym pewna, że tutaj naśmiewasz się z typowych motywów American High School. Pewnie nie rzucałoby się to tak w oczy, gdyby te zdania wplecione były w normalną rozmowę, ale tak skomasowane brzmią jak parodia.
[...] coś się jej wydawało, że widziała [na liście] nazwisko McCartney. // - Hmm. Mam chyba przywidzenia. – Zaiste, niespotykanie rzadkie nazwisko, na pewno nikt w całej akademii nie mógł mieć takiego samego. To są myśli tej dziewczyny opisywanej cały czas jako bystra i mądra?
Rozdział 5
- Albo to on, albo mam jakieś przywidzenia. - szepnęła do siebie. - To nie możliwe, ten facet jest koło sześćdziesiątki, a ten, co tam siedzi ma może trochę ponad dwadzieścia. – Czyli go rozpoznaje czy nie rozpoznaje? Dziwne też, że nie pomyślała ani razu o tym, że mogą być rodziną.
W sumie zastanawiam się na jakiej zasadzie odbywają się te zajęcia z historii magii dla wszystkich. Jeszcze by to miało sens, jeśli szliby w konkretnym cyklu iluś tam lat nauki, zawsze by się konkretny rok nauki załapał na jakąś porcję materiału. A tak? Albo kończą ten etap nauki z niepełną wiedzą, a to jest przedmiot-zapychacz, albo… rokrocznie wykładowca gada do wszystkich to samo.
Gdyż Historii Magii tak łatwo nie idzie się nauczyć, a ostatnio przybywa nam mało nowych magów. – I to ma być powód, dla którego wszyscy adepci siedzą razem? Serio-serio?
Dlatego radzę wam przychodzić tutaj na zajęcia gdyż niektórzy z was mogą mieć szansę szybko zakończyć edukację a czeka was potem obszerny egzamin. – To ja nie wiem, można szybko ukończyć akademię i mimo tego nie doczekać się pełnych lekcji historii i będą one opóźniały ostateczne ukończenie szkoły? Lub przeciwnie – dla wyjątkowo opornych – słuchać w kółko tego samego kilka razy? W ogóle dlaczego historia magii ma być trudniejsza niż, nie przymierzając, historia, jakiej uczą u nas w szkołach? Czemu historia miałaby być trudniejsza niż przedmioty praktyczne?
- Co roku pan o nich opowiada. - westchnął ciemnowłosy chłopak. – Czyli jednak, co roku to samo… Zaczynam się zastanawiać, czy ta historia jest taka trudna do zdania, bo uczniowie z automatu zasypiają na zajęciach.
Zastanawia mnie zestawienie ze sobą akurat prawdy i ciemności. (Co prawda nazwy Veritas i Tenebris mogą być w tym dziwnym języku z tabliczek informacyjnych rozsianych po całej Akademii i nie oznaczać tego, co w łacinie, ale skoro nie pojawia się taka informacja, zakładam, że to jednak łacina).
Sam opis początku świata fascynujący jak referat skradziony ze ściągi.pl.
Trafne pytanie i ciekawe stwierdzenie. – Rzekł z przekąsem profesor, słysząc je co roku od świeżaka próbującego zabłysnąć na tle starszej braci, która też przez to przechodziła. ;)
Ludzkość wybrała Veritas, jako moc, którą chcieli wykorzystać do dalszego rozwoju, a Tenebris poszło w zapomnienie. [...] Czasem zdarzało się, że Tenebris wygrało. To wtedy na Ziemi doszło do epoki lodowcowej czy wyginięcia dinozaurów. Ostatnio, po tym jak pokonane zostało Veritas, na Ziemi nastała epoka średniowiecza. – Czyli ludzkość żyła już przed epoką dinozaurów gdzieś w kosmosie…? I co katastrofa, to gorsza. Zwłaszcza ta ostatnia. ;)
Po średniowieczu, kiedy nastały nie ciekawe czasy dla magów, wiedźm i innych magicznych istot, utworzono Akademię. Byliśmy prześladowani, palono nas na stosach, zamykano w więzieniach, rzucano na pożarcie dzikim zwierzętom – To się stało już po średniowieczu, czyli wtedy, gdy Veritas wygrało? Poza tym oświecenie i rzucanie ludzi dzikim zwierzętom coś nie współgra ze sobą…
Akademia zrzeszała wszystkie istoty obdarzone magicznym talentem w każdej postaci. Wilkołaki, wampiry, centaury, wróżki, nimfy, krasnoludki i krasnoludy, elfy, smoki i wiele innych stworzeń mogło spokojnie żyć wśród ludzi dzięki Akademii. – No tak, wiedziałem, że czegoś tu jeszcze brakuje, by nazwać tę powieść pełnokrwistym fantasy… I zdaje się, że to tylko ozdobnik w tekście, zapychacz, bo nie spotykamy w Akademii ani jednego przedstawiciela którejkolwiek z wymienionych ras. Chyba wszyscy od czasu średniowiecza nie wyginęli, bo spotykamy choćby trolle.
Przez ponad sto lat pracowano tam nad zaklęciami mogącymi umożliwić tym istotom normalne funkcjonowanie w świecie. Przez prawie tysiąc lat znosiliśmy wtedy te wszystkie krzywdy by po przebudzeniu Veritas pokonać Tenebris. – Czyli jednak Akademia powstała na początku średniowiecza? Wiki twierdzi, że Pierwsze nowożytne akademie powstały w epoce renesansu we Włoszech. Model współczesnej akademii nauk jako instytucji publicznej o zasięgu ogólnokrajowym ukształtował się XVII–XVIII wieku., czyli albo ta instytucja w międzyczasie zmieniła nazwę (dlaczego?), albo pierwsza myśl była dobra i powstała w XV lub XVI w.
Wtedy też Veritas pierwszy raz ukazało się śmiertelnym istotom. Podzieliło wtedy część swojej mocy pomiędzy sześcioro magów. To byli pierwsi Biali Magowie, wtedy nazywano ich inaczej. – To kto ich wyznawał wcześniej? Jakieś istoty nieśmiertelne? Czy też wcześniej wszyscy się za nich bili, choć nikt ich nie widział? Druga sprawa, więc Biali Magowie pojawili się albo w V wieku (i przegrali?), albo w XV (i od razu wygrali z Tenebris?). a akcja toczy się w roku 2012. Jakim cudem więc co tysiąc lat przebudzają się w niektórych magach moce legendarnych Białych magów? Chodzi o to, że dwukrotnie się to zdarzyło? Kto w takim wypadku walczył wcześniej?
Przez te wszystkie lata walczyli z „Istotami” [...] – Raz sobie dam cudzysłów, raz nie, może nikt się nie zorientuje.
Dopiero za kilka lat minie kolejne tysiąclecie – ...nie? Jeśli ostatnia walka z Tenebris rozegrała się pod koniec średniowiecza, to do kolejnej brakuje z 500 lat.
Tenebris przebudza się za szybko. Przez te dziesięć wieków [czyli jednak Biali Magowie pojawili się po raz pierwszy koło X wieku? Ale to nie pasuje już do żadnej z wcześniejszych informacji] pojawiało się kilku Leiala, jednak niektórzy szybko odchodzili z tego świata. Kiedy nie byli potrzebni odrzucali magię i żyli jak zwykli ludzie. Teraz jednak ponownie są nam potrzebni i nasza organizacja ich poszukuje. – Czy wy też czujecie Opary Przeznaczenia wokół naszej drogiej Gabi? A wracając do Leiala – jeszcze niedawno mówiono, że oni rodzą się co tysiąc lat, a po pokonaniu Tenebris ich moce zostają uśpione. Więc co to znaczy, że kilku pojawiło się w międzyczasie? Jak można ich było odróżnić od zwykłych magów? Czy Veritas tylko wzmocniło ich naturalne talenty (tylko skąd by je mieli, skoro cała moc w tym świecie pochodzi od Veritas i Tenebris?), więc Leiala nazywa się wszystkich, którzy mają predyspozycje do zostania pogromcami zła – niekoniecznie tych, których ten zaszczyt kopnął? To wszystko, mimo że podane w formie wykładu, jest bardzo niejasne.
[...] że pierwsi Leiala mieli talent do [...] – Czyli kolejni mieli już talent do czegoś innego? Zaczynam podejrzewać, że Leiala to tytuł honorowy nadawany każdemu, kto wytłukł dostateczną ilość Istot.
- Wiedźmiński? - rozeszło się po sali. // - Tak. Taki mag potrafi sam tworzyć zaklęcia z różnych dziedzin magicznych, szybko przyswaja nowe czary, może łączyć się bez problemów z innymi magami wzmacniając ich moce – Sapkowskiego czytałam dawno, ale opis tej mocy do wiedźmina nie pasuje mi zupełnie (a nie sposób pozbyć się skojarzeń). Z drugiej strony, jeśli chodziło tu o moce wiedźmy, też nie widzę większego związku.
Zanim we wszechświecie zaczęły rozwijać się cywilizacje i istoty rozumne poznały magię, to praktycznie całą energią uniwersum dysponowali Veritas i Tenebris. Potem podzielili się swoją mocą. Dlatego aby zwyciężyć potrzebowali sprzymierzeńców nazywanych wyznawcami. – Czyli to dzielenie się mocą nie było dobrowolne? To brzmi, jakby poznanie magii przez istoty rozumne oznaczało dla Tenebris i Veritas koniec monopolu na energię kosmosu.
Przypisany jej opiekun przyglądał jej się z tajemniczym uśmiechem. Wyrażała swoje zdanie bez obaw, nie bała się zadawać trudnych pytań, szybko się uczyła i zauważała różne możliwości, widziała wiele stron jednej sytuacji. Taki ktoś, jak najbardziej powinien zostać magiem. – Przeznaczenie przestało się krygować i paraduje w całej swej okazałości przed czytelnikami. Poza tym, będę nudny, ale nie mów nam, że Gabi jest mądra i cudowna, pokaż to w jej zachowaniu, działaniu.
Wszyscy wyszli i udali się w stronę sali, w których miały się odbyć kolejne zajęcia. – Kolejne hurtowe zajęcia dla magów uczących się każdy według własnego toku nauczania?
Na drzwiach widniał napis Sala treningowa. // - Oj, coś mnie się zdaje, że czekają cię zajęcia praktyczne. – usłyszała za sobą męski głos. // - A skąd możesz to wiedzieć? Przecież też dzisiaj zaczynasz… – Nazwa Sala treningowa to niezła podpowiedź. No i czemu zakłada, że on również zaczyna teraz?
- Heh, czyli mnie od razu poznałaś. – powiedział zażenowany. – Andrew czuł się ZAŻENOWANY tym, że Gabriela go rozpoznała? Na pewno o to słowo chodziło?
Nie wiem, który Andrew jest prawdziwy i nie mam ochoty się dowiadywać, więc przepraszam cię teraz, ale chce poznać pozostałych nowicjuszy. – powiedziała oschle i jasno dała mu do zrozumienia, że nie ma co liczyć na dalszą rozmowę. – I że już od pierwszych godzin na akademii ma w dupie to, że to on ma ją uczyć. I że gdzieś tam czeka kotek Nataniel w potrzebie. Gratis pociśnięcie na oczach całej szkoły Temu Popularnemu. Klasy G.
Kilka kroków dalej stała grupka osób z jego obecnego poziomu ( oczywiście chodzi tu o poziom egzaminacyjny) – Dopisek w nawiasie jest niepotrzebny, bo raczej każdy domyślił się o chodzi.
z Kostrzynicy – Naprawdę chciałabym usłyszeć Anglika, który wymawia to słowo :D.
- Hmmm, z tego, co kojarzę, na dziewiątym i dziesiątym są chyba trzy albo cztery osoby. [itp.] – Jak to jest, że Andy ma już zaraz kończyć naukę w Akademii, poziomów mamy 10, a on jest na szóstym? Czemu Akademia raz jest pisana od dużej, raz od małej litery?
Chciała znaleźć swój pokój. Po drodze zaczęła się zastanawiać czy bez niego będzie w stanie znaleźć ten cały Amulet dla siebie. – Ani chybi bez pokoju nie znajdzie amuletu. ;) Ale ja nie o tym… czemu, czemu, na bora, wymyśliła sobie, że będzie tego amuletu szukać sama, skoro ma to zrobić z opiekunem, BO ON WIE, JAK. Bo zniknął jej z oczu i spodziewała się, że więcej się nie pojawi?
Muszę znaleźć bibliotekę. [...] Rozglądała się dookoła i zauważyła, że na ścianach wiszą tabliczki, które przypominają znaki na ulicach informujące, co na niej się znajduje. Jednym problemem było to, że zapisane były w nieznanym jej języku. [...] zauważyła symbol książki i napis, który wyglądał mniej więcej jak słowo „libris”, co kojarzyło jej się z biblioteką. – Yyyy… To w jakim języku się w końcu porozumiewają w tym magicznym miejscu? I taka oczytana (jak się za chwilę dowiemy) dziewczyna z ledwością rozpoznaje słowa z innych języków? Ledwo kojarzy libris? Czy jej edukacja na wszystkich poziomach była pozbawiona języków obcych? I jakiej literatury (jakiego języka) spodziewa się w bibliotece, kiedy nie orientuje się nawet w oznaczeniach w budynku? I dlaczego część Akademii jest opisana nieznanym jej językiem, a wcześniej mamy Salę treningową?
Ci, co znali Gabrielę wiedzieli jak mądrą i inteligentną jest osobą. Natomiast ci, co nie znali jej dobrze często twierdzili, że to zamiłowanie do nauki i książek jest tylko pozą, bo co może wiedzieć studentka wydziału Wychowania Fizycznego. Ona natomiast dostała się na każdy wydział, na jaki złożyła podanie, Pedagogika, Polonistyka, Biochemia i nawet na Matematyczno- Fizyczne wydziały gdyż bała się, że nie dostanie się na wydział sportowy, ponieważ posiada lęk wysokości a ona pragnęła być na kierunku gimnastycznym. – Nie. Nie udowodnisz, że postać jest mądra, inteligentna i ogarnięta przez samo wypisanie tych cech (o czym pisałem już wcześniej). Nie udowodnisz tego, wymieniając pierdyliard kierunków, na które startowała Gabi, za zgłoszenie na które (w panice przed nieprzyjęciem na wymarzony kierunek) wydała miliony monet na opłaty rekrutacyjne, i na które musiała pozdawać gros przedmiotów na maturze.
Jej marzenie się spełniło, ale nie do końca. Jest na wydziale sportowym, jednak na kierunku lekkoatletycznym. – Próbuję to teraz powiązać z okolicznościami wypadku z Prologu. Pamiętasz jeszcze, że w Prologu wspominałaś coś o turystyce?
Nie żałuje, bo wierzy, że pewnego dnia przestanie bać się wysokości na tyle by zdać egzamin na gimnastykę. To, że dostała się na wymarzony wydział nie sprawiło, że przestała czytać książki, czy pogłębiać swoją wiedzę, ona po prostu kocha to robić.
Co ma studiowanie na AWF do nieczytania książek?
Kiedy Gabriela szukała swojego talentu, Andrew był w dość krępującej dla siebie sytuacji. Nataniel spoglądał na niego ze złośliwym uśmieszkiem, co strasznie go irytowało. // - Co cię tak bawi? – zapytał w końcu Andy. – Nie bardzo rozumiem, z czego się tak cieszysz? Czyżby tak uradowało cię moje przybycie? Nie sądziłem, że aż tak się za mną stęskniłeś! – uśmiechnął się ukrywając swoją irytację. // - Nie wyobrażaj sobie za wiele. Twój widok raduje mnie jak dziura w skarpecie – rzucił Nate. – Mam za to ciekawe dla ciebie wieści. Przypuszczam, że raczej cię nie ucieszą, mnie za to cieszą one bardzo – ton jego głosu wskazywał na to, że doskonale wiedział, w jakiej sprawie mag tutaj przybył. – Zanim jednak przejdziemy do rzeczy chciałbym wiedzieć, co łączy cię z Gabi i co łączyło cię z moją siostrą staruchu! – syknął Nate.
Tak to widzę.
Zna trochę łacinę, bo uczyła ją babcia. Przedmiotów ścisłych uczył ją tata, a zamiłowanie do sportu ma po mamie, która jest nauczycielką wf’u. – Nie wiem, czy bardziej mnie powala związek przyczynowo-skutkowy, stereotypowy podział, czy apostrof. A, nie, już wiem. To, że ze względną znajomością łaciny Gabriela ledwo skojarzyła libris.
- Heh, to zabawne. Pierwszy raz od ponad pół roku ktoś zagląda do biblioteki a ja go płoszę. – westchnął. – Ale dlaczego nikt nie zagląda do biblioteki? Naprawdę wszystkim studentom wystarczają do nauki tylko notatki z wykładów? Nie ma nikogo, kto czytałby książki dla przyjemności albo interesowałby się jakąś specyficzną dziedziną wiedzy? To brzmi nieprawdopodobnie.
Postanowiła być szczera, bo zauważyła, że jest on bystrzejszy niż by się wydawało. – To traktowanie wszystkich z góry przez Gabrielę robi się irytujące, tym bardziej, że chyba nie miała być taką zołzą. Rzućmy jeszcze okiem na to zdanie:
Postanowiła, że zostanie i mu pomoże, może on potem pomoże jej?
Zaiste, najwspanialsza dziewczyna, jaką jej adoratorzy mogli poznać.
Zacząłem po skończeniu akademii, kocham książki i chciałem pomóc mojemu profesorowi, ale odkąd wyjechał nie za dobrze sobie radzę, brakuje mi pomocy. – Z czym se, kurza stopa, nie radzi, skoro nikt tam nie chodzi? Z marketingiem? :U
Książki jednak dostarczam na zajęcia a potem je stamtąd odbieram i po trzech takich dniach nie mam kiedy ich ułożyć poza weekendami, właśnie widzisz część książek, jakie odebrałem po piątkowych zajęciach bo spóźniłem się i sale były już zamknięte. – Nie wiem, jak miałoby to funkcjonować. To raczej w interesie wykładowców/studentów leży załatwienie odpowiednich podręczników na zajęcia – czemu bibliotekarz miałby za nimi latać?
[...] rzadko się zdarza, aby osoba która nie miała styczności z magią od razu trafiała do Akademii. – Ej no, laska zamieniła faceta w kota i uratowała się w jaskini. Jeśli to nie jest styczność z magią, to co nią jest?
W tym świetle trudno było dostrzec jego wyraz twarzy gdyż schowany był w cieniu a ona stała teraz dalej. Zresztą, gdy stała obok nie przyjrzała mu się zbyt dobrze. [...] W trakcie tej rozmowy posegregowali większość książek. Czas w jego towarzystwie szybko jej mijał. Jednak od jakiegoś czasu trzymał się on w półcieniu i nie mogła mu się przyjrzeć, w tedy straciła okazję, a teraz gdyby chciała zobaczyć jak jej rozmówca wygląda nie miała szansy. – Czy oni te książki układali po ciemku?
- Cóż… zawsze trafiam na dziwaków. – westchnęła. – Tak, tylko jedna Gabi jest tu normalna.
W sumie jedyną rzecz jaką widzę na jego twarzy to uśmiech i wtedy ten błysk w oku. Tajemnicza z niego osoba. Mam jednak przeczucie, że ta znajomość może okazać się dla mnie korzystna. – Nagłe zlanie się z narratorem i przejście do czasu teraźniejszego. Nic nie wycinałem, nie ma tam żadnego pomyślała, ani nic w tym stylu. I, przypominam, przed sekundą miała co do kolesia obawy, a teraz *przyda się*?
Szukam cię od co najmniej trzech godzin. – Moment, błąkanie się po korytarzu i ta krótka rozmowa z Renem zajęła jej trzy godziny?
- Byłem tam piętnaście minut po zakończeniu twoich zajęć. Nie mogłaś chwilę poczekać? [...] Tak. Masz rację. Przepraszam, mogłem się jakoś z tobą skontaktować. [...] Po prostu Alan się martwił, że nie zdążył cię zawiadomić, że się spóźnię. Gdy byłem u Dyrektora ktoś zatrzymał go jak miał wyjść i nie zdążył. Poczuł się trochę winny. – Zaczyna mnie męczyć, że wszyscy obchodzą się z Gabrielą jak z jajkiem. Zamiast poczekać na korytarzu parę minut, ta od razu założyła, że Andrew ją porzucił na wieki i poszła w czorty, ale przy następnym spotkaniu to McCartney się korzył. Jasne, Gabi uśmiechnęła się wyrozumiale i przyznała, że jest w tym i jej wina, ale całą tę scenę czyta się nieprzyjemnie – podobnie jak tę z Natanielem, który zachwycał się, że Gabi próbuje mu pomóc.
- Hmm. Telefony tu nie działają. Można korzystać tylko z wewnętrznej sieci telefonicznej by nikt nas nie namierzył. Więc raczej nie ma możliwości aby mieć taki kontakt. Latające listy się nie sprawdzają, bo ludziska są zbyt ciekawscy. – myślał na głos. – Mam! – zawołał. – Magiczne bransoletki. [...] Gdy będziemy chcieli się znaleźć zaczną błyszczeć na złoto kiedy zaczniemy się zbliżać do siebie. – Magiczna gra w ciepło-zimno? A nie może wymyślić czegoś, co pozwoli im się skomunikować bez biegania po korytarzach, choćby i krótkofalówki? Mam takie intymne pytanie: jak się magowie porozumiewali przez setki lat, nim urodził się genialny Andrew, który, natchion przez Gabryjelę, postanowił zrewolucjonizować czarodziejski świat (tele)komunikacji?
Latające listy się nie sprawdzają, bo ludziska są zbyt ciekawscy. [...] Mam! [...] Magiczne bransoletki. Gdy będziemy chcieli się znaleźć zaczną błyszczeć na złoto kiedy zaczniemy się zbliżać do siebie. Gdyby komuś działa się krzywda zaczną drżeć i błyszczeć na czerwono. – Totalnie nikt nie zauważy.
- A co z tymi całymi Amuletami? Jak mam go znaleźć, zdobyć, zrobić? // - Chodź ze mną. To zobaczysz. Znam świetne miejsce skąd można wziąć taki który będzie do ciebie pasował. – uśmiechnął się przebiegle. // - Coś mnie się zdaje, że to może być trochę nielegalne i niebezpieczne. – powiedziała niepewnym głosem. // - Cóż, nie dajesz mi większego wyboru, gdyż nie mamy już zbyt wiele czasu. – żachnął się. – Teraz nie marudź, tylko się pospiesz bo pozamykają wszystkie przejścia. – Macie jakiś głupszy powód, dla którego trzeba do akademii sprowadzać coś nielegalnego? Przyznaj, Andrew, chcesz się popisać przed laską. Bo i tak się później dowiadujemy, że ta cała mroczna otoczka to tylko pic na wodę fotomontaż.
Rozdział 6
Wiedziała, że znajdują się poza Akademią. – Czyli są inne drogi oprócz tych na zewnątrz wieży? W takim razie czemu jej lęk wysokości tak zmartwił dyrektora?
- Ciągniesz mnie nie wiadomo gdzie i po co nawet nie racząc nic wyjaśnić. Ja cię nawet nie znam. Wywlokłeś mnie poza teren Akademii dobrze wiedząc, że bez ciebie tam nie wrócę. – powiedziała zirytowana. – CO stało na przeszkodzie, by spytała PRZED wyjściem?
Na każdej parze drzwi widniał napis. Choć nie była w stanie go odczytać zauważyła, że różniły się od siebie – Faktycznie, legendarna bystrość. I kulawa gramatyka.
Osoba przechodząca przez bramkę następnie przechodziła przez nowo podstawione przejście które następnie odjeżdżało na szynach zawieszonych w powietrzu. Gdy była jeszcze bliżej zauważyła, że ten budynek jest strasznie długi. Poza miejscem „odpraw” znajdował się cały skład drzwi.
Ten motyw bardzo przypomina sposób przechodzenia do świata ludzi z Potworów i spółki. Jakaś inspiracja?
To rzeczywiście wygląda jak rynek, w sumie można to nazwać Czarnym Rynkiem, pomyślała, pewnie handlują tu czym popadnie. – Z opisu wydaje się to przypominać raczej zwyczajny bazar niż czarny rynek – gdyby rzeczywiście było to centrum handlu nielegalnymi towarami, chyba legalne organizacje (takie jak S.A.W.M.) starałyby się je rozbić, zamiast pozwalać studentom na swobodny dostęp. Poza tym określenie czym popadnie to w takiej sytuacji baaardzo duży eufemizm. Na chwilę obecną ten zakątek magicznego świata przypomina bida-gangsterkę dla dzieciaków, taki dom strachów z wesołego miasteczka. Popatrzmy choćby na mieszkającego tam Setha, który jest taki miły, uczynny i puchaty. Scenografia jest z tektury, postacie trzecioplanowe też. Z otoczeniem nie ma żadnej interakcji, nikt nikogo nie próbuje skroić, nikt się nie awanturuje… Nawet strażnik, z którym ma później do czynienia Seth, okazuje się totalnym mięczakiem – odniosłem wrażenie, że skoro Seth tak łatwo przeszedł, zrobi to każdy inny mieszkaniec.
- Nie. Tylko my je widzimy. Przez drzwi mogą przejść tylko ci którzy je wezwali. // - Kiedy mówisz w ten przemądrzały sposób, mam ochotę cię walnąć. – fuknęła. – Przecież on powiedział to całkiem zwyczajnie.
Przysunęła się bliżej Andrew i złapała go ręką za marynarkę. Andrew uśmiechnął się zaskoczony, ale nie odwrócił się by jej nie zawstydzać. – To nie był portal między wymiarami, to był wehikuł czasu, który przeniósł nas do czasów pierwszych gimnazjalnych zauroczeń i wstydu z samego faktu przebywania w towarzystwie płci przeciwnej.
„Chłopczyk”, który okazał się wcale nie być taki młody, jest znajomym Andrew i wygląda jak mały krwiopijca. – Po czym zorientowała się, że ten chłopak nie jest młody? I zapamiętajmy. Chłopczyk.
Do tego zachowują się tak jakby jej tu nie było. Jej irytacja sięgała zenitu. – Znowu nagły atak czasu teraźniejszego i fochów Gabrieli, że nie jest pępkiem świata. Moja irytacja też sięga zenitu. A oto opis, jak ciężko zignorowano Gabrielę:
- Wejdźcie dalej. – powiedział i poprowadził ich w głąb domu. [...] Wskazał im miejsca na fotelach i poprosił, by się rozgościli. Kiedy wyszedł westchnęła głośno. [...] Po chwili wszedł gospodarz i wniósł tacę z herbatą i ciasteczka.
Zwróćmy też uwagę, jak taktownie komentuje gospodarza na głos, mimo iż ten jest w pokoju obok i lada chwila może wejść:
- On mnie przeraża. Wygląda tak młodo, a jest pewnie w twoim wieku. Poza tym ma strasznie ostre kły. Kiedy przyjrzę mu się lepiej pewnie zblednę ze strachu.
Nie mogę w tak krótkim czasie znaleźć jej Amuletu który bezpiecznie pozwoliłby jej używać magii. – Jeśli to tak trudne, to trzy godziny, jakie stracił na jej szukanie, i tak pewnie by mu nie pomogły. W końcu adepci lata funkcjonowali bez tych gadżetów, kilkudniowe opóźnienie miało zrobić jakąś różnicę? Podejrzewam, że w tym wypadku nikt nie miałby im za złe, gdyby poświęcili parę dni na dopasowanie amuletu z legalnych źródeł, zamiast zdobywać go pokątnie w jakiejś szemranej dzielnicy. A nawet jeśli Seth i tak byłby najlepszy do tej roboty – dając mu na to godzinę, Andrew głupio ryzykuje. Szczególnie że, jak się wkrótce dowiemy, wcale nie jest pewny metod pracy Setha.
Gabriela przyglądała się Seth’owi. Jego ton głosu, barwa były przytłaczające. Miał silny i piękny głos. Jego wygląd na pierwszy rzut oka był aż za bardzo mylący. Choć był niewysoki ja na faceta ( wzrost zbliżony do Gabrieli), kiedy dłużej mu się przyjrzała wydał się jej bardzo męski. [...] Jego wygląd również sprawiał, że czuła się onieśmielona. Dziewczyny jakie znała stwierdziłyby, że żaden z niego Adonis, ale musiałyby przyznać, że jest mimo wszystko przystojnym mężczyzną. – Nie żeby coś, ale parę linijek wyżej przypominał jej chłopczyka.
Zajrzała mu w oczy i poczuła dreszcz. Nie był on nieprzyjemny, wręcz przeciwnie, nie czuła się tak od bardzo dawna. W tej osobie było coś co ją fascynowało do tego stopnia, że sama myśl o poznaniu jej bliżej podniecała ją, sprawiała, że po ciele przebiegały ciarki i w brzuchu czuła przyjemne mrowienie. – Czy pojawi się choć jedna męska, nie dziesięcioplanowa postać, którą Gabriela nie będzie traktowała jako potencjalnego trólaffa? Na razie zostało to oszczędzone tylko dziadkowi McCartneya, ale biorąc pod uwagę tendencję – nawet do niego podchodzę podejrzliwie.
To, że mogła głębiej spojrzeć w oczy Seth’owi pozwoliło jej poznać choć trochę, jaką jest osobą. Była jednak świadoma, że ludzie potrafią być nieprzewidywalni. Teraz mogła jednak stwierdzić, że jest on niebywale inteligentny, przebiegły i potężny. – Bo po co pokazywać to w praktyce – wystarczy napisać, że było widoczne w oczach. Powtórzę to kolejny raz: nie opisuj, pokazuj. Plus, o ile nie jest związane to z jakąś magiczną zdolnością (podobną do empatii Nataniela), to Gabi jest bardzo, bardzo naiwną dziewczynką. Po dziesięciu minutach znajomości i jednym przeciągłym spojrzeniu, mogła z oczu Setha wyczytać najwyżej, że ma zapalenie spojówek.
Ja mam namyśli moc jaką dysponuje mag. Amulet ma nie dopuścić do tego, by moc wyrwała się spod kontroli. Kojarzy mi się to z oddawaniem krwi. Jeśli ktoś systematycznie oddaje krew, to z czasem ilość jaka jest produkowana dostosowuje się. Czasem jednak może nie być możliwości oddania jej na czas i ilość jaka nagle znajduje się w organizmie jest za duża, co prowadzi do komplikacji. Tak samo może być z mocą magiczną, jeśli ktoś systematycznie jej używa, ona w tym samym tempie się uzupełnia, jednak osoby które nad tym jeszcze nie panują mogą mieć problemy. – Google twierdzi, że nadprodukcja krwi u regularnych krwiodawców jest mitem („Organizm ma system autoregulacji i nigdy nie produkuje nadwyżek krwi. Każdy dorosły człowiek ma średnio 5-6 litrów krwi krążącej i jest to wartość stała. Nigdy nie spotkałam się z pacjentami, którzy mieliby nadciśnienie z powodu oddawania krwi - podkreśla dr med. Ewa Świerblewska z gdańskiego Centrum Zdrowia Lifemedica, będąca członkiem Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego oraz Polskiego Towarzystwa Nadciśnienia Tętniczego.” źródło), więc porównanie raczej kiepskie. Choć pomysł, żeby używanie magii prowadziło do jej nadmiaru, sam w sobie nie jest zły.
Ciekawe, że sam mieszkaniec Tristanii nie do końca wie, czy jest Tristanczykiem, czy Tristaninem i używa obu form na zmianę. ;)
- Służą nam właśnie do wchłaniania krwi drugiej osoby i mieszania jej ze swoją. Dzięki temu jesteśmy w stanie poznać całą przeszłość, osobowość, poziom magiczny i talent „dawcy”. – Hellsing, ty tutaj...?
- Ostatnią metodą jest stosunek seksualny. Ponieważ jesteś dziewicą, nie miałem zamiaru ci tego proponować. – Uciął temat i odwrócił się do małego pomieszczenia w wejściu którego stał. – A jakby nie była dziewicą, to co? Uznałby, że jest chętna z każdym i wszędzie? I czemu dziewicy tego nie zaproponuje – martwi się, że jednorożce od niej zaczną uciekać?
Gabriela oblała się rumieńcem, jednak domyślała się, że mając na myśli niewidoczne miejsca, będzie musiała się rozebrać. Zdjęła drżącymi rękoma bluzkę i spodnie. Stała w podkoszulku i majteczkach przed obcym facetem. – Gdyż albowiem nie mogła podwinąć nogawki albo bluzki do góry, bo to nie byłoby dostatecznie sexy.
Seth wgryzł się w wewnętrzną stronę ud, bo…? Jest wiele innych, niewidocznych pod ubraniem miejsc, serio, nawet jeśli przyjmiemy, że musi wbić się w tętnicę. Już nie wspominając o tym, że mogłaby ukryć ugryzienie pod bandażem albo opaską na rękę.
Dobra, okej, rozumiem, jest to ewidentnie fap-scena. Ale jakoś nie umiem pożenić Setha-skurwysyna, który ewidentnie chce sobie zrobić dobrze widokiem półnagiej dziewczyny, z Sethem-ciepłymi kluchami, który przewija się w dalszych rozdziałach.
Od razu zaczerwieniła się jak burak, choć była tak blada, że nie było nawet jak dostrzec tego rumieńca. – Więc zaczerwieniła się czy nie?
- Co tu się stało? – zapytał zaskoczony i zdenerwowany [Andrew]. – a) Nic nie wiedział o metodach Setha? b) Naprawdę liczył na seksy? Już nie wiem, co gorsze.
Rozdział 7
[...] jego głos był zimny jak lód i ostry jak samurajski miecz. – Klawiatura aż świerzbi, żeby się powyzłośliwiać, powiem tylko, że ten przepoetyzowany styl bardzo nie pasuje do reszty opowiadania.
- Poza tym wcale tego nie żałuję - ciągnął Seth odwracając się plecami do Andrew. – Takiego pysznego kąska nie miałem od bardzo dawna – zaśmiał się złośliwie. – A czemu Seth miałby czegoś żałować?
zanim będzie wstanie – o_O nein.
My Tristanczycy mamy ten dar. – Rozumiem z jednej strony wprowadzenie dla czytelnika, ale ponoć Andy i Seth znają się jak łyse konie. Naprawdę trzeba to tłumaczyć w tej konkretnej chwili? Zresztą, żadne tam wprowadzenie, skoro tłumaczył to już wcześniej Gabrieli…
Dodatkowo jej magiczni przodkowie starali się całe dziedzictwo swojej mocy zapisywać w genach tak aby nic nie zaginęło. Jeśli dobrze się nią pokieruje wszystko sobie przypomni
Pozdro. :D
- Jeden z najpotężniejszych magów ostatnich stuleci jest babką Gabrieli? – Kolejna klisza. Gdyby to był pojedynczy przypadek, nie zwróciłabym na to uwagi, ale masz zwyczaj nadużywania schematów.
Wiedział, że Seth posiada niezwykłe zdolności, ale nie sądził, że kontaktuje się z duchami. Spotkał paru Szamanów, ale nie wiedział, że on też nim jest. Co jeszcze przed nim ukrywa? – Ja mam inne pytanie: czy Andrew wie o nim cokolwiek? Czy też zawsze mówił tylko, czego chce, po czym wracał po godzinie odebrać towar?
Tak, przywołuj ducha babci, kiedy jej wnuczka jest w pokoju obok i w każdej chwili może wejść. Twój plan nie ma słabych punktów.
Poznaliśmy się jakoś czterdzieści lat temu. – Którego czasu?
Moja droga przyjaciółko, jak się poznaliśmy byłem młodym Tristanczykiem, a ty błąkałaś się po tym świecie około dwustu lat, więc nic dziwnego. Ja żyłem dopiero pół wieku, byłem dzieciakiem w stosunku do ciebie… - zaśmiał się. – Teraz mam ponad sto dwadzieścia lat więc wciąż jestem młody, dla niektórych moich krewnych jestem prawie niemowlakiem! – zaśmiał się ponownie. – Ta łopatologia już mi uszami wychodzi. Autorko, zadanie domowe: wyobraź sobie, że przeprowadzasz taką rozmowę ze swoją wieloletnią przyjaciółką. Jest kilka innych, mniej drętwych sposobów zapoznania czytelnika z wydarzeniami z przeszłości.
- Moja droga przyjaciółko, jak się poznaliśmy byłem młodym Tristanczykiem, a ty błąkałaś się po tym świecie około dwustu lat, więc nic dziwnego. [...] - Nie przypuszczałem, że jesteś taki stary? – zażartował Andrew. – Czyli magowie starzeją się inaczej niż zwykli ludzie? I dożywają około 400 lat? Czemu więc Gabriela i Nataniel dorastają normalnie? Czemu Nataniel nie zauważył, że jego rodzice się nie starzeją? I ile w końcu lat biologicznie ma Andrew? Pisałaś, że Jeden miesiąc na zewnątrz [świat ludzki?], to jak trzy tutaj [świat czarodziejów], więc skoro urodził się ponad 60 lat temu, to – w zależności od ilości czasu spędzonego w Akademii – powinien mieć od 60 do 180 lat, więc znowu tak bardzo nie odbiega wiekiem od Setha.
- Ja mam ponad sześćdziesiąt. – Czyli wychodzi na to, że Andrew w Akademii praktycznie nie bywał, skoro jego relatywny wiek nie odbiega zbytnio od ziemskiego? Cóż, to może wyjaśniać, czemu jej nie ukończył. Tylko w takim razie, gdzie uczył się magii?
- Proszę. Zrobię z tego twój Amulet. Czy będziesz go nosić? – zapytał z lekkim rumieńcem. [...] - To prezent dla ciebie. Proszę byś go przyjęła. – uśmiechnął się lekko zawstydzony. – Choć mocno psioczyłam na McCartneya w poprzednim rozdziale, mimo wszystko liczyłam, że Seth okaże się jednak większym draniem. Powód jest prosty: relacje Gabi z wszystkimi mężczyznami w tym opowiadaniu wyglądają identycznie. Skoro więc pojawił się już wampiropodobny kosmita z czarnego rynku, liczyłam, że jakoś się wyłamie – tymczasem zachowuje się tak samo jak Nataniel, Andrew, Ren…
Seth zastanawiał się przez chwilę co mógłby uczynić Amuletem dla tej dziewczyny. Po chwili wyciągnął zza bluzki mały wisiorek i wręczył go Gabrieli. [...] Wisiorek miał kształt rozwiniętego pąka różyczki. W środku tego kwiatu znajdował się maleńki szmaragd. Jego zielona barwa od razu skojarzyła się jej z kolorem oczu Seth’a. Na tę myśl się zarumieniła. – I kolejny Specjalny Przedmiot Fabularny, Który Czekał Na Wybrańca Losu.
Dlaczego to on będzie dzielił takie wspomnienie z Gabrielą, choć ledwo się poznali! – To w zasadzie jest bardzo dobre pytanie. Dlaczego zmuszono Gabrielę, żeby podzieliła się całym swoim życiem z osobą, którą poznała jakiś kwadrans wcześniej? Czemu Gabi na to przystała? Dała radę nauczyć się, jak zbierać promienie księżyca, więc prawdopodobnie mogłaby też nauczyć się tworzyć amulet, gdyby dano jej czas. Nawet jeśli nie – powinna mieć szansę lepiej poznać osobę, której przekaże coś tak intymnego – chyba że po prostu chcieli wziąć ją z zaskoczenia, zanim zrozumie, co się dzieje… I znowu, nie tyle dziwi mnie, że Andrew zachowuje się w ten sposób – może mieć kiepski charakter, jego sprawa – ale praktyczny brak obiekcji Gabrieli (przejmowała się, owszem, ale tylko metodą).
Zastanawia mnie także, w jaki sposób zdobywali swoje amulety inni magowie? Pewnie jakąś prostszą metodą. Dlaczego dla Gabi pozostała tylko ta? (Bo się późno zrobiło, wiem, ale to czysty Imperatyw). Czy wszyscy adepci mieli do wyboru medytację, krwiodawstwo lub seks?
Wiele lat temu rywalizowali ze sobą o względy dziewczyn, i zazwyczaj to Andrew wygrywał. – Znaczy, w czasach, kiedy obaj wyglądali jak uczniowie podstawówki?
Jednak najpotężniejsi magowie oraz ci którzy są specjalistami w dziedzinie magicznych przedmiotów, mogą się zorientować czym jest. – Każdy może się zorientować. Amulety trzeba nosić przy sobie? Trzeba. Gabriela nie nosi innych przedmiotów? Nie nosi. Można jeszcze podejrzewać, że któraś część garderoby jest amuletem, ale wtedy wystarczy podejrzeć, czy następnego dnia ubrała się w to samo. Imho, jeśli chciał, żeby amulet nie rzucał się w oczy, lepiej było zakląć jej buty albo komórkę, a wisiorek dać dla zmyłki.
- Nie, magia lecznicza działa tylko w wypadku zagrożenia życia, a on jest po prostu bardzo osłabiony. – To bardzo… niepraktyczne. Choć w sumie i oryginalne.
- Czemu się tak mną przejmujesz? – zapytał po chwili. – Jakbym Nataniela słyszała. Na jakim świecie żyją ci mężczyźni, że dziwi ich zwykła, ludzka troska o osobę, której zrobiło się w pewien sposób krzywdę (Nataniel został przeklęty, Seth się rozchorował przez Gabi)?
- Czuję, że zyskałam wspaniałego przyjaciela. – powiedziała uśmiechając się uroczo. // - Miło mi to słyszeć. – powiedział z lekkim zawodem. Wolałby tego nie usłyszeć, gdyż chciał w przyszłości stać się dla niej kimś więcej niż przyjacielem. Teraz nie chciał stracić tej przyjaźni. – Właściwie to całkiem ciekawa sytuacja: Seth wciąż pozostaje dla Gabrieli obcym człowiekiem, gdy sam zna ją niemal tak dobrze jak siebie. Czyli, po raz pierwszy, to natychmiastowe zauroczenie dziewczyną może mieć sens – ciekawi mnie, jak pociągniesz ten wątek. Nie rozumiem tylko, czemu potraktował jej słowa nie jako komplement, zainteresowanie, tylko od razu wyczytał w tym słynne „zostańmy przyjaciółmi”? Ile godzin się znają?
Drogi Seth, – Odmiana imion jest dla słabych.
Była duża i dosyć stara, ale bardzo przejrzysta i czytelna. Najbardziej ucieszył ją fakt, że pokazywała jej aktualną pozycję. [...] - Chcę się dostać do swojego pokoju. [...] Na mapie pojawiły się małe punkciki wskazujące dwie drogi, krótszą i dłuższą. – Super rzadkie fiolki z kryształu? Mam pod ręką. Specjalne bransoletki do komunikacji? Załatwione. Czarodziejskie Google Maps? Dla ciebie zawsze. Gabriela gra w życie na kodach.
Rozdział 8
Dlaczego do tej pory nie zajęłaś się tym, by załatwić sobie mundurek? // - Bo nikt nie powiedział mi, że jest on obowiązkowy. – I nie zauważyła, że wszyscy w nich latają? Lub też patrząc z drugiej strony – skoro Gabrysia jeszcze siłą rzeczy nie orientuje się, co gdzie jest i nie ma własnych pieniędzy, Andy nie powinien jej zabrać na takie zakupy?
Z ziemią jest trochę bardziej nieciekawie. – Proszę państwa, przyjrzyjmy się temu zdaniu i ponapawajmy jego urodą, gdyż tak napisała na egzaminie ta przedstawiana jako bardzo mądra i elokwentna dziewczyna, Gabriela Bochowiecka.
Eliksiru nie da się wytworzyć z tych konkretnych składników. – Pierwszy tydzień nauki na magicznym uniwerku: czego NIE można stworzyć z danych składników… Muszę przyznać, ze to bardzo… interesujące, zakładać, że po tygodniu nauki zna się już wszystkie eliksiry. Chyba że w tym świecie receptury były ze dwie na krzyż, ale to tylko moje zgadywanki.
Napisała to, co dowiedziała się na zajęciach, co przeczytała w książce z biblioteki oraz to, czego dowiedziała się w trakcie wizyty u Seth’a. – Znaczy… napisała, że Tristańczyk może zrobić amulet za kogoś, jeśli wypije jego krew albo się z nim prześpi? Zabawnie by było, gdyby okazało się to wiedzą zakazaną i po egzaminie wylądowałaby z McCartneyem na dywaniku u dyrektora.
Znalazła pewną informację, że dopiero kiedy pojawili się Leiala zaczęły pojawiać się Istoty. Wcześniej nie było o nich żadnych wzmianek. Oczywiście istniały potwory i tego typu istoty, ale były one innego typu, ich celem było co innego. – Czyli choć wojna o wszechświat toczy się od bardzo, bardzo dawna, to główni gracze pojawili się dopiero czterysta lat temu na Ziemi? Kogo więc Tenebris i Veritas wykorzystywali wcześniej? I jakie były cele Istot, że różniły się od celów innych potworów? No i styl, w jakim napisano ostatnie dwa zdania, mniam.
Mam nadzieję, że Gabi naprawę wyłożyła się na pytaniu o eliksir – to byłaby przyjemna odmiana.
Kiedy para kolejnych przechodniów zauważyła, że siedzi on na ławce bez obstawy, od razu ruszyła do akcji. Gabriela spojrzała w tę stronę i uśmiechnęła się do niego złośliwe. Andrew spojrzał na nią błagając o ratunek, ale go zignorowała wzruszając przy tym ramionami. Kiedy jednak spojrzała ponownie i zobaczyła jak nieporadnie z braku cierpliwości odmawia, postanowiła mu pomóc. – Poznał Gabi i nagle mu urwało od umiejętności społecznych. Meh.
- No cóż nie chciałam przeszkadzać, ale coś dziwnego weszło między was, a teraz wspina ci się po nodze. – powiedziała z lekkim obrzydzeniem w głosie. Drugą ręką smyrając ją po nodze sznurówką z buta. [...] - Coś tu pełza! – wrzasnęła. – Weszło mi na nogę! – krzyczała dalej. – Ohohoho! Przed państwem Element Komiczny z udziałem słodkiej idiotki! Poza tym podejrzewam, że taki okrzyk przyniósłby efekt odwrotny od zamierzonego i zamiast ludzi przegonić, raczej przyciągnąłby nowych, zaalarmowanych zamieszaniem. Zwłaszcza, że znajdują się na magicznej uczelni i pewnie wiele istot może tu pełzać po nogach.
Po chwili wyszedł zza nich Daniel. [...] Postała tak jeszcze z parę minut i nadeszła jej kolej. – Andrew powiedział, że egzamin praktyczny będzie trwał dłużej od teoretycznego, tymczasem uwijają się bardzo szybko.
- Masz bardzo ciekawe podejście do wielu kwestii. Twoje odpowiedzi na pytania są bardzo subiektywne, poza tym dają wiele do myślenia. Wnikliwie starasz się analizować problemy, szukasz też najprostszych rozwiązań. Poza tym potrafisz korzystać z dostępnych środków i myślisz nie szablonowo. Bardzo mnie i moich kolegów to cieszy. – Takie fragmenty tylko irytują, zwłaszcza gdy nie mają pokrycia w konkretnych działaniach bohatera. Ogólnie z tak bezpośrednim chwaleniem postaci trzeba uważać, bo łatwo uzyskać odwrotny efekt – czytelnik zacznie zwracać uwagę na te momenty, w których opis nie pokrywa się z faktami. Zwykle więc lepiej pozwolić mu samemu oceniać postępowanie bohatera, bo nawet jeśli zinterpretuje go w inny sposób niż zaplanowany przez autora, to przynajmniej nie będzie miał wrażenie, że postać wymknęła się spod kontroli.
- Ciekawe co u Seth’a? – zagadnęła po drodze do pokoju. // - A co tak nagle sobie o nim przypomniałaś? - nie był zadowolony z tego pytania. // - To przyjaciel. Dlaczego miałabym o nim zapomnieć? – Hej, Andy, podobno się przyjaźnicie z Sethem, pamiętasz, że zostawiliście go ledwo przytomnego? Czemu cię dziwi, że pyta o niego Gabriela, która widziała, w jak kiepskiej był kondycji po zrobieniu Amuletu, za który, cholera, nawet nic nie wziął (!), i która może nie wiedzieć, że, strzelam, jutro Seth będzie jak nowo narodzony.
Choć było dopiero popołudnie miała ochotę położyć się już spać. Rzuciła się na łóżko i zasnęła. – Usypianie postaci, z którymi nie ma co zrobić, to bardzo niezręczny wybieg. Lepiej już urwać scenę wcześniej niż robić z postaci narkoleptyczkę ;).
Adekwatnie nadawał się do tej ich całej Akademii. – ADEKWATNIE nadał się do Akademii?
- Czy nie ma tam żadnego telefonu, albo maila? – Przecież Nataniel dostał telefon do Andrew, czemu nie zadzwoni? Rozdział 4: Razem z fiolkami dostał list od McCartney'a, z pełną informacją, co i jak robić, by światło się utrzymywało, a w razie czego ma dzwonić pod podany numer. Czyżby Andy go strollował, bo telefon w innym wymiarze nie działa? ;)
Działa on [Internet] jednak inaczej, informacje z zewnątrz mogą dojść, ale nic nie może wyjść poza świat w jakim osadzona jest Akademia, byłoby to niebezpieczne. – Wiele stron wymaga zarejestrowania się, co przy takim zabezpieczeniu powinno być niemożliwe. Poza tym każdy może dostać przepustkę do normalnego świata, więc informacje mogą łatwo wypłynąć i tak. Jeśli zaś chodzi o chronienie danych przed hakerami – to sieć wewnętrzna powinna być całkowicie odcięta, bo nawet najlepsze zabezpieczenia da się złamać. Poza tym jak Internet radził sobie z przesyłaniem danych przy innym upływie czasu?
dziewczyna siedzi skulona w koncie – Najpewniej bankowym.
- Och, na dworze jest dziś tak wietrznie, a panie miały uchylone okno. – powiedział z niewinnym uśmiechem. – Pewnie wiatr który tu wpadł, zawirował i stworzył taką mała trąbę. – W tym świecie ludzie są świadomi istnienia magii, prawda? I mimo wszystko kupują taką historyjkę? Nawiasem mówiąc, byłby świetny moment na wykorzystanie w praktyce nowego daru Nataniela, czyli czytania w myślach. Mógł się wsłuchać w myśli pań z dziekanatu, kiedy trąba przeszła przez pomieszczenie, pokombinować z wymówką, albo walić prosto z mostu „no, magia, zdarza się”, cokolwiek. ;)
Gdy się denerwuję przyroda zaczyna wariować. Woda z kranów wystrzeliwuje, wiatr szaleje, coś wybucha. Ciągle mi się to zdarza. – westchnęła. – Tak jak dzisiaj. // - To nie jest problem. Skoro dzieje się to gdy się denerwujesz, to zacznij kontrolować swoje emocje. Ja nie mam wpływu na to co słyszę, ile słyszę oraz co czują ludzie. Wczoraj na wykładzie o mało nie pękła mi głowa. Ty masz wpływ na swoje uczucia, ja na uczucia innych wpływu mieć nie mogę. – odparł z powagą. – O ile zgadzam się, że Nataniel ma przekichane, o tyle stwierdzając To nie jest problem, naprawdę się nie popisał. Diana może stanowić zagrożenie dla siebie i obcych ludzi, może nawet śmiertelne. Ból głowy przy tym wypada trochę blado.
- Siema siostra! Nie uwierzysz. Spotkałem kolejnego nieszkolonego maga… – Coś się tu nie zgadza: ciągle pojawiają się nowi magowie, co – biorąc pod uwagę, że jedna malutka akademia wystarcza na całą Europę – powinno to być rzadkością. Czy przebudzenie się Tenebris spowodowało, że zaczęło rodzić się ich więcej?
Rodział 9
Przełożeni McCartneya mają dokładny opis wyglądu nowych magów, ale zdjęć nie mogli załatwić – choćby i z Internetu (strony szkoły, uczelni, portalu społecznościowego)?
Kiedy wysyłano go po Gabrielę widział raport agenta Jo Lorsona. Już wtedy wykryto kilka źródeł białej mocy. Czyżby to byli oni? – Ciekawi mnie, czemu więc nie zaczęli ich szukać już wcześniej? Czekali, aż stanie się coś niebezpiecznego, jak to było w przypadku Gabrieli?
Postanowił, że Elwirę odwiedzi jutro. – A chociaż zadzwonić i spytać, jak radzi sobie z magiem-telepatą i hulkiem-piromanką…? Gabriela zdołała w krótkim czasie przekląć mężczyznę, a ta dwójka wydaje się mieć jeszcze bardziej niszczycielski potencjał. Więc to jest chyba moment, w którym naprawdę wypadałoby działać szybko.
[Andrew] Czuł się strasznie dziwnie i niezręcznie w ciele staruszka. Zresztą nie chciał się oglądać nago w takiej formie. – Esteta się znalazł.
[Ren] Naprawdę musiał lubić swojego profesora i książki skoro dał się w to [pracę w bibliotece] wciągnąć. – A może chciał mieć pracę? Pieniądze? Tak po prostu.
Miał jasnoniebieskie włosy i równie jasną cerę. Oczy były w kolorze szaroniebieskim o wyjątkowo łagodnym wyrazie. – Wreszcie pojawia się ktoś poza Gabrielą o nietypowej urodzie (Setha pomijam, bo nie jest człowiekiem). I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że taki wygląd miał być typowy dla magów, tymczasem jest raczej wyjątkowy.
Przełomowym momentem w moim życiu było chyba zamienienie Nataniela w kota. Jeśli nie przełomowym, to chyba najzabawniejszym. Choć jemu pewnie nadal nie jest do śmiechu. – Zreflektowała po chwili swoją opinię, choć uśmiechała się wciąż przebiegle. – ...Ja naprawdę staram się polubić Gabrielę, ale nie da się, po prostu nie. W dodatku zreflektowała opinię? Po jakiemu to?
Będzie z ciebie potężny mag. – Wiemy już, wiemy, WIEMY! Nie trzeba tego powtarzać kilka razy na rozdział, zostaliśmy już dość dobrze poinformowani, że Gabi jest taka potężna, jest wybrańcem i w ogóle speszul. *wyrywa sobie włosy z głowy*
Najniebezpieczniejszy z talentów jest ten do kontrolowania żywiołów. – Dlatego egzamin z przywoływania żywiołów jest tym banalnym testem po pierwszym tygodniu nauki? :D
Zza myślenia wyrwały ją słowa Rena. – Autokorekta, plz…
Jej postawa wyrażała zawziętość. Wiedziała, że ma rację. – Powtórzę się, ale muszę: ŁO-PA-TO-LO-GIA. Naprawdę, takie wstawki są zupełnie niepotrzebne. Udowodniłaś już to całym akapitem poprzedzającym to zdanie, nie musisz dopowiadać. Dopisywanie tego to jak, nie przymierzając, tłumaczenie dowcipu, który się właśnie powiedziało.
- No skoro tak stawiasz sprawę. To ja się zgadzam. Musisz jednak porozmawiać najpierw z Dyrektorem. On jest tutaj od przydzielania posad. – Uśmiechnął się Ren. // Ten uśmiech jednak był jakiś podejrzany. Postanowiła się w tym momencie nad tym nie zastanawiać. – Ja już nie ogarniam, co jakiś czas ktoś się uśmiecha podejrzanie, zapewne usatysfakcjonowany z dokonanego właśnie morderstwa na prawdopodobieństwie psychologicznym.
W niedzielę nie byłą ona za bardzo oblegana, a szkoda gdyż według Gabi podawali wtedy świetne potrawy: pieczenie, gulasze, krokiety, frytki, pieczone ziemniaki, purée, na deser lody, galaretki czy ciasto. – Co? Czy mamy do czynienia z restauracją, która najlepsze serwuje w czasie, kiedy ma mało klientów?
Cieszę się, że zaczęłaś umieszczać w tekście więcej opisów – zarówno ludzi jak i miejsc.
Rozdział 10
Kiedy Gabriela szukała swojego talentu, Andrew był w dość krępującej dla siebie sytuacji. Nataniel spoglądał na niego ze złośliwym uśmieszkiem, co strasznie go irytowało. // - Co cię tak bawi? – zapytał w końcu Andy. – Nie bardzo rozumiem, z czego się tak cieszysz? Czyżby tak uradowało cię moje przybycie? Nie sądziłem, że aż tak się za mną stęskniłeś! – uśmiechnął się ukrywając swoją irytację. // - Nie wyobrażaj sobie za wiele. Twój widok raduje mnie jak dziura w skarpecie – rzucił Nate. – Mam za to ciekawe dla ciebie wieści. Przypuszczam, że raczej cię nie ucieszą, mnie za to cieszą one bardzo – ton jego głosu wskazywał na to, że doskonale wiedział, w jakiej sprawie mag tutaj przybył. – Zanim jednak przejdziemy do rzeczy chciałbym wiedzieć, co łączy cię z Gabi i co łączyło cię z moją siostrą staruchu! – syknął Nate.
Tristanczycy właśnie tak reagują na wyczerpanie zasobów magicznych w ciele. Takie wyczerpanie prowadzi do starzenia się. Chwilę nad tym porozmyślał. Jeśliby się trochę zmienił, urósł, zmężniał, to czułby się przy niej bardziej jak facet. – Pewnie takie przyspieszone rośnięcie pochłania masę energii – dziwne więc, że wycieńczony organizm akurat tak by zareagował. Bo jakby to miało wyglądać, dzieciak wyglądający na sześć lat kładzie się do łóżka, gorączkuje i wstaje jako zdrowy dwunastolatek? Chyba że połączyłaś w tym akapicie dwie niezależne sprawy: starzenie się z powodu wyczerpania (wiotczenie mięśni, pogarszanie się wzroku czy coś w tym stylu) i zwykłą chęć Setha, by trochę urosnąć.
Sam fakt, że byli w tym samym wzroście go lekko krępował. Mam przecież sto dwadzieścia dwa lata, dzieckiem nie jestem już od bardzo dawna, choć mój wygląd na to nie wskazywał. – Gabriela zawsze opisywana była jako wysoka, a tutaj nagle wychodzi, że jest wzrostu dziecka. To jak to w końcu jest?
Przeglądali jeszcze zaklęcia przez około godzinę. – W tym czasie reszta grupy grała w karty?
Nie spodziewał się, że ten facet może mieć dar mentalisty. – Elwira nie wspomniała o tym w mailu? Ktoś nie wpisał notatki do akt? To wydaje się ważną informacją.
- Musimy niestety poczekać trochę na decyzję z uczelni. Mamy tu też swoje życie. Poza tym nie możemy od tak zniknąć – stwierdził Nate. – Yay, ktoś pod nieobecność imperatywu wyhodował sobie mózg. Warte odnotowania.
Pozostał jednak tak samo humorzasty, jego nastroje były bardzo zmienne, wręcz nieprzewidywalne. – Trzeźwe spojrzenie Elwiry na Andy'ego. Brawo.
- Diana Kowalska? – zapytał mag. – Miło mi cię poznać. – Nazwisko po drodze zmieniła? W poprzednim rozdziale nazywała się Skalska.
Specjalnie szukała wczoraj książki na ten temat. Miała też inne właściwości. Dzięki niej można kogoś szybciej znaleźć – I znowu kolejny cudowny wszystko robiący artefakt, leczy, sprząta i gotuje...
Fajnie, że zostawili umierającego Andrew, żeby się ratować, szkoda, że tak naprawdę tylko po to, żeby Gabi interweniowała.
Ten rozdział jest chyba najlepszym, jaki do tej pory napisałaś. Im bardziej rzemieślniczo podchodzisz do pisania i im mniej emocjonalnie (fap! I must fap!), tym lepszy jest twój tekst. Cieszy mnie, że robisz tak duże postępy.
Rozdział 11
Czuła teraz to, co odczuwał on. Jego ból stał się jej bólem, a jego strach jej strachem. Dodatkowo jej serce rozdzierał przeraźliwy żal, że to drugie serce tak cierpi. Dlaczego? Co się takiego wydarzyło? Czym sobie na to zasłużył? // - To tak boli! – wyjąkała. – Moje serce. Ono pęka z żalu… – http://michalossowski.com/coelhogenerator.html Pozdrawiam serdecznie.
- Idź i odpocznij. Jutro nie musisz iść na zajęcia. Gdyby znów coś się działo wiedz, że od razu możesz tu przyjść. – Pocieszał ją Dyrektor. – ...któremu umiera jedyny wnuk. Miało być wzruszająco? Wyszło śmiesznie.
Jak się jednak stąd wydostać? W głowie zaświtała jej myśl. Dostała od Rena mapę i to przecież niebyle jaką. // - Muszą tu być jakieś niekontrolowane przejścia - myślała na głos. – Inaczej nie dam rady się stąd wydostać. Rozłożyła ją na podłodze i powiedziała na głos o tym, co chciała znaleźć. Na mapie pojawiły się punkciki wskazujące drogę. – Mapa huncwotów, tylko tam miało to większy sens. Bo teraz albo Ren wcisnął jej przedmiot, który powinien być głęboko w sejfie, albo autor stwierdził, że umieszczanie tajnych przejść na ogólnodostępnej mapie jest cudownym pomysłem. W każdym razie ktoś się nie popisał.
Gabriela wymyka się z Akademii, by bohatersko ratować Andy’ego. Ot, wychodzi sobie, Andy-weteran wojenny nie dał rady, ale ona, nowicjuszka, zapewne sobie poradzi. Ups. Nie udało się, nasza bohaterka oddała życie w heroicznej walce. Tak jakby. Na nieszczęście mamy Setha, połączonego magicznie z Gabi, który może o wszystkim poinformować odpowiednie osoby. Wpada więc do dyrektora...
Stary McCartney, przyglądał się temu amokowi w spokoju. Wiedział, że Seth, jako Tristanczyk, szybko odzyska spokój i równowagę. – O, podoba mi się ta chłodna kalkulacja dyrektora, szkoda, że to tak jednorazowo i całościowo obraz tej postaci się sypie.
Rozdział 12
Seth był już na tyle opanowany, że zainteresował go wystrój pomieszczenia, w jakim się znajdował. – Właśnie umarła dziewczyna, którą się zauroczył, a jego przyjaciel może zaraz do niej dołączyć, dlatego to zdanie wydaje się wyjątkowo nie na miejscu. Opisy są ważne, ale czasami trzeba je pominąć, okroić albo włączyć w akcję. I kolor ścian, i wygląd foteli można wpleść w tekst później (np. skórzana tapicerka zatrzeszczała, gdy dyrektor usiadł / siedzieli w tych samych fotelach, co kiedyś, tylko na skórzanych obiciach przybyło pęknięć) albo też wygląd pomieszczeni mógł wzbudzić bardziej adekwatne emocje. O, tutaj jest o wiele lepiej:
Seth był rozdrażniony. Jego przyjaciel jest bliski śmierci, a kobieta, którą obdarzył bliżej nieokreślonym dla niego uczuciem, zginęła. Tymczasem on siedział w przytulnym gabinecie, przed nim stała na stoliku kawa i chrupiące, złociste ciasteczka. Cóż za niedorzeczność!
– Potrzebowała porządnego amuletu, a Tristanczycy robią najlepsze – odparł, nie patrząc na starszego maga. – Poza tym, nie ma tu nikogo, kto zrobiłby dla niej odpowiedni. – Serio, trzeba to tłumaczyć dyrektorowi, doświadczonemu magowi, który w dodatku przed chwilą tyyyyle wiedział o Tristańczykach?
– W jaki sposób uzyskałeś z nią połączenie? – spytał nagle stary McCartney. – Uprawialiśmy namiętną medytację! I znowu, kwestia wyczucia – co innego człowiek, który stara się zachować zimną krew w chwili, gdy jego wnukowi grozi śmiertelne niebezpieczeństwo – co innego facet, który w ramach odstresowania grzebie w intymnych sprawach swoich uczniów (jednego byłego, drugiego martwego). Chyba że to zamierzone i dyrektor po prostu ma być lekko odpychającą postacią – ale jak dotąd nic na to nie wskazywało.
Nie mogła uwierzyć, że jej złośliwy i cyniczny braciszek płacze na jej kolanach. – To o Natanielu???
Próbuję dostrzec sens w jednym z rozwiązań fabularnych, a konkretnie w więzi, jaka łączy Białych Magów. Śmierć Gabrieli odczuwa nawet Diana, która nigdy jej nie poznała. Jakie właściwie ma to mieć zastosowanie dla fabuły? Po zetknięciu się z truloverami bohaterki mam obawy, że to zabieg służący kolejnemu podkreśleniu, jaka to wyjątkowa osoba. Obym się mylił. ;)
– Gabriela nie żyje… // – Kim jest ta cała Gabriela? – spytała Diana. Czyżby się blondynce wydawało? Czy usłyszała w jej głosie nutę zazdrości? // – To moja przyjaciółka – odpowiedział // – Przyjaciółka powiadasz… – bąknęła niesłyszalnie Diana i pomogła mu wstać. – Eeeeem. Nie, po prostu nie wiem, co powiedzieć. Żeby to jeszcze był problem samej Diany – ale w s z y s c y w momencie, gdy na horyzoncie zaczyna majaczyć Gabi (choćby tylko wspomniana) przestają zachowywać się jak ludzie, a zaczynają jak dzikie zwierzęta, gotowe rozszarpać każdego konkurenta w walce o samicę/samca.
...Choć nie, przepraszam – nawet zwierzęta nie traktują umarłych jako konkurencji.
– Łączy nas pewna wspólna sprawa…. – Tajemniczy uśmiech zagościł na jego twarzy. Dianę bardzo zaciekawiło, co takiego jest między nimi. Będzie musiała zaczekać z tą sprawą do czasu, aż nie znajdą się w Akademii. – Otrząsnął się ze śmierci Gabrieli jeszcze szybciej niż Seth. Co oni, wiedzą, że główna bohaterka nie może umrzeć w połowie opowiadania, że tak reagują? Poza tym boję się, co by Diana zrobiła, gdyby Nataniel powiedział, że Gabriela była jego żoną/narzeczoną/dziewczyną/kochanką – urwałaby mu głowę z zazdrości, bo znają się aaaaż ze trzy dni?
Spotkanie Setha i Rena w celu cofnięcia czasu i uratowania Gabrieli i Andrew. Mujborze. Profesjonaliści ścigający się, kto komu trafniej przygada. Postaci mogą być małostkowe, wredne, niepotrafiące działać z zimną krwią… Ale czemu padło na wszystkich zainteresowanych Gabrielą i to zawsze w momencie konfrontacji (określenie jest z mojej strony nadużyciem, bo panowie nie są do końca świadomi z kim się wdali w pyskówkę i dlaczego, ale cóż, czytelnicy wiedzą to aż za dobrze) z rywalem? Nasz drogi mag czasu odstawia cyrk, jakby o cofnięcie czasu prosił go jakiś znudzony codziennością dzieciak, odnoszę wrażenie, że argumentacja Rena „przeciw” nie wyraża strachu przed użyciem czaru, a jedynie służy zdeprymowaniu Setha i przez myśl mu nawet nie przejdzie, że skoro jest tu między innymi stary McCartney, to coś jest na rzeczy, coś więcej niż kaprys.
Alan z Dyrektorem przyglądali się tej wymianie zdań, popijając kawę przy stoliku. Staremu McCartneyowi najwyraźniej sprawiało przyjemność obserwowanie tej dwójki magów. Asystent dostrzegł, że jego szef nareszcie się odprężył. Musiał również przyznać, że było to dość zabawne, chociaż nie widział w tym sensu. – Ohoho, moja podopieczna właśnie zeszła z tego świata, jedyny wnuk jest jedną nogą w grobie, a cofanie czasu to mało bezpieczna sprawa, o jakie zabawne dzieciaczki, kto się czubi, ten się lubi.
Nie. Po prostu nie. Nic do tej pory nie sugerowało, że McCartney jest psychopatą.
Dyrektor jęknął widząc co się dzieje, ale nie odezwał się poza tym ani słowem. – Co tam życie wnuka, moje bibeloty!
Czyżby to Gabriela go szukała? – Mimo wszystko bardziej prawdopodobna była Elwira, która przecież widziała, że ma kłopoty i znajdowała się o wiele bliżej. Ale może Andrew po koniec życia myśli życzeniowo…
Plus za motyw z grzebaniem w umyśle tylko na jawie i w pełni sił umysłowych. Jedna z ciekawszych rzeczy w opowiadaniu. Przyznaję jednak, że nie rozumiem zachowania Istot. Chcą przytomnego Andy’ego, chcą wyciągnąć od niego tajne informacje, więc… zaczynają go torturować. Na moje powinien im zemdleć z bólu i tyle pożytku z całej akcji.
Ty, chwycił tym razem nogę słomianej lalki i wygiął ją z całej siły. Andy ponownie krzyknął z bólu, ale tym razem bardziej żałośnie. – Przecież nóg nie czuł?
Tak, jakby świat zamarł przerażony bólem, jaki zadawany jest jednemu z jego synów. Jedynie wiatr zdecydował się nieść tę nieszczęsną pieśń, by wszyscy mogli złączyć się z nim w tym bólu. On natomiast, w duchu błagał o śmierć. – Powiedzmy tak: trzeba bardzo dużych umiejętności, żeby operować takim stylem i nie wypaść śmiesznie. W tym wypadku lepiej byłoby pozwolić mówić scenie samej za siebie – bo taka disneyowska antropomorfizacja świata i wiatru zdecydowanie osłabia wydźwięk samych tortur.
Rozdział 13
O ile godzin wstecz się cofnę? – Cofanie wstecz takie innowacyjne.
Dziwne, że Andrew w swoim stanie – na skraju śmierci i tuż po torturach – jest w stanie w ogóle śledzić sytuację. Mam wrażenie, że sama to widzisz:
Andrew ostatkiem sił śledził wydarzenia. Podświadomość kazała mu zebrać jak najwięcej informacji, choć nie wiedział dlaczego.
Przy czym nie wiedział dlaczego, to kiepskie wytłumaczenie – bo i jak to interpretować? Wciąż podświadomie liczy, że zostanie ocalony? Wie, że przywołają jego ducha i chce zdać raport? Po prostu tak został nauczony i nie potrafi inaczej? Czy może przeznaczenie stuknęło go w ramię i powiedziało: facet, to będzie ważne?
Nie, żeby taki zabieg był zły sam w sobie – zostawienie czytelnikowi interpretacji – ale u ciebie brzmi to raczej, jakbyś nie miała pomysłu na motywy swoich bohaterów. Co nie musi być prawdą, oczywiście ;). Zerknij jednak na te przykłady:
12 rozdział: [Diana] Sama nie wiedziała, dlaczego tak zareagowała. Przecież nawet nie znała tej dziewczyny.
5 rozdział: [Gabriela] Postanowiła, sama nie wiedząc czemu, sprawdzić skąd dobiegł ten hałas.
Życie ulatywało z niego tak szybko jak krew z jego ran. Gdy zupełnie stracił czucie w ciele, odniósł wrażenie, że pozostałe jego zmysły odrobinę się wyostrzyły. Poza tym, jeśli chodzi o jego wzrok, to z większej odległości widział lepiej. – Prędzej niż czucie straciłby chyba przytomność.
Czyżby tak się przejął całą tą sytuacją, czy może boi się „Pana”, którego wzywał, rozmyślał Andy. – A myślał złożonymi zdaniami, co w pełni oddawało jego stan psychofizyczny, prawda?
W pomieszczeniu pojawiła się odziana w czerń postać. Była dość wysoka, ale całkowicie ukryta pod szatą. – Ale że takie coś?
To, że Gabi udało się dostać do Andrew, zanim ktokolwiek inny go choćby zlokalizował, jest dosyć naciągane. Najpierw dostała mapę, żeby nie zgubić się w drodze do pokoju, dzięki której dotarła do tajnego przejścia. Ono oczywiście przenosiło do dowolnego miejsca (nawet nie trzeba było konkretów, nakierowało się na Andy’ego) w przeciwieństwie do wszystkich innych, które zostały wspomniane wcześniej w opowiadaniu. I nikt o czymś tak potężnym nie wiedział albo nie chciał tego użyć w krytycznej sytuacji? Sama mapa też jest niezwykle wypasiona – jeśli potrafi pokazać topografię każdego miejsca, w którym znajdzie się bohater – takie coś jest błahostką tylko w grach komputerowych. A ona dostała ten przedmiot ot tak. I w rezultacie udało jej się znaleźć McCartneya, no, przynajmniej jego wrogów, na długo przed S.A.W.M. i profesjonalną ekipą ratunkową. Świeżakowi, który uczy się w Akademii tydzień. Rozumiem, że nowicjusze mają szczęście… ale może lepiej jeszcze raz przemyśleć ten wątek? Albo przynajmniej w przyszłości zwracać uwagę na to, czy Imperatyw trochę za bardzo nie pomaga bohaterom.
Na lotnisku dziwnie cicho – ani policji, ani strażaków, ani żadnych miejscowych magów (są tacy w ogóle?).
Nagle pojawiła się przed nią czarna jak noc, uskrzydlona postać. – I dzięki temu zlała się z tłem. Są w nocy w lesie, nie wspominasz o żadnym dodatkowym źródle światła, Gabi prędzej by na kogoś wpadła, niż go dostrzegła.
Przyspieszyła na tyle, na ile pozwalały jej jeszcze nogi. Kiedy była blisko wroga, wyskoczyła z wyciągniętym kolanem i trafiła go w ramię. Zachwiała się przy lądowaniu, ale nie upadła. – Kolanem go uderzyła w ramię? Po co? Nie potrafię nawet wyobrazić sobie tego ruchu. Ale plusik za próbę walki.
Biegł wzdłuż strumienia, aż w pewnym momencie dostrzegł ciemny punkt na niebie. – Na nocnym niebie?
– G A B R I E L A! – wrzasnął na całe gardło. – Wersalikami, żeby było bardziej dramatycznie.
Nie reagowała, jakby już była martwa. Chwycił ją w ramiona. Na szczęście jej ciało wciąż było ciepłe. – Trupy nie stygną natychmiast, więc jego radość mogła być przedwczesna.
Nie mógł używać magii, ponieważ wróg od razu by ją wyczuł. – Anielska forma to też jakiś rodzaj magii, więc tak jakby już po ptakach.
Usta miała lekko otwarte, tak jak przed wpadnięciem do jeziora. Wciąż była pod wpływem zaklęcia. // Szybko wdmuchnął jej powietrze przez nos. Nieruchome, uchylone wargi nie nadawały się do tego. – A usta nie nadawały się, bo…?
Jak ona w końcu przerwała ten czar? Reanimacja tak na nią zadziałała?
Sam wskoczył do tunelu w tym, co na sobie miał. – Ponieważ dyrektor, zamiast go jakoś dozbroić i wyposażyć, częstował ciasteczkami i wypytywał o życie erotyczne. O ile mogę zrozumieć Setha, który był zupełnie roztrzęsiony, to dlaczego nikt inny nie zatroszczył się o jakiś ekwipunek? Dyrektor nie miał żadnego asystenta, podwładnych, wszyscy spanikowali?
Okej, oni nie znajdują się w jakiejś zupełnej dziczy, są tuż koło lotniska (na którym, biorąc pod uwagę sytuację, powinna kręcić się masa ludzi) – czemu on jej tam nie zaciągnie, zamiast ryzykować stawianie magicznych barier, rozpalanie ognia itd.? Jest zbyt osłabiony, aby przejść tę parę kroków? Ale później idzie ratować Andrew i jeszcze ciągnie ze sobą Gabi.
Nurtuje mnie jeszcze jedna kwestia. Gdzie dokładnie mają miejsce te wydarzenia? Rzeka/strumień i jezioro niedaleko lotniska, na tyle blisko, by Seth mógł całą drogę biec i nie zmęczyć się za bardzo? Może w tej alternatywnej rzeczywistości lotnisko stoi gdzie indziej, niż widzimy to na mapie, może dla Setha jako osobnika innej rasy odległości to mały pikuś, ale to jedynie moje zgadywanki, a szkoda.
Rozdział 14
Przez jej głowę przebiegały myśli o wszystkim, co się do tej pory stało, od czasu jak poznała McCartneya. Jej życie zmieniło się nie do poznania. Czuła się szczęśliwa i na swoim miejscu, nie spędzała samotnych wieczorów przed telewizorem, choć nie było idealnie i nie była otoczona gronem przyjaciół, to nie odczuwała tak samotności. To on ją zabrał do tego świata, dzięki czemu zmieniło się jej życie. Nie mogła go teraz stracić, nie mogła pozwolić na to, żeby tak skończył! – Ej, Andy! Nie umieraj, jesteś takim fantastycznym źródłem rozrywki, nie możesz teraz umrzeć, bo znowu będę się nudzić! Tak to brzmi…
Jej ciało się napięło, a wokół niej zalśniła delikatna poświata. Gabriela przestała ukrywać swoją energię. Postanowiła działać. Wstała i podeszła do Setha. Otoczyła go swoją barierą. Spojrzał się na nią zdezorientowany. // – Po coś tu w końcu przybyliśmy – oznajmiła. – Nie potrafię używać jeszcze magii ofensywnej, ale bariery ochronne tworzę dość dobre. Ty ich jakoś zajmij, a ja osłonię McCartneya. Wierzę, że pomoc, o której wspominałeś, przybędzie – powiedziała, a na jej twarzy pojawił się blady uśmiech. // – Już i tak ich zaalarmowałaś, więc ruszajmy. – Mamy dwóch bohaterów. Dziewczyna dopiero od tygodnia uczy się posługiwać magią, już raz została przez wrogów (tych, na których się zasadzają) sponiewierana, nie ma żadnego doświadczenia w prawdziwej walce i możliwości realnej oceny swoich umiejętności. Chłopak tymczasem ma ponad sto lat na karku, jest w pełni wyszkolony, prawdopodobnie walczył już z Istotami, jest też w lepszej kondycji fizycznej i psychicznej, co pozwoliłoby mu na trafniejszą ocenę sytuacji. Kto w tym momencie przejmuje inicjatywę i mówi drugiej osobie, co ma robić? No właśnie.
Chcę żebyś wiedziała, że jesteś najbardziej niezwykłą kobietą, jaką spotkałem. Nie wiem, dlaczego mnie tak do ciebie ciągnie? – Gdyż albowiem? Jak na razie Gabi niczym się nie wyróżnia – nie jest szczególnie mądra ani przewidująca, a o jej stosunku do mężczyzn szkoda gadać. Na plus mogę dziewczynie przypisać ratowanie Andrew – choć i pomysł, i wykonanie było durne, to przynajmniej spróbowała – ale znowu nie jest to aż tak niezwykłe, ba, sam Seth też z marszu rusza na ratunek przyjacielowi. Dlatego takie wyznanie nie jest dla mnie romantyczne, tylko irytujące – bo też nie mam pojęcia, co może go do niej ciągnąć. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to następstwo wypicia jej krwi – a to raczej smutne niż piękne.
Ratownicy od razu zajęli się Andym. Usztywnili złamaną nogę, zatamowali krwawienia, nastawili kości. Zrobili wszystkie najpotrzebniejsze czynności, a resztą zajmą się w Szpitalu Akademickim. – Andy miał uszkodzony kręgosłup i przebity brzuch (czyli pewnie poharatane narządy wewnętrzne), a oni się z nogą pieścili?
Kolejna wątpliwość – magowie wiedzieli, że istnieje niebezpieczeństwo ataku Istot, ale zamiast od razu otworzyć bezpośrednie przejście między Akademią i Warszawą, kazali Andrew ciągnąć Elwirę z nowicjuszami po lotniskach. Czy otwieranie takich przejść jest jakoś super kosztowne, niebezpieczne, czy też po prostu aż tak zbagatelizowali zagrożenie?
Diana skrzywiła się z niesmakiem. Co za beztalencie projektowało to miejsce? – Wcześniej Diana wydawała się bardzo podatna na stres, sugerowało to choćby jej zachowanie w dziekanacie, a parę godzin po tym, jak próbowano ją zabić, jest na tyle odprężona, żeby narzekać na wygląd korytarzy?
Kiedy spotkali się pierwszy raz, wywarł na niej ogromne wrażenie. Ta pewność siebie i nonszalancja bardzo spodobały się Dianie. Pomógł jej w dość niezręcznej sytuacji i dodał otuchy. W sumie to nią „potrząsnął”, mówiąc, że jej problemy są niczym i nie powinna załamywać się z ich powodu. Wydał jej się wtedy taki dojrzały. Dodatkowo był przystojny – ciemnobrązowe włosy do ramion, złotozielone oczy, dość mocno zarysowana szczęka, a do tego, ten zaczepny uśmiech, który gdzieś dziś wyparował. Uważała jednak, że jest on trochę za wysoki. Przy jej wzroście stu pięćdziesięciu sześciu centymetrów, czuła się przy nim jak karzełek. Wyglądam, jak jego młodsza siostra, denerwowała się. – O, widzisz, to są konkrety, punkt zaczepienia – wiadomo, czemu Diana się nim zainteresowała – bo zdarzyło się to i to, w takiej a takiej a takiej sytuacji, więc pomyślała o nim to i to. I właśnie tego, jak dotąd, brakuje w relacjach Gabrieli z innymi.
Poza tym, było tu strasznie czysto! – Ja się boję pytać, w jakich warunkach mieszkała Diana, że ją czysty pokój przeraża (może chodziło o słowa: sterylny, pedantyczny?).
– Jak minęła wam podróż? – zapytał Restrought. – Mistrz eufemizmów… :D (gdyby ktoś się pogubił: dzieciaki właśnie uciekły przed Istotami, ledwo uszły z życiem, jeszcze nie wiedzą, co się stało z McCartneyem, który ich eskortował).
Rozdział 15
Choć jeszcze z nikim się nie widziała od tamtego czasu, nie licząc lekarzy i pielęgniarek, to kwiaty i słodycze jakie znajdywała na szafce, świadczyły o tym, że miała gości. – Nie wpuszczali nikogo na oddział, czy przesypiała wszystkie wizyty? ;)
Zobaczyła, jak ktoś wchodzi przez drzwi, wnosząc duży bukiet wielokolorowych kwiatów, od którego zaczęła unosić się w powietrzu delikatna, słodka woń. – Taka drobna uwaga: cudownie musi się Gabrysi oddychać, kiedy leży z zapaleniem płuc otoczona wonnymi bukietami.
– Ja…jak?! To nie możliwe! – wykrzyknęła. – Z zawalonymi płucami. Seems legit.
– Dobra, mniej więcej rozumiem, o co chodzi i co się wydarzyło. – Jednak w głębi ducha nadal tego zbytnio nie pojmowała, a nawet wciąż czuła się przerażona tym, że Seth jest w tym samym pomieszczeniu co ona. – Do samej reakcji nic nie mam, właściwie całkiem mi się podoba – ale jak to nie pasuje do tego, jak Gabriela była opisywana wcześniej, choćby i przez narratora. Gdzie jej tak wychwalana inteligencja?
– Dla mnie wtedy umarłeś – oznajmiła. – Nic nie wymaże tego wspomnienia. – Głos miała ochrypły. – Ja zostałam wtedy z Andrew, który również mógł umrzeć w każdej chwili. Nie obwiniam cię o to, co się stało, ale zrozum moje uczucia. – Wcale cię nie winię, ale i tak ci wypomnę, że zostawiłeś mnie samą z Andrew, choć to nawet nie byłeś ty, a ja sama tam polazłam. Nie rozumiem też reakcji Setha, który słysząc to, nie opieprzy jej, że gdyby nie on, byłaby już dawno zimnym trupem, tylko ją jeszcze ugłaskuje (jak właściwie każdy w tym opowiadaniu), tak jakby tylko ona przeżyła trudne chwile.
Btw, polecam lekturę na temat fazy szoku i zaprzeczenia w przypadku nagłej śmierci bliskiej osoby.
Ren proponuje Gabrieli, że umyje jej głowę. Obcy facet, widziany przez nią kilka razy w życiu. Będzie jej mył głowę w szpitalnym prysznicu. Dziwiłem się, że ta nieśmiała w gruncie rzeczy dziewczyna się na to godzi (choć po scenie z wysysaniem krwi w zasadzie nie powinno).
Zrobiła tak jak powiedział. Kiedy usiadła na stołku, przechyliła głowę do przodu, a on polał ją ciepłą wodą. W dłoniach roztarł szampon i delikatnie zaczął masować jej skórę. Dziewczyna zdziwiła się jego delikatnością. Żeby nie czuć bardziej zażenowania, postanowiła o czymś porozmawiać. Choć nieraz rozmawiali, nie wiedziała o nim za wiele.
Zarumieniaj się na wspomnienie pocałunku. Wleź pod prysznic i daj się umyć w sumie obcemu facetowi. Totalnie to widzę.
Po czym, kiedy głowa została już umyta, a Ren wyszedł, doczytałem:
Gabriela zdjęła piżamę i wyrzuciła ją na zewnątrz, aby się nie pomoczyła.
Czyli ona siedziała pod tym prysznicem w piżamie? I do tego jej nie zamoczyła? Ale… jak? Gdzie są takie przestronne szpitalne łazienki, żeby to było wykonalne? :D
Gabriela rozmyśla o tym, jak to przyjaciele się o nią zatroszczyli w szpitalu:
Pomyśleli o wszystkim – stwierdziła w myślach.
Nasunęło mi to pewne pytanie. Gdzie są rodzice? I czy w ogóle odwiedzili swoje dziecko w szpitalu, czy ktoś się pofatygował ich poinformować. Niby nie trzeba utrzymywać z rodzicami stałego kontaktu, a bohaterka teoretycznie jest osobą dorosłą, ale nie było wcześniej ani słowa o tym, że rodzina ze sobą nie rozmawia.
Babcia Bloodstorm rozmawia z Sethem:
Choć przez to, że wcześnie opuściłeś Tristanię, dojrzałeś szybciej niż większość twoich pobratymców i czasem mówisz jak staruszek – Hehe. Państwo pozwolą, że przypomnę jakże dojrzałe potyczki słowne z Renem tuż przed cofnięciem czasu.
Technikalia
Mała uwaga, nim przejdziemy do treści właściwej: formatowanie szaleje. Raz masz font szeryfowy, raz bezszeryfowy, raz tekst jest wycentrowany, a raz wyjustowany.
W tekście za mało jest wcięć akapitowych – mam wrażenie, że czasami pojawiają się na początku scen, a czasami w zupełnie losowych miejscach. Chyba nigdy nie poprzedzają dialogów, choć powinny. W dodatku później zastępujesz je enterami, ale też niekonsekwentnie. Taki bałagan utrudnia czytanie.
Zacznijmy od tego, co się rzuca w oczy już od pierwszego czytania – alternatywnej interpunkcji i, od czasu do czasu, ortografii w twoim opowiadaniu. Jak w pierwszych rozdziałach brakuje wielu przecinków, głównie przy imionach, wszelkich wtrąceniach, przy zdaniach złożonych, tak im dalej w las, tym ich więcej. Ba, jest ich wręcz za dużo.
Omówmy ją na przykładzie prologu [i czegoś jeszcze, jeśli zajdzie potrzeba].
W ciągu ostatnich kilku tygodni, odnotowano kilka niezwykłych wydarzeń z udziałem osób w wieku między 20 –25 lat. – Nie ma żadnych podstaw, by stawiać w tym zdaniu przecinek, to nawet nie jest miejsce na oddech. To jedno. Druga sprawa: przedziały liczbowe mają dość swobodne zasady jeśli chodzi o zapis (patrz:
grunt, żeby były konsekwentne. Półpauza oddzielona spacjami? W porządku, byle z obu stron.
Na Ziemi odkryto tylko kilka takich miejsc lecz są one raczej niezamieszkane. – Tu dla odmiany pojawia się pierwsze zdanie złożone (dwa orzeczenia), a przecinka nie uraczymy.
Badania aparaturą do wykrywania "białej mocy", potwierdziły dość silne jej nagromadzenie w tamtej strefie. – To nie jest cudzysłów stosowany w języku polskim. (Również nie ma miejsca na przecinek w tym zdaniu, a jednak się pojawił).
studentka Warszawskiego AWF ‘u. – Przymiotnik piszemy małą literą, skróty odmienione przez przypadki – z myślnikiem, nie apostrofem.
Czemu nie.... – Kiedy ostatni raz sprawdzałem, w języku polskim nie funkcjonował czterokropek. Pojedynczy przypadek można wziąć, no, za przypadek, ale jest ich więcej.
Załączniki:
– wycinki z gazet opisujące wydarzenia z ostatnich tygodni
– wyniki badań aparatury do wykrywania "białej mocy"
– akta agenta Andrew McCartney'a
W tym zapisie na końcu każdego [podpunktu] powinien pojawić się przecinek, a po ostatnim – kropka.
Zapis dialogów wygląda u ciebie bardzo różnie. Z czasem się poprawia, ale nawet w ostatnich rozdziałach nie zawsze jest poprawny. Pod podanym adresem znajdziesz parę wskazówek, jak powinien wyglądać zapis dialogu w języku polskim (oraz parę innych przydatnych informacji). http://pomackamy.blogspot.com/p/necronomicon.html
Cały czas w tekście lecą takie twory jak Seth’a, Ren’a, McCartney’a, itp. Tu masz regułę, kiedy wstawiać apostrofy. http://sjp.pwn.pl/zasady/;629610 Przy okazji nadmienię, że oficjalne zasady spisane są tylko dla imion i nazwisk, ale przyjęło się, że tak samo odmieniamy inne zagraniczne nazwy.
Od czasu do czasu z końców wyrazów ucieka literka Ł, np. Wzdrygną się gdy go dotknęła, mrukną po nosem. To, niestety, nie są pojedyncze przypadki.
Na tyle bynajmniej ci ludzie wyglądali. – Bynajmniej to nie przynajmniej.
[...] zna tą twarz aż za dobrze. – http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/te-czy-ta;2227.html
Z zapisek z tamtego okresu wynika, że [...] – ...że gramatyka jest dla słabych. Zapisków.
Potem [Veritas i Tenebris] podzielili się swoją mocą. – Wcześniej używałaś wobec nich rodzaju nijakiego, potem zaczęłaś pisać w rodzaju męskim. Ujednolicić.
Często zdarza ci się zapisywać oddzielnie te wyrazy z nie, które akurat powinny być zapisane łącznie, na przykład: Ponieważ magia w tym świecie nie jest rzeczą nie zwykłą [...], gdzie powinno być niezwykłą.
spojrzał się na Gabrielę [...] spytał się – Oba wyrażenia zapisujemy bez się.
Omówmy też styl. Zacznijmy od dwóch przykładowych fragmentów. Pierwszy:
Zajrzyjmy do rozdziału pierwszego, niemal na dzień dobry dostajemy takie zdania: Coś za drzwiami błysnęło. Ubrała ciaśniej ręcznik i wyjrzała. Tego gościa już nie było, ale był tam jakiś kot.
I drugi:
Uwolnili ją dzięki jakiemuś urokowi.
Co tu nie gra? Pisanie o „jakichś” urokach. Coś. Jakiś. Mało polotu jak na narratora. Generalnie nie jest to błędem, ale sprawia wrażenie, że autorowi się bardzo nie chciało myśleć, co powinno się w danym momencie w tekście znaleźć i zostawił na później, po czym zapomniał. Bo kto, jeśli nie autor, ma wiedzieć, jaki to urok?
Obudziła się rano i poszła się wykąpać. Skoczyła do sklepu na zakupy i potem przygotowała obiad. Po obiedzie usłyszała pukanie do drzwi. [...] Zajęło jej to trochę czasu. [...] Po wszystkim stwierdziła, że mogą iść do parku. – Bardzo często w tekście precyzujesz ile czasu upłynęło na danej czynności. Ani to nie wprowadza nic do fabuły, nie nakreśla świata czy postaci, ani nawet nie wygląda. Ot, zapychacz.
[...] jakoś wszyscy na około się nim zachwycają, a ja jakoś nie widzę powodu jak na razie, choć dziewczynom dziwić się nie mogę bo jest przystojny, ale ja wiedząc, że ma on z dobre sześćdziesiąt lat, jakoś nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to wszystko jakoś jest chore. – Jakoś, jakoś, jakoś, jakoś. Ten kunszt, ten styl.
Zdarza ci się gubić czasem podmioty, zwłaszcza w początkowych rozdziałach. Za przykład niech posłuży choćby omawiany już wcześniej kierowca z rozdziału pierwszego, który po potrąceniu kota miał zostać zabrany do weterynarza. ;)
W świetle dnia wydawał się jej młodszy niż przypuszczała, choć stan jego skóry wskazywał na wiek średni, to jego postawa, sposób poruszania się, zachowanie oraz w szczególności spojrzenie i uśmiech wskazywały na to, że jest on znacznie młodszy niż się wydaje. – Czyli wydawał się starszy niż był w istocie przez swój uśmiech i spojrzenie, ale równocześnie wydawał się jej młodszy niż… eee… No dobrze, przyznaję, że nie rozumiem. No i ten czarujący styl: wydawał się młodszy niż przypuszczała, jest znacznie młodszy niż się wydaje. Przy okazji weźmy na warsztat inne dwa przykłady:
Założyła go na szyję i poczuła się odrobinę lepiej. // - Dziwne, czuję się lepiej. – powiedziała. – Czy:
Poczuła, że znalazła prawdziwego przyjaciela. Miała nadzieję, że nic tej przyjaźni nie zaszkodzi. // - Czuję, że zyskałam wspaniałego przyjaciela.
Nie pierwszy i nie ostatni raz bohater powtarza po narratorze, narrator po bohaterze lub po sobie samym. Po co?
upierała się granatowowłosa – Gdzieś jeszcze w tekście pojawiają się blondynka czy zielonowłosy: Raczej unikamy określania postaci przez kolor włosów w ramach poszukiwania synonimu dla imienia. Dodatkowo, nie da się ukryć, że brakuje określeń na inne kolory włosów, takich jak brunetka, blondynka, itp., acz staramy się mimo wszystko unikać konstrukcji [kolorowo]włosa, [kolorowo]włosy, bo brzmią jak wyjęte z tych tworów literackich omawianych u analizatorów. Jeśli gdzieś w literaturze pojawia się kolor włosów, to zazwyczaj podczas wprowadzenia postaci do tekstu (np. w drzwiach stanął niewysoki brunet w pelerynie) lub gdy jest to cecha bardzo charakterystyczna (białe włosy, oczy jak u kota… Geralt z Rivii, tak?).
Z upodobaniem mieszasz czasy, przeskakujesz z przeszłego na teraźniejszy. Daruję sobie przykłady, bo są właściwie w każdym rozdziale, wyłapiesz bez trudu. Do poprawy.
Nie miała nic w planach. Nie wiedziała, jakie zajęcia odbywają się jutro. Wszystkiego miała się dowiedzieć na godzinę przed zajęciami od niejakiego profesora Karskiego. Dzisiaj natomiast miała cały dzień do wykorzystania. Postanowiła spędzić go tutaj. Może znajdzie jakieś interesujące książki? Miała też ochotę ożywić trochę to miejsce. Jednak, aby to zrobić musiała namówić do tego Rena. Biblioteka była strasznie zaniedbana. Wymagała sporo pracy. Oczami wyobraźni widziała to miejsce tętniące życiem. Przy stolikach w części czytelniczej siedzących magów, młodych i starych, niektórych dyskutujących o jakiejś ciekawej książce. [...] – Czy ten akapit był pisany telegramem? Niepotrzebnie tak drobisz zdania, w wielu miejscach przecinek byłby dużo lepszy niż kropka. W dalszych rozdziałach zaczynasz pisać zdania złożone, czyta się je zdecydowanie lepiej.
I jeszcze jeden przykład:
Po kilkunastu minutach zjawiła się grupa strażaków. Jednak brak odpowiedniego sprzętu, przedłużył całą akcję do kilku godzin. Wszyscy tracili nadzieję. – Budowanie napięcia – you’re doing it wrong. Krótkie zdania, jeśli dobrze użyte, potrafią nadać akcji rumieńców, tu jedynie można dostać zadyszki. Pierwsze z drugim spokojnie mogłyby funkcjonować jako jedno.
Przynajmniej w domu miał trochę spokoju. Wczoraj w trakcie pobytu na uczelni tak rozbolała go głowa, że o mało co nie wybiegł z wykładu. Było na nim prawie sto osób, więc w jego umyśle panował straszny hałas. Wstał niechętnie , ubrał się i poszedł do łazienki by się ogolić nie lubił mieć zarostu nawet najmniejszego. Kiedy doprowadził się do porządku poszedł do kuchni gdzie czekała na niego siostra. – Zdarza ci się pisać bardzo chaotycznie, jak tutaj. W jednym akapicie jest informacja istotna, o tym, że nie mógł przebywać w tłumie, oraz bzdurka o zaroście. Przeskakujesz też pomiędzy domem, uczelnią i ponownie domem. W tym wypadku nawet podzielenie tego fragmentu na dwa akapity (drugi przy Wstał niechętnie) ułatwiłoby odbiór. Nie ma też powodu, żeby pisać o rzeczach oczywistych. Jeśli zaczniesz scenę od golenia, czytelnik spokojnie domyśli się, że Nataniel jest już obudzony i ubrany (to drugie można podkreślić mimochodem – np. pisząc, że starał się nie zachlapać spodni). Podobnie: skoro wyszedł do kuchni, to raczej ogolony niż z pianką na licach. W gruncie rzeczy to kwestia wyczucia języka, ale im więcej niepotrzebnych informacji wrzucisz do tekstu, tym ciężej będzie skupić się na tych istotnych – więc i czytać będzie trudniej.
Masz także tendencje do nie do końca logicznego zachowania bohaterów, tym samym za bardzo uwidaczniasz w tekście, jaki planujesz rozwój wydarzeń. Pomijasz pewne kwestie, przez co od razu wiadomo, co się dzieje. Weźmy na przykład scenę z pobytu Gabrieli w szpitalu. Kiedy udzielano jej pierwszej pomocy w terenie, do dziewczyny podbiegł ktoś o wyglądzie dziecka i pocałował ją w czoło. Teraz, będąc w szpitalu, odczuwa tego skutki:
Myśląc o tej chwili, bezwiednie dotknęła czoła i poczuła na środku dziwne mrowienie. Już któryś raz złapała się na tym, że to robi. // – Zaczyna mnie to denerwować – westchnęła i sięgnęła po kubek z wodą, który stał na stoliku obok łóżka.
Naturalną w tej chwili reakcją byłoby chyba powiadomienie lekarza/pielęgniarki, że występują niepokojące objawy. Nie dzieje się natomiast nic i nie mamy nawet szans się zastanowić „a może to jednak nie takie oczywiste?”
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na idiolekty twoich postaci. Jasne, że każdy ma swój styl wypowiedzi i nie czepiam się tego, odnoszę jednak wrażenie, że nie do końca stosujesz to świadomie. W oczy rzuciły mi się szczególnie:
a/ słowa PROFESORA na wykładzie: tak łatwo nie idzie się nauczyć,
b/ praca pisemna Gabrieli zawierająca zdanie wielkiej urody: Z ziemią jest trochę bardziej nieciekawie,
c/ słowa Nataniela, magistra nauk humanistycznych in spe: Odchodzić z stąd nie ma co.
Niby nic, niby wykształcenie nie implikuje pięknej, poprawnej polszczyzny, ale nie do końca mi to pasuje do tych postaci. Może warto się zastanowić również nad tą kwestią podczas pisania dialogów.
Kreacja bohaterów i świata
W pierwszych rozdziałach w oczy dość mocno rzuca się jedna kwestia: świat przedstawiony praktycznie nie istnieje, jesteśmy w teatrze kukiełek. Z tego, że bohaterowie są studentami, nie wynika absolutnie nic, oprócz tego, że już dużo mogą, a jeszcze mało muszą. Obowiązki nijak nie przeszkadzają bohaterom zachowywać się jak na wakacjach (a jak wiemy, rok akademicki trwa w najlepsze), interakcja z otoczeniem jest niemal zerowa. Gabriela wsiada do samolotu i wylatuje z kraju jak gdyby nigdy nic, nie myśląc ani o tym, co zostawia, ani o tym, co ją czeka w najbliższej przyszłości. Nie załatwia nic na uczelni, kieruje nią tylko impuls, zraniona duma. Dalej widzę poprawę, Nataniel przed wyjazdem już coś działa, rusza głową, załatwia sobie dziekankę. I dobrze, wreszcie postać zaczyna mieć jakieś życie. Niestety, nie wszędzie i nie zawsze. Przy scenach w szpitalu zastanawiałem się, co się dzieje z rodzinami bohaterów. Święte prawo, by Gabi nie utrzymywała z rodziną kontaktów, ale mogłabyś o tym wspomnieć w tekście, bo w przeciwnym wypadku dość dziwnym wydaje mi się, że nikt ich nie informuje o pobycie córki w szpitalu, ona sama się z nimi w ogóle nie kontaktuje, nic. Tak samo płaski wydał mi się Czarny Rynek, niby straszny, mroczny, niebezpieczny, ale… za szybą. Scena z przekupywaniem i później szantażem strażnika to była wisienka na torcie w tym całym placu zabaw.
Ponieważ na razie opowiadanie koncentruje się głównie wokół Gabi i jej haremu, fakt, że wszyscy mężczyźni zachowują się przy niej identycznie, bardzo szkodzi opowiadaniu. O tym, że różnią się charakterami, można dowiedzieć się w zasadzie tylko z tych fragmentów, w których Gabriela znika z pierwszego planu. W większości przypadków brakuje też podstaw, dzięki którym mogłabym zrozumieć, dlaczego dana osoba interesuje się Gabi. Ren i jego „zakocham się w pierwszej dziewczynie, która wejdzie do biblioteki” było bardzo naciągane, Natanielem chyba kierował masochizm, a jeśli chodzi o Andrew – nie mam pojęcia. Dosyć ciekawie na tym tle wypada Seth i chętnie zobaczyłabym, jak jego wątek się rozwinie, zwłaszcza po historii z cofaniem się w czasie.
Kilka motywów z twojego świata aż się prosi o dopracowanie, inne o przemyślenie raz jeszcze, czy aby na pewno mają sens. Ale po kolei.
Już w prologu dowiadujemy się, że czarodziejki mają dość charakterystyczną urodę. I… właściwie co z tego, skoro w tekście nic za tym nie idzie? Ani nie spotykamy zbyt wielu osób o tym wyglądzie (przyjrzyjmy się szczególnie Andrew, Elwirze, Natanielowi i Dianie), ani też do końca nie wiadomo, jak na to wszystko reaguje otoczenie. Na chwilę obecną nie jestem w stanie powiedzieć, czy w końcu magia była czymś normalnym (choć już nie tak powszechnym jak kiedyś), czy jednak nie. Weźmy taki przykład: Z jednej strony fioletowooka, niebieskowłosa Gabriela, której uroda wydaje się zupełnie nie przeszkadzać w życiu – pomijając pytania rówieśników, dlaczego nie czaruje (choć były one tylko wspomniane, w samym tekście nie padły). Z drugiej – Elwira, która wygląda zupełnie przeciętnie, że tak powiem, niemagicznie, a w dodatku ukrywa swoje zdolności. Nagle dowiadujemy się od niej, że bycie średnio zdolnym magiem to powód do wstydu i lepiej się z tym ukrywać. Z jednej strony wydarzenia w jaskini budzą takie zainteresowanie, że dziennikarze dobijają się do drzwi Gabrieli, z drugiej – Nataniel traktuje swoją przemianę w kota jako coś niemal normalnego, choć wtedy jeszcze nie wie, że pochodzi z magicznej rodziny. To jak to w końcu jest?
Wszystko to ciągnie za sobą kolejną sprawę – ilu jest magów na świecie? Raz patrzymy na Akademię multi-kulti, przekrój narodowości (i ras) sugeruje, że niezbyt wielu i jest to jedyne bądź jedno z niewielu miejsc, gdzie szkoli się magów. A potem dowiadujemy się, że mamy taki wysyp osób z talentem magicznym w Polsce, ba, praktycznie na terenie jednego miasta. Zbieg okoliczności? No niby można, ale mnie nie przekonuje.
Sen z powiek spędzał mi także dostawca Internetu do innego wymiaru. ;) Jak to niby ma działać? Zastanawiam się też, czy Andy świadomie podał Natanielowi swój numer telefonu tylko po to, by w potrzebie nie mógł się do niego dodzwonić, bo, pszem państwa, inny wymiar i nie działa?
Problematyczny jest też czas i chronologia wydarzeń. Tak naprawdę nadal nie wiem, kiedy pojawili się Biali Magowie, kiedy ostatnio przebudziło się Tenebris (tysiąc czy pięćset lat temu?) ani kiedy powstała Akademia. Myślę, że sprostowanie tego byłoby całkiem proste, skoro większość tych informacji i tak podana była w formie wykładu.
Z nieporuszanych do tej pory spraw… zastanawiałaś się jeszcze nad konsekwencjami używania przez Andy’ego iluzji? Jak powszechna była to praktyka wśród czarodziejów, jak łatwo taką iluzję wyczarować, co można tym osiągnąć i czy była jednym z ulubionych kamuflaży magicznych złoczyńców? Czy to może specjalny talent McCartneya? Może kiedyś się dowiemy, jeśli zdecydujesz się rozwinąć ten temat.
A teraz rzeczy, których kompletnie nie rozumiem.
a/ O co chodzi z tym głaskaniem po głowie? Co jakiś czas ktoś głaszcze bohaterkę po głowie. To osobliwe.
b/ Dlaczego nawet narrator powtarza, że 160 cm wzrostu to bardzo mało? To całkiem przeciętny wzrost dla kobiety.
c/ Niezrozumiałe jest dla mnie ciągłe uśmiechanie się bohaterów zawadiacko, ironicznie, przebiegle, cwaniacko. Wszyscy, jak jeden mąż, całodobowo coś knują? Wszyscy żyją, wyczekując tylko momentu, by zapisać sobie w CV ale mu dosrałem? ;) (Takie odnoszę wrażenie po lekturze. Za dużo tego). Ciągle ktoś się z kogoś podśmiewa, a to Gabi z zawalonego książkami Rena, a to Ren (a właściwie wszyscy, którzy się dowiedzieli) z klątwy Nataniela (serio, to jest reakcja na takie wieści?), a to dyrektor z kłótni dwóch magów, którzy mieli skupić się na trudnym zadaniu – ingerować w bieg czasu…
d/ No właśnie, jak tu w końcu leci ten czas? Jeśli w magicznym wymiarze czas płynie trzy razy szybciej, to czy Andy nie powinien jednak wyglądać na te 60 lat, nie 20? W przeciwnym razie czemu pozostali – chociażby Gabriela, czy też Nataniel i jego rodzice – wyglądają na swój wiek?
Polecam znalezienie bety, która pomoże ci wyłapać różne potknięcia, czy to językowe, czy fabularne. Warto też zapoznać się z przygotowanym przez Achikę tekstem „Pisanie o pisaniu czyli warsztaty literackie dla początkujących”, może znajdziesz tam parę wskazówek dla siebie. Zerknij też do naszego Necronomiconu.
Dobrze. Widać poczynione podczas tych dwóch lat postępy. Im mniej fluffu/erotyki, a więcej konkretów, tym lepiej się czytało. Rozwinęłaś się przez ten czas. Niestety, początek tak mocno ciągnie w dół, że nie mogę wystawić wysokiej oceny.
Od ostatniego wpisu na blogu minęło już półtora roku, jestem ciekaw, na jakim etapie jesteś w tej chwili. Powodzenia!
Czy tylko mi nie działa link do Esensji?
OdpowiedzUsuńW tej chwili cała ich strona mi nie działa - może to przejściowe kłopoty.
UsuńDzięki, w takim razie sprawdzę link później.
UsuńNa wstępie chcę podziękować za ocenę :). Wow! Doczekałam się! A teraz zabieram się za czytanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Agata.
Ocenę przeczytałam i nieźle się przy tym bawiłam. :) Szczegółowego komentarza dzisiaj nie napiszę, gdyż wstaję o piątej rano i zaraz uciekam spać. Jeśli chodzi o ocenę, to szczerze mówiąc spodziewałam się niższej. ;) Pierwsze dziesięć rozdziałów powinnam była już dawno poprawić, ale nie wiedziałam jak się za to zabrać. Nie publikowałam też kolejnych rozdziałów, gdyż czekając na ocenę, zastanawiałam się jak nadać mojemu opowiadaniu lepszego kształtu.
UsuńPozdrawiam serdecznie i dzięki za poświęcenie czasu na przeczytanie i ocenienie tego potworka!
Myślę, że trochę lepiej byłoby, gdybyś bardziej skupiła się na opowiedzeniu konkretnej historii, przedstawieniem świata i bohaterów zajmując się przy okazji :) W tym momencie lwią część opowiadanie zajmuje wprowadzenie postaci i objaśnianie zasad - przez ten początek najciężej mi było przebrnąć. Kiedy akcja się rozkręciła - w okolicach walki McCartneya - czytało się o wiele lepiej i więcej też z tego rzeczy zapadło mi w pamięć (naprawdę, bez podglądania nie potrafię sobie przypomnieć ani jednego pytania z egzaminu Gabi, za to pamiętam, jak wyglądał portal, który stworzył Ren czy jaką magię stosowali evile). Może spróbować te pierwsze rozdziały trochę skondensować, żeby szybciej dotrzeć do właściwej akcji? Niektóre wydarzenia można by połączyć - choćby tak "desperackie" szukanie amuletu mogłoby być bezpośrednim skutkiem przeklęcia Natainela (bo magia Gabi jest niestabilna/potężna/może kogoś za godzinę zabić i co wtedy - chodźmy szukać Setha, niech on coś z tym zrobi :D). W każdym razie to luźna propozycja i jestem pewna, że sama wymyślisz, jak to wszystko poukładać. W każdym razie więcej opowiadania, a mniej tłumaczenia i powinno być dobrze :)
UsuńPozdrawiam!