Miejscówka przyzywającego: Cztery żywioły
Przedwieczna: Gayaruthiel
Cześć
i czołem!
Zaczynasz
od poinformowania czytelnika o zmianie przez bohaterkę szkoły licealnej, pod
koniec roku szkolnego, w maju. Co stało za tą decyzją, skoro wiadomo, że nie
przeprowadzka?
Czarne
rajstopy, czarna ołówkowa spódnica, jakaś ładna bluzka i na to bluza. Od lat
nosiłam też stare wojskowe czarne buty. Podobne trochę do glanów. Moja
garderoba nie była wyszukana, więc ja też nie wyglądałam jak z żurnala. Ale
przynajmniej czułam się sobą i miałam trochę pokręcony, ale własny styl. Ze
względu na swoje kształty lepiej czułam się w szerszych ubraniach. –
Ołówkowe spódnice nie są szerokie, są przylegające.
Ma
15 lat – W opowiadaniach cyfry zapisuje się słowami.
Miał
nieziemsko rozszerzone źrenice (nic dziwnego skoro przed chwilą uniknął
śmierci), ale dało się dostrzec, że są niebieskie, głęboko niebieskie, jeśli
wiecie co mam na myśli – Miał niebieskie źrenice? A jakiego koloru
tęczówki? Chyba że opisujesz to
Były
także podkrążone, tak, jakby zarywał wiele nocy. –
Podkrążone źrenice? Jak to wygląda?
Zapukałam,
otworzyłam drzwi i napotkałam zdumione spojrzenia klasy mat-fiz. To znaczy,
pomyślałam, że to była mat-fiz ponieważ, głównie byli to chłopcy, choć
zauważyłam też kilka dziewczyn. Hmmm, powiem jedno. Cheerleaderki to nie były. –
Pierwszy stereotyp odhaczony.
- I
jak ci się podoba w Polsce? - nauczycielka mówiła przesadnie wyraźnie i powoli.
// - Ładnie tu - powiedziałam, też przesadnie wyraźnie – no i klimat nie jest
taki inny. // - Szkoda tylko, że tak pod koniec roku - nauczycielka zdawała się
nie zauważać, że mówię po polsku bez obcego akcentu, tak jak każdy Polak mówić
powinien. – Dlaczego właściwie nie ma akcentu, jeśli
całe życie spędziła w Kanadzie?
Całkiem
wypitna woda oraz Kevin odblaskozęby
Jestem
z natury realistką. Przynajmniej tak sobie pochlebiam. (...) jestem cholernie
poważnym człowiekiem. Przynajmniej lubię tak o sobie myśleć. – Podoba mi się to, jak przedstawienie
pierwszej postaci nawiązuje do autoprezentacji drugiej, zgrabnie wyszło.
Maszerowałem
sobie spokojnie ulicą, nie zwracając niczyjej uwagi. Zobaczyłem tłumek ludzi,
przechodzących przez jezdnię. Nie zwalniając kroku podążyłem za nimi. Zrobiłem
duży krok i... – No nie, nie. Nie było tłumu przechodzącego
ulicą, bo było czerwone światło i wszyscy stali w miejscu, popatrując
nieżyczliwie.
Miała
rozszerzone źrenice ale kolor... momentalnie skojarzył mi się ze wzburzonym
oceanem. – Dwie ślepe myszki.
Zazwyczaj
nie zawracam sobie głowy dziewczynami. Same do mnie lezą jak muchy. Czasem jest
to męczące. – Znasz choć jednego żywego człowieka, który
naprawdę narzeka na powodzenie? Do którego płeć przeciwna lgnie wbrew jego
woli, bez włożonych w to wysiłków? Bo ja nie. Aktorów i innych sławnych ludzi
pomijając.
Mój
wzrok przesuwał się po tych wszystkich nudnych, znanych twarzach i nagle
natrafił na, jakżeby inaczej, dziewczynę, wszyscy wiedzą skąd. – Ja wiem, że z Kanady, ale Maciek nie ma
szans tego wiedzieć. ;)
Stała
z Marleną (jedną z normalniejszych osób w szkole. Przynajmniej miała zasady i
nie była głupią lalą, Tak, tak, nawet mi się oparła swego czasu). –
No to w końcu laski same się rzucają do jego stóp, czy jednak Maciek jest
aktywnym zdobywcą?
Śmiała
się, trochę jeszcze niepewnie. Nie była odstrzałowo wypindrzona, ale z
pewnością miała klasę. – Tak, Ic, biol-chem. Serio, jak kolo może
wysnuwać takie wnioski po pięciu minutach kontaktu wzrokowego?
Nie
opowiedziałam wam jeszcze o moich zwierzętach. Aktualnie mamy psa i kota, czyli
taki standard rodzinny. – Rozumiem, że zwierzaki przywieźli z Kanady?
Teraz
Cuksik leżał na moich kolanach i mruczał jak mały silnik diesla. Miał na coś
uczulenie, więc musiałam co rano serwować mu wapno w strzykawce. –
Alergii nie leczy się wapnem. „Wapno to jeden z najpowszechniej stosowanych
środków na alergię. Niezależnie od tego czy nasze objawy uczuleniowe mają charakter
wysypki, kataru czy łzawienia stosujemy wapno, które większości pacjentom
pomaga! Jednakże należy podkreślić fakt, iż wapno nie jest lekiem
przeciwalergicznym! Jest to środek wspomagający, stosowany jako łagodzący
objawy alergii. Nie nadaje się do stosowania w monoterapii - czyli terapii z
użyciem jednego leku,(w tym przypadku - tylko wapna) - ale należy je zażywać w
skojarzeniu z lekami takimi jak chociażby Allertec, Zyrtec, Claritine. Choć
aktualne badania alergologiczne poddają w wątpliwość skuteczność wapna w
leczeniu alergii, to jednak istnieją argumenty potwierdzające słuszność
zastosowania go w łagodzeniu objawów uczulenia. Przede wszystkim jedna z teorii
powstawania alergii wiąże się z niedoborem jonów wapnia w organizmie, stąd
suplementacja wapnia w okresie uczulenia znacznie łagodzi przykre objawy
alergii! Ponadto Calcium posiada działanie uszczelniające na komórki śródbłonka
naczyń, co zmniejsza obrzęki” http://www.pogromcymitowmedycznych.pl/myth/977/wapno-%C5%82agodzi-objawy-uczulenia//
Ubrałam
się, wzięłam kota na ręce i zeszłam do kuchni. Wstrzyknęłam mu do pyszczka jego
lekarstwo. Zagulgotał śmiesznie i zeskoczył obrażony na podłogę. Wczoraj nie
mieliśmy okazji pogadać o naszych doświadczeniach ze szkoły ale byłam pewna, że
dojdzie do tego wieczorem. – A jakie doświadczenia szkolne ma kot?
Chłopcy
mieli na drugą lekcję (farciarze) – Gramatyka leży.
O
oceny nie musiałam się martwić. Zdobyłam ich dostatecznie dużo w poprzedniej
szkole i był całkiem niezłe. – A różnice programowe?
-
Przypadkiem nie. A można wiedzieć jak masz na imię? // - Kevin. // - Sam w
domu. // - Co? // - Ee, nieważne. – Jakim sposobem kolo nie zauważył nawiązania
do puszczanego co roku w telewizji filmu, mającego w tytule jego imię? Nie
wierzę.
Zeszłam
na dół i przygotowałam miski dla wszystkich. I znowu się zacznie...
Opowiadajcie, opowiadajcie dzieci co tam w szkole? Tak jakby to był jakieś
fascynujące. Ciągle to samo. No i jakie normalne dziecko odpowiada inaczej niż
„Było ok, normalnie, spoko itd.”? – To, które przeprowadziło się na drugą
półkulę, które wpadło w kompletnie nowe środowisko, kulturę, język?
Obrośnięta
bluszczem z kamieni i pięknie wykutą metalową korbą. –
Co to jest bluszcz z kamieni? Jak wygląda studnia obrośnięta korbą?
Sztuka
przez duże S
Filip
dumny jak nie wiem co opowiadał właśnie o tatuażu z czachą, który rzekomo
miałem mu zafundować. Faktycznie, kiedyś coś tam o tym wspominałem, ale teraz
nie wiem czy był to dobry pomysł. Chociaż w sumie... Sam mam kilka dziarek. Na
biodrze, na łopatce i na nadgarstku. – Ciekawa jestem, skąd miał na to pieniądze.
-
Poszedłbyś do sklepu, co? // - A co mam kupić? Uczę się teraz. // Mama bez
słowa zamknęła drzwi. Cholera! Nie cierpiałem tego. Teraz wyszedłem na
kompletnego dupka. Poszedłbym przecież do tego sklepu. Ale odkąd skończyłem
osiemnastkę, matka traktowała mnie ostentacyjnie dorośle. To znaczy jak w jakiś
najmniejszy sposób okazywałem zniechęcenie (ale nie otwarty sprzeciw) ona zaraz
szybko się usuwała, jakby nie chciała mi rozkazywać, bo co? Uderzyłbym ją?
Zrobił awanturę? Nigdy nic takiego nie miało miejsca. Mam duży szacunek do
rodziców. Mimo wszystkich moich wad. // Usłyszałem jak cichym, udręczonym
głosem pyta Filipa, czy on by nie poszedł. Filip zaczął marudzić, że ma gości i
w ogóle. Jacek i Paweł twierdzili, że oni i tak muszą już iść. // Zazgrzytałem
zębami i jednym skokiem zerwałem się z łóżka. Było już ciemno. Nie powinni się
szwendać o tej porze. Kto im na to pozwala w ogóle? Wyszedłem z pokoju i
wziąłem siatkę na zakupy. // - Dobra chłopaki, zbierajcie się. Odprowadzę was.
Filip, idziesz? Zakładaj buty. // - Ależ nie musisz… // - Muszę - wycedziłem, a
w myślach sobie powtarzałem coś takiego jak: "zachowaj spokój, zachowaj
spokój". - Przecież mogę iść. Nie wiem dlaczego kazałaś Filipowi. // - Bo
miałeś… // - Nic nie miałem. Idę. – No... ale Maciek dalej nie wie, co właściwie
ma kupić. Wszystko mu jedno, czy zapałki, czy też barani udziec?
Mokro,
mokrzej, najmokrzej
- A
ta ruda? // - Oj, pprzestań - prychnęła ostentacyjnie. - Żadna ruda. Ona ma
tycjanowskie włosy, zawsze się wkurza jak ktoś mówi inaczej. Ma na imię
Natalia. Lepiej nie miej chłopaka, bo ci go odbije i zmiesza z błotem. To
dziwne. Zawsze znajdzie się ktoś taki, w każdej klasie, a przynajmniej w
szkole. // - Wiesz, do niej pasuje mi bardziej imię Charlotte. Mogłaby być
jakąś francuską aktorką. // Rzeczywiście,
nasza Charlotte miała prześliczne TYCJANOWSKIE pukle. Autentycznie zielone
oczy, zalotne piegi na porcelanowej cerze i uroczą przerwę między górnymi
jedynkami. I figurę miała jak modelka. (...) Teraz mnie dopadła. Nie miałem
dokąd uciec. Wzięła mnie pod rękę i zapiszczała do ucha - Maaciuś... Co tam u
ciebie? // - Oo, Natalia. Jak miło cię widzieć – wycedziłem – u mnie spoko. //
- Hejjj a może gdzieś wyskoczymy razem? Tylko ja i ty. Jak za dawnych czasów. -
spojrzałem na jej szeroki uśmiech i przerwę między jedynkami. Ciekawe jak
często utyka jej tam jedzenie. – Stereotypowa Scary Sue, piękna i wredna,
przyklejona do głównego bohatera wbrew jego chęciom i kopiąca dołki pod
bohaterką? Come on, stać cię na więcej.
Mój
najlepszy kumpel, Igor, patrzył się na mnie i zwijał ze śmiechu. „Tylko się nie
posraj z tego szczęścia”. On miał co chwilę inną dziewczynę i potrafił z nimi
tak zerwać, że nawet po tym nie dzwoniły. I unikały go. Szczęściarz. –
Powiedziałabym raczej, że buc rzadkiej klasy, ale co ja tam wiem.
Ja
nie mogę. Co musi się dziać w jej biednej, chorej głowie. Już nigdy się tam nie
pokażę. – Nie pokaże się w jej głowie?
Ludzie
patrzyli się na mnie jak na ostatniego bydlaka. Zamówiłem jej taksówkę, bo
jeszcze coś by jej się stało po drodze (przykład – ja), i tak wydałem ostatnie
oszczędności. Była suką, ale co ojciec mnie nauczył to nauczył. I pewnie już
się nie zmienię. Chociaż w tym momencie miałem ochotę walnąć ją w twarz.
Uwodziciel ze mnie, co? – Co ona mu zrobiła takiego, by sobie zasłużyć
na takie określenia? Wrobiła go w ojcostwo cudzego dziecka? Otruła brata?
Wrzuciła do sieci jego nagie zdjęcia? Nie? No to nie uważasz, że kolo cokolwiek
przegina z reakcją?
W
jeziorku siedział po pachy jakiś mokry, nieszczęśliwy stworek. Odgarnął czymś
(ręka?) coś (włosy?) i pomachał do mnie. Podbiegłam bliżej i rozpoznałam … no
tak. Maciuś. Co, ja jakiś wybawca ludzkości jestem? // - Nie ruszaj się - moja
nieśmiałość jakoś nie dawała o sobie znać. Możliwe, że ze względu na jego
wygląd. Zdusiłam w sobie wybuch wesołości. - Czekaj... teraz podam ci smycz,
ok? Nie wiem czy dam radę cię wyciągnąć, więc musisz chyba iść po dnie czy
coś... – Nie rozumiem. Jeśli chłopak siedzi, a woda
sięga mu tylko do pach, to jak wstanie, będzie ją miał gdzieś do wysokości ud.
Nie może stamtąd po prostu wyjść?
-
Daj spokój, takich rzeczy się nie zapomina, wyciągasz mnie? // - Ok – stęknęłam
gdy chwycił smycz – ciągnę. // - Ciągnij, ciągnij nasza szkapo. // - Zaraz
zostaniesz tu na zawsze. Zamknij się. // Po tym jak chwycił smycz w kilku
susach wyskoczył na brzeg i wpadł, oczywiście, na mnie. –
Oczywiście. Wielka miłość bez wpadania na przeciwnika nie ma żadnych szans
rozkwitnąć. Dziewczyno, przestań opisywać kalkę za kalką, bardzo ładnie proszę.
No i nie rozumiem tego wyciągania z płytkiej wody, za nic.
Trudno,
trzeba zajrzeć do rzeczy taty, które zawieruszyły się, gdy się przeprowadzał,
znalazłam stare sztruksowe spodnie, pewnie za duże na Maćka i jakąś koszulkę. –
Jeśli rzeczy były zawieruszone, czyli zgubione, to skąd Laura wiedziała, gdzie
leżą?
Ta
od syropu
Stanowcze
ciemne brwi. Podobny trochę do Deana z „Supernatural”. I przede wszystkim
inteligencja wypisana na twarzy. (...) - Grasz na fortepianie? - pokazałem
instrument. // - Tak, trochę. I zaczynam na klarnecie. // - Haha, płuca jak
miechy. - skomentowałem głupio. – Czyli jak pierwsze wrażenie potrafi być
mylne.
- A
wy jutro robicie te naleśniki? - drążyłem temat. // - Yhym - patrzyła na mnie
badawczo. Nie rób tego idioto! // - A mogę się wprosić? Mam straszną chrapkę na
takie naleśniki - powiedziałem. Za późno. Już zaczynałem żałować tych słów.
Postawiłem ją i siebie w niezręcznej sytuacji. Kretyn! Nie miałem przecież
zamiaru się z nią spotykać – Nie? Nic na to nie wskazuje.
-
Ja słucham starego rocka. // - Oo klasyka. Też czasem sobie słucham. Jest
naprawdę niezły - patrzyłem na nią zafascynowany. // - Wyjdź za mnie - zrobiłem
ruch jakbym miał uklęknąć. // Odskoczyła i wybuchnęła śmiechem. Sam nie wiem
czemu to powiedziałem. Dobrze, że zrozumiała, że to żart. –
Bo gdyby nie zrozumiała, to, panie, żadnej ucieczki, czwórka dzieci, hipoteka,
małżeństwo, póki śmierć nas nie rozdzieli. Ale serio, jak można byłoby wziąć to
na poważnie?
-
Żebym nie musiała cię znowu ratować – zastrzegłam i przytrzymałam drabinę. W
końcu z małymi trudnościami zeskrobał naleśnika, który spadł mu na głowę. –
Ahahaha? Element komiczny, tak?
Wciągaliśmy
naleśniki jak koks – To porównanie średnio pasuje do cukierkowej
narracji reszty tekstu.
Marlena
zawiesiła sobie Cuksia na szyi i poszła na hamak. Ja przyniosłam resztki
syropu. Wysilała się dość mocno, żeby dosięgnąć językiem wszystkich kropelek w
butelce. Potem pozwoliła kotu wylizać palce. // Leżałyśmy obok siebie w hamaku
i zaśmiewałyśmy się ze swoich głupich kawałów. Przybiegł Drops. Usiadł przy
drzewie i przekrzywiał głowę patrząc na nas. Potem jakoś nie miałyśmy ochoty na
gadanie więc po prostu leżałyśmy i opalałyśmy nogi. –
To fascynujące. Co jakiś czas raczysz czytelnika opisami, które nie wnoszą zbyt
wiele do treści opowiadania.
*prywata*
jezujezu jaki słodki kotek <3 *koniecprywaty*
Przypalony
blondynek i Kosmiczne Karaoke
Szkołę
ogarnęło przed imprezowe szaleństwo. – Przedimprezowe pisze się razem.
Akurat
była biologia. I mikroskopy! O tak... zawsze lubiłam mikroskopy, choć zawsze
miałam nieokreślony niepokój o to, czy ktoś mnie nie popchnie kiedy akurat
pochylam się nad obiektywem (tak to się mówi?) i nie wepchnę go sobie do
oczodołu. Marek, czyli dość pucołowaty, różowy blondynek ze szkłami jak denka
od butelek oraz uroczym dziewiczym wąsikiem, stał w kącie i mieszał odczynniki
chemiczne. Widocznie jego obejmowały inne zasady, teo nie wiem. Miał bardzo
skupioną minę i wydawało się jakby nic nie mogło go wyrwać z tego letargu. //
Maurycy otoczony wianuszkiem płci pięknej, żywiołowo rozprawiał coś o Legue of
Legends (chyba). Kilka osób gadało, grało na komórkach lub czytało,ale
zdecydowana większość pchała się w kolejce do mikroskopów. –
Na pewno jesteśmy w polskim liceum? Ja wiem, że od czasów, gdy chodziłam do
szkoły, minęła dekada, ale serio teraz uczniowie mieszają odczynniki w klasach
innych niż biol-chem? No właśnie, do jakiego profilu zapisała się Laura?
-
Laurka? // - Co? - patrzyłam na nią nieprzytomnym wzrokiem. // - Mogę do ciebie
przyjść? U was jest tak chłodno. I mogłybyśmy iść nad rzekę. Drops by się
ucieszył. // - Dobrze. Możesz wpaść od razu. Na obiad. – A
mamy nie trzeba uprzedzać o kolejnej paszczy do wykarmienia?
Podeszła
do nas ładna, wysoka dziewczyna, z długimi bladozłotymi włosami. // - Cześć
Marlenka! - cmoknęła powietrze obok jej twarzy - A twój brat będzie na imprezie
końcowej? - zaszczebiotała. // - Nie wiem. Chyba tak. // - Suuper. A nie wiesz
czy z kimś idzie? // - Nie wiem. // - Aha, aha. A co tam u ciebie? - wyjęła
pilniczek i zaczęła ostrzyć pazurki. – I serio to wszystko, te pilniczki, komórki, odczynniki,
na jednej lekcji z nauczycielem w klasie?
W
tym momencie rozległ się huk i dźwięk tłuczonego szkła. Wszyscy schowali się
pod ławki. – No jakoś tego synchronicznego chowania,
kurczę, nie widzę. Nie przy takim luzie i rozprężeniu, jakie opisałaś.
Symbioza
rzuciła się mu pomagać i teraz klęczała wśród szkła, trzymając jego przypaloną
główkę na kolanach. // - Niech ktoś leci po pielęgniarkę!!! - wrzasnęła. (...)
Pielęgniarka zaraz pospieszyła z nami z powrotem. Chlusnęła dziarsko wodą na
biednego chemika i o nieba! Uchylił on leciutko powieki –
No fajnie, ale czy ktokolwiek zadał sobie trud sprawdzenia, z JAKIMI
odczynnikami ten chłopiec się bawił? Może akurat z takimi, które agresywnie
reagują z wodą? Kto mu to dał do ręki i zostawił bez nadzoru? BHP poniżej
krytyki. A pani nauczycielka, jak rozumiem, dyscyplinarnie zwolniona, względnie
pozwana przez rodziców.
I
tak nie mam dresu - zachichotała. - I tak będzie ciemno. –
Powtórzenie.
Był
to Chevrolet Impala z roku 1967. (...) Początkowo miała kolor zielony, ale
przelakierowałem ją na błyszczącą czerń. – Jakże subtelne nawiązanie do Supernatural.
No i ta nagła zmiana płci samochodu.
-
Nie lubisz disco-polo? - spytałem, trochę wbrew sobie, bo nie zamierzałem się
odzywać. – Przeoczyłam jakąś kłótnię, czy jak? Skąd te
nagłe śluby milczenia?
Podszedłem
do Darii. // - Przynieść ci coś? - popatrzyła na mnie ostro, ale złość chyba
już jej przeszła. // - Dobrze. Poczekam tutaj. –
Które z nich wypowiada tę drugą kwestię?
Stwierdziłem,
że czas się w końcu zabawić. Z zasady nie piłem alkoholu, wiedząc że muszę
prowadzić. W sumie nie chodziło o moje bezpieczeństwo, bałem się, że mogę
potłuc moją Impalę. Ale teraz chciałem się rozluźnić więc chwyciłem małego
drinka z sokiem pomarańczowym i wódką. – Coś te jego zasady gibkie jak trzcina na
wietrze.
Zbliżyłem
się do stolika, na którym stały sałatki. Oblężony był przez tabuny lasek. Na
chwilę zapomniałem, po co przyszedłem. Ale otrząsnąłem się i nałożyłem kopiastą
furę na talerz. Okazało się, że Daria beztrosko flirtuje z jakimś karkonoszem w
dresie, który beztrosko pożerał moją kiełbasę. Co ja tu robię?! Mogłem zostać w
domu i posłuchać muzyki, może nawet posprzątać moją jaskinię, a nie to! Oparłem
się wściekły o słupek podtrzymujący wielki namiot (dach?) i nawet nie wiem
kiedy, zacząłem wcinać sałatkę. Uch! Jakaś dziewczyna podeszła do mnie i
widocznie chciała porozmawiać, ale spojrzałem na nią zbójeckim wzrokiem i się
zmyła. – Po pierwsze, order z ziemniaka dla bohatera,
który z tak wielkim wysiłkiem jednak potrafi się obsłużyć spożywczo, gdy w
zasięgu wzroku ma więcej niż dwie kobiety. Po drugie, Maciek przechodzi w tym
rozdziale sam siebie w zakresie nastolęcego zidiocenia. Ktoś mu zabronił
podejść do Marleny, Laury albo Igora i bawić się z przyjaciółmi?
Laura
lekko się zatoczyła. Chwyciłem ją za łokieć. // - Ja nie wiem, dlaczego wy się
tak przejmujecie. Wypiłam parę drinków i tyle. Sama mogę wrócić do domu -
faktycznie, nie mówiła jak pijana. Ale i tak wiedziałem swoje. // - Nie,
bezpieczniej będzie jak ja cię odwiozę. - powiedziałem stanowczo. –
Eee... taaaak. Bo Maciek wcale nie pił, oh wait.
Chwile
szczerości, czyli dlaczego Maciek jest świnią
Wciągnęłam
szybko białą bluzkę i czarną spódnicę. Na szyi niedbale zawiązałam szkolny
krawat. – Słyszałam o mundurkach w gimnazjum, czyżby
ta moda dosięgła też polskich liceów...?
Miałem
dużo dziewczyn, zrywałem z nimi a one błagały mnie później żebym do nich
wrócił. Ale ona jest szalona. Poza tym ja nie wchodzę dwa razy do tej samej
rzeki. Natalia po prostu mnie cholernie zaskoczyła, dlatego dałem się na to
złapać. // - Czyli nie szanujesz kobiet? // - Szanuję. Na przykład ciebie. Albo
siostrę Igora. // - Ale ja nie jestem twoją dziewczyną. Marlena też. // -
Słuchaj, one wszystkie są takie same! Nie da się ich szanować! Traktuję to jako
rozrywkę. Zresztą nie mów, że im się to nie podoba. Po za tym dziewczyny są
takie fajne, że wstyd ograniczyć się o jednej. –
Wow, co za buc. Rozumiem, że to świadoma kreacja?
-
Żadnej swojej dziewczyny nie kochałeś? - zapytałam nieśmiało. // - Chyba nie.
Jak można pokochać piękne malowane pudełko, które jest w środku puste? I nie ma
żadnego prezentu w środku? // - A mówiłeś, że je kochasz? // - No, tak. // - To
ty jesteś zwyczajną świnią! - wyrwało mi się mimowolnie. Wbiłam w niego
oskarżycielskie spojrzenie. Zmarszczył brwi urażony. // - Jak możesz tak mówić?
Ja tutaj się tobie wywenętrzniam, a ty? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi! I
nie patrz tak na mnie! // - Nie ma takiego słowa „wywenętrzniam”. // - Teraz
już jest - był wyraźnie obrażony. Siedzieliśmy dłuższą chwilę bez słowa. Moja
plecionka miała już z 30 cm długości. W końcu poruszył się i odchrząknął. // -
Chyba od tego są przyjaciele, nie? Ci prawdziwi. Nikt mi nigdy nie powiedział,
że jestem świnią. – Nie wierzę, kompletnie w to nie wierzę.
Chyba że Maciek uznaje, że nie należy słuchać tego, co do powiedzenia mają „puste
pudełka”.
-
Hem hem. Miałam kiedyś taką koleżankę. W Kanadzie… // - Nie no, o koleżankach
będziesz gadać. Ładna chociaż? – Jak możesz chcieć gadać o czymś innym niż o
mnie? Koleś pogrąża się z każdą wypowiedzią.
Dlaczego
jesteś mokra? // - Wpadłam do wody. // - Tak sama z siebie? // - Nno nie. Był
ze mną przyjaciel. // - Masz przyjaciela? – Szanowną
mamunię dopadła nagła skleroza? Przecież co chwila ktoś im przyłazi do domu. A
nawet gdyby nie przyłaził, skoro Laura miała znajomych w Kanadzie, to czemu nie
w Polsce?
Zjedliśmy
obiad i każdy poszedł robić to na co miał ochotę. I dobrze. Nie miałam
specjalnych planów na wakacje ale i tak byłam ciekawa co przyniosą. –
Kto? Domownicy? Plany?
-
Ok. to jedziemy. Tylko nie zapaskudźcie siedzeń. To wóz mojego taty. –
Czy to znaczy, że Maciek prowadzi tak kiepsko, że pasażerom zwyczajowo zbiera
się na wymioty?
Maciek
z całą pewnością nie był Mężczyzną. Jeszcze. Był tylko małym chłopcem,
dzieciakiem, który poszukuje czułości. I podziwu. Oklasku. A ja nie zamierzałam
mu tego dać. Z całą pewnością nie był jeszcze dojrzały. Ale przyznać muszę,
miał zadatki na odpowiedzialnego, zaradnego i opiekuńczego Mężczyznę. –
No nie wiem, szczerze w to wątpię po tym pokazie bucery…
Wszyscy
kochają grilla!
Moja
mama była pod wrażeniem rodziny Jastrzębskich. Często tam chodziła i to zdawało
się poprawiać jej humor i samopoczucie. Właściwie nie były jej już potrzebne
antydepresanty. – Gdybyż to było takie proste.
-
Zuch mama. Idę wziąć prysznic. // Poszedłem wziąć prysznic. –
Nie, naprawdę?
Mama
podśpiewywała w kuchni jakąś arię z jakiejś opery. –
Jakoś podśpiewywała.
Jego
ojciec to naprawdę spoko koleś. Nawet daje mu auto. Mi tata rzadko pożyczał. A
jak jeździłem to tylko w jego towarzystwie. Tak trząsł się nad Impalą. W sumie
ja teraz też się trzęsę. – Zaraz zaraz, a kiedy tatko odszedł? A od
jakiego wieku można prowadzić samodzielnie samochód?
Zaczęła
opowiadać szczegółowo o jakimś filmie (albo o swoim śnie) więc się wyłączyłem.
Ograniczyłem się do kiwania głową i wtrącania co jakiś czas „Tak”, „Yhym”, „ To
nieźle”, „Niesamowite!” itd. – A potem wciska głodne kawałki, że nikt go
nigdy świnią nie nazwał. Kolo przecież jest tak skupiony na sobie, że nie ma
szans, by rejestrował przekaz od innych.
Jedziecie
na biwak!!! - wykrzyknęła pani Milena. Jej mąż walnął głową w słupek i zwiesił
ręce. – Jaki słupek? Masochista?
Marlena
przyjęła to z mniejszym entuzjazmem. // - To nie mogło być SPA? - mruknęła
cicho. – Yyy... do tej pory nie sugerowałaś, że te
rodziny śpią na pieniądzach. Skąd więc ten pomysł?
-
Albo plaża - szepnąłem do niej. - Nie lubię takich wyjazdów. –
A to nie można biwakować nad morzem?
-
No więc tak - tata Igora odzyskał rezon. - Jedziecie z Maćkiem Impalą. Do końca
lipca. A potem na tydzień w Bory Tucholskie. Całkowite odcięcie od ludzi.
Survival. Szkoła przetrwania. Tak, tak. To wam się przyda. - spojrzał wymownie
na Marlenę, która przewróciła oczami. – Uch, imperatyw znów w akcji. Ten wyjazd
jest tak nieuzasadniony i tak kompletnie od czapy, że wali po oczach, że jest
tu tylko po to, by czwórka bohaterów znalazła się w miejscu odciętym od rodziców.
-
Będziecie mieli osobne namioty i mam nadzieję, że jesteście na tyle dojrzali
żeby nie robić żadnych głupot. - wtrąciła pani Milena. –
Aahahaha. Możesz to dopisać do tej listy:
http://joemonster.org/phorum/read.php?f=3&i=682209&t=682209
-
To wyjeżdżamy jutro? - spytała Laura. // - Tak. Chyba zdążycie się spakować? – A
co, jeśli nie? Co za koszmarny pomysł w ogóle stawiać tak ludzi przed faktem
dokonanym, z natychmiastowym wprowadzeniem w życie.
Zebraliśmy
się szybko i poszliśmy każdy w swoją stronę. Tak się złożyło, że strona moja i
Laury była taka sama. – Jakim cudem? Grill był u niego w ogrodzie, a
teraz Laura biegnie do swojego domu. Czyje ciuchy chłopak chce właściwie
pakować?
Początek
przygody!!!
-
Nie mówiłaś, że masz chorobę lokomocyjną - powiedział z wyrzutem. // - Też
myślałam, że nie mam - przyznałam, czując się tak głupio, jak to tylko możliwe.
– Też, jak kto?
Po
dosyć długich poszukiwaniach znaleźliśmy przytulną polanę w lesie ze ścieżką
prowadzącą prosto na zatoczkę jeziora. Wysiedliśmy z wozu. Przeciągnęłam się
zadowolona. // - Może poszukamy czegoś lepszego? - zapytał Maciek.
Najprawdopodobniej przez „lepsze” miał na myśli dom albo hotel. Na pewno nie
namiot. – Rozbijanie namiotów
poza polami namiotowymi, na dziko, raczej nie jest legalne. Młodzież może się
spodziewać wizyty strażnika, upomnienia, grzywny.
Potem
kopiemy dołek na ognisko... I tu kończy się mój zasób wiedzy o biwakowaniu. – Palenie wolnego ognia w lesie to kiepski
i chyba nielegalny pomysł, zwłaszcza że dopiero co wspomniałaś, że młodzież
dysponuje kuchenką gazową. Ich rodzice musieli być świadomi, że dzieciarnia nie
ma pojęcia o obozowaniu i tak ich puścili w ciemno, bez przygotowania, bez
trasy, bez rezerwacji miejsc na kempingach, totalnie na wariata? Brak słów.
Kłótnie
Obudził
mnie mokry pocałunek w policzek. Wcześniej śniła mi się Laura, więc odczułem
lekki wstrząs myśląc, że to ona. Ale był to Drops. Na szczęście. Rozmasowałem
sobie tyłek i poszedłem do obozu. Czy to nie nudne? Tak ciągle opowiadać o tym
samym. – Czego dotyczy ten
ostatni komentarz? Czy to jest jedno z tych openiek, które analizują się same?
Było
ciepło, więc zdjąłem koszulkę i podłożyłem ją sobie pod głowę. Teraz leżałem
wyciągnięty na kładce i wpatrzony w nocne niebo. Mimowolnie przypomniałem sobie
chaotyczne wywody pijanej Laury, na tematy astronomii i uśmiechnąłem się
bezwiednie. Zaraz potem przypomniałem sobie, że jestem na nią wkurzony. A potem
chyba zasnąłem. –
Jeśli Maciek nie obudzi się z oparzeniami słonecznymi, pożarty przez komary i z
kilkoma kleszczami tu i ówdzie, będę głęboko zawiedziona.
Interwencja
-
Miałyśmy być cicho. // - Właściwie nie – zauważyła moja współlokatorka.
Ziewnęłyśmy synchronicznie. // - Ciekawe co robią chłopaki. // - Pewnie nas
obgadują. Znam mojego brata, to straszny plotkarz. – To oni mają dźwiękoszczelne namioty,
czy też rozbite w odległości kilometra, że się wzajemnie nie słyszą?
Scena
godzenia zwaśnionych na plus, jest napisana z jajem, ale równocześnie bez
przegięcia. Więcej takich proszę!
-
Znasz „I see fire” Eda Sheerana? No tak, znasz. Grałeś już to. Mogę zaśpiewać
do tego? // - Ok. // Zaczęłam śpiewać.
Ta piosenka zdawała się całkowicie pasować do tego ogniska i tych ludzi. – W jaki sposób tekst o umieraniu w
pożarze i bitwie pasuje do czwórki nastolatków na wakacjach?
Niestety
nici z tego wyszły. Rano Maciek obudził się z gorączką. I zamiast jak normalny
człowiek o tym powiedzieć, snuł się po obozie z błyszczącymi oczami i żłopał
niewiarygodne ilości wody. Kiedy się wreszcie zorientowałam, wpakowałam go w
śpiwór i kazałam leżeć. Saniewscy poszli razem na ryby, a ja zostałam z
chorującym i marudnym chłopakiem. Cały czas wyłaził z legowiska i był ciekawy
wszystkiego co robię. Jak mały chłopczyk. // - Maciek! - powiedziałam
stanowczo. - Wracaj do śpiwora. Jesteś chory i masz gorączkę. // - Nic mi nie
jest - mruknął i zaczął strugać patyk. // - Jesteś rozpalony, chłopie -
skarciłam go. // - Noo dobra… // - Przyniosę ci herbaty. –
Czy oni pojechali na biwak, do lasu, na dziko, bez apteczki? Żadnego paracetamolu,
nic? Herbatą leczyć gorączkę?
Julitka
- Jelitka
Ładny
jacht. // - Z rodzicami pływamy nim, gdzie się da. Na szczęście na nim nie
śpimy, tylko w hotelach. Nie zniosłabym takiego życia. W hotelu, zawsze mogę
iść do kosmetyczki i fryzjera. No i się wykąpać. –
Uhm, ile znasz polskich nastolatek, które tak się zachowują w wakacje? A
zresztą, cofam, załóżmy, że to początkująca szafiarka, czy coś w ten deseń.
Wzięła
mnie pod ramię i zaczęła paplać o podróżach swoich rodziców. Potakiwałem od
czasu do czasu, aż w końcu się zreflektowała i zaczęła pytać mnie o różne
rzeczy. Każdą moją odpowiedź kwitowała wybuchem entuzjazmu oraz zapewnieniem,
że „ona też”. Miałem ochotę powiedzieć, że nie goliłem się od trzech dni, ale
powstrzymałem się. Jeszcze by mi przytaknęła. –
Zobacz, jak chcesz, to wychodzą ci fajne, zabawne obyczajowe kawałki.
-
Kupujesz coś? - zapytała Laura. // - Nie, może po jakimś rożku dla mnie i Julitki.
// - Bosz... - jęknęła Marlena. - Julitki – Jelitki. // - Może pójdziesz coś
wybrać? - zaproponowałem dziewczynie, która weszła do sklepu. Kiedy w nim
zniknęła, zwróciłem się do Marleny, Igora i Laury. –
Z tego cytatu wynika, że Julita była równocześnie na zewnątrz, jak i wewnątrz
sklepu, wygodnie głucha na uwagi Laury, ale równocześnie idealnie słysząca
pytania Maćka.
-
Możecie się zachowywać? Dlaczego jesteście tak uprzedzeni do niej? // -
Najpierw może zaprzyjaźnij się z jej rodziną - doradziła mi przyjacielsko
Laura. - Współczuję ci, chłopie - skrzywiła się komicznie i wgryzła w rogalika.
// Chcąc nie chcąc przyznałem jej rację. – Hipokryzja lvl hard, bo z rodziną Maciek
zamienił dwa słowa, nie przeszkadza mu to jednak żywić własnych uprzedzeń. No i
nie jest to jeszcze etap planowania ślubu, więc czemu nieprzyjemni rodzice
mieliby odstraszać od kontaktów z latoroślą?
-
To jakaś melina - stwierdziła z niesmakiem i podała mi loda. // - A
spodziewałaś się butiku jak z centrum Paryża? - zapytała z kpiną Laura. Julita
nie odpowiedziała, ale minę miała jakby właśnie tego się spodziewała. Cóż. –
No fajnie, ale przecież to nie jest pierwszy dzień Julity na jeziorach. Gdzie
robiła zakupy wczoraj i przedwczoraj i przez pozostałe dnie?
Różany
azyl
Julita!
Argh! Zatłuc, zakopać, zapomnieć! To była moja dewiza na ten moment. Nie wiem
dlaczego, ale ta osoba wzbudzała we mnie autentyczną chęć mordu. Dziwne, bo
zazwyczaj jestem dość miła. Chyba. // W każdym razie, włóczyła się za nami
wszędzie. Wszędzie! Praktycznie zamieszkała w naszym obozie. Na początku nawet
myślałam, że ją polubię. Miła aparycja i tak dalej. Ale gdy tylko przyczepiła
się do Maćka... Dobra, dobra. Wcale nie jestem zazdrosna! Tylko ta jej głupota!
Te teksty! Uch! – No weź, strasznie to stereotypowe. Stać cię
na więcej. A wysnobowani rodzice Julity nie mieli nic przeciwko tym eskapadom?
Sama Julita czuła się dobrze w dziczy, bez dostępu do fryzjera i kosmetyczki?
Chłopak
Marleny (można w sumie go tak nazywać) był średniego wzrostu brunetem o oczach
koloru gorącej czekolady i wesołym uśmiechu. Miał duże zacięcie komiczne.
Myśleliśmy, że może nawet występuje w kabarecie. Uwielbiał się opalać i bawić
ze zwierzętami. Drops praktycznie go ubóstwiał. Często też wpadał na nasze
ogniska. – Dobrych pięć minut czytałam ostatnie zdanie
bez zrozumienia, myśląc, że Francuz wpadał w te ogniska dosłownie, fajcząc se
klapki.
A
co to? Maniuziska? - zaciekawił się Michele. Marlena zaczęła mu to ochoczo
wyjaśniać. Gdy w końcu zrozumiał, zaczął ziewać ostentacyjnie. –
Yyy, ale słowo manicure jest pochodzenia francuskiego właśnie…
Miała
intonację osoby inteligentnej i ani śladu akcentu typowego dla starszych
mieszkańców wsi. // - Pani chyba nie jest stąd, prawda? - ośmieliłam się
zapytać między jednym kęsem a drugim. Ciasto było pyszne. // - Zgadłaś. Wyszłam
za mąż i tu zamieszkałam. – Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że ludzie
mieszkający na wsi też chodzą do szkół, a nawet kończą studia? I nie jest to
żadne wymagające podkreślenia dziwowisko?
Rzeczywiście.
Wróciłam i byłam prawie pewna, że nikt nie zauważył mojego zniknięcia. Julita
na wstępie zważyła mi mój dobry humor. A mianowicie przyczepiła się do moich
butów. // - O ty szatanistko! Nie wiem, Maciusiu jak ty możesz się obracać w
takim towarzystwie. - powiedziała naburmuszona. –
Ugh, proszę, nie rób z Julity takiej karykatury człowieka.
wybrałyśmy
sobie po parze sekatorów oraz rękawic i poszłyśmy przycinać róże. Między jednym
ciachem (chodzi mi o ciachanie kwiatów) a drugim wspomniałam o tym, że mam
urodziny. – Słowa powinny być tak dobrane, żeby nie
trzeba było tłumaczyć czytelnikowi swoich intencji w nawiasie. Tu wystarczyłoby
napisać "między jednym ciachnięciem"
Kiedy
byłem małym chłopcem…
Nie
mogłem się spotkać z Julitą, ponieważ jej rodzice zabierali ją do jakiejś
drogiej knajpki w Olsztynie i mieli tam spędzić cały weekend. –
Cały weekend w knajpie?
W
końcu usiadłem za kółkiem i włączyłem radio na cały regulator. Niestety to mi
nie pomogło, więc ściszyłem muzykę i gwizdnąłem na Dropsa. –
Musi mieć mocarny akumulator, że znosi granie muzyki godzinami bez ładowania.
-
Tak. Postanowiłem, że nauczę cię podstaw prowadzenia urządzeń mechanicznych. To
jest samochodu. Cieszysz się? // - Samochód to urządzenie mechaniczne? Ale
jesteś pewien? A jak wyląduję na drzewie? – A jak
wyląduje na drzewie, to już nie będzie urządzeniem mechanicznym, tylko
ptaszyną, urządzeniem biologicznym.
-
Jakbyś nie wiedział. A kto spędził w areszcie 24 godziny? Ze mną? Bo mnie
wkręciłeś? // - To było zajebiste! Nie mów, że ci się nie podobało - Igor
uśmiechnął się szeroko i pochłonął kolejny kawałek tortu –
I co, pani Helena nic a nic się nie oburza słownictwem Igora? Dlaczego mu się
nagle na bluzgi zebrało w gościnie, skoro na co dzień raczej nie przeklina?
To
było „Kiss from the rose” Seal'a. // Mruknąłem na potwierdzenie. Teraz sobie
skojarzyłem. // - Z „Mrocznego rycerza”? – Ach, młodzież. Piosenka pochodzi z 1994
roku, Mroczny rycerz z 2008. Co więcej, na soundtracku z tego filmu nie ma
piosenki Seala. Jest na płycie z Batman Forever, datowanej na rok 1995.
Jak
jeździć Impalą i wygrać życie
-
Jak tam Julita? Wytrzymujesz? I jak ci się podobała pani Helena? // - Och, ona
jest świetna. Muszę koniecznie do niej jeszcze wpaść. A ty nadal będziesz do niej
chodzić? - celowo pominąłem temat Julity. – Może i
Maćkowi się wydaje, że pominął ten temat, ale ni hu hu nie da się tego
wywnioskować z jego odpowiedzi, bo tę można odnieść do obu kobiet.
-
Dzięki. Możesz trochę przyspieszyć. Wciśnij gaz. // Oczywiście wcisnęła gaz do
dechy i autem znowu zarzuciło. // - Czuję się jak na rodeo - stwierdziłem. I
zacząłem przeglądać wiadomości na telefonie. // - CO TY ROBISZ?! - wrzasnęła,
gdy zorientowała się co robię. - JA TU PROWADZĘ!!! DRZEWOOOO!!! // Z całkiem
niezłym rozpędem przejechała obok drzewa szorując po korze, a samochód znowu
zgasł. // - AAAAAA!!! - wydarłem się i wyskoczyłem z auta. - CO TY ZROBIŁAŚ!!!
// Upadłem na kolana i zacząłem z przerażeniem oglądać zarysowany bok. //
Równie przerażona Laura uklęknęła obok mnie. – Boże,
trzymajcie mnie, kretyn. Nie mam słów na taką naukę jazdy.
-
Ale, Maciek? Ty mnie nie zabijesz? - spytała z autentycznym niedowierzaniem. //
- Jeszcze nie dzisiaj. Ale jestem zły na ciebie. // - Przepraszam. Naprawdę,
nie wiesz jak mi przykro. Przepraszam. // - Przestań przepraszać. // -
Przepraszam! // Spojrzałem na nią groźnie, więc zatkała sobie usta dłonią. // -
Tak to jest, jak się powierzy samochód kobiecie - zakończyłem filozoficznie. Z
satysfakcją zauważyłem, że czuła się tak winna, że nawet nie zaprzeczyła. –
Boże, Maciek jest okropnym człowiekiem. Nie dość, że z pełną świadomością bawi
się komórką, gdy Laura próbuje ruszyć jego samochodem pierwszy raz w życiu, zamiast
faktycznie uczyć ją jeździć, to potem jeszcze z premedytacją wpędza ją w
poczucie winy i ma z tego satysfakcję. Wstrętny typ.
Wyszliśmy
na zewnątrz i moją uwagę przykuła grupka ludzi oblegająca zagrodę z pięknym,
czarnym ogierem i facetem, który go dosiadał. Przez jakieś 30 sekund. Potem
został haniebnie zrzucony na tyłek. Uśmiechnąłem się z satysfakcją, patrząc na
to piękne zwierzę. Swego czasu dość długo uczęszczałem do szkółki jeździeckiej.
Poczułem nagle, że muszę, po prostu muszę, dosiąść tego konia i go okiełznać.
Podobał mi się ponieważ widać było, że ma nieokiełznaną duszę wolnego strzelca.
Zrobiło mi się też żal, że taki skarb tkwi na jakimś zadupiu na Mazurach. –
Szkoda, że nie było wcześniej o tym ani słowa.
Ale
i tak to zrobię. I nie musisz się martwić. Jeździłem na gorszych urwisach. –
W szkółce jeździeckiej, tak? Ktoś dał żółtodziobowi dzikie brumby, tak? I na wsi,
gdzie ludzie raczej mają kontakt ze zwierzętami gospodarskimi, nikt nie ma
pojęciu o postępowaniu z ogierami, tak? Ale mimo to ustawiają się w kolejce by
spróbować swoich sił? Strasznie to wszystko pretekstowe.
Okazało
się, że trzeba wypełnić formularz i być pełnoletnim. Szybko go wypełniłem i z
wciąż niespokojną Laurą u boku zająłem miejsce w kolejce. Przede mną było kilku
gostków, których koń szybko pozrzucał. – Co to w ogóle za barbarzyńska rozrywka?
Stresujmy konia i narażmy na solidny uszczerbek idiotów próbujących go
ujeździć, ku uciesze gawiedzi?
Pewnym
krokiem podszedłem do ogiera. Położyłem mu rękę na szyi i od razu poczułem nić
porozumienia. – Oczywiście. Maciek, the Mary
Sue of the Horse Whisperers.
Niestety nie wiedział. To ja ZAWSZE lepiej od niego radziłem
sobie z końmi, podobnie Marlena. Razem z nami chodziła podczas wakacji do
stadniny. – Jeszcze lepiej, cała trójka namiętnie
biegała do stadniny, ale dowiadujemy się o tym dopiero teraz.
Szampon
-
Waćpanna zapewne niekontenta jest, więc uniżenie o wybaczenie upraszam i rączki
całuję – zwrócił się do mnie wyszczerzony Maciek. // - Waćpan konfundujesz mnie
okrutnie – powiedziałam z obrażoną miną. – Więc wybaczenia swego nie dam. // -
Och, byle tylko jakie delirium waćpanien nie chwyciło od tego zimna – włączył
się Igor. // - Waćpan możesz być pewien, że nie chwyci – zgasiła jego troskę
Marlena. – Bardzo fajny kawałek, tak jak i wcześniejszy
z dziewczynami we wiankach. Uśmiech zaiste przyozdobił me lico.
Kiedy
jest się na wakacjach, bardzo łatwo jest stracić rachubę czasu. Mi także się to
przydarzyło. Cudowne tygodnie mijały jak z bicza strzelił, a ja nie wiedziałam
czy jest już piątek, a może poniedziałek. – No właśnie,
od dłuższej chwili zastanawiam się, ile czasu oni przeznaczyli na to
obozowisko?
Podróż
z rockiem w tle
Albo
za każdym razem było mi smutno, kiedy Włóczykij opuszczał na zimę Dolinę
Muminków. I wiele innych przykładów. – Włóczykij opuszczał przykłady?
Igor
odwrócił się do mnie, żeby o coś zapytać i zastygł w pół słowa. Byłam
przekonana, że zaraz powie coś dowcipnego na nasz temat, obudzi Maćka, albo
zrobi coś w tym stylu, ale nie. Otaksował nas poważnym spojrzeniem, potem
puścił do mnie oko i wrócił na swoje miejsce. –
Skoro na miejsce wrócił, do znaczy, że wcześniej je opuścił. Tyle tylko, że
Igor właśnie prowadzi samochód, więc musi być niezłym akrobatą.
Burza
mózgów
W
każdym razie, za dwa dni mieliśmy się zwinąć i pojechać na „szkołę przetrwania”
do Borów Tucholskich. Tata Igora i Marleny dzwonił do nas już chyba z dziesięć
razy, tylko po to żeby upewnić się, że na pewno tam zmierzamy. (...) Z racji
tego, że okolica niespecjalnie nam się spodobała, a towarzystwo jeszcze mniej,
postanowiliśmy zrobić naradę wojenną. // Pomysły były generalnie takie: //
Wrócić do domu - ja. // Szukać hotelu. Taniego - Marlena. // Poszukać innego
pola namiotowego - Laura. // Zagłębić się w głąb lasu i wbrew rozmaitym
zakazom, ochronie przyrody i temu podobnych rzeczach, koczować na gołej ziemi
wśród wilków i innych takich - oczywiście Igor. –
No, a co z tym obozem przetrwania, na który ponoć mieli jechać?
Nie
będę opisywał całej drogi przez las, nadmienię tylko, że Impalę zostawiliśmy
schowaną w krzaczorach, a sami przedzieraliśmy się teraz przez zarośla taszcząc
na plecach namioty, żywność i torby z ubraniami. // Przede wszystkim szukaliśmy
dogodnego miejsca do biwakowania. Sam nie jestem specjalistą w tego typu
sprawach, ale nie mogłem milczeć, kiedy dziewczyny wybierały, w ich
przekonaniu, urocze miejsce, aby rozstawić namioty i próbować koczować.
Natomiast Igor sprawiał wrażenie, że może się rozłożyć gdziekolwiek, byle tylko
był skrawek ziemi i szyszki. Uwielbiał palić szyszki. Godzinami potrafił kucać
przy ognisku i wrzucać do niego pojedyncze szyszeczki. –
Palenie ogniska z szyszek w lesie. Na dziko. Jezus Maria.
Reszta
powlekła się za mną. Szliśmy już dobre kilka godzin i zagłębiliśmy się naprawdę
daleko. Już nawet nie było ścieżek. – Od kilku godzin idą wgłąb nieznanej sobie
puszczy? Ciekawa jestem, jakim cudem trafią z powrotem do samochodu.
- A
co ty tu robisz? – spytała bezpośrednio Marlena. // - Obserwuję ptaki. Jestem
ornitologiem. // - No, tak, bo prawdziwych zawodów już nie ma… - mruknąłem pod
nosem i podniosłem z ziemi plecak.
- I
co? Mieszkasz tak w lesie? W namiocie? – zainteresowała się Laura. Ornitolog
spojrzał na nią uważniej i parsknął śmiechem. // - Ależ nie. Znalazłem
opuszczoną leśniczówkę. Jest malutka i pilnie potrzebuje remontu, ale mi
wystarcza. Po za tym państwo przyznaje mi środki na badania. // Okazało się, że
mieszkał tam całą wiosnę, a teraz zostaje tylko do połowy sierpnia. Radzi sobie
jak umie i wybrał się tu specjalnie, bo wie, że nikt tu nigdy nie bywa. // - A
może pokażesz nam gdzie mieszkasz? – spytała Laura, a ja rzuciłem jej wściekłe
spojrzenie. // - Kamil jestem – powiedział ornitolog i uścisnął jej dłoń. // -
Laura – uśmiechnęła się. Flirciara. – Serio, bucu, serio? Przedstawiła się.
Dziwka. Mam dziwne wrażenie, że Maciek będzie wymagać od swojej żony dokładnego
zakrywania ciała i nie patrzenia w oczy obcym.
Wszyscy
po kolei się przedstawili i w szampańskich humorach ruszyli za nowym
przewodnikiem. Ja oczywiście też ruszyłem, ale bynajmniej nie w szampańskim
nastroju. – Gdyż ponieważ pojawił się nowy samiec na
rewirze, a samiec twój wróg!
Ornitolog
poczuł się bardzo swobodnie w naszym towarzystwie, ponieważ zaczął nucić.
Widocznie często to robił w samotności. Laura się roześmiała i dołączyła do
niego. Marlena po krótkiej chwili zrobiła to samo i zajęła drugie miejsce przy
boku Kamila. Klnąc pod nosem powlokłem się za nimi. // Dlaczego ja się zadaję z
takimi szurniętymi ludźmi? – po raz kolejny zapytałem sam siebie i po raz
kolejny nie umiałem sobie odpowiedzieć na to pytanie. –
Ja się zastanawiam, dlaczego oni zadają się z tobą.
- Badanie
ptaków… dobre, dobre – zarechotał obok mnie Igor. Najwyraźniej miał jakieś
skojarzenia i chyba nie wiedział, że istnieje taki zawód. –
a) nie wierzę, b) to właściwie jak tłumaczył sobie obecność tego człowieka w
leśniczówce?
państwo
przyznaje mi środki na badania. (...) Nasz ornitolog zaczął o sobie opowiadać.
Okazało się, że ma 21 lat, chociaż jak dla mnie wyglądał na mniej więcej
siedemnaście, kocha ptaki, naturę i ogólnie cały ten bełkot o ochronie
środowiska. – W tym wieku, to nie jest ornitologiem, tylko
najwyżej uczy się, by kiedyś nim zostać. A jego badania to raczej wakacyjne
praktyki.
Ornitolog
czuje miętkę
A
ty masz dziewczynę? – spytał znowu Kamil, ignorując moją błyskotliwą uwagę.
Niechętnie zaprzeczyłem. – A co się stało z Julitką?
- A
Igor? – zaczął drążyć temat, jednocześnie patrząc na mnie dziwnie. // - Stary!
– wkurzyłem się. – Nie, nie ma dziewczyny, ale zapewniam – jesteśmy całkowicie
hetero, więc nie licz na zbyt wiele. // Kamil popatrzył na mnie jak na idiotę i
założył ręce na piersi. // - To jakim cudem Laura nadal jest wolna? To wy
jesteście zdrowo rąbnięci. Ty i Igor. – Gdyż albowiem cały świat po prostu musi
lecieć na Laurę i cześć. Taki imperatyw, co pani zrobisz.
Otóż
ujrzałem Laurę i Ornitologa, który stał za nią i beztrosko ją obejmował. Lecz
nie to było najgorsze. Dziewczyna oburącz dzierżyła wielką piłę łańcuchową.
Włączoną. Kamil odsunął się, a piła o mało nie obcięła jej nogi, ponieważ nie
wyczuła jej siły i nie przygotowała się odpowiednio na to, że włączone
urządzenie trochę zarzuca i bądź co bądź, ma swoją siłę. Doskoczyłem do nich i
wyłączyłem akumulator. // - Odbiło ci?! – wydarłem się na Kamila. – Dajesz jej
piłę?! Chłopie! // Odebrałem stanowczo piłę z rąk zszokowanej Laury i
obejrzałem ją pobieżnie. Dziewczynę, nie piłę. Na szczęście była cała i
wpatrywała się we mnie ogromniastymi oczyma. // - Nawet nie masz okularów –
zdenerwowałem się. – Zgłupiałaś do reszty?! Twoje paczadła i tak są
wystarczająco dużym celem. Jakby ci się wbiła drzazga, to co? Chciałaś sobie
coś udowodnić? Że taka odważna jesteś? // - Nnie – wyjąkała zdezorientowana. //
- Hej, daj jej spokój. To ja zaproponowałem, że pokażę piłę – powiedział Kamil.
// - Zamknij się – warknąłem. // Zamknął się i zrobił minę potulnego
szczeniaczka. Laura popatrzyła na niego z lekką pogardą. –
Gardzę tobą, gdyż chciałeś mnie nauczyć, jak obsługiwać piłę. Tak. Dorosły
mężczyzna rugany przez nastolatka i przyjmujący to potulnie to też interesujące
zjawisko.
Miałem
właśnie zapytać dlaczego tak się na mnie gapi, ale ona otworzyła drzwi do
naszego pokoju i zapytała, dość głośno, Saniewskich, czy aby nie mają ochoty
iść na grzyby. Albo jeżyny, w razie gdyby grzybów jeszcze nie było. (...) W
każdym razie postanowiliśmy nie zapraszać Kamila. Jeszcze by się okazało, że
robimy coś nielegalnie. W końcu to rezerwat. – Owszem,
nielegalne. A co za tym idzie, karalne.
Igor
bezskutecznie usiłował połączyć się ze swoim tatą. Wyjaśniłem mu krótko, że to
nie ma sensu, ale on i tak panikował. W końcu nie mieliśmy prawdziwego
survivalu, tylko domek w lesie, rozwalony, bo rozwalony, bez bieżącej wody,
prądu i wifi, ale jednak lepsze to niż spanie na cienkiej karimatce w lesie.
Dla Igora był to poniekąd cios. Chyba czuł się, jakby oszukiwał własnego ojca. –
Umm, myślałam, że ten obóz przetrwania to jakaś zorganizowana akcja. A teraz
mam wrażenie, że rodzice mieli już serdecznie dość swoich pociech, więc wysłali
je do głębokiego lasu z nadzieją, że już nie wrócą.
Wróciliśmy
do naszej leśniczówki i rozpaliliśmy ogień na kominku. Obok niego leżała wielka
skóra niedźwiedzia – Takie wygody w opuszczonej, rozpadającej się
leśniczówce?
Mój
z kolei to: „ Milczeć, a nie czuć skrępowania – to dopiero sztuka. Udaje się
tylko w przypadku prawdziwego pokrewieństwa dusz.” Nawet nie wiem skąd jest ten
cytat. Możliwe też, że go trochę przeinaczyłem. Ale przecież najważniejszy jest
sens. – Wspominałaś ten cytat ze dwa rozdziały temu,
czy to powtórzenie jest celowe?
Wszyscy
kochamy zupę pieczarkową!
Otóż
Maciuś zapomniał gdzie zaparkował Impalę. Kiedy wreszcie po 36 godzinach
szukania samochodu w leśnej głuszy, szczęśliwy właściciel wsiadł i zapalił
silnik, w celu jak najszybszego udania się do sklepu, po to, żeby uzupełnić
nasze skromne zapasy za pomocą jeszcze skromniejszego budżetu, okazało się że
zapomniał zatankować. – Facepalm tak bardzo.
Kamil,
który zaofiarował się, że pokaże nam drogę z powrotem, stał w tym czasie
nieopodal i zaciskał nerwowo ręce. W ogóle cały był drażliwie nerwowy. Nerwowo
poprawiał sobie fryzurę, nerwowo trzęsły mu się palce, nerwowo rozpalał
ognisko. I równie nerwowo utrzymywał kontakt wzrokowy. –
Niespecjalnie mu się dziwię, biorąc pod uwagę, że zwaliła mu się na głowę banda
obcych dzieciaków, które siedzą już parę dni, wyżerają zapasy i nie wiadomo,
kiedy sobie wreszcie pójdą.
-
Dlaczego siedzisz tak daleko? Przysuń się trochę – wyszeptał wilgotnym szeptem,
a ja poczułam się jak w jaskini Szeloby. – Bardzo cię lubię, tak. Mówiłem ci
już, jak mnie moja Marzenka rzuciła? Miała takie same włosy jak ty. A mówiłem
ci, że stałem kiedyś na moście i się zastanawiałem, czy nie skoczyć? //
Przytaknęłam słabo i zaczęło mi brakować powietrza. // - Podobam ci się? –
zapytał. Skwitowałam to wymijającym grymasem ust. - To teraz ci coś powiem. I
zastanów się nad odpowiedzią, bo ja mam naprawdę zranioną duszę – urwał i
nabrał powietrza. - Kocham cię. // - Fajnie – to wszystko co zdołałam z siebie
wydusić po dłuższej chwili milczenia. Czułam się jak w potrzasku. W małej,
ciasnej klatce. // - Mogę cię pocałować? – spytał nieśmiało głosem pełnym
nadziei. Odzyskałam wigor. // - Nie! – krzyknęłam i poderwałam się z krzesła.
// - Nie zostawiaj mnie! Tak bardzo cię kocham! Załamię się, jeśli odejdziesz
ode mnie! – zaczął żałośnie zawodzić. Łzy ciekły ciurkiem po jego bladej
twarzy. – Musisz! Nie możesz mi tego zrobić! Myślałem, że będziesz matką moich
dzieci! // - Co?! – wrzasnęłam. – Nie, nie, nie, nie!!! –
Przegięłaś. Z wiarygodnej sceny wyszła ci śmieszna i to nie w ten dobry sposób.
Ja
nie pytam...
Stałem
sobie właśnie, oparty o ścianę domu, strugając patyk i myśląc o wszystkim i o
niczym, kiedy z leśniczówki wybiegła wzburzona Laura. Pięści miała zaciśnięte,
w oczach groźne błyski, a włosy tańczące wokół głowy w nieładzie. Podeszła do
mnie gniewnym krokiem i oparła się o węgieł domu. Bez słowa podałem jej bluzę.
Zrobiło się trochę chłodno. // Wciągnęła ją i westchnęła ciężko. // - Co jest?
– spytałem po chwili. // - Kamil powiedział mi, że mnie kocha. I zapytał, czy
może mnie pocałować – wyrzuciła jednym tchem i widać było, że od razu jej
ulżyło. // Popatrzyłem na nią uważnie i ryknąłem homeryckim śmiechem. Walnęła
mnie lekko w ramię. // - To nie jest śmieszne. Nawet nie wiesz, jak się bałam.
// - Kiedy ślub? – wykrztusiłem przez łzy i prawie wycharczałem płuca. // -
Nigdy! – wrzasnęła i odwróciła się do mnie. Ale, ponieważ Laura nie umie
zachować powagi, gdy inni się śmieją, też parsknęła śmiechem. Trochę niepewnie,
ale jednak. // - Ale ty to masz problemy… - stwierdziłem. – Serwetki białe czy
ecru? Ślub w Notre Dame, czy Hagia Sophia? Welon z wiankiem, czy bez? Suknia w
stylu klasycznym, czy może postawić na bogactwo baroku? –
Nie ma opcji, żeby Kamil, oddzielony jedną ścianą i otwartym oknem, mógł nie
słyszeć tej rozmowy. Wiadomo, że jest niestabilny emocjonalnie i że młodzież
nie dość, że nadużywa gościny, to jeszcze natrząsa się z gospodarza. Dlaczego
nie wyniosą się gdzie indziej? Mają przecież namiot.
Popatrzyłem
jej prosto w oczy, tylko po to, żeby sprawdzić jak zareaguje. Wytrzymała
spojrzenie, a jej oczy wyrażały szczerość i migotały w nich iskierki humoru.
Wobec tego przesunąłem wzrok na jej usta i po raz kolejny stwierdziłem, że są
bardzo miłe. Usłyszałem jak wstrzymała oddech i poczułem, jak lekko się
odsunęła. // Nie myśląc wiele, przysunąłem się, pochyliłem,
a potem po prostu pocałowałem ją mocno i stanowczo. –
Dziewczyna właśnie wybiegła roztrzęsiona po odrzuceniu niechcianych zalotów?
Odsuwa się od swojego męskiego rozmówcy? No jasne, że trzeba ją pocałować!
Boże, to nie są zerowe umiejętności społeczne, one są ujemne.
Czarne
dziury
Po
tym jak odrzuciłam biednego Kamila i po tym jak Maciej mnie pocałował,
uciekłam. Ale o tym już wiecie. – Skąd ona wie, że czytelnik został o tym
poinformowany przez Maćka?
Ja
starałam się na niego nie patrzeć, ale gdy przypomniałam sobie jakim głosem
mówił „Ja nie pytam” straciłam na chwilę wątek. –
Wątek niepatrzenia?
-
Też nie możesz spać podczas pełni? – usłyszałam cichy głos za sobą. // To był
Igor. Podszedł bliżej i zapatrzył się na srebrny świat za oknem. Odwróciłam się
tak, żeby nie widział jak płaczę. To byłoby zbyt upokarzające. Jednak chłopak
jakimś wewnętrznym instynktem to wyczuł i spojrzał mi stanowczo w twarz.
Podniósł brwi do góry, ale to co było w jego wzroku odczytałam jak zrozumienie.
// - Mów – polecił krótko. – Ta scena byłaby fajna, gdyby nie to, że nici
z intymnej rozmowy, gdy w tym samym pomieszczeniu przebywają cztery osoby.
Gdyby Laura z Igorem poszli na spacer, albo chociaż do drugiego pokoju, byłoby
lepiej.
Łowy
na zająca, czyli klasyka kryminału
To
znaczy te szczątki, których nie zdążył spożyć Drops. Miał się on nad wyraz
dobrze. Polował na własną rękę (lub łapę) i latał z radością po lesie,
powiewając jęzorem i strasząc okoliczne ptaki. – Ugh, to wstrętne. Wiesz, ile szkody
potrafią narobić latające luzem psy, i to jeszcze polujące? Ciekawa jestem, czy
Laura podchodziłaby do tego tak spokojnie, gdyby jej Drops przyniósł pod nogi
rozszarpaną sarenkę. Proszę, tu masz link do informacji na ten temat, napisanej
spokojnym rzeczowym tonem – mnie na usta cisną się same brzydkie słowa. http://zamerdani.pl/pies-w-lesie-na-smyczy/
Koniec
początku
Mijaliśmy
opuszczone wioski. Puste i ciche autostrady. Ciemne sklepy i mrugające
latarnie. Sierpień powoli dobiegał końca. – Co ma piernik do wiatraka, a pora roku do
zagęszczenia ludności?
Piwnica!
Zbiegłam po schodach, o mało nie łamiąc sobie nóg i wparowałam do ciemnego
pomieszczenia. Pomacałam nerwowo szorstką ścianę i włączyłam mrugającą upiornie
żarówkę. – Nasi bohaterowie
przejechali samochodem wyludnione pół Polski, teraz odkryli, że i ich
miasteczko jest pozbawione mieszkańców, a jednak… żarówka się pali. Czyli prąd
jest. Kto obsługuje elektrownie?
Przerośnięte
włochate krowy
Ma
(teraz już przydługawe) ciemnoblond włosy i niebieskie oczy. – Wiemy, jak wygląda Igor, po co to
powtarzać?
W
każdym razie, dziewczynom się podoba. –
Tym dwóm, które się ostały na świecie? Z których jedna jest jego siostrą?
Jest
młodszą siostrą Igora, ma trochę ciemniejsze włosy i wielkie, orzechowe oczy,
które upodabniają ją do szalonego wiewióra. – Wiemy!
Dopchaliśmy
samochód do stacji. Nalałem paliwa, zrobiłem czary mary z silnikiem i byliśmy
gotowi do dalszej drogi. –
Dlaczego oni uporczywie zapominają kontrolować stan paliwa?
Myślicie
może, że skoro w kraju nikogo nie było, to mogłem pędzić sobie gładką drogą 200
na godzinę i uszłoby mi to na sucho. Oczywiście, gdybym był sam, to pewnie bym
tak robił, ale tak się złożyło, że zwierzęta ośmielone nieobecnością człowieka,
wylegały na ulice i łatwo było je przejechać. – Tylko zwierzęta? Żadnych zwalonych drzew choćby?
Rozbitych samochodów? Wszyscy grzecznie poszli zaparkować przed nadejściem
katastrofy?
Mieliśmy
niezbitą nadzieję, że nasze rodziny żyją –
Niezbitą to można mieć pewność.
Na
pewno są tu jakieś opuszczone hotele! // – Może i są, ale po pierwsze nie wiem
gdzie, a po drugie na pewno są zdemolowane. No i rzeczy są porozkradane.
Widzieliśmy kilka takich – Tylko
kto kradnie, skoro od paru miesięcy bohaterowie nie widzieli żywego ducha?
Fajnie
było tak leżeć i się niczym nie przejmować – Wojna, apokalipsa, z kraju nagle zniknęło
trzydzieści osiem milionów ludzi, bliscy przebywają nie wiadomo gdzie i nie
wiadomo w jakim stanie – idealne warunki do słodkiego relaksu na leśnej
polanie.
– Kim
jesteście? – zapytałem. Walnąłem leżącego obok mnie Igora w brzuch, aż stęknął.
Podniósł się zaraz i chciał mi oddać, ale zauważył naszych gości. – Potencjalnie niebezpieczni ludzie
naszli obozowisko? Obudzę kumpla w sposób uniemożliwiający mu szybką reakcję na
zagrożenie. Genialne.
Studenci
i ich ogórek
Zaśmiałyśmy
się niepewnie. Miałam ochotę zapytać, co w ogóle się dzieje w kraju i jak to
się stało, ale stwierdziłam, że mogę zrobić to później. Wyciągnęłam gałąź z
ogniska i zaczęłam w nim grzebać –
Bo kogo obchodzą takie nieistotne szczegóły, kiedy można grzebać w ognisku,
mhm. Priorytety, plażo.
Wyszłam
ostrożnie z namiotu i zacmokałam na Dropsa. Przybiegł od razu. Sierść na pysku
miał mokrą od krwi. Pewnie zeżarł jakiegoś królika, czy coś w tym rodzaju. – Albo rozharatał sobie o coś pysk, ale po
co sprawdzać.
Zrozumieć
kobiety
Igor
spojrzał na nią nieznacznie, zezując spod swojego kowbojskiego kapelusza. // – Co
ta smarkula...? – zapytał retorycznie wszechświat – Wszechświat zadaje pytania Igorowi?
– I
nic – odpowiedział i zamilkł. Potem z zawadiacką miną wyjął piersiówkę Wilka. //
Wybałuszyłem oczy, po czym zarechotałem, a on dołączył do mnie. Siedzieliśmy
tak sobie na pieńkach i sączyliśmy napój z piersiówki. Była to całkiem niezła
whiskey. (...) – Wiesz, że to Wilka, co nie? // – Wiem, wkurzy się jak się
skapnie. // To zdanie sprawiło, że miny nam spoważniały.
Nikt nie chce zadzierać z Wilkiem. Tak czy siak, było wyraźnie widać, że
whiskey znacznie ubyło. Dolaliśmy więc wody. Niestety, po skosztowaniu było
wyraźnie czuć, że nie jest to ten sam szlachetny trunek, którym raczyliśmy się
chwilę wcześniej. Ig wpadł oczywiście na pomysł. On zawsze ma pełno pomysłów, a
ja w takich momentach uważam, że jestem nudny i mało kreatywny. W każdym razie
wlał do piersiówki perfumy Marioli. Dopiero post factum zorientował się, że
właścicielka także nie będzie zachwycona. Niestety, pomysły nam się skończyły.
Zakorkowaliśmy piersiówkę, a potem wcisnęliśmy ją w najdalszy kąt namiotu
Wilka. Pozostawało nam mieć nadzieje, że nikt się nie zorientuje. – Jakim cudem te dwa głąby dożyły
pełnoletności, to ja nie wiem.
Sekta
Humoru
Dni
mijały i trwaliśmy w dziwnym zawieszeniu. W końcu Wilk zarządził, że trzeba się
stąd zwijać. Postanowiliśmy jechać nad morze w przyszłym tygodniu. A co!
Dlaczego by nie? –
Innymi słowy siedzą na zadzie od dłuższego czasu i WCIĄŻ nie przyszło im do
głowy spytać, co się do diabła stało w kraju, dokąd ewakuowano trzydzieści
osiem milionów ludzi, gdzie mogą być ich rodziny. Co za głąby sakramenckie.
Tymczasem
jednak cierpieliśmy z powodu braku kąpieli. Igor wziął mnie na stronę i zapytał
czy bym mu w czymś nie pomogła. Na moje uzasadnione pytanie: w czym?, nie
odpowiedział, tylko zaprowadził mnie do lasu i pokazał zaimprowizowaną kotarę
oraz wiadro na sznurku. (...) Ponieważ nikt nie chciał przynieść wody
biednemu chłopakowi, chłopak ten zadowolił się jedynie wytarciem zielonej mazi.
Chodził potem i roztaczał wszędzie arbuzową woń. – No a co z tym wiadrem, które było
zawieszone na sznurku?
Wirująca
Pięść Sprawiedliwości
Laura,
proszę cię. Jestem najstarszy z paczki, no i niestety to mi przypadła rola
przywódcy. A jak wybiorę źle? Jak oni nas oszukają? – Ale czy stało się coś, co uzasadniałoby
te obawy, czy też jest to imperatyw z tyłka wzięty?
–
Maciek? – krzyknęłam. (...) – Jak można być taką idiotką?! – wydarł się. –
Dlaczego nie krzyczałaś? Mogłem akurat nie przyjść na czas, wiesz? I co by się
stało?! // – Ppszeeeszam – wymamrotałam i otarłam krew z wargi. // – Ty mnie,
kurwa, PRZEPRASZASZ?! – wrzasnął. Tęczówki miał teraz zupełnie czarne.
Przestraszyłam się. –
Czyli jak NIE zwracać się do niedoszłej ofiary.
Księciunio
–
Jak się czujesz? – zapytałem, zniżając głos i udając, pod badawczym i
rozbawionym wzrokiem Leny, że mało mnie to wszystko obchodzi. // – Better –
wystękała z amerykańskim akcentem. Jak z reklamy Snickersa. – Dlaczego nie z kanadyjskim? Ktoś jeszcze
pamięta, że Laura spędziła tam gros życia?
–
Może ty wiesz, gdzie on tak ucieka? Całkiem zdziczeje od tego… – rzuciłem w
stronę Laury. // – Śmiem domniemywać, że na suczki – mruknęła ze śmiertelnie
poważną miną, a ja mimo woli się uśmiechnąłem. // – Natura, co zrobisz? Nic nie
zrobisz. – Wzruszyła ramionami i też się krzywo uśmiechnęła. – A taka zdobycz cywilizacyjna jak smycz
nie pomogłaby czasem?
Laura
ze skupieniem pochylała się nad ptakiem, a Psuj czytał jej ustępy z Księgi
Mądrości Wszelakich, czyli jego podręcznika o anatomii i innych takich
medycznych bzdurkach. –
Medyczne bzdurki. Niech Maciek się cieszy, że jest postacią fikcyjną, bo budzi
we mnie agresję.
Nadmorski
katar
W
końcu załadowaliśmy wszystko do bagażnika i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Oczywiście, wszyscy już wiedzą, co robimy gdy ruszamy w drogę, ale mogę
powtórzyć. –
Ale po co? Dla wodolejstwa?
Zrobiliśmy
także porządny rachunek wszystkich naszych zapasów żywności. Nie było ich już
wiele. Jak się okazało, Psuj miał łuk, a Esmerald umiała strzelać. Ustrzeliła
na kolację kilka tłustych mew. –
Tylko po co? Polskie wybrzeże usiane jest większymi i mniejszymi miastami, w
każdym z nich jest sklep, w większości powinno się ostać jakieś jedzenie. Do
tego mięso mew jest mało smaczne i niezdrowe, tak jak i szczurów czy miejskich
gołębi.
przypomniałam
sobie tamtą noc. Wypiłam wtedy trochę więcej i śpiewałam karaoke wśród tłumu
ludzi, których ledwo znałam. A potem Maciek zawiózł mnie nad rzekę i
oglądaliśmy razem czerwcowe niebo. Pamiętam też, że wtedy płakałam mu w
koszulkę. – Wiemy.
Twórczości
sekty humoru wolę nie dotykać, chyba że bardzo, bardzo chcesz. W wolnej chwili
przeczytaj ją sobie na spokojnie i popraw literówki.
No,
to tyle merytoryki. Stronę językową powinno ci się udać poprawić w miarę łatwo,
bo wydaje mi się, że większość błędów popełniasz przez nieuwagę i roztrzepanie.
Popracuj też nad właściwym zapisem dialogów, przejrzyj sobie nasz Necronomicon. Odśwież zasady stawiania przecinków albo
nawiąż współpracę z dobrą betą:
Nie
da rady, ostatnie fundusze zainwestowałyśmy w te
pyszności.
A
mu i tak na tym nie zależało. –
Jemu.
-
Wezmę tylko plecak - wzięłam plecak i wyszliśmy przed budynek. –
Powtórzenie.
Wystroił
się w bojówki z milionem kieszeni i trzymał pokrowiec na wędki, z wędkami w
środku. – A ja myślałam, że w pokrowcu trzyma banany.
ryczał
razem z radiem: „Take a look ahead, take a look ahead, yeah,
yeah, yeah, yeah...woa!”. – Nagła
zmiana czcionki uderza co jakiś czas, najczęściej w świeżych rozdziałach.
Marlena
w Igorem wypełzli z wozu –
Literówka
A
zapłatą może być ciasto, takie jak te. – Jak to.
Brodziłam
właśnie przy brzegu i snułam takie właśnie rozważania. Jak wyżej. Usłyszałam
krzyk Marleny. – Albo połącz te zdania, albo wywal środkowe,
bo wygląda to kiepsko.
W
końcu jednak (nie oszukujmy się) każda piękna chwila się kończy i musiałam
wyjść z tej uroczej łazienki. Byłam pewna, że już w najbliższym czasie
zatęsknię za nią i to bardzo mocno. Nie uprzedzajmy jednak faktów. –
Ostatnie zdanie zbędne. Zabija suspens.
-
Choć, zrobię nam herbaty. W – Urwane zdanie, literówka.
przestałam
martwić się panią Helenę –
Odmiana rzeczowników.
zwrócenie
wagi na fakt –
Literówka
Ogromnie
podobają mi się ilustracje stworzone przez ciebie i twoją siostrę. Mam jednak
wrażenie, że niektóre obrazki po prostu pobrałaś z internetu – pamiętaj o
poproszeniu ich twórcy o zgodę na publikację i podpisaniu ich. Nie propaguj
kradzieży, zwłaszcza że sama nie pozwalasz na kopiowanie swoich treści.
Od
czego by tu zacząć… Może od tego, że nie rozumiem, do kogo kierujesz swój
tekst. Pierwszych dwadzieścia parę rozdziałów to typowa obyczajówka
młodzieżowa, przywodzi na myśl Siesicką czy inną Ożogowską, lekkie czytadełko
na wakacje. Aż tu wtem! Pod sam koniec zsyłasz na bohaterów apokalipsę, której
nic (poza wspomnianym ze dwa razy samolotem) nie zapowiadało. Osoby, które
miały ochotę na obyczajówkę, zostaną z wielkim znakiem zapytania nad głową, zaś
ci, którzy mieli nadzieję na post-apo, umrą z nudów, zanim dojdą do akcji
właściwej. Żeby to miało ręce i nogi, albo wprowadź wojnę dużo, dużo wcześniej,
albo dopiero od drugiego tomu - wtedy będzie można traktować te opowieści jako
dwa osobne byty w dwóch różnych gatunkach.
Podoba
mi się to, że twoi bohaterowie nie żyją w próżni, że mają rodziców, rodzeństwo,
zwierzęta – przynajmniej póki trzymasz się obyczajówki. To dodaje realizmu i
buduje świat zależności, relacji, w którym obracają się postacie. Najlepiej na
tym wyszła Laura – nie mam nic do zarzucenia jej kreacji, wiadomo, skąd
wypływają jej decyzje, nie jest tylko papierowym ludzikiem z poprzyczepianymi
trzema hasłami na krzyż – naprawdę można uwierzyć, że ktoś taki chodzi po
świecie. Jedyne, czego nie rozumiem, to czemu uparłaś się uczynić ją Kanadyjką
– nie ma to żadnego wpływu na fabułę, a po początkowych rozdziałach nikt już o
tym nie pamięta. A przecież dziewczyna, jak i jej rodzeństwo, powinna mieć
zupełnie inny zestaw doświadczeń, obracać się w nieco innych odniesieniach
kulturowych, ale tutaj, poza naleśnikami, które przecież robi się i w Polsce,
nie ma nic. Całkiem jakby Kanada to była wieś pod Warszawą, w której ludzie
oglądają te same filmy, czytają książki i słuchają piosenek tych samych, co
reszta województwa. Nie ma też żadnych więzi – czy Laura naprawdę nie tęskni za
przyjaciółmi, których musiała zostawić, czy chociaż za jakimś durnym rodzajem
batonika, który jest nie do dostania po tej stronie oceanu? Zupełnie nic ją nie
dziwi, żadne zachowania, żaden slang w polskiej klasie? Nic?
Zaraz
po Laurze, drugą dobrze skonstruowaną postacią jest nasz kolejny narrator,
Maciek. Niestety, jest on bardzo dobrze skonstruowanym bucem, a mam wrażenie,
że nie do końca tak chciałaś go ukazać. Serio, Maciek jest wstrętny,
niezależnie od tego, czy dostajemy jedynie opis jego działań, czy też gdy mamy
okazję zajrzeć do jego głowy. Wydaje mi się, że próbowałaś opisać jego
przemianę – zgniłka, który pod wpływem uczucia się zmienia – zresztą, Marlena
mówi o tym w pewnym momencie otwartym tekstem. Niestety, ja tej ewolucji nie
widzę. Na samym początku Maciek myśli samymi stereotypami – że baby są głupie,
puste i że nie ma o czym z nimi gadać. Ale potem? Zobacz, jak reaguje, gdy
tylko Laura zaczyna rozmawiać z jakimkolwiek innym samcem, choćby i na
najbardziej błahe tematy. Zazdrość rzuca mu się na mózg i zmienia go w
neandertala. Laura przywitała się z ornitologiem? Maciek zarzuca jej flirt.
Uczy się, jak zszywać rany? Maciek naśmiewa się z medycznych bzdurek. To jest
bardzo niezdrowe zachowanie osoby, która nie kontroluje swoich negatywnych
uczuć. Dorzuć do tego przekonanie o własnej wspaniałości, o tym, że żadna
kobieta mu się nie oprze, napady agresji (z namiotu wysunęła się kędzierzawa
głowa Marleny. Podbiegłem do niej i chwyciłem ją za ramię. // – I co jej jest?
Jak się czuje? – zapytałem gorączkowo. Pisnęła z oburzeniem i wyrwała rękę z
mojego uścisku. // – Auuu to boli! Nie musisz wyładowywać na mnie swojej
frustracji – wysyczała, rozcierając ramię.), to, że pławi się we
wprowadzaniu ludzi w nieuzasadnione poczucie winy (scena nauki jazdy). Sprawy
nie ratuje fakt, że przypisałaś mu umiejętności wzięte z powietrza (wtem!
Kiedyś uczył się jeździć konno, po mistrzowsku. I strzelać. I prowadzić
samochód. I naprawiać go. I co jeszcze), które nie zostały wplecione w akcję, a
pojawiają się znienacka akurat wtedy, gdy jest ci to niezbędne dla danej sceny.
Jedyne momenty, w których Maciek jest opisywany w pozytywny sposób to te, gdy
zachwyca się nim Laura:
Wyglądał
jak młody półbóg, wracający z wyprawy wojennej. Ateńczyk. Zagapiłam się na jego
harmonijne rysy twarzy. Jeśli w tej chwili czułam jakąkolwiek złość na niego,
właśnie minęła. Na paluszkach wycofałam się do lasu. // Jak ja mam tu normalnie
funkcjonować? On mnie jak widać nie cierpi, ja nie mam siły cały czas się
kłócić. Miałam ochotę po prostu wrócić do domu. I zapomnieć o nim. Wyczuwałam
niebezpieczeństwo. Bo on był niebezpieczny. Ale fascynujący. Jak czerwony
guzik, o którym wiesz, że nie można go wciskać, ale i tak to robisz.
Zauważ
jednak, że i ona zwraca głównie uwagę na jego urodę fizyczną, a nie zalety
ducha. To też dość kiepsko świadczy o truloffie. Podoba mi się za to powolne
tempo rozwijającego się uczucia, to, że najpierw opisujesz koleżeństwo,
następnie przyjaźń, żeby dopiero na jej fundamentach zbudować miłość. Lubię to,
że nie poszłaś na łatwiznę i Laura nie skończyła w ramionach Maćka z
amputowanym mózgiem, bardzo przyjemnie czyta się o ich relacji – o ile akurat
Maciej nie działa w trybie buca. Tak samo podoba mi się więź łącząca Laurę z
Igorem.
Igor
jest postacią drugoplanową i tzw. comic relief, ale na szczęście nie zrobiłaś z
niego jednowymiarowej karykatury. Wiemy o jego problemach, o tym, że kiedy
trzeba, potrafi się ogarnąć, że coś się dzieje w jego mózgu i sercu. Jest
dobrze.
Najmniej
wiadomo o Marlenie, jest strasznie nijaka. Właściwie nie umiałabym określić jej
charakteru czy upodobań, poza tym, że nie przepada za dziczą. To raczej mało,
biorąc pod uwagę, że bierze udział w większości wydarzeń rozpisanych na około
czterdziestu obecnie rozdziałach. Tak, jakby na nią nie starczyło ci już
konceptu.
Niestety,
od czasu do czasu nachodzi cię ochota na skonstruowanie postaci jednoznacznie
negatywnej i wtedy nie ma zmiłuj, taki zbój będzie kopać szczeniaczki, pić krew
niemowląt i deptać trawniki. Charlotte, Ornitolog, Julita – przy ich tworzeniu
popadłaś w groteskę. Pamiętaj, że rzadko kiedy – może wręcz nigdy – ludzie nie
są jednoznacznie źli. Każdy ma jakieś dobre strony, nawet jeśli jest ich mało.
Pomyśl o Umbridge z Pottera – lubowała się w torturach i nadużywała swej
władzy, ale równocześnie otaczała się portretami słodkich kotków. Zwróć uwagę
na to, jak jej pozytywne strony sprawiały, że te negatywne wydawały się jeszcze
gorsze, porównaj choćby z Voldemortem, który też torturował ludzi, ale przy tym
nosił się na czarno i był, hm, równomiernie okropny. Po Voldziu człowiek
spodziewał się złych czynów, po Umbridge, na pierwszy rzut oka, niekoniecznie.
To jak z malarstwem, nie uda ci się oddać naprawdę mrocznych plam, jeśli nie
podkreślisz ich dla kontrastu promykami światła. (Daj znać, jeśli nie czytałaś
Pottera, podrzucę inne przykłady).
Masz
przebłyski prawdziwego talentu, ale niestety dusisz je rozwlekłymi opisami
nieistotnych drobiazgów. Parę razy w części merytorycznej zacytowałam ci te dobre
kawałki, pełne lekkiego humoru, dobrze wyważone, nie popadające w śmieszność.
Niestety, trzeba je wyławiać spośród morza słowotoku. Przeczytaj sobie całość
na spokojnie i zadaj sobie pytanie, czy na pewno wszystkie opisy są potrzebne.
Czy coś wprowadzają do opowiadania? Czy dzięki nim lepiej poznajemy postać? Czy
budują świat przedstawiony? Czy tworzą nastrój? Czy też powtarzają znane już
czytelnikowi dane albo są zbędne i nudne?
Kolejna
rzecz do rozprawienia się to imperatyw narracyjny. Choćby decyzja o wysłaniu
młodzieży na obóz jest dla mnie kompletnie niewiarygodna. Nie wiem, z jakich
przesłanek wypływa, co też rodzice mieli w głowie, że się na to zdecydowali, i
dlaczego pozbywają się dzieciaków dosłownie z dnia na dzień. Nie wiem, po co
zadałaś sobie tyle trudu z budowaniem tła szkolnego – opisywaniem Charlotte,
Symbiozy, chłopca od wybuchu i tego drugiego od zalotów, skoro po apokalipsie
bohaterowie nie poświęcają im nawet pół myśli.
Największą
zagadką tego tekstu jest: gdzie schowano trzydzieści osiem milionów ludzi?
Serio, gdzie? Co się stało? Jak do tego doszło? Czy część z nich zginęła? Jeśli
tak, to czemu nigdzie nie ma ciał? Jakim sposobem uciekły te osoby, których nie
ewakuowano? Jakim sposobem ewakuowano cały kraj na raz? I, co chyba ważniejsze:
dlaczego Laury i reszty to zupełnie nie obchodzi? Z tych problemów wnioskuję,
że piszesz tekst na pałę, bez planu i pomysłu, z nadzieją, że po drodze samo
się wyklaruje. To ma sens tylko jeśli traktujesz pisaninę jak bryłę gliny –
natrzaskać tego jak najwięcej, żeby potem zacząć odcinać kawałki głupie i
zbędne i uformować coś sensownego z tego, co zostanie.
Mimo
że dziury fabularne są dość poważne, wystawiam ci czwórkę, bo a) wierzę, że to
poprawisz, b) uśmiechnęłam się kilka razy podczas czytania, tekst pochłaniało
się łatwo, nie brnęłam jak przez grzęzawisko, c) styl pisania nie podnosi
włosów na głowie, myślę, że dobra beta pomoże ci wspiąć się na wyższy poziom
bez większych problemów. Nie zawiedź mnie!
Ogromnie podobają mi się ilustracje stworzone przez ciebie i twoją siostrę. Mam jednak wrażenie, że niektóre obrazki po prostu pobrałaś z internetu – pamiętaj o poproszeniu ich twórcy o zgodę na publikację i podpisaniu ich. Nie propaguj kradzieży, zwłaszcza że sama nie pozwalasz na kopiowanie swoich treści.
OdpowiedzUsuńNa pewno ani Burdge, ani Virią13 nie jest. ;)
W sensie, ze byly podpisane i nie zauwazylam? Jelsi tak, to zwracam honor!
UsuńTylko na jednym jest podpis autorki. Na innych artach Virii podpisu nie ma. Do tego jej prace są przerobione, więc to mocno nie halo. Prace innych autorów też nie są podpisane.
UsuńCześć!
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za ocenę, wiem to musiało być dość męczące. I pracochłonne. W sumie zgadzam się ze wszystkim co napisałaś :D. A tak naprawdę to moje pierwsze takie dłuższe opowiadanie, więc traktuję je trochę ćwiczebnie i podejrzewałam, że może być w nim sporo błędów logicznych, głupot związanych z fabułą itd.
Hehe, śmiałam się z siebie gdy przeczytałam o tych dwóch ślepych myszkach. Rzeczywiście, głupi błąd z tymi tęczówkami i źrenicami. Naprawdę uważasz Maciusia za buca? :P no nic, w sumie to trochę uległam namowom koleżanki, która twierdziła, że KONIECZNIE musi być badboyem, a mi najwidoczniej nie wyszło. Ha! A z tym wapnem dla kota, to była true story, ponieważ mój kot też coś takiego przeżył i weterynarz zalecił mu właśnie podawanie tego specyfiku. No i pomogło.
Dzięki za zwrócenie uwagi na fakt, że często nie zmieniam podmiotu jak np. szkolne doświadczenia kota.
Ogólnie nie jestem zadowolona z pierwszych rozdziałów i to bardzo, więc nie dziwię się, że sporo tam nieścisłości. Mogłam lepiej to przemyśleć, fakt. :D
Przyznam się, że często wybuchałam śmiechem, czytając to. Serio, serio :D
Z tym Francuzem parzącym se klapki – hehehehe :D Dobre :P
Cieszę się, że scena z wiankami się podobała i że uśmiech przyozdobił Twe lico :D
Hahaha, boszsze jestem głupolem… te zasady BHP i zagrożenie pożarowe w lesie :P Otworzyłaś mi oczy, kobieto! Thanks! Dostrzegam nawet bucowatość Milewskiego. U_U
Fakt, Ornitolog powinien być na studiach. Dajmy na to, że miał te praktyki w lesie. Poza tym, nic dziwnego, że był rugany przez M, skoro miał słaby charakter, a jak już ustaliliśmy nic nie zmieni bucowatości mojego głównego bohatera. :P
Ej, i wcale nie chciałam, żeby cały świat leciał na Laurę. Powiedzmy, że był to jednorazowy wypadek. :P
Coś czuję, że Sekta Humoru powinna bezprecedensowo trafić do kicia za te haniebne wykroczenia O.O
Aaa, no i na początku II części dodałam opisy bohaterów, w końcu to druga część i nie każdy mógł pamiętać.
Kuuurde z tą wojną to wiedziałam że pomysł do dupy :P Nie dla mnie powieści katastroficzne :]
Aha, i niezwłocznie dodam pod obrazkami podpisy. Dzięki za zwrócenie uwagi na to
Przyznam, że i ja wolę Igora od Maćka. No nie czytałam Pottera, ale wiem o co Ci chodzi :D Będę na przyszłość pamiętać!
Aaa no i planuję więcej wyjaśnić w dalszym ciągu tej, hmmm, „powieści”.
Jak już wspomniałam Cztery Żywioły piszę tak sobie dla ćwiczenia (choć w sumie mogłam się zabrać za co innego). Tak w ogóle mam jeszcze drugi blog i zastanawiam się czy mogłabyś go ocenić itd. Jeśli nie zmęczyła Cię moja pisanina i masz może ochotę, to zgłosiłabym go do kolejki.
No cóż, jeszcze raz bardzo dziękuję! :D
PS: I tak, to obrazki Virii A co konkretnie mam zrobić? Dodać te podpisy?
PS: I tak, to obrazki Virii A co konkretnie mam zrobić? Dodać te podpisy?
UsuńMoże na początek, prócz jasnego zaznaczenia, czyje są te prace i skąd je wzięłaś, zapytaj autorów, czy nie mają nic przeciwko temu, że znalazły się na twoim blogu. A już tym bardziej w przerobionej formie, tak jak jest w przypadku prac Virii13. To zabawne, że o tym nie pomyślałaś, a jednocześnie tak mocno krzyczysz o swoich prawach jako autora opowiadania.
Ok, usunę je :)
UsuńNaprawdę uważasz Maciusia za buca? -- Naprawdę. Spójrz na to, jak traktuje innych ludzi. Kobiety to dla niego pustaki z którymi nie warto rozmawiać, nie warto ich słuchać, bo na pewno nie będą mieć nic wartościowego do powiedzienia. Mężczyźni? Poza Igorem, to w oczach Maćka zagrożenie jego męskości, jego wartości, więc stara się na różne sposoby ośmieszyć ich dokonania czy zainteresowania. Maciek nie szanuje nikogo, poza sobą samym. Przypomina mi w tym trochę Edwarda ze Zmierzchu, który mimo, że kreowany przez autorkę na och-jak-romantycznego, jeśli przyjrzysz się temu, co mówi i co robi, wychodzi na paskudnego stalkera-buca-psychola. Kreacja Maćka jest bardzo spójna, mogę bez trudu uwierzyć, że chodzi taki po świecie, ale po prostu nie jest przyjemnym człowiekiem, nie jest kimś, z kim warto byłoby się zadawać. Fajnie byłoby, gdyby pod wpływem uczucia do Laury przeszedł przemianę, ale póki co, tego nie widać.
OdpowiedzUsuńAaa, no i na początku II części dodałam opisy bohaterów, w końcu to druga część i nie każdy mógł pamiętać. -- Ej, nie rób z czytelników głupoli, wyobrażasz sobie, że czytasz jakikolwiek cykl opowiadań, choćby Igrzyska Śmierci, i przy drugim tomie zastanawiasz się "Katniss...? A kto to właściwie jest i jak wygląda?"
Kuuurde z tą wojną to wiedziałam że pomysł do dupy :P Nie dla mnie powieści katastroficzne -- Po prostu dopracuj ten koncept.
Tak w ogóle mam jeszcze drugi blog i zastanawiam się czy mogłabyś go ocenić itd. Jeśli nie zmęczyła Cię moja pisanina i masz może ochotę, to zgłosiłabym go do kolejki. -- Nie ma problemu, chętnie przeczytam, choćby da porównania. Nie zmęczył mnie twój tekst, po prostu mam teraz ogromnie dużo obowiązków zawodowych i mało czasu na cokolwiek innego. Długi czas oczekiwania był wyłącznie moją winą :)
Andromeda Femmmefatale:"Naprawdę uważasz Maciusia za buca?"
OdpowiedzUsuńJa też. I to tak odpychającego, że za samego tego osobnika miałabym ochotę zabrać ze dwa pomiociki. Gaya jest łagodna ;-)
Jest różnica pomiędzy tak zwanym "bad boyem", a egoistycznym, rozpuszczonym szczeniakiem. To pierwsze to na przykład Spike z "Buffy", Madmartigan z "Willow", ostatecznie Derek Hale z "Teen Wolfa". To drugie to Joffrey Baratheon z "Gry o tron". Taką postać naprawdę bardzo trudno napisać. Jeśli sama jej "nie czujesz", to nie rób jej taką tylko za namową koleżanek, bo wtedy sama nie będziesz zauważać, kiedy przekraczasz granicę. Kiedy żarty i sarkastyczne odzywki Twojego bohatera będą po prostu chamskie. A już kompletnie dyskwalifikujące są te jego pogardliwe wypowiedzi o innych kobietach - wszystkie te pustaki, malowane lale, których nie warto słuchać, i tylko się człowieka czepiają. Domyślam się, że chciałaś przez to podkreślić wyjątkowość jego uczucia do Laury (innych kobiet nie szanował, ale Laurę tak - zobaczcie, prawdziwa miłość!). No... niestety nie. W życiu, niestety, wygląda to tak, że mężczyzna, który nie szanuje innych kobiet, nie będzie szanował również Ciebie.
Pytanie nie w temacie: co to jest, ta niebieska źrenica? Po prostu światło się tak układa czy to coś poważniejszego? (Bo chyba nie retinoblastoma?)
OdpowiedzUsuńTu znajdziesz więcej informacji :) http://clements-angola.blogspot.no/2013_06_01_archive.html
UsuńDzięki!
UsuńNa Wasz adres email dostała wysłana wiadomość, prosimy o informację zwrotną. Pozdrawiamy. :)
OdpowiedzUsuńHej, hej! Szukam jakichś materiałów dotyczących budowania intrygi. Znacie może coś, co mogłoby mi pomóc, jakieś przydatne linki, gdzie mogłabym co nieco na ten temat poczytać? :)
OdpowiedzUsuń