Przedwieczna: Leleth
Piękny dzień, oceniam opko o Gwiezdnych Wojnach i to jeszcze mój ulubiony, trudno dostępny rodzaj, czyli romans Damerona z OCką! Yay!
Do prologu większych uwag nie mam, poza tym, że nie jestem przekonana, czy Kylo powinien się dziwić, że pilotka jest dziewczyną. Świat w Gwiezdnych Wojnach jednak jest raczej równouprawniony.
I, szczerze mówiąc, nie wiem, jaką jej płeć robi mu różnicę w kwestii przyjemności płynącej z przesłuchania. (Jakbyś się nie opierała na filmie familijnym, to bym się mogła domyślać, ale tak to wolę nie).
Przed oczami zaczęły jej się przesuwać twarze przyjaciół. Generał Leia Organa... Finn... Rey… – Czytałam dalsze rozdziały i zarówno Rey, jak i jeszcze bardziej Finna, trudno mi nazwać przyjaciółmi Amitii. Leię też, jest jej dowódcą.
Rozdział 1. Dzień jak co dzień w bazie
Nie pamiętam zbyt wiele z tego, co działo się potem. Działałam jak maszyna: namierzyć – strzelać – uciekać. Kilku naszych oberwało, na moich oczach jeden z pilotów został trafiony, nie zdążyłam go osłonić. Potem będę o tym myśleć, teraz wszystko dzieje się za szybko. – Mieszasz czasy. Kiedy to się w końcu dzieje, ona to wspomina czy relacjonuje na bieżąco?
Zresztą w całym opowiadaniu masz ten problem, zaczynasz od przeszłego, przechodzisz w teraźniejszy, wybierz sobie jeden czas i się go trzymaj (osobiście polecałabym przeszły, teraźniejszy jednak chyba irytuje większą liczbę ludzi).
Hm, zdaję sobie sprawę, że to jest wojenna rzeczywistość i straty w ludziach są codziennością, ale jednak podejście do tego wydaje mi się, no cóż, dość mało empatyczne. Nie chodzi mi o to, że bohaterka kwituje to jedynie kwestią „kiedyś za nich wypijemy i ich powspominamy”, nie o to też, że przechodzi zaraz po tym do rzeczy takich jak potrzeba gorącej kąpieli i jedzenia, bo, jak mówilam, to jest codzienność, a żyć trzeba…
...ale ta rozmowa o facetach i śmieszki zaraz po już rażą.
W ogóle ech, z tą rozmową mam znacznie więcej problemów, to akurat jeden z mniejszych.
Po drodze zaczepiła mnie Jessika.
- Dobrze się spisałaś, Ami.
- Ty też – uśmiechnęłam się do niej.
- Widziałam, jak odstrzeliłaś tamtych, co polowali na nasze Ciacho.
- O, wow, to jemu uratowałam tyłek? Wisi mi piwo!
- Powiem dziewczynom, będą ci wdzięczne. To byłoby straszne, gdyby nam go strącili! – powiedziała Jessika ze sztucznie poważną miną. Wybuchnęłyśmy śmiechem. – Możemy cię za to zrobić honorową prezeską fanklubu Ciacha.
- Dziękuję, postoję – wyszczerzyłam się. – Weźcie go sobie i zjedzcie, dla mnie on jest…
- Za słodki?
- Raczej niestrawny. Arogancki dupek.
- Kto jest aroganckim dupkiem? – rozległo się za nami.
O fffuuuu, Amitia, ty zawsze coś palniesz. Odwróciłam się. Ciacho, szerzej znane jako Poe Dameron, stało za nami i szczerzyło zęby.
- Masz o mnie takie złe zdanie, Ami? – powiedział, przykładając rękę do piersi. - Złamałaś mi serce!
- Ty nie masz serca, Dameron. Ty masz tam najwyżej jakiegoś mini-droida.
- Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie? – jęknął, przewracając oczami. – Żebyś nie mówiła, że jestem niewdzięczny… Kolacja? Dzisiaj?
- Ze śniadaniem! – podpowiedziała Jessika. Miałam ochotę ją walnąć.
- Wystarczy piwo.
- Dobrze. Dziś wieczorem w kantynie. Ubierz się ładnie. – Mrugnął, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. No nie, może faktycznie w kombinezonie pilota nie wyglądam najlepiej, ale… Co za arogancki dupek!
- Zejdź mi z oczu, Dameron, bo następnym razem pozwolę myśliwcom cię ustrzelić – warknęłam. – Nie chcę piwa, nie chcę kolacji, nic od ciebie nie chcę. I odsuń się, chcę przejść.
Wyminęłam go i ruszyłam w stronę kantyny, nie oglądając się za siebie. Tak ładnie rozpoczęty dzień chyba się właśnie zepsuł.
Aż nie wiem, od czego zacząć.
1. Oczywiście nasza dzielna bohaterka musi być lepsza od wszystkich. Ponieważ Poe Dameron, najlepszy pilot Ruchu Oporu, ani chybi zostałby zestrzelony w trzy sekundy bez jej pomocy.
Absolutnie nie uważam, że najlepszy znaczy zawsze niezawodny i obywający się bez pomocy, to byłoby nudne. Po prostu kiedy już na samym początku eksponujesz, jak to bohaterka jest w czymś lepsza i musi ratować tyłek komuś, kto kanonicznie miał rewelacyjne umiejętności w danej dziedzinie, to… no ja nie mam dobrych przeczuć co do rozwoju tej postaci. Czuję swąd Mary Sue.
2. Który się nasila, jak się widzi jej bucowate zachowanie. Zejdź mi z oczu, Dameron! Widzisz, widziałam ten motyw już w tylu opkach, a wciąż mnie zastanawia, dlaczego bohaterki muszą defaultowo gardzić kimś tylko dlatego, że jest znany, dobry w tym, co robi? (Ok, owszem, zachował się jak buc, ale niechęć Amitii widać już wcześniej). To znaczy, domyślam się, że to taka próba pokazania, że jest się lepszym nawet od Sław Tego Świata, ale patrz wyżej. Przypuszczenia co do bucowatej maryśki zaczynają przechodzić w pewność.
3. Całe zachowanie Damerona wywala mi bluescreen umysłowy.
Wyjaśnijmy sobie coś na wstępie, żeby mieć z głowy: Poe Dameron jest miłym człowiekiem. Widziałam większość scen z nim kilkanaście razy, więc jestem o tym głęboko przekonana.
Tymczasem u ciebie zachowuje się jak podrywacz za dychę spod damskiego kibla. Próbuję sobie wyobrazić Poego w takiej sytuacji i znowu mam error: błąd krytyczny. No nijak go nie widzę. Widzę fanonicznego Tony’ego Starka.
Piękny dzień, oceniam opko o Gwiezdnych Wojnach i to jeszcze mój ulubiony, trudno dostępny rodzaj, czyli romans Damerona z OCką! Yay!
Do prologu większych uwag nie mam, poza tym, że nie jestem przekonana, czy Kylo powinien się dziwić, że pilotka jest dziewczyną. Świat w Gwiezdnych Wojnach jednak jest raczej równouprawniony.
I, szczerze mówiąc, nie wiem, jaką jej płeć robi mu różnicę w kwestii przyjemności płynącej z przesłuchania. (Jakbyś się nie opierała na filmie familijnym, to bym się mogła domyślać, ale tak to wolę nie).
Przed oczami zaczęły jej się przesuwać twarze przyjaciół. Generał Leia Organa... Finn... Rey… – Czytałam dalsze rozdziały i zarówno Rey, jak i jeszcze bardziej Finna, trudno mi nazwać przyjaciółmi Amitii. Leię też, jest jej dowódcą.
Rozdział 1. Dzień jak co dzień w bazie
Nie pamiętam zbyt wiele z tego, co działo się potem. Działałam jak maszyna: namierzyć – strzelać – uciekać. Kilku naszych oberwało, na moich oczach jeden z pilotów został trafiony, nie zdążyłam go osłonić. Potem będę o tym myśleć, teraz wszystko dzieje się za szybko. – Mieszasz czasy. Kiedy to się w końcu dzieje, ona to wspomina czy relacjonuje na bieżąco?
Zresztą w całym opowiadaniu masz ten problem, zaczynasz od przeszłego, przechodzisz w teraźniejszy, wybierz sobie jeden czas i się go trzymaj (osobiście polecałabym przeszły, teraźniejszy jednak chyba irytuje większą liczbę ludzi).
Hm, zdaję sobie sprawę, że to jest wojenna rzeczywistość i straty w ludziach są codziennością, ale jednak podejście do tego wydaje mi się, no cóż, dość mało empatyczne. Nie chodzi mi o to, że bohaterka kwituje to jedynie kwestią „kiedyś za nich wypijemy i ich powspominamy”, nie o to też, że przechodzi zaraz po tym do rzeczy takich jak potrzeba gorącej kąpieli i jedzenia, bo, jak mówilam, to jest codzienność, a żyć trzeba…
...ale ta rozmowa o facetach i śmieszki zaraz po już rażą.
W ogóle ech, z tą rozmową mam znacznie więcej problemów, to akurat jeden z mniejszych.
Po drodze zaczepiła mnie Jessika.
- Dobrze się spisałaś, Ami.
- Ty też – uśmiechnęłam się do niej.
- Widziałam, jak odstrzeliłaś tamtych, co polowali na nasze Ciacho.
- O, wow, to jemu uratowałam tyłek? Wisi mi piwo!
- Powiem dziewczynom, będą ci wdzięczne. To byłoby straszne, gdyby nam go strącili! – powiedziała Jessika ze sztucznie poważną miną. Wybuchnęłyśmy śmiechem. – Możemy cię za to zrobić honorową prezeską fanklubu Ciacha.
- Dziękuję, postoję – wyszczerzyłam się. – Weźcie go sobie i zjedzcie, dla mnie on jest…
- Za słodki?
- Raczej niestrawny. Arogancki dupek.
- Kto jest aroganckim dupkiem? – rozległo się za nami.
O fffuuuu, Amitia, ty zawsze coś palniesz. Odwróciłam się. Ciacho, szerzej znane jako Poe Dameron, stało za nami i szczerzyło zęby.
- Masz o mnie takie złe zdanie, Ami? – powiedział, przykładając rękę do piersi. - Złamałaś mi serce!
- Ty nie masz serca, Dameron. Ty masz tam najwyżej jakiegoś mini-droida.
- Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie? – jęknął, przewracając oczami. – Żebyś nie mówiła, że jestem niewdzięczny… Kolacja? Dzisiaj?
- Ze śniadaniem! – podpowiedziała Jessika. Miałam ochotę ją walnąć.
- Wystarczy piwo.
- Dobrze. Dziś wieczorem w kantynie. Ubierz się ładnie. – Mrugnął, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. No nie, może faktycznie w kombinezonie pilota nie wyglądam najlepiej, ale… Co za arogancki dupek!
- Zejdź mi z oczu, Dameron, bo następnym razem pozwolę myśliwcom cię ustrzelić – warknęłam. – Nie chcę piwa, nie chcę kolacji, nic od ciebie nie chcę. I odsuń się, chcę przejść.
Wyminęłam go i ruszyłam w stronę kantyny, nie oglądając się za siebie. Tak ładnie rozpoczęty dzień chyba się właśnie zepsuł.
Aż nie wiem, od czego zacząć.
1. Oczywiście nasza dzielna bohaterka musi być lepsza od wszystkich. Ponieważ Poe Dameron, najlepszy pilot Ruchu Oporu, ani chybi zostałby zestrzelony w trzy sekundy bez jej pomocy.
Absolutnie nie uważam, że najlepszy znaczy zawsze niezawodny i obywający się bez pomocy, to byłoby nudne. Po prostu kiedy już na samym początku eksponujesz, jak to bohaterka jest w czymś lepsza i musi ratować tyłek komuś, kto kanonicznie miał rewelacyjne umiejętności w danej dziedzinie, to… no ja nie mam dobrych przeczuć co do rozwoju tej postaci. Czuję swąd Mary Sue.
2. Który się nasila, jak się widzi jej bucowate zachowanie. Zejdź mi z oczu, Dameron! Widzisz, widziałam ten motyw już w tylu opkach, a wciąż mnie zastanawia, dlaczego bohaterki muszą defaultowo gardzić kimś tylko dlatego, że jest znany, dobry w tym, co robi? (Ok, owszem, zachował się jak buc, ale niechęć Amitii widać już wcześniej). To znaczy, domyślam się, że to taka próba pokazania, że jest się lepszym nawet od Sław Tego Świata, ale patrz wyżej. Przypuszczenia co do bucowatej maryśki zaczynają przechodzić w pewność.
3. Całe zachowanie Damerona wywala mi bluescreen umysłowy.
Wyjaśnijmy sobie coś na wstępie, żeby mieć z głowy: Poe Dameron jest miłym człowiekiem. Widziałam większość scen z nim kilkanaście razy, więc jestem o tym głęboko przekonana.
Tymczasem u ciebie zachowuje się jak podrywacz za dychę spod damskiego kibla. Próbuję sobie wyobrazić Poego w takiej sytuacji i znowu mam error: błąd krytyczny. No nijak go nie widzę. Widzę fanonicznego Tony’ego Starka.
4. Fanklub Poego „Ciacha”
Damerona. Dobrze, ja rozumiem, że on jest piękny i dzielny i miły i w ogóle
(chociaż nie, tu jest aroganckim dupkiem, więc może lasie (właśnie, a czy
faceci też mogą się zapisać?) z eskadry bardzo lubią Latynosów), ale jak to
czytam, to mam obraz mentalnego hajskóla.
Znów – naprawdę nie mam nic do tego, że w bazie toczy się normalne życie, romanse, do tego, że niektórzy sprawiają wrażenie cokolwiek niedojrzałych umysłowo, też nie, są tacy ludzie, ale naprawdę, najpierw Poe-arogancki dupek, później Jessika robiąca sobie śmieszki heheszki z kolacji ze śniadaniem, o zachowaniu Amitii nie mówiąc, i jeszcze ten fanklub i to przezwisko. Naprawdę nie składa mi się to na obraz dojrzałych ludzi, walczących na wojnie, tylko gimnazjalistów/licealistów, chichrających się z głupich podrywów i żartów o seksie, prowadzących głupawe, niedojrzałe rozmowy. W tym wieku to jest ok. Później nieszczególnie.
5. Jak wspomniałam, sam fakt, że ta rozmowa ma miejsce, kiedy właśnie zginęło ich kilku kolegów z eskadry.
6. Czepiłabym się jeszcze wyświechtanego niemiłosiernie motywu „od niechęci do miłości” (nie rozumiem, naprawdę związki oparte na przyjaźni nie są fajniejsze?), ale dobra, już mi się nie chce czepiać, zresztą też mam słabość do tanich wątków romansowych, to nie będę oceniać.
Rozdział 2. Co to znaczy "ubrać się ładnie"?
Rozdział drugi rozpoczyna się kolejnym nieśmiertelnym opkowym motywem, czyli opisem stroju bohaterki. Sigh. Przynajmniej nie włożyła rurek i nie zrobiła sobie leTkiego makijażu.
A później następują motywy, które sprawiają, że tylko odhaczam kolejne punkty za Mary Sue. Dowiadujemy się, że:
– Amitia jest Opkową Sierotką,
– jej rodzice zostawili jej tajemniczy gadżet,
– jak była mała, to zamiast sukienek nosiła kombinezon pilota Rebelii (co też jest charakterystyczne dla Mary Sue, że nie są jak inne dziewczynki i stereotypowo chłopięce umiejetności uznają za lepsze),– po zniknięciu rodziców zaopiekował się nią pirat i przemytnik,
– umie latać na wszystkim, co ma silnik, i na paru rzeczach, które nie mają, też,
– naprawdę sporo przeżyła i nie jest jakąś głupią dziunią, którą byle kto może traktować jak swoją zabaweczkę (swoją drogą ona ma chyba jakieś tragicznie niskie poczucie własnej wartości, jeśli tak przeżywa głupawe komentarze Damerona).
Nie zrozum mnie źle – te motywy same w sobie nie muszą być złe, pomimo wyświechtania i używania przez tysiące opkopisarek. Bo, wyjaśnię, na wypadek gdyby niektórzy wchodzili dopiero świat w opek i nie wiedzieli – czepiam się ich też dlatego, że to są wątki katowane do urzygu przez rozmaite autorki blogasków, żeby opcio i bohaterka były bardziej cool. No dobrze, ale, jak twierdzę, same w sobie nie muszą być złe. Tylko jak patrzysz na nie wszystkie razem przy sobie, nie masz wrażenia pewnej przesady?
Ja w każdym razie mam.
No dobrze, Amitia idzie na strzelnicę i…
W dodatku od pewnego czasu miałam wrażenie, że ktoś mi się przygląda. Dosłownie czułam na karku jakieś uważne spojrzenie. Przeklinałam w myślach tego ciekawskiego ktosia – kto w ogóle pozwolił mu tutaj wejść?! – No… a strzelnica to nie jest ogólnodostępna? Rozumiem, jakby się wkurzała, że wszedł jej na teren strzałów, ale skoro go nie widziała, to chyba tego nie zrobił.
Dobra, wszyscy wiemy, że to Dameron.
Odłożyłam blaster na półkę i rozciągnęłam ręce.
– Coś słabo ci dzisiaj szło, Ami.
Nie. No nie. To jest niemożliwe. To jest niewyobrażalne. Ten dupek przyszedł tu za mną, żeby przyglądać się i śmiać się ze mnie! – A może przyszedł, żeby też sobie poćwiczyć, a przyglądał się tak przy okazji? I jakoś nie widzę, żeby się śmiał, tylko skomentował fakt, która bohaterka osobiście przyznała parę akapitów wyżej.
No dobra, zgodzę się, że słowa Poego za miłe nie były, ale bohaterka reaguje na niego taką agresją (– Naprawdę myślisz, że jesteś lepszy, Dameron? (...) – Dameron, nie jesteś moim trenerem – wycedziłam przez zaciśnięte zęby (...) Miałam właśnie powiedzieć co myślę o wtrącających się w cudze sprawy aroganckich dupkach), która wydaje mi się zupełnie niewspółmierna do skali przewinienia.
Dlaczego, do cholery, nie siedzi przy swoim rannym przyjacielu?! – Ja wiem, że stormpilot to najpopularniejszy ship w fandomie, ale tak wracając do rzeczywistości, to Poe i Finn spędzili ze sobą może jakieś kilkadziesiąt minut wszystkiego, więc nazywanie ich przyjaciółmi to dla mnie pewne semantyczne nadużycie. Raczej dopiero mają na nich zadatki.
No i mamy Głęboką Rozmowę o Moralności, którą można by streścić mniej więcej tak:
– Wiesz, tak zupełnie nagle przyszło mi do głowy, że zabijamy ludzi.
– No tak, to przykre, ale w sumie to oni zaczęli.
– No tak, to właściwie spoko.
Ponownie – rozumiem, że ci ludzie przeżywają dylematy. Właściwie to dobrze, że zdecydowałaś się poruszyć ten wątek, bo w kanonie bohaterowie cierpią na ogół na głębokie zaburzenia w empatii. Tylko że ech, ta rozmowa wygląda tak, jakbyś chciała ją odbębnić, żeby rozgrzeszyć swoich bohaterów z tego, co robią, żeby czytelnicy nie stracili do nich sympatii, żeby pokazać, że jednak są szlachetni, jakby z tego względu była obowiązkowa, a później można już było ją odfajkować i przejść do ważniejszych spraw. Jest to oczywiście moje subiektywne odczucie i jak najbardziej przyjmuję, że mogłaś mieć inne intencje. Ale jeśli choćby w małej mierze mam rację… wiesz, myślę, że większość czytelników jednak jest w stanie zrozumieć, że moralność może być inna w zależności od warunków i niekoniecznie jest to złe czy odczłowieczające. Oglądałam film, w którym Poe zabijał ludzi, i wciąż uważam, że jest szlachetnym człowiekiem, chociaż nikt mi tego łopatologicznie nie tłumaczył.
Znów – naprawdę nie mam nic do tego, że w bazie toczy się normalne życie, romanse, do tego, że niektórzy sprawiają wrażenie cokolwiek niedojrzałych umysłowo, też nie, są tacy ludzie, ale naprawdę, najpierw Poe-arogancki dupek, później Jessika robiąca sobie śmieszki heheszki z kolacji ze śniadaniem, o zachowaniu Amitii nie mówiąc, i jeszcze ten fanklub i to przezwisko. Naprawdę nie składa mi się to na obraz dojrzałych ludzi, walczących na wojnie, tylko gimnazjalistów/licealistów, chichrających się z głupich podrywów i żartów o seksie, prowadzących głupawe, niedojrzałe rozmowy. W tym wieku to jest ok. Później nieszczególnie.
5. Jak wspomniałam, sam fakt, że ta rozmowa ma miejsce, kiedy właśnie zginęło ich kilku kolegów z eskadry.
6. Czepiłabym się jeszcze wyświechtanego niemiłosiernie motywu „od niechęci do miłości” (nie rozumiem, naprawdę związki oparte na przyjaźni nie są fajniejsze?), ale dobra, już mi się nie chce czepiać, zresztą też mam słabość do tanich wątków romansowych, to nie będę oceniać.
Rozdział 2. Co to znaczy "ubrać się ładnie"?
Rozdział drugi rozpoczyna się kolejnym nieśmiertelnym opkowym motywem, czyli opisem stroju bohaterki. Sigh. Przynajmniej nie włożyła rurek i nie zrobiła sobie leTkiego makijażu.
A później następują motywy, które sprawiają, że tylko odhaczam kolejne punkty za Mary Sue. Dowiadujemy się, że:
– Amitia jest Opkową Sierotką,
– jej rodzice zostawili jej tajemniczy gadżet,
– jak była mała, to zamiast sukienek nosiła kombinezon pilota Rebelii (co też jest charakterystyczne dla Mary Sue, że nie są jak inne dziewczynki i stereotypowo chłopięce umiejetności uznają za lepsze),– po zniknięciu rodziców zaopiekował się nią pirat i przemytnik,
– umie latać na wszystkim, co ma silnik, i na paru rzeczach, które nie mają, też,
– naprawdę sporo przeżyła i nie jest jakąś głupią dziunią, którą byle kto może traktować jak swoją zabaweczkę (swoją drogą ona ma chyba jakieś tragicznie niskie poczucie własnej wartości, jeśli tak przeżywa głupawe komentarze Damerona).
Nie zrozum mnie źle – te motywy same w sobie nie muszą być złe, pomimo wyświechtania i używania przez tysiące opkopisarek. Bo, wyjaśnię, na wypadek gdyby niektórzy wchodzili dopiero świat w opek i nie wiedzieli – czepiam się ich też dlatego, że to są wątki katowane do urzygu przez rozmaite autorki blogasków, żeby opcio i bohaterka były bardziej cool. No dobrze, ale, jak twierdzę, same w sobie nie muszą być złe. Tylko jak patrzysz na nie wszystkie razem przy sobie, nie masz wrażenia pewnej przesady?
Ja w każdym razie mam.
No dobrze, Amitia idzie na strzelnicę i…
W dodatku od pewnego czasu miałam wrażenie, że ktoś mi się przygląda. Dosłownie czułam na karku jakieś uważne spojrzenie. Przeklinałam w myślach tego ciekawskiego ktosia – kto w ogóle pozwolił mu tutaj wejść?! – No… a strzelnica to nie jest ogólnodostępna? Rozumiem, jakby się wkurzała, że wszedł jej na teren strzałów, ale skoro go nie widziała, to chyba tego nie zrobił.
Dobra, wszyscy wiemy, że to Dameron.
Odłożyłam blaster na półkę i rozciągnęłam ręce.
– Coś słabo ci dzisiaj szło, Ami.
Nie. No nie. To jest niemożliwe. To jest niewyobrażalne. Ten dupek przyszedł tu za mną, żeby przyglądać się i śmiać się ze mnie! – A może przyszedł, żeby też sobie poćwiczyć, a przyglądał się tak przy okazji? I jakoś nie widzę, żeby się śmiał, tylko skomentował fakt, która bohaterka osobiście przyznała parę akapitów wyżej.
No dobra, zgodzę się, że słowa Poego za miłe nie były, ale bohaterka reaguje na niego taką agresją (– Naprawdę myślisz, że jesteś lepszy, Dameron? (...) – Dameron, nie jesteś moim trenerem – wycedziłam przez zaciśnięte zęby (...) Miałam właśnie powiedzieć co myślę o wtrącających się w cudze sprawy aroganckich dupkach), która wydaje mi się zupełnie niewspółmierna do skali przewinienia.
Dlaczego, do cholery, nie siedzi przy swoim rannym przyjacielu?! – Ja wiem, że stormpilot to najpopularniejszy ship w fandomie, ale tak wracając do rzeczywistości, to Poe i Finn spędzili ze sobą może jakieś kilkadziesiąt minut wszystkiego, więc nazywanie ich przyjaciółmi to dla mnie pewne semantyczne nadużycie. Raczej dopiero mają na nich zadatki.
No i mamy Głęboką Rozmowę o Moralności, którą można by streścić mniej więcej tak:
– Wiesz, tak zupełnie nagle przyszło mi do głowy, że zabijamy ludzi.
– No tak, to przykre, ale w sumie to oni zaczęli.
– No tak, to właściwie spoko.
Ponownie – rozumiem, że ci ludzie przeżywają dylematy. Właściwie to dobrze, że zdecydowałaś się poruszyć ten wątek, bo w kanonie bohaterowie cierpią na ogół na głębokie zaburzenia w empatii. Tylko że ech, ta rozmowa wygląda tak, jakbyś chciała ją odbębnić, żeby rozgrzeszyć swoich bohaterów z tego, co robią, żeby czytelnicy nie stracili do nich sympatii, żeby pokazać, że jednak są szlachetni, jakby z tego względu była obowiązkowa, a później można już było ją odfajkować i przejść do ważniejszych spraw. Jest to oczywiście moje subiektywne odczucie i jak najbardziej przyjmuję, że mogłaś mieć inne intencje. Ale jeśli choćby w małej mierze mam rację… wiesz, myślę, że większość czytelników jednak jest w stanie zrozumieć, że moralność może być inna w zależności od warunków i niekoniecznie jest to złe czy odczłowieczające. Oglądałam film, w którym Poe zabijał ludzi, i wciąż uważam, że jest szlachetnym człowiekiem, chociaż nikt mi tego łopatologicznie nie tłumaczył.
Ale, jak wspomniałam – za
próby pogłębienia psychologii, dodania bohaterom wątpliwości czy życia
wewnętrznego plus. Tylko że biorąc pod uwagę, że to jedyna taka rozmowa na przestrzeni
rozdziałów, mam wrażenie jak powyżej.
Rozdział 3. Babski wieczór
Na szyi miałam jak zawsze mój błękitny wisiorek, nigdy go nie zdejmowałam. Tak nakazała mi kiedyś mama i jak do tej pory udało mi się tego dotrzymać. Zwłaszcza od kiedy moi rodzice zaginęli, pilnowałam wisiorka jak oka w głowie. – Znasz taki termin jak foreshadowing? No to to jest wyjątkowo mało subtelny foreshadowing. Już wiem, że wisiorek będzie Ważny i Znaczący, i pewnie odegra Istotną Rolę w Fabule. Pokazywanie takich rzeczy czytelnikowi tak ostentacyjnie jest kiepskim pomysłem, typowym dla niewyrobionych twórców.
Ok, zaznaczę: rozdział trzeci uważam za bezsprzecznie najgorszy z całości. Generalnie początkowe są słabe, ale ten jest z nich najgorszy. Uważam tak przez dwie rzeczy.
Rozdział 3. Babski wieczór
Na szyi miałam jak zawsze mój błękitny wisiorek, nigdy go nie zdejmowałam. Tak nakazała mi kiedyś mama i jak do tej pory udało mi się tego dotrzymać. Zwłaszcza od kiedy moi rodzice zaginęli, pilnowałam wisiorka jak oka w głowie. – Znasz taki termin jak foreshadowing? No to to jest wyjątkowo mało subtelny foreshadowing. Już wiem, że wisiorek będzie Ważny i Znaczący, i pewnie odegra Istotną Rolę w Fabule. Pokazywanie takich rzeczy czytelnikowi tak ostentacyjnie jest kiepskim pomysłem, typowym dla niewyrobionych twórców.
Ok, zaznaczę: rozdział trzeci uważam za bezsprzecznie najgorszy z całości. Generalnie początkowe są słabe, ale ten jest z nich najgorszy. Uważam tak przez dwie rzeczy.
Po pierwsze Rey.
W kącie, pod ścianą, siedziała Rey, uśmiechając się nieśmiało. Pomyślałam, że dla takiej osoby jak ona, wychowanej na pustkowiu, tyle ludzi naraz w jednym pokoju to może być za dużo. Rozumiałam ją: ja też nie jestem najlepsza w rozmawianiu z ludźmi, inne dziewczyny mówią, że jestem sztywna. Przepchnęłam się przez tłumek i usiadłam w kącie, obok niej.
– Cześć, jestem Ami – wyciągnęłam rękę.
– Cześć, a ja Rey.
Zaczęłyśmy rozmawiać. Nie trzeba było dużo czasu, a poczułyśmy się swobodnie w swoim towarzystwie. Rey opowiadała mi o swoim dzieciństwie na pustynnej planecie Jakku i o rodzicach, którzy zaginęli, kiedy miała zaledwie kilka lat.
Rey jest wyautowana z kanonicznego charakteru. Rey siedząca nieśmiało w kącie pokoju, niepewnie się uśmiechając. Rey nagle otwierająca się przed obcą lasią i opowiadające jej całe swoje życie.
Cóż, to nie jest Rey, którą znam z filmu.
A drugi powód, cóż...
Scena jest długa, ale wkleję całą, bo uważam ją za najgorszą z całego opowiadania, a czytałam już m.in. o aroganckim dupku Poem „Ciachu” Dameronie.
Nagle ze środka pokoju dobiegły do nas jakieś wrzaski i śmiechy. Podniosłam głowę i spojrzałam. Berta z Czerwonej Eskadry, wysoka, mocno wymalowana blondynka, wymachiwała właśnie trzymaną w ręku butelką.
– Dziewczyny, zobaczcie, Jessika ma tutaj skarb! Prawdziwy szampan z Lo’otui! Jess, nie bądź świnia, otwórz go… Albo nie! Albo nie! Mam lepszy pomysł!
Spojrzałam na Jessikę. Ta tylko pokręciła głową i rozłożyła ręce, jakby chciała powiedzieć “No i co ja mogę zrobić?”
– Laski, zakładamy się! Która wygra, dostanie szampana! Kto się zakłada?
– Ja! Ja! Ja! – rozległy się wrzaski.
– A ty, Ami?
– Ja nie wiem, o co chodzi, jak powiecie, to się zastanowię.
– No więc dobra… – Berta zrobiła tajemniczą minę. – Butelkę szampana dostanie ta, która…
Zapadła cisza, wszystkie czekałyśmy, co ona powie.
– Która pierwsza przeleci Ciacho!!! – wrzasnęła Berta i wybuchnęła śmiechem. – Czas start od dziś wieczorem!
Zrobiło mi się niedobrze. Nigdy nie lubiłam Berty, ale to, co teraz wymyśliła… Zauważyłam, że kilka dziewczyn (Jessika też) wycofało się ze zmieszanymi minami, ale reszta radośnie śmiała się razem z Bertą i już zaczynała opowiadać, jak zabiorą się do wykonania planu.
– Hej, dziewczyny, weźcie, przecież to jest obrzydliwe – powiedziałam. Berta spojrzała na mnie ze złością.
– Ami, ty cnotko-niewydymko, czego się wtrącasz? Nie chcesz brać udziału, to nie, nikt cię nie zmusza. A nam daj spokój, chcemy się bawić i będziemy, bez twojego pozwolenia.
– A gdyby to was dotyczyło? – próbowałam jeszcze. – Martja, posłuchaj – spojrzałam na jedną z dziewczyn – jakbyś się czuła, gdyby chłopaki tak się zakładali o ciebie?
Martja spuściła oczy i coś wymamrotała. Berta wstała ze swojego miejsca i podeszła do mnie. Była wściekła i chyba już całkiem sporo wypiła.
– Zamknij się, ruda krowo i nie psuj zabawy – wysyczała. – Gówno wiesz o mężczyznach, możesz być pewna, że Ciacho będzie zachwycone. Jestem pewna, że już jutro wieczorem któraś będzie pić tego szampana, a może nawet ja.
– Jesteś obrzydliwa – warknęłam. – Ja wychodzę.
– Idę z tobą. – Rey podniosła się ze swego siedzenia.
– O, nie, dziewczyny – odezwała się Jessika. – To moje mieszkanie i to Berta teraz wychodzi, a wy zostajecie. Jasne? – Oparła ręce na biodrach i popatrzyła na Bertę jak na kawałek śmiecia przy drodze. Blondynka nagle jakoś zmalała, odwróciła się i wyszła.
– Po co ja właściwie zaprosiłam tego pustaka? – westchnęła Jess, zamykając za nią drzwi
– Rey, musisz sobie myśleć o nas okropne rzeczy. Naprawdę, zwykle się tak nie zachowujemy.
Hm, tak.
W kącie, pod ścianą, siedziała Rey, uśmiechając się nieśmiało. Pomyślałam, że dla takiej osoby jak ona, wychowanej na pustkowiu, tyle ludzi naraz w jednym pokoju to może być za dużo. Rozumiałam ją: ja też nie jestem najlepsza w rozmawianiu z ludźmi, inne dziewczyny mówią, że jestem sztywna. Przepchnęłam się przez tłumek i usiadłam w kącie, obok niej.
– Cześć, jestem Ami – wyciągnęłam rękę.
– Cześć, a ja Rey.
Zaczęłyśmy rozmawiać. Nie trzeba było dużo czasu, a poczułyśmy się swobodnie w swoim towarzystwie. Rey opowiadała mi o swoim dzieciństwie na pustynnej planecie Jakku i o rodzicach, którzy zaginęli, kiedy miała zaledwie kilka lat.
Rey jest wyautowana z kanonicznego charakteru. Rey siedząca nieśmiało w kącie pokoju, niepewnie się uśmiechając. Rey nagle otwierająca się przed obcą lasią i opowiadające jej całe swoje życie.
Cóż, to nie jest Rey, którą znam z filmu.
A drugi powód, cóż...
Scena jest długa, ale wkleję całą, bo uważam ją za najgorszą z całego opowiadania, a czytałam już m.in. o aroganckim dupku Poem „Ciachu” Dameronie.
Nagle ze środka pokoju dobiegły do nas jakieś wrzaski i śmiechy. Podniosłam głowę i spojrzałam. Berta z Czerwonej Eskadry, wysoka, mocno wymalowana blondynka, wymachiwała właśnie trzymaną w ręku butelką.
– Dziewczyny, zobaczcie, Jessika ma tutaj skarb! Prawdziwy szampan z Lo’otui! Jess, nie bądź świnia, otwórz go… Albo nie! Albo nie! Mam lepszy pomysł!
Spojrzałam na Jessikę. Ta tylko pokręciła głową i rozłożyła ręce, jakby chciała powiedzieć “No i co ja mogę zrobić?”
– Laski, zakładamy się! Która wygra, dostanie szampana! Kto się zakłada?
– Ja! Ja! Ja! – rozległy się wrzaski.
– A ty, Ami?
– Ja nie wiem, o co chodzi, jak powiecie, to się zastanowię.
– No więc dobra… – Berta zrobiła tajemniczą minę. – Butelkę szampana dostanie ta, która…
Zapadła cisza, wszystkie czekałyśmy, co ona powie.
– Która pierwsza przeleci Ciacho!!! – wrzasnęła Berta i wybuchnęła śmiechem. – Czas start od dziś wieczorem!
Zrobiło mi się niedobrze. Nigdy nie lubiłam Berty, ale to, co teraz wymyśliła… Zauważyłam, że kilka dziewczyn (Jessika też) wycofało się ze zmieszanymi minami, ale reszta radośnie śmiała się razem z Bertą i już zaczynała opowiadać, jak zabiorą się do wykonania planu.
– Hej, dziewczyny, weźcie, przecież to jest obrzydliwe – powiedziałam. Berta spojrzała na mnie ze złością.
– Ami, ty cnotko-niewydymko, czego się wtrącasz? Nie chcesz brać udziału, to nie, nikt cię nie zmusza. A nam daj spokój, chcemy się bawić i będziemy, bez twojego pozwolenia.
– A gdyby to was dotyczyło? – próbowałam jeszcze. – Martja, posłuchaj – spojrzałam na jedną z dziewczyn – jakbyś się czuła, gdyby chłopaki tak się zakładali o ciebie?
Martja spuściła oczy i coś wymamrotała. Berta wstała ze swojego miejsca i podeszła do mnie. Była wściekła i chyba już całkiem sporo wypiła.
– Zamknij się, ruda krowo i nie psuj zabawy – wysyczała. – Gówno wiesz o mężczyznach, możesz być pewna, że Ciacho będzie zachwycone. Jestem pewna, że już jutro wieczorem któraś będzie pić tego szampana, a może nawet ja.
– Jesteś obrzydliwa – warknęłam. – Ja wychodzę.
– Idę z tobą. – Rey podniosła się ze swego siedzenia.
– O, nie, dziewczyny – odezwała się Jessika. – To moje mieszkanie i to Berta teraz wychodzi, a wy zostajecie. Jasne? – Oparła ręce na biodrach i popatrzyła na Bertę jak na kawałek śmiecia przy drodze. Blondynka nagle jakoś zmalała, odwróciła się i wyszła.
– Po co ja właściwie zaprosiłam tego pustaka? – westchnęła Jess, zamykając za nią drzwi
– Rey, musisz sobie myśleć o nas okropne rzeczy. Naprawdę, zwykle się tak nie zachowujemy.
Hm, tak.
Znów nie wiem, od czego zacząć.
1. Cały ten motyw jest tak tragicznie żenujący i hajskólowy, że szczerze mówiąc, nie bardzo wiem, jak wytłumaczyć, co jest z nim nie tak, bo to jest dla mnie rzecz, która powinna być oczywista. Jest naiwny. Jest nieporadnie napisany. Jest stworzony, żeby znów pokazać wyższość bohaterki, tym razem nad…
2. Pustymi Barbie, które się MALUJĄ I UPRAWIAJĄ SEKS! Aaa!!!
Może nie czytasz specjalnie innych opowiadań (na szczęście), więc znów wyjaśnię: dziwnym trafem Specjalne Płatki Śniegu… a zresztą, nie musisz czytać opek, to widać i w realnym życiu… zawsze są pokazywane jako lepsze w opozycji do Wymalowanych Pustaków. Malowanie się daje +100 do zła i bycia rywalką głównej bohaterki, w przeciwieństwie do pustych barbie wrażliwej i pięknej naturalną urodą (i już w dzieciństwie wolącej kombinezon pilota Rebelii od sukienek :P). No naprawdę, w jaki sposób malowanie się świadczy o człowieku? (Mówię to jako osoba, która już się praktycznie w ogóle nie maluje, bo jej się nie chce). Dlaczego jest dorzucane jako punkty do zeszmacenia rywalki?
3. Bohaterka ma zasadniczo rację, ale znów, mam wrażenie, że ta przemowa jest po to, żeby pokazać jej lepszość i wyższość nad pustymi barbie. Jeśli próbujesz budować sympatyczną bohaterkę poprzez pokazanie, że jej otoczenie jest gorsze, to robisz to źle. Niech ona będzie sympatyczna i wrażliwa sama w sobie.
4. Jakkolwiek bohaterka ma zasadniczo rację, to żywię przekonanie graniczące z pewnością, że Poe potrafi sam bronić swojej cnoty. Jak nie będzie chciał, to się z laskami nie prześpi i tyle, pigułki gwałtu chyba nikt mu nie będzie do drinka wrzucał.
5. No i znowu, zachowanie wszystkich innych postaci, od Berty, z jej wyzwiskami na poziomie mentalnej gimnazjalistki, poprzez Rey, też urządzajacej jakąś manifestację rodem z gimbazy (przypuszczam, że kanoniczna Rey miałaby raczej srogie „lol wtf”), po Jessikę, też demonstrującej, jaka jest lepsza i wyższa moralnie.
Ale policzę na plus, że Ta Zła to OCka (original character), a kanoniczne postaci mają być w zamierzeniu sympatyczne.
Rozdział 4. Szkolenie
Szkolenie prowadzi Luke Skywalker, który powrócił parę rozdziałów temu, i jest ono… dość, hm, specyficzne.
Teraz jednak przyszedł czas, żebyście nauczyli się czegoś jeszcze: jak być niezwyciężoną drużyną.
Spoglądam na pozostałych. Jesteśmy z różnych eskadr, ale w walce działamy razem, właśnie jak jedna drużyna… Co ma na myśli Skywalker? Skupiam się bardziej na jego słowach.
– W drużynie musicie sobie bezgranicznie ufać. Musicie zawsze mieć świadomość, że jest ktoś, kto na was liczy, a wy też możecie liczyć na innych. Spójrzcie na moją dłoń. – Wyciąga przed siebie rękę, nie tę mechaniczną, która jest trochę przerażająca, ale tę żywą, ludzką. – Pięć palców, z których każdy jest osobny, ale tworzą jedność. Działają razem. Tylko w ten sposób mogą czegoś dokonać.
Nagle, niemal niedostrzegalnym ruchem aktywuje miecz i ze świstem tnie powietrze. Patrzę zafascynowana na błękitną poświatę ostrza. Wygląda tajemniczo, jak coś z innego świata, do którego nie mam wstępu, nie będąc Jedi…
– Dziś zajmiemy się wyrabianiem w was poczucia zaufania – oznajmia Skywalker. – Poproszę ochotnika.
Teraz będą sobie to poczucie zaufania wyrabiać?! Teraz??? To są ludzie, którzy są żołnierzami, walczą razem ze swoimi eskadrami od dawna, i teraz będą się uczyć, że na wojnie to by się przydało współpracować z innymi w drużynie i im ufać? Serio?
Jeszcze żeby to szkolenie Luke’a faktycznie było takie speshul i przygotowało do jakiejś wyjątkowej misji. Ale nie, wygląda tak:
Przez chwilę tylko spoglądamy na siebie, a potem na środek występuje Jessika. Skywalker z uznaniem kiwa głową. Potem za pomocą Mocy przywołuje spod ściany nieduży, kwadratowy stolik i każe jej na niego wejść. Najpierw zawiązuje jej oczy.
– Stańcie dookoła – mówi. – A ty przechylaj się w tył, aż będziesz czuła, że się przewracasz. Nie bój się, twoi przyjaciele cię złapią. Musisz im tylko zaufać.
Jessika nie waha się długo i upada z piskiem prosto na nasze wyciągnięte ręce. To ćwiczenie nie wygląda na trudne.
– Następna – mówi Skywalker i na kogo wskazuje? Oczywiście na mnie.
Wchodzę na stolik, zakładam na oczy opaskę. To, co patrząc z dołu wydawało się całkiem łatwe, teraz okazuje się nie takie proste. Wiem, że oni tam są, czekają, na pewno ktoś mnie złapie… a jednak się denerwuję. Nie mogę jednak długo się ociągać, przecież nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że się boję!
Przechylam się i upadam sztywno, ledwie tłumiąc pisk. Ktoś łapie mnie jeszcze w powietrzu i ostrożnie stawia na ziemi. Uff, co za ulga. Zdejmuję opaskę i nagle czuję, że zalewa mnie rumieniec, kiedy widzę, kto mnie trzyma. Poe uśmiecha się szeroko.
– Nie jesteś taka ciężka, jak myślałem! – mówi. Mam ochotę go walnąć, ale tylko wybucham śmiechem razem z innymi.
Za to ty na pewno jesteś ciężki, nie wiem, jak my ciebie złapiemy – mówię z udawaną troską.
Czyli przygotowują się do wyjątkowej misji poprzez niezwykłe ważne ćwiczenia budowania w sobie głębokiego zaufania, które to polegają na tak niezwykłym zaufaniu sobie, żeby uwierzyć, że ktoś ich złapie, kiedy się przechylą.
Chyba też miałam takie ćwiczenia na w-fie. Gdzieś w okolicach gimnazjum.
To nie jest szkolenie wojskowe. To wygląda jak kiepski coaching w jakiejś korpo albo właśnie ćwiczenia dla dzieciaków. I jest taką kliszą, której już nie mogę uznać za w porządku czy obojętną.
O, kilkadziesiąt przykładów użycia:
http://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/TrustBuildingBlunder
A w ogóle ćwiczenia zaufania jako pretekst do poprzytulania się z Dameronem. No wiadomo.
Druga część ćwiczeń polega na stawianiu w umyśle bariery uniemożliwiającej odczytanie myśli. (Wybacz, autorko, że ci tak streszczam, co napisałaś, wiem, że to wiesz, ale to dla reszty czytajacych ocenę).
Już! Światełko na chwilę zmienia się w błękit. Tylko na moment, ale Skywalker zauważa to i kiwa głową z aprobatą.
Rozglądam się. Ludzie dokoła wyglądają śmiesznie. Niektórzy mają tak skupione miny, że po prostu czuję ich wysiłek… oczywiście w ten sposób nigdy nie osiągną właściwego efektu. Jednak po chwili zapala się kolejne niebieskie światełko… potem drugie… trzecie…
– Dobrze, koniec na dzisiaj – oznajmia Skywalker, kiedy ostatniej osobie (zgadnijcie komu) udaje się zapalić niebieskie światełko.
No oczywiście, że bohaterce musiało się udać wykonać zadanie jako pierwszej, inni są śmieszni i się nie znają, a Dameron to w ogóle.
Wiesz, postacie najlepsze we wszystkim, jeszcze kosztem innych, wcale nie budzą sympatii czytelnika. Raczej irytują swoim przepakowaniem mocami, doskonałością, a często i idącą z tym w pakiecie zarozumiałością.
Tak swoją drogą to fascynuje mnie jedna rzecz – ponieważ wiem, że skończy się to romansem, jaki jest cel tego poniżania Poego niemal na każdym kroku? Rozumiem, że motyw od niechęci do miłości i bla bla, ale naprawdę tak fajnie jest być w związku z człowiekiem we wszystkim gorszym albo za takiego uważanym?
Widzę, że bardzo lubisz popularne motywy. Ten z wystawianiem na próbę poprzez zaimplementowanie w umyśle koszmarów trafiających w słabe punkty i obserwowanie reakcji też jest dość ograny (i też był już w kanonie).
(No ale nie mówię, że ograne motywy muszą być złe, też je lubię).
Rozdział 5. Misja
To chyba jest ten rozdział, od którego jakość dość gwałtownie skacze w górę. Ale żeby nie było za różowo, mamy w nim też chyba najbardziej idiotyczną akcję bohaterki.
Niemniej opis samej akcji jest dość sensowny i przemyślany, pamiętasz o konieczności przeniesienia bazy, o konsekwencjach wejścia w nadprzestrzeń, lot bohaterki jest opisany po prostu dobrze i jestem miło zaskoczona, bo rzadko widzę coś takiego na blogaskach.
To znaczy, szczerze mówiąc, co do samej misji (porwanie Kylo, który na pewno będzie chciał sam sprawdzić, o co chodzi w tajnych komunikatach) jestem średnio przekonana, ale dobra.
No i w sumie czeka mnie miłe zaskoczenie, skoro naszym dzielnym bohaterom coś się nie udaje.
Misja się nie powiodła.
Dlaczego? Skąd wiedzieli?
– Przegrupować się! – wrzeszczy Poe. – Wiejemy, zanim wypuszczą myśliwce!
To najlepszy plan w tej sytuacji, ale coś się we mnie buntuje. Nie możemy odlecieć z niczym! Nie możemy uciec i nawet ich nie skubnąć! Błyskawicznie obliczam w myślach. Jeśli teraz wyskoczę pełną mocą w stronę statku-matki, ściągnę na siebie ich ogień, a może uda mi się zestrzelić ich wieżyczkę z działami. Wtedy będziemy mieć szansę przedrzeć się na drugą stronę. Tak! Rzucam krótki komunikat i odbijam w górę.
– Niebieska osiem! Niebieska osiem! Wracaj natychmiast! – słyszę w słuchawkach. – Tarra! To rozkaz!
Jeszcze będziesz mi wdzięczny, Dameron.
No na pewno będzie tak
totalnie wdzięczny, że podziękuje jej w naturze, bo o to jej chyba chodzi w tym
całym kretyńskim zachowaniu. Na jego miejscu właśnie pisałabym dymisję Amitii,
uprzednio walnąwszy sobie setkę albo lepiej pół litra na uspokojenie.
W ogóle widzę, że Ami
bardzo sobie wzięła do serca nauki Luke’a. Bardzo.
Chciałam się jeszcze nad
tym dłużej popastwić i wylać mój dogłębny bulwers i przekonanie, że na wojnie
to jednak trzeba słuchać dowódcy, ale ku mojemu szokowi bohaterka w kolejnych
rozdziałach uświadomiła sobie kompletny idiotyzm swojego zachowania, więc sobie
daruję.
W tym momencie akcja
schodzi się z prologiem i jestem nieco skonfudowana. Przez ten fragment z
prologu:
Przed oczami zaczęły jej
się przesuwać twarze przyjaciół. Generał Leia Organa... Finn... Rey...
"Nie mogę was zawieść!".
Twarze wirowały coraz
szybciej, a wśród nich... Ciemne oczy, faliste włosy, uśmiech... Poe... Poe
Dameron...
"Poe... nie zawiodę
cię... wytrzymam..."
Byłam po nim przekonana,
jeśli Poe i Amitia nie są przynajmniej kochankami, to łączy ich jakaś głęboka i
bliska relacja uczuciowa. Tymczasem ona wciąż reaguje na niego wybuchami
nieuzasadnionej agresji na przemian z głupawymi próbami zaimponowania.
Nie jestem przekonana
natomiast, czy jest sens umieszczać w prologu fragment, który tak szybko
następuje i wyjaśnia się w samym opowiadaniu.
Rozdział 6. Przesłuchanie
– Dziewczyna? –
mówi wreszcie.
– Dziewczyna,
bo co? – warczę. Tak jakby było w tym coś dziwnego! Wiele kobiet walczy w Ruchu
Oporu, a słyszałam, że wśród szturmowców też są kobiety. Naprawdę nie wiem, co
go tak dziwi. – No właśnie, widzę, że Amitia doszła do tych
samych wniosków, co ja. Też nie mam pojęcia, czemu Kylo jest zdziwiony.
– Odsłoń…
twarz… tchórzu! – warczę.
Zimno cofa się na chwilę.
Oddycham, łapię powietrze szeroko otwartymi ustami. Kylo Ren spogląda na mnie w
milczeniu, jakby z namysłem. Potem wzrusza ramionami i unosi ręce do hełmu. Słyszę
kliknięcie. – Huh, chciałabym kiedyś poczytać opko, w którym
Kylo NIE ściąga hełmu, bo tak. To byłaby miła odmiana. Bo zawsze robi to bez
powodu albo właśnie z tak słabego powodu, tylko żeby główna bohaterka mogła
mieć przemyślenia nt jego twarzy czy go rozpoznać.
Kolejne akapity cierpią na
zdecydowaną wielokropkozę. Rozumiem, że miało to symbolizować urywane myśli
bohaterki, ale przesadziłaś.
– Nie
mów tak o generał Organie! – chrypię.
– Mogę mówić o
niej, jak chcę – uśmiecha się ironicznie. – To moja matka.
– Lubię
opowiadać moje największe sekrety randomowym ludziom – dodał Kylo. – To jak,
chcesz posłuchać, jak w moim nastolęctwie rodzice mnie nie rozumieli i nie
pozwalali słuchać płyt Comy?
– Wysłała was
tutaj, po mnie, tak słabych, tak żałosnych… Co ona sobie właściwie myślała?! –
wrzeszczy nagle z całej siły. Wyrywa zza pasa miecz świetlny, aktywuje go i
rąbie z całej siły w konsolę przy ścianie, niszcząc ekrany i urządzenia. Gryzący
biały dym zasnuwa pomieszczenie. Kylo Ren nie zważa na to, krzyczy i niszczy
maszynę, aż zostaje z niej kupka pogiętego, żarzącego się metalu. Wtedy dopiero
uspokaja się i dezaktywuje miecz. – Wiem, że to jest jedna z
najbardziej zapamiętywalnych i, uhm… oddających osobowość Kylo… scen z filmu,
ale jednak myślę, że w opku można pokazać jego charakter subtelniej, niż ją
kopiując. Tym bardziej, że powód Kylo, żeby się wściec, jest dość słaby (no ok,
nie uważam, żeby on potrzebował większego), co wzmaga wrażenie, że chciałaś
jakiegokolwiek pretekstu, żeby pokazać rąbanie mieczem świetlnym w złości.
Kylo Ren
zakłada maskę, przywołuje jakiegoś szturmowca z korytarza i wychodzi. W progu
odwraca się jeszcze na moment, jakby chciał sprawdzić, czy wszystko jest w
porządku. Zostaję sama, jeśli nie liczyć szturmowca.
Zaraz, co on
robi? Podchodzi do mnie… manipuluje przy zatrzaskach krzesła do przesłuchań… Po
chwili ręce i nogi mam wolne. O co chodzi?
Wszystko się
wyjaśnia, kiedy szturmowiec zdejmuje hełm. Wciągam głośno powietrze.
– Poe!!! – Ponieważ nie
odnosisz się do tego nigdzie później, zapytam: doczekamy się jakiegoś
wyjaśnienia, jak właściwie Poe dostał się na statek Najwyższego Porządku i
zwinął zbroję szturmowca, czy to Tajemniczy Imperatyw Narracyjny, który
rozpłynie się w mroku? (No i znowu mam trochę wrażenie kopiowania filmu).
Oraz Kylo jeszcze daleko
nie odszedł, w pobliżu mogą być szturmowcy, wrzeszczenie imienia rebelianta nie
jest jakby dobrym pomysłem.
Rozdział 7. Tym razem nie
popełnię błędu!
Rozdział siódmy przynosi nam
nagłą zmianę narracji na tę Kylo. Średnio jestem przekonana do robienia czegoś
takiego po kilku rozdziałach i dlatego, że nie ma jak opisać pewnych wydarzeń,
ale dobra, to moja opinia.
Przynosi też coś, co dla
odmiany mi się naprawdę podoba – relację Kylo i Huxa. Otóż być może dla
niektórych będzie to szokiem, ale Kylo i Hux się nie cierpią. Osobiście ronię
metaforyczne łzy wzruszenia. Wow, w końcu nie będę czytać o ich wielkiej
niezrozumianej miłości, będzie kanonicznie!
Zresztą Kylo w ogóle wygląda, jako pierwsza postać, na kanonicznego. Czasami trochę gada od rzeczy i wyobraża sobie głupoty, ale hej, to też właśnie kanoniczne. Kanoniczne są rozmyślania o przyziemności Huxa, kanoniczna pogarda dla niemających Mocy i poczucie wyższości – wydające się dość pozorne i podszyte niepewnością – i naprawdę mi się ta kreacja podoba.
Niestety mamy też trochę wynurzeń o speshulności Amisi, ale ogólnie rozdział jest zupełnie przyzwoity.
Jasna strona piszesz małymi literami, ale ciemna już dużymi. To jakiś wyraz sympatii? :P
– Tak. Na szczęście nasz szpieg poinformował nas, kiedy i gdzie zamierzają uderzyć – mówi Najwyższy Wódz. – Trzeba go będzie wynagrodzić… i niech działa dalej. – Mam straszne przeczucie, że szpiegiem jest Zła Berta, co chciała przelecieć Ciacho, szerzej znane jako Poe Dameron.
(Chociaż powinien być to sam Poe – w końcu ciastka są po Ciemnej Stronie Mocy, nie?)
– A więc wiesz to wszystko od wrogiego pilota? – pyta Snoke. – Dobrze, wróć, i przesłuchuj go dalej. Nie pozwól mu uciec – mówi, a ja zastanawiam się, czy tylko mi się wydawało, że położył nacisk na słowa “go” i “mu”. Tak jakby wiedział, że to ona, nie on. – Eee… ale poważnie, o co chodzi Kylo z tym dziwnym zafiksowaniem się na płci Amitii?
Rozdział 8. Atak na wioskę
Ech, czy to znowu Amitia musi wpaść na lepszy pomysł ucieczki? Czy Poe chociaż raz sam nie może zrobić czegoś sensownego i mądrzejszego? Tak, pomysł ucieczki to nie jest akurat jakaś wielka rzecz, ale czepiam się, bo jestem już tym naprawdę zniechęcona.
– A ty? – oficer spogląda na mnie. – Który oddział? Melduj się.
– SD 6102, oddelegowana do misji – mówię gładko. – I w tym momencie plan się rypnął, bo szturmowiec, któremu zbroję zajumała Amitia, był facetem, ehehehe.
No dobra, Phasma na pewno nie zna wszystkich numerów, a w basicu pewnie nie ma form płciowych, biorąc pod uwagę, że jest po prostu angielskim, ale i tak mam satysfakcję, że bohaterka nie myśli i burzy to jej doskonałość (to znaczy dla mnie w ogóle nie jest doskonała, no ale).
A plan rypnął się w chwilę później, co też doceniam.
(Amitia i Poe zostają przez Phasmę skierowani do oddziału szturmowców lecącego na misję).
Patrzę, przerażona, jak wieśniacy padają jeden po drugim. Są bezbronni, co złego zrobili?! – Ten fragment jest sam w sobie niewinny, ale skłonił mnie do zadania pytania, które już wcześniej kołatało mi się po głowie. Jak długo Amitia jest w eskadrze Niebieskich? Bo przy jej, ujmijmy to, niezbyt wielkiej stabilności psychicznej, to dziwię się, że ją w ogóle przyjęli, a przy akcjach, jakie odwala przy Dameronie, że jeszcze nie wywalili. A teraz szok, że na wojnie zabijają ludzi, nawet i niewinnych. No dobrze, rozumiem, że mordowania cywilów to jeszcze na własne oczy nie widziała, i to powód do przerażenia, ale zdziwienia?
Pokazanie czyjegoś zbydlęcenia poprzez mordowanie cywilów i wyrywanie dzieci z rąk zabijanych matek to tak trochę pójście po linii najmniejszego oporu. Nawet jeśli to zgodne z kanonem.
Poe blednie i zaciska zęby.
– O skurwysyny! – warczy. – Ami, weź tego na środku, a ja tego po prawej.
– Tak jest! – mówię i przeładowuję broń.
Kilka celnych strzałów i w szeregi szturmowców wkrada się zamieszanie. Rozglądają się, próbując ustalić, skąd padły strzały.
– Och, to nic, że w żaden sposób nie pomogę tym zamordowanym ani jeszcze żyjącym, biorąc pod uwagę liczebną przewagę szturmowców. Przynajmniej udało mi się zwrócić na nas ich uwagę i poinformować, gdzie jesteśmy – powiedział Poe radośnie.
...on naprawdę nie jest za mądry w tym opku, co?
Mieszkańcy korzystają z okazji i uciekają. – Och, jednak się myliłam. Ale, hm, naprawdę? Przecież tych szturmowców trochę było, lecieli dużym transportowcem, rozumiem, że nagłe strzały ich zdezorientowały, ale wszystkich i tak bardzo, że wszyscy mieszkańcy uciekli, a oni to olali?
Rozdział 9. Ucieczka
Poe oznajmiający Amitii, że powinna zostać zdegradowana. Metaforycznie łkam ze wzruszenia, w końcu zaczął mówić z jakimś sensem.
Ale nie, długo nie mogło być sensownie, bo ona też musiała mu nawrzucać, że ją krytykuje!
Ale bucera Amitii to jest właściwie jedyny zarzut, jaki mam do tej sceny – a w końcu nie ma prawa, że bohater nie może być bucem, nie? Poza tym jest to uzasadnione.
– Może wyjaśnisz mi teraz, co ci właściwie odwaliło?! Dlaczego nagle zaatakowałaś statek-matkę, kiedy już się wycofywaliśmy?
Opuszczam głowę.
– Chciałam zwiększyć nasze szanse – mówię niewyraźnie. – Gdyby stracili nieco siły ognia…
– No to tak zwiększyłaś, że teraz oboje jesteśmy tu – mówi Poe ironicznie, krzywiąc się przy tym z bólu. – Jeśli uda się wrócić do naszych… powinnaś zostać zdegradowana – rzuca twardo.
Mówi to jak dowódca, nie jak przyjaciel… i wiem, że ma rację. Luke Skywalker uczył nas, że w drużynie musimy bez wahania ufać sobie nawzajem – ja to zaufanie zawiodłam. A jednak czuję, ze muszę się bronić. Nie chcę zostać zdegradowana. Nie chcę siedzieć w bazie bezczynnie, patrząc, jak inni szykują się do walki. W dodatku jest sporo ironii w tym, że to akurat on mi robi wyrzuty…
– I kto to mówi! – odpowiadam. – Poe Dameron, słynny ze swych samotnych rajdów i z tego, że czasem “nie słyszy” rozkazów! – Robię w powietrzu cudzysłów rękami. – Ile razy sam się tym chwaliłeś? Gdyby dowództwo chciało za każdą taką rzecz degradować, to zgadnij, co teraz byś robił? Szorował gary w kuchni, a nie latał!
– Ja to co innego – stwierdza. – Pozwalali mi, bo jestem najlepszy. Poza tym, nigdy nie złamałem wyraźnego rozkazu. I co, czujesz się teraz dumna? – rzuca ze złością.
Powoli kręcę głową. Prawda boli. Gdyby nie mój głupi wyskok, siedzielibyśmy teraz wszyscy gdzieś w bazie, planując nowe misje, a tak… Nie tylko sama wpakowałam się w kłopoty, ale jeszcze wciągnęłam za sobą jego. Mój dowódca ruszył mi na ratunek, został ranny, stracił swój statek i BB-8, do którego był tak przywiązany. Zagryzam wargi, czuję, że do oczu napływają mi łzy. Nie zasługuję na przyjaźń takich ludzi, nie zasługuję na ich zaufanie. Idiotka, idiotka…
W dodatku na przesłuchaniu zdradziłam wszystko. Gdybym wytrzymała choć pięć minut dłużej, dopóki tamten generał nie odwołał Kylo Rena… Wszystko spieprzyłam.
No nie, właściwie to mam jeszcze jeden zarzut, bo Poe znowu błyska bucerą, jakkolwiek już znacznie delikatniejszą. Żebyśmy się źle nie zrozumieli – nie chodzi mi o to „jestem najlepszy”, bo fałszywej skromności i krygowania się też nie lubię. Jestem też jak najbardziej w stanie uwierzyć, że czasem „nie słyszy” mało istotnych rozkazów. Po prostu to zestawienie „jestem najlepszy, więc jestem ponad zwykłym prawem” już brzmi nieprzyjemnie i mi nie pasuje do kanonicznego Poego.
Ale.
Ale ta scena naprawdę mnie pozytywnie zszokowała. Szczerze mówiąc, nie pamiętam, czy widziałam kiedyś opko, gdzie merysójka naprawdę zrozumiała, że popełniła idiotyczny błąd i szczerze tego żałowała. To jest chyba jedyny moment w całym opowiadaniu, kiedy czuję sympatię dla Amitii.
I może powinnaś wyciagnąć wyciagnąć z tego wnioski, że czuję ją, kiedy bohaterka ma chwilę słabości, przyznaje się do błędu, a nie kiedy wpada na kolejne genialne plany i pokazuje swoją wyższość i rozmaite umiejętności.
Oho, mamy kolejny popularny motyw, z pielęgnowaniem ukochanego w chorobie :D. Chociaż takie mało efektywne to pielęgnowanie.
Rozdział 10. Ptaszki wyfrunęły z klatki
Hux i Kylo wciąż się nie cierpią. Wciąż jestem wzruszona.
Dwoje szturmowców zdezerterowało, zabijając jeszcze kilku naszych. Z osłabionymi siłami nie mogli przeprowadzić skutecznie ekspedycji rekrutacyjnej. – To, eee… ile ich w końcu było, że lecieli dużym transportowcem, ale po stracie zaledwie kilku ludzi nie mogli sobie poradzić z wyrwaniem cywilom dzieciaków?
Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą, że do droidów mam podejście mniej więcej takie jak Hermiona Granger do skrzatów domowych (może mniej robienia na drutach, a więcej fanatycznej miłości), a BB-8 jest najpiękniejszy, najsłodszy i najwspanialszy (jak ktoś się nie zgadza, może wybierać, czy woli pojedynek na blastery, czy miecze świetlne). A jednak, cóż, scena jego zniszczenia mnie niemal zupełnie nie wzruszyła (a jestem człowiekiem, który potrafi się rozpłakać podczas oglądania reklamy). Trudno mi właściwie powiedzieć, czemu, bo nie jest jakoś źle napisana, trudno mi wymagać też jakiegoś przeładowania emocjami w takiej perspektywie, zresztą nie jestem przekonana, czy dobrze by to wypadło, niemniej uznaję to za pewne osiągnięcie.
W każdym razie, liczę na opisy Poego radzącego sobie z tą traumą, kiedy już się o niej dowie :P.
Rozdział 11. Wojownicy z lasu
No wiedziałam, wiedziałam, że wisiorek odegra Ważną Rolę w Fabule.
Nie ma takiego słowa jak blondwłosy. Blond sam w sobie określa, że chodzi o kolor włosów.
Rozdział 12. Pytanie za pytanie
Chłopaki prowadzą mnie przez różne korytarze, co chwila skręcamy to w prawo, to w lewo, a zwłaszcza, kiedy wydaje się, że z naprzeciwka ktoś idzie. Mam nadzieję, że później odprowadzą mnie z powrotem, bo sama nie trafię. – Cóż, biorąc pod uwagę, że wymknęłaś się z celi, w której ktoś musi cię zamknąć z powrotem, to trudno, żeby nie…
Ojejku, Poeś taki biedny, taki bezbronny i wzruszający, że w końcu mamy to wyczekiwane przeze mnie buzi-buzi :D (a kiedy bedo seksy?)
Jakoś te dwa ostatnie rozdziały subiektywnie wydają mi się mało gwiezdnowojenne w klimacie, ale to nie zarzut, tylko luźna uwaga.
Podsumowując
Biorąc pod uwagę, że rozdziały dodajesz co parę dni, jestem naprawdę głęboko zdumiona tym gwałtownym skokiem jakości, który następuje gdzieś w połowie – bo żeby znacząco rozwinąć się pisarsko, to za krótki czas. Mam wrażenie, że w którymś momencie zupełnie ci się zmieniła koncepcja tego opowiadania, z romansu postanowiłaś pójść w przygodę, ale wciąż jestem dość zdziwiona, że zmiana tematyki wywarła aż taki wpływ na jakość. Ostatnie rozdziały są o wiele lepsze, widać choćby po tym, ile mam do nich uwag w porównaniu z pierwszymi (które były na ogół krótsze).
Czas na wyznanie: czytałam twoje opowiadanie, zanim zgłosiłaś się do oceny (to jeden z głównych powodów, dla których napisałam ją w jeden dzień) – bo czytałam albo przeglądałam chyba wszystkie polskie opka o Gwiezdnych Wojnach do znalezienia na popularnych stronach. I tak czysto egoistycznie – mnie znacznie więcej radości sprawiałoby czytanie czegoś w stylu pierwszych rozdziałów, ze złymi barbie czyhającymi na cnotę Damerona, jego fanklubem, wesołym małpim gajem w bazie i bohaterką prowadzącą z Poem głębokie rozmowy na przemian z wrzeszczeniem na niego, z wyczekiwaniem na to, kiedy się w końcu prześpią, bo lubię złe opka i głupiutkie romanse, i byłam zawiedziona, kiedy od tego odeszłaś. Ale jako że mam na tyle sumienia, że nie będę się kierować własnymi korzyściami w ocence, radziłabym jednak utrzymanie poziomu z ostatnich rozdziałów i rozwój.
Będę to opowiadanie czytać dalej, ze względu na tematykę, ale kiedy myślałam, co jeszcze mogłabym ci napisać, zdałam sobie sprawę, że ono wchodzi w najgorszą dla mnie kategorię opek, czyli średnie, nieangażujące ani ze względu na żenuę, z której można się pośmiać, ani ze względu na pasjonujące walory. W tej chwili jest dla mnie po prostu przeciętne, ale będę ci kibicować, bo uważam, że masz zadatki, żeby kiedyś naprawdę dobrze pisać.
Właściwie większość pierwszych rozdziałów można by po prostu wyrzucić zamiast przerabiać (jeśli oczywiście chciałabyś zrobić którąś z tych rzeczy). Większość tych rzeczy jest zbędna, akcja na tym nie ucierpi, można by zacząć nawet od wylotu na misję.
Rzadko czepiam się długości rozdziałów, ale te twoje mają na oko tak stronę-dwie w wordzie. Niespecjalnie można rozwinąć na takim obszarze jakąś akcję, więc wydaje mi się, że mogłoby być korzystniejsze publikowanie ich rzadziej, za to dłuższych.
Mam strasznie złe przeczucia co do tytułu. Rozsiane tu i ówdzie wzmianki każą mi podejrzewać, że bohaterka może jednak będzie miała Moc, ale nie taką zwykłą, o nie, to nie dość wyjątkowe, speszyl i bardziej tró Trzecią Stronę, której nie ma nikt.
Druga moja interpretacja jest taka, że Trzecia Strona Mocy to MIŁOŹDŹ, ale już nie wiem, co gorsze.
Pomyślałam, że o bohaterach właściwie niewiele mogę powiedzieć, ale później, że biorąc pod uwagę, jak krótkie jest to opowiadanie, to że jest to w normie.
Poe jest najpierw aroganckim dupkiem, potem bohaterka odkrywa, że czasami są w stanie ze sobą normalnie porozmawiać, a potem to on głównie śpi (mam nadzieję, że nie tylko dlatego, ze akurat nie jest potrzebny w fabule :P). Poe jest OOC (out of character), ale o tym już tyle razy mówiłam, że nie będę się rozwodzić.
Amitii nie lubię, z wielu przyczyn, które też już wymieniałam, więc tylko streszczę: jest zarozumiała, zbyt wiele razy w czymś lepsza, niesympatyczna, a w obecności Damerona kompletnie jej odbija. Właściwie jej zachowanie przy nim jest wiarygodne: widzę to tak, że jest podświadomie zakochana, ale nie chce tego przyznać (bo zakochują się pustaki, jeszcze w popularnych facetach to zwłaszcza) oraz że ma ogromne kompleksy i poczucie niższości, które potrzebuje sobie zrekompensować. Stąd ta zarozumiałość, stąd te gwałtowne wybuchy agresji przy Poem, stąd wreszcie potrzeba zaimponowania mu. Wiarygodne, ale sympatii postaci nie przysparza.
Co do tła, to o dziwo Najwyższy Porządek jest opisany o wiele lepiej niż Ruch Oporu. Bo Rey też jest OOC, Jessika… no, jest hajskólowa… o wymalowanych barbie nie mówiąc. Tymczasem Kylo jest kanoniczny, Hux wydaje się kanoniczny, Phasmy i Snoke’a było na tyle mało, że trudno mi powiedzieć, ale niekanoniczni nie są.
Szczerze mówiąc, to wszyscy twoi bohaterowie są mi głównie kompletnie obojętni.
Chociaż nie, właściwie dość lubię Huxa. Ale to dlatego, że lubiłabym każdego, kto by tak jechał po Kylo i go gasił.
Myśląc o tle postaci, zdałam sobie jeszcze sprawę, że Amitia często używa słowa przyjaciele, ale jest to wyłącznie deklaratywne, nie widać, żeby się z kimś blisko przyjaźniła. Używa go nawet w stosunku do osób, których na początku nie cierpi – jak Poe, czy niemal nie zna – jak Rey czy Finn.
Na plus na pewno drobne opisy i szczegóły budujące tło. To, że pamiętasz, że na różnych planetach rok czy doba ma inną długość, jakie są konsekwencje lotów, że u obcego, hm, plemienia, potrafisz pokazać jego zwyczaje i kulturę przez subtelne szczegóły, jak opis lampki. Wiem, że powinno być to oczywiste dla każdego ogarniętego człowieka, ale na blogaskach to jednak dla mnie pewna niespodzianka. Podoba mi się, naprawdę.
Styl jest przeciętny. Ani zły, ani wybitnie dobry. Językowo jest to raczej wysoki poziom – jasne, wypatrzyłam trochę literówek i brakujących przecinków, ale można to wyeliminować przy uważnym czytaniu czy współpracy z betą. Z błędów popełnianych bardziej nagminnie:
Na początku w zapisie dialogów stosujesz też dywizy zamiast półpauz. Później jest ok.
Czasami masz problemy z poprawnym zapisem dialogu, kiedy komentarz odnosi się do opisu czynności. Punkt 1.
Cudzysłowy są niepoprawne. Punkt 4.
Z technicznych rzeczy – brak wyjustowania, wcięcia akapitowe raz się pojawiające, raz nie.
Imię Poe się odmienia. Konkretnie to odmienia się tak:
M. Poe
D. Poego
C. Poemu
B. Poego
N. Poem
Msc. Poem
W. Poe
Trzy. Za pierwsze rozdziały dałabym słabe dwa, za ostatnie nawet cztery, więc średnią łatwo policzyć.
Ocenka dobra... Ale jak to Kylo i Hux się nie cierpią? DDDD:
OdpowiedzUsuńTak to i bardzo dobrze, to jest takie odświeżające, przeczytać coś, co nie jest stormpilotem ani kyluxem...
UsuńO rany, to już? Jesteście najszybszą ocenialnią, z jaką się spotkałam, będę Was polecać :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ocenę i z pewnymi rzeczami się zgadzam, a z innymi nie, a jeszcze z innych chcę się wytłumaczyć, więc może być długo :)
Czytałam dalsze rozdziały i zarówno Rey, jak i jeszcze bardziej Finna, trudno mi nazwać przyjaciółmi Amitii. Leię też, jest jej dowódcą.
Tak, z tego wytłumaczę się później :)
Zresztą w całym opowiadaniu masz ten problem, zaczynasz od przeszłego, przechodzisz w teraźniejszy, wybierz sobie jeden czas i się go trzymaj (osobiście polecałabym przeszły, teraźniejszy jednak chyba irytuje większą liczbę ludzi).
Masz rację, lepiej wyglądałby jeden czas w całym opowiadaniu, ale w pewnej chwili (pisząc czwarty rozdział) zupełnie nie mogłam ruszyć dalej, aż nagle zaczęłam myśleć w czasie teraźniejszym i poszło ;) Chyba łatwiej mi będzie przerobić wcześniejsze rozdziały też na czas teraźniejszy...
teraźniejszy jednak chyba irytuje większą liczbę ludzi
Dużo popularnych książek jest napisanych w czasie teraźniejszym, na przykład "Igrzyska śmierci" albo "Niezgodna".
Oczywiście nasza dzielna bohaterka musi być lepsza od wszystkich. Ponieważ Poe Dameron, najlepszy pilot Ruchu Oporu, ani chybi zostałby zestrzelony w trzy sekundy bez jej pomocy.
Wcale nie jest lepsza od wszystkich, tylko... no, to jest bitwa i może się zdarzyć, że nawet najlepszy pilot będzie zagrożony i ktoś mu przyjdzie z pomocą. Chwilę wcześniej Amitii nie udało się ocalić innego pilota, więc nie jest taka najlepsza :(
dlaczego bohaterki muszą defaultowo gardzić kimś tylko dlatego, że jest znany, dobry w tym, co robi?
Nie o to mi chodziło, ale pewnie nie umiałam tego pokazać...
Wyjaśnijmy sobie coś na wstępie, żeby mieć z głowy: Poe Dameron jest miłym człowiekiem. Widziałam większość scen z nim kilkanaście razy, więc jestem o tym głęboko przekonana.
Tymczasem u ciebie zachowuje się jak podrywacz za dychę spod damskiego kibla. Próbuję sobie wyobrazić Poego w takiej sytuacji i znowu mam error: błąd krytyczny. No nijak go nie widzę. Widzę fanonicznego Tony’ego Starka.
Wyjaśnijmy sobie coś na wstępie, żeby mieć z głowy: tak naprawdę wcale nie wiemy, czy Poe Dameron jest miły. Szczególnie nie wiemy, czy jest miły dla dziewczyn. Nie oglądałam filmu aż tyle razy, ale nie przypominam sobie ani jednej sceny, w której w ogóle rozmawiałby z jakąś dziewczyną... Jest miły dla Finna, widać, że go lubi, no ale Finn pomógł mu uciec i tak dalej, jest mu na pewno bardzo wdzięczny i byłby ostatnim bucem, gdyby nie był dla niego miły.
To znaczy, ja uważam, że jest miły, fajny i wesoły, ale... Myślę też, że ma wielkie powodzenie u dziewczyn i to go trochę zepsuło. To znaczy nie jest jakimś cynicznym podrywaczem, czy coś, ale takim popularnym chłopakiem. I wie, że nawet jak rzuci czasem jakimś głupim tekstem, to dziewczyny się nie obrażą. Może nawet nie wie, że te teksty są głupie (bo nikt mu tego nie powiedział i uważa, że wszystko jest ok). Tak go sobie wyobrażam, i wiem, że to są tylko moje wyobrażenia (to się chyba nazywa headcanon?), ale naprawdę na razie nie wiemy o nim na tyle dużo, żeby móc na pewno powiedzieć, że nie mam racji. Wiemy na pewno tylko, że jest odważny i jest najlepszym pilotem w Galaktyce ;) Właściwie o Finnie wiemy dużo więcej, na przykład to, że wrócił ratować Rey, choć przedtem chciał tylko uciec na koniec Galaktyki i tam żyć sobie spokojnie, dużo o nim mówi.
Żeby się dowiedzieć więcej o Poe Dameronie trzeba będzie pewnie poczekać do następnej części (a wtedy się pewnie dowiemy, że jest chłopakiem Finna a dziewczyny go wcale nie obchodzą XD).
A podrywacze za dychę spod damskiego kibla mówią o wiele gorsze rzeczy :< i nigdy bym nie napisała czegoś takiego dla Poe.
Nie nazwałabym "Igrzysk Śmierci" oraz "Niezgodnej" dobrą literaturą. :P
UsuńNazwałam ją "popularną" :)
UsuńWiem, może nie doprecyzowałam: owszem, są popularne, ale nie są literaturą najwyższych lotów, więc skoro coś jest popularne ale nie do końca dobre, to może warto czasem pomyśleć nad zmianą. Osobiście próbowałam kilka razy podejść do narracji pierwszoosobowej, jest, tak mi się wydaje, strasznie trudna, bardzo emocjonalna, ciężko przekazać w niej "cały świat" utworu. Bo do dyspozycji mamy tylko jedną osobę. Trzecioosobówka daje ten komfort, że można pisać o wszystkim, jeśli jest to narrator wszechwiedzący. A przecież można pisać w trzeciej osobie, ale narrator może jakby towarzyszyć konkretnemu bohaterowi.
UsuńI takie tam, no.
To prawda, jest ciężko, kiedy trzeba pokazać coś, czego nie widział główny bohater. Następnym razem pewnie wybrałabym trzecioosobową. Teraz na przykład mam problem, jak bardziej rozwinąć Poe...
UsuńSkoro już masz narrację Kylo, postaci drugoplanowej, nie sprawi żadnej różnicy, jak dorzucisz jeszcze Poego :P. A na przyszłość rzeczywiście radziłabym, z doświadczenia po napisaniu setek stron w obu narracjach, trzecioosobową i mowę pozornie zależną, można się przerzucać pomiędzy punktami widzenia, a mocno siedzi się w głowie bohaterów.
UsuńA fokle to naszła mnie ochota na pisanie opka.
UsuńAle pójdę pisać ocenkę. I będę mieć pustą kolejkę, mwhahaha!
Opko też pisz, faneczki czekajo.
UsuńFirst things first, jutro idę na rozmowę. Mam cień nadziei, że mnie przyjmą, więc chcę napisać ocenkę najpierw, bo nie chcę, żeby autorka czekała. No bo jak już będę pofasznym człofiekiem, to nie będę mieć czasu na Internety... ;-; (nie tyle, co teraz).
UsuńOpko też popiszę. W swoim czasie.
Spoko, przyjmą ;) A wtedy faneczki całkiem się zapłaczą.
UsuńTak naprawdę robisz to, żeby zasłonić moja dopiero co dodaną, gościnną ocenkę, co?!!1111oneone
OCZYWIŚCIE. A tak serio, to doznałam niesamowitych wyrzutów sumienia, bo napisałaś tak szybko ocenkę i mi głupio, że u mnie autorka czeka tak długo. ;-;
UsuńDen po prostu cche zgarnac jubileuszowa, setna ocenke :P
UsuńNawet nie wiedziałam, że to już! No to mam motywację dodatkową. :P Ale szczerze nie wiem, czy ta ocenka się ukaże, bo opko jest na tyle dobre, że nie mam co pisać o nim. :(
Usuńswoją drogą ona ma chyba jakieś tragicznie niskie poczucie własnej wartości, jeśli tak przeżywa głupawe komentarze Camerona
OdpowiedzUsuńTrochę ma. Ale o tym będzie później.
A może przyszedł, żeby też sobie poćwiczyć, a przyglądał się tak przy okazji? I jakoś nie widzę, żeby się śmiał, tylko skomentował fakt, która bohaterka osobiście przyznała parę akapitów wyżej.
No ale ona jest trochę przewrażliwiona na tym punkcie i wyobraża sobie różne rzeczy. Piszę wszystko z jej perspektywy, więc to co ona sobie myśli wcale nie musi być prawdą ;)
nazywanie ich przyjaciółmi to dla mnie pewne semantyczne nadużycie. Raczej dopiero mają na nich zadatki.
Może już za bardzo wkręciłam się w fandom ;)
Tylko że biorąc pod uwagę, że to jedyna taka rozmowa na przestrzeni rozdziałów, mam wrażenie jak powyżej.
Później nie mieli za wiele czasu na rozmowy. Ale teraz będą mieć dłuższy przystanek na planecie Erba, więc może...
Pokazywanie takich rzeczy czytelnikowi tak ostentacyjnie jest kiepskim pomysłem, typowym dla niewyrobionych twórców.
Zanotowałam, zapamiętałam ;> I myślę, że już zdążyłam się poprawić... ;)
Rey jest wyautowana z kanonicznego charakteru. Rey siedząca nieśmiało w kącie pokoju, niepewnie się uśmiechając. Rey nagle otwierająca się przed obcą lasią i opowiadające jej całe swoje życie.
Cóż, to nie jest Rey, którą znam z filmu.
Wiem, że Rey jest silną i twardą dziewczyną, która dawała sobie radę sama na Jakku, ale pomyślałam, że dla kogoś, kto prawie całe życie spędził samotnie, dużo osób naraz i to takich, gdzie widać, że dobrze się znają, może być onieśmielające. To oczywiście znowu tylko moje wyobrażenie, ale znam osoby, które tak właśnie reagują na tłum.
"Poe Dameron odkrył fanfiki" - świetny obrazek <3
Szkolenie z Lukiem...
Właściwie to miało wyglądać inaczej. Te rozdziały, które dzieją się w bazie, miały być bardziej rozbudowane. Ale wrzucałam najpierw to opowiadanie na opowi.pl i zauważyłam, że właściwie prawie nikt tego nie czyta i nie komentuje, i stwierdziłam, że to chyba nudne co piszę. Więc chciałam jak najszybciej wyprowadzić bohaterów z bazy i posłać dalej... Dlatego jest tak mało Rey i wcale nie ma Finna (jak pisałaś na początku, że nie są jej przyjaciółmi) i innych postaci, które miały być bardziej rozbudowane (np. Cron Antilles. Albo Berta XD).
Szkolenie też miało być dłuższe i ciekawsze...
A w ogóle ćwiczenia zaufania jako pretekst do poprzytulania się z Dameronem.
OH MY GOD rozszyfrowałaś mnie... T_T
jaki jest cel tego poniżania Poego niemal na każdym kroku? Rozumiem, że motyw od niechęci do miłości i bla bla, ale naprawdę tak fajnie jest być w związku z człowiekiem we wszystkim gorszym albo za takiego uważanym?
Poe jest najlepszym pilotem w Galaktyce i jest Ciachem, na które lecą wszystkie dziewczyny z bazy (i chłopaki XD), więc Amitia po prostu z przekory zauważa jego wady i słabostki. To nie miało na celu poniżania, tylko pokazanie, że w dalszej części opowiadania ona jednak się do niego przekona.
Byłam po nim przekonana, jeśli Poe i Amitia nie są przynajmniej kochankami, to łączy ich jakaś głęboka i bliska relacja uczuciowa.
No właśnie dlatego, że tych rozdziałów w bazie miało być więcej... :<
>Ponieważ nie odnosisz się do tego nigdzie później, zapytam: doczekamy się jakiegoś wyjaśnienia, jak właściwie Poe dostał się na statek Najwyższego Porządku i zwinął zbroję szturmowca, czy to Tajemniczy Imperatyw Narracyjny, który rozpłynie się w mroku?
OdpowiedzUsuńZostawiłam to w domyśle, ale mogę gdzieś później kazać mu dokładnie to opowiedzieć ;)
>Rozdział siódmy przynosi nam nagłą zmianę narracji na tę Kylo. Średnio jestem przekonana do robienia czegoś takiego po kilku rozdziałach i dlatego, że nie ma jak opisać pewnych wydarzeń, ale dobra, to moja opinia.
Pisanie w pierwszej osobie jest czasami pułapką :<
>Przecież tych szturmowców trochę było, lecieli dużym transportowcem, rozumiem, że nagłe strzały ich zdezorientowały, ale wszystkich i tak bardzo, że wszyscy mieszkańcy uciekli, a oni to olali?
Tu się trochę wzorowałam na scenie ataku na Jakku - szturmowców nie było tam aż tak strasznie wielu.
>– Och, to nic, że w żaden sposób nie pomogę tym zamordowanym ani jeszcze żyjącym,
Pomógł, mieszkańcy uciekli ;>
Ponieważ czytałaś już ostatnie rozdziały, więc myślę, że rozumiesz, dlaczego było tak ważne, żeby Poe i Amitia stanęli w obronie mieszkańców, a nie po prostu uciekli :)
>Po prostu to zestawienie „jestem najlepszy, więc jestem ponad zwykłym prawem” już brzmi nieprzyjemnie i mi nie pasuje do kanonicznego Poego.
Ale on tylko stwierdza fakt - "pozwalali mi, bo jestem najlepszy", a nie "miałem do tego prawo, bo jestem najlepszy".
> pokazuje swoją wyższość i rozmaite umiejętności.
Ona ma dość bogatą przeszłość i różne umiejętności, więc jeszcze trochę ich pokaże, ale mam nadzieję, że mnie uda się to przekazać tak, że będzie wiadomo, z czego te jej umiejętności wynikają.
>Oho, mamy kolejny popularny motyw, z pielęgnowaniem ukochanego w chorobie :D.
Lubię ten motyw XD
>Chociaż takie mało efektywne to pielęgnowanie.
Nie miała lekarstw, bandaży ani nawet wody, zrobiła co mogła.
>Ojejku, Poeś taki biedny, taki bezbronny i wzruszający
Ja też go kocham <3
>w końcu mamy to wyczekiwane przeze mnie buzi-buzi :D (a kiedy bedo seksy?)
Kiedyś :P
(A buzi-buzi wcale jeszcze nie powinno być, ale moja koleżanka, która czyta jako pierwsza wszystkie rozdziały, po każdym dopytywała się, kiedy wreszcie... Ale tak naprawdę chcę rozwijać ich relację dużo wolniej.)
>Druga moja interpretacja jest taka, że Trzecia Strona Mocy to MIŁOŹDŹ, ale już nie wiem, co gorsze.
O, na to nie wpadłam, ale jeszcze mogę zmienić koncepcję... ;)
>Poe jest OOC (out of character)
Ma tyle z charakteru ile trzeba: jest odważnym i śmiałym pilotem, który leci ratować nawet tę swoją podwładną, która z własnej głupoty wpadła w kłopoty (ale rym XD). Nie jest OOC.
>jest niesympatyczna
T_T nikt jej nie kocha, nikt nie docenia... T_T
Dziękuję za ocenę, będę pisać dalej, bo pomysłów mam mnóstwo... Jeśli będziesz nadal czytać, będzie mi miło :)
Pozdrawiam :)
No, to jest chyba najbardziej ekspresowa ocena w historii ocenialni, nie liczyłam na takie normalnie :P.
Usuń"Dużo popularnych książek jest napisanych w czasie teraźniejszym, na przykład "Igrzyska śmierci" albo "Niezgodna"" - Wiem. Jak rozmawiam ze znajomymi o tych książkach, to wymieniają to jako jedną z większych wad, ale nie mówię, że dla całej ludzkości jest to nie do przejścia, to tylko sugestia ;).
"Wcale nie jest lepsza od wszystkich, tylko... no, to jest bitwa i może się zdarzyć, że nawet najlepszy pilot będzie zagrożony i ktoś mu przyjdzie z pomocą" - No to przecież to samo napisałam niżej, wyjaśniłam, czemu mi się to nie podoba ;).
"Nie oglądałam filmu aż tyle razy" - Ja też nie ;). Oglądałam sceny z BB-8, z Poem na dokładkę.
Trochę kupuję twoje wytłumaczenie odnośnie osobowości Poego, a trochę nie. Znaczy - no przede wszystkim jego jest w filmie mało i ma sceny głównie z Finnem, no to jest miły dla niego, ale w innych scenach on mi też się wydaje taką chodzącą szlachetnością - ok, sceny ataków lotniczych może specjalnie nie rozwijają postaci i to, jak się wtedy odnosi do drużyny, nie musi mieć przełożenia, ale ze wszystkich scen razem wyłania się obraz naprawdę miłego faceta - i wiem, że ludzie mogą się zachowywać różnie odnośnie różnych osób, ale wciąż nie wyobrażam sobie Poego tak diametralnie innego niż to, co zostało nam zaprezentowane w filmie. Jak tak myślę, to nie jest nawet kwestia koncepcji, tylko jej przedstawienia - bo ja chętnie poczytałabym o Poem zepsutym powodzeniem, czemu nie. Tylko gdyby miało to jakieś uzasadnienie, pogłębienie psychologiczne, wyjaśnienie - jak mówię, Poego jest w filmie mało, więc ma się pewne pole do popisu odnośnie jego osobowości - a ty mnie na wstępie wrzucasz w sytuację, gdzie Dameron jest aroganckim dupkiem, bo tak. No ja mam wtf, bo po filmie to jest ostatnia rzecz, jaką bym o nim powiedziała. (Nie żebym jakoś kochała fandomy, ale najwyraźniej podzielają moją opinię :D http://raul-e-esparza.tumblr.com/post/136258285356/kenobrea-i-love-how-the-poe-dameron-fandom-is )
Aha, i żeby nie było, nie uważam, że twój Poe jest jakimś strasznym bucem, jasne, mógł się zachowywać o wiele gorzej, z pewnością nie jest to najbardziej prymitywny podryw, jaki słyszałam, ale wciąż byłabym dość zażenowana jego zachowaniem.
"Właściwie o Finnie wiemy dużo więcej" - No, bo jest go w filmie dużo więcej ;).
Tak, nazywa się headcanon ;).
Oj co tylko u dziewczyn, cały fandom żyje jego tęczową orientacją :D.
"a wtedy się pewnie dowiemy, że jest chłopakiem Finna a dziewczyny go wcale nie obchodzą XD" - Nah, stormpilot to sympatyczny ship i wyjątkowo nietoksyczny jak na możliwości fandomu i jedyne, co mam mu do zarzucenia, to niektórzy jego fani i to, że wyskakuje mi z lodówki, ale wolałabym, żeby go jednak nie było, żeby fandom miał ból pupy :P. Za to żeby był inny wątek homo, żeby konserwatyści też mieli ból pupy i żebyśmy się dowiedzieli, jak to "poprawność polityczna zniszczyła kolejny dobry film!!!11111oneone".
Co do Amitii - ja nie mówię, że jej zachowanie w tych scenach jest niewiarygodne, tak wyjaśniam, tylko że mi się przez nie wydaje niesympatyczna.
"Poe Dameron odkrył fanfiki" - świetny obrazek <3" - No, to jest najpiękniejsze zdjęcie Isaaca, jakie widziałam, i najlepiej oddane szok&przerażenie&niedowierzanie :D.
Usuń"właściwie prawie nikt tego nie czyta i nie komentuje, i stwierdziłam, że to chyba nudne co pisze" - Po prostu polski fandom GW jest bardzo ubogi ;).
"Amitia po prostu z przekory zauważa jego wady i słabostki" - Właśnie dla mnie to nie jest niewinna przekora, ona na niego reaguje histerycznie i agresywnie.
"Zostawiłam to w domyśle, ale mogę gdzieś później kazać mu dokładnie to opowiedzieć ;)" - To jest akurat za ważne, żeby zostawiać w domyśle. Jak tak zrobisz, stworzysz wrażenie, że twoim bohaterom się wszystko udaje, bo tak/bo nie masz pomysłu, żeby to wyjaśnić.
"Pisanie w pierwszej osobie jest czasami pułapką" - Wiem, też tak pisałam (wolę trzecią). Ale akurat wczoraj czytałam książkę, gdzie był podobny zabieg jak u ciebie, i nie odebrałam tego źle, więc jak mówiłam - większość pomysłów sama w sobie nie musi być zła, zależy, co z tym zrobisz.
"rozumiesz, dlaczego było tak ważne, żeby Poe i Amitia stanęli w obronie mieszkańców, a nie po prostu uciekli" - Rozumiem, ale to nie zmienia faktu, że imo Poe zachowuje się głupio :P.
"Ale on tylko stwierdza fakt - "pozwalali mi, bo jestem najlepszy", a nie "miałem do tego prawo, bo jestem najlepszy"" - Cóż, wciąż jego zachowanie mnie nie zachwyca.
"Ona ma dość bogatą przeszłość i różne umiejętności, więc jeszcze trochę ich pokaże, ale mam nadzieję, że mnie uda się to przekazać tak, że będzie wiadomo, z czego te jej umiejętności wynikają." - Jeśli będą faktycznie z czegoś wynikać, nie będzie ich za dużo i kompletnie wymaksowanych, i nie będzie z tego płynąć jej poczucie wyższości, to pewnie będzie ok. Póki co miałam inne wrażenie.
"Lubię ten motyw XD" - Ja też, ale w realnym życiu pewnie po góra godzinie umarłabym z nudów. :P
"Nie miała lekarstw, bandaży ani nawet wody, zrobiła co mogła." - Wiem. Dlatego się jakoś nie czepiam. Ale powiem ci, że jak to czytałam, miałam przed oczami taką scenę z Mikołajka, jak Jadwinia powiedziała Mikołajkowi, że będą się bawić w wojnę czy tam w pielęgniarkę i cała zabawa polegała na tym, że Mikołajek leżał na trawie, a Jadwinia w kółko załamywała nad nim ręce i powtarzała: ojojoj, mój biedaku, jaki ty jesteś chory, będę się tobą opiekować. :D
"Kiedyś :P" - To nie wiesz, że opka się czyta tylko dla seksów? :(
"Ale tak naprawdę chcę rozwijać ich relację dużo wolniej." - Tak serio, to słusznie. Już nie pisałam, ale jak dla mnie ten pocałunek też jest za szybko.
"Nie jest OOC." - A dla mnie jest, no i co zrobisz. :P
Jeśli ocena się jakoś przydała, to się cieszę :).
Errata do pierwszego zdania: nie liczyłabym.
UsuńMam wrażenie, że ta bucowatość i impertynencja to wynik nie zupełnie świadomego schematu "im bardziej się polubią tym bardziej się przedtem czubią", a opisywanie chamskich zachowań jest najłatwiejszą drogą do uzyskania takiego efektu, w dodatku łatwą do odkręcenia po zakochaniu. W komediach romantycznych zwykle polega to na "ciętych" odzywkach i czasami śmiesznych minach a postawy antagonistów są przerysowane. Możliwe że autorka nie całkiem świadomie przejęła tą konwencję, i uznała że główna para musi się tak do siebie odnosić.
OdpowiedzUsuńNie uważasz że marysujkowatość pilotki w sumie odnosi się do oryginału? To właściwie jeden z głównych zarzutów do filmu, że Rey we wszystkim jest dobra i od razu jej się wszystko udaje. Duża część złych rzeczy w fanfikach to przesadnie rozwinięte wątki z oryginału, jak choćby opisywanie jak to Kylo co chwilę cośtam tnie mieczem bo w filmie było to ze dwa razy pokazane.
Tak, ten schemat widzę, też wspomniałam o nim od nazwą "od niechęci do miłości".
UsuńCóż, generalnie, jak lubię GW, to nie uważam tego za przesadnie ambitne czy dobre filmy. Dużo rzeczy jest dziurawych, a zachowań postaci niewiarygodnych. Wiem, że ludzie mieli takie zarzuty, ale Rey nie uważam za maryśkę na tę chwilę. Na mającą na nią potencjał owszem, ale mam nadzieję, że twórcy tego unikną. A co do tego, że fanfiki przerysowują pewne schematy i dlatego to kiepsko wypada, to oczywiście racja :).
Jeszcze, tak mi wpadło do głowy, dodam, że z powyższych względów doceniam postać Poego, który jest najlepszym pilotem Ruchu Oporu - i tyle. Nie ma Mocy, nie jest żadnym wybrańcem, synem/wychowankiem jakichś szych itd. - po prostu jest najlepszy w jednej rzeczy i to wystarczy.
Jeszcze tylko małe słówko w obronie mojej bohaterki :)
OdpowiedzUsuńNie wszystkim wydaje się niesympatyczna, na przykład na opowi.pl dostałam taki komentarz:
"Przez opisanie takich sytuacji można lepiej poznać bohaterkę. Np. z dialogów wywnioskowałam już, że jest miłą i empatyczną osobą." ;)
Pozdrawiam :)
Widziałam ten komentarz, ale to żaden argument w obronie, tylko cudza opinia - bywa, miałam pisać w odpowiedzi na twój komentarz, że nikt nie lubi bohaterki, że nie no, ja jej nie lubię.
UsuńAle wydaje mi się cokolwiek znamienne, że ten komentarz pojawił się pod rozdziałem trzecim, gdzie bohaterka demonstracyjnie pokazuje, jaka jest wrażliwa. Ja jednak oceniam też czyny i przemyślenia, nie tylko słowa ;).
Zwiastuny/krótkie filmiki do fanfików - hit czy kit?
OdpowiedzUsuńNie mówię tutaj o tego typu tworach, co zdradzają całą fabułę, ale jako uzupełnienie opisu blożka. Jakaś opinia? Bo zastanawiam się, czy robić XD
Pomysł sam w sobie jest mi kompletnie obojętny, zależy od wykonania. Tylko że na blożkach zwykle jest beznadziejne, więc jestem uprzedzona.
UsuńI gdzie kolejna ocenka? :< Czekając na następną, przeczytałam już chyba z połowę tych starszych :D.
OdpowiedzUsuńGaya coś tam pisze, ale ma, hm, wymagające opko.
UsuńJakby się coś ciekawego i w miarę krótkiego zgłosiło, też bym pooceniała...
Jak ogarnę bloga, to w przyszłości się do Was zgłoszę :D.
Usuńto prawda że na susie macie tajne podforum, gdzie obgadujecie autorów blogów?
OdpowiedzUsuńTag.
UsuńTak właśnie jest, piszemy, że ich matki były chomikami, a ojcowie śmierdzieli skisłymi jagodami.
UsuńZapomniałaś o komentowaniu wyglądu i najdrobniejszych potknięć.
UsuńWydawało mi się to oczywiste...
Usuń