sobota, 2 stycznia 2016

0093. odcienie-zieleni.blogspot.com

Miejscówka przyzywającego: Wszystkie odcienie zieleni
Przedwieczna: Gayaruthiel

Prolog

Raz piszesz Tawiz, innym razem Tiwaz. Domyślam się, że ma to być swego rodzaju ksywka dla Tyra (bo sobie wyguglałam, że Tiwaz to nazwa runy utożsamianej z tym Asem), ale warto byłoby to zaznaczyć w tekście, bo można odnieść wrażenie, że w scenie bierze udział trzech mężczyzn.

Próbowali zapanować nad emocjami, ale nawet będąc bogami wojny, było ich tylko dwóch – Ten imiesłów tu nie pasuje. Zdanie powinno mieć sens po wyrzuceniu tego, co jest oddzielone przecinkami, a tu wychodzi na to, że „próbowali zapanować nad emocjami, ale było ich tylko dwóch i nie dali rady”.

Był niczym grom, niezdolna do powstrzymania burza. – Może raczej niemożliwa do powstrzymania? Niezdolna sugeruje, że to burza miała powstrzymywać się sama.

Wiedział, że w honorze wojownika jest, by nie uciekać – Nie bardzo to po polsku.

Mój przyjaciel Tyr od dawna wiedział o istnieniu Nidhogga w Nastrondzie – przemawiał Wotan. – Nic jednak ku temu nie zrobił… – Nic jednak z tym nie zrobił.

— Zrozumiał, że jest za słaby na sprawowanie władzy i uciekł. Postanowiłem wtedy wziąć sprawy we własne ręce: wyruszyłem do Helheimu, przedostałem się do Nastrondu i własnymi rękoma ubiłem bestię. Sam. Bez niczyjej pomocy – mówił. // Zgromadzeni spojrzeli znacząco po sobie. Najważniejszy z nich wstał i zbliżył się do Wotana. // — Gratulujemy, wojowniku i dziękujemy za obronę kraju. // — Walka za ojczyznę to moja powinność! – zawołał, przykładając pięść do serca. – Tyle że z poprzedniej rozmowy można jasno wywnioskować, że to nie jest jego ojczyzna.

Opanuj, proszę, tę orgię wielokropków, naprawdę nie wszędzie są niezbędne. Obrazki, którymi rozdzielałaś tekst, się popsuły. Przeczytałam prolog z zainteresowaniem, mam nadzieję, że reszta będzie równie ciekawa.

Rozdział 1

Jego największa tajemnica została odkryta – przez przygarniętego syna, który właśnie całkowicie realnie zaczął podchodzić do ogółu sytuacji. – Co to znaczy? Może chodziło ci o słowo poważnie?

nigdy tak naprawdę nie brał go pod uwagę, jako dziedzica... z różnych względnych powodów. – Co to są względne powody?

Naprawdę nie pomyśleliście, że skoro potrafię samoistnie kierować bifrostem – Samodzielnie. Bifrost to nazwa własna, dużą.

Im dłużej Dziewięć Światów nie posiada władcy, to w końcu może pogrążyć się w chaosie. Im łączy się z tym, nie z to.

Zawsze jest bowiem potrzebna osoba, która to wszystko równoważy, dzięki której każda żywa istota może czuć się bezpiecznie. – Że niby Loki, jako ten, który obejmuje teraz posadę władcy Dziewięciu Światów, miałby rozsiewać wszechobecne poczucie bezpieczeństwa?

Rozdział 2

W centrum Asgardu wznosiła się jedna ze wspanialszych budowli wykonanych za Czasów Odyna – majestatyczny Gladsheim, który swą wielkością nie dorównywał żadnemu z dotąd wybudowanych. – Znaczy, był całkiem malutki?

Już na pierwszy rzut oka Loki stwierdził, że ów Ásbjörn jest winny wszystkiemu, co uczynił. – O co go oskarżają, albo o co go obwiniają. Inaczej wychodzi ci masło maślane.

Łańcuchy szeleściły nieprzyjemnie. – Czyżby były z papieru? 


  Panowie! – wydarł się rozdzierająco, unosząc ręce do góry. – Panie! Przybyliście tu wszyscy na sesję! – Sesję czego? Wydarł w narracji trzecioosobowej jest jakby nie na miejscu. 
Z nosa pociekły mu strużki posoki – Czy to znaczy, że tak naprawdę był zwierzęciem? Ludzie mają krew, zwierzęta posokę, i nie, nie kupię tego, że użyłaś dawnego znaczenia tego słowa, bo reszta tekstu nie została wystylizowana na staropolski. http://sjp.pwn.pl/sjp/posoka;2505767.html

Mężczyzna oparł się o ścianę prysznica i patrzył, jak przyjemnie ciepła woda spływa małymi strumyczkami, rzeźbiąc ścieżki w jego alabastrowym ciele – Czyżby kąpał się w kwasie solnym?

czysto-krwistych – bez dywizu.

gdyby ktoś był wtedy w pomieszczeniu, mógłby pomyśleć, że Loki nie żyje. Znowu. Tym razem jednak ten ktoś mógłby się głębiej nad podejrzaną sprawą zastanowić, bo przecież nie na co dzień widzi się osobę śpiącą z otwartymi oczami. Nie oddychającą w dodatku… – Za to trupy jak najbardziej nie oddychają i mogą mieć otwarte oczy, więc w czym problem?

Wreszcie magik założył jedną z czarnych tunik – Nie musisz po raz kolejny informować o kolorze, wiemy już, że innych nie miał.

Tu się ukryłeś! – warknął Fenrir. – Sentymentalny jesteś, skoro mnie jeszcze pamiętasz… // — Walczyliśmy razem – wydusił, czując, jak pazury wilka wbijają mu się w ramiona. – Um, według mitologii Fenrir jest synem Lokiego. Zapewniasz, że trzymasz się raczej mitologii niż świata komiksów i filmów, to jednak jest dość sporym odejściem od kanonu.

Rozdział 3

Owszem, Lady Sif mogła być na niego wściekła – Skąd tu nagle ten anglojęzyczny tytuł? Czy tak właśnie tytuowana jest Sif w komiksach wydawanych w Polsce? Lady to córka Lorda, ale Asowie nie korzystali raczej z brytyjskich tytułów szlacheckich. A nawet gdyby, trzeba byłoby tytułować także pozostałych bohaterów, żeby to miało sens.

Liczył na chociaż odrobinę wsparcia z jej strony, lecz niestety: znów się przecenił. – Albo się przeliczył, albo ją przecenił.

Spuścił wzrok rozumiejąc, że popełnił błąd, decydując się jej to wszystko powiedzieć. Usłyszał bowiem coś, czego nigdy, ale to przenigdy nie chciał usłyszeć – prawdę. Zacisnął zęby i ruszył przed siebie, wymijając Sif bez słowa. // Dziewczyna opuściła ręce, oniemiała. Posunęła się za daleko… // — Iluzjonisto! – zawołała błagalnym głosem. – I co, Sif go będzie teraz przepraszać, że powiedziała mu prawdę? A raczej zarzuciła mu pragnienie władzy, które przecież dla nikogo, włączając w to Lokiego, nie jest tajemnicą?

W umysł Fenrira uderzyła fala wspomnień. Po obu stronach schwytanego wilka zmaterializowały się postacie Szalonego i jakiejś dziewczyny, wojowniczki. – Dlaczego Fenrir nie rozpoznaje Sif?

Ogarnęło ją przerażenie. // — Iluzjonisto! – wrzasnęła w przypływie desperacji. (...) — To, jak mnie zawołałaś, było wzruszające – wycedził, śmiejąc się pod nosem. – To, że nazwała go Iluzjonistą? Dlaczego? Czy chodziło o to, w jaki sposób go zawołała (z desperacją)?

Sif wzdrygnęła się, słysząc nieprzyjemny chrupot kości. – Ta sama Sif, która jest konsekwentnie opisywana jako wojowniczka, i która minuty temu przedziabała tego samego przeciwnika mieczem na wylot?

Na twarzy magika odmalowała się konsternacja – Trochę mi zgrzyta nazywanie Lokiego magikiem. Może jeszcze kuglarzem? Odbiera mu to powagę, którą próbujesz stworzyć. Możesz go po prostu nazwać magiem.

Krew w zastraszająco szybkim tempie wypływała z ran potwora, zalewając podłogę, ochlapując Lokiego, plamiąc jego dłonie… Już po chwili całą twarz miał w czerwonych cętkach. // — Obrzydliwe... – skomentowała Sif chłodnym tonem głosu. – Przypomnę raz jeszcze, Sif jest wojowniczką, krew nie powinna robić na niej wrażenia.

Odszedł parę kroków od bestii. Westchnął głęboko, rozluźniając się, by zebrać w sobie pokłady jego naturalnej mocy – mocy ognia. – Jeśli mówisz o mocy Lokiego, a nie wilka, to swojej, nie jego.

„Udało się” – ucieszył się w myślach, nie spodziewał się bowiem, że będzie w stanie wykorzystać Magię Naturalną, najtrudniejszą ze wszystkich rodzajów magii. – Zaraz, jeśli to jest naturalna dla niego moc, czemu miałoby to być takie trudne?

Loki – niezmiernie zadowolony z siebie – posprzątał po wszystkim jakimiś zaklęciami, zwrócił sztylet i claymore Sif – Claymore… czemu nie bagnet albo katana, miałoby to tyleż samo sensu.

wsparł się w boki jak basza – Pod boki.

Loki nie do końca był świadom tego, co się wokół niego dzieje. Albo po prostu nie miał siły, by ściągnąć z siebie te kilka warstw ubrań... Bynajmniej, pozwolił Sif, by rozcięła mu jego wspaniałą tunikę i koszulę. – Co tu robi bynajmniej, jaką funkcję spełnia? Punkt szesnasty.

Ot, na przykład taki Hulk… // Profesorek któregoś dnia – czy raczej: bardzo aktywnie spędzanej nocy – przecenił swoje „panowanie nad sobą” i w najzwyklejszy w świecie sposób rozsadziło go. Wybuchł, a wraz z tym zrównał z ziemią nie tylko burdel, ale i okoliczne domy. – Trochę to niekanoniczne, biorąc pod uwagę, ze w filmach Hulk stara się trzymać z daleka od ludzi, nie wiem też, dlaczego narrator ma do tej postaci lekceważący stosunek. Gdyby to była jednorazowa sytuacja, to łatwiej byłoby mi to zaakceptować, ale ty ze wszystkich Avengersów zrobiłaś zwiędłe firany, tylko po to, by nie przeszkadzali ci w fabule. Strasznie to pretekstowe. No i co, mam rozumieć, że Hulk, którego kule się nie imały, poszedł do burdelu, nadął się i wybuchnął, jak, nie przymierzając, żaba z nadciśnieniem?

Dla odmiany Czarna Wdowa została uprowadzona przez Rosjan. Do dziś Mściciele nie wiedzą, co się z nią stało, choć krąży wiele plotek, że albo została sprzedana Al-Kaidzie, albo jest przetrzymywana w tajnych siedzibach KGB, gdzieś w podziemiach Rosji. Avengers długo za nią płakało… – Naprawdę, bardzo ciężko mi uwierzyć w to, że KGB albo Al-Kaida mogłoby ot tak uprowadzić Nataszę.

…ale nie tak długo, jak za Hawkeye’m. – Bo pieprzyć Czarną Wdowę, i tak jej nigdy nie lubiliśmy, tak?

Łucznik, zrozpaczony zaginięciem przyjaciółki, postanowił podjąć się misji samobójczej, wyruszając na poszukiwanie tajnych baz kontrwywiadu rosyjskiego i słuch o nim zaginął, gdy tylko przekroczył granice Rosji – automatycznie został wtedy uznany za martwego – Okeeej. Ledwie superżołnierz przekracza granice Rosji, Stany stawiają na nim krzyżyk? Nie ma jak wsparcie swoich.

Bezczynność go nużyła, a od niedawna stała się dla niego męcząca... Zło praktycznie się zacierało, w dodatku nie zapowiadało się na żadną wojnę. – Zacierała się granica między dobrem a złem, czy też zło powoli znikało z oblicza ziemi? Nie wiem, co próbujesz powiedzieć.

Powiedział mi wtedy: „Nie zrobiłem tego dla ciebie” – załkał. – To były jego ostatnie słowa! On chciał...Wiedział, że umrze. On wtedy zrozumiał wszystkie swoje błędy, zrozumiał, że jego życie jest mniej warte od mojego i poświęcił się. – To wygląda tak, jakby Thor też sądził, że jest bardziej wartościowy od Lokiego. Chyba nie o to ci chodziło – chyba że od pierwszych scen zaczynasz budowanie Thora jako dupka wszechczasów.

Jednak jak bardzo bym nie kochał swojego brata, to przez długi czas był on pozbawionym ludzkich zachowań potworem – wyjaśnił z uśmiechem na twarzy. – Człowieka ocenia się za całe jego życie, a nie za pojedynczy wyskok. // Foster czuła, że ma coraz większy mętlik w głowie. Albo jej chłopak po prostu zaczyna świrować… // — Według mnie nie powinieneś o nikim takich rzeczy mówić. To obraźliwe. Jak bardzo źle byś o kimś nie myślał, czasem lepiej, żebyś zachował swoje myśli dla siebie – pouczyła go. // Thor uśmiechnął się. // — Mój brat często mi to powtarzał. // Foster pomyślała, że z chęcią poznałaby bliżej tego całego Lokiego, jako że mieli podobne poglądy. Thora trzeba było często pouczać, a z jego opowieści wynikało, że Loki był na troszeczkę wyższym poziomie intelektualnym... Zaraz jednak z dużym trudem porzuciła ten pomysł, starając się sobie przypomnieć, że mistrz magii to tak naprawdę cholerny morderca… – a) Jane uważa Thora za idiotę, którego trzeba prowadzić za rączkę, b) uważa, że skoro Loki ma takie samo podejście, to warto go poznać, a że próbował zniewolić ludzkość? Ojtam, ojtam. Czy w twoim świecie Jane wyrośnie na złola?

Cholernie przystojny morderca. W dodatku sprytny i inteligentny. Foster skarciła się za takie myśli – jak bardzo by nie chciała, postać iluzjonisty nie miała zamiaru opuścić jej głowy. A pomyśleć, że spędziła w jego towarzystwie niewiele czasu i to będąc zniewoloną przez asgardzki mózgotrzep, zwany potocznie eterem. – Yyy… co z tego, że kolo jest psychopatą, jeśli jest przy tym śliczny? Ciekawe wartości ma twoja Jane.

Więc? – powtórzył, wpatrując się w nią przenikliwie, jak to miał w naturze. Sif nienawidziła tego świdrującego spojrzenia, od którego całe jej ciało przechodziły przyjemne dreszcze. – Czy w twoim uniwersum Loki, poza byciem iluzjonistą, rozsiewa też feromony, które trafiają do każdej kobiety, niezależnie od gatunku, z którego pochodzi?

Czyli… zgadzasz się? Chcesz mi pomóc? – nawet nie próbował ukrywać zaskoczenia. // — Chcę żyć – odparła. // To zawiązało Lokiemu usta. – Dlaczego dobicie Lokiego miałoby zaszkodzić Sif? Dlaczego emocje tej dwójki zmieniają się jak w kalejdoskopie?

Przystawiła sobie stolik, by usiąść bliżej niego. Ściągnęła ze stołu misę i wlała do niej kilka substancji, tworząc preparat dezynfekujący. Zauważyła, że Loki z maksymalną uwagą przygląda się każdej wykonywanej przez nią czynności – zrozumiała, że on próbuje w ten sposób wszystko zapamiętać, krok po kroku. To wywołało u niej podziw. – Dlaczego podziw? Nikt inny w całym Asgardzie nie interesował się medycyną?

Przepraszam za to, co ci wcześniej powiedziałam – odezwała się, zagryzając dolną wargę. // Spojrzał na nią z rozbawieniem w oczach. // — W sensie, że „zawaliłem na całej linii”? – Roześmiał się. – Jak mnie ładnie posklejasz, to może wybaczę. – Dlaczego Sif przeprasza? Za co? Dlaczego daje się Lokiemu tak poniewierać, mimo że to on jest w tym momencie na jej łasce?

Już miała wziąć probówkę z rozwiniętymi genetycznie trombocytami, by zasklepić rozcięcia, lecz Loki powstrzymał ją. Spojrzał na nią z wyższością, po czym przesunął ręką nad szramami. Zielone światło, wylatujące z jego dłoni, sprawiało, że wszystkie rany się zabliźniały. – Bez sensu. Albo Loki potrafi się sam uleczyć, a w związku z tym nie potrzebował całej tej dezynfekcji, albo nie potrafi i tylko zastosował iluzję – tylko nie wiem po co miałby chcieć pomykać z otwartymi ranami.

To niesamowite... – westchnęła Sif. // Nie wiadomo, czy mówiła o czarodziejskich zdolnościach króla, czy o jego wyglądzie. // — Nie... – zaprzeczył Loki, wręcz promieniejąc z dumy. – To po prostu magia. – Znaczy, że magia nie jest niesamowita? Umiejętności Lokiego są takie pospolite?

Loki... zasnął. (...) Sif z trudem ściągnęła z niego płaszcz i zakrwawioną, postrzępioną tunikę, sklejoną od potu z koszulą, po czym przykryła go, leżącym na sofie aksamitnym kocem. – I co, ktoś szarpiący się z jego ciuchami nie zdołał go obudzić?

Dopiero niedawno, gdy przez przypadek dowiedziała się, że Loki tak naprawdę nie jest Asem, a Odyn od zawsze go okłamywał, zaczęła się w niej rodzić pewnego rodzaju sympatia względem mistrza magii. Podświadomie czuła bowiem, że jest w stanie go zrozumieć i choć niektórych jego decyzji nie popierała, to wiedziała, że tak się zachowuje osoba zdesperowana i rozbita, jaką był niegdyś iluzjonista... Doskonale to znała. – Co z tego, że jest podstępnym dupkiem, jeśli ma tragiczną przeszłość i słodki pyszczek? Z tą tragiczną przeszłością zresztą sprawa jest wątpliwa, biorąc pod uwagę, że spędził życie w kochającej go rodzinie, z bratem i matką, którzy byli gotowi wybaczyć mu wszystko – przynajmniej podług filmów, bo w twoim uniwersum szczególnie relacje z bratem rysują się kiepsko.

Rozdział 4

Poczuł pod palcami szorstki materiał, z jakiego wykonywano opatrunki. Skrzywił się i zerwał go ostrym szarpnięciem. // Oczy poszły mu w słup, a z ust wydobył się cichy jęk. Przez jeden krótki moment wydawało mu się, że oderwał materiał razem ze skórą, zaraz jednak odrzucił ten głupi pomysł... // Ponownie dotknąwszy rany, wyczuł pod palcami coś mokrego – od razu zidentyfikował to jako krew. Z przykrością stwierdził, że szrama nie zasklepiła się do końca. – I na co było mu to całe zrywanie bandaży? Szrama to blizna, ten ślad, który powstaje PO zasklepieniu rany.

Widzący to osoba, która rozwinęła swoją moc pod względem umiejętności teoretycznych – czegoś, co w ogóle nie fascynowało Lokiego. – Umiejętności teoretyczne to takie, które posiada się tylko w teorii? Coś jak Lektor Niewidzialnych Run Pratchetta?

Im jest się bardziej wyczerpanym i zmęczonym, tym magiczne zasoby się zmniejszają. – Im bardziej/tym bardziej.

Nie wiedział, jakim cudem nie zauważył, że jest praktycznie nagi od pasa w górę. (...) Jego wzrok padł oczywiście na rozpięty płaszcz mistrza magii… // — Panie, tak nie przystoi… // Czarownik uniósł tylko brwi w rozbawieniu i z nonszalancją ugryzł jabłko. // — No – mruknął, przełykając. – Tylko Loki, twój władca, ma prawo oceniać co „przystoi”, czy też „nie przystoi”. (...) — Panie... – zaczął niepewnie, pamiętając, co się stało, gdy ostatnim razem znajdował się tak blisko mistrza kłamstw. – Powinieneś coś założyć na siebie... – wyszeptał. // Loki dusił się ze śmiechu. // Blond-włosy wojownik od razu zdążył zauważyć, że w TYM temacie nic nie wskóra. Wolał nawet nie zastanawiać się, dlaczego Loki paraduje pół-nago po korytarzach Gladsheimu. – Loki ma na sobie spodnie i płaszcz, czyli widać mu ręce i kawałek torsu. I to wystarczy, żeby zgorszyć bogów? Sprawdź też punkt 29 w Necronomiconie

Skierowała się w stronę swojego mini-laboratorium. // — Zostawiam was samych, panowie. Jakbyście czegoś potrzebowali, będę tam gdzie zawsze – rzuciła jeszcze, odchodząc. // Czasem Jane miała dość takiego życia... Nudnego, spokojnego życia. Odkąd poznała Thora, wszystkie jej pytania zostały bowiem rozwiązane, nie miała już nad czym pracować. – To co ona, u licha, robi w tym laboratorium, metamfetaminę dla zabicia nudy? Filmowa Jane była w ciągłych rozjazdach z powodu wszystkich konferencji naukowych, w których uczestniczyła.

Bo czasem, w takich chwilach, jak ta, gdy Jane nie robiła nic, poza bezczynnym siedzeniem i bawieniem się swoimi wynalazkami, nachodziły ją takie myśli, których bałaby się ujawnić Thorowi... Jane myślała wtedy bowiem o tym, że gromowładny nie jest dla niej kimś odpowiednim, że nuży ją ciągłe upominanie Thora i tłumaczenie mu banalnych rzeczy. I, choć bardzo się tego wstydziła, w tych właśnie chwilach myślała o... Lokim. O bracie jej chłopaka. Przypominała sobie moment, w którym pierwszy raz go zobaczyła – tak innego od przyjaznego Thora, emanującego wewnętrznym ciepłem. Thor był dobry, mało rozrywkowy i często naiwnie głupi – przeciwnie do Lokiego: inteligentnego, pociągającego, żyjącego chwilą geniusza zła. – Ach, ci masowi mordercy, są tacy pociągający. Może Jane powinna pojechać na wycieczkę do Korei Północnej, skoro kręcą ją takie klimaty? Albo chociaż do Rosji… a nie, przepraszam, wtedy jej własny kraj uznałby ją za martwą ;).

Bo obydwoje wiemy, że mój braciszek nie jest dla ciebie odpowiedni, Mała Midgardianko... Niby dużo o tobie opowiada, ale jakoś nie wysilał się, by do ciebie dotrzeć? // — Nie miał JAK... – próbowała usprawiedliwić Thora, nie wiedząc, czemu w ogóle kontynuuje tę rozmowę. // — A JA jednak dotarłem do Midgardu. – W jego głosie pobrzmiała duma. – A potem bifrost został odbudowany, czyż nie? – W jego oczach pojawiły się iskierki radości, gdy zauważył, że trafił w sedno. – Tak się kobiet nie traktuje. // Spiorunowała go wzrokiem. // — Co ty o tym możesz wiedzieć...? Ty niby traktujesz kobiety lepiej? – parsknęła. // —    O, tak... A w szczególności te, które kocham – mówił z uśmiechem. // —    TY kochasz? – spojrzała na niego z niedowierzaniem. // — Mam tylko jedną miłość, Mała Midgardianko, i jest nią Władza. // Roześmiała się szczerze na to wyznanie, a jej reakcja nieco ją samą zaskoczyła. Spuściła wcześniej splecione na piersi ręce. Ze smutkiem spojrzała na jego spętane dłonie i jakoś żal jej się go zrobiło… – Biedny, puchaty Lokuś, więzy takie smutne, a winy wybaczalne, skoro potrafi nieudolnie flirtować z dziewczynami.

Plan dosyć niebanalny... – oświadczył iluzjonista. – Nie wiem, czy się uda. Od dawien dawna ukrywam przed Thorem moją magiczną moc i wszystko zależy od tego, czy mój braciszek zachowa się tak, jak przewiduję. – Ukrywam przed Thorem moc… i dlatego opowiem o wszystkim jego dopiero co poznanej dziewczynie. Co może pójść źle?

Uśmiechnęła się do niego, składając mu w ten sposób milczącą obietnicę, że dochowa tajemnicy. Wtedy właśnie, w czasie tej rozmowy, Foster zapomniała o wszelkim złu, wyrządzonym przez Lokiego. Patrzyła na niego z zainteresowaniem słuchając jego cudownego głosu, utonęła w jego ciemnych tęczówkach, poczuła, jak rozpływa się pod wpływem jego czarującego uśmiechu... Tak, to był chyba właśnie ten moment, w którym Jane zaczęła powoli ulegać jego urokowi... – Wiesz, jak to nazwać? Ujemnym prawdopodobieństwem psychologicznym.

Znajdowali się tu nie tylko ranny Heimdall, ale też kilkoro ważniejszych urzędników państwowych, których imion zapamiętywaniem Loki nie zawracał sobie głowy. – A nie znał ich czasem od dziecka?

Dziewczyna uśmiechnęła się, lecz nie spuszczała wzroku z majestatycznej postaci Lokiego. Nie sprawiał takiego wrażenia, jakby cokolwiek się między nimi wczoraj wydarzyło... Przecież mieli wspólną tajemnicę. Przecież mu pomogła. Przecież... Czy to naprawdę nie miało dla niego znaczenia? Dziewczyna uśmiechała się, lecz wewnątrz czuła jedynie ból. Nawet nie podziękował… – Czy to znaczy, że Sif spodziewała się, że Loki padnie jej do stóp w obecności całego dworu?

Loki zbliżył się do Heimdalla, leżącego w inkubatorze. (...) Ze stoickim spokojem wymalowanym na twarzy, wyciągnął rękę, by wyłączyć skomplikowany mechanizm. // — Panie, nie możesz... – wykrzyknęli medycy, lecz było już za późno. // Loki uciszył ich stanowczym, władczym gestem. Ze skupieniem wpatrywał się w ciało strażnika, nic się jednak nie działo... Przechylił głowę, czując, że nic z tego nie wyjdzie, gdy nagle... Heimdall otworzył oczy i zaczął łapczywie wdychać życiodajny tlen. Jego oddech był płytki i urywany. – Loki nie mógł wiedzieć, ze odłączenie Heimdalla od aparatury nie zabije go. Robiąc to w ten sposób, zachował się bardzo głupio.

Iluzjonisto... – Sif podeszła do niego i wyciągnęła rękę, by dotknąć jego ramienia. – Nie rób… // — ZAMKNIJ SIĘ! – zawołał władca, przerywając jej. – Boże, niech ktoś natychmiast wyśle Lokiego na karnego jeżyka. Miota się, wrzeszczy, grozi śmiercią na prawo i lewo, to ma być ten pociągający geniusz zbrodni? Błagam.

— Nikt nie będzie znieważać króla Asgardu – powiedział spokojniejszym już głosem. // W sali zapadła cisza. // — Panie... – wydyszał Heimdall. – Błagam o wybaczenie… – Heimdalla też wykastrowałaś? Widzę tu schemat – ktoś krytykuje Lokiego, ten zaczyna puszczać parę z uszu, na co krytykanta ogarnia przerażenie i rzuca się do stóp władcy, by błagać o przebaczenie. Same miągwy pośród Asów.

Rozdział 5

Był to bowiem „obiad polowy” i, jak to w przypadku tego typu posiłków, naturalnie nie znajdował się na liście najlepszych dań kuchni asgardzkiej, a niekiedy nawet nie figurował w spisie rzeczy względnie jadalnych. – Boskie kuchnie polowe są aż tak kiepskie? Dlaczego?

Sięgnęła przez stół po kielich Fandrala, wypełniony po brzegi kwasirem – Kwasiorem? Kvasirem?

Jak sądzisz, jak moi ludzie zareagują na wieść, że ruszamy zabić potwory, których zabić się nie da? – wycedził. – Szybko dowiedzą się też, że Nieumarli polują na mnie, co za tym idzie: zagrażają Asgardowi. Dlaczego niby chcieliśmy uniknąć mówienia o ataku Wilków z Yggdrasil? By zapobiec wybuchowi paniki. – Wybuch paniki. Wśród nordyckich bogów. Paniki. Co ja czytam.

Thor nie nadaje się na władcę – zaoponowała Sif. – Od kiedy Sif tak sądzi i co ją motywuje?

Przykro mi, że sama zdecydowałaś się zostać moją… towarzyszką. – A co, wolałby ją do tego przymusić?

Co mam robić? Jotunheim nigdy nie był mi przyjaznym miejscem. // Ta rozpacz w jego spojrzeniu wzruszyła Sif. Położyła dłoń na jego ręce i ścisnęła przyjaźnie. – Koszmarnie ciężko mi się czyta to uporczywe doszukiwanie się w Lokim tulaśnego, smutnego misiaczka.

Jego usta wykrzywiły się w uśmiechu, na którego widok serce Sif szybciej zabiło. Nie wiedziała, czemu jej ciało tak na niego reagowało... Im dłużej wpatrywała się w niego, analizując każdy szczegół jego przystojnej twarzy, której rysy zastygły w skupieniu, tym nachodziło ją coraz więcej dziwnych, niebezpiecznych myśli, które Sif przerażały. Nie rozumiała tego uczucia, które ogarniało ją za każdym razem, gdy napotykała przeszywające spojrzenie ciemnych oczu Lokiego. Mogła to jedynie klasyfikować jako czysto fizyczny pociąg seksualny... tylko dlaczego zaczęła go w takim razie odczuwać dopiero niedawno, gdy dowiedziała się o prawdziwej przyczynie niemoralnego postępowania mistrza magii? Jeszcze jakiś czas temu wręcz nienawidziła Lokiego... kiedy to się stało, że zaczęła darzyć go wręcz sympatią? – Czytelnik też tego nie rozumie. Jeśli nie okaże się, ze w grę wchodzi wyjątkowo paskudna, czarna magia, będę zawiedziona.

— Cóż... cała walka może się przecież odbyć w ramach treningu – powiedział. – A ja wcale nie muszę wiedzieć, że to tak naprawdę nie są treningi... Ani, że Nieumarłych prawie nie sposób zabić. // Oczy Sif rozszerzyły się w przerażeniu. // — Czy ja dobrze zrozumiałam, czy ty sobie żartujesz? – prychnęła. – Chcesz swoich wojowników... okłamać? // Loki roześmiał się. // — Oj tam, zaraz okłamać! – Uśmiechnął się złowieszczo. – Zataić część prawdy. // Ten pomysł, choć Sif niezbyt się podobał, był w sumie najlepszy, bo najbezpieczniejszy dla królestwa. – W jaki sposób korzystanie z rozwiązań w stylu Gry Endera ma tu być najlepsze dla królestwa? Zdajesz sobie sprawę z tego, że bogowie od eonów zaprawieni w walce to jednak istoty o psychice nieco odmiennej od wystraszonych dzieci?

Wiatr nie sprzyjał podróży i statek bardzo wolno sunął po wiecznie ciemnym niebie, z trudem przedzierając się przez gęstniejącą, szarą mgłę. Loki stał na rufie i patrzył przed siebie ponuro. Doskonale wiedział, co te chmury oznaczają, bowiem już kiedyś miał okazję je zobaczyć... Czuł, że i tym razem nie zwiastują nic dobrego. – No to doskonale wiedział, czy tylko coś przeczuwał?

Ponadto ufał bardziej własnemu nieobliczalnemu umysłowi niż wprawionym w żeglarstwie wojownikom... Sam nie uważał się za mistrza w tej dziedzinie, ale na pewno opanował tę umiejętność na poziomie profesjonalnym. I na pewno mierzył się najlepszym żeglarzem z całej załogi. Tak więc, dużo bardziej wolał samemu sterować Skidbladnirem, dumą floty asgardzkiej, niż powierzać go jakiemuś nieodpowiedzialnemu patałachowi. – No to nie był mistrzem, czy też jednak uważał się za lepszego od ludzi, którzy zjedli na tym zęby?

Coś uderzyło w Skidbladnir z tak olbrzymią siłą, że całym statkiem zachwiało, a zszokowany Loki na moment stracił równowagę. Nie wylądował na ziemi... nie tym razem. Szybko się wyprostował i czujnym wzrokiem zbadał otoczenie. – Chcesz powiedzieć, że zaczął lewitować?

Wyczarował na dłoni świetlistą kulę, dającą jasność i czym prędzej pognał pod pokład, gdzie cała załoga pogrążona była we śnie. Biegnąc, oczywiście musiał na kogoś wpaść... Omal się nie przewrócił na schodach. – Wpadł na lunatyka, skoro CAŁA załoga spała?

Wszędzie wokół niego wisiały hamaki ze śpiącymi w środku wojownikami, niektórzy woleli drzemać na podłodze... Część wyglądała na lekko rozbudzoną i zaskoczoną dziwnymi odgłosami, jakie wydobywał z siebie okręt. – Po pierwsze, śpiący ludzie wyglądający na rozbudzonych, mhm. Po drugie, mają sen twardy jak cholera, że dwukrotne łupnięcie w statek, tak silne, by przewrócić stojącego mężczyznę, ich nie obudziło.

WSTAWAĆ, LENIWE SZCZURY! – wydarł się Loki, maszerując przed siebie i pozostawiając za sobą, w różnych miejscach, kule światła. – TO NIE TRENING, OFERMY!!! // Żołnierze podrywali się, wyrwani ze snu. Krótką chwilę zajmowało każdemu z nich, zorientowanie się w sytuacji. Wszyscy jednak zaraz porywali ubrania i w pośpiechu zakładali je na siebie. Sif patrzyła na to z przerażeniem... – Strachliwa ta Sif, jak na wojowniczkę.

— Co się dzieje? – usłyszała za sobą zaniepokojony głos Hoguna, który jeszcze chwilę temu pochłonięty był grą w karty z Volstaggiem. – Przez sen?!

WSZYSCY NA POKŁAD! – wrzeszczał. O dziwo głos mu nie drżał, ale tak już chyba jest u osób, u których strach zatarł się gdzieś w wyniku przeżycia licznych bitew, tortur i osamotnienia. – W przeciwieństwie do wojowników, którzy bitew nie znali wcale a wcale.

Mijając Sif, dziewczyna zatrzymała go – przystawiając mu miecz do gardła... Spojrzał w jej wystraszone oczy, unosząc brwi pytająco. // — Co się dzieje? – spytała. – Panie – dodała szybko, by nie wzbudzać podejrzeń, stojącego obok Hoguna. – Źle użyty imiesłów, wygląda tak, jakby Sif mijała samą siebie. Dlaczego przystawianie Lokiemu miecza do gardła nie wzbudza podejrzeń, ale już pomijanie formułek grzecznościowych tak?

— Słyszysz to? – zapytał Loki retorycznie, nie mówiąc o niczym konkretnym. // Nie wyglądał na przerażonego, choć w jego spojrzeniu można było dostrzec lekki niepokój. Wojowniczka cofnęła broń i spróbowała skupić się na wszystkich innych dźwiękach, które nie były hałasem spowodowanym przez Asów. Usłyszała ciche skrzypienie i trzask drewna... głuchy łomot, gdy coś uderzyło w statek… // — Czuje zapach strachu – odezwał się Loki poważnym głosem, przerażająco cichym i zimnym, niczym źródła Hvergelmir. – Zapach świeżej krwi... – Znów rozległ się łomot. – To śmierć... puka... – Um, dopóki Loki nie przestraszył wojowników nagłą pobudką, smok nie miałby szans wyczuć żadnego strachu. Świetna robota, Loki.

Na jego twarzy pojawił się okrutny uśmiech, gdy zdał sobie sprawę z tego, co się właśnie stało. Już sobie wyobrażał miny jego pozostałych kompanów – Volstagga i Hoguna – i imprezę, jaką pewnie urządzą potem z tej wspaniałej okazji. Przed oczami stanął mu też obraz Lady Sif... i naraz poczuł wyrzuty sumienia. Sif pewnie by powiedziała, że nie należy się cieszyć z niczyjej śmierci... „Cholera... co się właśnie stało?!” – pomyślał, zdając sobie sprawę z tego, że sprawa wcale nie jest wesoła, bo wbrew całemu usposobieniu iluzjonisty, był on naprawdę dobrym władcą. – Dobrym władcą? Nie rozśmieszaj mnie, narratorze. Podaj mi jakikolwiek przykład popierający tę tezę.

Pojęcia „strach” i „przerażenie” to są dwie różne rzeczy. Strach jest dużo silniejszy, sprawia, że traci się sposobność racjonalnego myślenia, usypia zmysły, paraliżuje... – Rozumiem, że w twoim świecie przerażenie jest synonimem zaniepokojenia?

Poluźnił trochę uchwyt, z jakim ściskał linę i po chwili poczuł, jak jego ciało niezwykle szybko opada w dół... Za szybko. Nie mógł wyczuć sznura pod palcami... wiedział, że będzie miał potem zdartą skórę, ale lepsze to od śmierci. // W momencie, w którym znalazł się prawie na samym dole liny, jego oczy rozbłysły zielenią i tym samym sprawił, że rozpędzony sznur gwałtownie zatrzymał się w bezruchu. – Wyrywając sobie tym samym bark ze stawu.

Rozdział 6

Hogun przechylił głowę, z zainteresowaniem przyglądając się swojemu władcy. Nie był głupi i podświadomie czuł, że Loki znowu ich okłamuje... – A co ma podświadomość do inteligencji?

Nie wahając się ani chwili, złapał za rękojeść swojego miecza, by wydobyć go i ostrożnie przyłożyć do szyi iluzjonisty. Mistrz magii uniósł brwi w zdziwieniu. – Rozumiem, że przykładanie ostrza do szyi to taka boska odmiana „cze, poklikash?”

Mistrz magii uniósł brwi w zdziwieniu. // — A co to ma znaczyć, Pogromco Jeleni? – zakpił. // W wojowniku aż się zagotowało od tej zniewagi. Hogun był bowiem mistrzem polowań i za każdym razem, gdy wyruszał do lasu, wraz ze swoją zwierzyną łowną, wracał z jakimś łupem, a najczęściej był to właśnie jeleń... Wiele „trofiejnych” poroży zdobiło komnaty łowcy i stąd też brały się żarty Lokiego, gdy, powołując się na swoją moc Widzenia, wysnuwał różne oczerniające i ośmieszające Hoguna teorie, że kiedyś te wszystkie biedne rogacze zbiorą się i zorganizują zbiorową zemstę. – Co jest ośmieszającego w byciu mistrzem? Dlaczego ktoś, dla kogo polowanie to pasja, oburza się na zwrot, który podkreśla jego umiejętności?

Gruchnęła o ziemię, z trudem łapiąc równowagę na wąskiej barierce. – No to o ziemię czy o barierkę?

Wtedy miałbym wreszcie jakiś pretekst, by wsadzić tych imbecyli do lochów. – Zaśmiał się złośliwie pod nosem. // Lady Sif popatrzyła na iluzjonistę z zaskoczeniem. Na początku poczuła lekki zawód jego zachowaniem, ale już chwilę potem jej ognisty temperament przejął nad nią kontrolę i w jednej sekundzie ogarnęła ją porażająca wściekłość… // Jej ręka wystrzeliła do przodu, a palce zacisnęła na czarnych włosach Lokiego. Szarpnęła za te kilka grubych kosmyków, ciągnąc jego głowę w dół tak mocno, że aż zgiął się w pół… // —    Nigdy więcej tak nie mów – wycedziła. // Loki wyciągnął obydwie ręce i zacisnął je na dłoni Sif, maltretującej jego biedne włosy. Próbował się jakoś wyswobodzić z jej uścisku, ale za każdym razem czuł, że jeszcze chwila i wojowniczka wyrwie mu te kosmyki. // — Ał, ał, ał... – jęknął, śmiejąc się. – Czemu wszyscy na tym przeklętym świecie próbują mnie oskalpować? – zapytał retorycznie. // Przechylił głowę, by na nią spojrzeć. Dziewczyna tylko mocniej go szarpnęła. // — Może sobie zetnę te włosy? – Uśmiechał się ironicznie, a w jego oczach tańczyły iskierki rozbawienia. // Uścisk Sif nagle jakby zelżał. Przez dłuższą chwilę po prostu bezwiednie trzymała kosmyki jego włosów, aż nagle puściła go gwałtownie, jakby się czegoś wystraszyła. // — Nie ścinaj... – mruknęła cicho, zanim zaczęła powolną wspinaczkę na górę. – Obrażasz moich przyjaciół, zachowujesz się jak dupek, mam ochotę cię uderzyć... ale nie ścinaj włosow, bo są śliczniutkie, otititititi, kto jest pięknym Lokusiem? Matko bosko.

Wtem! Pojawia się naprawdę przyzwoity, szczegółowy i plastyczny opis hotelu. Żebyś tak mogła całe opowiadanie utrzymać na poziomie tego jednego akapitu, byłoby super.

Anglik Osborn earl Jones ze spokojem zaciągnął się cygarem, gdy patrzył, jak dealer rozdaje karty. – Może jednak krupier, chyba że karty to nazwa nowego narkotyku.

Rumpel’a Stiltskina – Po co ci ten pierwszy apostrof?

I nawet wtedy, gdy Osborn jak zwykle zgarnął całą pulę, nie poczuł on radości, a przeciwnie – jego przerażenie spotęgowało się. Zdążył odkryć bowiem dwie rzeczy... po pierwsze, że tajemniczy przybysz włącza się do gry, a po drugie… // Rumpelstiltskin nie oddycha. // Karty zostały rozdane... Zaczęły się licytacje... Wszystko działo się szybko, earl Jones nie nadążał za przebiegiem gry. – Ogranicz liczbę wielokropków. Jeśli Osborn jest tak wytrawnym graczem, jakim go opisujesz, po zgarnięciu puli, czując niepokój z jakiegokolwiek powodu, zwyczajnie odszedłby od stołu.

John Greno nie wychylał się – u niego w talii był jedynie flush []. Earl Jones ostrożnie położył swoje karty na stole... quads[] – Dlaczego wtrącasz angielskie słówka? Po polsku nazywa się to odpowiednio kolor i kareta. Nie wiem też, co miało się znajdować w kwadratowych nawiasach.

Na stole leżało pięć kart, które idealnie układały się we wzór royal flush – Sprawdź linka i nie grzesz więcej. https://pl.wikipedia.org/wiki/Poker#Starsze.C5.84stwo_uk.C5.82ad.C3.B3w_kart

— Jesteś... jesteś oszustem, Rumpelstiltskinie! – zawołał Osborn, podrywając się. – Bo co, bo miał pokera? Chcesz powiedzieć, że Osborn, wytrawny gracz, nigdy nie widział takiego układu? No proszę cię.

Coś ją pociągnęło do tyłu. // Upadła na plecy, uderzając głową o burtę... Przez dłuższą chwilę dzwoniło jej w uszach. Jak zza zasłony słyszała głos Lokiego: // — Nie chciałem jej zabić... – cedził przez zaciśnięte zęby. // Gdy wzrok jej się wyostrzył, zobaczyła trójkę swoich przyjaciół. Niczym drzewa, niemożliwe do pokonania, otaczali iluzjonistę. (...) — Dajcie mi przejść! – rzucił władczo iluzjonista, a jego oczy rozszerzyły się w strachu. // Żaden z członków Wojowniczej Trójki nie miał jednak zamiaru się odsunąć. Hogun zagrodził drogę magikowi… – Okej, czyli wojownicy ostatni raz widzieli Sif, gdy ogłosiła, że idzie pomagać Lokiemu, teraz widzą ją w jego towarzystwie właśnie, ale mimo to uważają, że Loki jej jakoś zagraża? Czemu robisz z nich skretyniałe karykatury, czemu.

Rozdział 7

W końcu jednak wbił w materiał swój sztylet, by móc na nim elegancko „zjechać” na ziemię, ponownie dziurawiąc cały żagiel. Na szczęście nikt go nie zauważył... bardziej byli zajęci sobą, własnymi problemami. – Przepraszam, ile toto ma masztów, że nikt nie zauważa utraty kolejnego żagla?

Pod pokładem panował straszny harmider. Statek zamienił się w miniaturowy szpital... Wszędzie, gdzie tylko było miejsce, leżeli ranni wojownicy. Wokół unosił się smród ich niemytych ciał, wymieszany z odorem krwi. Strach, ból i cierpienie były wręcz niemalże namacalne. Każdy, kto tylko mógł i nie miał poważniejszych obrażeń, miał za zadanie opatrywać wszystkich rannych i pilnować, by ci o ranach najgorszych nie odbierali sobie życia... Nie było leków, brakowało opatrunków, potrzebowano magii... Na całym Skidbladnirze istniała tylko jedna medyczka, która medyczką z zawodu nawet nie była. Jedyne, co posiadała, to minimalne doświadczenie – tylko tyle wystarczało, by przejęła tutaj dowodzenie nad „wolontariuszami”, by miała ręce pełne roboty... by była umazana w krwi rannych aż do łokci. – Nie mogę się nie śmiać, czytając ten fragment, bo to wygląda na najidiotyczniejszą wyprawę bojową wszech czasów – banda zabijaków konająca w męczarniach, bo poobijali się o pokład. To, co opisujesz, wygląda raczej jak grupa cywili, a nie ekipa wyszkolonych wojowników, którzy zęby zjedli na wojaczce, zajmując się nią od tysiącleci.

Na widok tego, co zobaczyła, aż przystanęła. Ostatkami siły woli zmusiła się do pozostania w miejscu, by nie uciec i zwymiotować. // Na stole leżał wijący się w bólu, blady, ociekający potem wojownik. Nie miał koszuli, a jego tors pokrywało wiele ran. Hogun i jakiś nieznany Sif nowo-rekrutowany medyk trzymali rannego, żeby się nie ruszał, a Fandral w skupieniu oczyszczał ropiejące szramy. Najgorzej jednak prezentowała się noga rannego... Cała łydka wyglądała na koszmarnie spuchniętą i obrzydliwie zaczerwienioną, z wyraźnie odcinającymi się na tle tego koloru niebieskimi, nabrzmiałymi żyłami, a tuż poniżej kolana była na wylot przebita kawałkiem drewna. – Taaak, to totalnie coś, co obrzydziłoby doświadczoną wojowniczkę i medyczkę, tak.

Mówisz o Lokim? – upewnił się Volstagg. // Dziewczyna spuściła głowę. // — W ogóle... o magii. // — Pf... – prychnął Fandral. – To by tego tchórza przerosło... Nie wiem, czego po nim oczekiwałaś. Nawet się tu nie zbliżył. // —    Taa... na co dzień Loki potrafi dużo gadać – powiedział Volstagg, z aprobatą dla słów Fandrala. – W ostateczności, gdy przychodzi co do czego, to on potrafi JEDYNIE dużo gadać. // Tego Sif nie skomentowała. Nie odważyła się... W duchu nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Loki gdzieś się zapodział. Bała się, że zginął, realizując swój plan... – Zaraz, to nikt nie skojarzył zniknięcia Lokiego ze zniknięciem potwora?

Kilka osób będzie musiało przytrzymać go, gdy będę wyciągać kołek z jego nogi. Niby jest nieprzytomny, ale tak silny ból może go jednak obudzić. Poza tym... spójrzcie. Cała krew zebrała się w tym miejscu – wskazała opuchniętą łydkę – i jak tak dalej pójdzie, on umrze. // — Da się temu zapobiec? – zapytał Hogun. // Dziewczyna wyciągnęła zza paska Volstagga jego topór, po czym położyła go na stole, obok siebie. // — Jedno z nas przeprowadzi amputację – powiedziała poważnym głosem. // Wszyscy zamilkli. Nikt nie zgłosił się na ochotnika – Do jasnej, ciężkiej a niespodziewanej cholery, to są wojownicy! WOJOWNICY! Nie oseski! Widzieli w życiu dziesiątki trudnych ran i jeśli nie nauczyli się też przy okazji sobie z nimi radzić, to mam wąsy i na imię Bob.

Sif z całej siły szarpnęła za kołek, wyrywając go z nogi mężczyzny. Z rany polała się krew, a równocześnie... nieprzytomny obudził się. Otworzył oczy, próbując się poderwać. Zaczął się szarpać, „medycy” trzymali go jednak sprawnie. Biedak patrzył, jak Sif szybkimi ruchami poprawia pasek na jego nodze, po czym łapie za toporek… // — Kto to zrobi? – rzuciła pytanie, które zawisło między nimi bez odpowiedzi. // Nikt się do tego nie palił, czas jednak leciał… // — Nie... – wyszeptał ranny. // Jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu, gdy zrozumiał, co dziewczyna chce zrobić. Zaczął się szarpać jeszcze mocniej – Gorzej mi, jak to czytam, wyobrażasz sobie żołnierzy marines w takiej sytuacji?

Volstagg szybko interweniował. Oddzielił zbędną już kończynę, będącą teraz zwykłym kawałkiem mięsa, od reszty ciała i natychmiast zaczął opatrywać nową ranę... – Brzydził się przeciąć kość, ale skórę już nie? Aha.

Zostawiła go samego i oddaliła się. Najpierw zmyła z siebie krew, korzystając ze zbiornika z zapasami wody, stojącego gdzieś w kącie... Było już późno. Wszyscy powinni udać się do spania... i faktycznie niektórzy tak też robili. – Robiąc sobie przerwę od tego całego umierania i cierpienia? Aha. Już po dobranocce, to zostawię ropienie z ran na rano.

Chcąc czymś zająć myśli i jak najdalej odwlec w czasie cały proces leczenia się i sprawdzania, jakich doznał obrażeń, poprzeciągał wszystkich martwych w jedno miejsce Skidbladniru... jak najdalej oddalone od rufy i wejścia pod pokład. – Układanie czegokolwiek na statku w jednym miejscu to bardzo zły pomysł, który może prowadzić do zatopienia jednostki.

W kącie statku stał niewielki stolik, przyspawany do pokładu... – Mają tam metalowy pokład?

Otworzył szafkę, umiejscowioną wewnątrz stołu. – Co?

Poprzedniej nocy statek oświetlały magiczne świetlne kule Lokiego – dzisiaj jednak jego moc była na całkowitym wyczerpaniu, więc nie mógł sobie pozwolić nawet na takie rarytasy, które w rzeczywistości kosztowały naprawdę niewiele magii. – Jeżeli wymagają mało magii i są proste do przywołania, to czemu nazywasz je rarytasem?

Iluzjonista wyciągnął ze środka szafki starą, pordzewiałą lampę naftową. // Postawił ją na blacie. Najwidoczniej miał dzisiaj dużo szczęścia, bo zbiornik był niemal w całości wypełniony naftą, a szkło nie miało żadnych uszkodzeń. – Mimo że statkiem miotało jak szatan, nafta się nie porozchlapywała na wszystkie strony? Ani chybi to magiczna lampa.

Jak to dobrze, że żywioł ognia był wpisany w jego krwi. – B-b-bad grammar. W kogo, co? W krew. Ileż on tam żywiołów mieści, ogień, lód, że też mu to wszystko się nie zetnie jak dobra jajecznica.

w ranach z każdym ruchem jątrzyła się krew – Co? http://sjp.pwn.pl/sjp/jatrzyc;2467637.html

Z zimną krwią oszacował, co powinien zrobić. Nie może przecież tak tych ran zostawić... jeszcze wda mu się zakażenie i będzie musiał mieć amputowane ręce, a tego to już by nie przeżył – dosłownie i w przenośni. – Mujeju, a ponoć Asgard jest taki zaawanoswany technologicznie!

Przy pasku, ukrytym pod czarną tuniką, miał przytroczone kilka ważnych przedmiotów, bez których nie mógł obejść się na co dzień... Przyjrzał im się uważnie, szukając pożądanej rzeczy – były tam jego magiczny sztylet, kilka fiolek z jakimiś ziołami, które widział pierwszy raz na oczy (chociaż na pewno sam je tam kiedyś powkładał), cienka, krótka linka, która miała być prototypem nowoczesnej garoty, jakieś szpargały i kilka butelek. – Nie mógł się na co dzień obejść bez ziół, których nie rozpoznawał i jakichś szpargałów. To bardzo przekonywujące. Ale tylko jeśli Loki ma problem z zespołem patologicznego zbieractwa.

Przetarł etykietki – oczywiście, same alkohole: kwasir, najlepsze trunki z Alfheimu, ale... tak, buteleczka, w której powinna znajdować się czysta woda, była oczywiście pusta. Złapał ją, jeszcze bardziej rozwścieczony i ścisnął z całej siły, zastanawiając się, czy nie rzucić nią o burtę. Jego rozmyślania jednak trwały za długo, bo w pewnym momencie usłyszał cichy trzask, a chwilę potem fiolka dosłownie pękła... Odłamki szkła wbiły się w jego dłoń, kalecząc ją jeszcze bardziej. Z nowych ran popłynęła ciurkiem krew... – Okej, czyli Loki nagle jest alkoholikiem, skoro nie potrafi się na co dzień obejść bez wysokoprocentowych trunków? I mimo że poruszenie dłonią sprawia mu ból, nie ma problemu z zaciskaniem jej na butelce?

— Kto tu jest? – usłyszał nagle czyjś zachrypnięty głos za sobą. – I czemu się tak złościsz? – Śmiech. // Loki zazgrzytał zębami. Jeszcze ciekawskich brakowało do tego wszystkiego… // — Podaj mi przynajmniej jeden powód, dla którego miałbym się nie złościć – wycedził. // Nie chciało mu się odwracać. Położył łokcie na blacie i oparł czoło na nadgarstkach, garbiąc się przy tym okrutnie. // —    Złość piękności szkodzi. Nie wiesz o tym? // Słyszał, jak jego rozmówca zbliża się ku niemu. // —    Nie w umiarkowanych ilościach... – westchnął w odpowiedzi. // Gość roześmiał się. Było w tym dźwięku coś dziwnie znajomego… // — Po co się w ogóle złościć? // — Ten, kto się nie złości, nie zna prawdziwego smaku życia. // Przybysz był coraz bliżej. // — A ten, kto się złości, nie zna dobrego smaku życia – zripostował. // Loki był coraz bardziej zmęczony tą bezsensowną rozmową. Zamknął oczy, wyczerpany… // — Wszystkie istoty rozumne ciągle się złoszczą. Inne, których mózgi nie są tak rozwinięte, nie znają tego typu uczuć... – mówił zmęczonym, spokojnym głosem. – Czy to nie dziwne, że my, zdolni do okazywania i czynienia dobra, nie nazywamy siebie zwierzętami, mimo że to właśnie my, a nie zwierzęta, żyjemy złością? To nas napędza. W naszym mniemaniu, nadaje życiu głębszy sens... Powinniśmy czuć wstyd po usłyszeniu takich słów. A co czujemy...? // —    Złość... – wyszeptał przybysz, tuż obok Lokiego. – Matko, co za bełkot. Nudzi, nuży, usypia, nie wnosi niczego do akcji.

Odwrócił się powoli i zamarł. W jego wnętrzu zakotłowało się od zaskoczenia, radości i niedowierzania... Na jego usta wpełzł uśmiech. // — Sif... – z wrażenia aż wstał. – I czego się dziwi? Przecież, skoro sam rzucał iluzję, to dobrze wie, że nic się dziewczynie nie stało – szczególnie, że nie znalazł jej w kupce trupów.

— Po tym, jak zniknąłeś? Statek powrócił do swojej normalnej pozycji, jak widać, i od razu znalazło się mnóstwo rannych, wymagających opieki... – Bo wcześniej się chowali, tak?

Pracowita Sif... Ja bez wstydu przyznaję, że nie robiłem nic, bo w pewnym momencie urwał mi się film. Potem widząc, że jestem sam, zorganizowałem kameralną imprezę z martwymi... – Wykrzywił twarz w komicznym grymasie. – Taak... to była impreza stulecia. Poprzenosiłem wszystkich w jedno miejsce, a potem wspólnie zaczęliśmy rozpatrywać sens życia. Przy okazji jakoś wyszła lista wszystkich rzeczy na statku, wymagających naprawy… // Mówił to tak komicznym tonem głosu, że wojowniczka nie mogła się nie roześmiać. Uśmiech na twarzy Lokiego powiększył się. – Hihihihi, trupki są takie śmieszne, ale odcięcie nogi koledze to już trauma na całe życie.

— No, dobrze... – Sif zlustrowała wzrokiem stół, zastawiony różnymi dziwnymi rzeczami. – A co tu przed chwilą robiłeś? // Zatkało go. Miał nadzieję, że uniknie tego pytania... – Naprawdę, zatyka go, gdy padają oczywiste pytania?

— Nie ma problemu, Iluzjonisto. – Sif uśmiechnęła się ciepło. – Zostań tutaj, a ja przyniosę wodę i jakieś opatrunki. // Powiódł wzrokiem za jej oddalającą się postacią. Skąd u niej brało się tyle dobroci? Dla niego? – Loki, nie chcę cię rozczarować, ale ostatnie godziny Sif spędziła wyłącznie na opatrywaniu obcych ludzi, więc jeden opatrunek wte czy we wte raczej nie robi jej różnicy, zwłaszcza że u ciebie nie musi niczego odrąbywać siekierą.

Bez Thora życie było łatwiejsze, odkrył to już dawno... ale dopiero po wojnie w Midgardzie zrozumiał, że nie musi się bać swojego „brata”. Zrozumiał, że jest on zwyczajnym tchórzliwym oszustem, który jedynie szpanuje swoją „mocą”. // Pf... Mocarny Thor. Na wspomnienie tego przydomku w Lokim aż zagotowało się od wściekłości i obrzydzenia. – Aha, czyli w tym opciu Loki nie znosi Thora, zanotowane.

Siedział na krześle zgarbiony, cały się trząsł z bólu, a jego drżące ręce bezwiednie spoczywały na blacie stołu. – A normalnie jego ręce są obdarzone wolą i świadomością?

Usilnie się starał, by nie odbyć z Sif żadnego kontaktu cielesnego, obawiał się bowiem, że dziewczyna może z obrzydzeniem albo strachem zareagować na jego dotyk. – Odbywanie kontaktu cielesnego brzmi dość nieprzyzwoicie, a tu chodzi o zwykłe przemycie rany na czole. Ropiejącej rany, którą Sif jakoś zdołała przeoczyć. Jasne, nikt nie widzi własnego czoła, ale ropiejące rany się chyba czuje, co?

Trzeba by ten fragment zbadać – mogę jedynie posądzać, że ów potwór jest gatunkiem węża. – Posądzać? Kogo, o co? Węszę źle użyty słownik synonimów.

Rozdział 8

Choć i tak wszyscy zgromadzeni przed Bellagio (tuż za prowizorycznym ogrodzeniem z taśmy policyjnej i nie wchodzący na teren kasyna jedynie w strachu przed spałowaniem) doskonale wiedzieli, że „czarne samochody” należą do Departamentu Obrony. – Mam wrażenie, że raczej by użyto paralizatorów niż pałek, to nie ZOMO.

Policjanci z trudem panowali nad sytuacją, nieudolnie uspokajając rozwydrzony tłum – Czemu nieudolnie? Nie wysłano by przecież świeżaków do takiej grubej sprawy. No i nie jestem pewna, czy chodziło ci akurat o rozwydrzony.

Agenci nie bez wstydu chowali się wewnątrz samochodów, by nie zostać obrzuconymi wyzwiskami za to, że nie chcą zdradzić żadnych tajemnic na temat zajść wewnątrz Bellagio. – Mhm, bardzo to prawdopodobne.

Odwrócił się i ujrzał przeciętnie wyglądającego policjanta, niczym nie wyróżniającego się z tłumu jemu podobnych. (...) Skłonił się lekko, przykładając pięść do serca. Wedle ich zwyczaju. – Ciekawe zwyczaje mają ci policjanci.

Jak widzisz, Thor, ostatnio miały tutaj miejsce dosyć przykre wypadki… – Imię Thor się odmienia, więc tu powinno być: Jak widzisz, Thorze…

A co, jeżeli to on zaplanował cały ten atak? – zawołał z przerażeniem Hogun. – Wszyscy wiemy, że tyle miejsc, ile on zwiedził, zliczyć się nie da... a co dopiero osób, które zna! On ma kontakty w każdym zakątku świata! – Nie to, co my, biedne niewiasty, co to za przyzbę nie wychodzą!

Dosyć nieudolnie zawiązywał sobie opatrunki na dłoniach, przeklinając się w duchu, że nie wychodzi mu to tak idealnie, jak Sif. – No i czego się tak ciska, przecież zawiązać cokolwiek jedną ręką jest o wiele trudniej niż dwoma.

Nie dowartościował się nawet naiwnym wmawianiem sobie, że nie może przecież równać się swoimi umiejętnościami z wojowniczką, bo ta przeszła kursy podstawowe dla medyków. – A kto ją uczył, jeśli Sif jest jedynym medykiem na wiosce (co zresztą okazuje się potem bzdurą wierutną, bo zastępy medyków co i rusz przewijają się w tle)?

właśnie z cierpkim uśmiechem na twarzy robił sobie śliczną kokardkę na środku dłoni, gdy nagle... – Masochista? Nie ma to jak węzeł uciskający sam środek rany.

Poczuł na karku znajomy dotyk chłodu. Zimno stali... – Le sigh, który to już raz? Podbródek by sobie mógł sprawić, stalowy. 



Zaczął w nich celować ze szpady, przesuwając ją powoli od jednego wojownika do drugiego i z powrotem… // — Ojej... – powiedział cichym, rozbawionym głosem. – Czyżbyście byli odrobinę... zaskoczeni? – Każdy by był, widząc celowanie ze szpady". Była li to broń kombinowana? (Dzięki, Babatunde!)


 Cała ta scena konfrontacji Lokiego z wojownikami jest okropnie sztuczna i boleśnie się ją czyta.

ci wojownicy będą ci urywać wszystkie członki, kawałek po kawałku, za każdym razem zostawiając jednak głowę i jedną rękę, byś mógł się odbudowywać – w kółko i w kółko. (...) Róbcie dokładnie tak, jak mówił Hogun – rzucił do wahających się wojowników. – To rozkaz – wycedził i już po chwili sam dołączył do zbierającej się zgrai. – Rozumiem z tego, że Loki postanowił własnoręcznie rozerwać się na strzępy.

Pierwszy zaatakował z lewej – iluzjonista odruchowo wyciągnął rękę i odepchnął atakującego podmuchem mocy. Kolejny rzucił się na Lokiego od tyłu... magik w ostatniej chwili się odwrócił i skrzyżował ostrze szpady z mieczem napastnika. Równocześnie jakichś trzech doskoczyło z drugiej strony, chwytając iluzjonistę za rękę i rozciągając ją na maksymalną długość... jeden z nich wyciągnął miecz i przymierzył się do ciosu... Magik pobladł. W oczach każdego z tych wojowników czyhała chęć mordu i przelewu krwi – jego krwi. (...) — Dobrze! – wrzasnął, odpychając od siebie wojowników, gwałtownym szarpnięciem. – Wszystko wam powiem, niedojdy… // Z teatralnym grymasem obrzydzenia na twarzy przedarł się przez tłum napastników, wychodząc przed nich wszystkich. Całkowicie zdegustowany otrzepał swój płaszcz, po czym poprawił palcami rozczochraną fryzurę. Zmierzył zgromadzonych władczym wzrokiem, pod naciskiem którego każdy z wojowników samoistnie uginał się i kulił w przerażeniu... – Głupi Loki, zamiast wdawać się w bójki, powinieneś od razu po prostu popatrzeć na poddanych, skoro rozwiązuje to wszelkie konflikty! Co ja czytam. Nie rozumiem też, z jakiego powodu wojownicy mieliby dalej utrzymywać Lokiego na tronie po tej scenie.

— Powinniście się wstydzić za to, czego próbowaliście dokonać... – zaczął przemawiać zimnym, złowrogim głosem, który natychmiast ostudził buntownicze nastroje załogi. – To zbrodnia, za którą ja powinienem was ukarać. Wiecie, że mogę to zrobić jednym skinięciem dłoni... dać sygnał Heimdallowi? – skłamał. Ze swoją standardową, stoicką nonszalancją przyjrzał się swoim paznokciom. – Co powinienem teraz zrobić, jak uważacie? – A co, nikt do tej pory nie zauważył, że Heimdalla nie ma? I jedna pogadanka wystarczy, by ułagodzić nastroje wkurzonych poddanych? Że też Ludwik XVI o tym nie wiedział.

— Znajcie moją łaskawość. Daruję wam wszystkim życia, jako że... – urwał na moment i oblizał spierzchnięte od zdenerwowania usta, szukając odpowiednich słów w pamięci. – Jako że jestem wam winien prawdę. – W tej sytuacji to raczej oni chwilowo decydują się go nie zamordować.

Na moment zaległa cisza, którą zaraz przerwał wybuch głosów pełnych sprzeciwu i niedowierzania. W końcu jednak wszyscy posłusznie się uspokoili, a przed tłum wystąpił jeden z wojowników. Spojrzał na Lokiego oskarżycielsko. (...) Cóż, załoga wybrała sobie naprawdę sprytnego przedstawiciela na mówcę. – Przeca sam wylazł, nikt go nie wybierał.

Rozdział 9

Wokół niego trwała istna burza. Każdy rzucał oskarżeniami i odpowiednimi inwektywami, zazwyczaj kierowanymi w stronę iluzjonisty. Gdy w końcu jednak tłum podzielił się na obrońców Sif i zwolenników jej natychmiastowego powieszenia, bluzgi poczęto wymieniać między sobą, bez dokładniejszego celu. – Mieszasz rejestry, albo trzymaj się literackich inwektyw, albo slangowych bluzgów.

Zdawać by się mogło, że po chwili wszyscy zapomnieli o zaistniałej sytuacji, a tok ich barwnej wymiany zdań zszedł na nieco inne, bardziej intymne tematy... Cała sprawa dotycząca Lokiego i Sif była więc jedynie iskrą, która rozpaliła tlący się w wojownikach ogień. – Intymne tematy, rozpalanie ognia, czy czeka nas orgia instant? http://www.energyenhancement.org/perfume2b.jpg

Loki zaczął się powolutku, chyłkiem wycofywać z zamieszania. Wiedział, że jest otoczony wianuszkiem wojowników, także szanse na ucieczkę miał marne, ale nie poddawał się... Szedł powoli, starając się nie zwracać na siebie uwagi, gdy wtem… // — Jotunie! – warknął Fandral. – Zaraz, to jotunowe dziedzictwo Lokiego nie jest już tajemnicą?

Błagam też o wyjaśnienie nam, prostym biedakom, jakimże to prawem Sif wykrzykuje, że towarzyszyła WAM w jednej z podróży, o, PANIE? – A co, ktoś odebrał w międzyczasie Sif prawo do wypowiadania się?

Nie udawaj, Loki. Chcemy wiedzieć po prostu, odkąd to jesteście z Sif w takiej komitywie? – W wypowiedzi Fandrala rozbrzmiało kilka wyraźnych aluzji. I groźba. – Sif stoi tuż obok, nie mogą jej o to spytać?

Podmuchami mocy usuwał stojących mu na drodze wojowników. W jego wnętrzu za każdym razem wybuchały małe iskierki chorej satysfakcji, gdy widział, jak ci znokautowani uderzają z hukiem o burtę... (...) W przypływie desperacji wyciągnęła miecz i wycelowała nim w jego stronę, on jednak wytrącił jej go z dłoni jednym podmuchem mocy… // Cała załoga zamilkła. Nikt nie śmiał się poruszyć... Wszyscy zastygli, niczym marionetki na przedstawieniu teatralnym. Strach owinął ich, jak całun. Wszyscy zdążyli już zapomnieć o prawdziwej naturze Lokiego... To był błąd. – Ta, ale jak go próbowali rozerwać na kawałki, to był bezradny. Czy tylko ja pamiętam jeszcze, że rano rezerwy mocy Lokiego wciąż jeszcze się nie odnowiły, a wobec tego nie powinno być go stać na te wszystkie podmuchy? Celować do czegoś można z broni palnej lub miotanej, gramatycznie też jest źle, wycelowała go (wycelowała broń, nie bronią).

uniósł rękę, by ponownie ją uderzyć… // W duchu podziękował ludziom, którzy w tym momencie złapali go i siłą odciągnęli od zszokowanej Sif. Trzymało go kilkoro wojowników, którzy coś wrzeszczeli na niego... Obawiali się, że Loki może biedną dziewczynę zmaltretować jeszcze bardziej – całkowicie stracić panowanie nad sobą. – Loki na oczach nienawidzących go wojowników bije, kopie i wyzywa ulubienicę tłumu. I co, teraz już nikt nie będzie próbować rozedrzeć go na kawałki?

Iluzjonista odpędził się bowiem od trzymających go wojowników i władczym gestem dłoni uciszył wszystkich zebranych. Członkowie załogi natychmiast zrozumieli aluzję i każdy, bez wyjątków, upadł na prawe kolano, spuszczając głowę i przykładając pięść do serca – w pokłonie pełnym oddania. – To jest tak niewiarygodne, że aż brak mi słów. Ujemne prawdopodobieństwo psychologiczne, tłum zakapiorów nie ma ŻADNEGO powodu, by w tej sytuacji tak się zachować.

Puścił się liny i wylądował miękko na ziemi, amortyzując upadek lekkim zgięciem kolan. W powietrze wzbił się gęsty tuman kurzu, który podrażnił przełyk Lokiego... Iluzjonista, odpędzając się od roztocza, rozejrzał się szybko – Jotunheim nieco zmienił się, odkąd był tu ostatnim razem. – Jotunheim, kraina lodu... pokrytego kurzem? Ciekawa jestem, jakiej wielkości mają tam roztocza (i czym się żywią), jeśli humanoidy nazywane są olbrzymami. Tak widzę ten atak roztoczy: 



Owszem, jak zawsze było tutaj zimn,o, mroczno i nieprzyjemnie, ale poszczególne góry z rzeźbionych skał, wspaniałe, kamienne mosty i lodowe chodniki, przysypane skrzypiącym śniegiem nie wyglądały już tak majestatycznie i wzniośle jak niegdyś. – No nie dziwota, skoro całe pokryte kurzem i roztoczami.

— Czysto! – wrzasnął Loki. – Nic dziwnego, że wyzywają go od kłamców :D.

Bo mało to Loki widział potworów, zakładających swe lęgi w opustoszałych krainach? – Jak się zakłada lęg?

Chuchnął kilka razy w zmarznięte dłonie, owinięte przesiąkniętymi skrzepłą krwią bandażami. Niestety, rękawiczki zakończyły swój żywot i teraz iluzjonista był zmuszony marznąć. – Ach, bo gdyby miał rękawiczki, to zacząłby się wręcz pocić! Wiadomo, że to poprzez dłonie ucieka 90% ciepłoty ciała. Przy okazji, co z tą jego krwią, ani ogniowa go nie ogrzewa, ani lodowa nie czyni niewrażliwym na chłody?

W innej sytuacji mróz nie przeszkadzałby mu, ale... litości, to przecież Jotunheim! Tutaj słowo „mróz” nabierało zupełnie nowego znaczenia. – Tak? Jakiego?

Usłyszał, jak pozostali towarzyszący mu wojownicy również lądują na ziemi. W powietrze wzbił się okropny tuman kurzu, od którego zakręciło się magikowi w głowie... Zakaszlał ciężko i machnięciami dłoni spróbował odpędzić od siebie roztocze, ale niestety – bezskutecznie. – Bees! To jest, roztocza! 


Oczami wyobraźni widział już, jak obrzydliwe pyły przedostają się do jego płuc i wgryzają w tkanki, odcinając mu dopływ tlenu. Największe przerażenie ogarnęło go jednak, gdy zauważył, że to paskudztwo oblekło jego płaszcz! // — W porządku, Sif? – spytał Fandral swej towarzyszki, gdy i ona wylądowała. // Kolejne tumany roztocza zostały pobudzone do życia i wypełniły płuca iluzjonisty. // Umrzeć, zabitym przez kurz. Coś tak niedorzecznego może się zdarzyć wyłącznie w Jotunheimie... – WTF, czy Loki jest alergikiem? Czy jakimś strasznym zrządzeniem losu teleportowało go do Legendy Sennarille?

Szli szybko, bo zależało im na czasie. W milczeniu. – Rozumiem z tej składni, że w milczeniu zależało im na czasie.

Żadnego uczucia... tylko ta nieodgadniona, irytująca powaga wymieszana z nutką zaciekawienia, spozierającego z szeroko otwartych, ciemnych oczu. – Zaciekawienie spozierało mu z oczu. Co ja czytam.

Od zawsze wiedziała, że Loki ma coś w mózgu poprzewracane, ale tym razem przeszedł samego siebie... Najpierw wymusza na niej, by mu pomogła i rozmawia z nią, jak z najlepszym przyjacielem, by już chwilę potem zachować się jak ostatni cham. Gdy jednak przychodzi co do czego, to nagle jest pełen chęci do współpracy... która kończy się nieomal zabiciem samej Sif. A nam sam koniec, jak by było tego mało, to popapraniec przeprasza za wszystko. // Loki to wariat. Wariat, którego Sif mimo wszystko nie odstępuje na krok. Wariat, któremu Sif potrafi wybaczyć niemalże wszystko. Wariat, którego... Sif doskonale rozumie... – Właśnie widzę, jak rozumie.

Który ją Uzdrowił. // Użył najsilniejszej, najbardziej niesamowitej i najbardziej wyczerpującej techniki magii. Wolała nawet nie myśleć, ile mocy przy tym stracił. Wolała nie myśleć, ile brakowało do tego, by odebrał sobie... – Może bym i się przejęła, gdyby nie to, że Loki sam się uzdrawia co pięć minut bez większego wysiłku.

A potem ją przeprosił. Tylko... czym się motywował? – Co go motywowało albo co nim kierowało.

Gdy Sif wreszcie go dogoniła i zrównała się z nim w kroku – Krokiem, chyba że to taki eufemizm na uprawianie seksu.

— Dobrze, że przeprosiłeś. Następnym razem postaraj się po prostu uprzedzić mnie o swoich planach – mruknęła. // —    Ty też, jakbyś mogła – powiedział już mniej spokojniej. // — Co to ma znaczyć? // — To, że gdy na pokładzie rozpętała się istna rebelia, ty nagle zaczęłaś wywrzaskiwać, że jestem niewinny. I że wywołało to niemałe zamieszanie. // — Uratowałam ci życie, do cholery... – wycedziła. // — Przecież bym sobie poradził! – wybuchł. Na moment zawiesił głos. ­– Patrząc na to od innej strony, późniejszym wydarzeniom sama jesteś sobie winna... – Splótł ręce na piersi. // — JA jestem winna temu, że mnie zaatakowałeś?! Ty chyba żartujesz! – również podniosła głos. // — Jak inaczej miałem to odkręcić?! To było pierwsze, co mi wpadło do głowy! // Każde z nich zupełnie inaczej wyobrażało sobie rozmowę na ten temat. Oczywiście, obydwoje posądzali, że może dojść do drobnej sprzeczki... Ale nawet przez myśl im nie przeszło, że będą stać na środku jakiegoś pustkowia i wrzeszczeć na siebie w niebogłosy, coraz bardziej zatracając się w kłótni. // — Agrrr... Jak ja cię czasem nienawidzę! – wrzasnęła Sif, chwytając się za głowę. // — Ze wzajemnością! – odparował Loki. // Po tych dwóch szczerych wyznaniach zamilkli, jak na komendę. Stali naprzeciwko siebie, oboje ciężko oddychając. Obrażeni na cały świat, mierzyli się nienawistnymi spojrzeniami. – Słodki Jezu na bananie, ile oni mają lat?

— Uzdrowiłem cię – wycedził iluzjonista, przerywając ciszę. Był tak blisko Sif, że dziewczyna poczuła na sobie jego zimny oddech. // Nie wiadomo, do czego to powiedział. – Chyba raczej do kogo? I chyba raczej wiadomo?

— Pajęczak – stwierdził. – Dosyć... sporej wielkości. // Faktycznie, to dziwaczne skrzyżowanie pająka ze skorpionem małe nie było – cholerny mutant rozmiarami przypominał młodego olifanta – Wtem! Crossover z Władcą Pierścieni. Szeloba, to ty?

Po dłuższej chwili przeniósł wzrok na Sif... Dwójka wojowników podeszła do siebie i uścisnęła ze sobą tak, jakby się całe miesiące nie widzieli. (...) Loki zmierzył ich wzrokiem... Poczuł, jak w jego sczerniałym sercu rozkwitło nowe, nieznane mu wcześniej uczucie, palące mu dziurę w środku. Nie wiedział jednak, czym ono jest. – Biorąc pod uwagę, że Loki całe życie był zazdrosny o brata, powinien to uczucie znać świetnie.

Sam poczuł się tak, jakby mu nóż stanął w gardle. – Słyszałam o kości w gardle, ale nóż…? Jest wyrażenie z nożem NA gardle, ale oznacza coś jakby innego.

Banda tchórzy... – wycedziła Sif zjadliwie. (...) Loki patrzył na nią. Napawał się jej widokiem... Wyglądała niczym Bogini Śmierci, panująca nad wojną i zbierająca swe żniwo z pola bitwy za pomocą miecza, którego ostrze spija krew jej wrogów. – Soraski, ale wciąż pamiętam jej panikę na widok ran i krwi.

On zawsze czuł pociąg do wojenki i orężu. – A oczko się popsuło temu misiu. Odmiana rzeczowników, robisz to źle.

Thor nie odpowiedział. Filozofia to nie było coś przeznaczonego dla jego umysłu... On zawsze czuł pociąg do wojenki i orężu. A nauka? Po co komu nauka? To Loki zawsze się tym badziewiem interesował. Loki by na pewno zrozumiał. Tylko, że „zrozumienie” nie pomogłoby mu wygrać walki z Rumpelstiltskinem, prawda? – Że niby zrozumienie problemu nie pomaga w rozwiązaniu go? Nietypowe podejście.

Alfowie szczycili się w garbarstwie – Dobrze, że nie szczytowali, kurde. Szczycić można się czymś, nie w czymś.

Mistrz Magii wyraźnie celował w szyję gromowładnego. Jedno takie uderzenie by wystarczyło… // ŚWIIIST // Thor błyskawicznie poderwał się do pionu i zgrabnie uniknął kolejnego ataku... To się Rumpelstiltskinowi nie spodobało. Zmrużył oczy we wściekłym, ciskającym gromy spojrzeniu – od początku miał nadzieję, że syn Odyna podda się niemal od razu. – Jeśli planował zabić go tu i teraz, to po co mu była informacja o Jane?

Lewą ręką złapał się za ranę, ale ta na szczęście głęboka nie była. Bynajmniej, paliła go, niczym żywy ogień. – Co tu robi to bynajmniej?

Poderwał się i, wydobywszy z siebie dziki, bojowy ryk, rzucił kartą przed siebie tak, jak to robił wcześniej Rumpelstiltskin. // Jakież było jego zdziwienie gdy karta zamiast poszybować przed siebie, niczym strzała, uniosła się lekko, po czym opadła na ziemię – jak zwykły kawałek papieru. Thor obserwował ją w ciszy, ciężko oddychając. // Mistrz Magii wybuchł śmiechem. // — Cóż, Odinson... – mówił, między spazmami śmiechu. – Już się zaczynałem szczerze nudzić, a tu się okazuje, że ty po prostu najlepsze zostawiasz na koniec... Jak wy to mówicie? Chyba nie masz do TEGO... predyspozycji. // W tym momencie Thor postanowił wykorzystać chwilowy brak orientacji Rumpelstiltskina w tym, co się wokół niego dzieje. – Znaczy, Thor zakłada, że ktoś może albo mówić, albo patrzeć, ale już nie dwie te rzeczy na raz?

Karty nawet na moment nie przestały wirować. Wokół uniósł się pył… // — Koniec zabawy, Odinson... – wysyczał Alf. // Gwałtownie podniósł głowę, a nienawistne spojrzenie złotych oczu utkwił w Thorze. Wyrzucił przed siebie obie ręce, układając palce w osobliwym geście, na który... wszystkie otaczające go karty zaatakowały gromowładnego. – To jest takie animcowe. 



A w samym uniwersum Marvela istnieje już taka postać i nazywa się Gambit.




Czuł, że całe ciało go pali, porozcinane w niemożliwie wielu do zliczenia miejscach. – Albo niemożliwie wielu, albo niemożliwych do zliczenia.

A mówiłem, żebyś pożegnał się z tą swoją zdzirą, Odinson? (...) —    Ja mam imię, Plugawy Alfie... – wysyczał nienawistnie i splunął tuż obok jego głowy. – Ale dlaczego Thor ma problem z patronimikiem, przecież nie wstydzi się ojca.

Plugawy Alf spróbował wstać, ale ciężar młota był wystarczający i skutecznie mu to uniemożliwił. Kolejno wpadł na pomysł ściągnięcia z siebie mjollniru, ale i to również zakończyło się fiaskiem. – Jeśli używasz kolejno, to wypadałoby podać więcej niż jedną metodę.

odparł, nie patrząc na niego, po czym splunął mu na twarz. – W sumie nie jest tak łatwo splunąć komuś w twarz, patrząc w innym kierunku, szczególnie pozostając w pozycji leżącej.

Mam nadzieję, że nikt nie ma strachu przed ciemnością… – Jak można „mieć strach”? Mam nadzieję, że nikt nie boi się ciemności brzmi o wiele naturalniej.

Coś huknęło. Głucho i ciężko. Echo tego odgłosu poniosło się po wnętrzu twierdzy, odbijając się między lodowymi ścianami. Skrawek jasności, jaki jeszcze przed chwilą dostrzegali w oddali, nagle zniknął… // —    Co to było? – wszyscy usłyszeli drżący głos Sif. (...) — Zamknęły się... – głos Fandrala. – Iluzjoniście chodzi o to, że wrota zamknęły się za nami. // Ciche ochy i achy poniosły się po wnętrzu... pomieszczenia? Czegoś, gdzie akurat się znajdowali... Nie wiedzieli, co to za miejsce. Nic nie widzieli, po za rozpływającą się wszędzie wokół czernią. // —    Mam nadzieję, że nikt nie ma strachu przed ciemnością... – mruknął Volstagg. – Starajcie się nie rozchodzić. // Stali więc nieruchomo, zastanawiając się, co dalej. Pięknie ich Loki urządził, pięknie! Słowa Volstagga dodatkowo napełniły wszystkich grozą... Mimo tego, że nikt z tej piątki nie bał się ciemności, to w obecnej sytuacji większość drżała ze strachu. – Najwspanialsi wojownicy Asgardu trzęsą pośladkami. Znowu. Zanim jeszcze zobaczyli przeciwnika. Znowu. Innymi słowy jestem zmuszona do utworzenia kategorii Wojownik w Opresji i dodawania punktów za każdym razem, gdy powtórzysz ten schemat.

No, dobrze... co teraz? – szept Sif. // Nikt nie wiedział. Nikt więc nie odpowiedział. // — Jesteście tam?! – jej ciężki, przyśpieszony oddech. – Nie widziałam kumpli od pięciu minut, więc wpadnę w panikę, bo na pewno rozpłynęli się w powietrzu. +5 punktów do kategorii.

— Spokojnie, Sif – głos Fandrala. – Wszyscy są. // — A tak poważnie, to co teraz? – padło pytanie. // — To Loki nas tak urządził... Jego spytajcie. // Wszyscy zastygli w ciszy, w oczekiwaniu na odpowiedź. Ta jednak nie nadeszła. // — Loki! – Zero odpowiedzi. – Jotunie! – Ta szepcze, ci się wydzierają, na pewno nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Co za ameby.

— Niech go cholera weźmie, zostawił nas... On nas tu zostawił. // — Nie mógł nas zostawić… // — Oczywiście, że mógł! Mówię wam, zginiemy tu przez niego. Zginiemy. // Ktoś cicho załkał. 


Na prawej, wzniesionej ku górze dłoni, tańczyły najprawdziwsze, zielonkawe płomienie – próbujące wydostać się z wydzielonej im przestrzeni, przeskakujące po jego palcach niesfornie, niczym gromadka dzieci, błyskające i strzelające iskrami. Dające ciepło. I światło – przede wszystkim światło. Wojownicy aż westchnęli cicho na ten widok... Wrażenie czegoś niedostępnego i nieosiągalnego, poskromionego przez istotę ludzką. Wrażenie nieopisanej mocy, uwolnionej przez iluzjonistę, niczym wstęgi nadziei; tańczącej na jego dłoniach w poczuciu nieokiełznanej radości z wyzwolenia. Wrażenie cudu – hipnotyzującego w swym nierealnym pięknie. Ileż trudu musiało kosztować Lokiego wywołanie czegoś tak magicznie urokliwego! Płomienie. Tak wspaniałe, bo przynoszące ukojenie. Przywracające nadzieję. Łagodzące żal i wszelką urazę. – Jezu, ile oni mają lat, trzy i pół? Boją się ciemności, wpadają w panikę, gdy znika dorosły opiekun, a potem zapominają o wszystkim na widok kolorowych światełek. Nosz kurde. 


HYRROKKIN! – zawołał znów. // A już chwilę potem jego wołania stały się rytmiczne, gdy zaczął je nieprzerwanie powtarzać. // — Co on robi? – syknął Fandral. – Na czarrrny wiatr! A jeśli coś się czai w tych ciemnościach? Jakieś potwory? Zaraz je na nas naślesz!!! – A jak sam się darł w ciemności, to było dobrze?

Nie musieli długo czekać, by usłyszeć odgłos kroków – ciężkich, dudniących głucho w ziemię, szybkich... Coś biegło. I zbliżało się. // —    Wreszcie – mruknął Loki, a jego płomienie zgasły. // Przerażenie opadło na ramiona wojowników, niczym całun śmierci. Co ten Iluzjonista wyprawiał? Co sobie w ogóle wyobrażał?! On chce wszystkich pozabijać! Naprawdę zesłał ich na śmierć… – Laboga, laboga. +5

Tak oto z mroku wyłonił się pełny zarys monumentalnego, przestronnego holu ze szkła, lodu i marmurów, którego strop – niewidoczny z dołu – podtrzymywało kilkadziesiąt niknących w oddali potężnych kolumn. Po środku – grupka wojowników, stłoczonych w przerażeniu za plecami Mistrza Magii. – +5

odziana była w pokrochmaloną, futrzaną szarą suknię, której wygląd imitował wilczą sierść. – Kto krochmali futro?!

Kim oni są? // Loki odchrząknął. // — Nieumarli, żołnierze Yggry. Pradawny wróg mojego oj... Pradawny wróg Odyna. Planuje zdobyć władzę nad Wszechświatem i zrzucić mnie z tronu Asgardu. – To to już nie stanowi tajemnicy? Wiesz, przed tymi wojownikami, którzy są z nimi w jednym pokoju i raczej nie mają kłopotów ze słuchem?

Wojownicy nie spytali, jakim sposobem udało jej się tę scenkę „zobaczyć”, ani jak udało jej się wejść w ten dziwaczny trans. – No… bo przecież byli tego świadkiem, to co mieli pytać.

Rozdział 11

Przywrócił go do życia? – spytał retorycznie Hogun. – Ta bitwa rozegrała się tysiące ludzkich lat temu… – Dlaczego Hogunowi zebrało się na liczenie w ludzkich latach?
Teksty pisane w starym dialekcie – język na szczęście się od tego czasu nie zmienił, więc były doskonale zrozumiane, choć nieco trudne w czytaniu. – Jeśli język się nie zmienił, to dlaczego mowa o dialekcie? I dlaczego był trudny w czytaniu?

Hyrrokkin znów była wilkiem. Poruszyła uszami, gniewnie łypiąc oczami na zgromadzonych. // — Za dwadzieścia minut ruszamy – oznajmiła. // Loki odwrócił się od okna i odezwał po raz pierwszy od dłuższego czasu: // — To JA tutaj wydaję rozkazy, Wilczko. // Wilczyca Utgardu położyła uszy po sobie. // — Bynajmniej, sugeruję jedynie, że… // —    Nic mnie nie obchodzi, co „sugerujesz” – uciął Loki. Jego ciemne oczy ciskały gromy. Gołym okiem można było dostrzec, że coś się w nim zmieniło... że momentalnie stracił dobry humor. // Hyrrokkin schyliła głowę w pełnym oddania pokłonie, korząc się przed mistrzem magii. Iluzjonista wyprostował się dumnie i spojrzał na nią z góry, iście władczym wzrokiem. // —    Wybacz mi, Potężny – wyszeptała. – Znowu źle korzystasz ze słowa bynajmniej. Dlaczego Hyrrokin okazuje Lokiemu taką uległość?

Według mnie natomiast, głównym traktem powinni pójść Jotunowie – stwierdziła Sif. – Są bardziej odporni na obrażenia, gdyby strzelcom jednak została jakaś amunicja… // — Z tyłu może zaś ruszyć konnica – Jaka konnica? Loki wiezie konie statkiem, czy też należą one do lodowych gigantów?

Foster jednak zbyt długo nie wytrzymała jego spojrzenia. Spuściła wzrok, ale tylko po to, by wymownie zlustrować jego idealnie wyrzeźbiony tors. Jej oczy chłonęły każdy centymetr jego ciała – zdawać by się mogło, że Tony’emu sprawia to przyjemność. Dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy Stark zaczął powoli się do niej zbliżać. Na dłuższy – zdecydowanie za długi – moment utkwiła spojrzenie w jaśniejącym błękitnym światłem punkcie na środku jego piersi. // — Chcesz dotknąć? – spytał jej Tony, a na jego twarzy wypłynął uwodzicielski uśmiech. // Foster odwzajemniła go. Nie odpowiedziawszy ani słowa, podniosła się z sofy, zbliżyła do Starka, wyciągnęła rękę i delikatnie przesunęła palcami po powłoce reaktora... Tony przymknął oczy, napawając się jej dotykiem. Położył dłoń na jej dłoni i przycisnął ją do piersi, chcąc poczuć ją na sobie głębiej... Jane przesuwała palcami po jego wyrzeźbionym, muskularnym ciele. Reaktor łukowy emanował przyjemnym ciepłem, które doprowadzało ją do szaleństwa. // — Och, Anthony... – wymruczała. – Ty naprawdę, w dosłownym znaczeniu, jesteś Iron Man’em… – Okej, czyli w tym uniwersum Janka jest z Thorem, ale marzy o Lokim i obmacuje Starka? Aha. Głębiej na piersi?

Drugą rękę wyciągnął w stronę klamki... Powoli, krok za krokiem, szedł w jej stronę, aż nagle… // ŁUP! // Drzwi otwarły się z hukiem. // Zatrzymały na głowie Steve’a. // Po czym z powrotem zamknęły. // — Jezu Chryste! – wrzasnął Rogers. // Cios był tak silny, że aż go odrzuciło do tyłu. Zataczając się, złapał obiema dłońmi za głowę. Pod palcami wyczuł krew… // W końcu odzyskał równowagę i rozejrzał wokół siebie. Oczy mu wyszły na wierzch. // — JEZU CHRYSTE! – wrzasnął po raz drugi, gdy zauważył obściskujących się Jane i Tony’ego. // Obydwoje natychmiast od siebie odskoczyli. Tony rozwścieczony. Jane zażenowana i zaczerwieniona, próbująca przywrócić swoją fryzurę do ładu. Obydwoje ciężko oddychali. Obydwoje zerkali na siebie, pożądliwie. // Steve znowu złapał się za głowę, tym razem z niedowierzania. // — Ja naprawdę nic do tego nie mam – próbował się wytłumaczyć. – Ale tak po za tym... TY masz dziewczynę – wskazał na Tony’ego – a TY masz chłopaka – wskazał na Jane – Niewiadomy agresor trzaska drzwiami, po czym odrzuca Steve'a tak mocno, że ten przelatuje przez ścianę do innego pokoju. Jane i Stark tego nie zauważają i rusza ich dopiero spojrzenie Steve'a? Steve, choć dostał właśnie konkretne wciry, nie rzuca się do kontry, ale wykorzystuje ten czas na prawienie morałów?

Potwór, jakby dla potwierdzenia słów Thora, spróbował się wyszarpnąć. Gromowładny jednak sprytnie owinął sobie łańcuch wokół nadgarstka, uniemożliwiając mu ucieczkę. – Co jest sprytnego w owinięciu nadgarstka łańcuchem?

Z rozmyślań wyrwało go skrzypienie drzwi, a potem ich zatrzaskiwanie. Usłyszał odgłos czyichś kroków. Nie musiał się nawet odwracać, by wiedzieć, kto wszedł do środka. // — Czego chcesz, Sif? – rzucił gorzkim głosem. // Kroki zatrzymały się, ewidentnie zaskoczone jego przenikliwością. – Nie trzeba być szczególnie przenikliwym, by rozpoznać bliską osobę po tym, jak się zbliża, szczególnie jeśli w budynku jest tylko paru ludzi na krzyż. No i kroki posiadające własną świadomość…

Rozdział 12

— Loki... – usłyszał głos Frigg, która nachyliła się w jego stronę. – Skarbie, nie jesteś głodny? // Popatrzył na nią (...) chwilę później chwyta ją za dłoń i ściska, wkładając w to całe swoje uczucie. Kręci tylko głową przecząco. // Frigg z troską gładzi go – Skąd ta nagła zmiana czasu narracji?

W ostatniej chwili, zanim zaliczył glebę, złapał się drugą ręką. – Te kolokwializmy naprawdę nie mają racji bytu w takiej narracji.

— Tak! Woah, o, tak! – czyjś przepełniony chorą ekscytacją głos. – Woah...? Wiesz, że polski język też dysponuje wyrazami dźwiękonaśladowczymi?

Książę Muspelheimu nabrał się na iluzję. Nie mógł uwierzyć, że ta nędzna ludzka istotka go przechytrzyła. – Przecież Asowie nie są ludźmi, Fenrir musi o tym wiedzieć.

Nie wiedział, co się z nim dzieje. Podniósł głowę, autentycznie przerażony – napotkał spojrzenie ulfs fostry... i od razu zrozumiał, że to jego sprawka. // Stał niewzruszenie, w lekkim rozkroku, z rękoma założonymi za plecami. – Wilk sobie ręce założył? Podmioty.

Pokiwał głową, mówiąc w ten sposób Fenrisulfowi, że zrozumiał. – Dając do zrozumienia, bo kiwanie głową to co innego niż mówienie.

— Wyślij mi pocztówkę. // Ponownie ruszył przed siebie – szykował się do zejścia na dół. // — Zabiję cię, sukinkocie... Ja naprawdę NIE ŻARTUJĘ. // Loki zaczął powoli schodzić. // — Ja też nie żartuję – odkrzyknął, mimo że Fenrisulf nie widział już jego sylwetki. – Jeszcze nigdy nie dostałem pocztówki! – Tylko skąd Loki w ogóle wie, co to jest pocztówka.

Widzisz, Lok? Nie masz nic. – Literówka. (...) Siedzisz już, Lok? – parsknął gromowładny, przerywając swoje przekomarzania z kumplami. – O Boże, więc to nie była literówka? Całkowicie poważnie nazywasz go... Lokiem?

Wszyscy ucichli. Niektórzy zaczęli rozglądać się wokół siebie, nie wiedząc, co się stało. W końcu większość zaczęła zwracać uwagę na Thora. // Władca piorunów poruszył się niepewnie, przytłoczony ciężarem tych wszystkich spojrzeń. // — Posłuchajcie... – odezwał się. Odchrząknął. – Posłuchajcie! – powtórzył głośniej. – Niektórzy z was wiedzą, w jakim celu się tutaj zebraliśmy. Inni jednak nie. Chciałbym więc wam teraz ten cel co-nieco przybliżyć, jako że będę przemawiał w imieniu Odyna, który wraz z grupą najbardziej oddanych mu einherjarów już wyruszył… // Niektórzy wojownicy zaczynali tracić zainteresowanie. Rozległy się szmery, gdy oddali się cichym rozmowom. Las szeptów coraz bardziej narastał. // — Może przejdę do rzeczy... – kontynuował Thor, choć już wiedział, że jest przegrany (...) A gdy stanął obok Thora i delikatnie, wymownie go odepchnął, nie czuł nic poza mocą, wibrującą w jego żyłach. // Spojrzał po zgromadzonych wojownikach. Wdech. Wydech. Wdech. // — ZAMKNĄĆ SIĘ, WSZYSCY!!! – wydarł się. – STULIĆ DZIOBY, ALE TO JUŻ!!! // Wydech. // Seria głębokich, głębokich oddechów. // Zdezorientowani wojownicy uciszyli się. Skupili całą uwagę na iluzjoniście. Zacisnął zęby, okazując w ten sposób swoją irytację. Jego władczy wzrok przesunął się po wojownikach... Niejeden z nich cieszył się teraz w duchu, że spojrzenie nie może zabijać. // — Czy wy jesteście bandą wioskowych przygłupów? – rzucił Loki. – A może prymitywami z Midgardu? – Cisza. – To może armią zaplutych, rozwydrzonych Olbrzymów? – Cisza. – KIEDY PYTAM, MACIE ODPOWIADAĆ!!! – wrzasnął. // Kilku wojowników aż skuliło się w sobie. Odezwały się ciche pomruki, zaprzeczenia… // — Nie słyszę was, ĆWOKI! – Czy scena ta ma pokazywać niesamowite zdolności przywódcze Lokiego? Dlaczego Thor nie ma posłuchu wśród wojowników?

Naszą przewagą jest... broń! // Rozrzucił szeroko ręce na boki, posyłając Thorowi wymowne spojrzenie. Gromowładny zmarszczył czoło, nie wiedząc, o co mu chodzi. To Lokiego zirytowało. Wywrócił oczami, po czym uniósł brwi i spojrzał na niego jeszcze bardziej wymownie. Thor wciąż jednak nie wiedział, o co chodzi. Loki zazgrzytał zębami – jego wzrok przeskoczył na klatkę, po czym z powrotem na Thora. Na klatkę i z powrotem, na klatkę… // Wreszcie gromowładny zrozumiał. – Brakuje jeszcze, żebyś opisała, jak Thorowi sączy się z ust strużka śliny, by dopełnić jego obrazu największego kretyna we wiosce.

— Co... co mam zrobić? – spytał, nagle niezwykle podekscytowany. – Skąd wziął siłę, by się ekscytować?

Chciał nim przekazać wszystkie swoje uczucia: złość, nienawiść, poczucie siły, pragnienie, pragnienie, pragnienie zemsty. – Czy nasz narrator się jąka?

Rozdział 13

Jeden drżący, taki drżący, tak bardzo drżący oddech później podjął swój monolog: – Wiem, że te powtórzenia były celowe, ale nie wyglądają dobrze w takim natężeniu.

Dopiero teraz, gdy Loki skończył opowiadać, Sif zdała sobie sprawę z tego, że po jej policzku spłynęła jedna, jedyna łza. – Tylko jedna, bo Sif trochę przejęła się opowieścią, a trochę nie.

Cały czar w jednej sekundzie // prysł. (...) // To był dobry dzień // by umrzeć. – Przejrzyj ten rozdział, bo co chwila pojawiają się w nim losowe odstępy.

TO było prawdziwe oblicze Lokiego, Mistrza Kłamstw. // Szedł przed siebie. Taki dumny, taki bezwzględny. Jego maska powagi, którą wiecznie utrzymywał na twarzy, powoli kruszyła się, ustępując miejscem pogardzie, mieszającej się z władczą impertynencją. Zimne spojrzenie powoli przesuwało się po twarzach wojowników, jakby oceniając, szukając ofiary, a jego oczy... Na czarny wiatr, jego oczy! Budziły grozę. Były mocno podkreślone czarną kredką – Wiesz, ta wzmianka o czarnej kredce zrujnowała całą powagę sytuacji… :D. 


To, co Loki ze sobą zrobił było tak bardzo bezlitosne. Niczym policzek, wymierzony w te resztki nadziei, tlące się w Sif – nadziei na to, że on może faktycznie posiada zdolności Odczuwania. Płomienie jednak zgasły, pogrzebały ze sobą nadzieję. Loki zrobił się niebezpieczny – to mało powiedziane. Posiadał zabójczy zestaw ostrzy – to nic. Najbardziej okrutne było to, że Loki w tak krótki czasie... przeobraził się w broń. // Stał się żywą, pozbawioną ludzkich uczuć bronią. – A to, że jeszcze kwadrans temu szlochał Sif w ramię, należy zignorować?

Zatrzymał się mniej-więcej na środku. Tłumek wokół niego rozstąpił się, z należytym mu szacunkiem. – Należnym mu albo należytym.

Powiódł wzrokiem po zgromadzonych... Teraz odgadnięcie koloru jego oczu było jeszcze trudniejsze. – Ale dlaczego ktokolwiek miałby przed bitwą skupiać się na czymś tak trywialnym jak kolor oczu dowódcy?

Podoba mi się fragment opisany z punktu widzenia Viviana, to był dobry pomysł.

Godzinami mógłby się wpatrywać w miodowy kolor jej aksamitnych włosów… – Naprawdę wolał wpatrywać się w kolor niż we włosy ukochanej?

Cięła na odlew... Zrzuciła z głowy hełm, który jej jedynie przeszkadzał. – Dlaczego hełm przeszkadzał jej w bitwie?

Iluzjonista zatoczył się, czując, jak krew tryska mu ze szramy, niczym fontanna. – Blizny mu krwawią? http://sjp.pwn.pl/sjp/szrama;2577218

Rozdział 14

Kącik jego ust lekko uniósł się ku górze, w krzywym, kpiącym uśmiechu. // — Co ty mi możesz zrobić, Asynio? // Z każdą chwilą coraz bardziej go nienawidziła. Chamskie odzywki idealnie pasowały do jego wyglądu degenerata – Ale co było chamskiego w tym pytaniu?

Leżałem w wiecznym śnie, przez tydzień. – Aha.

Hogun nie może więc wiedzieć – Trzymaj się czasu przeszłego w narracji, nie mógł wiedzieć.

Pomóż nam, a dostaniesz Lady Sif. Na jedną noc. – To tak bardzo nie pasuje do pijanych honorem Asów, że aż nie wiem, co powiedzieć.

Rozdział 15

Obok Jones’a natomiast… - Co tu robi ten apostrof?

I wpatrywał się w niego tak, jakby Ozzy znał odpowiedzi na pytania dotyczące egzystencji ludzkości. A „wpatrywanie się” miało pomóc w ich odkryciu… – I po co ten cudzysłów?

Rozdział 16

Tego wieczoru w Zaplutej Dziurze było wyjątkowo tłoczno. Wszystkie stoliki pozajmowane, barek oblężony, barmani nie nadążają z rozdawaniem drinków… – Trzymaj się jednego czasu narracji.

Słońce dopiero teraz budziło się ze swego wiecznego snu – Jeśli sen jest wieczny, to dlaczego słońce w ogóle się budzi?

zadaniem było atakowanie osoby trenującej, poprzez systematyczne krążenie wokół niej i uderzanie jej sprytnie skonstruowanymi drewnianymi „pałkami”, których feralność polegała na tym, że mogły się dowolnie wysuwać, chować, pojawiać – Feralny w języku polskim oznacza pechowy, na pewno o to ci chodziło?

Albo, gdy coś chcesz ode mnie. – Czegoś.

Rozdział 17

Wieść o tym, że Loki wyprawia bal, rozeszła się błyskawicznie w Asgardzie i rozniosła wśród mieszkańców niemalże wszystkich Dziewięciu Królestw. – Tak? Na przykład Midgaardu?

W drzwiach stała Sif. // Ale jakże inaczej wyglądała od tego, co Loki dostrzegał w niej na co dzień. Miała na sobie niesamowitą, burgundową suknię. Jej gorset ciasno opinał ciało – był wycięty, nie miał ramion, niemalże całkowicie odsłaniał plecy – i gładko przechodził w prostą, lekko pofalowaną spódnicę. Tuż pod linią pleców została ozdobiona czymś na kształt gigantycznej kokardy czy wstążki, z której dwa grube pasy materiału opadały aż do połowy sukni – to ona zapewne utrzymywała całą konstrukcję na ciele Sif. Dziewczyna dodatkowo założyła lekkie czarne rękawiczki aż do łokcia oraz eleganckie buty na obcasie, w tym samym kolorze. Włosy miała lekko spięte, tak że po obu stronach jej twarzy zwieszały się pojedyncze kosmyki włosów – całą fryzurę ozdobiła burgundowo-czarną spinką. – Czy to jest jakiś crossover nordyckich sag ze światem Disneya?

Tuż przed nią stał Loki. // Wyglądał niezwykle dostojnie i władczo. Chyba pierwszy raz w życiu Sif widziała Lokiego w eleganckim stroju, a nie w ubraniach sportowych, niekiedy tak brudnych, że aż wołających o pomstę do nieba. – Loki w dresach, na tronie Asgardu. Co ja czytam.

Nie… dzisiaj Loki naprawdę o siebie zadbał. – Ale pamiętasz jeszcze, jak opisywałaś, że on zawsze obsesyjnie dba o wygląd i nawet do wychodka pogina w pelerynie?

— Mam słabość do kobiet – powiedział w końcu, ni z tego, ni z owego. // Dziewczyna uniosła brwi. // — Trudno nie zauważyć. Ty i Ratatosk to już niemalże kanon. – Yyy… kanon czego?

W jego tęczówkach rozbłysły iskierki zieleni. Zawirowali, suknia Sif zaszeleściła… Peleryna Lokiego spłynęła ciemną czerwienią – z czarnego stała się burgundowa. Przybrała ten sam kolor, jaki miała suknia Sif. – Taak, bo to z pewnością nie urazi Ratatosk, która przecież wiruje właśnie na tym samym parkiecie.

— Ocaliłem mu życie. – Wzruszył ramionami. – Nie ma za co. // Tego Sif już znieść nie mogła. Posłała mu przeuroczy uśmiech // po czym z całej siły uderzyła go pięścią w twarz. // Tak mocno, że Loki aż się zatoczył i… // ŁUP! // …wylądował na ziemi. Zarył twarzą o posadzkę, nieomal rozwalając sobie nos. // Przestał się śmiać. // Był zaskoczony. Był wniebowzięty. – Te odstępy są dość irytujące… Swoją drogą w tym fragmencie dobrze widać, jak pewne, pokazywane w filmach sceny przesączają się do fików, a można mieć tylko nadzieję, że nie do prawdziwego życia. Drogie dzieci, nie rozwiązujcie swoich problemów emocjonalnych pięścią. http://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/SlapSlapKiss

Rozdział 18

Wiadome było, że las nie wypuszczał nikogo, kto zapędził się w jego odmęty, o ile osoba ta nie dosięgła swego celu. – Jeśli celem takiej osoby było wyjście z lasu, wszyscy wpadali w odmęty paradoksu.

Wejście było ogromne, a wyglądem swym przypominało łeb smoka – głazy i skały zdawały się być rzucone bez składu na ziemię, gdzie piętrzyły się, tworząc skomplikowaną konstrukcję. – Jeśli leżą bez ładu i składu (bo tak wygląda to wyrażenie), to raczej przeczy to wizji misternej konstrukcji, którą usiłujesz tu zasugerować.

w oddali dostrzegł jakieś błękitne światełko, wręcz przyzywające do siebie. // Zwiększył tempo, czując wypełniającą go ekscytację. // Gdy jednak dotarł wreszcie do celu, cała jego adrenalina opadła. Ujrzał bowiem naczynie, przypominające niewykończoną fontannę, wypełnione niebieską, fluorescencyjną cieczą, dającą światło w jaskini. Był to jedyny promień jasności, lecz Loki nie czuł strachu. – Dlaczego naczynie było dla Lokiego rozczarowaniem? Czego się właściwie spodziewał?

Odrobinkę rozczarowany, ale i zaciekawiony równocześnie, zbliżył się do naczynia i złapał obiema rękami za jego brzegi. Nie wiedząc, dlaczego to robi, chwycił się mocno, pochylił nad niebieską wodą i zajrzał w jej głąb… // Jakaś niewiarygodna siła zdała się go porwać, zamknąć w swych szponach, ściągnąć gdzieś na dno. Zrobiło mu się mroczno przed oczami… Zacisnął mocno powieki, próbując się uspokoić. A gdy otworzył je ponownie // na wodzie pojawiły się czarne niczym atrament litery – „Zagrajmy.” – Skrzyżowanie myślodsiewni z pamiętnikiem Toma Riddle’a i Piłą?

Przed jego oczami zaczęły pojawiać się wycinki z jego życia. Pierwszy raz, gdy ojciec go uderzył. Moment, w którym jego rodzina go oszukała. Pamięć o Sigyn. Pierwsza przelana przez niego krew. Pierwsza osoba, która go zraniła. Miliony przegranych starć. Jeszcze więcej spudłowanych rzutów nożami. Ludzie, śmiejący się z niego – a wśród nich… Thor. – Okej, ja wiem, kim jest Sigyn, bo też lubię skandynawską mitologię, ale w twoim opowiadaniu nie pojawiła się dotąd ani razu. Zresztą, nie bardzo wiem, jak i kiedy mogłaby się pojawić, bo zdaje się, że Loki teraz przygląda się wspomnieniom, a w obecnym czasie narracji jest czymś w rodzaju nastolatka. To gdzie tu miejsce na żonę i czemu tak ważny element życia pominięto milczeniem?

— Byliśmy w połowie planowania akcji, tak by przebiegła bezpiecznie, gdy doszło do incydentu w Bellagio – mówił, wodząc wzrokiem po trójce super-bohaterów. – Potem dostałem cynk od jednego z naszych agentów, że niejaki Thor zjawił się na miejscu i dogadał z FBI. – Zmierzył gromowładnego zabójczym spojrzeniem. – A potem na własną rękę szukał sprawcy, bez jakiegokolwiek kontaktu z agencją – wycedził. – Thor. // — Tak, sir? // — Zgodziłeś się na współpracę z S.H.I.E.L.D., pamiętasz? – spytał retorycznie. – Thor… // — Cały czas słucham. // — Czy tobie odbiło, przepraszam bardzo? // Thora aż wryło, tak bardzo go zaskoczyły słowa Fury’ego. Spuścił głowę, zawstydzony popełnionym błędem. – O, to jest fragment, który dobrze ilustruje to, co jest nie tak z opisywanymi przez ciebie emocjami. Mam wrażenie, że używasz losowych przymiotników, nie zwracając szczególnej uwagi na ich wagę. W tym konkretnym przypadku, Fury wypowiada wiele zdań skierowanych wyraźnie do Thora, nie rozumiem więc, skąd bierze się zaskoczenie Asa, dlaczego aż go „wryło”.

Moi drodzy – mruknął Fury przeciągle – straciliśmy trzech członków grupy Avengers. Wiecie, jak dużo to jest? Pięćdziesiąt procent grupy.… TRZECH! CZŁONKÓW! – wydarł się nagle. – Nie możemy pozwalać na taką samowolkę! – Natychmiast musicie przestać się gubić! (Wiesz, ja pamiętam, jak ta trójka zginęła i nie mam pojęcia, jak można postawienie krzyżyka na agencie w Rosji przyrównać do samowolki Thora).

— Do czego zmierzam – ciągnął Stark. – Proponuję, żeby zamknąć Rumpelstiltskina gdzie indziej. I w tym przypadku najlepszym miejscem byłoby skromne Tower w Asgardzie. – Skąd Stark wie o specjalistycznych więzieniach z innego świata?

— Thor – wysyczał. – Kiedy tak dokładnie zamierzałeś nam powiedzieć, że jesteś odcięty od Asgardu? // Gromowładny zbladł. Zdał sobie sprawę z tego, że stąpa po grząskim gruncie. Już miał powiedzieć coś usprawiedliwiającego jego zachowanie, ale… w tym momencie w jego obronie wystąpił nie kto inny, jak cnotliwy Steve Rogers. // — A ty, Fury, kiedy TY zamierzałeś nam powiedzieć! – zawołał. // Nick zgłupiał. // — O czym niby? // — O twoim małym, brudnym sekreciku… myślałeś, że jak długo będziesz to przed nami ukrywał? // — O czym ty, do cholery, mówisz, Rogers? – wycedził. // — Już ty dobrze wiesz, o czym! Twoi agenci… wygadali się. Nie rób takiej zdziwionej miny! Już wiem, na co przeznaczasz te wszystkie pieniądze… Wiem, co się dzieje wewnątrz całej organizacji! Kiedy zamierzałeś nam powiedzieć? // Fury przełknął ślinę. // — CO powiedzieć?! // — Już ty dobrze wiesz, co! Od Thora żądasz lojalności, a sam… sam nie jesteś lojalny wobec NAS! Wobec swoich najsilniejszych sojuszników! Zastanów się, Fury. // Zapadła cisza, którą dopiero po chwili przerwał dowódca. // — No dobrze… masz rację, Rogers. Jestem wam to winien. // Teraz Steve zgłupiał. Jednak nie drgnął nawet, gdy skinął powoli głową, zmuszając Nicka Fury’ego, by powiedział to na głos. // Nick westchnął. // — To obecnie najważniejsza tajemnica w organizacji. Nasz nieoceniony agent, Coulson, który w trakcie wielkiej inwazji został zabity przez Lokiego… żyje. Poruszyłem niebo i ziemię, żeby go wyleczyć, ale opłacało się! Całkiem niedawno stworzył swój własny oddział, składający się z moich najlepszych ludzi. Dwójka z nich właśnie teraz przesłuchuje Rumpelstiltskina i… – urwał nagle. // Wpatrywał się w trójkę mężczyzn, którzy nie jedno przeżyli i nie jedno widzieli, a którzy teraz byli tak zaskoczeni, jakby właśnie zobaczyli nagiego prezydenta obwiązanego flagą państwa w pasie i biegającego po korytarzach agencji. // — Co wam tak szczęki opadły?! – warknął Fury. // Kapitan Ameryka pokręcił głową. // — Sir, ja blefowałem – odezwał się niepewnie. – Blefowałem. Nie mieliśmy o tym pojęcia… // Wybuch Fury’ego, jaki nastąpił chwilę potem, zapadł w pamięci Steve’a Rogersa na wystarczająco długo, by kapitan już nigdy więcej nie próbował takiej zagrywki ponownie… – Co to, do ubogiej nierządnicy, było? I to w momencie, w którym chciałam powiedzieć, że poziom opowiadania po siedemnastym rozdziale zaczyna się poprawiać… Po pierwsze, co Rogers chciał osiągnąć tym blefem? Po drugie, dlaczego na Coulsona miałyby iść wszystkie pieniądze? Po trzecie, dlaczego to, że agent żyje, jest tajemnicą? Po czwarte, co właściwie obchodzi Avengersów, że nie są jedyną jednostką w organizacji? Po piąte, jak długo Fury zamierzał to ukrywać? Zgaduję, że chodziło ci o nawiązanie do serialu, ale wyszło bardzo kulawo.

W innym przypadku Loki może i podzieliłby się swoją wiedzą z Hogunem, bo przecież w młodości bardzo interesował się nauką. – Który z nich? Podmioty.

— Przysłał cię Egill? // — Tak… // — W TAKIM RAZIE WRÓĆ DO NIEGO I SPYTAJ GO W MOIM PIEPRZONYM IMIENIU, CZY JA, DO CIĘŻKIEJ CHOLERY, WYGLĄDAM JAK TABLICA INFORMACYJNA!!! – wydarł się. Wpatrywał się w Hoguna nienawistnie, przewiercając go wzrokiem na wylot. Oddychał ciężko. – TO ROZKAZ!!! – To ma być ten wysublimowany władca, rzucający bonmoty na lewo i prawo, mhm.

— A, to… pomyślałem, że skoro już mają mnie zabrać ze sobą, to niech przynajmniej wygląda to efektownie. Czytałem o czymś takim w jakiejś książce, jak jeszcze byłem w więzieniu. – Wzruszył ramionami. – Dałem się porwać chwili. // Sif parsknęła śmiechem. Nie mogła uwierzyć, że ktoś taki, jak Loki, może mieć tyle szczęścia! Pokręciła głową, totalnie zszokowana. – Pamiętasz, co ci pisałam wyżej o dobieraniu losowych słów opisujących emocje? Totalny szok wygląda tak jakby inaczej.

Przez dłuższą chwilę milczała, myśląc intensywnie. W końcu podjęła decyzję: // — Posłuchaj mnie. Jest coś, co ci muszę… // — Nie! – przerwał jej. – To ty posłuchaj. Jedyne, co się teraz liczy, to że TOBIE nic nie grozi. Nie na mojej warcie. Nie, skoro złożyłem Przysięgę. – Le sigh, kolejny trop, X chce wyznać Y straszliwą tajemnicę, ale coś im przerywa. Nudy. http://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/CanNotSpitItOut

Rozdział 19

Powiedział mi, żeby zniszczyć Potężnego, zabijając go od wewnątrz… żeby pozbyć się jego najsilniejszych wojowników. – Zbliżył się do niego i uniósł drut na wysokość swoich oczu. – Z tego, co wiem, jest ich Pięciu. Podasz mi ich imiona. – Liczebniki w języku polskim zapisujemy małą literą.

Yggra szedł przed siebie zadowolony, ciesząc się dotykiem krwi, która oblekła jego dłonie. – Jeśli miał nią umazane łapy, to krew go nie dotykała, tylko brudziła.

Chodząca Śmierć skinął głową i zerknął ostrożnie na swego Pana. // – Jakie są imiona Pięciu? // – Thor, Hogun, Fandral, Volstagg, Lady Sif – wymienił, zadowolony z siebie, że zapamiętał. – Kto zapytał, kto zapamiętał?

– Może – odezwał się – zgodnie z obyczajami Midgardianów, zastosujemy się do jednej z ich zasad kultury? – Uśmiechnął się paskudnie. – Panie mają pierwszeństwo. – Ale z jakiego powodu Yggra, który Midgardianem nie jest, miałby stosować ziemskie zasady wobec Lokiego, który, no wiesz, Midgardianem nie jest?

Tylko, że Najstraszliwszy nic nie wiedział na temat Pięciu… – Od wielu stuleci planował zemstę, wiedział wszystko o Odynie, Lokim, Thorze i Asgardzie, ale jakoś przeoczył pięciu Asów? Jak?

Loki siedział w sali tronowej z nastrojem, który w jego przypadku mógłby zostać uznany za niemalże pozytywny. – …od nastroju dzieci puchły i umierały. Prawidłowo powinno być: w nastroju.

Dzisiaj obudził się przed wschodem słońca – Ten nastrój?

Tego ranka nie chciał ponownie rozpamiętywać koszmaru, który każdej nocy ostatnim czasem przeżywał. – Skąd nagle taka dziwna składnia?

Hogun zdębiał. Rzadko się zdarzało, by Loki składał komuś propozycje pomocy – i w tym przypadku również tego nie zrobił. – Jeśli tego nie zrobił, to jaki Hogun ma powód, by dębieć?

– Sif? Ta wasza pseudo–wojowniczka? – Parsknął śmiechem. // – Tak. Właśnie ona. – Z trudem panował nad sobą. – Znikła. I sądziliśmy, że może TY wiesz coś na ten temat… // W sercu Lokiego zakiełkował niepokój. // – A cóż ona miałaby tu robić? – odparował. – To nie burdel. – Jaki Loki ma powód, by tak wyrażać się o Sif? Nie powiesz mi, że chodzi o zachowanie pozorów, nie po scenach na balu, gdzie kleił się do niej jak przywra, na oczach absolutnie wszystkich gości.

Posypały się iskry. Rozbłysła flara światła, uwolniona ze wzmocnionego magicznie sztyletu. – Loki zamontował sobie wyrzutnię petard w sztylecie? Efekciarz.

Wzniesiona w jego sercu misterna piramidka światła i nadziei w jednej sekundzie zaczęła się rozpadać. // Od początku wiedział, że takich piramidek nie należy budować z kart… – To ja już nie wiem, z czego była ta piramidka. Chyba że z kart świetlnych z nadzionkiem.

Sif nie można było uznać za zaginioną od razu, ot tak, jak gdyby stwierdzało się, jaka będzie jutro pogoda. – Dlaczego nie?

Z samego ranka okazał swą wielką łaskawość i zezwolił Fandralowi i Hogunowi na zorganizowanie ekspedycji poszukiwawczej. A potem do końca dnia miotał się między ścianami Złotego Pałacu, próbował zająć czymś myśli, starał się skupić na czymś innym… Z niecierpliwością oczekiwał ich powrotu. – Dlaczego Loki nie użyje magii do zlokalizowania Sif?

Nie rozumiem sceny z Ratatosk. Z jednej strony próbujesz wmówić czytelnikowi, że Loki jest mistrzem manipulacji i typem raczej inteligentnym, a z drugiej… Po co w ogóle wmawiał Ratatosk swoje uczucia, jeśli potem w ogóle nie spróbował zagrać tą kartą? „Nigdy cię nie kochałem, wszystko było kłamstwem, a teraz oddaj mi swoją moc” – wtf?

jego oczy zdawały mu się płonąć żywym ogniem. – Jeden zaimek by wystarczył.

Rozdział 20

Łomotanie skrzydeł. – Do drzwi lub okien? Bo jeśli luzem, to raczej łopot skrzydeł.

Na jej nadgarstkach zapięli specjalne magio-chłonne kajdany. – Przecież Sif nie włada magią.

Wsłuchiwał się z chorą przyjemnością w odgłos, jaki wydaje zabrudzony jej krwią niesterylny nóż, gdy wbijał go w jej ciało jak w masło. – Chcesz powiedzieć, że sterylny nóż wydawałby inne dźwięki? No i jeśli jest brudny, to oczywiście, że nie jest sterylny, więc po co to podkreślać?

A wojowniczka nie mogła myśleć o niczym innym, jak o bólu, wszechogarniającym jej ciało. – Ogarniającym, nie kombinuj.

Powiedz mi zatem, Heimdall, czy jeżeli to naprawię, nie będę musiał dłużej bać się o swoje życie? // Przez dłuższą chwilę Widzący nie odpowiadał. // — Chodzi o Lady Sif, prawda? // Nawet jeśli przenikliwość Heimdalla wstrząsnęła Lokim, on tego nie okazał w żaden sposób. – Czegoś tu nie rozumiem. Czy Heimdall jest wróżem i widzi przeszłość? Jeśli tak, to czemu ma to wstrząsać Lokim, jeśli nie, to jaki sens ma zadawanie Heimdallowi takich pytań?

Heimdall przełknął ślinę. // — W takim razie dobrze, że jestem jedynie Strażnikiem, a nie Plotkarzem – odpowiedział. // — O, tak. Dobrze dla ciebie. Bo ja z miłą chęcią urwałbym język takiemu Plotkarzowi. – Przechylił głowę, a na twarzy wywołał iście paskudny uśmiech. – Albo chociaż zaszyłbym mu usta… // Jeszcze przez dłuższą chwilę prowadzili walkę na spojrzenia, aż w końcu Heimdall odwrócił wzrok, zawstydzony. – Ech, można budować silną postać, pisząc silną postać, albo osłabiając wszystkich dookoła. Szkoda, że zdecydowałaś się na tę drugą metodę.

— Nie – przerwał mu. – Ja jestem moją ochroną. I stoczę tę bitwę sam na sam z Yggrą. Bez niczyjej eskorty. Nie zachowam się jak jakiś tchórz. // Heimdall pokiwał powoli głową, pełen wątpliwości co do decyzji Lokiego. Według niego nie byłoby w tym nic „tchórzowskiego”, gdyby władca zabrał ze sobą paru strażników. Wiedział jednak, że jego słowa nie mają tu żadnego znaczenia… // —    Tylko postaraj się wrócić – powiedział. – Nasz los od tego momentu spoczywa w twoich rękach… – Nie rozumiem, czemu po śmierci Lokiego nie mogliby wybrać innego, bardziej zrównoważonego przywódcy. Zwłaszcza, że tu rozmówcą jest Heimdall, który wie gdzie jest Thor i jak go wezwać.

Jeszcze nigdy w życiu nie próbował tego zaklęcia. – Nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że może go używać dopiero od kilku godzin.

natychmiast nauczył się znikać. (...) Loki upadł na kolana i zwymiotował. (...) — Kto tu jest?! – czyjś chrapliwy głos gwałtownie rozdarł ciszę. Loki zastygł w bezruchu. Oddychał ciężko, starając się zachowywać najciszej jak tylko potrafił. – Czy wymiociny osoby niewidzialnej też są niewidzialne? :P

Po chwili z bieli wynurzył się cień… Była to nieokreślona, ciemna masa – Niefortunne to określenie...

Loki od razu zorientował się, że ma tutaj do czynienia z zaklęciem magicznym – Czym się takie różni od zaklęć niemagicznych?

Czasem rozświetlana bladym światłem zza krat. Loki często odwracał wzrok od tego, na co padało światło… – Nie wiem, co próbujesz zasugerować. Że niby Loki jest taki wrażliwy i patrzeć nie może na rany innych? Kłóci się to mocno z bezlitosnym zasztyletowaniem Ratatosk.

Był tak wkurzony, że gdy stadko śmierdzących, nażartych szczurów przebiegło mu drogę, nawet nie drgnął. – Ponieważ nie znam jego normalnej reakcji na szczury, nie wiem, czy teraz był wkurzony raczej jak samotna matka, której bezprawnie odebrano zasiłek, czy jak oligarcha, który nie może kupić sobie fafnastego jachtu, bo skończyło mu się miejsce przy prywatnym nabrzeżu.

Czyjeś kroki odezwały się w ciszy nieprzyjemnym, zupełnie nieadekwatnym do tego miejsca echem. – Dlaczego nieadekwatnym? Długie korytarze i puste cele jak najbardziej kojarzą mi się z echem. Chyba że próbujesz zasugerować, że wszyscy chodzą normalnie, a tylko Chodząca Śmierć generuje swoje własne, prywatne echo, gdziekolwiek nie kroczy.

Rozdział 21

W jego oczach pojawił się nikły blask zieleni – zaledwie mignięcie – gdy machinalnie wykonał zaklęcie otwierające. Zamek szczęknął, drzwi uchyliły się lekko, wydając z siebie ciężkie sapnięcie – Dlaczego najbardziej strzeżone cele da się otworzyć byle zaklęciem?

Dlaczego? – sapnęła, wymęczona cierpieniem. // — Bo wówczas byłby on tak paskudny, że bałabyś się zasnąć. // Uklęknął przy niej i odpiął od paska przy spodniach bukłak z wodą. Podał jej go, równocześnie bacząc na to, by się nie zadławiła pijąc. // — Masz wyjątkowo niskie mniemanie o sobie – powiedziała mu po dłuższej chwili milczenia. // Uśmiechnął się szeroko. // — To ty tak uważasz. Jak dla mnie jest ono zdecydowanie zawyżone… Cechy, które tobie się nie podobają, dla mnie są na przykład atutem. Działa to w obydwie strony. – To jest totalnie czas i miejsce na prowadzenie gadek filozoficznych – wroga cela, do której w każdym momencie mogą wparować strażnicy.

Wrócisz? // Nadzieja. Rozpacz. Ból. Radość. Cierpienie. Smutek. Jedno słowo, a tyle emocji było w stanie wyrazić. Loki szybko przebiegł wzrokiem po jej twarzy. Uniósł kąciki ust w zawadiackim, rozbrajającym uśmiechu. // — A czy kiedykolwiek nie wróciłem? – A czy kiedykolwiek zostało to poddane testowi? Pusty frazes, Loki.

Po raz kolejny Loki zastanawiał się, dlaczego w ogóle to wszystko robił – dlaczego pomagał Sif. – No nie wiem, bo przysięga, którą lekkomyślnie złożył, go do tego zmusza?

O, i niektórzy z marginesu społecznego lubią nazywać mnie też Plugawym Asem. // Yggra nie dał się sprowokować. // — Taaak, masz wiele imion… A co powiedziałbyś na swoje prawdziwe? – Zmrużył oczy, zadowolony swoją nagłą błyskotliwością. – Obrzydliwy Lodowy Olbrzym w nędznej, ludzkiej postaci – Parszywy Jotun. // — Wiesz, Yggra, jak to się mówi. Lepszy rydz… – Popatrzył na niego, a jego twarz rozświetlił złośliwy uśmiech. – …niż nic. // Władca poderwał się gwałtownie z tronu. Przez moment zdawało się, że zbiegnie po schodach do Lokiego i dosłownie rzuci się na niego, ale w ostatniej chwili zapanował nad sobą. – Skąd tak silna reakcja na tego rydza? Przecież Yggrze nie brakuje tytułów, a nawet jeśli, to w każdej chwili może sobie wymyślić pięć kolejnych i kto mu zabroni.

Spuścił wzrok zaledwie na moment – dostrzegł, że stąpa po jakimś dziwnym, białym pyle. Tak go to zafrapowało, że dosłownie w ostatniej chwili uniósł oczy i zauważył nacierającego Yggrę. – Albo spuścił wzrok jedynie na moment, albo wgapiał się w niego zafrapowany do ostatniej chwili.

Płomienie, tańczące jeszcze przed chwilą na rękach Lokiego, zgasły. Nie wiedzieć jak i kiedy, w jego dłoniach pojawiły się dwa sztylety – mizerykordie – skrzyżował je szybko nad głową i tym samym zablokował atak Yggry. Władca Nieumarłych nie czekał, aż Loki wykona kolejny ruch. Obrócił berłem, by uderzyć przeciwnika częścią obuchową. Iluzjonista szybko odskoczył – ostry kamień zaczepiony u końca berła minął jego brzuch o centymetry. – Dlaczego dwóch magów walczy za pomocą siły fizycznej i białej broni?

To zirytowało Lokiego. Gdy już miał cisnąć kolejnym sztyletem, nagle… zamiast tego użył mocy. Magiczna świetlista kula pomknęła przed siebie w nic niespodziewającego się Yggrę – Nikt nie spodziewa się magii w magicznych pojedynkach!

wbiło się w tym samym miejscu, w którym iluzjonista jeszcze przed chwilą stał. – W to samo miejsce.

W tym samym momencie Yggra zaatakował go od drugiej strony, dobywając swojego… miecza. – Co tu robi ten wielokropek?

Jego radość nie trwała jednak długo. Jedną sekundę później usłyszał kroki dziesiątek stóp… – Bagaż, ty tutaj?! 


Ktoś złapał go za włosy i pociągnął za nie, zmuszając go tym samym do wstania z ziemi. Loki obiema rękami chwycił za te biedne, maltretowane kosmyki… ileż jeszcze osób na tym świecie będzie go próbowało oskalpować?! – Znaczy, chwycił się za włosy, które już ktoś inny trzymał? Loki-Roszpunka?

Szarpnął się gwałtownie, wyrywając się z uścisku Nieumarłego. Rozległ się trzask, przywodzący na myśl darcie tkaniny. Loki upadł na ziemię. Jego czaszkę przeszył ból. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że krzyk, jaki przed chwilą usłyszał, dobył się z jego gardła. // Prędzej czy później, ktoś w końcu musiał go oskalpować. I oto stało się. – Yyy, znaczy temu, kto go trzymał, zostały w garści nie tylko włosy Lokiego, ale też skóra z jego czaszki? Mało to prawdopodobne.

Obydwoje, zarówno on jak i Sif – Masło maślane.

Musisz mieć jakiś cel i dokonać tego celu, żeby las pozwolił ci wyjść… – Dokonać celu?

Siedział na stole operacyjnym, mimo nalegań uzdrowicieli, żeby się położył – twierdził, że jeszcze nie jest na tyle niedołężny, żeby się kłaść i że „leżeć będzie w innym wcieleniu”. Cierpliwie czekał, aż uzdrowiciele skończą go opatrywać. – Nie przyszło mu do głowy, że jeśli będzie utrudniać pracę medykom, opatrywanie ran potrwa ze trzy razy dłużej?

– Co nam teraz po tym wszystkim grozi? — Powszechna panika, jak sądzę. – Co on z tą paniką, na litość boską…

— Czy ty zwariowałeś? – szeptała. – Dlaczego to, do cholery, zrobiłeś? Dlaczego? Jaki miałeś w tym cel? Już wyrównałeś swój dług, nie musiałeś się dodatkowo poświęcać… – Po jej policzkach spływały łzy, których nawet nie próbowała hamować. – Przecież ona tez dobrze wie, że gdyby jej nie uratował, sam by zginął.

Rozdział 22

Wszystko to obserwował Yggra i śmiał się pod nosem z naiwności Asów. Na razie miał przewagę nad Potężnym. – Jaką? Przecież Loki pozbawił go jednego z najcenniejszych nieumarłych i wykradł więźnia, samemu nic nie tracąc.

Fandral obserwował Sif. Zazdrość i nienawiść pożerały go od środka. Był jedną z nielicznych osób, które szczerze życzyły Lokiemu śmierci. Nie mógł uwierzyć w to, że ten parszywiec tak sprytnie wszystko uknuł wtedy na Skidbladnirze, by okłamać Asów, a potem… zaprzepaścił to. Dla Sif. Żeby ją uratować. Wściekłość rozpierała Fandrala za każdym razem, jak widział, że Sif ponownie idzie do nieprzytomnego Lokiego… – Z tego wynika, że Fandral wolałby, by Sif nie została uratowana.

Jego oczom ukazała się panorama Asgardu. // A widok ten był znacznie, znacznie gorszy od tego, co myślał. – Sęk w tym, że nie wiadomo nam, by akurat teraz Loki myślał cokolwiek.

Tej krainie pasowało teraz tylko jedno określenie – Dolina Popiołów. Szarość i biel oblekły miasto. Czy ktokolwiek uwierzyłby, że zostało ono zbudowane ze złota? Nie, zastawszy tak okropny widok. Wspaniałe budowle, które wzniesiono wiele lat przed narodzinami Lokiego, teraz leżały w gruzach, przykrytych szarą kołderką. – To słodkie. Pewnie miało być drastycznie i przerażająco, ale kołderki są miłe i puchate, więc coś nie wyszło ;).

Rozdział 23

Te myśli kołatały się w głowie Lokiego, gdy szybko, po kryjomu przygotowywał jeden z wygodnych, małych statków kosmicznych do podróży. Miał zamiar teleportować się do Midgardu, ale w niczym by mu nie zaszkodziło wzięcie ze sobą dodatkowego środka lokomocji. – WTF, jaki statek kosmiczny, czyj, jaki, skąd?

Nu, szto się dzieju? – zagadnął Siergiej. – Bo wiadomu, że rosyjsku, to taki języku jak polsku, tylko trzeba u dodawaciu na końcu.

Jedna z nich wystrzeliła w niebo, gdzie daleko na horyzoncie widać było niewyraźną sylwetkę powoli zbliżającego się obiektu. – Kamera wystrzeliła w niebo? Jesteś pewna, że to była kamera?

Szto my z tym teraz zrobimy?! – wykrzyknął zaaferowany Grigori. – Tak się przejął, że aż zapomniał języka w gębie, hehe (łapcie sucharka w Nowym Roku).

Jest tylko jedno wyjście, tawarisz. – A ten z kolei z wrażenia przeniósł się o kilkadziesiąt lat wstecz.

Udzielam wam pozwolenia na zestrzelenie obiektu. – Nadlatuje Niezidentyfikowany Obiekt Latający? Nie wiemy, czy to nasz, ze Stanów czy z kosmosu, z załogą czy bez, uzbrojony czy nie, nie próbujemy nawiązać kontaktu, tylko prewencyjnie strzelamy? Aha.

Ja? – głos Grigoriego zadrżał. – A co, jeśli będzie tak, jak ostatnio i… – Ostatnio? Jeśli co tydzień zaliczają wizytę ufoków, to nie wiem, skąd u nich takie poruszenie. Chyba że sugerujesz, że ostatnia wizyta zrobiła im z tyłka jesień średniowiecza, no ale wypadałoby napomknąć o tym coś więcej.

Pech chciał, że Loki całkowicie nieświadomie wylądował na terenie dawnej ostoi komunizmu. – Czyli w sumie dalej nie wiemy gdzie, bo teren ZSRR + Chiny + Kuba jest całkiem sporych rozmiarów.

Pędził przed siebie na swoim statku, którego model był powszechnie pieszczotliwie nazywany faeringiem, z powodu małego rozmiaru – najmniejszego ze wszystkich istniejących w dokach. Wiatr smagał Lokiego po twarzy ostrymi uderzeniami, a głowę chroniło mu jego okrycie – rogaty hełm. – Czy ten statek kosmiczny to kabriolet? To trochę głupie, biorąc pod uwagę temperaturę kosmosu, nie sądzisz? Nie wspominając o próżni.

a potem coś zmiotło go z powierzchni ziemi. – Ale jakiej ziemi, jeśli Loki jest teraz w powietrzu i pędzi?

Powoli przeniósł swoje palące spojrzenie wyżej – wzdłuż nogi, odzianej w szerokie spodnie moro, przez tułów ubrany w mundur z odznaczeniami wojskowymi, aż do głowy, osłoniętej jakimś śmiesznym nakryciem, ozdobionym czerwoną gwiazdką. – Gwiazda Czerwona? Który mamy rok na Ziemi?

To był Loki. Jak zwykle roześmiany, jak gdyby rzeczywistość była jednym wielkim dowcipem; o twarzy przykrytej falą mistycyzmu – maską, skrywającą wiele, wiele tajemnic. – Jak wygląda twarz przykryta falą mistycyzmu?

Priwetstwujem v Sowietskij Sojuz – mruknęła Natasha. // Loki zamrugał kilkukrotnie i wbił w nią wzrok. // — Rosja – wytłumaczyła, uśmiechając się blado. – Rosja i Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich to nie jest to samo.

Ponownie zlustrował ją wzrokiem… nie, nie zlustrował. On ją rozebrał wzrokiem. Bardzo, ale to bardzo powoli, delektując się widokiem każdego najmniejszego kawałka jej ciała. Gdzieś daleko w jego podświadomości odezwało się wspomnienie o Sif, szybko je jednak odepchnął możliwie jak najdalej. Sif wiąże się z uczuciami. A on nie ma uczuć. // W końcu zatrzymał oczy na czerwonych ustach Natashy, wyglądających niebywale smakowicie. Specjalnie pozostał tam na dłużej – widok oczywiście zły nie był, ale i tak dla pewności wolał odliczyć w myślach parę sekund, żeby niczego nie zepsuć i nie odwrócić wzroku w nieodpowiednim momencie. // Policzki Natashy zapłonęły czerwienią i dziewczyna wyraźnie to poczuła, tę falę gorąca, jaka rozprzestrzeniła się po całym jej ciele, gdy jej serce uderzyło dwa trzy cztery razy szybciej. Boże. Jakże ten mężczyzna na nią zadziałał. Wydawało jej się, że zna zasady jego gry i również może w niej wziąć udział. Nie pomyślała jednak, że sama wpadnie we własne sidła. – Błaaaaaagam, nie psuj mi kolejnej postaci. Nie, zrobienie z Nataszy zaślinionej idiotki nie sprawi, że będę patrzeć na Lokiego jak na galaktycznego wymiatacza.

— Uwalnianie was nie było częścią umowy. Dziękuję jednak, żeście podzielili się ze mną informacjami. // W jednej sekundzie całe nastawienie Czarnej Wdowy uległo zmianie. Odepchnęła od siebie jego dłoń i niczym chmura burzowa zbliżyła się do krat gwałtownie. Tym razem to Loki się odsunął. // — Ty podły, bezczelny, dwulicowy… – cedziła przez zaciśnięte zęby. – Natasza, gdzie twój mózg, gdzie twoje opanowanie? Wzdech.

Niewiele myśląc, szybko złapał za łuk, wyprostował się w pozycji strzeleckiej, naciągnął strzałę na cięciwę i… // — Nie radzę – mruknął Loki, równocześnie chowając jakieś fiolki do paska przy spodniach i nie spuszczając z nich wzroku. – Nawet nie wiesz, ilem miał czasu w moim życiu na ćwiczenie łapania strzał. // Clint poczuł, jak oczy gwałtownie go zapiekły. – Tak, dorosły mężczyzna, żołnierz, agent specjalny płacze, bo Loki nie pozwolił mu się zastrzelić. Tak.

Masz naprawdę śliczny szablon, ale nie we wszystkich przeglądarkach działa prawidłowo: http://oi67.tinypic.com/24ys4kz.jpg http://oi64.tinypic.com/a1r7sm.jpg Masz też problem z wcięciami akapitowymi.

Co mogę powiedzieć – to jedna z tych sytuacji, w których całkiem interesujący pomysł fabularny został położony przez braki warsztatowe. Chociaż, szczerze mówiąc, nie jestem w stu procentach przekonana, czy rzeczywiście masz plan tej opowieści rozrysowany w głowie, bo napisałaś dwadzieścia trzy rozdziały i wciąż nie bardzo wiem, jak będziesz chciała połączyć wszystkie poruszone wątki – zwłaszcza że co jakiś czas dodajesz nowe postaci, nowe miejsca akcji – boję się, że ten ogrom może cie w pewnym momencie przytłoczyć. Jeśli masz to rozplanowane, to chyba jeszcze wiele dziesiątek rozdziałów przed tobą. Póki co mam wrażenie, że nie pogubiłaś żadnych ważniejszych wątków, więc jest nadzieja na udany koniec.

Błędy stricte językowe – jest ich sporo. Zdarza ci się używać słów w niewłaściwym kontekście, nieprawidłowo odmieniasz ów. Czasem wpadnie ci literówka, powtórzenie albo przecinek w niewłaściwym miejscu. Prawdziwą plagą są natrętne wielokropki wpychane wszędzie bez umiaru. Widzę też, że upodobałaś sobie rozbijanie zdań na kolejne linie tekstu, co miałoby, zgaduję, budować napięcie, ale wygląda jak awaria szablonu. Polecam ci lekturę naszego Necronomiconu, poniżej znajdziesz kilka przykładów ze swojego tekstu.

Aczkolwiek, Widzenie nie należy też do najłatwiejszych sztuk. – Co tu robi ten przecinek?
Nie sugerujmy, że Loki jest zdolny do okazywania jakiś uczuć. – Jakichś.
A potem... nie wiele będzie brakować do ziemi. – Niewiele.
zapomniał jednak, że ów oparcie jest całkowicie rozwalone – Owo.
Jego oczy, na Boga, oczy ów człowieka może i miały kolor piwny – Owego.
Nie zwrócił uwagi na skradających się w jego stronę wojownikach – Wojowników.
Tak się nie robi. Nie mi! – Mnie.
Sif zrobi wszystko, by poznać jak ów osoba tego dokonała. – Owa.
jakby ów potwora znała odpowiedzi na najbardziej zagadkowe pytania ludzkości. – Owa potwora albo ów potwór.
Siedział tak, co rusz trącając swe odzienie głowy i patrząc, jak ów kiwa się w przód i w tył. – Owo kiwa się. Trudno nazwać hełm odzieniem.
Dopiero po dłuższej chwili zauważył, że ów ślepię tak naprawdę nie patrzy na niego – Owo ślepię.
Był wściekły. // Znalazł się na poziomie dachu, podfrunął jednak odrobinę wyżej. Miał zamiar z całą swoją siłą skoczyć na Rumple’a – opaść na niego z góry, przygnieść do ziemi i zmieść z jej powierzchni. Był naprawdę wściekły. – Powtórzenie.
Uderzyły w niego, jak stado krwiożerczych kruków, szarpiących jego ciało i wyrywających strzępy mięsa... powaliły go na ziemię. – Zbędny wielokropek, zbędny zaimek.
Konsternacja Lokiego pogłębiła się, gdy w oczy rzucił mu się tytuł ów księgi. – Owej.
zaczęła nim dosłownie wydrapywać odpowiednie miejsca na kartce... — Zwiadowcy powiedzieli mi, że widzieli namiot głównodowodzącego. – Zaznaczyła na kartce. – Powtórzenie.
większość wojowników nigdy by go nie posądzało – Posądzała.
A przychodzenie tutaj nie sprawiało już Lokiemu wewnętrznej udręki, tylko czystą przyjemność. A Fenrisulf nie odczuwał już na jego widok nienawiści, tylko radość. – Powtórzenia.
właściciel ów pałacu był nieobecny – Owego.
Kolokwializmy takie jak zaciukać, spadać stąd nie powinny być używane przez narratora.

Kolejny problem, jaki mam z twoim opowiadaniem, to fakt, że obniżyłaś IQ niemal wszystkich osób, które stykają się z Lokim – jeśli mają nieszczęście mieć kobiece narządy płciowe, są dodatkowo zobowiązane ślinić się na samo jego wspomnienie. Czarna Wdowa, Ratatosk, Jane, Sif, wszystkie w pewnym momencie ulegają jego urokowi, co jest naprawdę mało wiarygodne i dość irytujące. Thor, Fandral, Volstagg, Hogun, Odyn, Heimdall, wszyscy zachowują się tak, jakby nie potrafili znaleźć obiema rękoma własnego tyłka. Nie jest fajnie czytać o przygodach debili, a jeszcze gorzej, gdy pamięta się ich jako pełnoprawnych bohaterów z filmów czy komiksów. W efekcie bardzo trudno śledziło mi się losy twoich postaci, bo żadna z nich nie budziła mojej sympatii czy zainteresowania – może poza Vivianem. Ale jeśli najfajniejsza postać to trzecioplanowy pająk pojawiający się w dwóch rozdziałach na krzyż, coś poszło nie tak.

Żeby jeszcze na tym tle Loki się jakoś pozytywnie wyróżniał, ale nie, najbardziej w sumie przypomina mi nastoletnią Laurę z Jeżycjady:
Iluzjonista już dawno wyszedł z tego okropnego młodzieńczego okresu tchórzostwa i wiecznego poddaństwa. Okresu, który usilnie starał się wymazać z pamięci... Czasy, gdy był zmuszony do życia w cieniu Mocarnego Thora. Czasy, które nie pozwalały mu na sianie uwielbianego przez niego chaosu. Czasy, kiedy to jego brat sprawował nad nim kontrolę, chełpiąc się swoją wyższością. // Wieczne ukrywanie się pod maską. Więzienie magicznej mocy. Świadomość, że nigdy nie zasiądzie na tronie... Gorejące poczucie niesprawiedliwości... Ziarno, przepełnione złem, amoralnością i pragnieniem wyzwolenia, powoli kiełkujące w sercu... Zbyt powoli. A potem... potem już za późno. I wszystko zaczęło upadać, staczać się z chwiejnej góry, niczym lawina… // Czasy ciemności… // Nie, nie... to już przeszłość! Loki potrząsnął głową, chcąc odpędzić od siebie złe wspomnienia i tą wściekle palącą świadomość popełnionego błędu. Czasem uważał, że jedyne wspomnienia, jakie posiada, to te złe.
Jeśli nie znasz tej postaci, to tak w skrócie: jest dziewczynką, która lubi kłamać, ma starszą, poczciwą siostrę, którą rodzina lubi bardziej, sama jest postrzegana raczej jako utrapienie, w związku z czym próbuje a to zwrócić na siebie czyjąś uwagę, a to szukać podziwu u płci przeciwnej. Ojciec ją opuścił, a rodzina odmawia podania na jego temat jakichkolwiek informacji. Laura spędza sporą część czasu antenowego, knując podstępy i angstując, że nikt jej nie kocha, a życie jest ciężkie, żyjąc w de facto dość komfortowych warunkach. To jednak, co uchodzi problematycznej nastolatce, dziwnie wygląda u dorosłego mężczyzny. Jasne, filmowy Loki też zachowuje się mocno niedojrzale, ale nie odrzuca – zresztą może właśnie dlatego, że nie jest głównym bohaterem, a jego narowy są równoważone akcjami wykonywanymi przez bardziej ustatkowane postaci. Kiedy nie ma komu kibicować w tle, to bohater główny o takiej mentalności jak Loki irytuje podwójnie – przydałby się w narracji ktoś dojrzalszy, jako przeciwwaga.

Dialogi-przepychanki słowne zamiast bawić nużą, momentami dorośli ludzie wyrażają się jak dzieci, choćby, gdy Sif i Loki spierają się w Jotunheimie, albo za każdym niemal razem, gdy do głosu dochodzą pozostali Asowie. Ciekawym pomysłem jest za to stylizacja mowy Lokiego na Ziemi, musisz jednak prowadzić ją konsekwentnie do samego końca.

Świat przedstawiony – nie poświęcasz mu zbyt wiele uwagi, ufając, że twoi czytelnicy widzieli film i nie trzeba im więcej wiedzieć. Niestety, literatura rządzi się swoimi prawami i takie opisy są potrzebne. Powinny też być przemyślane, bo jednak takie roztocza w lodowej krainie potrafią doprowadzić odbiorcę do głupawki.

Pierwsza połowa dostępnych rozdziałów to poziom dwójkowy, który potem poprawia się na słabe trzy – i tyle też pomiotów ci wystawię, z nadzieją, że poprawisz błędy i będziesz ćwiczyć warsztat.

Na pocieszenie przesyłam ci wyciętą scenę z Lokim w roli głównej, być może jeszcze jej nie widziałaś. 


 

58 komentarzy:

  1. "Tyle że z poprzedniej rozmowy można jasno wywnioskować, że to nie jest jego ojczyzna."
    - to jest sprawa dyskusyjna, jeżeli uznać, że jego ojczyzną jest Dziesięć Królestw, a zagrożenie w Helheimie (odpowiedniku Piekła) jest zagrożeniem dla całego Wszechświata właśnie.

    "Opanuj, proszę, tę orgię wielokropków" - tak, to już mi zostało wypomniane i staram się to ograniczać, no ale od uzależnienia nie da się wyrwać od razu.

    "Bifrost to nazwa własna, dużą." - przyznam szczerze, że tego nie jestem pewna, bo spotkałam się również z zapisem małą literą, który był traktowany absolutnie poprawnie.

    "Że niby Loki, jako ten, który obejmuje teraz posadę władcy Dziewięciu Światów, miałby rozsiewać wszechobecne poczucie bezpieczeństwa?" - czemu nie? eee... dajmy mu szansę? ee... dobra, to faktycznie jest głupie.

    "Um, według mitologii Fenrir jest synem Lokiego. " - znów, sprawa dyskusyjna, gdyż nie wszystkie źródła to podają. Uznaje się, że Loki miał trójkę dzieci i to jest jedyna PEWNA rzecz, bo gdyby wymienić te dzieci z imion, to już się robi gorzej, bo ich liczba urasta do czterech (Hel - władczyni Helheimu, wąż, ośmionogi koń i Fenrir).

    skomentuję rozdział 2 nieprzystojnie: co ja pierd.lę

    "Claymore… czemu nie bagnet albo katana, miałoby to tyleż samo sensu." - bo bagnetem walczyć się nie da, katana zaś nie wpasowuje się w klimat. Ponadto istnieje duże prawdopodobieństwo, że claymore został "zaczerpnięty" od wikingów (ze względu na kształt jelca).

    "To wygląda tak, jakby Thor też sądził, że jest bardziej wartościowy od Lokiego." - niestety, o to mi chodziło. :(
    Co do Avengersów... nie traktujmy tych scen poważnie, proszę. Ja nie jestem trzeźwa jak je piszę. I tak, od początku chciałam się pozbyć Hulka, nie przeczę.

    "Ciekawe wartości ma twoja Jane." - co nie? XD

    "I co, ktoś szarpiący się z jego ciuchami nie zdołał go obudzić?" - można by rzec, że spał jak kamień. https://youtu.be/TWv2oFTqdMs?t=73

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Umiejętności teoretyczne to takie, które posiada się tylko w teorii?" - teoretycznie tak.
      Tak poważnie, miałam to zgłębić jeszcze potem... dużo potem.

      "To co ona, u licha, robi w tym laboratorium, metamfetaminę dla zabicia nudy?" - http://img.pandawhale.com/81987-Walter-White-quote-I-did-it-fo-l7G0.png

      "Co może pójść źle?" - https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/a8/9f/26/a89f26aece3b6b6b2c870320d5b9c18f.gif

      "A nie znał ich czasem od dziecka?" - przetasowania w rządzie. hehe.

      "Robiąc to w ten sposób, zachował się bardzo głupio." - http://33.media.tumblr.com/c1767e83ee416e97cf2e9301542f4468/tumblr_inline_mokik0AwXe1qz4rgp.gif

      "Boskie kuchnie polowe są aż tak kiepskie? Dlaczego?" - chyba żadne z nas wolałoby się nigdy nie dowiedzieć... a przynajmniej nie osobiście.

      "Kwasiorem? Kvasirem?" - kwasiorem omfg xD Z tego, co wiem, to również jest poprawna forma, jako że "v" nie występuje w alfabecie polskim.

      "Zdajesz sobie sprawę z tego, że bogowie od eonów zaprawieni w walce to jednak istoty o psychice nieco odmiennej od wystraszonych dzieci?" - ups. Uznajmy oficjalnie, że Wielki Imperatyw zapanował nad nimi. (swoją drogą, "Gra Endera" świetna książka)

      "No to nie był mistrzem, czy też jednak uważał się za lepszego od ludzi, którzy zjedli na tym zęby?" - on ma przerośnięte ego. Definitywnie.

      "Chcesz powiedzieć, że zaczął lewitować?" - chciałby. hah.

      "Po drugie, mają sen twardy jak cholera" - ^^^ jak kamień.

      Usuń
    2. "Dlaczego przystawianie Lokiemu miecza do gardła nie wzbudza podejrzeń, ale już pomijanie formułek grzecznościowych tak?" - jeden z moich czytelników stwierdził, że tutaj wszyscy sobie wzajem przystawiają coś do gardeł, także, patrząc na to z tej perspektywy, wydaje się to całkiem normalne. Haha.

      "A co ma podświadomość do inteligencji?" - myślę, że w tej kwestii przydałaby nam się rada Doma Cobba.

      "Wtem! Pojawia się naprawdę przyzwoity, szczegółowy i plastyczny opis hotelu." - och, dziękuję. Raz mi się udało, ale jak widać potem, nie utrzymało się długo... ._.

      "Przepraszam, ile toto ma masztów, że nikt nie zauważa utraty kolejnego żagla?" - jeden żagiel w tę, czy we w tę... http://i52.tinypic.com/spj9rn.gif

      "Zaraz, to nikt nie skojarzył zniknięcia Lokiego ze zniknięciem potwora?" - Z całości tegoż wspaniałego tworu wynika, że wszyscy tam mieli dosyć poważne problemy z kojarzeniem.

      " Ale tylko jeśli Loki ma problem z zespołem patologicznego zbieractwa." - w końcu trochę wcześniej zbierał wszystkich martwych i układał ich w jednym miejscu.

      "Naprawdę, zatyka go, gdy padają oczywiste pytania?" - ma problem z kojarzeniem....... ;_; Musi minąć chwila, zanim przekaz dotrze do mózgu.

      "Rozumiem z tego, że Loki postanowił własnoręcznie rozerwać się na strzępy." - myślę, że czytając to opko, już dawno to zrobił.

      "A co, ktoś odebrał w międzyczasie Sif prawo do wypowiadania się?" - Wielki Imperatyw.

      "Nic dziwnego, że wyzywają go od kłamców :D." - umarłam.

      Z tymi kartami - nie oglądam animców i nie interesuję się marvelem, więc nie wiem. Uznajmy to za mój brak oryginalności.

      "Co jest sprytnego w owinięciu nadgarstka łańcuchem?" - właśnie nic.

      Usuń
    3. "po jej policzku spłynęła jedna, jedyna łza." - nie wierzę, że to zrobiłam. Wydaje mi się, że nie zostałam wystarczająco mocno zlinczowana za to (i to nie jest bynajmniej sarkazm).

      "Ale dlaczego ktokolwiek miałby przed bitwą skupiać się na czymś tak trywialnym jak kolor oczu dowódcy?" - w przypadkach ekstremalnych może to być jak światło w tunelu dla wojowników...

      "Podoba mi się fragment opisany z punktu widzenia Viviana, to był dobry pomysł." - druga rzecz, która mi wyszła! *-*

      "To gdzie tu miejsce na żonę i czemu tak ważny element życia pominięto milczeniem?" - miał się dopiero pojawić!

      "Loki zamontował sobie wyrzutnię petard w sztylecie? Efekciarz." - jak każdy magik/iluzjonista :P

      "Skąd tak silna reakcja na tego rydza?" - jest uczulony na grzyby. Jezu, ja naprawdę to napisałam?

      "Co tu robi ten wielokropek?" - nasuwa śmiałe przypuszczenie, że to nie taki "miecz", jakiego można by się spodziewać...

      " Przecież ona tez dobrze wie, że gdyby jej nie uratował, sam by zginął." - aaa właśnie nie, właśnie nie... Potem to jest wyjaśnione.

      "WTF, jaki statek kosmiczny, czyj, jaki, skąd?" - tutaj, przyznam szczerze, zasugerowałam się stateczkami pokazanymi we wspaniałym filmie "Thor 2". Źle...? Źle... okej.

      Mój Boże! Szablon naprawdę mnie bardzo mocno wystraszył, nie spodziewałam się, że jest tak źle. Dziękuję za zdjęcia!

      Dobrze. Dziękuję bardzo za ocenę. Miałam naprawdę świetną zabawę czytając ją i niemalże przez cały czas łapałam się za głowę, ubolewając nad własnym skretynieniem. Co sekundę mówiłam sobie: "na bogów, to ja to napisałam?". Spodziewałam się też niższej oceny końcowej.

      Zgadzam się z niemalże wszystkim, co napisałaś. W dużym stopniu zresztą przewidziałam, jakie błędy zostaną mi wytyczone, więc jedyne co mogę napisać, to że przy ponownym czytaniu całości poprawię to bardzo, ale to bardzo szczegółowo (a widząc, jaki to opko na razie przyjmuje poziom, czeka mnie sporo roboty). Powiem też wprost, że to jest w sumie dopiero trzecie tak długie opowiadanie, jakie piszę, i tym razem mam zamiar doprowadzić je do końca (czego mi się nie udało w przypadku dwóch poprzednich). Traktuję to bardziej jak... ćwiczenie. Poważne ćwiczenie, które ma mnie przygotować do napisania czegoś własnego.
      Hmmm... co jeszcze... Mam rozplanowane wszystko, na razie jednak utknęłam jeżeli chodzi o pisanie. Mam co prawda napisane rozdziały do przodu, ale cały czas się cofam, porównuję, poprawiam... bosze. Czas, jaki spędzam na poprawianiu, rozciąga mi się do wieczności, a i tak nie osiągam pożądanego efektu, i tak nie jest ideanalnie.
      No nic. Prawdopodobnie zapomniałam napisać o jakimś tysiącu rzeczy. Dziękuję jeszcze raz za ocenę i obiecuję poprawę! (ach, i przepraszam za wszelkie błędy w tej wypowiedzi oraz za rozbicie komentarza na pierdyliard części)

      (Co do tej sceny, widziałam. Cieszę się, że nie użyto jej w filmie.)

      Usuń
  2. "od uzależnienia nie da się wyrwać od razu" -- Owszem, ale można wrócić do starych rozdziałów i zastanowić się, czy nie dałoby się kilku usunąć :P

    Odnośnie kuchni polowych, chodzi mi o to, że jedzenie stamtąd jest zazwyczaj przyzwoite. Nie wiem, czy miałaś okazję spróbować wojskowej grochówki - jest genialna. Dopóki nie ma braków w zaopatrzeniu, żołnierzy należy karmić tak, żeby mieli siły walczyć, więc jedzenie nie może byc odpychające.

    Kvasir -- dalej nie rozumiem, bo to nie jest nazwa trunku, tylko imię. Owszem, jego krew została wykorzystaja do stworzenia miodu pitnego, ale na miód pitny mówi się miód pitny :P Chyba że czegoś nie wiem.

    jeden żagiel w tę, czy we w tę... -- Problem w tym, że wikińskie statki wyglądały raczej tak: http://beckermayer.com/wp-content/uploads/6155-Build-a-Viking-Ship-1383093998.jpg I weź tu zniszcz jeden żagiel ;)

    Nie interesujesz się Marvelem, ale piszesz opko o Avengersach? Umartwiasz się? :D

    "nasuwa śmiałe przypuszczenie, że to nie taki "miecz", jakiego można by się spodziewać..." -- To nie jest coś, co chciałabym sobie wyobrażać :D

    "W dużym stopniu zresztą przewidziałam, jakie błędy zostaną mi wytyczone" -- Wytknięte, wytyczać można szlaki :P

    Bardzo się cieszę, że przyszłaś odpowiedzieć, poprawiłaś mi humor, zwłaszcza tym Katem... :D
    Pisz pisz. Idealnie nie będzie nigdy, to ci od razu mogę powiedzieć, bo im bardziej się rozwiniesz, tym więcej rzeczy będziesz chciała poprawiać. Musisz więc znaleźć złoty środek między parciem do przodu a nanoszeniem poprawek na stare rozdziały. Trzymam za ciebie kciuki i mam nadzieję, ze kiedy skończysz Lokiego, wrócisz do nas z tym planowanym autorskim opowiadaniem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się nie będę rozpisywać, tylko wypowiem się krótko na temat mitologii. Wikipedia, szczególnie polska, nie jest zbyt dobrym źródłem jeżeli chodzi o takie rzeczy. Sam opis Dziewięciu Królestw jest poruszany w co najmniej trzech różnych artykułach na wiki i za każdym razem przedstawia się on inaczej. Jeżeli kiedykolwiek byś się zainteresowała mitologią nordycką, to chyba najlepiej jest sięgnąć do Eddy Poetyckiej samej w sobie, zaś jej najwiarygodniejsze omówienie (w połączeniu z Eddą Prozaiczną) znajdziesz u pana Słupeckiego. I chyba też od niego właśnie wiem, że kvasir jest również nazwą napoju... a może nie od niego? Hmmm...

      Usuń
    2. Hm, wiesz, mam z tym wciąż trochę problemu, bo sprawdziłam norweską wiki (gdzie piszą, że napój nazywa się mjød - co zresztą mogę potwierdzić, bo pod taką nazwą kupisz to w monopolu) i islandzką, gdzie język jest najbliższy temu, z którego korzystali wikingowie i też używają słowa mjöð. Kvasir jest znany tylko jako imię nordyckiego boga albo nazwa wyszukiwarki internetowej. No i jest jeszcze gazetka szkolna w Islandii pod tym tytułem. W Stanach wyprodukowano limitowaną edycję piwa pod tą nazwą. Ale to by chyba było na tyle...

      Usuń
  3. Widzę, że mój tekst zapadł na tyle w pamięć, by wspominać o nim nawet po roku od ocenienia. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są rzeczy, których nie da się zapomnieć :D

      Usuń
    2. Nie wiedziałam, że kopanie kotka jest metodą rozwijającą autora, tbh. Ale, co ja wiem o życiu!

      Usuń
    3. Ojtam kopanie od razu, wciąż mam nadzieję, że zrobisz wielki comeback, którym pozamiatasz światek literacki :)

      Usuń
    4. Dlatego właśnie wracasz do tekstu, którego de facto nie ma, prezentując go za zły przykład niczym na jakichś igrzyskach w kisielu? Rozumiem, że się nie podobał i w ogóle, a ja kojarzę się teraz z bardzo słabymi tworami, ale to chyba chodzi o to, żeby autorom tłumaczyć, pokazywać i pomagać, a nie wyśmiewać innych? Przynajmniej ja taką ideę w ocenianiu widzę. Nie mięcho dla publiczności, tylko pomocna dłoń dla szukającego pomocy.
      Poza tym, niczego zamiatać nie zamierzam, idk.

      Usuń
    5. Generalnie takie linkowanie ocenianego rok temu tekstu tylko po to, żeby go delikatnie zaatakować, jest trochę przykre. I znowu nasuwa skojarzenia z analizatornią, a nie normalnym ocenieniem.

      Usuń
    6. Imo to nie jest "trochę przykre" tylko po prostu niskie. Nie wiem, czy to była jakaś chęć podbudowania sobie ego i zwykłego dosolenia autorce, dunno. Po prostu nigdy bym się czegoś takiego, Gayu, po tobie nie spodziewała. Nie rozumiem, jaki jest sens wygrzebywania ocenki sprzed roku, żeby napiętnować autorkę opka. Wow. A, no i jeszcze tekst "są rzeczy, których nie da się zapomnieć", srsly, nawet jeśli nie miało to zabrzmieć jak przytyk, zabrzmiało. Uwierz.

      Usuń
    7. Hm, widzę, ze kompletnie rozminęły mi się intencje. Legendę trudno zapomnieć, bo był to gigantyczny tekst nad którym spędziłam masę czasu. Nie mówi to jednak nic o jakości tego tekstu, bo i czemu miałoby? Przecież nigdzie nie napisałam, że pamiętam go ze względu na niską jakość.

      Po drugie, przywołuję Legendę wyłącznie ze względu na kurzowe paralele. W tym tekście kurz przekracza ludzkie pojecie i w tamtym, ot i wsio, ale jest to tylko element opisów świata przedstawionego z fafnastego planu, a nie najważniejsze kryterium oceniania Legendy - czy jakiegokolwiek opowiadania.

      Po trzecie, nigdzie nie napisałam "Nerka nie umie pisać a Legenda ssie" :P Wiecie, skoro pierwszy komć Nerki zakończył się emotką z wielkim uśmiechem, to też odpowiedziałam półżartem z wielkim uśmiechem, a tu nagle urażone uczucia, których się nie spodziewałam.

      Usuń
    8. Denku, no jasne, że buduję sobie ego w oparciu o roztocza w fikcyjnych opowiadaniach, ty nie? :P

      Usuń
    9. Nie odwracaj kota ogonem. Nie przyszłam tu z krucjatą w intencji mojego opcia, by leczyć kompleksy czy sobie odkuć za krytyczną opinię. Po prostu w bardzo toporny sposób uświadomiłaś mi, że nie życzę nikomu, żeby tak go potraktowano. Jeśli o mnie i cholerną Legendę chodzi, myśl sobie, co chcesz, serio, nie obchodzi mnie to. Możesz pisać peany pochwalne na moją cześć albo chodzić po klatkach schodowych i rozwieszać afisze o tym, żeby trzymano się od mojego pisania z daleka.
      Mnie cały czas chodzi o to, że pokpiwanie sobie z czyjejś twórczości, której miałaś pomóc, jest po prostu słabe. Błędy młodości/niewiedzy obrócą się przeciwko tobie, młody autorze, bo będą wyśmiewane w ocenkach aż do końca świata i jeden dzień dłużej? Ponadto jak autorka ocenionego blogaska ma zrozumieć ten przytyk Legendą? Nie musiała czytać ani opcia, ani tej ocenki. Ale ty się pośmiałaś? Idk.
      To po prostu jest według mnie mało sprawiedliwe. Mało sympatyczne. A ocenianie chyba nie ma polegać na dokuczaniu, tak? Chyba że jestem głupią idealistką.
      Podsumowując, tak, martwię się o ludzi, których kiedyś takimi kpinami mogłabyś zranić, w przyszłości podśmiewając się z ich tekstów w innych ocenkach.

      Usuń
    10. Wiesz, w sumie poruszasz tu ciekawy problem. Czy oceniwszy jakieś opowiadanie nie mam już prawa nigdy więcej się do niego odnieść? Po opublikowaniu ocenki zapomnieć o niej na wieki? Założyć, że skojarzenia z np. filmami czy książkami są OK (wykorzystujesz rozwiązanie fabularne, które kojarzy mi się z Grą Endera), ale z ocenianymi opowiadaniami już nie OK (opisujesz daną rasę identycznie jak osoba, którą oceniałam wcześniej)?

      I, jak mówię, nie było moją intencją dokuczanie ci, tylko proste skojarzenie. W opciu A jest dużo kurzu tak, jak w opciu B. Nie sądziłam, że obecność kurzu w opciu B jest tematem tabu :P

      I kurcze, okej, przyjmuję do wiadomości, że moje skojarzenie wyrządziło ci przykrość i jest mi przykro, że tak się stało. Jednak czytając to, co piszesz o błędach młodości, trochę się... nie wiem, martwię? Zastanawiam? Nawet nie wiem, jakiego słowa użyć. W każdym razie chodzi mi o to, że wszystkie nasze oceny są publiczne i ogólnodostępne i tak długo, jak długo istnieje ten blog, każdy będzie mógł je przeczytać. Wystarczy, że wrzuci w googla twojego nicka, i rok, dwa, pięć, dekadę po wystawieniu oceny będzie mógł znaleźć cytaty z Legendy i komentarze do niej.

      Usuń
    11. Ja to odebrałam jako zwyczajne nawiązanie z przymrużeniem oka do jednej z ocen, którą połowa tej części blogosfery przeczytała. Tak się też składa, że zapamiętałam z niej głównie kurz i kształt rzek na mapie, ale nawet nie analizowałabym tego, gdyby nie Twoja reakcja, Nearyh; każdemu czasem się zdarzy jakaś pomyłka i z tych przypadkowych głupot wyczytanych w blogowych opowiadaniach tylko się śmieję, nie łącząc ich z brakami umysłowymi TEGO autora i TEGO bloga, jakby z powodu byle błędu miał być automatycznie beznadziejny. Mam bardzo złe doświadczenia z ocenami, ale nigdy takie, bo… cóż, ja bym się cieszyła, gdyby oceniający nawiązał do oceny mojego bloga po takim czasie – to oznaczałoby, że zapadł mu w pamięć. Lepsze to, niż być autorem nijakiego opka, którego czytelnicy zaledwie po roku nie pamiętają. Naprawdę, widziałam na tej ocenialni teksty, które raziły mnie znacznie bardziej niż to nawiązanie, a gdy czytałam ocenę, uznałam je za sympatyczne. Dlatego, Gayu, kiedy pewnego dnia ocenisz Sensacyjne, dam Ci dożywotne pozwolenie na nabijanie się z mojego opowiadania. Zakładam, że ocena będzie rzetelna, dlatego nikt nie powinien mieć z tym problemu.

      Usuń
    12. Nearyh, radziłabym ci ponowne przeczytanie komentarza Gayi z 17.51.
      Wiesz, subiektywnie ci powiem, z twoich komci nie widać, że cię to nie obchodzi. Nie wiem, czy taka była twoja intencja, ale imo są dość mocno histeryczne (nie chodzi mi tu o treść, tylko retorykę). A to niestety wystawia świadectwo gorsze niż słabe opko.
      Wiec serio, może meliska? Nie mam zamiaru niczego ograniczać czy cenzurować, bo nie mam powodu, żeby nie wierzyć w waszą kulturę wypowiedzi, ale może wróćcie do tej dyskusji, jak ochłoniecie.

      Usuń
    13. Wystarczy mi pozwolenie na nawiązywanie :P Swoją drogą, wiadomo mniej więcej, kiedy odmrozisz Sensacyjne?

      Usuń
    14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    15. Leleth, dzięki, ale interpretacji mojego stanu emocjonalnego totalnie nie potrzebuję - miło, że się starasz tho. No i nie wiem, jak potworne świadectwo sobie wystawiłam w tym momencie, by było gorsze od słabego opka, zwłaszcza że - nie wiem - jakoś nie czuję, by Gaya z mojego powodu łzy wylewała. Może się mylę. Wybacz, Gayu, że zwróciłam ci uwagę i znienacka zostałam uznana z histeryczkę?
      Dobra, tu kończę ironię i zwracanie się do Leleth, bo wydaje mi się, że lepiej jest porozmawiać merytorycznie i dojść do rysujących się tu wniosków, zamiast pokazywać kogoś palcem i sugerować złe świadectwa. :D
      Nie, nie chodziło mi o zapomnienie, czy coś. Raczej o, ja wiem, sposób...? Porównanie kreacji bohatera brzmi inaczej niż, dajmy na to, ten zwrot z ocenki. I po prostu tak sobie pomyślałam, że taki młody autor, który kiedyś zostałby przywołany w ten sposób, jakiś jego głupi błąd czy cokolwiek, poczułby się, ja wiem, podłamany? Ludzie są różni. Niektórzy odbierają świat przez pryzmat swoich emocji, inni cudzych, sprawdzone info. I o ile dla wielu osób takie żarciki są spoko, ja bym je wyrzuciła z repertuaru właśnie z powodu kogoś, komu to mogłoby sprawić pewnego dnia przykrość. Tak mi mózg działa, to się rzuciło w oczy, nic nie poradzę. A że akurat teraz sobie uświadomiłam - bo się znalazłam na tym miejscu i chociaż moja reakcja ograniczyła się do uniesienia brwi, zastanowiłam się nad tym jakieś kilka minut. I skomciałam. Przerwa na ironię: histeryczne, co? Koniec przerwy.
      No i odnoszenie się do literatury czy filmu jest chyba pewniejsze, idk? To tak wchodząc w ten temat ogólny. Bo jednak widzę większe szanse w tym, że ktoś przeczytał, dajmy na to, Zbrodnię i karę niż randomowe opcio z końca internetów. Porównywanie do opcia miałoby chyba sens, gdyby te porównania rozwinąć? Chyba? Trudniej jest wyguglować coś o opciu niż o książce/filmie, soł.
      Dżiz, ale mnie serio nie chodzi o ten mój kurz (zresztą każdy ma swoje fetysze, nie?), mnie naprawdę chodzi o ogół w tym momencie.
      O rany, ależ tu nadinterpretacje się włączyły, a to tylko moje Fe (nieważne). Nie, ocenka nie niszczy psychiki. Raczej, hm, chodziło mi o to, że, nie wiem, może się posłużę metaforą, bo inaczej nie umiem. To tak, jakby ktoś kiedyś wyszedł z pokoju bez gaci, bo zapomniał, mógł się najeść wstydu, uśmiać z całą resztą, a nawet nauczyć się, żeby przed wyjściem sprawdzać, czy jest ubrany do końca. Ale kiedy po kilku latach ktoś zacznie o tym opowiadać znowu, może poczuć się źle. Nie musi. Może. I to może sprawiło, że mi moralność drgnęła, bo ja taka jestem, bij-zabij, nie zmienisz.
      Claudinello - jasne, czaję, pośmiać się i w ogóle. Nie każdy ma do siebie dystans i po prostu postanowiłam to zauważyć. Wiem, świata się nie zbawi, takie tam, ale staram się unikać sytuacji, w których można powiedzieć coś, użyjmy najlepszego słowa, krępującego wobec kogoś prawie obcego. To wszystko zależy od człowieka, jasne, każdy ma inny poziom wrażliwości, każdy zwraca na co innego uwagę, każdy inaczej odbiera krytykę, blablabla. Po prostu wydaje mi się, że to takie lekkie zatańczenie na krawędzi przepaści - ale to tylko moja opinia. Przerwa na ironię: histeryczna opinia.
      To ja sobie pójdę być histeryczna gdzie indziej, bo chyba wyczerpałam temat? Idk. Generalnie spoko byłoby uniknąć kolejnych analiz emocjonalno-psychologicznych. :D

      Usuń
    16. Deg, nie bardzo rozumiem, co to ma z czym wspólnego...?

      Usuń
    17. "ale interpretacji mojego stanu emocjonalnego totalnie nie potrzebuję - miło, że się starasz tho" - to znakomicie, bo interpretowałam twoje komcie, a nie stan emocjonalny.
      "jak potworne świadectwo sobie wystawiłam w tym momencie, by było gorsze od słabego opka" - cóż, teraz się już odniosę bezpośrednio do ciebie, skoro pytasz - przewrażliwionej drama queen (i zaznaczam na wszelki wypadek, nie mówię, że jesteś takim człowiekiem w ogóle, nie znam cię, to są dla mnie wyłącznie emocje przebijające z komentarzy, nie świadczące o tobie jako całości). Serio, przy fragmentach typu "cholerna Legenda" czy "Możesz pisać peany pochwalne na moją cześć albo chodzić po klatkach schodowych i rozwieszać afisze o tym, żeby trzymano się od mojego pisania z daleka" (a nie były jedyne) brakowało mi tylko neonu z tym napisem. I jakoś trudno mi po nich uwierzyć, że mówisz o ogóle. Gdybyś napisała taki komentarz jak teraz - pomijając pierwszy i ostatni akapit (i te wstawki o histerii, och-jakże-ironiczne-i-ponad), w których robisz dokładnie tak samo - nie odniosłabym takiego wrażenia.
      "zwłaszcza że - nie wiem - jakoś nie czuję, by Gaya z mojego powodu łzy wylewała" - a co to niby ma do rzeczy? To nie reakcje innych świadczą o tobie, a twoje słowa. Ludzie reagują różnie.

      Usuń
    18. Ale to były żarty? Pretty much wszystko to, co zacytowałaś? Jak się pisze o swoim tekście "opcio", to jest ok, ale jak się napisze z przymiotnikiem "cholerne", to źle? Ok.
      A te wstawki z histerią to wyraz mojego rozbawienia, bo ja nie wiem, co we mnie histerycznego, ale może tak jest, co ja tam wiem o życiu. No, niemniej, bardziej mnie interesuje główny wątek tej rozmowy niż to, czy jestem dla kogoś histeryczna, czy nie.

      Usuń
    19. (doprecyzowałam nieco komentarz i usunęłam poprzedni, na wypadek, jakby ktoś miał się czepiać ;))

      Usuń
    20. Wiesz, co to ma z czym wspólnego, heheszki.

      Usuń
    21. Kejdż tak bardzo nie pasuje do tych szorstkich słów.

      Usuń
    22. Dobra, wyrażę się jaśniej, Deg. Co ma wspólnego prywatna rozmowa z fejsbuka - no, dobrze, napisana na grupie w komciach, but still, grupie zamkniętej - z rozmową o sposobie nawiązywania do ocenek/nie nawiązywania do ocenek? Myślisz, że gdybym naprawdę podjęła się ocenienia tekstu, o którym jest mowa w tych komciach, wyraziłabym opinię w taki właśnie sposób, w jaki jest ona wyrażona tam? Że komcie w ogóle mają jakikolwiek związek z opinią wydawaną na szerszym forum typu otwarty blogasek i można jedno z drugim porównywać?
      Swoją drogą nie wiedziałam, że biegasz za ludźmi i ich screenujesz.

      Usuń
    23. "Ale to były żarty? Pretty much wszystko to, co zacytowałaś? Jak się pisze o swoim tekście "opcio", to jest ok, ale jak się napisze z przymiotnikiem "cholerne", to źle?"
      Yyy... Serio, nie każ mi wierzyć, że nie masz wyczucia językowego aż tak bardzo, wolałabym jednak tak nie zmieniać o tobie zdania :P. Nie każ mi tłumaczyć, jakie konotacje ma słowo "cholerne" dla jakiegoś 99% odbiorców - nie, nie żartobliwe. Nie będę rozbierać twoich zdań na części pierwsze. Jeśli nie widzisz, co w nich może być histerycznego, to obawiam się, że i tak się nie dowiesz. Nie ma w nich żadnego sygnału, który wskazuje na żarty.
      "co ja tam wiem o życiu" - taaak, takie wstawki też nie pomagają.

      Usuń
    24. Aha, i zgodzę się - ujawnianie prywatnych rozmów niezależnie od ich poziomu, jest, delikatnie mówiąc, nie na miejscu.

      Usuń
    25. Nah, to w sumie trochę moja wina, powinnam przywyknąć, że jak żartuję, to czają to ludzie, którzy mnie lepiej znają, a jak mnie ktoś nie zna, to wychodzą takie kwiatki. Spuśćmy zasłonę na tę kwestię, bo mnie serio bardziej zajmuje kwestia tych nawiązań bądź ich braku. xD A analiza takich pierdół to marnowanie wieczoru. W sensie, moich żartów poniżej poziomu, bo mi znowu poleci skrót myślowy i będzie chędogo.

      Usuń
    26. Dla mnie nie na miejscu jest dostawanie wścieklizny na widok niepochlebnej opinii na temat swojego opka i od razu przychodzenie z odsieczą, ale bywa :P. Wyrzutów sumienia nie mam.
      Nie, Nerko, przecież nadal mam o tobie w miarę dobre zdanie (betowanie, ocenkowanie, whatever, twoich opek nie czytam, nie moje klimaty, więc nie wiem). Wiem, że nie wyraziłabyś się tak w ocence, ale nie wierzę już w to, że akurat przełknęłabyś swoją dumę :P.
      Wszyscy screenujemy, nie oszukujmy się. Ale akurat biegać to za tobą nie biegałam ;).

      Usuń
    27. Gdzie tu była niepochlebna opinia o czyimkolwiek opku...? I mean, autorka ocenionego opcia bodaj jest kontent, o Legendzie złego słowa nie było, wywiązała się dyskusja na temat nawiązywania do ocenek bądź jego braku. Chyba że nawiązujesz do kolejnych prywatnych rozmów, które masz na dysku, a jeszcze o tym nie wiem?
      Omg, ale o co chodzi z tą dumą i gdzie mam ją przełykać? Nie bardzo czaję, serio. Chodzi ci o coś w stylu, że ja ocenkuję i coś krytykuję, a ktoś mi odpowiada "nie znasz się, robisz takie i takie błędy, idź stąd", i wtedy się zaczyna gównoburza, bo wyciągam szablę i ruszam do boju? Czy o coś innego? Ma ktoś drogowskaz? :D
      No, ja nie screenuję. Jestę jednorożcę.

      Usuń
    28. @Degausser - no, dla mnie wiele rzeczy jest nie na miejscu, też w tej dyskusji, co zresztą wyraziłam, ale staram się nie odpowiadać podobnymi.
      @Nearyh - przecież Gaya wyjaśniła kwestię nawiązań, ja akurat w pełni podzielam jej opinię z 17:51, ty możesz nie, ale nie widzę tu za bardzo dalszego pola do dyskusji.
      Więc apeluję na przyszłość - ja wiem, lubimy gównoburze, poczuć ciche poczucie wyższości nad mniej w naszej opinii inteligentnymi czy kulturalnymi, ale generalnie wolałabym tu rozmowy o ocence, a nie bicie dramy z powodu jakichś pierdół i zranionych uczuć...

      Usuń
    29. (ale jeszcze się sama wetnę, bo nie da mi spokoju :D przed chwilę twierdziłaś w kontekście słów odnośnie Legendy co innego ;))

      Usuń
    30. Dobra, tbh, też mi się zdaje, że każdy wyraził swoje zdanie i najwyżej możemy je w kółko powtarzać, jak się nie chcemy ze sobą zgodzić. Ja swoje rozjaśniłam, coby nie było, więc uznajmy sprawę za skończoną, cześć i czołem!
      Deg, niemniej wciąż fascynuje mnie, co próbowałaś udowodnić - czy coś? - więc bądź tak łaskaw, napisz mi na maila, znasz go.

      Usuń
    31. Oesu, musimy wolniej komciać, bo utoniemy w swoich wypowiedziach.
      Nie, nie powiedziałam, że tekst został zgnojony. No bo nie został? Nie wiem, gnojenie wygląda inaczej. Zauważyłam - na przykładzie Legendy, gdyż ponieważ ten przykład tu jest i on wywołał we mnie przemyślenia, no co poradzisz - że takie nawiązywanie, mimo wszystko z pewnym negatywnym wydźwiękiem (bo to jest odniesienie do jednego z błędów, błąd pozytywny raczej nie jest, nie? To mój ciąg myślowy, próbuję wyjaśniać jak najlepiej, don't even worry) może być krzywdzące dla innych i... no, tu wracamy do tego, co już napisałam, więc nie ma sensu powtarzać.

      Usuń
    32. "prezentując go za zły przykład niczym na jakichś igrzyskach w kisielu" (...) "o Legendzie złego słowa nie było" -- To ja już nic nie rozumiem i niniejszym idę spać :P Dobranoc!

      Usuń
    33. Dobranoc!
      Ech. Zaprawdę powiadam wam, ja zawsze najpierw się wypowiadam, a potem sobie przypominam, że ludzie zazwyczaj za pierwszym razem źle mnie rozumieją - i potem muszę pisać takie elaboraty, żeby się wyplątać ze swoich nieśmiesznych żartów. Pierwszy cytat jest skrótową, żartobliwą po mojemu - mea culpa - formą tego, co jest w komciu wyżej, no. Moim komciu.

      Usuń
    34. Po pierwsze to gnojenie =/= "nie było złego słowa". A odnosiłam się do tego pierwszego. I:
      "o Legendzie złego słowa nie było"
      A wcześniej:
      "kopanie kotka", "prezentując go za zły przykład niczym na jakichś igrzyskach w kisielu", "wyśmiewać innych", "mięcho dla publiczności", "pokpiwanie sobie z czyjejś twórczości", "przytyk", "dokuczanie", "ranienie kpinami".
      Jeśli takich słów nie uważasz za złe, tylko neutralne albo dobre, to muszę powiedzieć, że masz dość oryginalny system wartości ;).

      Usuń
    35. No ale połowa z tych słów była w kontekście nie Legendy użyta, tylko tego ogółu? Część generalizująca w skrócie myślowym? Totalnie się nie dogadamy, drogie panie, jak to tak będzie wyglądać.

      Usuń
    36. Em, a druga połowa tak, więc wciąż zaprzeczasz własnym wypowiedziom?
      Wyszłaś od Legendy i mnóstwo słów było użyte w jej kontekście. Nie roztrząsasz zupełnie abstrakcyjnej sytuacji bez jakiegokolwiek uzasadnienia. A jeśli pewne słowa odnoszą się do ogółu, to choćby dwa pierwsze zwroty nie, soraski, nie mam ochoty sprawdzać następnych :P. Więc nie, wciąż nie równa się to z "nie było złego słowa".

      Usuń
    37. Dzien dobry, mam nadzieje, ze wszyscy sie wyspali, zdystansowali, odswiezyli i zeszli z gory na sniadanie :P

      Odnoszac sie do meritum, ktorym, jak rozumiem, jest kwestia "czy mozna nawiazywac do ocen z przeszlosci", imho odpowiedz brzmi "tak". Po pierwsze, to nie sa tajne informacje, czy prywatne betowanie, ktore odbywa sie przez maila wylacznie miedzy zainteresowanymi. Ocenki sa publiczne, dostepne dla wszystkich, skierowane nie tylko do autora opowiesci, ale do kazdego, komu chce sie to czytac. Po drugie, nawiazanie nie jest rownoznaczne ze zlosliwym dopieprzaniem. Po trzecie, o rzeczach, ktore zapadly w pamiec czasem sie dyskutuje, nawiazuje do nich, wspomina. Robienie tego za plecami autorki i tak, zeby sie nie dowiedziala, traci mi hipokryzja i obmowa.

      Co do tego, ze ocena przypomina analize - nigdy nie ukrywalam, ze analizy sa moja wielka inspiracja, o czym zreszta pisze w pierwszym akapicie opisu oceniajacej. Co wiecej, po czterdziestu i czterech opublikowanych ocenach mozna sie zorientowac, jaki mam styl oceniania i wypowiedzi, czasem mniej lub bardziej zlosliwy, i coz, zglosic sie do kogos innego. Jedni lubia byc objechani na Opieprzu, inni moga wolec slodkie glaskanie po glowce z ocenialni, w ktorych kazdy dostaje piateczke, a jeszcze inni masochisci moga przyjsc tutaj. Decydujac sie na mnie, decydujesz sie na moje warunki. Fun fact: moje ocenki i tak sa milion razy lagodniejsze niz kiedys, co jest zasluga Leleth, ktora wycina mi w becie przesadne zlosliwostki ;).

      A odnosnie "nie wspominaj o zaszlosciach z internetu, bo komus moze byc przykro", czy z reka na sercu mozesz powiedziec, ze nigdy nie uzylas w jakims komciu wyrazenia "Proust blogosfery" lub podobnego? ;)

      Usuń
    38. E, chyba dawno ci nic takiego nie wskazywałam ;P.

      Usuń
    39. wy wszyscy jesteście chorzy...

      Usuń
  4. Wybacz ten skrót myślowy, reagujesz tak, jakby ktoś splunął Legendzie w twarz XD. Co by było, gdyby chodziło o Granice...
    Tag, jestem illuminati, śledzym was wszystkich, a już szczególnie czaję się na WS, na dobrą chwilę, żeby razem z zastępem swych asasynów was zdjąć jeden po drugim, MIEJCIE OCZY DOOKOŁA GŁOWYYY!
    Chyba tyle ode mnie, myślałam, że mam siły, ale fejspalmuję za bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jak mnie wezmą do CSI, to w sumie mogę za tobą biegać, jak chcesz. Co ty na to?

      Usuń
    2. Podobno moich opek nie czytasz, a jesteś zaskakująco zorientowana. Powiem w sekrecie, trzymaj się z daleka od Ołówka, za to po prostu wieszam na kiju od szczotki, drugą jej część wsadzając tam, gdzie nie wypada mówić.
      Deg, syrjusli, jak masz jakiś problem na tle prywatnym ze mną i moją pisaniną, chodźmy na maila? No bo niekoniecznie chcę robić większe bajoro Mackalni niż to konieczne.

      Usuń
    3. Tag, znam tytuły twoich opek (są takie tajne). Na testach do CSI każą nam w sekrecie analizować twoje dzieła i hyhyhać z nich w podziemiach, za twoimi plecami.
      Tyle.

      Usuń
    4. Mhm. To miłego śmiacia się, podobno wydłuża życie - będzie więcej czasu na screenowanie prywatnych rozmów!

      Usuń
    5. Serio, nie jestem zwolennikiem cenzury, ale chyba zacznę ciąć takie komcie, które nic nie wnoszą i mają na celu tylko wbicie szpili :P. Przestańcie przeżywać ból pupki o te prywatne rozmowy w co drugim komciu, jak masz z tym problem, Nearyh, to polecam priv. Z góry dziękuję.

      Usuń
  5. Odpisuję tu, bo na górze dyskusja trwa ¯\_(°~°)_/¯

    Nawiązywanie też dobre, dodatkowa reklama zawsze w cenie. No i według pierwotnego planu jestem bliżej niż dalej ;) A kto wie, czy nie poproszę o odmrożenie wcześniej, bo czekam w tym momencie na dwie oceny (na kdo i na ws), a że od półtora roku nikt mi Sensacyjnych nie ocenił, chwilowo brakuje mi jakiegokolwiek feedbacku. Nawet nowych notek nie mogę publikować, chyba że nagle zechcę zrobić na złość oceniającej z kdo, która na podstronie zaznaczyła, że wolałaby, by od drugiego miejsca w kolejce nie dodawać rozdziałów. Zobaczymy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wisz no, zawsze mozesz mi przeslac PDFa czy innego worda i tez sobie poradzimy. Ale nie ocenie cie przed blogami, ktore mam teraz w kolejce, bo o ile kojarze Sensacyjne to straszliwa kobyla, ktora zajmie co najmniej pol roku, nie? Jak juz sie za ciebie wezme, to zablokuje kolejke az nie skoncze, zeby nikt mi nie dyszal w kark :P

      Usuń
    2. Bez przesady z tą zabójczą długością, zwłaszcza że to lekka lektura z przygodami, nie „Ulisses” ;) Część pierwsza – w całości napisana i dostępna na blogu – ma długość, powiedzmy, „Harry'ego Pottera i Księcia Półkrwi”, a druga część jest mniej więcej jak „Kamień filozoficzny”, czyli krótka. Problem polega na tym, że wciąż się waham, czy część pierwsza może w ogóle istnieć osobno, a lepsze i ważniejsze dla całości wątki są w drugiej i trzeciej, które wciąż czekają na pewną betę i decyzje kompozycyjne. Poczekam na te dwie ocenki i jak stwierdzę, że wystarczy mi odbiór półtorej części, to dam wam znać :)

      Usuń
    3. Nie ma sprawy, zwłaszcza, że zanim przetrawię obecną kolejkę minie troche czasu :)

      Usuń
  6. "Chcesz dotknąć? – spytał jej Tony, a na jego twarzy wypłynął uwodzicielski uśmiech."

    To ja tylko przypomnę, że ten reaktor to dla Tony'ego najważniejsza rzecz na świecie (nic dziwnego, skoro utrzymuje go przy życiu) i NIGDY nie traktował go jak taniego gadżetu do podrywu. Filmy pokazują to bardzo konsekwentnie. Przypominacie sobie sceny z Tonym ganiającym półnago po Wieży i pytającym uwodzicielsko różnych kobiet: "Hej, mała, chcesz zobaczyć mój reaktor łukowy?". No więc ja też nie. Jest tylko jedna osoba, której pozwolił go dotknąć i to w bardzo wyjatkowej sytuacji, kiedy potrzebował pomocy przy naprawie - i była to Pepper Potts. Scena z podrywaniem Jane jest bolesna (w ogóle wszystkie sceny podrywu są w tym opku bolesne), a oryginalne charaktery bohaterów poszły gdzieś w maliny. Dostaliśmy stadko jakichś zwiędłych pietruszek niegodnych nawet wylizać butów Wielkiemu Lokiemu, który ustawia sobie ich wszystkich, jak chce. Nie, zdecydowanie nie jest to dobrze napisany tekst.

    OdpowiedzUsuń