Przedwieczna: Gayaruthiel
Prolog
Raz
piszesz Tawiz, innym razem Tiwaz. Domyślam się, że ma to być swego rodzaju
ksywka dla Tyra (bo sobie wyguglałam, że Tiwaz to nazwa runy utożsamianej z tym
Asem), ale warto byłoby to zaznaczyć w tekście, bo można odnieść wrażenie, że w
scenie bierze udział trzech mężczyzn.
Próbowali
zapanować nad emocjami, ale nawet będąc bogami wojny, było ich tylko dwóch – Ten imiesłów tu nie pasuje. Zdanie
powinno mieć sens po wyrzuceniu tego, co jest oddzielone przecinkami, a tu
wychodzi na to, że „próbowali zapanować nad emocjami, ale było ich tylko dwóch
i nie dali rady”.
Był
niczym grom, niezdolna do powstrzymania burza. – Może raczej niemożliwa do
powstrzymania? Niezdolna sugeruje, że to burza miała powstrzymywać się sama.
Wiedział,
że w honorze wojownika jest, by nie uciekać – Nie bardzo to po polsku.
Mój
przyjaciel Tyr od dawna wiedział o istnieniu Nidhogga w Nastrondzie –
przemawiał Wotan. – Nic jednak ku temu nie zrobił… – Nic jednak z tym nie zrobił.
—
Zrozumiał, że jest za słaby na sprawowanie władzy i uciekł. Postanowiłem wtedy
wziąć sprawy we własne ręce: wyruszyłem do Helheimu, przedostałem się do
Nastrondu i własnymi rękoma ubiłem bestię. Sam. Bez niczyjej pomocy – mówił. //
Zgromadzeni spojrzeli znacząco po sobie. Najważniejszy z nich wstał i zbliżył
się do Wotana. // — Gratulujemy, wojowniku i dziękujemy za
obronę kraju. // — Walka za ojczyznę to moja powinność! –
zawołał, przykładając pięść do serca. –
Tyle że z poprzedniej rozmowy można jasno wywnioskować, że to nie jest jego
ojczyzna.
Opanuj,
proszę, tę orgię wielokropków, naprawdę nie wszędzie są niezbędne. Obrazki,
którymi rozdzielałaś tekst, się popsuły. Przeczytałam prolog z
zainteresowaniem, mam nadzieję, że reszta będzie równie ciekawa.
Rozdział
1
Jego
największa tajemnica została odkryta – przez przygarniętego syna, który właśnie
całkowicie realnie zaczął podchodzić do ogółu sytuacji. – Co to znaczy? Może chodziło ci o słowo poważnie?
nigdy
tak naprawdę nie brał go pod uwagę, jako dziedzica... z różnych względnych
powodów. – Co to są względne
powody?
Naprawdę
nie pomyśleliście, że skoro potrafię samoistnie kierować bifrostem – Samodzielnie. Bifrost to nazwa własna,
dużą.
Im
dłużej Dziewięć Światów nie posiada władcy, to w końcu może pogrążyć się w
chaosie. – Im łączy się z tym,
nie z to.
Zawsze
jest bowiem potrzebna osoba, która to wszystko równoważy, dzięki której każda
żywa istota może czuć się bezpiecznie. –
Że niby Loki, jako ten, który obejmuje teraz posadę władcy Dziewięciu Światów,
miałby rozsiewać wszechobecne poczucie bezpieczeństwa?
Rozdział
2
W
centrum Asgardu wznosiła się jedna ze wspanialszych budowli wykonanych za
Czasów Odyna – majestatyczny Gladsheim, który swą wielkością nie dorównywał
żadnemu z dotąd wybudowanych. –
Znaczy, był całkiem malutki?
Już
na pierwszy rzut oka Loki stwierdził, że ów Ásbjörn jest winny wszystkiemu, co
uczynił. – O co go oskarżają,
albo o co go obwiniają. Inaczej wychodzi ci masło maślane.
Łańcuchy
szeleściły nieprzyjemnie. –
Czyżby były z papieru?
— Panowie!
– wydarł się rozdzierająco, unosząc ręce do góry. – Panie! Przybyliście tu
wszyscy na sesję! – Sesję
czego? Wydarł w narracji trzecioosobowej jest jakby nie na miejscu.
Z
nosa pociekły mu strużki posoki –
Czy to znaczy, że tak naprawdę był zwierzęciem? Ludzie mają krew, zwierzęta
posokę, i nie, nie kupię tego, że użyłaś dawnego znaczenia tego słowa, bo
reszta tekstu nie została wystylizowana na staropolski. http://sjp.pwn.pl/sjp/posoka;2505767.html
Mężczyzna
oparł się o ścianę prysznica i patrzył, jak przyjemnie ciepła woda spływa
małymi strumyczkami, rzeźbiąc ścieżki w jego alabastrowym ciele – Czyżby kąpał się w kwasie solnym?
czysto-krwistych – bez dywizu.
gdyby
ktoś był wtedy w pomieszczeniu, mógłby pomyśleć, że Loki nie żyje. Znowu. Tym
razem jednak ten ktoś mógłby się głębiej nad podejrzaną sprawą zastanowić, bo
przecież nie na co dzień widzi się osobę śpiącą z otwartymi oczami. Nie
oddychającą w dodatku… –
Za to trupy jak najbardziej nie oddychają i mogą mieć otwarte oczy, więc w czym
problem?
Wreszcie
magik założył jedną z czarnych tunik –
Nie musisz po raz kolejny informować o kolorze, wiemy już, że innych nie miał.
— Tu
się ukryłeś! – warknął Fenrir. – Sentymentalny jesteś, skoro mnie jeszcze
pamiętasz… // — Walczyliśmy razem – wydusił, czując, jak pazury wilka wbijają
mu się w ramiona. –
Um, według mitologii Fenrir jest synem Lokiego. Zapewniasz, że trzymasz się
raczej mitologii niż świata komiksów i filmów, to jednak jest dość sporym
odejściem od kanonu.
Rozdział
3
Owszem,
Lady Sif mogła być na niego wściekła –
Skąd tu nagle ten anglojęzyczny tytuł? Czy tak właśnie tytuowana jest Sif w
komiksach wydawanych w Polsce? Lady to córka Lorda, ale Asowie nie korzystali
raczej z brytyjskich tytułów szlacheckich. A nawet gdyby, trzeba byłoby
tytułować także pozostałych bohaterów, żeby to miało sens.
Liczył
na chociaż odrobinę wsparcia z jej strony, lecz niestety: znów się przecenił. – Albo się przeliczył, albo ją przecenił.
Spuścił
wzrok rozumiejąc, że popełnił błąd, decydując się jej to wszystko powiedzieć.
Usłyszał bowiem coś, czego nigdy, ale to przenigdy nie chciał usłyszeć –
prawdę. Zacisnął zęby i ruszył przed siebie, wymijając Sif bez słowa. //
Dziewczyna opuściła ręce, oniemiała. Posunęła się za daleko… // — Iluzjonisto!
– zawołała błagalnym głosem. –
I co, Sif go będzie teraz przepraszać, że powiedziała mu prawdę? A raczej
zarzuciła mu pragnienie władzy, które przecież dla nikogo, włączając w to
Lokiego, nie jest tajemnicą?
W
umysł Fenrira uderzyła fala wspomnień. Po obu stronach schwytanego wilka
zmaterializowały się postacie Szalonego i jakiejś dziewczyny, wojowniczki. – Dlaczego Fenrir nie rozpoznaje Sif?
Ogarnęło
ją przerażenie. // — Iluzjonisto! – wrzasnęła w przypływie
desperacji. (...) — To, jak mnie zawołałaś, było wzruszające –
wycedził, śmiejąc się pod nosem. –
To, że nazwała go Iluzjonistą? Dlaczego? Czy chodziło o to, w jaki sposób go
zawołała (z desperacją)?
Sif
wzdrygnęła się, słysząc nieprzyjemny chrupot kości. – Ta sama Sif, która jest konsekwentnie
opisywana jako wojowniczka, i która minuty temu przedziabała tego samego
przeciwnika mieczem na wylot?
Na
twarzy magika odmalowała się konsternacja – Trochę mi zgrzyta nazywanie Lokiego magikiem. Może jeszcze
kuglarzem? Odbiera mu to powagę, którą próbujesz stworzyć. Możesz go po prostu
nazwać magiem.
Krew
w zastraszająco szybkim tempie wypływała z ran potwora, zalewając podłogę,
ochlapując Lokiego, plamiąc jego dłonie… Już po chwili całą twarz miał w
czerwonych cętkach. // — Obrzydliwe... – skomentowała Sif chłodnym
tonem głosu. –
Przypomnę raz jeszcze, Sif jest wojowniczką, krew nie powinna robić na niej
wrażenia.
Odszedł
parę kroków od bestii. Westchnął głęboko, rozluźniając się, by zebrać w sobie
pokłady jego naturalnej mocy – mocy ognia. – Jeśli mówisz o mocy Lokiego, a nie wilka, to
swojej, nie jego.
„Udało
się” – ucieszył się w myślach, nie spodziewał się bowiem, że będzie w stanie
wykorzystać Magię Naturalną, najtrudniejszą ze wszystkich rodzajów magii. – Zaraz, jeśli to jest naturalna dla niego
moc, czemu miałoby to być takie trudne?
Loki
– niezmiernie zadowolony z siebie – posprzątał po wszystkim jakimiś zaklęciami,
zwrócił sztylet i claymore Sif – Claymore… czemu nie bagnet albo katana, miałoby to
tyleż samo sensu.
wsparł
się w boki jak basza –
Pod boki.
Loki
nie do końca był świadom tego, co się wokół niego dzieje. Albo po prostu nie
miał siły, by ściągnąć z siebie te kilka warstw ubrań... Bynajmniej, pozwolił
Sif, by rozcięła mu jego wspaniałą tunikę i koszulę. – Co tu robi bynajmniej, jaką funkcję
spełnia? Punkt szesnasty.
Ot,
na przykład taki Hulk… // Profesorek któregoś dnia – czy raczej: bardzo
aktywnie spędzanej nocy – przecenił swoje „panowanie nad sobą” i w
najzwyklejszy w świecie sposób rozsadziło go. Wybuchł, a wraz z tym zrównał z
ziemią nie tylko burdel, ale i okoliczne domy. – Trochę to niekanoniczne, biorąc pod
uwagę, ze w filmach Hulk stara się trzymać z daleka od ludzi, nie wiem też,
dlaczego narrator ma do tej postaci lekceważący stosunek. Gdyby to była
jednorazowa sytuacja, to łatwiej byłoby mi to zaakceptować, ale ty ze
wszystkich Avengersów zrobiłaś zwiędłe firany, tylko po to, by nie
przeszkadzali ci w fabule. Strasznie to pretekstowe. No i co, mam rozumieć, że
Hulk, którego kule się nie imały, poszedł do burdelu, nadął się i wybuchnął,
jak, nie przymierzając, żaba z nadciśnieniem?
Dla
odmiany Czarna Wdowa została uprowadzona przez Rosjan. Do dziś Mściciele nie
wiedzą, co się z nią stało, choć krąży wiele plotek, że albo została sprzedana
Al-Kaidzie, albo jest przetrzymywana w tajnych siedzibach KGB, gdzieś w
podziemiach Rosji. Avengers długo za nią płakało… – Naprawdę, bardzo ciężko mi uwierzyć w
to, że KGB albo Al-Kaida mogłoby ot tak uprowadzić Nataszę.
…ale
nie tak długo, jak za Hawkeye’m. –
Bo pieprzyć Czarną Wdowę, i tak jej nigdy nie lubiliśmy, tak?
Łucznik,
zrozpaczony zaginięciem przyjaciółki, postanowił podjąć się misji samobójczej,
wyruszając na poszukiwanie tajnych baz kontrwywiadu rosyjskiego i słuch o nim
zaginął, gdy tylko przekroczył granice Rosji – automatycznie został wtedy
uznany za martwego –
Okeeej. Ledwie superżołnierz przekracza granice Rosji, Stany stawiają na nim
krzyżyk? Nie ma jak wsparcie swoich.
Bezczynność
go nużyła, a od niedawna stała się dla niego męcząca... Zło praktycznie się
zacierało, w dodatku nie zapowiadało się na żadną wojnę. – Zacierała się granica między dobrem a
złem, czy też zło powoli znikało z oblicza ziemi? Nie wiem, co próbujesz
powiedzieć.
Powiedział
mi wtedy: „Nie zrobiłem tego dla ciebie” – załkał. – To były jego ostatnie
słowa! On chciał...Wiedział, że umrze. On wtedy zrozumiał wszystkie swoje
błędy, zrozumiał, że jego życie jest mniej warte od mojego i poświęcił się. – To wygląda tak, jakby Thor też sądził,
że jest bardziej wartościowy od Lokiego. Chyba nie o to ci chodziło – chyba że
od pierwszych scen zaczynasz budowanie Thora jako dupka wszechczasów.
Jednak
jak bardzo bym nie kochał swojego brata, to przez długi czas był on pozbawionym
ludzkich zachowań potworem – wyjaśnił z uśmiechem na twarzy. – Człowieka ocenia
się za całe jego życie, a nie za pojedynczy wyskok. // Foster czuła, że ma
coraz większy mętlik w głowie. Albo jej chłopak po prostu zaczyna świrować… //
— Według mnie nie powinieneś o nikim takich rzeczy mówić. To obraźliwe. Jak
bardzo źle byś o kimś nie myślał, czasem lepiej, żebyś zachował swoje myśli dla
siebie – pouczyła go. // Thor uśmiechnął się. // — Mój brat często mi to
powtarzał. // Foster pomyślała, że z chęcią poznałaby bliżej tego całego
Lokiego, jako że mieli podobne poglądy. Thora trzeba było często pouczać, a z
jego opowieści wynikało, że Loki był na troszeczkę wyższym poziomie
intelektualnym... Zaraz jednak z dużym trudem porzuciła ten pomysł, starając
się sobie przypomnieć, że mistrz magii to tak naprawdę cholerny morderca… – a) Jane uważa Thora za idiotę, którego
trzeba prowadzić za rączkę, b) uważa, że skoro Loki ma takie samo podejście, to
warto go poznać, a że próbował zniewolić ludzkość? Ojtam, ojtam. Czy w twoim
świecie Jane wyrośnie na złola?
Cholernie
przystojny morderca. W dodatku sprytny i inteligentny. Foster skarciła się za
takie myśli – jak bardzo by nie chciała, postać iluzjonisty nie miała zamiaru
opuścić jej głowy. A pomyśleć, że spędziła w jego towarzystwie niewiele czasu i
to będąc zniewoloną przez asgardzki mózgotrzep, zwany potocznie eterem. – Yyy… co z tego, że kolo jest psychopatą,
jeśli jest przy tym śliczny? Ciekawe wartości ma twoja Jane.
Więc?
– powtórzył, wpatrując się w nią przenikliwie, jak to miał w naturze. Sif
nienawidziła tego świdrującego spojrzenia, od którego całe jej ciało
przechodziły przyjemne dreszcze. –
Czy w twoim uniwersum Loki, poza byciem iluzjonistą, rozsiewa też feromony,
które trafiają do każdej kobiety, niezależnie od gatunku, z którego pochodzi?
— Czyli…
zgadzasz się? Chcesz mi pomóc? – nawet nie próbował ukrywać zaskoczenia. // — Chcę
żyć – odparła. // To zawiązało Lokiemu usta. – Dlaczego dobicie Lokiego miałoby zaszkodzić Sif?
Dlaczego emocje tej dwójki zmieniają się jak w kalejdoskopie?
Przystawiła
sobie stolik, by usiąść bliżej niego. Ściągnęła ze stołu misę i wlała do niej
kilka substancji, tworząc preparat dezynfekujący. Zauważyła, że Loki z
maksymalną uwagą przygląda się każdej wykonywanej przez nią czynności –
zrozumiała, że on próbuje w ten sposób wszystko zapamiętać, krok po kroku. To
wywołało u niej podziw. –
Dlaczego podziw? Nikt inny w całym Asgardzie nie interesował się medycyną?
— Przepraszam
za to, co ci wcześniej powiedziałam – odezwała się, zagryzając dolną wargę. //
Spojrzał na nią z rozbawieniem w oczach. // — W
sensie, że „zawaliłem na całej linii”? – Roześmiał się. – Jak mnie ładnie
posklejasz, to może wybaczę. –
Dlaczego Sif przeprasza? Za co? Dlaczego daje się Lokiemu tak poniewierać, mimo
że to on jest w tym momencie na jej łasce?
Już
miała wziąć probówkę z rozwiniętymi genetycznie trombocytami, by zasklepić
rozcięcia, lecz Loki powstrzymał ją. Spojrzał na nią z wyższością, po czym
przesunął ręką nad szramami. Zielone światło, wylatujące z jego dłoni,
sprawiało, że wszystkie rany się zabliźniały. – Bez sensu. Albo Loki potrafi się sam
uleczyć, a w związku z tym nie potrzebował całej tej dezynfekcji, albo nie
potrafi i tylko zastosował iluzję – tylko nie wiem po co miałby chcieć pomykać
z otwartymi ranami.
— To
niesamowite... – westchnęła Sif. // Nie wiadomo, czy mówiła o czarodziejskich
zdolnościach króla, czy o jego wyglądzie. // — Nie... – zaprzeczył Loki, wręcz
promieniejąc z dumy. – To po prostu magia. – Znaczy, że magia nie jest niesamowita? Umiejętności
Lokiego są takie pospolite?
Loki...
zasnął. (...) Sif z trudem ściągnęła z niego płaszcz i zakrwawioną,
postrzępioną tunikę, sklejoną od potu z koszulą, po czym przykryła go, leżącym
na sofie aksamitnym kocem. – I
co, ktoś szarpiący się z jego ciuchami nie zdołał go obudzić?
Dopiero
niedawno, gdy przez przypadek dowiedziała się, że Loki tak naprawdę nie jest
Asem, a Odyn od zawsze go okłamywał, zaczęła się w niej rodzić pewnego rodzaju
sympatia względem mistrza magii. Podświadomie czuła bowiem, że jest w stanie go
zrozumieć i choć niektórych jego decyzji nie popierała, to wiedziała, że tak
się zachowuje osoba zdesperowana i rozbita, jaką był niegdyś iluzjonista...
Doskonale to znała. –
Co z tego, że jest podstępnym dupkiem, jeśli ma tragiczną przeszłość i słodki
pyszczek? Z tą tragiczną przeszłością zresztą sprawa jest wątpliwa, biorąc pod
uwagę, że spędził życie w kochającej go rodzinie, z bratem i matką, którzy byli
gotowi wybaczyć mu wszystko – przynajmniej podług filmów, bo w twoim uniwersum
szczególnie relacje z bratem rysują się kiepsko.
Rozdział
4
Poczuł
pod palcami szorstki materiał, z jakiego wykonywano opatrunki. Skrzywił się i
zerwał go ostrym szarpnięciem. // Oczy poszły mu w słup, a z ust wydobył się
cichy jęk. Przez jeden krótki moment wydawało mu się, że oderwał materiał razem
ze skórą, zaraz jednak odrzucił ten głupi pomysł... // Ponownie dotknąwszy
rany, wyczuł pod palcami coś mokrego – od razu zidentyfikował to jako krew. Z
przykrością stwierdził, że szrama nie zasklepiła się do końca. – I na co było mu to całe zrywanie
bandaży? Szrama
to blizna, ten ślad, który powstaje PO zasklepieniu rany.
Widzący
to osoba, która rozwinęła swoją moc pod względem umiejętności teoretycznych –
czegoś, co w ogóle nie fascynowało Lokiego. – Umiejętności teoretyczne to takie, które posiada się
tylko w teorii? Coś jak Lektor Niewidzialnych Run Pratchetta?
Im
jest się bardziej wyczerpanym i zmęczonym, tym magiczne zasoby się zmniejszają. – Im bardziej/tym bardziej.
Nie
wiedział, jakim cudem nie zauważył, że jest praktycznie nagi od pasa w górę.
(...) Jego wzrok padł oczywiście na rozpięty płaszcz mistrza magii… // — Panie,
tak nie przystoi… // Czarownik uniósł tylko brwi w rozbawieniu i z nonszalancją
ugryzł jabłko. // — No – mruknął, przełykając. – Tylko Loki,
twój władca, ma prawo oceniać co „przystoi”, czy też „nie przystoi”. (...) — Panie...
– zaczął niepewnie, pamiętając, co się stało, gdy ostatnim razem znajdował się
tak blisko mistrza kłamstw. – Powinieneś coś założyć na siebie... – wyszeptał.
// Loki dusił się ze śmiechu. // Blond-włosy wojownik od razu zdążył zauważyć,
że w TYM temacie nic nie wskóra. Wolał nawet nie zastanawiać się, dlaczego Loki
paraduje pół-nago po korytarzach Gladsheimu. – Loki ma na sobie spodnie i płaszcz, czyli widać mu
ręce i kawałek torsu. I to wystarczy, żeby zgorszyć bogów? Sprawdź też punkt 29
w Necronomiconie.
Skierowała
się w stronę swojego mini-laboratorium. // — Zostawiam was samych, panowie.
Jakbyście czegoś potrzebowali, będę tam gdzie zawsze – rzuciła jeszcze,
odchodząc. // Czasem Jane miała dość takiego życia... Nudnego, spokojnego
życia. Odkąd poznała Thora, wszystkie jej pytania zostały bowiem rozwiązane,
nie miała już nad czym pracować. –
To co ona, u licha, robi w tym laboratorium, metamfetaminę dla zabicia nudy?
Filmowa Jane była w ciągłych rozjazdach z powodu wszystkich konferencji
naukowych, w których uczestniczyła.
Bo
czasem, w takich chwilach, jak ta, gdy Jane nie robiła nic, poza bezczynnym siedzeniem
i bawieniem się swoimi wynalazkami, nachodziły ją takie myśli, których
bałaby się ujawnić Thorowi... Jane myślała wtedy bowiem o tym, że gromowładny
nie jest dla niej kimś odpowiednim, że nuży ją ciągłe upominanie Thora i
tłumaczenie mu banalnych rzeczy. I, choć bardzo się tego wstydziła, w tych
właśnie chwilach myślała o... Lokim. O bracie jej chłopaka. Przypominała sobie
moment, w którym pierwszy raz go zobaczyła – tak innego od przyjaznego Thora,
emanującego wewnętrznym ciepłem. Thor był dobry, mało rozrywkowy i często
naiwnie głupi – przeciwnie do Lokiego: inteligentnego, pociągającego, żyjącego
chwilą geniusza zła. –
Ach, ci masowi mordercy, są tacy pociągający. Może Jane powinna pojechać na
wycieczkę do Korei Północnej, skoro kręcą ją takie klimaty? Albo chociaż do
Rosji… a nie, przepraszam, wtedy jej własny kraj uznałby ją za martwą ;).
Bo
obydwoje wiemy, że mój braciszek nie jest dla ciebie odpowiedni, Mała
Midgardianko... Niby dużo o tobie opowiada, ale jakoś nie wysilał się, by do
ciebie dotrzeć? // — Nie miał JAK... – próbowała usprawiedliwić
Thora, nie wiedząc, czemu w ogóle kontynuuje tę rozmowę. // — A
JA jednak dotarłem do Midgardu. – W jego głosie pobrzmiała duma. – A potem
bifrost został odbudowany, czyż nie? – W jego oczach pojawiły się iskierki
radości, gdy zauważył, że trafił w sedno. – Tak się kobiet nie traktuje. //
Spiorunowała go wzrokiem. // — Co ty o tym możesz wiedzieć...? Ty niby
traktujesz kobiety lepiej? – parsknęła. // — O, tak... A w szczególności te, które
kocham – mówił z uśmiechem. // —
TY kochasz? – spojrzała na niego z
niedowierzaniem. // — Mam tylko jedną miłość, Mała Midgardianko, i jest nią
Władza. // Roześmiała się szczerze na to wyznanie, a jej reakcja nieco ją samą
zaskoczyła. Spuściła wcześniej splecione na piersi ręce. Ze smutkiem spojrzała
na jego spętane dłonie i jakoś żal jej się go zrobiło… – Biedny, puchaty Lokuś, więzy takie
smutne, a winy wybaczalne, skoro potrafi nieudolnie flirtować z dziewczynami.
Plan
dosyć niebanalny... – oświadczył iluzjonista. – Nie wiem, czy się uda. Od
dawien dawna ukrywam przed Thorem moją magiczną moc i wszystko zależy od tego,
czy mój braciszek zachowa się tak, jak przewiduję. – Ukrywam przed Thorem moc… i dlatego
opowiem o wszystkim jego dopiero co poznanej dziewczynie. Co może pójść źle?
Uśmiechnęła
się do niego, składając mu w ten sposób milczącą obietnicę, że dochowa
tajemnicy. Wtedy właśnie, w czasie tej rozmowy, Foster zapomniała o wszelkim
złu, wyrządzonym przez Lokiego. Patrzyła na niego z zainteresowaniem słuchając
jego cudownego głosu, utonęła w jego ciemnych tęczówkach, poczuła, jak rozpływa się pod wpływem jego czarującego
uśmiechu... Tak, to był chyba właśnie ten moment, w którym Jane zaczęła powoli
ulegać jego urokowi... –
Wiesz, jak to nazwać? Ujemnym prawdopodobieństwem psychologicznym.
Znajdowali
się tu nie tylko ranny Heimdall, ale też kilkoro ważniejszych urzędników
państwowych, których imion zapamiętywaniem Loki nie zawracał sobie głowy. – A nie znał ich czasem od dziecka?
Dziewczyna
uśmiechnęła się, lecz nie spuszczała wzroku z majestatycznej postaci Lokiego.
Nie sprawiał takiego wrażenia, jakby cokolwiek się między nimi wczoraj
wydarzyło... Przecież mieli wspólną tajemnicę. Przecież mu pomogła. Przecież...
Czy to naprawdę nie miało dla niego znaczenia? Dziewczyna uśmiechała się, lecz
wewnątrz czuła jedynie ból. Nawet nie podziękował… – Czy to znaczy, że Sif spodziewała się, że
Loki padnie jej do stóp w obecności całego dworu?
Loki
zbliżył się do Heimdalla, leżącego w inkubatorze. (...) Ze stoickim spokojem
wymalowanym na twarzy, wyciągnął rękę, by wyłączyć skomplikowany mechanizm. //
— Panie, nie możesz... – wykrzyknęli medycy, lecz było już za późno. // Loki
uciszył ich stanowczym, władczym gestem. Ze skupieniem wpatrywał się w ciało
strażnika, nic się jednak nie działo... Przechylił głowę, czując, że nic z tego
nie wyjdzie, gdy nagle... Heimdall otworzył oczy i zaczął łapczywie wdychać
życiodajny tlen. Jego oddech był płytki i urywany. – Loki nie mógł wiedzieć, ze odłączenie
Heimdalla od aparatury nie zabije go. Robiąc to w ten sposób, zachował się
bardzo głupio.
Iluzjonisto...
– Sif podeszła do niego i wyciągnęła rękę, by dotknąć jego ramienia. – Nie rób…
// — ZAMKNIJ SIĘ! – zawołał władca, przerywając jej. – Boże, niech ktoś natychmiast wyśle
Lokiego na karnego jeżyka. Miota się, wrzeszczy, grozi śmiercią na prawo i
lewo, to ma być ten pociągający geniusz zbrodni? Błagam.
—
Nikt nie będzie znieważać króla Asgardu – powiedział spokojniejszym już głosem.
// W sali zapadła cisza. // — Panie... – wydyszał Heimdall. – Błagam o
wybaczenie… –
Heimdalla też wykastrowałaś? Widzę tu schemat – ktoś krytykuje Lokiego, ten
zaczyna puszczać parę z uszu, na co krytykanta ogarnia przerażenie i rzuca się
do stóp władcy, by błagać o przebaczenie. Same miągwy pośród Asów.
Rozdział
5
Był
to bowiem „obiad polowy” i, jak to w przypadku tego typu posiłków, naturalnie
nie znajdował się na liście najlepszych dań kuchni asgardzkiej, a niekiedy
nawet nie figurował w spisie rzeczy względnie jadalnych. – Boskie kuchnie polowe są aż tak
kiepskie? Dlaczego?
Sięgnęła
przez stół po kielich Fandrala, wypełniony po brzegi kwasirem – Kwasiorem? Kvasirem?
Jak
sądzisz, jak moi ludzie zareagują na wieść, że ruszamy zabić potwory, których
zabić się nie da? – wycedził. – Szybko dowiedzą się też, że Nieumarli polują na
mnie, co za tym idzie: zagrażają Asgardowi. Dlaczego niby chcieliśmy uniknąć
mówienia o ataku Wilków z Yggdrasil? By zapobiec wybuchowi paniki. – Wybuch paniki. Wśród nordyckich bogów.
Paniki. Co ja czytam.
Thor
nie nadaje się na władcę – zaoponowała Sif. – Od kiedy Sif tak sądzi i co ją motywuje?
Przykro
mi, że sama zdecydowałaś się zostać moją… towarzyszką. – A co, wolałby ją do tego przymusić?
Co
mam robić? Jotunheim nigdy nie był mi przyjaznym miejscem. // Ta rozpacz w jego
spojrzeniu wzruszyła Sif. Położyła dłoń na jego ręce i ścisnęła przyjaźnie. – Koszmarnie ciężko mi się czyta to
uporczywe doszukiwanie się w Lokim tulaśnego, smutnego misiaczka.
Jego
usta wykrzywiły się w uśmiechu, na którego widok serce Sif szybciej zabiło. Nie
wiedziała, czemu jej ciało tak na niego reagowało... Im dłużej wpatrywała się w
niego, analizując każdy szczegół jego przystojnej twarzy, której rysy zastygły
w skupieniu, tym nachodziło ją coraz więcej dziwnych, niebezpiecznych myśli,
które Sif przerażały. Nie rozumiała tego uczucia, które ogarniało ją za każdym
razem, gdy napotykała przeszywające spojrzenie ciemnych oczu Lokiego. Mogła to
jedynie klasyfikować jako czysto fizyczny pociąg seksualny... tylko dlaczego
zaczęła go w takim razie odczuwać dopiero niedawno, gdy dowiedziała się o
prawdziwej przyczynie niemoralnego postępowania mistrza magii? Jeszcze jakiś
czas temu wręcz nienawidziła Lokiego... kiedy to się stało, że zaczęła darzyć
go wręcz sympatią? –
Czytelnik też tego nie rozumie. Jeśli nie okaże się, ze w grę wchodzi wyjątkowo
paskudna, czarna magia, będę zawiedziona.
—
Cóż... cała walka może się przecież odbyć w ramach treningu – powiedział. – A
ja wcale nie muszę wiedzieć, że to tak naprawdę nie są treningi... Ani, że
Nieumarłych prawie nie sposób zabić. // Oczy Sif rozszerzyły się w przerażeniu.
// — Czy ja dobrze zrozumiałam, czy ty sobie żartujesz? – prychnęła. – Chcesz
swoich wojowników... okłamać? // Loki roześmiał się. // — Oj tam, zaraz
okłamać! – Uśmiechnął się złowieszczo. – Zataić część prawdy. // Ten pomysł,
choć Sif niezbyt się podobał, był w sumie najlepszy, bo najbezpieczniejszy dla
królestwa. – W
jaki sposób korzystanie z rozwiązań w stylu Gry Endera ma tu być
najlepsze dla królestwa? Zdajesz sobie sprawę z tego, że bogowie od eonów
zaprawieni w walce to jednak istoty o psychice nieco odmiennej od wystraszonych
dzieci?
Wiatr
nie sprzyjał podróży i statek bardzo wolno sunął po wiecznie ciemnym niebie, z
trudem przedzierając się przez gęstniejącą, szarą mgłę. Loki stał na rufie i
patrzył przed siebie ponuro. Doskonale wiedział, co te chmury oznaczają, bowiem
już kiedyś miał okazję je zobaczyć... Czuł, że i tym razem nie zwiastują nic
dobrego. – No to doskonale
wiedział, czy tylko coś przeczuwał?
Ponadto
ufał bardziej własnemu nieobliczalnemu umysłowi niż wprawionym w żeglarstwie
wojownikom... Sam nie uważał się za mistrza w tej dziedzinie, ale na pewno
opanował tę umiejętność na poziomie profesjonalnym. I na pewno mierzył się
najlepszym żeglarzem z całej załogi. Tak więc, dużo bardziej wolał samemu
sterować Skidbladnirem, dumą floty asgardzkiej, niż powierzać go jakiemuś
nieodpowiedzialnemu patałachowi. –
No to nie był mistrzem, czy też jednak uważał się za lepszego od ludzi, którzy
zjedli na tym zęby?
Coś
uderzyło w Skidbladnir z tak olbrzymią siłą, że całym statkiem zachwiało, a
zszokowany Loki na moment stracił równowagę. Nie wylądował na ziemi... nie tym
razem. Szybko się wyprostował i czujnym wzrokiem zbadał otoczenie. – Chcesz powiedzieć, że zaczął lewitować?
Wyczarował
na dłoni świetlistą kulę, dającą jasność i czym prędzej pognał pod pokład,
gdzie cała załoga pogrążona była we śnie. Biegnąc, oczywiście musiał na kogoś
wpaść... Omal się nie przewrócił na schodach. – Wpadł na lunatyka, skoro CAŁA załoga spała?
Wszędzie
wokół niego wisiały hamaki ze śpiącymi w środku wojownikami, niektórzy woleli
drzemać na podłodze... Część wyglądała na lekko rozbudzoną i zaskoczoną
dziwnymi odgłosami, jakie wydobywał z siebie okręt. – Po pierwsze, śpiący ludzie wyglądający
na rozbudzonych, mhm. Po drugie, mają sen twardy jak cholera, że dwukrotne
łupnięcie w statek, tak silne, by przewrócić stojącego mężczyznę, ich nie
obudziło.
WSTAWAĆ,
LENIWE SZCZURY! – wydarł się Loki, maszerując przed siebie i pozostawiając za
sobą, w różnych miejscach, kule światła. – TO NIE TRENING, OFERMY!!! //
Żołnierze podrywali się, wyrwani ze snu. Krótką chwilę zajmowało każdemu z
nich, zorientowanie się w sytuacji. Wszyscy jednak zaraz porywali ubrania i w
pośpiechu zakładali je na siebie. Sif patrzyła na to z przerażeniem... – Strachliwa ta Sif, jak na wojowniczkę.
—
Co się dzieje? – usłyszała za sobą zaniepokojony głos Hoguna, który jeszcze
chwilę temu pochłonięty był grą w karty z Volstaggiem. – Przez sen?!
— WSZYSCY
NA POKŁAD! – wrzeszczał. O dziwo głos mu nie drżał, ale tak już chyba jest u
osób, u których strach zatarł się gdzieś w wyniku przeżycia licznych bitew,
tortur i osamotnienia. –
W przeciwieństwie do wojowników, którzy bitew nie znali wcale a wcale.
Mijając
Sif, dziewczyna zatrzymała go – przystawiając mu miecz do gardła... Spojrzał w
jej wystraszone oczy, unosząc brwi pytająco. // — Co się dzieje? – spytała. –
Panie – dodała szybko, by nie wzbudzać podejrzeń, stojącego obok Hoguna. – Źle użyty imiesłów, wygląda tak, jakby
Sif mijała samą siebie. Dlaczego przystawianie Lokiemu miecza do gardła nie
wzbudza podejrzeń, ale już pomijanie formułek grzecznościowych tak?
—
Słyszysz to? – zapytał Loki retorycznie, nie mówiąc o niczym konkretnym. // Nie
wyglądał na przerażonego, choć w jego spojrzeniu można było dostrzec lekki
niepokój. Wojowniczka cofnęła broń i spróbowała skupić się na wszystkich innych
dźwiękach, które nie były hałasem spowodowanym przez Asów. Usłyszała ciche
skrzypienie i trzask drewna... głuchy łomot, gdy coś uderzyło w statek… // —
Czuje zapach strachu – odezwał się Loki poważnym głosem, przerażająco cichym i
zimnym, niczym źródła Hvergelmir. – Zapach świeżej krwi... – Znów rozległ się
łomot. – To śmierć... puka... –
Um, dopóki Loki nie przestraszył wojowników nagłą pobudką, smok nie miałby
szans wyczuć żadnego strachu. Świetna robota, Loki.
Na
jego twarzy pojawił się okrutny uśmiech, gdy zdał sobie sprawę z tego, co
się właśnie stało. Już sobie wyobrażał miny jego pozostałych kompanów –
Volstagga i Hoguna – i imprezę, jaką pewnie urządzą potem z tej wspaniałej
okazji. Przed oczami stanął mu też obraz Lady Sif... i naraz poczuł wyrzuty
sumienia. Sif pewnie by powiedziała, że nie należy się cieszyć z niczyjej
śmierci... „Cholera... co się właśnie stało?!” – pomyślał, zdając
sobie sprawę z tego, że sprawa wcale nie jest wesoła, bo wbrew
całemu usposobieniu iluzjonisty, był on naprawdę dobrym władcą. – Dobrym władcą? Nie rozśmieszaj mnie,
narratorze. Podaj mi jakikolwiek przykład popierający tę tezę.
Pojęcia
„strach” i „przerażenie” to są dwie różne rzeczy. Strach jest dużo silniejszy,
sprawia, że traci się sposobność racjonalnego myślenia, usypia zmysły,
paraliżuje... –
Rozumiem, że w twoim świecie przerażenie jest synonimem zaniepokojenia?
Poluźnił
trochę uchwyt, z jakim ściskał linę i po chwili poczuł, jak jego ciało
niezwykle szybko opada w dół... Za szybko. Nie mógł wyczuć sznura pod
palcami... wiedział, że będzie miał potem zdartą skórę, ale lepsze to od
śmierci. // W momencie, w którym znalazł się prawie na samym dole liny, jego
oczy rozbłysły zielenią i tym samym sprawił, że rozpędzony sznur gwałtownie
zatrzymał się w bezruchu. –
Wyrywając sobie tym samym bark ze stawu.
Rozdział
6
Hogun
przechylił głowę, z zainteresowaniem przyglądając się swojemu władcy. Nie był
głupi i podświadomie czuł, że Loki znowu ich okłamuje... – A co ma podświadomość do inteligencji?
Nie
wahając się ani chwili, złapał za rękojeść swojego miecza, by wydobyć go i
ostrożnie przyłożyć do szyi iluzjonisty. Mistrz magii uniósł brwi w zdziwieniu.
– Rozumiem, że przykładanie ostrza do szyi
to taka boska odmiana „cze, poklikash?”
Mistrz
magii uniósł brwi w zdziwieniu. // — A co to ma znaczyć, Pogromco Jeleni? –
zakpił. // W wojowniku aż się zagotowało od tej zniewagi. Hogun był bowiem
mistrzem polowań i za każdym razem, gdy wyruszał do lasu, wraz ze swoją
zwierzyną łowną, wracał z jakimś łupem, a najczęściej był to właśnie jeleń...
Wiele „trofiejnych” poroży zdobiło komnaty łowcy i stąd też brały się żarty
Lokiego, gdy, powołując się na swoją moc Widzenia, wysnuwał różne oczerniające
i ośmieszające Hoguna teorie, że kiedyś te wszystkie biedne rogacze zbiorą się
i zorganizują zbiorową zemstę. –
Co jest ośmieszającego w byciu mistrzem? Dlaczego ktoś, dla kogo polowanie to
pasja, oburza się na zwrot, który podkreśla jego umiejętności?
Gruchnęła
o ziemię, z trudem łapiąc równowagę na wąskiej barierce. – No to o ziemię czy o barierkę?
— Wtedy
miałbym wreszcie jakiś pretekst, by wsadzić tych imbecyli do lochów. – Zaśmiał
się złośliwie pod nosem. // Lady Sif popatrzyła na iluzjonistę z zaskoczeniem.
Na początku poczuła lekki zawód jego zachowaniem, ale już chwilę potem jej
ognisty temperament przejął nad nią kontrolę i w jednej sekundzie ogarnęła ją
porażająca wściekłość… // Jej ręka wystrzeliła do przodu, a palce zacisnęła na
czarnych włosach Lokiego. Szarpnęła za te kilka grubych kosmyków, ciągnąc jego
głowę w dół tak mocno, że aż zgiął się w pół… // — Nigdy więcej tak nie mów – wycedziła. //
Loki wyciągnął obydwie ręce i zacisnął je na dłoni Sif, maltretującej jego
biedne włosy. Próbował się jakoś wyswobodzić z jej uścisku, ale za każdym razem
czuł, że jeszcze chwila i wojowniczka wyrwie mu te kosmyki. // — Ał, ał, ał...
– jęknął, śmiejąc się. – Czemu wszyscy na tym przeklętym świecie próbują mnie
oskalpować? – zapytał retorycznie. // Przechylił głowę, by na nią spojrzeć.
Dziewczyna tylko mocniej go szarpnęła. // — Może sobie zetnę te włosy? –
Uśmiechał się ironicznie, a w jego oczach tańczyły iskierki rozbawienia. //
Uścisk Sif nagle jakby zelżał. Przez dłuższą chwilę po prostu bezwiednie
trzymała kosmyki jego włosów, aż nagle puściła go gwałtownie, jakby się czegoś
wystraszyła. // — Nie ścinaj... – mruknęła cicho, zanim zaczęła powolną
wspinaczkę na górę. –
Obrażasz moich przyjaciół, zachowujesz się jak dupek, mam ochotę cię uderzyć...
ale nie ścinaj włosow, bo są śliczniutkie, otititititi, kto jest pięknym
Lokusiem? Matko bosko.
Wtem!
Pojawia się naprawdę przyzwoity, szczegółowy i plastyczny opis hotelu. Żebyś
tak mogła całe opowiadanie utrzymać na poziomie tego jednego akapitu, byłoby
super.
Anglik
Osborn earl Jones ze spokojem zaciągnął się cygarem, gdy patrzył, jak dealer
rozdaje karty. –
Może jednak krupier, chyba że karty to nazwa nowego narkotyku.
Rumpel’a
Stiltskina – Po co ci ten pierwszy
apostrof?
I
nawet wtedy, gdy Osborn jak zwykle zgarnął całą pulę, nie poczuł on radości, a
przeciwnie – jego przerażenie spotęgowało się. Zdążył odkryć bowiem dwie
rzeczy... po pierwsze, że tajemniczy przybysz włącza się do gry, a po drugie…
// Rumpelstiltskin nie oddycha. // Karty zostały rozdane... Zaczęły się
licytacje... Wszystko działo się szybko, earl Jones nie nadążał za przebiegiem
gry. – Ogranicz liczbę
wielokropków. Jeśli Osborn jest tak wytrawnym graczem, jakim go opisujesz, po
zgarnięciu puli, czując niepokój z jakiegokolwiek powodu, zwyczajnie odszedłby
od stołu.
John
Greno nie wychylał się – u niego w talii był jedynie flush []. Earl Jones
ostrożnie położył swoje karty na stole... quads[] – Dlaczego wtrącasz angielskie słówka? Po
polsku nazywa się to odpowiednio kolor i kareta. Nie wiem też, co miało się
znajdować w kwadratowych nawiasach.
Na
stole leżało pięć kart, które idealnie układały się we wzór royal flush – Sprawdź linka i nie grzesz więcej. https://pl.wikipedia.org/wiki/Poker#Starsze.C5.84stwo_uk.C5.82ad.C3.B3w_kart
—
Jesteś... jesteś oszustem, Rumpelstiltskinie! – zawołał Osborn, podrywając się. – Bo co, bo miał pokera? Chcesz
powiedzieć, że Osborn, wytrawny gracz, nigdy nie widział takiego układu? No
proszę cię.
Coś
ją pociągnęło do tyłu. // Upadła na plecy, uderzając głową o burtę... Przez
dłuższą chwilę dzwoniło jej w uszach. Jak zza zasłony słyszała głos Lokiego: //
— Nie chciałem jej zabić... – cedził przez zaciśnięte zęby. // Gdy wzrok jej
się wyostrzył, zobaczyła trójkę swoich przyjaciół. Niczym drzewa, niemożliwe do
pokonania, otaczali iluzjonistę. (...) — Dajcie mi przejść! – rzucił władczo
iluzjonista, a jego oczy rozszerzyły się w strachu. // Żaden z członków Wojowniczej
Trójki nie miał jednak zamiaru się odsunąć. Hogun zagrodził drogę magikowi… – Okej, czyli wojownicy ostatni raz
widzieli Sif, gdy ogłosiła, że idzie pomagać Lokiemu, teraz widzą ją w jego
towarzystwie właśnie, ale mimo to uważają, że Loki jej jakoś zagraża? Czemu
robisz z nich skretyniałe karykatury, czemu.
Rozdział
7
W
końcu jednak wbił w materiał swój sztylet, by móc na nim elegancko „zjechać” na
ziemię, ponownie dziurawiąc cały żagiel. Na szczęście nikt go nie zauważył...
bardziej byli zajęci sobą, własnymi problemami. – Przepraszam, ile toto ma masztów, że
nikt nie zauważa utraty kolejnego żagla?
Pod
pokładem panował straszny harmider. Statek zamienił się w miniaturowy
szpital... Wszędzie, gdzie tylko było miejsce, leżeli ranni wojownicy. Wokół
unosił się smród ich niemytych ciał, wymieszany z odorem krwi. Strach, ból i
cierpienie były wręcz niemalże namacalne. Każdy, kto tylko mógł i nie miał poważniejszych
obrażeń, miał za zadanie opatrywać wszystkich rannych i pilnować, by ci
o ranach najgorszych nie odbierali sobie życia... Nie było leków, brakowało
opatrunków, potrzebowano magii... Na całym Skidbladnirze istniała tylko jedna
medyczka, która medyczką z zawodu nawet nie była. Jedyne, co posiadała, to
minimalne doświadczenie – tylko tyle wystarczało, by przejęła tutaj dowodzenie
nad „wolontariuszami”, by miała ręce pełne roboty... by była umazana w krwi
rannych aż do łokci. –
Nie mogę się nie śmiać, czytając ten fragment, bo to wygląda na
najidiotyczniejszą wyprawę bojową wszech czasów – banda zabijaków konająca w
męczarniach, bo poobijali się o pokład. To, co opisujesz, wygląda raczej jak
grupa cywili, a nie ekipa wyszkolonych wojowników, którzy zęby zjedli na
wojaczce, zajmując się nią od tysiącleci.
Na
widok tego, co zobaczyła, aż przystanęła. Ostatkami siły woli zmusiła się do
pozostania w miejscu, by nie uciec i zwymiotować. // Na stole leżał wijący się
w bólu, blady, ociekający potem wojownik. Nie miał koszuli, a jego tors
pokrywało wiele ran. Hogun i jakiś nieznany Sif nowo-rekrutowany medyk trzymali
rannego, żeby się nie ruszał, a Fandral w skupieniu oczyszczał ropiejące
szramy. Najgorzej jednak prezentowała się noga rannego... Cała łydka wyglądała
na koszmarnie spuchniętą i obrzydliwie zaczerwienioną, z wyraźnie odcinającymi
się na tle tego koloru niebieskimi, nabrzmiałymi żyłami, a tuż poniżej kolana
była na wylot przebita kawałkiem drewna. –
Taaak, to totalnie coś, co obrzydziłoby doświadczoną wojowniczkę i medyczkę,
tak.
Mówisz
o Lokim? – upewnił się Volstagg. // Dziewczyna spuściła głowę. // — W ogóle...
o magii. // — Pf... – prychnął Fandral. – To by tego tchórza przerosło... Nie
wiem, czego po nim oczekiwałaś. Nawet się tu nie zbliżył. //
— Taa... na co dzień Loki potrafi dużo gadać – powiedział
Volstagg, z aprobatą dla słów Fandrala. – W ostateczności, gdy przychodzi co do
czego, to on potrafi JEDYNIE dużo gadać. // Tego Sif nie skomentowała. Nie
odważyła się... W duchu nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Loki
gdzieś się zapodział. Bała się, że zginął, realizując swój plan... – Zaraz, to nikt nie skojarzył zniknięcia
Lokiego ze zniknięciem potwora?
Kilka
osób będzie musiało przytrzymać go, gdy będę wyciągać kołek z jego nogi. Niby
jest nieprzytomny, ale tak silny ból może go jednak obudzić. Poza tym...
spójrzcie. Cała krew zebrała się w tym miejscu – wskazała opuchniętą łydkę – i
jak tak dalej pójdzie, on umrze. // — Da się temu zapobiec? – zapytał Hogun. //
Dziewczyna wyciągnęła zza paska Volstagga jego topór, po czym położyła go na
stole, obok siebie. // — Jedno z nas przeprowadzi amputację – powiedziała
poważnym głosem. // Wszyscy zamilkli. Nikt nie zgłosił się na ochotnika – Do jasnej, ciężkiej a niespodziewanej
cholery, to są wojownicy! WOJOWNICY! Nie oseski! Widzieli w życiu dziesiątki
trudnych ran i jeśli nie nauczyli się też przy okazji sobie z nimi radzić, to
mam wąsy i na imię Bob.
Sif
z całej siły szarpnęła za kołek, wyrywając go z nogi mężczyzny. Z rany polała
się krew, a równocześnie... nieprzytomny obudził się. Otworzył oczy, próbując
się poderwać. Zaczął się szarpać, „medycy” trzymali go jednak sprawnie. Biedak
patrzył, jak Sif szybkimi ruchami poprawia pasek na jego nodze, po czym łapie
za toporek… // — Kto to zrobi? – rzuciła pytanie, które zawisło między nimi bez
odpowiedzi. // Nikt się do tego nie palił, czas jednak leciał… // — Nie... –
wyszeptał ranny. // Jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu, gdy zrozumiał, co
dziewczyna chce zrobić. Zaczął się szarpać jeszcze mocniej – Gorzej mi, jak to czytam, wyobrażasz
sobie żołnierzy marines w takiej sytuacji?
Volstagg
szybko interweniował. Oddzielił zbędną już kończynę, będącą teraz zwykłym
kawałkiem mięsa, od reszty ciała i natychmiast zaczął opatrywać nową ranę... – Brzydził się przeciąć kość, ale skórę
już nie? Aha.
Zostawiła
go samego i oddaliła się. Najpierw zmyła z siebie krew, korzystając ze
zbiornika z zapasami wody, stojącego gdzieś w kącie... Było już późno. Wszyscy
powinni udać się do spania... i faktycznie niektórzy tak też robili. – Robiąc sobie przerwę od tego całego
umierania i cierpienia? Aha. Już po dobranocce, to zostawię ropienie z ran na
rano.
Chcąc
czymś zająć myśli i jak najdalej odwlec w czasie cały proces leczenia się i
sprawdzania, jakich doznał obrażeń, poprzeciągał wszystkich martwych w jedno
miejsce Skidbladniru... jak najdalej oddalone od rufy i wejścia pod pokład. – Układanie czegokolwiek na statku w
jednym miejscu to bardzo zły pomysł, który może prowadzić do zatopienia
jednostki.
W
kącie statku stał niewielki stolik, przyspawany do pokładu... – Mają tam metalowy pokład?
Otworzył
szafkę, umiejscowioną wewnątrz stołu. –
Co?
Poprzedniej
nocy statek oświetlały magiczne świetlne kule Lokiego – dzisiaj jednak jego moc
była na całkowitym wyczerpaniu, więc nie mógł sobie pozwolić nawet na takie
rarytasy, które w rzeczywistości kosztowały naprawdę niewiele magii. – Jeżeli wymagają mało magii i są proste
do przywołania, to czemu nazywasz je rarytasem?
Iluzjonista
wyciągnął ze środka szafki starą, pordzewiałą lampę naftową. // Postawił ją na
blacie. Najwidoczniej miał dzisiaj dużo szczęścia, bo zbiornik był niemal w
całości wypełniony naftą, a szkło nie miało żadnych uszkodzeń. – Mimo że statkiem miotało jak szatan,
nafta się nie porozchlapywała na wszystkie strony? Ani chybi to magiczna lampa.
Jak
to dobrze, że żywioł ognia był wpisany w jego krwi. – B-b-bad grammar. W kogo, co? W krew.
Ileż on tam żywiołów mieści, ogień, lód, że też mu to wszystko się nie zetnie
jak dobra jajecznica.
w
ranach z każdym ruchem jątrzyła się krew –
Co? http://sjp.pwn.pl/sjp/jatrzyc;2467637.html
Z
zimną krwią oszacował, co powinien zrobić. Nie może przecież tak tych ran
zostawić... jeszcze wda mu się zakażenie i będzie musiał mieć amputowane ręce,
a tego to już by nie przeżył – dosłownie i w przenośni. – Mujeju, a ponoć Asgard jest taki zaawanoswany
technologicznie!
Przy
pasku, ukrytym pod czarną tuniką, miał przytroczone kilka ważnych przedmiotów,
bez których nie mógł obejść się na co dzień... Przyjrzał im się uważnie,
szukając pożądanej rzeczy – były tam jego magiczny sztylet, kilka fiolek z
jakimiś ziołami, które widział pierwszy raz na oczy (chociaż na pewno sam je
tam kiedyś powkładał), cienka, krótka linka, która miała być prototypem
nowoczesnej garoty, jakieś szpargały i kilka butelek. – Nie mógł się na co dzień obejść bez
ziół, których nie rozpoznawał i jakichś szpargałów. To bardzo przekonywujące.
Ale tylko jeśli Loki ma problem z zespołem patologicznego zbieractwa.
Przetarł
etykietki – oczywiście, same alkohole: kwasir, najlepsze trunki z Alfheimu,
ale... tak, buteleczka, w której powinna znajdować się czysta woda, była
oczywiście pusta. Złapał ją, jeszcze bardziej rozwścieczony i ścisnął z całej
siły, zastanawiając się, czy nie rzucić nią o burtę. Jego rozmyślania jednak
trwały za długo, bo w pewnym momencie usłyszał cichy trzask, a chwilę potem
fiolka dosłownie pękła... Odłamki szkła wbiły się w jego dłoń, kalecząc ją
jeszcze bardziej. Z nowych ran popłynęła ciurkiem krew... – Okej, czyli Loki nagle jest
alkoholikiem, skoro nie potrafi się na co dzień obejść bez wysokoprocentowych
trunków? I mimo że poruszenie dłonią sprawia mu ból, nie ma problemu z
zaciskaniem jej na butelce?
—
Kto tu jest? – usłyszał nagle czyjś zachrypnięty głos za sobą. – I czemu się
tak złościsz? – Śmiech. // Loki zazgrzytał zębami. Jeszcze ciekawskich
brakowało do tego wszystkiego… // — Podaj mi przynajmniej jeden powód, dla
którego miałbym się nie złościć – wycedził. // Nie chciało mu się odwracać.
Położył łokcie na blacie i oparł czoło na nadgarstkach, garbiąc się przy tym
okrutnie. // — Złość piękności szkodzi. Nie wiesz o tym? //
Słyszał, jak jego rozmówca zbliża się ku niemu. // — Nie w
umiarkowanych ilościach... – westchnął w odpowiedzi. // Gość roześmiał się.
Było w tym dźwięku coś dziwnie znajomego… // — Po co się w ogóle złościć? // —
Ten, kto się nie złości, nie zna prawdziwego smaku życia. // Przybysz był coraz
bliżej. // — A ten, kto się złości, nie zna dobrego smaku życia – zripostował.
// Loki był coraz bardziej zmęczony tą bezsensowną rozmową. Zamknął oczy,
wyczerpany… // — Wszystkie istoty rozumne ciągle się złoszczą. Inne, których
mózgi nie są tak rozwinięte, nie znają tego typu uczuć... – mówił zmęczonym,
spokojnym głosem. – Czy to nie dziwne, że my, zdolni do okazywania i czynienia
dobra, nie nazywamy siebie zwierzętami, mimo że to właśnie my, a nie zwierzęta,
żyjemy złością? To nas napędza. W naszym mniemaniu, nadaje życiu głębszy
sens... Powinniśmy czuć wstyd po usłyszeniu takich słów. A co czujemy...? //
— Złość... – wyszeptał przybysz, tuż obok Lokiego. – Matko, co za bełkot. Nudzi, nuży,
usypia, nie wnosi niczego do akcji.
Odwrócił
się powoli i zamarł. W jego wnętrzu zakotłowało się od zaskoczenia, radości i
niedowierzania... Na jego usta wpełzł uśmiech. // — Sif... – z wrażenia aż
wstał. – I czego się dziwi?
Przecież, skoro sam rzucał iluzję, to dobrze wie, że nic się dziewczynie nie
stało – szczególnie, że nie znalazł jej w kupce trupów.
—
Po tym, jak zniknąłeś? Statek powrócił do swojej normalnej pozycji, jak widać,
i od razu znalazło się mnóstwo rannych, wymagających opieki... – Bo wcześniej się chowali, tak?
Pracowita
Sif... Ja bez wstydu przyznaję, że nie robiłem nic, bo w pewnym momencie urwał
mi się film. Potem widząc, że jestem sam, zorganizowałem kameralną imprezę z
martwymi... – Wykrzywił twarz w komicznym grymasie. – Taak... to była impreza
stulecia. Poprzenosiłem wszystkich w jedno miejsce, a potem wspólnie zaczęliśmy
rozpatrywać sens życia. Przy okazji jakoś wyszła lista wszystkich rzeczy na
statku, wymagających naprawy… // Mówił to tak komicznym tonem głosu, że
wojowniczka nie mogła się nie roześmiać. Uśmiech na twarzy Lokiego powiększył
się. – Hihihihi, trupki są takie śmieszne, ale
odcięcie nogi koledze to już trauma na całe życie.
—
No, dobrze... – Sif zlustrowała wzrokiem stół, zastawiony różnymi dziwnymi
rzeczami. – A co tu przed chwilą robiłeś? // Zatkało go. Miał nadzieję, że
uniknie tego pytania... –
Naprawdę, zatyka go, gdy padają oczywiste pytania?
—
Nie ma problemu, Iluzjonisto. – Sif uśmiechnęła się ciepło. – Zostań tutaj, a
ja przyniosę wodę i jakieś opatrunki. // Powiódł wzrokiem za jej oddalającą się
postacią. Skąd u niej brało się tyle dobroci? Dla niego? – Loki, nie chcę cię rozczarować, ale
ostatnie godziny Sif spędziła wyłącznie na opatrywaniu obcych ludzi, więc jeden
opatrunek wte czy we wte raczej nie robi jej różnicy, zwłaszcza że u ciebie nie
musi niczego odrąbywać siekierą.
Bez
Thora życie było łatwiejsze, odkrył to już dawno... ale dopiero po wojnie w
Midgardzie zrozumiał, że nie musi się bać swojego „brata”. Zrozumiał, że jest
on zwyczajnym tchórzliwym oszustem, który jedynie szpanuje swoją „mocą”. //
Pf... Mocarny Thor. Na wspomnienie tego przydomku w Lokim aż zagotowało się od
wściekłości i obrzydzenia. –
Aha, czyli w tym opciu Loki nie znosi Thora, zanotowane.
Siedział
na krześle zgarbiony, cały się trząsł z bólu, a jego drżące ręce bezwiednie
spoczywały na blacie stołu. –
A normalnie jego ręce są obdarzone wolą i świadomością?
Usilnie
się starał, by nie odbyć z Sif żadnego kontaktu cielesnego, obawiał się bowiem,
że dziewczyna może z obrzydzeniem albo strachem zareagować na jego dotyk. – Odbywanie kontaktu cielesnego brzmi
dość nieprzyzwoicie, a tu chodzi o zwykłe przemycie rany na czole. Ropiejącej
rany, którą Sif jakoś zdołała przeoczyć. Jasne, nikt nie widzi własnego czoła,
ale ropiejące rany się chyba czuje, co?
Trzeba
by ten fragment zbadać – mogę jedynie posądzać, że ów potwór jest gatunkiem
węża. – Posądzać? Kogo, o co?
Węszę źle użyty słownik synonimów.
Rozdział
8
Choć
i tak wszyscy zgromadzeni przed Bellagio (tuż za prowizorycznym ogrodzeniem z
taśmy policyjnej i nie wchodzący na teren kasyna jedynie w strachu przed
spałowaniem) doskonale wiedzieli, że „czarne samochody” należą do Departamentu
Obrony. – Mam wrażenie, że
raczej by użyto paralizatorów niż pałek, to nie ZOMO.
Policjanci
z trudem panowali nad sytuacją, nieudolnie uspokajając rozwydrzony tłum – Czemu nieudolnie? Nie wysłano by
przecież świeżaków do takiej grubej sprawy. No i nie jestem pewna, czy chodziło
ci akurat o rozwydrzony.
Agenci
nie bez wstydu chowali się wewnątrz samochodów, by nie zostać obrzuconymi
wyzwiskami za to, że nie chcą zdradzić żadnych tajemnic na temat zajść wewnątrz
Bellagio. – Mhm, bardzo to
prawdopodobne.
Odwrócił
się i ujrzał przeciętnie wyglądającego policjanta, niczym nie wyróżniającego
się z tłumu jemu podobnych. (...) Skłonił się lekko, przykładając pięść do
serca. Wedle ich zwyczaju. –
Ciekawe zwyczaje mają ci policjanci.
Jak
widzisz, Thor, ostatnio miały tutaj miejsce dosyć przykre wypadki… – Imię Thor się odmienia, więc tu powinno
być: Jak widzisz, Thorze…
A
co, jeżeli to on zaplanował cały ten atak? – zawołał z przerażeniem Hogun. –
Wszyscy wiemy, że tyle miejsc, ile on zwiedził, zliczyć się nie da... a co
dopiero osób, które zna! On ma kontakty w każdym zakątku świata! – Nie to, co my, biedne niewiasty, co to
za przyzbę nie wychodzą!
Dosyć
nieudolnie zawiązywał sobie opatrunki na dłoniach, przeklinając się w duchu, że
nie wychodzi mu to tak idealnie, jak Sif. – No i czego się tak ciska, przecież zawiązać
cokolwiek jedną ręką jest o wiele trudniej niż dwoma.
Nie
dowartościował się nawet naiwnym wmawianiem sobie, że nie może przecież równać
się swoimi umiejętnościami z wojowniczką, bo ta przeszła kursy podstawowe dla
medyków. – A kto ją uczył, jeśli
Sif jest jedynym medykiem na wiosce (co zresztą okazuje się potem bzdurą
wierutną, bo zastępy medyków co i rusz przewijają się w tle)?
właśnie
z cierpkim uśmiechem na twarzy robił sobie śliczną kokardkę na środku dłoni,
gdy nagle... –
Masochista? Nie ma to jak węzeł uciskający sam środek rany.
Poczuł
na karku znajomy dotyk chłodu. Zimno stali... – Le sigh, który to już raz? Podbródek by
sobie mógł sprawić, stalowy.
Zaczął
w nich celować ze szpady, przesuwając ją powoli od jednego wojownika do
drugiego i z powrotem… // — Ojej... – powiedział cichym, rozbawionym głosem. –
Czyżbyście byli odrobinę... zaskoczeni? –
Każdy by był, widząc „celowanie ze szpady". Była li to broń
kombinowana? (Dzięki, Babatunde!)
Cała
ta scena konfrontacji Lokiego z wojownikami jest okropnie sztuczna i boleśnie
się ją czyta.
ci
wojownicy będą ci urywać wszystkie członki, kawałek po kawałku, za każdym razem
zostawiając jednak głowę i jedną rękę, byś mógł się odbudowywać – w kółko i w
kółko. (...) Róbcie dokładnie tak, jak mówił Hogun – rzucił do wahających się
wojowników. – To rozkaz – wycedził i już po chwili sam dołączył do zbierającej
się zgrai. –
Rozumiem z tego, że Loki postanowił własnoręcznie rozerwać się na strzępy.
Pierwszy
zaatakował z lewej – iluzjonista odruchowo wyciągnął rękę i odepchnął
atakującego podmuchem mocy. Kolejny rzucił się na Lokiego od tyłu... magik w
ostatniej chwili się odwrócił i skrzyżował ostrze szpady z mieczem napastnika.
Równocześnie jakichś trzech doskoczyło z drugiej strony, chwytając iluzjonistę
za rękę i rozciągając ją na maksymalną długość... jeden z nich wyciągnął miecz
i przymierzył się do ciosu... Magik pobladł. W oczach każdego z tych wojowników
czyhała chęć mordu i przelewu krwi – jego krwi. (...) — Dobrze! – wrzasnął,
odpychając od siebie wojowników, gwałtownym szarpnięciem. – Wszystko wam
powiem, niedojdy… // Z teatralnym grymasem obrzydzenia na twarzy przedarł się
przez tłum napastników, wychodząc przed nich wszystkich. Całkowicie
zdegustowany otrzepał swój płaszcz, po czym poprawił palcami rozczochraną
fryzurę. Zmierzył zgromadzonych władczym wzrokiem, pod naciskiem którego każdy
z wojowników samoistnie uginał się i kulił w przerażeniu... – Głupi Loki, zamiast wdawać się w bójki,
powinieneś od razu po prostu popatrzeć na poddanych, skoro rozwiązuje to
wszelkie konflikty! Co ja czytam. Nie rozumiem też, z jakiego powodu wojownicy
mieliby dalej utrzymywać Lokiego na tronie po tej scenie.
—
Powinniście się wstydzić za to, czego próbowaliście dokonać... – zaczął
przemawiać zimnym, złowrogim głosem, który natychmiast ostudził buntownicze
nastroje załogi. – To zbrodnia, za którą ja powinienem was ukarać. Wiecie, że
mogę to zrobić jednym skinięciem dłoni... dać sygnał Heimdallowi? – skłamał. Ze
swoją standardową, stoicką nonszalancją przyjrzał się swoim paznokciom. – Co
powinienem teraz zrobić, jak uważacie? – A
co, nikt do tej pory nie zauważył, że Heimdalla nie ma? I jedna pogadanka
wystarczy, by ułagodzić nastroje wkurzonych poddanych? Że też Ludwik XVI o tym
nie wiedział.
—
Znajcie moją łaskawość. Daruję wam wszystkim życia, jako że... – urwał na
moment i oblizał spierzchnięte od zdenerwowania usta, szukając odpowiednich
słów w pamięci. – Jako że jestem wam winien prawdę. – W tej sytuacji to raczej oni chwilowo
decydują się go nie zamordować.
Na
moment zaległa cisza, którą zaraz przerwał wybuch głosów pełnych sprzeciwu i
niedowierzania. W końcu jednak wszyscy posłusznie się uspokoili, a przed tłum
wystąpił jeden z wojowników. Spojrzał na Lokiego oskarżycielsko. (...) Cóż,
załoga wybrała sobie naprawdę sprytnego przedstawiciela na mówcę. – Przeca sam wylazł, nikt go nie
wybierał.
Rozdział
9
Wokół
niego trwała istna burza. Każdy rzucał oskarżeniami i odpowiednimi inwektywami,
zazwyczaj kierowanymi w stronę iluzjonisty. Gdy w końcu jednak tłum podzielił
się na obrońców Sif i zwolenników jej natychmiastowego powieszenia, bluzgi
poczęto wymieniać między sobą, bez dokładniejszego celu. – Mieszasz rejestry, albo trzymaj się
literackich inwektyw, albo slangowych bluzgów.
Zdawać
by się mogło, że po chwili wszyscy zapomnieli o zaistniałej sytuacji, a tok ich
barwnej wymiany zdań zszedł na nieco inne, bardziej intymne tematy... Cała
sprawa dotycząca Lokiego i Sif była więc jedynie iskrą, która rozpaliła tlący
się w wojownikach ogień. –
Intymne tematy, rozpalanie ognia, czy czeka nas orgia instant?
http://www.energyenhancement.org/perfume2b.jpg
Loki
zaczął się powolutku, chyłkiem wycofywać z zamieszania. Wiedział, że jest
otoczony wianuszkiem wojowników, także szanse na ucieczkę miał marne, ale nie
poddawał się... Szedł powoli, starając się nie zwracać na siebie uwagi, gdy
wtem… // — Jotunie! – warknął Fandral. –
Zaraz, to jotunowe dziedzictwo Lokiego nie jest już tajemnicą?
Błagam
też o wyjaśnienie nam, prostym biedakom, jakimże to prawem Sif wykrzykuje, że
towarzyszyła WAM w jednej z podróży, o, PANIE? – A co, ktoś odebrał w międzyczasie Sif
prawo do wypowiadania się?
Nie
udawaj, Loki. Chcemy wiedzieć po prostu, odkąd to jesteście z Sif w takiej
komitywie? – W wypowiedzi Fandrala rozbrzmiało kilka wyraźnych aluzji. I
groźba. – Sif stoi tuż obok,
nie mogą jej o to spytać?
Podmuchami
mocy usuwał stojących mu na drodze wojowników. W jego wnętrzu za każdym razem
wybuchały małe iskierki chorej satysfakcji, gdy widział, jak ci znokautowani
uderzają z hukiem o burtę... (...) W przypływie desperacji wyciągnęła miecz i wycelowała
nim w jego stronę, on jednak wytrącił jej go z dłoni jednym podmuchem mocy…
// Cała załoga zamilkła. Nikt nie śmiał się poruszyć... Wszyscy zastygli,
niczym marionetki na przedstawieniu teatralnym. Strach owinął ich, jak całun.
Wszyscy zdążyli już zapomnieć o prawdziwej naturze Lokiego... To był błąd. – Ta, ale jak go próbowali rozerwać na
kawałki, to był bezradny. Czy tylko ja pamiętam jeszcze, że rano rezerwy mocy
Lokiego wciąż jeszcze się nie odnowiły, a wobec tego nie powinno być go stać na
te wszystkie podmuchy? Celować do czegoś można z broni palnej lub miotanej,
gramatycznie też jest źle, wycelowała go (wycelowała broń, nie bronią).
uniósł
rękę, by ponownie ją uderzyć… // W duchu podziękował ludziom, którzy w tym
momencie złapali go i siłą odciągnęli od zszokowanej Sif. Trzymało go kilkoro
wojowników, którzy coś wrzeszczeli na niego... Obawiali się, że Loki może
biedną dziewczynę zmaltretować jeszcze bardziej – całkowicie stracić panowanie
nad sobą. – Loki na oczach
nienawidzących go wojowników bije, kopie i wyzywa ulubienicę tłumu. I co, teraz
już nikt nie będzie próbować rozedrzeć go na kawałki?
Iluzjonista
odpędził się bowiem od trzymających go wojowników i władczym gestem dłoni
uciszył wszystkich zebranych. Członkowie załogi natychmiast zrozumieli aluzję i
każdy, bez wyjątków, upadł na prawe kolano, spuszczając głowę i przykładając
pięść do serca – w pokłonie pełnym oddania. – To jest tak niewiarygodne, że aż brak mi słów.
Ujemne prawdopodobieństwo psychologiczne, tłum zakapiorów nie ma ŻADNEGO
powodu, by w tej sytuacji tak się zachować.
Puścił
się liny i wylądował miękko na ziemi, amortyzując upadek lekkim zgięciem kolan.
W powietrze wzbił się gęsty tuman kurzu, który podrażnił przełyk Lokiego...
Iluzjonista, odpędzając się od roztocza, rozejrzał się szybko – Jotunheim nieco
zmienił się, odkąd był tu ostatnim razem. –
Jotunheim, kraina lodu... pokrytego kurzem? Ciekawa jestem, jakiej wielkości
mają tam roztocza (i czym się żywią), jeśli humanoidy nazywane są olbrzymami.
Tak widzę ten atak roztoczy:
Owszem,
jak zawsze było tutaj zimn,o, mroczno i nieprzyjemnie, ale poszczególne góry z
rzeźbionych skał, wspaniałe, kamienne mosty i lodowe chodniki, przysypane
skrzypiącym śniegiem nie wyglądały już tak majestatycznie i wzniośle jak
niegdyś. – No nie dziwota, skoro
całe pokryte kurzem i roztoczami.
—
Czysto! – wrzasnął Loki. –
Nic dziwnego, że wyzywają go od kłamców :D.
Bo
mało to Loki widział potworów, zakładających swe lęgi w opustoszałych krainach? – Jak się zakłada lęg?
Chuchnął
kilka razy w zmarznięte dłonie, owinięte przesiąkniętymi skrzepłą krwią
bandażami. Niestety, rękawiczki zakończyły swój żywot i teraz iluzjonista był
zmuszony marznąć. –
Ach, bo gdyby miał rękawiczki, to zacząłby się wręcz pocić! Wiadomo, że to
poprzez dłonie ucieka 90% ciepłoty ciała. Przy okazji, co z tą jego krwią, ani
ogniowa go nie ogrzewa, ani lodowa nie czyni niewrażliwym na chłody?
W
innej sytuacji mróz nie przeszkadzałby mu, ale... litości, to przecież
Jotunheim! Tutaj słowo „mróz” nabierało zupełnie nowego znaczenia. – Tak? Jakiego?
Usłyszał,
jak pozostali towarzyszący mu wojownicy również lądują na ziemi. W powietrze
wzbił się okropny tuman kurzu, od którego zakręciło się magikowi w głowie...
Zakaszlał ciężko i machnięciami dłoni spróbował odpędzić od siebie roztocze,
ale niestety – bezskutecznie. –
Bees! To jest, roztocza!
Oczami
wyobraźni widział już, jak obrzydliwe pyły przedostają się do jego płuc i
wgryzają w tkanki, odcinając mu dopływ tlenu. Największe przerażenie ogarnęło
go jednak, gdy zauważył, że to paskudztwo oblekło jego płaszcz! // — W
porządku, Sif? – spytał Fandral swej towarzyszki, gdy i ona wylądowała. //
Kolejne tumany roztocza zostały pobudzone do życia i wypełniły płuca
iluzjonisty. // Umrzeć, zabitym przez kurz. Coś tak niedorzecznego może się
zdarzyć wyłącznie w Jotunheimie... –
WTF, czy Loki jest alergikiem? Czy jakimś strasznym zrządzeniem losu
teleportowało go do Legendy Sennarille?
Szli
szybko, bo zależało im na czasie. W milczeniu. – Rozumiem z tej składni, że w milczeniu
zależało im na czasie.
Żadnego
uczucia... tylko ta nieodgadniona, irytująca powaga wymieszana z nutką
zaciekawienia, spozierającego z szeroko otwartych, ciemnych oczu. – Zaciekawienie spozierało mu z oczu. Co
ja czytam.
Od
zawsze wiedziała, że Loki ma coś w mózgu poprzewracane, ale tym razem przeszedł
samego siebie... Najpierw wymusza na niej, by mu pomogła i rozmawia z nią, jak
z najlepszym przyjacielem, by już chwilę potem zachować się jak ostatni cham.
Gdy jednak przychodzi co do czego, to nagle jest pełen chęci do współpracy...
która kończy się nieomal zabiciem samej Sif. A nam sam koniec, jak by było tego
mało, to popapraniec przeprasza za wszystko. // Loki to wariat. Wariat, którego
Sif mimo wszystko nie odstępuje na krok. Wariat, któremu Sif potrafi wybaczyć
niemalże wszystko. Wariat, którego... Sif doskonale rozumie... – Właśnie widzę, jak rozumie.
Który
ją Uzdrowił. // Użył najsilniejszej, najbardziej niesamowitej i najbardziej
wyczerpującej techniki magii. Wolała nawet nie myśleć, ile mocy przy tym
stracił. Wolała nie myśleć, ile brakowało do tego, by odebrał sobie... – Może bym i się przejęła, gdyby nie to,
że Loki sam się uzdrawia co pięć minut bez większego wysiłku.
A
potem ją przeprosił. Tylko... czym się motywował? – Co go motywowało albo co nim kierowało.
Gdy
Sif wreszcie go dogoniła i zrównała się z nim w kroku – Krokiem, chyba że to taki eufemizm na
uprawianie seksu.
—
Dobrze, że przeprosiłeś. Następnym razem postaraj się po prostu uprzedzić mnie
o swoich planach – mruknęła. // — Ty też, jakbyś mogła –
powiedział już mniej spokojniej. // — Co to ma znaczyć? // — To, że gdy na
pokładzie rozpętała się istna rebelia, ty nagle zaczęłaś wywrzaskiwać, że
jestem niewinny. I że wywołało to niemałe zamieszanie. // — Uratowałam ci
życie, do cholery... – wycedziła. // — Przecież bym sobie poradził! – wybuchł.
Na moment zawiesił głos. – Patrząc na to od innej strony, późniejszym
wydarzeniom sama jesteś sobie winna... – Splótł ręce na piersi. // — JA jestem
winna temu, że mnie zaatakowałeś?! Ty chyba żartujesz! – również podniosła
głos. // — Jak inaczej miałem to odkręcić?! To było pierwsze, co mi wpadło do
głowy! // Każde z nich zupełnie inaczej wyobrażało sobie rozmowę na ten temat. Oczywiście,
obydwoje posądzali, że może dojść do drobnej sprzeczki... Ale nawet przez myśl
im nie przeszło, że będą stać na środku jakiegoś pustkowia i wrzeszczeć na
siebie w niebogłosy, coraz bardziej zatracając się w kłótni. // — Agrrr... Jak
ja cię czasem nienawidzę! – wrzasnęła Sif, chwytając się za głowę. // — Ze
wzajemnością! – odparował Loki. // Po tych dwóch szczerych wyznaniach
zamilkli, jak na komendę. Stali naprzeciwko siebie, oboje ciężko oddychając.
Obrażeni na cały świat, mierzyli się nienawistnymi spojrzeniami. – Słodki Jezu na bananie, ile oni mają
lat?
—
Uzdrowiłem cię – wycedził iluzjonista, przerywając ciszę. Był tak blisko Sif,
że dziewczyna poczuła na sobie jego zimny oddech. // Nie wiadomo, do czego to
powiedział. –
Chyba raczej do kogo? I chyba raczej wiadomo?
—
Pajęczak – stwierdził. – Dosyć... sporej wielkości. // Faktycznie, to dziwaczne
skrzyżowanie pająka ze skorpionem małe nie było – cholerny mutant rozmiarami
przypominał młodego olifanta –
Wtem! Crossover z Władcą Pierścieni. Szeloba, to ty?
Po
dłuższej chwili przeniósł wzrok na Sif... Dwójka wojowników podeszła do siebie
i uścisnęła ze sobą tak, jakby się całe miesiące nie widzieli. (...) Loki
zmierzył ich wzrokiem... Poczuł, jak w jego sczerniałym sercu rozkwitło nowe,
nieznane mu wcześniej uczucie, palące mu dziurę w środku. Nie wiedział jednak,
czym ono jest. –
Biorąc pod uwagę, że Loki całe życie był zazdrosny o brata, powinien to uczucie
znać świetnie.
Sam
poczuł się tak, jakby mu nóż stanął w gardle. – Słyszałam o kości w gardle, ale nóż…?
Jest wyrażenie z nożem NA gardle, ale oznacza coś jakby innego.
— Banda
tchórzy... – wycedziła Sif zjadliwie. (...) Loki patrzył na nią. Napawał się
jej widokiem... Wyglądała niczym Bogini Śmierci, panująca nad wojną i
zbierająca swe żniwo z pola bitwy za pomocą miecza, którego ostrze spija krew
jej wrogów. – Soraski, ale wciąż
pamiętam jej panikę na widok ran i krwi.
On
zawsze czuł pociąg do wojenki i orężu. – A
oczko się popsuło temu misiu. Odmiana rzeczowników, robisz to źle.
Thor
nie odpowiedział. Filozofia to nie było coś przeznaczonego dla jego umysłu...
On zawsze czuł pociąg do wojenki i orężu. A nauka? Po co komu nauka? To Loki
zawsze się tym badziewiem interesował. Loki by na pewno zrozumiał. Tylko, że
„zrozumienie” nie pomogłoby mu wygrać walki z Rumpelstiltskinem, prawda? – Że niby zrozumienie problemu nie pomaga
w rozwiązaniu go? Nietypowe podejście.
Alfowie
szczycili się w garbarstwie –
Dobrze, że nie szczytowali, kurde. Szczycić można się czymś, nie w czymś.
Mistrz
Magii wyraźnie celował w szyję gromowładnego. Jedno takie uderzenie by
wystarczyło… // ŚWIIIST // Thor błyskawicznie poderwał się do pionu i zgrabnie
uniknął kolejnego ataku... To się Rumpelstiltskinowi nie spodobało. Zmrużył
oczy we wściekłym, ciskającym gromy spojrzeniu – od początku miał nadzieję, że
syn Odyna podda się niemal od razu. –
Jeśli planował zabić go tu i teraz, to po co mu była informacja o Jane?
Lewą
ręką złapał się za ranę, ale ta na szczęście głęboka nie była. Bynajmniej,
paliła go, niczym żywy ogień. –
Co tu robi to bynajmniej?
Poderwał
się i, wydobywszy z siebie dziki, bojowy ryk, rzucił kartą przed siebie tak,
jak to robił wcześniej Rumpelstiltskin. // Jakież było jego zdziwienie gdy
karta zamiast poszybować przed siebie, niczym strzała, uniosła się lekko, po
czym opadła na ziemię – jak zwykły kawałek papieru. Thor obserwował ją w ciszy,
ciężko oddychając. // Mistrz Magii wybuchł śmiechem. // — Cóż, Odinson... – mówił,
między spazmami śmiechu. – Już się zaczynałem szczerze nudzić, a tu się
okazuje, że ty po prostu najlepsze zostawiasz na koniec... Jak wy to mówicie?
Chyba nie masz do TEGO... predyspozycji. // W tym momencie Thor postanowił
wykorzystać chwilowy brak orientacji Rumpelstiltskina w tym, co się wokół niego
dzieje. – Znaczy, Thor zakłada,
że ktoś może albo mówić, albo patrzeć, ale już nie dwie te rzeczy na raz?
Karty
nawet na moment nie przestały wirować. Wokół uniósł się pył… // — Koniec
zabawy, Odinson... – wysyczał Alf. // Gwałtownie podniósł głowę, a nienawistne
spojrzenie złotych oczu utkwił w Thorze. Wyrzucił przed siebie obie ręce,
układając palce w osobliwym geście, na który... wszystkie otaczające go karty
zaatakowały gromowładnego. –
To jest takie animcowe.
A w
samym uniwersum Marvela istnieje już taka postać i nazywa się Gambit.
Czuł,
że całe ciało go pali, porozcinane w niemożliwie wielu do zliczenia miejscach. – Albo niemożliwie wielu, albo
niemożliwych do zliczenia.
A
mówiłem, żebyś pożegnał się z tą swoją zdzirą, Odinson? (...) — Ja mam imię, Plugawy Alfie... – wysyczał
nienawistnie i splunął tuż obok jego głowy. – Ale dlaczego Thor ma problem z patronimikiem,
przecież nie wstydzi się ojca.
Plugawy
Alf spróbował wstać, ale ciężar młota był wystarczający i skutecznie mu to
uniemożliwił. Kolejno wpadł na pomysł ściągnięcia z siebie mjollniru, ale i to
również zakończyło się fiaskiem. –
Jeśli używasz kolejno, to wypadałoby podać więcej niż jedną metodę.
odparł,
nie patrząc na niego, po czym splunął mu na twarz. – W sumie nie jest tak łatwo splunąć
komuś w twarz, patrząc w innym kierunku, szczególnie pozostając w pozycji
leżącej.
Mam
nadzieję, że nikt nie ma strachu przed ciemnością… – Jak można „mieć strach”? Mam
nadzieję, że nikt nie boi się ciemności brzmi o wiele naturalniej.
Coś
huknęło. Głucho i ciężko. Echo tego odgłosu poniosło się po wnętrzu twierdzy,
odbijając się między lodowymi ścianami. Skrawek jasności, jaki jeszcze przed
chwilą dostrzegali w oddali, nagle zniknął… // — Co to było? – wszyscy usłyszeli drżący
głos Sif. (...) — Zamknęły się... – głos Fandrala. – Iluzjoniście chodzi o to,
że wrota zamknęły się za nami. // Ciche ochy i achy poniosły się po wnętrzu...
pomieszczenia? Czegoś, gdzie akurat się znajdowali... Nie wiedzieli, co to za
miejsce. Nic nie widzieli, po za rozpływającą się wszędzie wokół czernią. // — Mam nadzieję, że nikt nie ma strachu przed
ciemnością... – mruknął Volstagg. – Starajcie się nie rozchodzić. // Stali więc
nieruchomo, zastanawiając się, co dalej. Pięknie ich Loki urządził, pięknie! Słowa
Volstagga dodatkowo napełniły wszystkich grozą... Mimo tego, że nikt z tej
piątki nie bał się ciemności, to w obecnej sytuacji większość drżała ze
strachu. – Najwspanialsi
wojownicy Asgardu trzęsą pośladkami. Znowu. Zanim jeszcze zobaczyli przeciwnika.
Znowu. Innymi słowy jestem zmuszona do utworzenia kategorii Wojownik w Opresji
i dodawania punktów za każdym razem, gdy powtórzysz ten schemat.
— No,
dobrze... co teraz? – szept Sif. // Nikt nie wiedział. Nikt więc nie
odpowiedział. // — Jesteście tam?! – jej ciężki, przyśpieszony oddech. – Nie widziałam kumpli od pięciu minut,
więc wpadnę w panikę, bo na pewno rozpłynęli się w powietrzu. +5 punktów do
kategorii.
—
Spokojnie, Sif – głos Fandrala. – Wszyscy są. // — A tak poważnie, to co teraz?
– padło pytanie. // — To Loki nas tak urządził... Jego spytajcie. // Wszyscy
zastygli w ciszy, w oczekiwaniu na odpowiedź. Ta jednak nie nadeszła. // —
Loki! – Zero odpowiedzi. – Jotunie! –
Ta szepcze, ci się wydzierają, na pewno nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.
Co za ameby.
—
Niech go cholera weźmie, zostawił nas... On nas tu zostawił. // — Nie mógł nas
zostawić… // — Oczywiście, że mógł! Mówię wam, zginiemy tu przez niego.
Zginiemy. // Ktoś cicho załkał.
Na
prawej, wzniesionej ku górze dłoni, tańczyły najprawdziwsze, zielonkawe
płomienie – próbujące wydostać się z wydzielonej im przestrzeni, przeskakujące
po jego palcach niesfornie, niczym gromadka dzieci, błyskające i strzelające
iskrami. Dające ciepło. I światło – przede wszystkim światło. Wojownicy aż
westchnęli cicho na ten widok... Wrażenie czegoś niedostępnego i
nieosiągalnego, poskromionego przez istotę ludzką. Wrażenie nieopisanej mocy,
uwolnionej przez iluzjonistę, niczym wstęgi nadziei; tańczącej na jego dłoniach
w poczuciu nieokiełznanej radości z wyzwolenia. Wrażenie cudu – hipnotyzującego
w swym nierealnym pięknie. Ileż trudu musiało kosztować Lokiego wywołanie czegoś
tak magicznie urokliwego! Płomienie. Tak wspaniałe, bo przynoszące ukojenie.
Przywracające nadzieję. Łagodzące żal i wszelką urazę. – Jezu, ile oni mają lat, trzy i pół?
Boją się ciemności, wpadają w panikę, gdy znika dorosły opiekun, a potem
zapominają o wszystkim na widok kolorowych światełek. Nosz kurde.
HYRROKKIN!
– zawołał znów. // A już chwilę potem jego wołania stały się rytmiczne, gdy
zaczął je nieprzerwanie powtarzać. // — Co on robi? – syknął Fandral. – Na
czarrrny wiatr! A jeśli coś się czai w tych ciemnościach? Jakieś potwory? Zaraz
je na nas naślesz!!! –
A jak sam się darł w ciemności, to było dobrze?
Nie
musieli długo czekać, by usłyszeć odgłos kroków – ciężkich, dudniących głucho w
ziemię, szybkich... Coś biegło. I zbliżało się. // — Wreszcie – mruknął Loki, a jego płomienie
zgasły. // Przerażenie opadło na ramiona wojowników, niczym całun śmierci. Co
ten Iluzjonista wyprawiał? Co sobie w ogóle wyobrażał?! On chce wszystkich
pozabijać! Naprawdę zesłał ich na śmierć… – Laboga, laboga. +5
Tak
oto z mroku wyłonił się pełny zarys monumentalnego, przestronnego holu ze
szkła, lodu i marmurów, którego strop – niewidoczny z dołu – podtrzymywało
kilkadziesiąt niknących w oddali potężnych kolumn. Po środku – grupka
wojowników, stłoczonych w przerażeniu za plecami Mistrza Magii. – +5
odziana
była w pokrochmaloną, futrzaną szarą suknię, której wygląd imitował wilczą
sierść. – Kto krochmali futro?!
Kim
oni są? // Loki odchrząknął. // — Nieumarli, żołnierze Yggry. Pradawny wróg
mojego oj... Pradawny wróg Odyna. Planuje zdobyć władzę nad Wszechświatem i
zrzucić mnie z tronu Asgardu. –
To to już nie stanowi tajemnicy? Wiesz, przed tymi wojownikami, którzy są z
nimi w jednym pokoju i raczej nie mają kłopotów ze słuchem?
Wojownicy
nie spytali, jakim sposobem udało jej się tę scenkę „zobaczyć”, ani jak udało
jej się wejść w ten dziwaczny trans. –
No… bo przecież byli tego świadkiem, to co mieli pytać.
Rozdział
11
— Przywrócił
go do życia? – spytał retorycznie Hogun. – Ta bitwa rozegrała się tysiące ludzkich
lat temu… – Dlaczego Hogunowi
zebrało się na liczenie w ludzkich latach?
Teksty
pisane w starym dialekcie – język na szczęście się od tego czasu nie zmienił,
więc były doskonale zrozumiane, choć nieco trudne w czytaniu. – Jeśli język się nie zmienił, to
dlaczego mowa o dialekcie? I dlaczego był trudny w czytaniu?
Hyrrokkin
znów była wilkiem. Poruszyła uszami, gniewnie łypiąc oczami na zgromadzonych.
// — Za dwadzieścia minut ruszamy – oznajmiła. // Loki odwrócił się od okna i
odezwał po raz pierwszy od dłuższego czasu: // — To JA tutaj wydaję rozkazy,
Wilczko. // Wilczyca Utgardu położyła uszy po sobie. // — Bynajmniej, sugeruję
jedynie, że… // — Nic mnie nie obchodzi, co „sugerujesz” –
uciął Loki. Jego ciemne oczy ciskały gromy. Gołym okiem można było dostrzec, że
coś się w nim zmieniło... że momentalnie stracił dobry humor. // Hyrrokkin
schyliła głowę w pełnym oddania pokłonie, korząc się przed mistrzem magii.
Iluzjonista wyprostował się dumnie i spojrzał na nią z góry, iście władczym
wzrokiem. // — Wybacz mi, Potężny – wyszeptała. – Znowu źle korzystasz ze słowa
bynajmniej. Dlaczego Hyrrokin okazuje Lokiemu taką uległość?
Według
mnie natomiast, głównym traktem powinni pójść Jotunowie – stwierdziła Sif. – Są
bardziej odporni na obrażenia, gdyby strzelcom jednak została jakaś amunicja…
// — Z tyłu może zaś ruszyć konnica –
Jaka konnica? Loki wiezie konie statkiem, czy też należą one do lodowych
gigantów?
Foster
jednak zbyt długo nie wytrzymała jego spojrzenia. Spuściła wzrok, ale tylko po
to, by wymownie zlustrować jego idealnie wyrzeźbiony tors. Jej oczy chłonęły
każdy centymetr jego ciała – zdawać by się mogło, że Tony’emu sprawia to
przyjemność. Dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy Stark zaczął powoli się do
niej zbliżać. Na dłuższy – zdecydowanie za długi – moment utkwiła spojrzenie w
jaśniejącym błękitnym światłem punkcie na środku jego piersi. // — Chcesz
dotknąć? – spytał jej Tony, a na jego twarzy wypłynął uwodzicielski uśmiech. //
Foster odwzajemniła go. Nie odpowiedziawszy ani słowa, podniosła się z sofy,
zbliżyła do Starka, wyciągnęła rękę i delikatnie przesunęła palcami po powłoce
reaktora... Tony przymknął oczy, napawając się jej dotykiem. Położył dłoń na
jej dłoni i przycisnął ją do piersi, chcąc poczuć ją na sobie głębiej...
Jane przesuwała palcami po jego wyrzeźbionym, muskularnym ciele. Reaktor łukowy
emanował przyjemnym ciepłem, które doprowadzało ją do szaleństwa. // — Och, Anthony... – wymruczała. – Ty naprawdę, w
dosłownym znaczeniu, jesteś Iron Man’em… –
Okej, czyli w tym uniwersum Janka jest z Thorem, ale marzy o Lokim i obmacuje
Starka? Aha. Głębiej na piersi?
Drugą
rękę wyciągnął w stronę klamki... Powoli, krok za krokiem, szedł w jej stronę,
aż nagle… // ŁUP! // Drzwi otwarły się z hukiem. // Zatrzymały na głowie
Steve’a. // Po czym z powrotem zamknęły. // — Jezu Chryste! – wrzasnął Rogers.
// Cios był tak silny, że aż go odrzuciło do tyłu. Zataczając się, złapał
obiema dłońmi za głowę. Pod palcami wyczuł krew… // W końcu odzyskał równowagę
i rozejrzał wokół siebie. Oczy mu wyszły na wierzch. // — JEZU CHRYSTE! –
wrzasnął po raz drugi, gdy zauważył obściskujących się Jane i Tony’ego. //
Obydwoje natychmiast od siebie odskoczyli. Tony rozwścieczony. Jane zażenowana
i zaczerwieniona, próbująca przywrócić swoją fryzurę do ładu. Obydwoje ciężko
oddychali. Obydwoje zerkali na siebie, pożądliwie. // Steve znowu złapał się za
głowę, tym razem z niedowierzania. // — Ja naprawdę nic do tego nie mam –
próbował się wytłumaczyć. – Ale tak po za tym... TY masz dziewczynę – wskazał
na Tony’ego – a TY masz chłopaka – wskazał na Jane – Niewiadomy agresor trzaska drzwiami, po
czym odrzuca Steve'a tak mocno, że ten przelatuje przez ścianę do innego pokoju.
Jane i Stark tego nie zauważają i rusza ich dopiero spojrzenie Steve'a? Steve,
choć dostał właśnie konkretne wciry, nie rzuca się do kontry, ale wykorzystuje
ten czas na prawienie morałów?
Potwór,
jakby dla potwierdzenia słów Thora, spróbował się wyszarpnąć. Gromowładny
jednak sprytnie owinął sobie łańcuch wokół nadgarstka, uniemożliwiając mu
ucieczkę. – Co jest sprytnego w
owinięciu nadgarstka łańcuchem?
Z
rozmyślań wyrwało go skrzypienie drzwi, a potem ich zatrzaskiwanie. Usłyszał
odgłos czyichś kroków. Nie musiał się nawet odwracać, by wiedzieć, kto wszedł
do środka. // — Czego chcesz, Sif? – rzucił gorzkim głosem. // Kroki zatrzymały
się, ewidentnie zaskoczone jego przenikliwością. – Nie trzeba być szczególnie
przenikliwym, by rozpoznać bliską osobę po tym, jak się zbliża, szczególnie
jeśli w budynku jest tylko paru ludzi na krzyż. No i kroki posiadające własną
świadomość…
Rozdział
12
—
Loki... – usłyszał głos Frigg, która nachyliła się w jego stronę. – Skarbie,
nie jesteś głodny? // Popatrzył na nią (...) chwilę później chwyta ją za dłoń i
ściska, wkładając w to całe swoje uczucie. Kręci tylko głową przecząco. //
Frigg z troską gładzi go –
Skąd ta nagła zmiana czasu narracji?
W
ostatniej chwili, zanim zaliczył glebę, złapał się drugą ręką. – Te kolokwializmy naprawdę nie mają
racji bytu w takiej narracji.
—
Tak! Woah, o, tak! – czyjś przepełniony chorą ekscytacją głos. – Woah...? Wiesz, że polski język też
dysponuje wyrazami dźwiękonaśladowczymi?
Książę
Muspelheimu nabrał się na iluzję. Nie mógł uwierzyć, że ta nędzna ludzka
istotka go przechytrzyła. –
Przecież Asowie nie są ludźmi, Fenrir musi o tym wiedzieć.
Nie
wiedział, co się z nim dzieje. Podniósł głowę, autentycznie przerażony –
napotkał spojrzenie ulfs fostry... i od razu zrozumiał, że to jego sprawka. //
Stał niewzruszenie, w lekkim rozkroku, z rękoma założonymi za plecami. – Wilk sobie ręce założył? Podmioty.
Pokiwał
głową, mówiąc w ten sposób Fenrisulfowi, że zrozumiał. – Dając do zrozumienia, bo kiwanie głową
to co innego niż mówienie.
—
Wyślij mi pocztówkę. // Ponownie ruszył przed siebie – szykował się do zejścia
na dół. // — Zabiję cię, sukinkocie... Ja naprawdę NIE ŻARTUJĘ. // Loki zaczął
powoli schodzić. // — Ja też nie żartuję – odkrzyknął, mimo że Fenrisulf nie
widział już jego sylwetki. – Jeszcze nigdy nie dostałem pocztówki! – Tylko skąd Loki w ogóle wie, co to jest
pocztówka.
Widzisz,
Lok? Nie masz nic. – Literówka. (...) Siedzisz już, Lok? – parsknął
gromowładny, przerywając swoje przekomarzania z kumplami. – O Boże, więc to nie była literówka?
Całkowicie poważnie nazywasz go... Lokiem?
Wszyscy
ucichli. Niektórzy zaczęli rozglądać się wokół siebie, nie wiedząc, co się
stało. W końcu większość zaczęła zwracać uwagę na Thora. // Władca piorunów
poruszył się niepewnie, przytłoczony ciężarem tych wszystkich spojrzeń. // —
Posłuchajcie... – odezwał się. Odchrząknął. – Posłuchajcie! – powtórzył
głośniej. – Niektórzy z was wiedzą, w jakim celu się tutaj zebraliśmy. Inni
jednak nie. Chciałbym więc wam teraz ten cel co-nieco przybliżyć, jako że będę
przemawiał w imieniu Odyna, który wraz z grupą najbardziej oddanych mu
einherjarów już wyruszył… // Niektórzy wojownicy zaczynali tracić
zainteresowanie. Rozległy się szmery, gdy oddali się cichym rozmowom. Las
szeptów coraz bardziej narastał. // — Może przejdę do rzeczy... – kontynuował
Thor, choć już wiedział, że jest przegrany (...) A gdy stanął obok Thora i
delikatnie, wymownie go odepchnął, nie czuł nic poza mocą, wibrującą w jego
żyłach. // Spojrzał po zgromadzonych wojownikach. Wdech. Wydech. Wdech. // —
ZAMKNĄĆ SIĘ, WSZYSCY!!! – wydarł się. – STULIĆ DZIOBY, ALE TO JUŻ!!! // Wydech.
// Seria głębokich, głębokich oddechów. // Zdezorientowani wojownicy uciszyli
się. Skupili całą uwagę na iluzjoniście. Zacisnął zęby, okazując w ten sposób
swoją irytację. Jego władczy wzrok przesunął się po wojownikach... Niejeden z
nich cieszył się teraz w duchu, że spojrzenie nie może zabijać. // — Czy wy
jesteście bandą wioskowych przygłupów? – rzucił Loki. – A może prymitywami z
Midgardu? – Cisza. – To może armią zaplutych, rozwydrzonych Olbrzymów? – Cisza.
– KIEDY PYTAM, MACIE ODPOWIADAĆ!!! – wrzasnął. // Kilku wojowników aż skuliło
się w sobie. Odezwały się ciche pomruki, zaprzeczenia… // — Nie słyszę was,
ĆWOKI! – Czy scena ta ma
pokazywać niesamowite zdolności przywódcze Lokiego? Dlaczego Thor nie ma
posłuchu wśród wojowników?
Naszą
przewagą jest... broń! // Rozrzucił szeroko ręce na boki, posyłając Thorowi
wymowne spojrzenie. Gromowładny zmarszczył czoło, nie wiedząc, o co mu chodzi.
To Lokiego zirytowało. Wywrócił oczami, po czym uniósł brwi i spojrzał na niego
jeszcze bardziej wymownie. Thor wciąż jednak nie wiedział, o co chodzi. Loki
zazgrzytał zębami – jego wzrok przeskoczył na klatkę, po czym z powrotem na
Thora. Na klatkę i z powrotem, na klatkę… // Wreszcie gromowładny zrozumiał. – Brakuje jeszcze, żebyś opisała, jak
Thorowi sączy się z ust strużka śliny, by dopełnić jego obrazu największego
kretyna we wiosce.
—
Co... co mam zrobić? – spytał, nagle niezwykle podekscytowany. – Skąd wziął siłę, by się ekscytować?
Chciał
nim przekazać wszystkie swoje uczucia: złość, nienawiść, poczucie siły,
pragnienie, pragnienie, pragnienie zemsty. – Czy nasz narrator się jąka?
Rozdział
13
Jeden
drżący, taki drżący, tak bardzo drżący oddech później podjął swój monolog: – Wiem, że te powtórzenia były celowe, ale
nie wyglądają dobrze w takim natężeniu.
Dopiero
teraz, gdy Loki skończył opowiadać, Sif zdała sobie sprawę z tego, że po jej
policzku spłynęła jedna, jedyna łza. –
Tylko jedna, bo Sif trochę przejęła się opowieścią, a trochę nie.
Cały
czar w jednej sekundzie // prysł. (...) // To był dobry dzień // by umrzeć. – Przejrzyj ten rozdział, bo co chwila
pojawiają się w nim losowe odstępy.
TO
było prawdziwe oblicze Lokiego, Mistrza Kłamstw. // Szedł przed siebie. Taki
dumny, taki bezwzględny. Jego maska powagi, którą wiecznie utrzymywał na
twarzy, powoli kruszyła się, ustępując miejscem pogardzie, mieszającej się z
władczą impertynencją. Zimne spojrzenie powoli przesuwało się po twarzach
wojowników, jakby oceniając, szukając ofiary, a jego oczy... Na czarny wiatr,
jego oczy! Budziły grozę. Były mocno podkreślone czarną kredką – Wiesz, ta wzmianka o czarnej kredce
zrujnowała całą powagę sytuacji… :D.
To,
co Loki ze sobą zrobił było tak bardzo bezlitosne. Niczym policzek, wymierzony
w te resztki nadziei, tlące się w Sif – nadziei na to, że on może faktycznie
posiada zdolności Odczuwania. Płomienie jednak zgasły, pogrzebały ze sobą
nadzieję. Loki zrobił się niebezpieczny – to mało powiedziane. Posiadał
zabójczy zestaw ostrzy – to nic. Najbardziej okrutne było to, że Loki w tak
krótki czasie... przeobraził się w broń. // Stał się żywą, pozbawioną ludzkich
uczuć bronią. –
A to, że jeszcze kwadrans temu szlochał Sif w ramię, należy zignorować?
Zatrzymał
się mniej-więcej na środku. Tłumek wokół niego rozstąpił się, z należytym mu
szacunkiem. – Należnym mu
albo należytym.
Powiódł
wzrokiem po zgromadzonych... Teraz odgadnięcie koloru jego oczu było jeszcze
trudniejsze. –
Ale dlaczego ktokolwiek miałby przed bitwą skupiać się na czymś tak trywialnym
jak kolor oczu dowódcy?
Podoba
mi się fragment opisany z punktu widzenia Viviana, to był dobry pomysł.
Godzinami
mógłby się wpatrywać w miodowy kolor jej aksamitnych włosów… – Naprawdę wolał wpatrywać się w kolor
niż we włosy ukochanej?
Cięła
na odlew... Zrzuciła z głowy hełm, który jej jedynie przeszkadzał. – Dlaczego hełm przeszkadzał jej w
bitwie?
Iluzjonista
zatoczył się, czując, jak krew tryska mu ze szramy, niczym fontanna. – Blizny mu krwawią? http://sjp.pwn.pl/sjp/szrama;2577218
Rozdział
14
Kącik
jego ust lekko uniósł się ku górze, w krzywym, kpiącym uśmiechu. // — Co ty mi
możesz zrobić, Asynio? // Z każdą chwilą coraz bardziej go nienawidziła.
Chamskie odzywki idealnie pasowały do jego wyglądu degenerata – Ale co było chamskiego w tym pytaniu?
Leżałem
w wiecznym śnie, przez tydzień. –
Aha.
Hogun
nie może więc wiedzieć –
Trzymaj się czasu przeszłego w narracji, nie mógł wiedzieć.
Pomóż
nam, a dostaniesz Lady Sif. Na jedną noc. – To tak bardzo nie pasuje do pijanych honorem Asów,
że aż nie wiem, co powiedzieć.
Rozdział
15
Obok
Jones’a natomiast… -
Co tu robi ten apostrof?
I
wpatrywał się w niego tak, jakby Ozzy znał odpowiedzi na pytania dotyczące
egzystencji ludzkości. A „wpatrywanie się” miało pomóc w ich odkryciu… – I po co ten cudzysłów?
Rozdział
16
Tego
wieczoru w Zaplutej Dziurze było wyjątkowo tłoczno. Wszystkie stoliki
pozajmowane, barek oblężony, barmani nie nadążają z rozdawaniem drinków… – Trzymaj się jednego czasu narracji.
Słońce
dopiero teraz budziło się ze swego wiecznego snu – Jeśli sen jest wieczny, to dlaczego
słońce w ogóle się budzi?
zadaniem
było atakowanie osoby trenującej, poprzez systematyczne krążenie wokół niej i
uderzanie jej sprytnie skonstruowanymi drewnianymi „pałkami”, których feralność
polegała na tym, że mogły się dowolnie wysuwać, chować, pojawiać – Feralny w języku polskim oznacza
pechowy, na pewno o to ci chodziło?
Albo,
gdy coś chcesz ode mnie. –
Czegoś.
Rozdział
17
Wieść
o tym, że Loki wyprawia bal, rozeszła się błyskawicznie w Asgardzie i rozniosła
wśród mieszkańców niemalże wszystkich Dziewięciu Królestw. – Tak? Na przykład Midgaardu?
W
drzwiach stała Sif. // Ale jakże inaczej wyglądała od tego, co Loki dostrzegał
w niej na co dzień. Miała na sobie niesamowitą, burgundową suknię. Jej gorset
ciasno opinał ciało – był wycięty, nie miał ramion, niemalże całkowicie
odsłaniał plecy – i gładko przechodził w prostą, lekko pofalowaną spódnicę. Tuż
pod linią pleców została ozdobiona czymś na kształt gigantycznej kokardy czy
wstążki, z której dwa grube pasy materiału opadały aż do połowy sukni – to ona
zapewne utrzymywała całą konstrukcję na ciele Sif. Dziewczyna dodatkowo
założyła lekkie czarne rękawiczki aż do łokcia oraz eleganckie buty na obcasie,
w tym samym kolorze. Włosy miała lekko spięte, tak że po obu stronach jej
twarzy zwieszały się pojedyncze kosmyki włosów – całą fryzurę ozdobiła
burgundowo-czarną spinką. –
Czy to jest jakiś crossover nordyckich sag ze światem Disneya?
Tuż
przed nią stał Loki. // Wyglądał niezwykle dostojnie i władczo. Chyba pierwszy
raz w życiu Sif widziała Lokiego w eleganckim stroju, a nie w ubraniach
sportowych, niekiedy tak brudnych, że aż wołających o pomstę do nieba. – Loki w dresach, na tronie Asgardu. Co
ja czytam.
Nie…
dzisiaj Loki naprawdę o siebie zadbał. –
Ale pamiętasz jeszcze, jak opisywałaś, że on zawsze obsesyjnie dba o wygląd i
nawet do wychodka pogina w pelerynie?
—
Mam słabość do kobiet – powiedział w końcu, ni z tego, ni z owego. //
Dziewczyna uniosła brwi. // — Trudno nie zauważyć. Ty i Ratatosk to już
niemalże kanon. –
Yyy… kanon czego?
W
jego tęczówkach rozbłysły iskierki zieleni. Zawirowali, suknia Sif
zaszeleściła… Peleryna Lokiego spłynęła ciemną czerwienią – z czarnego stała
się burgundowa. Przybrała ten sam kolor, jaki miała suknia Sif. – Taak, bo to z pewnością nie urazi
Ratatosk, która przecież wiruje właśnie na tym samym parkiecie.
—
Ocaliłem mu życie. – Wzruszył ramionami. – Nie ma za co. // Tego Sif już znieść
nie mogła. Posłała mu przeuroczy uśmiech // po czym z całej siły uderzyła go
pięścią w twarz. // Tak mocno, że Loki aż się zatoczył i… // ŁUP! // …wylądował
na ziemi. Zarył twarzą o posadzkę, nieomal rozwalając sobie nos. // Przestał
się śmiać. // Był zaskoczony. Był wniebowzięty. – Te odstępy są dość irytujące… Swoją
drogą w tym fragmencie dobrze widać, jak pewne, pokazywane w filmach sceny
przesączają się do fików, a można mieć tylko nadzieję, że nie do prawdziwego
życia. Drogie dzieci, nie rozwiązujcie swoich problemów emocjonalnych pięścią. http://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/SlapSlapKiss
Rozdział
18
Wiadome
było, że las nie wypuszczał nikogo, kto zapędził się w jego odmęty, o ile osoba
ta nie dosięgła swego celu. –
Jeśli celem takiej osoby było wyjście z lasu, wszyscy wpadali w odmęty
paradoksu.
Wejście
było ogromne, a wyglądem swym przypominało łeb smoka – głazy i skały zdawały
się być rzucone bez składu na ziemię, gdzie piętrzyły się, tworząc
skomplikowaną konstrukcję. –
Jeśli leżą bez ładu i składu (bo tak wygląda to wyrażenie), to raczej przeczy
to wizji misternej konstrukcji, którą usiłujesz tu zasugerować.
w
oddali dostrzegł jakieś błękitne światełko, wręcz przyzywające do siebie. //
Zwiększył tempo, czując wypełniającą go ekscytację. // Gdy jednak dotarł
wreszcie do celu, cała jego adrenalina opadła. Ujrzał bowiem naczynie,
przypominające niewykończoną fontannę, wypełnione niebieską, fluorescencyjną
cieczą, dającą światło w jaskini. Był to jedyny promień jasności, lecz Loki nie
czuł strachu. –
Dlaczego naczynie było dla Lokiego rozczarowaniem? Czego się właściwie
spodziewał?
Odrobinkę
rozczarowany, ale i zaciekawiony równocześnie, zbliżył się do naczynia i złapał
obiema rękami za jego brzegi. Nie wiedząc, dlaczego to robi, chwycił się mocno,
pochylił nad niebieską wodą i zajrzał w jej głąb… // Jakaś niewiarygodna siła
zdała się go porwać, zamknąć w swych szponach, ściągnąć gdzieś na dno. Zrobiło
mu się mroczno przed oczami… Zacisnął mocno powieki, próbując się uspokoić. A
gdy otworzył je ponownie // na wodzie pojawiły się czarne niczym atrament
litery – „Zagrajmy.” –
Skrzyżowanie myślodsiewni z pamiętnikiem Toma Riddle’a i Piłą?
Przed
jego oczami zaczęły pojawiać się wycinki z jego życia. Pierwszy raz, gdy ojciec
go uderzył. Moment, w którym jego rodzina go oszukała. Pamięć o Sigyn. Pierwsza
przelana przez niego krew. Pierwsza osoba, która go zraniła. Miliony
przegranych starć. Jeszcze więcej spudłowanych rzutów nożami. Ludzie, śmiejący
się z niego – a wśród nich… Thor. –
Okej, ja wiem, kim jest Sigyn, bo też lubię skandynawską mitologię, ale w twoim
opowiadaniu nie pojawiła się dotąd ani razu. Zresztą, nie bardzo wiem, jak i
kiedy mogłaby się pojawić, bo zdaje się, że Loki teraz przygląda się
wspomnieniom, a w obecnym czasie narracji jest czymś w rodzaju nastolatka. To
gdzie tu miejsce na żonę i czemu tak ważny element życia pominięto milczeniem?
—
Byliśmy w połowie planowania akcji, tak by przebiegła bezpiecznie, gdy doszło
do incydentu w Bellagio – mówił, wodząc wzrokiem po trójce super-bohaterów. –
Potem dostałem cynk od jednego z naszych agentów, że niejaki Thor zjawił się na
miejscu i dogadał z FBI. – Zmierzył gromowładnego zabójczym spojrzeniem. – A
potem na własną rękę szukał sprawcy, bez jakiegokolwiek kontaktu z agencją –
wycedził. – Thor. // — Tak, sir? // — Zgodziłeś się na współpracę z
S.H.I.E.L.D., pamiętasz? – spytał retorycznie. – Thor… // — Cały czas słucham.
// — Czy tobie odbiło, przepraszam bardzo? // Thora aż wryło, tak bardzo go
zaskoczyły słowa Fury’ego. Spuścił głowę, zawstydzony popełnionym błędem. – O, to jest fragment, który dobrze
ilustruje to, co jest nie tak z opisywanymi przez ciebie emocjami. Mam
wrażenie, że używasz losowych przymiotników, nie zwracając szczególnej uwagi na
ich wagę. W tym konkretnym przypadku, Fury wypowiada wiele zdań skierowanych
wyraźnie do Thora, nie rozumiem więc, skąd bierze się zaskoczenie Asa, dlaczego
aż go „wryło”.
Moi
drodzy – mruknął Fury przeciągle – straciliśmy trzech członków grupy Avengers.
Wiecie, jak dużo to jest? Pięćdziesiąt procent grupy.… TRZECH! CZŁONKÓW! –
wydarł się nagle. – Nie możemy pozwalać na taką samowolkę! – Natychmiast musicie przestać się gubić!
(Wiesz, ja pamiętam, jak ta trójka zginęła i nie mam pojęcia, jak można
postawienie krzyżyka na agencie w Rosji przyrównać do samowolki Thora).
—
Do czego zmierzam – ciągnął Stark. – Proponuję, żeby zamknąć Rumpelstiltskina
gdzie indziej. I w tym przypadku najlepszym miejscem byłoby skromne Tower w
Asgardzie. – Skąd Stark wie o
specjalistycznych więzieniach z innego świata?
—
Thor – wysyczał. – Kiedy tak dokładnie zamierzałeś nam powiedzieć, że jesteś
odcięty od Asgardu? // Gromowładny zbladł. Zdał sobie sprawę z tego, że stąpa
po grząskim gruncie. Już miał powiedzieć coś usprawiedliwiającego jego
zachowanie, ale… w tym momencie w jego obronie wystąpił nie kto inny, jak
cnotliwy Steve Rogers. // — A ty, Fury, kiedy TY zamierzałeś nam powiedzieć! –
zawołał. // Nick zgłupiał. // — O czym niby? // — O twoim małym, brudnym
sekreciku… myślałeś, że jak długo będziesz to przed nami ukrywał? // — O czym
ty, do cholery, mówisz, Rogers? – wycedził. // — Już ty dobrze wiesz, o czym!
Twoi agenci… wygadali się. Nie rób takiej zdziwionej miny! Już wiem, na co
przeznaczasz te wszystkie pieniądze… Wiem, co się dzieje wewnątrz całej
organizacji! Kiedy zamierzałeś nam powiedzieć? // Fury przełknął ślinę. // — CO
powiedzieć?! // — Już ty dobrze wiesz, co! Od Thora żądasz lojalności, a sam…
sam nie jesteś lojalny wobec NAS! Wobec swoich najsilniejszych sojuszników!
Zastanów się, Fury. // Zapadła cisza, którą dopiero po chwili przerwał dowódca.
// — No dobrze… masz rację, Rogers. Jestem wam to winien. // Teraz Steve
zgłupiał. Jednak nie drgnął nawet, gdy skinął powoli głową, zmuszając Nicka
Fury’ego, by powiedział to na głos. // Nick westchnął. // — To obecnie
najważniejsza tajemnica w organizacji. Nasz nieoceniony agent, Coulson, który w
trakcie wielkiej inwazji został zabity przez Lokiego… żyje. Poruszyłem niebo i
ziemię, żeby go wyleczyć, ale opłacało się! Całkiem niedawno stworzył swój
własny oddział, składający się z moich najlepszych ludzi. Dwójka z nich właśnie
teraz przesłuchuje Rumpelstiltskina i… – urwał nagle. // Wpatrywał się w trójkę
mężczyzn, którzy nie jedno przeżyli i nie jedno widzieli, a którzy teraz byli
tak zaskoczeni, jakby właśnie zobaczyli nagiego prezydenta obwiązanego flagą
państwa w pasie i biegającego po korytarzach agencji. // — Co wam tak szczęki
opadły?! – warknął Fury. // Kapitan Ameryka pokręcił głową. // — Sir, ja
blefowałem – odezwał się niepewnie. – Blefowałem. Nie mieliśmy o tym pojęcia…
// Wybuch Fury’ego, jaki nastąpił chwilę potem, zapadł w pamięci Steve’a
Rogersa na wystarczająco długo, by kapitan już nigdy więcej nie próbował takiej
zagrywki ponownie… –
Co to, do ubogiej nierządnicy, było? I to w momencie, w którym chciałam
powiedzieć, że poziom opowiadania po siedemnastym rozdziale zaczyna się
poprawiać… Po pierwsze, co Rogers chciał osiągnąć tym blefem? Po drugie,
dlaczego na Coulsona miałyby iść wszystkie pieniądze? Po trzecie, dlaczego to,
że agent żyje, jest tajemnicą? Po czwarte, co właściwie obchodzi Avengersów, że
nie są jedyną jednostką w organizacji? Po piąte, jak długo Fury zamierzał to
ukrywać? Zgaduję, że chodziło ci o nawiązanie do serialu, ale wyszło bardzo
kulawo.
W
innym przypadku Loki może i podzieliłby się swoją wiedzą z Hogunem, bo przecież
w młodości bardzo interesował się nauką. – Który z nich? Podmioty.
—
Przysłał cię Egill? // — Tak… // — W TAKIM RAZIE WRÓĆ DO NIEGO I SPYTAJ GO W
MOIM PIEPRZONYM IMIENIU, CZY JA, DO CIĘŻKIEJ CHOLERY, WYGLĄDAM JAK TABLICA
INFORMACYJNA!!! – wydarł się. Wpatrywał się w Hoguna nienawistnie,
przewiercając go wzrokiem na wylot. Oddychał ciężko. – TO ROZKAZ!!! – To ma być ten wysublimowany władca,
rzucający bonmoty na lewo i prawo, mhm.
—
A, to… pomyślałem, że skoro już mają mnie zabrać ze sobą, to niech przynajmniej
wygląda to efektownie. Czytałem o czymś takim w jakiejś książce, jak jeszcze
byłem w więzieniu. – Wzruszył ramionami. – Dałem się porwać chwili. // Sif
parsknęła śmiechem. Nie mogła uwierzyć, że ktoś taki, jak Loki, może mieć tyle
szczęścia! Pokręciła głową, totalnie zszokowana. – Pamiętasz, co ci pisałam wyżej o
dobieraniu losowych słów opisujących emocje? Totalny szok wygląda tak jakby
inaczej.
Przez
dłuższą chwilę milczała, myśląc intensywnie. W końcu podjęła decyzję: // —
Posłuchaj mnie. Jest coś, co ci muszę… // — Nie! – przerwał jej. – To ty
posłuchaj. Jedyne, co się teraz liczy, to że TOBIE nic nie grozi. Nie na mojej
warcie. Nie, skoro złożyłem Przysięgę. –
Le sigh, kolejny trop, X chce wyznać Y straszliwą tajemnicę, ale coś im
przerywa. Nudy. http://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/CanNotSpitItOut
Rozdział 19
Powiedział
mi, żeby zniszczyć Potężnego, zabijając go od wewnątrz… żeby pozbyć się jego
najsilniejszych wojowników. –
Zbliżył się do niego i uniósł drut na wysokość swoich oczu. – Z tego, co wiem,
jest ich Pięciu. Podasz mi ich imiona. – Liczebniki w języku polskim zapisujemy
małą literą.
Yggra
szedł przed siebie zadowolony, ciesząc się dotykiem krwi, która oblekła jego
dłonie. – Jeśli miał nią
umazane łapy, to krew go nie dotykała, tylko brudziła.
Chodząca
Śmierć skinął głową i zerknął ostrożnie na swego Pana. // – Jakie są imiona
Pięciu? // – Thor, Hogun, Fandral, Volstagg, Lady Sif – wymienił, zadowolony z
siebie, że zapamiętał. –
Kto zapytał, kto zapamiętał?
–
Może – odezwał się – zgodnie z obyczajami Midgardianów, zastosujemy się do
jednej z ich zasad kultury? – Uśmiechnął się paskudnie. – Panie mają
pierwszeństwo. –
Ale z jakiego powodu Yggra, który Midgardianem nie jest, miałby stosować
ziemskie zasady wobec Lokiego, który, no wiesz, Midgardianem nie jest?
Tylko,
że Najstraszliwszy nic nie wiedział na temat Pięciu… – Od wielu stuleci planował zemstę,
wiedział wszystko o Odynie, Lokim, Thorze i Asgardzie, ale jakoś przeoczył
pięciu Asów? Jak?
Loki
siedział w sali tronowej z nastrojem, który w jego przypadku mógłby zostać
uznany za niemalże pozytywny. –
…od nastroju dzieci puchły i umierały. Prawidłowo powinno być: w nastroju.
Dzisiaj
obudził się przed wschodem słońca –
Ten nastrój?
Tego
ranka nie chciał ponownie rozpamiętywać koszmaru, który każdej nocy ostatnim
czasem przeżywał. –
Skąd nagle taka dziwna składnia?
Hogun
zdębiał. Rzadko się zdarzało, by Loki składał komuś propozycje pomocy – i w tym
przypadku również tego nie zrobił. –
Jeśli tego nie zrobił, to jaki Hogun ma powód, by dębieć?
–
Sif? Ta wasza pseudo–wojowniczka? – Parsknął śmiechem. // – Tak. Właśnie ona. –
Z trudem panował nad sobą. – Znikła. I sądziliśmy, że może TY wiesz coś na ten
temat… // W sercu Lokiego zakiełkował niepokój. // – A cóż ona miałaby tu
robić? – odparował. – To nie burdel. –
Jaki Loki ma powód, by tak wyrażać się o Sif? Nie powiesz mi, że chodzi o
zachowanie pozorów, nie po scenach na balu, gdzie kleił się do niej jak
przywra, na oczach absolutnie wszystkich gości.
Posypały
się iskry. Rozbłysła flara światła, uwolniona ze wzmocnionego magicznie
sztyletu. – Loki zamontował sobie
wyrzutnię petard w sztylecie? Efekciarz.
Wzniesiona
w jego sercu misterna piramidka światła i nadziei w jednej sekundzie zaczęła
się rozpadać. // Od początku wiedział, że takich piramidek nie należy budować z
kart… – To ja już nie wiem, z
czego była ta piramidka. Chyba że z kart świetlnych z nadzionkiem.
Sif
nie można było uznać za zaginioną od razu, ot tak, jak gdyby stwierdzało się,
jaka będzie jutro pogoda. –
Dlaczego nie?
Z
samego ranka okazał swą wielką łaskawość i zezwolił Fandralowi i Hogunowi na
zorganizowanie ekspedycji poszukiwawczej. A potem do końca dnia miotał się
między ścianami Złotego Pałacu, próbował zająć czymś myśli, starał się skupić
na czymś innym… Z niecierpliwością oczekiwał ich powrotu. – Dlaczego Loki nie użyje magii do
zlokalizowania Sif?
Nie
rozumiem sceny z Ratatosk. Z jednej strony próbujesz wmówić czytelnikowi, że
Loki jest mistrzem manipulacji i typem raczej inteligentnym, a z drugiej… Po co
w ogóle wmawiał Ratatosk swoje uczucia, jeśli potem w ogóle nie spróbował
zagrać tą kartą? „Nigdy cię nie kochałem, wszystko było kłamstwem, a teraz
oddaj mi swoją moc” – wtf?
jego
oczy zdawały mu się płonąć żywym ogniem. – Jeden zaimek by wystarczył.
Rozdział
20
Łomotanie
skrzydeł. – Do drzwi lub okien? Bo
jeśli luzem, to raczej łopot skrzydeł.
Na
jej nadgarstkach zapięli specjalne magio-chłonne kajdany. – Przecież Sif nie włada magią.
Wsłuchiwał
się z chorą przyjemnością w odgłos, jaki wydaje zabrudzony jej krwią
niesterylny nóż, gdy wbijał go w jej ciało jak w masło. – Chcesz powiedzieć, że sterylny nóż
wydawałby inne dźwięki? No i jeśli jest brudny, to oczywiście, że nie jest
sterylny, więc po co to podkreślać?
A
wojowniczka nie mogła myśleć o niczym innym, jak o bólu, wszechogarniającym jej
ciało. – Ogarniającym, nie
kombinuj.
Powiedz
mi zatem, Heimdall, czy jeżeli to naprawię, nie będę musiał dłużej bać się o
swoje życie? // Przez dłuższą chwilę Widzący nie odpowiadał. // — Chodzi
o Lady Sif, prawda? // Nawet jeśli przenikliwość Heimdalla wstrząsnęła Lokim,
on tego nie okazał w żaden sposób. –
Czegoś tu nie rozumiem. Czy Heimdall jest wróżem i widzi przeszłość? Jeśli tak,
to czemu ma to wstrząsać Lokim, jeśli nie, to jaki sens ma zadawanie
Heimdallowi takich pytań?
Heimdall
przełknął ślinę. // — W takim razie dobrze, że jestem jedynie Strażnikiem, a
nie Plotkarzem – odpowiedział. // — O, tak. Dobrze dla ciebie. Bo ja z miłą
chęcią urwałbym język takiemu Plotkarzowi. – Przechylił głowę, a na twarzy
wywołał iście paskudny uśmiech. – Albo chociaż zaszyłbym mu usta… // Jeszcze przez
dłuższą chwilę prowadzili walkę na spojrzenia, aż w końcu Heimdall odwrócił
wzrok, zawstydzony. –
Ech, można budować silną postać, pisząc silną postać, albo osłabiając
wszystkich dookoła. Szkoda, że zdecydowałaś się na tę drugą metodę.
—
Nie – przerwał mu. – Ja jestem moją ochroną. I stoczę tę bitwę sam na sam z
Yggrą. Bez niczyjej eskorty. Nie zachowam się jak jakiś tchórz. // Heimdall
pokiwał powoli głową, pełen wątpliwości co do decyzji Lokiego. Według niego nie
byłoby w tym nic „tchórzowskiego”, gdyby władca zabrał ze sobą paru strażników.
Wiedział jednak, że jego słowa nie mają tu żadnego znaczenia… // — Tylko postaraj się wrócić – powiedział. –
Nasz los od tego momentu spoczywa w twoich rękach… – Nie rozumiem, czemu po śmierci Lokiego
nie mogliby wybrać innego, bardziej zrównoważonego przywódcy. Zwłaszcza, że tu
rozmówcą jest Heimdall, który wie gdzie jest Thor i jak go wezwać.
Jeszcze
nigdy w życiu nie próbował tego zaklęcia. – Nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że może go używać
dopiero od kilku godzin.
natychmiast
nauczył się znikać. (...) Loki upadł na kolana i zwymiotował. (...) — Kto
tu jest?! – czyjś chrapliwy głos gwałtownie rozdarł ciszę. Loki zastygł w
bezruchu. Oddychał ciężko, starając się zachowywać najciszej jak tylko
potrafił. – Czy wymiociny osoby
niewidzialnej też są niewidzialne? :P
Po
chwili z bieli wynurzył się cień… Była to nieokreślona, ciemna masa – Niefortunne to określenie...
Loki
od razu zorientował się, że ma tutaj do czynienia z zaklęciem magicznym – Czym się takie różni od zaklęć
niemagicznych?
Czasem
rozświetlana bladym światłem zza krat. Loki często odwracał wzrok od tego, na
co padało światło… –
Nie wiem, co próbujesz zasugerować. Że niby Loki jest taki wrażliwy i patrzeć
nie może na rany innych? Kłóci się to mocno z bezlitosnym zasztyletowaniem
Ratatosk.
Był
tak wkurzony, że gdy stadko śmierdzących, nażartych szczurów przebiegło mu
drogę, nawet nie drgnął. –
Ponieważ nie znam jego normalnej reakcji na szczury, nie wiem, czy teraz był
wkurzony raczej jak samotna matka, której bezprawnie odebrano zasiłek, czy jak
oligarcha, który nie może kupić sobie fafnastego jachtu, bo skończyło mu się
miejsce przy prywatnym nabrzeżu.
Czyjeś
kroki odezwały się w ciszy nieprzyjemnym, zupełnie nieadekwatnym do tego
miejsca echem. –
Dlaczego nieadekwatnym? Długie korytarze i puste cele jak najbardziej kojarzą
mi się z echem. Chyba że próbujesz zasugerować, że wszyscy chodzą normalnie, a
tylko Chodząca Śmierć generuje swoje własne, prywatne echo, gdziekolwiek nie
kroczy.
Rozdział
21
W
jego oczach pojawił się nikły blask zieleni – zaledwie mignięcie – gdy
machinalnie wykonał zaklęcie otwierające. Zamek szczęknął, drzwi uchyliły się
lekko, wydając z siebie ciężkie sapnięcie – Dlaczego najbardziej strzeżone cele da się otworzyć
byle zaklęciem?
— Dlaczego?
– sapnęła, wymęczona cierpieniem. // — Bo
wówczas byłby on tak paskudny, że bałabyś się zasnąć. // Uklęknął przy niej i
odpiął od paska przy spodniach bukłak z wodą. Podał jej go, równocześnie bacząc
na to, by się nie zadławiła pijąc. // — Masz wyjątkowo niskie mniemanie o sobie
– powiedziała mu po dłuższej chwili milczenia. // Uśmiechnął się szeroko. // —
To ty tak uważasz. Jak dla mnie jest ono zdecydowanie zawyżone… Cechy, które
tobie się nie podobają, dla mnie są na przykład atutem. Działa to w obydwie
strony. – To jest totalnie czas
i miejsce na prowadzenie gadek filozoficznych – wroga cela, do której w każdym
momencie mogą wparować strażnicy.
— Wrócisz?
// Nadzieja. Rozpacz. Ból. Radość. Cierpienie. Smutek. Jedno słowo, a tyle
emocji było w stanie wyrazić. Loki szybko przebiegł wzrokiem po jej twarzy.
Uniósł kąciki ust w zawadiackim, rozbrajającym uśmiechu. // — A
czy kiedykolwiek nie wróciłem? – A
czy kiedykolwiek zostało to poddane testowi? Pusty frazes, Loki.
Po
raz kolejny Loki zastanawiał się, dlaczego w ogóle to wszystko robił – dlaczego
pomagał Sif. –
No nie wiem, bo przysięga, którą lekkomyślnie złożył, go do tego zmusza?
— O,
i niektórzy z marginesu społecznego lubią nazywać mnie też Plugawym Asem. //
Yggra nie dał się sprowokować. // — Taaak, masz wiele imion… A co powiedziałbyś
na swoje prawdziwe? – Zmrużył oczy, zadowolony swoją nagłą błyskotliwością. –
Obrzydliwy Lodowy Olbrzym w nędznej, ludzkiej postaci – Parszywy Jotun. // —
Wiesz, Yggra, jak to się mówi. Lepszy rydz… – Popatrzył na niego, a jego twarz
rozświetlił złośliwy uśmiech. – …niż nic. // Władca poderwał się gwałtownie z
tronu. Przez moment zdawało się, że zbiegnie po schodach do Lokiego i dosłownie
rzuci się na niego, ale w ostatniej chwili zapanował nad sobą. – Skąd tak silna reakcja na tego rydza?
Przecież Yggrze nie brakuje tytułów, a nawet jeśli, to w każdej chwili może
sobie wymyślić pięć kolejnych i kto mu zabroni.
Spuścił
wzrok zaledwie na moment – dostrzegł, że stąpa po jakimś dziwnym, białym pyle.
Tak go to zafrapowało, że dosłownie w ostatniej chwili uniósł oczy i zauważył
nacierającego Yggrę. –
Albo spuścił wzrok jedynie na moment, albo wgapiał się w niego zafrapowany do
ostatniej chwili.
Płomienie,
tańczące jeszcze przed chwilą na rękach Lokiego, zgasły. Nie wiedzieć jak i
kiedy, w jego dłoniach pojawiły się dwa sztylety – mizerykordie – skrzyżował je
szybko nad głową i tym samym zablokował atak Yggry. Władca Nieumarłych nie
czekał, aż Loki wykona kolejny ruch. Obrócił berłem, by uderzyć przeciwnika
częścią obuchową. Iluzjonista szybko odskoczył – ostry kamień zaczepiony u
końca berła minął jego brzuch o centymetry. – Dlaczego dwóch magów walczy za pomocą siły fizycznej
i białej broni?
To
zirytowało Lokiego. Gdy już miał cisnąć kolejnym sztyletem, nagle… zamiast tego
użył mocy. Magiczna świetlista kula pomknęła przed siebie w nic
niespodziewającego się Yggrę –
Nikt nie spodziewa się magii w magicznych pojedynkach!
wbiło
się w tym samym miejscu, w którym iluzjonista jeszcze przed chwilą stał. – W to samo miejsce.
W
tym samym momencie Yggra zaatakował go od drugiej strony, dobywając swojego…
miecza. – Co tu robi ten
wielokropek?
Jego
radość nie trwała jednak długo. Jedną sekundę później usłyszał kroki dziesiątek
stóp… – Bagaż, ty tutaj?!
Ktoś
złapał go za włosy i pociągnął za nie, zmuszając go tym samym do wstania z
ziemi. Loki obiema rękami chwycił za te biedne, maltretowane kosmyki… ileż
jeszcze osób na tym świecie będzie go próbowało oskalpować?! – Znaczy, chwycił się za włosy, które już
ktoś inny trzymał? Loki-Roszpunka?
Szarpnął
się gwałtownie, wyrywając się z uścisku Nieumarłego. Rozległ się trzask,
przywodzący na myśl darcie tkaniny. Loki upadł na ziemię. Jego czaszkę przeszył
ból. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że krzyk, jaki przed chwilą
usłyszał, dobył się z jego gardła. // Prędzej czy później, ktoś w końcu musiał
go oskalpować. I oto stało się. –
Yyy, znaczy temu, kto go trzymał, zostały w garści nie tylko włosy Lokiego, ale
też skóra z jego czaszki? Mało to prawdopodobne.
Obydwoje,
zarówno on jak i Sif –
Masło maślane.
Musisz
mieć jakiś cel i dokonać tego celu, żeby las pozwolił ci wyjść… – Dokonać celu?
Siedział
na stole operacyjnym, mimo nalegań uzdrowicieli, żeby się położył – twierdził,
że jeszcze nie jest na tyle niedołężny, żeby się kłaść i że „leżeć będzie w
innym wcieleniu”. Cierpliwie czekał, aż uzdrowiciele skończą go opatrywać. – Nie przyszło mu do głowy, że jeśli będzie
utrudniać pracę medykom, opatrywanie ran potrwa ze trzy razy dłużej?
–
Co nam teraz po tym wszystkim grozi? — Powszechna
panika, jak sądzę. –
Co on z tą paniką, na litość boską…
—
Czy ty zwariowałeś? – szeptała. – Dlaczego to, do cholery, zrobiłeś? Dlaczego?
Jaki miałeś w tym cel? Już wyrównałeś swój dług, nie musiałeś się dodatkowo
poświęcać… – Po jej policzkach spływały łzy, których nawet nie próbowała
hamować. – Przecież ona tez
dobrze wie, że gdyby jej nie uratował, sam by zginął.
Rozdział
22
Wszystko
to obserwował Yggra i śmiał się pod nosem z naiwności Asów. Na razie miał
przewagę nad Potężnym. –
Jaką? Przecież Loki pozbawił go jednego z najcenniejszych nieumarłych i wykradł
więźnia, samemu nic nie tracąc.
Fandral
obserwował Sif. Zazdrość i nienawiść pożerały go od środka. Był jedną z
nielicznych osób, które szczerze życzyły Lokiemu śmierci. Nie mógł uwierzyć w
to, że ten parszywiec tak sprytnie wszystko uknuł wtedy na Skidbladnirze, by
okłamać Asów, a potem… zaprzepaścił to. Dla Sif. Żeby ją uratować. Wściekłość
rozpierała Fandrala za każdym razem, jak widział, że Sif ponownie idzie do
nieprzytomnego Lokiego… – Z
tego wynika, że Fandral wolałby, by Sif nie została uratowana.
Jego
oczom ukazała się panorama Asgardu. // A widok ten był znacznie, znacznie
gorszy od tego, co myślał. –
Sęk w tym, że nie wiadomo nam, by akurat teraz Loki myślał cokolwiek.
Tej
krainie pasowało teraz tylko jedno określenie – Dolina Popiołów. Szarość i biel
oblekły miasto. Czy ktokolwiek uwierzyłby, że zostało ono zbudowane ze złota?
Nie, zastawszy tak okropny widok. Wspaniałe budowle, które wzniesiono wiele lat
przed narodzinami Lokiego, teraz leżały w gruzach, przykrytych szarą kołderką. – To słodkie. Pewnie miało być drastycznie
i przerażająco, ale kołderki są miłe i puchate, więc coś nie wyszło ;).
Rozdział
23
Te
myśli kołatały się w głowie Lokiego, gdy szybko, po kryjomu przygotowywał jeden
z wygodnych, małych statków kosmicznych do podróży. Miał zamiar teleportować
się do Midgardu, ale w niczym by mu nie zaszkodziło wzięcie ze sobą dodatkowego
środka lokomocji. –
WTF, jaki statek kosmiczny, czyj, jaki, skąd?
— Nu,
szto się dzieju? – zagadnął Siergiej. –
Bo wiadomu, że rosyjsku, to taki języku jak polsku, tylko trzeba u dodawaciu na
końcu.
Jedna
z nich wystrzeliła w niebo, gdzie daleko na horyzoncie widać było niewyraźną
sylwetkę powoli zbliżającego się obiektu. – Kamera wystrzeliła w niebo? Jesteś pewna, że to była
kamera?
— Szto
my z tym teraz zrobimy?! – wykrzyknął zaaferowany Grigori. – Tak się przejął, że aż zapomniał języka
w gębie, hehe (łapcie sucharka w Nowym Roku).
Jest
tylko jedno wyjście, tawarisz. – A
ten z kolei z wrażenia przeniósł się o kilkadziesiąt lat wstecz.
Udzielam
wam pozwolenia na zestrzelenie obiektu. –
Nadlatuje Niezidentyfikowany Obiekt Latający? Nie wiemy, czy to nasz, ze Stanów
czy z kosmosu, z załogą czy bez, uzbrojony czy nie, nie próbujemy nawiązać
kontaktu, tylko prewencyjnie strzelamy? Aha.
Ja?
– głos Grigoriego zadrżał. – A co, jeśli będzie tak, jak ostatnio i… – Ostatnio? Jeśli co tydzień zaliczają
wizytę ufoków, to nie wiem, skąd u nich takie poruszenie. Chyba że sugerujesz,
że ostatnia wizyta zrobiła im z tyłka jesień średniowiecza, no ale wypadałoby
napomknąć o tym coś więcej.
Pech
chciał, że Loki całkowicie nieświadomie wylądował na terenie dawnej ostoi
komunizmu. –
Czyli w sumie dalej nie wiemy gdzie, bo teren ZSRR + Chiny + Kuba jest całkiem
sporych rozmiarów.
Pędził
przed siebie na swoim statku, którego model był powszechnie pieszczotliwie
nazywany faeringiem, z powodu małego rozmiaru – najmniejszego ze wszystkich
istniejących w dokach. Wiatr smagał Lokiego po twarzy ostrymi uderzeniami, a
głowę chroniło mu jego okrycie – rogaty hełm. – Czy ten statek kosmiczny to kabriolet?
To trochę głupie, biorąc pod uwagę temperaturę kosmosu, nie sądzisz? Nie
wspominając o próżni.
a
potem coś zmiotło go z powierzchni ziemi. – Ale jakiej ziemi, jeśli Loki jest teraz w powietrzu
i pędzi?
Powoli
przeniósł swoje palące spojrzenie wyżej – wzdłuż nogi, odzianej w szerokie
spodnie moro, przez tułów ubrany w mundur z odznaczeniami wojskowymi, aż do
głowy, osłoniętej jakimś śmiesznym nakryciem, ozdobionym czerwoną gwiazdką. – Gwiazda Czerwona? Który mamy rok na
Ziemi?
To
był Loki. Jak zwykle roześmiany, jak gdyby rzeczywistość była jednym wielkim
dowcipem; o twarzy przykrytej falą mistycyzmu – maską, skrywającą wiele, wiele
tajemnic. – Jak wygląda twarz
przykryta falą mistycyzmu?
— Priwetstwujem
v Sowietskij Sojuz –
mruknęła Natasha. // Loki zamrugał kilkukrotnie i wbił w nią wzrok. // — Rosja
– wytłumaczyła, uśmiechając się blado. – Rosja i Związek Socjalistycznych
Republik Radzieckich to nie jest to samo.
Ponownie
zlustrował ją wzrokiem… nie, nie zlustrował. On ją rozebrał wzrokiem. Bardzo,
ale to bardzo powoli, delektując się widokiem każdego najmniejszego kawałka jej
ciała. Gdzieś daleko w jego podświadomości odezwało się wspomnienie o Sif,
szybko je jednak odepchnął możliwie jak najdalej. Sif wiąże się z uczuciami. A
on nie ma uczuć. // W końcu zatrzymał oczy na czerwonych ustach Natashy,
wyglądających niebywale smakowicie. Specjalnie pozostał tam na dłużej – widok
oczywiście zły nie był, ale i tak dla pewności wolał odliczyć w myślach parę
sekund, żeby niczego nie zepsuć i nie odwrócić wzroku w nieodpowiednim
momencie. // Policzki Natashy zapłonęły czerwienią i dziewczyna wyraźnie to
poczuła, tę falę gorąca, jaka rozprzestrzeniła się po całym jej ciele, gdy jej
serce uderzyło dwa trzy cztery razy szybciej. Boże. Jakże ten mężczyzna na nią
zadziałał. Wydawało jej się, że zna zasady jego gry i również może w niej wziąć
udział. Nie pomyślała jednak, że sama wpadnie we własne sidła. – Błaaaaaagam, nie psuj mi kolejnej
postaci. Nie, zrobienie z Nataszy zaślinionej idiotki nie sprawi, że będę
patrzeć na Lokiego jak na galaktycznego wymiatacza.
—
Uwalnianie was nie było częścią umowy. Dziękuję jednak, żeście podzielili się
ze mną informacjami. // W jednej sekundzie całe nastawienie Czarnej Wdowy
uległo zmianie. Odepchnęła od siebie jego dłoń i niczym chmura burzowa zbliżyła
się do krat gwałtownie. Tym razem to Loki się odsunął. // — Ty podły,
bezczelny, dwulicowy… – cedziła przez zaciśnięte zęby. – Natasza, gdzie twój mózg, gdzie twoje
opanowanie? Wzdech.
Niewiele
myśląc, szybko złapał za łuk, wyprostował się w pozycji strzeleckiej, naciągnął
strzałę na cięciwę i… // — Nie radzę – mruknął Loki, równocześnie chowając
jakieś fiolki do paska przy spodniach i nie spuszczając z nich wzroku. – Nawet
nie wiesz, ilem miał czasu w moim życiu na ćwiczenie łapania strzał. // Clint
poczuł, jak oczy gwałtownie go zapiekły. –
Tak, dorosły mężczyzna, żołnierz, agent specjalny płacze, bo Loki nie pozwolił
mu się zastrzelić. Tak.
Masz
naprawdę śliczny szablon, ale nie we wszystkich przeglądarkach działa
prawidłowo: http://oi67.tinypic.com/24ys4kz.jpg http://oi64.tinypic.com/a1r7sm.jpg Masz
też problem z wcięciami akapitowymi.
Co
mogę powiedzieć – to jedna z tych sytuacji, w których całkiem interesujący
pomysł fabularny został położony przez braki warsztatowe. Chociaż, szczerze
mówiąc, nie jestem w stu procentach przekonana, czy rzeczywiście masz plan tej
opowieści rozrysowany w głowie, bo napisałaś dwadzieścia trzy rozdziały
i wciąż nie bardzo wiem, jak będziesz chciała połączyć wszystkie poruszone
wątki – zwłaszcza że co jakiś czas dodajesz nowe postaci, nowe miejsca akcji –
boję się, że ten ogrom może cie w pewnym momencie przytłoczyć. Jeśli
masz to rozplanowane, to chyba jeszcze wiele dziesiątek rozdziałów przed tobą.
Póki co mam wrażenie, że nie pogubiłaś żadnych ważniejszych wątków, więc jest
nadzieja na udany koniec.
Błędy
stricte językowe – jest ich sporo. Zdarza ci się używać słów w niewłaściwym
kontekście, nieprawidłowo odmieniasz ów. Czasem wpadnie ci literówka,
powtórzenie albo przecinek w niewłaściwym miejscu. Prawdziwą plagą są natrętne
wielokropki wpychane wszędzie bez umiaru. Widzę też, że upodobałaś sobie
rozbijanie zdań na kolejne linie tekstu, co miałoby, zgaduję, budować napięcie,
ale wygląda jak awaria szablonu. Polecam ci lekturę naszego Necronomiconu, poniżej znajdziesz kilka przykładów ze
swojego tekstu.
Aczkolwiek,
Widzenie nie należy też do najłatwiejszych sztuk. – Co tu robi ten przecinek?
Nie
sugerujmy, że Loki jest zdolny do okazywania jakiś uczuć. – Jakichś.
A
potem... nie wiele będzie brakować do ziemi. – Niewiele.
zapomniał
jednak, że ów oparcie jest całkowicie rozwalone – Owo.
Jego
oczy, na Boga, oczy ów człowieka może i miały kolor piwny – Owego.
Nie
zwrócił uwagi na skradających się w jego stronę wojownikach – Wojowników.
Tak
się nie robi. Nie mi! –
Mnie.
Sif
zrobi wszystko, by poznać jak ów osoba tego dokonała. – Owa.
jakby
ów potwora znała odpowiedzi na najbardziej zagadkowe pytania ludzkości. – Owa potwora albo ów potwór.
Siedział
tak, co rusz trącając swe odzienie głowy i patrząc, jak ów kiwa się w przód i w
tył. – Owo kiwa się. Trudno nazwać hełm
odzieniem.
Dopiero
po dłuższej chwili zauważył, że ów ślepię tak naprawdę nie patrzy na niego – Owo ślepię.
Był
wściekły. // Znalazł się na poziomie dachu, podfrunął jednak odrobinę
wyżej. Miał zamiar z całą swoją siłą skoczyć na Rumple’a – opaść na niego z
góry, przygnieść do ziemi i zmieść z jej powierzchni. Był naprawdę wściekły. – Powtórzenie.
Uderzyły
w niego, jak stado krwiożerczych kruków, szarpiących jego ciało i
wyrywających strzępy mięsa... powaliły go na ziemię. – Zbędny wielokropek, zbędny zaimek.
Konsternacja
Lokiego pogłębiła się, gdy w oczy rzucił mu się tytuł ów księgi. – Owej.
zaczęła
nim dosłownie wydrapywać odpowiednie miejsca na kartce... — Zwiadowcy
powiedzieli mi, że widzieli namiot głównodowodzącego. – Zaznaczyła na kartce.
– Powtórzenie.
większość wojowników nigdy by go nie
posądzało – Posądzała.
A przychodzenie tutaj nie sprawiało już
Lokiemu wewnętrznej udręki, tylko czystą przyjemność. A Fenrisulf
nie odczuwał już na jego widok nienawiści, tylko radość. – Powtórzenia.
właściciel
ów pałacu był nieobecny –
Owego.
Kolokwializmy
takie jak zaciukać, spadać stąd nie powinny być używane przez narratora.
Kolejny
problem, jaki mam z twoim opowiadaniem, to fakt, że obniżyłaś IQ niemal
wszystkich osób, które stykają się z Lokim – jeśli mają nieszczęście mieć
kobiece narządy płciowe, są dodatkowo zobowiązane ślinić się na samo jego
wspomnienie. Czarna Wdowa, Ratatosk, Jane, Sif, wszystkie w pewnym momencie
ulegają jego urokowi, co jest naprawdę mało wiarygodne i dość irytujące. Thor,
Fandral, Volstagg, Hogun, Odyn, Heimdall, wszyscy zachowują się tak, jakby nie
potrafili znaleźć obiema rękoma własnego tyłka. Nie jest fajnie czytać o
przygodach debili, a jeszcze gorzej, gdy pamięta się ich jako pełnoprawnych
bohaterów z filmów czy komiksów. W efekcie bardzo trudno śledziło mi się losy
twoich postaci, bo żadna z nich nie budziła mojej sympatii czy zainteresowania –
może poza Vivianem. Ale jeśli najfajniejsza postać to trzecioplanowy pająk
pojawiający się w dwóch rozdziałach na krzyż, coś poszło nie tak.
Żeby
jeszcze na tym tle Loki się jakoś pozytywnie wyróżniał, ale nie, najbardziej w
sumie przypomina mi nastoletnią Laurę z Jeżycjady:
Iluzjonista
już dawno wyszedł z tego okropnego młodzieńczego okresu tchórzostwa i wiecznego
poddaństwa. Okresu, który usilnie starał się wymazać z pamięci... Czasy, gdy
był zmuszony do życia w cieniu Mocarnego Thora. Czasy, które nie pozwalały mu
na sianie uwielbianego przez niego chaosu. Czasy, kiedy to jego brat sprawował
nad nim kontrolę, chełpiąc się swoją wyższością. // Wieczne ukrywanie się pod
maską. Więzienie magicznej mocy. Świadomość, że nigdy nie zasiądzie na
tronie... Gorejące poczucie niesprawiedliwości... Ziarno, przepełnione złem,
amoralnością i pragnieniem wyzwolenia, powoli kiełkujące w sercu... Zbyt
powoli. A potem... potem już za późno. I wszystko zaczęło upadać, staczać się z
chwiejnej góry, niczym lawina… // Czasy ciemności… // Nie, nie... to już
przeszłość! Loki potrząsnął głową, chcąc odpędzić od siebie złe wspomnienia i
tą wściekle palącą świadomość popełnionego błędu. Czasem uważał, że jedyne
wspomnienia, jakie posiada, to te złe.
Jeśli
nie znasz tej postaci, to tak w skrócie: jest dziewczynką, która lubi kłamać,
ma starszą, poczciwą siostrę, którą rodzina lubi bardziej, sama jest
postrzegana raczej jako utrapienie, w związku z czym próbuje a to zwrócić na
siebie czyjąś uwagę, a to szukać podziwu u płci przeciwnej. Ojciec ją opuścił,
a rodzina odmawia podania na jego temat jakichkolwiek informacji. Laura spędza
sporą część czasu antenowego, knując podstępy i angstując, że nikt jej nie
kocha, a życie jest ciężkie, żyjąc w de facto dość komfortowych warunkach. To jednak,
co uchodzi problematycznej nastolatce, dziwnie wygląda u dorosłego mężczyzny.
Jasne, filmowy Loki też zachowuje się mocno niedojrzale, ale nie odrzuca –
zresztą może właśnie dlatego, że nie jest głównym bohaterem, a jego narowy są
równoważone akcjami wykonywanymi przez bardziej ustatkowane postaci. Kiedy nie
ma komu kibicować w tle, to bohater główny o takiej mentalności jak Loki
irytuje podwójnie – przydałby się w narracji ktoś dojrzalszy, jako przeciwwaga.
Dialogi-przepychanki
słowne zamiast bawić nużą, momentami dorośli ludzie wyrażają się jak dzieci,
choćby, gdy Sif i Loki spierają się w Jotunheimie, albo za każdym niemal razem,
gdy do głosu dochodzą pozostali Asowie. Ciekawym pomysłem jest za to stylizacja
mowy Lokiego na Ziemi, musisz jednak prowadzić ją konsekwentnie do samego
końca.
Świat
przedstawiony – nie poświęcasz mu zbyt wiele uwagi, ufając, że twoi czytelnicy
widzieli film i nie trzeba im więcej wiedzieć. Niestety, literatura rządzi się
swoimi prawami i takie opisy są potrzebne. Powinny też być przemyślane, bo
jednak takie roztocza w lodowej krainie potrafią doprowadzić odbiorcę do
głupawki.
Pierwsza
połowa dostępnych rozdziałów to poziom dwójkowy, który potem poprawia się na
słabe trzy – i tyle też pomiotów ci wystawię, z nadzieją, że poprawisz błędy i
będziesz ćwiczyć warsztat.
Na
pocieszenie przesyłam ci wyciętą scenę z Lokim w roli głównej, być może jeszcze
jej nie widziałaś.
"Tyle że z poprzedniej rozmowy można jasno wywnioskować, że to nie jest jego ojczyzna."
OdpowiedzUsuń- to jest sprawa dyskusyjna, jeżeli uznać, że jego ojczyzną jest Dziesięć Królestw, a zagrożenie w Helheimie (odpowiedniku Piekła) jest zagrożeniem dla całego Wszechświata właśnie.
"Opanuj, proszę, tę orgię wielokropków" - tak, to już mi zostało wypomniane i staram się to ograniczać, no ale od uzależnienia nie da się wyrwać od razu.
"Bifrost to nazwa własna, dużą." - przyznam szczerze, że tego nie jestem pewna, bo spotkałam się również z zapisem małą literą, który był traktowany absolutnie poprawnie.
"Że niby Loki, jako ten, który obejmuje teraz posadę władcy Dziewięciu Światów, miałby rozsiewać wszechobecne poczucie bezpieczeństwa?" - czemu nie? eee... dajmy mu szansę? ee... dobra, to faktycznie jest głupie.
"Um, według mitologii Fenrir jest synem Lokiego. " - znów, sprawa dyskusyjna, gdyż nie wszystkie źródła to podają. Uznaje się, że Loki miał trójkę dzieci i to jest jedyna PEWNA rzecz, bo gdyby wymienić te dzieci z imion, to już się robi gorzej, bo ich liczba urasta do czterech (Hel - władczyni Helheimu, wąż, ośmionogi koń i Fenrir).
skomentuję rozdział 2 nieprzystojnie: co ja pierd.lę
"Claymore… czemu nie bagnet albo katana, miałoby to tyleż samo sensu." - bo bagnetem walczyć się nie da, katana zaś nie wpasowuje się w klimat. Ponadto istnieje duże prawdopodobieństwo, że claymore został "zaczerpnięty" od wikingów (ze względu na kształt jelca).
"To wygląda tak, jakby Thor też sądził, że jest bardziej wartościowy od Lokiego." - niestety, o to mi chodziło. :(
Co do Avengersów... nie traktujmy tych scen poważnie, proszę. Ja nie jestem trzeźwa jak je piszę. I tak, od początku chciałam się pozbyć Hulka, nie przeczę.
"Ciekawe wartości ma twoja Jane." - co nie? XD
"I co, ktoś szarpiący się z jego ciuchami nie zdołał go obudzić?" - można by rzec, że spał jak kamień. https://youtu.be/TWv2oFTqdMs?t=73
"Umiejętności teoretyczne to takie, które posiada się tylko w teorii?" - teoretycznie tak.
UsuńTak poważnie, miałam to zgłębić jeszcze potem... dużo potem.
"To co ona, u licha, robi w tym laboratorium, metamfetaminę dla zabicia nudy?" - http://img.pandawhale.com/81987-Walter-White-quote-I-did-it-fo-l7G0.png
"Co może pójść źle?" - https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/a8/9f/26/a89f26aece3b6b6b2c870320d5b9c18f.gif
"A nie znał ich czasem od dziecka?" - przetasowania w rządzie. hehe.
"Robiąc to w ten sposób, zachował się bardzo głupio." - http://33.media.tumblr.com/c1767e83ee416e97cf2e9301542f4468/tumblr_inline_mokik0AwXe1qz4rgp.gif
"Boskie kuchnie polowe są aż tak kiepskie? Dlaczego?" - chyba żadne z nas wolałoby się nigdy nie dowiedzieć... a przynajmniej nie osobiście.
"Kwasiorem? Kvasirem?" - kwasiorem omfg xD Z tego, co wiem, to również jest poprawna forma, jako że "v" nie występuje w alfabecie polskim.
"Zdajesz sobie sprawę z tego, że bogowie od eonów zaprawieni w walce to jednak istoty o psychice nieco odmiennej od wystraszonych dzieci?" - ups. Uznajmy oficjalnie, że Wielki Imperatyw zapanował nad nimi. (swoją drogą, "Gra Endera" świetna książka)
"No to nie był mistrzem, czy też jednak uważał się za lepszego od ludzi, którzy zjedli na tym zęby?" - on ma przerośnięte ego. Definitywnie.
"Chcesz powiedzieć, że zaczął lewitować?" - chciałby. hah.
"Po drugie, mają sen twardy jak cholera" - ^^^ jak kamień.
"Dlaczego przystawianie Lokiemu miecza do gardła nie wzbudza podejrzeń, ale już pomijanie formułek grzecznościowych tak?" - jeden z moich czytelników stwierdził, że tutaj wszyscy sobie wzajem przystawiają coś do gardeł, także, patrząc na to z tej perspektywy, wydaje się to całkiem normalne. Haha.
Usuń"A co ma podświadomość do inteligencji?" - myślę, że w tej kwestii przydałaby nam się rada Doma Cobba.
"Wtem! Pojawia się naprawdę przyzwoity, szczegółowy i plastyczny opis hotelu." - och, dziękuję. Raz mi się udało, ale jak widać potem, nie utrzymało się długo... ._.
"Przepraszam, ile toto ma masztów, że nikt nie zauważa utraty kolejnego żagla?" - jeden żagiel w tę, czy we w tę... http://i52.tinypic.com/spj9rn.gif
"Zaraz, to nikt nie skojarzył zniknięcia Lokiego ze zniknięciem potwora?" - Z całości tegoż wspaniałego tworu wynika, że wszyscy tam mieli dosyć poważne problemy z kojarzeniem.
" Ale tylko jeśli Loki ma problem z zespołem patologicznego zbieractwa." - w końcu trochę wcześniej zbierał wszystkich martwych i układał ich w jednym miejscu.
"Naprawdę, zatyka go, gdy padają oczywiste pytania?" - ma problem z kojarzeniem....... ;_; Musi minąć chwila, zanim przekaz dotrze do mózgu.
"Rozumiem z tego, że Loki postanowił własnoręcznie rozerwać się na strzępy." - myślę, że czytając to opko, już dawno to zrobił.
"A co, ktoś odebrał w międzyczasie Sif prawo do wypowiadania się?" - Wielki Imperatyw.
"Nic dziwnego, że wyzywają go od kłamców :D." - umarłam.
Z tymi kartami - nie oglądam animców i nie interesuję się marvelem, więc nie wiem. Uznajmy to za mój brak oryginalności.
"Co jest sprytnego w owinięciu nadgarstka łańcuchem?" - właśnie nic.
"po jej policzku spłynęła jedna, jedyna łza." - nie wierzę, że to zrobiłam. Wydaje mi się, że nie zostałam wystarczająco mocno zlinczowana za to (i to nie jest bynajmniej sarkazm).
Usuń"Ale dlaczego ktokolwiek miałby przed bitwą skupiać się na czymś tak trywialnym jak kolor oczu dowódcy?" - w przypadkach ekstremalnych może to być jak światło w tunelu dla wojowników...
"Podoba mi się fragment opisany z punktu widzenia Viviana, to był dobry pomysł." - druga rzecz, która mi wyszła! *-*
"To gdzie tu miejsce na żonę i czemu tak ważny element życia pominięto milczeniem?" - miał się dopiero pojawić!
"Loki zamontował sobie wyrzutnię petard w sztylecie? Efekciarz." - jak każdy magik/iluzjonista :P
"Skąd tak silna reakcja na tego rydza?" - jest uczulony na grzyby. Jezu, ja naprawdę to napisałam?
"Co tu robi ten wielokropek?" - nasuwa śmiałe przypuszczenie, że to nie taki "miecz", jakiego można by się spodziewać...
" Przecież ona tez dobrze wie, że gdyby jej nie uratował, sam by zginął." - aaa właśnie nie, właśnie nie... Potem to jest wyjaśnione.
"WTF, jaki statek kosmiczny, czyj, jaki, skąd?" - tutaj, przyznam szczerze, zasugerowałam się stateczkami pokazanymi we wspaniałym filmie "Thor 2". Źle...? Źle... okej.
Mój Boże! Szablon naprawdę mnie bardzo mocno wystraszył, nie spodziewałam się, że jest tak źle. Dziękuję za zdjęcia!
Dobrze. Dziękuję bardzo za ocenę. Miałam naprawdę świetną zabawę czytając ją i niemalże przez cały czas łapałam się za głowę, ubolewając nad własnym skretynieniem. Co sekundę mówiłam sobie: "na bogów, to ja to napisałam?". Spodziewałam się też niższej oceny końcowej.
Zgadzam się z niemalże wszystkim, co napisałaś. W dużym stopniu zresztą przewidziałam, jakie błędy zostaną mi wytyczone, więc jedyne co mogę napisać, to że przy ponownym czytaniu całości poprawię to bardzo, ale to bardzo szczegółowo (a widząc, jaki to opko na razie przyjmuje poziom, czeka mnie sporo roboty). Powiem też wprost, że to jest w sumie dopiero trzecie tak długie opowiadanie, jakie piszę, i tym razem mam zamiar doprowadzić je do końca (czego mi się nie udało w przypadku dwóch poprzednich). Traktuję to bardziej jak... ćwiczenie. Poważne ćwiczenie, które ma mnie przygotować do napisania czegoś własnego.
Hmmm... co jeszcze... Mam rozplanowane wszystko, na razie jednak utknęłam jeżeli chodzi o pisanie. Mam co prawda napisane rozdziały do przodu, ale cały czas się cofam, porównuję, poprawiam... bosze. Czas, jaki spędzam na poprawianiu, rozciąga mi się do wieczności, a i tak nie osiągam pożądanego efektu, i tak nie jest ideanalnie.
No nic. Prawdopodobnie zapomniałam napisać o jakimś tysiącu rzeczy. Dziękuję jeszcze raz za ocenę i obiecuję poprawę! (ach, i przepraszam za wszelkie błędy w tej wypowiedzi oraz za rozbicie komentarza na pierdyliard części)
(Co do tej sceny, widziałam. Cieszę się, że nie użyto jej w filmie.)
"od uzależnienia nie da się wyrwać od razu" -- Owszem, ale można wrócić do starych rozdziałów i zastanowić się, czy nie dałoby się kilku usunąć :P
OdpowiedzUsuńOdnośnie kuchni polowych, chodzi mi o to, że jedzenie stamtąd jest zazwyczaj przyzwoite. Nie wiem, czy miałaś okazję spróbować wojskowej grochówki - jest genialna. Dopóki nie ma braków w zaopatrzeniu, żołnierzy należy karmić tak, żeby mieli siły walczyć, więc jedzenie nie może byc odpychające.
Kvasir -- dalej nie rozumiem, bo to nie jest nazwa trunku, tylko imię. Owszem, jego krew została wykorzystaja do stworzenia miodu pitnego, ale na miód pitny mówi się miód pitny :P Chyba że czegoś nie wiem.
jeden żagiel w tę, czy we w tę... -- Problem w tym, że wikińskie statki wyglądały raczej tak: http://beckermayer.com/wp-content/uploads/6155-Build-a-Viking-Ship-1383093998.jpg I weź tu zniszcz jeden żagiel ;)
Nie interesujesz się Marvelem, ale piszesz opko o Avengersach? Umartwiasz się? :D
"nasuwa śmiałe przypuszczenie, że to nie taki "miecz", jakiego można by się spodziewać..." -- To nie jest coś, co chciałabym sobie wyobrażać :D
"W dużym stopniu zresztą przewidziałam, jakie błędy zostaną mi wytyczone" -- Wytknięte, wytyczać można szlaki :P
Bardzo się cieszę, że przyszłaś odpowiedzieć, poprawiłaś mi humor, zwłaszcza tym Katem... :D
Pisz pisz. Idealnie nie będzie nigdy, to ci od razu mogę powiedzieć, bo im bardziej się rozwiniesz, tym więcej rzeczy będziesz chciała poprawiać. Musisz więc znaleźć złoty środek między parciem do przodu a nanoszeniem poprawek na stare rozdziały. Trzymam za ciebie kciuki i mam nadzieję, ze kiedy skończysz Lokiego, wrócisz do nas z tym planowanym autorskim opowiadaniem :)
Już się nie będę rozpisywać, tylko wypowiem się krótko na temat mitologii. Wikipedia, szczególnie polska, nie jest zbyt dobrym źródłem jeżeli chodzi o takie rzeczy. Sam opis Dziewięciu Królestw jest poruszany w co najmniej trzech różnych artykułach na wiki i za każdym razem przedstawia się on inaczej. Jeżeli kiedykolwiek byś się zainteresowała mitologią nordycką, to chyba najlepiej jest sięgnąć do Eddy Poetyckiej samej w sobie, zaś jej najwiarygodniejsze omówienie (w połączeniu z Eddą Prozaiczną) znajdziesz u pana Słupeckiego. I chyba też od niego właśnie wiem, że kvasir jest również nazwą napoju... a może nie od niego? Hmmm...
UsuńHm, wiesz, mam z tym wciąż trochę problemu, bo sprawdziłam norweską wiki (gdzie piszą, że napój nazywa się mjød - co zresztą mogę potwierdzić, bo pod taką nazwą kupisz to w monopolu) i islandzką, gdzie język jest najbliższy temu, z którego korzystali wikingowie i też używają słowa mjöð. Kvasir jest znany tylko jako imię nordyckiego boga albo nazwa wyszukiwarki internetowej. No i jest jeszcze gazetka szkolna w Islandii pod tym tytułem. W Stanach wyprodukowano limitowaną edycję piwa pod tą nazwą. Ale to by chyba było na tyle...
UsuńWidzę, że mój tekst zapadł na tyle w pamięć, by wspominać o nim nawet po roku od ocenienia. :D
OdpowiedzUsuńSą rzeczy, których nie da się zapomnieć :D
UsuńNie wiedziałam, że kopanie kotka jest metodą rozwijającą autora, tbh. Ale, co ja wiem o życiu!
UsuńOjtam kopanie od razu, wciąż mam nadzieję, że zrobisz wielki comeback, którym pozamiatasz światek literacki :)
UsuńDlatego właśnie wracasz do tekstu, którego de facto nie ma, prezentując go za zły przykład niczym na jakichś igrzyskach w kisielu? Rozumiem, że się nie podobał i w ogóle, a ja kojarzę się teraz z bardzo słabymi tworami, ale to chyba chodzi o to, żeby autorom tłumaczyć, pokazywać i pomagać, a nie wyśmiewać innych? Przynajmniej ja taką ideę w ocenianiu widzę. Nie mięcho dla publiczności, tylko pomocna dłoń dla szukającego pomocy.
UsuńPoza tym, niczego zamiatać nie zamierzam, idk.
Generalnie takie linkowanie ocenianego rok temu tekstu tylko po to, żeby go delikatnie zaatakować, jest trochę przykre. I znowu nasuwa skojarzenia z analizatornią, a nie normalnym ocenieniem.
UsuńImo to nie jest "trochę przykre" tylko po prostu niskie. Nie wiem, czy to była jakaś chęć podbudowania sobie ego i zwykłego dosolenia autorce, dunno. Po prostu nigdy bym się czegoś takiego, Gayu, po tobie nie spodziewała. Nie rozumiem, jaki jest sens wygrzebywania ocenki sprzed roku, żeby napiętnować autorkę opka. Wow. A, no i jeszcze tekst "są rzeczy, których nie da się zapomnieć", srsly, nawet jeśli nie miało to zabrzmieć jak przytyk, zabrzmiało. Uwierz.
UsuńHm, widzę, ze kompletnie rozminęły mi się intencje. Legendę trudno zapomnieć, bo był to gigantyczny tekst nad którym spędziłam masę czasu. Nie mówi to jednak nic o jakości tego tekstu, bo i czemu miałoby? Przecież nigdzie nie napisałam, że pamiętam go ze względu na niską jakość.
UsuńPo drugie, przywołuję Legendę wyłącznie ze względu na kurzowe paralele. W tym tekście kurz przekracza ludzkie pojecie i w tamtym, ot i wsio, ale jest to tylko element opisów świata przedstawionego z fafnastego planu, a nie najważniejsze kryterium oceniania Legendy - czy jakiegokolwiek opowiadania.
Po trzecie, nigdzie nie napisałam "Nerka nie umie pisać a Legenda ssie" :P Wiecie, skoro pierwszy komć Nerki zakończył się emotką z wielkim uśmiechem, to też odpowiedziałam półżartem z wielkim uśmiechem, a tu nagle urażone uczucia, których się nie spodziewałam.
Denku, no jasne, że buduję sobie ego w oparciu o roztocza w fikcyjnych opowiadaniach, ty nie? :P
UsuńNie odwracaj kota ogonem. Nie przyszłam tu z krucjatą w intencji mojego opcia, by leczyć kompleksy czy sobie odkuć za krytyczną opinię. Po prostu w bardzo toporny sposób uświadomiłaś mi, że nie życzę nikomu, żeby tak go potraktowano. Jeśli o mnie i cholerną Legendę chodzi, myśl sobie, co chcesz, serio, nie obchodzi mnie to. Możesz pisać peany pochwalne na moją cześć albo chodzić po klatkach schodowych i rozwieszać afisze o tym, żeby trzymano się od mojego pisania z daleka.
UsuńMnie cały czas chodzi o to, że pokpiwanie sobie z czyjejś twórczości, której miałaś pomóc, jest po prostu słabe. Błędy młodości/niewiedzy obrócą się przeciwko tobie, młody autorze, bo będą wyśmiewane w ocenkach aż do końca świata i jeden dzień dłużej? Ponadto jak autorka ocenionego blogaska ma zrozumieć ten przytyk Legendą? Nie musiała czytać ani opcia, ani tej ocenki. Ale ty się pośmiałaś? Idk.
To po prostu jest według mnie mało sprawiedliwe. Mało sympatyczne. A ocenianie chyba nie ma polegać na dokuczaniu, tak? Chyba że jestem głupią idealistką.
Podsumowując, tak, martwię się o ludzi, których kiedyś takimi kpinami mogłabyś zranić, w przyszłości podśmiewając się z ich tekstów w innych ocenkach.
Wiesz, w sumie poruszasz tu ciekawy problem. Czy oceniwszy jakieś opowiadanie nie mam już prawa nigdy więcej się do niego odnieść? Po opublikowaniu ocenki zapomnieć o niej na wieki? Założyć, że skojarzenia z np. filmami czy książkami są OK (wykorzystujesz rozwiązanie fabularne, które kojarzy mi się z Grą Endera), ale z ocenianymi opowiadaniami już nie OK (opisujesz daną rasę identycznie jak osoba, którą oceniałam wcześniej)?
UsuńI, jak mówię, nie było moją intencją dokuczanie ci, tylko proste skojarzenie. W opciu A jest dużo kurzu tak, jak w opciu B. Nie sądziłam, że obecność kurzu w opciu B jest tematem tabu :P
I kurcze, okej, przyjmuję do wiadomości, że moje skojarzenie wyrządziło ci przykrość i jest mi przykro, że tak się stało. Jednak czytając to, co piszesz o błędach młodości, trochę się... nie wiem, martwię? Zastanawiam? Nawet nie wiem, jakiego słowa użyć. W każdym razie chodzi mi o to, że wszystkie nasze oceny są publiczne i ogólnodostępne i tak długo, jak długo istnieje ten blog, każdy będzie mógł je przeczytać. Wystarczy, że wrzuci w googla twojego nicka, i rok, dwa, pięć, dekadę po wystawieniu oceny będzie mógł znaleźć cytaty z Legendy i komentarze do niej.
Ja to odebrałam jako zwyczajne nawiązanie z przymrużeniem oka do jednej z ocen, którą połowa tej części blogosfery przeczytała. Tak się też składa, że zapamiętałam z niej głównie kurz i kształt rzek na mapie, ale nawet nie analizowałabym tego, gdyby nie Twoja reakcja, Nearyh; każdemu czasem się zdarzy jakaś pomyłka i z tych przypadkowych głupot wyczytanych w blogowych opowiadaniach tylko się śmieję, nie łącząc ich z brakami umysłowymi TEGO autora i TEGO bloga, jakby z powodu byle błędu miał być automatycznie beznadziejny. Mam bardzo złe doświadczenia z ocenami, ale nigdy takie, bo… cóż, ja bym się cieszyła, gdyby oceniający nawiązał do oceny mojego bloga po takim czasie – to oznaczałoby, że zapadł mu w pamięć. Lepsze to, niż być autorem nijakiego opka, którego czytelnicy zaledwie po roku nie pamiętają. Naprawdę, widziałam na tej ocenialni teksty, które raziły mnie znacznie bardziej niż to nawiązanie, a gdy czytałam ocenę, uznałam je za sympatyczne. Dlatego, Gayu, kiedy pewnego dnia ocenisz Sensacyjne, dam Ci dożywotne pozwolenie na nabijanie się z mojego opowiadania. Zakładam, że ocena będzie rzetelna, dlatego nikt nie powinien mieć z tym problemu.
UsuńNearyh, radziłabym ci ponowne przeczytanie komentarza Gayi z 17.51.
UsuńWiesz, subiektywnie ci powiem, z twoich komci nie widać, że cię to nie obchodzi. Nie wiem, czy taka była twoja intencja, ale imo są dość mocno histeryczne (nie chodzi mi tu o treść, tylko retorykę). A to niestety wystawia świadectwo gorsze niż słabe opko.
Wiec serio, może meliska? Nie mam zamiaru niczego ograniczać czy cenzurować, bo nie mam powodu, żeby nie wierzyć w waszą kulturę wypowiedzi, ale może wróćcie do tej dyskusji, jak ochłoniecie.
Wystarczy mi pozwolenie na nawiązywanie :P Swoją drogą, wiadomo mniej więcej, kiedy odmrozisz Sensacyjne?
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńLeleth, dzięki, ale interpretacji mojego stanu emocjonalnego totalnie nie potrzebuję - miło, że się starasz tho. No i nie wiem, jak potworne świadectwo sobie wystawiłam w tym momencie, by było gorsze od słabego opka, zwłaszcza że - nie wiem - jakoś nie czuję, by Gaya z mojego powodu łzy wylewała. Może się mylę. Wybacz, Gayu, że zwróciłam ci uwagę i znienacka zostałam uznana z histeryczkę?
UsuńDobra, tu kończę ironię i zwracanie się do Leleth, bo wydaje mi się, że lepiej jest porozmawiać merytorycznie i dojść do rysujących się tu wniosków, zamiast pokazywać kogoś palcem i sugerować złe świadectwa. :D
Nie, nie chodziło mi o zapomnienie, czy coś. Raczej o, ja wiem, sposób...? Porównanie kreacji bohatera brzmi inaczej niż, dajmy na to, ten zwrot z ocenki. I po prostu tak sobie pomyślałam, że taki młody autor, który kiedyś zostałby przywołany w ten sposób, jakiś jego głupi błąd czy cokolwiek, poczułby się, ja wiem, podłamany? Ludzie są różni. Niektórzy odbierają świat przez pryzmat swoich emocji, inni cudzych, sprawdzone info. I o ile dla wielu osób takie żarciki są spoko, ja bym je wyrzuciła z repertuaru właśnie z powodu kogoś, komu to mogłoby sprawić pewnego dnia przykrość. Tak mi mózg działa, to się rzuciło w oczy, nic nie poradzę. A że akurat teraz sobie uświadomiłam - bo się znalazłam na tym miejscu i chociaż moja reakcja ograniczyła się do uniesienia brwi, zastanowiłam się nad tym jakieś kilka minut. I skomciałam. Przerwa na ironię: histeryczne, co? Koniec przerwy.
No i odnoszenie się do literatury czy filmu jest chyba pewniejsze, idk? To tak wchodząc w ten temat ogólny. Bo jednak widzę większe szanse w tym, że ktoś przeczytał, dajmy na to, Zbrodnię i karę niż randomowe opcio z końca internetów. Porównywanie do opcia miałoby chyba sens, gdyby te porównania rozwinąć? Chyba? Trudniej jest wyguglować coś o opciu niż o książce/filmie, soł.
Dżiz, ale mnie serio nie chodzi o ten mój kurz (zresztą każdy ma swoje fetysze, nie?), mnie naprawdę chodzi o ogół w tym momencie.
O rany, ależ tu nadinterpretacje się włączyły, a to tylko moje Fe (nieważne). Nie, ocenka nie niszczy psychiki. Raczej, hm, chodziło mi o to, że, nie wiem, może się posłużę metaforą, bo inaczej nie umiem. To tak, jakby ktoś kiedyś wyszedł z pokoju bez gaci, bo zapomniał, mógł się najeść wstydu, uśmiać z całą resztą, a nawet nauczyć się, żeby przed wyjściem sprawdzać, czy jest ubrany do końca. Ale kiedy po kilku latach ktoś zacznie o tym opowiadać znowu, może poczuć się źle. Nie musi. Może. I to może sprawiło, że mi moralność drgnęła, bo ja taka jestem, bij-zabij, nie zmienisz.
Claudinello - jasne, czaję, pośmiać się i w ogóle. Nie każdy ma do siebie dystans i po prostu postanowiłam to zauważyć. Wiem, świata się nie zbawi, takie tam, ale staram się unikać sytuacji, w których można powiedzieć coś, użyjmy najlepszego słowa, krępującego wobec kogoś prawie obcego. To wszystko zależy od człowieka, jasne, każdy ma inny poziom wrażliwości, każdy zwraca na co innego uwagę, każdy inaczej odbiera krytykę, blablabla. Po prostu wydaje mi się, że to takie lekkie zatańczenie na krawędzi przepaści - ale to tylko moja opinia. Przerwa na ironię: histeryczna opinia.
To ja sobie pójdę być histeryczna gdzie indziej, bo chyba wyczerpałam temat? Idk. Generalnie spoko byłoby uniknąć kolejnych analiz emocjonalno-psychologicznych. :D
Deg, nie bardzo rozumiem, co to ma z czym wspólnego...?
Usuń"ale interpretacji mojego stanu emocjonalnego totalnie nie potrzebuję - miło, że się starasz tho" - to znakomicie, bo interpretowałam twoje komcie, a nie stan emocjonalny.
Usuń"jak potworne świadectwo sobie wystawiłam w tym momencie, by było gorsze od słabego opka" - cóż, teraz się już odniosę bezpośrednio do ciebie, skoro pytasz - przewrażliwionej drama queen (i zaznaczam na wszelki wypadek, nie mówię, że jesteś takim człowiekiem w ogóle, nie znam cię, to są dla mnie wyłącznie emocje przebijające z komentarzy, nie świadczące o tobie jako całości). Serio, przy fragmentach typu "cholerna Legenda" czy "Możesz pisać peany pochwalne na moją cześć albo chodzić po klatkach schodowych i rozwieszać afisze o tym, żeby trzymano się od mojego pisania z daleka" (a nie były jedyne) brakowało mi tylko neonu z tym napisem. I jakoś trudno mi po nich uwierzyć, że mówisz o ogóle. Gdybyś napisała taki komentarz jak teraz - pomijając pierwszy i ostatni akapit (i te wstawki o histerii, och-jakże-ironiczne-i-ponad), w których robisz dokładnie tak samo - nie odniosłabym takiego wrażenia.
"zwłaszcza że - nie wiem - jakoś nie czuję, by Gaya z mojego powodu łzy wylewała" - a co to niby ma do rzeczy? To nie reakcje innych świadczą o tobie, a twoje słowa. Ludzie reagują różnie.
Ale to były żarty? Pretty much wszystko to, co zacytowałaś? Jak się pisze o swoim tekście "opcio", to jest ok, ale jak się napisze z przymiotnikiem "cholerne", to źle? Ok.
UsuńA te wstawki z histerią to wyraz mojego rozbawienia, bo ja nie wiem, co we mnie histerycznego, ale może tak jest, co ja tam wiem o życiu. No, niemniej, bardziej mnie interesuje główny wątek tej rozmowy niż to, czy jestem dla kogoś histeryczna, czy nie.
(doprecyzowałam nieco komentarz i usunęłam poprzedni, na wypadek, jakby ktoś miał się czepiać ;))
UsuńWiesz, co to ma z czym wspólnego, heheszki.
UsuńKejdż tak bardzo nie pasuje do tych szorstkich słów.
UsuńDobra, wyrażę się jaśniej, Deg. Co ma wspólnego prywatna rozmowa z fejsbuka - no, dobrze, napisana na grupie w komciach, but still, grupie zamkniętej - z rozmową o sposobie nawiązywania do ocenek/nie nawiązywania do ocenek? Myślisz, że gdybym naprawdę podjęła się ocenienia tekstu, o którym jest mowa w tych komciach, wyraziłabym opinię w taki właśnie sposób, w jaki jest ona wyrażona tam? Że komcie w ogóle mają jakikolwiek związek z opinią wydawaną na szerszym forum typu otwarty blogasek i można jedno z drugim porównywać?
UsuńSwoją drogą nie wiedziałam, że biegasz za ludźmi i ich screenujesz.
"Ale to były żarty? Pretty much wszystko to, co zacytowałaś? Jak się pisze o swoim tekście "opcio", to jest ok, ale jak się napisze z przymiotnikiem "cholerne", to źle?"
UsuńYyy... Serio, nie każ mi wierzyć, że nie masz wyczucia językowego aż tak bardzo, wolałabym jednak tak nie zmieniać o tobie zdania :P. Nie każ mi tłumaczyć, jakie konotacje ma słowo "cholerne" dla jakiegoś 99% odbiorców - nie, nie żartobliwe. Nie będę rozbierać twoich zdań na części pierwsze. Jeśli nie widzisz, co w nich może być histerycznego, to obawiam się, że i tak się nie dowiesz. Nie ma w nich żadnego sygnału, który wskazuje na żarty.
"co ja tam wiem o życiu" - taaak, takie wstawki też nie pomagają.
Aha, i zgodzę się - ujawnianie prywatnych rozmów niezależnie od ich poziomu, jest, delikatnie mówiąc, nie na miejscu.
UsuńNah, to w sumie trochę moja wina, powinnam przywyknąć, że jak żartuję, to czają to ludzie, którzy mnie lepiej znają, a jak mnie ktoś nie zna, to wychodzą takie kwiatki. Spuśćmy zasłonę na tę kwestię, bo mnie serio bardziej zajmuje kwestia tych nawiązań bądź ich braku. xD A analiza takich pierdół to marnowanie wieczoru. W sensie, moich żartów poniżej poziomu, bo mi znowu poleci skrót myślowy i będzie chędogo.
UsuńDla mnie nie na miejscu jest dostawanie wścieklizny na widok niepochlebnej opinii na temat swojego opka i od razu przychodzenie z odsieczą, ale bywa :P. Wyrzutów sumienia nie mam.
UsuńNie, Nerko, przecież nadal mam o tobie w miarę dobre zdanie (betowanie, ocenkowanie, whatever, twoich opek nie czytam, nie moje klimaty, więc nie wiem). Wiem, że nie wyraziłabyś się tak w ocence, ale nie wierzę już w to, że akurat przełknęłabyś swoją dumę :P.
Wszyscy screenujemy, nie oszukujmy się. Ale akurat biegać to za tobą nie biegałam ;).
Gdzie tu była niepochlebna opinia o czyimkolwiek opku...? I mean, autorka ocenionego opcia bodaj jest kontent, o Legendzie złego słowa nie było, wywiązała się dyskusja na temat nawiązywania do ocenek bądź jego braku. Chyba że nawiązujesz do kolejnych prywatnych rozmów, które masz na dysku, a jeszcze o tym nie wiem?
UsuńOmg, ale o co chodzi z tą dumą i gdzie mam ją przełykać? Nie bardzo czaję, serio. Chodzi ci o coś w stylu, że ja ocenkuję i coś krytykuję, a ktoś mi odpowiada "nie znasz się, robisz takie i takie błędy, idź stąd", i wtedy się zaczyna gównoburza, bo wyciągam szablę i ruszam do boju? Czy o coś innego? Ma ktoś drogowskaz? :D
No, ja nie screenuję. Jestę jednorożcę.
@Degausser - no, dla mnie wiele rzeczy jest nie na miejscu, też w tej dyskusji, co zresztą wyraziłam, ale staram się nie odpowiadać podobnymi.
Usuń@Nearyh - przecież Gaya wyjaśniła kwestię nawiązań, ja akurat w pełni podzielam jej opinię z 17:51, ty możesz nie, ale nie widzę tu za bardzo dalszego pola do dyskusji.
Więc apeluję na przyszłość - ja wiem, lubimy gównoburze, poczuć ciche poczucie wyższości nad mniej w naszej opinii inteligentnymi czy kulturalnymi, ale generalnie wolałabym tu rozmowy o ocence, a nie bicie dramy z powodu jakichś pierdół i zranionych uczuć...
(ale jeszcze się sama wetnę, bo nie da mi spokoju :D przed chwilę twierdziłaś w kontekście słów odnośnie Legendy co innego ;))
UsuńDobra, tbh, też mi się zdaje, że każdy wyraził swoje zdanie i najwyżej możemy je w kółko powtarzać, jak się nie chcemy ze sobą zgodzić. Ja swoje rozjaśniłam, coby nie było, więc uznajmy sprawę za skończoną, cześć i czołem!
UsuńDeg, niemniej wciąż fascynuje mnie, co próbowałaś udowodnić - czy coś? - więc bądź tak łaskaw, napisz mi na maila, znasz go.
Oesu, musimy wolniej komciać, bo utoniemy w swoich wypowiedziach.
UsuńNie, nie powiedziałam, że tekst został zgnojony. No bo nie został? Nie wiem, gnojenie wygląda inaczej. Zauważyłam - na przykładzie Legendy, gdyż ponieważ ten przykład tu jest i on wywołał we mnie przemyślenia, no co poradzisz - że takie nawiązywanie, mimo wszystko z pewnym negatywnym wydźwiękiem (bo to jest odniesienie do jednego z błędów, błąd pozytywny raczej nie jest, nie? To mój ciąg myślowy, próbuję wyjaśniać jak najlepiej, don't even worry) może być krzywdzące dla innych i... no, tu wracamy do tego, co już napisałam, więc nie ma sensu powtarzać.
"prezentując go za zły przykład niczym na jakichś igrzyskach w kisielu" (...) "o Legendzie złego słowa nie było" -- To ja już nic nie rozumiem i niniejszym idę spać :P Dobranoc!
UsuńDobranoc!
UsuńEch. Zaprawdę powiadam wam, ja zawsze najpierw się wypowiadam, a potem sobie przypominam, że ludzie zazwyczaj za pierwszym razem źle mnie rozumieją - i potem muszę pisać takie elaboraty, żeby się wyplątać ze swoich nieśmiesznych żartów. Pierwszy cytat jest skrótową, żartobliwą po mojemu - mea culpa - formą tego, co jest w komciu wyżej, no. Moim komciu.
Po pierwsze to gnojenie =/= "nie było złego słowa". A odnosiłam się do tego pierwszego. I:
Usuń"o Legendzie złego słowa nie było"
A wcześniej:
"kopanie kotka", "prezentując go za zły przykład niczym na jakichś igrzyskach w kisielu", "wyśmiewać innych", "mięcho dla publiczności", "pokpiwanie sobie z czyjejś twórczości", "przytyk", "dokuczanie", "ranienie kpinami".
Jeśli takich słów nie uważasz za złe, tylko neutralne albo dobre, to muszę powiedzieć, że masz dość oryginalny system wartości ;).
No ale połowa z tych słów była w kontekście nie Legendy użyta, tylko tego ogółu? Część generalizująca w skrócie myślowym? Totalnie się nie dogadamy, drogie panie, jak to tak będzie wyglądać.
UsuńEm, a druga połowa tak, więc wciąż zaprzeczasz własnym wypowiedziom?
UsuńWyszłaś od Legendy i mnóstwo słów było użyte w jej kontekście. Nie roztrząsasz zupełnie abstrakcyjnej sytuacji bez jakiegokolwiek uzasadnienia. A jeśli pewne słowa odnoszą się do ogółu, to choćby dwa pierwsze zwroty nie, soraski, nie mam ochoty sprawdzać następnych :P. Więc nie, wciąż nie równa się to z "nie było złego słowa".
Dzien dobry, mam nadzieje, ze wszyscy sie wyspali, zdystansowali, odswiezyli i zeszli z gory na sniadanie :P
UsuńOdnoszac sie do meritum, ktorym, jak rozumiem, jest kwestia "czy mozna nawiazywac do ocen z przeszlosci", imho odpowiedz brzmi "tak". Po pierwsze, to nie sa tajne informacje, czy prywatne betowanie, ktore odbywa sie przez maila wylacznie miedzy zainteresowanymi. Ocenki sa publiczne, dostepne dla wszystkich, skierowane nie tylko do autora opowiesci, ale do kazdego, komu chce sie to czytac. Po drugie, nawiazanie nie jest rownoznaczne ze zlosliwym dopieprzaniem. Po trzecie, o rzeczach, ktore zapadly w pamiec czasem sie dyskutuje, nawiazuje do nich, wspomina. Robienie tego za plecami autorki i tak, zeby sie nie dowiedziala, traci mi hipokryzja i obmowa.
Co do tego, ze ocena przypomina analize - nigdy nie ukrywalam, ze analizy sa moja wielka inspiracja, o czym zreszta pisze w pierwszym akapicie opisu oceniajacej. Co wiecej, po czterdziestu i czterech opublikowanych ocenach mozna sie zorientowac, jaki mam styl oceniania i wypowiedzi, czasem mniej lub bardziej zlosliwy, i coz, zglosic sie do kogos innego. Jedni lubia byc objechani na Opieprzu, inni moga wolec slodkie glaskanie po glowce z ocenialni, w ktorych kazdy dostaje piateczke, a jeszcze inni masochisci moga przyjsc tutaj. Decydujac sie na mnie, decydujesz sie na moje warunki. Fun fact: moje ocenki i tak sa milion razy lagodniejsze niz kiedys, co jest zasluga Leleth, ktora wycina mi w becie przesadne zlosliwostki ;).
A odnosnie "nie wspominaj o zaszlosciach z internetu, bo komus moze byc przykro", czy z reka na sercu mozesz powiedziec, ze nigdy nie uzylas w jakims komciu wyrazenia "Proust blogosfery" lub podobnego? ;)
E, chyba dawno ci nic takiego nie wskazywałam ;P.
Usuńwy wszyscy jesteście chorzy...
UsuńWybacz ten skrót myślowy, reagujesz tak, jakby ktoś splunął Legendzie w twarz XD. Co by było, gdyby chodziło o Granice...
OdpowiedzUsuńTag, jestem illuminati, śledzym was wszystkich, a już szczególnie czaję się na WS, na dobrą chwilę, żeby razem z zastępem swych asasynów was zdjąć jeden po drugim, MIEJCIE OCZY DOOKOŁA GŁOWYYY!
Chyba tyle ode mnie, myślałam, że mam siły, ale fejspalmuję za bardzo.
Ale jak mnie wezmą do CSI, to w sumie mogę za tobą biegać, jak chcesz. Co ty na to?
UsuńPodobno moich opek nie czytasz, a jesteś zaskakująco zorientowana. Powiem w sekrecie, trzymaj się z daleka od Ołówka, za to po prostu wieszam na kiju od szczotki, drugą jej część wsadzając tam, gdzie nie wypada mówić.
UsuńDeg, syrjusli, jak masz jakiś problem na tle prywatnym ze mną i moją pisaniną, chodźmy na maila? No bo niekoniecznie chcę robić większe bajoro Mackalni niż to konieczne.
Tag, znam tytuły twoich opek (są takie tajne). Na testach do CSI każą nam w sekrecie analizować twoje dzieła i hyhyhać z nich w podziemiach, za twoimi plecami.
UsuńTyle.
Mhm. To miłego śmiacia się, podobno wydłuża życie - będzie więcej czasu na screenowanie prywatnych rozmów!
UsuńSerio, nie jestem zwolennikiem cenzury, ale chyba zacznę ciąć takie komcie, które nic nie wnoszą i mają na celu tylko wbicie szpili :P. Przestańcie przeżywać ból pupki o te prywatne rozmowy w co drugim komciu, jak masz z tym problem, Nearyh, to polecam priv. Z góry dziękuję.
UsuńOdpisuję tu, bo na górze dyskusja trwa ¯\_(°~°)_/¯
OdpowiedzUsuńNawiązywanie też dobre, dodatkowa reklama zawsze w cenie. No i według pierwotnego planu jestem bliżej niż dalej ;) A kto wie, czy nie poproszę o odmrożenie wcześniej, bo czekam w tym momencie na dwie oceny (na kdo i na ws), a że od półtora roku nikt mi Sensacyjnych nie ocenił, chwilowo brakuje mi jakiegokolwiek feedbacku. Nawet nowych notek nie mogę publikować, chyba że nagle zechcę zrobić na złość oceniającej z kdo, która na podstronie zaznaczyła, że wolałaby, by od drugiego miejsca w kolejce nie dodawać rozdziałów. Zobaczymy :)
Wisz no, zawsze mozesz mi przeslac PDFa czy innego worda i tez sobie poradzimy. Ale nie ocenie cie przed blogami, ktore mam teraz w kolejce, bo o ile kojarze Sensacyjne to straszliwa kobyla, ktora zajmie co najmniej pol roku, nie? Jak juz sie za ciebie wezme, to zablokuje kolejke az nie skoncze, zeby nikt mi nie dyszal w kark :P
UsuńBez przesady z tą zabójczą długością, zwłaszcza że to lekka lektura z przygodami, nie „Ulisses” ;) Część pierwsza – w całości napisana i dostępna na blogu – ma długość, powiedzmy, „Harry'ego Pottera i Księcia Półkrwi”, a druga część jest mniej więcej jak „Kamień filozoficzny”, czyli krótka. Problem polega na tym, że wciąż się waham, czy część pierwsza może w ogóle istnieć osobno, a lepsze i ważniejsze dla całości wątki są w drugiej i trzeciej, które wciąż czekają na pewną betę i decyzje kompozycyjne. Poczekam na te dwie ocenki i jak stwierdzę, że wystarczy mi odbiór półtorej części, to dam wam znać :)
UsuńNie ma sprawy, zwłaszcza, że zanim przetrawię obecną kolejkę minie troche czasu :)
Usuń"Chcesz dotknąć? – spytał jej Tony, a na jego twarzy wypłynął uwodzicielski uśmiech."
OdpowiedzUsuńTo ja tylko przypomnę, że ten reaktor to dla Tony'ego najważniejsza rzecz na świecie (nic dziwnego, skoro utrzymuje go przy życiu) i NIGDY nie traktował go jak taniego gadżetu do podrywu. Filmy pokazują to bardzo konsekwentnie. Przypominacie sobie sceny z Tonym ganiającym półnago po Wieży i pytającym uwodzicielsko różnych kobiet: "Hej, mała, chcesz zobaczyć mój reaktor łukowy?". No więc ja też nie. Jest tylko jedna osoba, której pozwolił go dotknąć i to w bardzo wyjatkowej sytuacji, kiedy potrzebował pomocy przy naprawie - i była to Pepper Potts. Scena z podrywaniem Jane jest bolesna (w ogóle wszystkie sceny podrywu są w tym opku bolesne), a oryginalne charaktery bohaterów poszły gdzieś w maliny. Dostaliśmy stadko jakichś zwiędłych pietruszek niegodnych nawet wylizać butów Wielkiemu Lokiemu, który ustawia sobie ich wszystkich, jak chce. Nie, zdecydowanie nie jest to dobrze napisany tekst.