Cześć! Chciałbym tylko na wstępie powiedzieć, że ani Lenin, ani Cthulhu nie pożerają kandydatów na oceniających za potknięcia. Wręcz przeciwnie, można się spotkać z pomocą przy stawianiu pierwszych kroków, więc nie ma się czego bać, nawet jeśli nie oceniało się nigdy wcześniej. Oferujemy pracę w młodym zespole…
Dodam jeszcze, że ponumerowałem opowiadania w celu łatwiejszej nawigacji.
Miejscówka przyzywającego: Tales of many lives
Przedwieczny: Ryszard Rwie Serce
I Są takie noce
Trudno się połapać kto, jak i dlaczego nazywa się tak, a nie inaczej. Nie klaruje się żadna reguła, mam wrażenie, że przedrostki (lub ich brak) są przydzielane losowo. Do tego mieszasz nazwiska brzmiące dość europejsko, żeby nie powiedzieć swojsko, z takimi typowymi fantastycznymi. Wprawdzie nie jest to błąd (załóżmy, że jest całkiem współcześnie, wymieszane są i narody, i klasy społeczne, w rezultacie nie można po samym nazwisku odgadnąć, z kim mamy do czynienia), ale straszny natłok postaci, ich imion i nazwisk, piekielnie do siebie podobnych, skutkuje jedynie dezorientacją. Przyjrzyjmy się bohaterom: Elenaia ter Iriaith, Allaia ter Ellai, Seleana, Harewell, Rail Virellan, Leir Virellan, Irien ter Sefiran, Fineran aen Hear, Farewend aen Derean, Rosaille aen Vienne. Kto zapamiętał i rozróżnia bez problemu – ręka w górę.
Jeśli uważasz, że ci (nie)ludzie są niezbędni, bo – jak piszesz w komentarzu – chciałaś zrobić przekrój grupy, zastanów się nad selekcją informacji. Czy na pewno są czytelnikowi potrzebne te wszystkie dane personalne? Czy powiedzenie, na przykład, że Allaia jest arystokratką, coś wnosi? Czy określenie rasy jednego z uczniów (i tylko jego) ma jakieś znaczenie? Czemu tylko jego? Wygląd jako cecha charakterystyczna danej postaci często jest odbierana jako brak pomysłu na nią (przykład znajdziesz poniżej). Jak ulżyć tekstowi, jak uczynić go interesującym opisem, a nie wyciągiem z katalogu? Można tu zastosować parę zabiegów, jak chociażby przedstawianie postaci parami (trójkami, itp.) na zasadzie podobieństwa (co stosujesz przy opisie bliźniaków, ale odniosłem wrażenie, że bardziej z rozpędu niż z myślą o konstrukcji tekstu) lub kontrastu. Może główna bohaterka nie będzie potrafiła zapamiętać czyjegoś imienia, bo jej nie brzmi, jest za długie, za skomplikowane? Niech cechy postaci mają realny wpływ na to, co dzieje się dalej, bo póki co zaserwowałaś czytelnikom jedynie zapewnienie, że obóz A jest milusi, a obóz B jest nadęty i zarozumiały i właściwie na tym się kończą różnice.
Oczywiście to tylko propozycje, na jakie zabiegi się zdecydujesz, zależy tylko od ciebie, jednak warto zrobić z bohaterami porządek.
[...] warknęła ruda arystokratka. – Kolor włosów i znikąd wzięta arystokratka (jak już wspomniałem, nic za tym tytułem nie idzie w opowiadaniu, nic z tego nie wynika) to nienajlepsze sposoby zastępowania imienia. Pachną analizowalnym opkiem.
patrząc na Rosaillę – Jeśli imię dziewczyny w mianowniku ma końcówkę -e, to nie będzie się odmieniać tak jak z -a. Ba, w ogóle się nie będzie odmieniać. Widzę, że dalej w tekście jest Rosailla, na początku zaś masz Rosaille. O, ilość l też bywa różna. Wypadałoby ujednolicić zapis.
Czy nauczyciel, zadając uczniom prezentację o demonach nie spodziewał się konsekwencji? Albo był głupi, nie przewidując, że uczniowie wpadną na pomysł ściągnięcia demona, albo… był głupi, zakładając, że powodzenie jest absolutnie niemożliwe.
II Przekroczyć horyzont
[...] oczy z niepokojąco powiększonymi źrenicami. – Chwilę wcześniej napisałaś [...] jej ciemne ubranie zlewało się z mrokiem dookoła [...]. – Nie jestem pewny, czy aby w ciemną noc rozszerzone źrenice byłyby czymś niezwykłym, zwracającym uwagę.
Nie powinna była jej odpowiadać, a już na pewno nie przystawać i zaczynać rozmowę – Nie powinna była [...] zaczynać rozmowy. Gramatyka do poprawy.
Po co ci to jako pytanie, czemu dziewczyna chce oglądać wschód słońca i czemu pyta o widoczność z miejsca, w którym stoi? Brzmi to… co najmniej dziwnie.
– Dokonałaś kiedyś wyboru...? – Kiedy już miała ruszyć do biegu, obca odezwała się raz jeszcze. – Niezwykle trudnego, a mimo to uzdrawiającego całe twoje życie? Odczułaś to kiedykolwiek? – ...nie. Nie kupuję tych słów padających z ust starej, doświadczonej wampirzycy, jak młodo by nie wyglądała, w dodatku skierowanych do przypadkowo napotkanej czternastolatki.
Żegnaj, ludzka dziewczyno, dobrze było cię spotkać. – Jak do tej pory wampirzyca zdawała się bardzo ludzka, sugerujesz, że jednak nie jest przemienionym człowiekiem, a przedstawicielką innego gatunku od samego początku? Ewentualnie zatraciła swoje człowieczeństwo tak dawno, że nie czuje już przynależności do ludzi? Nie jest to błąd, po prostu pytam.
Pierwsze ptaki pokrzykiwały nieśmiało w zapowiedzi swoich porannych występów. Dziewczyna szczerze ich nie znosiła, zbyt często budziły ją o poranku, kiedy nic nie przeszkadzało jej myśleć. – Yyy, przez sen myślała czy jak?
Obawiam się, że będę potrzebowała czegoś więcej od łuny – Niż łuny.
Nie robi mi ta rozmowa pod koniec opowiadania, rozważania o życiu i śmierci, rzucanie ogólnikami godnymi Coelho. Niby nic nadzwyczajnego w wieku dojrzewania, ale jakoś męczy, kiedy się już z tego wyrośnie.
III Nadchodzi długie lato
Noc była gorąca i parna, idealna na włóczęgi po Mieście. – Ach, to nieszczęsne miasto Miasto, bardzo odkrywcza nazwa. Albo próbujesz stylizować swój świat na Londyn zwany City, albo jest to jedyne miasto na świecie, albo masz problem z wymyślaniem nazw własnych.
otworu - przejścia – Zapisujemy bez spacji.
Co to znaczy nago? – Zapytał kot, który zna różne alarmy, pułapki, rodzaje odzieży i protezy. Nie kupuję tego, ani jako zaczepki, ani nawet zapychacza.
- Witajcie z powrotem [...] - Jaka jest sytuacja i ilu z was chce z nami odejść? – W tym fragmencie znajdziesz łączkę dywizów, do poprawy.
Opowiadanie jest bardzo krótkie, może nawet za krótkie? Wciąż mi tu czegoś brakuje, na pewno nie zaszkodziłoby tekstowi, gdybyś go okrasiła dokładniejszym opisem świata, w którym żyją czworonożni bohaterowie. Zastanów się też nad uwiarygodnieniem swoich postaci – spojrzeniem z ich perspektywy, ich przeżyciami, doświadczeniami. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że czytam o dzieciakach przebranych za koty, nie o kotach.
Nie umiem też do końca pożenić tytułu z treścią. Bądź łaskawa mi ten związek nakreślić.
IV Gdzie słońce grzeje, a księżyc jest piękny…
,,Jeszcze kiedyś się zamienimy'' – Popraw cudzysłów.
Nie mam więcej zastrzeżeń do tego opowiadania. Nie wyróżnia się jakoś szczególnie na plus, ale nic nie uwiera.
V Kilka kroków obok prawdy
chętnie pozwolił ruszył – Czyżby autokorekta ingerowała?
Ostrzegam jednak, iż to straszliwa, szarpiąca nerwy opowieść, i nie wiem, czy tak piękne damy zdołają jej wysłuchać do końca… – Z tego zdania wynika, że piękno determinuje nieodporność na straszne historie. ;)
– Wydarzyło się to, gdy podróżowałem po świecie, poszukując potworów, z których trzeba go oczyścić – zaczął młodzieniec podniosłym tonem. – Nie mówię o tak czarujących istotach jak wy, panie, ale o demonach, zwanych powszechnie wampirami [...] – Czyżby te piękne panie budziły jakiekolwiek wątpliwości w naszym uroczym bajarzu? Nie wiem, czy ta wstawka jest konieczna, obnaża poniekąd naturę rozmówczyń, tak samo z damą, o czym mowa parę linijek niżej. No chyba że po prostu przybysz lubi obrażać ludzi, do których się dosiada, tak na dzień dobry.
[...] wkroczyłem do zimnego hallu. W tym miejscu byłem prawdziwie samotny, pozbawiony wszelkich zdobyczy cywilizacji i wszelkiego wsparcia… – Bo budynek z hallem z cywilizacją nie ma nic wspólnego?
Dama w żaden sposób nie wyglądała na niebezpieczną. – Niepotrzebnie tak wcześnie informujesz czytelnika, że jednak z ową damą jest coś nie tak. ;)
– Nie zamierzam dłużej znosić pańskich insynuacji – Pańskich odnosi się do mężczyzny, a te słowa kierowane są do kobiety. Prawidłowo będzie po prostu pani insynuacji.
Poza tymi uwagami scena wyszła dość zgrabnie, widać postęp w twoim pisaniu.
VI Może herbatki?
Zapachy dobiegające z kuchni nabrały na intensywności [...] – Albo przybrać na czymś, albo nabrać czegoś, zmiksowałaś te dwa wyrażenia.
– Czy masz dla mnie jakąś wiadomość z Kornwalii? – zapytała dziewczyna. – Ta martwa czy ta żywa?
Kolejny tekst, który nabrał objętości i dobrze się go czyta. Oby tak dalej.
VII Ostatnia z amerykańskich dziewczyn
Wszystko zaczęło się, gdy American Health Organisation dopuściła do badań na ludziach dwa odkrycia – Odkrycia przeprowadzające badania na ludziach, tego jeszcze nie grali.
Ashlynn zawsze malowała się tak starannie jak malowano elewacje korporacyjnych biurowców, dziś jednak przyłożyła się jak do tworzenia na nich graffiti. Ostatecznie jeśli chce się zostać twarzą rewolucji, należy wyglądać ładnie. – Hej, jeśli zwykle malowała się starannie, a teraz inaczej niż zwykle, to pomalowała się byle jak (nie, to ładnie na końcu nie ratuje sytuacji)? Ja zrozumiałem, że postawiła na krzykliwy makijaż, niemniej to tylko moje dobre intencje – metafora średnio trafiona, zbyt szerokie pole do interpretacji.
Ostatecznie jeśli chce się zostać twarzą rewolucji [...] Tego dnia pocieszyła się nie tylko bójką z policją ale też faktem, że pokazano ją w wiadomościach. [...] Rodzice mieli [d]o niej zaufanie i naprawdę wolała, żeby tak zostało. Im mniej wiedzieli, tym lepiej dla nich. – Niech żyje konsekwencja.
[...] przygotowała śniadanie – lokalny chleb i organiczny serek, do tego kawa fair trade, wszystko moralnie bezpieczne. – Mam wątpliwości, czy moralnie to dobry synonim słowa etycznie.
[...] modyfikowane genetycznie psy. – Domyślam się, że chodzi ci o komputerową modyfikację DNA, ale tak jakoś… wszystkie rasy to dzieło ingerencji człowieka w geny. W ogóle to jestem ciekaw, skąd pomysł na taki motyw – znaczy, rozumiem, że w celu podkreślenia rozwoju technologii, ale po co ujednolicać rasy?
Konstrukcja stała opuszczona, odkąd firma, dla której miał[a] powstać, zbankrutowała, i najwyraźniej służyła znacznie wyższym celom. – Bigos podmiotowy. Plus literówka. Plus nadprzecinkoza.
Nie straciła go [zapału] przez następny miesiąc codziennych spotkań. Była ich setka gotowych na wszystko – Tych spotkań? ;)
Nie straciła go [zapału] przez następny miesiąc codziennych spotkań. Była ich setka gotowych na wszystko, byle tylko zaprowadzić nowy ład. Nie powiedziała nic przeciwko morderczemu rygorowi, brakowi informacji ani godzinom spotkań, przez które nie miała szans na zaliczenie roku. // Nie zrobiła też nic, gdy pewnej nocy włamali się do laboratorium Agenus Company i zniszczyli wszystko, co mogli. – Jej bierność miałaby sens, gdyby już wiedziała o zmianie pracy brata, na chwilę obecną nie zrobiła nic gryzie się z resztą przytoczonego fragmentu.
Ashlynn musiała przyznać, że jeśli jest to stałe miejsce zebrań, to Przyjaciele potrafią się zakonspirować. Słyszała o spotykających się tam rozpijaczonych gówniarzach, ale nie grupie opozycji. [...] Przez chwilę bała się, że całe zaproszenie było tylko żartem, ale zauważyła grupę ludzi trzymającą podobne czarne kartki i poczuła się nieco bezpieczniej. Za nimi wdrapała się na piąte piętro, okazując po drodze wejściówkę, po czym stanęła obok jednego z betonowych filarów. – Fanklub Stirlitza się znalazł. Ostatnie, w co uwierzę, to to, że nikt ich nie nakrył, że wśród młodzieży nie znaleźli się żadni chojracy ani nikt się nie zainteresował ludźmi z identycznymi kawałkami papieru. Pragnę jedynie dodać, że gdy bohaterka dostała jeden egzemplarz, od razu wiedziała z kim/czym ma do czynienia, nie wiedziała tylko gdzie… A tu proszę, kolejka ludzi z karteczkami przed budynkiem!
nieważne z resztą – Zresztą.
[...] przegadać przeciwnika na śmierć. – Jeśli na śmierć, to raczej zagadać.
[...] oraz listy drogich zakupów, jakie niedawno dokonali. – Jakich.
Inspirację Fight Clubem widać wyraźnie, nie wiem, czy na tym ci zależało. Jeśli tak, to udało ci się zrealizować założenie.
VIII Zobaczmy, co odeszło z mojego świata
Powinnam podziękować memu wydawcy [...] – Albo czegoś nie łapię, albo chodziło ci o wybawcę.
Wstałam, opierając o kolumienkę baldachimu, która ledwie utrzymała mój ciężar, po czym ostrożnie, starając się nie deptać po łodygach czy najbardziej spróchniałych deskach, podeszłam do okna. – Tu wyjątkowo nie powinnaś bać się powtórzenia i spokojnie wstawić drugie się.
[...] nie dbając o moją na to reakcję. – Raz, że szyk zupełnie nienaturalny, dwa, spokojnie zdanie obyłoby się bez na to.
[...] przed spatynowanym lustrem w złotej ramie. – Patyna powstaje w wyniku korozji miedzi i jej stopów. Lustra ze szkłem (jak piszesz dalej) miały pod spodem srebro (obecnie aluminium), więc czernieją.
[...] poprowadziłam się aż tutaj. – Cię.
Zastanawiam się, czy konieczne było osadzanie w tym opowiadaniu konkretnych postaci z innych baśni, czy nie wyszłoby mu na dobre, gdybyś użyła swoich własnych, stworzonych od zera bohaterów lub opierała się na tych znanych nieco luźniej. W dobrym kierunku zmierzał motyw z braćmi zaklętymi w gołębie oraz z odłamkiem lustra czy też bezimiennej syreny mającej problemy z chodzeniem na świeżo sprawionych nogach. Używanie „gotowców” chyba nie na wiele się zdało – bycie Aurorą pozwoliło głównej bohaterce jedynie nie tłumaczyć się przed czytelnikiem z długiego snu. Nic za bardzo nie wynika z racji bycia konkretną księżniczką, czy to w przypadku jej, Śnieżki czy Kopciuszka.
IX Za kurtyną deszczu
kilka przystanków spod delikatesów. – Spod? Nie czasem od?
Całkiem klimatyczna miniatura z nutą tajemniczości. Nie mam za bardzo zastrzeżeń do tego tekstu.
X Ja tylko chcę poczuć tę chwilę
Cudzysłowy do poprawy.
Impreza, której miało w ogóle nie być, przybierała na rozmachu [...] – To… niezbyt fortunne wyrażenie.
Ewa, nieco mniej wytrzymała od przyjaciółki, szybciej wróciła do kuchni i drinków – bo w międzyczasie tajemniczo pojawiła się w niej wódka. – Podmioty.
[...] wróciła do kuchni i drinków – bo w międzyczasie tajemniczo pojawiła się w niej wódka. Zbyt zdyszana po tańcu, by zająć się czymś innym, przygotowała sobie drinka [...] – Powtórzenie.
Ostatni akapit spokojnie mogłabyś wykreślić, niedomówienie byłoby dużo lepsze niż łopatologia.
XI Jesteśmy cywilizowanymi ludźmi
[...] wszak każdy przybysz mógł stanowić źródło niepokojów trawiących Lyonesse. – Ten fragment brzmi dość dwuznacznie, za pierwszym razem zrozumiałem, że podejrzewa się każdego obcego o bycie źródłem wszelkich nieszczęść dziejących się obecnie.
Przeszkadzała zwierzchnikom, ponieważ dostrzegała wszystkie ich matactwa [...] – A cóż to za cudowna kraina, w której nie mogli jej po prostu uciszyć?
Flynn czuł z tą częścią miasta pewne pokrewieństwo i dlatego chronił resztki swojej opinii wszelkimi siłami. [...] Flynn Lioncourt nie miał zwyczaju rozmawiania z nieznajomymi na ulicy, a już z pewnością nie w pełnej niziołków i snobistycznej klasy średniej Quirindale, które nie należało przecież do najlepszych dzielnic. – Zdania tego typu są logiczne i w sumie możliwe do zrozumienia, ale czyta się je topornie. Myślę, że przeróbka nikomu by nie zaszkodziła.
Otóż chcę was zapewnić, że zawierają ziarna prawdy [...] – Ziarno.
Licz karmiący się więźniami wyższych poziomów [...] – Mam wizję więźniów na wyższym levelu. :D (A tak serio, chyba uciekł ci przyimek.)
Alven Yard nigdy tego nie potwierdzi, nikt tego nie potwierdzi, ale tuż obok Lyonesse żyje Licz. Potrzeba drużyny, która go zgładzi; wolnych od nacisków władzy ludzi chętnych do prawdziwie bohaterskiej walki! – Ale właściwie… dlaczego? Pozostaje mi się tylko domyślać, że ów Alven jest jakimś urzędnikiem czy inną ważną szychą, natomiast zupełnie nie rozumiem, czemu miałby nic nie robić z zagrożeniem. I dlaczego potrzeba jakiejś drużyny? W takiej sytuacji spodziewałbym się aresztowania, nie blasku chwały przypadkowych ludzi, którzy ot, tak sobie wleźli do więzienia potwora ubić.
Jestem w stanie sobie wyobrazić, że czwórka bohaterów przychodzi na spotkanie z nieznajomą, nie rozumiem natomiast dlaczego, skoro już wiedzą, czego od nich oczekuje i mają to gdzieś, nie wyjdą po prostu pod byle pretekstem, tylko ją ostentacyjnie ignorują.
Clarice widzi, że jej goście znajdują sufit ciekawszym niż jej wynurzenia, a i tak uparcie twierdzi, że oni chcą ratować miasto przed Liczem. Po czym przekonuje wszystkich po kolei, ani chybi magią czy innym Imperatywem Opkowym, bo na pewno nie samym urokiem osobistym i, khe khe, biegłością w retoryce. Intryga grubymi nićmi szyta. Bardzo grubymi.
Następnie Imperatyw przez kilka tygodni zmusza ich do omawiania planu, a potem jak gdyby nigdy nic wprowadza do więzienia Tower. I nikt ich nie zatrzymuje, bo tak. Bo niepisana przywódczyni wyprawy jest kuzynką kogoś tam, więc mogą sobie zwiedzać więzienie nocą. Tak oto wpuszczono ich do środka bez bólu, ale przez kolejne piętra urządzają sobie skradankę. Logiczne. Prawie.
Irene, na wszelki wypadek wciąż starannie osłonięta dziennym strojem, uważnie wodziła oczami dookoła, z każdej strony spodziewając się zagrożenia. Rzuciła nawet okiem w głąb celi Fu Lunga - i gdy dostrzegła legendarnego, budzącego grozę przywódcę gangu skulonego ze strachu pod ścianą zrozumiała, że Clarice nie tylko ich oszukuje, ale też prowadzi na pewną śmierć. – Jakim cudem, ja się pytam? W jaki sposób bezbłędnie odgadła, że to cela konkretnego gangstera? Jaki jest związek pomiędzy jego strachem a pułapką Clarice?
Obowiązkowa spowiedź villaina. Odhaczyć. Na macki, serio?
Tak się zastanawiam, czy zmieniła ci się koncepcja w trakcie pisania? Nie ogarniam tej całej Clarice. Poznajemy ją jako awanturniczkę, zbuntowaną pracownicę banku, potem, na spotkaniu w apartamencie, wychodzi z niej zwiędła lelija, co się porządnie wysłowić nie potrafi. Irene jest świadkiem obu drastycznie różnych zachowań i nawet przez myśl jej nie przemknie, że coś tu nie gra. Z zakończenia też nie wynika, kim lub czym jest Clarice, owa pomoc z zewnątrz. Niby nie musi być to dookreślone, ale wiesz, nurtuje mnie na przykład, co w ogóle nią kierowało, by pomóc potworowi z Tower, Wiglafowi, w podziemiach? Była jego częścią czy tylko marionetką?
Największą zaletą opowiadania jest jego zakończenie. Bez zbędnych ceregieli, bez patosu, bez wodolejstwa. Szkoda, że ginie w takim natłoku męczącej treści poprzedzającej punkt zwrotny. Choć, muszę przyznać, w zestawieniu z resztą wygląda jak próba zmieszczenia się w limicie słów.
Nie wiem, czy na tekście odbiła się presja tworzenia na konkurs, ale to opowiadanie jest pisane najbardziej topornym językiem – pod tym względem wypada najgorzej w porównaniu z resztą na tym blogu. Mamy tu parę średnio wyróżniających się postaci, z ich opisów – podobnie jak przy pierwszym opowiadaniu – robi się notatka na Wikipedii, tylko odnośników brakuje, kto zacz. Mogę zgadywać, że ten tekst pisałaś mniej więcej w czasie Są takie noce. Mam tyko nadzieję, że nie dużo później – inaczej, zamiast robić postępy, wracasz do punktu wyjścia.
Dodatkowo zamiast pauz pojawiają się same dywizy.
Na koniec parę uwag ogólnych i technicznych:
Warto popracować nad nadaniem lekkości swojej pisaninie, bo na dłuższą metę monotonia zabija. Jeśli się nie mylę, ten blog jest swoistym poligonem doświadczalnym, nic więc nie stoi na przeszkodzie, byś zaczęła różnicować styl w poszczególnych opowiadaniach, nawet jeśli początki będą niezadowalające. Wyjdź ze swojej strefy komfortu. Baw się, zmieniaj, dynamizuj.
Fajnie, że starasz się tworzyć własne światy, choć jeszcze sporo pracy przed tobą. Krótka forma jest, no, krótka, ale spokojnie wystarczy miejsca na przybliżenie czytelnikowi wykreowanego przez ciebie świata i zamieszkujących go postaci, ich charakterów, idiolektów. Gdybym miał twoją pisaninę zilustrować, byłyby to w większości przypadków kontury postaci, czasem w kolorze, ale płasko kładzionym. Z rzadka pojawia się w ogóle tło. Urozmaicaj miejsca akcji, niech te uniwersa faktycznie się od siebie różnią, nie tylko umieszczonymi w nich bohaterami. I, jeśli już wszystkie postaci tak sumiennie przedstawiasz w dużych ilościach, koniecznie zróżnicuj ich nazwiska. ;)
Teksty są różnie formatowane, warto je ujednolicić. Polecam wyłączyć justowanie tytułu notki, tak duże światło nie wygląda za dobrze – przykładem czego jest Zobaczmy, co odeszło z mojego świata – jeśli w przyszłości planujesz wstawiać równie długie tytuły, będą się brzydko rozjeżdżać. Czy masz jakąś betę? Nie ma sensu, żebym kopiował każde zdanie i pokazywał palcem wszystkie błędy, ale często umykają ci przecinki (głównie przy wtrąceniach i zdaniach złożonych), zdarzają się literówki i niezgrabności językowe.
To ja dorzucę swoje trzy grosze :P:
OdpowiedzUsuń"Wszystko zaczęło się, gdy American Health Organisation" - organisation to pisownia brytyjska, prawidłowa forma amerykańska to organization ;).
Punkt dla ciebie. :)
UsuńPrzede wszystkim bardzo dziękuję za ocenę, nie odnoszę się do wszystkich uwag, ale wszystkie postaram się zapamiętać. W sumie jestem bardzo mile zaskoczona – niektóre opowiadania z tego bloga są naprawdę stare, a zaczęłam go prowadzić widząc, jak bardzo nie radzę sobie z opowiadaniami, więc cztery pomiociki z minusem i dostrzeżenie jakiegoś postępu bardzo mnie cieszą. Bety nie mam, zupełnie nie wiem, skąd kogoś takiego znaleźć.
OdpowiedzUsuń(Poprawki w tekstach pojawią się pewnie na dniach, jak zapanuję nad formatowaniem na bloggerze)
I.
Tu pełna zgoda, pozostaje tylko zapamiętać na przyszłość. Spierałabym się może w kwestii nauczyciela – przyzywanie demona jest na tyle idiotycznym pomysłem, że na jego miejscu nie podejrzewałabym, by najgłupszy uczeń się na coś takiego zdecydował…
II.
– Chwilę wcześniej napisałaś [...] jej ciemne ubranie zlewało się z mrokiem dookoła [...]. – Nie jestem pewny, czy aby w ciemną noc rozszerzone źrenice byłyby czymś niezwykłym, zwracającym uwagę.
To chyba zależy od tego, jak bardzo byłyby rozszerzone, natomiast teraz zastanawiam się, na ile byłyby widoczne. Tak czy inaczej, zły pomysł.
– Jak do tej pory wampirzyca zdawała się bardzo ludzka, sugerujesz, że jednak nie jest przemienionym człowiekiem, a przedstawicielką innego gatunku od samego początku? Ewentualnie zatraciła swoje człowieczeństwo tak dawno, że nie czuje już przynależności do ludzi? Nie jest to błąd, po prostu pytam.
Druga wersja – przy czym starałam się ją kreować na osobę która nie tyle zatraciła człowieczeństwo, ile żyje poza nim od tak dawna, że czuje się od niego tym bardziej odrębna; stąd ludzkie zachowanie, ale dystans tworzony w tej wypowiedzi.
Pierwsze ptaki pokrzykiwały nieśmiało w zapowiedzi swoich porannych występów. Dziewczyna szczerze ich nie znosiła, zbyt często budziły ją o poranku, kiedy nic nie przeszkadzało jej myśleć. – Yyy, przez sen myślała czy jak?
Aż sama się zawiesiłam na tym zdaniu na chwilę; chodziło mi o to, że po obudzeniu nic nie przeszkadzało jej myśleć – najpewniej o wszystkich rzeczach nad którymi nie chciała się zastanawiać – i przez to ptaki aż tak ją drażniły. Czytelność zerowa, fakt, kajam się =.=
III.
Noc była gorąca i parna, idealna na włóczęgi po Mieście. – Ach, to nieszczęsne miasto Miasto, bardzo odkrywcza nazwa. Albo próbujesz stylizować swój świat na Londyn zwany City, albo jest to jedyne miasto na świecie, albo masz problem z wymyślaniem nazw własnych.
Co mogę powiedzieć, brak nazwy własnej wydawał się całkiem dobrym pomysłem w sytuacji, w której w danym świecie istnieje tylko jedno miasto, które wchłonęło wszystkie inne ^^; Ale to było zanim Katarzyna Michalak napisała „Czarnego Księcia”, udowadniając boleśnie, jak bardzo ograny jest to zabieg.
Co to znaczy nago? – Zapytał kot, który zna różne alarmy, pułapki, rodzaje odzieży i protezy. Nie kupuję tego, ani jako zaczepki, ani nawet zapychacza.
Hm, nie przyszło mi wcześniej do głowy, że istnieje tu pewna niekonsekwencja – ostatecznie kot opowiada o wydarzeniach z przeszłości, więc opisuje, co widział, z perspektywy nabranej później wiedzy, ale jego własna wypowiedź zdradza wcześniejszą ignorancję.
Nie umiem też do końca pożenić tytułu z treścią. Bądź łaskawa mi ten związek nakreślić.
Długie lato miało nadchodzić dla tych, którzy odchodzili z Miasta ^^;
V.
UsuńOstrzegam jednak, iż to straszliwa, szarpiąca nerwy opowieść, i nie wiem, czy tak piękne damy zdołają jej wysłuchać do końca… – Z tego zdania wynika, że piękno determinuje nieodporność na straszne historie. ;)
Sądząc po skłonności bohatera do paplania głupot nie dziwi mnie to zbytnio, ale jednak wypadałoby napisać mu lepszy komplement ^^;
– Czyżby te piękne panie budziły jakiekolwiek wątpliwości w naszym uroczym bajarzu? Nie wiem, czy ta wstawka jest konieczna, obnaża poniekąd naturę rozmówczyń, tak samo z damą, o czym mowa parę linijek niżej. No chyba że po prostu przybysz lubi obrażać ludzi, do których się dosiada, tak na dzień dobry.
W miejscu, w którym przebywają, każdy jest potworem, mniej lub bardziej niebezpiecznym – ta wstawka miała być więc raczej pochwałą z ust kogoś, kto jeszcze nie wie, że nie ma do czynienia z względnie niewinnymi wróżkami na przykład. Czy czymkolwiek innym co nie zjada ludzi na co dzień.
Dama w żaden sposób nie wyglądała na niebezpieczną. – Niepotrzebnie tak wcześnie informujesz czytelnika, że jednak z ową damą jest coś nie tak. ;)
O, czyli można z czystym sumieniem wyrzucić…?
VI.
– Czy masz dla mnie jakąś wiadomość z Kornwalii? – zapytała dziewczyna. – Ta martwa czy ta żywa?
Kwestii nie wyjaśniają trochę późniejsze wzmianki o mdłościach i opieraniu się o fotel? Nie upieram się, tak pytam, zanim wpadnę na pomysł jak poprawić to zdanie.
VII.
Wszystko zaczęło się, gdy American Health Organisation dopuściła do badań na ludziach dwa odkrycia – Odkrycia przeprowadzające badania na ludziach, tego jeszcze nie grali.
Przyszłość niesie tyle niezwykłych rzeczy, prawda.
Ostatecznie jeśli chce się zostać twarzą rewolucji [...] Tego dnia pocieszyła się nie tylko bójką z policją ale też faktem, że pokazano ją w wiadomościach. [...] Rodzice mieli [d]o niej zaufanie i naprawdę wolała, żeby tak zostało. Im mniej wiedzieli, tym lepiej dla nich. – Niech żyje konsekwencja.
Cóż, bardzo przyjemnie jest walczyć z systemem, dopóki mamusia nie zadzwoni z pytaniem, co też sobie panna wyobraża… ale biorąc pod uwagę to jak uparcie próbowałam tworzyć jakiekolwiek zagrożenie to całkiem wielka wpadka.
[...] modyfikowane genetycznie psy. – Domyślam się, że chodzi ci o komputerową modyfikację DNA, ale tak jakoś… wszystkie rasy to dzieło ingerencji człowieka w geny. W ogóle to jestem ciekaw, skąd pomysł na taki motyw – znaczy, rozumiem, że w celu podkreślenia rozwoju technologii, ale po co ujednolicać rasy?
Dla osiągnięcia maksymalnie uległej, przydatnej i stereotypowo uroczej wersji? Na zasadzie po co więcej możliwości, skoro taka kombinacja jest najlepsza? Nie twierdzę, że to bardzo dobry pomysł, tylko taki miałam.
Nie straciła go [zapału] przez następny miesiąc codziennych spotkań. Była ich setka gotowych na wszystko – Tych spotkań? ;)
Przyszłość naprawdę niesie wiele niezwykłych rzeczy…
Nie straciła go [zapału] przez następny miesiąc codziennych spotkań. Była ich setka gotowych na wszystko, byle tylko zaprowadzić nowy ład. Nie powiedziała nic przeciwko morderczemu rygorowi, brakowi informacji ani godzinom spotkań, przez które nie miała szans na zaliczenie roku. // Nie zrobiła też nic, gdy pewnej nocy włamali się do laboratorium Agenus Company i zniszczyli wszystko, co mogli. – Jej bierność miałaby sens, gdyby już wiedziała o zmianie pracy brata, na chwilę obecną nie zrobiła nic gryzie się z resztą przytoczonego fragmentu.
Próbowałam oddać pewien początek rozterek moralnych u osoby, która jednocześnie chciałaby poprowadzić lud na barykady i jednak trochę się boi konsekwencji. Jak poszło, to inna sprawa.
Jeśli chodzi o Fanklub Stirlitza – mogę tylko przeprosić i obiecać, że następnym razem bardziej pomyślę.
Inspirację Fight Clubem widać wyraźnie, nie wiem, czy na tym ci zależało. Jeśli tak, to udało ci się zrealizować założenie.
Zależało mi na tym, by końcowa scena była rozpoznawalna, ale w żadnym innym momencie nie starałam się inspiracji ukryć.
IX
Usuńkilka przystanków spod delikatesów. – Spod? Nie czasem od?
…teraz sama nie wiem, czy po prostu źle napisałam, czy przypadkiem tak się nie mówi w moim otoczeniu. Poprawiłam tak czy inaczej.
XI
Przeszkadzała zwierzchnikom, ponieważ dostrzegała wszystkie ich matactwa [...] – A cóż to za cudowna kraina, w której nie mogli jej po prostu uciszyć?
Zakładałam, że nigdy nie zdołała zirytować kogoś na szczeblu dość wysokim, żeby to było opłacalne. Powiedzmy, kierownik kasy raczej nie będzie się bawił w wynajmowanie zabójcy żeby zatrzeć ślady drobnego fałszowania ksiąg, już prędzej wyrzuci dziewczynę z pracy a potem będzie się upierał, że oskarża go w ramach zemsty.
Licz karmiący się więźniami wyższych poziomów [...] – Mam wizję więźniów na wyższym levelu. :D (A tak serio, chyba uciekł ci przyimek.)
…cóż, to jest opko dziejące się w świecie gry, pewne skojarzenia są nawet na miejscu!
Alven Yard nigdy tego nie potwierdzi, nikt tego nie potwierdzi, ale tuż obok Lyonesse żyje Licz. Potrzeba drużyny, która go zgładzi; wolnych od nacisków władzy ludzi chętnych do prawdziwie bohaterskiej walki! – Ale właściwie… dlaczego? Pozostaje mi się tylko domyślać, że ów Alven jest jakimś urzędnikiem czy inną ważną szychą, natomiast zupełnie nie rozumiem, czemu miałby nic nie robić z zagrożeniem. I dlaczego potrzeba jakiejś drużyny? W takiej sytuacji spodziewałbym się aresztowania, nie blasku chwały przypadkowych ludzi, którzy ot, tak sobie wleźli do więzienia potwora ubić.
Drużyna jest potrzebna wyłącznie zdaniem Clarice, dla reszty jest natomiast oczywiste, że jeśli zabiją co trzeba – otrzymają nagrody, a jeśli nie, to cóż, mogą mieć nadzieję na w miarę wygodne cele albo chociaż karę wygnania, zamiast wylądowania w Tower właśnie.
Jestem w stanie sobie wyobrazić, że czwórka bohaterów przychodzi na spotkanie z nieznajomą, nie rozumiem natomiast dlaczego, skoro już wiedzą, czego od nich oczekuje i mają to gdzieś, nie wyjdą po prostu pod byle pretekstem, tylko ją ostentacyjnie ignorują.
Bo z jednej strony pomysł jest szalony, a z drugiej to przecież taka szansa, żeby się wykazać… i głupio jest być pierwszym, który ją demonstracyjnie odrzuci. A że Imperatyw jest mocny, okrutny i trzyma za gardło, to jest zupełnie inna historia…
(Jeden element obronię – weszli do środka za dnia, nie nocą, nocą byłoby jeszcze bardziej bez sensu)
– Jakim cudem, ja się pytam? W jaki sposób bezbłędnie odgadła, że to cela konkretnego gangstera? Jaki jest związek pomiędzy jego strachem a pułapką Clarice?
Bo wygląda charakterystycznie, a jego zdjęcia podczas poszukiwań i po aresztowaniu były we wszystkich gazetach? A jeśli ktoś taki panicznie się boi czegoś, co mieszka kilka pięter niżej, to oni raczej nie mają najmniejszych szans na przeżycie? Przy czym nadal nie twierdzę, że to się jakoś bardzo trzyma kupy, wyjaśniam co mogę.
Zła wiadomość: to opowiadanie pisałam dobre dwa lata po „Są takie noce”. Dobra wiadomość: z racji rozpaczliwego zrywu konkursowego było mocno ograniczone limitem słów i pracowałam nad nim cały tydzień, może dwa, jeśli wliczyć ekspresowo robione poprawki. Bardzo, bardzo głupi pomysł, drugi raz tego błędu nie popełnię.
A, i ramoncia, dzięki wielkie za uwagę do zapisu, dopiero niedawno zauważyłam, jak bardzo je mieszam ^^;
Długa odpowiedź! Lubię długie odpowiedzi!
UsuńZacznę od betowania: http://betowanie.blogspot.com/
Warto dać komuś swoje teksty do poczytania, świeże oko sporo wyłapuje i nie trzeba wrzucać tekstu do szuflady na rok.
Odnośnie twoich uwag:
I
No ale w końcu uczniom się (prawie) udało, no cóż, powiedzmy, że nauczyciel nie miał w tej kwestii zbyt wielkiego doświadczenia. I nie musiał, być inteligentny i zapobiegawczy też nie. ;)
V
W miejscu, w którym przebywają, każdy jest potworem, mniej lub bardziej niebezpiecznym – ta wstawka miała być więc raczej pochwałą z ust kogoś, kto jeszcze nie wie, że nie ma do czynienia z względnie niewinnymi wróżkami na przykład. Czy czymkolwiek innym co nie zjada ludzi na co dzień.
To chyba warto dać znać czytelnikowi, że ta sytuacja jest w tym świecie powszechna (że jak idziesz do lokalu, to masz się spodziewać istot zagrażających twojemu życiu, ale i tak się przysiądziesz, czemu nie) i odbiega od naszych norm kulturowych, bo to one idą na pierwszy ogień, kiedy zostawiasz to w domyśle.
O, czyli można z czystym sumieniem wyrzucić…?
Tak, tak bym zrobił na twoim miejscu.
VI
Kwestii nie wyjaśniają trochę późniejsze wzmianki o mdłościach i opieraniu się o fotel?
To powinno wynikac już z tego zdania.
VII
Cóż, bardzo przyjemnie jest walczyć z systemem, dopóki mamusia nie zadzwoni z pytaniem, co też sobie panna wyobraża… ale biorąc pod uwagę to jak uparcie próbowałam tworzyć jakiekolwiek zagrożenie to całkiem wielka wpadka.
W tekście wygląda to bardziej na niekonsekwencję w pisaniu postaci niż niekonsekwencję jej planów. ;)
Dla osiągnięcia maksymalnie uległej, przydatnej i stereotypowo uroczej wersji? Na zasadzie po co więcej możliwości, skoro taka kombinacja jest najlepsza? Nie twierdzę, że to bardzo dobry pomysł, tylko taki miałam.
A preferencje poszczególnych ludzi? Jedni wolą malutkie kanapowce, innym się podogają molosy, jedni są bardziej aktywni ruchowo i chcieliby biegać z psem, inni ze swoim pupilem wylegiwać się po pracy. O ile jestem w stanie zrozumieć potrzebę eliminacji chorób genetycznych czy różnych niedoskonałości konkretnych ras, tak do ujednolicenia gatunku nie mogę się przekonać.
XI
Zakładałam, że nigdy nie zdołała zirytować kogoś na szczeblu dość wysokim, żeby to było opłacalne. Powiedzmy, kierownik kasy raczej nie będzie się bawił w wynajmowanie zabójcy żeby zatrzeć ślady drobnego fałszowania ksiąg, już prędzej wyrzuci dziewczynę z pracy a potem będzie się upierał, że oskarża go w ramach zemsty.
Odniosłem wrażenie, że mogła zostać zwolniona dyscyplinarnie, ech, pod jakimkolwiek pretekstem, bo *tak mocno ich drażniła*. Jeśli jednak nie grała tak na nerwach, to troche przerysowałaś ten opis.
Bo z jednej strony pomysł jest szalony, a z drugiej to przecież taka szansa, żeby się wykazać… i głupio jest być pierwszym, który ją demonstracyjnie odrzuci
Wychodzi więc, że problemem są ich wewnętrzne rozterki, a dokładnie - zatajenie ich przed czytelnikiem. ;)
No tak, presję czasu jestem w stanie jako tako zrozumieć.
Co do reszty uwag - wystarczy doprecyzować w tekście i powinno być ok.