Miejscówka przyzywającego: Teoria Wieczności
Przedwieczna: Gayaruthiel
Witaj Nieznajomy
choć przysiądz zbieżności w większych fragmentach nie mogę – Przysiąc. Kiepsko, że już w powitaniu skierowanym do nowych czytelników uderzasz takimi błędami po oczach. Dziwne, że nikt tego do tej pory nie zauważył.
Pochodnia
Drobne stopy dotarły do skraju skały. Otchłań całą swoją siłą uderzała podnóża szaleństwa. Odgłosy tych ciągłych starć wypełniały ciszę. Zbyt równa walka trwała i powrót homeostazy nie wydawał się bliski. Wyszczerbione szczyty czekały na ofiarę, niewzruszenie wpatrując się w sine sklepienie świata. – Słucham? Z opisu wynika, że ktoś rozważa skok w przepaść, czy w tej przepaści czekają szczyty kolejnych gór? Górocepcja? Jeśli walka trwa już od jakiegoś czasu i nic nie sugeruje, żeby cokolwiek miało ulec zmianie – czy to nie jest właśnie rodzaj homeostazy?
Jedyne wybawienie było przekleństwem. Powrót – wyprawą w nieznane. Rzeczywistość – chorym snem gorączkującego. Nie było nic, a nic było wszystkim. (...) Łagodził zmysły brutalnością. – Miękki kamień barwnie bladł w jasnym cieniu suchego potoku. Widzisz? Też tak umiem. Rada na przyszłość: przekombinowane i przepoetyzowane zbitki słów nie intrygują, a drażnią.
I: wyspy, demony i inne najścia
Nie wiedzieć czemu ten tytuł, jako jedyny, nie dorobił się wielkiej litery.
Po jego czole spłynęły krople chorobowego potu. – Chorobliwego.
II: Nad brzegiem szczęścia
Udało im się kupić niewielki dom na południu wyspy, który po zaledwie miesięcznym remoncie nadawał się do zamieszkania, a także wynegocjować tak korzystne kontrakty naukowe, że mogli oddać się życiu wśród cudownej natury. – Wynegocjować kontrakty naukowe? Masz na myśli granty? Rozumiem z tego, że byli gotowi za rok-dwa porzucić swój słodki domek, kiedy trzeba będzie przedłożyć wyniki badań i znaleźć sobie nowe zajęcie? Zresztą, o czym my mówimy, skoro pan młody miał dwadzieścia pięć lat, mógł najwyżej być doktorantem, czyli zarabiać minimalną krajową. W porywach.
Próbowano zniwelować zrobione przez niego wrażenie, ale opowieści o Wyspie Wilków oraz krążących wokół niej legendach tylko pogłębiały przestrach wraz ze swoistą ciekawością gości, przez co starannie zaplanowana uroczystość stałą się jedynie tłem dla paradoksalnej wizyty. – Paradoksalnej?
Były to głównie miejsca, gdzie nie pływało się wedle tradycji, czasem usprawiedliwionej większą liczbą zatonięć czy silnych zmian wiatru. – Nie pływało się wedle tradycji, a zatem pływało się nowocześnie, tak?
Chiazmowie nie mieli zamiaru w jakikolwiek sposób sprzeciwiać się miejscowym przesądom, więc podarunek stał się częścią pokładu. – Może jednak częścią wyposażenia, bo inaczej sugerujesz, że mapa, będąca podarunkiem, wprasowała się w pokład.
Błękitne, okrągłe oczy rzuciły budynkowi jeszcze jedno spojrzenie. Drobna twarz, okolona złocistymi, wyczesanymi włosami skierowała się w przeciwnym kierunku i delikatne, choć trochę przyduże, ciało przebiegło przez ulicę w stronę małego portu. – Ten opis nie brzmi najfortunniej. Sugeruje, że nasza postać ma oczy z innej strony niż twarz i że w grę wchodzą jeszcze bezimienne, losowe zwłoki, a wszystkie te elementy poruszają się niezależnie od siebie.
Lawendowa, lekka sukienka sięgała Nadii niemal do kostek. Powiewała na mistralu, dokładnie podkreślając klepsydryczną sylwetkę młodej kobiety – Klepsydrową.
Grzesiek zerkał na mapę, by kierować się w odpowiednim kierunku – Kierować w kierunku?
Pogwizd to naprawdę ładna nazwa dla łodzi.
Na powrót zdecydowali się dopiero, kiedy złota kula wyraźnie zbliżała się ku zachodowi. – Ku zachodowi to ona zbliżała się cały czas, teraz zaś mogła przybliżyć się do horyzontu.
W jej oczach znów malował się strach, zupełnie zszarzały. – Zszarzały strach?
Jednak toń przesuwała go z ogromną prędkością – Woda przesuwała żaglówkę, nie wiatr?
III: Zamglony szum
Twardość podłoża przypominała o swojej obecności, jednak przy każdym ruchu spoczywającej na nim sylwetki, traciło swoją stabilność. // Na brzegu spokojnego morza leżał nieprzytomny mężczyzna. Leniwe fale raz po raz opływały go, próbując zbudzić nieruchome ciało. – Przekonstruuj pierwsze zdanie, nie jest ono zbyt składne. Nie rozumiem, dlaczego plaża była równocześnie twarda i falująca? Jak poruszał się nieprzytomny mężczyzna?
Na brzegu spokojnego morza leżał nieprzytomny mężczyzna. Leniwe fale raz po raz opływały go, próbując zbudzić nieruchome ciało. Krwiste nacięcia zdobiły opaloną skórę, połyskującą w promieniach wschodzącego słońca. Przemoczone spodnie opinały jego uda, dryfując na płyciźnie. Ogrzane krople spływały po mokrym korpusie, zasilając królestwo Posejdona. // Chłodną dłoń przyłożył do czoła. Czuł ciężar każdej części swojego ciała. Napięcie rozrywało czaszkę. – No jak, przecież jest nieprzytomny.
Dreszcz zimna przepłynął wzwyż, a potem się cofnął, zostawiając po sobie wrażenie lodowej oazy na samym środku pustyni. – Wzwyż dokąd? Od pośladków do czubka nosa, skoro opisywany człowiek znajduje się w pozycji leżącej?
Uchylił powieki i momentalnie został oślepiony ciosem światła. Jego źrenice nie były na to gotowe. Osłonił twarz dłonią i bezmyślnie skierował wzrok w stronę źródła jasności. – Po czym oślepł. Wpatrywanie się prosto w słońce nigdy nie jest dobrym pomysłem, a jednak twojemu bohaterowi nie zaszkodziło w najmniejszym stopniu.
–Are you okey? – Okay.
Gdzieś wśród szumu rozległ się wysoki, kobiecy głos. Gwałtownie odwrócił głowę – Głos odwrócił, tak?
Zobaczył bladą twarz o błękitnych oczach. Jasne włosy dokoła niej. Wszystko jakby za zasłoną mgły. Jego umysł cierpiący od kolejnego bodźca. – Zobaczył swój cierpiący umysł, taaak.
Gdzie ona była? Nie wiedział, lecz odczuwał niepokój. Liczył, że zobaczy ją, śmiejącą się na jednej z huśtawek. – Huśtawki na plaży…?
Dzień dopiero budził się do życia. – Może jednak miasto się budziło?
Przecież to oczywiste, powinien sprawdzić czy nie zaprowadzono jej do tutejszego szpitala. Naturalnie. Każdy by tak zrobił. Znalezienie poobijanej, wyziębłej kobiety na wybrzeżu każdemu inteligentnemu człowiekowi kazałoby zabrać ją do szpitala. – Skoro już przy tym jesteśmy, dlaczego do lekarza nie zabrała go bezimienna niewiasta władająca angielskim, tylko zostawiła biedaka samemu sobie?
Obszerny hol krzyczał pustką i światłem jarzeniówek. Przyzwyczajone już do jasności dnia oczy wzbudziły kolejną falę bólu. – Co to za jarzeniówki, co jaśniejsze są od słońca?
Gdzieś we wnęce po lewej stronie ujrzał ladę. Podbiegł do niej, odruchowo uderzając w blat dłonią. Widok białej terakoty zaczynał go irytować. Rozważał pójście dalej, w głąb korytarza, gdzie musiały znajdować się sale z chorymi, bez wcześniejszej konsultacji z personelem. // Wątpił, że ktoś tu w ogóle pracuje. – A chorzy sami się kładą do łóżek, no przecież. Operacje przeprowadzają na sobie wzajemnie, w rotacji.
Szedł, ale podłoże zdawało się nie istnieć. Ściany były jedynie smugą gęstszej mgły na krańcach widnokręgu. Wpadł na drzwi wyjściowe i dopiero po chwili udało mu się wymacać klamkę. – A te jego kłopoty z utrzymaniem pionu pielęgniarka obserwowała z kompletnym brakiem zainteresowania, tak?
Z ostatnią iskierką nadziei w źrenicach wpatrywał się w zaciekawioną twarz funkcjonariusza. Na szczęście nie uznano go za szaleńca, nie potraktowano zdawkowo. // Zaprowadził Grześka na komisariat, wypytując po drodze o szczegóły zajścia. – Drugie zdanie napisałaś bezosobowo, w trzecim znowu zmieniłaś koncepcję.
Zaprowadził Grześka na komisariat, wypytując po drodze o szczegóły zajścia. Starał się czymś go zająć, by choć trochę się uspokoił; wytłumaczył, co właściwie się stało. Mężczyzna, który zaczepił go na ulicy był cały roztrzęsiony, miał zagubiony wzrok. – Popraw podmioty, z tych wynika, że to Grześka zaczepiał roztrzęsiony mężczyzna.
Wraz z kolejnymi pytaniami i nieskładnymi odpowiedziami na nie, młody mundurowy umacniał się w obawie, że szanse na odnalezienie kobiety właściwie nie istnieją. Ta wydukana opowieść przypominała mu znane z tradycji ludowej mity. Nie chciał jednak zabierać mu resztek nadziei. Spisał odpowiednie protokoły, wypełnił formularze, zaparzył mu kawę. Gdy się trochę odprężył, poprosił kolegów, by odwieźli go do domu, a sam postanowił poinformować jego rodzinę, prosząc o przyjazd. – Policjant przyjmuje zgłoszenie o wypadku na morzu, po czym zamiast wszcząć poszukiwania, wysyła do rodziny informacje o niepotwierdzonej śmierci? Nazwać to rażącą niekompetencją to mało.
Gdy się trochę odprężył, poprosił kolegów, by odwieźli go do domu, a sam postanowił poinformować jego rodzinę, prosząc o przyjazd. // Kiedy tylko wysiadł z radiowozu i szedł nabrzeżem w stronę własnej posiadłości, jego wzrok bezwiednie podryfował w stronę przystani. – Wciąż mowa o policjancie? Nie wydaje mi się.
IV: Anioł Stróż
Południe spędzone w domu na beznamiętnym patrzeniu przed siebie, przerywanym jedynie krótkimi, nieco wymuszonymi, wizytami. – Po co ci to uwypuklenie?
Ciszę niespodziewanie przerwało pukanie. Był to dźwięk tak irracjonalny, że jego mózg początkowo go odrzucił. Nie zamykał drzwi. Wszyscy okoliczni to wiedzieli i po prostu wchodzili. Odgłos powtórzył się. Dopiero wtedy zaczął się zastanawiać nad potencjalnym gościem. W jego umyśle zabłysnęła nadzieja, każąca liczyć na ujrzenie funkcjonariusza z dobrymi informacjami czy nawet samą Nadię. – Która pukałaby do drzwi własnego domu, albowiem…?
Ostatni raz widział Annę pół roku temu, prawda, lecz ten krótki okres czasu nawet trochę nie zamazał w jego pamięci obrazu rodziny. – Czemu miałby, skoro sam narrator przyznaje, że był krótki?
Witaj Nieznajomy
choć przysiądz zbieżności w większych fragmentach nie mogę – Przysiąc. Kiepsko, że już w powitaniu skierowanym do nowych czytelników uderzasz takimi błędami po oczach. Dziwne, że nikt tego do tej pory nie zauważył.
Pochodnia
Drobne stopy dotarły do skraju skały. Otchłań całą swoją siłą uderzała podnóża szaleństwa. Odgłosy tych ciągłych starć wypełniały ciszę. Zbyt równa walka trwała i powrót homeostazy nie wydawał się bliski. Wyszczerbione szczyty czekały na ofiarę, niewzruszenie wpatrując się w sine sklepienie świata. – Słucham? Z opisu wynika, że ktoś rozważa skok w przepaść, czy w tej przepaści czekają szczyty kolejnych gór? Górocepcja? Jeśli walka trwa już od jakiegoś czasu i nic nie sugeruje, żeby cokolwiek miało ulec zmianie – czy to nie jest właśnie rodzaj homeostazy?
Jedyne wybawienie było przekleństwem. Powrót – wyprawą w nieznane. Rzeczywistość – chorym snem gorączkującego. Nie było nic, a nic było wszystkim. (...) Łagodził zmysły brutalnością. – Miękki kamień barwnie bladł w jasnym cieniu suchego potoku. Widzisz? Też tak umiem. Rada na przyszłość: przekombinowane i przepoetyzowane zbitki słów nie intrygują, a drażnią.
I: wyspy, demony i inne najścia
Nie wiedzieć czemu ten tytuł, jako jedyny, nie dorobił się wielkiej litery.
Po jego czole spłynęły krople chorobowego potu. – Chorobliwego.
II: Nad brzegiem szczęścia
Udało im się kupić niewielki dom na południu wyspy, który po zaledwie miesięcznym remoncie nadawał się do zamieszkania, a także wynegocjować tak korzystne kontrakty naukowe, że mogli oddać się życiu wśród cudownej natury. – Wynegocjować kontrakty naukowe? Masz na myśli granty? Rozumiem z tego, że byli gotowi za rok-dwa porzucić swój słodki domek, kiedy trzeba będzie przedłożyć wyniki badań i znaleźć sobie nowe zajęcie? Zresztą, o czym my mówimy, skoro pan młody miał dwadzieścia pięć lat, mógł najwyżej być doktorantem, czyli zarabiać minimalną krajową. W porywach.
Próbowano zniwelować zrobione przez niego wrażenie, ale opowieści o Wyspie Wilków oraz krążących wokół niej legendach tylko pogłębiały przestrach wraz ze swoistą ciekawością gości, przez co starannie zaplanowana uroczystość stałą się jedynie tłem dla paradoksalnej wizyty. – Paradoksalnej?
Były to głównie miejsca, gdzie nie pływało się wedle tradycji, czasem usprawiedliwionej większą liczbą zatonięć czy silnych zmian wiatru. – Nie pływało się wedle tradycji, a zatem pływało się nowocześnie, tak?
Chiazmowie nie mieli zamiaru w jakikolwiek sposób sprzeciwiać się miejscowym przesądom, więc podarunek stał się częścią pokładu. – Może jednak częścią wyposażenia, bo inaczej sugerujesz, że mapa, będąca podarunkiem, wprasowała się w pokład.
Błękitne, okrągłe oczy rzuciły budynkowi jeszcze jedno spojrzenie. Drobna twarz, okolona złocistymi, wyczesanymi włosami skierowała się w przeciwnym kierunku i delikatne, choć trochę przyduże, ciało przebiegło przez ulicę w stronę małego portu. – Ten opis nie brzmi najfortunniej. Sugeruje, że nasza postać ma oczy z innej strony niż twarz i że w grę wchodzą jeszcze bezimienne, losowe zwłoki, a wszystkie te elementy poruszają się niezależnie od siebie.
Lawendowa, lekka sukienka sięgała Nadii niemal do kostek. Powiewała na mistralu, dokładnie podkreślając klepsydryczną sylwetkę młodej kobiety – Klepsydrową.
Grzesiek zerkał na mapę, by kierować się w odpowiednim kierunku – Kierować w kierunku?
Pogwizd to naprawdę ładna nazwa dla łodzi.
Na powrót zdecydowali się dopiero, kiedy złota kula wyraźnie zbliżała się ku zachodowi. – Ku zachodowi to ona zbliżała się cały czas, teraz zaś mogła przybliżyć się do horyzontu.
W jej oczach znów malował się strach, zupełnie zszarzały. – Zszarzały strach?
Jednak toń przesuwała go z ogromną prędkością – Woda przesuwała żaglówkę, nie wiatr?
III: Zamglony szum
Twardość podłoża przypominała o swojej obecności, jednak przy każdym ruchu spoczywającej na nim sylwetki, traciło swoją stabilność. // Na brzegu spokojnego morza leżał nieprzytomny mężczyzna. Leniwe fale raz po raz opływały go, próbując zbudzić nieruchome ciało. – Przekonstruuj pierwsze zdanie, nie jest ono zbyt składne. Nie rozumiem, dlaczego plaża była równocześnie twarda i falująca? Jak poruszał się nieprzytomny mężczyzna?
Na brzegu spokojnego morza leżał nieprzytomny mężczyzna. Leniwe fale raz po raz opływały go, próbując zbudzić nieruchome ciało. Krwiste nacięcia zdobiły opaloną skórę, połyskującą w promieniach wschodzącego słońca. Przemoczone spodnie opinały jego uda, dryfując na płyciźnie. Ogrzane krople spływały po mokrym korpusie, zasilając królestwo Posejdona. // Chłodną dłoń przyłożył do czoła. Czuł ciężar każdej części swojego ciała. Napięcie rozrywało czaszkę. – No jak, przecież jest nieprzytomny.
Dreszcz zimna przepłynął wzwyż, a potem się cofnął, zostawiając po sobie wrażenie lodowej oazy na samym środku pustyni. – Wzwyż dokąd? Od pośladków do czubka nosa, skoro opisywany człowiek znajduje się w pozycji leżącej?
Uchylił powieki i momentalnie został oślepiony ciosem światła. Jego źrenice nie były na to gotowe. Osłonił twarz dłonią i bezmyślnie skierował wzrok w stronę źródła jasności. – Po czym oślepł. Wpatrywanie się prosto w słońce nigdy nie jest dobrym pomysłem, a jednak twojemu bohaterowi nie zaszkodziło w najmniejszym stopniu.
–Are you okey? – Okay.
Gdzieś wśród szumu rozległ się wysoki, kobiecy głos. Gwałtownie odwrócił głowę – Głos odwrócił, tak?
Zobaczył bladą twarz o błękitnych oczach. Jasne włosy dokoła niej. Wszystko jakby za zasłoną mgły. Jego umysł cierpiący od kolejnego bodźca. – Zobaczył swój cierpiący umysł, taaak.
Gdzie ona była? Nie wiedział, lecz odczuwał niepokój. Liczył, że zobaczy ją, śmiejącą się na jednej z huśtawek. – Huśtawki na plaży…?
Dzień dopiero budził się do życia. – Może jednak miasto się budziło?
Przecież to oczywiste, powinien sprawdzić czy nie zaprowadzono jej do tutejszego szpitala. Naturalnie. Każdy by tak zrobił. Znalezienie poobijanej, wyziębłej kobiety na wybrzeżu każdemu inteligentnemu człowiekowi kazałoby zabrać ją do szpitala. – Skoro już przy tym jesteśmy, dlaczego do lekarza nie zabrała go bezimienna niewiasta władająca angielskim, tylko zostawiła biedaka samemu sobie?
Obszerny hol krzyczał pustką i światłem jarzeniówek. Przyzwyczajone już do jasności dnia oczy wzbudziły kolejną falę bólu. – Co to za jarzeniówki, co jaśniejsze są od słońca?
Gdzieś we wnęce po lewej stronie ujrzał ladę. Podbiegł do niej, odruchowo uderzając w blat dłonią. Widok białej terakoty zaczynał go irytować. Rozważał pójście dalej, w głąb korytarza, gdzie musiały znajdować się sale z chorymi, bez wcześniejszej konsultacji z personelem. // Wątpił, że ktoś tu w ogóle pracuje. – A chorzy sami się kładą do łóżek, no przecież. Operacje przeprowadzają na sobie wzajemnie, w rotacji.
Szedł, ale podłoże zdawało się nie istnieć. Ściany były jedynie smugą gęstszej mgły na krańcach widnokręgu. Wpadł na drzwi wyjściowe i dopiero po chwili udało mu się wymacać klamkę. – A te jego kłopoty z utrzymaniem pionu pielęgniarka obserwowała z kompletnym brakiem zainteresowania, tak?
Z ostatnią iskierką nadziei w źrenicach wpatrywał się w zaciekawioną twarz funkcjonariusza. Na szczęście nie uznano go za szaleńca, nie potraktowano zdawkowo. // Zaprowadził Grześka na komisariat, wypytując po drodze o szczegóły zajścia. – Drugie zdanie napisałaś bezosobowo, w trzecim znowu zmieniłaś koncepcję.
Zaprowadził Grześka na komisariat, wypytując po drodze o szczegóły zajścia. Starał się czymś go zająć, by choć trochę się uspokoił; wytłumaczył, co właściwie się stało. Mężczyzna, który zaczepił go na ulicy był cały roztrzęsiony, miał zagubiony wzrok. – Popraw podmioty, z tych wynika, że to Grześka zaczepiał roztrzęsiony mężczyzna.
Wraz z kolejnymi pytaniami i nieskładnymi odpowiedziami na nie, młody mundurowy umacniał się w obawie, że szanse na odnalezienie kobiety właściwie nie istnieją. Ta wydukana opowieść przypominała mu znane z tradycji ludowej mity. Nie chciał jednak zabierać mu resztek nadziei. Spisał odpowiednie protokoły, wypełnił formularze, zaparzył mu kawę. Gdy się trochę odprężył, poprosił kolegów, by odwieźli go do domu, a sam postanowił poinformować jego rodzinę, prosząc o przyjazd. – Policjant przyjmuje zgłoszenie o wypadku na morzu, po czym zamiast wszcząć poszukiwania, wysyła do rodziny informacje o niepotwierdzonej śmierci? Nazwać to rażącą niekompetencją to mało.
Gdy się trochę odprężył, poprosił kolegów, by odwieźli go do domu, a sam postanowił poinformować jego rodzinę, prosząc o przyjazd. // Kiedy tylko wysiadł z radiowozu i szedł nabrzeżem w stronę własnej posiadłości, jego wzrok bezwiednie podryfował w stronę przystani. – Wciąż mowa o policjancie? Nie wydaje mi się.
IV: Anioł Stróż
Południe spędzone w domu na beznamiętnym patrzeniu przed siebie, przerywanym jedynie krótkimi, nieco wymuszonymi, wizytami. – Po co ci to uwypuklenie?
Ciszę niespodziewanie przerwało pukanie. Był to dźwięk tak irracjonalny, że jego mózg początkowo go odrzucił. Nie zamykał drzwi. Wszyscy okoliczni to wiedzieli i po prostu wchodzili. Odgłos powtórzył się. Dopiero wtedy zaczął się zastanawiać nad potencjalnym gościem. W jego umyśle zabłysnęła nadzieja, każąca liczyć na ujrzenie funkcjonariusza z dobrymi informacjami czy nawet samą Nadię. – Która pukałaby do drzwi własnego domu, albowiem…?
Ostatni raz widział Annę pół roku temu, prawda, lecz ten krótki okres czasu nawet trochę nie zamazał w jego pamięci obrazu rodziny. – Czemu miałby, skoro sam narrator przyznaje, że był krótki?
http://obcyjezykpolski.strefa.pl/?md=archive&id=443
Znała tylko generalny zarys sprawy, a zaczynać od wścibskich pytań ani nie wypadało, ani nie miała serca – Aż boję się zapytać, jak wobec tego wyglądała wiadomość wysłana przez policjanta.
Następne dni były mgłą (...) Cała jego sylwetka przedstawiała jakiś wszechobecny chaos. Potargane włosy, panoszący się, ewidentnie kilkudniowy, zarost całkiem nieźle komponowały się ze specyficznym nieprzyjemnym zapachem unoszącym się wokół mężczyzny. Doprowadził się do ruiny, fizycznie sięgnął dna, a duchowo nie radził sobie wiele lepiej. – W tych kilka dni tak się zrujnował fizycznie?
Byli zgranym rodzeństwem, choć oboje cenili autonomię. (...) To może zrobić ci herbaty?... Czy może lepiej soku… Albo kawy. Musisz być zmęczona. – Powoli próbował wycofać się w kierunku kuchni. // – Może być sok – odpowiedziała z uśmiechem, opierając się o tył kanapy. Nie była pewna czy powinna za nim iść, czy może tu zostać. – Narrator opisuje zgrane rodzeństwo, jednak postaci zachowują się jak dwoje obcych ludzi.
Starał się mówić naturalnie, lecz wątłość jego głosu umknęła by uwadze tylko kompletnego ignoranta. Na pewno nie przeoczył by jej nikt, słuchający wcześniej przez kilkadziesiąt lat jego silnych, zawsze dźwięcznych i pewnych słów. Brzmiał jak forma jego samego wypłukana z charakteru, emocji oraz chęci do życia. Był nijaki. Całej jego sylwetce brakowało wyrazistości. – Przekombinowałaś. Co to jest forma samego Grzesia?
Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że tak nagle się pojawiam. – Sięgnęła po szklankę. – I trochę chciałabym zostać. To życie w wielkim mieście, ciągłym pośpiechu, nieźle człowieka męczy. Przyda mi się trochę świeżego powietrza, tak dla obniżenia ciśnienia. – Przynajmniej udało jej się nie skłamać i zarazem nie wyjawić prawdziwego powodu odwiedzin. – Albowiem brat jej jest amebą i nie domyśli się, że nagły przyjazd siostry może mieć jakiś związek z zaginięciem żony.
Wymuszona radość, która przed kilkoma sekundami próbowała uzewnętrznić się na jego twarzy, teraz przeprowadzała odwrót. Na jego czole pojawiły się krople potu. Niczym oddział okupanta, myśl o Nadii uderzyła w jego duszę. Wyraz bólu malował się na jego twarzy. – Niczym… niczym co? Dlaczego okupanta akurat, czas trwania i miejsce akcji nie mają nic wspólnego z wojną to porównanie jest zupełnie od czapy.
Wizja własnej żony leżącej gdzieś martwej, jej ciała wyrzuconego przez morze w odległym, przypadkowym miejscu, ptaki pożerające jej bezbronne szczątki… Grześka przeszedł zimny dreszcz. Irracjonalna irytacja i gniew mieszały się z lękiem. Niepewność nie dawała mu spokoju. Dręczyło go możliwe bezczeszczenie zwłok ukochanej przez zwierzęta, a może nawet ludzi. – Teraz sobie wyobrażam ludzi wyżerających wnętrzności topielca. Wizjo, przepadnij. Autorko, przebuduj ostatnie zdanie, bo jest diablo niezgrabne.
Zdawał sobie sprawę z tego, ile dzikich stworzeń zamieszkiwało okolicę. – Te hieny i szakale zamieszkujące mikroskopijne wysepki Adriatyku… oh wait.
Później w jego rozrywanym emocjami sercu budziła się nadzieja. Płomień przypominający, że los Nadii wcale nie jest przesądzony. Może żyła, przetrwała. Lecz myśl o ukochanej, błądzącej wśród lasów, samotnej na niewielkiej wyspie – powodowała pieczenie w piersi. – A nie popłynie jej szukać wśród wysp, bo?
Nie był pewien, jak długo udałoby jej się przetrwać w dziczy, na łasce natury. Kochała przyrodę, oczywiście, ale niemniej uwielbiała rozmawiać, robić zakupy czy oglądać romantyczne filmy. Jedyną z jej cech, która wydała mu się w sytuacji, w której mogła się znaleźć bardzo przydatna, było zamiłowanie do gotowania. W kuchni potrafiła spędzać godziny, łącząc przyprawy, składniki, a następnie prezentować swoje nowe dzieła z uśmiechem dumy. – ...co? Czy zamiłowanie do filmów romantycznych daje z automatu minus pięć do umiejętności przetrwania w głuszy? Czy z kolei pasja gotowania na elektrycznej/gazowej kuchence przy użyciu setek składników kupowanych w sklepie naprawdę pomoże osobie, która musi sama upolować swoją żywność?
Nie była jednak wstanie ustalić czy powodem tej choroby jest sam wypadek na morzu, w końcu musiał spędzić parę godzin w wodzie – Wypadek siedział w wodzie?
Chciała mu pomóc, lecz liczyła się z faktem, że dostała jedynie dwa tygodnie urlopu. Musiała też wracać do własnych spraw. Zająć się finalizowaniem kontraktów, jaszczurkami. – Skąd nagle jaszczurki znienacka? Nie wspominałaś o nich wcześniej, a tu wyskakują jak filip z konopii. Wplatanie informacji w narrację – robisz to źle. No i jaki związek mogą mieć jaszczurki z kontraktami?
Na ten moment, nie pozostało jej zrobić nic, tylko znaleźć numer telefonu do miejscowego lekarza, komórkę brata i zaufać swoim, nikłym bo nikłym, zdolnościom porozumiewania się z ludźmi. – Po co jej komórka brata? Nowoczesna businesswoman nie ma swojej? No i jak zamierza się dogadać z Chorwatami?
Grzyb miejscami niemal wychodził z naczyń. (...) Najwyraźniej tam lądowały wszystkie nadjedzone jedynie przez Grześka dania, w nadziei, że może później najdzie go głód. – Pleśń była tak wielka, że nie tylko wykształciła świadomość, ale była też zdolna do odczuwania nadziei?
V: Upadek róży
sylwetki bezbarwnych ludzi pozbawionych twarzy pojawiały się gdzieś w oddali, przypływały tak blisko, że niemal ją muskało – Muskały.
Później, zupełnie bezkompromisowo, zostawały daleko w tyle. – Bezkompromisowo? To nie jest słowo, którego szukasz.
Czasem widoki majaczyły jedynie na jednej z płaszczyzn widnokręgu, niby w dole, lecz wolno, chaotycznie wirowały. – … co?
Parzyło ją własne ciało, a mózg i podbrzusze przemieniły się w obszary głębokiego zlodowacenia. Wobec rozpalonego, gorejącego dziwnym, wewnętrznym ogniem organizmu, te dwa miejsca dawały nie tyle ochłodzenie, co rozrywający ból, silnie kontrastując z resztą ciała. – Czyli te płonące elementy nie bolały jej ani trochę?
Upadła wreszcie bezładnie. Dokoła zapanowała niemal kompletna cisza. Odruchowo próbowała łapać oddech. – Cisza próbowała?
Stała pośrodku jakiegoś dziwnego kręgu – jego wewnętrzną obręcz stanowiły czaszki wychylające się z rzeki długich, zżółkłych nieco kości, zewnętrzną tworzyli ludzie siedzący na kolanach w jednakowych odległościach, dokładnie obserwując Nadię. – Siedzieli na kolanach jedni na drugich? Frywolnie.
Żaden, nawet najmniejszy mięsień ich ciała nie poruszał się w sposób niechciany – Z poezji na nasze: nie mieli drgawek ani nerwowych tików.
Ich źrenice pobłyskiwały niczym gwiazdy, jedna za drugą, po kolei, sprawiając wrażenie dwóch białych, radośnie ścigających się świetlików. – Krąg ludzi miał zbiorczo tylko dwie źrenice do dyspozycji?
Przyjaciel Zagubienie postanowił ją odwiedzić. – Co? Nie można było po prostu napisać poczuła się zagubiona?
Wydało jej się, że odzyskała zdrowy rozsądek, mimo wciąż przeszywającego ją jednocześnie mrozu i gorąca. Senne mary zazwyczaj mają to do siebie, że w najgorszym momencie się kończą i nie występują w nich zegary. – …co? Co mają koszmary do zegarów?
Głosy postaci tworzących okrąg znów stawały się słyszalne, od cichego szeptu aż po bezwstydny, niemal gregoriański śpiew. – Co jest bezwstydnego w gregoriańskim śpiewie?
Wokół nich sunęły setki kości długich, pędząc niczym zachęcony promocją tłum. – Czyli jak zabić klimat.
Stwory wyrywały się w jej stronę, człapały niekompletnym uzębieniem – Kłapie się zębami, człapie stopami.
VI: Wola działania
U progu stanęło dwóch policjantów w jasnych mundurach. Gdy otworzono im drzwi, jeden rozglądał się jeszcze, upewniając się, że wybrali odpowiedni dom. // – Dzień dobry – odezwał się wyższy z niezapowiedzianych gości, odchrząknął i, nie otrzymując żadnej odpowiedzi ze strony kobiety wpatrującej się w niego niepewnym wzrokiem, kontynuował. – Zastaliśmy pana Grzegorza Chiazmę? // – Proszę, proszę, panowie wejdą. – W jakim języku odbyła się ta rozmowa, skoro policjanci są Chorwatami, a kobieta Polką?
dotąd nie udało nam się odnaleźć rozbitego jachtu ani niczego, co przypominałoby pozostałości po nim czy samą zaginioną – Samej zaginionej. No, chyba że mówi, że nie udało się odnaleźć niczego, co przypominałoby samą zaginioną. Ale mam wrażenie, że nie o to ci chodziło.
Grzesiek bez namysłu wyszedł przed dom i kiedy tylko zobaczył żaglówkę, od razu na nią wszedł, na chwilę zniknął pod pokładem, sprawdził zawartość szafek. Wszystko znajdowało się tam, gdzie ustawił to wypływając z Nadią. Nic nie wyglądało podejrzanie. Mundurowi zatrzymali się na nabrzeżu, przyglądając się łódce i zachowaniu mężczyzny – Dając mu spokojnie czas na zniszczenie ewentualnych dowodów.
VII: Łuna
Wrażenie podobieństwa wzmagały jeszcze marszczące się gdzieniegdzie warstwy naskórka, układające się w malutkie fale. Jej włosy przybrały kolor trudny do określenia - ciemne, brudne i przemoczone miedziane strąki wyglądały na zupełnie zaniedbane. – Miedziane? Jeszcze przed chwilą laska była blondynką, służę cytatem: Jej złote, starannie ułożone loki spadały na idealnie białą, delikatną suknię z tiulu.
Ciało młodej kobiety, okryte jedynie skrawkami niemiłosiernie zniszczonego ubrania, leżało na dużym kamieniu tuż nad brzegiem Adriatyku. (...) Złożona na płaskim głazie, samotnie wystającym ponad jednolitą powierzchnię szarych skał, chroniła tam się niby przed niechętnie opływającymi kamień od czasu do czasu wodami. – Nie ma sensu powtarzać w obrębie jednego akapitu już raz podanych informacji.
W przestrzeni objętej działaniem złocistej łuny panowała temperatura wysoka na tyle, by na powierzchni skały zachodziło intensywne, niekończące się parowanie. Gaz unosił się jednak tylko na wysokość kolan spokojnie stojącej na samym środku kamienia kobiety, wypełniając ten niewielki obszar niemal całkowicie. Szarawa mgła otoczyła tułów, szyję i głowę Nadii, wolno wokół nich wirując. – Czyli miała szyję i głowę na wysokości kolan?
Szarawa mgła otoczyła tułów, szyję i głowę Nadii, wolno wokół nich wirując. Rozproszyło to trochę gorące promienie, nie powstrzymało jednak wchłaniania dziwnego, czarnego strumienia, który swoją konsystencją nie przypominał ani światła, ani żadnego znanego im zjawiska. – Komu – im? Tym wzmiankowanym częściom ciała?
Adriatyk zakołysał się mocniej, wracając w swoje brzegi. – Skoro mocniej kołysał, to raczej z tych brzegów występował.
VIII: Lunapark
Dwóch młodych mężczyzn przemierzało pośpiesznie wiekowy las. Choć na skraju wyspy zarośla sprawiały wrażenie zaniedbanych, starych i nieprzystępnych, wraz z zagłębianiem się w nie, złowrogi busz zamieniał się w coraz bardziej uporządkowaną formację. Zielone liście szeleściły cicho tuż nad głowami humanoidów, towarzysząc im w marszu. – Mężczyzn, ale jednak humanoidów? Wiesz, że to nie są najszczęśliwsze synonimy?
Bose stopy obijały się o półskaliste podłoże, tupiąc głucho. – Półskaliste, a półplastikowe?
Mężczyzna z ramionami zaciśniętymi wokół Nadii przeszedł przez nią, zostawiając swego towarzysza na zewnątrz. – Przeszedł przez Nadię?
Pod nierównymi ścianami ustawione były niewysokie stoliki, na których prezentowała się okazała kolekcja różnobarwnych roztworów, niepokojących przedmiotów – zdarte właścicielom twarze, części ciał zmutowanych stworzeń morskich czy długie przedmioty oklejone sporymi, czarnymi piórami. – Powtórzenie.
musiała upewnić się, że obawy rodzące się w jej nieistniejącym sercu były jak najbardziej bezpodstawne. – Skoro serce nie istniało, jak mogło się tam cokolwiek rodzić?
Jej włosy na dobre nabrały już ciemną barwę – Kogo, czego? Ciemnej barwy.
IX: Energia
zmierzył go wzrokiem, wzdechnął bezsilnie (...) Wzdychnął ciężko. – Jeżu kolczasty, westchnął.
– Coś z tego w ogóle będzie? – Cesare zapytał wreszcie, zeskakując ze stosu drewna, przypominającego statek i obchodząc go dokoła. W ramach odpowiedzi usłyszał głośne parsknięcia śmiechu. Czyjaś ręka objęła go, lądując na jego ramieniu. – Oczyma duszy widzę samobieżne ręce bez kadłubka.
Może po prostu zapomnieliście jak to się robi? – rzucił z przekąsem, nawet nie odwracając się do rozmówcy. // – Tak, samobójem w Sao Paulo też myśmy mundial zaczęli. – Chorwat wykrzywił twarz w złośliwym uśmiechu. – Demony z piekła rodem czują patriotyzm względem ziemskich państw? Dlaczego?
George wmieszał się już w ten niewielki tłum, przez co odczuł ulgę – przynajmniej nim chwilowo nie będzie musiał się przejmować, a może i się przyda. – Znowu gubisz podmioty, przecież to nie George czuje tu ulgę.
w ciągu ostatnich miesięcy Starsi stwierdzali, czasem nawet bez wiedzy Primordialis, by wszystkich rozbitków próbować przeprowadzać przez rytuał przemiany – Stwierdzali nie łączy się z by.
narażenia Wyspy na odkrycie – Zapisujesz to dużą literą, bo? Jest to wyspa zwana Wyspą, w odróżnieniu od wszystkich innych wysp tego archipelagu?
Tylko czemu sugerowała, że Cesare lub ktokolwiek inny planował jakiegoś rodzaju dywersję. – Dlaczego to zdanie nie zasłużyło na pytajnik?
Najstarsi mieli nad resztą humanoidów sporą władzę, wynikającą zarówno z ich przewagi sił, jak i stażu panowania nad nimi. – Nie wiem, dlaczego nazywasz demony humanoidami. One nie są z kształtu podobne do ludzi, ich kształt to mgła, która korzysta z ludzkich ciał jak z mundurka.
demony próbujące pozbyć się nawzajem siły – Pozbawić.
X: Test Kryształu
Jej umysł znów przebiegło wrażenie omdlenia. – To znaczy? Wydawało jej się, że mdleje, ale jednak była zupełnie przytomna?
Wygięła się nienaturalnie. Jej miednica oddaliła się od podłoża na tyle, na ile pozwalało jej przypchnięcie do niego spętanych stawów. – Będę wdzięczna za rozrysowanie, bo nie umiem sobie tego wyobrazić.
Zatopiona była teraz w ciepłym powietrzu, klejącym się do skóry. Lepki gaz zdawał się przylegać do niej. – Czy to drugie zdanie podaje nam jakąś informację, której brakuje w pierwszym?
Dla pewności postanowiła rozejrzeć się jeszcze za zegarem – w snach nigdy nie pojawiają się zegary. – Drugi raz stawiasz tę tezę, ale nijak nie staje się przez to bardziej sensowna.
Nie ustępowało ciągle odczucie suchości w ustach i niezdolność do wydobycia z siebie sensownego dźwięku. (...) dostrzegła spoczywającą na poruszającym się krześle Primordialis. Krzyknęła mimo woli. – Nie może wydobyć z siebie głosu, ale krzyczy bez najmniejszego wysiłku?
Szybko przekonała siebie, że te dziwne mary muszą przybierać na sile. Jak tylko się obudzi przedyskutuje z Grześkiem kwestię przeprowadzki. – A co ma przeprowadzka do koszmarów? Jeśli śnić Nadia zaczęła dopiero w Chorwacji, dobrze byłoby o tym wspomnieć wcześniej.
Blondynka odnosiła wrażenie, że raczej płynie nad stopniami niż stąpa po nich, podczas gdy ona sama musiała dokładać wielu starań by nie spaść w dół przepastnego korytarza, którego końca nie mogła dojrzeć. – Podmioty. Nie wiadomo kto stąpa, a kto spada.
XI: Spraw Beznadziejnych
Wspiął się kamienną ścieżką na niewielkie wzgórze, na szczycie którego kilka wieków wcześniej wybudowano brukowy rynek – Brukowany.
Okiennice mieszkań były pozamykane, a ludzie w obawie przed upałem kryli się za nimi. Jedynie w co niektórych sklepach dało się dojrzeć jakiegoś zagubionego człowieka. – We wszystkich tego samego?
Grzegorz przysiadł na usytuowanej w rogu placu, skradając ostatnie fragmenty cienia, studni. – Co? Dlaczego to zdanie jest rozbite w ten sposób?
Jego wzrok przesuwał się po jasnej zabudowie, jednym budynku do złudzenia przypominającym poprzedni, jak i kolejny. Monotonia cechująca miasto zaczęła mu się bardziej podobać. W końcu każda zmiana na niej, każdy nietypowy element powinien być doskonale widoczny. – Zmiany na monotonii? To brzmi jak objaw okropnej choroby.
Gdzieś wśród śródziemnomorskiej roślinności, skupiającej się kawałek od samego morza, nieco wśród niej ukryta, stała przyczepa kempingowa. Nie była to jednak zwykła przyczepa kempingowa. – Czy to powtórzenie jest tu niezbędne?
Nie rozumiem postępowania Grześka. O ile etap otępienia jest zrozumiały, akceptowalny i do wytłumaczenia traumą wypadku, o tyle nie rozumiem, dlaczego, gdy bohater znalazł już w sobie siłę działania, zamiast szukać swojej żony na morzu i próbować odtworzyć kurs swojej łodzi, w zamian miota się po mieście od kościoła do przyczepy wróżbitki. Przecież widoczny każdego dnia z jego okien jacht powinien podsunąć mu jakieś pomysły. A nic nie wspominasz, by od czasu wypadku morze przerażało Grzegorza.
Po przeczytaniu jedenastu rozdziałów wciąż nie jestem pewna, jaki jest motyw przewodni twojego opowiadania. Mam nadzieję, że budując tak szczegółowe tło przyszłych wydarzeń, wzorujesz się na Kingu, ale jeśli tak, będę oczekiwać od ciebie jeszcze przynajmniej trzystu rozdziałów. Jeśli nie… cóż, nie wiem, czy właściwie chcesz się skupiać na heroicznej walce mężczyzny o ukochaną żonę, na polityce wewnętrznej plemienia demonów, czy na Nadii, cokolwiek jest z nią nie tak.
Bo na razie, mimo że rozpisałaś jedenaście rozdziałów, zdarzyło się bardzo niewiele. Młode małżeństwo miało wypadek, mąż obudził się na suchym lądzie i szuka żony, ta zaś została porwana przez demony i jest trzymana na odludnej wyspie. Na tym etapie jeszcze wszystko może się wydarzyć, równie dobrze możesz rozwinąć swoje opowiadanie w thriller z dreszczykiem, jak i zarżnąć wszelkie napięcie. Na dwoje babka wróżyła.
Brakuje mi informacji o demonach, ale wierzę, że pojawią się w kolejnych rozdziałach. O co im chodzi? Skąd się wzięły? Jaki jest ich cel? Póki co na te pytania nie ma żadnej odpowiedzi.
O ile mogę ci coś doradzić, postaraj się lepiej uzasadnić następujące wydarzenia tak, by nie sprawiały wrażenia spowodowanych wyłącznie przez imperatyw narracyjny. Jeśli siostra była taka ważna dla Grzegorza, może warto byłoby poświęcić jej parę słów w scenie ślubu (i wytłumaczyć przy okazji jakoś te rzucone mimochodem jaszczurki). Jeśli policja nie ma znaleźć śladu po Nadii, to niech chociaż podejmie jakieś poszukiwania, zamiast od razu załamywać ręce niczym panienka z kiepskiego romansu. Jeśli Grzegorz ma trafić do wróżbitki, niech to nie będzie taki grom z jasnego nieba i przeznaczenie ciągające bohatera za rękaw – chyba że to przeznaczenie jest potem wytłumaczone demonicznymi wpływami. Jeśli nie chcesz się spieszyć z akcją, nie musisz, nie ma takiego przepisu – ale warto poświęcić tę przestrzeń na wypełnienie szkieletu opowiadania mięsem – motywacjami, które kierują postaciami, ich historią, charakterem. To, co ci ładnie wyszło, to opis tej małej miejscowości, domu i wysp – nie mam problemów z wyobrażeniem sobie świata przedstawionego. Poświęć więcej czasu na dopieszczenie swoich rozdziałów, pozwól im odleżeć tydzień w szufladzie, wyeliminuj błędy, możesz na tym jedynie skorzystać.
Jeśli o błędy językowe chodzi, totalnie lekceważysz poprawny zapis dialogów. Nie masz ujednoliconego systemu akapitów (mam wrażenie, że zamiast użyć tabu, decydujesz się na miliardy spacji). Polecam twojej uwadze nasz Necronomicon, powinien ci się przydać. Przeszukaj swój dokument pod względem podwójnych spacji. Zdarzają ci się przecinki w przedziwnych miejscach (Od wschodu, spędzili tam już kilka dobrych godzin), gorąco namawiam cię do nawiązania współpracy z jakąś porządną betą. Kompletnie nie zwracasz uwagi na podmioty – to chyba najczęściej popełniany przez ciebie błąd. Lubisz też wtrącać specjalistyczne wyrażenia, które nie pasują do reszty narracji (deniwelacja terenu, mistral). Twój styl niezbyt mi się podoba – choć wiem, że ma swoje fanki. Poetyckość jest w porządku tak długo, jak długo nie gubisz się sama w zawiłościach swoich zdań, a wyszukane porównania nie gubią sensu na rzecz brzmienia.
Wystawiam ci trzy z nadzieją, że w przyszłości będę mogła podwyższyć tę ocenę.
Znała tylko generalny zarys sprawy, a zaczynać od wścibskich pytań ani nie wypadało, ani nie miała serca – Aż boję się zapytać, jak wobec tego wyglądała wiadomość wysłana przez policjanta.
Następne dni były mgłą (...) Cała jego sylwetka przedstawiała jakiś wszechobecny chaos. Potargane włosy, panoszący się, ewidentnie kilkudniowy, zarost całkiem nieźle komponowały się ze specyficznym nieprzyjemnym zapachem unoszącym się wokół mężczyzny. Doprowadził się do ruiny, fizycznie sięgnął dna, a duchowo nie radził sobie wiele lepiej. – W tych kilka dni tak się zrujnował fizycznie?
Byli zgranym rodzeństwem, choć oboje cenili autonomię. (...) To może zrobić ci herbaty?... Czy może lepiej soku… Albo kawy. Musisz być zmęczona. – Powoli próbował wycofać się w kierunku kuchni. // – Może być sok – odpowiedziała z uśmiechem, opierając się o tył kanapy. Nie była pewna czy powinna za nim iść, czy może tu zostać. – Narrator opisuje zgrane rodzeństwo, jednak postaci zachowują się jak dwoje obcych ludzi.
Starał się mówić naturalnie, lecz wątłość jego głosu umknęła by uwadze tylko kompletnego ignoranta. Na pewno nie przeoczył by jej nikt, słuchający wcześniej przez kilkadziesiąt lat jego silnych, zawsze dźwięcznych i pewnych słów. Brzmiał jak forma jego samego wypłukana z charakteru, emocji oraz chęci do życia. Był nijaki. Całej jego sylwetce brakowało wyrazistości. – Przekombinowałaś. Co to jest forma samego Grzesia?
Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że tak nagle się pojawiam. – Sięgnęła po szklankę. – I trochę chciałabym zostać. To życie w wielkim mieście, ciągłym pośpiechu, nieźle człowieka męczy. Przyda mi się trochę świeżego powietrza, tak dla obniżenia ciśnienia. – Przynajmniej udało jej się nie skłamać i zarazem nie wyjawić prawdziwego powodu odwiedzin. – Albowiem brat jej jest amebą i nie domyśli się, że nagły przyjazd siostry może mieć jakiś związek z zaginięciem żony.
Wymuszona radość, która przed kilkoma sekundami próbowała uzewnętrznić się na jego twarzy, teraz przeprowadzała odwrót. Na jego czole pojawiły się krople potu. Niczym oddział okupanta, myśl o Nadii uderzyła w jego duszę. Wyraz bólu malował się na jego twarzy. – Niczym… niczym co? Dlaczego okupanta akurat, czas trwania i miejsce akcji nie mają nic wspólnego z wojną to porównanie jest zupełnie od czapy.
Wizja własnej żony leżącej gdzieś martwej, jej ciała wyrzuconego przez morze w odległym, przypadkowym miejscu, ptaki pożerające jej bezbronne szczątki… Grześka przeszedł zimny dreszcz. Irracjonalna irytacja i gniew mieszały się z lękiem. Niepewność nie dawała mu spokoju. Dręczyło go możliwe bezczeszczenie zwłok ukochanej przez zwierzęta, a może nawet ludzi. – Teraz sobie wyobrażam ludzi wyżerających wnętrzności topielca. Wizjo, przepadnij. Autorko, przebuduj ostatnie zdanie, bo jest diablo niezgrabne.
Zdawał sobie sprawę z tego, ile dzikich stworzeń zamieszkiwało okolicę. – Te hieny i szakale zamieszkujące mikroskopijne wysepki Adriatyku… oh wait.
Później w jego rozrywanym emocjami sercu budziła się nadzieja. Płomień przypominający, że los Nadii wcale nie jest przesądzony. Może żyła, przetrwała. Lecz myśl o ukochanej, błądzącej wśród lasów, samotnej na niewielkiej wyspie – powodowała pieczenie w piersi. – A nie popłynie jej szukać wśród wysp, bo?
Nie był pewien, jak długo udałoby jej się przetrwać w dziczy, na łasce natury. Kochała przyrodę, oczywiście, ale niemniej uwielbiała rozmawiać, robić zakupy czy oglądać romantyczne filmy. Jedyną z jej cech, która wydała mu się w sytuacji, w której mogła się znaleźć bardzo przydatna, było zamiłowanie do gotowania. W kuchni potrafiła spędzać godziny, łącząc przyprawy, składniki, a następnie prezentować swoje nowe dzieła z uśmiechem dumy. – ...co? Czy zamiłowanie do filmów romantycznych daje z automatu minus pięć do umiejętności przetrwania w głuszy? Czy z kolei pasja gotowania na elektrycznej/gazowej kuchence przy użyciu setek składników kupowanych w sklepie naprawdę pomoże osobie, która musi sama upolować swoją żywność?
Nie była jednak wstanie ustalić czy powodem tej choroby jest sam wypadek na morzu, w końcu musiał spędzić parę godzin w wodzie – Wypadek siedział w wodzie?
Chciała mu pomóc, lecz liczyła się z faktem, że dostała jedynie dwa tygodnie urlopu. Musiała też wracać do własnych spraw. Zająć się finalizowaniem kontraktów, jaszczurkami. – Skąd nagle jaszczurki znienacka? Nie wspominałaś o nich wcześniej, a tu wyskakują jak filip z konopii. Wplatanie informacji w narrację – robisz to źle. No i jaki związek mogą mieć jaszczurki z kontraktami?
Na ten moment, nie pozostało jej zrobić nic, tylko znaleźć numer telefonu do miejscowego lekarza, komórkę brata i zaufać swoim, nikłym bo nikłym, zdolnościom porozumiewania się z ludźmi. – Po co jej komórka brata? Nowoczesna businesswoman nie ma swojej? No i jak zamierza się dogadać z Chorwatami?
Grzyb miejscami niemal wychodził z naczyń. (...) Najwyraźniej tam lądowały wszystkie nadjedzone jedynie przez Grześka dania, w nadziei, że może później najdzie go głód. – Pleśń była tak wielka, że nie tylko wykształciła świadomość, ale była też zdolna do odczuwania nadziei?
V: Upadek róży
sylwetki bezbarwnych ludzi pozbawionych twarzy pojawiały się gdzieś w oddali, przypływały tak blisko, że niemal ją muskało – Muskały.
Później, zupełnie bezkompromisowo, zostawały daleko w tyle. – Bezkompromisowo? To nie jest słowo, którego szukasz.
Czasem widoki majaczyły jedynie na jednej z płaszczyzn widnokręgu, niby w dole, lecz wolno, chaotycznie wirowały. – … co?
Parzyło ją własne ciało, a mózg i podbrzusze przemieniły się w obszary głębokiego zlodowacenia. Wobec rozpalonego, gorejącego dziwnym, wewnętrznym ogniem organizmu, te dwa miejsca dawały nie tyle ochłodzenie, co rozrywający ból, silnie kontrastując z resztą ciała. – Czyli te płonące elementy nie bolały jej ani trochę?
Upadła wreszcie bezładnie. Dokoła zapanowała niemal kompletna cisza. Odruchowo próbowała łapać oddech. – Cisza próbowała?
Stała pośrodku jakiegoś dziwnego kręgu – jego wewnętrzną obręcz stanowiły czaszki wychylające się z rzeki długich, zżółkłych nieco kości, zewnętrzną tworzyli ludzie siedzący na kolanach w jednakowych odległościach, dokładnie obserwując Nadię. – Siedzieli na kolanach jedni na drugich? Frywolnie.
Żaden, nawet najmniejszy mięsień ich ciała nie poruszał się w sposób niechciany – Z poezji na nasze: nie mieli drgawek ani nerwowych tików.
Ich źrenice pobłyskiwały niczym gwiazdy, jedna za drugą, po kolei, sprawiając wrażenie dwóch białych, radośnie ścigających się świetlików. – Krąg ludzi miał zbiorczo tylko dwie źrenice do dyspozycji?
Przyjaciel Zagubienie postanowił ją odwiedzić. – Co? Nie można było po prostu napisać poczuła się zagubiona?
Wydało jej się, że odzyskała zdrowy rozsądek, mimo wciąż przeszywającego ją jednocześnie mrozu i gorąca. Senne mary zazwyczaj mają to do siebie, że w najgorszym momencie się kończą i nie występują w nich zegary. – …co? Co mają koszmary do zegarów?
Głosy postaci tworzących okrąg znów stawały się słyszalne, od cichego szeptu aż po bezwstydny, niemal gregoriański śpiew. – Co jest bezwstydnego w gregoriańskim śpiewie?
Wokół nich sunęły setki kości długich, pędząc niczym zachęcony promocją tłum. – Czyli jak zabić klimat.
Stwory wyrywały się w jej stronę, człapały niekompletnym uzębieniem – Kłapie się zębami, człapie stopami.
VI: Wola działania
U progu stanęło dwóch policjantów w jasnych mundurach. Gdy otworzono im drzwi, jeden rozglądał się jeszcze, upewniając się, że wybrali odpowiedni dom. // – Dzień dobry – odezwał się wyższy z niezapowiedzianych gości, odchrząknął i, nie otrzymując żadnej odpowiedzi ze strony kobiety wpatrującej się w niego niepewnym wzrokiem, kontynuował. – Zastaliśmy pana Grzegorza Chiazmę? // – Proszę, proszę, panowie wejdą. – W jakim języku odbyła się ta rozmowa, skoro policjanci są Chorwatami, a kobieta Polką?
dotąd nie udało nam się odnaleźć rozbitego jachtu ani niczego, co przypominałoby pozostałości po nim czy samą zaginioną – Samej zaginionej. No, chyba że mówi, że nie udało się odnaleźć niczego, co przypominałoby samą zaginioną. Ale mam wrażenie, że nie o to ci chodziło.
Grzesiek bez namysłu wyszedł przed dom i kiedy tylko zobaczył żaglówkę, od razu na nią wszedł, na chwilę zniknął pod pokładem, sprawdził zawartość szafek. Wszystko znajdowało się tam, gdzie ustawił to wypływając z Nadią. Nic nie wyglądało podejrzanie. Mundurowi zatrzymali się na nabrzeżu, przyglądając się łódce i zachowaniu mężczyzny – Dając mu spokojnie czas na zniszczenie ewentualnych dowodów.
VII: Łuna
Wrażenie podobieństwa wzmagały jeszcze marszczące się gdzieniegdzie warstwy naskórka, układające się w malutkie fale. Jej włosy przybrały kolor trudny do określenia - ciemne, brudne i przemoczone miedziane strąki wyglądały na zupełnie zaniedbane. – Miedziane? Jeszcze przed chwilą laska była blondynką, służę cytatem: Jej złote, starannie ułożone loki spadały na idealnie białą, delikatną suknię z tiulu.
Ciało młodej kobiety, okryte jedynie skrawkami niemiłosiernie zniszczonego ubrania, leżało na dużym kamieniu tuż nad brzegiem Adriatyku. (...) Złożona na płaskim głazie, samotnie wystającym ponad jednolitą powierzchnię szarych skał, chroniła tam się niby przed niechętnie opływającymi kamień od czasu do czasu wodami. – Nie ma sensu powtarzać w obrębie jednego akapitu już raz podanych informacji.
W przestrzeni objętej działaniem złocistej łuny panowała temperatura wysoka na tyle, by na powierzchni skały zachodziło intensywne, niekończące się parowanie. Gaz unosił się jednak tylko na wysokość kolan spokojnie stojącej na samym środku kamienia kobiety, wypełniając ten niewielki obszar niemal całkowicie. Szarawa mgła otoczyła tułów, szyję i głowę Nadii, wolno wokół nich wirując. – Czyli miała szyję i głowę na wysokości kolan?
Szarawa mgła otoczyła tułów, szyję i głowę Nadii, wolno wokół nich wirując. Rozproszyło to trochę gorące promienie, nie powstrzymało jednak wchłaniania dziwnego, czarnego strumienia, który swoją konsystencją nie przypominał ani światła, ani żadnego znanego im zjawiska. – Komu – im? Tym wzmiankowanym częściom ciała?
Adriatyk zakołysał się mocniej, wracając w swoje brzegi. – Skoro mocniej kołysał, to raczej z tych brzegów występował.
VIII: Lunapark
Dwóch młodych mężczyzn przemierzało pośpiesznie wiekowy las. Choć na skraju wyspy zarośla sprawiały wrażenie zaniedbanych, starych i nieprzystępnych, wraz z zagłębianiem się w nie, złowrogi busz zamieniał się w coraz bardziej uporządkowaną formację. Zielone liście szeleściły cicho tuż nad głowami humanoidów, towarzysząc im w marszu. – Mężczyzn, ale jednak humanoidów? Wiesz, że to nie są najszczęśliwsze synonimy?
Bose stopy obijały się o półskaliste podłoże, tupiąc głucho. – Półskaliste, a półplastikowe?
Mężczyzna z ramionami zaciśniętymi wokół Nadii przeszedł przez nią, zostawiając swego towarzysza na zewnątrz. – Przeszedł przez Nadię?
Pod nierównymi ścianami ustawione były niewysokie stoliki, na których prezentowała się okazała kolekcja różnobarwnych roztworów, niepokojących przedmiotów – zdarte właścicielom twarze, części ciał zmutowanych stworzeń morskich czy długie przedmioty oklejone sporymi, czarnymi piórami. – Powtórzenie.
musiała upewnić się, że obawy rodzące się w jej nieistniejącym sercu były jak najbardziej bezpodstawne. – Skoro serce nie istniało, jak mogło się tam cokolwiek rodzić?
Jej włosy na dobre nabrały już ciemną barwę – Kogo, czego? Ciemnej barwy.
IX: Energia
zmierzył go wzrokiem, wzdechnął bezsilnie (...) Wzdychnął ciężko. – Jeżu kolczasty, westchnął.
– Coś z tego w ogóle będzie? – Cesare zapytał wreszcie, zeskakując ze stosu drewna, przypominającego statek i obchodząc go dokoła. W ramach odpowiedzi usłyszał głośne parsknięcia śmiechu. Czyjaś ręka objęła go, lądując na jego ramieniu. – Oczyma duszy widzę samobieżne ręce bez kadłubka.
Może po prostu zapomnieliście jak to się robi? – rzucił z przekąsem, nawet nie odwracając się do rozmówcy. // – Tak, samobójem w Sao Paulo też myśmy mundial zaczęli. – Chorwat wykrzywił twarz w złośliwym uśmiechu. – Demony z piekła rodem czują patriotyzm względem ziemskich państw? Dlaczego?
George wmieszał się już w ten niewielki tłum, przez co odczuł ulgę – przynajmniej nim chwilowo nie będzie musiał się przejmować, a może i się przyda. – Znowu gubisz podmioty, przecież to nie George czuje tu ulgę.
w ciągu ostatnich miesięcy Starsi stwierdzali, czasem nawet bez wiedzy Primordialis, by wszystkich rozbitków próbować przeprowadzać przez rytuał przemiany – Stwierdzali nie łączy się z by.
narażenia Wyspy na odkrycie – Zapisujesz to dużą literą, bo? Jest to wyspa zwana Wyspą, w odróżnieniu od wszystkich innych wysp tego archipelagu?
Tylko czemu sugerowała, że Cesare lub ktokolwiek inny planował jakiegoś rodzaju dywersję. – Dlaczego to zdanie nie zasłużyło na pytajnik?
Najstarsi mieli nad resztą humanoidów sporą władzę, wynikającą zarówno z ich przewagi sił, jak i stażu panowania nad nimi. – Nie wiem, dlaczego nazywasz demony humanoidami. One nie są z kształtu podobne do ludzi, ich kształt to mgła, która korzysta z ludzkich ciał jak z mundurka.
demony próbujące pozbyć się nawzajem siły – Pozbawić.
X: Test Kryształu
Jej umysł znów przebiegło wrażenie omdlenia. – To znaczy? Wydawało jej się, że mdleje, ale jednak była zupełnie przytomna?
Wygięła się nienaturalnie. Jej miednica oddaliła się od podłoża na tyle, na ile pozwalało jej przypchnięcie do niego spętanych stawów. – Będę wdzięczna za rozrysowanie, bo nie umiem sobie tego wyobrazić.
Zatopiona była teraz w ciepłym powietrzu, klejącym się do skóry. Lepki gaz zdawał się przylegać do niej. – Czy to drugie zdanie podaje nam jakąś informację, której brakuje w pierwszym?
Dla pewności postanowiła rozejrzeć się jeszcze za zegarem – w snach nigdy nie pojawiają się zegary. – Drugi raz stawiasz tę tezę, ale nijak nie staje się przez to bardziej sensowna.
Nie ustępowało ciągle odczucie suchości w ustach i niezdolność do wydobycia z siebie sensownego dźwięku. (...) dostrzegła spoczywającą na poruszającym się krześle Primordialis. Krzyknęła mimo woli. – Nie może wydobyć z siebie głosu, ale krzyczy bez najmniejszego wysiłku?
Szybko przekonała siebie, że te dziwne mary muszą przybierać na sile. Jak tylko się obudzi przedyskutuje z Grześkiem kwestię przeprowadzki. – A co ma przeprowadzka do koszmarów? Jeśli śnić Nadia zaczęła dopiero w Chorwacji, dobrze byłoby o tym wspomnieć wcześniej.
Blondynka odnosiła wrażenie, że raczej płynie nad stopniami niż stąpa po nich, podczas gdy ona sama musiała dokładać wielu starań by nie spaść w dół przepastnego korytarza, którego końca nie mogła dojrzeć. – Podmioty. Nie wiadomo kto stąpa, a kto spada.
XI: Spraw Beznadziejnych
Wspiął się kamienną ścieżką na niewielkie wzgórze, na szczycie którego kilka wieków wcześniej wybudowano brukowy rynek – Brukowany.
Okiennice mieszkań były pozamykane, a ludzie w obawie przed upałem kryli się za nimi. Jedynie w co niektórych sklepach dało się dojrzeć jakiegoś zagubionego człowieka. – We wszystkich tego samego?
Grzegorz przysiadł na usytuowanej w rogu placu, skradając ostatnie fragmenty cienia, studni. – Co? Dlaczego to zdanie jest rozbite w ten sposób?
Jego wzrok przesuwał się po jasnej zabudowie, jednym budynku do złudzenia przypominającym poprzedni, jak i kolejny. Monotonia cechująca miasto zaczęła mu się bardziej podobać. W końcu każda zmiana na niej, każdy nietypowy element powinien być doskonale widoczny. – Zmiany na monotonii? To brzmi jak objaw okropnej choroby.
Gdzieś wśród śródziemnomorskiej roślinności, skupiającej się kawałek od samego morza, nieco wśród niej ukryta, stała przyczepa kempingowa. Nie była to jednak zwykła przyczepa kempingowa. – Czy to powtórzenie jest tu niezbędne?
Nie rozumiem postępowania Grześka. O ile etap otępienia jest zrozumiały, akceptowalny i do wytłumaczenia traumą wypadku, o tyle nie rozumiem, dlaczego, gdy bohater znalazł już w sobie siłę działania, zamiast szukać swojej żony na morzu i próbować odtworzyć kurs swojej łodzi, w zamian miota się po mieście od kościoła do przyczepy wróżbitki. Przecież widoczny każdego dnia z jego okien jacht powinien podsunąć mu jakieś pomysły. A nic nie wspominasz, by od czasu wypadku morze przerażało Grzegorza.
Po przeczytaniu jedenastu rozdziałów wciąż nie jestem pewna, jaki jest motyw przewodni twojego opowiadania. Mam nadzieję, że budując tak szczegółowe tło przyszłych wydarzeń, wzorujesz się na Kingu, ale jeśli tak, będę oczekiwać od ciebie jeszcze przynajmniej trzystu rozdziałów. Jeśli nie… cóż, nie wiem, czy właściwie chcesz się skupiać na heroicznej walce mężczyzny o ukochaną żonę, na polityce wewnętrznej plemienia demonów, czy na Nadii, cokolwiek jest z nią nie tak.
Bo na razie, mimo że rozpisałaś jedenaście rozdziałów, zdarzyło się bardzo niewiele. Młode małżeństwo miało wypadek, mąż obudził się na suchym lądzie i szuka żony, ta zaś została porwana przez demony i jest trzymana na odludnej wyspie. Na tym etapie jeszcze wszystko może się wydarzyć, równie dobrze możesz rozwinąć swoje opowiadanie w thriller z dreszczykiem, jak i zarżnąć wszelkie napięcie. Na dwoje babka wróżyła.
Brakuje mi informacji o demonach, ale wierzę, że pojawią się w kolejnych rozdziałach. O co im chodzi? Skąd się wzięły? Jaki jest ich cel? Póki co na te pytania nie ma żadnej odpowiedzi.
O ile mogę ci coś doradzić, postaraj się lepiej uzasadnić następujące wydarzenia tak, by nie sprawiały wrażenia spowodowanych wyłącznie przez imperatyw narracyjny. Jeśli siostra była taka ważna dla Grzegorza, może warto byłoby poświęcić jej parę słów w scenie ślubu (i wytłumaczyć przy okazji jakoś te rzucone mimochodem jaszczurki). Jeśli policja nie ma znaleźć śladu po Nadii, to niech chociaż podejmie jakieś poszukiwania, zamiast od razu załamywać ręce niczym panienka z kiepskiego romansu. Jeśli Grzegorz ma trafić do wróżbitki, niech to nie będzie taki grom z jasnego nieba i przeznaczenie ciągające bohatera za rękaw – chyba że to przeznaczenie jest potem wytłumaczone demonicznymi wpływami. Jeśli nie chcesz się spieszyć z akcją, nie musisz, nie ma takiego przepisu – ale warto poświęcić tę przestrzeń na wypełnienie szkieletu opowiadania mięsem – motywacjami, które kierują postaciami, ich historią, charakterem. To, co ci ładnie wyszło, to opis tej małej miejscowości, domu i wysp – nie mam problemów z wyobrażeniem sobie świata przedstawionego. Poświęć więcej czasu na dopieszczenie swoich rozdziałów, pozwól im odleżeć tydzień w szufladzie, wyeliminuj błędy, możesz na tym jedynie skorzystać.
Jeśli o błędy językowe chodzi, totalnie lekceważysz poprawny zapis dialogów. Nie masz ujednoliconego systemu akapitów (mam wrażenie, że zamiast użyć tabu, decydujesz się na miliardy spacji). Polecam twojej uwadze nasz Necronomicon, powinien ci się przydać. Przeszukaj swój dokument pod względem podwójnych spacji. Zdarzają ci się przecinki w przedziwnych miejscach (Od wschodu, spędzili tam już kilka dobrych godzin), gorąco namawiam cię do nawiązania współpracy z jakąś porządną betą. Kompletnie nie zwracasz uwagi na podmioty – to chyba najczęściej popełniany przez ciebie błąd. Lubisz też wtrącać specjalistyczne wyrażenia, które nie pasują do reszty narracji (deniwelacja terenu, mistral). Twój styl niezbyt mi się podoba – choć wiem, że ma swoje fanki. Poetyckość jest w porządku tak długo, jak długo nie gubisz się sama w zawiłościach swoich zdań, a wyszukane porównania nie gubią sensu na rzecz brzmienia.
Wystawiam ci trzy z nadzieją, że w przyszłości będę mogła podwyższyć tę ocenę.
No powiem, że bardzo łagodna ocenka... :P
OdpowiedzUsuńbtw, weryfikacja obrazkowa jest włączona.
Nie jest.
UsuńCo masz na myśli...?
UsuńJest włączona, spróbujcie dodać komentarz nie mając konta.
UsuńGayaruthiel - kiedyś chyba czytałam kawałek tego bloga i - o ile na pewno nie pomyliłam go z żadnym innym - dziwię się konkretnie, że tak łagodnie oceniłaś styl autorki (a raczej niewiele o nim wspomniałaś), bo dla mnie to głównie on był najgorszym aspektem całego opowiadania
Jest wyłączona od zawsze, niczego nie zmieniałam. Mogę zrobić screen z ustawień :P.
UsuńWierzę, ale naprawdę u mnie się pojawia (błąd blogspota?), aż sama też mogę trzasnąć screena :D http://i62.tinypic.com/257d1nc.jpg
UsuńWeryfikacja dla anonimowych pojawia się wszędzie. Na innych moich blogach i jeszcze jednym nie moim, który sprawdziłam, też.
UsuńAch, chyba że tak, no popatrz, nie wiedziałam o tym, pewnie zostało niedawno wprowadzone...
UsuńOwszem, przepoetyzowany styl plus użycie słów niezgodnie z ich przeznaczeniem to spore minusy tego opowiadania, ale wspomniałam o tym w ocenie - zarówno w obrazujących problem cytatach jak i ponownie w podsumowaniu. Niemniej nie było to stężenie tak zabójcze jak w jedynkowych tekstach i sądzę, że autorka ma spore szanse na wyrobienie się - odnoszę wrażenie, że jest to jeden z tych etapów rozwoju, przez które muszą przebrnąć aspirujące pisarki o pewnej charakterystycznej wrażliwości. Większość na szczęście przechodzi to jak ospę wietrzną - nie zostaje ślad, za to nabywają dożywotniej odporności :) Tylko niektóre uparte kozy zatrzymują się w tym punkcie rozwoju.
UsuńTo pisałam ja, internetowa psychoanalityczka :P
*z wytrwałą nadzieją, że internet jednak się zlituje i nie będę tego pisała n razy*
OdpowiedzUsuń"wyszczerbione szczyty" - miały oznaczać ostre krawędzi skał wystających z morza, ot takie zwalisko skalne u podnóża klifu.
Homeostazę chyba raczej kojarzymy ze spokojem... A nawet uznając walkę za warunek stały, to nie da się ukryć, że linie frontu się zmieniają, przeważające siły...
Chciałam tylko zauważyć, że (o ile dobrze pamiętam) nie napisałam nigdzie, że bohaterowie pochodzili z Polski. Owszem, imiona może trochę na to wskazują... Ciągle jednak można robić dwa semestry na raz lub mieć dobre układy z uczelnią... prędzej firmą zewnętrzną. No, przynajmniej na potrzeby tekstu.
Absurdalnej, racja.
Well... Sugeruję, że stała się częścią pokładu, skoro została wmontowana w podłogę (zapewne jest jakieś mądrzejsze słowo na podłogę jachtu).
"Woda przesuwała żaglówkę, nie wiatr? " ~ dokładnie tak ;). Mamy tu już do czynienia z demonkami, więc nie wszystko musi dziać się zupełnie normalnie.
Grzesiu tam się w międzyczasie zaczął wybudzać, a więc i ruszać. Nie mógł tak leżeć nieprzytomny w nieskończoność. (Skoro przeżył).
Moi bohaterowie są niezniszczalni :D Jak na bohaterów opka przystało ;)
Huśtawki na plaży to częstość w Chorwacji. Przynajmniej wg moich doświadczeń.
Bo to Angielka. Oni tacy są.
Jesteśmy w postkomunistycznym kraju, świeżo po wojnie domowej.... Chociaż może rzeczywiście ci funkcjonariusze (zarówno policjanci, jak i pielęgniarki) mają trochę za bardzo wywalone.
Informacje o zaginięciu.
"Która pukałaby do drzwi własnego domu, albowiem…? "~ albowiem umysł człowieka ogarniętego beznadzieją chwyta każdą kroplę nadziei.
OdpowiedzUsuń"Narrator opisuje zgrane rodzeństwo, jednak postaci zachowują się jak dwoje obcych ludzi. "~ tu chodziło o ukazanie wpływu tej sytuacji, niektórzy źle sobie radzą z przebywaniem w towarzystwie osoby w trudnej sytuacji życiowej (czyt. Anna odkąd zawsze była typem osoby mającej wszytko pod kontrolą) a innych ta sytuacji wyniszcza psychicznie i społecznie.
Rzeczywiście może trochę za szybko mu to poszło.
" A nie popłynie jej szukać wśród wysp, bo? "~ Ponieważ jest przekonany, że Pogwizd został unicestwiony. Niby mógłby pożyczyć od kogoś łódkę... Ponieważ popsułoby mi to fabułę.
We fragmencie o gotowaniu chciałam raczej wyłuskać lekki szowinizm Grzesia.
" Po co jej komórka brata? Nowoczesna businesswoman nie ma swojej? No i jak zamierza się dogadać z Chorwatami?" ~` aspekt ekonomiczny, ze swojej płaciłaby roaming. Z Chorwatami spokojnie da się porozmawiać po polsku. Dobra, sama przed chwilą twierdziłam, że nie muszą być Polakami. Zawsze można mieć nadzieję, że Chorwaci akurat znają odpowiedni język obcy.
"Siedzieli na kolanach jedni na drugich? Frywolnie."~ wtedy napisałabym, że siedzieli sobie nawzajem na kolanach ;)
" Co mają koszmary do zegarów? " ~ To samo, co popularne szczypanie ;)
Hm... Ten bezwstydny miał być pewnie jakąś opozycją dla szeptu.
"Miedziane? Jeszcze przed chwilą laska była blondynką" - zabieg celowy
" Skoro mocniej kołysał, to raczej z tych brzegów występował. " ~ chyba że chwilę wcześniej był odpływ..?
"Mężczyzn, ale jednak humanoidów? Wiesz, że to nie są najszczęśliwsze synonimy? " ~ Cóż, wolałam ich nie nazywać ludźmi... Właśnie wyszło na to, że mężczyzna to nie człowiek. Fuck logic.
"Demony z piekła rodem czują patriotyzm względem ziemskich państw? Dlaczego? " ~ Odpowiedź jest prosta: a dlaczego nie? Jak chcą, to niech sobie czują.
Zapisuję Wyspę wielką literą, ponieważ traktuję to jako nazwę własną (tak jak piszemy np. Tomaszów zamiast Tomaszów Mazowiecki).
"~Nie wiem, dlaczego nazywasz demony humanoidami. One nie są z kształtu podobne do ludzi, ich kształt to mgła, która korzysta z ludzkich ciał jak z mundurka. "~ Tym zdaniem uświadomiłaś mi jak źle wprowadziłam demony... Albo jak bardzo brakuje dwunastego rozdziału.
"To znaczy? Wydawało jej się, że mdleje, ale jednak była zupełnie przytomna?" Tak właśnie.
"Jeśli śnić Nadia zaczęła dopiero w Chorwacji, dobrze byłoby o tym wspomnieć wcześniej. " Rozdział II: "Nie niepokoił ich nikt, z wyjątkiem nawracających złych przeczuć i snów. "
Tu muszę się zgodzić, trauma względem morza powinna gdzieś się pojawić.
Naprawdę myślę, że dwunastka by wiele rozjaśniła, jednak powstaje ona... Cóż niespiesznie, gdyż wiecznie nie jestem z niej zadowolona. I tak powinnam chyba zacząć od przebudowy istniejącej już partii tekstu.
Yup, odpowiedź na wszystkie pytania (chociaż mniej-więcej) powinna być w dwunastce.
Jesteś kolejną osobą, która zwraca mi uwagę na akapity. Najwyraźniej coś niedobrego dzieje się przy wklejaniu tekstu do bloggera. W Wordzie wszystko jest w porządku. (Owszem, tabulator).
Z przecinkami czasami szaleję, prawda. Z podmiotami też, jak widać. Ale żeby się popawić trzeba pisać ;)
Dziękuję za poświęcony czas.
Czesc!
UsuńCiesze sie, ze jednak zdecydowalas sie odpowiedziec :)
Predkosc robienia doktoratu nie tyle zalezy od semestrow, co od tempa w jakim pisana jest praca doktorska. Malo komu udaje sie to zrobic w rok, a nie opisujesz swoich postaci ani jako wybitnych naukowcow, ani tez jako tytanow pracy, ktorzy ciegiem siedza nad komputerem/mikroskopem i tworza rozdzial za rozdzialem. Ich zycie jest dosc leniwe, kazdego dnia rejs, jakies probki, ale bez zadnej ich pozniejszej analizy czy opisania... Niestety, w dzisiejszych czasach zycie naukowcow to raczej horror niz sielanka :P http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/edukacja/20130102/po-co-nam-doktorat http://www.perspektywy.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=2788&Itemid=742
"Well... Sugeruję, że stała się częścią pokładu, skoro została wmontowana w podłogę (zapewne jest jakieś mądrzejsze słowo na podłogę jachtu)." -- Nie rozumiem. Wczesniej myslalam, ze sie przejezyczylas, ale teraz naprawde nie wiem, co o tym sadzic. Dlaczego umiescili mape na podlodze? Normalne mapy nawigacyjne, takie papierowe, trzyma sie albo rozpiete na stole (kiedy sie z nich korzysta), albo zwiniete w rulon (kiedy akurat nie sa potrzebne). Czy to byl inny rodzaj mapy...?
"Ponieważ jest przekonany, że Pogwizd został unicestwiony." -- I znowu nie rozumiem, przeciez widzi go za oknem, byl na jego pokladzie wraz z policjantami - czyzby uwazal to wszystko za jedna, wielka halucynacje?
"wtedy napisałabym, że siedzieli sobie nawzajem na kolanach ;)" -- No, ale w obecnej formie to nie ma sensu, bo nie dasz rady usiasc na wlasnych kolanach, chyba, ze wyrwiesz sobie nogi z zadka i przylozysz odwrotnie. Siadasz posladkami, w pozycji kleczacej opieraz je na pietach, nie na kolanach.
"To samo, co popularne szczypanie" -- Okej, a co ma szczypanie do zegarow/zlych snow? :D
"żeby się popawić trzeba pisać" -- Swiete slowa, pisz i rozwijaj sie :)
http://jagodana.blogspot.com/. Błagam, dziewczyny, zróbcie z tym porządek! Toż to przyszła dziennikarka! Ostatni post ok, ale cała reszta... Proszę, bardzo proszę, zerknijcie i przemówcie pannie do rozumu, bo do niej naprawdę nic nie dociera.
OdpowiedzUsuńHej, zagubiony internauto! Trafiłeś do ocenialni, zajmujemy się tu wyłącznie blogami, które same zgłoszą się do nas z prośbą o poradę.
UsuńKoleżance (koledze?) chyba chodziło, by zainteresować się tym ogólnie, niekoniecznie pisać o tym post na Pomackamy. Przeglądałam tego "bloga". Aż strach wypuszczać takich "dziennikarzy" w świat, bo zarażą swoim kretynizmem pozostałych. A przekonanie tej dziewuchy o swej nieomylności jest po prostu przerażające. Chce krytyki, ale wszelką krytykę ignoruje, twierdząc, że jest poniżej poziomu hmm... Sądzę, że osoby doświadczone, które znają się na tym, jak wy, potrafiłyby przemówić jej do rozsądku, każdy chyba wie, jak konkretne są wasze komentarze.
UsuńMoże by tego bloga gdzieś wysłać, gdzieś, gdzie ocenia się takie głupotki bez względu na to, czy autor chce tego czy nie? Istnieje coś takiego? Wydaje mi się, że kiedyś takie coś widziałam, ale nie jestem pewna.
Pozdrawiam i czekam na kolejne oceny!