wtorek, 4 listopada 2014

0075. martwi-shinigami.blogspot.com

Ogłoszenia parafialne.
Ludzie, wprowadziłam jakiś czas temu do regulaminu zapis, żeby przy zgłoszeniu podawać też nick autora. Ja rozumiem, że nie każdy czyta regulamin co tydzień pasjami, ale przed zgłoszeniem blogaska wypadałoby rzucić okiem. Kolejne zgłoszenia bez nicku zacznę odrzucać. Najwyraźniej powinnam częściej zmieniać hasło.
Poza tym przypominam, że wciąż mamy otwartą rekrutację i wbrew pozorom nie zjadamy chętnych – niestety muszę przyznać, że jestem szczerze zdziwiona tym, że w absolutnie 100% przypadków odpisywałam miło na maila, podawałam informacje i blogi do oceny, kandydat dziękował i obiecywał dać znać, po czym zapadała wieczna cisza. Niemniej zapraszamy, nie tracę nadziei.
A teraz do oceny.
Leleth



Przedwieczna: Gayaruthiel

Nie wszystkie linki w opisie autorki prowadzą do właściwych miejsc.

Bilet w jedną stronę

Człowiek zwany Jacca William zapewnił sobie stałe miejsce w koszmarach spektakularnym wejściem. Bo przecież co innego powiedzieć o chudym nastolatku w szkolnym mundurku, który z rozmachem wpada do celi razem z kratą? – W czyich koszmarach? Doprecyzuj.

O? Tak, jestem Jacca William. William to nazwisko, tak na marginesie. Wszyscy mają z tym problem. //Jeszcze przed osadzeniem Sama w więzieniu sporo nasłuchał się on o tym legendarnym niemal przywódcy buntowników, bo rzeczywiście był to człowiek nader medialny. – Nie wiadomo, kto się nasłuchał.

Alruna zaprowadziła go do drzwi w połowie wyłożonego beżowym dywanem korytarza. – Czym była wyłożona druga połowa?

Chłopak miał głowę zaprzątniętą zaprzątnięty był tętniącym, barwnym życiem i ludźmi – Błąd matrixa.

To przecież młodzi ludzie, którzy niedużo wcześniej nagle dostali moce jak z komiksu (...) Ohydztwo. – Alruna zacisnęła usta. – Tylko ludzie mogliby coś takiego wymyślić. – Skoro mutanci jeszcze niedawno też byli zwykłymi ludźmi, dziwi mnie ta odraza do własnego gatunku.

Jacca z kolei nie wydawał się specjalnie emocjonować sytuacją – chrupał czekoladowe Pocky i oglądał rosyjski melodramat (...) Możesz mi tłumaczyć? Bo ni w ząb nie rozumiem, o czym oni tam mówią. – Wiemy, że bohaterowie mają bazę na Ukrainie lub/oraz znajdują się na terenie Federacji Słowian Zachodnich. Imiona noszą jednak mało słowiańskie, nie potrafią zrozumieć rosyjskiego... skąd się tu wzięli? Dlaczego Jacca – Brytyjczyk – uznał, że najlepiej będzie mu akurat tutaj, ze wszystkich miejsc na świecie? A skoro już tam są, dlaczego tak mało jest w grupie Słowian?

przecież ich lider bez swoich mocy i w ciele chudego nastolatka nie stanowił dla uzbrojonych żołnierzy żadnego niebezpieczeństwa – Czy to znaczy, że Jacca umiał zmieniać ciała?

Poddaję się! – zawołał głośno, unosząc wyżej ręce. – Nie będę stawiał żadnego oporu! // – Nie bój się już tak. Czekaliśmy tu. – Niezgrabna ta wypowiedź, nie jestem pewna, co miała przekazać, jakie emocje, jakie informacje.

Ej, słuchaj mnie. Jestem tu właśnie dlatego, że ta sprawa dotyczy ciebie! // – Słucham. – Sam spojrzał z desperacją. – Jesteś w stanie mnie stąd w jakikolwiek sposób wyciągnąć? Jakkolwiek. // – Zdajesz sobie sprawę, w co się wpakowałeś? – Adam był niepokojąco jak na niego poważny. – Próba odbicia terrorystów w dodatku wspólnie z organizacją Jakki Williama to prawie jak samobójstwo. – Kurczę, jakieś drętwe są te dialogi, ale trudno mi powiedzieć, co konkretnie odpowiada za ten efekt. W każdym razie, skąd Adam wiedział, że Sam będzie brać udział w tej akurat akcji? Dlaczego Sam błaga Adama o ratunek, zamiast automatycznie założyć, że skoro Amerykanie odbili go z rąk Ruskich, to nie po to, żeby go na powrót im oddać?

– Jesteś pewny? Że to zadziała…? // – Tak! – Adam cały rozgorączkowany wyciągnął z kieszeni komórkę i wręczył ją Samowi. – Jeśli tylko będziesz współpracował. Dzięki temu możesz skontaktować się z amerykańską ambasadą albo bezpośrednio ze mną. Rozmowy będą zupełnie bezpieczne od podsłuchów zarówno konwencjonalnych, jak i przez mutantów. Nikt nie nabierze nawet najmniejszy podejrzeń! – Adam próbuje przeciągnąć Sama na swoją stronę, a ja się zastanawiam, czy wszyscy zapomnieli już o koleżance-telepatce, która może przecież w każdej chwili wyciągnąć tę rozmowę ze wspomnień Sama.

Dla Sama inne rozwiązanie było o wiele bardziej oczywiste – to były czołgi stworzone, żeby mutanci walczyli przeciwko innym mutantom. Ale powstrzymał się przed powiedzeniem tego Jacce, bo już sam fakt, że przywódca nie wpadł na to oczywiste rozwiązanie, mówił sama za siebie. – To znaczy co mówił? Że Jacca jest za głupi, żeby na to wpaść, czy też zbyt szlachetny? W każdą z tych opcji trudno mi uwierzyć.

I rzeczywiście, początkowo wszystko wydawało się być dziecinnie proste: Rosjanie przy okazyjnej pomocy Sama kierowali pojazdem, a Jacca bez wysiłku utrzymywał wokół potężną tarczę. // Wysadzenie w powietrze całego hangaru dało o sobie znać jedynie serią huków gdzieś za ich plecami, a równy ruch czołgu ani przez moment nie został zaburzony. Wbrew wszystkiemu wydawało się, że misja zakończy się sukcesem. I wtedy, kiedy wyjeżdżali przez roztrzaskaną bramę, czołg eksplodował. – Wszystko fajnie, ale dlaczego nigdzie nie było ani wzmianki o tych zakładnikach/terrorystach, których trzeba było uwolnić, którzy stanowili przecież esencję tej misji? Czy to oni byli tymi Rosjanami pracującymi przy czołgach? Jak to się ma do wzmianek o planowanej egzekucji? Ponadto porzuć być po wydawało się: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/;4019
Jacca siedział w samym tyle samolotu ze zwieszoną głową i wzrokiem wbitym w podłogę. Gdyby nie jego błyskawiczna reakcja, gdy teleportował siebie i Sama z powrotem do hotelu, prawdopodobnie żaden z nich by nie przeżył. Niestety nie mógł zabrać ze sobą Rosjan, tym samym ich egzekucja doszła do skutku w najbardziej ironiczny sposób. – Dlaczego, zamiast teleportacji, nie wykorzystał raczej mocy odpychania od siebie elementów czołgu? Wtedy nic by się nikomu nie stało. Tak samo Sam mógłby zamrozić czas w chwili wybuchu – a wiemy już, że tak właśnie reaguje na silny stres i niespodzianki. Gdyby ożywił kolegów, można by ich było teleportować po kolei. No i koledzy-mutanci, nie mieli oni żadnych przydatnych umiejętności?

Komórka Adama w kieszeni ciążyła jak głaz, ale nie odważył się jej wyjąć. Przecież wcale nie musiał z niej korzystać. – Dlaczego nie przyjdzie mu do głowy, że komórki można śledzić, a jej sygnał może zdradzić położenie tajnej bazy? Przecież akcja rozgrywa się we współczesnym świecie.
W środku musiał znajdować się GPS, inaczej jak amerykanie namierzyliby ich tak szybko? – No właśnie.

Trzeba wziąć odwet! Po dziesięciokroć za każdego zabitego przez nich mutanta! Nie będziemy przecież tak siedzieć jak przestraszone dzieci! // – Dziesięciokroć? – Zazwyczaj przyjazny uśmiech Alruny był tym razem zimny i wyrachowany. – Musimy pokazać im, że z nami nie można zadzierać. Zemścimy się tak, że przez wiele pokoleń opowiadać o tym będą historie. Sto razy albo tysiąc. – Ale dlaczego nie pomyślą o tym, że być może zabiją przy tym nieprzeliczone ilości niewybudzonch jeszcze mutantów?

Wspólnie z rządem rosyjskim przygotowany został specjalny plan dywersyjny. – Czyli przygotowano plan i przygotowano rząd?

Będziemy walczyć z ludźmi, bo taka jest nasza natura i dlatego wciąż na świcie rodzą się dzieci ze zmutowanym genotypem, które potrafią rzeczy, o których ludziom się nie śniło. – Nie no, jeśli ich NATURĄ jest walka z ludźmi, to czemu się dziwią, że ludzie próbują ich wybić do nogi? Pokrzaczyły ci się związki przyczynowo-skutkowe w tym zdaniu. Jak to w końcu jest, mutanci rodzą się z żółtymi oczyma i zestawem mocy? Jeśli tak, to banalnie łatwo będzie ich wytruć jeszcze w kołysce. Ale jeśli moce budzą się później, powiedzmy w okresie dojrzewania, każdy atak na ludzkość jest też atakiem na potencjalnych mutantów.

Niech wszyscy przygotują się do ewakuacji. Kupię wam tyle czasu, ile tylko będę w stanie, więc lećcie, gdy tylko uda mi się ich odepchnąć. – A dlaczego nie wykorzysta mocy swoich pobratymców, żeby uciec łatwiej? Choćby Sam – dlaczego nie miałby zamrozić czasu, a potem dotknąć wszystkich mutantów, pozwalając im tym samym na ucieczkę z palcem w nosie?

Nigdy nie pomyślałby, że Jacca William jest kimś, kto wróci po swoich kompanów natychmiast po usłyszeniu wezwania, kimś, kto będzie walczył za swoich towarzyszy, stawiając na szli wszystko, kto nie ważąc na konsekwencje, wyda wojnę całemu światu. – Dlaczego? Wszak dopiero dzień wcześniej Sam myślał, że nikt tak się nie troszczy o swoich ludzi, jak Jacca.

Jacca od dwóch dni nie odzyskał przytomności. – A jak go odbili? Dlaczego po opadnięciu osłony amerykańska armia nie rzuciła się na niego? Dlaczego amerykańskie myśliwce nie śledziły i nie strzelały do helikoptera pełnego mutantów?

Nie podoba mi się sposób, w jaki to opowiadanie jest napisane. Brakuje płynnego przejścia pomiędzy scenami. Twój styl jest jeszcze kanciasty, jakbyś dopiero zaczynała się rozpisywać – dialogi brzmią nienaturalnie, zdań nie czyta się płynnie.

Sumienny Franek i ta druga szkoła

– Daj. – Franek wyciągnął rękę, nie mając siły na kolejne zaczepki, ale brwi dziewczyny tylko powędrowały w górę i nie wyglądało na to, żeby chciała iść na ugodę. – Naprawdę muszę się tego nauczyć. – Chłopak sam nie wiedział, kiedy przeszedł do obronnego tonu i zaczął się tłumaczyć. – To są zadania maturalne, więc jak chcę startować na medycynę, muszę mieć je wszystkie w małym palcu. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy, nie? Oddasz wreszcie? // – Na medycynę mu się zachciało… – Julia zazwyczaj mówiła niewiele, ale nawet jedno zdanie wypowiedziane odpowiednio kpiącym tonem i z wszechwiedzącym wyrazem twarzy przekazywało wszystko. (...) Przerażające trio lubiło osaczać chłopaka w czytelni czy pod salą lekcyjną i przeszkadzać mu w przygotowaniu do matury. To był ciekawy przerywnik od rozwiązywania zadań z chemii. – Pierwsza część akapitu opisuje to spotkanie jako nieprzyjemne dla chłopaka, ot, typowa scenka ze szkolnymi dręczycielami w roli głównej. Dlatego dziwi późniejsze stwierdzenie, że Franek uważał te spotkania za CIEKAWY przerywnik.

W starym, poniemieckim budynku znajdowały się dwie szkoły. Początkowo był to podział na oddziały żeński i męski – To, czyli szkoła była podziałem?

Franiu, pierdoło, zaczekaj na chwilę. – Tak się zwraca nauczyciel do ucznia w szkole?

Nauczyciel wydawała się czymś martwić. // – Widzisz, chłopie, wydaje mi się, że wpadasz w złe towarzystwo. Te lafiryndy odciągają cię od nauki. – TAK nauczyciel mówi o innych uczniach do swojego pupila? No nie sądzę. Nauczyciel wydawała? Co to za gender?

– W tej szkole zupełnie nic się nie dzieje, nawet spinacze do papieru i zszywki nie giną. – Pan Łukasz mrugnął. – Jak popracujesz tutaj przez dwa lata jako nadworny chemik, to będziesz sobie jeszcze w brodę pluł, że teraz nie zawalczyłeś. // Franek znał już matematyka dwa lata i zdążył zrozumieć go dość dobrze, dlatego był w stanie dostrzec nutę fałszu w jego głosie, której prawdopodobnie nie wychwyciłby nikt inny. Ale nie zapytał o to – pan Łukasz za bardzo wierzył w inteligencję chłopaka, żeby wybaczyć mu coś takiego. Zamiast tego Franek podczas całej drogi do domu zastanawiał się, jaki cel miałby nauczyciel w takiej maskaradzie – nie, jaki inny, niż subtelne naprowadzenie na trop, że w szkole jednak coś się dzieje. – Sądziłabym raczej, że w słowach nauczyciela pobrzmiewa fałsz, bo lubi swoją pracę i nie uważa uczenia innych za wyrok. Czy Franek ma jakiś powód, żeby w pierwszym rzędzie myśleć o teoriach spiskowych?

Franek dobrze się bawił tego niedzielnego popołudnia. Nigdy nie był fascynatem oglądania bajek w wieku późnoliecealnym, ale kiedy Marlena zaczęła przeżywać przedstawiane na ekranie wydarzenia równie emocjonalnie, co zebrane na sali dziesięciolatki, chłopakowi udało się również wkręcić w sympatyczną, Disneyowską fabułę. – Sympatyczna fabuła? Dalej mówimy o Królu Lwie, zawierającym sceny z martwym Mufasą? ;)

Franek zdał sobie sprawę, że od tego rozglądania się jest całkowicie widoczny dla nadchodzących, dlatego jak najszybciej schował się z powrotem do schowka. – Gdyby się nie rozglądał, to nikt by go nie zauważył?

Chłopak zastanowił się, po cóż takiego ktoś mógłby przebijać się do sąsiedniej szkoły? Raczej nie po to, żeby wyjść, więc schody w dół były raczej odrobinę mniej prawdopodobne. – Schody utraciły prawdopodobieństwo? Niefortunne sformułowanie.

Franek miał chwilę zawieszenia, zanim zrozumiał, że ta kobieta w czarnym lateksie to Marlena. – Nie jestem pewna, czy chwilę można mieć. No i czy koszmarnie niepraktyczny, odbijający wszystkie światła lateks to taki świetny wybór dla tajnej agentki, jakaś miękka skórka sprawdzałaby się lepiej.

Wydawała się zupełnie nie martwić wycelowaną w swoją stronę bronią, tak samo trzymanym w prawej dłoni pistoletem posługiwała się zupełnie swobodnie. – Zwrot tak samo do niczego tu nie pasuje. Tak samo jak co?

Chcemy, żebyście dla nas pracowali – bez ogródek wyjaśniła za koleżankę Stella. // – Ale to formalnie niemożliwe. – Marlena wzruszyła ramionami. – Dlatego stosujemy wyspecjalizowane sposoby naboru- // – W postaci łamania kariery interesujących nas ludzi, żeby nie mieli innego wyboru, niż pracy dla nas. Bez obrazy. – Julia wydęła wargi. – To nic osobistego. – Najgorszy plan naboru wszechczasów to zmuszanie rekrutów do pracy siłą. Stąd się biorą rewolucje. Nie mówiąc już o tym, że szantażowany, przymuszany pracownik nie będzie tak produktywny, jak ten, który pracuje, bo szczerze to lubi. No a jeśli cała akcja jest FORMALNIE niemożliwa, to jakby dziewczyny nie kopały dołków pod swoimi ofiarami, nic im to nie da, bo nie zmieni formalnych (czyli administracyjnych, związanych z przepisami, dokumentacją) wymagań.

Szukam człowieka I

Sam zapadł w naderwany fotel – Zapadł w sen albo zapadł się w naderwanym fotelu.

Jacca zachowywał się i wyglądał dokładnie tak samo, jak go zapamiętali: wciąż był tym samym niekompetentnym przywódcą o aparycji chudego nastolatka – Był niekompetentny, czy tylko sprawiał takie wrażenie?

Jacca odchylił głowę na oparcie i spojrzał wreszcie na Keela, który wciąż stał jak kołek w drzwiach. // – Nie martw się – pocieszył – zaraz się zabieramy. – Pocieszył go? Pocieszył się?

Jeżeli sytuacja się powtórzy, ucierpi na tym dobre imię Sojuszu, zarówno Japonia jak i Korea stracą znaczenie międzynarodowe, jeśli pozwolą dalej się w ten sposób ośmieszać. – No nie wiem, a Stany i Rosja straciły na znaczeniu po akcji z Jakką? Jeśli nie, dlaczego miałoby to grozić Korei?

Ludzie to gatunek. W obrębie tego gatunku występują różne rasy. Mówienie o ludziach jako takich inna rasa jest błędem.

– Sierżancie, powinieneś się lepiej maskować – rzuciła swoim zwyczajnym nieobecnym głosem zamiast powitania, siadając na brzegu krzesła i odkładając zakupy pod stolik. // Jednym machnięciem ręki przeteleportowała ubrania z torby na Jaccę, przebierając go w strój żywcem wyjęty z „Dawno temu w Ameryce” z kaszkietem i tweedowym garniturem włącznie. – Po twoim opisie wnioskuję, że Jacca teraz na pewno nie zmarznie, skoro teleportowano na niego nową odzież, nie zdejmując starej. Tylko ruszać mu się będzie trochę trudno.

Szukam człowieka II

Zaczęła odkładać pozostałe talię po kolei, po trzy. – Czegoś w tym zdaniu zabrakło.

Aż nie chce się w to wierzyć. Co za człowiek. Chyba już nic mnie w jego przypadku nie zdziwi. // – Skoro to mamy: jakieś pomysły co do prób kontaktu? – spytał Akira. – Skoro co mamy?

napadli na kierownika sekcji C Lee Ji-hoona, który pod wpływem kilku telepatycznych technik Jakki ujawnił, gdzie podziała się pracująca dla ludzi mutantka i – co ważniejsze – że właśnie wesoło zastawia pułapkę na członkinię Pancernika po niespodziewanym kontakcie, jaki nawiązała z Instytutem FSZ-a. – Julia była w zupełnie innym miejscu w mieście, następnie Jacca kazał jej się teleportować pod szpital i dopiero wtedy padł strzał. Albo to Jacca zastawił na dziewczynę zasadzkę, albo coś strasznie nie gra, bo przecież potencjalny zamachowiec powinien się w tym momencie bezradnie rozglądać za celem, który nagle rozpłynął się w powietrzu.

Znowu huknęło i jeżeli ktoś miał dostatecznie dobry refleks, mógł uchwycić materializujące się znikąd wąskie metalowe strzałki, które w następnej chwili zostały roztrzaskane przez Jaccę, tym razem jednak bez pomocy ognia. W następnej chwili zaułek za szpitalem wybuchł, a sąsiednie budynki zatrzęsły się. – Jeżeli Jacca pozbył się metalowych strzałek, co wybuchło w zaułku?

Szukam człowieka III

Marlena opadła na kanapę z takim impetem, że mebel przesunął się kilka centymetrów w tył (...) – Dzwoniła do mnie Jula – odezwała się wreszcie, kiedy już uporała się z obuwiem. – Kiedy zapytałam ją, czy nie szkoda jej kasy na połączenie z Korei – W pierwszej chwili pomyślałam, że Jolly, która pilnuje lekarza w gettcie jest tą samą Julią z polskiej szkoły. Po pierwsze – byłby to fajny plot twist, po drugie – to ładnie łączy opowieści w jedną całość, po trzecie – tłumaczy dziwne zachowanie dziewczyny. Okazuje się jednak, że to Julia była tajemniczym audiocosiem, który napadł na Jakkę i jego grupę.

Ten złom się cały rozpada. Gdybym nie zbierał wszystkiego do kupy, w tej chwili lecielibyśmy samym kokpitem. – Zerknął przelotnie na kompana. – Sam, zabieram hipnozę i witakinezę, nie mam teraz na to siły. // Istotnie, już chwilę później ból głowy z początku lotu do Frankfurtu powrócił ze wzmożoną siłą. // – Gdybyś zniszczył wygłuszacze, też mógłbym jakoś pomóc – zaproponował Sam. // – Gdybym coś tu jeszcze zniszczył, ten samolot rozpadłby się niezależnie od moich dobrych chęci. – Czyli samolot rozpada się na kawałki, ale akurat wygłuszaczom nic nie jest?

Siedem tysięcy pięćset. – Podał wysokość kapitan. – Mój Boże, niech tylko nic nie leci z naprzeciwka. Możesz sprowadzić na dół samych pasażerów? // – Wierz mi, na tej wysokości już łatwiej będzie sprowadzić samolot jako całość, niż próbować ratować stu dwudziestu ludzi osobno – wyjaśnił Jacca. – Co ten pilot taki wyluzowany? Czemu nie dziwi go obecność mutanta w kokpicie? Czemu nie dziwią go moce Jakki? Władowała mu się banda obcych ludzi do kokpitu, a jemu nawet brew nie drgnęła?

Przygotowania do lądowania przebiegały sprawnie i bez większych komplikacji – koła się nie chciały wysunąć, ster zacinał przy odrobinę większym pikowaniu a połączenie z kontrolą lotów co chwilę przerywało. – To miała być taka ironia, tak? Wyszło dość niezgrabnie. Dodaj przecinek przed a.

Gdy wrak wreszcie zatrzymał się, obecnymi w maszynie ludźmi z rozmachem rzuciło w przód, wystawiając na próbę wytrzymałość pasów bezpieczeństwa – Do czego byli przypięci Sam i Jakka w kokpicie?

Stali na płotem ogradzającym lotnisko – Hm?

– Możesz uratować ten samolot? – spytał po prostu Sam. // Jacca wyglądał na zaskoczonego. Chyba nie wpadł nawet na takie wyjście z sytuacji, bo sformułowanie odpowiedzi zajęło mu kilka chwil. // – Dlaczego miałbym to zrobić? // Ale Sam już odnajdywał w sobie zapomniane pokłady perswazji. // – Nie masz pojęcia, czy wśród pasażerów nie ma kogoś z naszych, prawda? // – Chcesz, żebym uratował tych ludzi, tak? – spytał Jacca wprost. // Sam przez chwilę zastanawiał się, czy nie skłamać, ale pod spojrzeniem świdrujących oczu tylko skinął głową. // – W takim razie zapamiętaj, dlaczego to robię – usłyszał, zanim obaj nie teleportowali się do kokpitu. – I... nie dowiadujemy się, dlaczego. Nie ma żadnego wyjaśnienia.

Nikt w pomieszczeniu nie wiedział, w jaki dokładnie sposób ona działa, ale wątpliwe, żeby chociaż domyślał się jego odkrywca, sam Yuichi. – Coś złego stało się z tym zdaniem.

Szukam człowieka IV

Chociaż swoją drogą dla Teresy chwalenie się zaproszeniem na rozmowy drugiej z bezpośrednio zaangażowanych stron wypadałoby dość nie na miejscu – oczywiście gdyby nie fakt, że rzeczywiście było się czym chwalić. – Zamotane to zdanie, będzie brzmieć lepiej bez chociaż, swoją drogą i oczywiście.

Co prawda w powietrzu czuć było prowizorkę i organizowanie konferencji w pośpiechu – Może lepiej prowizorkę i pośpiech, z jakim organizowana była konferencja?

Dziwię się, że tak łatwo obiecałeś. // Jacca zaśmiał się głośno. // – Tak jakby obchodziły mnie obietnice składane jakimś ludziom – rzucił, jakby była to kwestia najoczywistsza na świecie. // Sam poczuł, jak przechodzi go dreszcz. Zawsze tak było, kiedy zapominał, z kim ma do czynienia, i kiedy absolutnie nie był gotowy psychicznie na taki komentarz. // – Przeraża cię to – mruknął Jacca. – O wiele lepiej byś się odnajdywał razem z bandą tych idealistycznych naiwniaków. Przeraża cię fakt, że przebywasz z psychopatą, tak? // Uśmiechnął się w sposób, w którym nie było nic ludzkiego, tylko jakaś obca, odpychająca agresja. // – Nie jesteś psychopatą – powiedział Sam, zaciskając lewą dłoń w pięść, żeby się opanować, bo wszystkie instynkty krzyczały mu, żeby uciekał. – Ta scena jest godna pochwały. Dobrze, że zdecydowałaś się pokazać, co kryje się pod całym tych puchem i słodyczą, dobrze, że jest to tak bezkompromisowo paskudne.

Jacca już nawet nie był w stanie powiedzieć, w którą stronę powinna znajdować się teraz sala konferencyjna – Zła konstrukcja.

Niepokojący zaczynał być całkowity brak ludzi – jakby to miejsce było tak tajnie tajne, że tylko nieliczni wiedzieli o jego istnieniu. Tym lepiej dla całej operacji. – Tym lepiej, że sytuacja budzi niepokój?

Już na wstępnie chciał zajść do laboratorium numer trzy (...) Już ubrany w fartuch laboratoryjny Franek wszedł do laboratorium – Dwa razy pod rząd tak samo zaczynasz akapit.

Jakieś wieści? – spytał po rozkojarzonym powitaniu. – Nie jestem pewna, czy powitanie może być rozkojarzone.

Ten rozdział kończy się tak jakoś znienacka, nagle.

Szukam człowieka V

Tak jak od początku chyba cała Organizacja czekała na dzień podejścia do „koronnej próby”, jak mawiała Marlena, tak dla Franka mógłby on wcale nie nadchodzić. Nie zamierzał nawet kręcić się wokół sali operacyjnej, gdzie chirurg będzie wszczepiał spreparowany przez laboratorium materiał do organizmu ochotnika. Szczerze mówiąc, było mu absolutnie wszystko jedno. (...) Dla niego ta niewiarygodna siła nie była czymś zachwycającym, raczej przerażającym i odrzucającym. – Faktycznie, wszystko mu jedno.

Przez wszystkie sześć pięter przebiegło wycie, jakby odzywające się wewnątrz głowy, a nie przekazywane dźwiękiem. – Wiesz, ale wycie przekazywane dźwiękiem również jest rejestrowane wewnątrz głowy, bo gdzie niby znajduje się wnętrze uszu, jak nie tam. Wiem, o co ci chodzi, ale przedstawiłaś to w koślawy sposób.

Przywódca Pancernika na twarzy też wychudł straszliwie, policzki mu się zapadły i nabrały chorobliwej bladości, włosy przerzedziły, a na powiekach i w kącikach oczu wyraźnymi kreskami rysowały się żyły. Jacca sprawiał wrażenie, jakby już jedną nogą był w grobie i pojedyncze nieostrożne dotknięcie mogło tę kruchą równowagę przeważyć. – Takie strasznie zmiany zaszły w nim przez ten jeden dzień...? Czy zapomniałaś podkreślić upływ czasu?

Był w końcu lekarzem, od wielu lat pracował w Organizacji i znał wszystkie procedury na pamięć, ale nigdy nie spodziewał się, że będzie musiał je przeprowadzać w takich warunkach. – Dlaczego? Przecież to nie jest jakiś zapyziały szpitalik, gdzie ludzie trafiają najwyżej z obitą mordą, a miejsce wysokiego ryzyka.

Uczucie było trochę jakby zanurkować w magmę. – Uczucie było zanurkować? Odmiana czasowników problem?

Brawo, w scenie ucieczki ze szpitala udało ci się wykreować niezbędne napięcie.

Rebeka widząc, kto wychodzi z budynku, co prawda została na miejscu, ale dało się zauważyć, że bardzo chętnie pobiegłaby im na spotkanie, gdyby tylko nie przeszkadzały jej w tym godność i długi do ziemi płaszcz. – Naprawdę? Taka dramatyczna sytuacja, a laska – w zależności od interpretacji – albo ubiera się na misję mega niepraktycznie, narażając ją na szwank, albo bardziej przejmuje się modą niż stanem ludzi, na których podobno jej zależy?

Sam po raz pierwszy zastanawiał się, co by się stało, gdyby pojawił się przeciwnik, którego przywódca Pancernika nie potrafiłby pokonać, albo, co bardziej przerażające, gdyby ta niewiarygodna moc postanowiła wziąć odwet na osobie, która trzymała ją w ryzach. – Foreshadowing? Jeśli tak, to mało subtelny.

Do tej pory zawsze uważała, że choroba – jak jeszcze kiedyś nazywano mutację – jej nie dotyczy, że ci ludzie, o których mówiło się w telewizji, po prostu mieli pecha, ale normalnemu otoczeniu normalnej osoby na pewno to nie grozi. Jolly nie miała pojęcia, co teraz zrobić i, co gorsza, nie miała kogo nawet poprosić o pomoc. W głowie zostały jej tylko czarne scenariusze tego, co może się stać, jeśli prawda wyjdzie na jaw, a wszelkie pomysły zaradzenia sytuacji wyglądały na absurdalne i nie do wykonania. Panika wciąż narastała, uniemożliwiając podejmowanie racjonalnych decyzji: należało kupić kolorowe szkła kontaktowe, żeby nikt nic nie zauważył, ale gdzie i jak, czy nie będzie to podejrzane i czy nie zwróci to uwagi? Jak się ukrywać i czy to w ogóle możliwe? Czy nawet poszukanie informacji w internecie nie spowoduje podejrzeń? Czy powinna w ogóle się ukrywać, sprzeciwiać się prawu? Przecież nie była tak jak inni, została sobą, przecież wszystko dałoby się wyjaśnić. – O, tu mamy piękne potwierdzenie, że mutanci kiedyś byli ludźmi. Z tego powodu nie jestem w stanie kupić tej ich maniakalnej nienawiści. A skoro w tym momencie mutację uważano za chorobę, dlaczego pierwszym odruchem Jolly jest ukrycie jej przed innymi ludźmi, a nie szukanie opieki medycznej?

Kiedy dziewczyna uświadomiła sobie, że w domu również nie jest bezpieczna, nagle poczuła szarpnięcie – Dlaczego nie była bezpieczna w domu? Nic nie wspominasz o innych domownikach. W ogóle niemal żadna z twoich postaci na tym etapie – poza Teresą (ojciec, sztuk jeden) i Samem (kumpel, sztuk jeden) – nie ma rodziny czy przyjaciół.

To wszystko trwało do czasu, aż Jolly nie zauważyła, jak jej tęczówki z dnia na dzień rozjaśniają się, gdy brązowy pigment stopniowo ustępował żółtemu. (...) przechodnie zainteresowaliby się samotną, przerażoną dziewczyną, potem na pewno dostrzegliby żółte tęczówki – Skoro tęczówki dopiero zaczynały się rozjaśniać, przechodnie raczej niczego by nie zauważyli.

W dodatku co mogło ją czekać, kiedy się ściemni, a ona zostanie sama w lesie? Już lepiej przecież byłoby zamknąć się w domu. – Przecież dopiero co wspominałaś, że w domu też nie była bezpieczna – choć nie wiadomo, dlaczego.

Oczy, które pojawiły się w tafli, miały o wiele jaśniejszą, żółtą barwę, niż kiedy oglądane były niedawno w domu, ale nawet ta świadomości odbiła się od skorupy zobojętnienia. – Znaaaczy, w mniej niż dwanaście godzin przeszła od niekontrolowanej paniki do całkowitej akceptacji wydarzeń? A jedyne, czego potrzebowała, to posiedzieć sobie chwilę w losowej piwnicy? No nie wiem. Mam wrażenie, że stosujesz tu skrót myślowy/narracyjny, który przeszedłby w filmie, ale nie w tekście. Wydaje mi się, że myślisz obrazami, nie słowami.

Wtedy wpadła jakby w dym, ale nie taki widziany zwyczajnie oczyma. – A taki widziany czym, kolanem?

To był pierwszy raz, kiedy Jolly spotkała osobę, która wywróciła jej życie do góry nogami – Jaccę Williama. Co więcej, zaufała mu, że rzeczywiście nie ma się czego bać, że przy kimś takim wszystko jest możliwe i nie trzeba się martwić o wszystko. Teraz, kiedy patrzyła na tę nierzucającą się w oczy ranę, jej spokojny, ułożony świat powoli zaczął się rozpadać jak brzeg podmywany przez morze. – Podsumujmy. Jolly w ciągu na oko doby przechodzi od bycia człowiekiem do bycia mutantem i od bycia przerażonym mutantem do bycia wyluzowanym mutantem, znowu przerażonym i wreszcie do bycia ostatecznie wyluzowanym mutantem, który porozumiewa się ze światem monosylabami i nie okazuje żadnych emocji. W tym stanie trwa – nie wiadomo dokładnie ile, ale na pewno więcej niż parę miesięcy – przebijając się przez morza flaków i trupów na życzenie swojego nowego przyjaciela. Jednak gdy widzi teleportacyjną ranę, jej skorupa nagle pęka.
Ta historia ma sens i ogromny potencjał, ale mam pewne zastrzeżenia co do wykonania. Może byłoby nieco lepiej, gdybyś przedstawiła nam bliżej Jolly wcześniej, a nie zrzucała na głowę wszystkie informacje w jednym infodumpie. Gdybyś wcześniej pokazała, że laska czuje się niezniszczalna i cokolwiek szalona, teraz jej upadek i załamanie odczułoby się bardziej. Niestety, chwilowo pozostaje postacią drugoplanową, której braku nie odczuwamy aż tak bardzo, skoro ani nie jest z nami związana emocjonalnie, ani nie ma mocy, których nie dałoby się zastąpić zatrudniając inną osobę lub Jakkę.

lekarska ocena jasno wskazywała, że tym, co kierowało martwym ciałem, bynajmniej nie był już człowiek. Strata utalentowanego telepaty dała się mocno odczuć, tym bardziej, że wszyscy w Organizacji raczej wierzyli, że Igor podoła zadaniu. Chłopak wydawał się już obiecujący podczas pierwszego wszczepienia – o ile Franek pamiętał, próbka pochodziła od brytyjskiego oficera Korpusu Psychokinetycznego, który zginął podczas Arabskiej Jesieni. – a) dlaczego do tak ryzykownej operacji grozącej śmiercią wybrano kogoś, kogo utrata mogła tak wiele organizację kosztować? b) Brytyjski Korpus – czy oznacza to, że pierwsza próbka też pochodziła od Jakki? Jeśli tak, dlaczego druga się nie przyjęła? c) skoro organizacja nie ma problemu, by przeprowadzać wielokrotne przeszczepy, dlaczego nie powtórzono eksperymentów na asystentach Franka? d) jakim sposobem pobrano pierwszą próbkę?

teraz, kiedy wszyscy wokół zaczęli mówić o odrodzeniu Matki i zwycięstwie rasy ludzkiej, Franek czuł, że Marlena jeszcze bardziej się od niego oddala. – Przecież oni nigdy nie byli ze sobą specjalnie blisko. Opisując ich wzajemne relacje, zawsze podkreślałaś to, co ich dzieli, nie wspominając o niczym, co mogłoby ich łączyć – poza miejscem pracy, w którym Franek przecież i tak nie udziela się z własnej woli.

przy jego stosunku do ogółu ludzkości i nienawiści, która nasiliła się jeszcze bardziej – czemu trudno się dziwić – od czasu konferencji. – No nie, ja się jednak wciąż dziwię, bo ludzie, którzy na niego napadli podczas konferencji, to była tylko jedna organizacja. Równie dobrze całą ludzkość w czambuł mogłyby znienawidzić te wszystkie istoty, którym w naszym świecie krzywdę wyrządzili terroryści.

Chłopak nawet już się nie dziwił na coraz bardziej ekscentryczne żądania. – Nie dziwił – komu, czemu? – żądaniom. Nie reagował – na co, na kogo? – na żądania.

Rebeka wyciągnęła Jaccę – Wszędzie indziej piszesz Jakkę.

Może i współpracowali ze sobą w ostatnim czasie, ale bynajmniej nie oznaczało to dogadywania się w najmniejszym stopniu, czego najlepszą manifestacją była absolutna uprzejmość, jaką wobec siebie nawzajem wykazywali. – Zagmatwałaś, jest chyba o jedno przeczenie za dużo. Nie dogadywali się i dlatego byli wobec siebie uprzejmi?

Szukam człowieka VI

Sierżant dał jej specjalnie przygotowany znaczek Pancernika – podjął Maks, prezentując odznakę wpiętą w mankiet, taką samą jak wszyscy inni przebywający w pomieszczeniu. – Został tak stworzony, żeby całkowicie wytłumić umiejętności przewidywania przyszłości, póki Tamara będzie miała go na sobie. To najlepsze, co dało się zrobić. – Taką samą, jak wszyscy inni w pomieszczeniu CO? Tylko że, jak wiemy, wygłuszacze dają w prezencie okropny ból głowy i dezorientację – jakim sposobem Pancernik to obszedł? Jakim cudem wygłuszył tylko jedną z trzech umiejętności?

Teresa nie wiedziała, czy po zaledwie dwóch przypadkach może wyrokować, ale widziała w tym zachowaniu rozpaczliwe zasłanianie się wszelkim logicznym, uporządkowanym prawem przed paniką, jaką pociągnął za sobą stres i nagłe poważne obowiązki. – Dobrze rozumiem, że na co dzień Akira nie zajmuje się niczym poważnym?

Czym ty jesteś? – wycedziła Teresa przez zaciśnięte zęby. // – Ha ha ha – powiedział po raz trzeci nieznajomy. // Wtedy głowa eksplodowała mu fontanną krwi i fragmentów mózgu, a chwilę potem przerażającym ciałem szarpnęło jeszcze kilka razy, a czerwone plamy wykwitły na jasnej koszuli. – Hm, nie pozwoliłaś Przerażającemu Potworowi przebywać na kartach swojej powieści zbyt długo. Suspens zniknął, zanim zdążył się pojawić. Okej, po chwili stwór się podnosi, ale… wiesz, on nie ma głowy. Nie ma neuroprzekaźników, nie ma mózgu. Co/kto steruje tym kadłubkiem?

Szukam człowieka VII

Wyglądało na to, że już nic nie można zrobić. Wokół nie gromadzili się zwykli ludzie, choć czuć było również skoncentrowane wrogie zamiary mogące należeć tylko do członków „Hominem Quaero”, którzy zbierali się jak sępy nad padliną, choć niewykluczone, że tylko żeby obserwować, jak ktoś inny wykonuje całą pracę. – Nie mam pojęcia, co właściwie próbujesz opisać, taki masz zagmatwany sposób przekazu. Gromadzili się niezwykli ludzie, gromadziło się Hominem Quaero. Kim byli niezwykli ludzie nienależący do tej organizacji? Kto poza organizacją mógł wykonać wzmiankowaną pracę?

Matka teleportowała się, a Jacca na ten widok nawet nie drgnął, przeniósł natomiast wzrok na ciężarówkę, białego MAN-a, który ruszył pchnięty do przodu. Wtedy też koreańska dziewczyna potknęła się i upadła na ulicy gdzieś z tyłu, a w uszach eksplodowało ciśnienie tysiąc, może milion razy silniejsze od zwykłego wygłuszacza (...) Czarny lej po eksplozji urywał się może metr przed miejscem, gdzie stał Jacca i nie sięgał przerażonej, skulonej wciąż na środku ulicy Ye-won. (...) Jacca stał przez chwilę nieporuszony i nawet nie odwrócił się do człowieka, któremu przed momentem uratował życie. – Po pierwsze – co w tym bałaganie robi Ye-won, ludzka siostra lekarza? Jolly teleportowała się tylko z Keelem, tak przynajmniej pisałaś w poprzednim rozdziale. Ye-won nie ma żadnych supermocy, nie ma też żadnej znanej nam motywacji, żeby nagle pojawić się pośrodku placu boju. Czemu nie została w domu? Jaki miała związek z furgonetką?

Pozbawieni prądu i informacji ludzie, który słyszeli tylko lub widzieli, jeśli akurat byli na miejscu, jak jakieś monstrum rujnuje miasto, zaczęli gromadzić się i dzielić swoim oburzeniem i buntem z innymi. Co rozsądniejsi woleli nie wychodzić z domów i przeczekać jakoś ten kryzys (...) Budynki wokół roztrysnęły się, gruz przez chwilę zawisł w powietrzu, a potem spikował prosto na Jaccę, ciągnąc za sobą warkocze pyłu jak dymną zasłonę. – Hmm taaak… Laska zmieniła budynki w pył, a potem tym pyłem rzuciła w Jakkę, tak? A co z ludźmi, którzy w tych budynkach przebywali? Też zostali rozdarci na małe kawałeczki, czy przeciwnie, nagle bardzo zdumieni brakiem podłogi spadli kilka pięter w dół, by rozplaskać się na gruncie?

pchane ostrym wiatrem tumany pasku – Piasku? Pasków?

Przeliczyłem się z własnymi siłami i już nigdy więcej nie popełnię tego błędu. A wszyscy, którzy są za to odpowiedzialni, zginą. – Wszyscy, którzy są odpowiedzialni za przeliczenie się Jakki?

A wszędzie wokół ludzie – Rozdział I

– Napijesz się? – zapytał, chociaż dobrze znał odpowiedź. Był prekognitą wysokiego poziomu, chociaż w tym przypadku bynajmniej nie trzeba było mocy parapsychicznych, żeby zgadnąć. // – Tak, herbaty. – Yyy... no nie do końca. Gdyby zdecydował się nie pytać, nie poznałby odpowiedzi. Musiał więc zapytać, żeby poznać odpowiedź w wizji.

Bronił się natomiast przed poczuciem winy, spowodowanym śmiercią Jolly i Keela – oczywiście wstrząsnęło nim to, oczywiście obiecywał zemstę, ale wiedział przynajmniej tyle, że jeśli będzie obwiniał o to tylko siebie, ani nie będzie to dobre dla jego planów, ani sprawiedliwe wobec reszty Pancerników, która narażała życie, żeby ratować kompanów. – Z tej konstrukcji wynika, że z poczucia sprawiedliwości, zaczął obwiniać o śmierć Jolly innych Pancerników.

Kiedy zamierzasz stąd odejść? – zapytał szorstko. // Nagłe myśli zaburzyły całą jej koncentrację i ostatni strzał nie trafił nawet w tarczę. Ale widać było, że spodziewała się tego pytania. // – A muszę odchodzić, tak? – zapytała zamiast odpowiedzi. // Doskonale zdawała sobie sprawę z nastrojów panujących w Pancerniku i Jacca nienawidził tego, że musiał powiedzieć na głos to, co oboje wiedzieli. // – Tak. Twoja obecność tutaj nie ma żadnego wyjaśnienia i jest zwyczajnie irracjonalna, dlatego nie utrudniaj jeszcze wszystkiego nowymi idiotyzmami. – Yyy... Tylko że to nie ma sensu, bo to Jacca sobie ją przygarnął w momencie, w którym Teresa i Akira mogli zabrać Ye-won do domu. Z jakiegoś powodu Jacca chciał jednak mieć człowieka w roli chomika czy innego zwierzątka domowego, a teraz nagle mu przeszło, co więcej, ma o to pretensje to Ye-won? Aha. Nie wyjaśniasz też nigdy znaczenia zdania Ludzie nie powinni tak myśleć, więc jeśli o mnie chodzi, ludzie nie powinni myśleć pożądliwie o kucyponkach w chwilach katastrofy. Interpretacja dobra, jak każda inna.

Za oknem rozpościerał się piękny widok na las wysokich świerków, których igły skontrastowane z białymi czapami śniegu wydawały się niemal czarne. (...) Tymczasem jednak w marmurowym kominku płonął ogień, a wewnątrz budynku utrzymywało się przyjemne ciepło, bo Babanin nie zamierzał w żadnym razie skąpić prądu na ogrzewanie. – W kominku płonął ogień, bo Babanin nie oszczędzał na prądzie. Mając posiadłość w lesie iglastym. Taki on nowobogacki, że mimo zapasów drewna pod bokiem stosuje elektryczne kominki?

Sam zastanowił się, czy słusznie odgadł powody ostatniego zachowania Jakki. // – Niby jakie? // Chłopak spojrzał za źródłem nieprzyjemnego opryskliwego głosu Alruny i napotkał przewiercającego go wręcz na wylot oczy. Zdziwił się, jak dużo było w nich niechęci. // – Co takiego jest jakie? – zapytał, udając, że nie zrozumiał. // – Nie graj głupiego – padło kolejne warkliwe, lakoniczne zdanie. – No nie, tak się nie da. Jeśli ona czyta mu w myślach, to świetnie wie, jakie. Poza tym, przewiercające oczy.

Maks, jak ja zazdroszczę, jak ja cholernie zazdroszczę – zaczęła Niemka ledwie słyszalnym głosem. – Dlaczego tak się dzieje? Byliśmy z sierżantem prawie od samego początku, znamy go o wiele lepiej niż inni, dlaczego więc kiedy przychodzi co do czego nagle najważniejszy jest jakiś chłopaczek, który przypałętał się tutaj dopiero chwilę temu? Co niby nim kieruje? // Maks nie wiedział, czy chodzi jej w tej chwili o Sama czy o sierżanta, ale tak czy inaczej nie odpowiedział. I znał mimo wszystko to, o czym mówiła Alruna, więc tym bardziej się o nią martwił. Mimo wszystko znał to? Węszę kalkę językową, ale nie mam pojęcia, z jakiego języka.

To nie tak, że cokolwiek zależało od kogoś innego, niż sam Jacca. – Co? To nie jest polska gramatyka. Zależało od kogo, czego? Jakki.

Zrobisz to? – zapytał Akira. – Skontaktujesz się? Bardziej prawdopodobne, że ciebie posłuchają. // – Zrobię. – Teresa westchnęła z rezygnacją, wiedząc, że nic innego nie może teraz zrobić – Powtórzenia.

A wszędzie wokół ludzie – Rozdział II

Dlatego postanowiłam zrezygnować z betowania, które co prawda kosmicznie się przydaje, ale gorzej, kiedy beta dziesięciu stron zajmuje miesiąc, a czytelnicy zapominają, co było w ostatnim odcinku. – Um, więc lepiej jest wypuszczać niedopracowane potworki zamiast znaleźć betę, która nie ma tak długich terminów?

po przeciwnej stronie dawnego placu rynkowego pojawiły się znane jej doskonale postacie. Zdziwiła się co prawda, że są tylko we dwóch, ale też pewnie ściąganie większej ilości popleczników mogłoby wzbudzić podejrzliwość miejscowych. – Czy Teresa nie wie o śmierci Jolly?

Streszczaj się, co takiego może chcieć ode mnie człowiek? – Czego takiego.

subtelne zmiany zaczęły pojawiać się zupełnie niezauważane. – No, dlatego właśnie nazywamy je subtelnymi, doh.

Oprócz Jakki w oddziale znajdowało się jeszcze czworo mutantów, ale oni z kolei nie pchali się na front, zresztą ich umiejętności nie na wiele by się tam zdały. – Tak? To co to były za umiejętności, bo trudno mi sobie takie wyobrazić? A jeśli były totalnie nieprzydatne na wojnie, to co ci ludzie robili w armii?

Porucznik Burrows (...) dzięki swoim mocom mógł przenieść umysł do ciała innego zwierzęcia i stamtąd obserwować wydarzenia – najprawdopodobniej była to bardzo wyspecjalizowana telepatia. Sierżant McManus z kolei tworzył drogę ewakuacyjną, ponieważ potrafił teleportować ludzi wokół siebie (...) Sierżanci Scott i Nevransky jako niezbyt wyspecjalizowani telekinetycy pilnowali bezpieczeństwa bazy. – No to faktycznie, totalnie nieprzydatne na froncie umiejętności.

Pozostali porzucili próby rozproszenia żołnierzy na dole, ale chwilę potem drugi z napastników przepadł w morzu ognia, w które zamieniła się jego kryjówka. – Co tu robi ale?

Podczas jednej z rutynowych misji zwiadowczych, które w obecnych warunkach nie powinny być najmniejszym problemem, Jacca został postrzelony. Po prostu parę chwil po tym, jak teleportował się z czatowni nad jedną z głównych dróg, którymi rebelianci transportowali zaopatrzenie, zjawił się tam ponownie, zataczając się i trzymając za lewe ramie. Zaraz potem na mundurze koloru piasku zaczęła pojawiać się ciemna plama, a strużki krwi ciekły również po ręce przyciśniętej do rany. Dopiero po chwili Jacca otrząsnął się na tyle, żeby zatamować krwawienie telekinezą. Starał się też wyglądać na opanowanego, ale widać było, że jest w szoku. Mówił spokojnie, ale oczy miał szeroko otwarte. // – Nie mam pojęcia, jak to się stało. To była zwykła kula, nie powinna była przejść przez tarczę. // Kapitan Collins chciał wtedy odsunąć Jaccę od czynnej służby, a przynajmniej przedstawił taki projekt przełożonym – Bo został postrzelony? Przecież żołnierze bez przerwy odnoszą tego typu rany. Rozumiem, gdyby miało to prowadzić do jakiejś ciężkiej traumy, ale nie wspominasz o niczym takim w tekście.

Kapitan Collins chciał wtedy odsunąć Jaccę od czynnej służby, a przynajmniej przedstawił taki projekt przełożonym. Co prawda samemu dowódcy Jacca nie czytał w myślach przez zwykłą przyzwoitość, ale nie miał już takich zahamowań jeśli chodzi o resztę sztabu, dlatego dowiedział się o wszystkim bezpośrednio ze źródła. – No nie, jeśli czytał z głów innych, a nie Collinsa, to dowiedział się z popłuczyn, a nie źródła.

Kapitan z autorytetem półtora roku psychologii dowodził, że nie powinni traktować dzieciaka – w tamtym czasie siedemnastolatka – jako jakiejś karty atutowej czy remedium na wszystkie problemy, bo tak właśnie się to kończy. // – To znaczy jak się kończy? – zapytał wtedy major Johnson. // – Dał się postrzelić specjalnie, sir – wyjaśnił kapitan Collins. – Chociaż nie uważam, żeby to planował, raczej zadziałał podświadomie. // – Póki stanowi zagrożenie tylko dla siebie, a nie dla otoczenia, jest nam potrzebny na froncie – padła odpowiedź. – Ja wiem, że to tylko opeńko, więc ta diagnoza okaże się oczywiście najtrafniejsza i taka wnikliwa, ale w normalnym życiu wydawanie takich wyroków na podstawie takich przesłanek to śmiech na sali. Powodem postrzelenia Jakki mogło być cokolwiek, nie mam pojęcia, dlaczego kapitan Collins wyciągnął akurat taki a nie inny wniosek.

Dla ratowania własnej psychiki ograniczył więc przeciwników do zwyczajnych celów, obiektów polowania i nie ważył się poświęcać im ani jednej myśli. – To nie jest odkrywcze ratowanie jednej chwiejnej psychiki, na odczłowieczaniu przeciwnika opiera się cała filozofia wojskowa.

Wreszcie nadeszła ta misja. – Ta, to znaczy która? W poprzednim zdaniu nie przytaczasz żadnych przykładów.

W każdym razie przedstawili mnie jako siostrzeńca z zagranicy, przynieśli szkła kontaktowe i przez cały miesiąc udawałem, że jestem ich rodziną. A po miesiącu, to było latem dwa lata temu, przyszli ludzie z Federacji i mnie zamknęli. – A na jakiej podstawie? Skąd znali tożsamość Samvela i skąd wiedzieli, że jest mutantem?

A wszędzie wokół ludzie – Rozdział III

A potem przypomniał sobie, że Marii i Sebastiana tu przecież nie ma. – A gdzie są? Pancernik ich przecież nie zabił, tylko ogłuszył. Proszę, cytat: Poszukiwania nie trwały długo, ale nie było czasu do stracenia, więc we trójkę przenieśli się bezpośrednio na korytarz w drugim skrzydle budynku przed troje najpewniej zmierzających do wyjścia ewakuacyjnego pracowników: okularnika w średnim wieku i młodszą o kilkanaście lat parę wyglądającą na rodzeństwo. Sam miał ledwie chwilę czasu, żeby przyjrzeć się zamrożonym w czasie ludziom, zanim Alruna nie unieszkodliwiła ich w mgnieniu oka gołymi rękoma. // – Ten chyba jest najbardziej rozgarnięty. – Niemka podniosła mężczyznę w okularach za fartuch laboratoryjny. // – Trzeba było go nie ogłuszać – zauważył cierpko Sam. // – Nie ogłuszałam, gnój udaje. Wracajmy. // Nie zaprzątając już sobie głowy pozostałą dwójką, teleportowali się z powrotem.

Zresztą wszyscy na ty skorzystają, mam rację? – Tym

Na dobrą sprawę Instytut nie miał specjalnego pola do manewru, a na pewno nie po spektakularnej klęsce w Warszawie. Naturalnie nie cała wina spadała na Koreańczyków, ale ponosili oni współodpowiedzialność jako bezpośrednio zaangażowani. – Co? Jak? Jaka klęska? Powstrzymanie tajnej broni terrorystów to klęska? Współodpowiedzialność za co?

Natomiast Amerykanie nie mogli dłużej ignorować sprawy Jakki Williama i przedsięwzięli w tej sprawie konkretne kroki. – Powtórzenie.

Jakich czynników? – zapytała Teresa, chociaż jeśli sprawa wiązała się z HQ, nie wiedziała, czy chciała się w to zagłębiać. Inspekcja ich opuszczonej kwatery głównej była jednym z najstraszniejszych i najohydniejszych przeżyć z ostatniego czasu. – Chciałabym wiedzieć, w jaki sposób odkrycie wstrząsającego laboratorium należącego do ludzi podkręca niechęć przeciwko mutantom. To tak, jakby po odkryciu laboratorium Ku Klux Klanu opinia publiczna zaczęła nienawidzić czarnoskórych.

we współpracy z rządem Federacji udało nam się aresztować każdego, kogo winę udało się dowieść. – Udało się dowieść – kogo? czego? – winy.

Chcą zrzucić na to miasto bombę – powiedział wreszcie lider Pancernika. (...) Ta bomba… zastanawiam się, co to jest – powiedział Jacca. – Przecież muszą wiedzieć, że zwykłe zbombardowanie miasta nie spowoduje niczego innego, niż śmierci przypadkowych ludzi. // Jest świadomy śmierci innych ludzi, pomyślał Sam. (...) Przecież jedyne, co by zyskali, to zmiecenie miasta z powierzchni ziemi. Nawet jeśli Hidaka by nie zadzwonił. // – Może jest tak silna, że nie zdążyłbyś uciec z pola rażenia. – Mhm, wszystko fajnie i może bym się przejęła, gdybyś zaledwie rozdział wcześniej nie opisała, jak bezproblemowo Jacca zabiera Sama na orbitę (!) Ziemi w bąblu powietrza, rozważając leniwie łatwość, z jaką mógłby wysadzić planetę. Jakie niby ograniczenia ma ten człowiek? Co ma naszych bohaterów powstrzymać przez zamrożeniem bomby w czasie tuż przed wybuchem i teleportowaniem jej w kosmos?

Możesz uratować to miasto? // Jacca patrzył przez chwilę na Sama bez ruchu, a potem uśmiechnął się krzywo. // – Chyba powinienem, prawda? Z tymi ludźmi… zawsze sam kłopoty. Chyba jestem im coś winien. – Siedział cały czas z przygarbionymi ramionami na kanapie, jakby bał się stamtąd ruszyć. – W końcu to nie ich wina, że ktoś tak bardzo chce mnie dorwać. // – Nie sądziłem, że coś takiego od ciebie usłyszę – przyznał Sam. – No właśnie, to nie ma sensu. Jeśli upierasz się budować Jakkę jako zaślepionego nienawiścią psychola, to nie, nagła chęć ratowania ludzi nie mieści się w tych ramach. Rybki albo akwarium, Jacca powinien wzruszyć ramionami i powiedzieć, że ludzie sami są sobie winni, bo przecież sami zrzucają na siebie bomby, więc co go to w ogóle obchodzi.

Teleportuję się do góry. Zakładam, że sama bomba będzie miała jakieś zabezpieczenie przed wyteleportowaniem jej stąd, dlatego spróbuję ją przenieść normalnie. Nie znam się na rozbrajaniu, więc jakby jednak wybuchła tam u góry, to po prostu postawie jak największą tarczę. – Spojrzał na Sama. – Chyba że masz jakiś lepszy plan. – Mhm. Tylko co pozwala Jacce który nic sobie nie robi z wygłuszaczy, pokonać te zabezpieczenia tą samą metodą? Dlaczego HQ, znając przecież moce swoich przeciwników, zdecydowało się na skazaną na porażkę akcję?

Poznał nagle, kim są piloci, i trochę zrozumiał. Fałszywa Matka, rudowłosa kobieta, która zabiła Jolly i Keela. Co się z nią właściwie stało? Chyba ją zabił. I były z nią jeszcze dwie, na które zupełnie wtedy nie zwrócił uwagi, zostały zepchnięte gdzieś na obrzeża świadomości jako byty zupełnie nieistotne. Poznał, że to właśnie one pilotowały i domyślił się przynajmniej części wydarzeń – Widzę, że strasznie lubisz to słowo, szkoda, że nie pasuje ono zbytnio do sytuacji.

ogień wygiął się jak parasol wokół przeźroczystej bańki, która otaczała miasto, i płomienie wybuchły jeszcze gwałtowniej. Ale w dół na miasto padło jedynie czerwonopomarańczowe światło, które barwiło śnieg, białe ściany cerkwi, podniesione twarze ludzi i odbijało się w oczach, bo ogień nie mógł dotrzeć do miasta. – Poruszasz ciekawe zagadnienie. Jeśli bariera nie przepuszcza normalnych atomów (gruz), gazów (ogień), ciepła (nikt się nie zaczął gotować), to dlaczego przepuszcza fotony (czerwone światło)? Na jakiej zasadzie to działa? Czy przepuszcza dźwięk, czyli falę płynącą na drgających atomach? Jeśli tak, czy to znaczy, że cała bariera rezonuje? Czy też jest w środku zupełnie cicho?

Jacca wyciągnął rękę, żeby przenieść bombę dalej, gdzie nikomu już by nie zaszkodziła, kiedy nagle świat wybuchł. // Wokół rozszalały się płomienie. (...) Sam patrzył w górę cały czas, też wtedy, gdy na niebie pojawił się ogień. – Ale nie zatrzymał czasu, żeby pomóc Jacce, bo po co.

Wszyscy zgromadzeni patrzyli w stronę dużych ekranów, do których na bieżąco przekazywany był obraz z satelity i kamer rozmieszczonych w mieście. (...) Major Blackmoore rzucił mu kątem oka nieodgadnione spojrzenie i dokładnie w tej samej chwili w jeden z bocznych ekranów zaśnieżył i uaktywniło się połączenie z kontrolą lotów. // – Samolot zniknął z radarów – zameldował kontroler. – Wysłaliśmy ekipy ratownicze. (...) Dysponujemy w tej chwili jedynym nagraniem. Media są cały czas monitorowane, jednak miasto nie poniosło żadnych strat materialnych, więc nie powinno wzbudzić to zbyt dużego poruszenia. – No nie. Jeśli monitorują sprawę na bieżąco, to nie mają teraz pojęcia, w jakim stanie jest miasto i czy były jakieś straty. Powinni się właściwie spodziewać, że miasto zostało zmiecione z powierzchni ziemi.

Proponuję otoczyć teren i podjąć próbę odnalezienia poszukiwanego – odezwał się inspektor Park. – Nie sądzę, żeby w obecnym stanie znacznie się oddalił. – Skąd mogą wiedzieć, w jakim też obecnie jest stanie? Zwłaszcza, jeśli mowa o osobie ze zdolnością regeneracji niemal wszystkich ran.

A wszędzie wokół ludzie – Rozdział IV

Mam dla pani natomiast, jak to się mówi, bojowe zadanie. – Park zasiadł za laptopem i przez chwilę klikał myszką, następnie wypiął z portu pendrive’a. – Chcę, żeby wyniosła pani stąd te informacje i upubliczniła je na największą skalę, jaka jest możliwa. (...) priorytetem jest, aby wyniosła pani stąd to nagranie – odpowiedział Park bardzo poważnie. – Próba zatajenia takich wydarzeń musi być przekazana do informacji publicznej najszybciej, jak to tylko możliwe, a z tego miejsca to niemożliwe. Dodatkowo powinna być pani świadoma, jakie jeszcze korzyści mogą wyniknąć z upublicznienia tych materiałów. // Zakończenie wojny – pomyślała Teresa. – Jeden z naszych ratujący kilka tysięcy ludzi przed śmiercią, informacja ukrywana przez rządy to dokładnie jest to. (...)Teresa zatrzymała się i rozejrzała, ale ze wszystkich stron otaczał ją śnieg i niespecjalnie miała się o co oprzeć, a tego teraz najbardziej potrzebowała. Straciła siły, żeby przejść choćby o krok dalej w chwili, kiedy dotarło do niej, że przecież rozdzieliła się z Akirą, bo chciała załatwić wszystko sama, a tymczasem okazała się jedynie nic nieznaczącą cegiełką w planie inspektora Parka. Czuła się w tej chwili największą zawadą i przysłowiowym małym psem, co najgłośniej szczeka. – Innymi słowy, Teresa, będąc jedyną osobą, która może sprowadzić pokój na świat cały, uważa, że jej rola w sprawie jest malutka i nic nie znacząca. Skąd jej się nagle wzięły tak gigantyczne kłopoty z ego?

Spóźniłeś się – powiedział Jacca oparty o ścianę nie z nonszalancji, ale z przytłaczającego zmęczenia. // – Nie sądzę – stwierdził Polak, ruszając do przodu. – Zrobiłem tylko, że będzie ciekawiej. – To nie jest polska gramatyka.

W tym momencie to się stało. Wygłuszacz o tak strasznej mocy, że kiedy włączył się, świat jakby zniknął, wgniótł się do wnętrza czaszki i jednocześnie wybuchnął. Nic podobnego nie miało wcześniej miejsca i Sam dopiero później zorientował się, że klęczy i wbija paznokcie w skronie, jakby chciał je sobie rozdrapać. Nawet nie zauważył, że rozciął sobie skórę i ma ręce umazane krwią. // Wokół chyba byli ludzie, jacyś żołnierze, pracownicy telewizji. Później Sam dowiedział się, że w okolicy znalazła się przynajmniej jedna osoba z kamerą, ale trudno powiedzieć, na ile to było ukartowane. // – My też jesteśmy ludźmi! – miał krzyknąć Jacca. Łukasz Świrski tylko się uśmiechał. // Potem Sam pomagał Jacce iść, bo chociaż również ledwo trzymał się na nogach, nie pozwoliłby nikomu z tych ludzi się zbliżyć. Wygłuszacz już wyłączyli: może przed chwilą, a może wieku temu. Czas zaginał się i wirował, a wzrok dopiero powoli przyzwyczajał się, że świat nie jest plątaniną różnobarwnych plam. // – Sam? – usłyszał i spojrzał w lewo. // – Masz niebieskie oczy – powiedział. Ustawił Jaccę twarzą do siebie. – Jedno oko. Wyglądasz jak flaga Ukrainy. // Jacca skrzywił się. // – Taki dowcipniś, co? Uważaj, żebym nie powiedział ci, jak sam wyglądasz. // Dopiero potem Sam dowiedział się, że wyszedł z budynku telewizji, nie dając się nikomu zatrzymać, a Łukasz Świrski po prostu puścił ich wolno. Jednak chłopak nie zapamiętał z tego nic, poza tą krótką rozmową. – Co? Łukasz przychodzi do telewizji (ciekawa jestem, jakim cudem był tak szybki, jak teleportujący się uciekinierzy), atakuje Jakkę i Sama, sprowadzając ich do roli zaślinionych warzywek, po czym odchodzi w siną dal? Po co, na co, dlaczego? Czy ten jego szczwany plan od początku zakładał doprowadzenie do ogólnoświatowego pokoju? I dlatego Łukasz tak zapamiętale prowadził wojnę?

Akira przeczesał włosy w nietypowym dla siebie geście zdenerwowania. – Będzie mi ciebie brakowało. // Tym razem Teresa nie zdołała się uśmiechnąć. // – Mnie też, Akiruś. – Teresa też będzie sama za sobą tęsknić?

A co z tego, że żeby się wylansować, poświęcił jednego nieistotnego człowieka. // W dodatku puścił wolno tego potwora, który zabił Marlenę. Pan Łukasz i podpułkownik wylansowali się na nowopowstałym, prężnym ruchu pacyfistycznym – Jak sobie upodobasz jakieś słowo, to nie odpuścisz bez użycia go parę razy obok siebie.

Tak jak Jacca zawsze trwał w przekonaniu, że wszystko kiedyś się skończy, tak teraz ów koniec zostawił go w szoku i zupełnym rozbiciu. Kiedy patrzył na swoje odbicie, widział jedno oko żółte, a drugie niebieskie i był to dla niego widok tak wstrząsający, że za pierwszym razem wycofał się w panice i przez długi czas nie wracał, a potem starał się unikać wszystkich lustrzanych powierzchni. Gorzej ignorowało się co innego – to, że stracił zupełnie swoje moce. – Jeżeli stracił wszystkie moce, dlaczego jedno oko jest wciąż żółte?

okazało się, że nie umiał nic. Bez swoich mocy i Pancernika był zupełnie nikim. – A Pancernik wypiął się na niego, bo?

Nawet o tym nie myśl – powiedział Sam, siadając obok, a kanapa ugięła się pod dodatkowym ciężarem. – Mówiłem ci już kiedyś, że mnie tak łatwo się nie pozbędziesz? – Mhm, a nasz Sammy nie stracił swoich mocy, mimo że został potraktowany tym samym sprzętem co Jacca?

Czytając tę historię, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że główny wątek zapożyczyłaś z serii o X-menach, zwłaszcza z najnowszego filmu. To, czego mi zabrakło – a czemu już dałam wyraz – to brak wytłumaczenia dla agresji między mutantami a ludźmi. Reakcją Jolly na ujawnienie mocy jest panika, co oznacza, że od samego początku ludzie reagowali wrogością na mutantów bo tak, nie rozważając nawet ich potencjalnej przydatności dla społeczeństwa. W odruchu obronnym mutanci tworzą partyzantkę, mordując wszystkich jak leci, nie sprawdzając, czy czasem na liście ofiar nie ma nikogo z żółtymi oczyma. Aż dziwne, że na ziemi został ktoś oprócz karaluchów. Nie mam za to pretensji o brak dokładnego wyjaśnienia źródła mutacji, bo to akurat spokojnie może pozostać w sferze domysłów.

Wpadłaś niestety trochę w pułapkę tego typu opowiadań – wyposażyłaś bohaterów w nadzwyczajne umiejętności, które jednak co chwila musisz im wyłączać, żeby jakoś uzasadnić to, że jeszcze nie przejęli panowania nad światem. Choroba Jakki została przeprowadzona zgrabnie i naprawdę mi się podobała, niestety gorzej z Samem, który potrafi zamrażać czas, a nader często stoi z rękoma w kieszeniach, pogwizdując cichutko i obserwując skazane na porażkę poczynania innych osób. Zgrzyta mi też to, że choć twierdzisz, że silne emocje wywołują spontaniczne uruchomienie supermocy, żadne przeżycie nie jest na tyle mocne, by Sam nieświadomie użył swoich. A warto wspomnieć, że nawet Jacca traci momentami panowanie nad sobą, stawiając najbliższe otoczenie w płomieniach.

Nie jestem pewna, co motywuje HQ do wszczepiania sobie zmutowanej esencji, skoro esencja ta jest czymś, czego nienawidzą najbardziej na świecie. Wyobrażasz sobie członków Ku-Klux-Klanu przyciemniających sobie skórę (w alternatywnej rzeczywistości, gdzie jest to możliwe, umówmy się), by upodobnić się do obiektów swojej nienawiści i tym sposobem ich mordować? Przypomina mi to ten odcinek Doktora Who, w którym Daleki nienawidziły się, ponieważ miały w sobie geny człowieka – nie mogły z tym żyć. Innymi słowy pomysł jest do przeprowadzenia, ale aż prosi się o głębsze uargumentowanie.

Patrząc na Franciszka Wojara, Akira uświadomił sobie, że pod pewnymi względami rzeczywiście są do siebie podobni – on, profesor i Jacca William – i że Teresa miała w tym względzie rację. – Bardzo usilnie forsujesz tę teorię, narratorze, ale niestety nie mogę się z tobą zgodzić. Jedna wspólna cecha, czyli fanatyczne skupienie na osiągnięciu celu, nie wystarczy, by móc szafować takimi wyrokami. Akira jest poukładanym do przesady biurokratą, który fanatycznie kocha przepisy i chciałby, żeby cały świat się do nich stosował. Nie ma osobistej urazy do mutantów, nawet darzy jedną z nich sympatią. Franciszek został wciągnięty w tę aferę na siłę i jedyne, o czym marzy, to święty spokój, w nosie ma ideologię, a jedyne, co go żywo obchodzi, to nauka. I może Marlena, ale wynika to jedynie z komentarza odautorskiego, a nie z zachowania bohaterów. Jacca natomiast żyje po to, by łamać przepisy, a do wojny podchodzi z osobistym zaangażowaniem, które jest obce Frankowi i Akirze. To, że każdy z nich ma swoją rolę do odegrania w tym dramacie i że z różnych powodów w pewnym momencie (bo przecież nie przez cały czas) każdy z nich rozważa użycie pewnych ostatecznych rozwiązań, to za mało by powiedzieć, że w gruncie rzeczy są tacy sami, szczególnie, że dwóch z nich było w stanie się ostatecznie opanować i użyć mózgu.

Czasem bardzo chciałabyś mieć wszystko na raz, niezależnie od sensowności fabularnej takiego zabiegu. Po śmierci Jolly chcesz mieć mhrocznego Jakkę, więc opisujesz, jak ignoruje dziecko, które po chwili wahania od niego ucieka. Następnie jednak w jakiś sposób rozwijają się w nim ciepłe uczucia wobec ludzi, tych ludzi, którzy zabili mu Jolly, więc decyduje się nagle uratować całe miasto przed zagładą. No nie da się tak. Jeśli Jacca nienawidzi ludzi do tego stopnia, że budzi się w nim psychopata, który w nosie ma konsekwencje swojego szaleństwa i to, ile niewinnych istnień mogą pochłonąć jego działania, to trudno mi uwierzyć, że znienacka ukłują go jakieś wyrzuty sumienia (bo skąd się wzięły?) i uratuje tysiące ludzi, rzucając na szalę własne życie. Mam podejrzenia, że stosujesz tu fanserwis – być może nieświadomie – skierowany do tej części publiczności, która każdego złodupca zmienia w fanfikach w słodkiego pysiaczka, który pod całą tą twardą skorupą ma sam budyń.

Ani Teresa, ani jej ojciec nie mają koreańskiego nazwiska, w jaki sposób zaczęli odgrywać tak znaczącą rolę w rządzie tego państwa?

Językowo widać różnicę na lepsze między pierwszym a ostatnim rozdziałem. Początkowo drętwe dialogi stają się z biegiem czasu coraz płynniejsze. Niestety, wciąż masz kłopoty z odmianą słów przez przypadki i skłonnością do niezgrabnych wyrażeń, które może i przeszłyby w anglojęzycznym filmie, ale nie pasują do polskiej literatury.

Lubisz niedopowiedzenia i to jest w porządku, czasem jednak odrobinę przesadzasz, zapominając podrzucić czytelnikowi podpowiedzi to właściwego zintepretowania wydarzeń. Mówię tu o wyrażeniach typu wiadomo było, o czym myślał, czy oczywistym było, co teraz zrobi.

Sama historia podoba mi się bardzo, ma naprawdę spory potencjał. Jestem pewna, że gdyby udało ci się w stu procentach przedstawić światu to, co masz w głowie, mogłabym ci wystawić coś między cztery a pięć. Niestety, pewne braki warsztatowe sprawiają, że twoje opowiadanie unosi się obecnie gdzieś między trójką (ze względu na kanciasty momentami język i zgrzyty w dopracowaniu spójności świata) a czwórką (z powodu interesującej fabuły i pracy, jaką włożyłaś w to opowiadanie). Innymi słowy, jeżeli poprawisz wypisane błędy, opowiadanie będzie czwórkowe, tymczasem jednak wystawiam trzy plus.


14 komentarzy:

  1. Bardzo dziękuję za taką kompleksową i długą (mój Word twierdzi, że 26 stron :3) ocenkę. Kiedy mi się koła skończą, zacznę ją sobie powoli rozpracowywać i powoli nanosić poprawki. Jak pisałam, Bilet zamierzam napisać jeszcze raz, bo w tym przypadku sama widziałam, że ten styl czy zdania są bardzo kanciaste i trzeba by było nad nimi posiedzieć, a resztę po prostu będę szlifować.

    "Czytając tę historię, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że główny wątek zapożyczyłaś z serii o X-menach, zwłaszcza z najnowszego filmu."
    Niestety, X-menów oglądałam gdzieś na etapie redagowania końcówki "Ludzi" z polecenia Galnei. I w sumie teraz żałuję, że nie wzięłam się za to szybciej, bo mogłam się zainspirować, jak powinno się prowadzić niektóre wątki (szczególnie jeśli chodzi o eskalację nienawiści między ludźmi a mutantami).

    "Nie jestem pewna, co motywuje HQ do wszczepiania sobie zmutowanej esencji, skoro esencja ta jest czymś, czego nienawidzą najbardziej na świecie. Wyobrażasz sobie członków Ku-Klux-Klanu przyciemniających sobie skórę (w alternatywnej rzeczywistości, gdzie jest to możliwe, umówmy się), by upodobnić się do obiektów swojej nienawiści i tym sposobem ich mordować?"
    Ale pomalowanie sobie skóry na czarno nie sprawiałoby, że rozwalaliby budynki pstryknięciem palców. To taka logika Kalego - mutanci są źli, więc skoro nie mamy szans bronią konwencjonalną, użyjemy ich mocy, żeby ich pozabijać, bo to mutanci są źli, a nie ich moc. Nie oni jedni w YU uprawiają galopującą hipokryzję. :P

    Co do reszty, to pewnie mogłabym tutaj się jeszcze rozwodzić i dopisywać wyjaśnienia, no ale skoro trzeba to wyjaśniać w komentarzu, to znaczy, że nie było dostatecznie wyjaśnione w tekście, więc w sumie sprowadza się do jednego. Będę to sobie powoli redagowała, jak już ogarnę się ze studiami i wtedy zrobię coś z logiką i stylem. Jeszcze raz dziękuję za ocenę.

    Przepraszam, że nie zrobię gównoburzy, ale nie mam teraz w sobie dość inwencji, żeby wymyślić coś kreatywnego. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, jeszcze ad. odmiany. Przeszukałam pliki, ale wszędzie mam w bierniku "Jaccę" (jeszcze przyjrzę się, jak będę redagowała, bo teraz szukałam na szybko). Jedyny moment, w którym zamieniam "c" na "k" to dopełniacz "Jakki".

      Usuń
    2. Mam kłopot z zaakceptowaniem tej formy Kalizmu, bo pomalowanie sobie skóry na czarno to coś bardzo powierzchownego i odwracalnego, podczas gdy zmiana genotypu to już proces od którego nie ma odwrotu, który ingeruje w najbardziej podstawowe części składowe istnienia. Dlatego trudno mi uwierzyć, że tak skupiona na czystości grupa nie ma oporów przed wprowadzaniem sobie składnika X, de facto, przef mutowaniem w warunkach kontrolowanych.

      Usuń
  2. Sama podejrzewałam silną inspirację X-menami i byłam bardzo zdziwiona, że jest inaczej.

    Generalnie z ocenę się zdarzam, sama miałam podobne zastrzeżenia (np. bezemocjonalny związek Franka i Marleny, Sam, który od pewnego momentu w ogóle przestaje używać mocy).

    Mam jedną uwagę – o ile pamiętam Jacca (przynajmniej od pewnego momentu) miał wykazywać pewne cechy osobowości pogranicznej. Tego typu osoby potrafią w mgnieniu oka przechodzić w swoich poglądach i uczuciach ze skrajności w skrajność (np. w ciągu dnia znienawidzić osobę, która wcześniej była dla nich wszystkim), więc część (nie mówię, że wszystkie) jego zmian poglądów jest dla mnie do zaakceptowania. Nie zmienia to faktu, że gościa nie cierpię i bardzo mnie dziwi oddanie, jakie wobec niego wykazują niektóre postacie. Osobiście wolałabym się trzymać z daleka od niestabilnego emocjonalnie, nieodpowiedzialnego i kłamliwego egocentryka o tak destrukcyjnych umiejętnościach.

    Galnea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle, ze to, ze ma tylu poplecznikow nie jest nie do pomyslenia, jesli ma charyzme i jest jedyna osoba z planem (nawet jesli tylko twierdzi, ze ma plan, improwizujac rozwiazania z biegiem czasu), ma spore szanse zgromadzic wokol siebie zagubionych ludzi, zwlaszcza, ze wiekszosc cos mu zawdziecza (oswobodzenie z wiezienia, zycie). Nie jestem ekspertem od borderline, ale czy wahniec nastawienia do rzeczy nie powinno cos wywolywac? Bo jesli nie, to konsekwentnie Jacca powinien ludzi raz nienawidzic a raz kochac, tylko tej milosci cos nie widac.

      Usuń
  3. Gdyby Jacca funkcjonował jako ikona ruchu wyzwolenia mutantów i inspirował swoich wyznawców z daleka, to byłoby w porządku (wiem, że to nie najlepsze porównanie, ale przychodzą mi na myśl „Igrzyska Śmierci” i przedstawianie Katniss jako Kosogłosa). Co innego, jeśli większość jego popleczników, których działania obserwujemy, przebywa z nim w bezpośrednim kontakcie. Dobry, charyzmatyczny przywódca powinien wzbudzać zaufanie, a trudno to powiedzieć o kimś kompletnie nieprzewidywalnym, kto np. łamie daną obietnicę i nie ma z tym najmniejszego problemu. Wdzięczność za wyciągnięcie z więzienia wdzięcznością, ale w pewnym momencie trzeba by się poważnie zastanowić, czy się nie wpadło z deszczu pod rynnę. Natomiast jeśli przyjmiemy, że poza Jaccą mutanci faktycznie nie mają żadnej alternatywy, to wydaje mi się, że przy jego osobowości ich myślenie po pewnym czasie byłoby nie tyle „o, nasz kochany przywódca”, tylko „będę chodzić na paluszkach, to może go nie wkurzę”.

    Co do borderline – chyba nie do końca rozumiem, o co pytasz. Dlaczego powinien na zmianę raz kochać, raz nienawidzić ludzkości?

    Jak się teraz zastanawiam, to dochodzę do wniosku, że bardziej niż typ pograniczny osobowości chwiejnej emocjonalnie pasowałby typ impulsywny – „charakteryzuje się wyraźną tendencją do nieoczekiwanych działań bez zważania na konsekwencje, skłonnością do zachowań kłótliwych i do wchodzenia w konflikty z innymi, szczególnie jeżeli impulsywne działania zostały pokrzyżowane lub skrytykowane, a także niestabilnością i kapryśnym nastrojem”.

    Galnea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Tego typu osoby potrafią w mgnieniu oka przechodzić w swoich poglądach i uczuciach ze skrajności w skrajność (np. w ciągu dnia znienawidzić osobę, która wcześniej była dla nich wszystkim)" "Dlaczego powinien na zmianę raz kochać, raz nienawidzić ludzkości?" Z powodu pierwszego twojego cytatu :)

      Impulsywnosc tez mi pasuje, z tym, ze wlasnie w tej ostatniej scenie z ratowaniem miasta tego impulsu zabraklo. W scenie z samolotem mogla byc nim prosba Sama, ale potem to juz nie wiem, co.

      Usuń
    2. Z tej dyskusji wynika, że chyba zapędziłam się w kozi róg, bo w którąkolwiek stronę bym nie poprawiała, to będzie źle, a trudno w tym przypadku zastosować uniwersalną metodę wycięcia całego wątku.

      Usuń
  4. Cześć ;) Mimo zastoju (mam nadzieję, że to ciągle tylko zastój) proszę o ocenę. Opinia na temat tego, co już zostało napisane na pewno się przyda, może doda trochę ochoty by pisać;)

    Przepraszam za tak późną odpowiedź, ale brak czasu na wszystko robi swoje.
    Pozdrawiam,

    [teoria-wiecznosci]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma problemu :) Zaczne prace z twoim blogiem, jak tylko skoncze Szarosen, bo w oczekiwaniu na twoja odpowiedz juz zaczelam w nim dlubac.

      Usuń
    2. Nie ma pośpiechu. Właśnie chciałam poprosić byś nie kończyła oceny zanim pojawi się następny rozdział.
      Co dziwne, dzięki Twojemu pytaniu wzięłam się za siebie i nawet coś zaczęło powstawać. Ale w takim razie wszystko idzie w dobrym kierunku ;)

      Usuń
    3. O, to świetnie :D Daj znać, jak będziesz gotowa.

      Usuń
  5. Po co weryfikacja obrazkowa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weryfikacja jest wyłączona od samego początku, nic nie zmieniałam. Aż sprawdziłam, wciąz mam przy niej zaznaczone "nie".

      Usuń