poniedziałek, 29 września 2014

0072. curseoftheblood.wordpress.com

Miejscówka przyzywającego: Curse of the blood
Przedwieczna: Gaya

Szablon jest przeładowany informacjami. Miliony ramek, bannerów, obrazków sprawiają, że nie wiadomo, gdzie sufit, a gdzie podłoga, i od czego zacząć. Nie wiadomo nawet, czy jest to raczej blog z opowiadaniem, czy raczej z ilustracjami.

W zajawce opowiadania piszesz:

Strażnik mający go chronić, staje się jedynym kluczem do prawdy o samym sobie. – Wychodzi więc na to, że prawdę o sobie ma odkryć ten właśnie strażnik.

Zanim przejdę do rozdziałów, zaprezentuję naszym czytelnikom krótkie streszczenie, bo ocena jest długa i można się w niej pogubić:
Synowie króla, Yavan i Itral, zostają napadnięci podczas podróży przez śnieg. Z kłopotów wybawiają ich przypisani im strażnicy pochodzący z Zakonu Mgieł, czyli Luai i Nuvath. Ponieważ Itral jest ciężko ranny, Luai zabiera go na północ, bo tylko tam da się go wyleczyć, zaś Nuvath i Yavan wracają na dwór królewski. Póki co, żadnej parze nie udało się jeszcze dotrzeć do celu.

01

– Po co mi ochrona? // – Yavan… wywodzisz się z królewskiego rodu, dlatego jest to konieczne. A co najważniejsze, to ogromny przywilej posiadać przy boku wojownika z Zakonu Mgieł. – Itral urwał, nie mając zamiaru dalej tego tłumaczyć. // Spotkanie ze strażnikami i jego napajało niepokojem. Słyszał wiele chwalebnych opinii o nich, a większość stanowiły pieśni i legendy. Znana była ich waleczność i odwaga oraz niezwykłe umiejętności szermiercze. Dochodziły do tego zdolności magiczne każdego z wybrańców, charakterystyczne dla ich plemion. Najważniejszy jednak był dar umożliwiający kontakt z Równoległym Światem. Bytem tajemniczym i nieznanym. Możliwość zgłębienia go mogli osiągnąć nieliczni. – Pierwsze zdania pierwszego rozdziału, a ja już podejrzewam, że skończą się seksem między księciem a strażnikiem. Mam nadzieję, że się mylę.

Rozwijali w sobie myślącą i czującą istotę, za której przewodnictwem w duchowym wymiarze przenikali kolejne warstwy niezwykłego świata. Zwano ją Istotą Duszy. – Pasożyt, dobrze rozumiem?

Rytuał był konieczny i niósł za sobą niebezpieczeństwo uśmiercenia obu uczestników. Nie doszło do tego podobno nigdy. – Jeśli nikt nigdy nie umarł, to skąd wiedziano o ryzyku?

Wszak to, co mówił Arkum, a zdarzało się to z rzadka, nosiło w sobie ziarno prawdy, nawet ziarno narodzonego proroctwa. – Co to jest narodzone proroctwo?

Wybacz. – Rudzielec ułożył głowę na kolanach brata, całkowicie odrzucając złość, która jeszcze chwilę temu go ogarnęła. – Oni są w saniach, tak? I nie są już dziećmi, tak? Układanie głowy na kolanach brata jest więc po pierwsze psychologicznie dziwne, a po drugie piekielnie niewygodne.

Choroba, która trawiła ciało oraz ducha, stawiała na drodze jego życia wiele pytań i niedomówień. Czy był w stanie pełnić tak ważną funkcję, jak kierowanie i zarządzanie ziemiami Krainy Niedźwiedziej. – Jeśli to drugie zdanie ma być pytaniem, nawet retorycznym, przydałby się znak zapytania zamiast kropki na końcu.

Itral drgnął. Nigdy nie rozmawiał z bratem o więzi między nimi. Istniała, ale nie chciał jej pogłębiać. Wiedział, że gdy odejdzie, Yavan poczuje się winny, bo w końcu tak wyczerpująco dążył do tego, aby przedłużyć mu życie. – Jeśli aktywnie dąży do pomocy, dlaczego miałby się czuć winny? Przecież zrobił wszystko, co było w jego mocy.

Tą samą rolę pełniła woda – Tę samą.

Przymierze Kłów stanowiło arenę poczynań pradawnego bóstwa, Białego Niedźwiedzia, z inną magiczną istotą, która próbowała zająć jego terytorium. – Poczynania z istotą? Kulawo to brzmi.

Legendy głosiły, że właśnie tam niedźwiedzi bóg zwyciężył bez sięgania po plugawe sztuczki, jakimi to wróg wspierał się podczas starcia. Kamienna arena uniemożliwiała jakiekolwiek haniebne działania, zmuszając walczących do pojedynkowania się w wyrównanej walce. – Jeżeli arena uniemożliwiała haniebne działanie, jakim cudem wróg mógł korzystać ze sztuczek?

Białe włosy po bokach ścięte do skóry, zaś z tyłu upięte za pomocą rzemienia w długi, cienki warkocz. – Przydałoby się jakieś orzeczenie w tym zdaniu.

Ciemnosrebrne znaki kształtem przypominające grot strzały ozdabiały jego oczy od brwi. – Oczy od brwi? Niefortunna konstrukcja.

Czy pospolite i nic nieznaczące słowa pragnienia są w stanie nadać ci sens? – Co?

Głos wołający jego imię został gwałtownie zepchnięty poza świadomość. Iskrzący się w popołudniowym słońcu śnieg wypełnił mu uszy. – Chcesz powiedzieć, że nasz bohater słyszy obrazy?

Dopiero po chwili, gdy huk ustał, doszedł go płacz Yavana. Zapłakaną twarz wtulił w jego pierś. Mimo że niedźwiedzi lud był obeznany z magią, posiadali w sobie ukryty pierwotny strach, kiedy działała ona gwałtowniej w ich otoczeniu. – No fajnie, ale nie mówimy tu o pierwszym lepszym członku tego ludu, a o bracie tego czarownika. Zwłaszcza, że dopiero co pisałaś: Kiedy był młodszy, razem z bratem płatali figle, zrzucając śnieg z wież wprost na ludzi przechadzających się pod murami. Yavana tak strasznie to bawiło. Wcześniej go bawiło, a teraz płacze zszokowany? Yavan zachowuje się jak dziesięciolatek.

02

Ok, kompletnie nie ogarniam tego, co się dzieje w scenie konfrontacji. Z jednej strony stoją bracia, z drugiej napastnicy, parę metrów od nich. Nagle Yavana owiewa smród – czy to Itralowi tak jedzie z paszczy? Zresztą, w jednej chwili Itral obejmuje jego plecy, a w drugiej już mamy opis pogoni za starszym bratem. Kiedy zdążył rzucić się do ucieczki i czemu, skoro sekundę temu wolał zabić siebie i Yavana?

Nie wierzę… – Łzy spłynęły ponownie po jego twarzy, ciało przeszył ból zdrady. // Ich ojciec miałby chcieć pozbyć się Itrala? Czemu? – Też nie wierzę, bo nie ogarniam, dlaczego ojciec miałby przygotować zasadzkę na synów, przydzielając im wcześniej nadnaturalnych obrońców.

Nagle wydawało mu się, że tatuaż zaczyna go piec, stając się także znakiem zdrady Itrala. – W którym niby momencie Itral zdradził?

„Skoro on ma zginąć, ja także pójdę wraz z nim tą ścieżką” // Ta myśl nagle owładnęła umysł chłopaka z niesamowitą siłą i zdecydowaniem. Gdy dowódca ponownie szarpnął go za płaszcz, Yavan dobył zza paska mały sztylet. Służył mu przeważnie do ozdoby, ale i taka błyskotka mogła zranić. A o to mu w tej chwili chodziło. Krótkie ostrze w całości zagłębiło się w nieosłoniętej części uda napastnika. – Dlaczego właściwie następca tronu prymitywnego ludu nie był od małego szkolony w sztukach walk? Dlaczego nie nosił lepszej broni?

Nie mogli odejść daleko. Wrogów musiało być sześciu, co niezmiernie go uradowało. Jeśli planują zgładzić jego przyszłego pana, a tym samym pozbawić go przyszłości prawowitego strażnika, on im tego nie daruje. – No właśnie, jeśli to miał być ten królewski plan, to się kupy nie trzyma. Co tak cieszy Nuvatha w tej ilości przeciwników, nie wiadomo. Może jest ich dla niego za mało, może za dużo, może sześć to szczęśliwa liczba, kto wie. Pomieszane podmioty mówią o tym, że przyszły pan jest strażnikiem.

Jego umysł pracował na pełnych obrotach. Musiał pozbawić życia każdego, dać upust swej wściekłości, nienawiści i cieszyć oczy ciałami powalonych własnoręcznie wrogów. Nić szału, nabrzmiała od emocji, toczyła w jego żyłach buzującą krew. – To wygląda raczej na opis zamroczonego umysłu niż myślącego. No i jak tak dalej pójdzie, to Nuvath zarżnie wszystkich, włącznie ze swoim mistrzem i królewskim rodzeństwem.

Jedno spojrzenie jasnoniebieskich, pełnych bólu oczu brutalnie przerwało i unicestwiło tę nić. Cała furia gwałtownie opadła z mężczyzny, obrazy dookoła nabrały kształtów i ostrości, a sprzed oczu zniknęła niewidzialna kotara. – Nie wiem, jak mam w to uwierzyć, biorąc pod uwagę wcześniejszy opis. W szarych oczach strach – furia się pogłębia. W niebieskich oczach ból – a, to chyba się zagalopowałem, sorry?

Zorientowawszy się, że czuje się już lepiej, przysunął się do kobiety, widząc, że i ona powoli dochodziła do siebie. Widać musiała stanowić część grupy niedźwiedzich synów. – Wywnioskował jej przynależność do grupy po tempie, w jakim dochodziła do siebie? Jak?

– Powiedz mi, kobieto, gdzie są… // Tego się nie spodziewał. Dziewczyna, którą miał za wcielenie delikatności i łagodności, uderzyła go znienacka pięścią. Zachwiał się i zaskoczony zrobił krok w tył. Upadł, potykając się o jedno z ciał zabitych. // - Jestem mężczyzną! – doszedł go pełen gniewu i zniesmaczenia głos. Definitywnie nie należał on do kobiety, sam cios także nie był zbyt niewieści. – Ja pier... wiastkuję. Napaść na pochód – Yavan szlocha. Brat czaruje – Yavan szlocha. Napadają ich bandyci w starciu bezpośrednim – Yavan szlocha i tuli się do brata. Ale nazwij go kobietą, to da ci po mordzie! Domagam się też odpowiedzi na pytanie, ile ta mameja ma lat, bo z zachowania maksymalnie dziesięć – ale dziesięciolatek raczej nie dałby rady zadać męskiego ciosu.

Upuścił broń, chroniąc się przed zderzeniem z ubitym śniegiem. Co za karygodny błąd! Pozwolić sobie wytrącić ostrze w ten sposób! – Wtf, czy szkolony latami wojownik, który dopiero co rozszarpał dwoje rosłych mężczyzn, właśnie przegrał starcie ze śnieżką?

Szybko wstał, dostrzegając wściekłą minę chłopaka. Rzucił ukradkowe spojrzenie na przód jego kamizelki, ale jej płaska powierzchnia jasno mówiła, że żadne piersi się pod nią nie kryją. – No tak, mężczyźni nie mają piersi, sutków pewnie też nie. Wklęsłość mają, albo plecy od razu. Kobiety z miseczką A też chyba nie występują w twoim świecie. Ani takie, które dla wygodny obwiązują biust bandażem.

Rudy chłopak posłał mu gniewne spojrzenie i ruszył ścieżką pod górę. Niedobrze, niedobrze…. Poczucie winy opadło na strażnika, obraził – kto wie? Może swojego przyszłego pana? Opadł na kolano, wbijając miecz przed sobą i pochylając głowę. // - Wybacz mi, Panie! – Głośno i wyraźnie chciał wyrazić swój żal i skruchę. Klęczał chwilę w owej pozycji, ale nie doczekał się żadnej odpowiedzi. Uniósł głowę i zerwał się na nogi, widząc, że chłopak oddalił się od niego znacząco i zaczynał już wspinać w górę wąską ścieżką. – Czekaj! Panie! – Cyrk to zbyt łagodne określenie dla tych wybryków. Czy oni się jakoś podzielili tymi braćmi zawczasu, czy też będą grać w marynarza? I to, że ocalił jednego, oznacza, że drugiego może zignorować, bo środek bitwy to najlepszy moment na dworne kajanie się?

- Puszczaj! – Ze zwierzęcą determinacją szarpnął się rudzielec. Mężczyzna musiał złapać go za drugie ramię, gdyż chłopak wyrywał mu się jak dziki kot. Gdyby miał pazury, rozharatałby mu gardło i twarz. – A tamtym poprzednim napastnikom omdlewał w ramionach, bo?

- Uspokój się! – Potrząsnął nim, próbując nawiązać jakiś kontakt. Chłopak jednak nadal walczył, ale strażnik nie zwolnił chwytu. Po chwili dało to skutek, szarpanina ustała. Widać wreszcie zabrakło mu sił do dalszego stawiania oporu. (...) Zacisnął usta i wrzasnął w twarz strażnika, nadal płacząc. – Puść mnie! Zabiją go! Puść! (...) Mówisz o swoim bracie?! (...) Spojrzał na drogę, którą podążał chłopak. Ślady były wyraźne – Nie, o chomiku, głąbie. Czy w tej opowieści magiczni wojownicy poświęcają inteligencję na ołtarzu siły? Przecież ten pacan widział podwójne ślady, podwójne sanie i podobno umie węszyć w powietrzu, nie mówiąc już o tym, że jest tu we dwójkę ze swoim mistrzem, który też ma zostać królewskim opiekunem. Czyim, jak nie Itrala? To zdumienie jest w tym momencie tak bardzo nie na miejscu, że aż fizycznie mnie boli w zwoje.

03

„Nazys…” dusza wręcz szarpnęła się w Itralu na dźwięk, który cały czas pobrzmiewał w jego głowie, a krew, gdyby mogła krzyczeć, rozerwałaby jego ciało przerażającym wyciem. Oczyma wyobraźni mężczyzna ujrzał czarny płomień – Mężczyzna? Jaki mężczyzna? Itral wcześniej opisywany był jako chłopak.

Szum wypełnił cały jego umysł, szarpnął ciałem, dźwigając na nogi. Obraz zafalował, nakładając się z innym, mającym zabarwienie przeszłości. Mężczyzna chrząknął i splunął, odpychając atakujące go fale magii. – Co to jest obraz o zabarwieniu przeszłości? Wspomnienie w kolorach sepii?

Itral na wpół bezwiednie przesunął cienkim ostrzem po swoich nadgarstkach. Patrzył na to i czuł radość pomieszaną z bólem, gdy nieskazitelnie czerwona krew spłynęła po skórze prawej dłoni. Nie opadła jednak na śnieg. Złapał ją wiatr i uniósł przejrzystą wstęgą nad głowami mężczyzn, którzy przystanęli na widok tego. Z drugiego nadgarstka krew upadła i jak tkanina rozdarła się na trzy części. Cienkie niteczki poczęły na nowo pleść niezwykły kształt, stając się po chwili ostrzami o poszarpanych i nierównych krawędziach. Lśniły krwistym blaskiem w porannym słońcu, a czuło się od nich ruch i pulsowanie, jak gdyby posiadały w sobie życie. Krew wrzała, co chwilę zmieniając ich formę. Spływała po niej, tworząc na śniegu niezwykłe wzory. Dłonie Itrala całkowicie spowiła szkarłatna płachta, zbierając się do wnętrza rąk, gdzie poprzez palce dawała początek niezwykłej broni. – Czuję się w obowiązku przypomnieć, że w ludzkim ciele mieści się około pięciu litrów krwi. W punkcie krwiodastwa zwyczajowo pobiera się nie więcej niż pół litra, żeby dawca nie stracił przytomności.

Pierwszy atak nastąpił w stronę postawnego wojownika z prawej strony. – Nie podoba mi się konstrukcja tego zdania.

Zgrabnie opisujesz przebitki wspomnień matki. Jest to jeden z niewielu fajnych, klimatycznych fragemntów tego opowiadania.

- Przejdź… – Dłoń matki uniosła się i wyciągnęła w jego stronę. Rozkaz brzmiący w jej słowach bez jego woli poruszył dziecięcym ciałem. Itral zadrżał, a jego serce poczęło bić coraz szybciej, łzami wyrażając sprzeciw. Stwór na sukni potrząsnął łbem, wydobywając z siebie bezdźwięczny, ale przeszywający skowyt. – … poświęcenie! – Przejdź poświęcenie? Jak można przejść poświecenie?

Jaki mieli cel w próbie schwytania niedźwiedzich synów? Wykrzywione twarze wyrażały wątpliwości i pragnienie powrotu na ojczyste ziemie. Czemu dopiero śmierć odkrywała przed nimi, iż decyzja, którą podjęli, była błędna? – No... bo gdyby nie zginęli, to decyzja byłaby właściwa?

Jasne promienie słońca na chwilę przebiły się przez grubą materię granatowo-szarych chmur, rzucając złotawe pasma światła na śnieg, budząc go milionem migoczących kryształów i zapalając zimnym ogniem. // Luai spojrzał na pas sosnowego lasu. Ciemnozielona poświata padająca z koron drzew na ziemię chciwie łapała promienie. Długimi językami cieni, sunąc po iskrzącej się powierzchni śniegu zmierzała w stronę ciał zabitych. Ciemny strumień dosięgnął strażnika, chwytając go w paraliżujący uścisk. To gwałtowne spotkanie obudziło w nim poczucie niebezpieczeństwa. – Dopiero to, bo same macki obserwował ze spokojem stoika i brakiem refleksji, tak?

Ciała napastników drgnęły niczym w pośmiertnym skurczu. Szkarłatny śnieg gwałtownie zapadł się i wchłonął je, wydobywając przy tym dźwięk pękającego lodu. Luai zagłuszył w sobie kolejny zgrzyt, gdy białe ramiona połknęły ostatniego trupa. – Białe ramiona szkarłatnego śniegu, zielonych macek, czy żółtego światła?

04

Luai szybko dostał się na skraj doliny, gdzie górzysty teren ustępował równemu, opadającemu na dno, dalej dając początek lasom. Odór krwi nagle wypełnił mu płuca. Musiał wstrzymać oddech, aby jej smród nie wywrócił mu żołądka. Zatrzymał się, by uspokoić dawno uśpione zmysły, które, wyczuwając prawie zapomniany zapach, wstrząsnęły gwałtownie całym ciałem mężczyzny. – Zapomniany zapach krwi? Przecież dopiero co pisałaś: Luai wyczuwał z dalekich odległości zapach zagrożenia, woń krwi, a było to tuż przed opisywaną bitwą, na litość, dzień się jeszcze nawet nie skończył.

Nigdy nie zdarzyło mu się spotkać kogoś lub coś przesiąkniętego Pieczęcią Krwi. Z jednej strony przerażała go myśl, jeśli okaże się, że jest ona wrodzona i dana osoba aż do dziś nie była świadoma tego, co nosi ze sobą. Luai wolał pierwszą ewentualność, wtedy jeszcze byłby w stanie coś zrobić. Cieszył się w duchu, że przez cały czas miał przy sobie rzeczy stanowiące o istocie Tropiciela Krwi. Oto jego los został pchnięty na właściwe tory. – A z drugiej strony co?

Zerwanie szarpnęło nim, wywołując ból i niewytłumaczalne uczucie oparzenia. Pozwolił swojej krwi na nowo utkać miejsca, które zostały uszkodzone. – Czyli łaskawie pozwolił jej skrzepnąć na zdartym kolanie, czy co tam sobie uszkodził?

Jego uwagę przykuł gwałtowny kaszel ze strony człowieka, którego podejrzewał o przekleństwo – O bycie przeklętym może?

Zdumiał się, widząc młodego mężczyznę. Był pewny, że będzie to dziecko. Przekleństwo szybko rozprawiało się ze swoimi właścicielami w młodym wieku. Uklęknął przy nim. Twarz miał szczupłą, przeraźliwie bladą, umazaną krwią. Głowę otaczały potargane, czarne włosy. Nagle jego ciałem wstrząsnął ponownie dreszcz. To dało mężczyźnie pewność, że żyje. – Sami mężczyźni na obrazku, tak więc nie wiadomo, kto się wstrząsa, a kto ma pewność.

Luai czuł podekscytowanie, gdy ostrożnie nabrał na palec krew z warg leżącego. Jej intensywność wstrząsnęła jego zmysłami, jednak gorzki posmak upewnił go o skazie. – A nie bał się zarażenia przekleństwem?

A jeśli drugi z synów także posiada przekleństwo? – Ale jak można posiadać przekleństwo?

Umierali, gdy niekontrolowana Pieczęć zabijała ich od środka albo z ręki bliskich – Pieczęć zabijała ich rękoma bliskich?

Ciałem leżącego szarpnął kolejny atak, wydobywając z niego kolejną cienką nić krwi spływającą z kącika ust. Luai wciągnął jej opar i odetchnął głęboko, mrużąc przy tym oczy. – Opary znajdziesz przy parujących cieczach, a tu mam scenę w zimie i śniegu.

05

Nie namyślając się dłużej, ruszył za swoim panem, czując niepokój co do jego starszego brata. – Ty pacz, a dopiero co myślał, że być może jego panem będzie ten starszy brat właśnie. Skąd to nagłe a nieodparte przekonanie, że pisany jest mu Yavan?

Śnieg zdążył już okryć leżącego mężczyznę cienką warstwą płatków, dlatego ukląkł przy nim z zamiarem wzięcia go na ręce. Nie było mu to jednak dane, ponieważ wrodzony instynkt sprawił, że obrócił się gwałtownie, szybko i zwinnie łapiąc rękę Yavana z trzymanym w niej ozdobnym sztyletem, udaremniając mu tym samym wbicie go w swój kark. – A drugi strażnik w tym czasie patrzył na tę scenkę, pochrupując popcorn, nie? Ponadto, gdyby śnieg nie okrył mężczyzny to nikomu nie chiałoby się nosić go na rękach?

Nuvath stanął niedaleko. Przyglądał się całej scenie, ale nie reagował. – Hah, no proszę.

– On nie żyje! – wrzasnął i poczuł się znów oszukany. Łzy ponownie spłynęły po jego ściągniętej w złości twarzy. – Nie żyje, kłamco! // Reakcja Luai’a była błyskawiczna. Chwycił rękę Yavana i wsunął ją pod tunikę Itrala, przykładając dłoń w miejscu serca. // – Czujesz?! Panie?! – wycedził, nie mogąc powstrzymać gniewu i rozdrażnienia. Szkarłat w jego tęczówkach zawrzał. Delikatne bicie serca leżącego przeszywało go na wskroś, drażniło nowe zmysły // Yavan drżał cały na ciele, ni to ze strachu, ni to z powodu tak gwałtownej reakcji nieznajomego, ni to z faktu, że jego brat jednak żyje. Szloch wyrwał mu się ze ściśniętego do tej pory gardła, pozwalając wcześniej hamowanym emocjom dać upust. Ułożył głowę na piersi Itrala, mocno obejmując go zdrętwiałymi z zimna ramionami. Nawet nie zwracał uwagi na ból, jaki sprawiał mu strażnik, nadal trzymając jego rękę. – Twój brat ledwo dycha? Dobij go, kładąc mu się na klacie i uniemożliwiając oddychanie. Raz piszesz Luai’a a raz Luaiego. Jak już tworzysz trudne imiona, stwórz też jedną, spójną zasadę odmiany ich i trzymaj jej się konsekwentnie.

Śnieg utrudniał mu dotrzymywania kroku grupie, nie miał jednak zamiaru się skarżyć. To by uwłaczało jego godności jako przyszłemu władcy. – A wieczne szlochanie i tchórzostwo nie uwłaczało?

Klimat i warunki były bliskie synowi Krainy Niedźwiedzia, jednak to, w czym uczestniczył, zaczynało go zalewać wątpliwościami we własne siły. – Gramatyka.

Pieczara okazała się mniejsza niż oczekiwał Nuvath, ale czego można było się spodziewać, gdy w umyśle gryzonia zobaczył ją ogromną. – Jeśli on szukał schronienia z perspektywy chomika (bo raczej nie kapibary) to i tak dziwne, że w jaskini zmieścił się choć jeden człowiek.

Ciemna plama, którą stanowił jego brat, wydawała się martwą skorupą, w której brak życia. – W której brak życia CO?

Odwrócił się plecami do rodzeństwa, co uspokoiło jego wygłodniałe instynkty, wchłaniające wszelkie emocje, a zwłaszcza miłość, zalewającą go ze strony niedźwiedzich synów. – Zwłaszcza od tego nieprzytomnego musiało jechać miłością jak diabli.

Mężczyzna ściągnął z jego ramion, przemoczony płaszcz, a zamiast niego narzucił cienkie futro o jasnym ubarwieniu. – Gdzie wcześniej pomieścił to futro i czemu w ogóle nosi przy sobie zapasowe?

Pytania, które nagle go zalały, z przerażeniem uświadomiły mu, jaki jest naiwny i nieostrożny, dając się omamić i zaciągnąć w pułapkę. Nie znał tych ludzi, nie znał ich zamiarów! Podniósł się szybko, tym samym ściągając na siebie uwagę. Nie miał żadnego planu, ale złość na siebie, gotująca się w nim, napełniała go determinacją. – Czy masz jakiś plan, robiąc z kolejnej już postaci ciężkiego idiotę? Na jakiej podstawie Yavan może podejrzewać ludzi, którzy uratowali mu życie, zaoferowali schronienie i wyżywienie, za zdrajców? Czy też po prostu musi być drama dla dramy?

06

Yavan przełknął ciężko ślinę i mocno ścisnął kryształ w dłoni, bijąc się z myślami. A może to przez ten kamień nie mógł zebrać myśli? Bez wahania odrzucił go od siebie. Kiedy kryształ rozpadł się z trzaskiem na kawałki, Nuvath zrozumiał, że rudzielcem kieruje coś więcej niż męczące przeżycia. – Czyli co? Bo ja, jako czytelnik, się nie domyślam, a narrator nie raczy mi wytłumaczyć.

Co twój ojciec raczy nam ofiarować za to, abyście żyli? Może powinniśmy go wyręczyć i po prostu was zabić? – Z każdą chwilą słowa nabierały mocy, tak samo jak zawarte w nich gniew i wściekłość złowrogo barwiły głos Nuvatha. – Ta intryga nie ma sensu! Nuvath najpierw sugeruje, że król zastawił zasadzkę na braci a teraz miałby chcieć płacić za ich życie? Co to jest, król-masochista, czy król-piorący-kasę-w-przedziwny-sposób?

Właśnie wyczuwam odór twojego strachu,…niedźwiedziu. – Kropla pogardy przelała czarę goryczy. // – Ty wilczy pomiocie! – wrzasnął niespodziewanie Yavan i kierowany buzującą w nim wściekłością, rzucił się na oślep w stronę mężczyzny. – Jak śmiesz nazywać mnie tchórzem, mnie, tchórza! Zwróćmy też uwagę na przedziwną interpunkcję.

Pamiętaj, że raz rzucone nieufne słowo może poszerzyć grono twoich wrogów. – Jak słowo może komuś ufać?

Luai odprowadził go zmęczonym wzrokiem. Zdrada, gniew i ból mieszały się w jego towarzyszu, a on wszystko to wyczuwał. Rozumiał jego reakcję, ale bał się, że przez nią przekreślił całe swoje życie Strażnika Mgieł. – Widzę, że Luai o wiele bardziej przejmuje się domniemaną zdradą Nuvatha niż własną. Dlaczego?

Na duszę Ichtrassa, czy ten wilk zapomniał, kim jest? Przeklął w duchu, że wcześniej nie pomyślał o przedstawieniu się. Uniknęliby całego tego nieporozumienia i może tragicznych wydarzeń, które niewyraźnie zaczęły rysować się w ich przyszłości. A na pewno tej dwójki. – Uniknęliby tej dwójki, gdyby się przedstawili, aha.

Yavan uniósł głowę, już żałując wcześniejszego nieprzemyślanego ruchu. Mógł się przecież domyśleć. – No, a my wciąż nie wiemy, ile chłopak ma lat. Dziesięciolatkowi wybaczyłabym całe to dramatyzowanie, bezmyślne zachowanie i brak opanowania. Ale jeśli nie daj bór okaże się być starszy, a w dodatku od sześciu lat szkolony na następcę tronu, a zatem w dyplomacji i sztukach walki, to obraz rysuje się mocno nieciekawy, bo po takim czasie największy tępak przyswoiłby sobie jakieś podstawy.

W miejscu serca, na skórze widniał tatuaż; szkarłatna barwa nadawała mu złowrogi charakter. Zębate koło powleczone mięsistą linią otaczało w swoim wnętrzu ślepe oko, namalowane na czteroramiennej gwieździe. Jej długie i cienkie ramiona wychodziły poza koło. Wzór był prosty, ale to właśnie w tej pozornej prostocie krył się szczegół. Przy bliższym obejrzeniu dostrzegało się misterny wzór jaki stanowił o całości koła. Różne odcienie czerwieni splatały się i nawzajem nakładały na siebie.http://sjp.pwn.pl/sjp/mi%C4%99sisty;2483165 Które ze znaczeń słowa mięsisty masz na myśli? I jakim sposobem tatuaż zawierający tyle symboli może być prosty?

07

Siedział tuż na skraju jaskini, oparty plecami o jej zewnętrzną ścianę. Przypominał posąg i gdyby nie para wydobywająca się z jego ust mógłby uchodzić za martwego, za jednego z nieszczęśników, których śnieżna burza zaskoczyła znienacka. Nuvath oparł ręce o zgięte kolana, a głowę pochylił i ukrył w ramionach. Biały puch opadł ciężko na jego sylwetkę, bez problemu wsuwając się w każdą szczelinę ubrania. Jasny warkocz, splątany i zlepiony śniegiem, został pochwycony przez silny wiatr. Szamotał nim bez opamiętania. – Poprzednio opisywałaś, że śnieg padał tak intensywnie, że osiadając na ramionach podróżnych stanowił dla nich ciężar. Jeśli teraz zamieć jeszcze się wzmogła, Nuvath powinien odmrozić sobie to i owo, nie wspominając już o tym, że po samym opisie widzę kupkę śniegu z której wystaje powiewający warkocz, co nie ma sensu.


[Luai] Bez płaszcza odczuwał chłód dwa razy silniej, lecz nie zdecydował się wrócić po odzienie do jaskini. – Bo po co komu nieodmarznięte ręce i nogi.

– Nuvath! Całkowicie postradałeś zmysły?! – wrzeszczał, ale jego krzyk ginął w hałasie, jaki go otaczał, stłumiony wyciem wiatru i warkoczami śniegu. – Warkocze śniegu? Czy są jakoś spokrewnione z warkoczem Nuvatha? No i nie mogę zauważyć głupoty sytuacji, gdy zamieć jest tak wielka, że trzeba krzyczeć, ale mimo to jeden miszczu się rozsiada wygodnie przed jaskinią, a drugi wychodzi na spacer bez okrycia.

– Podziękujesz mi za to… – mruknął ciężko do siebie, stając naprzeciwko Nuvatha. Prawie zapadł się po kolana w białym puchu. – Nuvath unosi się na śniegu, w którym Luai zapada się po kolana, czy też jak na mojej ilustracji młodszy strażnik już nie wystaje ponad powierzchnię zaspy?

Zamachnął się i wymierzył mężczyźnie mocne uderzenie, a zapięcie rękawicy rozcięło mu policzek. – Tak się zamachnął, że aż rozdarł sobie policzek?

Warunki niestety nie pozwalały na przygotowanie ciepłego posiłku. Rozpalanie ogniska było zbyt ryzykowne. Ogniste kryształy dawały ciepło, a ich blask nie był wystarczająco intensywny, aby potencjalny wróg mógł ich dostrzec, ale ugotowanie czegokolwiek za ich pomocą było niemożliwe. – Mam wrażenie, że ta śnieżyca na zewnątrz jest zrobiona z folii i trzech kostek lodu. Jakim cudem ktoś mógłby dostrzec światło w zawiei i to w jaskini?

A czyją to krew poczułeś? // Drgnął, widząc zmianę w jego oczach, jakby poruszył kwestię, z wyjaśnieniem której tak ociągał się Luai. Ten zsunął dłoń z jego ramienia i spojrzał na niedźwiedzich synów. // – Tego mi także odmówisz? – dopytywał się Nuvath, nadal patrząc na profil strażnika. – Nuvath, nie jesteś przesadnie bystry, co? W jaskini są cztery osoby, w tym dwóch braci, którymi macie się opiekować. Jeśli ty czujesz więź z jednym z nich, cóż, ach cóż, mógł poczuć Luai? Wot zagwozdka.

Ta relacja Luaiego jest idealnie zbędna. Jeśli chciałaś zawrzeć w opowieści aż tyle detali, należało to zrobić podczas sceny walki, a nie powtarzać kolejny raz znane już czytelnikowi informacje.

08

Tu czeka go tylko śmierć… // – Skąd możesz być pewny?! – zniżył głos, zerkając nerwowo na śpiących. // Twarz Luaiego nagle wykrzywiła złość, a złowrogi błysk pojawił się w szarych tęczówkach. Chwyt na płaszczu Nuvatha przybrał na sile, mocniej przyciągając towarzysza. // – Cała ta kraina jest przesiąknięta krwią mu podobnych. Jego własna ziemia, która go wychowała ma w swej historii okrutne czyny wymierzone w jego pobratymców. – Aha, dlaczego nie mógł tego powiedzieć normalnie, bez obłapianek?

Narodził się z Pieczęcią Krwi… – rzekł wolno, wymawiając wszystko szeptem. – ale dosięgło go Przekleństwo Krwi – Taak, aha, cofnijmy się do poprzednich rozdziałów, gdzie pisałaś: Narodził się, aby stać się towarzyszem ludzi obdarzonych Pieczęcią Krwi. Jednak w dzisiejszych czasach było to niemożliwe. Umierali, gdy niekontrolowana Pieczęć zabijała ich od środka albo z ręki bliskich… Pieczęć Krwi zwano z tego powodu Przekleństwem Krwi. Wynika z tego, że narodził się z czymś, co jednak dosięgło go po jakimś czasie.

Nigdy nie słyszał o ludziach z Pieczęcią Krwi, a o przekleństwie tym bardziej. – Które to zapisujesz raz dużą, a raz małą literą, bo...?

Nuvath smakował nowych informacji, lecz były one w jego ustach bezbarwne (...) Twoje słowa brzmią złowrogo, bracie, Choć ich pochodzenie jest mi nieznane – szepnął. – Na litość boską, zdecyduj się. Bezbarwny nie jest synonimem dla złowrogi! Kontroluj też losowe duże litery.

Wezmę pierwszą wartę. Ty bracie odpocznij, niech twoja dusza także odpocznie. // – Niestety energia wypełnia jej istotę. Ujarzmić ją w więzach to trudny wyczyn. Podczas snu zatem przyjdzie mi to uczynić. – Tłumacząc z bleblania na nasze: chyba nie dam rady zasnąć, więc zasnę.

Luai odchylił głowę do tyłu, opierając ją o skalną powierzchnię. Zgiął kolana i skrzyżował nogi w kostkach, prostując przy tym plecy. Ręce ułożył swobodnie na udach, z każdej strony leżał krótki miecz, aby mógł ich dobyć w razie niebezpieczeństwa. – No pięknie, obudzi się ze sztywnym karkiem i bez czucia w nogach. Wtedy, w razie zasadzki, będzie się przynajmniej mógł bohatersko nadziać na własny miecz.

– Jeśli za bardzo będzie tobą rzucać, chętnie zbudzę cię jednym uderzeniem. – Nuvath zaśmiał się okrutnie, przesuwając zroszoną alkoholem szmatką po rozcięciu na policzku. – Brzmi to tym bardziej kuriozalnie, że przed chwilą pisałaś: Wyznając miłość, mówił o wszelkich jej aspektach, a nic wcześniej nie wskazywało na to, by Nuvath był sadystą lubiącym się znęcać nad obiektem swoich uczuć.

Nuvath patrzył jeszcze chwilę na niego, aż wyciągnął z tobołka ostatni koc jaki miał i okrył nim towarzysza. – Co to za tobołek, w którym mieści się kilka kocy, jedzenie, kryształy i zapasowy płaszcz?

Nuvath patrzył jeszcze chwilę na niego, aż wyciągnął z tobołka ostatni koc jaki miał i okrył nim towarzysza. Nie dostrzegł żadnej reakcji, co zasiało w nim jeszcze większy niepokój. Więzy zawiązane dawno temu jednak do końca nie znikają. Mimo warstwy czasu, z tą samą siłą potrafiły napiąć się do granic możliwości. Widać w tym wypadku było podobnie. – O jakich więzach mowa i dlaczego miałyby reagować na koc?

Sapnął, wsuwając język i z nieświadomą zgodą czerwonowłosego, przesuwał nim po jego podniebieniu, miękkim języku, ciepłym wnętrzu. – Nie ma czegoś takiego jak nieświadoma zgoda.

Wilcze pragnienie spłynęło w serce Nuvatha, szarpiąc nim, nakazując przywłaszczenie sobie osobnika przed nim i stworzenie stada. Wilk nie może żyć sam, musi mieć stado. Stado związane wspólnie przebytymi drogami, ufnością, żarem z jakim oddaje się podczas łowów. – A wilk-samotnik to co? Poza tym, powtórzenia.

Czuł przeszywający go ogień, ale szybko uchwycił jego zdradliwe języki, które niebezpiecznie spłynęły w dół ciała. Szarpnął się gwałtownie gdy Nuvath z przeraźliwą siłą wgryzł się w jego dolną wargę. Ostre ostrze żądzy przebiło go, przesuwając się niszczycielską mocą przez jego bariery, budząc głos ciała. – Masochista? Koleś odgryza mu wargę, a ten się podnieca? Ostre ostrze, masło maślane.

Ciężar na piersi nie przeszkadzał mu, chcąc dać przyjacielowi uspokoić się, a zwłaszcza jego zwierzęcym zmysłom. – Ciężar miał życzenia, tak?

Chłód, który ujrzał w zielonych oczach mężczyzny, spłynęło i na niego. – Moja nie rozumieć.

Zaczął żałować swojego ataku nieufności wobec nich. – Chodziło ci może o akt nieufności?

– Możesz podać mi wodę i dla niego? – poprosił strażnika. Ku jego zdziwieniu, ten jednak nie ruszył się. Mimowolnie zmarszczył brwi. – To chyba nie jest wygórowana prośba? // Strażnik nie odpowiedział, co jeszcze bardziej zaniepokoiło chłopaka. Z wyrazu twarzy mężczyzny wyczytał, że waha się i ociąga jakby zastanawiając nad słusznością tej prośby. // – Nieistotne. Podzielę się z nim swoją – mruknął z urazą i obrócił się całym ciałem w stronę Itrala. Przysunął miskę z wodą do jego bladych warg i lekko rozchylił palcami, aby łatwiej było ją wlewać. Zadrżał, gdy nagle dłoń strażnika gwałtownie złapała jego i ścisnęła w nadgarstku. Parę kropel wilgoci spadło na policzek Itrala, spływając po nim wolno. // – Co robisz?! – warknął zdenerwowany posunięciem strażnika. // Luai zdecydowanie odsunął jego dłoń z miską poza obszar leżącego. Twarz miał napiętą, a oczy patrzyły na niego zdecydowanie. // – To nic nie da, panie. – Głos także zdradzał pewność i stanowczość. – Tego typu sceny są szalenie irytujące. Wiemy, że strażnik potrafi się posługiwać ludzką mową, czucia w członkach też mu nikt nie odjął, dlaczego się zatem gapi jak małpa, kiedy Yavan zadaje mu najprostsze pytanie, po czym wyrywa się z łapami i dopiero na końcu raczy wydać z siebie jakikolwiek dźwięk? Nie wiem, kogo próbujesz wykreować, ale na razie widzę tępego osiłka, któremu pięć minut zajmuje przetworzenie prostego pytania.

Co mi da twoje słowo, wojowniku? Jak mam ci ufać, powierzając w twe ręce osobę, na której istnieniu zależy mi najbardziej? Jaką mam gwarancję, że nie kierują tobą podobne pragnienia jak te, które wykrzykiwała jeszcze poprzedniego dnia istota, chcąca go zabić?! – Drżał, a głos wraz z nim, unosząc się z każdą chwilą coraz wyżej. Myśl o ponownej zdradzie i cenie jaką by poniósł, napajała chłopaka strachem oraz wstrętem. – Znaczy, zaczął irytująco a piskliwie skrzeczeć? Zastanawiam się, jakim cudem Yavan wciąż uważa, że ma jakiekolwiek prawo głosu w tej sytuacji, biorąc pod uwagę, że każdy ze strażników może go po prostu unieść za kark jak niesfornego szczeniaka. Zastanawiam się też, dlaczego z góry zakłada, że nie może do tych obcych ziem jechać razem z bratem.

– Nasza krew jest więzią, której nie pozwolę ci zniszczyć. – Wypowiada nie wiadomo kto do nie wiadomo kogo.

09

Zdrada ? Czyżby to jej chłód, kryjący się w źrenicach ojcowskich oczu, miał przeszyć serce Itrala? Yavan poczuł palące bólem palce, zaciskające się na jego gardle. W żołądku zagościł ucisk strachu i niepokoju, gdy zrozumiał, że strażnik ma rację. Czemu wcześniej tego nie dojrzał? Czy głupota, aż tak zaślepiła mu obraz niebezpieczeństwa, jaki cały czas migotał złowieszczo na linii horyzontu? Ślina z trudem przeszła przez przełyk, a zimny pot wystąpił na czole. Przerażenie szargało jego ciałem, widmo zdrady, ponowna próba zabójstwa brata. Wszystko mające źródło w osobie, którą ukochał od najmłodszych lat. Wzór, na którym chciał się opierać. Pragnął rządzić tak pewnie i z taką miłością do swojego ludu jak.ojciec. Teraz płachta, ozdabiana złotem tych dziecinnych wyobrażeń opadła, ukazując oblicze tak obce Yavanowi. Uniósł oczy, które wcześniej opuścił i z dziwnym spokojem, który spłynął na jego serce, spojrzał na mężczyznę. – A cała ta kwiecista poetyka pojawia się tylko dlatego, że jakiś losowy oprych rzucił oskarżenie. Jak wspomniałam wyżej, zlecenie przez króla zasadzki tuż po wyznaczeniu obrońców jest wyprane z sensu, dlaczego więc Yavan tak łatwo i bezrefleksyjnie wierzy temu typowi? No i dlaczego w ogóle temat zdrady powraca, skoro już był raz omówiony.

Niepohamowana złość pojawiła się we wcześniejszy pewny ton Yavana. – Polska język jest trudna bardzo.

Rozumiem, że dzięki tej wiedzy los brata był by dla ciebie… bardziej jasny oraz moje intencje. – Oraz intencje CO?

Nie jestem głupcem, który na ślepo powierza w obce ręce życie bliskiej mu osoby! // – I tak umrze! – Głos Nuvatha wdarł się między nich gwałtownie, a on sam przysunął się patrząc z irytacją na chłopaka. – Nie wiem, w czym szkolono strażników, ale raczej nie w dyplomacji.

Zginie na twoich ziemiach, w twoich ramionach! – ciągnął dalej Nuvath, stojąc nad Yavanem i jawiąc mu się w oczach niczym przerażająca wyrocznia. Twarz ukryta w mroku i padające na nią światło z tyłu, tylko podkreślało to wrażenie. Patrzył na wargi, z których wciąż padały słowa, których on nie chciał do siebie dopuścić: – Przez opór tylko zmniejszasz jego szansę, aby mógł żyć! Pojawia się światło, które może tajemnicze ale… na kły Arrduta! Może go ocalić! Nad czym tu się zastanawiać?! – Jak możesz się wahać, czy oddać swojego nieprzytomnego brata losowym ludziom, którzy chcą go zabrać nie wiadomo gdzie, by robić z nim nie wiadomo co? Nad czym się w ogóle zastanawiasz.

Chciał go chronić. Obiecał mu to, dlatego rozstanie i przyznanie do porażki były takie ciężkie. Nie dałem rady, bracie? – A nie pojedzie z nim, bo? I nawet nie próbuj wspominać o tronie, bo o tym w twoim opowiadaniu nie myśli nikt poza Zuym Ojcem.

Zaślepiony, nie dostrzegł, że krew plamiąca wargi brata ma złowieszczy odcień, a jej źródło nie ma miejsca w ciele, a duszy. – Zakładam, że nie było to coś widocznego gołym okiem. No i krwawiąca – dosłownie – dusza to jest to pewna niespodzianka.

Yavan przymknął powieki, skupiając się nad słowami strażnika. Przygryzł dolną wargę, a w żołądku zapłonął żar, gdy dostrzegł szczerość tego co usłyszał. Wstrząsnęło to nim. Szklista powierzchnia iskrzyła się złotem, złotem prawdy, gdzie nie widniała skaza fałszu. – Czy to jest opis tajemnych supermocy Yavana jako wariografu? Jeśli tak, dlaczego nie użył ich wcześniej? Jeśli nie... to co to u licha jest?

Czemu tak szybko tracił oparcie w osobach, których pomocy tak mocno potrzebował ? – Co? Przecież strażnicy się na niego nie wypięli, przeciwnie, twierdzą, że będą ratować jego brata, skąd tu nagle takie myśli? Jeśli zaś myśli o Itralu, to przecież starszy brat potrzebował jego pomocy a nie na odwrót.

Wewnętrzny chłód nagle przełamał ciężar, który niespodziewanie opadł na jego ramiona. Ciepło wbiło się zwinnie, na chwilę goszcząc w jego ciele. Zadrżał i gwałtownie uniósł głowę. Gruby płaszcz podszyty miękkim futrem od spodu, zaczynał przyjemnie go grzać. – O jasna paszcza, że zacytuję drogie koleżanki. Co mu płaszcz pomógł na rozterki duszy i jak i gdzie wbijało mu się ciepło?

Naciągnął mocniej na siebie okrycie, na chwilę uspokajając w sobie szalejącą burzę zwątpienia. – Gdyż albowiem nic tak nie pomaga na dylematy moralne jak kawałek futra.

Wierzył w intencje strażnika, bo musiał, ale nie zmieniało to faktu, że niepokoił się o brata. – Wiara nie jest czymś, do czego możesz ludzi przymusić.

Kiedy wyruszamy? (...) Możemy w każdej chwili.. // Nuvath zacisnął zęby, gdy na te słowa, niedźwiedzi syn obrócił się i ruszył w stronę raczej wybraną na chybił trafił. – Wielokropek ma trzy kropki, li i jedynie. A Yavan to kretyn, aż ziemia jęczy, jeśli właśnie ruszył przed siebie w śnieżycę, bez kierunku, w cudzym futrze i bez zapasów, ot, na pałę.

Yavan zadrżał czując siłę w tym uścisku. Ogarnął go niepokój, bo obce uczucie było nad wyraz nieprzyjemne i nieznane. Czemu zawsze czuł to, kiedy w pobliżu był ten nieokrzesany facet? – Domyślam się, że dlatego, że nikt wcześniej go nie obłapiał na dworze królewskim…

Wszystko to, co stało się po naszym rozstaniu, musi zostać dla naszego dobra zapomniane – powiedział, gdy zbliżył się do Nuvatha. – Tylko że nie rozstali się jeszcze, a więc czas przeszły jest tu nie na miejscu.

Wiem, że to samo uczyni rudowłosy dziedzic. – Czyyyli odmówi informacji na temat tego, gdzie podział się jego brat, pierworodny syn króla, prawowity następca tronu? Aha.

Już wyruszamy… – zwrócił się do chłopaka i ponownie zarzucił mu na głowę kaptur, dostrzegając jego bladość oraz lekkie zaczerwienienie oczu. – Pozwolę sobie zauważyć, że ten tu mędrzec też nie spakował manatek, zostawiając wszystko Luaiemu.

10

płaszcz z ciemnego futra, gdzieniegdzie przewleczonego jaśniejszym odcieniem. Przez drobny powiew wiatru oraz tępo marszu, trzepotał i wił się na śniegu, pozostawiając za sobą chaotyczne linie i wzory. – Czy chodziło ci o przeplecionego? Tępo to się Yavan może wpatrywać w ścianę. Z tego opisu rozumiem, że Nuvath ma futro tak długie, że aż wlecze się za nim jak tren u sukni, a ten śnieg włazi między sierść, zbryla się i w efekcie strażnik wlecze za sobą dodatkowe dziesięć kilo i bałwanka.

To właśnie na nich skupiał wzrok, bojąc się, że chwilowa nieuwaga sprawi, iż zniknął a on już na zawsze pozostanie tutaj – Nie dość, że znów wyskakujesz z czasem przeszłym jak filip z konopii, to jeszcze twoje podmioty sprawiają, że czytam o znikającym wzroku.

Księgi zawierały mało informacji, a samą treść trudno było uznać za prawdę czy czysty wymysł. – Skoro nie była ani prawdą, ani wymysłem… to tak jakby wyczerpałaś wszystkie możliwości i trudno jest znaleźć inną opcję.

Nuvath zatrzymał się, poprawiając tobołek na ramieniu. Był lekki, gdyż większość rzeczy zostawił Luaiemu; jemu bardziej się przydadzą na długą podróż. – Ciekawa jestem, kiedy zdążył go zabrać, między tymi wszystkimi emocjonalnymi przemowami.

Muszę to sprawdzić. To byli moi ludzie, którzy służyli mi całym sercem. – Pewność w głosie Yavana wyrwała strażnika z wcześniejszych myśli. Zwęził brwi, posyłając mu pełne niezadowolenia spojrzenie. Jeśli nie chcą nocować w okolicy ataku, nie mogą zwlekać z wyruszeniem. – Bo jeszcze mógłby znaleźć jakiegoś niedobitego sojusznika i zrobiło by się zbyt łatwo?

Widok jego ciała upewni go, że pewne rzeczy dobiegły końca, tak samo dziecinne uczucia do dowódcy. – Tak samo jak co? Niezgrabne to zdanie.

Nuvath, widząc jak chłopak wewnętrznie się szamoczę, opuścił nieco płomienie gniewu jakie zaczęły lizać jego krtań. Tak samo powtarzające się uczucie, które go ogarniało za każdym razem jak dotykał chłopaka, zmusiło aby go puścił. – To ciekawe, że Nuvath tak świetnie kontroluje swój gniew w tej scenie, skoro w poprzedniej furia kompletnie go poniosła. No i znowu, tak samo jak co?

Aby przetrwać i cię chronić, panie… twoi poddani łączą siły – A skąd on to u diabła może wiedzieć?

Dopóki nie znajdziesz się w bezpiecznym miejscu, musimy stanowić stado. Stado poluje i współpracuje ZAWSZE razem. Tylko tak połączeni stanowimy trudniejszy cel. – Chwycił ponownie za kaptur i z powrotem zarzucił go na rudą czuprynę Yavana. Przesunął po obrzeżu i lekko pociągnął w swoją stronę. – W przyszłości, właśnie takim stadem się staniemy, panie. – Nie chcę cię rozczarować, Nuvath, ale stada zazwyczaj składają się z więcej niż tylko dwóch jednostek.

Spojrzenie zielonych oczu migotało w porannym świetle, ostro ale i delikatnie wbijając się w błękitną powierzchnię tęczówek rudzielca. Jego koniec przebił warstwę ochronną i lekko dotknął błony, którą była obleczona dusza chłopaka. Szarpana, rozrywana przez wewnętrzne rozterki, zamarła. – Jak rany, gdzie spojrzenie ma koniec, gdzie dusza ma błony? Opanuj tę rozbuchaną poetyckość.

Dłoń na kapturze, wciąż zaciśnięta na jego brzegu, blisko policzka pulsowała ciepłem. Ciepłem i spokojem? Lecz wszystko było tak obce i bolało Yavan przy zetknięciu z zimną i chropowatą powierzchnią jego serca. Zacisnął więc oczy, aby przerwać to. – Moja nie rozumieć. Yavan ma chropowate serce? Od kiedy? No i czy jak zamyka oczy, to nagle przestaje czuć dotyk i ciepło obcych dłoni?

Stojąc tak na środku, wiele rzeczy mogło ich zaatakować. – To może niech te rzeczy nie stoją tak na środku.

Zatrzymali się w połowie drogi, a chłopak spojrzał zdecydowanie na Nuvatha. Dostrzegł w nich także mniej zabarwienia gniewem, którym za każdym razem tak go raczył. – W tych Nuvathach?

Mężczyzna westchnął i sięgnął do pasa, gdzie tak jak Luai miał jeszcze dwa krótkie miecze. Jeden z nich podał rudzielcowi. W sumie lepiej żeby miał coś, co choć trochę wzbudzi strach a nie śmiech, jak sztylecik, który do tej pory posiadał. Chłopak przyjął go z wdzięcznością i zapiął przy pasie. Broń ważyła trochę i na pewno nie była tym do czego był przyzwyczajony. – Dlaczego książę ludu, który z twojego opisu przypomina nieco naszych wikingów, nie jest przyzwyczajony do miecza? To do jakiej broni jest przyzwyczajony?

Miecz w dłoni ważył i niestety różnił się od broni jaką wyrabiano w Niedźwiedzich kuźniach. Lekkie, średniej wielkości, z rozdzielonym ostrzem na dwie części. Niczym dwa pazury, raniące do krwi. – Lekkiej, skoro w poprzednim zdaniu broń występowała w liczbie pojedynczej. Ponieważ konstrukcja zdania jest cokolwiek kulawa, nie do końca rozumiem, czy ty tę pazurzastą broń określasz nazwą miecza? No i miecz raczej ciążył niż ważył. Zaś co do opisu niedźwiedziej broni, wyobrażam sobie jedną z tych dwóch opcji:


Inna możliwość to widelec do mięsiwa:
http://www.knifemerchant.com/images/categories/153.jpg

Z jednej strony otaczał ją las, który wyłaniał się niespodziewanie z zachodniej strony, a z drugiej sama przechodziła w wolną przestrzeń, ciągnąc płaskim terenem znacznie dalej – Ciągnąc co?

Spalone, zniszczone drewno już nie lśniło blaskiem , tak samo wypalony wizerunek niedźwiedziej głowy został brutalnie zdewastowany. Tylko symbol, ale ranił. – Symbol go ranił, czy może jednak jego dewastacja?

Kiedy mijali pierwsze ciała, Yavan wciągnął niezauważalnie chłodne powietrze przez nozdrza. – Nie było wcześniej wzmianek, by sapał jak miech kowalski, dlaczego więc ta sytuacja zasługuje na podkreślenie?

Atak nastąpił tuż przy wlocie do doliny. – Piszesz, a potem są trzy akapity skradania się i cierpień moralnych, o ataku ani słowa. Que pasa?

Nigdy nie widział w tak krótkim czasie tylu zwłok. Wyłaniały się spod śniegu, niczym nieme rzeźby, porzucone przez niezadowolonego twórcę. Biały puch otulał ich ciężką płachtą, odbierając ostatni oddech życia. Czemu więc samych ciał nie pochłoną, jak miało to miejsce wcześniej? Serce niespokojnie biło w młodej piersi, która do końca nie mogła zrozumieć praw, rządzących terenami ojczystych ziem. – Chodzi ci o pogodę, o prawa fizyki, o magię...? Te zwłoki, a zatem biały puch otulał je, nie ich.

Zbliżyli się na tyle, aby dojrzeć powalone sanie, którymi zapewne podróżowali niedźwiedzi synowie. – Zapewne? Dlaczego narrator tego nie wie, skoro od początku śledził ich podróż? Dlaczego Yavan tego nie wie, skoro, jak się za chwilę dowiemy, sanie są charakterystycznie zdobione?

Koni nie było, zapewne uciekły gdy tylko ich zaatakowano lub padły od ciosów. – Gdyby padły od ciosów, to też leżałyby w śniegu.

Rozpoznał Orły, błękit mrugał złowrogo spod warstwy śniegu zmieszanego z krwią, który plamił także białe włosy. Dalej ujrzał Dzika- tatuaż klanu na policzku przecięła szeroka, cięta rana. Twarz zastygła w wyrazie osłupienia. Serce Yavana z każdym krokiem biło coraz wolniej, a z pamięci nieświadomie zaczął przyzywać wspomnienia, łączące go z każdym z tych mężczyzn. – To, że serce biło wolniej sugeruje, że Yavan się relaksuje i rozluźnia, patrząc na zwłoki poddanych. Raczej nie o taki efekt ci chodziło.

Wyczuł ruch po drugiej stronie powalonych sań, natłok myśli, szaleńczo biegających w umyśle ukrytego wilka. Nie wniknął jednak tam, wiedząc, że mogło by to zostać źle odebrane. Niczym jawny atak na współbrata. Wiedział też, że gdyby chciał rzucić się na Yavana, na pewno zdążył by zniweczyć jego plan. – Kto wnika, a kto się rzuca, nie wiadomo.

Karz znaleźć mu nowe stado – Ten ortograf mnie boli fizycznie.

11

Krzyk przerażenia przetoczył się gwałtownie przez chłodne powietrze. Tym samym szarpnięciem poruszając serce Yavana i napełniając je zdumieniem. // – Turan… – szepnął, a ta wiedza obudziła w nim nadzieję oraz strach. – Wiedza o tym, że potrafi szeptać?

To Turan! Dowódca naszej straży! – przerwał mu chłopak, zwracając rozgorączkowany wzrok w kierunku krzyków. // – Jesteś pewien? – Nuvath potrząsnął nim. Jeśli ktoś przeżył musieli się do niego dostać. Jeśli jednak wilki nie zechcą ich przepuścić ? W zasięgu wzroku widział już kolejne trzy, każdy chudy, noszący oznaki niedożywienia. To tylko dało mu pewność, że ta opcja może być wręcz niewykonalna. – Dlaczego wilki, mając dokoła od cholery i trochę żarcia, miałyby nie pozwolić im na zabranie jednego niedobitka?

Zmarszczył brwi, a jego dusza, ta pierwotna, narodzona wśród tradycji związanej ze Zwierzęcą Więzią zadrżała i zawrzała, gdy odczytała jego zamiary. Śmierć. – Dusza Nuvatha oburzyła się, gdy zorientowała się, że jego umysł planuje morderstwo? Że jak?

Ciężka płachta opadła na wykrzywioną i wijącą się twarz duszy Nuvatha. – Gdzie dusza ma twarz?

Poczuł jak ciężka wstęga opada na jego plecy. Deszcz drobnych kropli uderzył w ciało, powodując dreszcz. Krew wdarła się swoim zapachem w nozdrza. Wilcza krew. – Rozumiem, że wilcza krew w twoim uniwersum waży co najmniej tyle, co ołów.

Nie potrafił oderwać oczu od twarzy, zadanych ran, płatków śniegu, tak spokojnie spoczywających na blado trupich obliczach (...) pochylił się nad ciałem i opuszkami prawej dłoni, zamknął powieki zmarłego. Zadrżał, gdy przy zetknięciu poczuł chłód martwego. – Powieki najprawdopodobniej zdążyły już przymarznąć.

Czemu.. czemu tak musiało się stać? Dlaczego karano ludzi, którzy wierzyli w sprawiedliwość, a zwłaszcza w swojego władcę? – Nie wiem, o co chodzi, bo do tej pory twoje postacie trzecioplanowe nie otrzymały żadnego charakteru, a już zwłaszcza okazji do wykazania się sprawiedliwością.

Uniósł gwałtownie głowę, kiedy krzyk, który wcześniej umilkł, ponownie się rozległ i to znaczniej wyraźniej i bliżej. (...) Wisiał parę metrów nad ziemią, niestety na tyle nisko, aby tutejsi drapieżcy mogli dosięgnąć jego stóp. Lewa cała była obleczona krwią, bez trzech palców i z wyrwanym kawałkiem mięsa, przedstawiała makabryczny widok. Druga mniej ucierpiała, lecz także została poraniona przez ostre zęby wilków. Nogawki od skórzanych spodni, obszyte czarnym futrem i poplamione krwią, zdradzały, że dalej obrażenia również są spore. Chłopak oderwał wzrok od nich i przesunął go z bijącym serce z przerażenia, wyżej. Szeroka pierś nosiła liczne, cienkie ślady nacięć, które nie za głębokie nie miały zabić, a przedłużyć cierpienie. (...) [Yavan] Załkał, wbijając palce w biodra mężczyzny, a czoło oparł o zalany krwią z ran, brzuch. – Okej, to jest mocny towar. Jeśli dowódca wisi kilka metrów nad ziemią, a Yavan przytula mu się do brzucha, to ile stóp wzrostu ma młody władca? Tego nie wiadomo, wiadomo zaś, że ma ujemną empatię, gdyż WBIJA PALCE w poranione uda mężczyzny. Ponadto uwiesza się na powieszonym za ręce dowódcy, co również musiało być szalenie przyjemnym doznaniem.

Zadarł zapłakaną twarz i spojrzał na nieprzytomnego mężczyznę. – Nieprzytomny mężczyzna, co ciągle wyje, kaszle i charczy?

Mocniej zacisnął palce na skórze Turana, próbując odnaleźć jakąś sensowną myśl, która podsunęła by prawidłowe rozwiązanie. – Tak, wbij mu paluchy jeszcze głębiej, pomasuj kości, to na pewno rozwiąże waszą sytuację. Przypominam, że Yavan dysponuje obecnie mieczem z prawdziwego zdarzenia i mógłby tego człowieka zwyczajnie odciąć – ale po co, skoro można sobie malowniczo pocierpieć w towarzystwie?

cokolwiek, aby jego ukochany dowódca zobaczył, że jest uratowany i bezpieczny – No, ale on nie jest ani uratowany, ani bezpieczny.

Słabość oraz bezsilność jednak nie pozwalały Yavanowi się skupić. Spadające na niego te wszystkie okrutne uderzenia losu coraz bardziej przygniatały go i odbierały możliwość jasnego myślenia. – Ale nad czym tu się skupiać? Czy ta lina jest obdarzona plakietką z napisem Pod groźbą apokalipsy nie przecinać!?

Odsunął się od ciała i wyciągnął miecz. Niestety zdał sobie sprawę, że nie da rady dosięgnąć więzów krępujących mężczyznę i ich przeciąć – Jezu, wreszcie. Ale paczpan, brzucha sięga bez problemu. Zgaduję, że wspinać się po drzewach ta mamałyga też nie potrafi. Umieram z ciekawości, czego go właściwie na tym dworze uczyli.

Z trudem, ale zdecydowanie, zmusił się do powrotnej drogi. Mimo że nie chciał zostawać Turana samego, bojąc się, że gdy wróci jego już nie będzie. Że coś kryjące się wśród lasu tylko czeka na to, aby pochłonąć jeszcze żywe istnienie, nie chcąc zadowolić się trupami leżącymi dookoła. Jednak do uwolnienia mężczyzny potrzebny był strażnik. – Matko bosko, jakie to jest pretekstowe. Yavan nie ma żadnego powodu, by iść po Nuvatha, bo tamten świetnie wie, gdzie młodziak jest, a ponadto obiecał go bronić. Innymi słowy, wystarczy zaczekać, a Nuvath sam przywlecze swe cztery litery.

Dlaczego Yavan o wiele mocniej przeżywa śmierć otwarcie wrogich wilków niż własnych ludzi?

12

– Już! – krzyknął zdecydowanie Nuvath do Yavana, dając mu znak, aby ruszał. Nie widział, ale czuł delikatne stąpnięcie wilczych łap i śnieg, który uniósł się odepchnięty przez nie w momencie zerwania się do ataku. – Retrospekcja uderzyła tak nagle, że trzy razy przełączałam się skonfundowana między rozdziałami, żeby zrozumieć, co się dzieje.

Zapach wilka piżm, sosna, ziemia, krew. – Siekiera, motyka, bimber, szklanka. Moja nie rozumieć.

Przebił się przez chłód, wbijając biel kłów. – Kto, gdzie, komu? Nie wiadomo.

Martwe ciało wilka rozbiło idealnie gładką powierzchnię duszy. (...) Rany zadane sobie, swojej krwi, niszczyły prawdziwe jej istnienie. Opierała się, krzykiem, oddechem, drgnięciem powieki, bólem w okolicach serca dawała znać, że umiera. – Podsumowując, Nuvath, którego łączyła z wilkami tajemnicza, mistyczna więź, po zabiciu jednego z nich doświadcza śmierci duszy. Nie kupuję tego kompletnie. Po pierwsze, Nuvath nie był związany z jednym konkretnym wilkiem, tylko z całym gatunkiem. Po drugie, to nie on był tu agresorem, to wataha rzuciła się na niego, a on się bronił. Po trzecie, wilki walczą między sobą i nie jest to w żadnym razie wbrew zasadom panującym u tego gatunku. Ergo, to, co się dzieje z Nuvathem, jest dla mnie kompletnie niewiarygodne i powoduje nie współczucie, a uniesienie brwi.


Tuż przy powalonym powozie, na prowizorycznych noszach leżał Turan. Podbiegł do niego szybko, ignorując ból ciała i odrętwienie mięśni. – Podmioty.

Czemu mnie nie zbudziłeś?! – rzucił do strażnika z gniewem, który niespodziewanie pojawił się w jego głosie. – Bo nie spałeś, tylko leżałeś nietomny? Urocze stworzenie z tego Yavana. Po co dziękować Nuvathovi za nadstawianie karku i wybawianie z opresji, gdy można w zamian się porzucać, jak ryba wyjęta z wody.

Ponownie poczuł falę ulgi widząc, że także rany zostały opatrzone, a same stopy owinięte płótnem i ciepłą kozią skórą. Zamrugał oczami widząc, że nosze stanowią dwa grube kije, a przyszyty materiał między nimi, to nic innego jak fragment namiotu. Tylko był on częścią tego, który miał dzielić z Itralem. Biel w większości miejsc została pobrudzona i poplamiona krwią, a tuż na brzegu do połowy zachował się wizerunek niedźwiedziego łba. // Yavan przełknął ciężko ślinę, pomimo że był to tylko znak, odebrał to jak rozerwanie wewnętrzne samej rodziny. Upadek? Upadek spowodowany przez tych, którzy sami ją tworzyli? Zagryzł mocno wargi i podniósł się, oddychając ciężko. // – Jak śmiałeś zniszczyć symbol moich przodków?! – krzyknął i aż poczuł ciepło, które go ogarnęło przy tym wybuchu złości. – Mam nadzieję, że celowo kreujesz Yavana na skurwiela, którego bardziej obchodzi stan płótna niż życie bliskich mu osób. Tylko nie waż się ukazywać go teraz jako ukrzywdzonego, słodkiego szczeniaczka.

Niepokój i lęk tym razem zagościły w nim, a pośród ich skomlenia zapulsował rozgrzany, ale chłodem, ból. Zimne, jak tafla lodu zielone oczy, wbiły się w niego, rażąc nieznanym i obcym uczuciem. – Ja nie wiem, oni się tu ciągle gwałcą i krzywdzą za pomocą oczu, to niezdrowe.

Czuł się jakby widział go pierwszy raz, a obraz jaki wcześniej widywał jego osoby gdzieś brutalnie się rozwiał, ukazując inną stronę. Nieprzeniknioną, niedostępną. – Tak jakby poprzedni obraz był penetrowalny, aha. Nuvath jako ta otwarta księga.

Jednak to uczucie obcości w spojrzeniu tak wstrząsnęło sercem Yavana – Gdyż niczego tak dobrze nie opisałaś do tej pory, jak łączącej ich braterskiej więzi. Widocznej szczególnie w tych wszystkich pyskówkach, szarpaninach i kapiących odrazą przemyśleniach wewnętrznych. No i przypominam, że bohaterowie znają się JEDEN DZIEŃ.

Ciężkie, niewypowiedziane słowa uderzyły w jego umysł, pozostawiając rysę. Wiatr, który się nagle zerwał obsypał ich garścią zimnych kryształków i białą płachtą śniegu opadł na ramiona. – To pogoda dostosowała się do nastrojów bohatera. Czy gdy Yavan się śmieje, świeci słońce, a gdy Nuvath płacze, pada deszcz?

Patrzył na jego sylwetkę, zastanawiając co takiego wydarzyło się, że prawie go nie poznawał. – Gdyż tak świetnie i na wylot znał człowieka, którego poznał dobę temu.

Obrócił głowę i spojrzał na przycupniętego małego niedźwiedzia przy noszach, które on ciągnął. – Ten niedźwiedź ciągnął?

Chłopak pochylił się nad rannym i starł z jego twarzy zastany tam biały puch. Dłoń wsunęła się głębiej na pierś, zapewne sprawdzając czy jeszcze tliło się w niej życie. Drobny uśmiech poinformował go, że nadal ma co ciągnąć. Od razu też poczuł ucisk w piersi i ropę wypływającą z rany duszy. Zapach miał barwę żalu, zawodu do młodego dziedzica. Zielony wzrok, przepełniony bólem, na chwilę zetknął się z błękitną taflą oczu Yavana. W głębi dostrzegł strach i niepokój, trawiący wnętrze niedźwiedzia. – Z narracji wynika, że ropę w duszy (fuj!) ma Yavan.

czując w sobie walkę między nienawidzeniem, a szczerym oddaniem. – Nienawiścią.

Zjedz. – Spory plaster suszonego mięsa chwycił w locie, gdy mężczyzna rzucił go niespodziewanie w jego stronę. Potem także dostał kawałek ciasta. Błękit jego oczu pojaśniał, rozpoznając znane słodkości. Ciemna masa, zlepiona miodem, z suszonymi owocami pachniała cynamonem, przywodząc na myśl ogromną kuchnie jaką miała Niedźwiedzia Twierdza i unoszące się tam wonie. Zapach domu. // Nuvath oderwał wzrok od radości malującej się na twarzy chłopaka , czując w sobie walkę między nienawidzeniem, a szczerym oddaniem. Chwycił z powrotem nosze, pewnie zaciskając dłonie na chropowatej powierzchni grubych gałęzi. Nie dając zjeść Yavanowi podczas postoju, ruszył. – Rozumiem, że oddanie kazało mu rzucać ciastem, ale nienawiść nie pozwalała już na jego spożycie? Przed momentem opisywałaś zachód słońca, czy oni nie planują rozbić żadnego obozu?

Odwrócił głowę i spojrzał w głąb lasu, który już dawno ich pochłoną a oni podążali jego krętymi drogami, chcąc się jak najszybciej oddalić z ziemi przesiąkniętej odorem śmierci i zdrady. – Mhm, czyli nie tylko nie robią postoju nocą, ale po ciemku pakują się do nieznanego lasu. Trochę brak mi słów.

Otoczenie wciąż pozostawało takie same i pomimo ciasno rosnących obok siebie drzew, brnęli dalej w śniegu. Po prawej stronie, w oddali migotały im czubki zaśnieżonych czap gór, które od czasu do czasu ukazywały się w całości, skąpane w słońcu lub okryte przepływającymi nad nimi chmurami. – Nie wiem, jakim cudem oni widzą góry i to w całości, będąc nocą w lesie o gęsto rosnących drzewach.

Do głosu ponownie doszła zraniona dusza, której skrwawiony wzrok, padał na niego, oskarżając o własną śmierć. // – Zamknij oczy i obwiniaj mnie, własne dziecko…– szepnął, część swojego bólu, a także powagi kierując właśnie do wnętrza. -- Nuvath jest dzieckiem własnej duszy?

W kolejnej sekundzie zimny pot spłynął mu po plecach, a serce zamarło, rażone odkrytą prawdą, która tylko muśnięciem w śród gałęzi ukazała mu fragment swej twarzy. – Tak się kończy włóczęga nocą po obcym lesie.

13

Nie kierował się ciałem, a zmysłami. Wilczymi, które wyostrzyły się momentalnie. – Kazałaś nam myśleć, że wilcza część jego osobowości dopiero co umarła. Po co, skoro mimochodem przywracasz ją już parę zdań później?

Ból czerwienią oplótł zmysły, migocząc jaskrawymi plamami przed oczami strażnika. Oddychał chrapliwie – Ból oddychał.

Umknęło? A może to tylko zwykłe zwierze? Płomień nadziei zgasł, ciało powoli zaczęło się rozluźniać, oddech uspokajać. – Um, to na co on liczył właściwie, przeżywając te swoje męki duchowe? Czego/kogo się spodziewał, skoro potencjalne dzikie zwierzę stanowi dla niego jedynie rozczarowanie?

Bał się, panicznie bał się spojrzeć w JEGO twarz. // Stąpającego Arrdutha. – Przejęłabym się może, gdybym wiedziała, o co tu chodzi.

Zionął z ich oczu smutek, wbijając się ostrym ostrzem zwątpienia w serce ich brata, a czując zdradę we krwi, szarpnięciem drżały z gniewu. – Oczy drżące szarpnięciem są makabryczne. Ostre ostrza po raz drugi.

Rozpacz przed utratą czegoś mocno splecionego z nim od pierwszego poczęcia, sprawiała, że nic się innego nie liczyło. – Sugerujesz, że Nuvetha poczęto więcej niż raz?

Co to za braterska więź, która działa tylko w jedną stronę? Dlaczego wilk mógł grozić Nuvathovi śmiercią, samemu pozostając bezkarnym?

Jego opór spłynął cienką nicią do duszy, która nadal ich łączyła. – Dusza łączyła Nuvatha z nicią?

Czuł las, dotyk traw, ostry mróz, palący język ciepło letniego słońca, chłód strumienia. Na tym tle ujrzał ciemną norę, idealnie wykopaną, na tyle głęboko, aby dostęp do niej był utrudniony dla drapieżników. Zapach ziemi, piżmu silną wonią uderzył w jego nader wrażliwe zmysły. Wśród ciemności dojrzał martwe ciało. Serce Nuvatha szarpnęło się. Ciało młodego wilka, jeszcze szczenię. Dojrzał kolejne tuż obok. Pojawiały się nagle znikąd. Drżał w rozpaczy, ale nie mógł odwrócić wzroku, nie mógł przestać czuć. Smród śmierci grubą warstwą całunu oplatał całą norę, szarpał wnętrznościami. Przenikał go, a świadomość czyja krew zastygła w tych młodych ciałkach, z jakiej watahy, jeszcze ostrzej nagięła jego ciało. // Ostrze jego miecza dosięgło także i potomstwo. – Niby, kurde, jak. Na wieść o zgonie Alfy reszta stada, odległa o jakieś kilometry i strefy klimatyczne (bo gdzie dotyk traw, a gdzie zaspy śniegu po pas) popełniła z rozpaczy seppuku? Dalej mówimy o zwierzętach? A jeśli to jest jakaś twoja autorska, inteligentna rasa z niebywale rozwiniętym socjalem, to dlaczego nie nazwać jej również autorsko i nie mieszać w ten chaos biednych wilków?

Na miejscu Yavana zapytałabym, co też ćpie jego strażnik i czy mógłby łaskawie przestać, póki przebywa między ludźmi. Wpada taki w szał, miota się po lesie, rzuca na ludzi – dla postronnego obserwatora musiał być to interesujący widok.

14

Ogłuszyły jego duszę, całkowicie przerywając napęczniałą od mordu nić. Pękła razem z resztą – Z jaką resztą, o czym tu piszesz?

zabierając ciału jakąkolwiek siłę, władzę, która próbowała sięgnąć po możliwość gaszenia życia w innych. – Władza sięgająca po mord?

Uścisk na ubraniu zelżał i nagle poczuł się bezsilny, w efekcie czego bezwładnie opadł na ciało, znajdujące się pod nim. – Ucisk się poczuł bezsilny i opadł, aha.

Sam Arrduth, bóg będący ojcem i matką wszystkich zwierząt, ich strażnik, przybył, aby wymierzyć mu karę. Pojawiał się tylko i wyłącznie, gdy spływała niewinna krew jego dzieci. – Ale jaka niewinna, od kiedy obrona własna jest zbrodnią? Czy świat, który tworzysz, posługuje się inna moralnością niż nasz?

Yavan nadal leżał na śniegu, nie mogąc powstrzymać pustoszącego go lęku oraz zgrozy. Błysk mordu w szmaragdowych tęczówkach sparaliżował go, ciągnąc na skraj otępienia i dezorientacji. Już nie był pewny niczego, nikogo. Czemu czuł pod tą powłoką poczucie winy? – Czyyyli strażnik ni stąd ni zowąd się rzuca na Yavana, zachowując się jak pod wpływem ciężkich psychotropów, a ten zaczyna uważać, że to jakimś cudem jego wina? Mam nadzieję, że zamierzasz to jakoś uzasadnić – choć nie mam pojęcia jak – i nie zostawisz tego luzem jako domyślną cechę ukesia, z której nie trzeba się tłumaczyć. A jeśli to Yavan doszukuje się poczucia winy u Nuvatha, to naprawdę nie wiem, na jakiej podstawie.

Jeszcze jakiś czas temu strażnik oddałby za niego życie.Teraz omal nie zginął z ręki osoby, która ma go chronić, której powinien ufać. – Chyba zapomniałaś opisać jakiekolwiek scenki z ufnym Yavanem i chroniącym go Nuvathem albo mamy do czynienia z dwoma różnymi opowieściami. No i zamieszania z podmiotami  ciąg dalszy.

Lazurowa tafla nieba całkowicie zniknęła pod płachtą drobno padającego śniegu, od czasu do czasu ujawniając jakiś fragment swej nieskazitelności. Było chłodno i czuł jak owe uczucie przenika go z ziemi i wolno przechodzi do ciała. Ciepło przestało być wyczuwalne. Palce sztywniały i drętwiały od zimna. Twarz zdawała się być jedną maską wykonaną z warstw mroźnych płatków. Każdy oddech coraz trudniej przepływał przez płuca. Kolejny wtłaczał rześkie powietrze do środka, niszcząc punkty ciepła. // Czy powinien poddać się sile natury, oddając jej ostatni śpiew swego serca? Sen, który spłynie na powieki poprzez biel, oślepi go i pociągnie w stronę pustki? Czy ta droga jest na tyle godna aby właśnie w taki sposób zejść z tego okrutnego świata? W tej chwili może oddać się w ręce losowi, który z taką łatwością pomiatał nim i całym jego życiem. // Załkał i tu nie potrafił się zdecydować. Bał się śmierci, niemniej jak niejasnych bram życia, które niewyraźnie rysowały się na złowrogim tle. Czy tak jak strażnik musi zmienić oblicze? – Drama Llama!


Uchylił powoli powieki, które ciężko się uniosły pod naporem śniegu. – To miał już tego śniegu na twarzy grube centymetry, a temperaturę ciała trupka, że mu się płatki nie topiły na skórze?

Chciał odejść jak tchórz, odwracając się plecami od zapisanego mu losu, który przecież silną wolą mógł zostać nagięty. – Czyli był na siebie zły, bo chciał zmienić plan, który przecież mógł zostać zmieniony? Gdzie logika.

Uniósł się gwałtownie, stając na nogi. Mięśnie zaatakowały go niewielkim bólem, nadal odrętwiałe z zimna i bezruchu. – Chciałabym zobaczyć to gwałtowne unoszenie się z odrętwiałymi nogami. Próbowałaś kiedyś unieść się na zdrętwiałej kończynie?

Musiał przygotować krainę na powrót brata. // Musiał oczyścić ją z osadu kłamstwa i zdrady. // Musiał stanąć twarzą w twarz z ojcem.. – Którego co prawda jeszcze nie widział, ale już zdążył w myślach osądzić i skazać, na podstawie relacji dwóch dziwnych typów, z których jeden próbował aktywnie go zabić, a drugi uwiózł mu brata w nieznane. Współczuję tej krainie przyszłego władcy.

Wciąż miał przy sobie ten niepozorny sztylet, który mimo narzuconej mu ozdobnej roli, zaczął nabierać także barw niebezpiecznego, mogącego zranić. – Nie wiedziałam, że ostrość stali zależy od koloru ostrza.

Trzymał go w lewej dłoni, z której także ściągnął rękawiczkę, prawą zaś sięgnął do niej i odwiązał jedną z wielu, zdobiących jego nadgarstek tasiemkę. – Z wielu tasiemek. Jeśli prawą ręką sięgnął do ściągniętej rękawiczki, to skąd tu nagle tasiemki na nadgarstku?

Były one ważne wśród jego ludu. Każda barwa oznaczała co innego, miały także związek z Kręgami, które to obrały sobie za symbol któryś z nich. – Zarówno barwa jak i tasiemka są płci żeńskiej, więc nie mam pojęcia, o czym piszesz.

Yavan trzymał je tuż po ogłoszeniu, że dziedziczy władzę po ojcu. Rozpierała go duma i zachwyt – Tak? A ostatnio pisałaś, że rozpierał go raczej niepokój o brata. Zdecyduj się.

Gdyby mógł, Yavan uśmiechnąłby się krzywo. – A co mu nagle tak sparaliżowało twarz, że nie może?

Nuvath obejrzał się w jego stronę. Coś go tknęło, gdyż nie wyczuł i nie usłyszał, aby towarzysz podróży ruszył za nim. – O którym z nich mówisz? Podmioty.

Sam wciąż nie potrafił z takim oddaniem jak wcześniej służyć młodemu niedźwiedziowi. – Z takim oddaniem, jak wtedy, kiedy modlił się, żeby nie okazał się z nim związany? Zaprawdę, wielkie oddanie.

Zmarszczył brwi, dostrzegając skupienie na twarzy chłopaka. Gościł na niej także spokój, który złowrogim cieniem czaił się w błękicie oczu. Nie namyślając się stanowczo złapał za sztylet, wyrywając go szarpnięciem z dłoni Yavana. Rozsierdził się, co z kolei przybrało w nim formę furii. Zamachnął się i wymierzyło dodatkowe silne uderzenie w policzek chłopaka – Jeśli to uderzenie było dodatkowym, to gdzie podziało się pierwsze?

Ale po co sztylet? I czemu świadomie zranił się w dłoń? Samookaleczenie to wyraz ich żałoby? – Dżizas krajstas, Zakon wysyła swojego człowieka, by ochraniał następcę tronu, ale nie wyposaża go w żadną wiedzę o różnicach kulturowych? Co to ma być?

[Yavan] Zakrwawioną dłonią sięgnął po włosy, z których to już wcześniej opadł kaptur. Zgarnął je na przód, a one kaskadą spłynęły po haftowanym kaftanie. Zacisnął palce na ich powierzchni na wysokości obojczyka. // – Moje serce żegna brata… – szepnął. (...) Ale po co sztylet? – No faktycznie, po co mu sztylet, jeśli chce ściąć włosy? Tak oto lecą pierwsze od dawna rozwielitkowe punkty.


Miękkość i delikatność włosów, zaskoczyły go. Z tak bliska mógł dojrzeć mieniące się refleksy na każdym z pasm. Widział jak ciemniały pod dotykiem śniegu, gdy w nie wnikał. – Nuvath wnika Yavanowi we włosy, a oficjalnie do seksów jeszcze nie doszło. Podmioty.

On coś utracił, a mały niedźwiedź porzucając dawne przekonania otrzymał coś innego. – Nie wiem, gdzie Nuvath widzi zmianę przekonań u Yavana, w żałobnym ścięciu włosów?

Pomimo niewygód podróży, splątane kosmyki nadal pozostawały w delikatnym dotyku. – Włosy pozostawały w dotyku. Że co?

15

Szkarłat, czający się w spojrzeniu Luaiego, ostatni raz przesunął się po skalistym zboczu góry. – Szalenie ruchliwy ten szkarłat, tu się przyczai, tam się przesunie, lata luzem bez mała po całej krainie.

Bacznie przypatrzył się krystalicznie białej powłoce śniegu, spoczywającej u jej stóp. – Ten szkarłat się przygląda.

Pulsowała i drżała, ożywiona siłą, z jaką została złamana przez wcześniej przemierzających ją wędrowców. Ślad ich poczynań wyraźnie zarysował drogę wprost przez jej powierzchnię. Zaburzając wcześniejszą, idealną taflę. // Swą doskonałością chciała przyćmić chropowate, skaliste, pnące się w górę szczyty. – Powiedz, jak coś, co jest złamane, zarysowane i zaburzone, może równocześnie być doskonałe, choć wcale nie jest idealne?

Nisko, gdzie ziemia miała posmak rozgrzanego lodu – Czyyyyli wody, po prostu, tak?

Nisko, gdzie ziemia miała posmak rozgrzanego lodu i tam, nad samymi czubkami gór, gdzie powietrze drażniło krtań smakiem bólu, przewijał się szept. Pieścił ciepłem rozpalonego słońca, muskał chłodem milczących skał, wonią lasu. Nutą wyśpiewywaną przez ptaki nieświadomie przyciągał. Kusił tajemnicą, powierzchownym zachwytem. // Wędrowiec wpatrzony w jego twarz, wodził dłonią po sierści bestii. – Wędrowiec wpatrywał się w twarz szeptu, ratunku.

Nie uczynił jednak żadnego kroku, chcąc pozwolić, nagle ujawnionym, siłom na uważne wybadanie go. Nie był zagrożeniem. Nie był i nie chciał być przeciwnikiem. // Umknęły. // Przymknięciem powieki, zniknęły. – Wygodne. Zamknij oczy, a potencjalny wróg przestanie istnieć.

Gorzka kropla duszy drążyła serce, zmuszając do wydobycia z siebie zawodzącego jęku. – Dusza-masochistka?

Końca nie zdołać było jednak tych kolumn. – Co?

Umar, człowiek igrający z bestią żywiołu wody, wyrwał Luaiego z jej szpon. // Słów jednak nie użył, aby nimi wskrzesić ciało. Umysł mężczyzny został zbudzony mocą, która swe źródło miała w drugiej istocie. Tamtego dnia zeszła z Umarem do groty. Ujrzawszy porzucone ciało na skałach, dojrzała w nim oddech życia. Przenikliwe spojrzenie, niosące ślady dawnych czasów i mądrości, wyrwało umysł Luaiego z gęstwin obłędu. – Jak spojrzenie może nosić ślady, a zwłaszcza ślady dawnych czasów? Po co ci ten na siłę archaizowany szyk zdania? Skoro Umar nie użył słów, czy użył choćby ust do sztucznego oddychania, czy też byłoby to zbyt przyziemnie? Dlaczego zakonnicy decydują się ratować tylko umysł podtopionego mężczyzny, lekceważąc jego ciało? Tyle pytań…

Przezroczysty welon oparów ustępował atramentowej czerni nocy, mieniąc się i migocząc blaskiem miliona kropli. Lecz to płomień gwiazd nabierał nasycenia z każdą chwilą, żarząc się czerwienią. – Skoro używasz lecz, chcesz coś czemuś przeciwstawić. Tylko co?

Obiecał przyjąć dane mu w darze kolejne życie. Wykorzystać go mądrze i najlepiej – Tego życia wykorzystać, mhm.

Przymknął oczy, gdy wiatr szorstko otarł się o jego policzek. Nie, nie zatopił się całkowicie w myślach, tracąc kontakt z rzeczywistością. Wręcz odwrotnie, wszystko dookoła oglądał dokładnie – Nie ma takiej siły na świecie, która by sprawiła, że uwierzę w to zdanie. Nie po tylu akapitach uduchowionych reminiscencji i chlupotu eterycznej wody.

Leżący w niej chłopak był kluczem do jego pamięci oraz samym w sobie celem, do którego został wyznaczony od pierwszych chwil narodzin. Nie czuł żalu – Ten chłopak nie czuł żalu i był wyznaczony, tak?

Nie czuł żalu, odwracając się tym samym od wszystkich chwil spędzonych w Zakonie. Tamto życie, chcąc nie chcąc, musiał przyjąć. Innego wyboru nie miał. Teraz jednak bez bólu odsuwał je. – To postępowanie jest kompletnie niewiarygodne i nieuzasadnione, biorąc pod uwagę dotychczasową kreację postaci. To Luai był świętszym-od-świętych, rugając Nuvatha za każdą, choćby mgliście bluźnierczą myśl. Teraz sam łamie wszystkie zasady, którym był wierny całe swoje świadome życie i spływa to po nim jak po kaczce? Nie ma mowy.

Przy okazji, właśnie się zorientowałam, że mamy piętnasty rozdział, a trwa dopiero druga doba akcji opka. Samo w sobie nie jest to oczywiście niczym złym. Po prostu nie obraziłabym się, gdyby oprócz przeżyć metafizycznych bohaterowie doczekali się też jakichś z prawdziwego życia.

Wiedział, że Nuvath sobie poradzi, a w nowym otoczeniu szybko nawiąże przyjaźń. Na zawsze pozostanie w duszy jego bratem. // Tutaj, wśród milczących gór, pod zimną płachtą śniegu, porzucał obraz z nim związany. // Droga, która ich łączyła, zniknęła. // Więź, która wiązała, pękła. // Pozostało jedynie słowo, którego niewielki ślad istnienia czuł gdzieś w odmętach swego wnętrza. – Podsumowując, Luai jest pewien, że Nuvath zawsze będzie jego bratem, mimo iż właśnie próbuje go aktywnie wyprzeć z pamięci, używając do tego swoich supermocy amnezji. Tak.

Od pierwszych kroków na kamiennych posadzkach Zakonu wiedział, że zdrada stanie się ostrzem, które będzie musiał wymierzyć w ich kierunku. – To ciekawe, dlaczego zgrywał takiego zaskoczonego kilka rozdziałów temu. Błagam, panuj nad tym, co przekazujesz czytelnikowi, bo wychodzi ci potężny, wewnętrznie sprzeczny bałagan.

Widmo zdrady ani razu nie wypłynęło na światło dzienne, pozostając niezbadanym wyrokiem boskim, przed którym nie da się zbiec, a którego bieg jest niemożliwy do zmian. – Powtórzenia.

Mistrz Zakonu sam to przewidział [tę zdradę]. Wiedział, co Luai uczyni, gdy woń krwi zbudzi go i popchnie na ścieżkę, tak odbiegającą od tej, którą powinien kroczyć Strażnik. Mimo to traktował go jak innych. Raczył nie mniej surowym słowem, czy chwalił z dystansem. Widmo zdrady ani razu nie wypłynęło na światło dzienne, pozostając niezbadanym wyrokiem boskim, przed którym nie da się zbiec, a którego bieg jest niemożliwy do zmian. // Teraz jednak musiał dowieść, że nie na darmo podjął się tego wyzwania. – Mistrz musiał, bieg, czy jednak Luai? I padam pod wrażeniem ambitnego Luaiego, który za punkt honoru stawia sobie zdradzić Zakon tak, jak jeszcze nikt nigdy nikogo nie zdradził.

Pożegnaj pocałunkiem ostatni widok blasku jego oczu. – Jak?

Pewnym krokiem wkroczył w rozświetlony mrok groty, która unikała światła z zewnętrznego świata. – Aktywnie?

Dywan uszyty z promieni słońca rozsunął się szeroko po wnętrzu jaskini. – A to faktycznie, unikała światła jak szalona.

Szkarłat błysnął w jego tęczówkach, wolno przesuwając się fragment po fragmencie ciała chłopaka. – O, tak: http://i.imgur.com/4oS2u.gif

Luai uczynił krok do przodu, nie przejmując się, że nadepnął na kamyki. Mimo że silnie wbiły się w podeszwę buta, momentalnie jego nacisku zmienił je w pył. – Już miałam pytać, dlaczego wędrowiec miałby się przejmować tym, że depcze po kamieniach, kiedy zobaczyłam drugie zdanie. Muszę to wiedzieć: ile waży Luai?

Mocniej zmarszczył brwi i wciągnął powietrze, gdy dusza spłynęła w jego oczy, barwiąc obraz purpurą. – Okej, dusze w twoim świecie są dwie na jedną osobę, mają twarze, błony i chlupoczą. Posiadają też własną świadomość i da się je zabić bez uśmiercania mundurka. Nie mogę oprzeć się skojarzeniom z Intruzem Stephenie Meyer analizowanym przez Beige i Maryboo

– Suartchiss… – poruszył wargami niemo, nie wydobywając z siebie ani jednego dźwięku. Wypowiedziane imię zapulsowało mu w skroniach, na chwilę odbierając możliwość widzenia. – Po pierwsze, jeśli nie wydał dźwięku, to niczego nie wypowiedział.

Pamięć dźwięku wyraźnie jednak odznaczyła jego brzmienie w głowie strażnika. – Jakiego, kurnać, dźwięku, jak możesz zapomnieć, co pisałaś zaledwie dwa zdania wcześniej w obrębie tego samego akapitu?

Teraz owo imię zostało wypowiedziane. Jednak bez słów stanowiło mniejszy widok, którego dopatrzeć mogli się nieliczni. – Jakim cudem niewypowiedziane słowo może być jakimkolwiek widokiem? Jesteś synestetykiem, widzisz dźwięki, słyszysz kolory? Do tego widoków raczej nie dzieli się na mniejsze i większe.

Najpierw jednak musiał przygotować na to także Itrala. Prawdopodobnie do owego ataku na jego życie, nie był świadomy kim się narodził. A na pewno tego, co się stanie, jeśli zostanie odkryte jego imię, a co za tym idzie, również to, że posiadał Pieczęć Krwi. // Zatem musiał stać się jego nauczycielem. // Towarzyszem. // Partnerem. – Gratuluję zdobycia nagrody w kategorii najgorzej uzasadnionych seksów wszechczasów.

Zatem musiał stać się jego nauczycielem. // Towarzyszem. // Partnerem. // Warunkiem, by tego dokonać, było zagłębienie się do umysłu Itrala. Wyciągnąć go z odmętów snu, w jakim obecnie się znajdował. Wyprowadzić na jasny i przerażający blask rzeczywistego świata. // Przesunął dłoń na pierś młodzieńca i zdecydowanie pociągnął za poły płaszcza, którym był okryty. Uniósł się, ściągając całkowicie okrycie. Puścił jego dłoń i usiadł wygodnie na kamienistym podłożu, uginając nogi w kolanach i krzyżując kostki. Wsunął ręce pod pachy leżącego i pociągnął do siebie, układając na udach. Głowa Itrala oparła się o pierś mężczyzny. Chwycił ją rękoma po bokach i zadarł do góry, aby móc na nią spojrzeć. – Ta scena jest niepokojąca na wielu poziomach. Po pierwsze, Luai chce wymusić partnerstwo Itrala, grzebiąc mu w głowie bez jego zgody. Po drugie, z jakiegoś powodu rytuał ten wymaga od zakonnika rozebrania się do rosołu – nie wiadomo po co. Po trzecie, układa sobie pachy Itrala na nagich udach – też nie wiadomo po co. Twierdzi, że wygodnie mu się siedzi kością ogonową na gołych kamieniach. Na końcu wreszcie odgina mu głowę, co wyobrażam sobie tak:

Po pierwsze – Itrala będzie koszmarnie boleć gardło, jak ten się obudzi. Po drugie, pomyślcie, jak blisko penis Luaiego jest twarzy Itrala i ilu facetów, których znacie, byłoby zachwyconych takim stanem rzeczy.

16

W ostatniej chwili Luai zrzucił z siebie płachtę niepokoju, a także zastygającą na ramionach warstwę chłodu. – No dobrze, nie będę dłużej tłamsić w sobie tego cytatu. Nasi stali czytelnicy już go znają, mogą więc spokojnie przejść sobie dalej. A ty, autorko, wysłuchaj profesora Bańko:
Tyle pisano o niebezpieczeństwie łączenia metafor, że poprzestaniemy na zacytowaniu dwóch przykładów (za Słownikiem języka niby-polskiego W. Pisarka): „Nuda zionąca z estrady wzbogaciła, być może, wachlarz jej odcieni, ale samej nie nadgryzła" i „Nie ma skuteczniejszego środka przeciwdziałania przestępczości niż tłumienie ognisk demoralizacji - zanim zdążą zaowocować zbrodnią". Zauważmy, że efekt łączenia metafor jest często przeciwny do zamierzonego. Piszącemu zależy na ożywieniu wypowiedzi, lecz w rzeczywistości eksponuje tylko szablony językowe. Co gorsza, czytelnikowi narzucają się nonsensowne wyobrażenia, np. nuda gryząca estradę lub owocujące ogniska. Zdarza się, że nawet jedna metafora, umieszczona w niewłaściwym kontekście, jest przyczyną niezamierzonego komizmu: „Dla wędkarstwa trzeba szerzej otworzyć bramy podmiejskich jezior" (z tego samego źródła). Najłatwiej jednak popsuć zdanie, biorąc słowo użyte przenośnie w cudzysłów lub dystansując się od niego w inny sposób, nр.: „W Lublinie mało jest o środków, gdzie można się – za przeproszeniem – rozerwać" (za książką Polszczyzna płata nam figle pod redakcją J. Podrackiego).

Wolno uniósł powieki, hamując spełzającą mu do gardła panikę. Wyczuwał swoje ciało, poszczególne członki, szum krwi krążącą w nich, pulsowanie ciepła. Lecz waga jego ciała diametralnie się zmieniła. Znany ciężar przyciągający ciało ku powierzchni ziemi stracił swoją wartość. – Luai zaczął lewitować?

Ocenił zastaną przestrzeń umysłu młodzieńca i wyciągnął przydatne wnioski. – Dysk jest wolny w czterdziestu procentach, pozostałe dane należy zdefragmentować.

Ocenił zastaną przestrzeń umysłu młodzieńca i wyciągnął przydatne wnioski. Nic jednak nie posiadał, ale ta świadomość ani na moment nie zachwiała w nim płomienia pewności siebie. – Kto, w kim, gdzie, jak?

Jednak wyczuwalne w nim zdecydowanie, podparte siłą płynącą z istoty jego duszy, odrzucało z jego drogi, którą kroczył, wszystkie przeszkody oraz jakiekolwiek wątpliwości. Świadomość o jawnej obecności duszy napajała serce Luaiego dodatkową dawką zdecydowania. – Innymi słowy, był taki zdecydowany, że ojacie.

Musiał uważać, aby przypadkowa rzecz, odczucie czy dźwięk nie opętały go z taką łatwością, jak mógł się o tym przekonać jeszcze parę sekund wcześniej. – Bardzo nieskładne to zdanie.

Musiała być to obca, magiczna istota. Jeśli jego obawy jednak się potwierdzą, co może uczynić? Nie miał tu broni, więc jak miałby się bronić przed nieznanym mu wrogiem w otoczeniu niezbadanego terenu, jakim był umysł chłopaka? – Kolo wlazł nieproszony do umysłu innego człowieka i spotyka tam inne istoty? Co ja czytam.

Z tym przekonaniem uczynił krok w tył, od razu natrafiając na przemożny chłód kamiennego muru. (...) Kamienne podłoże, które wyczuł na początku, stanowiło najwidoczniej całą powierzchnię owego miejsca. – Podłoga (podłoże) była ścianą (murem)?

Nagle do środka wdarł się chłodny powiew wiatru. Nie tylko zaskoczył mężczyznę, ale zmusił do uczynienia kroku w przód, tym samym całkowicie wstępując na teren dziedzińcu. – Powiew wstąpił.

Mężczyzna uniósł wyżej wzrok i dostrzegł oddzielne pasma złota, pojawiającego się od czasu do czasu na jego powierzchni. – Na powierzchni wzroku? Na powierzchni mężczyzny?

Dusza w jego ciele najwidoczniej także podzielała jego obawy, zastygając i szkarłatem barwiąc spojrzenie mężczyzny. – Przypomnijmy, Luai jest wewnątrz umysłu Itrala, by lepiej rozeznać się w sytuacji swojego podopiecznego. Konsekwentnie opisywałaś skórę, oczy, stopy i inne elementy cielesności Luaiego, aż do tej pory miałam nadzieję, że to taka metafora. Skoro jednak piszesz otwartym tekstem o ciele Luaiego i duszy mieszczącej się w nim, jak sobie to w praktyce wyobrażasz?

17

Granat przywodzący na myśl barwą kolor chabrów przechodził w rdzawą czerwień – Co? Chabry nie są granatowe.

Mimo to ledwo wyczuwał palce u rąk czy nóg. Kolejne warstwy ciężkich kropli ześlizgiwały się po wciąż napiętej skórze, kreśląc raz za razem nic nieznaczące wodne wzory na jej stwardniałej od zimna powierzchni. – Ciało Luaiego zmienia konsystencję pod wpływem deszczu?

Luai zorientował się, że osoba w rzeczywistości jest o połowę niższa niż jak zdawało mu się na początku. – Samo niż wystarczy.

Nabrał ostrożnie w płuca haust chłodnego powietrza i zrozumiał, że przed sobą ma dziecko. Deszcz uniemożliwiał mu dostrzeżenie szczegółów, a zwłaszcza tych, które upewniłyby go, że dziecko posiada w sobie cząstkę Itrala. – Tylko dlaczego w umyśle Itrala miałoby przebywać coś, co nie jest jego cząstką? Poza Luaiem, którego obecność przynajmniej została jakoś uzasadniona.

Ciepły płomień gościł nadal w ciele mężczyzny, zmniejszając tym samym próby zawładnięcia nim przez wciąż atakujący go chłód z zewnątrz. – Zmieniając próby czy też jednak efekty tych prób?

Strażnik przymknął powieki, pozwalając, aby strumienie wody spłynęły mu po twarzy, dając tym samym sobie czas na chwilę wytchnienia. Przesunął językiem po dolnej wardze, smakując kropli, które to pozostawiły na niej swój ślad. // Czy starczy mu sił? – Tylko czym on się tak zmęczył strasznie? Najpierw spotkał krzesło, potem mur, a potem spadł deszcz – na dobrą sprawę nic jeszcze się nie wydarzyło, a ten już sapie psychicznie.

Dziecięcego zagubienia błądził po bladym licu chłopca. – Co?

Nienawidzę żalu w ich ciemnych oczach, śladu łez, zapachu świec. Aromatu lawendy, która tak boleśnie toczy krople bólu z mojego serca, bo widzi ciebie…. – Serce mnie boli, bo lawenda cię widzi.

Czuł ból, czuł palącą rozpacz spływającą mu po krtani wprost do serca. – Widzę, że okropnie nie możesz się zdecydować, czy wolisz narratora pierwszo-, czy trzecioosobowego.

Czy na pewno kilkukrotna zmiana fontu w tym rozdziale była konieczna?

Nadal czuł posmak ust Itrala, jego zapach, drżenie ciała, ciepło skóry i melodię serca. Jakby przez tymczasowe zerwanie czasu stał się nim. – Co? Przecież się nie całowali, Luai tylko wpatrywał się w chłopca. A nawet gdyby chwilowo się w niego wcielił, to smakowanie własnych ust wydaje się dziwnym postępowaniem.

Ujrzał rzecz, której pojawienie się pragnął całym swym sercem, a o której przybycie modlił się każdego dnia. Cicho, aby zbyt zachłanne nie wydały się bogom jego prośby. // Krwisto-czarne plamy pojawiły mu się przed oczami, a przestrzeń, w jakiej się znalazł, nie pozwoliła mu nawet na oddech. // Otworzył szeroko oczy i pierwszy raz od początku swej podróży poczuł wędrujący po plecach strach. – Niby ta rzecz była taka ważna, ale nie przeszkadza ci to kompletnie zlekceważyć tego wątku po tym jednym zdaniu. Mimo, że wystukujesz miliardy znaków, nie przekazujesz żadnych konkretów. Zobaczył coś, nie wiadomo, co. Był gdzieś, nie wiadomo, gdzie. A potem poszedł dalej, nie wiadomo, po co. I tak rozdział za rozdziałem.

Przed nim jednak roztaczała się nieprzenikniona czerń, przerwana jedynie cienkimi smugami jeszcze ciemniejszej cieczy. – Gdyby czerń była naprawdę nieprzenikniona, tych smug nie byłoby widać.

Mleczno-biała skóra wchłaniała pierwsze poranne muśnięcia słońca, nadając jej jeszcze bardziej ciepłego odcienia. – Jakiej jej?

18

Uniósł wolno głowę znad dobrze mu już znanej kamienistej posadzki. Tak mu się przynajmniej zdawało. – Zdawało, że uniósł? Zdawało, że wolno?

Zmęczenie dławiło mu krtań, a chłód wcześniej niedopuszczany do jego wnętrza, teraz brutalnie przedzierał się przez warstwy skóry i mięśni, wykorzystując chwile, kiedy mężczyzna był nieprzytomny. – Przecież nie było ani słowa o tym, by tracił przytomność.

wykorzystując chwile, kiedy mężczyzna był nieprzytomny. Ciepło, które z taką zaciekłością broniło mu dostępu, teraz słabo migotało, próbując ostatkiem sił ogrzać serce Luaiego. – Ciepło broniło Luaiemu dostępu? Dokąd?

Na samym dni jego umysłu drżała dusza. – Jestem skołowana, bo chyba poprzednio umiejscawiałaś duszę w ciele.

Chłód na tyle go obezwładnił, że z trudem poruszył nogami. – Gdzie chłód ma nogi?

Prawie zawył, gdy ulga kroplą deszczu spłynęła mu po wargach wprost do umęczonego serca. – Ze względu na twój… hm, nazwijmy to charakterystycznym stylem… pisania, nie mam pojęcia, czy opisujesz faktyczne, choć metafizyczne krople, czy też miała to być przenośnia. Czuję się jednak w obowiązku nadmienić, że wargi łączą się z żołądkiem, względnie z płucami, ale nie z sercem. Chyba że to miała być wariacja na temat przez żołądek do serca, ale wtedy z cytowanego fragmentu rozumiem jeszcze mniej niż do tej pory.

Ciało zaczęło się rozgrzewać powoli, choć zdecydowanie dominował w nim chłód. – A dopiero co zalewał się żarem.

Nie zatrzymał się nawet, gdy walka dwóch ogromnych sił – wiatru i nieba – ustała częściowo. (...) Lekko pochylony, jakby z niewidzialnym ciężarem na barkach przedzierał się przez lodowatą taflę deszczu, która wydawała się coraz trudniejsza do przebicia przez swoje natężenie. (...) mimo że walka dwóch żywiołów ustała – Pogoda się uspokoiła, jednak nie, jednak tak.

Wiatr ostro szarpał dziecięcym ciałem, jak zarówno szarawą tuniką w jaką było odziane. Deszcz zdążył otulić je srebrną płachtą utkaną z połyskujących złowieszczo kropli. – Mam wielką ochotę zapytać, czy widziałaś kiedykolwiek deszcz. Dlaczego krople nie wsiąkły w materiał ani nie opadły, tylko trzymają się jak na pajęczej sieci? Ponadto albo jak i albo zarówno.

Nawet nie zauważył, że się zatrzymał, zaskoczony tym co stało się przed jego oczami. Rozmiar niebezpieczeństwa, jaki wcześniej rozciągnął nad stworzeniem o złotych ślepiach, teraz rozrósł się jeszcze bardziej. – Co? Do tej pory to złotookie stworzenie było agresorem i nikt mu nie zagrażał.

Gdy nowa fala bólu wbijała się w niego, niespodziewanie dostrzegał spokojne oblicze postaci, która z przerażającą powagą przyglądała się jego męce. Złoto płonęło zamknięte pod błoniastą warstwą ślepi. – Cała warstwa ułożona z różnych, błoniastych ślepi? Czy też jakieś ślepia miały swoją błoniastą warstwę, a pod nią złoto?

Kula kojącego ognia spływała gorącą cieczą na miejsca jeszcze wcześniej ogarnięte pożogą cierpienia. – Leczenie pożogi za pomocą ognistych, płynnych na dodatek, kul nie brzmi zachęcająco.

Mężczyzna zamarł, wpatrując się otępiale w czerń płaskich kamieni, na których półleżał. Niewielkie promienie świadomości przesuwały się po jego wnętrzu, rzucając blade światło na odpowiedzi, których tak rozpaczliwie szukał. – Ruchome promienie świadomości przekraczają granice mojej wyobraźni.

Uderzenie gorąca oraz wręcz wpijający mu się w nozdrza zapach szałwii wręcz panicznie zmusiły go do obrócenia głowy. – Powtórzenie. http://sjp.pwn.pl/slowniki/panicznie.html Mogły go zmusić do odwrócenia głowy w panicznym pośpiechu/strachu, co najwyżej.

Płuca ściśnięte obręczą bólu prawie zachłannie wciągnęły życiodajny tlen, całkowicie wyrywając ludzki umysł z blednącego wspomnienia tortur miażdżącego, rozrywającego go. – Coś ci się odmiana słów pozajączkowała albo czegoś w tym zdaniu brakuje.

Naraz jego głowę wypełniło masę dźwięków, bodźców z zewnątrz, które hamowane przez nieznaną siłę, teraz spłynęły na niego w całej swej istocie. Zamknął oczy, przez chwilę delektując się ich smakiem oraz dotykiem na twarzy. – Synestetyk jak nic, smakuje i dotyka dźwięki. Albo oczy, bo znowu ci się pierniczą podmioty.

Stan spokoju, który go ogarnął, szybko ustąpił, gdy zorientował się, że krzyk, z którym ocknął się, na ustach nadal rozbrzmiewa. Zerwał się w tej samej chwili, gdy ten gwałtownie się urwał, a pochwycony przez echo pomknął w głąb jaskini, całkowicie milknąc. – a) Ze względu na dziwaczne przecinki, można zrozumieć, że krzyk rozbrzmiewa nadal na ustach, b) nie uwierzę, że taki wypasiony synestetyk mógłby przeoczyć taki wrzask, c) tradycyjnie nie wiadomo, kto się zrywa, kto urywa, a kto mknie, d) jakiś wkurzony niedźwiedź powinien wyjść z jaskini i ich zeżreć.

Luai oddychając spazmatycznie, z bijącym z niepokoju sercem wbił spojrzenie w drugiego mężczyznę. Postać skulona tuż przy ścianie skalnej zaledwie parę kroków od niego tuż przy wcześniej rozłożonym siedzisku wyraźnie drżała, a jej niespokojny oddech szybko dotarł do uszu strażnika. // Chciał podejść do Itrala, zorientować się, jak się czuje, upewnić, że nic już mu nie grozi, lecz nawet się nie poruszył, czekając, aż ten sam go zauważy. W końcu to będzie ich pierwsze spotkanie, pierwsza wymiana słów, spojrzeń. – Wykorzystam ten moment, by przypomnieć, że Itral obudził się nagle, leżąc głową na kolanach całkowicie nagiego mężczyzny, bez jakiejkolwiek znajomej twarzy w okolicy.

Chciał podejść do Itrala, zorientować się, jak się czuje, upewnić, że nic już mu nie grozi, lecz nawet się nie poruszył, czekając, aż ten sam go zauważy. W końcu to będzie ich pierwsze spotkanie, pierwsza wymiana słów, spojrzeń. Przemożna radość zapłonęła w sercu Luaiego, że podróż, którą przeszedł oraz związane z nią trudy przyniosły skutek. // Zacisnął w pięści drżące z ekscytacji dłonie, czyniąc krok w stronę młodszego mężczyzny. – Niczego nie wycięłam. Oto Luai – personifikacja konsekwentnego postępowania.

19

Dłoń zadrżała mu w gniewie, który to pochłonął także jego zmysły, oczyma mężczyzny zawzięcie wpatrując się w twarz Itrala i kierując rękę po sztylet zatknięty tuż za pas. – Za pasem. Czy gniew ma tu własną świadomość i patrzy gdzie chce i czym chce?

Szarpnął bronią w dół, a ta posłusznie wąskim ostrzem rozszarpywała dzieło samych bogów, jakim była ludzka skóra. – Powtórzenia i koszmarna patetyczność.

Cienka nić krwi spłynęła po torsie młodego mężczyzny, wypełniając sobą szczeliny znaków i śladów po bliznach, które stawały jej na drodze. – Przebito mu serce, rozszarpano skórę, a tu ledwie ciurka cienka nić krwi? Impossibru!


Ze spokojem wpatrywał się w blednące oblicze Itrala, nie wyciągając przy tym ostrza, które cały czas raniło śmiertelnie wewnątrz. – Po jakiemu to jest? Raniło wnętrze.

Powracająca ze zdwojoną siłą świadomość uderzyła go w pierś, wywołując nieznośne pieczenie i odrętwienie całego ciała. – Jak. Jak. Jak to kuźwa jest możliwe, no jak.


Prawie panicznie przyciągnął go w swoją stronę, ogarnięty lękiem z powodu obcego uczucia, które jeszcze chwilę temu z taka łatwością kontrolowało jego umysłem oraz tym, że z tego powodu mógł uczynić coś gorszego młodemu mężczyźnie. – To znaczy… gorszego od morderstwa? Bo to właśnie teraz zrobił, zamordował Itrala. Chyba że Itral, niczym Władcy Czasu, ma dwa serca. I nie, to, że Itral się natychmiast magicznie leczy w niczym nie usprawiedliwia Luaiego, bo ten nie mógł o tym wiedzieć.

Za nim jednak skierują swe kroki na południe, w stronę białego oka i skalnych zębów, Luai musiał nabrać chłodnego powietrza gór aby zagłuszyć w sobie skowyt mordercy. – Do balonika? Do płuc? Wystarczy, że weźmie kilka głębszych oddechów, czy ki inny diabeł? Sugerujesz, że Luai zasztyletował Itrala z powodu niedotlenienia? Zanim pisze się łącznie.

Co padnie z jego ust, gdy wstąpi w ogromną przestrzeń Sali Białego Niedźwiedzia i stanie przed ojcem? Czy dobrym wyjściem jest dać mu znak, że wie o zdradzie? – Tak sobie myślę o tej sugerowanej zdradzie króla i chyba coś poszło mocno nie tak, skoro opryszkowie nieomal zabili mu obu synów, ryzykując pozostawienie władcy bez następcy.

Pragnął krzykiem oznajmić ojcu oraz wszystkim braciom i siostrom, że oto cień niegodziwości wkradł się w mury ich domostwa. – To ma więcej rodzeństwa? Dobrze wiedzieć. Szkoda, że dowiadujemy się o tym dopiero teraz.

Siedem pełnych kręgów życia musi minąć, aby dziecię z ludu Krainy Niedźwiedziej mogło stać się pełnowartościowym członkiem tej właśnie ziemi i tym samym otrzymać tatuaż klanowy. Wcześniej bez imion, bez przynależności do jakiegokolwiek kręgu nazywane są Białymi Dziećmi. Czas ten jest wypełniony zabawą i radością, lecz zawsze zazdrość i duma rozpiera niewinne dusze, gdy towarzysz zabawy zrzuca tkaninę narzuconą mu od narodzin, aby przywdziać szorstki derkę, mającą stać się jego pierwszym krokiem w dorosłe życie oraz jedynym okryciem podczas wędrówki między surowymi szczytami gór i puszczy. – Jaka tkanina może być noszona przez siedem lat bez obrócenia się w szmatę, no i jakie ubranie pasuje zarówno na noworodka, jak i na siedmiolatka? Kto idzie w góry ubrany w to: http://sjp.pwn.pl/sjp/derka;2451964 i nie wraca z odmarzniętym tyłkiem? Szczególnie mając siedem lat.

Więź, która płynęła w nim od narodzin, silnie związana z wiarą nie pozwoliła mu na chwilę wątpliwości. – Więź była związana, mhm. I pływająca.

Nie patrzył na młodego władcę, bardziej skupiony na własnych przemyśleniach, które rozważał, przyglądając się z uwagą językom płomieni rzucających się z furią oszalałego zwierzęcia na oddane w ich ramiona wilgotne gałęzie. – Rozważał przemyślenia?

Chłopak wiedział jednak, że jest wiele spraw, które muszą ustalić, choćby z tego względu, aby zachować tajemnice zniknięcia Itrala, a raczej jego śmierci. – Zaraz, co? Od kiedy Yavan uważa Itrala za martwego?

Wyraźnie zadrżał, gdy głos strażnika przedarł się przez kokon utkany przez nocną ciszę. – Ciemności były tak gęste, że nie pozwalały rozchodzić się dźwiękom z normalną prędkością?

Krew na jego zmęczonej twarzy nadal znaczyła skórę, a skryta pod cieniem kaptura i oświetlona słabym blaskiem ognia, nabierała niebezpiecznego wyrazu. – Gdyż ponieważ krew na twarzy w pełnym słońcu jest milusia i sympatyczna. Skoro od ostatniej rzezanki minęła doba, dlaczego ten typ nie umył twarzy choćby śniegiem? Żeby zebrać +10 do lansu?

Tak samo żadne inne istoty nie zdołaliśmy dojrzeć, jakby zniknęły. – Żadnych innych, polski język ma wiele przypadków, korzystaj z nich.

Oderwał wzrok od płomieni, stojąc dość blisko nich, dzięki czemu wydobywające się z nich ciepło zaczęło leniwie wędrowało po jego ciele. – To opko zaczęło pisało translatorro.

Nie podobało mu się to, zważywszy na fakt, że nie miał za cień zaufania do niego i każde nieodpowiednie zachowanie z jego strony niepokoiło go. – Za grosz nie miał. Nie miał cienia zaufania. A ty nie masz umiejętności korzystania ze związków frazeologicznych.

Zapadła krępująca cisza między nimi, gdyż wokół otaczał ich szal nocnych dźwięków. – Związek przyczynowo-skutkowy szlag trafił. Naprawdę, właśnie dlatego siedzą cicho, bo dokoła huczy las, czy może jednak dlatego, że jeden dopiero co próbował drugiego zabić?

Yavan wciągnął ostrożnie mroźne powietrze przez nozdrza, nie odrywając spojrzenia od oczu Nuvatha. Lęk zmuszał go do ostrożności względem każdego, bo już nie potrafił ufać. – Ale jakiego każdego znowu, przecież nie ucieka przed półmartwym dowódcą z noszy, boi się jedynie Nuvatha, więc skąd to uogólnianie i po co, skoro nie ma żadnych innych postaci, do których dałoby się to odnieść?

Ze zjawiskami, które nawiedzały ludzi zamieszkałych ów ziemie? – Ów ziemie. ÓW ZIEMIE. Klasyk. Polecam twojej uwadze punkt piąty.

Musimy ustalić wspólną wersję historii, którą trzeba będzie powtórzyć przed twoim ludem i ojcem (...) Yavan westchnął, jakoś nie potrafiąc odczytać celu tej rozmowy. – Yavan jest tępszy od zardzewiałej łopaty, przecież miał podane otwartym tekstem, po co im ta rozmowa.

Yavan westchnął, jakoś nie potrafiąc odczytać celu tej rozmowy. Jak zatem ma ona pomóc im w zatajeniu ucieczki Itrala oraz drugiego strażnika? – No… poprzez ustalenie wspólnej wersji historii? To też miał podane otwartym tekstem.




Pogłoski, które do niego doszły o nad wyraz wysokiej aktywności oraz nagłym uśpieniu miejsc oddanych czci, były strzępami wielu informacji. Jeśli nawet istnieje silniejszy prąd tych zjawisk, nie on został o nim poinformowany a ojciec. – Ponawiam pytanie – na czym polegało to jego szkolenie na przyszłego władcę?

Wolę, abyśmy nie zasłaniali się legendą, której wiarygodność jest dość znikoma. Czy nie rozsądniej będzie powiedzieć tak, jak było, lecz omijając pewne ważniejsze wydarzenia? – // Widząc niepewność na twarzy mężczyzny co do tego pomysłu, kontynuował dalej – Wszystko to, co nas spotkało, niech będzie opowiedziane, dzięki temu nie przyjdzie nam potrzeba wymyślania i przede wszystkim kalania ust kłamstwem. Jedynie w tej historii zabraknie mego brata i twojego towarzysza. – Jak on to sobie właściwie wyobraża? Gdzie Itral? A, zapomnij o Itralu, pozwól, że ci opowiem, co JA przeżyłem?

Umilkł raptownie, ściskając nerwowo zdrętwiałe palce zarówno z zimna, jak i wewnętrznej obawy, że jego pomysł jest nierozsądny i nie rozwiąże ich problemu. – Ściskał palce z zimna. Palce były nerwowo zdrętwiałe. Palce zdrętwiały z obawy. Tyle możliwości interpretacji.

Zadrżał raptownie, dostrzegając mocno zmarszczone brwi strażnika i ból, który przez chwilę gościł na jego skrwawionym obliczu. Czyżby wywołany był on tęsknotą za towarzyszem? Jeśli tak, Yavan utwierdził się mocniej w przekonaniu, że o to ma przed sobą godnego człowieka, który nie pozwoli, aby prawda o zniknięciu ich bliskich została ujawniona. – Strażnik marszczy brwi? Och, jest godnym człowiekiem i natychmiast zapomnę o kłopotach z zaufaniem i tym, że zaledwie wczoraj próbował mnie zabić.

Stał, wpatrując się w mężczyznę i odczuwając wewnątrz swojego ciała ucisk. Fala smutku oraz złości swą zgrzytliwą melodią otarła się o jego umysł, wprawiając go w dezorientację. – Zasmucił się i zdezorientowało go to? o.O

Nabrał głęboko powietrza, próbując uchwycić, skąd dochodzi – Powietrze dochodzi z atmosfery.

Gdzieś z oddali, przez granat nocnego nieba przetoczyło się wilcze wycie. Jak ostrzem miecza muzyka została przerwana, pozostawiając umysł Yavana w otępieniu. – W jednej chwili kolo prowadzi normalną konwersację, w drugiej ma kłopoty z utrzymaniem świadomości, que pasa?

zatrzymał wzrok na strażniku. Ten miał uniesioną wysoko głowę i spojrzenie ciemnych oczu wbite w rozmazaną przez mrok przestrzeń lasu. Wyraźnie nasłuchiwał, lecz porzucił to z wyraźnie malującym się bólem i rozterką na twarzy. // Krwawił. // Krwawiła jego dusza. // Yavan przełknął z trudem ślinę, spuszczając wzrok na ognisko, które przez ten cały czas zdołało podwoić swoją moc, wysoko wręcz panicznie wyciągając długie języki do milczącego nieba. // Krwawiła jego dusza przeze mnie? – A skąd u licha Yavan mógłby wyciągnać takie właśnie wnioski, narrator mu je wyszeptał zza sceny, czy jak? Znowu źle używasz słowa panicznie.

Pokręcił głową, nie potrafiąc znaleźć sensu, chociaż na dnie umysłu wyczuwał nikłe istnienie ohydnej istoty, która emitowała poczuciem winy. – A tą istotą było co, mózg? Dusza? Sumienie? Sumienie Yavana jest ohydną istotą, bo… działa?

Yavan uniósł się ostrożnie, nie potrafiąc powstrzymać obaw zamiarów względem swego towarzysza odnośnie dowódcy. – Czy to jest trollopko? Kto buduje zdania w ten sposób?

Żar, który płonął w młodym sercu władcy nie mógł pozwolić, aby stało mu się coś gorszego, nawet jeśli strażnik nie przejawiał ku temu żadnych skłonności, a tym bardziej będąc jedyną jak na razie zaufaną osobą w całej tej sytuacji. – Brzydkiesłowo mać. Pozajączkowane podmioty. Skłonności strażnika do niewiadomo czego. Strażnik, któremu nie wolno ufać jako najbardziej zaufana osoba. Groch z kapustą.


Nigdy w swoim życiu nie widziałem istot, które nas zaatakowały. – Były niewidzialne, tak?

Płachta chłodu opadła cienką warstwą na jego ściągniętą w gniewie twarz. – Nie wiem, czemu tak lubisz te opadające płachty chłodu, skoro co i rusz z nich korzystasz, ale nie, to nie jest zgrabne określenie.

Masę wątpliwości zalało umysł Yavana, gdy ta wiadomość o rzekomym pochodzeniu wroga scaliła się zresztą niezrozumiałych dla niego fragmentów całej tej sytuacji. – Innymi słowy, tej informacji również nie zrozumiał, tak? Jesteś oryginalna, zwykle ludzie zapisują zresztą źle w drugą stronę, osobno, kiedy ma być razem.

Uniósł się, przyjmując od strażnika kawałek ciasta oraz suszonego mięsa, które były ich jedynym pożywieniem w tej podróży. Twarde drażniły krtań, lecz uczucie głodu nie zważało na to. – To uczucie głodu, takie niewybredne.

Ukryte w cieście rodzynki były nośnikiem energii, która w obecnym ich stanie była wręcz wymagana. – Dziękuję za tę informację. Rola rodzynek jest niewątpliwie bardzo ważna i wybija się ponad to, co może dać z siebie zwykłe ciasto czy suszone mięso. Koniecznie trzeba było przekazać tę prawdę w tym momencie opowiadania.

Wzajemna nienawiść, która swe źródło ma z dawno zapomnianych czasów, o których mówią tylko ich pieśni – W dawno zapomnianych czasach.

Mam za niedługi czas związać się przysięgą partnerstwa z córą ludu zachodu, której ród obecnie jest u szczytu władzy w Krainie Północy – Lud z zachodu rządzi północą? Chodzi o jakiś sojusz, czy coś?

– Mam za niedługi czas związać się przysięgą partnerstwa z córą ludu zachodu, której ród obecnie jest u szczytu władzy w Krainie Północy // Nie patrzył na strażnika, doskonale wiedząc, jak brzmią w jego ustach te słowa. Była to obawa co do lojalności tej krainy względem jego ojczyzny. // – Poważny zarzut spoczywa w tym, co powiedziałeś, panie – odezwał się po jakimś czasie Nuvath, ostrożnie dobierając słowa. – Lecz zanim zaczniesz snuć temu podobne przypuszczenia, powinieneś zaopatrzyć się w konkretne dowody, które jasno wskażą, jaka jest prawda. – Patrzę na to, co powiedział Yavan i patrzę, ale nigdzie nie widzę żadnego ZARZUTU.

Logiczne jest to co mówisz, ale masę w tym sprzeczności, panie. – Masę sprzeczności to ja widzę w tym zdaniu. Jak coś może równocześnie być logiczne i sprzeczne, no jak.

Jakie korzyści mogłyby im przynieść próby zagarnięcia waszych ziem, skoro, jak mi wiadomo, za sobą macie Krainę Ognia i Mgieł, więc wasza siła jest miażdżąca. Kraina Deszczowa także przysięgła wam sojusz. – Pomijając już to, że Kraina Deszczowców wywołuje u mnie cichy rechot, czytelnik chciałby wiedzieć, co takiego jest w Krainie Ognia i Mgieł – o której pierwszy raz słyszy teraz, na poziomie dziewiętnastego rozdziału – co daje komukolwiek jakąkolwiek przewagę.

Zastanów się najpierw, panie, głęboko nad swoimi przemyśleniami, zanim niechybnie podzielisz się nimi z nieodpowiednimi osobami. Jedno słowo może zmienić wcześniej zapisaną przez bogów przyszłość w coś zupełnie odwrotnego. A kwitnącą ziemię zamienić w pogrążoną w chaosie wojny krainę. – Ale już to, że ojciec próbuje zabić ci brata, bezrefleksyjnie przyjmij na wiarę od pierwszego kopa.

Jeśli twój wewnętrzny upór oraz ignorancja karze ci nie słuchać mych słów, czyń tak! – KaŻe.

Dlatego muszę brać pod uwagę wszystkie ewentualności noszące na sobie choćby niewielki ślad zagrożenia wymierzonego w moją krainę! – Koszmarnie niezgrabne zdanie.

dyszał, a serce rwało się boleśnie, próbując dać upust wszelkiej złości, która gromadziła się w jego zakamarkach. Drżał na całym ciele, intensywnie wpatrując się w zastygłą w milczeniu twarz Nuvatha. Przełknął ślinę i szepnął – Nie wiesz, jaki cios został już wymierzony mej krainie i nie chodzi o próbę morderstwa na mym bracie. (...) – Nic nie wiesz, wilczy wojowniku… // – O czym, panie? – Ujął ostrożnie jego dłonie, cały czas badając uważnie twarz młodzieńca. – Kolo, którego poznałeś trzy dni temu, a dwa dni temu całkiem serio próbowałeś zabić, ciska się ze wściekłości. Naturalnie będziesz chwytać jego łapki, bo on jest księżniczką Disneya, a ty jego księciem. Prawdopodobieństwa psychologicznego nie stwierdzono.


Powoli sieć pęknięć poszerzała się w sercu Yavana. Ogarnęło go przemożne pragnienie wyjawienia strażnikowi o zdradzie ojca – Na litość, przecież to strażnik tę zdradę insynuował, gdzież tu tajemnica?

20

Odczucia pustki, zamknięcia, wręcz miażdżyły go od środka, wywołując nić paniki, która wolno ogarniała go całego. – Rozumiem, że można coś nicią owinąć, ale ogarnąć?

Strażnik uniósł głowę, próbując dojrzeć cokolwiek przez grubą płachtę padającego śniegu, który z każdą chwilą zmieniał się w zamieć. – Zaraz zaraz, a ten wielce doświadczony i wyszkolony strażnik nie pomyślał, żeby rozbić obóz w miejscu osłoniętym przed zamiecią?

Strażnik uniósł głowę, próbując dojrzeć cokolwiek przez grubą płachtę padającego śniegu, który z każdą chwilą zmieniał się w zamieć. Szarobury dym cienką stróżką wplątał się w ten obraz, dając mężczyźnie pierwszy znak rozpoznawczy. – Znak rozpoznawczy czego?

Podźwignął się na ręce, z bijącym sercem z nerwów próbując dojrzeć niedźwiedziego syna. Wyraźnie odczuwał jego brak, czego nie umiał wytłumaczyć. Pustka w umyśle z niemożliwości odnalezienia tego punktu, jakim był młody władca, zaczynała go denerwować. Przynajmniej tak mu się wydawało, że ten brak dotyczył właśnie jego. – Przeraźliwe combo kilku niestrawnych zdań pod rząd. Próbował dojrzeć chłopaka, ponieważ był zdenerwowany? Jego brak mu doskwierał, tęsknił za nim bardzo? Pustka z niemożliwości i nadzaimkoza.

Ból ciała, a zwłaszcza tego nieprzyjemnie rozdzierającego go z tyłu głowy oraz w barku, dekoncentrował go. – Mam silne wrażenie, że zgubiłaś w tym zdaniu kluczowe słowo, ale nawet nie umiem odgadnąć, jakie.

W tym hałasie, jaki ogarnął cały las, można było dosłyszeć się szyderczego chichotu. – Dosłuchać się.

I teraz na ponów będąc zwierzęciem, wszelkie wcześniejsze obrazy zbladły. – Obrazy były na ponów zwierzęciem? Ach, te imiesłowy.

„ Krew niedźwiedzia z wilczą się zmieszała i odtąd stali się braćmi. Moje serce oddaje rodzinie.” – Terefere. Nie było żadnego rytuału, żadnej przysięgi, żadnego mieszania krwi.

Obraz przyrody był ostry i szczegółowy, więc szybko dostrzegł ruch między połaciami śniegu. – Obraz dostrzegł ruch, tak?

Zamarł w miejscu, próbując zmysłami dotrzeć, kto mu towarzyszył. – Dotrzeć?

Mleczno-biała materia – Łącznie, bez myślnika.

Czuł ciężar, który zdecydowanie, choć nie wyrządzając mu krzywdy, przytrzymywał go ku podłożu. – Mógł go przyciskać do podłoża, mógł go przytrzymywać w miejscu, ale nie mógł robić tego, co opisujesz.

Historia zatoczyła koło i oto potomek wilków ponownie znalazł się na ścieżce swojego losu. W miejscu gdzie kierowany zdradliwym duchem, bezdusznie skierował swą broń przeciw tym, którzy byli powiązani z nim krwią. – Matko, znowu to samo? Przecież już raz opisywałaś wściekłość tego bóstwa i wymierzane przez niego kary, dlaczego to samo dzieje się ponownie? Dlaczego ponownie muszę nadmienić, że normalnym zachowaniem wilków jest walka z innymi przedstawicielami swojego gatunku, również ta na śmierć i życie?

Szkliste ślepia białego basiora na powrót spotkały się ze wzrokiem oprawcy. Tym razem jednak wilczy potomek mógł jedynie stać i przyglądać się cierpieniu, jakie ciężką kroplą toczyło się w spojrzeniu otaczających go sześciu zwierząt. – Ciężką kroplą toczyło się cierpienie – czy to znaczy, że wilki płakały?

Wilk kulił się i piszczał, przerażony niegościnnością miejsca i nienawiścią unoszącą się nad resztą zwierząt w postaci ciemnej mgły. Ich ciała nosiły na sobie liczne rany, rany zadane przez niego. Otwarte obficie broczyły, pozostawiając za duchami ciemne, poszarpane wstęgi cierpienia i bólu. Napięte mięśnie, zaciśnięte kły wyrażały szalejącą furię, która nie mogła się uwolnić z okaleczonych ciał. Zwierzęta sunęły ociężale przez piaszczystą ziemię, strosząc sierść i powarkując groźnie. – Okej, cokolwiek zabił wtedy Nuvath, to chyba nie mogły być zwykłe wilki. Nie sądzę, żeby zwykłe wilki szalały z nienawiści przez kilka dni od śmierci.

To w końcu roziskrzonym szeptem wkradało się w zanurzone we śnie umysły zwierząt, tarmosząc je delikatnie i wyciągając na zewnątrz. – Umysły wyciągane na zewnątrz (czaszek, jak się domyślam) brzmią makabrycznie.

Wilk leżał na grzbiecie, lecz wolno przekręcił się na bok, wydając z siebie cichy pisk, pełen bólu i lęku. Niewielka odległość dzieliła go od stoczenia się w dół. – W dół czego, zaspy? Nie było mowy o żadnych urwiskach, a tylko o zwykłym lesie.

Było to jezioro. Skute lodem, w mieniącym się blasku poranka płonęło jego ogniem, oślepiając zwierzę. – Przypominam, że wszystko do tej pory było pokryte grubą warstwą śniegu, bo w nocy trwała zamieć. Nie wiem, jak w takich warunkach chcesz widzieć płonące jeziora. Niezależnie od tego, czy płoną porankiem, czy lodem (znowu twoje podmioty robią, co chcą), jego tafla powinna być grubo przysypana matowym, nieprzeźroczystym śniegiem.

Nie widział. Nie z powodu blasku bieli, lecz okaleczenia, które głęboko znaczyło jego duszę. // Otrzymał karę. // Karę zadaną przez braci. – Okej, skoro TERAZ otrzymał karę, to co u licha działo się podczas pierwszego bad tripu? Tego, który zaowocował atakiem na Yavana.

Obraz jeziora był niewyraźny, przez co nie pozwalał zorientować się czy gdzieś nie czyha jakieś inne zagrożenie. – Czy jego kiepski wzrok jakoś zaburza mu równocześnie zmysły węchu i słuchu?

21

Warknięcie, które wydobyło się z ust Nuvatha, wyrażało jego złość, jak i irytację, które to cienko stąpały po granicy dzikiej furii. – Wierz mi, wycięcie tych wywalonych w kosmos metafor zrobiłoby wiele dobrego dla twojego tekstu.

Szara plama rozlała się po większej całości prawego oka strażnika – Większa całość? Większa od czego? Od innej całości?

Zmogła go jednak trwoga, gdy zorientował się o obecności wilków. – Można się zorientować w czymś lub dowiedzieć o czymś.

Był zbyt zmęczony, aby posłużyć się większą bronią. Ta mniejsza dawała mu możliwość szybszego przedarcia się przez obronę i zadania większej ilości ran. Nagle jednak jedno pytanie opadło głucho na dno jego duszy: czy można zabić duchy braci sztyletem? – Zaraz, chwila, bo nie ogarniam. Nuvath zabił jakieś losowe, obce wilki w obronie własnej. Następnie bóg wilków wyrwał mu duszę i osłabił zmysły. Po dwóch dniach stwierdził, że to mu nie wystarcza i kazał Nuvathowi walczyć z wilkami ponownie, za karę. Teraz, po kolejnym dniu, za karę zabicia wilków rozkazuje mu… zabić więcej wilków? Nie ogarniam tej logiki.

Przez krótką chwilę był zdziwiony, że jego brat przyjął formę na wpół zwierzęcia, na wpół człowieka, lecz furia pustosząca jego wnętrze szarpnięciem skierowała jego myśli na tor zemsty i gniewu, całkowicie odsuwając go od tego spostrzeżenia. Na ile miał sił na tyle mocno przyparł przeciwnika do podłoża, ciężko siadając mu na piersi. Obraz przed jego oczami był całkowicie zamazany, lecz Nuvath doskonale wiedział, gdzie znajduję się gardziel brata. Ostrze sztyletu wraz z wrzaskiem rozdzierającym niebo bezbłędnie zatopiło się w wilczym gardle. (...) Był gotów dalej zabić, a zapach posoki, która przesiąkła powietrze wokół, tylko bardziej zatracała go w tej szalonej myśli. (...) Nuvath zachwiał się, lecz szybko powrócił do poprzedniej pozycji, ściskając z zatrważającą siłą sztylet w dłoni. Zasmakuje on jeszcze niejednej wilczej krwi. Krwi, która kiedyś żywa płynęła w żyłach jego braci. – No to tyle w temacie uczenia się na błędach. Nuvath, karany i cierpiący z powodu zabicia wilków, nie ma żadnych problemów moralnych, żadnych wątpliwości, które powstrzymałyby go przed mordowaniem następnych.

Mając pewność, że jeden z nich został wyeliminowany, mężczyzna podniósł się na nogi, odwracając w stronę reszty wilków. – Które grzecznie czekały na swoją kolej, zamiast rzucić się watahą jak… wilki. No właśnie.

Klęczeli na tafli jeziora zbroczoną przez krew niewinnego człowieka, którego on zabił. Tuż obok stało kolejnych dwóch ich towarzyszy. Jeden z nich ruszył w stronę strażnika i młodego władcy. // Nuvath zrozumiał, co uczynił i jego serce także. – Tak się zastanawiam, kto podjął decyzję o mianowaniu Nuvatha na strażnika. Od pierwszego akapitu, w którym się pojawia, widać, że kompletnie nie panuje nad emocjami i najpierw uderza, a potem myśli. Przecież on zupełnie nie nadaje się na ochronę przyszłego władcy, nie powinien w ogóle chodzić między ludźmi, bo nigdy nie wiadomo, co sprowokuje kolejny atak szału.

Mężczyzna kiwnął głową, otępiały z bólu i zmęczenia. Opadł wolno na lód, nadal podtrzymywany przez niedźwiedziego syna, a także wciąż patrząc w jego oczy, które mówiły tylko jedno. // „Wybaczam.” – No fajnie, ale akurat Yavan nie ma tu nic do wybaczania – raczej dowódca tamtej drużyny albo rodzina zamordowanego.

Chłód nocy opadł na ramiona podróżnych atramentową czernią. – Opadający chłód po raz trzeci. Bardzo lubisz to wyrażenie, co? Prawie jak krople ściekające do serca.

Savo przenikliwie poznał ludzką naturę, zwłaszcza tą, której towarzyszyła także ta zwierzęca. – TĘ, uzgadniamy końcówki. TĘ naturĘ.

Rzeczesz, iż wcześniej na oczy ich nie widział. – Najstarszy z grupy przerwał ciszę, kiedy Yavan opisał atak, który spadł na całą jego grupę oraz śmierć swego brata. – Kto nie widział? Dlaczego Yavan opisuje śmierć brata, skoro zaledwie wczoraj ustalił z Nuvathem, że będzie omijać ten temat?

Tak samo rozpaczali jak po śmierci Aratchiss, pierwszej żony władcy i matki Itrala. Niezwykła kobieta, o tajemniczych zdolnościach, dzięki którym zbudziła z głębokiego snu kamiennych wojowników, a ci wyparli z ziem niedźwiedzich wrogie armie Krainy Północy. – Zaraz, skoro Krainy Północy są wrogie, to czemu Yavan ma poślubić ich księżniczkę? Żeby zawrzeć rozejm? W tym kontekście obawy Yavana są jak najbardziej uzasadnione, nie wiem, czemu Nuvath się tak ciskał.

Zatem gdy z jej krwi i Omasa giną również ich syn, w duszach mężczyzn rysowała się trwoga, a zarazem świadomość, że spokój ich krainy już dawno został nakreślony symbolem rychłych zmian. – Już dawno cztery dni temu. To jak Dona z Kilerów 2-óch mówiąca o narzeczonym, dawno nieważnym, od wczoraj.

Ponownie tego dnia starszy wojownik sięgnął po swoje zapasy ziół i przyrządzał z nich jakiś napar. Chłopak musiał przyznać, że dzięki niemu czuł się o wiele lepiej fizycznie niż jeszcze dzień wcześniej. – Czy ktoś ma zamiar wspomnieć o jego dziwnej, magicznej ranie na karku? Ktoś? Ktokolwiek? Nie…? Mówię o tym cytacie z poprzedniego rozdziału: Osłabienie, które silnie uderzyło w niego, zmąciło obraz, pozwalając dostrzec tylko niewyraźną ranę na karku chłopaka. Miała dziwny przebieg, tworzący jakiś mało czytelny znak. Wilk liznął to miejsce i aż pisnął, porażony ostrym bólem, jaki zaatakował jego jęzor. Była tam magia, zła magia.

Jego serce jednak ogarnęło ciepło, gdy blado-trupia twarz Turana nabrała nieco koloru dzięki zażyciu specyfików Savo, dając małą kroplę nadziei Yavanowi na rychłe wyzdrowienie dowódcy. – Turan, to ktoś jeszcze o nim pamięta? Przypomnijmy rozwój wypadków – najpierw tajemnicze ujstwo wywleka Yavana z obozu. Potem Nuvath za nim podąża, walcząc z widmami. Następnie odnajduje ich ekipa z Kręgu Wilka, jednego z ich ludzi morduje Nuvath. Gdzie w tym wszystkim znalazł się czas na cofanie się po Turana i kto do ciężkiej cholery zaatakował Yavana? Dlaczego żaden z bohaterów nie zadaje sobie tych pytań?

Yavan wciąż pamiętał widok umierającego wilczego wojownika, ale najbardziej poruszył go obraz twarzy strażnika, gdy ten dokonywał tej zbrodni. Chłopak przez jedną chwilę był pewny, że mężczyznę opętał jakiś złowrogi duch, który błąkał się po tutejszym lesie. – Yavan już kolejny raz jest świadkiem tego, jak Nuvath traci kontakt z rzeczywistością, wpadając w morderczy szał. Dlaczego nie prosi wojowników, by go humanitarnie dobili na boku, zanim skrzywdzi kogoś jeszcze?

wyraźnie widział, co targa Vermo’nem. – Po co ci ten apostrof?

Mógł przysiąc, że tak wygląda zdruzgotana dusza, wciąż męczona przez niegościnne duchy. – Niegościnne? A gdzie te duchy goszczą duszę Nuvatha?

czy może jest to skutek po użyciu Magii Strażnika. – Albo skutek użycia, albo efekt po użyciu.

Czuł jednak, że jest coraz mniej pewny czy pragnie jego usług, które po zaprzysiężeniu staną się przecież wieczne i nieodwracalne. – Eufemizm roku.

22

A wszystkiemu temu towarzyszyły nieskończone połacie śniegu, ożywające jedynie ogniem przeklętym, gdy znad ciężkich chmur wyłoniło się żarzące oko. – Ooookeeeeej? Zgaduję, że żarzącym się okiem jest słońce, ale co jest w jego promieniach przeklętego – nie mam pojęcia.

Nie był przyzwyczajony do takiego ograniczenia ruchu, braku możliwości przenikania materii, wczepiania się w nią i poddawaniu się jej sile. Tam skąd go zabrano nie posiadał cielesnej powłoki, był wszystkim tym co go zewsząd otaczało. – Rozumiem z tego, że zamiast Itrala, w jego ciele obudziło się coś innego, tak? Bo wiesz, Itral był nieprzytomny ze dwa dni tylko, to raczej za mało, żeby się odzwyczaić od własnego ciała.

Przemierzali dzikie i nieznane tereny wraz z wędrówką słońca, dzięki którego promieniom muskającym milczące oblicza podróżnych, odchodziło wyziębienie oraz zmęczenie. – A jeszcze sekundę temu były wstrętne i przeklęte. Trochę konsekwencji.

Teraz jednak czas marszu wydłuż się, a świt dawno przeminął, stawiając słońce wysoko na niebie. Młodzieniec wykrzywił twarz w grymasie bólu, czując jak jego zdradliwe języki brutalnie przedzierając się przez warstwy mięśni, paraliżując dotkliwie ciało przeszywającym dodatkowo chłodem. – No i masz, słoneczko go boli w mięśnie. Chłodem. Nie ogarniam, tak bardzo nie ogarniam. A jeśli to jednak ból go przenika, to i tak nie wiem, skąd ten chłód, skoro słońce daje czadu ile sił w promieniach.

Uniósł ostrożnie głowę, odgarniając wilgotne włosy z bladej twarzy. Z uwagą przyjrzał się widokowi głazów, lecz nie ujrzał w nich nic ciekawego. – Przyjrzał się głazom, czy też przyjrzał się temu, na co głazy patrzyły..? *skołowana*

Czerwona wstęga jego włosów, rozsypała się po ciemnym futrze płaszcza, stanowiąc jedyny ostry akcent widoczny dla młodzieńca. – Czym sobie akurat to słowo zasłużyło na podkreślenie?

Mężczyzna zwracał się do niego imieniem, którego on sam nie umiałby wymówić, brzydząc się jego brzmienia i bezbarwności. – Hm, uwierzę w to, że trudno mu wymówić Suartchiss, za to obrzydzenie bardziej pasuje do Itrala. Którym imieniem mógł zwracać się Luai?

– Dziedzicem niedźwiedzimi… – poruszył ustami, wciąż wpatrując się w plecy przewodnika. –… narodziłeś się, lecz ze znamieniem Pieczęci Krwi, która skażona Przekleństwem zmieni twe ciało w bestie, a dusze pochłonie jej krzyk. – Pomijając stada literówek – czyj krzyk, Pieczęci? Pieczęć krzyczy?

Nosisz w sobie melodię życia, zagłuszoną przez wycie śmierci zbudzoną przez zazdrosne bóstwo. – Jeśli bóstwo było zazdrosne, czy nie powinno melodii przerwać zamiast ją budzić?

Podążaj za mną do przybytku, gdzie w twe usta włożą dźwięk o smaku krwi – cedził z nienawiścią w głosie, kompletnie nie skupiając się na znaczeniu tych słów. Nie miały dla niego żadnej wartości, nie przekazywały nic co miałoby dla niego jakieś znaczenie. – O matko, po raz pierwszy zgadzam się z którymś z twoich bohaterów. Usta wkładające smakowe dźwięki?

W jednej chwili przeniósł spojrzenie w tamtą stronę, czując zalegający mu na sercu szron strachu i niepokoju. – Ni stąd ni z owąd w tym rozdziale podkreślasz losowe słowa niczym Eśka http://www.margaj-willa.blogspot.no/2014/09/kasioopko-czesc-iv.html w swoich parodiach. Czy masz ku temu jakiś powód?

Tak o to śnieżno biała powierzchnia skały przybrała ludzie rysy, jednak były one tak nie podobna do tego co młodzieniec znał, że krzyk ponownie narodził się w jego piersi. – Czy on się spodziewał zobaczyć w losowej skale jakieś znajome rysy twarzy? Dlaczego?

Młodzieniec zacisnął zęby, cały dygocząc wewnątrz, w jednej chwili będąc pewnym, że jego istnienie zarysowało łuk nad bezdenną przepaścią zapomnienia. – ...co?

Opadł wolno na dno, a przenikliwy chór nieskończonej ilości głosów rozniósł się kręgami kiedy musną krawędzią szaty przejrzystą taflę wody jaka nieprzerwanie roztaczała się po nim, zabarwiona krwią matki ziemi – To jest jakiś straszny bełkot bez rąk i nóg. Przykro mi, ale naprawdę nie potrafię tego inaczej skomentować. Literówki też robią swoje.

Słowa pieśni opadały miękko na jego język, gorącą krwią spływając w głąb krtani i wypalając znamię na nerwowo kołatającym sercu. – Kolejny raz coś ci spływa kroplami przez paszczę do serca, humanoidy nie działają w ten sposób.

Zamrugał oczami i w oddali zamigotał mu ciemny pas lasu, lecz czy właśnie tym był, nie sposób było zgadnąć, gdyż niczym plama atramentu w poczet jego barw dołączyła jadowita smuga czerwieni. – Nie wiadomo, czy las istnieje, ponieważ widać czerwień? No i czerwień to nie jest domyślny kolor atramentu.

Sięgała po nasze serca, // bestia z północy o bezmiarze okrucieństwa, // spowita z ognia i popiołu – Spowitym można być w coś, powitym z czegoś.

Ciężka od mroku świadomość obcej istoty, smolistą, gęstą kroplą opadła na serce młodzieńca – Krople opadające na serce, odsłona wtóra.

I mimo że obraz był wyblakły, jak zniszczony papirus naruszony zębem czasu – Papirus? Te wszystkie góry, zamiecie śnieżne i zamarznięte jeziora, to wszystko dzieje się w kraju, który ma biologicznie odpowiadać naszemu Egiptowi? Aha.

Nie odwrócił głowy, ani spojrzenia porażony wizją, która tak wyraźnie toczyła się przed nim. – Roztaczała.

23

Rzeczywiste, że niemożliwym było aby tak jak całość, również i one stworzone zostały z twardego materiału. – Co?

Gęsta czerń otaczała ich ze wszystkich stron, uniemożliwiające dostrzeżenie czegokolwiek, a tym bardziej zorientowania się gdzie obecnie są. (...) Cc-o to za mii-ejsce? – Itral odtrącił jego rękę, samemu zabierając się za usuwanie uciążliwych kawałków lodu, przyprawiających go o dreszcze. // – Jaskinia, pieczara – zgadywał strażnik z ulgą – Nie ma mowy. Itral dotknął posągu w samo południe, potem ziemia się pod nimi zapadła i sturlali się... gdzieś. Nawet jeśli faktycznie są w jaskini, światło powinno wpadać przez ten sam otwór, którym zsunęli się wędrowcy.

Ściągnął nazad pakunek z ramienia – Wtem! Rusycyzm.

Mamisz mi wzrok od samego początku, poisz jadem, bo jakiś twój bóg każe ci wierzyć, że ocalisz własne życie prowadząc mnie na ołtarze jako ofiarę! Śmierć zapewne może mnie dosięgnąć, jedynie skąpisz mi tej wiedzy! // Ciężkie westchnienie wydobyło się z ust strażnika, który ignorował obelgi spływające na niego z siłą wodospadu. – Siła wodospadu po raz drugi. Nie widzę tu obelg, a jedynie wymówki.

jakby chorda demonów na nas kroczyła – Horda.

Uniósł kamień i obaj wolno ruszyli, próbując dojrzeć cokolwiek w tych ciemnościach co zdawało się wręcz niemożliwe. Śnieg pod ich stopami wyraźnie chrzęścił i Luai żałował, że jego patyk, którym sprawdzał głębokość, został porwany przez lawinę. W każdej chwili mogli wpaść w jakąś szczelinę, mimo że biały puch układał się przed nimi równymi warstwami, nigdzie nie opadając. – Jeśli jest ciemno, mają nad sobą dach. Jeśli mają nad sobą dach, śnieg nie miał którędy napadać do środka.

Złapał palcami niewielką ilość ciemnego pyłu i roztarł go między opuszkami, czując ziarnka piasku rozpadające się na mniejsze. // – Zwęglone, choć nie popiół. – Choć nie popiół CO?

Tak, wiją się pod tym brudem, w jakimś śnie zamknięte. – Młodzieniec przygryzł wargę, przenosząc spojrzenie na przewodnika i przez chwilę przypatrując mu się z nagłą ciekawością. – W tobie również coś się kryje i cuchnie… psem. – Kolejne zbędne podkreślenie. Skoro już ustaliłyśmy, że w ciele Itrala mieszka obecnie ktoś inny, dlaczego tak uparcie nazywasz to młodzieńcem?

Śpi, lecz je zbudziliśmy – No kurczę, albo śpi, albo jest zbudzone, to nie kot Schrodingera.

24

I o to miasto, zbudowane siłą woli, pięło się nie ku górze, gdzie sklepienie jaśniało od magicznych znaków, lecz swe zabudowania kierowało ku dołowi, jakby tylko chwila dzieliła wędrowców od stania się świadkami upadku tego migoczącego złotawo imperium, zostając żywcem pogrzebanym pod jego gruzami. – Stało do góry nogami, czy też wieże przypominały fragmenty ciała panów, którzy mają kłopoty z potencją? Zaraz, czy to miasto wyrasta z sufitu, jak nietoperz?

Luaiemu ścierpła skóra, a niewidzialna sieć mroźnych igieł wypaliła bólem znamię, aż po kości. – Czy na pewno chodziło ci o znamię? Na pewno aż po kości? Bo to kolejny motyw o którym zapominasz tuż po wklepaniu go w klawiaturę.

Jeśli dopuścił się bluźnierstwa nie zauważył tego, pochłonięty całkowicie osobą niedźwiedziego syna. – Tylko że to nie jest niedźwiedzi syn, a jakaś obca istota w Itralu, o czym strażnik świetnie wie. Nie wiem, dlaczego wciąż korzystasz z mylących określeń.

Wszystko ograniczone murami, barierami rysującymi wyraźne granice, których naruszenie powodowało zaburzenie harmonii narzuconej przez ciało, czy innej materie jak kora drzew, czy chropowata zimna skał. – Co?

Tęsknota za własnym miejscem, skąd wyrwano go niespodziewanie, pęczniała w Itralu. Nawet to imię budziło wstręt. – No przecież nie w Itralu, tylko w pasożycie, strasznie mieszasz.

Ale takie zjawiska w pewnym momencie ustają. Inna ma się historia ze zwierzętami czy ludźmi – Znowu mieszasz dwa różne związki frazeologiczne.

Itral oblizał spierzchłe wargi – Spierzchnięte.

Itral oblizał spierzchłe wargi, intrygował go to, że nie jest w stanie jednoznacznie zbudować obrazu stanu drugiej duszy. Utrudniało to dzielące ich bariery ciała, przestrzeni oraz zapachu, było to męczące i denerwujące. – Sprawiało, że bariery miały kłopoty, tak?

Marut był częścią również tych roślin, spośród których każdy początkujący strażnik szukał swego Opiekuna – Opiekun był rośliną, tak?

Próbował już wcześniej zmusić Itrala do wyjaśnienia mu tej kwestii, ale za każdym razem otrzymywał jedynie milczenie wpisane w pociemniałe oczy młodzieńca. – Milczał oczyma, ale czy nie mógł równocześnie gadać paszczą?



Matko, jakie to było męczące. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że nie czytasz drugi raz tego, co w szale twórczym wklepałaś w klawiaturę. Dla czytelnika owocuje to drogą przez mękę i atakami frustracji, bo jeśli ty nie masz sił tego czytać, jak możesz wymagać takiego poświęcenia od odbiorców?
Pod względem językowym jest tragicznie. Momentami zaczynałam wątpić, czy język polski jest twoim ojczystym językiem. Poniżej garstka błędów zebranych podczas czytania – gdybym chciała wypisać ci wszystkie, musiałabym zacytować większość teksu.

nieufność i opór są znędne
Moja dusza, szepcze jego imię.
Okolica wydawał się spokojna
czoło oparł o zalany krwią z ran, brzuch.
Która wskazała by odpowiednie wyjście
Ciepły deszcz uderzyły go w twarz
Najlepszych z najlepszych, i mają zamiar nas traktować jak psy?
Pod żebrami wybuch ból, rozprzestrzeniając się z niesamowitą szybkością po ciele.
Ślady po zabiegach leczniczych, którymi za pewne chciano go uzdrowić.
Powodował to niemający swego źródła, dźwięk.
Opierał się na mało zrozumiałych fragmentach, które kiedyś stanowiły większą całość, lecz po upadku Kręgu Sowy, po ciężkim ciosie zdrady z ich strony, wszelką wiedzę, którą trzymali, została stracona.
Niespodziewany skowy rozdarł nieruchome do tej poty powietrze
Pomimo tego pielęgnował w sobie słowo nadziei, które echem pobrzmiewało w skorupie ciała, pozwalając mu wierzyć, że o to cień samej Jej nadal w nim pozostawał
poszukiwało w swych zakamarkach odrobinę ciepła.
Na ścianach zażyły się runy
Śledził wzrokiem ruchy łap, pełnych dostojeństwa oraz wdzięku, jakby istota nie dotykała ziemi, a unosiła się nad nią, bez posługiwania się skrzydeł.
Łunę, która zczerniała i przywarła do run
A może to początek kolejnym wizjom?

Czego tu nie ma? Przecinki w niewłaściwych, miejscach. Literówki. Brak odmiany przez przypadki. Oto pisane rozdzielnie z uporem maniaka. Błędy ortograficzne, zwłaszcza karać mylone za każdym razem z kazać. Spacje stawiane przed pytajnikiem. Dialogi zapisane w taki oto sposób:

Zakrztusił się, próbując się pozbyć piachu z ust, wdzierający się nawet pod powieki.
„Coś się zbudziło… Czemu, czemu muszę tu być?!”

Co więcej, nie widać żadnej poprawy między pierwszym rozdziałem a ostatnim, tak, jakbyś tych błędów nie widziała, albo lekceważyła je całkowicie. Jeśli zależy ci na tym, żeby tekst był, nazwijmy to, przydatny do spożycia, znajdź sobie betę, kogoś, kto będzie czytać twój tekst i wyszukiwać twoje błędy. W międzyczasie poczytaj sobie Necronomicon

Gdyby pod tą koszmarną warstwą językową kryło się coś dobrego, wciąż miałabyś szanse na wysokie noty. Niestety jednak, nie jest dobrze.
Skupiasz się na efekciarstwie, pościgach, wybuchach i metafizyce, ale w tym wszystkim umykają ci elementarne podstawy logiki. Piszesz złożone, skomplikowane, uduchowione, w zamierzeniu piękne zdania, które po bliższym przyjrzeniu się ukazują swój brak sensu. Twoje postacie, wszystkie, jak jeden mąż używają tego samego, ciężkostrawnego i górnolotnego języka, bez względu na to, z jakich krajów czy warstw społecznych pochodzą.
Akcja wlecze się niemiłosiernie wolno. Pomyśl, natrzaskałaś już dwadzieścia cztery rozdziały, a wydarzenia dopiero zaczynają nabierać rozpędu. W tym tempie nie skończysz opowiadać tej historii przed osiemdziesiątką.
Często dana scena emocjonalna, którą chcesz pokazać, jest dla ciebie tak ważna, że zupełnie lekceważysz fakt, że wielkie emocje nie biorą się z powietrza i że wypadałoby je jakość uzasadnić. Czytając, mam wrażenie, że oglądam migawki z jakiegoś anime, ani trochę nie łączące się ze sobą.

Wszyscy twoi bohaterowie są w gruncie rzeczy słabi, mimo że próbujesz z nich wykreować wielkich wojowników czy następców tronu.
W zasadzie nie wiemy, w jakim wieku jest którykolwiek z nich. Yavan zachowuje się najbardziej dziecinnie, wydaje mi się, że ma około czternastu lat, jeśli był chowany pod kloszem. Mimo, że kilka lat temu został mianowany następcą tronu, nie nauczono go ani walki, ani strategii, ani polityki, ani kultury… niczego. Ot, dostał tytuł, zawiązano tasiemki, posypało się konfetti, zmieniono temat. Nie wiadomo, co robił przez te lata, jak spędzał wolny czas i ile go miał. Nie wydaje ci się to dosyć nierealne?

O jego bracie, Itralu, nie wiemy praktycznie nic, bo na samym początku traci przytomność i aż do dwudziestego czwartego rozdziału jej nie odzyskuje. Mimo to wydaje się jedną z głównych postaci w opowiadaniu. Jakoś.

Luai, starszy ze strażników, jest koszmarnym hipokrytą. Najpierw poucza Nuvatha o tym, że czystość duszy jest najważniejsza na świecie i byle krzywa myśl może ją skazić. Następnie sam dopuszcza się zdrady. Nie tylko nie przeszkadza mu to dalej wywyższać się nad młodszym strażnikiem, ale w ogóle nie powoduje w nim żadnych dylematów czy wątpliwości.

Nuvath, jak już wspomniałam wyżej, kompletnie nie nadaje się na strażnika. Co chwila traci kontrolę nad sobą, wpadając w furię i wyżywając się na postronnych osobach. Tu kimś szarpnie, tam kogoś zamorduje, tu znów odpłynie w krainę duchów, tracąc kontakt z realnym światem – trudno jest wyobrazić sobie gorszą osobę na tak odpowiedzialnym stanowisku.

Zresztą, biorąc pod uwagę, że obaj strażnicy już w pierwszym dniu od spotkania książąt sprzeniewierzyli się zasadom swojego Zakonu, zastanawiam się, kto ich tam szkolił i skąd się bierze ta ponoć świetna renoma tej instytucji.

Wszyscy jak jeden mąż kierują się impulsami, zwierzęcymi instynktami, a nie rozsądkiem i inteligencją.

Świat przez ciebie opisywany składa się z dwóch części, realnej i mistycznej. Mimo że część mistyczna każdemu ukazuje się w inny sposób, mimo to wszyscy odczuwają ją dokładnie tak samo:
Powietrze powlekane raz chłodem, raz gorącem falowało przed oczami młodzieńca gęstnąc to rozrzedzając się na przemian. – Kiedy Luai błąkał się po umyśle Itrala, czuł naprzemiennie zimno i żar. Kiedy Nuvath ganiał się z mistycznymi wilkami, czuł naprzemiennie zimno i żar. Teraz, kiedy Itral, a raczej to, co pomieszkuje w jego ciele, obmacuje posąg, czuje naprzemiennie zimno i żar. Dorzućmy do tego przesuwające się cienie i krople rozmaitych cieczy spływające wprost do serca, a w gruncie rzeczy ciężko jest odróżnić jedną narkotyczną wizję od drugiej.

Oprócz opowiadania, na twojej stronie można znaleźć jeszcze ilustracje, głównie portety bohaterów. Większość to szkice, ale kilka prac przykuło moją uwagę. Podoba mi się herb Rodu Niedźwiedzia, jest odpowiednio skomplikowany, by robić wrażenie i odpowiednio prosty, by można było odlewać go w metalu czy haftować na tkaninie.

Pod jednym z obrazków piszesz: Niestety pół nagi Luai musiał odejść w zastawkę i teraz czeka, aż znowu poczuję na niego chęć – Zastawkę. Sercową?

Bardzo podoba mi się ten portret. Jest dopracowany, dobry kolorystycznie i pełen życia.

Choć ogólnie twoje szkice mają ręce i nogi, uważam, że powinnaś trochę popracować nad rozróżnieniem swoich bohaterów, odnoszę wrażenie, że mają bliźniaczo podobne twarze, odróżnialne głównie dzięki tatuażom i kolorom włosów. Nadaj im jakieś cechy charaktertystyczne i trzymaj się ich.

Tu na przykład wyposażyłaś Itrala w charakterystyczny nos i wąskie oczy, by tu dać mu spore oczy i normalny nos, a tutaj zrobić mu bulwę.

Tę pracę odbieram pozytywnie, bo oprócz zgrabnego portretu zadbałaś też o przyjemne barwy całości.

O proszę, pod obrazkiem z marca wisi informacja o becie i poprawianiu rozdziałów. Mam nadzieję, że to, co czytałam, to wersja nie poprawiona.

Podsumowując, wahałam się miedzy dwa a trzy. Warstwa językowa jest wprawdzie okropna, a dynamika tekstu porównywalnie zła, ale oceniam całość bloga, a nie tylko opowiadanie – jakość ilustracji ciągnie ocenę w górę. Widać też, że masz świat i jego historię przemyślaną – niestety nie potrafisz jej w wiarygodny sposób sprzedać publiczności. Mam nadzieję, że ta ocena i współpraca z betą pomogą ci przezwyciężyć te trudności.

Trzy. 

16 komentarzy:

  1. ale sie przejechalas po tekscie ;/
    nie spodziewalam sie po tobie takiego chamstwa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No prosze, a pojawily sie tez glosy, ze bylam zbyt lagodna ;)

      Usuń
    2. O to mój głos! Byłaś zbyt łagodna. Na blogu interesujące rysunki i porażająco kiepski tekst. Rzuca się w oczy, że autorka rozkochała się w swoich bohaterach, 'widzi' ich przygody w swojej głowie, ale ni diabła nie potrafi tego przekazać. Tekst męczy, nudzi i wkurza jednocześnie. Sorry...

      Usuń
    3. Jak już zarzucasz chamstwo, to podeprzyj to odpowiednimi cytatami.

      Usuń
    4. ,,Matko, jakie to było męczące. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że nie czytasz drugi raz tego, co w szale twórczym wklepałaś w klawiaturę. Dla czytelnika owocuje to drogą przez mękę i atakami frustracji, bo jeśli ty nie masz sił tego czytać, jak możesz wymagać takiego poświęcenia od odbiorców?''
      mowie o takich tekstach autor moze sobie nie zyczyc takich uwag! ;/ wogole co to za mowienie autorowi ze jego tekst jest nudny i meczacy? powinnas zachecic autorke do pracy nawet jesli uwazasz ze zle pisze (wiemy, ze tak nie jest) a nie ja tak jechac ;/
      zalosna jestes
      sorry ale pisze z telefonu i nie mam polskich znakow bo nie mam polskiej klawiatury

      Usuń
    5. To chyba telefon-zombie, wyjadł też ośrodki odpowiedzialne za interpunkcję i ogólną znajomość polskiego.

      Usuń
    6. Jak również gust. Ponoć o tych się nie dyskutuje, ale tej autorki ja bym nie zachęcała do dalszego pisania. Nie każdy się do tego nadaje. Ja - nie szukając daleko też - ale widać nie każdy o tym wie...

      Usuń
    7. Niestety drogi anonimie nie zgłosiłam się po to, aby przestać pisać, ale żeby pisać lepiej. I będę bo czuję przy tym radość i to się dla mnie liczy. A jeśli ktoś przy okazji pokaże mi błędy, to tym bardziej czuję się zmobilizowana, aby to rozwijać.

      Usuń
    8. Droga Kohaku. Satysfakcja twórcy rzecz bezsprzecznie ważna. Nie wiem tylko, czy nie jest to puszczanie pary w gwizdek. Rysujesz świetnie, ten talent możesz wyszlifować na diament. Ale literacko zabrakło mi wszystkiego - wizji i warsztatu. Masz w głowie 'ten świat', ale widać jest on na tyle Twój, że nie potrafisz czytelnika do niego zaprosić. Błędy bym wybaczyła, nawet profesjonaliści mają korektorów, ale niezrozumiały bełkot, strumień słów jak z generatora tekstów... no nie mogę. Wybacz, nie podoba mi się w ogóle.

      Usuń
    9. Drogi Anonimie, chyba nie bardzo ogarniasz ideę ocenialni. Jeśli tekst JEST męczący (albo, żeby być bardziej prawdomównym, jeśli MNIE zmęczył), dlaczego miałabym to zatajać przed autorem? Jestem pewna, że jeśli autor chce się rozwijać, to taka uwaga będzie dla niego cenna - bedzie wiedziec, nad czym powinien popracowac, a co jest okej.

      Co do zachecania - coz, kazdy ma swoje podejscie do tematu. Moim zdaniem pisanie jest jak rysowanie czy gra na pianinie - kazdy - albo niemal kazdy czlowiek jest w stanie się tego nauczyć, jeśli tylko włoży w naukę odpowiednią ilość czasu i energii.

      Przedluzajac analogie rysunkowa: mozna tysiac razy rysowac oko dokladnie w ten sam sposob, nie testujac nowych technik, zamykajac sie tylko w znanych sobie, bezpiecznych liniach. Taka osoba nie zajdzie daleko, bo jesli w tym rysunku oka jest blad, ona bedzie go powtarzac konsekwentnie ten tysiac razy. Ale mozna pojsc do kogos, kto spojrzy na ten rysunek krytycznie i powie "Wiesz co, ludzie nie maja takich powiek, a zrenica powinna byc mniejsza". Jesli rysunek zostanie poprawiony tysiac razy, w koncu osiagnie perfekcje.

      Jasne, sa tez osoby z talentem, ale osobiscie cenie sobie solidnych rzemieslnikow. Takich jak King. Mysle, ze kazdy ma w sobie potencjal, zeby zostac nowym Kingiem, rowniez nasza oceniana dzis autorka. Ale nie kazdy ma energie czy chocby potrzebe, zeby cwiczyc i poprawiac sie wciaz i wciaz, az do osiagniecia perfekcji.

      To tyle moralizowania ode mnie na dzis wieczor :P

      Usuń
    10. Anonimie z 20:53. Ale ja doskonale wiem, że moje pisanie, a rysowanie to dwa różne poziomy. Wiem również to, że aby dojść do jakiegoś poziomu trzeba ćwiczyć i być cierpliwym, przełamywać własne słabości, granice, które wydają się niemożliwe. Oczywiście, że nie startuję do półki popularnych autorów, ale chcę nauczyć się tak operować językiem pisanym, aby czytelnik miał taką część radości jaką ja mam. Dla Ciebie to bełkot. Ok, to Twoje zdanie. Takie masz podejście, takie pierwsze wrażenie. Takie Twoje prawo. Ale nie wmawiaj mi, że to jedyna strona mojego pisania, bo Ty tak uważasz. I nic nie muszę Ci wybaczać. Może to Cię zdziwi, ale wiele się nauczyłam pisząc to opowiadanie. I teraz pojawiły się kolejne poziomy! Ale ja jestem świadoma ich istnienia i z chęcią się z nimi zmierzę. A to ile energii w to włożę, jaki będzie efekt, jak długo mi to zajmie, cóż wszystko zależy tylko ode mnie.

      Kohaku

      Usuń
  2. "mowie o takich tekstach autor moze sobie nie zyczyc takich uwag!"
    jeśli autor sobie takich uwag nie życzy, to niech się do ocen nie zgłasza. niech w ogóle przestanie swoje opcia w necie publikować, zanim się ktoś odważy ją ocenić.

    "wogole co to za mowienie autorowi ze jego tekst jest nudny i meczacy?"
    to, moja droga, jest krytyka tekstu literackiego.

    "powinnas zachecic autorke do pracy nawet jesli uwazasz ze zle pisze"
    gaya to właśnie robi. nawet nie trzeba daleko szukać, w ostatnim akapicie oceny wystarczy.

    "(wiemy, ze tak nie jest)"
    kotku, mów za siebie. chyba że masz osobowość mnogą.

    "sorry ale pisze z telefonu i nie mam polskich znakow bo nie mam polskiej klawiatury"
    nie masz też poczucia estetyki i jakiejś głębszej wiedzy na temat literatury.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej spokojnie komentujący :) Po to się zgłosiłam, aby poznać ocenę innej osoby, więc dla mnie forma podania nie jest zaskoczeniem (wiem, że mistrzem pisania nie jestem). Z oceny wyciągnę to co uważam za słuszne, przeanalizuję, rozpracuję i zawsze będzie jakaś korzyść.

    Ocenę skomentuję w weekend, kiedy będę wypoczęta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czesc! Ciesze sie, ze tak do tego podchodzisz, bede cierpliwie czekac na weekend :)

      Usuń
  4. A odpowiedzi ocenianej nadal ani widu, ani słychu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego ani widu, ani słychu? Przecież Kohaku już zabrała głos powyżej. Wie co i jak.
      Zgadzam się z oceną. Tekst jest bardzo męczący, akcja stoi w miejscu, same górnolotne opisy, których nie chce się czytać. Co z tego, że jest niby akcja, kiedy tej akcji nie ma. Próbowałam czytać, nie wytrwałam.

      E.

      Usuń