niedziela, 4 maja 2014

0067. listy-niczyje.blogspot.com

Miejscówka przyzywającego: Listy Niczyje
Przedwieczne: Gayaruthiel, Delta


Córka Voldemorta jest wielkim, jadowitym wilkiem. Nie powiem, by ta informacja nastawiała mnie optymistycznie do tekstu, ale hej, może się jeszcze wybronisz.

I
stawania na przeciw wszystkim przeciwnością – Przeciwnościom, naprzeciw. 

Ciemne ściany i marmurowe podłogi, mimo przestronności wnętrza i wysokiego sklepienia, upodabniały to miejsce do średniowiecznych lochów. – Loch z marmurową podłogą? 

A teraz czas na gwóźdź programu. Specjalnie dla ciebie zaprosiłem dziś wyjątkowego gościa. Nie chciał się jednak stawić na moje wezwanie, toteż posłałem po niego gońca. Historia jak z bajki, a wszystko to dla ciebie. – Z bajki? W jakich bajkach dzieją się takie rzeczy? 

Voldemort jednak nie przywykł do ignorowania – Do bycia ignorowanym.

W obrębie jednego rozdziału trzy razy pada określenie podbiec do ukochanego/chłopaka. 

Wąż jednak nie słyszał, albo po postu nie słuchał jej rozpaczliwego wewnętrznego wołania. – Nagini jest w tym opowiadaniu telepatką, że może słyszeć myśli? 

Musiała patrzeć na śmierć człowieka, z którym chciałaby spędzić resztę życia. Jego krew obryzgiwała kamienne płyty podłogi i ścianę. Czarny Pan przez jakiś czas przyglądał się efektowi jego bezdusznego rozkazu – Swego rozkazu. 

Mimo że zaklęcie osłabło już na tyle, że młoda Kopljar mogła zamknąć oczy, nie próbowała już reagować. – Dlaczego zaklęcie miałoby osłabnąć? Szczególnie to rzucone przez jednego z najpotężniejszych czarodziejów świata? 

- NAGINI, ODEJDŹ! – miała ochotę zabić węża, ale przecież wiedziała, że to nie on jest winny temu co się stało – Niemniej jest narzędziem, którego brak Voldzio by odczuł (no i horkruksem, ale zakładam, że Narcize może tego nie wiedzieć), więc zabicie go byłoby zbawiennym dla ogółu, acz samobójczym pomysłem. 

- Nie zostawiaj mnie – powiedziała błagalnym tonem. – Proszę cię, nie odchodź ode mnie, proszę cię, proszę… – mówiła bezgłośnie, kładąc głowę na porozrywanej klatce piersiowej chłopaka. Zamknęła oczy, wtulając się w truchło najważniejszej osoby w jej życiu. – Truchło w tym kontekście nie brzmi najlepiej.

II 

Wygnanie wilczych krewniaków na osobny kontynent nie mogło być przecież przypadkowe. – Osobny kontynent? Inny? 

Tylko ten jeden fotel i wielki regał na książki, za którym ukryte były drzwi do lochów - jedne z wielu zresztą. – Po co ukrywać drzwi do lochu? A jeśli już chce się je ukryć, dlaczego nie zrobić tego mądrzej? Samotny regał w wielkim pustym pomieszczeniu jest bardziej niż podejrzany. 

- No wiesz... nie wyglądasz na siedemnastolatka, więc jak podejrzewam... no wiesz. Nieważne zresztą - pokręciła głową. - Jesteś w Slytherinie? - zadała kolejne pytanie, jakby go przesłuchiwała. Tak już miała, że koniecznie chciała dowiedzieć się od razu wszystkiego o danej osobie. – Moim zdaniem to raczej normalne pytanie zadane obcej osobie z tej samej szkoły. 

- Uważasz, że wszyscy Ślizgoni wyglądają tak samo? // - Nie no, nie o to… // - Nie, nie jestem Ślizgonem. Skoro tak dobrze wychodzi ci obserwowanie, a rzeczywiście miałaś sposobność, którą zresztą wykorzystałaś, żeby na mnie patrzeć, to powinnaś zauważyć, że raczej nie mogę być uczniem - przerwał jej i szybko wygłosił swój monolog, dość ozięble zresztą. Z typowym, brytyjskim akcentem, który niejednej dziewczynie nie pozwoliłby skoncentrować się na treści wypowiedzi. Narcize nie należała jednak do tej grupy. Jawny przytyk do jej wcześniejszego zachowania zmusił ją jednak do ponownego wlepienia oczu w szybę i dalszego mówienia w tym właśnie kierunku. // - Skoro nie jesteś uczniem, to kim? - spytała, sądząc, że przecież może odbywać w szkole praktyki. – Gdzie ten monolog? Nie masz chyba na myśli tych dwóch zdań wygłoszonych przez Gavina? http://sjp.pwn.pl/slownik/2568348/monolog Ponadto Narcize mieszka w Wielkiej Brytanii od lat, wszyscy mówią z brytyjskim akcentem, który to dzieli się na setki podgrup, jak posh english, cockney, brummie, cardiff, scots... 

III 

To głównie dzięki nim przyzwyczaiła się do ludzkiej krzywdy do tego stopnia, że nie robi już na niej żadnego wrażenia, chyba, że dotyczy bezpośrednio jej najbliższych. – Pamiętaj o utrzymywaniu spójnego czasu opowieści, jeśli przyzwyczaiła się (przeszły) to i nie robiło, a nie nie robi (teraźniejszy). 

Narcize od razu dostrzegła blondwłosego arystokratę, za którym nie przepadała chyba w równym stopniu, co za odzywającą się właśnie Pansy Parkinson. - Bardzo mi przykro, ale szlam, takich jak ty, nie wpuszczamy – Dlaczego Draco nazywa Narcize szlamą? Jak może nie wiedzieć, kim ona jest? Dziewczyna towarzyszyła ojcu dwa miesiące w roku od nie wiadomo ilu lat, oglądając śmierciożerców całymi dniami. I co, nigdy nie odwiedził ich Malfoy Senior, sam lub z rodziną? Mimo bycia tak wysoko w hierarchii? Nie wierzę. Zwłaszcza, że potem piszesz: za chwilę przypomniała sobie, że przecież nie raz widziała jego ojca w swoim domu, równocześnie nie wspominając ani słowem, by Voldemort nakazywał swoim podwładnym milczenie.
Należy też pamiętać, że Lucjusz w pierwszym tomie zasugerował Draco, żeby zaprzyjaźnił się z Potterem – bo to mogło być korzystne. Trudno uwierzyć, że ten sam człowiek ani słowem nie zająknął się, aby syn z szacunkiem traktował córkę jego szefa.
Blondwłosy to pleonazm. Blond sam w sobie określa, że chodzi o kolor włosów. 

cała czwórka Ślizgonów odjechała w stronę zamku, a Narcize zmuszona została iść ten kawał na piechotę, oświetlając sobie drogę jedynie nikłym światełkiem z różdżki. Gdyby była bardziej biegła w zaklęciach, pewnie Lumos pozwoliłby jej zobaczyć chociaż kilka metrów rozciągającej się przed nią ziemi - w zamian za to musiała zadowolić się ledwo widocznymi w mroku stopami. (...) Przy każdym potknięciu rozważała, już po raz kolejny w ciągu tej godziny, zamianę w Deatha i bezszelestne przebiegnięcie tej drogi w znacznie krótszym czasie i bez zbędnego męczenia się, ale i tym razem oddaliła od siebie tę pokusę. – Bo? Bo tak? Drama dla dramy? Przydałoby się jakieś wyjaśnienie jej decyzji. 

Do tego nie mogło jej umknąć wyróżniające się ubranie kobiety. Zmarszczyła brwi, przypatrując jej się jeszcze przez moment z politowaniem, ale nie miała okazji długo kontemplować tego niecodziennego, różowego zjawiska. – Owszem, piszesz fanfik i wszyscy wiedzą, że masz na myśli Umbridge, ale przydałby się lepszy opis tej postaci, bo choć zaznaczasz kursywą słowo wyróżniające się (co jest swoją drogą zbędne), nie dajesz czytelnikowi możliwości zrozumienia, czym właściwie strój się wyróżnia. 

- Narc, gdzie byłaś? - zapytała Lavender – Co to za zdrobnienie? Jak się je wymawia? Nar(k), jak Marc? 

Skoro jednak wytrzymały ze sobą już pięć lat – Jeśli to początek piątego roku, to wytrzymały ze sobą cztery lata. 

- Ma na myśli, że ministerstwo chce się upewnić, że Dubledore nie nadaje się dłużej do bycia dyrektorem - przerwała jej Lavender, o wiele pewniejszym tonem od swojej przyjaciółki, choć i ona mówiła szeptem. W jej oczach Narcize dostrzegła jednak zaciętość, jakby w stu procentach zgadzała się z rzekomą opinią Ministerstwa Magii. // - Wszystko jasne - odpowiedziała szesnastolatka z największym natężeniem ironii jakie była w stanie zawrzeć w tak cichej wypowiedzi. - A teraz może dowiem się jeszcze czemu nagle nasz poczciwy staruszek nie powinien dłużej pełnić swojej funkcji? - zapytała z maksymalnie przerysowanym, sztucznie uprzejmym uśmiechem, któremu odpowiedziało nieme oburzenie panny Brown. Wyglądała jakby jej szesnastoletnia przyjaciółka właśnie zaczęła opowiadać kawały na pogrzebie. – Narcize ma tak uroczy sposób bycia i wyciągania informacji, że dziwię się, że ktokolwiek chce z nią rozmawiać. 

biegałam po lasach graniczących z moją posiadłością, rozszarpując bezbronne zwierzęta, byle tylko zupełnie nie oszaleć – Umm, a czy rozszarpywanie bezbronnych zwierząt to nie jest całkiem solidna oznaka szaleństwa? 

Wiecie, jaką lekcję mamy za godzinę? - zapytała Narcize, siadając przy stole. - Zaklęcia z Foulke - uśmiechnęła się, a w jej głosie słychać było lekkie podekscytowanie. Nie, nie przepadała wcale za przedmiotem, bo jej umiejętności w zakresie władania różdżką nie były nadzwyczaj wybitne. Po przemyśleniu była jednak bardzo ciekawa nowego nauczyciela, którego miała okazję już poznać. – Po przemyśleniu czego?

IV 

rozglądając się prowizorycznie – Prowizoryczny to może być, nie wiem, szałas. http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2509127 

V 

Narcize miała talent do zapamiętywania szpetnych ludzi. – Wiem, że mówi się, że każdy ma jakiś talent, ale żeby taki...? 

Kiedy i tak było już za późno na cofnięcie swych słów, zaserwowała nauczycielowi jeden ze swoich sztucznych smirków – Co takiego zrobiła?! Czy to ma być angielskie wtrącenie, czy jakiś polski slang? Cokolwiek by nie było, jest zupełnie nie na miejscu. 

Równie nieoczekiwana jak zobaczenie Ślizgona w bibliotece - odparła nim zdążyła ugryźć się w język. Kiedy i tak było już za późno na cofnięcie swych słów, zaserwowała nauczycielowi jeden ze swoich sztucznych smirków i dodała szybko: // - W sensie tak ogólnie mówię, żadnego tu nie widać. - Zrobiła jakiś dziwny ruch ręką, jakby starała się wskazać nią na ławki, dla potwierdzenia słów, ale prędko musiała wrócić do podtrzymywania wieży ksiąg. - Może mają jakąś alergię, albo nie wiem, jest jakieś zaklęcie, niepozwalające na przejście przez drzwi osobom poniżej pewnego poziomu inteligencji? - Wydawała się zaciekawiona swoimi własnymi słowami, jakby rozważając, czy taka opcja jest możliwa – Co właściwie każe tej dziewczynie obrażać nauczyciela, którego trzeci raz widzi na oczy? Gdzie się podział jej instynkt samozachowawczy, który nie pozwolił jej rzucić się na Voldemorta? 

- Oj weź się, nigdy nie miałam numerologii... astronomii zresztą też, więc mam prawo tego nie wiedzieć. – Astronomia była obowiązkowa w pierwszych klasach.
Uczniowie zaczynają naukę w Hogwarcie w wieku 11 lat. Przez pierwsze dwa lata wszyscy mają obowiązek uczyć się siedmiu przedmiotów: astronomia, eliksiry, historia magii, obrona przed czarną magią, transmutacja, zaklęcia i uroki, zielarstwo
http://pl.wikipedia.org/wiki/Edukacja_w_%C5%9Bwiecie_Harry%27ego_Pottera#.C5.9Acie.C5.BCka_edukacyjna 

Nigdy nie podchodziła już bliżej innych dzieciaków, wolała towarzystwo Deathów. Zresztą niedługo po tym zdarzeniu sama stała się jednym z nich – Dlaczego Deathów zapisujesz dużą literą? To tylko nazwa gatunku, jak surykatka czy sowa. Piszesz, że Narcize deathem się stała, a nie urodziła. Jak do tego doszło? 

No po co mi mówisz, że tu nie znajdę, o co ci chodzi? // - Nic takiego nie mówiłem - odparł, teraz patrząc na nią zaniepokojony. Wiedział, że dziewczyna mocno przeżyła śmierć swojego ukochanego, ale nie spodziewał się, że tak mocno odciśnie się to na jej psychice. Zawsze miał ją za niesamowicie odporną na wszystko i zahartowaną przez życie. Widocznie każdego można złamać. - Słuchaj Narc, może przydałaby ci się jakaś pomoc, porozmawiałabyś z kimś w stylu... magicznego psychologa? // - Czego? - warknęła, bo chociaż nie wiedziała, o czym chłopak mówił, miała pewność, że sądził, iż oszalała. Podniosła się energicznie z krzesła, zbierając w pośpiechu książki. - Wiesz co? Nieważne, zapomnij, że w ogóle ci o tym powiedziałam - syknęła cicho, wściekła, że przez jakieś idiotyzmy już nawet przyjaciele będą ją mieli za szaleńca. (...) Od tamtej pory miała to poczucie, że jest grupa do której przynależy - najpierw Darkness i Soffre, później przyjaciele w Hogwarcie, a teraz? Znowu jest sama, bez kogoś, kto w stu procentach ją zrozumie. – Znów jest sama, bo kolega przejął się jej sytuacją i zasugerował profesjonalną pomoc? Chyba raczej jest to kolejny przykład dramy dla dramy.

VI 

W końcu, kiedy podświadomość wmówiła jej, że zbyt dużo wiedzy, której się nie przyswaja, a jedynie gromadzi gdzieś na półkach umysłu, może zacząć wylewać się uszami – Niezgrabnie to brzmi.

Narcize uważa Hermionę za przemądrzałą prymuskę, do tego to właśnie Hermiona wpada do dormitorium, by pomóc Narcize, gdy tę męczą dokuczliwe omamy. Dlaczego Narcize nie spyta Hermiony o Cassandrę, jeśli wstydzi się wprost prosić o pomoc? 

stała właśnie przed ciężkimi, drewnianymi drzwiami jednego z pomieszczeń w lochach. Przez myśl przeszło jej pytanie, czy każdy Ślizgon - były czy obecny - musi obowiązkowo urzędować w lochach, tak jakby od tego zależało jego życie. // Może nie potrafią się zaadaptować do egzystencji w większym skupisku mniej zniszczonych ludzi? – Co każe jej myśleć, że Ślizgoni są zniszczeni? Zniszczeni przez życie dwunastolatkowie? Przecież nawet nie wszyscy są śmierciożercami. Czy to ma być kalka językowa z damaged
- Znasz chorwacki, nieprawdaż? // Dziewczyna uniosła brwi w wyrazie zdziwienia. // - No... tak, siłą rzeczy znam, a czemu... – Jaką siłą rzeczy? Piszesz, że matka umarła przy porodzie, a po śmierci tejże dziewczynkę zabrał Voldzio. Gdzie i kiedy niby miała się nauczyć chorwackiego? Od kogo? 

Przetłumaczysz tekst jednej z ksiąg z klątwami. Ma ponad pięć wieków, więc masz się z nią obchodzić ostrożnie do granic możliwości. Uszkodź ją w jakikolwiek sposób, albo celowo napisz tam jakąś głupotę, a uwierz mi, że bardzo tego pożałujesz - dokończył ciszej, jakby martwiąc się, że ktoś może usłyszeć jego słowa. // - Dopiero przyszłam, a pan już zaczyna od gróźb, nie dałoby się jakoś uprzejmie, żeby w miłej atmosferze spędzić ten czas? - zapytała z udawanym smutkiem, a widząc minę, skrzywioną jeszcze bardziej, niż po jej przyjściu, parsknęła śmiechem. - Dobra, żartuję, nie ma problemu, będę się z nią obchodzić jak z jajkiem i przetłumaczę wszystko jak trzeba. A przynajmniej się postaram, nie używam chorwackiego na co dzień, ale myślę, że dam radę... – Lol. Znajomość języka to nie to samo, co zdolność tłumaczenia, to raz. Dwa, język używany pięć wieków temu znacząco różni się od współczesnego. Trzy, nauczyciel chyba lubi życie na krawędzi, skoro zleca tłumaczenie klątw, czyli czegoś, gdzie każde słowo i intonacja jest ważne, jakiejś niewykwalifikowanej dziołszce, która w dodatku jeszcze ani razu nie błysnęła intelektem. 

Gavin westchnął ciężko, zastanawiając się, za jakie grzechy ściągnął na siebie towarzystwo tego irytującego dziewczęcia. – Sam chciał, też nie wiem, po co.

Cała ta dyskusja jest dziwna. Jasne, nauczyciele w Hogwarcie często byli kiepskimi pedagogami, ale żeby do tego stopnia nie umieć sobie poradzić z rozwydrzoną młodzieżą? 

- Zaraz zwymiotuję - mruknęła dziewczyna, kiedy doczytała tekst do końca. - To zaklęcia czarnomagiczne? – Nauczyciel daje uczennicy do tłumaczenia czarnomagiczne zaklęcia? Na szlabanie? No chyba nie. Ta wiedza była zakazana. 

Bezsensu, co to za układ? Chciałam tylko wiedzieć czy zaklęcia, o których będę pisać są czarnomagiczne, to chyba jasne, że jestem ciekawa. – Jakim sposobem, mając na kolanach księgę z zaklęciami i twierdząc, że zna język, w którym są zapisane, nie jest w stanie sama sobie odpowiedzieć na to pytanie już po lekturze wstępu? Rozwielitka? 

- Machać różdżką potrafi każdy głupi, ja wole się skupiać na bardziej złożonych gałęziach magii, jak choćby na eliksirach, czy transmutacji – Transmutacja też wymagała machania różdżką. 

więcej osób sięgających po tą historię – TĘ historię.


Opowiadanie jest wtórne do bólu. Mamy pyskatą nastolatkę, nauczyciela, który niczym w zachowaniu i wypowiedziach nie różni się od swoich uczniów, mamy jakąś tajemnicę w tle, którą bardzo trudno się przejąć.
Nie wiem, po co dałaś bohaterce chorwackie pochodzenie, skoro nic z niego nie wynika. Potrzebne było ci, by mieć pretekst do tłumaczenia księgi? Niestety, osoba wychowywana w opisywanych przez ciebie warunkach nie miałaby szans poznania języka przodków w stopniu pozwalającym na przekładanie tekstów pisanych. Zresztą, mam problem ze zrozumieniem przeszłości twojej bohaterki. Serwujesz nam następujące strzępki informacji: 

Co do samej Narcize - po upadku Czarnego Pana pomieszkiwała u dziadków, ale później zmuszona była przenieść się do rodzinnej posiadłości w Anglii, gdzie znajdowała się pod opieką skrzatów domowych i dwóch Deathów 

Jej matka umarła przy porodzie, więc dziewczyna od początku mieszkała z ojcem. Dziadkowie chcieli, by została w Splicie i dorastała pod ich okiem, jednak to decyzja ojca miała znaczenie.

Całe dzieciństwo spędziła w wyludnionym domu, chociaż mogłaby przecież mieszkać z dziadkami. A jednak niewidzialna moc trzymała ją w tym szarym mieście, bez wsparcia i przyjaciół. Bez nikogo, prócz dwóch krwiożerczych stworzeń, z którymi wbrew wszystkiemu, wbrew prawom natury i logice, miała tyle wspólnego. – Jakim szarym mieście? Myślałam, że wokół posiadłości były jakieś lasy, można to wywnioskować z dialogu z przestraszonym małym chłopcem. 

Ona za to pamiętała Barty'ego jeszcze z wakacji, które spędziła przecież w domu. – To znaczy, że Voldzio zadekował się w jej domu jeszcze pod postacią upiornego niemowlaka?

Czyli tak: 0-2 lata mieszkała u dziadków, później wylądowała w opuszczonym domu, w wieku jedenastu (dwunastu? ona jest z września-grudnia?) lat poszła do Hogwartu, jak miała około czternastu jej tatuś wrócił do domu pod postacią… ee… gremlina.

Czy wilczyca karmiła ją mlekiem? Nie wspominasz nic o żadnych mamkach ani nianiach, a przecież niemowlę trzeba jakoś nakarmić, umyć, zaszczepić. Czy to tym zajmowały się skrzaty, o których wspominasz w streszczeniu fabuły? Wypadałoby napisać o nich kilka słów w tekście właściwym, tymczasem Narcize w ogóle nie myśli o nich, ani ich nie wspomina. Kiedy dokładnie przeniosła się do Anglii? Po kilku dniach, tygodniach, miesiącach? Skoro Narcize jest w tym samym wieku, co Harry, a Voldemort zabił rodziców chłopca, gdy tamten miał około roku, Narcize nie była w żaden sposób samodzielną jednostką. No i jakim sposobem Voldzio mógł podjąć jakiekolwiek decyzje dotyczące Narcize, skoro ledwie był wtedy w stanie funkcjonować?

Zważywszy na powyższe informacje, nie mam pojęcia, gdzie się to dziecko nauczyło mówić po chorwacku, ani jak może rozumieć chorwacki sprzed pięciu wieków. Specjalistyczny. Nie rozumiem, kto nauczył ją czytać i pisać – poznała to dopiero w Hogwarcie? Miała wykształconą skrzacią mamkę? Jeśli tak, to dlaczego o niej nie wspomina?

Jej angielski – czemu, przebywając wyłącznie z wilkami i skrzatami, nie nabrała jakichś manier językowych? Na przykład mówienie o sobie w trzeciej osobie – jeśli dobrze pamiętam z kanonu… (również we wspomnieniu z dzieciństwa normalnie się wyraża, więc to nie szkoła jej wbiła do głowy poprawny angielski).

Wreszcie, czemu ona się zachowuje jak idiotka przy Voldemorcie? Te jej odzywki mają być zabawne? Zresztą Voldzio też oberwał rykoszetem – jak bać się czarnego charakteru, któremu nawet nastolatka pyszczy...

Skąd biorą się deathy, jak powstają? W jaki sposób Narcize stała się jednym z nich?

Cała psychika Narcize jest zbyt normalna. W sumie nie wiem, czego oczekiwałabym po dziewczynie, która przez pierwsze dziewięć-jedenaście lat życia wychowywała się bez żadnego kontaktu z ludźmi. Skoro to początek piątego roku, to Hogwart miał tylko cztery lata, aby to naprawić, a wiadomo, że w Hogwarcie raczej nie troszczono się zbytnio o psychikę uczniów i wyciąganie ich z ewentualnych zaburzeń. Co prawda McGonagall powinna zauważyć, że jedna z jej podopiecznych zachowuje się jak dzikie zwierzątko, ale tekst nie nawiązuje do tego w żaden sposób, całkiem jakby dzieciństwo nie miało na Narcize żadnego wpływu.

Bohaterka najwyraźniej nie miała problemów z nawiązaniem kontaktu (z Lavender chyba przyjaźniła się od pierwszej klasy – tak zrozumiałam), więcej, ponoć przyjaciele traktowali ją jako w miarę normalną (stąd ten wybuch, że teraz sugerują jej wizytę u psychiatry, prawda?) – trudno uwierzyć, że osoba, która dotąd miała tylko raz kontakt, i to niezbyt przyjemny, z rówieśnikami, nie dorobiła się już na starcie opinii kompletnego odszczepieńca.

Poza tym, dorośli wiedzieli, że mała dziewczynka mieszka całkiem sama w głębi lasu i nikt nie zareagował? Albo odwrotnie, wiedzieli, że strzegą ją dwa krwiożercze psiska i pozwalali mimo tego bawić się własnym dzieciom w okolicy (budować zamki z piasku czy co tam było)?

Słowem, opko kompletnie olało wszystkie konsekwencje takiej młodości, które nie były cool (jak szczerzenie zębów albo ta drama, że najlepsi przyjaciele Narcize są krwiożerczymi bestiami).

Na koniec polecam twojej uwadze Kilka rad… oraz Podstawy z zakładki Necronomicon. Weź sobie do serca głównie punkty dotyczące zapisywania dialogów i zakładki bohaterowie.

Dwa.


29 komentarzy:

  1. Sztuczny smirk wygrał internety, powiadam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wrażenie, że historia sama w sobie, bez otoczki w postaci Hogwartu, mogłaby być niezwykle ciekawa, zwłaszcza gdyby autorka postanowiła skupić się na procesie socjalizacji dziewczyny wychowywanej tylko przez krwiożercze wilki. Niestety, Deadly Poison sama na siebie narzuciła kanon, którego musi się trzymać, przez co wychodzą potem takie różne kwiatki.
    (pominę milczeniem fakt, że do przetłumaczenia książki spisanej przed pięcioma wiekami, nie wystarczy jakakolwiek znajomość języka. Jestem pewna, że miałabym spory problem z przetłumaczeniem książki napisanej w języku polskim, choćby ze względu na ewolucję języka).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. lingua latina semper viva4 maja 2014 21:22

      A to niekoniecznie prawda z tym tłumaczeniem - drobny wyjątek: gdyby książka spisana została po łacinie, to żaden problem - jeśli się, oczywiście, łacinę zna. Przed pięcioma wiekami nie byłoby to niczym dziwnym, wręcz powszechnym, aby po łacinie pisać dzieła. Gdyby autorka poszła jakoś w tę stronę, to dałoby się to obronić.

      Usuń
    2. W tę stronę akurat tak, ale czy to samo dałoby się zrobić w przypadku innego języka, który na przestrzeni lat się zmieniał? Gdyby chodziło o łacinę, to by nawet pasowało (choć powstałoby pytanie, skąd bohaterka zna ten język i dlaczego nie zna go nauczyciel, skoro prosi ją o pomoc).

      Usuń
    3. Uwaga, wykład małego slawisty względem tej kniżki, co to ją bohaterka tłumaczyła:
      Czemu, ach czemu autorka blogaska dała bohaterce chorwackie pochodzenie? No i kwestia tłumaczenia tej księgi - na upartego można było przyjąć, że dziewczyna zna chorwacki - jeśli utrzymywała kontakty z dziadkami ze Splitu. Okej, tedy zna splicki chorwacki, zapewne potoczny, bo to by się trudził rozmawiać z dzieciakiem literacką chorwacczyzną, do tego dostosowaną do jakiegoś ogólnokrajowego wzoru, który wszyscy dokładnie mają w nosie... (Tutaj pomijam kwestię tego, że jeśli nie utrzymywała kontaktów z dziadkami to nie ma siły, żeby znała chorwacki, bo przecież nie zapamiętała. Chyba że jest jedynym takim płatkiem śniegu). Ale tłumaczenie książki sprzed 5 wieków... To byłaby nawet jeszcze średniowieczna chorwacczyzna, no nie? O tym, jakim to alfabetem, jaką normą i z jakimi naleciałościami mogło być napisane, już wolę nie wspominać. Specjalistyczna kniżka na tym terenie i tak najprędzej napisana byłaby po łacinie/ewentualnie po włosku albo niemiecku (nie wiem z jakiego terenu Chorwacji kniżka jest). Noale i tak, 5 wieków... obstawiam łacinę, poziom języka, nawet w magicznym świecie (gdzie zaklęcia i tak były po łacinie!), nie bardzo raczej by pozwalał specjalnie się nad czymkolwiek rozwodzić.

      Usuń
    4. lingua latina et al.5 maja 2014 00:06

      Z językami żywymi na pewno tak łatwo by nie poszło, w sumie można zrobić eksperyment - wystarczy sięgnąć po jakieś nasze, polskie, utwory z XVI wieku (wcześniej trudno idzie znaleźć literaturę w tzw. językach narodowych, łacina króluje) - ogólnie da się zrozumieć, ale przy poszczególnych słowach można mieć problemy. Na pewno zależy też od osobistego wyczucia językowego. :) No ale, ogólnie rzecz biorąc, księga z XV/XVI wieku pisana nie po łacinie to już jakiś ewenement - w użyciu alfabet łaciński (bądź cyrylica, oczywiście), który dopiero zaczęto dostosowywać do zapisu dodatkowych głosek, w łacinie nieistniejących. To też niezła przeszkoda - sporo czasu trzeba, aby odcyfrować słowa w, bądź co bądź, ograniczonej transkrypcji. Gdyby zaistniał taki wypadek i dostać by w ręce taką księgę, to już pal licho te zmiany języka przez 5 wieków - odcyfrowanie samego tekstu byłoby piekielnie problematyczne (taka bohaterka mogłaby się nawet nie zorientować, z jakim językiem ma do czynienia!).
      A nad ewentualną znajomością łaciny przez bohaterkę i brakiem tej znajomości u nauczyciela, niechaj się zastanowi autorka, jeśli chce tę sytuację uwiarygodnić. ;D

      Usuń
  3. Na ile pamiętam z wykładów o dzieciach wychowywanych przez dzikie zwierzęta (odłóżmy na bok mity, legendy, baśnie i inne takie) - nie są one w stanie później przejść procesu socjalizacji na tyle, aby funkcjonować w społeczeństwie. Co więcej, nie mają możliwości na normalne, "ludzkie" posługiwanie się aparatem mowy i - co za tym idzie - nauczenie się komunikacji w jakimkolwiek ludzkim języku, ponieważ etap, na którym zdobywamy te skille, nie został w ich wypadku należycie zagospodarowany. Postać wychowana przez zwierzęta mogłaby charczeć, warczeć i wydawać inne zwierzęce odgłosy, ewentualnie nauczyć się paru słów na zasadzie skojarzeń z konkretnymi działaniami - coś jak komendy dla czworonożnych przyjaciół.
    A poza tym, m.in. na skutek braku wykształcenia tych umiejętności socjalnych, takie jednostki umierają znacznie wcześniej.

    Tyle moja pamięć; jeśli ktoś posiada jakieś artykuły na ten temat, to mógłby wrzucić, bo temat jest szalenie ciekawy :P choć również przerażający.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam gdzieś na dysku pdfy z psychologii. Ten moment nazywał się chyba okresem krytycznym w rozwoju, po którym przyswojenie danej umiejętności, w tym przypadku posługiwania się mową, nie było już możliwe, albo przynajmniej nie tak skutecznie. I tu nawet nie trzeba koniecznie brać za przykład dzieci chowanych przez zwierzęta, pamiętam że w czytanych przeze mnie artykułach była mowa akurat o dzieciach, nad którymi się znęcano (zamykano w ciemnych pomieszczeniach i odmawianiu kontaktów z człowiekiem).
      Nawet wiki to omawia, płytko i pobieżnie, ale pokrywa się to z treścią tych artykułów: http://pl.wikipedia.org/wiki/Hipoteza_Okresu_Krytycznego

      Usuń
  4. http://www.othertees.com/ koszulka akurat dla ekipy pomackamy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajne! Dary prosimy wysylac na adres redakcji... :D

      Usuń
  5. Gram sobie w taką głupią gierkę, która polega na pielęgnowaniu jajek aż Ci się coś z nich wykluje... I dzisiaj wykluło mi się takie cuś:

    https://fbcdn-sphotos-h-a.akamaihd.net/hphotos-ak-prn1/v/t34.0-12/1908296_847447905282867_4733359747361923478_n.jpg?oh=3066cb92e54ae09f78b2b04a2dd21e04&oe=537065C0&__gda__=1399878081_32390cacb4d282d76c065da867f4b5a5

    Od razu pomyślałam o Was :D Słodkie, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję Ci bardzo, że znalazłeś/aś czas na napisanie dziwnego, pokręconego - bo inaczej tego nie ujmę, komentarza na moim blogu, który wł nic nie zmienia... Co do "wad" każdy je ma i trzeba z nimi żyć. Co do bloga.... dziwny...
    przykro mi ale SZCZEROŚĆ to akurat mój atut ;)
    pozdrawiam

    madame-lucy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Jakaś jakże alternatywna nastolatka, która myli szczerość z chamstwem i myśli, że, eee... próby pocisku zrobią wrażenie? Na przyszłość polecam czytanie ze zrozumieniem. To jest blog grupowy, wiesz? Więc jak masz z kimkolwiek jakieś prywatne sprawy, załatwiaj je sobie właśnie prywatnie.
      I bez spamu linkami.

      Usuń
    2. Wut? To jakiś nowy rodzaj spamu, czy ki diaboł?

      Usuń
    3. Ktoś z naszej załogi skomentował pannie jej prywatny blogasek i wielce inteligentnie przybyła tutaj z równie inteligentną wypowiedzią XD.

      Usuń
    4. Yyy, aha... No cóż, ostatecznie spam to spam, a że komć mało loty i umieszczony nie na tym blogu, co trzeba... Link jest? Jest. +10 do szansy na nowego czytelnika. ;)

      Usuń
    5. Ale mój komentarz nie miał wł (włącz? włącznik? coś w ten deseń?) niczego zmieniać, miał być szczery. Przecież to jest najważniejsze, prawda? ;)

      Ekipę i czytelników przepraszam za zaistniałe zamieszanie.

      Usuń
    6. Ale według tamtego komcia, to jej blog wł nic nie zmienia. :P

      Usuń
  7. Nie wiedziałam, gdzie odpisać Leleth, więc odpiszę tutaj — nie ma problemu, mi to w sumie różnicy nie robi, czy RD ocenisz ty z Gayą, czy Gaya z kimś innym, nie będę przecież robiła afery. :D
    (dobrze, że nie dałaś do spamu, bo pewnie bym nie przeczytała, nie zaglądam tam)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć! Działacie jeszcze? Wierni czytelnicy są spragnieni wiadomości. Jeśli urlop, sprawy osobiste - może jakaś notka o tym? Nie mówcie, że zawiesiłyście!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, będą nocie w tym miesiącu. Sesja była, ja np. broniłam dyplomu i się przeprowadzałam, inni (poza Gayą) też mieli egzaminy. Na głównej jest info o nowej oceniającej, raczej dość widoczny znak, że działamy, niedługo dojdzie kolejna osoba, może jeszcze i kto inny, dostałam ostatnio trochę zgłoszeń. Ocenki się piszą. Nie sądzę, żeby przerwa była na tyle długa, że potrzebuje notki.

      Usuń
    2. Ok, miło to słyszeć :)

      Usuń
    3. Ejno, ja tez sie przeprowadzalam :D Prace nad ocenka moze nie ida tak szybko jak zazwyczaj, ale niewatpliwie wciaz posuwaja sie naprzod.

      Usuń