poniedziałek, 28 kwietnia 2014

0066. taka-sobie-historia.blogspot.com

Miejscówka przyzywającego:  Taka sobie historia
Przedwieczne: Gayaruthiel&Leleth

Tekst na podstronach jest niewyjustowany.

W ramce Informacje są niepoprawne cudzysłowy.
W O blogu dwukrotnie brakuje przecinka przed ile.

ichniejsza etetyka – estetyka

O mnie

Taimi Arvoitus. Imię i nazwisko zaczerpnięte z najpiękniejszego języka świata, używanego w najświetniejszym kraju świata. – Twoje najpiękniejsze imię google translate tłumaczy jako Problemy z Sadzonkami, serio http://translate.google.com/#fi/pl/Taimi%20Arvoitus Skonsultowałam to z naszą znajomą studentką ugrofinistyki, potwierdziła, że Taimi faktycznie oznacza sadzonkę, a Arvoitus to zagadka. Jesteś więc Tajemniczą Sadzonką? Taimi to też imię jednej z bohaterek Living Story z gry Guild Wars 2, ale dodatek ten wyszedł już po tym, jak założyłaś bloga, nie sądzę więc, by była ona dla ciebie inspiracją.

dwa – trzy lata wcześniej – Dywiz, nie myślnik, i bez spacji.

Jestem dziwną fuzją umysłu humanistycznego i ścisłego – kochając książki, uwielbiając pisać i niemal bez wysiłku opanowując gramatykę, interpunkcję i ortografię uważam to wszystko za obrzydliwie nudne, interesując się za to biologią, fizyką i matmą. – Jak można uważać za nudne coś, co się kocha i uwielbia? Myślę, że sens zdania wypacza źle użyty imiesłów. Zamiast kochając, powinno być „mimo że kocham książki, gramatykę uważam za nudną”.

Książki wszelkie kocham miłością szczerą tudzież odwzajemnioną, czytając je bez przerwy i po milion razy. – Na pewno wszelkie, nawet te kiepskie i nudne?

Z dumą wstawiam „więc” na początek zdania, jestem taka buntownicza! – Wcale nie jesteś buntownicza, tylko powtarzasz szkolne regułki, nie mając świadomości zasad obowiązujących w języku polskim.

mylą mi się tę/tą, więc jak gdzieś się potknę, to wrzeszczcie głośno i długo, ażebym się nauczyła nareszcie. – Nie jest to takie trudne, wystarczy uzgadniać końcówki, np. (widzę) tĘ książkĘ , (rzucam) tĄ książkĄ.

Witamy

Witam w skromnych progach mojego blogasia, gdzie zamieszczać będę moje literackie wypociny – Powtórzenie.

Rozdział I

Mogłabyś robić większe wcięcia akapitowe, kiepsko się czyta z tak małymi. Na dodatek w niektórych miejscach ich w ogóle nie ma.

Matt z ulgą wbiegł po trzech schodkach, otwierając drzwi odrapanego sklepu monopolowego. (...) krzyknął ze złością starszy mężczyzna, wychylając się z zaplecza z butelką w ręce. Był nieogolony i śmierdział alkoholem. – Alkoholik prowadzący sklep monopolowy? Nie sądzisz, że błyskawicznie by się wykończył?

Przypominało to Mattowi zdjęcia i obrazki z podręczników w szkole, które zawsze wkładał między bajki. – Matt wkładał podręczniki między bajki?

Thomas, to, że jesteśmy w podobnej sytuacji, nie
znaczy, że staniemy się nagle najlepszymi przyjaciółkami, jasne? – Losowy enter.

Aparatura w okolicy tych obrzydliwych potworów była bezużyteczna – W pobliżu, chyba że potwory nigdy nie zmieniały swojego położenia, jak miasta czy góry.

Jej oczy wyrażały dziką nienawiść i rozpacz, oraz najgłębsze, najciemniejsze przerażenie i okrucieństwo. Zniknęło z nich całe człowieczeństwo – Jeśli nawet nienawiść i okrucieństwo to twoim zdaniem nieludzkie emocje, nie rozumiem, czemu nie miałyby nimi być rozpacz i przerażenie. Plus, zbędny przecinek przed oraz.

Czerń rozchodziła się z niego dookoła cienkimi strużkami, jakby wlać do szklanki wody kroplę atramentu. – Z trudem rozumiem, o co chodzi w tym zdaniu. Koszmarnie sformułowane.

Najdłuższe witki niemal sięgały już serca, chłopakowi wydawało się że widział, jak rosną. – Em, witki to nie to samo, co strużki.

Wstrząśnięty chłopak puścił ramiona dziewczynki (...) Chłopak bezwiednie wypełnił polecenia, patrząc beznamiętnie – Co? Ciągle opisujesz oszołomienie Matta sytuacją, czemu nagle ni stąd ni zowąd jest beznamiętny?

Patrzył, jak Hal sięga po bandaż i opatruje ranę, widział drżenie jej dłoni, krople potu i łzy, krzywo przyłożone opatrunki i smugę krwi na twarzy. Jej głos, gdy rozmawiała przez komputer. Drżał. Matt słuchał, ale nie rozumiał słów. – Głos drżał czy Matt? Jeśli Matt, to nie ma sensu powtarzać jego imienia, jeśli głos, to nie oddzielaj tego słowa kropką. Można też zrozumieć, że to głos jest do wcześniejszego zdania – co też nie ma sensu, bo znaczyłoby to, że Matt widział jej głos.

Rozdział II

Rozmowa Col i Matta w szpitalu jest odrobinę nienaturalna w odbiorze, postaci nie posługują się swobodnym językiem nastolatków.

o szaroniebieskich włosach związanych w dwa kucyki i dziwnych, jasnoniebieskich oczach... bez źrenicy – Jeśli oczy występują w liczbie mnogiej, to źrenice też powinny.

Matt nieśmiało ominął Taimi i usiadł na tapczanie (...) Zrzucił z siebie wszystkie przemoknięte ciuchy i obejrzał nowe. – Czyli wcześniej, siadając na tapczanie, pomoczył łóżko przyjaznej mu osoby? Nieładnie z jego strony, choć mogę uwierzyć, że z powodu szoku nie zastanowił się nad tym, co robi. Dziwię się jednak, że Taimi nie zareagowała.

Zastanowił się przez chwilę, skąd znała jego sytuację… – Col i Maks też znali jego sytuację, dlaczego go to nie zastanowiło?

Za dużo wielokropków. Sprawiają wrażenie, że Taimi ma astmę.

Rozdział III

Kluczył za nią między większymi i mniejszymi namiotami, potykając się o linki. Przypominało to całe miasteczko, z siateczką większych i mniejszych uliczek i zaułków. Każdy mógł się przejść główną ulicą, ale dopiero tu, w tym labiryncie podwórek i przejść widziało się prawdziwe miasto, jego duszę. I tylko nieliczni umieli się tu poruszać, zazwyczaj ci, którzy mieli coś na sumieniu. – Czyli dobrzy ludzie mieszkali wyłącznie przy głównej ulicy? Jak to się ma do informacji, że Taimi mieszka na obrzeżach obozu?

Weszli do dusznego półmroku namiotu. Gdy oczy Matta przyzwyczaiły się do ciemności, zobaczył po obu stronach ciągnące się regały z różnymi produktami. Aktualnie stali w dziale dżemów. – Wcześniej wspominałaś, że obóz ma kłopoty z zaopatrzeneim. Czyżby chodziło wyłącznie o zaopatrzenie medyczne?

Taimi nadużywa słowa widzisz, czy to celowe?

Uśmiechnęła się lekko. Szli przez chwilę w milczeniu, wąską ścieżką pomiędzy namiotami. – Czy świadczy to o tym, że mieli coś na sumieniu, odnosząc się do poprzedniego cytatu?

miałeś kontakt z silną, pobudzoną klątwą. Na szczęście nie ty byłeś adresem, ale mimo wszystko zareagowała – Adresatem.

Przez małe okienko wpadał jasny blask Księżyca – Zbędna duża litera. W następnym rozdziale dużą literą piszesz też o słońcu.

Rozdział IV

To jakieś owoce, liście, czy co? // – Różnie. – Taimi rozłożyła na ziemi sweter Matta i sięgnęła do zawieszonego na biodrze mieszka. Chłopak z zaciekawieniem patrzył, jak wyciąga stamtąd kolejne rośliny. – Ile roślin mogło się zmieścić w jednym małym mieszku? Jasne, można ich upchnąć na siłę więcej, ale wtedy liście się połamią a jagody zgniotą, przez co wszystko się wymiesza i będzie nie do użytku.

Potrzebują cię w obozie. – Rzucił jej znaczące spojrzenie. – Wraca patrol Mai. Odnaleźli ich. // Taimi wyglądała na przerażoną. // – Nic konkretnego nie wiemy. Wdali się gdzieś w walkę, zdziesiątkowali ich. – Uprzedził jej pytania Sebastian. – Większość zginęła, reszta jest ciężko ranna. Nie wiemy, kto. – Czy ten mały mieszek ziół wystarczy, by zaspokoić potrzeby wszystkich ciężko rannych pacjentów?

Sebastian gnał przed siebie, zgrabnie omijając drzewa. Przebiegł przez sporą polanę, rozpędzając się do maksymalnej prędkości. Siedząca z tyłu Taimi schyliła głowę, gdy lodowaty wiatr zaczął sprawiać jej ostry ból. – Skąd wziął się lodowaty wiatr, skoro przed chwilą opisywałaś słońce rozgrzewające ziemię? Dlaczego sprawia on ból Taimi, skoro do tej pory opisywałaś ją jako odporną na temperatury?

Wiedziała, co będzie teraz, znała tę drogę. Sebastian był zbyt ciężki, by przebiec po cieniutkiej kładce przerzuconej nad przepaścią, będzie więc musiał… przeskoczyć. – Przepaść? Dlaczego wcześniej, gdy para szła do lasu albo oglądała mapę, nie było o niej wzmianki? No i dlaczego Sebastian nie zatrzyma się przy kładce, żeby pasażerowie mogli przejść, podczas gdy on sam przeskoczy wąwóz bez obciążenia?

Taimi wiedziała, że dla Sebastiana w tej sytuacji nic nie zrobi, prawdopodobnie miał obrażenia wewnętrzne. – A czy jedno z ziół, które miała przy sobie, nie miało działania przeciwbólowego?

– Nie umrę – szepnął, spluwając krwią. – Chyba sobie żartujesz, mała. // Ta krew… To był ostateczny dowód. – Dlaczego? Może chłopak po prostu przygryzł sobie język.

Dam ci teraz coś silnie przeciwbólowego, ale pamiętaj, że nie wolno ci się ruszać. – Czyli jednak mogła coś dla niego zrobić. Dlaczego uznała, że Matt z potencjalnie złamaną nogą jest ważniejszy?

Rozdział V

Zdarzały się czasem takie dni, że nikomu nie chciało się rozmawiać, każdy wolał skupić się na własnej pracy. Gdyby tylko Andie miała jakąś pracę…Nienawidziła się nudzić, marnować czasu, nic nie robić. – Dopiero co opisałaś, że znaleziono jakiś oddział odmieńców w okropnym stanie, jakim sposobem ktokolwiek w dowództwie się nudzi zamiast aktywnie im pomagać? Ucięło ci też spację po wielokropku.

Jest silniejsza niż wygląda. Ale nie wiem, czy naprawdę wyszła bez szwanku z tego… wypadku. // – Wyglądała zdrowo… // – Tak, trzy minuty po fakcie. Jak się nie znasz, to się nie wypowiadaj – ostro przerwał chłopak. // Matt zamilkł. // – Tak czy inaczej – zaczął powoli – to nie ja spowodowałem wypadek, więc mógłbyś… // – Oj, zamknij się. Mały chłopiec odwiedził świat magii i ten okazał się nie tak cudowny, jak mu się wydawało – zakpił Sebastian. – Pora się przyzwyczajać, mały. Tu co chwila ktoś ginie. – Czy oznacza to, że każdy ginący odchodzi z powodu własnej, bolesnej głupoty? Seba, mówiąc to, leży połamany na skutek własnych durnych decyzji, a nie z powodu działań wroga. Obóz pretendentów do nagrody Darwina?

Matt nic nie odpowiedział. Siedział niemal bez ruchu, patrząc na kołyszące się drzewa. To nie ma sensu, myślał. Po to znalazłem… przyjaciół, żeby teraz, od razu, ich stracić? – Przyjaciół? Czy to nie za duże słowo na określenie ludzi, którzy byli dla niego mili, ale których zna tylko jedną dobę?

otrzymaliśmy meldunek o powrocie od pewnego patrolu, który zaginął blisko rok temu. W tym patrolu był ktoś bardzo dla Andie ważny, a problem mamy o tyle, że nie wiemy, czy żyje. Patrol został zdziesiątkowany podczas jakiejś potyczki, nie wiemy z kim, nie wiemy kiedy, nie wiemy czemu dopiero teraz wracają… Właściwie nic nie wiemy. A Taimi, jako przyjaciółka Andie, mogłaby się przydać, by delikatnie… przygotować ją na tę wiadomość. Dziewczyny lubią urządzać histerię – powiedział z kpiną w głosie – a histeria Andie byłaby nam… bardzo nie na rękę. – I po to była cała ta gonitwa, która o mało nie zabiła trojga ludzi? Interesujące priorytety.

Czy to naprawdę oni. Podejrzewam, że konieczność zabicia dawnego przyjaciela, czy chociaż patrzenie na to, mogłaby trochę zmartwić Andie. – A Andie nie może w tym czasie wyjść do pokoju/namiotu obok, bo…?

Rozdział VI

Miał w sumie dużo do przemyślenia. – W sumie zbędne.

Andie stała kilka łóżek dalej, z rękami założonymi na piersi. Jej piaskowa koszula była wymięta, oczy podkrążone, a krótkie rude włosy potargane. Wyglądała, jakby nie spała od kilku dni. Usta miała zaciśnięte. (...) Młodszy brat. Bardzo ważna osoba. I Andie tak po prostu to zignorowała? – W jaki sposób opis wymęczonej zmartwieniem osoby świadczy o ignorowaniu problemu?

Nic jej to nie obeszło! Weszła, dokonała inspekcji i wyszła! Nawet nie została z przyjaciółką, która narażała dla niej życie i z bratem! // – Nie osądzaj jej tak pochopnie. Jest odpowiedzialna za cały obóz. Poza tym, naprawdę cierpi. // Matt pożałował swojego wybuchu. Było do przewidzenia, że Maks nie zrozumie, o co mu chodzi. Zresztą, on też nie do końca rozumiał żyjących tu ludzi. Pokiwał więc tylko głową. // – Chcę żebyś zrozumiał. Andie jest bardzo obowiązkowa, dla niej na pierwszym miejscu zawsze jest praca. Ale też w głębi duszy obwinia się o to, co się wydarzyło. Musi teraz podejmować bardzo trudne decyzje – Jeśli Andie jest odpowiedzialna za cały obóz i wszyscy wiedzą, że swoje obowiązki traktuje poważnie, skąd te wcześniejsze lęki Sebastiana o kobiece histerie? 


Jak na zwykłą osobę błędy są, powiedziałabym, w przeciętnej. Jak na grammar nazi i kogoś, kto twierdzi, że „bez wysiłku opanowuje gramatykę, interpunkcję i ortografię” – jest ich mnóstwo.
Wszystkie poniższe przykłady pochodzą z pierwszego i drugiego rozdziału.

Co się rzuca w oczy, to twój potworny problem z podmiotami. W ogóle nie dopasowujesz ich do aktualnych orzeczeń.

Przyspieszył kroku – Ten wiatr? Ostatnio to on był podmiotem.
Poleciał na ziemię, a ból w czaszce znowu się odezwał. Stała nad nim nastoletnia dziewczyna – Nad tym bólem?
Sięgnęła po stojący obok kubek z zimną kawą. Była obrzydliwa. Żeby zająć czymś myśli, spojrzała na komputer. – Ta kawa spojrzała?
kiedy poczuł, jak wrzuca go na swój grzbiet i gwałtownie rusza – Kto kogo wrzuca? Matt zwierzę, zwierzę Matta?
co mu ojciec zrobi, gdy wróci bez tej reszty Po pierwsze składnia jest niepotrzebnie przestawna, po drugie niejasne, kto wróci bez reszty, ojciec czy chłopak.
Wsunął je na stopy i odsunął płachtę brązowego materiału, oddzielającą go od reszty namiotu. Zobaczył coś w rodzaju korytarza, z ciągnącymi się po obu stronach takimi samymi płachtami. Był zastawiony jakimś sprzętem medycznym, stojakami i urządzeniami. Niektóre pikały równomiernie i wyświetlały jakieś wykresy. Ruszył w lewo, zaglądając do poszczególnych „pomieszczeń”. – W ogóle nie zwracasz tu uwagi, co odnosi się do Matta, a co do korytarza.
Biel. Zapach... znany, tak dobrze znany. Wręcz za dobrze. Otworzył oczy. –Ten zapach?
– Już wszystko u ciebie w porządku, prawda? – Głos Maksa przepojony był szczerą troską. Emanował spokojem, tak że nie dało się mu nie ufać. – No, spójrz na mnie. Wszystko okej? // – Tak, jasne... – powiedział powoli – A to wygląda, jakby Maks rozmawiał sam ze sobą.

Druga sprawa, powtórzenia.

O niezwykłych, nieistniejących potworach. Przerażony, zorientował się, że nie ma jak uciec z tej pułapki, w której zamknął go potwór.
Czarna substancja jakby zagotowała się pod skórą, wydobywając się przez nacięcie. Twarz dziecka wykrzywiła się w upiornym paroksyzmie, usta się otworzyły i wydobył się z nich przeraźliwy wrzask.
Jednocześnie jakby minął mu strach, towarzyszący mu do tej chwili bez przerwy.
Stworzenie niosło go przez jakiś las, wyglądający chyba na bardzo stary i raczej dziki. Matt nigdy nie był w żadnym lesie, znał je tylko z książek i filmów, ale ten chyba zasługiwał na miano puszczy.

Trzecia, błędy interpunkcyjne na poziomie podstawówki – i średnio rozumiem, dlaczego je robisz, bo w innych analogicznych miejscach piszesz zgodnie z regułą.

czym to monstrum jest, bez przecinka ani gdzie go zabiera
Nie wiedział, jak długo
Nie wiem, gdzie jestem
grube, zwalone pnie, bez przecinka oraz wąskie strumyczki z przejrzystą wodą
Był w czymś w rodzaju jaskini, bez przecinka (Necronomicon, punkt 28) czy też jamy w ziemi.
nie wiem, skąd się tu wzięła
Gadaj, czego chcesz
mogę ci powiedzieć, gdzie jesteś
O tym, co się dzieje.
Powiem ci wszystko, co wiem

Czwarta, literówki i inne babole do wyeliminowania przy uważniejszym czytaniu.
doskoczyło do niego do niego
Wyglądał jakby miała jakiś atak – wyglądała, przecinek przed jakby
stając na dziewczyną – nad

Pięć, nagłe zaćmienia odnośnie zapisu dialogów:

– O, cześć. Ty jesteś ten z misji, nie? Od Hal. – Ppatrzyła na niego pytająco.
– Doktorku, u tej małej coś nie gra. bez kropki – mówiło nerwowo, dysząc.
– No dobra, co chcesz wiedzieć? – sSpytała nagle po chwili milczenia.
– Dobra, okej. bez kropki – powiedział zdenerwowany Matt

Inne głupotki:

Na głowę narzucił sobie kaptur szarej bluzy – Wiadomo, że sobie. Unikaj zaimków tam, gdzie nie są one niezbędne.
Przenikliwy wiatr wywoływał gęsią skórkę na jego, nawet osłoniętych, ramionach. – Nie kładziesz nacisku na to, że dziwem były osłonięte ramiona, tylko na to, jak przenikliwy był wiatr, więc przenikliwy wiatr wywoływał gęsią skórkę nawet na jego osłoniętych ramionach.
Zignorował to, wybiegając niemal przed sklep. – Niemal przed sklep, a w rzeczywistości gdzie? Niemal wybiegając, obecny szyk jest niejednoznaczny.
... Dlaczego masz takie włosy? – Po wielokropku nie robi się odstępu. 


Zazwyczaj opowiadania rozwijają się z czasem i zyskują na wartości, u ciebie jednak jest na odwrót. Widzę syndrom, który na własny użytek nazywam moffaceniem fabuły – świetnie radzisz sobie z krótkimi formami, czego najlepszym przykładem jest bardzo przyzwoity rozdział pierwszy. Kiedy jednak trzeba utrzymywać logikę wydarzeń przez dłuższy czas, zaczynasz się potykać o własne sznurowadła. Część problemów pewnie jeszcze wyjaśnisz nam w fabule, ale to, co dzieje się do tej pory, wprawia mnie w głębokie zdumienie.

Zupełnie nie rozumiem sceny z wąwozem. Przyszła wiadomość o powrocie patrolu zaginionego rok temu, patrolu, który może wraca opętany – w jaki sposób Sebastian poznał tę wiadomość szybciej niż dowództwo? Dlaczego łagodne przekazanie Andie wiadomości o powrocie jej brata jest tak ważne, że Sebastian ryzykuje życie swoje i swoich pasażerów? Przecież w żadnym razie nie jest to kwestia życia i śmierci. Dlaczego uważa, że tylko Taimi może podjąć się zadania przekazania smutnych wieści, czy nie może jej zastąpić ktoś inny z dowództwa? To wszystko jest tym dziwniejsze, że opisujesz Andie jako obowiązkową, skupioną na zadaniach osobę, Matt jej wręcz zarzuca nieludzkie zdystansowanie. Potęguje to wrażenie, że cała ta wariacka akcja była zbędna i służyła tylko budowaniu dramy dla dramy. Dziwią mnie też słowa Sebastiana, który mówi o tym, że bez przerwy ktoś ląduje w szpitalu – czy wszyscy trafiają tam przez własną głupotę? Jeśli tak, to dziwię się, że ten obóz jeszcze stoi.

Gdzie są dorośli? Dlaczego w obozie jest tak dużo dzieciaków, nad którymi nikt nie panuje? Jeśli wszyscy giną młodo, kiedy znajdują czas, by się rozmnożyć? Czy wszyscy są niestabilni emocjonalnie, czy tylko wilkołaki? Jakim sposobem ta rasa przetrwała, jeśli ryzykują życie swoje i innych dla byle głupoty (scena z jeziorem, scena z wąwozem)? Najpierw piszesz, że obóz ma kłopoty z zaopatrzeniem, by potem opisać wielki namiot pełen słoików na półkach, przypominający wręcz osiedlową Żabkę. Skąd biorą się te słoiki? Czy ktoś robi przetwory w innym namiocie? Z czego? Pola namiotowego nie otaczają żadne uprawy, słowem nie wspominasz o żadnym sadzie czy choćby zorganizowanych wyprawach zbierackich do lasu po żywność, nie wiadomo, by ktoś polował (a nawet jeśli, akurat świeże mięso nie wchodziło w skład asortymentu sklepu). Taimi wspomina o zapłacie, ale jaką właściwie walutą posługują się mieszkańcy obozu i dlaczego nie przejdą na wymianę barterową? Albo zależność komunalną wręcz, w której każdy coś robi dla społeczności bez zapłaty. Gdzie właściwie dzieje się akcja? W jakimś magicznym świecie równoległym, czy też w odległych terenach naszej swojskiej Ziemi?

Jak długo ten obóz istnieje? Dlaczego antagoniści nie przypuszczą na niego ataku? Dlaczego są w stanie wytropić pojedyncze oddziały odmieńców, ale nie potrafią ustalić położenia tak dużego skupiska? Obozowisko nie ma żadnych zabezpieczeń, zamieszkują je głównie osoby chore i niezdolne do walki – zrównanie go z ziemią byłoby dziecinnie proste.
Łatwo mi przy tym wszystkim uwierzyć w obóz pełen dzieciaków, które nie wiedzą, co począć, i ciągle pakują się w kłopoty, ale do tej wizji nie pasuje ten idealnie zaopatrzony sklep i dowództwo składające się z dorosłych osób.

Po przeczytaniu pierwszego rozdziału miałam nadzieję, że będę mogła ci wystawić cztery, niestety to, co pojawiło się później, obniża ocenę do słabego trzy.

13 komentarzy:

  1. Ja żądam gównoburzy! Tu i teraz! xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy dużo wspólnego.

      Usuń
    2. Dobra XD. Ale ja nie zaczynam!

      Usuń
    3. Ehe, najpierw chcą, a później "ja pukam, ale ty mówisz!" :P.

      Usuń
    4. Jak się zrzucicie dla mnie na kanapkę w Subwayu, to zrobię Wam tu taką gównoburzę, że w internetowych aptekach zabraknie maści na ból dupy.

      Usuń
    5. Przykro mi, Deneve, ale jestem biedna :C.

      Usuń
  2. Leleth, zostawiłam dwa komentarze w zakładce Necromon w Podstawach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdążyłam odpisać. Nie ma potrzeby mnie o tym informować, widzę wszystkie nowe komentarze.

      Usuń
    2. Przepraszam w takim razie. I dziękuję za odpowiedzi.

      Usuń
    3. Nie ma za co w obu przypadkach.

      Usuń
  3. Hej, przede wszystkim – bardzo dziękuję za ocenę :) Przeczytałam ją, niestety póki co dosyć pobieżnie, ale po prostu nie mam w tym momencie głowy do opeńka publikowanego w internecie. Przeczytam ją dokładnie i odniosę się do wszystkiego, obiecuję, tylko nie teraz – pewnie dopiero za tydzień – dwa będę miała na to czas. Piszę teraz ten komentarz głównie po to, byście nie pomyślały, że ocenę i waszą pracę olewam – bo tak nie jest, trafiłyście po prostu w beznadziejny moment. Pozdrawiam, i bardzo dziękuję za poświęcony czas :)

    OdpowiedzUsuń