sobota, 22 lutego 2014

0059. legenda-sennarille.blogspot.com

Miejscówka przyzywającego: Legenda Sennarille
Przedwieczne: Gaya, Leleth, Lawinia 

Ponieważ blogger odmawia przemielenia 170 stron w docsie, ocenę znajdziecie tu. Prosimy o cierpliwość przy ładowaniu pliku.

72 komentarze:

  1. Lol, Czijo się zachwycała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co? Czijo jest wyrocznią Internetów? Jak ona się zachwycała, to każdy musi? Hę?

      Usuń
    2. To raczej był pocisk na Czijo xD

      Usuń
    3. Oh. W takim razie pardĄ. Resztki mojego musku nie działają dziś za dobrze...

      Usuń
    4. Miło by jednak było się powstrzymać od pocisków na kogokolwiek ;).

      Usuń
    5. 3/5 to nadal wysoka nota, więc nie rozumiem tej złośliwości.

      Usuń
    6. Prawie najwyższa nota i 9 stron vs 3/5 i 170 stron błędów?

      Usuń
    7. Gdzie jest powiedziane, że na tych stronach wypisywałyśmy tylko błędy? oO Poza tym dużo objętości nabijają cytaty i entery.

      Usuń
    8. Zwróć jeszcze, Anonimku, uwagę na to, że legenda ma ponad trzysta stron w Wordzie, więc siłą rzeczy jest o wiele więcej materiału wyjściowego, niż w opciu o pięciu rozdziałach :)

      Usuń
    9. Taż nie o to chodzi, Gaya, nie porównuje się tu do ocenek innych opek, tylko do innej oceny tego samego. ;P

      Usuń
  2. Mój boru. Nie wiem, kiedy zostawię tu komentarz, ale to nastąpi. Obiecuję. Prędzej czy później. I będzie to piękny komentarz, długi i... fokle. Choćby i za miesiąc (czytam, komentuję i równolegle ogarniam tekst, to jest dopiero bycie człowiekiem-orkiestrą).
    Ale już teraz podziękuję za poświęcony mi czas, za tyle zaangażowania oraz wytrzymałości, szczerze podziwiam i chylę czoła. Medal powinnyście dostać wy, zaręczam.
    A teraz wracam do bluzgania pod nosem pod własnym adresem, proszę o wybaczenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro ty cierpliwie czekałaś na ocenę, to ja mogę cierpliwie poczekać na komentarz :D

      Usuń
    2. Nearyh, jedyną... huh, wadą oceniania Legendy był dla mnie... no cóż, jej rozmiar (wiem, wszyscy Ci to mówią, współczuję :D). Zaczęłam sporo po Gayi, bo ledwie 12 dni temu skończyłam sesję i w końcowej fazie oceny czytałam to opowiadanie na przemian z bezproduktywnym gapieniem się w komputer niemal od rana do wieczora, bo chciałam się wyrobić przed jej wyjazdem (a tak tęsknie kusiły mnie nowo kupione książki Scotta Lyncha i własne opko ;)). Generalnie uważam to za pouczające doświadczenie, na Twój blog raczej będę zaglądać (chyba że planujesz niebawem usunąć tekst z sieci, tak jak gdzieś pisałaś) i trzymam kciuki za dopracowanie go.
      Nie bój się nas zjechać, jeśli gdzieś przesadziłyśmy albo czegoś nie zrozumiałyśmy - jak jest napisane w ocenie, część uwag to po prostu niejasności (ja przyznaję, mogłam się zacząć gubić w szczegółach i chronologii po tylu stronach), więc nie ma powodu, żebyś wszystkie tak bardzo przeżywała ;).

      Usuń
    3. Przed wyjazdem Gayi, oczywiście, jakaś masakryczna ilość podmiotów mi się zrobiła.

      Usuń
    4. Ja zawsze wszystko przeżywam, to jest aż przykre. Aż mnie samej jest mi siebie żal... czy coś xD

      TAK, czekałam, aż to usłyszę! Wiem, rozmiar jest straszny. Odumiałam się pisania małych tekstów, jestem profanacją opkową, czy cuś. Ale w sumie dobrze mi z tym, bo jak już przynajmniej ktoś czyta, to uważnie, od razu krytykuje xD
      Podziwiam za poświęcenie. Łyknięcie tego w tak krótkim czasie... jejku, gdzieś miałam ziemniaka na robienie orderów. Znaczy, ziemniaki na ordery, jeżu, czemu nie umiem się wysławiać.
      Nie usunąć, zablokować dostęp i udostępnić Wybrańcom (to nie przerost formy nad treścią - przynajmniej mam taką nadzieję, hah - tylko potrzeba bycia nadal krytykowaną, podczas gdy potrzebuję, żeby tekst wyparował z sieci. A lubię mojego blogaska i szablonik od Denka, więc kto bogatemu zabroni). W razie zainteresowania, możesz być bez problemu wpisana na listę i sobie podczytywać, nie stawiam żadnych komciowych warunków i tak dalej. Po prostu potrzebuję ograniczyć dostęp, no. W tylu słowach wyjaśniałam taką prosta rzecz, matuchno kochana O_o
      Nie no, jechać po nikim nie będę. Siłą rzeczy nie ze wszystkim się zgodzę i tak dalej, ale w wielu przypadkach po prostu dorwałyście się do momentów, które czułam, że są słabe, ale po czterech latach grzebania w nich poczułam się jak ze związanymi rękoma. Mam nadzieję, że lektura oceny trochę pchnie moje synapsy do działania, bo ja chcę, żeby to było strawne.
      I, cholera, będzie. Choćbym sczezła!

      Usuń
    5. Hah, ja też jakoś ostatnio miękkie serce mam, nie lubię bardzo krytycznych ocenek pisać, bo się boję, jak autor zareaguje (chyba że coś ewidentnie szkodliwe i powalające głupotą, jak, nie wiem, Milenko-Marlenka z analiz Nakwy - ale chyba coś takiego nam się nie trafiło póki co - to mi trochę skrupuły znikają).

      Też zawsze mówiłam, że prędzej napiszę powieść niż opowiadanie :D. Jakoś nie do końca się umiem skupić na takiej formie.

      Bo ja wiem, czy dla mnie to tak szybko? :) To chodzi głównie o formę. Umiem przeczytać nawet kilkaset stron dziennie, ale raczej w wersji papierowej. (Albo przeczytać i nic z nich nie rozumieć/nie pamiętać, jak przed niektórymi egzaminami :D) No i - nie tak analitycznie i na bieżąco zastanawiając się nad komentarzem.

      No, sama nie wiem. Znaczy, w sumie też mi paru obserwatorów przybyło, jak już praktycznie miałam skończone opko rozmiarów powieści (chociaż nie wiem, czy czytają, czy to tak pro forma), ale chyba ludziom się nawet nie chce zaczynać, jak widzą coś takich rozmiarów. Ale wierzę na słowo, że uważnie, ja osobiście się w takich ilościach tekstu trochę gubię, jeszcze za pierwszym razem, jak - no, to w przypadku tych wciągających głównie - chcę łyknąć jak najszybciej, żeby wiedzieć, o co chodzi i jak się skończy.

      Rozumiem, miewam podobnie. Z tym, że ja często nawet nie czuję, tylko po prostu widzę i wiem, że coś jest do rozbudowania (bo ufam Gayi, że jakichś potwornie urągających logice rzeczy jako moja beta nie przepuszcza) czy poprawek, ale po prostu nie mam pomysłu/nie chce mi się po pewnym czasie spędzonym nad tekstem (mam nadzieję, że to nie brzmi strasznie ałtoreczkowo, ewidentnych bubli nie puszczam xD z drugiej strony, nie chcę też strasznie poważnie podchodzić do swoich tekstów, bo to dla mnie zabawa, lubię je pisać i mam nadzieję, że się w nich nigdy ślepo nie zakocham). Odłożenie trochę pomaga, czyjaś opinia i pomysły na pewno też.

      Usuń
    6. Milenki i Marlenki były złe na zbyt wielu poziomach, żeby coś takiego zgłosiło się do oceny. Chyba. Mam nadzieję. Albo znowu zaklinam rzeczywistość :c

      No, to właśnie miałam na myśli. Generalnie moje skróty myślowe są czasami straszliwe, co zresztą widać w Legendzie. Wiem, że muszę wytłumaczyć, ale wytłumaczę głupim ochłapem, bo robię skrót myślowy, i wydaje mi się, że jestem fajna. Nie jestem xD

      Dobra, trochę gloryfikowałam ilość tych czytelników, bo jest ich aż trzech, czwarty próbuje nadrobić. Czy tam piąty. Na palcach obu rąk policzę, generalnie. Za to zawsze mogę liczyć na konstruktywny, fajny komentarz z wyłapaniem chociażby technicznych błędów. To krzepiące, no.
      A że im się nie chce, to wiem. Mnie też by się nie chciało xD

      Też właśnie nie podchodzę mega poważnie, raczej to... ambicja. Żeby pisać dobrze, tak po prostu. Na razie nie zakochałam się w żadnym tekście, chwała niebiosom, mam raczej trzeźwe podejście i próbuję nad sobą pracować. Może jak Denko ładnie poproszę, to wróci do sprawdzania mi tych tekstów, bo jak wiedzy brak, to się nie urodzi nawet po najdłuższym leżakowaniu - jak właśnie wiedza historyczna w moim przypadku. Nie uzupełnię wszystkich luk, jednocześnie próbując nie dać się wywalić ze studiów xD

      Usuń
    7. Nie wiem, zgłaszają się blogi ze zdjęciami ubrań w treści :D.

      To nie był przytyk do Ciebie, tak na wszelki wypadek uprzedzam, a propos tego zakochania ;).
      A wiesz, sama piszę opko historyczne (chociaż chyba o łatwiejszym, bo znacznie bliższym nam okresie) i... no, to zależy. Czasem pierdoły do riserczu zajmują potwornie dużo czasu, czasem da się znaleźć w chwilę, ale generalnie osobiście bym nie określiła tego jako bardzo kłopotliwe, dużo ciekawych rzeczy się dowiedziałam. Może mam mniej wymagające studia (albo opko ;)) :D
      U Ciebie to nie są jakieś bardzo skomplikowane rzeczy w dużej ilości przypadków, da się podejść na logikę, nawet bez wiedzy (jak te książki nieszczęsne będą pisane ręcznie, to nie będą dostępne powszechnie, że znów wypomnę). To znaczy zdaję sobie sprawę, że na pewno też byś musiała jakieś pierdoły guglać, ale generalnie świat fantasy daje ci ten luz, że nie musisz mieć zawsze (jasne, to zależy) super wiedzy o naszych epokach - tylko podstawową + przemyślaną logicznie kreację swojego świata. Chyba że to drugie jest dla niektórych trudniejsze, nie wiem ;) - ja zresztą podziwiam ludzi, którzy są w stanie wykreować szczegółowo swój świat, mnie by się chyba nie chciało po prostu.

      Usuń
    8. Oj. To... hm. To może po prostu Mackalnia stopniowo ewoluuje? I niedługo dotrą do niej te Marlenki i Milenki? To by było przykre.

      Och, z jednej strony wiem, z drugiej bardziej ufam źródłom innym niż internetowe. A mój największy ból polega na tym, że cały mój dom jest w książkach, ale panuje w nich taki bałagan, że zanim znalazłabym odpowiednią, to bym sczezła. Ufam na przykład Denku i zwykle zapamiętuję informacje, które mi dziewczę podaje. Może się zaprzyjaźnię z ludźmi z historii i wdam się w zawiłe dyskusje, tak się najszybciej i najchętniej uczę xD
      Wiem, wiem. I potrafię wykreować szczegółowo, i to nawet ma ręce i nogi (przynajmniej na razie), ale problem polega na tym, że nie mówię teraz o Legendzie. Świat stworzyłam w bardzo podstawowej wersji i teraz za to pokutuję. No, ale uczymy się na własnych błędach, po prostu muszę dopisać dodatkowe akapity xD

      Usuń
    9. Chyba na każdej ocenialni się zdarzają najróżniejsze opka, nie jesteśmy jacyś elitarni, oceniałam już dwa blogi o 1D choćby :D.

      O rany, jakbym miała szukać na ślepo w książkach, to bym sobie pewnie dawno dała spokój (albo poszła w ślady ałtorKasi ;P). Internet jest chyba trochę demonizowany, po prostu trzeba wiedzieć, gdzie szukać - no, ale wiarygodność źródeł też wymaga riserczu ;). Ja raczej wobec ludzi jestem nieufna. Ale rzeczywiście, często najciekawsze informacje przyswaja się mimochodem.
      A może jakieś dobre powieści historyczne albo fantasy w podobnym klimacie? Zawsze się jakieś szczegóły złapie, chyba że na czytanie tez nie masz czasu ;).

      Usuń
    10. Czemu tu się kijem tyka moje imię, co?! (no dobra, nie imię, lecz nick, mniejsza o większość)
      Kiszko, jak się chcesz przyjaźnić ze studentami, to znajdź sobie ziomów z archeo, bo oni prędzej powiedzą Ci, czego w danej epoce się używało, jak wyglądały budowle itp. - historycy mają wiedzę o tym, co się działo, w którym roku, mogą poopowiadać dużo o wojnach, paktach itp., za to o przedmiotach codziennego użytku zwykle (choć nie zawsze!) mają wiedzę znikomą ;)

      Usuń
    11. Bo jesteś moją betą? A przynajmniej byłaś, chyba że zrezygnowałaś i o tym nie wiem xD

      Nie no, generalnie muszę ruszyć swoją grupą leniwą dupę i spróbować przestać się bać przeglądarki. Nie wiem dlaczego, ale robi mi się słabo na widok tylu wyników, które wypluwa, w dodatku w każdym coś innego. Mam dziwne fobie, tak sobie stwierdzam, pacząc, co piszę.
      Mam czas, mam, wyszarpuję go zawzięcie. Pytanie brzmi, czy czytam na tyle górnolotne pozycje, by podciągnąć je pod edukacyjne. Bo czytanie naukowej literatury mnie, nie ukrywam, męczy.
      Dobrze, Denko, przyswoiłam ^^

      Usuń
    12. Nie, chodziło mi o powieścidła historyczne. Nawet coś w stylu Dumasa ;P. To znaczy teraz zdałam sobie sprawę, że oceniam po sobie, bo zawsze po przeczytaniu takich książek z ciekawości guglałam i korygowałam ewentualną fantazję autora. Ale myślę, że przyzwoite powieści całkiem niezły obraz dają.

      Usuń
  3. Uwaga. Rezerwuję sobie miejsce na kilometrowe, pocięte komcie. Przeczytałam, skomciałam, wklejam. Pół nocy nie spałam, bo mózg pracował, to było straszne. Chwilę temu skończyłam, jestem z siebie dumna!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przytargałam na wszelki wypadek wiadro popiołu, bo coś czuję, że będę musiała hojnie nim łeb sypać w czasie lektury.

    Z góry także przepraszam za wszelkie dygresje oraz zupełnie niepotrzebne wstawki, ale tak już mam, że jestem gadułą i lubię się dzielić swoimi wrażeniami albo takimi różnymi. I namiętnie rzucam suchary. Lojalnie ostrzegam.

    Skupię się też na ocenie samej treści, te babolki w podstronie o mnie, oczywiście, poprawię, ale priorytet stanowi dla mnie Legenda, no. Ok, to zapinam pasy, zaraz zobaczę, do czego zmusiłam biednych ludzi.

    …ale zafascynował mnie zarzut we Wstępie (czy raczej maźniętej naprędce notce, żeby mieć co wstawiać na katalożkach). Arryk miał na nazwisko Exiles, a nie Wygnaniec, zatem ród był… Exilesów. Czy coś. Mózg mi się na dzień dobry zlasował.

    O kurde, Eiden jest daleki od takich zapędów. Znaczy, w sensie, no na pewno to nie miało być takie, jak zostało odebrane. Wczytam się raz jeszcze, bo aż mnie dreszcz po plecach przeszedł, że podobne treści się znajdują w tym kawałku.
    Co do uśmiechu (przepraszam za skakanie tematami, ale mój mózg nie pracuje normalnie i jednocześnie analizuję własny tekst) – raczej służyło to… pokazaniu, że Eiden przyjmuje opinię innych jako pewnik przy ocenie wyglądu, bo on to ma w poważaniu, w sensie, nie to się dla niego liczy.
    Fragment z tamtym rycerzem był pozostałością pierwszej wersji najpierwsiejszej wersji i nie ruszałam go z różnych tam względów, których wymieniać nie muszę, ale zostałam właśnie przekonana, że słusznie zaciskałam zafrapowana usta, zastanawiając się, jak to uratować, kiedy po raz kolejny całość sprawdzałam.
    Tak, słowo „gwardzista” faktycznie służyło mi jako synonim. Nierozsądnie nie wczytałam się w żaden tekst o strukturach tego typu armii, etc. Naprawię za niedługo, sypię głowę przygotowanym popiołem.

    Powiem szczerze, sama sceny z Lue nie lubię. Im więcej czasu mija od jej napisania, tym bardziej. Tyle już cięć i metamorfoz przechodziła, że… czas na kolejną. Generalnie zgadzam się co do wielkiej kiczowatości, etc., postaram się to ogarnąć. Znowu. Zaczynam się frustrować na własną nieudolność, ugh. Może powinnam zostawić Lue bohaterką, której się nie lubi, przynajmniej miałabym spokój.
    Brzmi, cholera, jak plan.

    Ok, reszta też już przetrawiona, na całe szczęście, jak przypuszczałam, leżała przede wszystkim sprawa z Lue. Ten fragment niedługo będzie się mi śnił po nocach, aż mnie szlag jasny trafi albo nie wiem. Krew nagła zaleje.

    Przy tym gadaniu tego, ehem, kogoś, w sensie to kursywą, to się poplątałam w zeznaniach faktycznie. Miałam tamtego dnia piękną koncepcję, ale zanim usiadłam do klawiatury, minęło kilka godzin, i się koncepcja pokiełbasiła. Czas zakasać rękawy i wreszcie to rozplątać.

    Moja wina na widok przesmyku… bezcenna. Faktycznie, to żem walnęła epic fail, grunt to używanie słów, którego znaczenia jesteśmy pewni, prawda? *na wszelki wypadek, nauczona doświadczeniem: ironizowałam tu na samą siebie*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachichotałam przy przytyku wobec Saina. Tylko nie do końca chcę to uznać za błąd, bo, hm, napisałam to z pełną świadomością. Sama często mówię takie głupoty, no i no. Nie uważam, by każdy mój bohater musiał być tytanem umysłu (zresztą spójrzmy, jak to wyszło dla biednej Lue. Jest chyba najbardziej skrzywdzoną przeze mnie postacią evahr).

      Dobra. Mój mózg włączył kolejny error 404, jak sobie uzmysłowiłam, że jestem jeszcze większym debilem, niż podejrzewałam. Ten kurz prawie zmiótł mnie z krzesła, a ponieważ ma dziurę w oparciu, to groźba potrzaskania dupska była bardzo realna. Generalnie, odświeżając moją głupotę sprzed czterech lat, dochodzę do wniosku, że uznałam, że kurz to takie dobre uogólnienie syfu. Mój boru.

      Znaczy, co do tej grzywy. Włosy konia są unerwione inaczej niż ludzkie, zatem odczuwają szarpanie i inne takie zupełnie inaczej (przedzieranie się przez krzewy i lasy na wolności, takie tam), a to dość popularne wśród jeźdźców, by łapać fragment grzywy w garść i asekurować się nim przy zsiadaniu. Osobiście wolę zjeżdżać po szyi, ale to nie jest takie tru :c Nie chodziło też o to, że ona uwiesiła się tej grzywy jak małpa. Hm. Spróbuję to bardziej obrazowo przedstawić.

      Znowu parsknęłam śmiechem na zabitą konspirę. O mój boru, jakby to lepiej przedstawić, a przynajmniej dodać zdruzgotaną Cann, to może nawet zrobię z tego mało mordujący głupotą żart sytuacyjny.

      Em… no to tego *ukradkiem przepisuje wywód Cann tak, żeby nie był taki tragiczny* Nie mam pojęcia, o czym mówicie, serio…!
      Co do wahań nastrojów – postaram się dać im jakieś proszki i ogarnąć tę burzę hormonów, bo to faktycznie nie uchodzi, może i nadal z nich dzieciaki, ale przesadzają, no.

      On nie kicha dla hobby, naprawdę. On ma w tym ukryty wyższy cel, zamierza zrobić konkurencję Zanderowi. Zakicha ludzkość na śmierć (przepraszam, to moje sucharki. Tak serio – tu akurat wiedziałam, co robię).

      Nie wyłamał… znaczy, mógł wyłamywać. Tu już zaczynamy się rozstawać z logiką na rzecz Wielkiej Tajemnicy. Generalnie good point, ale nie w przypadku tego zamku, jak pewnie już doskonale wiecie.

      I oto padło pytanie, które sprawia, że wydaję z siebie jęk zdruzgotania. Nie wiem. I stąd wiele baboli, bo ja po prostu nie ogarniam. Moja wiedza historyczna jest szczątkowa i właśnie dlatego żeruję na Denku. Dlatego za historyczne wpadki mogę wysypać połowę zawartości tego wiadra popiołu, bo wiem, że jest ich wiele. Ale pewnego majestatycznego dnia wszystkie zostaną usunięte (a dokładniej podczas kilku majestatycznych dni użerania się z tym badziewiem podczas poprawek).

      Errie jest osobnym przypadkiem, który wymaga szlifów w początkowych rozdziałach, bo nie wiem, co robił mój mózg, kiedy to pisałam, ale na pewno nie współpracował do końca. Generalnie obecność Raven jakoś dziwnie wpływa na zachowanie tego dziewczęcia, które jest wybitnie niedojrzałe, ale czasami już przesadza.

      Już kiedyś wspominano mi o piasku, tylko nie powiedzieli, że bez niego ani rusz. W takim razie uzupełnię tę lukę.

      Usuń
    2. Z tym pergaminem to… hm… czyli… ech. Czyli powinnam pisać tam wszędzie papier pergaminowy? Pytam ze szczerej bezradności.

      Tak, wiem, wiem, Lue. Biedna Lue. Teraz już wiem, co mi się stało, jak to pisałam, i już będę umiała ją naprawić. Po prostu, żeby tak nie zostawić bez słowa wyjaśnienia – przypadkiem zmiksowały się w niej dwie bohaterki i dopiero po pewnym czasie to zauważyłam, tę drugą z niej… wyciągnąwszy. Zatem postaram się tę nieszczęsną duszę uratować, ugh.

      Tak, Lue jej nie rozumie, bo nie ogarnia tej kuwety, w której Arryk ją porzucił. Tak w skrócie tłumacząc i bardzo mało dogłębnie, no.

      Bo tamten facet jest Tym Zajebistym. A tak serio, to po prostu Gildia ma jednocześnie dość życzeniowe myślenie, które zweryfikował ciosający kołki facet.

      O mamusiu. Dobrze. Lue będzie nosiła pokrojone marchewki, przepraszam :c

      Tak. Komentarz odnośnie rzeźnika ostatecznie przekonał mnie do zmiany tej nazwy. Od zawsze była dla mnie kontrowersyjna, ale lenistwo oraz przyzwyczajenie zwyciężało. Czas się wziąć za tę głupotę.

      Oj, bo ona pojechała inną uliczką. Przynajmniej ja tak to widziałam :c Muszę doprecyzować. A uskakiwanie jest prawdopodobne. Chyba że jednak moja klacz to wybryk natury, też może być. Nie brałam tego pod uwagę, hm.

      Bo ona nie wiedziała, czy aby na pewno ma tyle mocy. Więc chociaż świstek sfałszowany, to przynajmniej sama uzyska pewność, że faktycznie jest arcymagiem.

      …co do tego gustu – nie wiem, mnie to nie wynika ze zdania. W sensie, ugh, to, że była ubrana, nie oznacza dla mnie, że się ubierała. Mam nadzieję, że mówię w miarę jasno. Po prostu była kreowana na taką ładniutką, kurczę no.

      Nie no, mój boru, ten cały myk z przybyciem do Sennarille to była część tradycji, oni niczego nie konsumowali i w sumie byli świetnymi przyjaciółmi. Lue była tak zapatrzona w Arryka, że przez lata po jego stracie niemalże sobie… hm… wmówiła tę miłość? Gloryfikowała ją? No, takie zaklinanie rzeczywistości trochę. Uznała go za Tego Jedynego i właściwie lepiej dla niej, skoro związek miał być polityczny.

      No bo leniwa dupa z niej, co się będzie przeciskała :c Muszę jej wyciąć ten mrok z dupy wzięty, bo to tak straszne, że aż mi przykro.

      Akurat z tą zdradą to po prostu kwestia jej pojmowania sprawy. Co ciekawe, spotkałam się z osobą, która ma identyczny syndrom (znaczy, bez uwierzenia w nieżycie ukochanego od dziesięciu lat), zatem to nawet prawdopodobne jest, że Lue to taka panikara. Tylko teraz to jeszcze udowodnić w tekście :c

      Centrum było głupią przenośnią, przebuduję to. Kieliszki już mi wytknięto, zanotowałam, żeby sprawę poratować. Co do zachowania Lue… doszlifuję, obiecuję. Nie dam jej umrzeć bez walki, czy coś.

      Usuń
    3. *otworzyła usta, zastanowiła się, zamknęła je* Tak, ta scena też do przebudowania… Znowu – widziałam jej słabe momenty, ale nie miałam pomysłu, co z nimi zrobić, więc zaklinałam rzeczywistość, czemu nie.

      Ok, kiczowatość zanotowana, będzie do zmienienia (do wrony co prawda mam sentyment, bo mój mózg działał tak: Arryk -> czarne pióro -> symboliczna wrona), natomiast co do powodu nagłej histerii… same podałyście mi argument, mwahaha. Upiła się i histeryzuje, czyż to nie piękne? Od dziś, Lue, jesteś przypadkiem płaczącym, gdy jest pijany, postanowiłam.

      Aylee nie użyła tej mocy dlatego, że nie była dostatecznie rozwinięta. Praca nad nią wymagała dużego wysiłku, a ludzie w Crystalis, łącznie z władcami, krzywo patrzyli, bo tam w ogóle nie lubią czarów i innej magii. To jest później powiedziane, ale możliwe, że za późno. No i stan stworzeń zależałby od ilości wessanej energii. Mogłaby i zabić. Rozwinę.

      Oni się nie bronili pod stolicą. No i stolica została już bez rządzących, może i się będzie broniła, ale szybko zostanie zmieciona. Para królewska zginęła na północy kraju, gdzieś to chyba pisałam. Mam nadzieję. Mój boru.

      Aviel jest… skonstruowany świadomie. Może wzbudzać w ludziach różne emocje, nie bronię tego, ale zapewniam, że on sam też działa świadomie, nawet tak irracjonalnie do sytuacji, w której się znaleźli.

      Aylee do poprawy zanotowana, Eiden i jego patologia… do doszlifowania, bo generalnie zamysłu postaci zmieniać nie zamierzam, powinnam go po prostu ubrać w zgrabniejsze słowa, tak sądzę.

      No bo właśnie Aviel jest niezdarą po części specjalnie. Lepiej tego powiedzieć nie umiem. I wydaje mi się, że to się potem – powoli, jak krew z nosa – wyjaśnia dalej.

      Tak, tło historyczne do wyjaśnienia, wiem. Ten tysiąc to była głupia hiperbolizacja, pozbędę się jej, bo… no, bo faktycznie.

      Koncepcję z Zanderem zachowam taką, jaką jest aktualnie. Zwłaszcza że po pozbyciu się woalki tajemnicy pojawia się to na przemian, że tak powiem, i… no. Autorski foszek? Albo i ałtorski. Zostawię, bo tak :c

      Zachowanie Eidena względem Aviela raczej zostawię, co najwyżej doszlifuję, za to poprawię Aylee, bo nie tak miało to wyjść, w skrócie rzecz ujmując. Głupie pisanie na przestrzeni lat.

      Eiden to buc, zgadzam się. Nigdy nie zamierzałam temu specjalnie przeczyć, a jeśli takie sprawiałam wrażenie, to przepraszam.
      I nigdy nie powiedziałam, że Aviel musi być taką niezdarą. Zdarza się ludziom stwarzać pozory w określonych celach, prawda? W taki sposób właśnie żyje sobie Aviel. Coby nie było, że sobie wymyśliłam tak kompletnie, znałam podobną osobę osobiście, no. Nie kropka w kropkę sytuacja Aviela, oczywiście, ale po przeniesieniu na nasze czasy – bardzo podobne charaktery.

      Usuń
    4. Oj, no dajcie mu trochę czasu! Tak, świadomie kreuję Eidena, tak, ma facet dobre warunki na bycie przyzwoitym władcą, ale potrzebuje czasu. Nie skrzywdziłam go chyba aż tak potwornie jak Lue. Mam nadzieję :C

      Hm. Z tą legendą to postaram się trochę pogrzebać, żeby brzmiało to lepiej w obie strony – faktycznych wydarzeń i określenia. Bo w sumie legendą miało być co innego, nie same wydarzenia, więc po prostu byłam niecelna. Goddamit.

      Odległość. Moja pięta achillesowa. Nad tym też zamierzam pracować, co do jednego przypadku mam już nawet całkiem zgrabny plan. Co do tego… nie mam :c

      …właśnie sobie uświadomiłam, że to takie strasznie niefortunne. Te moje rodzeństwa. Bo Eiden to buc z zamierzenia, przynajmniej aktualnie, a Sain jest po prostu nadopiekuńczy i sobie z tym nie radzi, zwłaszcza z ciążącą mu odpowiedzialnością.

      O mój boru, Sain nigdy by nie uderzył siostry! (no, poza jednym przypadkiem, ale to było niecodzienne i nie był sobą). Muszę to czym prędzej naprawić, bo on jest okropnie nadopiekuńczy, ale nie patologiczny. Aż tak :c

      Dobra, kotara i kurz to była przesada. Daruję sobie…

      To o żarciu uwzględnię w ten czy inny sposób w narracji, bo w sumie o tym nie pomyślałam. Tekst o uciekającym jedzeniu miał być ironiczny, taki mój sucharek.

      Ok, kolejny argument dotarł. Wymyślę inną sytuację, w której Errie im ucieknie, bo uciec musi, a przy takim Sainie to bywa trudne. Już będę mniej naginała rzeczywistość, obiecuję!

      Odkurzające dusze. My day was made, cholera. Domyślam się, że ironia godzi w kurz. Odkurzę więc własnoręcznie, narracyjnie, bo w sumie się nudzę.

      W porządku, zmienię też ułożenie tych książek. Dużej straty raczej Errie nie odczuje, że tak powiem, co do książek też więcej się rozwinę w narracji. Bo już widzę peany pochwalne na widok książek w chacie rodzeństwa, hihihi (to był chichot zrezygnowany, zastrzegam).

      No co, studenci mają taką logikę, to Lue nie wolno? (generalnie się tego pozbędę, bo pozbywam się też paru innych szczegółów z kreacji Lue i przestanie to pasować, no).

      Zdradził ją tym, że nie przyszedł, a obiecał :c Nie no, nie bronię jej, tłumaczę. Bo nie twierdzę, że to nie jest głupie, bo jest, no i jest egoistyczne, ale ona będzie egoistką. Jest. No.

      Opis wyglądu Lue do poprawienia, poszukam na to innego miejsca. Nawet mi już powoli świta, gdzie to wetknąć. Chyba. Lepiej zapiszę, bo zapomnę ._.

      Oj, to miało podkreślić brak niezwykłej zdolności, nie nadmiar urody *facepalm* Oto jeden z moich osławionych skrótów myślowych.

      Hm. Nie sądzę, by była jedyną Luende evahr w tym świecie. W sensie, nie zrobiłam z niej aż takiej Maryśki, żeby była.

      Usuń
    5. No ale bo Lue sobie zaklina tę rzeczywistość. Oni nie mieli takiej relacji, serio. Tylko nie umiałam tego przedstawić z punktu widzenia Lue, bo bym sobie już bardzo poważnie zaprzeczała…

      Dalszych cytatów z osobna komentować nie będę, bo bym się w kółko powtarzała. Jedynie mogę mruknąć, że dotarła do mnie popełniona zbrodnia (którą podejrzewałam, ale skala przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania) i zamierzam nad tym popracować, bo nie wiem, co chciałam osiągnąć, pisząc to. Chyba próbowałam przekonać samą siebie, że mam rację.

      Tak, magia obudziła się później. Wydawało mi się, że to pisałam, a jeśli nie… nie, pisałam. Tylko może po prostu za późno. Tak, to może być odpowiedź na moje pytanie, dlaczego coś tu nie gra.

      Nie wszystkie egzaminy kończą się czymś takim. Gdyby tak było, to faktycznie by nie egzaminowano. I wyrzucę gości z karczmy, żeby się przejęli, bo w sumie jebło im pod oknem, a ci dalej chleją. Spokój godny buddystów.

      Niespójność jej zachowania miała być celowa, ale się poplątałam w zeznaniach. Gdybym nie skopała poprzednich rozdziałów, to pewnie by lepiej wyszło. Się poprawi. Aż mnie czoło boli od fejspalmów.

      To znikające jedzenie to z mojego punktu widzenia efekt dekoncentracji i roztargnienia. Ja często mam wrażenie, że zostało mi jeszcze kilka tych cukierków, a jak przychodzę je zjeść, okazuje się, że cukierków nie ma :C

      Hm, tak. Czasoprzestrzeń zagięta na najwyższym poziomie, pomrzeć w ciągu dwóch dni, takie cuda tylko u mnie. Dobra, jak to mawia mój chrzestny, spuśćmy na to zasłonę.

      Narrator się kaja i obiecuje, że ogarnie Aylee w jej stosunkach do Aviela. Eiden był zamierzony, Eiden nadal potrzebuje jeszcze czasu.

      Z tych wymienionych powód, dla których robię ze swojej historii głupotę, wybieram bramkę pod tytułem „zapominam” łamane przez „nie czuję”. Przetrzepię tekst od warstwy świata, od początku zaznaczając różne rzeczy, a nie wtedy, kiedy pojawi się ku temu okazja.

      Szczerze, zupełnie nie rozumiem tego tekstu o koniu zmieniającym podkowy. W sensie, nie wiem, w co to ma uderzać. Konia powinno się przekuwać co sześć tygodni (jeśli mi się nie jebło z rozczyszczaniem), zatem nie wiem, czy chodziło o to, że „głupi koń, przecież ciągle zmienia jeźdźców”, czy „w końcu koń tak rzadko zmienia jeźdźców”.

      Zrobiło mi się przykro, że tłumaczycie mi rzeczy, z którymi jestem od zawsze (to nie jest przytyk do was, taka luźna refleksja). Ale muszę zdementować jedną rzecz – nie, ludzie wcale tego nie wiedzą. Ludzie przychodzą, siadają i patrzą tępo na nas, trenerów, oczekując cudów. Co więcej, zawodnicy też nie widzą różnicy między piętą a łydką. Porażająca większość polskich jeźdźców nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że na koniu się nie siedzi, tylko stoi w strzemionach, opierając ciężar ciała na nogach właśnie. Zatem myślę, że nie trzeba wymagać od bohaterów aż takiej finezji jeździeckiej, skoro nie do tego byli przyuczani całe życie.
      No i wreszcie – naprawdę nie wiem, czy żołnierze, ruszający do walk z ostrogami, powodujący obutymi w zbroję nogami, mieli aż tak czułe na łydkę konie. Wydaje mi się, że właśnie im mocniejsze pomoce się stosuje, tym bardziej koń się tępi. A już na pewno działo się tak z wieloma końmi, z którymi się w życiu spotykałam.
      Na koniec – przestraszony, uparty koń, który nie chce gdzieś podejść, to naprawdę ciężki orzech do zgryzienia. Czasami i moja kobyłka dostaje zniecierpliwionego kopa, bo ten kamyk jest TAKI straszny, że już NIGDY koło niego nie przejdę. Jak się do tego kopa (co nie jest równoznaczne ze znęcaniem się nad tymi żebrami, tylko wyraźniejszym stuknięciem, że tak powiem), to nagle zapomina o strachu i stwierdza, że w sumie mam rację.

      Usuń
    6. Na konie często działa nastawienie jeźdźca. Są szalenie empatyczne i przejmują nasze emocje, nawet jeśli nie ma między nimi a danym człowiekiem specjalnej więzi. Eiden wykazywał się takim spokojem, że zwierzakowi się udzieliło – poczuł się przy nim pewniej, bo chłopak, w mniemaniu konia, wiedział, co robi. Aylee i Aviel wcale nie byli ani pewni sytuacji, ani na tyle silni z charakteru, by zwierzęta postanowiły im zawierzyć.

      Na wiązanie do głazu miałam wtedy pomysł, jestem tego pewna. Tyle że teraz… już nie mam. Zmienię.

      Dopracuję scenę z krzykiem. Chyba trochę przesadziłam z rysowaniem pewnego wątku, zrobię to mniej łopatologiczne.

      Skoro z tymi umiejętnościami Aylee jest odniesione takie wrażenie, to muszę poświęcić sprawie kilka akapitów, bo to nie do końca tak. Tylko no, oczywiście zapomniałam się rozpisać. Mea culpa.

      Znowu, z tym talerzem też coś miało być. Teraz popadłam w stupor, o co mi chodziło. Jego nerwowa reakcja pasuje do faktu, że właśnie zobaczył ducha, ale talerz… nope. Bez talerzy, duch bez talerzy.

      Cann była po części chowana w Akademii, tam uczyli mądrych słów.

      Tak, wiem, wiem. Zwrócę na to uwagę, usunę, poprawię. Mogę na to już nie odpisywać? Chyba mogę, bo nie lubię się tak cały czas powtarzać, a naprawdę już do mnie dotarło. Może wbrew pozorom :c

      No właśnie nie wszyscy wiedzieli. Daleka jestem – a na pewno staram się być – od traktowania czytelników jak debili. Po prostu po reakcjach różnych ludzi wiem, że jedni się domyślili, reszta nie, próbowałam pogodzić obie strony w narracji.

      Nie chcieli się już rozdzielać, w kupie raźniej. Wiem, wcześniej rodzeństwo się rozdzieliło, no ale nie na całą noc, że tak powiem.

      Nazwiska nie używała, tylko imienia.

      Ten rabunek nie miał być odebrany dosłownie, tylko z przymrużeniem oka. Nie jestem na tyle nienormalna, by tworzyć dziesięciolatkę rabującą pobliskie wsie O_o

      Arryk nie miał wybitnych zdolności, dlatego do niczego nie próbuję przekonać. Bo nie ma do czego. Muszę gdzieś po drodze zaznaczyć, z czego to wynikało, bo to kolejna rzecz, która mi się rozmyła.

      Ona nie przypuszcza, że jest jego pierwszą ofiarą. Ona dla samej siebie pierwszy raz stała się ofiarą, bo wcześniej występowała we wszystkich potyczkach z tej agresywnej strony. Mam wrażenie, że tylko bardziej to zamotałam tłumaczeniem…

      Prali się na korytarzu, nie w kuchni. W Castheralu w kuchni nie ma zbroi. Ani jednej. Zaręczam prawą ręką!

      Siedemnaście stron?! Nie wiem w takim razie, jaką czcionkę ustawiłyście, że tyle wam wyszło, bo u mnie będzie miał siedem albo osiem. Stwierdzam, że faktycznie różne rzeczy zmienię, dużo elementów wytnę, zatem proporcje się zmienią, ale niezwykle fascynuje mnie to, co musiałyście zrobić, żeby z tego siedemnaście stron wydusić ._.

      Z mojej strony – Zander bawiący się z kucykami jakoś mi nie pasował :c A Ciemny Dwór kiedyś nie był Ciemnym Dworem, ale ludzie go tak nazywali, bo Tęczowy jakoś nie pasował do siedziby uzurpatora, którego nie lubili. Ale rozważę Tęczowy Dwór! (to moje żarciki, mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam). A tak serio – nie wiem.

      Nie, te opisy Zander-Reykur miały być ironiczne. Wychodzi na to, że już nie tylko poczucie humoru mam rzyciowe…

      Usuń
    7. Hm, no tak, nekromanci to rzadkie sztuki. Przynajmniej tak miało być. Odnoszę wrażenie, że jestem okropnym sklerotykiem, bo sporo rzeczy gdzieś w tekście przemyka, ale albo średnio widoczne, albo za późno. Losie.

      No, oczy Elliara akurat mają pewne uzasadnienie genetyczne. Poza tym, że zgadzam się co do porażania ilością niebieskich oczu, ale Elliarowi akurat wolno takie mieć.

      Cholera, no był z rodu. Somaire rządzili w Rionelle, ale Zander postanowił wziąć więcej. Jestem na sto procent pewna, że to pisałam, ale pytanie-klucz brzmi: w którym momencie? Bo oczywiście pewnie o sto rozdziałów za późno.

      Raven była bardzo młoda, kiedy umarła, a jak potem się okaże, przy Arryku dusza często udaje, że nadal jest żywa. To właśnie tworzy niekiedy dysonans w jej zachowaniu, bo w istocie to mała manipulacyjna żmijka.

      Aylee zastanawiała się nie nad państwami, tylko nad powodem, dla którego Arryk nagle zaczął być dziwnie znużony, bo nie miał powodu, żeby się znienacka zmęczyć.

      Errie miała około szesnastu lat. I ma. Jest dziecinna i niedojrzała z natury, a lat ma właśnie około szesnastu. Starcie z Zanderem nastąpiło niedługo przed ich wyprawą na południe, kilka dni różnicy było.

      Bo ten nieznajomy… eee… hm. Dobra, bez czarowania, ten nieznajomy to Elliar i podarowanie jej płaszcza było dla niego impulsem, którego nie rozumiał, co więcej – nie potrafił zrobić tego tak, żeby wzbudzić zaufanie.

      Właśnie dlatego wybrano do tego Errie. Teoretycznie zupełnie się nie nadaje z żadnej strony, by być upadłym aniołem, ale jest tak naiwna i głupia, że istniała wielka szansa, iż odda serce. Tylko że Errie spanikowała nie w tę stronę, w którą powinna, żeby wszystko się bankowo udało. Wypadek przy pracy.

      Bo Zander był święcie przekonany, że jest w stanie nad upadłym aniołem zapanować, zwłaszcza jeśli sam go stworzy. Inną kwestią pozostaje to, czy by mu to wyszło, ale, jak to mówią, wszystkiego trzeba spróbować… (kolejny sucharek, bez paniki).

      Oczywiście, że kolor opisywałam. Ale to chyba zmienię na „srebrnawe”, żeby nie było.

      Fragment, w którym zadziałała magiczna moc Sinistre – spuśćmy zasłonę. Albo dwie. Ja o nim wiem. Ale nie wiedziałam, co zrobić. Wymyślę. Zasłona.

      Nieistniejący kurz powstał, bo narrator odkurzył. A tak serio, to chyba zaraz się przejdę po wódkę, bo jak mnie cholera na samą siebie weźmie, to raz a porządnie. I będę bardziej patologiczna od Saina.

      Ależ Errie nie karmiła koni, tylko Cann. Errie rozważa własną beznadziejność polegającą na tym, że nie jest w stanie przywołać upadłych mocy. Cann zrobiła wszystko, co mogła ._.

      Odczuwanie Castheralu jest powiązane z wrażliwością. Aviel lepiej go czuje od pozostałych, Errie najlepiej, bo dodatkowo jest w pewien sposób podobna do Arryka, co ułatwia Castheralowi, kiedy jest tak słaby, nawiązanie z nią kontaktu.

      Noo… ja czasami tracę równowagę, jak kucnę. Ale wychodzi na to, że jestem bardzo kiepskim przypadkiem… Grawitacja serio bardzo mnie nie lubi.

      Wspomnienia zostaną wytłumaczone. Znaczy, w sensie, bo to jest to, o czym kiedyś wspominała Lue, o przenoszeniu duszy, tak zwanej Podróży. Tylko w ferworze walki umknął mi moment, kiedy był dobry moment na wciśnięcie wyjaśnień, ugh.

      Ja te głupie przemyślenia Lue wyrzucę, obiecuję. Nie ogarniam otchłani własnego mózgu, ale to się naprawi. Ehem.

      Bo Arryk dostał o wiele ciekawszy efekt swojego pomysłu, więc machnął ręką na tekst. Powinnam to wyjaśnić jakoś, przynajmniej spróbować, żeby nie zaprzeczyć narracyjnie. Generalnie Arryk nawet nie wierzył, że coś się uda.

      Usuń
    8. Nie, cholercia, znowu nie dopowiedziałam. Bo oni się nie kulają po kamieniach, ale po ziemi tuż za granicą tegoż dziedzińca, tam, gdzie jest trochę trawki. Kolejne z rzędu mea culpa.

      Co do ochwatu – nope. Ochwat powstaje ze zgoła innych powodów, a dużo ruchu zdecydowanie mu zapobiega. Ale nie neguję całego komentarza, etc., tylko ten jeden przykład.

      Nie, nie próbowałam na łapu-capu łatać dziur, tylko uznałam, że to dobry moment, żeby opisać to państwo, skoro Eiden do niego wjechał. Bo ja wiem, że wychodzi ze mnie debil okropny i w ogól zakała ludzkości, ale jakieś tam szczątkowe pojęcie o pisaniu mam :c A że chujnia wychodzi, to inna inszość.

      Arryk od urodzenia mieszkał w Castheralu. Urodził się w Sennarille. Myślałam, że przynajmniej to wyjaśniłam :c

      Ten ogień na kinkiecie był pilnowany. Prawdopodobnie uznałyście, że to Sin podpalił kinkiet, ale nie.

      W jakiej stajni? Jaki Arryk? Z tego, co widzę po fragmencie, Lue dopiero wjeżdża na dziedziniec Castheralu, więc… defak .___.

      Zareagował nie dlatego, że Lue lubiła Errie, tylko że Lue się przestraszyła, iż Errie nie uratuje, a nie chciała, żeby dziewczynie coś się stało.

      Jak zauważyłyście, nie odpowiadałam na każdą sprawę, bo bym tylko sztucznie nabijała długość komcia. Co miałam do powiedzenia, rzekłam, że tak to ujmę. Niektóre sprawy były zwyczajnie smrodkami ciągnącymi się od pierwszych rozdziałów, zatem jęczenie nad nimi w kółko uznałam za bezsensowne, skoro już mam różne pomysły, jak to poskładać, co jak pozmieniać, a co z tego zostawić.

      Tak, cytaty już usunięte, tylko na blogasku zostały. Przy poprawkach zamierzałam się ich pozbyć, bo mnie frustrowały. Tak samo muzyki się pozbędę, bo nie mam siły jej szukać.

      Sprawdzę, czy przyswoiłam, poczytam, popytam, dowiem się, na ile to moje nawyki z plecenia trzy po trzy, a ile to z kiepskich książek, i tak dalej.

      Z tą moją skłonnością do powtarzania informacji jestem akurat na wojennej ścieżce. Poprawię. O ile o oczach wiedziałam i zamierzałam ciachnąć, to nawet się nie zorientowałam, że aż taki problem jest z zakurzeniem. Cholera, kupię im odkurzacz.

      Usuń
    9. Sprostowanie drobne, ubiór do jazdy konnej Phoebe pojawił się w pierwszej części. Co do reszty zarzutów odnośnie świata – w większości się zgadzam. Jak już mówiłam, albo zapominam, albo za późno to robię, albo nawet mi nie wpadnie do głowy, żeby wyjaśniać. Matuchno kochana.

      Zaczynam mieć odruchy łapania się za gardło do uduszenia. Bo to jest cholernie przykre, że ja to niby wiem i ja to, cholera, robię, tylko nie w tym tekście. Jedynym usprawiedliwieniem, żałosnym skądinąd, jest chyba to, że zaczęłam historię w gimbazie i do tej pory nie znalazłam wystarczająco wiele sił, by wywrócić całą podszewkę do góry nogami, chociaż bym mogła.

      Nazw nie wymyślałam na zasadzie, że tak musi być w fantasy, tylko… mój mózg po prostu lubi te podwójne literki. A i wydawało mi się, że mniej więcej podobne nazewnictwo tych państw w pewien sposób ujednolici realia świata. Jedno jest pewne – zmieniać im nazw nie będę, bo to coś, czego nienawidzę. Już chyba bardziej lubię wymyślanie imion niż nazw. Brr. Zatem przepraszam, ale nie skrzywdzę się tak ponownie :c

      O mapie wiem, robiłam ją dawno temu, na szybko, żeby mniej więcej widzieć, co-jak-gdzie. Zamierzałam ją na dniach poprawić, ale generalnie stwierdzam, że mapą to się będę na razie najmniej przejmować, proszę o wybaczenie.

      No, Errie jest wybitnie zła w myśleniu, przepraszam bardzo. Nad tym to się akurat starałam!

      Lucerna nie wywołuje kolek. To znaczy w zależności od tego, o jakiej mówimy, bo zerwanie całego wozu z pola faktycznie mogłoby zabić, ale tak samo z każdą inną rośliną w nadmiarze, do której koń przyzwyczajony nie jest. Lucernę ogółem (suszoną, w formie sieczki) podaje się jako dodatek paszowy, żeby koń wypełnił boki, jeśli spadł z wagi. Tak musiałam napisać, bo niedoprecyzowanie myśli mnie trochę zirytowało. Z tego wynika, że połowa naszej stajni powinna była zdechnąć cztery lata temu, a mają się dobrze i, cholery jedne, chudnąć nie zamierzają.

      Już gdzieśtam pisałam, bitwa nie była w stolicy.

      Mam za dużo myśli, by próbować je wam wyłuszczyć. Przede wszystkim mam wrażenie, że nie bardzo by was to zainteresowało, bo to dotyczy pracy nad tekstem, a dość wam już nim głowy zawracałam. Generalnie co potrzebowałam powiedzieć, powiedziałam, na wiele rzeczy odpowiedzi nie udzieliłam, bo byłoby to tylko sztuczne nabijanie komcia, czyli bez sensu.
      Zruszę warstwę spodnią, że tak powiem, bo przynajmniej już wiem, że moim problemem w Legendzie jest mówienie albo za późno, albo zapominanie. Bo najwięcej było tych przypadków, mniej trzaskającej oraz śpiewającej głupoty. Nie mówię, że jej nie było, bo była, ale no.
      Z bohaterami zrobię, co się da, to jest spróbuję ich oszlifować, bo generalnie zamysły wyszły poprawnie, jeno nie oddałam tego tak, jak powinnam. Przede wszystkim Lue, ech, jej sprawa jest wybitnie bolesna. Eidena jeszcze poprawię, reszta pi razy drzwi nie wyszła najgorzej. Po prostu okazuje się, że to ja mam kiepski iloraz inteligencji (swoją drogą zawsze się tego bałam – skoro jestem kretynem, jak napisać inteligentną postać? Odpowiedź brzmi: nie napiszę, bo jestem kretynem :c).
      Raz jeszcze bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za poświęcenie, wysiłek, za przeznaczenie cennego czasu na taką paskudną, niewdzięczną robotę. I przepraszam. Bo ja wiele rzeczy mogłabym poprawić, zanim was zmusiłam do czytania tego, ale odkładałam i odkładałam, i odkładałam, i zjebałam. Za to właśnie przepraszam, bo byłabym w stanie oszczędzić wam wysiłku, gdyby nie moje lenistwo :c

      Usuń
    10. Czy pobiłam już jakiś rekord, czy jeszcze nie?

      Usuń
    11. Część w ogóle pominę, bo przyznam, o autorce i innych dupereli (wybacz :D ) osobiście nie czytałam, co najwyżej przeglądałam, przy części więc nie wiem, o co chodzi, przy części z rzeczy, których nie pisałam osobiście, też nie zawsze do końca wiem, co autor miał na myśli.
      Meh, no przyznam, że osobiście najbardziej nie cierpię Lue (zaraz potem Eidena ;P), aż mi idzie rykoszetem współczucie do Arryka, bo mam słabość do tragicznych historii z miłością w tle, nawet tych najtańszych, a tu taką laskę dostał i dla mnie już cały klimat w łeb ;P
      Chodziło o to, że stosujesz jako synonimy coś, co synonimami nie jest. Papier przywędrował do Europy, o ile pamiętam, w XIII wieku, więc powinnaś darować sobie papier, a pisać pergamin. No chyba że chcesz czerpać z późniejszych czasów, papier nie jest nieprawdopodobny, po prostu nie używaj tego jako synonimów. Albo jedno, albo drugie.
      Ale… jak można uskakiwać w uliczce, gdzie, jadąc, styka się ze ścianami? oO Tak ogólnie to jest normalne, ale w czymś takim prawdopodobne?
      No ale ona a) próbuje zastraszyć i oszukać egzaminatora, jak to się ma do chęci sprawdzenia się? b) i tak się później ciągle nazywa arcymagiem…
      Nie no, ja rozumiem, że nie konsumowali, ale wiesz, to patrzenie na kobietę trochę jednak… patologicznie brzmi. Nie każdy na wstępie zakłada paranoję Lue, która sobie coś takiego wmówiła. Ja później stwierdziłam, że ona jest zbyt rozegzaltowana, żeby jej wierzyć w czymkolwiek, ale to jest jednak komentarz narratora. Imo to jest jedna z za słabo zaznaczonych rzeczy, jak chodzi tylko o psychikę Lue, to przydałoby się to podkreślić. Może niekoniecznie łopatologicznie, ale ja naprawdę miałam wątpliwości, czy chciałaś tę postać tak wykreować, a chyba nie powinnam. Bo ta scena, którą podgląda Errie np., jako opis miłości przyjacielskiej, platonicznej, jest ładna i naturalna.
      Tak, ze zdradą się zgadzam, to możliwe, tylko po raz kolejny, portrety psychologiczne bohaterów są imo zdecydowanie za słabe, za bardzo się skupiasz na fabule.

      To w sumie po co Aylee siedziała w tym obozie, skoro nie miała zamiaru używac mocy? Jako żołnierz nie ma to sensu za bardzo w takim razie, a skoro nie, nie powinna przebywać gdzieś, gdzie jest bezpieczniej, niż na polu bitwy?
      Nie przeszkadza mi kreacja Eidena. Myślę, że jest spójna, a że nie wszyscy bohaterowie budzą sympatię… Nie muszą, byleby by byli pełnokrwiści i dobrze napisani. Przeszkadza mi potworna rozbieżność między kreacją a komentarzem narratora, w tekście przecież co rusz się przewija, jaki Eiden jest szlachetny i genialny.
      Wiesz, ja znam ludzi, którzy reagują agresją odruchowo wręcz na najniewinniejsze słowa najbliższych nawet, bo mają problemy z relacjami czy inną psychiką, i bardzo im z tym źle, been there, done that, tylko że Sain nie sprawia wrażenie, żeby miał aż tak uzasadnione problemy psychiczne. To jest kolejna z rzeczy, które przydałoby się podkreślić.
      W ogóle, jak teraz myślę, to mnie najbardziej boli ten nierozbudowany portret psychiczny bohaterów, a nie inne babole, bo jakbym się z nimi utożsamiała, współczuła etc. odpowiednio, to bym takiej uwagi nie zwróciła.

      Usuń
    12. Ale ciągle te siostry szapie i na nie warczy, kurczę, to też jest forma przemocy, może bardziej psychicznej niż fizycznej. Jasne, są ludzie z na tyle silną psychiką, że tego nawet tego nie zauważą albo się odgryzą, ale co wrażliwsi mogą potwornie przeżywać. To nawet nie chodzi o jego zachowanie, ale o to, jak czasem reaguje na nie Errie.
      Bo ja wiem, chyba co innego cukierki, a co innego cały prowiant w takich warunkach. Znaczy, niby możliwe, ale znów, niezbyt dobrze świadczy o bohaterach.

      To nie ja pisałam, ale mam wrażenie, że Eiden/Aviel/jeżu, nie pamiętam kto, jechał na tym koniu od jakiegoś czasu i był jego właścicielem obecnie, więc chyba trudno go nazwać „tymczasowym” jeźdźcem. Mnie to brzmi trochę tak, jakby, nie wiem, zmieniali się/porzucali te konie po paru godzinach.
      Nie chcę ci mówić, że twoje opko jest nudne i oczywiste, to nie to miało na celu, ale tych zwrotów jest po prostu ZA DUŻO. No i w sumie skoro chcesz dac czytelnikowi tak jasne wskazówki, że mówisz to co chwila, to nie lepiej od razu wprost?
      Czcionkę ustawiłam, o ile pamiętam, Times 12, bo to standard, albo Georgię 11, bo tej drugiej sama używam, z interlinią 1,5. Nawet jeśli masz interlinię 1, to dwa razy się to podwoić nie mogło, a te fonty jakieś wielkie nie są. Na pewno nie ustawiałam wielkich fontów, wyboldowania ani nic ;P
      „Podejrzewała, że po prostu po raz pierwszy stała się ofiarą, a on pewnym siebie mordercą” – No ok, z tego wynika, że jest po raz pierwszy ofiarą, z tym się zgadzam, tyle że jest też „po raz pierwszy stał się (…) pewnym siebie mordercą”, czyli albo jest jego pierwszą ofiarą, albo wcześniej był mordercą niepewnym siebie.
      Pisałaś, skąd się wziął Zander, ale gdzieś po 20 rozdziale.
      Jeżu, nie mów, że Elliar będzie z Errie!
      „Westchnął, przeciągając dłonią po twarzy. Przynajmniej nie bolała go głowa. Od kiedy wprowadzili się do Castheralu” – No z tego nie wynika, że od urodzenia mieszkał w Castheralu. Tylko że się wprowadził w jakiejś bliżej nieokreślonej przeszłości. Bo z całego tekstu to owszem, nie wnosiłabym niczego innego.
      Tak, w pierwszej części, poprawię, nie wiem, czemu nie zwróciłam uwagi.
      I jeszcze jedno, prośba ode mnie – fajnie, że chcesz poprawić świat, ale rozbuduj przy tym też portrety psychologiczne bohaterów. I w kwestii bliskich, i nawet tych najbardziej błahych przemyśleń, byle by było widać ich charakterystyczny sposób myślenia, i nie trzeba się było zastanawiać, czy niektórzy są tak popaprani emocjonalnie celowo czy przypadkiem. Błagam.
      Na razie tyle, muszę odespać noc, może później przejrzę jeszcze raz i mi się przypomni.

      Usuń
    13. Ja się nie dziwię, że nie cierpisz Lue, bo w ogóle nie jest tą osobą, którą miała być. Więc fail na całej linii z mojej strony, generalnie. Jak mówiłam, po prostu nigdy się porządnie nie cofnęłam do ogarniania tekstu, a na samym początku miałam w niej dwie bohaterki przez przypadek. Dopiero z czasem nastąpiło ich rozdzielenie i nagle zachłysnęłam się powietrzem pod tytułem „mój boru, cóżem uczyniła”.
      Aaa, ok, teraz ogarniam. Dobra, to jest drobna sprawa, poradzę sobie z nią, zwłaszcza że już mam większą, hm, wiedzę, tak to nazwijmy. Mam nadzieję, że chociaż trochę połatam dziury. To frustrujące, że jak teraz nad tym siedzę, to wszystko przychodzi lekko i od ręki, ale jak się pisało (kij, że kilka lat temu), to oczywiście zero-null.
      Ależ mówię przeca, ona odjeżdżała inną uliczką! Nie tą wąską-do-granic-możliwości. Wezmę to zaznaczę tak porządnie, jak krowie na rowie, bo aż takim debilem nie jestem, żeby kazać koniom wnikać w ściany xD
      No próbuje, bo jestem głupia pała i już wszystko o niej wiem. Znaczy, jej wątek to tak przebuduję, że ho-ho, a znienawidzony dziewiętnasty rozdział (też mnie wpieniał i nie wiedziałam, co z tą szkaradą począć) w ogóle zmieni swą egzystencję w 95%, bo Lue przestanie być taką Lue, jaką jest teraz. Bardzo przestanie. Muahahaha!
      To z tą kobieta to w ogóle osobny wypadek przy pracy, a to jej zaklinanie i wmawianie największej miłości to poprowadzę lepiej, żeby było widać. Na szczęście mam już pomysł, wiem, co z czym zrobić. Co prawda będzie mnóstwo pracy, ale sama się o to prosiłam.
      Wtedy jeszcze (te cztery/trzy lata temu) zwyczajnie łapałam za dużo srok za ogon, czy jakoś tak (nie pamiętam, jak ten związek frazeologiczny szedł :c), żeby ogarnąć wszystko. Miałam koncepcję w głowie, ale narracja goniła mnie tak strasznie, że na nic nie starczało czasu. To się ogarnie, trochę doświadczenia już połapałam, tylko za Legendą się ciągnie ten smrodek samego początku, na którym pokutuję.
      Miała używać mocy, ale nie na taką skalę. W sensie, bo to wynika z kultury Mosgarathu, która zostaje dodatkowo przybliżona dopiero w połowie drugiej części, owacje na stojąco dla mnie. Generalnie to też połatam, to kolejny fragment do przerysowania.
      Nie zamierzam go zmieniać, bo on jest ok. To znaczy ma się trochę sam z siebie zmienić, ale no, mówię, muszę przekonać narratora, żeby przestał zaklinać rzeczywistość. Bo generalnie prawda z Eidenem leży po środku i on ostatecznie będzie dobrym władcą, ale no. Zjebłam.
      Sain ma dwa zasadnicze problemy – nadopiekuńczość i nieufność wobec innych. Jego zachowanie względnie, wydaje mi się, jeszcze styknie, ale siostry nie reagują tak, żeby wszystko było wiarygodne. Jebłam się tym razem na płaszczyźnie akcja-reakcja.
      Teoretycznie on jest w miarę ogarnięty… w mojej głowie. Teraz sprawić, by inni uwierzyli w to, co kreuję. Akurat nad tworzeniem postaci pracowałam długo przez ostatnie lata, myślę, że zdołam to teraz naprawić. Mam nadzieję. Wierzę. Zaklinam rzeczywistość xD
      Jechał na nim przez tę podróż. I na pewno nie zdążył wyrobić sobie aż takiego szacunku, żeby go konik ślepo słuchał, zwłaszcza że chłopak nie ma duszy przywódcy. Ale po prostu wywalę to słówko, bo to ono wywołało większość kontrowersji.

      Usuń
    14. Ok, rozumiem. Część z nich wytnę, i tak będzie dużo cięcia. Sama jestem zażenowana niektórymi scenami, ale dopadała mnie w ich obliczu pewna bezradność oraz lenistwo. Teraz przynajmniej mam plan. Plan zawsze w cenie.
      Dobra, sprawdzam to, bo no nie mogę uwierzyć, jakim cudem 17 stron. To był ten rozdział o sprzątaniu, tak? Niech no spojrzę…

      Mój boru, a myślałam, że teraz zasługuję na magisterkę z lania wody. To ma 11 stron i tam się nic nie działo, bo pamiętam, że nic się nie działo. Dobra, idę na uniwerek po odpowiednie papierki, od dziś nauczam lania wody.
      Aaa, już widzę. Dobra, zdanie do przebudowania, bo nie powinnam wskazywać jego, tylko uogólnić. To znaczy, wróć. Nie będzie żadnego uogólniania, bo życie Lue zostało właśnie totalnie zmienione, więc w sumie.
      Nie… nazwałabym tego tak. To będzie bardzo smutne, trochę toksyczne i generalnie aż żal tej głupiej Errie. Już bliżej prawdy byłoby stwierdzenie… odwrotności. Bo ona na nim oprze dużą część swoich emocji i się strasznie przywiąże, a dla niego pozostanie po prostu bezsensownym istnieniem, które ciekawi go – trochę przedmiotowo – pod kątem swoich irracjonalnych działań. Nie umiem tego tak teraz dobrze opisać, ale mam zarys całości w głowie. W skrócie, Errie jest symbolem wolności, którą Elliar poznał, ale niczym ponad to. Poniekąd się na niej wzoruje, starając się zrozumieć to inne życie, trochę zmanipuluje sytuację otoczenie i głupie dziewczę naiwnie zacznie coś czuć. Elliar nie zdobędzie się na nic poza troską i niejaką wiernością – ślepą, bo nauczony jest wykonywania rozkazów bez zastanowienia.
      A bo oni to ci mieszkańcy :c Popieprzyłam podmioty, podmioty mnie nie lubią.
      Zabiję cię – całe rozbudowywanie i nakreślanie nagle znalazło się w drugiej części, bo nauczyłam się to robić. Legenda miała przerwy w pisaniu, powstaje już od jakichś czterech lat, wszystko jest nierówne, jak widać, ale mam cały koncept. Najpierw dopracuję świat, na nim zbuduję postaci (czy raczej – przedstawię, bo zbudowane niby są, ale tego nie widać).

      Usuń
  5. "Arryk miał na nazwisko Exiles, a nie Wygnaniec, zatem ród był… Exilesów" -- Nie do końca rozumiem, czy się ze mną zgadzasz, czy też wyprowadzasz mnie z błędu :P

    Jeśli zostawisz Lue jak jest, wciąż będziesz mieć problem z rozbieżnością zachwytów narratora z faktycznym postępowaniem postaci.

    To normalne, ze tekst pisany w gimnazjum, czy kiedy tam powstawała pierwsza część Legendy, nie będzie tak pełny, dobry i głęboki, jak pisany przez dorosłęgo człowieka, ze względu na to, że dzieckiem będąc, nie miałaś kiedy nałapać wszystkich doświadczeń życiowych i odpowiedniej perspektywy. Nie znałaś pojęcia klisz, bo wszystko było nowe i świeże, jako że spotykałaś się z tym pierwszy raz. A nawet jeśli byłaś genialnym dzieckiem, to dorosłym powinnaś być jeszcze genialniejszym :P

    "Zachichotałam przy przytyku wobec Saina" -- Którym?:P

    Jeśli chodzi o ukryty cel kichania Saina, domyślam się, że chodzi o jego mega wyczulony węch wilkołaczy?

    Gildię o życzeniowym myśleniu powinien szlag trafić już dawno temu, przecież musiało być mnóstwo wkurzonych, okradzionych ludzi, albo ludzi pragnących zemsty za zamordowanych członków rodzin, którzy pragnęliby się na Gildii odegrać.

    Samo uskakiwanie klaczy jest w porządku, ale nie w takich warunkach, jakie opisałaś. Jesli uliczka jest tak wąska, że jeździec szura nogami po obu stronach korytarza, to zwyczajnie nie ma miejsca, w które dałoby się uskoczyć.

    Zaznacz w tekście motywacje Luende względem zaświadczenia o arcymagowaniu, bo bez niego jest kiepsko.

    Luende jadąca inną uliczką nie do końca ma sens. Bo dlaczego nie cofnęła się nią podczas ucieczki, skoro wiedziała, że tam jest wolne przejście?

    " Upiła się i histeryzuje, czyż to nie piękne? Od dziś, Lue, jesteś przypadkiem płaczącym, gdy jest pijany, postanowiłam." -- Tylko ze wcześniej wspominałaś o tym, jaką ma niesamowicie silną głowę i jak przepijała wszystkich chłopów w gildii :P

    "Para królewska zginęła na północy kraju, gdzieś to chyba pisałam. Mam nadzieję." - Nie pisałaś. :P

    Jeśli się nie bronili pod stolicą, co tam robiły stajnie, i co tam robiła Aylee? Czy był to obóz, który od wielu miesięcy, lub lat, stał w jednym miejscu? Jeśli tak, to dlaczego? Czy spodziewali się, że Zander uderzy akurat z tej strony? Jeśli tak, to dlaczego atak tak ich zaskoczył?

    Aviel może i jest skonstruowany świadomie, ale jest też niespójny. Bo z jednej strony mamy biednego, upośledzonego chłopca, któy jest dla wszystkich pośmiewiskiem, a z drugiej ze dwa razy próbujesz go przedstawić jako kompetentnego wojaka, ba, otwartym tekstem nazywasz go najlepszym wojownikiem Crystalis. Co to za najlepszy wojownik, który non stop potyka się o własne nogi?

    "Eiden i jego patologia… do doszlifowania, bo generalnie zamysłu postaci zmieniać nie zamierzam, powinnam go po prostu ubrać w zgrabniejsze słowa, tak sądzę." -- Zgrabniejsze słowa nie pomogą, jeśli narrator wciąż będzie próbował nas przekonać, że Eiden jest ósmym cudem świata. Niech sobie będzie psychopatą, bo czemu nie, ale niech przy tym nie będzie przedstawiany jako złoty chłopiec bez skazy.

    "Autorski foszek? Albo i ałtorski. Zostawię, bo tak" -- byle cię to nie ugryzło znienacka w tyłek, kiedy za dziesięć lat będziesz czytać Legendę ponownie :) Spójrz, jak na przestrzeni czasu zmienił się twój odbiór niektórych fragmentów, to, co kiedyś uważałaś za świetne, po latach przestało ci odpowiadać i dostrzegasz niedociągnięcia.

    "świadomie kreuję Eidena, tak, ma facet dobre warunki na bycie przyzwoitym władcą, ale potrzebuje czasu" -- Tak? Jakie? Przykłądy poproszę:P Ani razu te jego predyspozycje nie pojawiają się w tekście, wręcz przeciwnie, ciągle się pogrąża.

    "No co, studenci mają taką logikę, to Lue nie wolno?" -- Nie jestem pewna, do czego się odnosisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Tak, magia obudziła się później. Wydawało mi się, że to pisałam, a jeśli nie… nie, pisałam. " -- Gdzie? Naprawdę nie mogę sobie przypomnieć żadnego takiego stwierdzenia, ale jeśli to było jedno zdanie luzem, to mogło mi umknąć...

      "Nie wszystkie egzaminy kończą się czymś takim." -- Wiesz, nawet jeśli tylko 10 procent się tak kończy, to i tak przydałyby sę jakieś środki bezpieczeństwa. Tak, jak na każdym większym koncercie masz punkt medyczny, bo mimo że zazwyczaj nic się nie dzieje, to jednak trzeba być przygotowanym na złamane nosy i omdlałe panny.

      No i uważam, ale to już prywatnie, że taka forma egzaminu jest cholernie niebezpieczna. Strach to bardzo silna, pierwotna emocja, przecież ludzie z fobiami odchodzą od zmysłów, płączą, mdleją i załamują się jeśli pokazać im obiekt tych fobii. Normalna osoba wpadnie w histerię, a osoba uzdolniona magicznie? W odruchu, nie myśląc, będzie się bronić i rozwali pół miasta. Takie wypadki powinny ich spotykać nagminnie.

      "często mam wrażenie, że zostało mi jeszcze kilka tych cukierków, a jak przychodzę je zjeść, okazuje się, że cukierków nie ma" -- Ale od tych cukierków nie zależy twoje przetrwanie w głuszy, nie? ;) W chciwlach zagrożenia życia, priorytety się zmieniają i trudno utracić koncentrację na pożywieniu.

      "zupełnie nie rozumiem tego tekstu o koniu zmieniającym podkowy." -- Taki żarcik:P Zamiast "zmieniać jak rękawiczki", to "zmieniać jak podkowy", bo to koń... :P

      "Zatem myślę, że nie trzeba wymagać od bohaterów aż takiej finezji jeździeckiej, skoro nie do tego byli przyuczani całe życie." -- Ale jak to nie byli? Luende przecież nawet we wspomnieniu jest sadzana na koniu, w tym wspomnieniu, które ogląda Errie. A cała arystokracja po prostu musiała mieć zajęcia z jeździectwa, skoro przedstawiasz konie, jako w zasadzie jedyny środek transportu. A jesli chcesz pokazać czyjeś nieogarnięcie w tym temacie, na przykłąd u Saina, który wcześniej biegał na piechotę do miasta, to podkreśl jakoś niewłaściwość takiego zachowania, bo ludzie to czytają, zapamiętują i uważają, że to jedyne słuszne postępowanie.Bierz odpowiedzialność za swoich przyszłych czytelników.

      "Tak, wiem, wiem. Zwrócę na to uwagę, usunę, poprawię. Mogę na to już nie odpisywać? " -- znowu nie mam pojecia, do czego sie odnosisz:P

      "Ona nie przypuszcza, że jest jego pierwszą ofiarą." -- Okej, ale zdanie, w ktorym to napisalas, bylo niezgrabne i trzeba je przebudowac.

      "Właśnie dlatego wybrano do tego Errie. Teoretycznie zupełnie się nie nadaje z żadnej strony, by być upadłym aniołem, ale jest tak naiwna i głupia, że istniała wielka szansa, iż odda serce" -- Ale przeciez nie miala ku temu zadnej, zupelnie zadnej motywacji. GLupota glupota, ale powinien ja do tego pchac jakis impuls, a tu nie bylo zadnego.

      Co do ochwatu, opierałam się na wiki http://pl.wikipedia.org/wiki/Ochwat , punkt "pozostawienie zgrzanego konia na zimnie lub w przeciągu", źródło Jarosław Suchorski: Jeździectwo. Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Rolnicze i Leśne


      "Arryk od urodzenia mieszkał w Castheralu." -- jeśli tak, do dlaczego napisałaś, że "odkąd się tam wprowadził cierpiał na ogromne bóle głowy"? Skoro nigdy sie nie wprowadzał, bo i tez nie wyprowadzał się nigdy?

      "Ten ogień na kinkiecie był pilnowany. Prawdopodobnie uznałyście, że to Sin podpalił kinkiet, ale nie." -- Uznałam, że to zamek podpalił, ale po prostu kłóci mi się pozostawianie wolnego ognia z wiedza, ze to najczestsza przyczyna poswstawania pozarow :) Accident waiting to happen, ze zarzuce makaronizmem.

      "W jakiej stajni? Jaki Arryk?" -- No, ale akapit wczesniej opisywalas Arryka glaskajacego odruchowo klacz po szyi. Chronologia jest taka, ze Arryk z Raven widza jezdzca, Arryk idzie do stajni i widzi samotnego konia, ktorego glaszcze, a potem BAM! Kon materializuje sie przy Luende.


      Tak, mysle, ze pobilas rekord :D

      Usuń
    2. Ja wyrażam swoją wątpliwość oraz niezrozumienie, bo nie jestem pewna, do czego był to przytyk. Ja prostu człowiek jestem xD

      Nie zostawię jej tak. Lue przeżyje niesamowitą metamorfozę. To znaczy wróć, po prostu będzie sobą, a i jej historia ciut się zmieni. Za dużo tego dobrego, no.

      Genialnym dzieckiem to ja raczej nie byłam, jak regularnie podkreśla moja rodzinka, tylko z ulgą podkreślając, że za to byłam grzeczna i mało problematyczna. No, jak dziecko siedziało i jeno głupoty wypisywało, to faktycznie grzeczna byłam xD

      Tym „oto droga”. To było urocze. Nie wiem, czy bardziej jego ogarnięcie, czy ten komentarz.

      Tak, chociaż z tym mega to bym nie przesadzała. Po prostu widziałam go kichającego bardziej niż reszta… ale reszta chyba w ogóle nie kichała. Pora to zmienić.

      Oj, mamooo! Ale przecież ona nie jechała tą samą uliczką, którą tam przyjechała! Muszę to wyraźnie napisać, bardzo wyraźnie, wersalikami, bo się zaczęło za mną ciągnąć straszliwie xD

      Zaznaczę. Wydawało mi się to oczywiste, kiedy pisałam – typowa ałtoreczka.

      To będzie wycięte, stąd ten mój pomysł na histeryzującą dziewoję. Spokojnie, pamiętam jeszcze pi razy drzwi, co żem powypisywała.

      Goddamit. No to napiszę. Albo zginę, próbując!

      Stajnie zostały wycięte, obecność Aylee wyjaśnię. Mam już pomysł, generalnie. Tylko muszę usiąść i wprowadzić go w życie, a najpierw notatki. Dużo notatek.

      Tak, za bardzo skupiłam się na podkreślaniu jego potrzeby pocieszania wszystkich, przez co zapomniałam o kreowaniu drugiej strony. Wyrównam to. Nie powinno być trudne.

      Em, zgrabniejsze słowa oznaczają u mnie to właśnie, na co narzekasz. Poprawienie jego przedstawienia, utemperowanie narratora, ogarnięcie samego księcia.

      Chłopak jest inteligentny i skłonny do poświęceń, tylko nadal młody i się uczy. Mówię, to po prostu kwestia kulawego przedstawienia, które naprostuję w najbliższym czasie. I ogarnięcie narratora.

      Usuń
    3. Chodziło o to picie na umór przed egzaminem, no.

      Kiedy uciekała z Eravunnah. Tam trochę było o jej szkoleniu, magii, która pojawiła się podczas jednej kłótni z Jackiem. Ale podkreślę, zaznaczę lepiej.

      No, w Akademii to zabezpieczają raczej solidnie, poza nią jest problem. Ale w sumie nie pomyślałam wtedy o takim zachowaniu egzaminatora, poprawię.

      To pozostaje mi kwestię żarcia zrzucić na karb braku doświadczenia. W końcu księżniczka, mimo najszczerszych chęci, nie musi się nadawać do wydawania racji żywnościowych. Załatwię to jakoś.

      Rozumiem, o co chodzi. Użyłam tego argumentu, bo fragment nie tyczył bezpośrednio Lue, a Aviela i rodzeństwo. Po prostu kiedy koń jest spłoszony, coś takiego jest dość naturalne, ale spróbuję napisać to tak, żeby nie raniło niczyich serc i nie brzmiało jak końska scena tortur :c Bo to tak nie działa. Gorzej, gdyby mieli ostrogi, to bym im pewnie nóżki osobiście pourywała.

      Chodziło o kwiczącą kreację świata.

      Impulsem miała być utrata pierwszej miłości, dziewczynki ze złamanym serduszkiem często histeryzują, a ona w dodatku jest głupia. Okazało się, że nie aż tak xD

      O___o Przyznam, nie wczytywałam się w książki o chorobach koni jak moja mama, ale takiej teorii jeszcze nigdy nie słyszałam. Może to książka wydana w PRLu, wtedy to w ogóle były ciekawe teorie, że koń powinien otrzymywać wyliczone na kilogramy siano i tak dalej… Generalnie coś takiego może doprowadzić do zaziębienia, które, nieleczone, w ostateczności do poważnych chorób, jak COPD. Ale ochwat? Od wiatru? Albo może do kowala wyślę smsa, nie rozkuł mi kobyły, to niech się do czegoś innego przyda.

      Odkąd ONI się wprowadzili! Wprowadzili było nawet w cytowanym fragmencie .___.

      Zamek nie zjarałby się sam, a oni byli do kinkietu plecami obróceni. Castheral nie jest jeszcze aż tak zdesperowany xD

      Och. Ok. To coś mi się jebło w narracji, powinno być inaczej. Przyjrzę się temu.

      Yaaay <3 Przynajmniej coś mi się udało, chociażby tomciowy rekord!

      Usuń
    4. Przytk był podwójny, jeden do tego, że raz piszesz Exiles a raz Exile, jak ci akurat wygodnie, a drugi do tego, że używanie angielskich słów zamiast polskich to taka śmieszna maniera, któa nie zawsze jest potrzebna, ot, niektózy uważają, że po angielsku wszystko brzmi lepiej. Tylko że u ciebie część osób ma nazwy angielskie, część polskie, część francuskie, co wprowadza dodatkowe zamieszanie i nie wiadomo już, jaki właściwie był koncept autorki:)

      No, ale jeśli Sain w pakiecie z wilkołąctwem dostał psie zmysły, to powiny się one przejawiać czyms wiecej, niz tylko kichaniem. Powinien przede wszystkim moc wyweszyc mnostwo rzeczy -- nawet jesli zamek blokuje mu wech, to juz na otwartej przestrzeni, na dziedzincu, powinien wiedziec, kto pachnie strachem, a kto radoscia, latwiej znajdywac po wechu zgubionych ludzi, byc w stanie sledzic uciekającego Eidena po zapachu itd. No i jeszcze inne zmysly, powinien miec lepszy sluch i niechacy, czy wrecz wbrew sobie posluchiwac rozmowy innych ludzi w innych pokojach. A on tylko kicha.

      Co do wprowadzania Arryka do Casterhalu, przeczytałam zdanie kolejny raz i już widzę -- namieszały podmioty. W poprzednich zdaniach pisałąś o Arryku, więc kiedy pojawia się "wprowadzili", człowiek myśli o Arryku i Raven, o Arryku i duszach, o Arryku w licznie mnogiej generalnie. Nie o innych lokatorach.

      Nie trzeba być księżniczką, żeby rozdawać racje żywnościowe, wystarczy mieć mózg i zobaczyć, że jedzenia jest jakby mniej po posiłku niż przed posiłkiem :P

      Usuń
    5. Też się zdziwiłam z tym ochwatem. I faktycznie to przechłodzenie w innych źródłach nie występuje, bo aż poszukałam. Ale ja nie o tym, tylko w sprawie Exilesów. Bardzo pouczający, aczkolwiek prześmiewczy tekst na temat nazewnictwa: http://sapkowski.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=315 Bo o ile Raven i Exilesi/Exilesowie to przypadki dość łagodnie, to jednak nieco wkurzają. Ze swojej strony poradzę, by grupować sobie bohaterów kulturowo i jeśli już się inspirować, to konsekwentnie. Bohaterom narodowości A dać imiona nibywęgierskie, B - pseudofrancuskie, niech gdzieś nam powieje Prowansją w obrębie kręgu kulturowego B, tam znów wplącze się dziecko pary mieszanej, co po imieniu da się łatwo zidentyfikować i co da innemu bohaterowi pretekst do rozpoczęcia na ten temat rozmowy. Albo nie rozpoczęcia - kto wie, może małżeństwa mieszane są akurat źle widziane, wtedy temat bohater delikatnie ominie. A jeśli już dawać rodowi nazwisko, które coś znaczy, to nie po angielsku, chyba że jest to świat Shadowsongów i inszych Whisperwindów - zresztą Wygnańcem być... źle to propagandowo wygląda. A najlepiej nie szukać tłumaczenia w żadnym zbyt rzucającym się w oczy języku. Którą to zasadę znakomicie rozumie pewien uzurpator Aragornem zwany, założyciel dynastii Łazików, co jednak sprytnie zamaskował Quenyą, będącą językiem nawet w Gondorze martwym i elitarnym.

      Usuń
  6. Przeczytałam ocenkę i biegnę drukować sobie medal. To była bardzo przyjemnie i produktywnie spędzona niedziela.
    Also, marzę o tym, żeby zostać tutaj oceniona, ale a) muszę jeszcze zredagować opko, ewentualnie napisać jakieś nowe, b) musi się otworzyć okno kolejkowe. Czekam więc póki co na następne występy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że to drugie nastąpi nieprędko.

      Usuń
    2. Spokojnie, to pierwsze też nie :P Można powiedzieć, że na tej płaszczyźnie dogadujemy się idealnie.

      Usuń
  7. Jeszcze jedno, bo chyba to pominelam w ocenie, a w nocy mi sie przypomnialo... Dlaczego Eiden nie byl w zbroi w obozowisku? Dlaczego Aylee nie byla w zbroi, skoro byla wcielona do wojska? A jesli byli, to ich zastanawianie sie nad zimnem w nocy ma maly sens, bo pod zbroja nosi sie przeszywke i ona calkiem niezle grzeje. Rodzi to tez inne problemy - jesli byli w zbroi, powinni chrzescic przy chodzeniu i nie skradac sie tak dobrze, powinni sie szybciej meczyc i powinno im byc niewygodnie. No i podczas bojki z Sainem Eiden powinien byc znacznie lepiej chroniony. Rodzenstwo Saina zas nie powinno miec zadnych problemow z rozpoznaniem rodzenstwa krolewskiego, bo ksiazece zbroje mialy odpowiednio bogate zdobienia, barwy, moze jakis herb sie powinien przewinac, ktore powinny jedoznacznie zdradzac ich tozsamosc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E no, jak oni chowani w lesie i w innym państwie, to nie musieli rozpoznać. Ewentualnie tylko, że to ktoś znaczny. Ale to by mogli nawet po normalnych ubraniach, chociaż na polu bitwy się nosi raczej praktyczne.

      Usuń
    2. Z jednej strony praktycznie, ale z drugiej, o ile pamietam, dowodca musial sie rzucac w oczy, zeby bylo wiadomo, kogo sluchac, za kim biec i kogo ratowac. No i na pewno tak zbroja jak i stroj codzienny powinien byc zrobiony z niesamowicie dobrego materialu, niedostepnego ludziom lasu (jakis odpowiednik jedwabiu czy zlotoglowia), jakas pantera przerzucona przez plecy, jakies pawie piora w wiekszej ilosci zatkiete w helm, czy wreszcie lilie krolewskie wytloczone w zlocie, w zaleznosci od okresu i okolicznosci.

      Usuń
  8. Tak teraz ogólnie odpiszę, bo już nie mam siły, szczerze mówiąc. Wolę przysiąść do tego tekstu, taka okropna jestem :c
    Uwagi wzięłam sobie do serca i zapamiętam, z pewnością jeszcze wielokrotnie wrócę do samej ocenki, żeby przypomnieć sobie, co jeszcze. Tymczasem zabieram się do roboty i zapewniam, że poświęcenie nie poszło na marne.
    To by było dopiero przykre, swoją drogą. Ale nie jestem podłym człowiekiem, wracam do moich notatek!

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie znam kompletnie ocenianego opowiadania, nigdy nie miałam z nim do czynienia, a mimo to przeczytałam tą niesamowicie długą ocenę z zainteresowaniem. Przeczytanie tej oceny powinno być obowiązkowe dla opkowych pisarzy fantasy, bo jest niezwykle pouczająca - dobitnie uświadamia czego należy się wystrzegać, a to wbrew pozorom nie jest tak oczywiste.
    Szczególnie ciekawe dla mnie są uwagi odnośnie realiów i świata, bo zauważyłam, że popełniałam identyczne błędy.
    Gayo, Leleth - już wcześniej podobały mi się wasze oceny, ale od teraz jesteście moimi idolkami i bardzo chciałabym, żeby moje opko zostało kiedyś przez was ocenione. Oczywiście muszę je najpierw napisać, a to trochę potrwa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, Ilse :) Oby wena nigdy cię nie opuszczała :)

      Usuń
    2. Bardzo nam miło, ale w pisaniu tej oceny pomogła nam również Lawinia, no i choćby, jeśli chodzi o fragmenty o koniach, Orszula :).
      Zanim odblokujemy kolejki, też trochę potrwa ;).

      Usuń
  10. Przepraszam, z tela się ciężko czyta komcie i pewnie przeoczyłam kwestię, którą zamierzam poruszyć, noale co zrobić. *ale braku polskich znaków telefonem nie usprawiedliwiam, wygrałam?*
    Dotarłam póki co do miedzianego konia i chciałam spytać, jaki to grzech. Język polski dopuszcza tworzenie przymiotników od rzeczowników; czy to jakiś grzech ciężki względem maści koni czy co? Pytam, bo nie wiem, jakby coś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miedziany może być traktowany dwojako - jako kolor, ale też jako materiał, to pewne przerysowanie pod względem umiejętności klaczy, która zachowuje się chwilami z wytrzymałością mechanicznej.

      Usuń
  11. Z jednej strony to fajnie, że ktoś postanowił podjąć się oceny tak długiego opowiadania, tym samym pisząc tak długą oraz wyczerpującą ocenę... Z drugiej jednak obawiam się, że to nadal tylko opka i blogaski a pisanie ocenki długości doktoratu to już trochę przesada i niemalże choroba. Bez przesady, same mówicie o tym jaki to serious biznes w ocenialniach jest, a same jesteście nie lepsze. Nie chcę tym samym negować waszych zasług na polu oceniania czy coś, po prostu jak są ocenki długości świstku z pralni to tutaj mamy przesadę w drugą stronę. Tak uważam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, uwazasz wobec tego, ze powinnam publikowac cos gorszego, niz to, na co naprawde mnie stac, byle tylko nie stracic imidzu? Aha. :D

      Prawda jest taka, ze ocenki pisze z nudow. Czesto w zwiazku z obowiazkami sluzbowymi utykam w jednym miejscu w oczekiwaniu az cos sie zdarzy, a moja jedyna rozrywka jest internet. Moglabym patrzec w sciane, ale moge tez pisac ocenki, wiec czemu nie.

      Usuń
    2. Jakby miały dziewczyny mniej uwag, to by napisały krótszą ocenę. I mogłyby - rzucając tylko parę zdań na temat zagadnienia i weź tu się domyślaj sama, autorko. Ale wolały podeprzeć każdą ze swoich uwag odpowiednim cytatem - co znacznie wydłużyło tekst.

      "Same jesteście nielepsze" - co ma wspólnego napisanie długiej, wyczerpującej analizy tekstu z brakiem jakiegokolwiek dystansu do siebie, prezentowanym przez większość tzw. oceniających? Nie ma żadnego związku logicznego między tymi dwiema sprawami.

      Usuń
    3. Lol, ten komentarz jest tak głupi, że nie wiem, co powiedzieć.
      Dobrze, następnym razem pominę 3/4 uwag do tekstu, żeby mnie broń boru jakiś anonimek nie posądził, że robię coś za porządnie. W końcu dogłębne psychoanalizy obcych ludzi w internetach na podstawie jakiejś pierdoły są takie prawdziwe i takie dla mnie ważne. Tylko nie wiem, jak radzisz, mam je wyrzucać przez losowanie?
      I pokaż mi, gdzie mówiłam, że serious biznes to pisanie dobrych ocenek.
      I tak, jestem osobą, która nie dość, że robi to zawodowo, to jeszcze w hobby w cv wpisuje sobie między innymi "redakcja i analiza tekstów literackich". I starcza mi poza studiami, pracą, ocenkami, czasu na wszystko. Ludzie mają hobby, get over it.

      Usuń
    4. Krytykowanie innych za rzetelność i profesjonalizm - takie rzeczy tylko w polskiej morzosferze :D

      Usuń
  12. http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/c/cf/Cave_canem2.jpg
    Mozaika "uwaga pies" z Pompei. To taka ciekawostka w związku z tabliczkami. :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Ktoś aktualnie pisze ocenkę? Ja tylko pytam, a nie poganiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaya całkiem sporo napisała, ale teraz jest na urlopie - ale pewnie ta jej pojawi się końcem marca/początkiem kwietnia.

      Usuń
    2. Wlasnie wrocilam, jeszcze nie jestem do konca pewna gdzie jest gora a gdzie dol, ale jak tylko dojde do siebie, wroce do pisania :)

      Usuń
  14. Przeczytałam! :D Wiem wiem, jestem trochę nie na czasie, ale po prostu muszę skomentować (chociażby w celu pochwalenia się osiągnięciem :P). Czytałam, a raczej: słuchałam ocenki przez syntezator mowy podczas pracy przez ostatnie miesiące (chociaż z tygodniowymi przerwami), ale bardzo mi to umilało czas. Jestem pod przeogromnym wrażeniem zarówno Waszego zaangażowania, jak i wytrwałości autorki, która była w stanie zajść tak daleko ze swoją fabułą, pomimo upływu lat. Jeżeli Nearyh to kiedyś przeczyta, niech wie, iż chylę przed nią czoła, jako że sama zaczynałam kiedyś wiele w założeniu długaśnych tworów, ale żadnego nie pociągnęłam nawet do połowy. :P
    Ta ocena (chociaż chyba lepiej w tej sytuacji brzmi: analiza) genialnie i brutalnie pokazuje, jak trudno napisać wielowątkową, wiarygodną powieść z licznymi bohaterami, spójnym światem i logicznymi wydarzeniami. Jak bardzo trzeba poszerzyć swoją wiedzę, biorąc się za niektóre tematy, albo jak bardzo trzeba umieć obiektywnie spojrzeć na projektowane wcześniej w wyobraźni sytuacje.
    Sama ocena końcowa jest surowa, ale moim zdaniem sprawiedliwa (bazuję na tym, co przeczytałam w ocenie), chociaż porównując do jakości wielu innych blogów, które się tutaj zgłaszają, aż boli kontrast pomiędzy nimi. :D
    Poza tym pisałyście ten tekst we trzy (cztery?), a jest tak jednolity, jakbyście miały ten sam umysł. ;) Zdaje mi się, że tych rozmiarów ocena tak obszernego opowiadania (powieści?) to swojego rodzaju ewenement na skalę blogosfery. Zatem raz jeszcze wielkie gratulacje za kawał świetnej roboty, obyście miały jak najwięcej podobnej jakości materiałów do analizowania! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aw, dziekuje :D Szczerze mowiac, to chetnie przeczytalabym teraz dla odmiany cos piatkowego, bo dawno nic takiego sie nie trafilo.
      A co do tego, ze pisanie wielowatkowych tworow to nie jest latwy kawalek chleba - pelna zgoda. Tym bardziej podziwiam ludzi pokroju Tolkiena, czy Martinsa, ktorzy ogarniaja caly swoj wielki swiat, polityke, bohaterow, historie...

      Usuń