czwartek, 19 grudnia 2013

0056. bez-sarkazmu.mylog.pl

Miejscówka przyzywającego: Bez sarkazmu
Przedwieczna: Gayaruthiel

Twój profil na myspocie boli. Tło, czyli paski w gryzących się kolorach, wypala oczy.
Nie podoba mi się rozwiązanie, które zastosowałaś w menu. Po co utrudniać czytelnikom dostęp do opowiadania? Nie sądzisz, że to tekst powinien przyciągać uwagę, a nie szablonowe sztuczki? Czy dobrze zgaduję, że chcesz, żeby czytali cię tylko ci, którym naprawdę na tym zależy? Jeśli tak, mam nadzieję, że nie przeszkadza ci ilość wiernych czytelników, którą można policzyć na palcach jednej ręki. Potencjalne nowe dusze do kolekcji takie rozwiązanie szybko zniechęci. Niedobitki zaś mogą nie zdzierżyć drobnych białych literek na czarnym tle, zbitych w wąski pasek tekstu. Strasznie bolą od tego oczy.
W lisku, a, jak mówią moje źródła, i w operze, ucina końcówki tekstu pisane kursywą. Owszem, zamieściłaś informację, że szablon najlepiej wygląda w chromie, ale nie oczekujesz chyba, że czytelnicy popędzą ściągać jedyną przeglądarkę, w której tekst wyświetla się bez błędów, tylko po to, by móc się zapoznać z twoim opowiadaniem? Wspomniane źródła donoszą mi zresztą, że pod chromem też ucina końcówki, o tak: http://oi41.tinypic.com/dbh279.jpg

Przedstawiam tutaj dziesięć lat zamknięte w dwudziestu jeden notkach – A jednak notek jest tylko sześć. Rozumiem, że to twój plan, jesteś pewna, że nic się w nim nie zmieni?

00

cieszył się tym, że nie musi się mierzyć z dorosłością. – Myślisz, że właśnie takie myśli nachodzą siedmiolatka podczas urodzin? Hurra, jakże się cieszę, że nie jestem dorosły?

Widzę siebie i ich wszystkich, a także moich rodziców i państwa Black, i państwa Wilkes – Widzisz rodziców państwa Black, czyli dziadków dzieci, które opisujesz, tak?

Dla dziewczynki, która nie znała jeszcze sztuki teleportacji, była to niemal zamorska wyprawa – uwzględniała zmianę linii metra w tym koszmarnie mugolskim i zapchanym Oxford Circus – dlatego zaprowadził mnie tam mój ojciec i on miał mnie odebrać. – Widzę tu odstępstwo od kanonu, wszakże czarodzieje, jak widać na przykładzie Artura Weasleya, nie ogarniali ludzkiej technologii, nie umieli się nią zbyt dobrze posługiwać. Czystokrwiści nią gardzili. No i czemu by nie użyć sieci Fiuu?

bo oto leżę na swoim łóżku w dokładnie po środku pokoju – Wyrzuć nadmiarowe w.

Nawet jeśli brzmi to ukrutnie – Okrutnie. Twoje opowiadanie było oceniane już wiele razy, nikt nie zauważył tego błędu, czy też raczej postanowiłaś niczego nie poprawiać?

01

Jedna z moich kuzynek, w rodzinach takich jak moja naprawdę trudno je zliczyć czy rozróżnić, przyjechała, by się mną zająć – miałam bowiem tylko szesnaście lat i nie wolno mi było nawet zaczarować wody na herbatę. – W poprzednim rozdziale pisałaś, że rodzina bohaterki mieszkała w mugolskim domu i posługiwała się metrem. Dlaczego więc nie użyć starego dobrego czajnika do gotowania wody? Nie wiem, w jakich dokładnie latach toczy się akcja, ale skoro jest metro, to i powinny być elektryczne czajniki, wydaje mi się, że prędkością doprowadzania wody do wrzenia mogą się równać magicznym sztuczkom.

Pomagała, jak mogła, pilnowała Kłapouchej, żeby wypełniała swoje obowiązki i nie wchodziła mi w drogę. – W domu jest skrzat, skrzat nie może zagotować wody? W czym opieka kuzynki nad skrzatem będzie efektywniejsza od opieki bohaterki?

Wtedy to do mnie trafiło. – Może jednak: wtedy to do mnie dotarło.

02

w tej, która nie łączyła się ze światłymi Arbanddelami a z moją całkowicie pomyloną babką – Przecinek przed a.

nawet Morris, och, nasz słodki Morris, który potrafił wybaczyć każdemu, nie potrafił jeszcze wybaczyć mnie – Wybaczyć czego, nie odpowiadania na listy? To kiepski z niego przyjaciel, zwłaszcza, że zna chyba powody depresji koleżanki, jej sytuację rodzinną? Ponadto, wybaczyć MI.  

– Próbowałam. // Estera wybudziła mnie z półsnu, który w końcu odnalazłam, i tym jednym słowem zraniła mnie bardziej niż całym swoim milczeniem. Odwróciłam głowę w jej kierunku, ale wcale na mnie nie patrzyła, swoje duże, żabie oczy wlepiała w poduszkę i za nic miała sobie to, z jakim uporem maniaka szukałam jej dla samej siebie. // – Przepraszam – spróbowałam, ale nie odpowiedziała i na tym skończyła się nasza pierwsza rozmowa od feralnej nocy, gdy aresztowali mojego ojca. – Ale o co chodzi, skąd ten dramat? Lisa zostaje sama jedna na świecie, matkę zamordowała jej babcia, ojciec siedzi w Azkabanie – a przyjaciele mają jej za złe, że nie odzywała się w wakacje? Serio? W takim razie ci przyjaciele to wyprane z empatii buce. Za co Lisa właściwie przeprasza? Oraz, laska za nic miała to, jak druga laska z uporem maniaka szukała dla siebie poduszki?

– Rozmawiałaś już z Frederickiem? – spytała kiedyś Estera, bo to ona z całej trójki najczęściej próbowała się jeszcze ze mną skontaktować. // – Dlaczego miałabym z nim rozmawiać? (...) Spojrzała na mnie z autentycznym oburzeniem. Virginia, chowająca się gdzieś za jej plecami, prychnęła, a ja na moment przypomniałam sobie, że przecież nie lubiłam nigdy tej wyrachowanej podróbki dobrego człowieka. // – No nie wiem, nie wymieniliście przypadkiem wystarczająco śliny, żeby nazywać to związkiem? (...) – Freddie i ja nie rozmawialiśmy ze sobą od czerwca i nie sądzę, żeby to się zmieniło – odpowiedziałam gorzko, bo przecież powód, dla którego przestał się on do mnie odzywać, był aż nazbyt oczywisty. – Przestraszył się tego, co spotkało mojego ojca. – Jakim cudem Estera nie wie o reakcji Freddiego na aresztowanie ojca Lisy? Czy też wie i celowo się znęca?

Dopiero pod koniec listopada mojego szóstego roku w Hogwarcie po raz pierwszy dotarło do mnie to, że może wszyscy nie odwrócili się ode mnie ze względu na moje wakacyjne humory, że może prawdziwa przyczyna leżała w moim ojcu. – Rozumiem, że nasza bohaterka nie jest szczególnie bystra.

– Luna. // Tyle powiedział, zanim usiadłam koło niego na tej ławce – Ok, coś mi tu nie bangla. Mugolska koleżanka wołała na nią Lisa, ślizgoński kolega woła Luna. Wspomniałaś w poprzednim rozdziale, że Rosier nie musiał wypierać się nazwiska, bo to nie jego ojciec siedział w Azkabanie. Rozumiem z tego, że Luna/Lisa nazwisko musiała zmienić. Imię też? Ale przecież mieszka wciąż w tym samym domu, bo nic nie wspomniałaś o przeprowadzce. I żaden mugol się nie dziwił tej nagłej zmianie? Z międzywiersza wynika, że dziewczyny znały się jeszcze za życia seniora, więc zanim zmiana nazwiska stała się konieczna. Dlaczego w ogóle Arbanddel siedzi w Azkabanie, skoro prześladowanie mugoli jest na porządku dziennym i mało kto przeciw niemu aktywnie protestuje? A przynajmniej taki obraz sytuacje daje nam zachowanie Leah, a przede wszystkim zachowanie Gryfonów obserwujących katowanie koleżanki – bo dlaczego żaden z nich nie pobiegł po pomoc? To w końcu atakowanie innych ludzi jest normą społeczną w tym czasie, czy nie? Co da Lisie/Lunie zmiana nazwiska, jeśli w szkole wszyscy wiedzą, kim jest, a mugole i tak nie mają o tym pojęcia?

03

Znienawidzisz go za to, co robił, bo na tej wojnie zginęła twoja szkolna koleżanka? – Szkolna koleżanka? Czyje zdjęcie było w gazecie? Do tej pory byłam pewna, że tamtej bezimiennej dziewczyny z ulicy. Dopiero pod koniec rozdziału, w ostatnim zdaniu, dowiadujemy się, że jednak chodziło o Esterę.
Kiedy właściwie Luna wizytowała Narcyzę? Podczas roku szkolnego, jak to wynika z narracji? Przecież wtedy wszyscy byli skoszarowani w Hogwarcie. Podczas wakacji? Dobrze byłoby o tym wspomnieć.

04

Patrzyłam, jak rozsiada się wygodnie na ławce tuż obok mnie, jak wyciąga się i rozciąga tak zwinnie, że nie powstydziłby się tego nawet mój kot, może to wspólna cecha rzeczy rudych? – Ani kot, ani chłopak nie są rzeczami.

05

Nawet nie wiem, czy nie była to tylko jedna z wielu prób zabicia w sobie tego głosu, który był naprawdę, który brzmiał naprawdę i który został naprawdę. – Trochę za daleko poszłaś ww poetyckość i nie mam już pojęcia, o czym właściwie piszesz.

Ofiara po to żaden sport, tak potem wielokrotnie mówiła, sama to słyszałam, sama temu przytakiwałam. Ofiara przed jest najsmaczniejsza. – Przecinek po po. Oraz przed czym, po czym?

Wewnętrzną niespójność tej notki sponsoruje fakt, że miało być o jednym, a jak zwykle wyszło o czymś innym i zrobił się bałagan. A ja to chyba jestem ostatnią osobą na świecie, której by się chciało ten bałagan sprzątać. – Jeśli nie chce ci się sprzątać bałaganu, po co w ogóle zgłaszasz się do ocenialni?

06

czułam jego oddech na swojej skórze, czułam jego oddech na jego skórze – Wilkes chuchał sam na siebie? Jak mogła czuć oddech na CZYJEJŚ skórze?

Nie wiem, ile czasu zajęło Wilkesowi przekonanie Rosiera, że cała ta scena była tylko fatalnym porozumieniem – Nieporozumieniem.

nie musiałam już skradać się po własnylim domu i nie musiałam już bać się słońca – Własnym.

Ocena będzie ekstremalnie krótka, bo i opowiadanie nie poraża długością.

W opisie opowiadania piszesz, że tematem jest Luna i jej związek z Rosierem – co przyjęłam bez mrugnięcia okiem, bo po opowieściach o miłości kałamarnicy do zamku i Hagrida do Zgredka żaden możliwy pairing mnie już nie zdziwi. Niemniej okazuje się, że nie o Lunę Lovegood chodziło, a Lunę Arbanddel. Dlaczego użyłaś imienia postaci, która już istnieje w świecie HP? Oczywiście, wiele osób nosi takie same imiona, ale w potterlandzie rody magiczne stawiały raczej na oryginalność. Nie jest to błąd, raczej luźna uwaga. Zresztą, kto wie, może celowo dezinformujesz potencjalnych czytelników?

Ojciec Luny należy do starego, arystokratycznego rodu. O matce wiemy niewiele, tyle tylko, że nie pochodziła z właściwej rodziny. Domyślam się, że skoro ojciec Luny nie został wyklęty z kręgu znajomych i przyjaciół Blacków, oznacza to, że nie była mugolką ani nawet mugolakiem – pewnie należała do czystej krwi rodu niższych kręgów. To samo tyczy się teściowej, Elisabeth, zastanawiam się więc, dlaczego arystokratyczne środowisko nie kręciło nosem na wybory życiowe Arbanddelów. Dlaczego w ogóle Arbanddel mieszka pośród mugoli? Jeśli był śmierciożercą i podzielał poglądy Blacka, jeśli brał udział w znęcaniu się nad zwykłymi ludźmi, dlaczego pozwalał Lunie na zabawy z tamtą dziewczynką z ulicy? A skoro już przy tym jesteśmy, dlaczego Rosier, ze wszystkich ludzi, też zdecydował się na mieszkanie w mugolskiej dzielnicy? Zastanawiam się też, skąd ta mnogość kuzynek, skoro arystokracja miała zazwyczaj małą ilość dzieci. Bo raczej nie masz na myśli tego, że wszystkie wysokie rody są ze sobą spokrewnione, skoro wcześniej wyraźnie rozróżniałaś nazwiska progenitury znajdującej się na przyjęciu urodzinowym.

Główna bohaterka jest rozchwiana, chronicznie niewyspana, na granicy psychozy. Rozpaczliwie spragniona akceptacji, zaszczuta. Nie dziwi więc jej chwiejność, wpadanie w ramiona Wilkesa, ani chora, rozpaczliwa fascynacja Rosierem. I w zasadzie tylko jej słaby stan psychiczny tłumaczy scenę nagłego pocałunku, bo w normalnych warunkach uroda fizyczna Rosiera nie powinna mieć na Lunę aż takiego wpływu. Bo przecież piękne oczy to jedyne, co ją w nim przyciąga, dziewczyna nie ma pojęcia o jego poglądach i zainteresowaniach, co jasno widać w scenie znęcania się nad Gryfonką.

W jednym z komentarzy pytasz, jak i za co można lubić Lunę. Otóż można, właśnie za jej człowieczeństwo, za ludzkie odruchy. Jest ofiarą sytuacji, tonie w środowisku śmierciożerców, z którego nie ma już dla niej drogi ucieczki, ale nie przeszkadza jej to opłakiwać śmierci znajomych czy żywić sympatii do mugoli. Jej słabość psychiczna jest przekonująca, a ponieważ mało kto jest supermenem w prawdziwym życiu, jej wady pozwalają czytelnikom lepiej się z nią identyfikować. Oczywiście ty, jako że znasz już całą historię, możesz patrzeć na nią inaczej, ale my mamy na razie tylko sześć odcinków, a w nich Luna nie jest potworem.

Bardzo słabo wypadło tło, czyli koledzy Puchoni. Jak wspomniałam wyżej, wykazują się szokującym brakiem empatii, wpędzając Lunę w nieuzasadnione poczucie winy. Twojego ojca zabrano do najcięższego więzienia na świecie, a ty popadłaś w szok i być może ciężką depresję? Mam to w rzyci, strzelam focha, bo nie odpisujesz na moje listy z ploteczkami. Nie jestem pewna, czy takie potwory chciałaś zbudować. Nikt nie zaoferował Lunie prawdziwego wsparcia w tych trudnych dla niej chwilach, nikt poza kuzynką. Nijak się to ma do wcześniejszych opisów sugerujących, że jeśli nie przyjaźń, to z pewnością koleżeństwo łączyło dziewczęta dzielące jeden pokój. Mimo tego, podobał mi się opis Virginii wpatrującej się w Lunę z nienawiścią, to był dobry, mocny kawałek.

Z postaci drugoplanowych najbardziej podoba mi się Narcyza. Czytanie o jej dziecięcej radości i dorosłym strachu i poświęceniu budziło emocje, jest to bardzo zgrabnie poprowadzony wątek.

Wilkes jest na razie zarysowany bardzo słabiutko. Mam wrażenie, że sugerujesz jego uczucie do Luny, i to, że biedny Wilkes nie potrafi samodzielnie podjąć żadnej akcji, skrępowany dobrym wychowaniem i nieśmiałością. Średnio ta nieśmiałość pasuje mi do zdeklarowanego śmierciożercy.

O Rosierze wiemy też malutko, ale już zaczyna się rysować rasowy psychopata. Wiemy, że obdarzony był urokiem osobistym i urodą oraz że uczucia innych osób nie zaprzątały jego myśli. Z komentarzy bohaterki wynika, że ich związek był patologiczny i jednostronny.

Jest też Leah, z pozoru cicha i opanowana, lecz de facto ledwo kontrolująca swoje szaleństwo i swoją agresję. Dziwię się, że scena napaści na Gryfonkę nie doczekała się odpowiedzi ze strony ciała pedagogicznego. Jasne, czasy były takie, że obsesja czystej krwi podnosiła głowę coraz wyżej, ale myślę, że tak otwarte zachowanie nie przeszłoby bez echa. Ocalona Gryfonka nie miała żadnego powodu, by milczeć po zdarzeniu, nie wspominając o świadkach. A gdyby Luna nie stanęła w jej obronie, to co, Leah by ją zamordowała na szkolnym korytarzu? Jasne, psychopatka jest do tego zdolna, ale wyobrażasz sobie, że nie trafiłaby po tym prosto do Azkabanu? Dziwi w tym kontekście, że Rosier nie próbował jej powstrzymać na równi z Luną – chyba że również chciał się pozbyć koleżanki. Tylko że to z kolei ma się nijak do opisywanej wcześniej tendencji czystokrwistych do trzymania się razem.

Jest melodramatycznie, ale w granicach rozsądku i strawności. Nie popadłaś w mniszkowatość ani w przesadny angst. Opowiadanie czyta się płynne i bezboleśnie; od strony językowej nie mam ci nic do zarzucenia. Jeśli zaś o prowadzenie historii idzie, odnoszę wrażenie, że zapominasz czasem, że wiesz więcej niż czytelnik i zapominasz podrzucić mu wskazówki, które pozwoliłyby odnaleźć się w przedstawionym świecie – jak choćby podczas sceny ze zdjęciem w gazecie. Trudno jest się przejąć losami kogoś, kogo nie znamy, nie wiemy, jakie są relacje łączące anonima z bohaterką, ani co właściwie się stało. Moim zdaniem powinnaś nieco wcześniej wyjawić , że to o Esterę chodziło, tak, by czytelnik mógł poczuć jakieś emocje. Podobny problem pojawia się już w pierwszym rozdziale – z opisu bloga dowiaduję się, że chodzi o Lunę, zakładam, że o Lunę Lovegood, po czym czytam rozdział i próbuję jakoś posklejać te informacje – wcześnie i tragicznie zmarła matka niby się zgadza, ale już nijak nie pasują do obrazka herbatki u Blacków. Nie wiem, kim jest główna bohaterka, czy opisujesz kogoś z kanonu, czy też wymyśloną postać – tego ostatniego dowiaduję się dopiero, gdy pada jej nazwisko.

Niewątpliwą zaletą opowiadania jest jego tematyka, podoba mi się, że chcesz pokazać drugą stronę medalu, śmierciożerców jako ludzi, a nie jako jednowymiarowe roboty do zabijania. Jasne, są przerażający, okrutni, ale też smutni i złamani, ludzcy po prostu.

Fajnie też, że na dom Luny wybrałaś Hufflepuff, bo jest on często pomijany w fanfikach i przyda mu się nieco światła. Nawet jeśli ukazujesz go jako dom odrzutków, dla których nigdzie indziej nie było miejsca, ma to sens.

Jak na potterowego fika jest nieźle, ale jak na opowiadanie, które przepisujesz i dopieszczasz od ponad dziesięciu lat, cóż. Po takim wprowadzeniu oczekiwałam dopracowanego do najmniejszych szczegółów majstersztyku. Nie widać tego niesamowitego nakładu czasu włożonego w ten tekst. Nawet jeśli patrzeć na niego jak na zwykłe opowiadanie, pisane na bieżąco, brakuje tego ostatecznego elementu przyciągającego uwagę i wyróżniającego twoje opowiadanie spośród setek innych.  
Cztery.



170 komentarzy:

  1. zacznę od takich prostych spraw, bo, jeśli mam być szczera, nie za bardzo chce mi się komentować. sam link dotarł do mnie od ećki z opisem: lol, co ja patrzę, i myślę, że sama ećka ujęła to najlepiej.
    pierwszym problemem, jaki mam z tą ocenką, jest fakt, że oceniać, przynajmniej w moim mniemaniu, nigdy nie powinno się przed skończeniem całego opowiadania. no, może w przypadku tasiemców, w których nie ma się co spodziewać trzęsienia ziemi. ale nie w przypadku takich maleństw, w szczególności zaś nie w przypadku maleństw z dość eee ekstrawaganckimi formami narracji, bo można się samemu kopnąć w tyłek. jak się oceniająca kopnęła. bo oto ja, autorka opka, siedziałam z dobre dziesięć minut i rozkminiałam – kto to do kurzej nędzy jest lisa?
    za to małe konfundowanie może i bym przeprosiła, ale za chwilkę wyjaśnię, dlaczego jednak nie. zacznę od gigantycznej niespójności, która wynikła z samego właśnie imienia luny. oceniająca jednocześnie zarzuciła mi, że luna skojarzyła jej się z luną lovegood (oryginalne środowisko magiczne zapomniało chyba już o albusie severusie – zresztą, luna a. jest starsza o luny l. i mogłaby nawet być jej matką) i jednocześnie przyjęła bez żadnego problemu to, że opowiadanie tyczyć będzie rosiera. rosiera, który umarł zanim luna się narodziła. więc dlaczego tak łatwo jest przyjąć istnienie dwóch evanów rosierów a tak trudno – istnienie dwóch lun? kolejny kamyczek do koszyczka tego, że o tekście trzeba pomyśleć, a nie pisać, co się na jęzor nawlecze.
    to się tyczy wielu różnych maluteńkich kawałeczków tej oceny. zacznijmy choćby od tego, że czarodzieje nie chcieliby korzystać z metra i innych takich. rowling sama w sobie jest niewyobrażalnie sprzeczna w tych swoich założeniach, bo oto najpierw utrzymuje, że czarodzieje nie znają nawet sposobu ubierania się mugoli, a potem ładuje najstarszy, czarodziejski ród w sam środek londynu. jak się chce żyć w sercu mugolskiej społeczności, to trzeba się, niestety, zasymilować. przynajmniej do stopnia, w którym potrafi się posługiwać mugolską komunikacją. czajnik to jest wyższy poziom – co innego pojechać taksówką czy metrem, a kupić czajnik; zresztą, urządzenia elektryczne wariują w otoczeniu magii, więc czajnik i tak by nie działał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. skrzaty, jak widać po przykładzie zgredka lub stworka, mają swoje humory, swoich ulubionych właścicieli i swoich wrogów, których nie będą słuchać. wiadomo, można je zmusić do wszystkiego, ale trzeba mieć do tego wolę. luna nie ma woli jako takiej. dlatego – nie wgłębiając się w te relacje – nie należy odrzucać tego, że skrzat miałby ją w bardzo głębokim poważaniu.
      kilka twoich wątpliwości fabularnych:
      po śmierci swojej żony ojciec luny, przekonany, że to wina „tamtych” (znaczy, jego matki, ale ludzie wpadają w większe paranoje) odciął się od swoich znajomych, stąd luna jest puchonką i może robić to, co chce, jeśli chodzi o mugoli. nie podoba mi się to, z jaką pewnością założyłaś, że po tylu latach opowiadanie jest niesamowicie dopracowane – i z tego powodu, jak wnioskuję, wystawiłaś mi taką a nie inną ocenę – zupełnie pomijając fakt, że pewne wątki, cóż, też mają dziesięć lat i trzeba je zostawić tam, gdzie były. to dotyczy aresztowania ojca luny, oczywiście, którego bym pewnie teraz nie wymyśliła, bo trudno je wziąć na wiarę. takie pisanie latami ma więcej wad niż zalet. nic się nie poprawia. tylko takie koszmary ciągną się za tobą i ciągną bez końca.
      ojca luny najprawdopodobniej szantażowano. obłożono klątwą. słowem – zmuszono. nie ma innego wyjścia, tak mi się wydaje. aresztowano go, bo trwała wojna i aresztowano wszystkich, jak leci. nic nie było na porządku dziennym. mamy pierwszą wojnę z voldemortem, w której zginął bardzo młodo evan rosier, o czym wiemy z hp, więc czas jest prosty do określenia.
      mary macdonald prawie umarła w ataku avery’ego, a afery grzecznie skończył szkołę. a przynajmniej kanon nie wspomina o aresztowaniu, wszak jego wspólnik, mulciber, został nawet – haha – szanowanym członkiem społeczeństwa. w hogwarcie działy się koszmarne rzeczy. trzeba tylko przyjrzeć się kanononowi.

      Usuń
    2. "rowling sama w sobie jest niewyobrażalnie sprzeczna w tych swoich założeniach, bo oto najpierw utrzymuje, że czarodzieje nie znają nawet sposobu ubierania się mugoli, a potem ładuje najstarszy, czarodziejski ród w sam środek londynu."

      Ekhm, chcę zaznaczyć, że Londyn cokolwiek się zmienił w ostatnim tysiącleciu. No wiesz, rozszerzył się tak o kilkadzisiąt mil w każdą stronę ;) Nie można zakładać, że skoro teraz mieszkają w centrum, to też mieszkali w owym centrum, gdy się wprowadzili. Blackowie są bardzo starym rodem, więc możliwe że byli w Londynie na długo przed wielkim pożarem w 1666, kiedy właściwie istniał tylko Southpark.

      Usuń
    3. Odgrzebuję stare ocenki, więc pewnie nikt tego nie przeczyta, ale co mi tam :D Jeszcze jedna uwaga:

      "czajnik to jest wyższy poziom – co innego pojechać taksówką czy metrem, a kupić czajnik; zresztą, urządzenia elektryczne wariują w otoczeniu magii, więc czajnik i tak by nie działał."

      Proponuję zobaczyć, jak wygląda prawdziwe metro (Warszawskie się nie liczy). Londyn ma najstarsze metro świata, więc jest siłą rzeczy ogromne, więc korzystanie z niego to nie prosta sprawa. Choć w Londynie jeszcze nie byłam, miałam okazję korzystać z Berlińskiego - to był po prostu dramat; cztery razy się z siostrą pomyliłyśmy (dwa razy na rozkładzie, dwa razy wsiadłyśmy nie do tego metra) i ostatecznie po dwóch godzinach musiałyśmy się poddać i wezwać taksówkę. To mówi mugol. A teraz pomyśl, jak w takim razie poradzi sobie czarodziej, który ma zerowe pojęcie o takich sprawach :>

      A w ogóle, skąd czarodzieje wiedzą, co to jest taksówka? XD Do czego metro służy, raczej nie przegapisz, ale żeby wezwać taksówkę, najpierw trzeba wiedzieć, co to jest :)

      Usuń
    4. Przeczytać przeczyta, ale na odpowiedź Lysi to bym nie liczyła :P

      Usuń
    5. Cóż za szczęście, że żyjemy w tak pięknych czasach, kiedy o wszystkim donoszą nam maile. ;)

      Z góry uprzedzam, że nie pamiętam za bardzo treści zarówno ocenki, jak i komentarzy.

      Zacznę od tego, że berlińskie metro jest dla mnie banalnie proste (i nawet remont nie był mi straszny), więc możemy przyjąć, że to kwestia osobnicza. Przy czarodziejach spodziewałbym się raczej trudności z zakupem biletu (elektronika, wszędzie elektronika), ale że akcja dzieje się odpowiednio wcześniej, pewnie ten problem jeszcze nie istniał. ;) A propos tej nieszczęsnej elektryki czy elektroniki (przyznaję, że nie pamiętam za dobrze, ale cała elektryka to chyba przesada?) - Dursleyowie nigdy nie narzekali, że Harry zakłóca im oglądanie telewizji czy słuchanie radia. Nie rozmrażał swoją obecnością zamrażalnika ani nie przepalał żarówek.

      Kwestia taksówek również mogłaby się rozbijać o całą niekonsekwencję autorki. W końcu część czarodziejów to mugolaki, mieli trochę czasu przed rozpoczęciem edukacji oraz w wakacje, przebywając z rodzicami, żyć jak przeciętny londyńczyk. Zostajemy z pytaniem, czy naprawdę żadne dziecko z magicznej od pokoleń rodziny nie wykazywało nawet pierwiastka zainteresowania jak jest u "tamtych"? Pewnie były przypadki dzieciaków, którym intensywnie wbijano do głów, żeby z plebsem się nie bratać, ale podejrzewam, że u większości ciekawość brała górę. Mogły się zawiązywać jakieś przyjaźnie. Mogli tacy młodzi czarodzieje spędzać wakacje u przyjaciół mugolaków. I się nauczyć, zarówno poruszania po mieście, jak i parzenia herbaty. I pewnie paru innych typowo mugolskich elementów życia codziennego. Dobrze pamiętam, że Hermiona jeździła na nartach? Dorzućmy do tej puli jeszcze - jak podejrzewam - liczne przypadki mieszanych małżeństw, w sensie mugolak + czystokrwisty, a pewnie i od czasu do czasu czarodziej + mugol.

      PS yay, dyskusje <3 mało ich ostatnio na mackalni.

      Usuń
    6. Ryszardzie, absolutnie podziwiam. Dla mnie w berlińskim metrze nie było nic prostego xD

      Generalnie czarodzieje w świecie Rowling byli okropnymi ignorantami. Weź takich Weasleyów. Niby pana Weasleya fascynowali mugole i niby rodzina asymilowała się, a nie potrafili nawet normalnie wysłać listu pocztą (te wszystkie znaczki na kopercie xD). Hermiona znała dobrze mugolski świat tylko dlatego, że od urodzenia wychowała się jak mugol.

      Usuń
    7. A, i te pytania pana Weasleya, do czego służy gumowa kaczka xD

      Usuń
    8. Jak dla mnie korzystanie z londyńskiego metra to jest prosta sprawa ;). Jest super, wszystko jest opisane, dosłownie w każdym przejściu, co chwila, są strzałki, gdzie co prowadzi, i to nie tylko jak można przejść na inne linie, ale np. którędy iść, którymś wyjściem, żeby dojść do jakiegoś konkretnego muzeum. Wszędzie są plany, informują, jaki pociąg teraz jedzie, w środku też co chwila powtarzają, jaka to trasa, przez co, i jaka będzie teraz stacja, a także na co się można na niej przesiąść. Generalnie nie wydaje mi się, żeby korzystanie z metra to była wielka filozofia ;).

      Usuń
    9. PS myślę, że największy problem czarodziej mógłby mieć z kupieniem biletu, bo to w zelektronizowanych automatach, zresztą generalnie przytłaczająca większość ładuje oyster card

      Usuń
  2. swoją drogą, jak się nie pamięta szczegółów tego typu, to można sobie takie rzeczy sprawdzić nawet w hp lexie, ale, wiecie, to wymaga zastanowienia się nad tekstem 
    koleżanki luny. jakie potwory? one się boją. to wszystko. one nie zaszczuły luny. wiecie, kto zaszczuł lunę? luna.
    i tutaj przechodzimy do głównego punktu tego wywodu – narracji. bo odnoszę okropne wrażenie, że oceniająca nie rozumie narracji pierwszoosobowej, że według niej narracja pierwszoosobowa to narracja trzecioosobowa z inną formą czasowników.
    różnic jest wiele, zacznijmy od tej podstawowej. narrator pierwszoosobowy kłamie.
    narrator, który jest jednocześnie bohaterem, zawsze kłamie. ale narrator, który jest jednocześnie głównym bohaterem, kłamie jeszcze częściej. wybiela. naciąga fakty. opowiada tylko i wyłącznie o tym, czym dawne wydarzenia są dla niego. na podstawie jego wersji wydarzeń można coś zbudować tylko i wyłącznie pod warunkiem tego, że zna się tego bohatera i wie się, gdzie przeinaczył fakty.
    no, można też nie budować. można uznać, że fakty są nieistotne. ale wtedy nie wolno oskarżać narratora pierwszoosobowego o to, że czegoś nam nie ujawnia. bohaterowie jako tacy, czy nam się to podoba, czy nie, żyją i nie można ich do niczego zmusić, gdy się już raz nadało im formę i treść. dlatego i narratora pierwszoosobowego nie można do niczego zmusić.
    narrator pierwszoosobowy nie musi się przedstawiać (u prousta imię marcela pada gdzieś mimochodem w okolicy tomu szóstego – tak mi się wydaje, dawno już to było, jak czytałam; przykład adekwatny, bo, jak bardzo tego nie chcę, tak bs jest pisany w formie gorzkiego, paranoicznego ciągu świadomości), nie musi opisywać, nie musi zdradzać sekretów, nie musi wyjaśniać.
    to taki skrót. kaja twierdzi, że chce to dokładniej wyjaśnić, a mnie się, szczerze, bardzo nie chce, bo poziom niezrozumienia jest dość wysoki, a ja jakaś taka nienawykła do krytykowania niedopracowania przez człowieka, który w eee dopracowanej wypowiedzi używa słowa fajnie  (przepraszam, ja dziecko starej szkoły i nie uznaję tego słowa)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co do kwestii technicznych – wszystkie rozdziały jak jeden mąż przepisywane z kartek, więc literówki są, wiadomo, poprawiam, jak dostanę, sylf też ponoć poprawia, ale lenistwo, lenistwo.
      uwierz w to lub nie, ludziom z tego pokolenia blogasków trudno to sobie wyobrazić, ale opka nie piszę dla wiecznej chwały i poklasku. piszę coś, żeby to wreszcie skończyć i wyrzucić z mojej głowy; ponadto wierzę, że są ludzie – w tym ja – którzy zasłużyli sobie na to, żeby poznać koniec tej historii, bo nie ma nic gorszego niż nieskończona historia. tak więc nie muszę się przejmować nieintuicyjnym menu. zresztą, mnie menu denerwują niesamowicie i po prostu chciałam się swojego pozbyć. widzisz, nie dla szpanu. dla spokoju nerwów.
      niemniej dziękuję i mam nadzieję, że ktoś cię kiedyś nauczy analizować teksty literackie (nawet takie mierne jak ffki potterowskie).
      buziaczki, pysiaczki

      Usuń
    2. Czesc!

      Wydaje mi sie, ze czegos tu nie rozumiem.

      "nigdy nie powinno się przed skończeniem całego opowiadania" - Czy to znaczy, ze zglosilas sie oczekujac, ze bede czekac kilka lat az skonczysz pisac, i dopiero wtedy cie ocenie? Jesli tak, warto bylo to dodac w komentarzu przy zgloszeniu.

      "kto to do kurzej nędzy jest lisa?" - MNIE pytasz? Oto fragment twojego opowiadania:

      "Nie dane mi było jednak odejść zbyt daleko. Usłyszałam krzyk kogoś, kogo zupełnie nie powinno tam być. Kogoś, kto był moim jedynym towarzystwem przez te ciężkie dwa miesiące. Kogoś… Kogoś, kto nie do końca mógł czuć się bezpiecznym w okolicach ludzi pokroju Evana Rosiera.
      – Lisa! Cześć, Lisa!
      Odwróciłam się, bo co miałam zrobić? Być może to było zbyt wiele, ratowanie świata to działka Gryfonów, ale na samą myśl, że te bogate sukinkoty mogłyby wyrządzić komuś krzywdę, budziła się we mnie nieznana mi zwykle chęć działania.
      – Cześć, mała. Coś się stało?"

      To jest pierwszy przypadek, gdy ktos sie zwraca do glownej bohaterki po imieniu. Uzywa przy tym imienia Lisa.

      "czajnik to jest wyższy poziom – co innego pojechać taksówką czy metrem, a kupić czajnik" - Naprawde? Latwiej jest sie polapac w londynskim metrze niz ptryknac przycisk elektrycznego czajnika?

      "nie należy odrzucać tego, że skrzat miałby ją w bardzo głębokim poważaniu." - Nalezaloby to jednak choc zasugerowac w tekscie.

      "nie podoba mi się to, z jaką pewnością założyłaś, że po tylu latach opowiadanie jest niesamowicie dopracowane" - Kurcze, to co robilas caly ten czas?

      " i z tego powodu, jak wnioskuję, wystawiłaś mi taką a nie inną ocenę" - Nie, jak pisalam w podsumowaniu, nawet gdyby opowiadanie zostalo napisane wczoraj, nie dostaloby piatki, o tutaj "Nawet jeśli patrzeć na niego jak na zwykłe opowiadanie, pisane na bieżąco, brakuje tego ostatecznego elementu przyciągającego uwagę i wyróżniającego twoje opowiadanie spośród setek innych. " - Jest to ostatnie zdanie oceny.

      "zupełnie pomijając fakt, że pewne wątki, cóż, też mają dziesięć lat i trzeba je zostawić tam, gdzie były" - Skad moge wiedziec, ktore watki sa stare, a ktore nowe? Przeciez nie jestem telepatka i nie zagladam ci przez ramie. Oceniam opowiadanie w takiej formie, w jakiej mi je podsylasz, a nie twoj proces tworczy. Tzreba bylo powiedziec "ocen tlko rozdzial trzeci i pol czternastego, bo tylko one sa nowe".

      "takie pisanie latami ma więcej wad niż zalet. nic się nie poprawia." - Ponawiam pytanie : co u licha robilas caly ten czas, jesli nie poprawialas? o.O

      "ojca luny najprawdopodobniej szantażowano. obłożono klątwą. słowem – zmuszono. nie ma innego wyjścia, tak mi się wydaje" - No fajnie, ale skad czytelnik ma to wiedziec?

      "swoją drogą, jak się nie pamięta szczegółów tego typu, to można sobie takie rzeczy sprawdzić nawet w hp lexie, ale, wiecie, to wymaga zastanowienia się nad tekstem" - Wyobraz sobie, ze sprawdzalam, i ze jest to jedna z niescislosci, ktore ci wytknelam. Jesli zakladasz ze ataki na mugoli byly na porzadku dziennym, atak Leah nabiera sensu, za to aresztowanie ojca Luny go traci.

      "koleżanki luny. jakie potwory? one się boją. to wszystko. one nie zaszczuły luny. wiecie, kto zaszczuł lunę? luna." - I to Luna sama w siebie wpatrywala sie z nienawiscia w dormitorium? Aha. A skoro ten strach byl dla wszystkich taki oczywisty, to dlaczego Estera dopytywala sie o Freddiego? Powinna sie domyslec, czy nie?

      "który w eee dopracowanej wypowiedzi używa słowa fajnie  (przepraszam, ja dziecko starej szkoły i nie uznaję tego słowa)" - Przepraszam, ile ty masz lat wobec tego? Ostatni raz protesty przeciw temu slowu widzialam w ksiaze Niziurskiego wydanej w 1964 roku...

      Usuń
    3. o rany.
      1) jak poniżej - skończeniem w sensie przeczytaniem tego, co jest.
      2) ja WIEM, że jej koleżanka nazywa ją lisą. ale wiem też, że bohaterka nazywa się luna, bo znam wszystkie sześć notek. i spodziewam się, że oceniająca też wie, dlatego tyle czasu zajęło mi zorientowanie się w tym, o kim mowa. chodzi o oczekiwania vs rzeczywistość.
      3) urządzenia elektryczne NIE DZIAŁAJĄ w otoczeniu magii. poza tym, żeby kliknąć, trzeba wiedzieć PO CO. z metrem - wystarczy przeczytać tabliczkę.
      4) opowiadanie może być złe/dobre, przede wszystkim, oryginalność jest dodatkowym kryterium estetycznym. poza tym: sama wspomniałaś, że nikt nie pisze o puchonach (oryginalność), nikt nie pisze też o śmierciożercach (oryginalność), no i ciąg świadomości to baaaaardzo niepopularna forma estetyczna (oryginalność). zdecyduj się, czy odejmujesz za to, że cię nie powaliło, czy za to, że jest nieoryginalnie, bo oryginalnie, chociaż nie lubię tego słowa, jest.
      5) nie, narratlor pierwszoosobowy nie musi wszystkiego zaznaczać. dla niej to oczywiste, a mówi tak-jakby do siebie; po co ma to sobie tłumaczyć? z narratorem pierwszoosobowym zawsze trzeba się zastanowić nad tym, kto jest odbiorcą i co chciałoby się mu przekazać
      6) oceniasz mój proces twórczy, zarzucając to, że opowiadanie jest niedopracowane, chociaż pisane latami. sama zaczęłaś ten wątek. wniosek jest taki, że równie dobrze niektóre (dodam - wszystkie) wątki są stare. jeśli bierzesz pod uwagę jedno, musisz i drugie. a, be, te sprawy.
      7) ee, żyłam? ono nie istniało na jednym blogasku. historia ma dziesięć lat. sześcdziesiąt ileś rozdziałów i trzy blogaski, na każdym pisana jest od nowa. to jest blogasek numer cztery. każdy rozdział pisałam, czy ja wiem, z pół dnia, nie rok.
      8) czytelnik nie musi tego wiedzieć. dlatego uważam, że nie rozumiesz narracji. czytelnik się dowie albo się nie dowie, ALE opowiadaniu nie można zarzucić, że jest nielogiczne, bo w tym miejscu można bardzo szybko znaleźćlogiczne wyjaśnienie.
      9) ... nie. ataki się zdarzały i szukało się ich sprawców. nie wszystkich sprawców da się znaleźć.
      10) nie rozumiesz narracji, mówiłam. luna myśli, że patrzono na nią z nienawiścią. luna jest panaroikiem. (a estera próbowała niezdarnie rozpocząć konwersację, co luna źle przeczytała)
      11) za słowo fajnie powinno się palić na stosie. i wciąż się pali. trzeba tylko szukać ludzi, którym zależy.

      Usuń
    4. Cześć, mogę się wtrącić?

      "pierwszym problemem, jaki mam z tą ocenką, jest fakt, że oceniać, przynajmniej w moim mniemaniu, nigdy nie powinno się przed skończeniem całego opowiadania."
      Myślę, że to kwestia gustu. Ocenianie stopniowe też ma swoje zalety – pozwala na prześledzenie, w jaki sposobów czytelnik zapoznaje się z historią, co myśli na poszczególnych etapach, kiedy odkrywa poszczególne tajemnice etc. Ma również wady oczywiście, ale nie uważam, aby ten sposób był gorszy od innych – szczególnie, że w podsumowaniu i tak znajdują się ogólne informacje na temat całości.
      „kto to do kurzej nędzy jest lisa?”
      Pomijając inne kwestie: czy mogłabyś jednak wytłumaczyć, jaki sens miało wprowadzenie tego fałszywego imienia? Ciekawi mnie to.
      „oceniająca jednocześnie zarzuciła mi, że luna skojarzyła jej się z luną lovegood”
      Z oceny: „Nie jest to błąd, raczej luźna uwaga”.
      Nie brzmi to jak zarzut ;)
      „(oryginalne środowisko magiczne zapomniało chyba już o albusie severusie – zresztą, luna a. jest starsza o luny l. i mogłaby nawet być jej matką)”
      Nadanie takich imion chłopcu mówiło sporo o Harrym Potterze, a szczególnie o jego stosunku do Snape’a po wojnie. I myślę, że było zgrabnym wybiegiem, dzięki któremu Jo uniknęła łopatologii :P (no, może nie do końca – ta rozmowa z synem, ale mniejsza…). Czyli akurat miało konkretny cel. Jak w sumie w większości wypadków, gdy imiona w książkach albo filmach się dublują – i myślę, że właśnie o taki cel Gaya próbowała zapytać: dlaczego akurat to imię?
      A skojarzeniom nie ma się co dziwić :P Rosier to postać z n-tego planu, równie istotna w kanonie jak barman z Dziurawego Kotła (no, może trochę mniej), a Luna była bardzo charakterystyczna. Gdyby ktoś spytał mnie, jak Rosier i Luna mogą się spotkać, prędzej obstawiłabym użycie zmieniaczy czasu, niż wpadła na to, że któreś z tych osób jest spoza kanonu. Więc jeśli drażni cię, że osoba, która pierwszy raz ma styczność z historią, posiada konkretne skojarzenia – może po prostu dodaj nazwisko do opisu?
      „a potem ładuje najstarszy, czarodziejski ród w sam środek londynu. jak się chce żyć w sercu mugolskiej społeczności, to trzeba się, niestety, zasymilować. przynajmniej do stopnia, w którym potrafi się posługiwać mugolską komunikacją.”
      Czarodzieje mieli również swój szpital i Ministerstwo w środku Londynu, ale wcale nie sprawiło to, że się zasymilowali. Choćby Weasley – podróż metrem, kiedy odprowadzał Harry’ego, to było dla niego wielkie przeżycie. Po prostu czarodziejskie środki transportu są szybsze (czy wygodniejsze to już kwestia sporna), więc nie widzę powodu, dla którego ktoś kto nawykł do nich dziecka, miałby się przerzucać na mugolskie metro czy autobusy. Chyba że dla rozrywki.
      Poza tym kolejna sprawa: Blackowie nie byli zasymilowani, choć mieszkali w Londynie. Ich dom jeszcze przed staniem się kwaterą był obłożony masą czarów, które miały im zapewnić prywatność. Zresztą znając poglądy matki Syriusza, jakoś wątpię, aby kiedykolwiek ten ród zniżył się do czegokolwiek co mugolskie :P A co tam robili… cóż, pewnie takie umiejscowienie domu było potrzebne Rowling do fabuły, ale jednak miło byłoby znaleźć jakieś bardziej logiczne uzasadnienie…
      „zresztą, urządzenia elektryczne wariują w otoczeniu magii, więc czajnik i tak by nie działał.”
      Właśnie, jak to jest z tą magią? W którymś rozdziale pisałaś, że ich dom nie był ukryty przed mugolami, więc przy każdej kłótni przechodzili do salonu – aby się ich natura magiczna nie wydała.

      Usuń
    5. Ale ten… czy w takim razie maskowanie nie powinno być bardziej kompleksowe?
      Mieli skrzata. Skrzat się wiecznie ukrywał? Ale zauważył Rosiera w ogrodzie – no to przynajmniej na zewnątrz wyglądał. I co, nikt nigdy go nie przydybał jak łypie z okna? Cała rodzina w ogóle się taką możliwością nie przejmowała? A nawet później – elektryka: czy sąsiedzi nie byliby zdumieni, że zamiast normalnego światła wiecznie się w tym domu palą świecie/lampy naftowe? Czy wszyscy u nich w domu zawsze ubierali się po mugolsku? A jeśli nie – znowu, żaden z sąsiadów nie zwrócił uwagę na ich ekscentryzm?
      Ale wracając do pytania – jeśli nie było czarów maskujących, to jakie niby były, że mugolskie przedmioty przestawały działać?
      I wreszcie – dlaczego dom starego rodu (bo jakoś wątpię, aby to ojciec Luny go wybudował) był tak kompletnie odsłonięty? To przecież było i niewygodne, i niebezpieczne (znaczy chodzi mi o ustawę o tajności i niebezpieczeństwo jej złamania), i jakoś tak zupełnie nie pasujące do czystokrwistych dupków.
      „że to wina „tamtych” (znaczy, jego matki, ale ludzie wpadają w większe paranoje)”
      To jego matka nie podpaliła jego żony? (chyba późno to czytałam, ale mam wrażenie, że gdzieś padło takie zdanie). W takim razie to chyba była jednak wina jego matki, a nie paranoja…
      „stąd luna jest puchonką i może robić to, co chce, jeśli chodzi o mugoli.”
      Ale odcięcie się od znajomych tego nie tłumaczy. Chodzi przecież o ojca, jego przekonania, jego wartości. Przewartościował swój cały światopogląd w jedną noc?
      Z tych przesłanek – gdybym miała zgadywać – strzeliłaby, że A. to ród bardzo promugolski, otwarty na ten drugi świat – coś a’la Weasleyowie, tylko bardziej ogarnięci (nawet ilość dzieci się zgadza – te liczne kuzynki :D). Ale zaraz temu zaprzeczasz sugerując, że to taka sama czystokrwista rodzina jak inne, np. Blackowie. I to jest takie konfundujące – z jednej strony metro, z drugiej herbatki u Blacków, z trzeciej przywiązanie do konwenansów, a z jeszcze innej dom kompletnie odsłonięty przed mugolami. I szczerze mówiąc jak na razie to nie widzę w tym spójności – czy też raczej, nie widzę spójności w reakcji reszty świata na nich. Czy Luna po tych wszystkich skandalach (pochodzenie matki, odcięcie się ojca od rodziny) nie powinna być traktowana z większą ostrożnością przez czystokrwistych rówieśników? Szczególnie w takich czasach?
      „i z tego powodu, jak wnioskuję, wystawiłaś mi taką a nie inną ocenę”
      A na jaką ocenę liczyłaś? :D Opowiadanie czytałam, styl masz raczej dobry, choć ciężki (szczególnie prolog był… hm, męczący. Choć rozumiem zamysł, to jednak przebrnąć było mi przez to trudno). Historia jak na razie nie jest szczególnie porywająca, na plus temat i fakt, że podchodzisz do wojny od „drugiej” strony, na minus wrażenie, że wciąż nie wykorzystujesz czasów. Zresztą chyba najbardziej podobała mi się scenka z Narcyzą – konkretne wydarzenie, które oddaje dobrze klimat i jest po prostu ciekawe, oryginalne. Bo w innych miejscach: bohaterka z Problemem, parę osób wokół niej i wielka pusta karta zamiast tła. Wrażenie subiektywne oczywiście. Ogólnie mam wrażenie, że jak na romans to za mało romansu, jak na wojenne za mało wojny, jak na obyczajowe (społeczno-obyczajowe?) za mało społeczeństwa, jak na psychologiczne… za mało wydarzeń, które by tę psychologię kształtowały. I przez to jakieś takie… blade. Wczoraj czytałam, dzisiaj już ciężko mi przywołać szczegóły, prawdopodobnie za tydzień zapomnę – i to chyba główna wada tego opowiadania. Jest poprawne, ale brakuje mu – na chwilę obecną – wyrazistości. Sama nie znalazłam w nim niczego, co byłoby świetne – wszystkie elementy historii są raczej… dobre warsztatowo. No i nielogiczności/niejasności – może później się to poprawi, ale teraz psują odbiór i ciągną w dół…

      Usuń
    6. „mamy pierwszą wojnę z voldemortem, w której zginął bardzo młodo evan rosier, o czym wiemy z hp, więc czas jest prosty do określenia.”
      To wcale nie takie łatwe. Pierwsza wojna z Voldemortem była… pierwsza. Wtedy wszystko się kształtowało. Początek wojny, środek, końcówka – to przecież istotne. Jakie wydarzenia, jakie nastroje w społeczeństwie, jaka polityka, kto u władzy, czy Aurorzy już używają niewybaczalnych choćby, czy Zakon Feniksa działa… I w sumie dlatego wspominałam, że brakuje mi tła – to przecież ciekawe, ciekawsze od traŁmy bohaterki jak dla mnie, a wszystko zbywasz jakby machnięciem ręki: „była wojna, ludzie umierali, mugoli prześladowali”. Ale jak? (i nie chodzi mi o konkretne podanie roku – to sobie można policzyć – ale o oddanie tego roku w opowieści :P)
      Może to się zmieni w późniejszej części opowiadania, nie wiem.
      „ojca luny najprawdopodobniej szantażowano. obłożono klątwą. słowem – zmuszono.”
      Może by i to tłumaczyło dlaczego jest taki niespójny. Bo te jego ataki na mugoli – ni przypiął, ni przyłatał. Tylko tutaj nienaturalna jest trochę reakcja Luny, która tak bez chwili wahania to zaakceptowała. Jeśli ten człowiek nie przejawiał jakiejś szczególnej agresji w stosunku do mugoli, odciął się od rodziny itd. – czemu ona tak łatwo uwierzyła w jego winę? Żadnego wahania, żadnego buntu, żadnego „na pewno nie on”? I znowu nie wiadomo jak na nich patrzeć, jak w ogóle tego człowieka osądzać – a bez wskazówek… bez wskazówek, to czytanie nie jest interesujące, a frustrujące, bo nie wiadomo czy autor ma jakiś plan, czy sobie leci na radosnej improwizacji i weźcie ludzie sami sobie doróbcie tłumaczenie :P
      „mary macdonald prawie umarła w ataku avery’ego, a afery grzecznie skończył szkołę. a przynajmniej kanon nie wspomina o aresztowaniu, wszak jego wspólnik, mulciber, został nawet – haha – szanowanym członkiem społeczeństwa. w hogwarcie działy się koszmarne rzeczy. trzeba tylko przyjrzeć się kanononowi.”
      No to sprzedaj to. Sprzedaj, że można było zaatakować osobę z grupki Gryfonów (właśnie: Gryfonów, czy oni nie powinni być impulsywni?) w szkole, w której uczy Dumbledore i zrobić to bez żadnych konsekwencji. Bo na razie ta sytuacja ciągle jest absurdalna (szczególnie w czasach, gdy: „aresztowano wszystkich jak leci”).
      A kanon to kanon – mógł na tysiąc sposobów wytłumaczyć jak tamto konkretne wydarzenie przebiegło i dlaczego miało takie, a nie inne konsekwencje – może to nawet robi, nie pamiętam :D ale to nie znaczy, że to stało się jakby, sama nie wiem, uniwersalnym sposobem postępowania. To tak jakby mówić, że skoro Harry pokonał bazyliszka, to każde dwunastoletnie dziecko pokona na pewno każdego potwora :P
      „narrator pierwszoosobowy kłamie.”
      A autor, który decyduje się na narracje pierwszoosobową, powinien uważać, aby nie przesadzić :D Ja bym powiedziała, że problem nie polega na tym, że Luna naciąga fakty – bo to zauważyłam, naprawdę – ale na tym, że fakty same w sobie nie miewają sensu. Jak to fałszywe imię czy fakt, że czystokrwiści tak lubią mugolskie dzielnice. I powiedziałabym, że pierwszoosobowy interpretuje, a nie kłamie – bo inaczej jaki byłby sens czytania historii, którą na koniec można zamknąć zdaniem „Bu, wszystko było kompletnie inaczej, a wyście się nabrali!”
      (no, przynajmniej takiej normalnej historii, nie eksperymentu jakiegoś).
      I myślę, że nawet przy pierwszoosobówce trzeba zachować te minimum faktów, które pozwalają na zorientowanie się czytelnikowi, kiedy postać przeinacza i w jaką stronę :P Bo inaczej to wygląda na takie pisanie sobie a muzom…
      I tak, wiem, że narrator (a autor tym bardziej) nic nie musi. Tylko że… no, niektórym to „niemuszenie” wychodzi dobrze, a innym już tak sobie. W każdej powieści powinno się inaczej dawkować informacje i to jest oczywiste – przy tej Gaya zwróciła uwagę na to, że jesteś zbyt oszczędna i przez to historia traci. Ta konkretna historia. Tutaj, nie u Prousta :P Jej wrażenie, jej sprawa – i wątpię, aby to znaczyło, że nie pojmuje idei pierwszoosobowej narracji… (ale może niech ona na to pytanie odpowie)

      Usuń
    7. „koleżanki luny. jakie potwory? one się boją. to wszystko. one nie zaszczuły luny. wiecie, kto zaszczuł lunę? luna.”
      Nie było sytuacji, która przeczyłaby wyobrażeniom Luny. Seeerio. Zabrakło tego faktu, który by pokazał, że dziewczyny starały się jej n a p r a w d ę pomóc, a ona to źle zinterpretowała – ta rozmowa, która w jakimś rozdziale się przewinęła (o byłym chłopaku Luny?) była dosyć przykra. I to bez komentarzy narratora. Podobnie dziewczyna mogła wyobrazić sobie nienawiść we wzroku koleżanki, ale tego, że tamta na nią patrzyła, już raczej nie – a to samo w sobie jest niepokojące.
      Nie wiem co wyobrażałaś sobie, pisząc o dawnych znajomych dziewczyny – ale wyszli oni paskudnie i zabrakło jakiegoś mocnego argumentu (albo kilku małych) na to, że jednak tacy nie są :P
      „oceniasz mój proces twórczy, zarzucając to, że opowiadanie jest niedopracowane, chociaż pisane latami. sama zaczęłaś ten wątek. wniosek jest taki, że równie dobrze niektóre (dodam - wszystkie) wątki są stare. jeśli bierzesz pod uwagę jedno, musisz i drugie. a, be, te sprawy.”
      Okej, ale co zmienia fakt wieku wątku w jego odbiorze? Czy jeśli sięgam po książkę pięćdziesięcioletnią, to nie mogę stwierdzić, że jest zła? :D (a znowu jakbym usłyszała, że ktoś książkę pisał przez pięćdziesiąt lat – to jakieś oczekiwania na pewno bym miała). I skoro piszesz tę historię po raz kolejny, to chyba wszystkie luki powinny być już zlikwidowane?
      (Po prostu nie rozumiem tego argumentu, naprawdę).
      „ALE opowiadaniu nie można zarzucić, że jest nielogiczne, bo w tym miejscu można bardzo szybko znaleźćlogiczne wyjaśnienie.”
      Można zarzucić, jeśli fakty się nie zgadzają ze sobą (nie komentarze narratora, ale same wydarzenia o których wspomina) albo jeśli fakty przeczą logice. To tak ogólnie uściślam, bo inaczej… no, inaczej to każdą bzdetę w każdej pierwszoosobówce dałoby się tym usprawiedliwić. A przecież nie o to chodzi…?
      I o których dokładnie fragmentach mówisz? :D
      „9) ... nie. ataki się zdarzały i szukało się ich sprawców. nie wszystkich sprawców da się znaleźć.”
      Leah zaatakowała przy świadkach, Rosier nie był na nią zły z tego powodu… nadal to wszystko nie ma sensu. Oni zachowywali się tak, jakby byli bezkarni. A jeśli aresztowania się zdarzały – to przecież nie byli.
      „11) za słowo fajnie powinno się palić na stosie. i wciąż się pali. trzeba tylko szukać ludzi, którym zależy.”
      Ale fajnie!

      (oj, długo wyszło. Nie chcę, żebyś odebrała to jako atak czy jakąś wielką obronę Gayi :D Po prostu twoje opowiadanie przeczytałam, więc uznałam, ze może przy okazji też własne wątpliwości rozwieję).

      Pozdrawiam
      N.

      Usuń
    8. 2) Wiesz, skoro ta opowieść jest już przepisywana któryś kolejny raz, równie dobrze mogłaś zmienić imię bohaterce, a potem o tym zapomnieć - to dość często spotykany błąd w opowiadaniach, które oceniamy. Opisujesz nam bochaterkę, pojawia się jej imię, jesteśmy dopiero na początku opowieści. Może Luna, o której piszesz, nie weszła jeszcze na scenę? A może ma dwa imiona? A może zmiana tożsamości się kupy nie trzyma i nie jest uzasadniona fabularnie? Jeśli inne postacie w tekście nazywają Lunę Lisą, dlaczego ja mam tego nie robić? Po raz kolejny, twoim problemem jest odpowiednie przekazywanie informacji czytelnikowi. Masz całą historię w głowie - i to świetnie - ale musisz ją jeszcze przekazać w zrozumiały sposób, a to kuleje (jak choćby potencjalny szantaż ojca Luny - czytelnik nie ma absolutnie żadnych podstaw, by wpaść na akurat takie rozwiązanie, może sobie dopowiedzieć cokolwiek).

      3) Naprawdę, wystarczy przeczytać tabliczke? Trzeba jeszcze kupić bilet, przeczytać i zrozumieć rozkład jazdy, ogarnąć mapę, nie zgubić się w tłumie na dworcu i wciąść do właściwego pociągu - niektórzy ludzie w rzeczywistym świecie nie radzą sobie z londyńskim metrem. W czajniku jest tylko jeden guzik. No i nie odpowiedziałaś, dlaczego nie mogli użyć sieci fiuu? Przecież to najłatwiejsze, najbardziej intuicyjne rozwiązanie. " żeby kliknąć, trzeba wiedzieć PO CO" - No żeby wsiąść do metra też chyba trzeba wiedzieć po co...?

      4) Chcesz, żebym za samą orygnalność wystawiła ci najwyższą notę? Spójrz w nasz katalog, zobacz, jakiego rodzaju opowiadania zostały ocenione najwyżej. Naprawdę uważasz, że twoje opowiadanie jest równie dobre, co Czwarte Insygnium? Że daje światu tyle dobrego, co Chlorofil? Na najwyższą notę trzeba sobie zasłużyć.

      5+8) Piszesz opowiadanie dla siebie, czy dla ludzi? Bo jeśli dla ludzi, to musisz podrzucić tym ludziom jakiś klucz, wedle którego mają odczytywać ukryte treści, a u ciebie tego zabrakło. Nie mamy żadnego powodu, by podejrzewać Lunę o kłamstwo, najwyżej o subiektywność. Mówisz, że dopowiedziała sobie agresję w spojrzeniu koleżanki, ale czy to, że koleżanka wpatrywała się w nią obsesyjnie nocami, dzień po dniu, też było urojeniem? Jeśli tak, nijak to z tekstu nie wynika.

      6+7) Jeśli pisałaś opowiadanie z dnia na dzień, w międzyczasie zajmując się tzw prawdziwym życiem, po co tak usilnie podkreślasz, że napisanie go zajęło ponad dekadę?

      11) Zdajesz sobie sprawę, że język polski w dużej mierze składa się z zapożyczeń z innych języków, prawda? Wiesz, że język żyje?

      Najbardziej uderza mnie jednak jedno: Spędziłaś dużo czasu na odpowiadaniu na kąśliwe uwagi poniżej i wytykaniu mi niekompetencji, ale nie znalazłaś go, by odpowiedzieć na merytoryczne pytania N. A ja również chętnie poznałabym twoje odpowiedzi na prezentowane przez nią problemy.

      Usuń
    9. Gaya, nie kop się z koniem, taż widać, że panny wyżej srają, niż dupy mają. Oraz wyrazy współczucia od Caitlin, z którą pijemy właśnie wino, zaglądając od czasu do czasu sprawdzić, jak kupoburza szaleje.

      Usuń
    10. Wznieście toast i za Macki :) A co do kopania - to jedyny tró merytoryczny kawałek dyskusji, więc liczę, mimo wszystko, na poważną odpowiedź. Może dziś się nie przeliczę? :)

      Usuń
  3. "pierwszym problemem, jaki mam z tą ocenką, jest fakt, że oceniać, przynajmniej w moim mniemaniu, nigdy nie powinno się przed skończeniem całego opowiadania" - W takim razie małe pytanie, Anonimie (zakładam, że jesteś autorką opowiadania; jeśli nie, nie zwracaj uwagi na ten komentarz): po co właściwie zgłaszałaś swojego bloga do oceny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przed skonczeniem tzn. przed przeczytaniem calosci dostępnego tekstu. taka elipsa sie trafila.

      Usuń
  4. Gaya popełniła "intelektualne samobójstwo", wszak opka szanownej autorki-oceniającej nie powinna oceniać na początku swej ocenkowej kariery! A trzeba było poczekać kilka lat, kurs ocenkowania skończyć i wtedy zrozumiałabyś wszystko, a tak... pokazałaś tylko brak obycia czy coś ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy ja mam z tego rozumiec, że eee... Szanowna Autorka bloga ma pretensje, że nie otrzymała maksymalnej oceny i jest przekonana, iż wynika to nie z potencjalnych wad Jej opowiadania, a nieumiejętności oceniającej?... WOW, nie ma to jak ego niemieszczące sie w drzwiach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. autorka wie, gdzie leza slabosci jej opowiadania i jest ich swiadoma. ocena jest zla i tyle. jedno nie ma nic wspolnego z drugim a tego typu komentarze sa logicznie niepoprawne. proponuje ustosunkowac sie do konkretow a nie rzucac personalkami.

      Usuń
    2. To pewnie typ tej uczennicy, która po lekcji szła do nauczyciela ze łzami w oczach błagać o poprawienie ocenki z cztery plus na pięć minus, no bo przecież to niemożliwe, aby ONA miała czwórkę, te błędy na pewno wyszły przypadkiem, a nauczyciel pomylił się przy sprawdzaniu o ćwierć punkta.

      Usuń
    3. Nie, moja droga, ocena jest bardzo porządna i - uwierz lub nie - POZYTYWNA, a Ty oburzasz się, że oceniająca w ogóle jakieś wady znalazła, bo w Twoim mniemaniu powinny tu być same ochy i achy. Przykro mi, lajf is brutal i to, co nam wydaje się idealne, zazwyczaj takie nie jest.

      Usuń
    4. oceniajaca nie zrozumiala tekstu. powie ci to kazdy, kto go przeczytal. lalala. lec dalej w moje ego etc albo przeczytaj, przeczytaj jej argumenty, przeczytaj moje i odnies sie do wszystkich z przykladami.

      Usuń
    5. Tak, JAKIE twoje argumenty?
      " Mugolska koleżanka wołała na nią Lisa, ślizgoński kolega woła Luna. Wspomniałaś w poprzednim rozdziale, że Rosier nie musiał wypierać się nazwiska, bo to nie jego ojciec siedział w Azkabanie. Rozumiem z tego, że Luna/Lisa nazwisko musiała zmienić. Imię też? Ale przecież mieszka wciąż w tym samym domu, bo nic nie wspomniałaś o przeprowadzce. I żaden mugol się nie dziwił tej nagłej zmianie?" - to z oceny

      "dobre dziesięć minut i rozkminiałam – kto to do kurzej nędzy jest lisa?" ty

      "MNIE pytasz? Oto fragment twojego opowiadania:

      "Nie dane mi było jednak odejść zbyt daleko. Usłyszałam krzyk kogoś, kogo zupełnie nie powinno tam być. Kogoś, kto był moim jedynym towarzystwem przez te ciężkie dwa miesiące. Kogoś… Kogoś, kto nie do końca mógł czuć się bezpiecznym w okolicach ludzi pokroju Evana Rosiera.
      – Lisa! Cześć, Lisa!
      Odwróciłam się, bo co miałam zrobić? Być może to było zbyt wiele, ratowanie świata to działka Gryfonów, ale na samą myśl, że te bogate sukinkoty mogłyby wyrządzić komuś krzywdę, budziła się we mnie nieznana mi zwykle chęć działania.
      – Cześć, mała. Coś się stało?"

      To jest pierwszy przypadek, gdy ktos sie zwraca do glownej bohaterki po imieniu. Uzywa przy tym imienia Lisa. " to Gayaruthiel

      i teraz wisienka na torcie, twój tak zwany argument:
      "2) ja WIEM, że jej koleżanka nazywa ją lisą. ale wiem też, że bohaterka nazywa się luna, bo znam wszystkie sześć notek. i spodziewam się, że oceniająca też wie, dlatego tyle czasu zajęło mi zorientowanie się w tym, o kim mowa. chodzi o oczekiwania vs rzeczywistość."

      K.O. wygrywa Gayaruthiel

      Usuń
    6. hahaha to od początku było komiczne, ale dopiero po zestawieniu tych wszystkich wypowiedzi obok siebie widać kompletny absurd w argumentacjach autorki :DDD

      Usuń
    7. serio? bo gdyby przeczytala tekst w calosci, to znalaby imie glownej bohaterki. specyfika narracji wymaga,zeby jej nie przedstawiac i ujawniac informacje personalne mimochodem.
      k.o. wygrywa logika

      Usuń
    8. No oczywiście, bo w koncu to czytelnicy muszą podporządkowywać się autorce i sami wynaleźć sens w jej tekście, a nie autorka ma pisać tak, aby logika była widoczna od razu. Nieee, to MY mamy się domyślać, o co jej chodziło! :O

      Usuń
    9. Ty tak serio? Gayaruthiel tobie wytknęła niekonsekwencję i brak informacji, a ty do niej, że nie zna imienia bohaterki? Ty czytasz siebie, czy tak po prostu walisz w klawisze z myślą "i tak mam rację, nikt mi nie podskoczy, a jak trzeba, to się z nią zmierzę na peniski, pardon, staż oceniającej!!!!oneoneonene"?

      Usuń
    10. przeczytajcie sobie jakakolwiek ksiazke napisana ciagiem swiadomosci i zrozumiecie roznice. rany. nauczcie sie czegos, a nie walicie nietrafiona ironia na prawo o lewo.

      Usuń
    11. *facepalm* Nikogo nie obchodzi, jak tekst był pisany, liczy się efekt. Jeśli efektem jest brak logiki, to czytelników niet. Zastanawiałaś się może kiedyś nad tym?
      To trochę jak w Kuchennych Rewolucjach Gesslerowej - "Przecież nasza restauracja jest wspaniała, jedzenie takie pyszne i w ogóle, jak pani śmie nas krytykować!!" - "To dlaczego nie macie klientów?" - "...".

      Usuń
    12. Ciągiem świadomości to ty sobie możesz pamiętnik popisać, nie opowiadanie przez ileś tam lat.

      Usuń
    13. Ja dobrze rozumiem, że autorka pośrednio próbuje porównywać swoje blogaskowe ff do prozy Joyce'a?

      Usuń
    14. Joyce'a, Pratchetta, Gombrowicza... wysoko się nasza autorka ceni, nie ma co. Ale to my nie potrafimy tego docenić, oczywiście.

      Usuń
    15. http://www.quickmeme.com/img/be/be09aaf228b98c2eb3c49b4690f27c7adbf569519349f36cec1b829330e8490a.jpg

      Usuń
  6. "oceniajaca nie zrozumiala tekstu. (...) lalala." - wystawiasz sobie właśnie cudowne świadectwo, gratuluję. :>
    Przeczytałam ocenę, przeczytałam Twoje odpowiedzi, i wiesz, co mi się nasuwa? Że to nie oceniająca nie zrozumiała tekstu, ale autorka oceny. Bo jest tak bardzo przekonana o genialności swojego opowiadanka, że jakakolwiek krytyka do niej nie dociera, z góry odrzucana stwierdzeniem: bo ty nie rozumiesz! TO wynika z Twoich wypowiedzi, a jeśli uważasz, że jest inaczej, to najwyraźniej nie potrafisz swoich myśli poprawnie sformułować.
    Życzę Ci na Święta dużo pokory. Dziękuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moim problemem nie jest wynik a jego argumentacja. oceniajaca popelnia szereg bledow nt fabuly o kanonu, nie rozumie zalozen narracyjnych i kreci sie w zeznaniach. nazywa nieoryginalnym opowiadanie, ktoremu daje fajne za oryginalny zamysl. chocby. ale i wytyka bledy, ktorych nie ma - jak chocby w tym, ze arbanddelowie mieszkaja posrod mugoli, chociaz mieszkaja pare stacji metra pd blackow.
      mnie nie obchodzi wynik tej oceny. naprawde tak trudno to pojac? nie szukam poklasku, bo gdybym szukala, zalozylabym sobie vloga. po prostu uwazam, ze ocena jest pelna bledow.
      ale skoro zaklada sie tu, ze jako 'ta zla i durna' z gory nie mam prawa do wlasnej

      Usuń
    2. opinii - nie ma sprawy. skomentowalam z grzecznosci. tyle.

      Usuń
    3. No ale oryginalny zamysł nie równa się oryginalna historia. No na przykład taki Zmierzch. Pierwszy (prawdopodobnie, nie znam się na tyle xD) przypadek, gdy wampir zamiast Głównym Złym w literaturze młodzieżowej stał się Prawdziwą Miłością. Niby oryginalne, ale cała ta oryginalność utonęła w gąszczu ogranych motywów, płytkich charakterów i imperatywu niemal blogaskowego. Podobnie wykorzystując kompletnie ograny motyw można stworzyć oryginalną powieść. Wszystko zależy od składników, jakie użyjemy do tego ciasta. ;>

      Usuń
    4. "mieszkaja pare stacji metra pd blackow"
      A bylas kiedys w Londynie? Wiesz, ile to "pare stacji metra"?

      Usuń
  7. lysia, zjedz snickersa, bo chyba masz kij w dupie i jeszcze ci dziurę w oku wybije

    OdpowiedzUsuń
  8. O, jaka fajna burza anonimków, to i ja się dołączę! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Święta idą, ludzie. Pokój i miłość mają być, bo prezentu od Mikołaja nie dostaniecie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow. Lata mijają, a Lyśka nadal jest Lyśką.

    OdpowiedzUsuń
  11. O Bogowie. Moje plany na piątkowy wieczór nie obejmowały komciania, ale widzę, że trzeba, zresztą zaraz obejmą tę przyjemniejszą część, co mi szkodzi.
    Drogie oceniające. Skoro alfą i omegą jest autorka, dlaczego dopuszczacie się własnowolnie uogólnienia, że Wasza interpretacja tekstu jest jedyną słuszną? Zresztą, interpretacją trudno to nazwać. Gdzie w tym mieści się swoboda odbioru czytelnika? Bo ja jakoś ani razu nie miałam problemu ze zrozumieniem tego, co pisze autorka, a pisze ona dużo, w tym dużo do mnie. W podejrzany sposób jestem w stanie ogarnąć umysłem wszystkie te zdania, dziwaczne Waszym zdaniem. Może trzeba po prostu coś w życiu przeczytać i mieć punkt odniesienia? Bo Prousta to żeście na oczy nie widziały. Miała być ocenka, a wyszła poprawa szkolnego wypracowania i to jest fakt, logiczny, niezaprzeczalny i autentyczny w przeciwieństwie do faktów nieautentycznych, które próbujecie nam przedstawić jako prawdziwe. Nie, ta ocenka nie mieści się w kategoriach dobrej ocenki, ba, wypada z niej i wlecze się gdzieś po gęstym mule dna ciągnięta absurdalnym poczuciem roli, którą Waszym zdanie pełnicie w historii oceniania blogasków – kicie najdroższe, Wy sobie lepiej różowe szczoteczki i miotełki zakupcie (notabene piszę w liczbie mnogiej z wyboru, żeby mi któraś nie wyskoczyła, że to jej nie dotyczy i mój komć jest bezpodstawny – nie jest). I Wy wiecie dlaczego. Bo w tyłeczku macie sam tekst, Wy po prostu weźmiecie go, pokreślicie z góry na dół jak dziecko ocenia teksty swoich kolegów, bo jest w stanie zauważyć tylko to, co ich zdaniem nie pasuje, a wyznacznikiem dojrzałości czytelnika jest nie to, ile by zmienił w tekście, a ile jest w stanie z niego zrozumieć. Z jakiej wioski się urwałyście, co? Bo takie kołtuństwo to chyba nie z miasta. Niektórzy nie powinni oceniać, bo zwyczajnie robią to chujowo. Moja matka zapytała kiedyś lasię w sklepie, skąd jest, że przepycha się jak chamka, a lasia jej na to: z UJ. Niektórzy to się chyba na uniwersytecie urodzili, co? Przekręcanie argumentów autorki to sztuczka stara jak świat, naprawdę sądzicie, że nie wyglądacie przez to śmiesznie? Ja jestem gotowa Wam mordki obić, pysie, naprawdę. Słowa słowami, a czyny czynami, klu w tym, żeby szły ze sobą w parze. Szczerzycie się teraz do monitorów i myślicie, jaka to ja głupia jestem w Waszych oczach, a mnie jest z tym wspaniale, bo o to mi chodzi: bądźcie tym, czym jesteście, bo jesteście rzeczami, jak ten nieszczęsny rudy Rosier i rudy kot. Jazda z góry na dół po autorce – to nie jest ocena. Unikanie logicznej argumentacji – to nie jest ocena. Jeśli nie rozumiecie słów, które autorka do Was pisze – może pora się dokształcić? Bijmy się na stopnie naukowe, bijmy się na ambicje, bo przecież niewątpliwie ktoś jest lepszy! Po co słuchać dobrych rad, skoro można odszczekać, po co zinterpretować, skoro można narzucić swój punkt widzenia. Analiza tekstu to jest ciężka praca, ja najbardziej gówniane opko oceniam ponad tydzień, bo każdemu należy się odrobina sprawiedliwości w tym rozpływanym moralnie świecie. Jeśli chcesz coś zjebać, autorko ocenki, zrób to merytorycznie. Mnie jakoś autorka potrafi podziękować za porządną zjebkę. Zastanówcie się dlaczego. Autora należy bronić, bo autor jest tym, nad czym powinniście pracować, komu powinniście pomóc. Narzucanie swoich wyssanych z palca sugestii to nie jest pomoc. Ja nie zmieniłabym w tym opku ani słowa, bo ono jest dokładnie takim, jakim jest. Wy je macie zaanalizować, nie przekształcić w coś, czym chciałybyście, żeby było, bo to nie Wasze opko.

    OdpowiedzUsuń
  12. Porada to nie wciskanie komuś swojego światopoglądu, to okazanie krańcowego poszanowania dla czyjejś niezależnej indywidualności! Opko jest, jakie jest, kropka. Stare motywy pozostają stare, bo stare motywy ciężko zmienić, ciężko opisać na nowo, ale skąd możecie to wiedzieć, skoro z żadnym autorem nie nawiązujecie dialogu? Narrator pierwszoosobowy kłamie jak skurwysyn, bo jest projekcją człowieczeństwa i nie tylko House się zgodzi, że ludzie z natury kłamią, bo to problem raczej filozoficzny niż telewizyjny, ale skąd macie o tym wiedzieć, skoro lepiej rzucić w autorkę serią nowych oskarżeń. Już nie wspominając o tym, jak pięknie wykorzystujecie nasze słowa przeciwko nam, bo to przecież dużo prostsze niż wykorzystanie własnych. Lepiej przypierdolić się do każdej jednej kropki, no nie, jak źle postawiłam przecinek, to muszę być jakaś ułomna! Może schowam się w szafie i będę rozpaczać, że źle mnie oceniono? Przykre jest to, że nie rozmawiacie, bo nie słuchacie i już na pewno nie czytacie. Jeśli coś zostało napisane, to może warto zastanowić się, dlaczego tak, a nie inaczej, gasz, o tym chyba setki razy już mówiono, modny temat ostatnio. Kogo obchodzi, co Wy byście zmieniły w tekście? Czy Wyście na głowy poupadały, żeby uzurpować sobie prawo do poprawiania tekstu zupełnie obcej Wam osoby? Skoro już – może warto napomknąć, że robicie to z całym dostępnym Wam arsenałem środków, ale jednak dostrzegacie własne ograniczenie, bo każdy czytelnik z definicji jest ograniczony i z tym się trzeba pogodzić, co gorsza – z tym trzeba żyć! Czytelnik może nie rozumieć, ma do tego nienaruszalne prawo, ale to nie powód, żeby kazać autorowi się z tego tłumaczyć i to nie Lysia powinna nauczyć się pokory najwyraźniej. Oceniam badziewia, naprawdę, ale jednak nie każę autorce usprawiedliwiać się MNIE, ona ma się usprawiedliwić SOBIE, bo w hierarchii ważności nie czytelnik jest pierwszy (a już na pewno nie oceniająca, która może sobie być i z tak zwanego Krakówka czy Warszawki), a autor, bo to autor ma rosnąć i się rozwijać! Kto z Was uczynił wykwalifikowanych czytelników?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, zjadło mi początek:
      O Bogowie. Moje plany na piątkowy wieczór nie obejmowały komciania, ale widzę, że trzeba, zresztą zaraz obejmą tę przyjemniejszą część, co mi szkodzi.
      Drogie oceniające. Skoro alfą i omegą jest autorka, dlaczego dopuszczacie się własnowolnie uogólnienia, że Wasza interpretacja tekstu jest jedyną słuszną? Zresztą, interpretacją trudno to nazwać. Gdzie w tym mieści się swoboda odbioru czytelnika? Bo ja jakoś ani razu nie miałam problemu ze zrozumieniem tego, co pisze autorka, a pisze ona dużo, w tym dużo do mnie. W podejrzany sposób jestem w stanie ogarnąć umysłem wszystkie te zdania, dziwaczne Waszym zdaniem. Może trzeba po prostu coś w życiu przeczytać i mieć punkt odniesienia? Bo Prousta to żeście na oczy nie widziały. Miała być ocenka, a wyszła poprawa szkolnego wypracowania i to jest fakt, logiczny, niezaprzeczalny i autentyczny w przeciwieństwie do faktów nieautentycznych, które próbujecie nam przedstawić jako prawdziwe. Nie, ta ocenka nie mieści się w kategoriach dobrej ocenki, ba, wypada z niej i wlecze się gdzieś po gęstym mule dna ciągnięta absurdalnym poczuciem roli, którą Waszym zdanie pełnicie w historii oceniania blogasków – kicie najdroższe, Wy sobie lepiej różowe szczoteczki i miotełki zakupcie (notabene piszę w liczbie mnogiej z wyboru, żeby mi któraś nie wyskoczyła, że to jej nie dotyczy i mój komć jest bezpodstawny – nie jest). I Wy wiecie dlaczego. Bo w tyłeczku macie sam tekst, Wy po prostu weźmiecie go, pokreślicie z góry na dół jak dziecko ocenia teksty swoich kolegów, bo jest w stanie zauważyć tylko to, co ich zdaniem nie pasuje, a wyznacznikiem dojrzałości czytelnika jest nie to, ile by zmienił w tekście, a ile jest w stanie z niego zrozumieć. Z jakiej wioski się urwałyście, co? Bo takie kołtuństwo to chyba nie z miasta. Niektórzy nie powinni oceniać, bo zwyczajnie robią to chujowo. Moja matka zapytała kiedyś lasię w sklepie, skąd jest, że przepycha się jak chamka, a lasia jej na to: z UJ. Niektórzy to się chyba na uniwersytecie urodzili, co? Przekręcanie argumentów autorki to sztuczka stara jak świat, naprawdę sądzicie, że nie wyglądacie przez to śmiesznie? Ja jestem gotowa Wam mordki obić, pysie, naprawdę. Słowa słowami, a czyny czynami, klu w tym, żeby szły ze sobą w parze. Szczerzycie się teraz do monitorów i myślicie, jaka to ja głupia jestem w Waszych oczach, a mnie jest z tym wspaniale, bo o to mi chodzi: bądźcie tym, czym jesteście, bo jesteście rzeczami, jak ten nieszczęsny rudy Rosier i rudy kot. Jazda z góry na dół po autorce – to nie jest ocena. Unikanie logicznej argumentacji – to nie jest ocena. Jeśli nie rozumiecie słów, które autorka do Was pisze – może pora się dokształcić? Bijmy się na stopnie naukowe, bijmy się na ambicje, bo przecież niewątpliwie ktoś jest lepszy! Po co słuchać dobrych rad, skoro można odszczekać, po co zinterpretować, skoro można narzucić swój punkt widzenia. Analiza tekstu to jest ciężka praca, ja najbardziej gówniane opko oceniam ponad tydzień, bo każdemu należy się odrobina sprawiedliwości w tym rozpływanym moralnie świecie. Jeśli chcesz coś zjebać, autorko ocenki, zrób to merytorycznie. Mnie jakoś autorka potrafi podziękować za porządną zjebkę. Zastanówcie się dlaczego. Autora należy bronić, bo autor jest tym, nad czym powinniście pracować, komu powinniście pomóc. Narzucanie swoich wyssanych z palca sugestii to nie jest pomoc. Ja nie zmieniłabym w tym opku ani słowa, bo ono jest dokładnie takim, jakim jest. Wy je macie zaanalizować, nie przekształcić w coś, czym chciałybyście, żeby było, bo to nie Wasze opko.

      Usuń
    2. :OOO
      Internet masz od wczoraj, jak rozumiem?

      Po grzyba się zgłaszałaś do ocenialni, jeśli masz problem z SUGESTIAMI oraz OPINIAMI na temat swojego opowiadania?
      Jezu.

      Tak. Mało. Sensu.

      Usuń
    3. "skąd możecie to wiedzieć, skoro z żadnym autorem nie nawiązujecie dialogu" - Przecież zawsze zapraszam ocenionych do dyskusji i staram się wypowiadać merytorycznie, w miarę możliwości. Nie wiem, jakie wrażenia odniosłeś/łaś, ale nie jestem święcie przekonana o swojej nieomylności i dość często się zdarza pod naszymi ocenami, że oceniające przyznają rację autorkom.

      "lepiej rzucić w autorkę serią nowych oskarżeń" - Słucham? Lysia odpowiedziała na moje argumenty, ja odpowiedziałam na jej, nikt nierządnicami nie rzuca, ani nie wyzywa się od głupków, gdzie widzisz te oskarżenia?

      "Lepiej przypierdolić się do każdej jednej kropki, no nie, jak źle postawiłam przecinek, to muszę być jakaś ułomna" - Mam wrażenie, że przeoczyłes/łaś fakt, że tutaj ludzie sami zgłaszają się do oceny, zgłaszają się między innymi po to, by ktoś zwrócił im uwagę na błędy interpunkcyjne - jak i wszystkie inne. To jest, niejako, idea oceny. Natomiast nikt nikogo nie traktuje gorzej z powodu popełniania tychże błędów. Oceniam tekst, a nie człowieka przecież.

      "Kogo obchodzi, co Wy byście zmieniły w tekście? Czy Wyście na głowy poupadały, żeby uzurpować sobie prawo do poprawiania tekstu zupełnie obcej Wam osoby?" - Czego wobec tego spodziewasz się po ocenie, jeśli nie zwrócenia uwagi na potknięcia?

      "w hierarchii ważności nie czytelnik jest pierwszy" - Umm, wybacz, ale wydawało mi się zawsze, że książki, czy opowiadania pisze się właśnie dla czytelników...

      "a już na pewno nie oceniająca, która może sobie być i z tak zwanego Krakówka czy Warszawki" - Whut o.O

      "Kto z Was uczynił wykwalifikowanych czytelników?" - WHUT. Co to jest wykwalifikowany czytelnik...? Taki z dyplomem czytelnictwa...?

      "ta ocenka nie mieści się w kategoriach dobrej ocenki, ba, wypada z niej i wlecze się gdzieś po gęstym mule dna ciągnięta absurdalnym poczuciem roli, którą Waszym zdanie pełnicie w historii oceniania blogasków – kicie najdroższe" - Kurczę, ale tę ocenę pisała jedna osoba, a ja jeszcze nie upadłam na głowę, by komunikować się ze światem królewskim MY ;)

      "(notabene piszę w liczbie mnogiej z wyboru, żeby mi któraś nie wyskoczyła, że to jej nie dotyczy i mój komć jest bezpodstawny – nie jest" - Znaczy, nawet jeśli ktoś nie pisze ocenek, ani nawet blogów, ma to wziąć do siebie? Aha.

      "wyznacznikiem dojrzałości czytelnika jest nie to, ile by zmienił w tekście, a ile jest w stanie z niego zrozumieć" - Takie założenie uznaje, że coś takiego, jak obiektywnie kiepski tekst nie istnieje.

      "Z jakiej wioski się urwałyście, co? Bo takie kołtuństwo to chyba nie z miasta" - Ej no, dopiero co było o Warszawkach. To skąd w końcu jestem?

      "Ja jestem gotowa Wam mordki obić, pysie, naprawdę." - Zapraszam :) Tak tu już bywa, że gdy komuś brakuje merytorycznych argumentów, zaczyna używać tych siłowych.

      "Niektórzy to się chyba na uniwersytecie urodzili, co?" - Ale jaki to ma związek z czymkolwiek...?

      "Jazda z góry na dół po autorce – to nie jest ocena." - W którym dokładnie miejscu obraziłam autorkę? Proszę o cytat. Chyba że uraziłam ją nie dając jej piątki a zaledwie czwórkę, jak myślisz, Lysiu, przeżyjesz jakoś tę zniewagę? ;)

      " Po co słuchać dobrych rad" - O to to właśnie...

      "Jeśli chcesz coś zjebać, autorko ocenki, zrób to merytorycznie. Mnie jakoś autorka potrafi podziękować za porządną zjebkę." - Bo jej tez grozisz, że "obijesz mordę"...?

      " Ja nie zmieniłabym w tym opku ani słowa, bo ono jest dokładnie takim, jakim jest." - Z każdą literówką i błędem logicznym, albowiem doskonały jest boski plan, niezbadane jego ścieżki.

      Usuń
    4. Anonimie Drugi, (nie wierzę, żeś Lysia, bo stawiasz wielkie litery), czy ty czytałeś tę ocenkę? Gdzie jest ten pojazd od góry do dołu? Tu nie ma niemieckiej skali ocen, gdzie im wyżej, tym gorzej...

      Usuń
    5. Może ja jakieś mylne interpretacje uskuteczniam, ale z oburzu Anonima zrozumiałam, że nie wolno mi czytać książek ani żadnych historii na blogaskach, bo autor nie pisze ich dla mnie, jeno dla siebie. A ja nie mam papierka, który by mnie upoważniał do takiego bluźnierstwa, jak własna literacka opinia. Hm.
      Jakżeż mi się ten dekadentyzm kojarzy, gdzie sztuka dla sztuki, a zwykły szary zjadacz chleba to najgorsza istota żyjąca, bo nie rozumie podniosłości dzieła, nie dotrze do niego przekaz ani go nie uwzniośli to arcydzieło wiekopomne.

      Autorko opowiadania, muszę przyznać, że jednak Gombrowicz był bardziej wiarygodny w swym bełkocie, niestety. Nie odnoszę się do opowiadania, którego nie czytałam, a do wypowiedzi w komentarzach.
      Ja nie paniemaju.

      Usuń
    6. To nie Lyśka, to ja - Kaj. Komć mi ucięło, dalszy ciąg poniżej.

      Usuń
    7. "Ej no, dopiero co było o Warszawkach. To skąd w końcu jestem?" Bo Warszawka to nie Warszawa. Warszawka to zbiorcze określenie przyjezdnych, którzy mieszkają w Warszawie kilka lat i już uważają się za wielkich Warszawiaków. Tak więc Warszawka to, mówiąc krótko a dosadnie, wieś udająca miasto. Kilka lat słowo to było jeszcze całkiem zabawne, ale teraz zostało całkowicie przejęte przez, nomen omen, Warszawkę, która sama ze sobą licytuje się na staż "warszawiactwa". Mam ostatnio wrażenie, że tylko przyjezdni obdarzają innych przyjezdnych tym uroczym epitetem... Jako Warszawa staję więc z boku i z najwyższym niesmakiem spoglądam na te obrzydliwe próby poniżenia dyskutanta za pomocą odwołań do jego rzekomego pochodzenia. Trzeba w butach naprawdę dużo słomy, żeby się nie wstydzić w taki sposób argumentację prowadzić.

      No, ale jak sama komentująca (Kaj, czy jak jej tam powiedziała): niektórzy to się rodzą na uniwersytetach. Sama dała temu najlepszy przykład.

      Usuń
    8. Bo ja z Krakowa jestem, dlatego taka niewychowana.

      Kaj

      Usuń
    9. A ja Kraków zawsze uważałam za taki pozbawiony nadęcia, w przeciwieństwie do Warszawy. A tu się okazuje, że dokładnie odwrotnie jest. Cóż, potwierdza się prawda, że wieśniakiem można też być mentalnym, klasę mieć z najbardziej zapadłej dziury pochodząc.

      Usuń
  13. Jeśli jesteś wściekła, autorko ocenki, proszę, powiedz to, bo ja o niczym innym nie marzę jak o tym, żeby tracić czas na Twoje porachunki z intelektem, który Cię najwyraźniej przerasta, skoro nie jesteś w stanie pojąć, o czym jest to opowiadanie. Ja – człowiek z ulicy, obcy dla tego opka – jakoś to potrafię, bo dysponuję elementarnym zasobem środków, który mi to umożliwia. Jeśli Ty go nie masz, cóż, może nie powinnaś oceniać? Rób to dalej tak, jak robisz, ale kup sobie tę miotełkę, naprawdę. Nie musi być nawet różowa.

    Wszystkiego dobrego z okazji Świąt
    Kaj

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przybył i obrończynie! Jak miło, jak swojsko! Pojazdy personalne jak zwykle na najwyższym poziomie! Love <3
      Z opkiem związana ponoć nie jesteś, ale za to oceniającą na szalfroku, więc wybacz, ciężko brać cię za biernego obserwatora czy coś...

      Usuń
    2. "Czy Wyście na głowy poupadały, żeby uzurpować sobie prawo do poprawiania tekstu zupełnie obcej Wam osoby?"
      Eeee, a nie dała tego prawa autorka opowiadania, zgłaszając się do oceny?
      To znaczy ocenki ocenkami, ale uważam Gayę za inteligentną osobę (wnioskując po jej wypowiedziach, nie znam jej osobiście), więc skoro inteligentna osoba gubi się w opowiadaniu Lysi, to przepraszam, ale dla kogo ona pisze, skoro do pisania dla kretynów chyba nie aspiruje? Wydaje mi się (bazując na nickach komentujących BS), że w gronie jej czytelników znajdują się właściwie tylko jej znajomi, co same w sobie nie jest złe, no ale ludzie zadają się ze sobą nie bez powodów. Z reguły szuka się towarzystwa osób o podobnym sposobie myślenia, podobnych pasjach, no, w skrócie, ludzi, którzy posiadają coś, co będzie nas ze sobą łączyło. Może Wy rozumiecie opowiadanie Lysi, bo rozumiecie Lysię? Poza tym, z Waszych wypowiedzi wynika, że same rozmawiacie o własnych tekstach, dzielicie się spostrzeżeniami i betujecie swoją twórczość sobie nawzajem. To już krok do współtworzenia.
      Poza tym, wydaje mi się, że Twoje zarzuty względem oceniających, Kaj, są trochę zbyt ostre. Tzn. nie wiem, czy nie pijesz też do anonimków, ale nad nimi nikt tutaj kontroli nie ma.
      Nikt tutaj nie wyszukiwał zarzutów na siłę, uwierz mi. Nie rozumiem, po co ta cała afera z "nie zrozumiałaś tekstu, literacka ignorantko!". Gdyby Lysia spokojnie odparła zarzuty Gayi, najlepiej popierając cytatami z własnego tekstu, gdzie co zostało wyjaśnione, to nie byłoby żadnej awantury.

      Usuń
    3. "Jeśli jesteś wściekła, autorko ocenki, proszę, powiedz to, bo ja o niczym innym nie marzę jak o tym, żeby tracić czas na Twoje porachunki z intelektem" - Ale dlaczego mam być wściekła? Ni mnie to ziębi, ni grzeje.

      Usuń
  14. Mam tanio do sprzedania maść na ból dupy! Komu, komu, bo idę do domu!

    OdpowiedzUsuń
  15. A ja powiem tak.
    Jeżeli według lysi to jest zła ocenka i Gaya nie umie oceniać to niech się lepiej przyjrzy własnym ocenkom. Te są cienkie jak dupa węża, przy tym co tu robi Gaya.
    Lysia zachowuje się jak rasowa autoreczka. Scenka rodzajowa:
    Gaya: "Ej, w twoim opku mówią do bohaterki Luna a raz zwracają się do niej Lisa. Czemu, skoro ma na imię Luna? Jednak nie ma na imię Luna? Zmieniała imię? O co chodzi?"
    Lysia: "KTOTOJESTLISA? CZYTAŁAŚ FOKLE TO OPOWIADANIE? NIE ZNASZ IMIENIA BOHATERKI LOL JAKA AMATORKA!"
    Gaya: "Nie no serio, nie rozumiem, dlaczego zwracają się do twojej bohaterki dwoma imionami?"
    Lysia: "Ty w ogóle to czytałaś?! NIC NIE ROZUMIESZ!!!!!!!"
    koniec scenki rodzajowej.
    Dziewczyno, zachowujesz się jak gówniara zakochana w swoim opowiadaniu. Ktoś ci pokazuje dziury logiczne, mówi ci, że to, co stosujesz w narracji, się nie sprawdza, bo czytelnik jest zagubiony i nie wie o co cho. Ty na to, że tak miało być, a w ogóle jesteśmy nieukami i nie rozumiemy konwencji, bo nam tu drugi Proust rośnie a my tacy ignoranci. Wybacz złotko, ale nie.
    I jeżeli tę ocenę definiujesz jako złą, to poczytaj swoje strumienie świadomości i spróbuj wypisać z nich jakieś porady dla autorki. Ciężko? Nie dziwię się...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PRZECIEŻ TA OCENA JEST ZŁA, BO TAK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!oneoneeleven11111111!

      Usuń
    2. Drogi anonimie, ta scenka rodzajowa zrobiła mi dzień.
      Dziękuję ^^.

      Usuń
  16. Wpadłam, przeczytałam ocenę, zobaczyłam piękną czwórkę na koniec i pomyślałam sobie - "O, no proszę, dawno nie widziałam tak wysokiej oceny dla pomackanego. No i Gaya całkiem przyjemnie podsumowała całość. Może warto przeczytać to opowiadanie?"
    Po reakcji ze strony autorki odechciało mi się kompletnie. Przepraszam, ale ja nie rozumiem, po co ta fala hejtu... Bo inaczej tego nazwać nie potrafię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jak to po co, przecież nie dostała maksymalnej ocenki, a to się nie godzi! Jak sama autorka przyznała: "wystawiłaś mi taką a nie inną ocenę", się znaczy liczyła na wyższą, a czwóreczka jest conajmniej obrazą dla jej tFUrczości.

      Usuń
    2. No cóż... bardzo mi się to kojarzy z pewną grupą uczniów ze szkoły, która płakała po otrzymaniu 4+ ze sprawdzianu, który reszta napisała na co najwyżej 2... Dodam, że grupa ta leciała od razu poprawić...
      No dobra, też jestem przywiązana do swojego opkowego uniwersum, ale bez przesady. Czwórka to bardzo dobra ocena. Dodatkowo, nie chcę oceniać fanfików jako takich, ale chyba tworząc w gotowym już świecie, wykreowanym przez kogoś innego, ma się świadomość, że nigdy nie będzie to w 100% oryginalne? W końcu sam pomysł już nie nasz...

      Usuń
  17. https://lh3.googleusercontent.com/-B8gO0IIXkuc/Ul1bzDmO76I/AAAAAAAABSs/JeAutIeMUbA/w1231-h702-no/....jpg
    PS. Jestem tu od początku kupoarmagedonu. Kto da więcej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szejm on mi, postawiłam kropkę po "PS".

      Usuń
    2. Zarządzam za karę batożenie rzepą!

      Usuń
    3. Rzepa dobra. Mam drzewo rzepowe w doniczce na parapecie :3

      Usuń
    4. Się ręcoma i nogami podpisuję pod linkiem z obrazkiem.
      Cosiedzieje.

      Usuń
  18. Wykwalifikowany czytelnik! <3 Niedługo trzeba będzie zdawać egzaminy na blogaskowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. lysia-pysia będzie przeprowadzała egzaminy na dostęp do Internetów ;)
      Najlepiej ze znajomości jej opka ;)

      Usuń
    2. Pytanie pierwsze: "Czy bohaterka ma na imię Luna czy Lisa?" :3

      Usuń
  19. Autorka już i tak się spaliła, nie odpowiadając na konkretne argumenty oceniającej oraz N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, pewnie już pisze od godziny kolejny wall of text, którego nikomu nie będzie się chciało czytać, a tym bardziej komentować, co autorka uzna za swoje zwycięstwo w dyskusji i przyznanie jej racji.

      Usuń
    2. I to ignorowanie biednych, dużych liter po kropce :( Wersaliki płaczą.

      Usuń
    3. to objawiona stylizacja. nie znacie się.

      Usuń
  20. oho
    Mamy tu drugiego wieszcza. Tyle że prozatorskiego!

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie ogarniam metra, nawet autobusy są dla mnie czarną magią, ale dobrze wiedzieć, że dzięki umiejętności obsługi czajnika, znajduję się na wyższym szczeblu drabiny ewolucji.
    PS dlaczego czajnik elektryczny? Społeczność czarodziejska mogłaby używać zwykłych czajników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się teraz zastanawiam czy to przypadkiem nie było tak, że biedniejsze czarodziejskie rodziny używały magii jedynie do krojenia/mieszania/dosypywania/podawania, gotowali jednak normalnie, tak po mugolsku, a bogatsze rody wysługiwały się skrzatami, które też korzystały z kuchenek/piecyków, nawet nie elektrycznych czy na gaz, ale takich zwyczajnych na wungiel...? Nie bardzo wiem jak szanowna ałtorka wyobraża sobie magiczne przygotowywanie herbatki. Czarodzieje stukali różdżką w kubek i puff woda sama transmutowała się w herbatę (co jak wiemy jest niemożliwe)? Trzymali różdżkę przy kubku z wodą i czekali aż się zagotuje? To z kolei mało praktyczne. No ale argumentacja tu jest taka: "jesteście za głupi, by pojąć mój geniusz", więc możemy jedynie użalać się nad własną głupotą i przyjmować wskazówki od wielkiej Autorki przez duże A.
      ja juz zaczynam. pisze mala litera i bez polskich znakow. powinnam jeszcze wstawic jakas niby ironiczna i luzna wstawke z mojego zycia prywatnego, nie? moj kot lubi tunczyka. myslicie, ze to wystarczy?
      No ale oceniajonco-ałtorka wie lepiej. My jesteśmy zbyt głupi, żeby pojąć geniusz jej dzieła. Niegodni nawet, żeby jaśnie panience buciki wylizać. Poza tym ostrożnie z tymi komciami, bo ałtorka gotowa nasłać na nas swego bodyguarda, żeby nam mordki obił. Z takimi ludźmi nigdy nie wiadomo, widać przecież, że dopiero co ze swoich pieczar wypełźli.

      Usuń
    2. "dlaczego czajnik elektryczny?" "Trzymali różdżkę przy kubku z wodą i czekali aż się zagotuje? " - Tak sobie właśnie wyobrażam magiczne gotowanie wody. O ile może być szybsze od normalnego gotowania wody na gazie (przynajmniej te czajniki, z ktorych korzystalam, gotowaly wode bardzo dlugo), o tyle raczej nie bedzie szybsze od elektrycznego. Wiec jesli jest mag-niecierpliwiec, to raczej skorzysta z szybszego czajnika :)

      Usuń
    3. Anonimowy od czajników21 grudnia 2013 19:45

      Jasne, gdy się to wytłumaczy w ten sposób, to ma sens. Zresztą, bardzo lubię, gdy w potterowskich opkach pojawiają się osoby bardziej obeznane z mugolską technologią niż Artur Weasley i jego pytanie o sens gumowej kaczuszki.
      Chodziło mi li i jedynie o to, że czarodzieje prawdopodobnie i tak znali i używali czajniki na gaz/ogień/cokolwiek. Z tego, co pamiętam, Molly gotowała w zwyczajnych garach :)
      Co do magicznych herbat, to pamiętam, że w jakimś opku wkładano po prostu różdżkę do kubka z wodą (tak jak grzałkę) i po chwili była herbata! Zaintrygowało mnie to wtedy i zastanawiałam się, czy herbatka miała posmak drewna, z którego została wykonana różdżka :D

      Usuń
    4. Myślę, że mogłaby mieć posmak, tak jak i alkohole nabierają posmaku od beczek, w których leżakują.

      O widzisz, przywołałaś Weasleya, bardzo dobrze. On był z mugoloznawcą, prawda? Czyli wiedział o mugolach i ich technologii o wiele więcej niż przeciętny czarodziej, można rzec, że był specjalistą? No to jakim cudem nasz czystokrwisty znajomy z ocenianej opowieści wydaje się wiedzieć o wiele więcej od niego? Nie kupuję tego po prostu.

      Usuń
    5. Weasley był bardzo specyficzny i to, że coś tam wiedział o mugolach, nie robi z niego specjalisty - chociaż pewnie przodował w znajomości pewnych realiów.

      Co do jedzenia i picia, Prawa Gampa (http://pl.harrypotter.wikia.com/wiki/Prawa_Gampa) mówią, że jedzenia i picia nie da się stworzyć :)
      Bo, jeśli dobrze rozumiem, to wspomniane opko dotyczy HP, tak?

      Usuń
    6. Anonimowy od czajników23 grudnia 2013 11:41

      Praca Artura polegała na kontakcie z mugolami. No dobra, na modyfikowaniu im pamięci, ale zawsze coś. Powinien wiedzieć o nich coś więcej, ale w pierwszych częściach był chyba głównie Elementem Komicznym (wolę to niż drugie wytłumaczenie - że był niedouczkiem). Trochę szkoda.
      Czystokrwisty śmierciożerca mógłby znać mugolskie zwyczaje na zasadzie: znaj swojego wroga :) Tylko oczywiście wypadałoby o tym wspomnieć.
      "Jedzenie i picie (nie można stworzyć, ale da się w coś zmienić)" - więc teoretycznie wodę można transmutować w herbatę.

      Usuń
    7. Wydaje mi się jednak, że dotyczyło to zmiany w jakiś "inny przedmiot". Trudno jednak zrobić z wody herbatę, bo coś tą sypką/rozpuszczalną/whatever herbatą musiałoby jednak być :P

      Usuń
    8. nie mogę edytować komciaczka...
      Bo chodzi mi o to, że jednak woda to, że się tak wyrażę, poziom 1, a herbata, to już poziom 2 (woda 1 + sypka herbata 1 = 2). Zmierzam do tego, że nie jestem pewna, czy dałoby się, że tak się wyrażę, wytworzyć coś z niczego ;)

      Usuń
    9. Moze jak masz 100 ml wody, mozesz zmienic 10 ml w esencje herbaty i rozpuscic w pozostalych 90 ml wody? Ale to tez wypadaloby opisac.

      Usuń
    10. albo można zagrzać wodę i wrzucić tam torebkę z herbatą...

      Usuń
    11. Gaya, no, to już jakieś wyjaśnienie :)

      Anonimku, rozmawiamy o całkowitym wytworzeniu herbatki z zaklęcia. Nie o podgrzaniu wody i wrzuceniu tam torebki ;)

      Usuń
  22. Wielki żal ściska me serce, że nikt jako pierwszy nie dodał na samym początku komentarza o treści: "Kij w dupie za 3... 2... 1..." :/

    OdpowiedzUsuń
  23. Przyszłam tylko powiedzieć, że zrobiłam kółka:
    http://oi42.tinypic.com/2yxjcxf.jpg
    http://oi40.tinypic.com/x1n97k.jpg
    Wiem, że nie są takie fajne jak te sznaucerka i fokle, ale wiecie, jestem ze wsi, mieszkam w Krakówku, podwójny brak intelektu :(

    OdpowiedzUsuń
  24. ech, słońca. ocenkę przeleciałam wzrokiem, opowiadania nie czytałam, ale z komentarzy wyniosłam kilka ciekawych rzeczy:
    nigdy, ale to nigdy nie można inspirować się znanymi i lubianymi autorami. jeszcze ktoś pomyśli, że ma się zbyt wysokie mniemanie o sobie!
    nigdy nie rzucać czegokolwiek poza wdzięcznością i całowaniem stóp pod oceną, bo wyjdzie się, nie daj boże, na niewdzięcznicę. czasem bonusem jest zostanie uznaną za zadufaną w sobie i zakochaną w swoim opowiadaniu autoreczkę. swoją drogą, ja wszystkie moje opowiadanka bardzo kocham, nie rozumiem zarzutu.
    jak ktoś dziesięć lat pracuje nad opowiadaniem, to znaczy, że nic innego w życiu nie robi. bo jak robi, to powinien odjąć ten czas, który poświęca na inne rzeczy od tych dziesięciu lat. wtedy może wyjdą dwa miesiące, a to już nie jest aż tak imponujące.

    ogólnie taka moja uwaga, że jest zasadnicza różnica między restauracją, a pisaniem opowiadania publikowanego w internetach (tak a propos komentarza dotyczącego geslerowej i braku klientów w restauracjach). jeżeli ktoś tego nie widzi, to współczuję.

    swoją drogą, przez pół roku koleżanka wołała na mnie karolina, a mimo tego wciąż nazywam się kasia. ludzie przekręcają imiona, notorycznie, więc ten motyw z lisą i luną nie powinien chyba wywołać aż tak dużej kontrowersji. zamiast tego po komentarzach i części oceny odnoszę wrażenie, że to naprawdę duża sprawa!

    i nie, nie jestem niczyim bodygardem (chyba?), do oceniających nic specjalnie nie mam (halo, zablokowane kolejki!). po prostu przykro mi się robi, kiedy widzę już pojazdy osobiste. zabawne, że nic konkretnego z komentarzy anonimów nie wynika. znaczy, to mało zabawne, ale wiadomo, o co chodzi.
    poza tym, po co lysia ma w ogóle odpowiadać na cokolwiek, skoro zostało wprost napisane, że i tak nikt tego nie przeczyta, ani nie skomentuje. logika!

    sorka, cały komentarz powstał, a otworzyłam okienko, by skomentować tylko to:
    "Ciągiem świadomości to ty sobie możesz pamiętnik popisać, nie opowiadanie przez ileś tam lat." - serio? a kto jej zabroni?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ciągiem świadomości to ty sobie możesz pamiętnik popisać, nie opowiadanie przez ileś tam lat." - serio? a kto jej zabroni?

      Ja. Bo nie umie.

      Usuń
    2. Mam dziwne i niepokojące wrażenie, że jesteś Lysią, no bo wiesz, ten sposób pisania, ignorancja wobec wielkich liter, celowe unikanie zrozumiania sensu podawanych argumentów/porównań i bronienie tezy "to wina czytelnikja, że nie rozumi".

      Poza tym, wystarczy ćwierć inteligencji bądź dobrej woli (wybieraj), aby stwierdzić, jakie komentarze w tej dyskusji należy olać, bowiem były pisane przez fanów gównoburzek, dla których takie przekomarzanie się z autorką to czysty fun (jak ja :D), a do których się odnieść, bo napisały je osoby z faktycznymi kompetencjami i chęcią poważnej rozmowy (jak Gaya oraz N.).
      Ty właśnie, powyższym komentarzem, wykazałaś się absolutną ignorancją, wrzucając wszystko do jednego kosza, czepiając się słówek (to porównanie do restauracji, moja droga, jest bardziej trafne, niż Ci się wydaje) i udając (!), że każdy komć jest tak samo durny. Otóż nie.
      Na Twoim miejscu nie pisałabym już nic, aby uniknąć dalszych prowokacji i - cóż - kompromitacji. Za rok to przeczytasz i będzie Ci tak bardzo wstyd, że pożałujesz, iż pisałaś wszystko z anonima (tak w ogóle to: dlaczego?!) i nie możesz tego usunąć...
      Weź moją radę i daj już spokój. Aha, i nie zgłaszaj się już lepiej do ocenialni, bo to może Ci źle na zdrowie wyjść. <3

      Usuń
    3. zrozumienia*

      Aha, i w "Na Twoim miejscu nie pisałabym już nic" chodziło mi oczywiście o komentarze pod tą ocenką.

      Usuń
    4. Żałosne. Trochę pokory by się autorce przydało. Zakładam, że większość pełnych oburzu komentarzy pochodzi od samej zainteresowanej. Przypomina rozpieszczone, trzymane pod kloszem dziecko, które zawsze było chwalone przez rodzinę i utrzymywane w przekonaniu, że jest absolutnie najlepsze, najgenialniejsze i najcudowniejsze.Dostała całkiem wysoką ocenę, garść dobrych rad i trochę konstruktywnej krytyki, a rzuca się na podłogę i bije piąstkami jak pięciolatka. W dodatku te próby zdyskredytowania oceniającej i komentatorów, to powoływanie się na swoje rzekome oczytanie i obycie - serio, autorko? Serio? Zdarzyło mi się mieć do czynienia z takimi studentami, za każdym razem się zastanawiałem, jakim cudem tak niedojrzałe istoty są w ogóle w stanie funkcjonować w oderwaniu od matczynej piersi. Argument "bo pan się nie zna" jest tak szczeniacki, że nigdy nie powinien wyjść z ust kogokolwiek poza uczniem szkoły podstawowej. Autorko, ogarnij się, weź rady do serca, zacznij pracować nad sobą i nie rób sobie więcej wstydu.

      Usuń
    5. Nawet nie musi brać tych rad do serca, skoro się z nimi nie zgadza, ale przydałaby się jej przynajmniej odrobina ogłady, dobrego wychowania i szacunku dla kogoś, kto w końcu poświęcił swój czas na przeczytanie i obiektywne zanalizowanie jej dzieła z zamiarem pomocy.

      Usuń
  25. Szanowna autorko, wypełnij proszę ten dokument, byśmy mieli pełen ogląd na Twój butthurt: https://images.encyclopediadramatica.es/5/50/Butthurt-ad-de.jpg. Możesz go rozesłać do wszystkich zainteresowanych.

    OdpowiedzUsuń
  26. nie mam konta na blogspocie. choćbym chciała, to nie dodam komentarza pod jego etykietką. xd i uwaga, może to kogś zdziwi - nie jestem autorką. wooow, serio. nie czytałam opowiadania i go nie bronię, dlatego też nie wypowiadam się wyżej, bo zwyczajnie nie mam ku temu powodów. sprawa autorki i oceniającej, nie moja.

    jeżeli zabijacie nudę przez pisanie anonimowych komentarzy, by obrazić autorkę, to naprawdę współczuję. chyba za krótko jestem w nowej blogosferze, by to zrozumieć.

    wesołych świąt,
    kić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najwyraźniej nie pojmujesz takiej TYCIEJ różnicy: krytyka =/= obrażanie. To autorka obraziła Gayę oskarżajac ją o nieumiejętne ocenianie i podważając jej inteligencję (przeczytaj dokładnie, co napisała!). Pomijając kilka przesadzonych komci (bo tutaj ZNOWU wrzucasz wszystko do jednego wora), nikt autorki nie obraża.

      Twoje pisanie z anonima nie różni się niczym od naszego pisania z anonima, moja droga. Też się mogę zaraz 'podpisać' i czy będę przez to bardziej wiarygodna? :D

      Ash

      Usuń
    2. Kić, to po co wyrażasz swoje zdanie, skoro nie wgłębiłaś się w sens całej dyskusji? W tym momencie nawet nie wiesz o czym piszesz i Twoje argumenty są warte tyle co nic. Ja współczuje Tobie, że wypowiadasz się na temat czegoś z czym się nie zaznajomiłaś i wysnuwasz błędne i żałosne wnioski ;)

      Buka

      Usuń
  27. Mam nadzieję, że Sznaucerek zaszczyci nas wzmianką o tym butthurcie, szkoda by było zmarnować tak zacny materiał...

    OdpowiedzUsuń

  28. wiarygodna może nie, ale przynajmniej mogę Was jakoś rozróżnić, a nie jedna wielka anonimowa masa o wspólnym mózgu.

    buziaki, kić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mission failed, bo i tak do jednego wora wrzucasz autorkę oceny i hejtujące anonimki.

      Usuń
    2. Poza tym was i tak nie można rozróżnić po sposobie pisania, szlafrokowe misie-pysie.

      Usuń
    3. Idąc Twoim myśleniem kić, możemy Cię wrzucić do wora obrońców autorki. Macie wyolbrzymiony organ bezsensu :)

      całuski, Buka

      Usuń
  29. Cześć, uważam że w ogóle nie powinno się oceniać innych na takiej podstawie, ponieważ to co robią jest mniej ważne, niż to, jakimi ludźmi są w życiu i nie można nikogo dyskredytować, tylko dlatego, że temat opowiadania w internecie nam nie do końca odpowiada, no ludzie! :/ Czasem opinię trzeba zachować dla siebie, bo nie jest to wymagane i wtedy lepiej milczeć, nie powodując dyskusji takich, jak tutaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, a możesz jaśniej? Bo nie wiadomo zupełnie, do kogo się zwracasz - do autorki opowiadania, która oskarża oceniającą, czy do oceniającej, że śmiała zrecenzować opowiadanie. Bo jeśli to drugie, to chyba pojęcia nie masz, że autorka sama o tę ocenę poprosiła.

      Usuń
    2. Nie zwracam się do nikogo, wyrażam swoje zdanie na ten temat, ale jeśli mam konkretyzować, to chciałabym głównie żeby autorka oceny to przeczytała. To jest niesmaczne po prostu.

      Usuń
    3. Niesmaczne to jest oskarżanie kogoś o wuj wie co na podstawie swojego braku inteligencji i czytania ze zrozumieniem. Gdzie autorka oceny dyskredytuje i ocenia kogoś jako osobę na podstawie jego tekstu? Bardzo bym to chciała zobaczyć. Bardzo. A wiesz, że do ocenki tekstu się zgłasza? Więc tak, autorka opowiadania jej WYMAGAŁA.
      Jezu na bananie, wystawienie 4 jako dyskredytacja i niesmak ;( Następnym razem, jak mi wykładowca będzie chciał dać 4, powiem, że jak śmie mnie oceniać, nie wiedząc, jakim jestem człowiekiem i co robię w życiu, skandal dawać taką ocenę.

      Usuń
    4. Cześć! Przeczytałam - czytam wszystkie komentarze, w razie, gdybym musiała interweniować :) (no i na wypadek, gdyby ktoś - ktokolwiek, bo nie wiem, czy są jakieś szanse na powrót autorki - odniósł się do pytań związanych z tym opowiadaniem stawianych przez N).

      Autorka sama zgłosiła się do mnie z prośbą o ocenienie jej opowiadania, co uczyniłam. Jeśli uważasz, że w którymś momencie zaczęłam atakować ją personalnie - wskaż mi proszę ten fragment.

      Usuń
  30. Dawno nie trafiłam na taką uroczą gównoburzę, serio. I jeszcze tak świeżą!
    Nie będę się rozpisywać, bo wszystko zostało już powiedziane (kić, wrzuć mnie do wora Okropnie Zuych Zwolenników Analizy), ale przeczytałam ocenkę, sympatycznie się zrobiło, ba, na blogaska chciałam zajrzeć. Czwóreczka, hoho, opowiadanie musi być niezłe (BTW ból dupy zazwyczaj jest za jedynkę, nie czwórkę), Pottera lubię, myślę, więc czemu nie.
    A potem zobaczyłam komcie.
    Jeśli jest limit wielkości ego, droga Ałtorko, do jesteś już daleko poza skalą. Shame on you.

    Taki niedobry anonim Zuta.

    OdpowiedzUsuń
  31. Moja gunwoburza spod ocenki "ciche szepty" to jedno wielkie NIC, przy tym, co przywołałaś, Gaya ;-;
    Oddaję Ci mój patyk z kupą do przywoływania gównoburz w Internetach ;<
    To wspaniałe berło nienawiści jest od teraz Twoje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oborze, "głośne szepty" oczywiście. Już mi muski wysiadajo

      Usuń
    2. Ja już chyba nie chcę :P

      Usuń
    3. Nie ma, że nie chcesz, procesja przekazująca święty patyk już do Ciebie zmierza!

      Usuń
  32. a wrzucajcie mnie do jakiego chcecie wora, ale nie wkładajcie mi w usta rzeczy, których nie mówiłam, bo parę razy wspomniałam, że moje komentarze nie dotyczą oceny, co za tym idzie oceniającej (skoro, chwała jej, nie dołączyła do szalonej nagonki na autorkę), ani innych osób wypowiadających się konstruktywnie na temat oceny i opowiadania.

    kić

    OdpowiedzUsuń
  33. Polecam komcie lysi pod tą ocenką: http://wszechstronni.blogspot.com/2012/11/056-ocena-bloga-occupy-hogwarts.html.
    Rok temu: "nie chodzi o to, jakie książki czytasz do poduszki, bo to twój prywatny biznes", teraz jara się, że przeczytała Prousta.
    Żelazna konsekwencja.

    Mechajednorożec

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie i mojej uberwujowej starej ocenki proszę w to nie wciągać.
      Brozu.

      Usuń
    2. Chodziło głównie o stwierdzenie nt. książek.
      Niemniej przepraszam.

      Mechajednorożec

      Usuń
  34. Zabawne, że kupą zaczęli przerzucać się "szary użytkownicy". Lysia spasowała, Gaya słusznie się w kupie nie babrze, a wy dalej nakręceni napadacie na siebie. Byłoby zabawnie, gdyby nie to, że jest niesmacznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Ty znowu z tym "niesmaczne". :DDD Nie rozumiem, czemu również "babrzesz się w tej kupie", skoro tak tym gardzisz. No chyba, że lubisz. Bo widzisz, większość anonimków tutaj czerpie radość z gównoburzek i uroczych uniesień ałtoreczek. Jeśli masz z tym problem, to przyzwyczaj się - jesteśmy w internecie!

      Usuń
    2. Tak sobie czytam te komcie i w sumie dotarłam do końca tej odpowiedzi. Po przeczytaniu ostatniego jej zdania zaczęłam czuć taki dziwny niepokój.
      "Jeśli masz z tym problem, to przyzwyczaj się - jesteśmy w internecie!" - niby wiem, że Internety to gównoburze, anonimy i w ogóle, ale jakoś tak nagle, zupełnie niespodziewanie, dotarł do mnie ogrom Internetów i to, że jestem ledwie malutkim zlepkiem danych i pikseli. Przytłacza mnie to teraz. Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Już nigdy więcej nie spojrzę na Internety tak samo :/ dzięki!

      (a tak btw. to w konstrukcji "chyba że" przecinek stawia się przed całym wyrażeniem, sorry, musiałam, grammar nazi, kij w dupie i te sprawy).

      Usuń
    3. Deneve, jesteśmy tylko ciągiem zer i jedynek, stanem bycia i nie bycia, naładowanym i pustym kondensatorem w pamięci operacyjnej; jesteśmy tylko strumieniem bitów zlepionych w całość i zagubionym w odmętach sztucznie wygenerowanej, cybernetycznej namiastki ludzkiej świadomości. Płyniemy przewodami skomplikowanych maszyn, niczym krew pulsująca w tętnicach.

      Na pocieszenie - zaletą (wadą?) Internetu jest to, że te dane nie giną, w związku z czym również nasze dzieci i dzieci naszych dzieci będą mogły czerpać uciechę ze słownych wojenek toczonych przez nas - ich dziadków.

      //dobra, odbija mi, jest późno, dobranoc wszystkim!//

      Usuń
    4. Kim, a może czym? jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Jaki jest nasz cel na tym świecie? Czy jesteśmy zaledwie luką w kodzie binarnym? Czy jeśli ja nie bólodupuję pod ocenką jestem tym kodem mniej niż inni? Czy może bardziej? Czy to znaczy, że jestem bardziej jedynką niż zerem? A może wręcz odwrotnie? Może moje piksele to jedno wielkie zero?

      Tyle pytań, tyle niewiadomych, na które Google nie zna odpowiedzi!

      Usuń
    5. Jaka jest prędkość lotu jaskółki bez obciążenia? Zapominasz o najważniejszym, Den.

      Usuń
    6. O matko, faktycznie : /

      Usuń
    7. Gaya, czasem, zwłaszcza późno w nocy, udaje mi się napisać/powiedzieć coś, co nie jest tylko bełkotem popaprańca (a może jest...?). Podkreślam - CZASEM XDD

      Usuń
  35. Współczuję oceniania Bez sarkazmu. To zabawne, sama to przeżyłam z 6 lat temu, a zachowanie lysi wypisz wymaluj takie samo. Jak widać czas płynie, a lysia i jej tasiemiec tak samo niezjadliwe.

    OdpowiedzUsuń
  36. Witam.
    Jestem z http://mirrors-world.blogspot.com/ w kolejce do Elwen i chciałam przeprosić za zamieszanie związane z postami, które (te najnowsze) pojawiają się i znikają. Nie wiem jak to wpłynie na ocenę. Tak czy inaczej, będę kontynuowała, bardziej aktywnie, bloga gdy tylko dokonam paru poprawek, z którymi się wstrzymam w oczekiwaniu na Waszą ocenę (odmowę), która może mi pomóc.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  37. Co prawda ciutkę się spóźniłam (a taka piękna gównoburza była! Mnie to zawsze omijają!), ale mam jeden własny kamyczek do dorzucenia, jako osoba bardzo dobrze obeznana z kanonem.

    Sprzęty elektryczne działają w domach czarodziejów. W uniwersum Rowling ich pewnie nie używali (z czym ja bym polemizowała zwłaszcza w miarę postępu technicznego, ale to jest materiał na zupełnie inną dyskusję), ale mieć je mogli i pewnie by działały.
    Nie działały natomiast w Hogwarcie, przez zaklęcia zabezpieczające. I to nie zwyczajne - pewnie gdyby narzucić ze dwa na dom, to niewiele by to zmieniło. Ale Hogwart był miejscem najpilniej strzeżonym i najbezpieczniejszym (poza Gringottem). Miał zabezpieczenia nakładane przez wielu najlepszych czarodziei i w sym Hogwarcie czarowano stanowczo więcej, niż w zwyczajnym domu.

    Toteż konkluzja jest taka - w przeciętnym domu czarodziejów można mieć działający czajnik. Po co, dlaczego i czy by wiedzieli, jak go użyć, to inna sprawa. Ale argument "nie działa" jest błędny.

    Ciekawe, czy kiedyś uda mi się trafić na czas...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieprawda, działanie urządzeń elektrycznych jest zakłócane przez za duże stężenie magii. Nie ma to nic wspólnego z zabezpieczeniami.

      Usuń
  38. Przepraszam, że tak późno. Oczywiście nadal chcę oceny - kolejne podejście, hehe. xD O ocenę poproszę Nefariel.

    OdpowiedzUsuń
  39. Gdzie ocenki? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oceniający też człowiek i odpocząć musi ;)
      Choć fakt, sama codziennie nieśmiało zaglądam, wiedziona ciekawością i niecierpliwością zarazem.

      Usuń
    2. Heja! Wlasnie wrocilam do domu po przerwie swiatecznej, wiec niedlugo powinnam usiasc do roboty :)

      Usuń
    3. Yay! <3
      A będą gify?

      Usuń
    4. Na razie sie nie zapowiada, ale jeszcze nie skonczylam czytac bloga :D

      Usuń
    5. Ja absolutnie muszę zrobić w jakiejś ocence gifset z Jamesem Purefoyem, bo właśnie sobie przypominam "Rzym" i na nowo odkrywam w sobie niesamowitą miełoźdź do Marka Antoniusza (boru, jest takim mało myślącym dupkiem i nawet nie jest w moim typie, a i tak go uwielbiam). Ale to chyba nie w najbliższej przyszłości, niestety.

      Usuń
    6. Polecam "The Following", jeśli lubisz Purefroya. Serial ma mnóstwo dziur w fabule i generalnie wysokich lotów nie jest, ale mhrocznie seksiasty Purefroy jako charyzmatyczny psychopata-guru sekty morderców nadrabia chyba wszystkie głupoty scenarzystów :D

      Usuń
    7. Właściwie nie wiem, czy lubię Purefoya. Lubię Marka Antoniusza :D.
      Ale obczaję, dzięki! :D

      Usuń
  40. Omg, Gayaruthiel, przepraszam, zmieniłam szablonik :c Bo mi Den zrobiła, a ja z wrażenia zapomniałam, żem niby pierwsza w kolejce. Nie bij ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, nie ma powodow do paniki :D Aktualnie chcemy z Leleth dokonczyc Skraj Wymiaru, ktory juz mamy nadgryziony, zanim wezmiemy sie za Legende, ktora wskoczyla nam do kolejki juz po napoczeciu Skraju.

      Usuń
    2. Nie ma sprawy, jestem cierpliwym człowiekiem i tak właśnie myślałam, że ktoś poszedł w obroty wcześniej ^^ Ale wolałam pokajać się na zaś, nigdy nie wiadomo!

      Usuń
    3. Poza tym szabloniki można zmieniać dowolnie, nie interesuje nas to ;).

      Usuń
  41. Czy ktoś pisze obecnie ocenę? Nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaya pisze Skraj wymiaru. To znaczy ja też mam zamiar, ale ostatnio mam ciężki okres w życiu tak osobistym, jak studenckim, i nie wiem, kiedy będzie, mam nadzieję, że może w styczniu.
      A co do aktywności - sesja idzie, wiecie.

      Usuń
    2. Ach, i jeszcze Broz ma jakąś ocenkę w połowie zrobioną.

      Usuń
    3. Yepp, pisze Skraj Wymiaru i juz w zasadzie go wykanczam, ale potem mam zamiar wziac sie za barki z Legenda, a to moze potrwac.

      Usuń
    4. A będą gify? Kocham gify :3

      Usuń
    5. Raczej się nie zapowiada.

      Usuń
  42. miesiąc bez żadnej ocenki a tyle oceniających jest ;c;c;c;c;c;c;c;c;c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj się nam otrząsnąć po gównoburzy z Lysią :D

      Usuń
    2. Czterech ;P No, pięciu.
      Poza tym były święta, a teraz jest sesja ;P.
      Nie wiem, jak dla innych, ale dla mnie pisanie ocenek jest najniżej na liście moich priorytetów.
      Ale będzie za kilka dni.

      Usuń
  43. Oesssu, pisze sie, niedlugo bedzie :D

    OdpowiedzUsuń