sobota, 14 grudnia 2013

0055. never-belong.blogspot.com

Miejscówka przyzywającego: Never belong
Przedwieczne: Gayaruthiel&Leleth 


Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, dlatego twój szablon wygląda zupełnie inaczej w Mozilli niż w Chromie.
Jedna z podstron o tajemniczej nazwie Chain Reaction prowadzi do bloga, który dostępny jest tylko osobom zaproszonym. Podobnie sprawa ma się z linkiem do twojej bety.

Bohaterowie

Piszesz o przysłudze, którą Nott wyświadczył Malfoyowi – ale niestety, nie wracasz już do tego w tekście. Czytelnik powinien się dowiadywać takich rzeczy z opowiadania, a nie z dodatków.

Prolog

gdyby dowiedział się, że tą dwójkę kocha jak własnych braci – TĘ dwójkĘ, uzgadniamy końcówki.

Facet szarpnął go za łokieć, Nott pomyślał sobie, że pewnie mało brakło od oderwania mu go od tułowia – Łokieć nie jest przyczepiony do tułowia.

jednak był całkowicie pewien, że nikt nie każe mu walczyć z lwami albo zagłodzonymi gladiatorami. // Oby. – Skoro ma nadzieję, że oby (nie), to chyba jednak taki pewien nie był.

ale brakowało kilku istotnych szczegółów, ale w zaistniałej sytuacji bardzo się z tego cieszył – Powtórzenie.

Jego towarzysz niczym robot wykonał dziwaczny ruch w stronę kołatki, trzasnął trzy razy, a za drzwiami zapadła głucha cisza, jakby właśnie ktoś rzucił zaklęcie Muffliato. Czuł, że leci w tył, bowiem drzwi nagle zaczęły się otwierać, a widać nikomu nie zależało na tym, aby poturbować więźnia przedwcześnie. – Jaki związek z leceniem w tył ma otwieranie drzwi?

Och tak, upokorzcie go jeszcze bardziej, przecież sam fakt, że jest nieuczesany i w tygodniowych skarpetkach nie wystarcza! – Nott stoi przed śmierciożercami, którzy mieli tysiac sposobów na poważne upokorzenie człowieka, jak choćby to, co zrobili przy okazji meczu quidditcha mugolom z pola namiotowego – w tym kontekście nie dali mi się uczesać brzmi śmiesznie, a nie upokarzająco.I te skarpetki - siłą mu je włożyli? Chyba że był to element komiczny, którego nie złapałam.

Chociaż generalnie zapisujesz dialogi prawidłowo, za pomocą pauz, w tym rozdziale wkradły się dwa dywizy.

Prolog kończy się nagłym przejściem ze spotkania śmierciożerców do obiadu w Hogwarcie. Czy to znaczy, że 99% wstępu było wspomnieniem? Snem? Hipnozą?
Rozdział I

Dziś ma siedemnaście lat, a jego zamiłowanie do quidditcha nie zmalało ani trochę, przeciwnie. – Przecież ciągle piszesz w czasie przeszłym, nawet o zdarzeniach pozornie aktualnych, skąd więc nagle to ma?

Do teraz nie może sobie wybaczyć – I znowu. Nie opisujesz sytuacji, jakby Ted je wspominał z perspektywy czasu i dodawał swój komentarz, jakby wzdychał w tej chwili och, nie mogę sobie tego wybaczyć”, więc powinnaś trzymać się czasu przeszłego – a jeśli rzeczywiście wspomina, stojąc przed neośmierciożercami, to nigdzie tego nie przedstawiłaś.

Może to dlatego, że przesadnie dbał o tą – Tę. TĘ miotłĘ.

Poduszka rzucona przez Malfoya dała mu dosadnie do zrozumienia, że to koniec leżakowania i powinien ruszyć dupę, by przygotować się do zajęć. Ów blondyn paradował w mokrych włosach i dżinsach, których obcisłość załamałaby niejedną mugolską modelkę – Po co ci to ów w tym miejscu?

Ów blondyn paradował w mokrych włosach i dżinsach, których obcisłość załamałaby niejedną mugolską modelkę; nie przeszkadzało to Tedowi w złośliwościach na temat orientacji czy płci swojego kumpla, pomimo tego, iż Scorp w ogóle się nimi nie przejmował: Nie zapominaj, że twój przyjaciel pedał ma więcej dziewczyn wokół siebie, niż taki heteryk jak ty. Później zwykle tłukli się po głowach. — Trochę zalałem łazienkę, ale nie chciało mi się tego wycierać, więc jeśli chcesz się umyć, to musisz sobie posprzątać. Wyglądam w tym grubo? — spytał, okręcając się przy lustrze oraz bacznie przyglądając T-shirtowi, który i tak za sekundę miał zniknąć pod obszerną uczniowską szatą. – Strumień świadomości bez ładu i składu. Nowe wypowiedzi bohaterów zaczynaj od nowej linijki, nowe myśli również. I czemu obcisłość spodni miałaby przeszkadzać w złośliwościach? Chyba raczej je powodowała.

Nienawidził porannego wstawania, z początku nie było tak źle, budzik nastawiał sobie sam, ale od jakiegoś czasu ten tu wymyślił sobie, że tak będzie śmiesznie. – Co będzie śmiesznie? Twój sposób przekazywania informacji jest bardzo irytujący, po prostu przelewasz na papier/dysk strumień swoich myśli, nie zastanawiając się nad tym, czy są zrozumiałe dla czytelnika, dla kogokolwiek.

Tak czy owak, ani mu się śniło odwalać roboty za Scorpiusa, miał rączki i względnie pracujący mózg – Chyba miałaś na myśli, że Scorpius miał, a wyszło, że chodziło o Teda.

Syn Dracona jako synonim Scorpiusa przypomina mi drętwe wypracowania szkolne, gdzie, żeby broń boru się nie powtarzać, określając kolegę z ławki, zamiast Dawid” pisało się kolega”, a później chłopiec”, a później czarnowłosy”, a później młodzieniec”, aż wychodziło coś przeraźliwie bezsensownego i patetycznego.

blondyn miał niezwykły wręcz talent w nokautowaniu graczy tłuczkiem i pałką – To zabrzmiało, jakby tą pałką ich walił po głowach. Nokautować można było tłuczkiem, przy pomocy odbić pałką.

Dziwnym trafem średnio co drugi mecz któryś z nich łapie smoczą ospę albo mdleje w środku lekcji. – Naprawdę nie mogę rozgryźć zasady, na jakiej stosujesz czas teraźniejszy – jak mówiłam, myślałam, że chodzi o rozważanie swojego obecnego życia, wspominanie konkretnych wydarzeń, a używanie czasu teraźniejszego do powtarzających się w aktualnym okresie sytuacji (nie żeby to było wtedy dobrze rozegrane, ale zawsze coś). Ale w takim razie kilka zdań wcześniej:
Niektórzy nazywali ich 'małżeństwem' – również powinien być czas teraźniejszy. Trzymaj się przeszłego, bo te nagłe wstawki w teraźniejszym są ni przypiął, ni przyłatał. A cudzysłowów się nie robi apostrofami. Przecinkami też nie.

Nott nie potrzebował dużo czasu, by móc zejść na śniadanie. – Przecież Ślizgoni mieszkają w lochach, gdzie oni na to śniadanie jeszcze schodzili?

Reszta kolegów z pokoju wyrobiła się wcześniej, była to trójka typowych Ślizgonów i codziennie rano musieli zaliczyć wizytę w dalszych zakamarkach lochów, aby zapalić i przy okazji wlać po drodze któremuś pierwszoklasiście. Ted dawno z tego wyrósł, oczywiście o ile żaden z tych gnojków nie podskakiwał, a robili to nader często sądząc, że w ten sposób komukolwiek się przypodobają. Zwłaszcza Scorpowi, lecz później przeżywali szok, kiedy to oni, a nie Teodor zostawali obrzuceni niepochlebnymi określeniami traktującymi o profesji ich matek. Pomijając, śniadanie jedli wolno jak zwykle, bo spóźnianie się na lekcje stanowiło miłe urozmaicenie, szczególnie gdy szło się na historię magii – Skąd wzięli tyle mugolskich papierosów, by starczyło im na cały semestr i gdzie je ukrywają przez te wszystkie miesiące? A może palą fajki? I nikt w tych lochach nie wyniuchał smrodu tytoniu? Pomijając CO? I czemu pierwszoklasiści myśleli, że zaimponują Scorpiusowi, podskakując jego koledze? Chyba że to chodzi o tych kolegów z pokoju, bo najwyraźniej się zgubiłam? (to tym bardziej są strasznie tępi, jak jeszcze tego nie załapali). Dlaczego chcą przypodobać się akurat Scorpiusowi? Szlaban za nagminne spóźnianie się też był miłym urozmaiceniem?

Na szczęście dziś pierwszą lekcją miała być Obrona Przed Czarną Magią, której obecnie nauczał profesor Magnus Anguis, człowiek niezwykle wyniosły, sprawiedliwy i podchodzący poważnie do nauczanego przedmiotu, co wcale nie oznacza, iż żył w chorym przeświadczeniu o możliwości powrotu Czarnego Pana czy chociażby Grindelwalda – No ja nijak nie rozumiem, dlaczego miałoby oznaczać. Grindelwald i Voldemort nie byli jedynymi ani pierwszymi używającymi czarnej magii.

Zapewne wielu z was słyszało o mitycznym potworze zamieszkującym Komnatę Tajemnic, bazyliszku, prawda? (...) Ale myślę, że lepiej będzie zgłębić je w nieco bardziej dosadny sposób. — Tu wskazał ręką na myślodsiewnię. — Pan Potter z chęcią podzielił się ze mną swoim wspomnieniem twierdząc, że taka wiedza najlepiej podziała na młode umysły. – Łapiesz pierwszego plusa za ciekawy pomysł. Takie zagranie pasuje do Pottera i do Hogwartu, jest też oryginalne.

— Ja słyszałem! Tata mi opowiadał, bo przecież spotkał się z nim oko w oko. Podobno prawie go… // — Tak, wszyscy doskonale znamy dokonania pańskiego ojca. — Profesor zgasił chłodno jego zapał – Czyli czyj? Wiem z kontekstu, że Jamesa, ale wystarczyłoby wstawić ucznia” czy coś w tym stylu, a ty używasz zaimka, choć wcześniej nie wskazałaś osoby.

Tym bardziej, że jego zdaniem w całej swojej szkolnej karierze miał tylko jednego dobrego nauczyciela i widząc – To znaczy kogo? Lupina? McGonagall? Dumbledore’a? Bo ja naliczyłabym znacznie więcej nauczycieli, których Harry cenił i szanował.
Tak naprawdę podejrzewam, że chodziło ci o nauczyciela OPCM, tylko zapomniałaś, że czytelnik nie siedzi ci w głowie i o tym nie wspomniałaś.

— No dobrze, dobiorę was w trójki, bo przecież nie wejdziemy do myślodsiewni wszyscy. – Myślodsiewnia to nie było pomieszczenie czy miednica do mycia nóg, żeby się do niej wchodziło.

zabrakło dla niego uczniów i musiał iść z profesorem i chuderlawym Gryfonem, którego nazwiska w ogóle nie kojarzył – Nie kojarzy nazwiska człowieka, z którym ma lekcje od siedmiu lat? – Uuu, pułapka! Przyznaję bez bicia, że dałam się w nią złapać, podejrzewałam braki logiczne, a tu pojawił się sprytny foreshadowing.

Znowu dwa zabłąkane dywizy. Poprawiasz je ręcznie?

Rozdział II

Na przeciw Notta stała biblioteczka zajmująca całą węższą ścianę, grzbiety książek były zniszczone i widocznie używane, skąd łatwo było wywnioskować, że mogą być wiele warte – Książki są wiele warte, ponieważ są używane? W takim razie zużyte podręczniki szkolne powinny być warte miliony.

— Domyślałem się, że przyjdziesz. Usiądź, chcesz herbaty? // — Nie, dopiero co zjadłem. Ale dziękuję. – Przecież herbata nie zaspokaja głodu, tylko pragnienie.

Wtedy, gdy byłeś zbyt zajęty zwiedzaniem Komnaty Tajemnic, zamiast mnie słuchać, tak, zauważyłem to, mówiłem by na wszelki wypadek nie wgapiać się zbytnio w gada, bo magia czasem płata figle i nie jestem do końca pewien, co się może dziać. – Spróbuj przeczytać to zdanie na głos. Taka wypowiedź pasuje bardziej do podekscytowanego uczniaka niż do spokojnego nauczyciela. Lepiej byłoby, gdybyś wydzieliła zaznaczone wtrącenie pauzami, w przeciwnym wypadku może zlewać się ono z resztą zdania.

— Wiesz, jaki był drugi powód mojej prośby o wspomnienie samego Harry'ego Pottera? — zaczął, tym razem się lekko uśmiechając, a gdy Ślizgon pokręcił głową, kontynuował: — Niecałe trzy lata po zabiciu Voldemorta utworzyło się zgrupowanie osób, które w jakiś tam sposób go podziwiały i próbowały zgłębić sekrety jego potęgi. Bez tego nie mogło się obyć, przecież nie wszyscy stali po stronie Wybrańca, poza tym zło jest zawsze o wiele bardziej pociągające. Tak czy owak, ci ludzie zapoczątkowali ruch postśmierciożerców – Ludzie podziwiający Pottera nie stali po jego stronie i założyli postśmierciożerców? Czy też mówisz o Voldemorcie?

Rozdział III

Słowa nie zostały wypowiedziane wprost, ale Nott wyczuł, że nauczyciel czegoś od niego oczekuje. Gorzej, że to 'coś' wcale nie jest przyjemną wyprawą po rzecz leżącą na wierzchu, a z rodzaju tych mogących pozbawić człowieka kończyn czy nawet życia, pełną oprychów z maczetami i wielkich jaszczurów. – Ale dlaczego nauczyciel miałby prosić o pomoc w takiej sprawie zwykłego ucznia, skoro sam jest bardziej doświadczony i silniejszy?

fanki Scorpa nieświadomie sabotowały wszystkie treningi swoim marnym dopingiem i wrzaskami, że blondyn powinien zagrać zamiast tego czy tamtego. Malfoy oczywiście był wniebowzięty i zgadzał się z opinią koleżanek, jednakże Smith, kapitan, miał tego chyba dosyć, bo każdy kolejny krzyk był głośniejszy od poprzedniego. – Każdy krzyk czyj, fanek?

starał się przemówić mu do rozsądku, aby albo odprawił grajdoł, albo przestał zgrywać poszkodowanego – http://sjp.pl/grajdo%B3 Chyba nie o to słowo ci chodziło.

na obecny moment nie miał bladego pojęcia, jak nakłonić Scorpiusa do zmiany postępowania. Może wynikało to z tego, że zdążył przywyknąć do charakteru przyjaciela, ale wątpił, aby inni skłonni byli go znosić. – Przywykł do przyjaciela, więc nie wiedział, jak na niego wpłynąć. To już któryś raz, kiedy związki przyczynowo-skutkowe w twoich zdaniach nie trzymają się kupy.

Pokój wspólny wrzał, ale nikt nie zwracał uwagi na nikogo, kto wykraczał poza krąg samouwielbienia - a wiadomo, tych w Slytherinie było nadzwyczaj sporo. – Co?

Nott jednak nie należał do tych tępych Ślizgonów, którzy nie umieli szybko skojarzyć kilku faktów (nawet jeśli wyglądało to jak Ilan u Marty, ej, tam przecież jest wejście do Komnaty, profesor Anguis, a co jeśli, o matko, miałem mieć to gdzieś, a jak ożywi Bazyliszka i mnie nim poszczuje? Ja w sumie mam Scorpa, tu spojrzenie na blondyna, nie, jednak nie mam) – Podoba mi się ten zapis myśli postrzelonego uczniaka, wyszedł bardzo prawdopodobnie.

—  Deprimo! —  zawołał. Zaklęcie owszem, podziałało na drzewo, ale nie tak, jak Nott zwykł to widywać na lekcjach u Flitwicka - zamiast zrobić w pniu dziurę sprawiło, że cała roślina rozdzieliła się na pół, tworząc coś na kształt kurtyny teatralnej. Z każdym centymetrem oddalających się od siebie połówek ukazywało się coś podobnego do przejścia między nimi. Nott z początku pomyślał, że to portal, ale wkrótce przekonał się, że to po prostu sprytna sztuczka na ukrycie wśród drzew tego, do czego najwyraźniej zmierzał ten człowiek - była to chatka. Mała drewniana chatka, do której mężczyzna szybko wszedł nie martwiąc się nawet tym, by zaryglować drzwi. – Zaraz zaraz, ta chatka była w środku drzewa czy między drzewami? Bo jeśli między, to nie dało się po prostu pnia obejść?

Rozdział IV

u Scrivenshafta nabył ładne pióro, bo tamto się stępiło – Tamto? Nie wspominasz wcześniej o żadnym piórze, więc jakie tamto?

— Naturalnie, po to cię tu zaprosiłem - Ilan zachęcił ją, że może robić swoje. – Zachęcił do zrobienia.

Jak było w Hogsmeade? — spytał w końcu, ale chyba tylko po to, aby mieć nowy powód do wygrażania się. – Wygrażać można komuś, a to sformułowanie nie pasuje do tego, co próbujesz przekazać.

— Mów o wiosce. Co kupiłeś? Odpalisz mi trochę, oddam ci za to. // Nie oddał. // — Nic ciekawego, sam byłem. – Skąd to nagłe wtrącenie z przyszłości i przez narratora wszechwiedzącego?

Nic nie sprawi, że przestanie mieć złe przeczucia, ale nie miał wyboru. – Kolejna bezsensowna zmiana czasów, nie będę ci już ich więcej wypisywać.

Rozdział V

Mimo, że spadanie w myślodsiewnię nie należało do najbardziej nieprzyjemnych środków transportu, to i tak potrzebował chwili na przyzwyczajenie wzroku oraz powstrzymanie odruchu paniki w kompletnie nieznanym miejscu. – Jak spadanie może być środkiem transportu? Mimo że było nieprzyjemnie, było nieprzyjemnie? Ten okolicznik kompletnie tu nie pasuje.

Niby w każdej chwili mógł wrócić do gabinetu Anguisa, ale wolał mieć pewność, gdzie jest, na wypadek kolejnych anomalii związanych z jego osobą – Z osobą Anguisa? Z osobą Notta?

Stał na wzniesieniu, które nie dodawało szerokości polu widzenia, a wyglądało na przeszkodę specjalnie uformowaną tylko po to, aby przejezdni denerwowali się o stan swoich pojazdów. – Jak wzniesienie może poszerzać pole widzenia człowieka? http://pl.wikipedia.org/wiki/Pole_widzenia Wiem, co masz na myśli, ale trzeba to wyrazić innymi słowami. Wzniesienie psujące pojazdy? Takie było strome, czy też próbujesz opisać leżącego policjanta? Martwić się o coś, denerwować się czymś.

Chłopak wstał gwałtownie, ale z typową dla wampirów gracją, po czym poszedł do tarasowego okna i wlepił wzrok w zadbany, porośnięty głównie przez okazałe peonie ogród. Był zły na siebie, że nie rozegrał tego inaczej, na przykład zaczynając od niewinnych pytań odnośnie potomstwa, żalu, że sam nie ma rodzeństwa, zamiast bezczelnie wręcz pytać o wiadomości od jedynego syna Victora. – Zaraz zaraz, oglądamy wspomnienia Eryka, fakt, ale to nie znaczy, że jego myśli będą się wyświetlać w postaci dymków nad jego głowa. Nott nie może mieć pojęcia, o czym myśli osoba, na którą patrzy.

Zajęte było tylko kilka miejsc – Zajętych było.

Skupienie i piękna kobieta nigdy nie idą ze sobą w parze. – Na szczęście nie wszyscy ludzie, a nawet nie wszyscy mężczyźni są neandertalczykami. Takie uogólnienia są krzywdzące.

Rozdział VI

Nott natomiast przestał szukać znicza ze standardową przyjemnością przy ćwiczeniu tejże umiejętności, robił to tylko po to, by wreszcie zakończyć ten żałosny trening. – Brak interpunkcji sprawia, że nie mam pojęcia, jak rozumieć to zdanie.

Rozdział VII

Nie pozwólmy, by ta jedna zbrodnia stała się początkiem do całej ich serii – Początkiem do serii?

Uczniowie mogli się tego tylko domyślać, ale Minerwa McGonagall podchodziła do takich spraw nie tylko formalnie, jako dyrektor szkoły. Była przede wszystkim kobietą, dojrzałą kobietą, która nie mogła patrzeć na ludzkie krzywdy – O, znów generalizujesz. Natychmiast przestań.

Nie lubił krwi jako tako, ale lubił ją mieć w swoich żyłach i aorcie. – Jako takiej.

Napisanie listu do kogoś, kto na razie był tylko zasłyszanym imieniem i nazwiskiem, okazało się nazbyt trudne. - Napisanie listu było zbyt trudne, czyli go nie napisał. Tylko że w następnych zdaniach przeczysz sama sobie, pisząc, że list jednak powstał.

Przeczytał tekst kilka razy, tak dla pewności, z pewnym niepokojem zostawiając na końcu swój podpis. Wybrał najsilniejszą jego zdaniem sowę, gdyż coś mu mówiło, iż czeka ją długa podróż. – A co się stało z jego własnym ptakiem?

Rozdział VIII

Jego nagłe rozbudzenie wzbudziło zainteresowania Scorpiusa, dotychczas zajętego przepisywaniem na czysto swojego eseju na Zielarstwo – Zainteresowanie.

No tak, brakowało mu do szczęścia jakiejś namolnej dziewuchy, będącej zapewne żeńską wersją Hicksa, ale bardziej upierdliwą, bo wszystkie dziewczęta z reguły były bardziej w tej kwestii – No i kolejny raz, generalizacja związana z płcią. Po co, na co?

Rozdział IX

Zwykle w godzinach wieczornych na korytarzach Hogwartu spotkać można było grupki uczniów, którzy po skończeniu prac domowych lub poobiednich drzemkach, korzystali z ostatnich godzin czasu wolnego na najrozmaitsze sposoby - jedni zbierali się przy bibliotece, bo w sąsiadującej z nią pustej klasie ustawiono kilka lat temu stare fotele z pokojów wspólnych, co czyniło z pomieszczenia swego rodzaju salonik, do którego wstęp mieli wszyscy, nie tylko podopieczni konkretnego domu; inni, co tyczyło się szczególnie par zakochanych czy przyjaciół, sadowili się na parapetach i rozmawiali przyciszonymi głosami, wymieniając spostrzeżenia minionego dnia; byli też tacy, którzy "ożywali" dopiero po zmierzchu, wtedy po zamku niosło się echo wybuchów śmiechu, spowodowanych żartami (głównie tymi wspomaganymi przez Magiczne Dowcipy Weasleyów) albo odgłosy biegania, w czym lubowały się szczególnie młodsze roczniki, korzystające z ilości schodów, po których można było się ścigać; niektórzy zaś grali w gargulki, szachy czarodziejów lub eksplodującego durnia. – To jest jedno długie zdanie. Rozbij je na kilka mniejszych, co?

dosłownie wypadał za ściany – Zza.

Śmierć Ilana uplasowała się zdecydowanie na samym szczycie listy porażek, jakie ostatnio poniósł – Sugerujesz nam w ten sposób, że Daniel miał ochraniać Ilana? Bo jeśli nie, to jaka w tym jego porażka?A jeśli tak, to czy o to go prosiła Gwen?

Wcześniej, kiedy wrócił do lochów i znalazł w tłumie narzekających na bezsens dyrektorskiego zarządzenia uczniów Scorpiusa – Tłum narzekających uczniów Scorpiusa? Teoretycznie zdanie jest poprawne, ale, jak widzisz, brzmi niezręcznie.

szczególnie gdy ten chwilę temu przedstawił dowód na to, że niepowiedzenie mu prawdy byłoby niesprawiedliwe. – Nie dowód, a argument.

czasem zazdrościł swoim przyjaciołom, że pozakładali rodziny i zamieszkali w tych częściach kraju, gdzie populacja mugoli pozwalała żyć "normalnie", bez pilnowania się na każdym kroku. Chętnie dołączyłby do nich, zrzucił z barków odpowiedzialność i żył jak pączek w maśle. A co miał zamiast tego? Domek proszący się o renowację gdzieś na skraju wioski, liczącej niecały tysiąc mieszkańców, gdzie tradycja zatrzymała się w średniowieczu. – Niestety, nie dowiadujemy się, co go tam trzyma.

Tylko multum zaklęć ochronnych i zwodzących nie dopuszczało do ataku na jego dom, a żeby zrobić zakupy musiał teleportować się zawsze w inne miejsce, bo zbyt częste pojawianie się w tej wsi wzbudziłoby podejrzenia przesądnych wieśniaków. – Ale dlaczego? Co mu szkodziło po prostu ubrać się jak mugol? Wyglądał jak potwór, żeby zwykli ludzie się go bali?

Drewniane bale, z których zbudowane było domostwo, zostały dawno przeżarte przez termity, w wielu miejscach poczerniały, stanowiąc słabą podporę dla szarawych okien i skrzypiących drzwi. Te i tak były w dobrym stanie, gdyż na nie mógł rzucić Reparo, co niestety nie sprawdziło się w przypadku drewnianej konstrukcji, jakby czar ten był zbyt słaby, by powstrzymać szarżę drewnolubnych owadów. To samo było ze schodami na piętro, na którym mieścił się pokój Marii, siostry Freya - nie korzystali z nich, za bezpieczniejszą uważając w tej kwestii deportację. – Rozumiem z tego, że drzwi mieli szklane? Trochę to dziwne, że nie chodzą po schodach, by te się nie zawaliły, ale ufają, że całe piętro nie zleci im na głowy pod naciskiem ciężaru dorosłej kobiety.



Mam ochotę zbić twoją betę po głowie. (Bez obaw, to tylko taki nieśmieszny żart). Błędów interpunkcyjnych jest po prostu masa. Radziłabym ci znaleźć kogoś, kto zna się na tym lepiej, a poza tym oczywiście ćwiczyć na własną rękę. Na początek, pamiętaj, że dwa orzeczenia zawsze oddzielamy znakiem interpunkcyjnym lub spójnikiem, że wtrącenia wydzielamy przecinkami z obu stron, że tak samo jest z imiesłowami nieodmiennymi… Etc., etc.

Często budujesz chaotyczne, nadmiernie długie i przepełnione dygresjami zdania, które może poniekąd oddają charakter bohatera, ale czytelnik się w nich gubi.

Cudzysłowów NIE robi się przecinkami ani apostrofami.

Przeczytałam informację o zawieszeniu bloga – moim zdaniem postanowiłaś przerwać pisanie dokładnie w momencie, w którym zaczęłaś się rozkręcać. Początkowe rozdziały są koszmarne językowo i brnie się przez nie z wysiłkiem, jak przez ruchome piaski. Widać jednak spory postęp między rozdziałem pierwszym a dziewiątym, w którym zdania zaczynają robić się coraz lepiej zbudowane i coraz rzadziej używasz słów w niewłaściwym kontekście.

Najbardziej podoba mi się sposób, w jaki ukazujesz uczniów Hogwartu. Choćby kreacja Jamesa Pottera – zdarza się, że dzieci wybitnych osób to rozpieszczone, wredne potworki, a ten konkretny ma świetny powód do przechwałek. Rozumiem też, jak potwornie wkurzające takie zachowanie jest dla otoczenia, cała ta sytuacja jest więc bardzo prawdopodobna psychologicznie, a to ci się chwali. Choć o Albusie wspomniałaś tylko jednym zdaniem, podoba mi się, że uważasz, ze żenowałoby go zachowanie starszego brata, i że starałby się jak najbardziej wtopić w tłum albo wręcz porzucić nazwisko. To też jest bardzo prawdopodobne.

Cieszę się też, że mimo iż główny bohater to Ślizgon, to jednak oszczędziłaś nam żenujących pokazów bucery i chamstwa, które z takim upodobaniem prezentowane są w innych fikach. Nott jest chłopakiem, z którym czytelnik może się łatwo utożsamić, bo jest taki… normalny. Ma swoje zalety, ma wady, zdecydowanie nie jest Marianem Słojem. Kiedy ma szanse wziąć udział w niesamowitej przygodzie, woli zostać w domu i nie zakłócać ukochanego świętego spokoju. Jest koleżeński i lojalny – przez myśl mu nie przejdzie, by zwyczajnie ukraść książkę, której przyjaciel nie chce mu pożyczyć, a kiedy wreszcie sytuacja go do tego zmusza, robi wszystko, by nie urazić uczuć Daniela.

Sam Daniel jest typowym Krukonem, skupionym na przestrzeganiu reguł i poszerzaniu swojej wiedzy. Jest poukładany i porządny, w stu procentach spełnia się jako prefekt, jest ulubieńcem nauczycieli – pod tym względem przypomina mi wczesną Hermionę.

Ogromnie podoba mi się też to, co zrobiłaś z Malfoyem. Balansuje na granicy karykatury, ale na szczęście nigdy jej nie przekracza. Na co dzień błazen, skonfrontowany z poważnymi zdarzeniami – jak śmierć Eryka – potrafi spoważnieć i spojrzeć poza czubek swego nosa. Kiedy widzi, że przyjaciele zachowują się dziwnie i odsuwają się od niego, doprowadza do konfrontacji, zamiast po prostu wzruszyć ramionami, a potem czuje się w obowiązku pomóc, nawet jeśli najchętniej udawałby, że niczego nie widział.

Nie mogę się przez to nie zastanawiać, jak też poprzednie pokolenie sprawdziło się w roli rodziców – z tekstu pośrednio wynika, że Draco postawił rodzinę w centrum swoich zainteresowań i postanowił ją wspierać niezależnie od jej postrzelonych pomysłów – bo przecież Scorpiusowi nawet w głowie nie postało, że ojciec mógłby nie przysłać mu pieniędzy czy nie pomóc w spełnianiu szalonych zachcianek. Harry zaś wydaje się pławić w uwielbieniu Jamesa na tyle, by nie próbować ukrócać jego denerwujących zachowań, co jest dość dziwne, biorąc pod uwagę to, jak bardzo w kanonie ciążyła mu sława, jak bardzo chciał się od niej odciąć. Raczej nie był typem samochwały.

Nauczyciel OPCM pojawia się na moment, sprawia dobre wrażenie, a potem znika, i narracja już do niego nie wraca, tak więc nie mamy okazji przekonać się, po czyjej ostatecznie stronie stał, jakie były jego intencje. Wiemy tylko, że chce przywrócić do życia bazyliszka, co wydaje mi się pomysłem z jednej strony ciekawym, a z drugiej naciąganym – ale może to dlatego, że tekst urywa się, zanim mamy okazję poznać plan Anguisa w całej okazałości. Nie wiemy nawet, jakie składniki są potrzebne do spełnienia rytuału.

Zastanawia mnie zasadność tej ukrytej chatki w lesie. Wampir poszedł tam, pogadał z Nottem – i tyle, ani nie dowiedzieliśmy się, po co tam poszedł, ani już ta chatka nie wróciła w późniejszych scenach. Czy miała jakieś znaczenie fabularne, czy też był to rekwizyt, zapomniany w sekundę po użyciu? Po co Eryk do niej wszedł, skoro wiedział, że Nott go śledzi? Chciał mu ją pokazać? Po co?

W prologu piszesz też: — Jak sobie życzysz. Zapewne jesteś ciekaw, co tu się właściwie dzieje. Otóż widzisz - zaczął, jakby w ogóle nie zauważył olewczego wzruszenia ramion Teodora - po wielu latach poszukiwań nie udało nam się znaleźć sposobu na przywrócenie dawnego ładu. Choć zebrane tu osoby gorąco wierzą, iż upadek ciała jest nic nieznaczący wobec wewnętrznej potęgi, nie mamy dowodu, że to prawda. Przyznam szczerze, iż powoli zaczynałem wątpić w sens całego tego zamieszania, aż do dnia, kiedy spotkałem cię w Hogsmeade. Pamiętasz? // — Nie. Nie mam zamiaru bawić się w te wasze przebieranki, wyrosłem z tego. — Przy stole rozległy się charkoty, jakby nie siedzieli tam ludzie, a wilki czy inne dzikie zwierzęta. Ted zanotował sobie, aby powstrzymać się od takich uwag, nawet jeśli uzna je za wyjątkowo zabawne. // — Tak sądzisz? // Coś na kształt szkarłatnego dymu pojawiło się wokół tego mężczyzny, a w następnej chwili nie był już sobą. Dopiero w tym momencie Nott miał ochotę wrzasnąć ze strachu, a potem przywalić sobie w łeb, że był naiwny jak Puchon. – Kogo Nott spotkał w Hogsmeade? Wampirzą parę (chyba że to odniesienie do wydarzeń, których nie zdążyłaś jeszcze opisać). Czy to ma oznaczać, że Eryk jest przywódcą śmierciożerców, który upozorował własną śmierć, a teraz pragnie wykorzystać czar rezurekcji bazyliszka do zrezurektowania Voldka? Jeśli tak, potrzebnych będzie wiele, bardzo wiele wyjaśnień.

Mam pewien problem z dialogami o tyle, że z jednej strony wypadają bardzo naturalnie, młodzieżowy język pasuje bardzo do przedstawianych bohaterów – ale z drugiej strony w tym samym stylu utrzymane jest całe opowiadanie, śmiem więc wątpić, że jest to celowy zabieg, a raczej jedyny sposób pisania, jakim umiesz się posługiwać.

Ogółem, wydaje mi się, że masz mocny pomysł na fabułę, ale jest ona tak zmasakrowana przez błędy językowe, że momentami trudno zrozumieć, co w ogóle próbujesz powiedzieć. Na szczęście zarówno styl, jak i gramatyka to coś, co można z powodzeniem ćwiczyć, o wiele gorzej byłoby, gdyby brakowało ci pomysłu. Nie ma zbyt wielu strasznych dziur logicznych, przynajmniej na poziomie dziewiątego odcinka.

Wracając do fabuły, opowiadanie urywa się zbyt szybko, by dało się powiedzieć cokolwiek na pewno. Profesor OPCM próbuje przywołać do życia bazyliszka. Po co? Nie dowiadujemy się, ale z ostatniej notki mogę wywnioskować, że przemyślałaś ten problem, skoro jesteś gotowa rozsyłać wyjaśnienia mailem zainteresowanym czytelnikom. Wprowadzenie wampirów do świata HP to interesujący pomysł, ale znów, zanim zdążyliśmy dowiedzieć się o nich więcej, poznać jakieś uzasadnienie ich egzystencji i rolę w opowiadaniu, jeden z nich zginął.

Ruch neośmierciożerców jest moim zdaniem dobrze zarysowany. Gdyby przyrównywać Voldemorta do Hitlera, a śmierciożerców do nazistów, można by pokusić się o spostrzeżenie, że mimo iż wojna dawno się skończyła, to ta zaraza i tak się pleni na świecie, i choć jest w mniejszości, to co i rusz próbuje podnieść głowę.

Zdałam sobie sprawę, że źle to wszystko rozplanowałam, bo między kluczowymi punktami zabrakło mi pomysłów na "wypełnienie" treści czymś konkretnym. Lanie wody tylko po to, aby dobrnąć do konkretnych momentów jest moim zdaniem bezsensowne i tylko zagmatwałoby i tak poplątaną fabułę. – Nikt ci nie każe pisać od razu epopei narodowej. Jeśli wiesz, co chcesz przekazać, napisz opowiadanie krótkie a konkretne. W ten sposób zarówno unikniesz lania wody, jak i przekażesz historię czytelnikom.

Myślę, że najlepiej będzie, jeśli usiądziesz sobie na spokojnie – może w święta? – i napiszesz tę historię od nowa. Teraz, kiedy już rozgrzałaś rękę i nauczyłaś się pisać tak, by czytelnik mógł cię zrozumieć, daj tej opowieści nowe, lepsze życie.

Mam problem z wystawieniem oceny, bo o ile pierwsze rozdziały to słaba jedynka, o tyle ostatnie mogłyby się już otrzeć o trójkę. Ponieważ jednak oceniam całość bloga, a nie tylko ostatnie notki, wyciągam z tych ocen średnią, stawiając dwa, i zachęcam do ponownego zgłoszenia po przepisaniu opowiadania od nowa.


4 komentarze:

  1. Bardzo, bardzo dziękuję za tę ocenę. Jestem przerażona ilością błędów i na swój sposób zażenowana. Chyba za bardzo się starałam, aby to opowiadanie było oryginalne, w końcu przedobrzyłam i wyszedł taki ser z dziurami, do tego śmierdzący jak cholera.
    Jakkolwiek zgadzam się ze wszystkimi komentarzami odnośnie ortografii, interpunkcji i reszty kwestii językowych, tak chciałabym sprostować rzeczy dotyczące niektórych Waszych wniosków.
    Harry zaś wydaje się pławić w uwielbieniu Jamesa na tyle, by nie próbować ukrócać jego denerwujących zachowań(...) - w przypadku Jamesa wymyśliłam sobie, że młody Potter nie zawsze słucha się rodziców i stąd ten brak zmiany w jego zachowaniu. Miałam pomysł na pewien epizod, kiedy Wybrańcowi wreszcie puściły nerwy, ale jeśli do niego dojdzie, to za dłuugi czas.
    Kogo Nott spotkał w Hogsmeade? Wampirzą parę (chyba że to odniesienie do wydarzeń, których nie zdążyłaś jeszcze opisać). Czy to ma oznaczać, że Eryk jest przywódcą śmierciożerców, który upozorował własną śmierć, a teraz pragnie wykorzystać czar rezurekcji bazyliszka do zrezurektowania Voldka? Jeśli tak, potrzebnych będzie wiele, bardzo wiele wyjaśnień. - wszystko to miało zostać wkrótce wyjaśnione. Niestety, na Szlafroku uświadomili mi, że ten prolog to dokładnie to, co Szmejer zrobiła w swojej książce: wycinek przyszłości wklejony na początek, bo niby tak będzie intrygująco.
    Często budujesz chaotyczne, nadmiernie długie i przepełnione dygresjami zdania, które może poniekąd oddają charakter bohatera, ale czytelnik się w nich gubi. Wiem, zdaję sobie z tego sprawę, ale przy pisaniu krótszych zdań odnoszę wrażenie, że akcja leci na łeb, na szyję. Jeśli zbiorę się w sobie i napiszę Never belong od nowa, to na pewno postaram się uporządkować ten chaos.
    I jeszcze obronię swoją betę przed biciem po głowie - te pierwsze kilka rozdziałów nie zostało przez nią sprawdzone, bo poprosiłam ją o betowanie dopiero później. Nie pomyślałam oczywiście, by je przejrzała, stąd tak widoczna różnica pomiędzy poziomem pierwszego rozdziału, a dziewiątego.
    I... To chyba wszystko, co chciałam powiedzieć. Jeszcze raz dziękuję, padam do nóżek! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze sie, ze moglysmy pomoc, powodzenia z dalszym pisaniem :))

      Usuń
  2. Hej,
    Chciałam poinformować, że przeniosłam bloga na blogspota, nowy adres to http://hail-to--the-king.blogspot.com/. Znajduję się w kolejce u Broz-Tito, na samym końcu kolejki :) byłabym wdzięczna za podmianę adresu, przepraszam za kłopot i pozdrawiam,
    Myszogon

    OdpowiedzUsuń
  3. "Nie lubił krwi jako tako, ale lubił ją mieć w swoich żyłach i aorcie. – Jako takiej."
    Ja bym się przyczepiła jeszcze do okrutnego wydymania tętnic i naczyń włosowatych. To znaczy że co? Po przepłynięciu przez aortę krew natychmiast teleportuje się do żył? (A przecież nie powstałby ten klops, gdyby zastosować przyjęte uogólnienie "w swoich żyłach").

    A co do samego bloga - serio, czytałabym, bo obraz opowiadania, jaki mam po przeczytaniu oceny, jest bardzo pozytywny. Dlatego mam nadzieję, że wena autorce dopisze i pojawi się jeszcze NB wersja druga, już ogarnięta i poukładana. Trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń