Miejscówka przyzywającego: Kwestia honoru
Przedwieczne: Gayaruthiel&Leleth
Większa część twoich ramek ma polskie nazwy (o blogu, strony), dlatego też gryzie w oczy nagłe odstępstwo od normy, jakim jest blogs i follow i follow blog via email, szczególnie, że w tej ostatniej również i tekst jest po angielsku, tak, jakbyś nie mogła się zdecydować, do kogo chcesz trafiać.
Król pada ofiarą zamachu, którego celem był także jego najstarszy syn, Varrander. Przebywający na dworze mag ratuje mu życie, przenosząc za pomocą magicznego portalu poza ojczyznę. – Niejasne, komu ratuje życie, królowi czy synowi.
Rozdział 1
http://www.seagrant.umn.edu/coastal_communities/hypothermia#time – Nie krytykuję tego, że nie umarł z wycieńczenia, zwłaszcza że nie wiemy, jak długo te fale nim szarpały – potraktuj to po prostu jako dodatkową informację.
Chłopak wykorzystując chwilową konsternację przeciwników zgrabnie wskoczył na stół i przeskakując z jednego mebla na drugi, strącając kufle i ignorując przekleństwa znalazł się przy Bergenie. – Nie dość, że walczy i biega w pięć minut po przebudzeniu, poraniony i obolały, to jeszcze robi to zgrabnie? Nie wierzę. Chyba że jest nadczłowiekiem.
Ktoś zamachnął się na niego pałką, więc wywinął się w zgrabnym pół-piruecie i chwycił jego rękę w nadgarstku, po czym mocno nadepnął w okolicy łokcia, czemu towarzyszył zwierzęcy ryk i paskudny chrzęst łamanej kości. – Z tego nie wynika, żeby ręka leżała na podłodze, więc jak on właściwie ją nadepnął na człowieku? Ponadto, półpiruet łącznie.
Aby uniknąć kolejnego ciosu mieczem wyrżnął plecami o stół, aż odezwały się świeże rany. – Nie jest prawdopodobnym, by takie rany odezwały się dopiero teraz, kiedy bójka trwa już od kilku minut, ciężko mi też uwierzyć, że od uderzenia w plecy otworzyły mu się rany na twarzy i dłoniach – bo tylko o tych wspominałaś wcześniej.
jakby ktoś rozgrzał ją do czerwoności w ogniu – Samo zdanie jest poprawne, ale zawiera zbędne dookreślenie, bez którego będzie zgrabniej. Rozgrzał do czerwoności, albo rozgrzał w ogniu.
Rozdział 2
Zastanawiał się, czy ucieczka ma jakiś sens. Udało mu się dowiedzieć co nieco o tym asasynie i wyglądało na to, że nie należał do takich, co łatwo rezygnują. – Kurczę, albo czegoś nie rozumiem, albo książę zna człowieka, który go goni. I co, ten opis włosów, twarzy i postury nic mu nie powiedział? Swoją drogą z Vargo też idiota, bo jeśli szuka księcia, by mu pomóc, to przecież wystarczyło podać swoje imię i prosić wszystkich, by przekazali chłopakowi informację o nim i o jego dobrych zamiarach.
Zabronił z tobą rozmawiać, a najlepiej cię zabić. Obiecał karczmarzowi tu wrócić i zapłacić za twoją głowę, lub uciąć jego własną, gdyby pisnął ci chociaż słowo. – Aha. Więc co skłania stajennego do takiej gadatliwości?
Młody, czarnowłosy. Szlachetna uroda i postawa. Północny akcent – wyrecytował drżącym głosem. Vargo zaklął pod nosem, ale po chwili wsunął stajennemu w dłoń srebrną monetę. – Dlaczego stajennemu płaci, ale karczmarzowi tylko groził nożem?
Ale to nie miało znaczenia, bo teraz ponownie podchwycił ślad. A tu, na otwartej przestrzeni chłopak nie miał szans podróżując na piechotę. – Bardzo jestem ciekawa, jak to sobie wyobrażasz. Vargo szedł tropem odciśniętych w miękkim mchu stóp? Zrób test: Pójdź na spacer do lasu, a po dwóch trzech dniach wróć w to samo miejsce i spróbuj znaleźć jakikolwiek ślad swojego poprzedniego pobytu. A potem zrób drugi test: Umów się z przyjaciółką na grę w chowanego na świeżym powietrzu, a niech jedyną wskazówką będzie, że schowała się na południe od miejsca startu. Jakie masz szanse, by ją znaleźć? Jakie miałabyś szanse, gdyby wspomniana przyjaciółka zaczęła się chować dwa dni wcześniej, zużywając przewagę czasową na jak największe oddalenie się od ciebie? Bez komórek, bez psa tropiącego, a na dotatek w terenie, który widzisz pierwszy raz w życiu?
Edwin wysłał mnie za tobą, panie, w roli eskorty. // – Jakiej eskorty? – odwarknął. – Niby gdzie? – Nie rozumiem, o co pyta Varrander. Jakie gdzie? Gdzie wysłał? No, tu wysłał, skoro rozmawiają twarzą w twarz...
Vargo spodziewał się tego, ale i tak zareagował z szybkością niemal nieosiągalną dla człowieka. – Czyli gdyby się nie spodziewał, zareagowałby jeszcze szybciej?
Dreikhennen miał na tyle charakterystyczną urodę, że nie sposób całkiem wyrzucić go z pamięci. Już same włosy, krótko przystrzyżone po bokach i dłuższe na środku, o intensywnie czerwonym kolorze, nie zdarzały się często. Do tego imponujący wzrost i postawa czyniły go trudnym do przeoczenia. – A mimo to, opis podany przez kupca nie wzbudził w Varro zupełnie żadnych skojarzeń.
Nowe informacje sprawiły, że nagle zapomniał o głębokim postanowieniu bycia wyniosłym i ironicznym, akceptując wyraz zbaranienia na swojej twarzy. – Jak się akceptuje wyraz twarzy?
Na dodatek w żaden sposób nie potrafił sobie wytłumaczyć owej szmaty, dopiero gdy Vargo wskazał na swój nos, chłopak zrozumiał i ostrożnie przejechał nią nad górną wargą. Znalazł ślady zakrzepłej krwi, pamiątki po ostatniej szarpaninie – Trochę zakrzepłej krwi po tym, jak mu Vargo przywalił czaszką w twarz? Nie powinien mieć czasem złamanego nosa?
najemnik odebrał od niego skrawek materiału i pomógł mu dosiąść swojego wierzchowca – Po co? o.O Komuś, kto sam wymiótł bandziorów z karczmy, trzeba pomagać dosiąść konia? No bez jaj. Dodatkowo to “mu” jest niepotrzebne, podmiot jest znany, wiemy, że pomógł dosiąść wierzchowca temu komuś, o kim mowa wcześniej, nie komuś obok.
Uczucie to potęgowały silne ramiona obejmujące go w talii, które w całkowicie idiotyczny sposób dały mu poczucie bezpieczeństwa. – WHUT. Co robią te ramiona w talii i kto wobec tego trzyma lejce? Co to za obmacywanki? Ja wiem, że ma być o miłości męsko męskiej, ale, kurczę, może spróbuj zachować minimum jakiegoś prawdopodobieństwa sytuacyjnego i psychologicznego? W ten sposób można podsadzić mamejowatą damę dworu, ale dorosłego faceta? Varrander powinien się poczuć obrażony tym gestem.
Chłopak długo rozmyślał o tym dziwnym uczuciu ulgi – w końcu jeszcze niedawno chciał zamordować swojego rzekomego „wybawcę”. Może po prostu chwilowo był zbyt zmęczony na mordercze myśli? – Tak, na pewno. Tylko że czytelnicy wiedzą, że przekłada się to na proste: czuł chuć. Składasz prawdopodobieństwo zdarzeń na ołtarzu ryćkania.
Vargo zanotował to z lekkim zdziwieniem – chłopak który za wszelką cenę chciał mu roztrzaskać czaszkę– i to po tym, jak dowiedział się, że jest on tu w roli eskorty – teraz całkiem rozluźnił się w jego ramionach. – Widzisz? Nawet Vargo, choć bystrością nie grzeszy, wie, że coś tu nie gra.
Rozdział 3
Nie miałem okazji obserwować jak zdycha Iriem, dlatego odbiję sobie zabijając jego ucznia. – Iriem był królem, tak? Vargo był jego uczniem, i był to powszechnie znany fakt, skoro nawet jakiś zapluty mag o tym słyszał? No to jakim cudem Varrander go nie rozpoznał już po samym opisie?
Książę uniósł brwi zaskoczony. Czy to możliwe, żeby nigdy wcześniej nie zauważył, że ktoś taki jest jego cieniem? – No też się właśnie dziwię, zwłaszcza, że Vargo ma bardzo charakterystyczną urodę. Grubymi nićmi szyto tę intrygę.
No tak, Iriem. Nikt do końca nie wiedział jaka jest jego funkcja, nazywano go czasem cieniem króla – Aargh. Więc Iriem nie jest jednak królem. Dowiemy się kiedyś, jak król miał na imię, jeśli miał jakieś w ogóle? Wprowadzenie czytelnika w świat przedstawiony: robisz to źle.
Więc ty i Iriem jesteście blisko? Cóż, on też nie wydaje się być… bawidamkiem. – Co ma piernik do wiatraka, bo nie ogarniam? Skąd tu wzmianka o bawidamstwie, do czego ona pasuje i o czym ma świadczyć?
Zmarł podczas zamachu – wyjaśnił, tym razem już bez cienia emocji – Może jednak zginął, hmm? Bo rozumiem, że bezpośrednią przyczyną zgonu były rany odniesione w bitwie, a nie, na przykład, koklusz? Umiera się w sposób naturalny lub przez chorobę, a ginie się lub zostaje zamordowanym w zamachu, walce itp..
Rozdział 4
Porwał z ziemi uratowany z pożaru miecz i ruszył biegiem do stajni. Po chwili pędził już na karym wierzchowcu na oklep, modląc się, żeby Varrander wciąż jeszcze żył. – A skąd wiedział, dokąd ma pędzić? Po prostu pognał przed siebie na oślep?
– Herid – wypluł z pogardą imię młodszego brata. Był zbyt ambitny i zawsze siebie uważał za lepszy materiał na króla. Varrander od dawna podejrzewał, że jest szaleńcem, ale mimo to, nawet jego nie posądzał o czyn aż tak straszny. Być może przez ostatni rok, spędzony za granicą, odbiło mu do reszty. – Niemal słowo w słowo pisałaś to samo we wcześniejszym rozdziale.
Po chwili czerwonowłosy wojownikwpadł do namiotu. – Spacja.
Książę drgnął, gdy potężne ciało czerwonowłosego wojownika znalazło się nagle tuż przed nim. I wtedy zobaczył coś, czego nigdy wcześniej nie widział. Lecącą wprost na siebie strzałę Dreikhennen odbił mieczem, kierując ją w inną stronę. Chłopak nie zdążył jednak nawet odetchnąć z ulgą, gdyż zaraz za nią podążyła następna, z którą mężczyzna nie mógł już zrobić tego samego. Ale zdążyłby jej uniknąć. Szlachcic wiedział, że jeśli jego strażnik zechciałby, z jego szybkością bez problemu mógł odchylić się lekko w bok, a pocisk bez wątpienia by go minął. Jednak wojownik nie drgnął nawet, stojąc przed Varranderem niczym żywa tarcza. Grot przebił mu na wylot lewy bark, trochę poniżej ramienia, dokładnie na wysokości, gdzie znajdowała się twarz chłopaka. Ten zamrugał zdziwiony. Vargo go osłonił. Osłonił go własnym ciałem. // Musiał jednak szybko ochłonąć ze zdziwienia, bo Dreikhennen, nie zważając na ranę, z wciąż tą samą nieludzką zręcznością ruszył z powrotem do walki, jakby nic mu się nie stało. – Rozumiem z tego, że łucznicy mieli tylko dwie strzały, a nie pełen kołczan?
Zaczął padać śnieg. Varrander początkowo nie zauważył tego pochłonięty przeciwnikami, teraz jednak zdał sobie sprawę, że z szarego nieba sypią się maleńkie gwiazdki. Białe drobinki osiadały na włosach wojownika, kontrastując z ich intensywnie szkarłatnym kolorem i na jasnym ciele, którego barwy nie dało się niemal dostrzec pod warstwą krwi. // – Bogowie, przecież musisz zamarzać! – krzyknął spanikowany. – Chodź, wejdź do namiotu, opatrzę cię i przyniosę coś do ubrania. – W pięć minut po bitwie? Na pewno. Na pewno też Varrander wcale nie sapie i nie dyszy po takim wysiłku. W końcu walka na miecze to jak wyciągnięcie się na sofie. W dodatku ten śnieg wywołuje w Varro o wiele większe przerażenie niż strzała w barku, to głupie.
Książę wrócił po chwili z wiadrem wody i paroma koszulami, które rozdarł po drodze na mniejsze paski. (...) Następnie Varrander zmoczył szmatkę i zaczął delikatnie obmywać ciało towarzysza. – Jak obmywanie kogoś zimną wodą ma się do tej paniki wywołanej kilkoma płatkami śniegu?
Na dodatek wojownik trząsł się z zimna. Chociaż minę jak zwykle miał nieprzeniknioną, nie był w stanie powstrzymać drżenia. – Też bym nie mogła, jakby ktoś mnie miział zimną, mokrą szmatą.
Wierzchowiec powinien mieć imię – stwierdził twardo. – To pomaga nawiązać więź. (...) Możesz mu nadać imię, jeśli chcesz. Jeśli uważasz, że to konieczne. – Aha. A więź konia z człowiekiem innym niż jego jeździec ma jaki sens...?
Bogowie, jakim cudem o tym nie pomyślał? Przecież wiedział, że w Harlandzie nie ma kobiet i że homoseksualizm jest tam na porządku dziennym – A dzieci przynosi im Oglaf? http://oglaf.com/son-of-kronar/ http://oglaf.com/son-of-kronar/2/
Z równym zażenowaniem zdali sobie sprawę, że przysunęli się do siebie podczas snu i teraz ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Na domiar złego ich torsy niemal się stykały, a dłoń, którą Varrander między nich wsunął muskała umięśnione podbrzusze drugiego mężczyzny, w odległości niebezpiecznie bliskiej jego paska. – Czy oni śpią z gołymi klatami w namiocie, w środku zimy? Aha. Do tego jak ma rękę na podbrzuszu, to już raczej PONIŻEJ paska, a nie w niebezpiecznej odległości, chyba że pasek nosił na wysokości przyrodzenia.
Tamten, co Varrander zanotował z niemałym uznaniem, opróżnił naczynie niemal do połowy jednym haustem, po czym zamlaskał z ukontentowaniem. – A Varrander nigdy nie brał udział w ucztach na dworze, że robi to na nim takie wrażenie? Ile on ma lat w ogóle?
Vargo miał bardzo ładne ciało. // Odkąd do chłopaka doszło wreszcie, że jego towarzysz wyjawia takie zainteresowania, czasem nachodziły go podobne myśli. Tłumaczył to zwykłą ciekawością, w końcu nie znał nikogo innego o tych szczególnych upodobaniach. – Ale co ma ciekawość do pociągu czy doceniania walorów estetycznych?
Dobrze się goi – zauważył książę zadowolony, odwijając bandaże. Z torby wyciągnął potrzebne rzeczy i zaczął delikatnie smarować ranę maścią. – A maść wziął skąd? Bo raczej nie z rozbitego obozu, skoro tam korzystał z wody z wiadra.
Na pewno nie przypominała tych ugrzecznionych laleczek salonowych – To pojęcie nie pasuje do pseudośredniowiecza.
Rozdział 5
Kogoś, przy kim nie tylko kobietom, ale i młodym mężczyznom miękną nogi, a hormony przerabiają mózg na miękką papkę – W średniowieczu nie znano pojęcia hormonów. Jeśli twój świat jest bardziej rozwinięty naukowo, wypadałoby o tym wspomnieć.
Kogoś, kto nie może się opędzić od potencjalnych kochanków? Kogoś, kto samym spojrzeniem jest w stanie zmusić rzesze facetów to przeanalizowania swojej seksualności? – Taak? To ciekawe, bo, mimo że spędzili ze sobą sporo czasu, Varro nawet przez myśl nie przeszło, że mógłby nie być hetero. Dopiero po określeniu seksualności ochroniarza, książęca orientacja zaczyna się zmieniać jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Nie miał pojęcia dlaczego tak bardzo zależało mu na zbliżeniu się do wojownika. – On może i nie miał, ale wszyscy czytelnicy, niestety, już tak.
Książę ze zirytowaniem zanotował, iż niemal w ogóle nie zwracał na niego uwagi, wpatrując się w Dreikhennena jak sroka w gnat. Co za tupet! Żeby tak go ignorować! – Hę? Przecież karczmarz nie wie, kim jest książę, więc jaki tupet? Chyba że Varro pielęgnuje w sobie nowoodkrytą gejozę i jest obrażony za niedocenianie jego walorów estetycznych.
Jak się okazało, mężczyzna miał też bardzo ładne nogi, długie i szczupłe, a poruszał się z niezwykłą wręcz gracją. Varrander życzył mu złośliwie, aby wywalił się z tymi wszystkimi naczyniami, nic takiego jednak nie nastąpiło – Zazwyczaj długie i szczupłe nogi wyglądają lepiej u kobiet niż u mężczyzn, ale o gustach się nie dyskutuje. Nie rozumiem za to, skąd ta złośliwość u Varrandera. Miałby to być pokaz zazdrości? Średnio wiarygodny. Po raz kolejny zastanawiam się, ile książę ma lat, czternaście? Nie zachowuje się jak dorosły mężczyzna, a raczej jak dziewczynka w wieku szkolnym.
Zaszczyt? Rodu? A jego królewska krew, to niby co, pies?! Varrander coraz mocniej walczył ze sobą aby nie walnąć długowłosego w twarz. – I to ma być książę wychowany na dworze, zaznajomiony z etykietą? Bo zachowuje się raczej jak rozwydrzony szczeniak skupiony tylko na sobie. Znowu rozjeżdża ci się charakter postaci.
„Taak, już jesteśmy wdzięczni. Jeszcze nawet nic nie zrobił” pomyślał książę zaciskając zęby. – Dlaczego znienacka amputowałaś Varranderowi mózg tak, że nie potrafi docenić dyplomatycznych działań karczmarza? To podwójne „a” w pierwszym wyrazie chyba nie było zamierzone (a nawet jeśli, to powinny być trzy te same samogłoski, żeby nie wyglądało to na omyłkowe kliknięcie klawisza o jeden raz za dużo).
– Od kiedy sypiamy w oddzielnych pokojach? – zapytał Varrander. Zdał sobie sprawę, że z jakiś przyczyn zabrzmiało to bardzo oskarżycielsko i Vargo aż spojrzał na niego ze zdziwieniem. // – Od jakiegoś czasu ufam ci, że nie planujesz ucieczki, a tutaj jesteśmy bezpieczni. Myślałem, że się ucieszysz, zawsze narzekasz, że nie masz chwili spokoju. // – Cieszę się! – zaoponował chłopak, chyba trochę zbyt gwałtownie, bo zabrzmiało to nieco sztucznie. – Bardzo się cieszę, po prostu mnie zaskoczyłeś, to wszystko – dokończył trochę płasko i szybo skoncentrował się na resztce gulaszu. – No nie, po prostu nie. Scena zazdrości o karczmarza, którego znają od pięciu minut, i który jest dla nich nieoczekiwanym przebłyskiem ślepego szczęścia, była wystarczająco absurdalna. Teraz jeszcze wielki foch o oddzielne sypialnie? Błagam. Kreację Varrandera zaczęłaś od przedstawienia nam wojownika, który potrafi zadbać o swoje interesy, jest silny fizycznie i niegłupi. Niestety, zamiast trzymać się tego, nagle postanowiłaś go zmienić w schematycznego uke, który jest wrzaskliwy, chwiejny, fochaty, delikatny, zazdrosny i cholera wie, co jeszcze. To boli. Ponadto, JAKICHŚ przyczyn.
Spokojny oddech tuż koło ucha stał się już standardem każdego wieczora i w zasadzie miał problemy z zaśnięciem, kiedy mężczyzna postanawiał zostać trochę dłużej poza namiotem. Książę zwykle, chcąc nie chcąc, czuwał do momentu w którym poczuł ciało wojownika obok siebie. Mimo że nie było to ani trochę komfortowe dla niego. Ale z drugiej strony słyszał o żołnierzach, którzy podczas długich lat szkolenia sypiali na gołej ziemi, przez co nawet po zakończonej służbie nie mogli zaznać spoczynku w normalnym łóżku. Z nim musiało być tak samo – jakkolwiek niewygodne było ciągłe dzielenie niewielkiej przestrzeni z Vargo, przyzwyczaił się już do niego i nie potrafił spać, gdy nie czuł jego obecności obok, nawet jeśli tylko na sąsiednim łóżku. – Ile oni są w drodze? Bo z narracji wynika, że około tygodnia, a nie całe lata. To tak nieprawdopodobne, że aż ziemia jęczy. Poza tym, oddech miał kłopoty z zaśnięciem?
Tak bardzo dał się pochłonąć tej coraz mniej niewinnej zabawie, że nawet nie dostrzegł, jak nastrój Varrandera gwałtownie ulega coraz większemu pogorszeniu. Gdy po jakimś czasie zgrabny właściciel gospody znalazł się na jego kolanach, szepcąc mu do ucha, że nocami jest zimno, ale że on dba o swoich klientów – Wynika z tego, że Ellit siedzi na kolanach księcia.
Vargo przy niemal każdej okazji podkreślał, że Varrander jest niczym więcej jak obowiązkiem do wypełnienia. Odstawienie go w całości do ojczyzny było… cóż, kwestią honoru. A honor, jak dało się wywnioskować, był dla tego mężczyzny niesamowicie wręcz ważny. – Ja przepraszam, ale przesiąka mnie Miazmat. http://oglaf.com/honor/
Na tę myśl przypomniało mu się, że od dawna nie zmieniał mężczyźnie opatrunku. Rozgorączkowany ostatnimi przemyśleniami, w absurdalnym odruchu bohaterskiej chęci niesienia pomocy swemu obrońcy, zerwał się z łóżka. Chwycił torbę z medykamentami i mimo idiotycznej pory szybkim krokiem skierował się do sypialni swojego towarzysza. Wciąż natchniony swą nienaganną postawą, zapukał i wpadł do środka nie czekając na odpowiedź. // I natychmiast tego pożałował. – Jakie. To. Jest. Głupie. Najgorsza wymówka wszechświata.
Ostatecznie postanowił dla dobra sprawy (bo przecież ani trochę nie zależało mu na przyjaznych stosunkach z ciemnowłosym chłopakiem) – Na kim mu nie zależało, na elfie czy na Varro? Bo tak się składa, że obaj mają ciemne włosy.
– Chciałbyś we mnie wejść? – wyszeptał długowłosy. // Czy chciał? Oczywiście, że chciał. Półelf był śliczny, świetny w łóżku, seksowny i nie było najmniejszej przyczyny dla której miałby tego nie chcieć, z tym że… // Z tym, że nie chciał. // Ze zgrozą zdał sobie sprawę, że wolałby, by włosy jego kochanka były krótsze, tak aby mógł je chwycić tuż przy karku, dłonie bardziej szorstkie, przyzwyczajone do rękojeści miecza, żeby zamiast kwiatami pachniał ogniskiem, leśnym powietrzem i końmi, i żeby głos zadający to pytanie naznaczony był północnym akcentem. – Taaak, aha, na pewno. Właśnie o tym myśli koleś na trzy sekundy przed orgazmem. Gdyby miał tego typu wątpliwości, w ogóle nie dałby się elfowi pocałować.
Rozdział 6
Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie potrafił teraz wymyślić sensownego usprawiedliwienia dla swojego wtargnięcia – Nie ma usprawiedliwienia. Jest idiotą, który nie potrafi uszanować prawa do prywatności drugiego człowieka.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wciąż widzi go przed oczami. Sposób, w jaki zadrgały mięśnie na wyrzeźbionym ciele, w jaki po jasnej skórze spływały kropelki potu, w jaki pełne usta rozchylały się w ekstazie. W jaki pociemniałe z podniecenia, granatowe tęczówki wpatrywały się wprost w niego, kiedy wydał ten niski, stłumiony jęk. – Tak, na pewno, właśnie to jest najgorsze w całej tej sytuacji. Egoistyczny dupek.
Nie wiedział, gdzie podziać spojrzenie, nie mógł spojrzeć mu w twarz, a już na pewno nie chciał patrzeć na spocone, umięśnione ciało wojownika, widoczne spod rozpiętej koszuli. – Bo Vargo nawet nie przyszło do głowy, by opłukać się po seksie przed rozmową. Jezu.
W końcu wbił wzrok we własne buty, z kapitulacją przyjmując fakt, że wygląda jak zagubione dziecko, przyłapane na wyjadaniu ciasteczek. – Kawai wpychane na siłę do gardła powoduje wymioty.
– Przepraszam – powiedzieli w końcu jednocześnie i w tym samym momencie popatrzyli na siebie, zaskoczeni, lecz znów szybko odwrócili wzrok. Na powrót pogrążyli się w niezręcznym milczeniu, a sekundy ciągnęły się niemiłosiernie. // – Nie powinien był… //– Naprawdę nie chciałem… // Po raz kolejny zaczęli mówić w tej samej chwili i znowu urwali, zażenowani. – To takie filmowe. Też jestem zażenowana.
Wiecznie przymrużone, podłużne oczy zawsze przywodziły na myśl polującego drapieżnika, a Varrander wciąż nie mógł wyjść z podziwu, jak jednocześnie mogą być okolone tak długimi rzęsami – Jednocześnie z czym, z przymrużeniem? Dlaczego jedno miałoby przeszkadzać drugiemu?
– Jedź do mostu, którym przejeżdżaliśmy jadąc do Ellita. Kupię ci trochę czasu. Powinieneś dotrzeć do portu przed nimi. // – A ty? – zapytał cicho, czując jak na gardle zaciskają mu się niewidzialne szpony. Przecież nie mogli się rozdzielać, nie teraz kiedy… zresztą w ogóle nie powinni się rozdzielać! Vargo obiecał go chronić, jak ma go chronić, jeśli zostanie na drugim brzegu rzeki? Jeśli nie będzie przy nim? Jeśli… jeśli zginie? – Dołączysz do mnie w porcie? Dogonisz mnie?// Dreikhennen wciąż wbijał wzrok w ziemię. Skinął wolno głową, ale przez jego usta przebiegł ledwo zauważalny grymas. // „Kłamiesz”, pomyślał książę wciąż wpatrując się w niego rozpaczliwie. „Kłamiesz”, powtórzył w głowie, mocno wczepiając palce w kurtkę mężczyzny, jak dziecko chwytające się płaszcza ojca, kiedy nie chce, żeby odchodził. „Wcale mnie nie dogonisz. Ty mnie zostawisz. Nie możesz mnie zostawić!” – Ale skąd ta drama w ogóle? Przecież już raz zrobili rozpierduchę w obozie Shirkhema, wyrżnęli wszystkich, poza magiem, który uciekł. Ilościowo grupa wydawała się być podobnych rozmiarów jak ta, a Varro widział już przecież Vargo w akcji, więc o co chodzi? (Wiem, że chodzi o wyciskanie łez, ale nie da się, nie w tym kontekście).
– Vargo… – zaczął książę, ale urwał. Było tyle rzeczy, które chciał powiedzieć. Chciał powiedzieć, żeby jechał razem z nim, żeby go nie zostawiał. Chciał nawet po raz kolejny rzucić w cholerę niechcianą koronę i zaproponować mu, żeby po prostu uciekli, ukryli się gdzieś i nigdy nie wracali. Chciał powiedzieć, że nie obchodzi go Shirkhem, nie obchodzi nawet własna ojczyzna, że może żyć z ujmą na honorze jeśli tylko on by się zgodził, jeśli mogliby być… razem. // Chciał mu powiedzieć, że go kocha. – Aha. Znają się jakieś dwa tygodnie, z czego tydzień na siebie lecą. To musi być Prawdziwa Miłość!
Miasteczko, a właściwie wioska, posiadała tylko jedną bramę, a teren wokół był dość porośnięty. – Wszystko jedno, czym, amazońską puszczą, baobabami, włosiem.
Vargo poprawił się w siodle i popędził Diabła, kierując się w dół zbocza, ale wciąż trzymając się gęstych zarośli. Dzięki temu mógł zbliżyć się do ścieżki niezauważony i przeciąć najemnikom drogę. Kary wierzchowiec zarżał cicho z satysfakcją, wyraźnie jemu także to sterczenie w jednym miejscu dało się we znaki, więc teraz ruszył żwawo we wskazanym kierunku. Żwir chrzęścił mu pod kopytami, a drobne gałązki wczepiały się w ubranie Dreikhennena, który musiał pochylić się nisko nad szyją wierzchowca. Przytrzymując cugle jedną ręką sięgnął za plecy dobywając swego potężnego miecza, tak że gdy wypadł z zarośli tuż przy ścieżce, w jego dłoni błyszczało już żelazo. – Nie wiem, od czego zacząć. Skradanie się na galopującym koniu to nie jest coś, co człowiek często widuje, a skradanie się przez zarośla na koniu, który rży i chrzęści, ale zupełnie nie zwraca to niczyjej uwagi, też jest mocne. Tak samo jak żwir w zaroślach i dobywanie miecza, kiedy gałęzie smagają cię po twarzy. Zupełnie nie wyleciałby mu z ręki, ależ skąd.
więc wojownik zaryzykował wypuszczeniem cugli z dłoni – Zaryzykował wypuszczenie.
Dopiero teraz Vargo odszukał wzrokiem ostatniego przeciwnika i zaklął szpetnie widząc, że ten dociera już bram miasteczka. A więc to by było na tyle, jeśli chodzi o element zaskoczenia. – O lol, i na to mu było to czatowanie godzinami w chaszczach? Niesamowicie sprytny i dopracowany plan.
Znowu coś dziwnego zakuło go w piersi – A następnie zakukało. Kłuć, kłuty, zakłuło.
Rzucił jeszcze krótkie spojrzenie w kierunku, w którym jak się domyślał zmierzał Varrander. Znowu coś dziwnego zakuło go w piersi i boleśnie zacisnęło na gardle, sprawiając że musiał zamrugać szybko, aby pozbyć się nieznośnego uczucia wilgoci pod powiekami. – Aha. Tak. Na pewno. I to ma być ten wyszkolony wojownik? Wyszkolony wojownik wie, że nie może iść na bitwę, jeśli jest przekonany o tym, że przegra.
Zacisnął więc tylko mocniej szczękę i odwrócił się w kierunku bramy miasteczka, w którym najprawdopodobniej przyjdzie mu złożyć głowę. Ruszył powoli w tamtym kierunku stwierdzając, że to lepsze niż bezczynne czekanie tutaj niczym na egzekucję. – Tak, to jest ten duch bojownika! Tylko że nie.
Zdusił w sobie strach i żal, jak zwykle zamykając emocje gdzieś pod nieprzebitą skorupą dumy i opanowania. Zamiast skupiać się na tym co działo się w jego wnętrzu, starał się otworzyć na otoczenie, odczuwać tylko to co na zewnątrz. – Rozwala mnie na małe kawałeczki, że Vargo śmierć swojego wieloletniego kochanka skwitował „Meh, zdarza się”, ale przelotna fascynacja jakimś chłoptasiem wywołuje w nim nie wiadomo jaką burzę uczuć.
Wolno wjechał do miasta. Było całkowicie opustoszałe, wszyscy pochowali się w domach. – Skoro ludzie byli w domach, to może jednak opustoszałe były ulice, a nie całe miasto?
Zastanawiał się, czy go pochowają. Przecież nie mogą zostawić jego zwłok na środku placu, w gęstniejącym błocie. Ale z drugiej strony dlaczego mieliby się kłopotać z grobem dla jakiegoś nieznanego wędrowca? Pewnie wrzucą jego ciało do rzeki. Napuchnie, zgnije i obgryzą je ryby, chyba że prąd wyrzuci je na brzeg, gdzie stanie się ucztą dla dzikich zwierząt. – Ja pierdziu, to jest dalej ten twardziel, który własnoręcznie wytłukł całe obozowisko, czy tylko jego nędzna podróbka? I czemuż, do diabła, tak trzęsie portkami? Już raz przecież doszło do spotkania z magiem i jego ekipą i Vargo wyszedł z niego zwycięsko, skąd więc to desperowanie?
Vargo obojętnie spojrzał w stronę wyszczerzonego niebezpiecznie, wysokiego mężczyzny. – Wyszczerzonego niebezpiecznie? Zahaczał zębiskami przechodniów?
– I na co się tak poprawiasz? – zakpił Shirkhem. – Rozejrzyj się. – Zatoczył ręką łuk, wskazując na oddział uzbrojonych mężczyzn. – To najlepsi asasyni, nawet jeśli sam jesteś dobry, to nie masz szans przeciwko nim wszystkim. Umrzesz dzisiaj, Harlandczyku, nie łudź się, że będzie inaczej. (...) – Brać go – warknął Shirkhem, gdy tylko się opanował, wykrzywiając paskudną gębę w grymasie wściekłości, że dał się wyprowadzić z równowagi. – I nikomu nie przyszło do głowy, że jeden łucznik albo kusznik rozwiązałby sprawę, tak, jak to nieomal się stało przy ostatnim spotkaniu.
Najemnicy zawahali się przez chwilę. Mimo oczywistej przewagi, nikt nie chciał być pierwszym, który znajdzie się pod potężnym ostrzem i przez kilka, przedłużających się sekund wypełnionych coraz bardziej rzęsistym deszczem, tylko mierzyli się wzrokiem – oni spięci i gotowi do skoku, niczym stado padlinożerców, on pozornie rozluźniony, lekko uśmiechnięty, otoczony, lecz wciąż śmiertelnie niebezpieczny. Jak lew między hienami. // Wreszcie któryś się złamał i ruszył na niego z krzykiem. Mocno, z impetem. Dreikhennen ledwo drgnął, pozwalając ostrzu minąć jego twarz dosłownie o włos. Chwycił agresora za nadgarstek i przyciągnął do siebie, wybijając go z rytmu i bez trudu przebijając go na wylot potężnym mieczem. Nim tamten zdążył skonać, przyskoczyło do niego dwóch kolejnych mężczyzn. Ponownie jednak zabił ich, zdawałoby się, bez najmniejszego wysiłku, wykonując jedynie oszczędne uniki i wykonując dwa, precyzyjne cięcia. // Pozostali najemnicy znów przystanęli na chwilę niezdecydowani. // – Widzieliście to? – sapnął jeden. – Prawie się nie ruszył. // – Prawdę gadali – mruknął inny, spluwając w błoto. – Demon, nie człowiek. – Wiesz, że to, co tu opisujesz, to jedna z najgłupszych, najczęściej krytykowanych klisz z filmów akcji? Bandziory otaczają bohatera kółkiem, po czym atakują go pojedynczo, nadziewając mu się usłużnie na miecz, bo nie przyjdzie im do głowy, że mogliby zaatakować kupą. Na domiar złego twoi bandyci to nie bezmózgie dresy, tylko podobno niesamowici asasyni. Szkoda, że tylko z komentarza odautorskiego. I ten nabożny lęk i gadanie o demonie, które bardziej pasuje przekupkom niż wojom.
Najemnicy obskoczyli go ze wszystkich stron, niczym psy łowną zwierzynę, on jednak jeszcze przez długi czas uśmiechał się, chłodno i drapieżnie. – I tak stał, i się uśmiechał, a psy go szarpały. Oto śmierć wojownika, jego trud skończony.
Co jakiś czas kolejne zwłoki padały w krwawe błoto. – Za miastem usiekł trzech, na samym początku tego pojedynku trzech kolejnych. Do tego mag, który na razie nie bierze udziału w bitwie (czego swoją drogą też nie rozumiem, bo Vargo nie jest odporny na fireballe raczej). Daje nam to siedmiu wyłączonych z bitwy i siedmiu do ubicia. A skoro co jakiś czas na trawę padają kolejne zwłoki, to już wielu ich nie mogło zostać.
Deszcz siekł niczym bat, dawno nie widziano w okolicy takiej ulewy – niczym ściana wody lejąca się prosto z niepokojąco ciemnego nieba. Niektórzy przysięgali, że deszcz stał się szkarłatny. Ale to była krew. Krew z rozciętych tętnic i z odrąbanych kończyn, mnóstwo krwi. – Krew z rozciętych tętnic lała sie z nieba. Tak.
Ostrze prześlizgnęło się po jego plecach, ale prawie tego poczuł. Wyprowadził serię skomplikowanych ciosów, szybkich i nieprzewidywalnych, przez chwilę zmuszając obu zaskoczonych przeciwników do cofnięcia się, kierując ich w stronę pomostu, gdzie Shirkhem wyprostował się zaniepokojony. – Na pewno walczy mieczem, a nie floretem?
Nie wiem, dlaczego księcia nie ma z tobą, ale chcę żebyś miał świadomość, że to nie ma znaczenia. Teraz, kiedy cię z nim nie ma, zginie w przeciągu kilku dni. – Bo książę wcale nie udowodnił na samym początku opowieści, że świetnie umie sobie samodzielnie dawać radę w trudnych warunkach.
Po chwili jednak odzyskał rytm i sam zaatakował, wyprowadzając potężne cięcia zdolne pogruchotać kości. Był wyższy i znacznie silniejszy niż książę, ale to nie miało znaczenia. Brakowało mu determinacji, mniejszy mężczyzna napierał na niego bez ustanku, tnąc bezlitośnie, wirując w unikach, na każdy atak odpowiadając dwoma kolejnymi. – Najlepszemu zabójcy na świecie brakowało determinacji. Jak zdobył ten tytuł, drogą losowania?
Pochylił się i nie zastanawiając więcej po prostu przycisnął wargi do warg Dreikhennena. Ten westchnął zaskoczony, ale po chwili położył dłonie na biodrach księcia i odpowiedział na pocałunek. – Dłonie na biodrach? To Varro klęczy obok, czy dosiada Vargo na jeźdźca na środku klepowiska i flaków?
Całowali się długo i powoli, Vargo miał miękkie usta, wilgotne i chłodne od deszczu, a język gorący i trochę niepewny. Smakował krwią. – Całowali się długo i powoli, krew coraz szybciej krążyła w żyłach Vargo, coraz energiczniej wypływając poza jego ciało. Wtem umarł.
Ale Varrander stwierdził, że nie mogłoby być ani trochę lepiej. – Ani trochę nie byłoby lepiej, gdyby jego ukochany nie konał właśnie w błocie, ależ skąd.
Do sceny walki było sporo uwag, ale przyznam, że nie chciałam jej za bardzo zmieniać, bo mam do niej wielki sentyment. – Aha. No tak. Tego. Chyba wolałabym to wiedzieć przed oceną, ominęłabym ten rozdział i moje czoło byłoby mniej posiniaczone.
Rozdział 7
Brenan nie należał do szczególnie przyjaznych ludzi, w końcu pewnie nie przypadkiem zamieszkał w opuszczonej chacie w środku lasu, gdzie całe jego towarzystwo stanowiła łaciata kozica oraz korniki grasujące w zmurszałych ścianach i sękatych deskach podłogi. – Co robi kozica w środku lasu? Zdajesz sobie sprawę z tego, że koza i kozica to nie jest to samo zwierzę? Bardzo też chciałabym wiedzieć, jak daleko ten środek lasu jest od miasta i jak Varro przytargał tam swojego półtrupka tak, że Vargo nie wyzionął ducha do reszty.
mimo szorstkiej powierzchowności gburowatego, zgorzkniałego dziada-samotnika – Powierzchowność to wygląd, nie jest równoznaczny z pozorami związanymi z cechami charakteru.
Cichy jęk wyrwał go z nerwowego pół-snu. Gwałtownie wyprostował się na krześle, co spotkało się z bolesnym protestem naciągniętych mięśni i kręgów szyjnych. – Naciągnął sobie kości? To interesujące.
Dobrze się goi – zauważył, muskając palcem skórę na boku mężczyzny. – Ale zostaną blizny. // – Od dziecka byłem przygotowany na to, że dorobię się kilku. Gdyby mi to przeszkadzało, zostałbym rybakiem – odburknął. Książę uśmiechnął się w odpowiedzi. – Jeśli to miała być próba ukazania zawodu rybaka jako bezpiecznego i pozbawionego zagrożeń, to mało wiesz o rybakach. Polecam twojej uwadze film Gniew Oceanu. Po obejrzeniu go, zastanów się, jak wyglądala praca rybaków, zanim mieli dostęp do technologii dwudziestego wieku. http://www.youtube.com/watch?v=ByGSMmenPDM Jako rybak żyłby bezpiecznie i bez blizn, jasne.
Nie wypadało w końcu wykorzystywać jego stanu, żeby móc go podotykać. Ale patrzenie w zasadzie nikomu nie szkodziło… Szybko przygotował lekarstwa i czekając aż mężczyzna skończy się obmywać z przyjemnością oddał się obserwacji. – Bo nikt mu nigdy nie zdradził wielkich sekretów, których nazwy to Poczucie Taktu i Potrzeba Prywatności.
choćbyś miał odgryźć sobie własną nogę w procesie – Kalka językowa z angielskiego.
Znalazł się niewielkim pokoju, który stanowił jednocześnie kuchnię, jadalnie i salon. To było bardzo funkcjonalne, większość powierzchni zajmował drewniany stół i komplet krzeseł, a przy palenisku gdzie podgrzewało się potrawy, stał stary i potwornie wytarty fotel. Varrander zaczął się zastanawiać, po co w zamku tyle osobnych pomieszczeń, skoro jedno może spełniać tak wiele funkcji jednocześnie, a przy tym wcale nie było nawet zagracone. – Totalnie widzę ambasadorów przyjmowanych w kurniku i rodowe klejnoty w szopie.
– A stąd – przerwał mu starzec, wciąż nie przerywając ubijania – że nawet jeśli mógłbym wytłumaczyć przywiązaniem, czy tam braterską miłością to jak nie dało się ciebie oderwać od jego łóżka, to wierz mi, żaden brat nie dotykałby w ten sposób jego twarzy. Nie odgarniał tak włosów. A przede wszystkim, nie czerwieniłby się jak dziewica w burdelu, kiedy trzeba było go myć i przebierać. – Szacun dla medyka, wygłasza takie przemowy, ubijając masło, i nawet się nie zasapie.
– Czy uważasz, że jestem sercową wyrocznią dla głupich młodziaków? – odparł starzec zgryźliwie. – Gapi się na ciebie maślanym wzrokiem jak myśli, że nikt nie widzi, więc coś tam mu się chyba podoba – dodał jednak, powracając do ubijania masła ze zdwojonym entuzjazmem. – Skojarzenia, które wywołuje ta scena, są złe. Bardzo złe.
Varrander ostatnio zachowywał się… dziwnie. Dotykał go przy każdej możliwej okazji, czy to zmieniając opatrunki, czy choćby przy zwykłej rozmowie. Stawał zawsze jakoś bliżej niż to konieczne, czasem mężczyzna miał wrażenie, że książę zaraz na niego wejdzie, chociaż przyszedł tylko zapytać czy nie jest głodny. I tego mówił dziwne rzeczy, jak to, że ma ładne ciało. – Innymi słowy, dopraszał się, by dostać w ryj. Piękny opis molestowania na tle seksualnym.
Jednak relacje między nimi nie zmieniły się ani odrobinę, ku rosnącej frustracji chłopaka. Dreikhennen był jak skała, zdawało się, że nic nie jest w stanie go poruszyć, a przecież do tej pory musiał coś zauważyć. Od początku jednak wiadomym było, że nie należy do łatwych obiektów, a ulokowanie w nim uczuć jest prawdopodobnie przejawem masochizmu – Och, taki jest trudny, że dał się przelecieć elfowi niemal pierwszego dnia znajomości. Skała nie do skruszenia, jak w mordę strzelił.
Brenan oddał im go do użytku, sam zajmując drugą sypialnię razem ze swoją ulubioną towarzyszką – kozą o wysoce kreatywnym imieniu „Łatka”. – Przemiana kozicy w kozę. Nie ma wzmianki o pozostałych zwierzętach, więc jak koza mogła być tą ulubioną, skoro była jedyna? No, chyba że nam sugerujesz, że kozę i pustelnika łączyła zoofilia.
Pogoda faktycznie była ładna. Prawie zapomniał już jak wygląda błękitne, bezchmurne niebo. – I słusznie, bo powinni być w gęstym, ciemnym lesie, a są nie wiadomo gdzie.
Vargo badał wnętrze ust chłopaka rozkoszując się ich smakiem i dotykiem ciepłego, wilgotnego języka na swoim własnym oraz ciasno przylegającym do niego ciałem. – Ciało ciasno przylegające do języka? A badanie wnętrza ust kojarzy się dentystycznie, w zestawieniu ze smakiem i rozkoszą: dentysta kanibal.
Rozdział 8
Dreikhennen był ostatnią osobą pasującą do roli gosposi, więc widok potężnego mężczyzny dość niezdarnie starającego się w krótkim czasie pojąć sztukę kulinarną napawał go mieszaniną rozbawienia i rozczulenia. – Bo kiedy byli na szlaku, Vargo jadł błoto i zupki chińskie.
Ciekawe, czy pójdą jeszcze dalej? Miał pojęcie jak wygląda seks między mężczyznami i ten ostatni etap napawał go jednocześnie największym strachem i ekscytacją. – Miał pojęcie? Niestety, pijacka rozmowa między nim a Vargo kazała nam wyciągnąć przeciwne wnioski.
Będzie bolało, ale na myśl że to będzie Vargo, że poczuje na sobie jego siłę, dominację i jednocześnie ochronę – Siłę i dominację rozumiem, ale poczucie bycia chroniony podczas seksu analnego troszkę przekracza moją wyobraźnię. Ale może się nie znam.
Cóż, wieczór z pewnością będzie ciekawy, pomyślał przygryzając usta i nie przestając poklepywać zadowolonej kozicy. – I znowu… http://pl.wikipedia.org/wiki/Kozica, http://pl.wikipedia.org/wiki/Koza_domowa
Potem, cokolwiek niechętnie, oderwał się od jego ust i rozejrzał w poszukiwaniu czegoś do nawilżeniu. Ku swojemu zdziwieniu, dostrzegł jakiś flakonik z maścią na stoliku obok. Nie przypominał sobie, żeby któryś z nich go tam zostawiał, ale zdecydowanie nie znajdował się teraz w stanie, w którym chciałby się nad tym zastanawiać. – A był to środek na pluskwy ;) Wcieranie w przyrodzenie pierwszej lepszej substancji znalezionej w obcym domu może się bardzo, ale to bardzo źle skończyć.
Rozdział 9
czy Vargo zostanie w Venergu po wypełnieniu przysięgi? – Vargo, Varro, Varrander, Venerg, Wespan. Czym ci podpadły pozostałe litery alfabetu?
Razem z kilkoma przyjaciółmi zapuszczaliśmy się do lasów i spędzaliśmy tam kilka dni. Lubiłem to, to znaczy nie samo polowanie… chociaż to też. (...) zabieraliśmy mnóstwo służby, a jedzenie przywodziliśmy z zamku… Nie mogę uwierzyć, że kiedyś zajadając się baraniną smażoną nad ogniskiem czułem się jak jakiś poszukiwacz przygód – parsknął, porównują to z potrawami jakimi raczył się teraz. – Jechali na polowanie i jedli BARANINĘ? Albo polowali na dzikie barany Venergu, albo mieli dwie lewe ręce i zeza.
Z pewnością nie zaprzestano pościgu za nim, a trudno wyobrazić sobie lepsze miejsce na zasadzkę, niż ta plątanina wąskich uliczek. – Mnie raczej trudno sobie wyobrazić lepsze miejsce niż chatę niedołężnego medyka, zwłaszcza w okresie, kiedy Vargo był wyłączony z gry.
Zatrzymali się w jednej z paskudnych karczm, gdzie wszystko lepiło się od tłuszczu, a duszne i cuchnące powietrze zapierało dech w piesi. (...) – Weźmiemy pokój i coś ciepłego do jedzenia. Będziemy też chcieli skorzystać z łaźni – oznajmił chłopak. – Lepka karczma to ostatnie miejsce, w którym spodziewałabym się łaźni.
Zresztą bynajmniej nie przeszkadzało mu, że będzie miał Varrandera w swoim łóżku. – Szczególnie jeśli to łóżko to jedynka, a, jak wiemy, panowie nie są wąscy w barach.
Rozdział 10
Mogą utknąć na drogach zatarasowanych wieśniakami wlokącymi swój dobytek i stracić przez to całe tygodnie. – A kto im każe wlec tyłki głównym traktem? Poradzili sobie na bagnach, stepach, lasach, a nie poradzą sobie tam? Bo?
Drugim natomiast załoga. Większość miała wyjątkowo zakazane mordy i złe, chytre spojrzenie, ale przecież wśród żeglarzy to żadna nowość. – Grabisz sobie. Skąd bierzesz te stereotypy obraźliwe dla całej, różnorodnej grupy zawodowej?
Nigdy nie twierdziłem, że do siebie nie pasujecie. I nie dlatego, że nie ruszają was zachody słońca. Na pierwszy rzut oka macie niewiele wspólnego, ale to czasem nie jest ważne. Widać, że dla siebie nawzajem poszlibyście w ogień – Od karczmarza przez pirata i setkę innych losowych ludzi, wszyscy uważają, że powinni komentować związek tych dwóch panów, używając przy tym niemal tych samych słów. Co za dużo, to niezdrowo, a już szczególnie w tym przypadku. Pomyśl, czy gdybyś miała na statku nielegalnego uchodźcę podejrzanego o zdradę, to jego związek byłby tym najciekawszym tematem do poruszenia? No nie bardzo.
Zdążył już polubić łagodne kołysanie. Uspokajało i wprowadzało w przyjemny, senny nastrój. Do tego zapach drewna i słonej wody i co ważniejsze – zapach Vargo, otumaniały lekko. – Ogromnie jestem ciekawa, co to za morze, i od ilu dni płyną, że ciągle jest spokojnie. I skoro ciągle jest spokojnie, to czemu nie ma słowa o wioślarzach. Bo jak inaczej poruszać się bez wiatru w żaglach?
Nie. Kobiety są pozbawione magicznego pierwiastka, który nam daje ochronę. Kobiety i gnomy. Gnomy też nie mogą przekroczyć naszych granic. – Aha, więc są też i gnomy w tym świecie. O czym dowiadujemy się na poziomie dziesiątego odcinka z dwunastu i nie ma to żadnego wpływu na akcję. Świat przedstawiony – budujesz go źle.
Istnieje pewien starożytny rytuał, stworzony przez kapłanów wyznawanej wieki temu bogini życia. Oni stworzyli go, bo na wyspie, na której znajdowała się świątynia prawie wszyscy mężczyźni wyginęli przez, um, wojnę albo zarazę. Wybacz, lekcje historii kultury nigdy mnie nie porywały. Wiem, że legendy mówią, że sam bóg pomógł im, aby na świat mogły przychodzić dzieci zrodzone z ziemi i krwi. W ten sposób, kobiety na powrót mogły zaludnić wyspę, wspomagane magią kapłanów i… błogosławieństwem ich bóstwa, czy coś. W każdym razie nasi magowie dotarli do tego rytuału i są w stanie go powielić – Aha. Więc mężczyźni mogą mieć dzieci z mężczyznami z powodu czaru skonstruowanego specjalnie dla kobiet, tak? Nie widzisz tu dziury logicznej, wielkiej jak Teksas, która nazywa się macica? Można by włożyć magiczny zarodek z ziemi i krwi kobiecie, bo zwyczajnie jest gdzie. Ale jak wyobrażasz sobie męską ciążę? Chyba że to z ziemi i krwi jest dosłowne, i Harlandczycy wyjmują dzieci z pola jak kapustę, dając źródło amerykańskim przesądom? Czy czar załatwia też płeć niemowląt? Rodzą się sami chłopcy? Co jeśli urodzi się dziewczynka? Magia kradnie jej duszę, tak? Ale nie sprawia, że umiera? Czy to znaczy, że Harlandczycy zabijają bezduszne abominacje? Co sprawia, że nie wykorzystują ich jako bezduszne inkubatory? Miliard pytań, żadnych odpowiedzi.
Załoga Czarnej Mewy wyrobiła sobie względną tolerancję, ze względu na otwarte upodobania swojego kapitana, więc jeszcze mogli sobie na to pozwolić. // Miał nadzieję, że nie po raz ostatni. – Dlaczego myśli o ostatnim razie, skoro właśnie wpływają do Yaoilandu?
ściskający rączki toporów szerokimi dłońmi. – Rączki toporów... ściskane szerokimi dłońmi. Kuriozum. Dla twojej informacji, topory i siekiery mają trzonki, trzony i jeszcze kilka synonimów. Zdecydowanie nie mają rączek. http://blog.dluta.pl/wp-content/uploads/2012/10/011.gif
Niektórzy byli tak uderzający piękni, że można było zapomnieć, że to mężczyźni. – Bo wiadomo, że jak mężczyzna, to koniecznie z krzywą gębą i platfusem, tak?
Varrander zerknął na wojownika z zaskoczeniem. Wspominał, że jego rodzina należy do znaczących, ale książę nie spodziewał się, że będzie on rozpoznawany i traktowany z szacunkiem w takich miejscach – W takich miejscach, jak jedyny bank w dużym mieście jego własnej ojczyzny?
Czy chodziło o jego imię? Venerg i Harland są w sojuszu, więc wśród szlachty sytuacja na północy jest prawdopodobnie mniej lub bardziej znana, ale skąd miałby o tym wiedzieć zwykły urzędnik? – Jeśli Venerg i Harland są w sojuszu, to Harland powinien ująć i wydać zdrajcę, zabójcę króla, bo przecież takie oskarżenia spoczywają na Varro.
Wtedy książę zrozumiał i szczerze się zdziwił, że tak długo udawało mu się pozostać tak niesamowicie ślepym. Shirkhem ze swoim akcentem. Wespan i jego urocza, cicha żona… z Yutranu. W końcu od dawno było wiadomo, że Zuran trzęsie wszystkimi państewkami południowego wybrzeża, Yutran też znajdował się pod jego wpływem. A więc to było ukartowane od dawna, chociaż bardzo możliwe że Wespan nawet o tym nie wiedział. Królewski brat był tylko marionetką, nieznaczącym pionkiem, książę nie zdziwiłby się, gdyby i on niedługo został usunięty. Teraz władza w Venergu jest w zasadzie fikcyjna, ci fałszywi sojusznicy chcą tylko wykorzystać jego bogactwo i liczne znajomości do walki we własnym celu, a potem rozszarpać na strzępy. – Jejku, wreszcie jakiś ciekawy, złożony kawałek intrygi. Szkoda, że taki malutki, w porównaniu do reszty tekstu.
Jeden z naszych ludzi się uratował, udało mu się zbiec i przekazać prawdziwą wersję wydarzeń. // – Jeden z waszych… szpiegujecie nas?! – Moje czoło nie zniesie więcej facepalmów, a ten o mało nie roztrzaskał mi czaszki. Książę zszokowany istnieniem szpiegów na dworze? Serio? Serio??!
No tak. Nikogo nie należy się bać się tak bardzo jak sojuszników, prawda? – Książę skrzywił się ironicznie. – Książę, skąd u ciebie ta nagła tępota? Chcesz powiedzieć, że Venerg nie miał żadnych szpiegów w Harlandzie? Albo jesteś koszmarnie głupi, bo o tym nie wiesz, albo twoje państwo prowadzi koszmarnie głupią politykę zagraniczną.
Cóż panie, jesteś mądrym człowiekiem i nie ma sensu zaprzeczać – W zestawieniu z powyższymi rewelacjami, dziwię się, że hrabia nie zakrztusił się, wypowiadając te słowa.
Korona Północy jak za starych dobrych czasów znajdzie się pomiędzy Młotem a Ostrzem.* (...) * Wybrzeże Venergu ma charakterystyczny kształt korony, stąd nazwa. Na terenie tego państwa leżą bogate złoża srebra i stali, co czyniło ich łakomym kąskiem. W czasach gdy na północy nie było jeszcze zjednoczonych państw, wojownicze plemiona z leżącego po wschodniej stronie Półwyspu Ostrze i znajdującego się po przeciwnej Półwyspu Młot (teren dzisiejszej Daary) ciągle najeżdżały Koronę Północy, paląc i łupiąc bezlitośnie. Tak powstało powiedzenie „znaleźć się między młotem, a ostrzem”. – O, opowiadanie zdobywa drugi plus. Wygląda to tak, jakbyś dopiero po napisaniu większości opowiadania, po rozpłynięciu się nad seksami, poczuła potrzebę ogarnięcia świata przedstawionego i tchnięcia w niego życia. Ubolewam nad tym, że dopiero teraz.
Rozdział 11
Pierwszy szereg mieszczan napierał na gwardzistów i wyciągał ręce, aby go dotknąć, więc podjechał do nich pełnym gracji kłusem muskając w biegu wyciągnięte dłonie. Starał się epatować tą charyzmą i pewnością siebie jaką tyle razy obserwował u ojca, chociaż najchętniej zwinąłby się w kłębek i zwymiotował z obrzydzenia. – Z obrzydzenia tym, że ludzie wiwatują na jego cześć?
Podaj nawilżenie – polecił Varrander przerywając na chwilę swoje zabiegi. Vargo machinalnie zgarnął flakonik i podał go partnerowi. Ten wylał część zawartości na palce i ku najwyższemu zdziwieniu mężczyzny, skierował je między własne nogi. – A właściwie, to dlaczego Varro jest zawsze stroną bierną?
Na razie dokumenty walały się porzucone na podłodze w gabinecie, a on leżał w wygodnym łóżku ze swoim przystojnym kochankiem, więc postanowił nie psuć tej chwili rozmyślaniem o polityce, skoro i tak nie często będzie mógł sobie pozwolić na taki komfort jak teraz. – Cóż, ciebie to raczej nie obchodzi. – Uśmiechnął się lekko, a Vargo tylko mruknął coś po swojemu. – Nie kłopocz sobie tym swojej ślicznej główki, nie jesteś tu od myślenia, tak?
Kontrowersje jakie wzbudziłaby ich relacja to było teraz zbyt dużo dla niego, w momencie w którym nie tylko Venerg, ale i, jeśli wierzyć w słowom króla, niemal cały świat stoi w obliczu wojny. – No ale w Harlandzie nie wzbudziłyby w ogóle żadnych kontrowersji, bo tam jest to normalna relacja.
Łojezu, koniec rozdziału jedenastego z dwunastu i WRESZCIE COŚ SIĘ ZACZĘŁO DZIAĆ. Dlaczego dopiero teraz?
Rozdział 12
Moja radość była przedwczesna, a cała ta intryga nie ma ni krztyny sensu.
– A więc? – zapytał. – Jak wygląda wasza propozycja? Dostaję armię, poparcie wasze, a jako dodatek poparcie znacznej części mojej własnej szlachty, które tak sprawnie pozyskał Iriem. Pomagacie mi odzyskać koronę, a także pozbyć się Naedji, Wespana i wszystkich tych, którzy z nimi spiskowali, dzięki czemu przywrócę w państwie równowagę. W zamian wypowiadam wojnę Daarze i Zuranowi, obliguję państwa centralne do poparcia mnie w tej sprawie i ramię w ramię z Harlandem rozbijamy ten niebezpieczny dla wszystkich sojusz. // – Pokrótce, owszem – zgodził się Fellestin. – I na pewno dostrzegasz też korzyści, jakie płyną z tego rozwiązania… – Po cholerę oni mówili mu to wszystko i grali w otwarte karty? Przecież dopóki Varro nie połączył kropek, gotów był współpracować z Harlandem z czystej wdzięczności, co było im z pewnością o wiele bardziej na rękę niż użeranie się z przepełnionym angstem książątkiem, gotowym zdradzić przy pierwszej możliwej okazji.
Wystarczy, że dostrzegam jakie będą konsekwencje, jeśli się nie zgodzę – Varrander przerwał spokojnie, zmuszając się do uprzejmego uśmiechu. – Nie twierdzę, że w efekcie Venerg będzie stratny, ale to pokaże czas. – Jeśli Venerg nie będzie stratny, to już w ogóle nie rozumiem, czemu ten chłopak się tak rzuca.
Tłumaczył, że będzie musiał pozbyć się szpiegów i odzyskać pełną władzę w kraju i że w takim wypadku nie mógł mieć Vargo u swojego boku. Nie, znając już jego zadanie. Tłumaczył, że jeśli teraz Fellestin Eisener chciał, aby Dreikhennen został w Venergu to Varrander nie mógł się na to zgodzić. – A czemu właściwie? Jeśli książę ma jaja ze stali, to zdecydowanie lepiej jest mieć szpiega, o którym się wie, że jest szpiegiem, niż podejrzewać wszystkich wokół, popadając w paranoję. Bo chyba nie sądzi, że Harland nie będzie już mu podsyłać żadnych niespodzianek. A jeśli Vargo naprawdę kocha Varro, to jest wręcz szpiegiem dla Venergu idealnym, bo nie będzie grać na rzecz swojej ojczyzny, tylko na rzecz swojego kochanka.
Bo gdyby nawet teraz Harland, mając na głowie wojnę i całą resztę, przestał szpiegować sojuszników – Taak, na pewno. NA PEWNO. Jezu, jakie to głupie. W czasie wojny informacje przydają się JESZCZE BARDZIEJ, wiesz?
Czytając przemowę króla, uświadomiłam sobie, że znów, ta decyzja o graniu w otwarte karty była co najmniej dziwaczna. Gdyby nie to, mieliby najlepszego szpiega na świecie, którego Varro trzymałby blisko siebie z własnej woli. Szpiega, któremu mogliby przesyłać instrukcje w taki sposób, żeby nigdy nie zorientował się, że działa na niekorzyść kochanka. Ale nie, bez żadnego powodu postanowili strzelić sobie w stopę i pozbawić się znaczącej przewagi.
Iriem z jakiś przyczyn nie wykonał zadania i trzymał Vargo z boku, o niczym mu nie mówiąc. Może nie zdążył, a może i on miał swoją ludzką stronę. – To zajefajnych sobie wyszkoliliście agentów, dżiiizas. Jak im się w ogóle udało wprowadzić w życie tak skomplikowaną intrygę, jeśli bez przerwy potykają się o własne nogi?
Nie był dobry ze słowami – I znów kalka językowa.
Paradoksalnie, epilog był najlepszą częścią całego opowiadania.
Bonus
Lubił kiedy, tak jak teraz, siadała przed lustrem aby doprowadzić się do porządku po kilku namiętnych chwilach. – Wstała od razu po stosunku, tak? I poszła doprowadzić się do porządku przed lustrem? To nie chcę martwić królowej, ale za chwilę będzie musiała też czyścić krzesło, na którym siedzi, i nie będzie w tym ani krzty gracji.
Dlaczego tak właściwie Varro wciąż sypia z Eirri? Przecież dorobili się już trójki dziedziców, raczej nie starają się o powiększenie rodziny, więc po co, skoro każde z nich ma swoich kochanków?
Napisałaś, że nie lubisz się z interpunkcją i to bardzo widać. Błędów jest naprawdę tragiczna ilość i przez to ocena bardzo spadła w dół. I nie mówię tu o trudniejszych przypadkach – uważam, że zasady stawiania przecinków przed że, a, bo, gdy, który, jeśli, imiesłowami nieodmiennymi etc., jest w stanie przyswoić sobie każdy. Wiem, że sprawdzanie tekstu bywa żmudną robotą, ale patrząc na ilość i rodzaj błędów w twoim, nie umiem traktować braku korekty inaczej niż jako niechciejstwo. Dobrze byłoby, gdybyś znalazła sobie betę (zaglądałaś tutaj?), ale musisz też ćwiczyć sama, bo nie każdy twój tekst zawsze znajdzie korektę i nie każdemu będzie się chciało poprawiać tyle powtarzających się, podstawowych błędów.
Wypisałam ci trochę pomyłek z 1 rozdziału:
a powietrza było wciąż, bez przecinka i wciąż za mało
do bólu zaciskając palce na szczelinach, aby nie spaść
sięgnął do nadgarstka, sprawdzając
krzyknął, ściskając mocno kościste ramiona czarodzieja
odparł starzec, ukazując umazane posoką zęby
krzyknął Vargo, potrząsając magiem mocno
Tunel, którym go wysłałem
Teraz, kiedy siedział już na pewnym gruncie, zdał sobie sprawę
Nie wiedział, gdzie jest.
Nie pamiętał, co się stało.
Biegnąc, ślizgał się na czerwonej posoce
Trawa, której próbował się chwycić po drodze
Niewiele myśląc, ruszył w tamtym kierunku
zobaczył szary żwir, który wbijał mu się w policzek, i łagodnie oblewające go fale
nie miał pieniędzy, a Varrander mógł znajdować się wiele kilometrów stąd
Nie porusza się zbyt szybko, jeśli jest ranny
Pierwsze, co Varrander zobaczył po przebudzeniu, to para okazałych piersi
Mogłabyś mi powiedzieć, w jakim jesteśmy kraju?
Ale nie wiedział, kim są zdrajcy
Chłopak, wykorzystując chwilową konsternację przeciwników, zgrabnie wskoczył na stół i, przeskakując z jednego mebla na drugi, strącając kufle i ignorując przekleństwa, znalazł się przy Bergenie.
Varrander, wstając, pchnął jeszcze mebel barkiem, tak że ostatni z przeciwników, skupiając się na odepchnięciu go, nawet nie zauważył, gdy chłopak wstał i zamachnął się.
I, dysząc, poprosił o piwo.
i jak dotąd, bez przecinka nie natrafił na żaden ślad
zarzekał się, że widział opisywanego chłopaka, żeby wyciągnąć trochę grosza
coś, na co nie miał wpływu
Chociaż dziwnie na początku spało mu się pod gołym niebem, bez przecinka lub na paskudnych siennikach w podrzędnych tawernach
Drzwi karczmy otworzyły się, wpuszczając
Właściciel wychynął spod lady, aby przywitać przybysza
Gdy podchodził do lady, karczmarz dostrzegł w jego ruchach coś niepokojącego
Nie, bez przecinka żeby grożono mu pierwszy raz
Z pewnością nie walczył, bez przecinka jak pospolity rębajła.
zaczął wymieniać wszystkie nazwiska, jakie kiedykolwiek słyszał w zestawieniu z imieniem Bergena
Sięgnął do umazanej tłuszczem koszuli, jakby nie wierząc
Często budujesz zbyt długie zdanie, które dobrze byłoby rozbić kropką lub średnikiem – średnikiem, bo często to, co stawiasz po przecinku, nie jest równorzędne z tym, co stoi przed. Kilka przykładów:
Przez chwilę walczył z odrętwieniem zmęczonych mięśni, teraz cel zdawał mu się znacznie bardziej odległy, niż na to wyglądało ze szczytu wysepki. – Po „mięśni”.
Powierzchnia wokół była niemal zupełnie gładka, granatowa, łagodnie falująca woda w niczym nie przypominała szalonego żywiołu – Po „gładka”.
Do tej pory nigdy się nad tym nie zastanawiał, to było coś na co nie miał wpływu, a przejęcie władzy zdawało mu się odległe, król w końcu cieszył się dobrym zdrowiem, a członkowie rodu Regh Urvel słynęli z długowieczności. – Tutaj w zasadzie można by podzielić w kilku różnych miejscach.
Po pewnym czasie zapadł w dziwny stan półsnu, słyszał wycie wiatru, czuł smagające go fale i cieknącą po twarzy ciepłą ciecz, ale wszystko jakby przez mgłę. – Po „półsnu”.
Sporo jest też niepoprawnych zapisów dialogu – możesz poczytać o jego zasadach w punkcie 1 w zakładce Podstawy.
Ponadto zauważyłam jeszcze jedną manierę – bardzo często piszesz „podniósł się do siadu” zamiast po prostu „usiadł”. Po co?
Ostatnio, chyba pod poprzednią oceną, dyskutowano, czy czytelnik, który nie jest targetem danego dzieła, jest w stanie dobrze je zrecenzować. Konsensus, o ile pamiętam, był taki, że da się, o ile czytelnikowi uda się zepchnąć swoje uprzedzenia i nie odnosić się do nich.
Czuję się jednak w obowiązku poinformować cię, że zdecydowanie nie jestem targetem twojego opowiadania, choć może mogłam nim być kilkanaście lat temu. Trafiać ono będzie głównie do osób, które czytają je dla egzotycznych (egzotycznych, bo coś mi mówi, że w większości czytają cię heteroseksualne dziewczyny, a nie homoseksualni chłopcy) seksów, nie dla polityki. Osoby, takie jak ja, ogarniające całość tekstu, czyli wczytujące się w te wszystkie krainy, struktury polityczne i rasy, będą najprawdopodobniej znudzone przy trzecim i czwartym szczegółowym opisie zbliżenia, bo ileż można czytać wciąż o tym samym.
Twoje opowiadanie wygląda tak, jakbyś początkowo pisała je tylko dla seksów. Najpierw akcja wlecze się niemożebnie, a nieprawdopodobne sytuacje mnożą jak króliki, tylko po to, by wepchnąć protagonistów do wspólnego wyra, a potem nagle, tuż przed samym finiszem wszystko przyspiesza i kiedy wreszcie zaczyna się robić ciekawie, okazuje się, że to już koniec.
To, że cały ten świat jest tylko pretekstem do ryćkania, widać najlepiej na przykładzie wyjaśnienia przyczyn nietypowej struktury populacji Harlandu – w komentarzu odautorskim sama przyznajesz, że dorobiłaś legendę na odwal się, tylko po to, żeby jakoś załatać te dziury. Tak jest bardzo często, postaci podejmują decyzje niezgodne z wcześniej opisanym charakterem, antagoniści wygodnie idiocieją, NPCe (czyli statyści, którzy poza wpłynięciem w określony sposób na bohaterów nie mają żadnego innego powodu istnienia) rzucają światłe porady romantyczne, wszystko po to, by jeden koleś mógł wreszcie spenetrować drugiego. Intryga, którą poznajemy pod koniec, okazuje się być szyta grubymi nićmi, a powód odsłonięcia kart przed Varranderem w zasadzie pozostaje niejasny. No, poza tym, że trzeba było naprędce wymyślić jakiś powód, by rozdzielić nasze gołąbeczki, nieważne, czy z sensem, czy bez. Świat przedstawiony, który jest tylko pretekstem, nigdy nie będzie ciekawy i prawdziwy, będzie jak fabuła w porno – naciągany i nieistotny.
Nasi bohaterowie przemierzają pół świata, ale poza drobną informacją, że tu są bagna, tu stepy, a tu góry, nie widać tej różnorodności. Wszyscy mówią jednym językiem, który różni się jedynie akcentem. Wszyscy mają takie same obyczaje (no, poza Harlandczykami), taki sam zestaw wartości, takie same gesty, przekleństwa, zachowania.
Ponadto, z opowiadania wynika, że opisujesz pseudośredniowiecze, a często o tym zapominasz i rzucasz określaniami jak choćby hormony. Nie krytykuję samego zabiegu – świat fantastyczny może być inaczej zbudowany, bardziej rozwinięty w pewnych kwestiach od naszego – ale nawet się nie zająkujesz, że tak jest, muszę więc uznać to za wpadki. Jeśli wprowadzasz cokolwiek nieprzystającego do realiów, prawdopodobieństwa, cokolwiek, co powoduje dziurę fabularną, jak choćby ten nieszczęsny Harland bez kobiet – musisz to logicznie wyjaśnić. Zawieszenie niewiary ma swoje granice.
Uważam za interesujące, że najlepiej wyszedł ci epilog i bonus. Tak, jakbyś podczas pisania podstawowego opowiadania czuła ciężar i przymus, a kiedy spadł, nagle odzyskałaś lekkość pióra. A może to kwestia tego, że po tych dwunastu rozdziałach na tyle zaznajomiłaś się ze swoimi postaciami, by pisanie o nich przychodziło ci bez trudu?
O pewnym ograniczającym wewnętrznym przymusie pisania może też świadczyć fakt, że najlepiej wychodzą ci bohaterowie poboczni. Najciekawszą postacią całego opowiadania jest Eirri, która pojawia się dopiero w bonusie. Żona Varrandera jest intrygującą osobą, kierującą się rozsądkiem i uczuciem do dzieci, a nie egoistycznymi pobudkami. Tak jak Varro, została wtłoczona w pewien określony schemat postępowania, ale radzi sobie z tym bez większych problemów, nie histeryzując i dzielnie znosząc przeciwieństwa losu. Zawiera ze swoim mężem przymierze i nawet jeśli ma mu za złe utrzymywanie kochanka, nigdy tego nie okazuje, a nawet pozwala temu kochankowi uczyć ich dzieci szermierki. Nie ulega pokusie nawet, gdy jest to zwodniczo łatwe, nie poddając się podszeptom swojego kuzyna, działając zawsze na korzyść swojej nowej rodziny. Wydaje się być dużo dojrzalsza od Varro, ale może to dlatego, że nie znamy jej historii, nie wiemy, jaka była przed ślubem, jakie wtedy miała ambicje i marzenia.
Na drugim miejscu stoi medyk, składający do kupy Vargo w ciemnym, ciemnym lesie. Jasne, jest przerysowany do bólu i funkcjonuje niemal jedynie jako element humorystyczny na zmianę z krynicą mądrości, ale mimo wszystko da się lubić. Król Harlandu, dla odmiany, to bohater-suchar, płaski, służący tylko dwóm celom: utworzeniu Problemu Egzystencjalnego i włożenia Myśli do głowy bohatera. Wszystko jedno, czy to drugie ma sens i jak pasuje do charakteru tej postaci i jej poprzednich akcji. Ten typ błędu najbardziej przeszkadzał mi w całej opowieści.
Gorzej wypadają nasi główni bohaterowie. I to nie dlatego, że nie masz na nich pomysłu – bo masz, wydaje mi się, że dokładnie wiesz, jacy są Vargo i Varro. Niestety, nie trzymasz się tej wiedzy i co jakiś czas łamiesz im charakter tylko po to, by było ci wygodniej poprowadzić fabułę. Zresztą, w twoim tekście niemal wszystko dzieje się z powodu imperatywu narracyjnego, druzgocząc sens i prawdopodobieństwo po drodze, co szczegółowo wypisałam ci w cytatach powyżej.
Fajne fragmenty są nieliczne, zasługują więc na uwagę – przyjemnie czytało się o Varranderze u pustelnika, kiedy odkrywał radość z prostych prac domowych. W ogóle, Varrander mógłby być fajną postacią, ma potencjał, ale uważam, że go nie wykorzystałaś go w pełni. Pomijając już irytujące zagrywki okołoseksowe, to popadanie w histerię i ogólną durnotę, prawie po nim nie widać, że jest księciem. Zna się na szermierce, ale na szermierce mógłby się znać każdy, od rycerza po zakapiora. Zna się na polityce, chociaż dopiero w ostatniej scenie udaje mu się zrozumieć, o co chodziło w tych wszystkich intrygach, choć i to nie bez czyjejś pomocy. Ale nie widać po nim przygotowania do roli władcy, przyzwyczajenia do etykiety, dyplomacji, nie wiem, korzystania z kilku języków, czegokolwiek. Okazyjne wspomnienie o przepiórce nie wystarczy, by zbudować wiarygodny obraz księcia.
Vargo zbudowany jest o wiele lepiej, choć mogę się tylko zastanawiać, czy to przez kunszt pisarski, czy przez to, że siłacz niewiele mówi, ciężko więc mu popełnić jakąś gafę. Podoba mi się jego konstrukcja, bo jest spójna, nie wiem tylko, dlaczego upierasz się nazywać go najemnikiem. Vargo jest patriotą, który poważnie traktuje swoje zadanie, jest ono dla niego kwestią honoru, a nie pieniędzy, przecież masz to nawet w tytule swojego opowiadania. Najemnik, jak sama nazwa wskazuje, najmuje się do pracy za określoną kwotę pieniędzy, nie robi tego w czynie społecznym.
W każdym razie Vargo ma prawo być silny, małomówny, zamknięty w sobie i nie radzący sobie z emocjami. Skrewiłaś tylko pod jednym względem, raz opisujesz jego wygląd jako rzucający się w oczy, nie do zapomnienia, ze szczególnym podkreśleniem żarówiastych włosów, by kilka akapitów potem pisać o tym, jak wtapia się w tłum, a Varro nie umie nawet skojarzyć, że od kilku lat widywał tego człowieka na dworze i jeździł z nim na polowania. Albo rybki, albo akwarium.
Na dzisiaj dwa plus. Popraw interpunkcję, skup się bardziej na świecie przedstawionym – a będzie o wiele lepiej.
Hej, bardzo dziękuję za ocenę. Z tego co widzę, pojechałam po bandzie jeszcze bardziej niż mi się zdawało i nie ma tu już za bardzo czego ratować, ale w sumie nie taki był cel. Mam nadzieję, że dzięki tej ocenie nie popełnię drugiego takiego błędu, wiem już jakie są moje najsłabsze strony, teraz pozostało szukanie praktycznych rozwiązań i wprowadzanie w życie :)
OdpowiedzUsuń"Trafiać ono będzie głównie do osób, które czytają je dla egzotycznych (egzotycznych, bo coś mi mówi, że w większości czytają cię heteroseksualne dziewczyny, a nie homoseksualni chłopcy) seksów, nie dla polityki. Osoby, takie jak ja, ogarniające całość tekstu, czyli wczytujące się w te wszystkie krainy, struktury polityczne i rasy, będą najprawdopodobniej znudzone przy trzecim i czwartym szczegółowym opisie zbliżenia, bo ileż można czytać wciąż o tym samym. "
W moim przypadku to akurat plus, że nie należycie do "targetu". Bo właśnie o to mi chodziło, o spojrzenie całościowe. Wiem, że po tym tforze ciężko mnie posądzać o jakieś faktyczne ambicje literackie, ale staram się napisać coś poważniejszego ("poważne", to oczywiście dużo powiedziane, ale powiedzmy coś, gdzie ideą przewodnią nie będzie "nie bój nic, logiki mało, ale będą seksy"). Bo to opko faktycznie zaczęłam pisać z jednym celem, a mianowicie wepchnąć głównych bohaterów do wyra i stwierdzić, że żyli długo i wazeliny nigdy im nie zabrakło. Potem zaczęłam je pisać jeszcze raz, ale jak widać reanimacja na wiele się nie zdała ;( Na pewno będę miała nauczkę na przyszłość, żeby wszystko sobie dokładnie zaplanować, a nie obudzić się przy końcowych rozdziałach z desperackim "o-borze-gdzie-moja-intryga?!".
Wybaczcie, ale nie wiem, czy jest sens odnosić się do poszczególnych błędów. Większość uwag jest wręcz boleśnie trafna, więc chyba nie ma co się nad każdą rozdrabniać, dlatego zbiorczo za wszystkie po prostu podziękuję i obiecam wziąć do serca :) Co do niedbalstwa to kurcze naprawdę poprawiałam ten nieszczęsny tekst z milion razy, a i zasady interpunkcji i zapisywania dialogów sobie powtórzyłam (już nawet po zgłoszeniu odkryłam magiczne znaczenia dywizów, półpauz, itp., i jeszcze pędziłam pozmieniać), więc chyba naprawdę cierpię na jakąś chroniczną ślepotę przecinkową, skoro tyle tego przegapiłam.
No a wprowadzanie w świat przedstawiony to chyba moja największa (po przecinkach) zmora. Chociaż tu chyba o wprowadzaniu ciężko mówić, bo chociaż starałam się cośtam wykreować (idąc wprawdzie po najmniejszej linii oporu,no ale jednak), ale ostatecznie wychodzi na to, że bohaterowie i tak poruszali się praktycznie w pustce, okraszonej czasem zmieniającym się krajobrazem. Ale tu chyba odbija się ten brak planu przy zaczęciu pisania, gdybym nie waliła bezmyślnie w klawiaturę z błogim "i have no idea what i'm doing", pewnie nie musiałabym potem wyciągać potrzebnych elementów świata przedstawionego jak królika z kapelusza, żeby łatać coraz to nowe dziury.
Chyba mi najsmutniej przez to, jak zmaściłam postać Varrandera, bo akurat łudziłam się, że budowanie postaci to jedna z rzeczy, która mi wychodzi dobrze. Hm. No cóż, nie. A sama zawsze się czepiam, że bohater powinien się zachowywać zgodnie ze swoim charakterem, a nie tak, żeby robił to, co potrzebne dla fabuły (tudzież fap-buły). Hipokryzja, yeah. Na pewno od tej pory bardzo dokładnie będę się przyglądać poczynaniom swoich postaci, nie chcielibyśmy drugiej takiej psychologicznej łamagi ;]
To chyba tyle ode mnie, jeszcze raz dziękuję za poświęcony mi czas.
Pozdrawiam,
Vicious.
Aha, a co do tej mieszanki angielsko-polskiej to nie ja, to wordpress. Nie wiem jak to dziadostwo działa, przepraszam ;c
Ja przepraszam, że kompletnie nie na temat, ale "fap-buła" mnie urzekła.:)
UsuńMnie też, vvicious, wygrałaś ode mnie wiaderko Internetów, poważnie :)
UsuńCiesze sie, ze moglysmy pomoc, trzymam kciuki za nastepne opowiesci :)
UsuńHasło przeze mnie niestety tylko zasłyszane, ale cieszę się, że poprawiło humor ^^
OdpowiedzUsuńDzięki Gayaruthiel, z pozytywów to że wiele gorzej już być nie może ;D
Bez przesady, nie bądź tak krytyczna ;)
UsuńStrasznie nie lubię stawiać kiepskich ocen autorom, którzy, jak widzę, mają potencjał i chcą się rozwijać, i tak było w tym przypadku. Jestem pewna, że jeśli postarasz się poprawić parę spraw, będzie dużo lepiej :).
A ja tak wspomnę jeszcze, że podczas czytania ocenki straszliwie mieszały mi się imiona i nadal nie jestem w stanie ustalić, który to Vargo, a który Varro. Teraz nie dam głowy, kto pisał poradnik (może Sapkowski albo Kres?), ale wiem, że na pewno czytałam o takiej radzie, żeby pilnować wykorzystywania całego alfabetu w nazwach, szczególnie jeżeli chodzi o pierwsze litery.
OdpowiedzUsuńWiem, że uważacie się za najlepszą ocenialnię (czemu, to chyba zawsze pozostanie dla mnie zagadką) i nie mam ochoty nic udowadniać, ale zostawianie anonimowych komentarzy z bezsensowną krytyką zrobiło się po prostu niesmaczne, zwłaszcza kiedy od razu wiadomo, kto je napisał.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, mało inteligentna oceniająca.
Droga Anonimowa z 10 grudnia 2013 12:08
OdpowiedzUsuńTroszku tak głupio przyznawać się publicznie do tego, że moja magiczna kula nie działa, ale mogłabyś podpowiedzieć kto (skoro wiadomo, kto je napisał) i, przede wszystkim, GDZIE zostawia te anonimowe komentarze?
Dobra, bo dowaliłam do pieca taką głupotą, że aż zgasło (brak umiejętności czytania ze zrozumieniem, wybaczcie mi :P).
OdpowiedzUsuńTo po kolei:
Shun, z całym szacunkiem, ale nie potrzebujemy adwokata.
Co do anonimowego: to dość śmiałe stwierdzenie :)
Uważamy się za jedną z lepszych ocenialni, żadne to napompowane ego, tutaj naprawdę dobre i konkretne oceny powstają. Trudno temu zaprzeczyć. Nigdy jednak oficjalnie nie powiedzieliśmy "jesteśmy najlepsi, patrzcie na naszą zajebistość" (a co kto myślał sobie w głowie lub pisał komuś prywatnie, to już jego sprawa ;P).
A co do zostawiania chamskich komci: fajnie, że uważacie się za pępek świata, ale myślę, że nikt stąd nie jest na tyle znudzony swoim życiem, ani nie jest na tyle głupi, żeby latać po blogaskach i hejtować z anonimka.
Kiepski troll jest kiepski :c
Shun, z całym szacunkiem, ale nie potrzebujemy adwokata.
OdpowiedzUsuńDę, a który fragment mojego komentarza to wystąpienie w roli waszego adwokata? Wychodzi na to, że mam większe problemy ze wzrokiem niż myślałam, bo widzę tylko pytanie kto i gdzie komciuje, bo chciałam sobie zerknąć, noale, widocznie moje komentarze mają drugie dno, o którym nie wiem ja sama. ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKomentarz się zdublował, więc jeden usunęłam.
OdpowiedzUsuńCiii, dziewczyny. Nie karmcie.
OdpowiedzUsuń