Miejscówka przyzywającego: Xiaolin IVSezon
Przedwieczna: Broz-Tito
Zajmijmy się na początek stroną
estetyczną. Nagłówek zabija. Zabija nadużyciem topazu i idiotycznym wtopieniem,
z którego wynika, że nad domem jest zawieszona wielka pajęczyna, a z tej
pajęczyny wyrasta rudowłosa bohaterka, która za plecami ma swoją mniejszą
kopię. To, co zrobiono proporcjom na tym nagłówku, woła o pomstę do nieba – dom
i kobieta są praktycznie na tym samym planie, a tymczasem ona jest dwa razy
większa od budynku.
Och, po bliższym przyjrzeniu się
zauważam, że jest jeszcze gorzej – kobieta zamiast nóg ma poplamiony krwią list
– huh, serio?
Niemniej jednak największy ból sprawia mi
tekst, który jest w ogóle pozbawiony polskich znaków. Poza tym kontrast między
tłem a tekstem też pozostawia wiele do życzenia.
To tyle, jeśli chodzi o szatę graficzną, teraz zajmijmy się treścią.
Rozdział
pierwszy
Z
mojego niezawodnego, trzynastowiecznego poradnika o białogłowych –
Białogłowach.
Rai'owi
nie było już do śmiechu. – Bez
apostrofu, bo w ten sposób zamiast „Raiowi” otrzymujesz „Raowi” – chyba nie o
to chodziło, hm?
Oceniwszy,
że nie ma większych uszkodzeń wyrzuciła – Jeszcze jeden przecinek po uszkodzeń. No i raczej wyrzuciła
z siebie, bo potem następuje dialog. Chociaż nie wyrzucić z siebie raczej znaczy powiedzieć
komuś swój sekret, zwierzyć się z problemów itp., więc może to wyrzuciła zastąpić chociażby… hm… bo ja
wiem? Rzuciła?
Ciesz
się, że ci zębów nie wybiłam, nie skrada się do samotnej w lesie laski z
Klasztoru Xiaolin – Dziwna
składnia… Nie skrada się w lesie do
samotnej laski itd.?
Nie,
chyba ominęła tę kwestie. – Jak
tę, to znaczy, że jedną, czyli kwestię, nie kwestie.
Raimuno,
drugi raz zaliczyłeś glebę – Raimundo.
Co
jest Omi? – Przecinek po
jest, ponieważ w dialogach imiona w
wołaczu lub w mianowniku, ale w funkcji wołacza, oddzielamy od reszty zdania
przecinkiem.
Rozdział
drugi
przeciwnie,
bo po pomimo małego pęknięcia – Niepotrzebne
po się zaplątało.
Na
mnie nie patrz młody – Tutaj
ta sama zasada, co z imionami.
Raimundo?
– Chwilę temu ten sam
bohater nazywał się RaimOndo. Przyznam, że mam mętlik w głowie.
-
Schodzimy?-upewniał się Rai.
-
To chyba oczywiste, po to tu przyszliśmy-opowiedział mu Omi. - Kimiko
oświetlisz nam drogę?
Nie zgadza ci się czas – masz upewniał (a przed tym zeżartą spację), a
potem odpowiedział – zdecyduj się na
jeden czas w całym opowiadaniu.
Kimiko
szła przodem, za nią Rai, Omi, na końcu
Clay, musieli schodzić gęsiego bo wąsko ułożone ściany, nie pozwalały na większe
manewry – Naaah, ściany
nie mogą być wąsko ułożone, bo to by
znaczyło, że są położone jedna na drugą. Wąskie może być przejście między nimi.
I o nie tu chyba chodzi.
Po
za tym Omi robiłby jej wymówki jakie to białogłowe są strachliwe – Poza tym, białogłowy.
Już drugi raz widzę złą
odmianę tego wyrazu, którego ty używasz jako zamiennika słowa kobieta (i słusznie), ale jednocześnie
odmieniasz go jak przymiotnik (białogłowa, z jasnymi włosami itd.) tu http://pl.wikipedia.org/wiki/Bia%C5%82og%C5%82owa#pl
znajdziesz najprostszą definicję tego wyrazu: jak widzisz, nie pochodzi od
koloru włosów, a nakrycia głowy. Potrzebujesz zatem najzwyklejszej w świecie
odmiany rzeczownikowej. Mała ściąga:
Białogłowa Białogłowy
Białogłowy Białogłów
Białogłowie Białogłowom
Białogłowę Białogłowy
Z białogłową Z białogłowami
O białogłowie O białogłowach
Białogłowo! Białogłowy!
Chyba
mam klaustrofobie kowboju – Jedną,
nie wiele, więc klaustrofobię. I znów
zgubiony przecinek przed kowboju – nie
będę więcej wypisywać tego błędu, myślę, że trzy razy wystarczy, byś załapała
zasadę i poprawiła kolejne błędy, jeśli takie się pojawią.
Wezcie
Gwiazdę Hanabi – Weźcie.
Rai
miał obawy czy tusza Claya się w nim zmieści – Serio, tusza? Wcześniej mowy nie było, że Clay prowadzi ze sobą świnię. A
jeśli chodzi ci tylko o to, że Clay jest.. hm… otyły, to napisz to wprost, nie
udziwniaj.
Nie
głupi pomysł, przeszukajmy ściany. – Niegłupi. Nie z przymiotnikami piszemy łącznie.
Rzucili
się do wyjścia, cokolwiek tam było zaczeka. – Przecinek po było, dwa czasowniki.
Rozdział
czwarty
Bez
skutecznie – Bezskutecznie.
Cowboy
położył rękę na ramieniu swego przywódcy – Dopiero co pisałaś w spolszczeniu kowboj. Zdecyduj się, dziewczyno.
Powoli
przypominała sobie co się stało – Dwa
orzeczenia, więc potrzebujemy przecinka. Tym razem po sobie.
Tego
o którego – Przecinek,
przecinek. To ciekawe – z rozdziału na rozdział jest coraz gorzej z przecinkami.
pan
rzuci piłeczkę albo weźmie smycz, i na polko – Pólko chyba, prawda? I co tam robi ten
przecinek przed i?
Koci
wojownicy okrążyli ją pozostawiając niewielkie kółeczko – Przed imiesłowami zakończonymi na –łszy lub –ąc też stawiamy przecinek. No
przecież znasz tę zasadę, stawiałaś je wcześniej!
Oczy
dosłownie wbiły się w nią i o mało nie przewróciły – Chase ma oczy na wypustkach? Muszę
przyznać, rozkoszny to obrazek.
Doskonale
wiedział co ona myśli – Gubisz
przecinki przed co.
Rozdział
piąty
przez
chwile milczał – Chwilę.
wybranie
cie na przywódce – Cię, przywódcę.
Chodz
jakby się nad tym zastanowić... – Choć. Jest zasadnicza różnica między choć a chodź.
No
i oczywiście pytania o tym, jak wyobraża sobie dalszą edukacje – Pytania o to,
edukację.
chodz
uparty człowieczek – Choć, na
bogów! Przecież nie chodzi o to, żeby bohater gdzieś poszedł, prawda?
skyp'e
dzięki nie dawno założonemu internetowi. – Skype, niedawno, Internetowi.
Ja
ciebie nie rozumiem – Długa
forma zaimka jest tu kompletnie niepotrzebna, cię wystarczy.
Jak
myślisz dlaczego? – Zgubiony
przecinek po myślisz.
Rozdział
szósty
Lata 40. XX wieku? Obyś poczytała przed
napisaniem tego rozdziału, na nieścisłości związane z tym okresem jestem
wyjątkowo cięta.
Chase
Young żył tak przed wojną, jak i w czasie. – Tu chyba jednak chodziło o to, że Young żył tak samo przed i
w czasie wojny, prawda? Bo teraz ze zdania wynika, że pan się urodził przed
wojną i ją przeżył.
W
trzecim roku wojny, w lesie nieopodal pałacu koci wojownicy wytropili intruza. –
Yyy… Zależy, dla kogo w
trzecim roku wojny. Bo na przykład dla Rosjan wojna zaczęła się w 1941, więc to
nijak nie byłoby trzeci rok wojny, tylko pierwszy.
Dano
im rozkaz, aby zabijali wszystkich mężczyzn w mundurach. Nie miało znaczenia
czy nosili mundury Wehrmachtu, Aliantów, czy Armii Czerwonej - mieli ginąć. – No nie bardzo. Gdzie znajdował się wulkan
Chase’a? We Włoszech? Chyba nie, gdyż otoczenie podpowiada Afrykę lub Azję,
ewentualnie Amerykę Łacińską. O co mi chodzi? W dużym uproszczeniu: Wehrmacht
zajął południe Europy i pół Rosji, Armia Czerwona doszła do Berlina (ale to pod
koniec wojny), alianci zaś zajęli się zachodem i południem Europy (tak, tak,
powinni być pisani małą literą). Natomiast na Pacyfiku wojska amerykańskie
walczyły z Japończykami (ale głównie na wyspach i, ewentualnie, Indiach
Holenderskich), więc za nic nie mogą być nazywani „aliantami” – GDZIE ŻYJE
YOUNG, BY MIEĆ WSZYSTKIE TRZY SIŁY NA RAZ? Rozsądek podpowiada, że, pi razy
drzwi, w centralnych lub południowych Niemczech, ale to niemożliwe, bo nie ma
tam wulkanu i na pewno nie żyją tam na wolności tygrysy i gepardy.
Kotki
miały w nawyku bawienia się swoją ofiarą – Kotki miały nawyk bawienia się swoją
ofiarą.
skóra
jej była smagana słońcem i wiatrem – I
tak była smagana, podczas gdy kobieta leżała w łóżku, w pałacu? Coś tu nie gra
z tym określeniem.
Ubrania
były czyste, ale nieco znoszone i wypłowiałe od słońca, spódnica jej zanim wyblakła
musiała mieć soczyście granatowy odcień. – Poza dziwną składnią i zbędnym zaimkiem: zdaje mi się, że
modę tamtych czasów masz niezbyt dobrze obcykaną. Rozkloszowana spódnica? Do
kolan? Być może, choć to odrobinę odważne jak na tamte czasy. To prędzej w
latach 50., droga autorko.
-
Kto vy? I chto ya zdes' delayu?
Posledneye, chto ya pomnyu byli zveri , tigry ... A kto vy*? – Ależ po co to zapisywać za pomocą
międzynarodowego systemu? Polski alfabet jest w stanie oddać cyrylicę. Zapis
mógłby zostać fonetyczny, ale z polskimi literami.
Och, jesteśmy w Chinach? Zatem widok
kobiety o nieazjatyckiej urodzie nie powinien Younga dziwić. Chociaż mnie dziwi
co innego: skąd Chase zna akurat jidysz, skoro to język Żydów aszkenazyjskich, którzy
zamieszkują Europę Środkową, Wschodnią oraz częściowo Zachodnią? Ja wiem, że
większość ludzi myśli, że Żydzi to Żydzi, ale są zasadnicze różnice pomiędzy
tymi aszkenazyjskimi a sefardyjskimi – jest to między innymi język – ci drudzy
mówią w ladino (oczywiście obie grupy posługują się również hebrajskim) i
rytuał. Już prędzej spodziewałabym się po Youngu znajomości ladino, ponoć sporo
Żydów sefardyjskich mieszkało kiedyś nawet w Turcji. Ale jidysz? Nie bardzo to
się kupy trzyma.
która
nie więcej niż minute – Minutę.
Rozdział
siódmy
Dziewczyna
ułożyła usta w dziobek – Dziubek.
Mierzyli
się wzrokiem, aż do momenty – Momentu.
Uniósł
brwi w sardoniczny sposób i pociągnął ją za ramię, tak że znów wylądowała obok
niego. - http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2519355
da się w ogóle sarkastycznie lub ironicznie unieść brwi? Nie sądzę. Tym
bardziej, że według korpusu języka polskiego słowo sardoniczny występuje w połączeniu z uśmiech, rzadziej grymas lub
ton.
nie
przyjemności – Nieprzyjemności.
nigdy
tego parszywego zakapiora, o nic nie poproszę – Po co ci ten przecinek, przecież masz
jedno orzeczenie.
Jak
będziesz tyle jadła, stracisz linie – Linię.
zawsze
szanował, to gdy mówiła mu – Ten
przecinek dopiero po to, nie przed.
Realia Rosji sowieckiej – robisz to źle.
Historia pana Sokowa jest, hm, jakby to ująć? Złagodzona i przerobiona na baśń?
Tak, to chyba dobre określenie. A teraz pozwól, że ci wyjaśnię: nie, to, że pan
nauczyciel nie mówił dobrze o ustroju, nie wiązało się z tym, że on i jego
rodzina byli narażeni na towarzyski ostracyzm w małej, irkuckiej społeczności –
normalnie pan Sokow zostałby pewnego pięknego dnia zaproszony przez smutnych
panów w prochowcach do czarnej wołgi (a pojawiliby się oni, bo ktoś by na pana
nauczyciela doniósł) i uwieziony w siną dal, a potem już nikt nigdy by o nim
nie słyszał. Podobnie niespodziewanie, po cichu, zniknęłaby jego żona i dzieci,
a jeszcze potem wszyscy razem pewnie pomarliby w łagrach, bo zostaliby osądzeni
jako wrogowie ludu. Serio, serio. Jeśli w ogóle pan Sokow rzeczywiście miałby
tyle odwagi, by głośno mówić, że nie lubi sowieckiej ojczyzny.
W 1941 wybucha Wielka Wojna Ojczyźniana –
nie sądzę, by rodzinie naszej tajemniczej bohaterki udało się, ot tak, kupić
bilety na pociąg do Paryża – tym bardziej, że musieliby przejechać przez
calutką Rzeszę i dostać się do państwa Vichy.
z
nadąsaną buzią – Nadąsaną to
można mieć minę.
trzy pokojowe mieszkanie – Trzypokojowe.
Bilet,
dokumenty, lusterko, zapałki a nawet słodka bułkę – Czemu nagle zmieniasz przypadek?
Choć
miała wielu adoratorów hołubiących jej urodę
-http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2560693 na pewno o ten wyraz chodziło?
Łzy
cisnęły jej się na oczy – Do oczu.
Kiedy
wreszcie stanęła przy pierwszym z domków, przeszył ją dreszcz. Nie dobiegło ją
nawet wesołe brzęczenie sztućców, a była to przecież pora obiadowa!
Drewno nie brzęczy – a chłopi nie mogli
mieć w tych czasach sztućców, które by brzęczały – nawet panienka z dobrego
domu powinna to wiedzieć.
SKLEP NA WSI?! W 1941?! NA ROSYJSKIEJ
WSI? I to takiej, gdzie diabeł mówi
dobranoc? Absolutnie nie, nie i jeszcze raz nie.
Rozdział
ósmy
Kiedy
zrozumiała, że nie ma sensu, pozostać w opuszczonym miasteczku – Pozostawać brzmi bardziej po polsku.
Gdziekolwiek
spojrzała, nie dostrzegła najmniejszego majaku, który mógłby dochodzić z
domostwa.
http://sjp.pwn.pl/slownik/2480608/majak,
http://pl.wikipedia.org/wiki/Majak
– mam dziwne wrażenie, że w ogóle nie
o to słowo ci chodziło.
Sofa w chłopskim domu, w latach
czterdziestych…
Nie, już nie mogę komentować takich w sumie drobnych, ale
znaczących potknięć. Niech za komentarz służy to, że nie bardzo jest to w ogóle
możliwe. Jak tam mieli łóżko, a nie spali na przypiecku, to było już całkiem
nieźle, wiesz?
Zakłopotana
Karina, nie wiedziała co ma odpowiedzieć – A ten przecinek jest tu, bo…? Powinien być dopiero przed co.
wycinanie
ostu ze zboża i ziemniaków, których nie brakowało, co skutkowało poparzeniami –
Wychodzi na to, że
ziemniaków było dużo, więc ją parzyły. Chyba chodziło o oset, ale głowy nie
dam, bo ostem nie da się poparzyć.
Pewnego
czerwcowego dnia tenże wiatr, zrobił jej podły żart. – Przecinek od czapy strikes back!
Na
wsi, pozytywistyczne hasła pracy u podstaw nabierały prawdziwego sensu. – I znów! A poza tym widzę, że nie zdajesz
sobie sprawy, że pozytywizm rozumiany jako praca u podstaw to zjawisko, które
występowało właściwie tylko w Polsce i było związane z zaborami.
Jakiś
stary chłop, śmiał, uderzyć w jej
godność jako arystokratki i jako kobiety! – W tym zdaniu w ogóle nie powinno być przecinków.
Wszystko
co wiem o świecie i o polityce nauczył mnie mój ojciec – Wszystkiego. No i przecinek przed co.
Mój
ojciec ukończył uniwersytety w Bolonii i Paryżu. – W sensie, że je budował? Dobrze się
trzymał jak na kilkusetlatka. Bo jeśli nie, to pewnie chodziło ci o to, że
ukończył studia na tych
uniwersytetach.
gościł
na Europejskich salonach – Małą
literą, to w końcu tylko przymiotnik.
patrzyła
na nich na nich – Coś ci
się zapętliło.
Twarz
pana Irynov – Czemu
nagle w zmieniłaś niepotrzebnie na v?
pijany
na umór – Na umór to
można pić, a nie być pijanym.
Pewnie
miał jakieś zapasy, schowane przede mną – Zbędny przecinek.
Opowiem
ci co rok temu, zrobił mój kuzyn. – Ten
przecinek to powinien być po ci.
w
między czasie będą – Międzyczasie.
Z dopisków odautorskich widzę, że
geografię oraz tajniki rolnictwa postanowiłaś jednak ogarnąć – wszystko fajnie
i bardzo się chwali, ale wiesz, pięć minut dłużej w Internecie i nie byłoby takich
obyczajowo-historycznych zgrzytów. Nie rozumiem, dlaczego tu chciałaś być
dokładna, ale historię, ówczesne obyczaje, zwyczaje i styl życia już uznałaś za
takie elementy, które można naciągać jak gumę w majtkach.
Rozdział
dziewiąty
Po
dwóch dniach podróży, połowa z nich była zielona na twarzy – Niepotrzebny przecinek.
W
samym rogu siedział drobny mężczyzna, łypiący groźnie oczyma na pozostałych. – Skoro łypał, to wiadomo, że oczyma.
by
przyjrzeć się tamtejszym kobietą – Kobietom, liczba mnoga.
Stary
żołnierz relacjonujący swe życie, opiewające w waleczne czyny na polu bitwy – To życie opiewało te waleczne czyny? Nie
sądzę: http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2495583
W Rosji radzieckiej nie obowiązywało coś
takiego jak „dowód osobisty”, był to „paszport wewnętrzny” – to naprawdę były
dwie minuty guglania:
Karinie żołądek podszedł do gardła, kiedy
tak wszyscy zbierali się, aby opuścić powóz – Powóz to nie
to samo, co wóz, o którym piszesz na początku rozdziału. To czym się poruszali
bohaterowie?
Okoliczne
dziewczęta nie były skore, do podjęcia tej pracy – Znów przecinek od czapy.
No jakoś nie chce mi się wierzyć, że
bogacz postawił sobie pałacyk i wcale a wcale, ani razu, absolutnie nigdy
chociażby go nie pobielił albo co, tylko tak straszył ludzi gołą cegłą –
przecież taki dom to jak półprodukt!
Rozglądała
się wówczas po swoim nowym pokoju z grymasem. – Ten pokój miał grymas. Aha.
opierający
się o futrynie – Futrynę.
Andrei'a
– Oj boru, chyba
dostałam jakichś palpitacji. Błędna transliteracja zrobiła z tego imienia
potworka, którego nie wiesz, z której strony ugryźć. Niepotrzebny apostrof
sprawił, że otrzymujemy Andrea. Nie
prościej było zapisać to polskim alfabetem? Andriej
odmienia się przecież dużo łatwiej (Andriej,
Andrieja itd.)
Rodzeństwo
ubłagało matkę na to, by zabrała je ze sobą – Bez na
to.
To
był obrzydliwe, ohydne – Było.
Mam
byś szpiegiem? – Być.
Rozdział
dziesiąty
jakoby
książę i Rosjanka mają się ku sobie – Mieli, nie mają. Chyba że
zostawić mają, ale wtedy zrezygnować
z jakoby.
powstrzymywało
zazdrosną lwice – Lwicę. Jedną,
prawda?
że
ich czarnowłosy pan zechce na moment, zdjąć z nich kocią powłokę – Niepotrzebny przecinek, zdjąć masz przecież w bezokoliczniku.
ustępując
miejsca potężnym kocim łapą – Łapom.
Kilku, nie jednej, prawda?
Rozejrzała
się po mrocznym pokoju, oświetlanym przez kilkanaście świec. – To w końcu mrocznym czy jednak
oświetlonym? Bo to się wyklucza.
Jeden
ze sługów Chase'a Young'a – Sług lub
sługusów, przy czym druga opcja jest
nacechowana negatywnie. I bez apostrofu w Younga.
Rozdział
jedenasty
wychodzącego,
z wiecie, którego pokoju – Czkawka
przecinkowa. Tu w ogóle ich nie powinno być.
Nie
wielu – Niewielu.
Dwie
z trzech pozostałych kocic się zaśmiało. – Skoro dwie, to zaśmiały.
kontynuowała
dalej – Skoro kontynuowała, to wiadomo, że mówiła
dalej.
zwrócił
obliczę – Oblicze.
Piran'a
– Apostro’fy w
przypa’dkowy’ch miejscac’h.
oraz
uznanie, dla grającej – Ech,
co tu robi ten przecinek?
Chase
nie dawał jej jednak spokoju i pił temat dalej. – Słucham? Pił? A nie przypadkiem drążył?
topniały
w zaskakująco szybkim tępię – Tempie, od
tempo, nie tępić.
Rozdział
dwunasty
bo
wtedy miał okazję, być świadkiem wybuchu – Znów zbędny przecinek.
co
siedzi jej na sercu – Fraza
brzmi: coś leży komuś na sercu.
Pewne
nie jedną noc – Niejedną.
zdolną
wyrwać się z pod ich kontroli – Spod.
nie
była miejscem, skupiającym pozytywne uczucia – NO ŻESZ PO CO TEN PRZECINEK? Przecież skupiającym to przymiotnik.
Tego
wieczora Chase zadał jej najboleśniejsze cierpienie, jakie w swym krótkim życiu
doznała. – Jakiego.
Rozdział
trzynasty
Okres
ten najgorzej znosiła Eme. Ponieważ profesja młodej lwicy polegała na czymś
innym niż reszty kocich sług – Profesja nie może polegać na
czymś, ponieważ profesja=wykonywany
zawód. Brzmi kulawo.
Była
to jedna z niewielu ekstrawagancji, którą Chase z zazdrością praktykował. W
przeszłości złamanie zasady oznaczało surową karę dla delikwenta, ośmielającego
się zawiesić na niej wzrok na dłużej niż pięć sekund. – Pierwsze zdanie nie
bardzo ma sens: bo jeśli jest to ekstrawagancja li i jedynie Chase’a, to po co
właściwie praktykuje ten proceder? I czemu z zazdrością? Da się w ogóle praktykować z zazdrością? Natomiast
drugie zdanie – pozbawione podmiotu, sugeruje, że na każdego, kto zawiesił
wzrok na zasadzie, nie na Eme, czekała kara.
Dziewczyna
bez wahnięcia zaczęła schodzić stromymi schodami – Wahania. Wahnięcie sugeruje, że nie zachwiała się, stając na
krawędzi schodów.
Popis
agresji i siły trwał krótko; w mgnieniu oka zakończył się brutalnym
odepchnięciem nerwowego tygrysa. Jego klęskę dopełniły szydercze chrzęsty
pozostałych. – Matko
kochana, dlaczego te tygrysy chrzęszczą?
Może chodziło ci o chrząknięcia? Chociaż też nie wiem, jak można szyderczo chrząkać.
Dobył
do schodów i w parę chwil znalazł się na korytarzu. – WHUT?! http://pl.wiktionary.org/wiki/doby%C4%87
Brak
podróż do odległych krajów – Podróży.
w
przeciwieństwie do siedzącej blisko grupce kobiet – W przeciwieństwie do (kogo? czego?) grupki kobiet.
Rozdział
czternasty
Znów
bawiłeś się w zestaw małego czarodzieja? – Nie można bawić się w
zestaw, co najwyżej zestawem.
chciała
trwać, i utrzymywać – Przed
i NIE stawiamy przecinka (chyba że
się powtarza w tym samym zdaniu, oczywiście).
Ich widok nieznacznie łagodzący surowy
wygląd korytarza. – Ich widok co? Bo przy formie łagodzący wygląda,
jakby coś urwało od zdania. Zmień to na łagodził i już nie musisz nic
dopisywać.
W
dniu ceremonii zdecydowanej większości nadal nerwowo drgała dolna powieka, jak
wtedy, gdy doszła do ich uszu owa wieść. – Um… Ta tajemnicza większość miała wspólną powiekę? Aha.
Parę
tygodni przed ślubem, którego poprzedziły kilka miesięcy – Który poprzedziło.
słyszeć
głośne: "eureka!", które wstrząsnęło pałacem w posadzkach, Chase
wyszedł z kawałkiem papieru w dłoni. – Posadach, nie posadzkach.
Podsumowując:
Zaczniemy, tradycyjnie, od stylu. Twój
jest… Prosty. Dosyć przystępny, choć zdarza ci się używać błędnie niektórych
wyrażeń (np. siedziało na sercu, zamiast leżało itp.) lub w ogóle słów, które
nie pasują do kontekstu (vide: chrzęszczące tygrysy czy dobywanie do schodów). Masz również
ogromny problem z przecinkami, które stawiasz, jakbyś miała czkawkę: wszędzie,
gdzie się da, czasem bezsensownie rozdzielając zdania. Z drugiej strony nie
stawiasz ich wcale tam, gdzie znaleźć się powinny, czyli przed imiesłowami.
Radzę dokładną powtórkę zasad polskiej interpunkcji: http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629734.
Inny, ale równie palący problem stanowią apostrofy, które pakujesz do niemal
każdego obcego imienia i nazwiska, szczególnie tam, gdzie są zupełnie niepotrzebne.
Te wszystkie apostrofy robią ze słów potworki, na których wymowie można sobie
zawiązać język na supeł (przykładem Andriej). Z również zupełnie nieznanych dla
mnie powodów jesteś kompletnie niezdecydowana, jak zapisywać nazwy własne czy
imiona i nazwiska – i mówię tu szczególnie o tych rosyjskich, gdzie mamy
państwa Sokow, ale już chwilę później państwa Irynov. Gwarantuję ci, że polski
alfabet świetnie sobie radzi z cyrylicą i transliteracja jest dużo łatwiejsza
niż w systemie międzynarodowym.
Krótko na temat kreacji świata i
bohaterów – krótko przede wszystkim dlatego, że większość fatalnych potknięć
logicznych lub dziur wypisałam ci przy okazji bety. Pierwsze rozdziały są, co
tu dużo mówić, straszne: krótkie, mało treściwe, dialogiem stojące. Nie wiem
czemu, ale chyba przyjęłaś zasadę, że skoro to ficzek, to opisy osób oraz
świata przedstawionego są dla słabych oraz lamerów, którzy nie znają fandomu,
więc ty im w tym nie pomożesz. Pozwól, że wyprowadzę cię z błędu: OPISY SĄ
WAŻNE. W każdym rodzaju tekstu, czy to ficzek, czy opko autorskie, musisz umieć
przedstawić statystycznemu, potencjalnemu czytelnikowi świat, który sobie wykreowałaś
lub który wykorzystujesz do swoich celów. U ciebie to się kompletnie nie
pojawia, a przynajmniej do momentu, w którym zaczynasz retrospekcję smutnych
przypadków Chase’a Younga.
Sama konstrukcja świata jest dosyć, hm,
jakby to określić… filmowa. I opiera się na dramatycznym schemacie, który każe
wciskać dramę w każde możliwe miejsce. Nie zaskakujesz absolutnie niczym,
lecisz wyświechtanym schematem tak, że to aż boli: w sposób ładny i całkiem
wciągający, ale to ciągle schemat. I tak w jednym opowiadaniu przewija nam się
cała lista najbardziej zgranych motywów świata: Evil Overlord okazuje się ojcem
dobrej bohaterki (nie rozumiem, po co zostawiać taki cliffhanger, taż na rozwój
tej akcji w ogóle się nie czeka, bo przyćmiewa go zgrabne poprowadzenie wątków
w latach 40.), biedna, słodka dziewczynka zostaje rozdzielona z rodziną, a
potem osierocona, pracuje jako guwernantka, a dom, w którym pracuje, musi być
obowiązkowo stary, wielki i straszny, potem czeka ją próba gwałtu itd. – to
wszystko są schematy po tysiąckroć wykorzystywane tak i w literaturze, jak i w
kinematografi: nie dodajesz od siebie tak naprawdę nic nowego, nic świeżego i
nic zaskakującego.
Z drugiej strony muszę przyznać, że ta
barwna filmowość jest miłą odmianą od nijakości oraz ubóstwa pierwszych
rozdziałów, które jak na razie nic do historii nie wniosły. Nie wniosły też to
niego nic postacie kanoniczne. Trójkąt przebiegły Chase – niewinna Karina –
zazdrosna Eme to postaci najlepiej w całym opku przedstawione. Mają charakter,
można ich lubić lub nie, ale przede wszystkim nie są tak koszmarnie papierowi
jak Kimiko czy Rai, których przedstawianiem nawet się nie trudziłaś. Mam
wrażenie, że są tam po to, by Chase mógł
odstawić Luke-I’m-your-father-scenkę. Myślę jednak, że, na przykład,
zamienienie tych rozdziałów kolejnością nie zrobiłoby wielkiej różnicy temu
opowiadaniu. Jego części składowe są bowiem nierówne – rozbudowana część
wspomnieniowa bogactwem wydarzeń, scenerii oraz bohaterów absolutnie przyćmiewa
część poprzednią, przez co wspomniany cliffhanger zupełnie nie spełnia swojej
roli – szczerze mówiąc ja nawet zapomniałam, że w tym opowiadaniu są jacyś inni
bohaterowie niż Karina i Chase.
Żeby nie było jednak za słodko, że w
sumie wątek drugowojenny jest superaśny, tylko odrobinę zbyt filmowy, muszę
powiedzieć, że popełniłaś szereg fatalnych błędów: zaczynając od kompletnego
rozminięcia się z prawdą, jeśli chodzi o realia Rosji radzieckiej, poprzez
pakowanie sofy do wiejskiej chaty czy sklepu do malutkiej wsi, na drobnostkach
takich jak odrobinę przykrótka jak na tamte czasy spódnica Kariny kończąc.
Zdaje mi się, że również potężnie zagięłaś czasoprzestrzeń, to znaczy: panna
Sokow zbyt szybko dotarła do granicy rosyjsko-chińskiej. Tym bardziej takie
historyczno-obyczajowe potknięcia rażą przy twojej dokładności, jeśli chodzi o
cykl wegetacji roślin czy dosyć dokładnie podawanych danych geograficznych.
Zbierając
to wszystko zusammen do kupy: opowiadanie
jest bardzo nierówne i nie bardzo widzę jego motyw przewodni, który gdzieś
chyba zgubił się po drodze wśród tych wszystkich wspomnień. Nie bardzo też
widzę sens umieszczania dramatycznej historii Kariny w realiach drugowojennych:
wydaje mi się, że jest to zrobione tylko po to, by historia była jeszcze
bardziej wstrząsająca, przy czym zupełnie w opowiadaniu tej grozy wojny nie
widać, bo ginie ona gdzieś między ględzeniem o tym, że czasy ciężkie (ale
wszyscy mają wszystkiego pod dostatkiem i mogą wyjechać z ZSRR, kiedy chcą i
gdzie chcą!) a creepypastą o strasznym dworzyszczu oraz zgraną kliszą o
mężczyznach nastawających na dziewczęcą cnotę, więc tak jakby przez ten zabieg
nie osiągasz, hm, niczego. Słownictwo, choć całkiem bogate, a także przyjemny,
płynny styl, giną pod przecin- i apostofofozą oraz niezgrabnościami językowymi.
A zatem, w związku z tym, że ani nie bardzo
widzę cel, ani nie dostrzegam motywu przewodniego opowiadania, podobnie jak
nie widzę sensu pakowania opowieści w dramatyczną, historyczną otoczkę, skoro w
zasadzie okres, w jakim rozgrywa się nasz romans, nie ma niemal żadnego znaczenia
dla akcji, gdyż lwia jej część toczy się w oderwanym od rzeczywistości pałacu
Younga, otrzymujesz dwa pomiociki z plusem.
A poza tym nie "twarz pana Irynov", tylko "twarz pana Irynowa" (tak jak Puszkina, Miedwiediewa, itd.), takie nazwisko po polsku się odmienia. Wiem, że żyjemy w czasach, kiedy telemarketerzy najwyraźniej mają kłopot nawet z polskimi nazwiskami, bo często zaczynają rozmowę, pytając "Czy rozmawiam z panem Janem Nowak?", ale to jeszcze nie powód, żeby przejmować ich obrzydliwą manierę.
OdpowiedzUsuńHej, dziękuję bardzo za ocenę! Od razu powiem, że uświadomiłaś mi błędy, o których w życiu bym siebie nie podejrzewała. Niestety nie mam teraz czasu ani warunków, aby zebrać myśli i skomentować, myślę więc, że najpóźniej w poniedziałek powinna się tu pojawić dokładniejsza wypowiedź :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ^^
Dobra, dorwałam komputer, mogę się wypowiedzieć.
OdpowiedzUsuńPowtórzę się – dziękuję za ocenę tego mojego dzieła. W ogóle dziękuję za wytknięcie błędów zwłaszcza w tej drugiej części opka. Wiesz, do tej pory dziewczyny, które mnie oceniały,
wychwalały właśnie część z Kariną, więc praktycznie nie wiedziałam, jakie robię tam błędy. Tak jak podejrzewałam, jest ich co niemiara ^^”
Katastrofa, ile błędów i przekłamań o_o nie no, wiedziałam, że na potrzeby opowiadania naciągnęłam trochę faktów z historii, ale nie zdawałam sobie sprawy, że aż tyle. Zaczynając od kiecki Kariny a kończąc na żołnierzach niemieckich na drugim końcu świata. Aż dziwię się, że nie wpakowałam tam jeszcze Armii Krajowej >.<”
No cóż, Chase jest nieśmiertelnym obieżyświatem i w sumie niż zdziwiłabym się, gdyby te odmiany jidysz nie były mu obce. Ale fakt, nie zdawałam sobie dotąd sprawy, ze takie odmiany w ogóle istnieją.
Zaskoczyłaś mnie tym – sklep tam gdzie diabeł mówi dobranoc – jaka ja naiwna jestem xP
Ech, fragmenty z Rosją pisałam na długo przed zapoznaniem się w szkole z historią tego kraju w okresie II wojny. Wyszłam z założenia, że skoro lubię historię, nie potrzebna mi pomoc – pfff... znów naiwna ja x.x Ze zbożem i geografią to już wolałam się upewnić.
Do wczoraj nie wiedziałam, że mogę zapisywać obco brzmiące imienia bez apostrofu. Dobrze wiedzieć :D
Ortografia i przecinki to moja zmora. Ta część oceny nie wymaga dłuższego komentarza, gdy tylko będę mogła poprawię wszystko.
Chrzęsty tygrysów – taa... ^^” nie byłam pewna jakim słowem określić śmiech ludzi przemienionych w tygrysy.
Sam fakt, że retrospekcja dzieje się akurat w czasie II wojny szczególnego znaczenia dla fabuły nie ma, to fakt, no ale że ten okres jest według mnie jednym z ciekawszych w historii, wyszło jak wyszło.
Hahaha, nie miałam pojęcia, że ta opowieść jest tak bardzo schematyczna, ale cieszy mnie, że udało mi się ją pokazać w (jak to ładnie określasz) filmowy sposób.
Karina dobrze przedstawiona? o.O A ja się bałam, że niechcący zrobiłam z niej Mary Sue.
A co do części właściwej opowiadania, która została przyćmiona przez część ze wspomnieniami, to przyznam szczerze, że najchętniej bym ją usunęła i napisała od nowa. Ale nie zrobię tego. Gdy zakończę opowieść o Karinie, postacie kanoniczne i świat ich przedstawiony czeka gruntowna odnowa :)
Jeszcze raz powtórzę, dziękuję za ocenę, sporo z niej wyniosłam i... ALE JAJA! Dwa pomiociki! I to jeszcze z plusem :V
serio, nastawiałam się na jednego, a o jakimś plusie nawet myśleć nie śmiałam xP
Ależ dlaczego jednego od razu? Opowiadanie samo w sobie mi się podobało, odłóżmy na bok nieścisłości historyczne. Nawet ta filmowość tak nie razi, jak się spojrzy na całość (bo w scenach z Andriejem razi bardzo, po prostu nie trzeba za bardzo zgadywać, co zaraz się wydarzy). Mimo że korzystasz ze schematów i nie nadajesz im świeżości, to czyta się wszystko dosyć przyjemnie.
UsuńCo do jidysz - nie widzę problemu, by obieżyświat mógł się takim językiem posługiwać, trzeba tylko to jakoś uzasadnić: skąd go zna, dlaczego widząc Karinę zdecydował się go użyć, skoro ze względu na jako-taką bliskość geograficzną mógłby zaryzykować z ladino? Z tym jidysz to jest tak, że jego użycie wydaje mi się fatalnie nieuzasadnione (Karina zresztą nie ma typowej żydowskiej urody, by przynajmniej przez to komuś tak zaskoczonemu przyszło na myśl użyć jidysz). Ot i tyla.
Nie, Karina nie jest Mary Sue (jeszcze, nie wiem, jak chcesz ją poprowadzić). Jest cudownie zupełnie inna od Eme i to w tym doceniam - masz dwie całkiem silne i całkiem ważne postaci kobiece, które są od siebie różne - to się ceni.
Biorąc pod uwagę słabą pierwszą część, moją chorobę przecinków i nie spójności, naprawdę nie liczyłam na nic więcej ^^
UsuńOk, rozumiem. Jakoś dookreślę to, skąd Chase zna ten język.
A Karina czasami wydaje mi się zbyt idealna, nierealna. Bo taka ładna, odważna, niewinna, miła, dobra, a w efekcie udaje jej się usidlić księciuna ciemności. Ale skoro uważasz, że jest ok, mogę spać spokojnie.
Cieszy mnie, że opowiadanie mimo tych wszystkich Ci się podobało. To naprawdę buduje i daje motywacje do pisania! :)
* tych wszystkich błędów
Usuń