Miejscówka przyzywającego: Głośne szepty
Przedwieczna: Deneve
Rozdział 1:
Nie, żebym bardzo tego pragnął
W konstrukcji „nie żebym…” nie stawiamy przecinka.
A co właściwie stało się z Tiną? Moją uroczą mamuśką, to znaczy. Otóż umarła.
Wiemy
to, bohater-narrator wspomina o tym wcześniej.
Ale, jako człowiek z natury szczery, wspomnę jedynie o pięknym poranku
Przecinki
w zaznaczonych miejscach (wtrącenie).
Rozdział 2:
Spostrzegłszy jej urodę, zielone oczy i drogie ubrania, odchrząknąłem
Przecinek, bo imiesłów zakończony
na „-łszy” (więcej: TUTAJ w punkcie drugim).
Oczywiście Ruda nie miała tysiąca kolczyków, tatuaży i nie nosiła się jak świrnięta gotka, ale za upór i opryskliwość można je było obrzucić kwiatami.
Czekaj, nie nadążam.
To, że była zła, bo ktoś zwinął jej sprzed nosa paczkę chrupek, za którą miała
zaraz zapłacić, to upór i opryskliwość? Bo jakiś koleś chciał odebrać jej
wcześniej chrupki, po które ona sięgnęła pierwsza i odmówiła? Nie, chyba nie.
(co ma upór i opryskliwość do definicji gotki?)
W końcu nigdy nie wiadomo, gdzie wcześniej się znajdowały, skoro miały takiego właściciela
Skoro wcześniej piszesz o jednej ręce, to „nie wiadomo, gdzie się znajdowała”.
Chcecie powiedzieć, że ta ruda istota weszła do mojego sklepu, buszowała między moimi zapleśniałymi pułkami, ukradła moje kaloryczne chipsy, zmyła się, a teraz śmiała jeszcze udawać oburzoną?
Po lekturze zaledwie dwóch rozdziałów, jedyne, co mogę
stwierdzić, to fakt, że opowiadanie w ogóle mi się nie podoba. Generalnie jest
całkiem poprawnie napisane, jakieś drobne błędy w stylu braku przecinka tak
naprawdę nie rzucają się w oczy. Razi mnie natomiast to, że główny bohater na
siłę stara się być fajny. Wszystkie te wstawki o jego pseudoświetności są
jedynie niepotrzebnymi, irytującymi zapychaczami i tak krótkich rozdziałów.
Twój bohater, który (jak zakładam) miał być super, posiadać
ripostę na każdą okazję, w rzeczywistości jest głupim, chamskim bucem, wszyscy
są głupi, jedynie on inteligentny, a w ogóle to angst i hejt na cały świat –
wnioskując po tym, co przeczytałam do tej pory. Ma mentalność trzynastolatka,
który, gdy jest głodny, idzie do sklepu po paczkę chipsów. Dziewczyno, ten
chłopak ma 21 lat! Nawet jeśli wychował się bez matki, powinien jako-tako
kontaktować z rzeczywistością i wiedzieć, że na obiad warto zjeść co innego –
ktoś, kto jest faktycznie głodny za chrupkami raczej się nie obejrzy.
Skoro jesteśmy już przy wieku i, o czym wspominasz
wcześniej w opowiadaniu, braku pieniędzy na koncie głównego bohatera… rozumiem,
że pracą się nie skalał?
Rozdział 3:
szlajał się po klubach w dzień w dzień
„Dzień w dzień”.
Stan zamrugał powiekami,
No przecież, że nie uszami, co?
Dłuższa chwilę skakał
Dłuższą.
o czym machnął ręką, jakbym był jego sługą
Przecinek.
Przy scenie „kupowania herbaty” (nazwijmy ją umownie w
ten sposób, dobrze?) opuściłam Internety i wyszłam na balkon, żeby ochłonąć.
Nigdy nie czytałam czegoś tak głupiego. Kolesiowi nie chce się wstać, więc
proponuje głównemu bohaterowi forsę za zrobienie herbaty, kolejno, UWAGA,
dziesięć, dwadzieścia, dwadzieścia pięć, pięćdziesiąt, aż wreszcie sto dolarów.
Sto. Dolarów. Za herbatę. Sto. Proszę, wyobraź sobie absurdalność tej sytuacji.
Wreszcie, gdy nasz cudowny chłopiec zdecydował się na zaparzenie
herbatki, mamy piękną scenkę rodzajową poszukiwania torebeczki do zalania jej
wrzątkiem. O, proszę:
No bo skąd, na litość, miałem wiedzieć, że herbata jest w skrzynce na herbatę? Skąd w ogóle miałem wiedzieć, że istnieje coś takiego jak skrzynka na herbatę?
I już po tym cytacie zaczynam naprawdę poważnie
zastanawiać się, czy to opowiadanie aby na pewno nie jest prowokacją. Nie mam
zielonego pojęcia, w jakim celu robisz z bohatera takiego kretyna. Coś
podszeptuje mi, że miało to być takie fajne i w ogóle świetne… tylko że nie.
Nie jest, poważnie.
Stan miał to szczęście, że zakupił jakiś nowoczesny czajnik, co znaczyło, że nie musiałem czekać, aż ta czarodziejska maszyna zrobi swoje i zagotuje wodę.
No nie, pewnie. Wcisnął guzik i *poof!* wrzątek gotowy.
Odskakując na moment od tematyki opowiadania. Dialogi
zapisujesz raczej poprawnie, jednak wprowadzasz je dywizami, ewentualnie edytor
tekstu czasem poprawi ci coś na półpauzę (i właśnie z nimi, to jest: – lub z
pauzami: —, wypadałoby się zapoznać).
Bohaterowie udają się do super wypasionej restauracji i
zamawiają pieczonego kurczaka z ziemniakami w serze, seems legit. Plus cola. Bo
ona musi być koniecznie. Dalej główny bohater wpada w toalecie na koleżankę poznaną w sklepie. Wpada na
nią w toalecie – czy w tej super mega świetnej i w ogóle WOW restauracji nie ma
podziału na łazienki dla kobiet i mężczyzn?
Rozdział 4:
Trochę brakuje mi słów, żeby skomentować ten rozdział,
ale spróbuję. Po prostu nie wyobrażam sobie, jak główny bohater mógł nie zauważyć,
że Katie go rozbiera? Dobra, ja rozumiem, że się odcinał od rzeczywistości, czy
coś. Ale w takich chwilach? I jeszcze to święte oburzenie, gdy w końcu
ostatecznie zorientował się, co dzieje się dookoła niego. Po prostu szok.
Nie wiem, co mam ci powiedzieć o imprezie na parkingu.
Rozumiem, że nikt po policję nie zadzwoni, więc prawie wszyscy będą zachlewać
się i ćpać na otwartej przestrzeni w najlepsze. Super. Bardzo to realne.
Zrobił krok, zamachnął się i uderzył Jacka w nos z taką siłą, że tego odrzuciło dobry metr do tyłu.
A ten koleś nie wyglądał przypadkiem tak?
Rozdział 5:
Mam takie strrrraszne nieodparte wrażenie, że główny bohater
i „Ruda” w końcu zostaną trulovami. Zbyt często na siebie wpadają i za bardzo
się nienawidzą, żeby później nie paść sobie w ramiona. Mam nadzieję, że się
mylę, czas pokaże.
Rozdział 6:
Trochę zastanawia mnie to, kto kupuje jedzenie, skoro
młody nie ma kasy, a ojciec jest alkoholikiem na każdym kroku próbującym zabić
syna.
Ruda obserwowała mnie oczami bazyliszka
Pożyczyła te oczy od bazyliszka? Można kogoś
obserwować wzrokiem bazyliszka, jak już.
Wskazał na mnie, na co wydąłem wargi i zrobiłem minę.
Lądową? Zażenowaną? Wściekłą? Przeciwpiechotną?
Masz skłonności do autodestrukcji, nie myśl, że nie zauważyłam.
Mówi to bohaterka,
która ćpa, a jej chłopak jest dilerem. Słodko to brzmi w jej ustach, serio.
Zastanawia mnie, skąd Rose wiedziała, że Sickley jest u
Blacka? Telepatia? Do nikogo przecież w międzyczasie nie dzwoniła, więc nikt
raczej nie mógł jej tego powiedzieć. I nie wiem, skoro już dowiedziała się, że
nasz bohater znajduje się u swojego „sąsiada”, to nie mogła powiedzieć o tym
Stanowi, żeby sam się do niego pofatygował…?
Generujesz też bardzo dużo powtórzeń, głównie to
wszystkie odmiany „być”. Powtarzasz też imiona bohaterów, choć, całe szczęście,
jedynie Rudą opisujesz na podstawie koloru włosów.
Rozdział 7:
Bawi mnie też twój bohater, którego kreujesz na takiego
twardziela i w ogóle. W rzeczywistości jest niczym więcej niż męska odmianą
Mary Sue. Każdy rozdział jest pełen jego angstu, wściekłości i nienawiści do
świata. Pracą się nie skala, bo po co, w końcu łatwiej wyciągnąć forsę od Stana
i wziąć udział w walkach ulicznych.
W rozdziale siódmym szaleje ci też czas. Skoro
opowiadanie piszesz w czasie przeszłym, to niech tak zostanie, nie mieszaj go z
teraźniejszym.
Nie byłem w szpitalu odkąd zmarła moja matka i do tej pory unikałem ich jak zarazy. Złamana ręka, wybity ząb, zatrucia, uczulenia – nic nie mogło mnie zmusić, bym postawił nogę w tym białym burdelu. Nigdy.
Rękę nastawił sobie sam, zęba
przypiłował/wyrwał, z ciężkiego zatrucia leczył się herbatką i sucharkami, a
uczulenia ignorował. No jasne.
Rozdział 8:
Czytając dialogi twoich bohaterów, czuję się, jakbym
przyglądała się kłótni małych dzieci. W dodatku powód, dla którego Rose czepia
się Stana… bo być może jest w ciąży.
Nie rozumiem tego przeświadczenia o tym, że skoro kobieta spodziewa się
dziecka, to na pewno będzie marudna i to w aż tak przerysowanym stopniu jak w
tym tekście.
Próbujesz opisać sytuację człowieka, który stracił matkę,
a jego ojciec stacza (stoczył?) się na dno. Chłopak obraca się w nieciekawym
towarzystwie (dilerzy i narkomani), jak sama zauważyłaś (no dobrze, Rose
zauważyła), ma skłonności autodestrukcyjne.
Miało być poważnie – wyszło śmiesznie (ale nie
śmiesznie-zabawnie, tylko śmiesznie-kiepsko). Poważny diler zachowuje się jak
małe dziecko, dla kaprysu wymachuje pistoletem na wszystkie strony, celując
przy tym w swojego najlepszego przyjaciela, by później wykonać sto telefonów,
żeby go przeprosić. Sam Jace na swoje utrzymanie „zarabia”, żebrząc pieniądze
od Stana lub, ewentualnie, biorąc udział w walkach ulicznych. Pracą się nie
skala, bo po co. Nie mówię już o studiach, skoro rzucił naukę. Oczywiście jest
jeszcze Ruda, która na naszego głównego bohatera wpada z taką częstotliwością,
że to po prostu musi skończyć się jedyną-słuszną-miłością. Żeby było zabawniej,
Ruda, jako jedyna chyba, nie daje się nabrać na kłamstwa Jace’a i również jako
jedyna nie uważa go za kogoś, kto jest w porządku. Tym niemniej imperatyw
opkowy sprawia, że gdy Sickley wraca z bijatyki zakrwawiony i posiniaczony,
wpadają na siebie i cudowna Ruda zaczyna się przejmować jego stanem.
Rozdział 9:
Całe życie twoich bohaterów toczy się wokół imprez,
najpierw ta na parkingu, teraz u Marie (zresztą sama Vicky wspomina, że to już
druga impreza w tygodniu, jaką tamta dziewczyna urządza). Skoro nikt tam nie
pracuje (nie licząc Stana, który rozprowadza prochy), to skąd mają forsę na
wieczne imprezowanie? (żeby było ciekawiej – Marie ma 17 lat… no błagam!)
W ogóle przeraża mnie to, ile nienawiści znajduje się w
Jace’u. Wszyscy są głupi, wszyscy są gorsi, każda impreza jest do bani (skoro
tak, to po co na nie jeździ?!), a jedyne, co potrafi robić, to narzekać.
Przewróciłem oczami i oparłem się o maskę jego samochodu, częstując się papierosami Stana.
Zaraz… Jeszcze przed chwilą na kolanach Sickleya siedziała jakaś dziewczyna,
znajdowali się w salonie, okej, wspomniałaś, że dziewczyna (Bella) sobie
poszła, ale… teleportowali się na zewnątrz, czy jak?
Jakby Bóg mógłby płakać ze śmiechu
Jeśli „jakby” to dalej „mógł”, jeśli „mógłby” to
wcześniej „jak” (Jakby Bóg mógł płakać…/Jak Bóg mógłby płakać…).
Rozdział 10:
Zakładam, że policja w świecie wykreowanym przez ciebie
po prostu nie istnieje. Dzieciaki urządzają mega głośne imprezy na parkingach,
w ogrodach, domach, gdziekolwiek – nikt się tym nie interesuje, nawet sąsiedzi.
Jace, o którym wiemy, że podczas imprezy zdążył wypić co
najmniej około pięć piw, później, jak gdyby nigdy nic wsiada za kółko samochodu
Stana i prowadzi. Serio? Ja wiem, że to wielki gangsterski świat i w ogóle są
tak bardzo wyjęci spod prawa, że och!, ale naprawdę nikt nie interesuje się tą
całą gówniarzerią?
Odzywki i w ogóle narracja Sickleya w założeniu miała być
pewnie śmieszna. Nie jest, co więcej, jest żałosna i wręcz… gimbusiarska?
(wybacz, zabrakło mi bardziej inteligentnego słowa). Sposób w jaki piszesz, nie
jest zabawny. Miałam nadzieję, że z czasem twoja pisanina poprawi się choć w
niewielkim stopniu, ale tak się nie stało. Stoisz w miejscu lub uparcie trzymasz
się tego samego poziomu, bo sądzisz, że tak jest dobrze.
Nie dość, że narracja pod względem sposobu jej
prowadzenia leży, to jeszcze za bardzo popłynęłaś, opierając się na
nieszczęsnym narratorze w pierwszej osobie. Wiemy tylko, że Jace jest wiecznie
niezadowolony, a wszyscy są gorsi, głupsi itp. (powtarzam się, przepraszam),
ale tak naprawdę nie ukazujesz nam realnego obrazu innych postaci. Równie
dobrze mogłabyś wprowadzić jeszcze setkę postaci, a i tak każdy byłby taki sam.
Każdy zostałby opisany wyłącznie z perspektywy Sickleya i sprowadzony do kilku
niezbyt przyjemnych epitetów.
Z drugiej strony, jeśli już na siłę mam wyciągać
informacje o wszystkich tych ludziach, to i tak ich sytuacja nie wygląda
lepiej. Faktycznie każdy wydaje się być w pewnym sensie taki sam – czy bogaty,
czy biedny, nie radzi sobie w życiu, które oscyluje wyłącznie wokół imprez,
chlania, ćpania i palenia; nikt chyba nie pracuje, ale każdy ma kasę (nawet
siedemnastolatki organizujące imprezy dwa razy w tygodniu – gdzie są rodzice,
opiekunowie, dziadkowie, wujostwo, ktokolwiek?).
Jeszcze bardziej ciekawi mnie to, że kiedy Jace został
dźgnięty nożem, krew lała się strumieniami, a to pozwala mi myśleć, że rana
nadawała się do szycia. Gdzie tam, przyłożył ręcznik, opatulił skaleczenie
kilkoma chusteczkami higienicznymi i poszedł imprezować dalej. Żeby było zabawniej,
na drugi dzień wybiera się ze Stanem do restauracji i zraniona ręka wydaje się
być jedynie wspomnieniem, choć wcześniej jej właściciel niemal się wykrwawiał.
- Apropo znajdywania
à propos.
Musimy wpaść do takiego jednego, Will’a.Punkt 11.
Rozdział 11:
Nie bardzo rozumiem, po co sporą część dialogów zapisałaś
w tym rozdziale caps lockiem. Emocji targających bohaterami nie trzeba
przedstawiać w ten sposób. Jeśli stworzyłabyś umiejętnie tego typu dyskusje,
mogłabyś posłużyć się zaledwie jednym.
rozpowie o nas innym Pączkom, a nawet i Panią Pączkiniom
Skoro w liczbie mnogiej to
pewnie „paniom”…
- O nie – powiedziałem, widząc jak sięga do kieszeni.
– Nie pozwolę…
Ale on już zdążył skuć moje ręce kajdankami.
Tak, właśnie.
Zostałem skuty kajdankami.
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Te emocje.
Nawet nie wiem, jak powinnam skomentować to, że wszyscy
trafili do aresztu przez naćpanego Stana. Oczywiście nikt nic z tym nie zrobił
i wystarczyło, by Rose wpłaciła za całą czwórkę kasę. Borze zielony, serio?
Nikt nie postanowił sprawdzić w jakikolwiek sposób trzeźwości Stana? Cały czas
opiekował się nim wyłącznie jeden policjant, którego udało się im przekupić?
Nikt inny całej tej sytuacji nie widział?
Rozdział 12:
To była katorga. W takich chwilach naprawdę żałowałem, że nie mam pracy albo nie chodzę do szkoły, bo puste dni to najgorsze, co mnie spotkało. Człowiek idzie się zabić z nudów i serio, skoro tak wygląda moje życie teraz, ciekawe co będzie, kiedy przejdę na emeryturę i będzie mi brakowało nie tylko chęci, ale i sił.
Nie chcę cię zasmucić, ale Jace raczej nie będzie mógł
przejść na emeryturę, skoro… nie ma pracy. A, jeszcze przecinek po „ciekawe” ci
zjadło.
Momentami zastanawiam się, po co Jace ciągle spotyka się
z Katie. Sam mówi, że nawet jej nie lubi, nie zależy mu na niej, w ogóle
dziewczyna go nudzi. Jest jakimś masochistą, czy jak? Poza tym trudno mi
uwierzyć w fakt, że ta laska jest aż tak tępa (bo inaczej nie można jej nazwać).
Nie widzi się z Sickleyem przez dwa tygodnie, a gdy się spotykają, wszystko
jest w porządku. Może nią pomiatać, opuszczać, a ona i tak zawsze go przygarnie.
Ponadto niepotrzebnie ciągle powtarzasz te same
informacje. Za każdym razem, gdy Jace spotyka Katie, wspominasz o tym, jak
bardzo dziewczyna go nudzi, jak bardzo jemu nie zależy, jak bardzo to, jak
bardzo tamto… Po co? Raz wystarczy. Ewentualnie dwa, ale nie dziesięć. I
jeszcze te rozważania Sickleya, czy są, czy też nie, razem. No na litość…
wprost zabiło mnie stwierdzenie:
Byliśmy czy nie byliśmy, co mnie to obchodziło.
Tak samo bohater wciąż i wciąż wyłącza się i rozpisujesz
nam elaboraty o tym, jak to „był, ale nie było go tam wcale”.
Rozdział 13:
Nie rozumiem, jakim cudem Jace może obwiniać Stana o to,
że wyjechał? Skoro nie ma czego wrzucić do gara, to, cholera, dlaczego nie
ruszy się i nie zarobi na żarcie? Niech już nawet idzie na te śmieszne uliczne
walki i tam zarobi trochę grosza, bo jak nie, to zaraz bohater padnie ci z
głodu, czekając, aż Stan wróci i go nakarmi. No błagam.
Strasznie przewidywalne jest to, że Emma jest oparciem
dla Jace’a w chwili, gdy ojciec skatował go niemal na śmierć. Poważnie, nie
spodziewałam się nikogo innego.
Rozdział 14:
3/4 tego rozdziału to dialog. Zaskoczyło mnie to bardzo,
ale nie powiem, że w pozytywnym sensie. Bo twoje dialogi są raczej
nienaturalne, biorąc pod uwagę to, że Jace wydaje się mieć wahania nastrojów,
raz się na Rudą wydziera, raz w ogóle nie chce z nią rozmawiać, a teraz zwierza
się jej, jak najlepszej przyjaciółce. W dodatku, żeby było śmieszniej, Emma
wcale go nie zna, ale zaprasza całego brudnego i zakrwawionego do pustego
mieszkania babci i dziadka.
Zastanawia mnie też lekkomyślność Emmy. Sprzecza się z
Sickleyem, by w końcu zdecydować się na samotną podróż w kierunku samochodu.
Oczywiście zostaje zaczepiona przez kilku osiedlowych meneli, ale ostatecznie
żaden z nich nic jej nie robi. Chociaż skończyło się na słowach, Ruda powinna
chyba mieć na tyle oleju w głowie, by wyobrazić sobie, co mogło się stać?
Nie rozumiem też, w jaki sposób ta dziewczyna była
wychowywana – nawet jeśli pod tzw. Kloszem, czy nie powinna zdawać sobie sprawy
z tego, że na świecie są miejsca naprawdę patologiczne? Chodzi mi o moment, w
którym dziwi się bezpańskim psom i z niesmakiem marszczy nosek na widok
blokowych obszczymurków. Nawet jeśli faktycznie żyje w idealnej wręcz rodzinie,
to nie wierzę w to, że nigdy, nawet w telewizji, nie widziała czegoś, co
zahacza chociaż o skrajną biedotę.
Rozdział 15:
Zawyłam z żalu po przeczytaniu tego rozdziału. Zdążyłam
oswoić się z tym, że Emma to zupełnie inny świat dla Sickleya, bo jest bogata i
w ogóle, ale z tymi służącymi to chyba trochę przesada. Ponadto Emma od pewnego
czasu obraca się w towarzystwie ćpunów, dilerów i w ogóle marginesu
społecznego, a w głęboki szok wprawia ją jedzenie zapiekanki palcami?!
Nie chcę ci niczego z góry narzucać, ale byłoby naprawdę
fajnie, gdybyś zdecydowała się na konkretną długość (lub zbliżoną) dla
wszystkich rozdziałów. Skakanie od trzech do pięciu stron fajne nie jest.
Rozdział 16:
Końcówka tego rozdziału była zdecydowanie lepsza. W końcu
ukazałaś jakieś realne uczucia bohatera, a nie tylko jego nienawiść do
wszystkiego i wszystkich, chociaż fakt, nadal zwracał uwagę na „pedalskie”
piosenki w samochodzie Stana. Na szczęście sama scena powrotu do domu i
przebywania w pokoju matki była zdecydowanie lepsza od poprzednich.
Rozdział 17:
Jak już na samym początku stwierdziłam, dało się
przewidzieć to, że Emma i Jace będą razem, za bardzo się nie znosili.
Oczywiście teraz Sickley jest zazdrosny o dziewczynę, bo jakżeby inaczej. Na
sto procent wmówi też sobie, że nic go to nie obchodzi, ale koniec końców
wszystko i tak skończy się piękną miłością.
Potwierdzają się jedynie moje wcześniejsze
przypuszczenia. Jakby tego było mało – Jace ratuje Emmę przed gwałtem. Takie to
wspaniałe, że bogata dziewczyna ruszyła jego zatwardziałe serce, och! A tak
naprawdę: nie, to bardzo sztampowe i utarte, gdy laska robi z maczo swojego
słodkopierdzącego chłoptasia…
Rozdział 18:
Wyglądał na zdumionego, bo nie użyłem szczerego „proszę” chyba ani razu od dziesięciu lat.
Kilka rozdziałów temu błagał
o jedzenie, używając dokładnie tego słowa.
Zastanawia mnie też, czy Jace, biorąc ze sobą Emmę do
swojego pokoju, zostawił imprezę we własnym mieszkaniu samopas? Przecież
wszyscy zapewne zdążyli zdemolować mu pół salonu, o jakże świętym pokoju matki,
łazience itp. nie wspominając.
Styl niestety masz prosty, wręcz prostacki. Niby to
narracja pierwszoosobowa i widzimy wszystkie myśli Jace’a, ale jeśli faktycznie
właśnie to znajduje się w jego głowie, to równie dobrze mogłoby to być
powietrze. Jeszcze nigdy nie czytałam opowiadania, gdzie główny bohater byłby
tak „pusty”, a zarazem wypełniony jedynie negatywnymi emocjami. Oczywiście, co
bardzo łatwo było przewidzieć, pojawiła się ONA, by wywrócić jego chory świat
do góry nogami.
Rozdział 19:
Umarłam, gdy Emma tłumaczyła, że chodzi do łóżka z każdym
swoim nowym chłopakiem nawet po krótkiej znajomości, bo uważa to za przejaw
swojego uczucia do nich. Nie, to, że niektórzy (jak mówi o tym sama dziewczyna)
robią takie rzeczy po kilku miesiącach znajomości, nie znaczy, że jak Emma
zrobi to po dwóch dniach, to okaże w ten sposób swoją wielką miłość, serio. I
jeszcze to jej święte oburzenie, gdy Jace jej to wypomina. Może mówił
nieprawdę…?
Rozdział 20:
„Coby” piszemy łącznie.
Cała historia jest
nieprawdopodobna. Trochę męczył mnie ten „serial”, gdy Emma i Jace ciągle się
kłócili, a potem znowu ze sobą rozmawiali, jakby nigdy nic. I zakładam, że ten
nudny i męczący serial będzie trwał co najmniej jeszcze kilka rozdziałów.
W skrócie:
– dużo, dużo powtórzeń (głównie
wszelkie odmiany „być”, powtórki imion bohaterów, słownictwo masz bardzo ubogie
w spójniki i często powtarzasz te same, ponadto zaimki);
– monotematyczność (wciąż i
wciąż powtarzasz te same myśli, np. Jace, który ciągle rozczula się nad
„debilizmem” Stana);
– pustynia uczuciowa (wybacz
nazwę, ale zaledwie w jednym rozdziale naprawdę nieźle wyszło ci opisanie uczuć
Sickleya, który stracił przecież matkę i powinien w starciach z ojcem
jakkolwiek reagować, nie dając się przy tym okładać po całym ciele za każdym
razem);
– dywiz to nie pauza;
– oderwanie od rzeczywistości
(naprawdę, ona po prostu u ciebie nie istnieje, dzieciaki urządzają co chwilę
imprezy, chociaż nie mają żadnego źródła utrzymania, diler w ogóle nie
rozprowadza prochów, za to sam często potrafi się nimi naćpać, mimo to ma pełno
forsy, ponadto sytuacja, w której policja zatrzymała Stana prowadzącego pojazd
pod wpływem i po prostu po wpłaceniu kaucji puściła go wolno… nawet nie
skomentuję, co jeszcze… Sickley zostaje dźgnięty nożem, prawie się wykrwawia,
ale z pomocą chusteczek higienicznych na drugi dzień nic już mu nie dolega);
– bardzo, bardzo kiepski styl
pisania, powiedziałabym, że wręcz gimbusiarski (naprawdę brakuje mi
określenia);
– ubogie słownictwo;
– strasznie przewidywalna
fabuła (w skrócie: chłopak z problemami, zły i w ogóle angstujący, poznaje
dziewczynę, która go z tego wyciąga);
– jesteś niekonsekwentna w swoich działaniach (najpierw piszesz, że Jace o coś błaga, a później, że nie prosił o nic od dziesięciu lat);
Róże rzeczy czytałam w swojej
ocenkokarierze, ale jeszcze nic wcześniej tak bardzo mnie nie zmęczyło. Uważam, że powinnaś pójść zupełnie w innym kierunku, ponieważ narracja pierwszoosobowa zbuntowanego młodzieńca zwyczajnie ci nie wychodzi. Brzmi bardzo sztucznie i ubogo. Może powinnaś spróbować sił, pisząc w trzeciej osobie? Może powinnaś przemyśleć, czy ktoś w wieku i sytuacji Jace'a zachowywałby się i myślał w taki, a nie inny sposób (bo na tę chwilę nie potrafię pogodzić się z tym, że ktoś naprawdę może działać tak, jak to opisujesz)?
Nie czuj się skreślona przez tę ocenę. Opowiadanie jest złe głównie przez narrację, jaką prowadzisz (ma też trochę luk w fabule i czasem urywa mu od rzeczywistości, ale to mniejszy problem). Myślę, że gdybyś nad tym popracowała, to spokojnie dostałabyś trójkę. Dziś jednak wystawiam jeden.
Jesteś po prostu zazdrosna dlatego ta ocena jest pełna jadu agresji i zazdrości.!!!! ;/
OdpowiedzUsuńTo powazny komentarz...? :D
UsuńTo prowokacja XD
UsuńNie wpadłabym na to :D
UsuńDeneve, jesteś zazdrosna i agresywna, wstydź się. :)
UsuńMoim zdaniem bardzo dobra ocena, jak zawsze dowiedziałam się paru ciekawostek, które po cichu wezmę sobie do serca.
No i podziwiam za cierpliwość. ;)
Pozdrawiam ekipę.
Brakuje mi suaffy w Internetach, w opkoświecie szczególnie :P Wydało się!
UsuńZa dużo gifów dałaś w ocence.
OdpowiedzUsuńICOTERAS?
UsuńDen, przyznaj się, sama sobie piszesz hejty, bo chcesz być bardziej suaffna.
OdpowiedzUsuńOj weź, nie psuj mi imidżu :c
Usuńojojoj, widzę, że chyba nie trafiłam w gust oceniającej, która po prostu ironii i absurdu nie lubi. bo tak, moje opowiadanie jest pełne absurdu, o to zresztą w nim chodzi. o przerysowane postacie, stereotypy, wyolbrzymienia. schemat grubego policjanta jedzącego pączki, pseudogangsterów wymachujących bronią na lewo i prawo, bogatych dzieciaków, które niszczą sobie swoje super życie, a potem na nie narzekają, jakie to są nieszczęśliwe. zacznę od błędów, za których wypisanie bardzo Ci dziękuję, sobie zaś za "pułkami" mam ochotę coś zrobić, ale jako że czytałam to opowiadanie już tysiące razy i znam wszystko na pamięć, po prostu przestałam je dostrzegać. teraz przejdę do postaci Jace'a, nazwaną przez Ciebie: "głupim, chamskim bucem", który ma "hejt na cały świat i mentalność trzynastolatka". takich osób w realnym życiu jest mnóstwo - nie mają niczego, a zachowują się jakby mieli wszystko; niczego nie umieją, a obrażają inteligencję innych. myślę, że potraktowałaś jego postać zbyt dosłownie i poważnie. to, że nie bawi Cię mój humor, to jedno - okej, nie każdemu może się podobać. ale zdziwienie, że on ma 21 lat, a zachowuje się na 13 - tego już nie rozumiem, bo jakbyś rozejrzała się uważnie, zobaczyłabyś masę ludzi podobną do Jace'a. ludzi niedojrzałych - a może po prostu ludzi, którym wygodniej jest tak się zachowywać niż wziąć się w garść i spojrzeć na coś poważnie. na kimś musiał być przecież wzorowany. napisałaś również, że na siłę staram się z niego zrobić "fajnego" - nieprawda. Jace nie jest fajny, Jace ma być ostrzeżeniem, ma uświadomić, że siedzenie w domu, nieuczenie się, odrzucanie wszystkich, ciągłe imprezowanie i picie do niczego nie prowadzi. może obracamy się w innych kręgach i środowiskach, może nie znasz takich ludzi, może nimi gardzisz, może ich ignorujesz - nie wiem. i nie, Jace nie skalał się pracą - kolejny absurd: narzeka na brak pieniędzy, ale nie robi niczego (walki się nie liczą: nie chodził tam dla pieniędzy, choć tym się tłumaczył), by je zdobyć (i to nie dlatego, że nie ma możliwości - bo ma, tak samo jak każdy narzekający na brak pracy człowiek na tym świecie; po prostu łatwiej jest mówić, że się nie udało i się poddać, czekając aż ktoś nam pomoże (Stan, który zawsze będzie obok i da mu pieniądze). scena z robieniem herbaty - to również ironia. każdy normalny potrafi zrobić herbatę. kolejny absurd: obraża wszystkich za głupotę, a sam zachowuje się jak niepełnosprawny. poza tym, to nie jest tak, że on nie potrafi: jemu się nie chce. dalej - cola musiała być. kolejny ze schematów, tak jak policjant jedzący pączki. równie dobrze mogłaś się doczepić, że ruda jest wredna, a blondynka głupia. scena z Katie - Jace potrzebował kontaktu fizycznego i chciał zagłuszyć myśli. z jednej strony mu się to podobało - to przecież facet, z drugiej strony wolałby kogoś "czystego", kogoś, kto coś by sobą reprezentował. teraz pewnie spytasz: czemu więc ten idiota się nie ogarnie i nie poszuka kogoś normalnego? Bo, jak już było wspomniane, Jace ma skłonności do autodestrukcji. uważa, że nie zasługuje na nic dobrego, ponieważ tak wmówił mu ojciec. dlatego marnuje czas, obraca się wokół dwulicowych ludzi i "brudnych" kobiet, nie szuka pracy ani sposobu na normalne życie - Jace wmówił sobie, że taka jest jego kara za zabicie matki. by funkcjonować - czyli: jeść, spać i zaspokajać fizyczne potrzeby - ale nie normalnie żyć: czyli kochać, pracować, mieć pasję i marzenia. dalej - impreza pełna ćpunów i to jeszcze w opuszczonej i tej "złej" dzielnicy - serio, policja? tutaj? :)) i oczywiście, że Jack nie odleciał na metr do tyłu. tak samo jak Jace nie musiał nigdy czekać tysiąca lat, a Stan pić trzydziestu litrów wody na kaca. wyolbrzymienia/przerysowania to część tego opowiadania. a pytanie, czy Jace i Emma zostaną "trulovami"... oj. naprawdę trzeba się nad tym zastanawiać? ciągłe "przypadkowe" spotkania jeszcze na to nie wskazują? jedyny wątek romantyczny (jeśli nie liczyć tego rose/stan) również na to nie wskazuje?
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale co ma moje lubienie ironii oraz absurdu do twojego opowiadania? Niech będzie, że jestem ślepa, ale w tym tekście nie widzę ani jednego ani drugiego, więc to raczej kiepski argument w tym momencie...
UsuńOwszem, dużo jest osób, które z rzeczywistością nie kontaktują, ale nie wydaje mi się, żeby działało to na zasadzie: "ten głupi, tamta głupia, a to kretyn, tu idiota" - bo tak właśnie myśli Jace. Mimo wszystko tego typu osoby znajdują sobie jakiś konkretny powód do rzucania takimi epitetami, nawet jeśli jest on głupi (w tym wypadku Jace nie ma żadnego, po prostu wszystkich obraża).
Nie, nie bawi mnie twój humor, bo jest co najwyżej szaletowy.
Dużo osób jest dziecinnych i głupich, ale, jeśli nie mają uszczerbku na zdrowiu, zaznaczam, zdrowiu, psychicznym, to jednak wiedzą, gdzie w pewnym momencie zaczyna się rzeczywistość.
To nie tak, że Jace nie patrzy na wszystko poważnie, bo przecież dla niego sposób, w jaki na świat patrzy, jest poważny. Nigdzie nie zaznaczyłaś, że tak nie jest, więc i czytelnik tego nie wie, proste. A w takim razie cała jego "powaga" odnośnie świata pozostawia wiele do życzenia.
Borze zielony. Nie, to absolutnie nie brzmi, jak historyjka z morałem. To brzmi jak: "twój kot zdechł, ale możesz go wypchać i postawić na parapecie", a w każdym razie tyle ma wspólnego z przestrogą, którą widocznie starasz się przekazać czytelnikom. Ja na przykład tej próby nie zobaczyłam, bo fakty pokroju "Jace nie jechał do szpitala ze złamaną ręką" mają tyle wspólnego z rzeczywistością co jednorożec na autostradzie.
Ale jak on może mówić, że się nie udało, skoro nawet nie próbował? W tym momencie zaprzeczasz sama sobie. Poza tym nie zauważyłam, poza tą jedną kwestią z emeryturą, żeby Jace jakoś specjalnie rozżalał się nad tym, że nie ma pracy.
Ironia powinna być subtelna, nie wręcz głupia i lecąca w stronę czytelnika niczym cegła, chyba że masz czytelników za debili, ale wtedy nie dziw się, że interpretują to tak, a nie inaczej. Bo trudno zinterpretować fakt niepotrafienia zaparzenia herbaty jako wielce wyszukaną ironię.
Jace nie szukał kontaktu fizycznego, skoro tylko siedział i odpływał. On tam po prostu siedział, nie mam pojęcia, w jakim sensie mu to pomagało i nie mam zamiaru w to wnikać, bo z twojego opowiadania i tak tego nie wyciągnę. Jedyne, co jestem w stanie z tych fragmentów wyczytać, to fakt jego jęczenia, że za każdym razem odpływał i nic się nie liczyło (bo to akurat powtarzałaś jak zdarta płyta) - więc jaki to miało związek z poszukiwaniem bliskości fizycznej? Gdyby faktycznie tak było, to do tej bliskości fizycznej by doszło.
I w ogóle sprowadzanie faceta do chodzącego penisa - gratuluję, naprawdę, jest się czym chwalić.
Tak, serio, policja w takich miejscach się pojawia. Często są robione naloty nawet zorganizowanych grup funkcjonariuszy, jeśli wymaga tego sytuacja. Owszem, są dzielnice i "dzielnice", ale rozmawiamy tutaj o na pewno głośnej imprezie. Zapewne wystarczyłoby, żeby kilka radiowozów przyjechało i rozpędziło towarzystwo, ot co.
Co innego przerysowanie w stylu "trzydzieści litrów wody", co innego "odleciał metr do tyłu" - widzisz różnicę?
Co do trulovciania Jace'a i Emmy chyba się nie wypowiem, skoro i ty nie rozumiesz ironii.
mówisz, że kreuje Jace'a na Mary Sue - tyle że Mary Sue to chyba postać idealna, a Ty ciąge wspominasz o tym, jaki jest zły i pełen wad. Jace sam siebie uznaje za idealnego - a może to tylko maska? może obrażając innych, próbuje podnieść swoją wartość? która nigdy tak naprawdę się nie podniesie, skoro cały czas siedzi w domu i niczego nie osiąga? jeśli chodzi o szpital: doktorzy również istnieją. a skoro Stan miał pieniądze, bez problemu mógł załatwić Jace'owi opiekę domową. i tak, Ruda przejęła się jego stanem, kiedy spotkała go zakrwawionego i zszokowanego - Ty byś się nie przejęła? już nie jako Jacem, tylko jako człowiekiem? chodziło również o to, że Jace wcześniej pozował na najlepszego i niezwyciężonego, a tu nagle pokazuje się całkowicie wytrącony z równowagi - to ją zaskoczyło. i chciała mu pomóc, nie dlatego, że na niego leci, tylko dlatego, że po prostu ma dobre serce. skąd młodzi mają pieniądze na imprezowanie? ;) niektórzy to pewnie przestępcy - jak Stan, niektórzy mają bogatych chłopaków - jak Rose, inni bogatych rodziców - jak Emma... kupienie butelki zresztą nie należy do ogromnych wydatków, miej to na uwadze. a czemu Jace jeździ na imprezy, których tak nie lubi? żeby odwrócić swoją uwagę. żeby się czymś zająć, żeby nie myśleć o ojcu, o sobie; zauważ, że Jace często skupia się na innych, ale nie dlatego, że naprawdę go interesują. jeśli chodzi o krew i dźgnięcie nożem - primo: to było kolejne wyolbrzymienie, secundo: czyżbyś nie wiedziała, że z małych ranek również może cięknąć dużo krwi? a takie dziewczyny jak Katie znam osobiście. istnieją mi, uwierz. jeśli dziewczyna czuje się niedowartościowana i nikt jej nie chce, po czym zjawia się ktoś, kto okazuje jej zainteresowanie, jest w stanie dużo dla niego zrobić, żeby nie odszedł. nie wiem, czy jest sens, żebym dalej Ci to tłumaczyła. już sam fakt, że ubolewasz nad fragmentem, w którym Emma brzydzi się jeść zapiekankę palcami - co też jest absurdalne, skoro jak sama powiedziałaś, przebywa w środowisku patologicznym - wskazuje na to, że albo moją ironię ignorowałaś, albo nigdy dotąd nie miałaś z nią styczności, albo po prostu jej nie lubisz i na upartego nigdy nie polubisz. moje opowiadanie może wydawać Ci się głupie i prymitywne, i tak je przedstawiłaś, ale w rzeczywistości wcale takie nie jest. jeśli się przyjrzeć, są tam treści naprawdę poważne, które mogą zostać niezauważone właśnie przez otoczkę głupiego humoru. opowiadanie jest jak Jace - z jednej strony głupie, prześmiewcze, błahe, z drugiej pełne ukrytych treści. moim zdaniem jest w nim wiele smutku - jak w Jasie - który został zagłuszony przez pseudozabawne sytuacje i opisy, żeby nie pokazywać swojego "prawdziwego ja". styl pisania ubogi - a jakimi słowami miał posługiwać się bohater mieszkający na przedmieściach, w dodatku niewykształcony? odnoszę wrażenie, jakby cały świat patologiczny był przed Tobą zamknięty. według Ciebie policja powinna się zjawiać na każdej imprezie, a dziewczyna szanować i nie wracać do chłopaków, którzy ją zostawiają (oczywiście tak powinno być, niestety w dzisiejszym świecie tak nie jest). myślę, że po prostu nie trafiłyśmy w swoje gusta. mimo wszystko dziękuję i pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńMożna być Mary Sue w odwrotną stronę, może się komuś coś wiecznie nie udawać i Jace taki właśnie jest (jego przekonanie o własnej zajebistości może już pomińmy).
UsuńWybacz, ale szczerze nie potrafię szukać głębi w tym opowiadaniu, a przynajmniej nie w sposób, jaki mi podsuwasz.
Nie obraź się, ale argument o opiece domowej wydaje się wymyślony na poczekaniu.
Oczywiście, że przejęłabym się jako człowiekiem, tylko w wypadku Rudej było to co najmniej dziwne, skoro wcześniej sypały się między nimi iskry. Pewnie wobec kogoś, kogo nie znam lub nie lubię, ograniczyłabym się do niezbędnej pomocy bez zbędnego rozczulania się nad całą sytuacją, to chyba oczywiste (tak, wiem, powiesz mi, że to znowu przerysowanie i absurd, którego ja nie widzę... a może widzę, tylko nie w tę wajchę, którą chciałaś to opisać)
Niektórzy to pewnie przestępcy? Nie wiem, to może całe miasto to przestępczy światek, skoro już bawimy się w przerysowania... tylko, zaraz. Kto wtedy służyłby im za klientów?
No nie wiem, o ile wódkę da się kupić za grosze (w ogóle nie wiem, czy masz pojęcie, ale w USA wódka nie jest raczej tak popularna jak w Polsce), o tyle Whiskey i podobne napoje kosztują już trochę więcej.
Jace skupia się na innych? Wtedy, gdy zwrócił uwagę na ubranie Belli, a potem, jak zwykle się wyłączył? To nazywasz skupianiem uwagi na innych? To może się zdecyduj, bo zaczynam się już gubić w tej uwadze i wyłączaniu się na zmianę.
No tak, dźgnięcie nożem i wyolbrzymienie. Jak ja mogłam tego nie zauważyć... Daruj, ale tego typu tłumaczenia to ja mogę wykładowcom na zajęciach wciskać... (pewnie ich nie kupią, ale może uśmiechną się pod nosem i dadzą mi spokój - mam nadzieję, że rozumiesz przenośnię).
Nie wiem, może to dlatego, że ironia zwykle bywa subtelna (o czym już wspomniałam), a twoja albo nadlatywała z niczym cegła na marszu niepodległości lub była zwyczajnie głupia (tak, marszczenie noska na jedzenie zapiekanki palcami jest głupie, nie ironiczne).
Oczywiście, że zauważyłam próbę przekazania poważnych treści, tyle że pod otoczką głupoty. A poza tym przekazywałaś te treści bardzo nieudolnie. Wybacz, ale nie dostrzegam głębi twojego opowiadania, dla mnie jest po prostu słabe. O problemach i patologiach można pisać z klasą, a nie na poziomie żartów Pana Mietka spod monopolowego.
Mógłby posługiwać się, nie wiem, choćby slangiem, bo skoro obraca się w patologicznym środowisku, to na pewno jakiś slang tam istnieje. Ty z kolei powielasz te same słowa, generujesz tony powtórzeń i składasz zdania na poziomie nastolatka. Nawet dla narracji pierwszoosobowej nie powinno to być usprawiedliwieniem.
Wiesz, nie każda osoba z patologicznej rodziny powiela patologię. Oczywiście często tak jest, ale to nie żaden wyznacznik. Tym bardziej dziwi mnie w tym wszystkim rola Emmy, skoro nie jest z rodziny patologicznej (ale teraz powiesz mi, że to przerysowanie).
Nie, to nie tak, że nie trafiłyśmy w swoje gusta. Po prostu zbyt wysoko cenisz swoje opowiadanie i widzisz w nim to, czego inni dostrzec nie potrafią. Twoje argumenty w stylu "nie rozumiesz geniuszu mojego opowiadania" są naprawdę bardzo słabe, uwierz, w blogosferze siedzę prawie dziesięć lat, zdążyłam naczytać się opowiadań, a poza Internetem zdarza mi się czytać też książki i nie jestem aż tak tępą dzidą, za jaką mnie masz, skoro sądzisz, że nie potrafię wyczuć ironii, przerysowania i sarkazmu. Szkoda tylko, że nie pomyślałaś, iż to z twoim przekazem w tym opowiadaniu jest problem, a nie z moim odbiorem.
ja również siedzę w blogosferze dość długo, to opowiadanie miało inną wersję, ta wersja była oceniana wiele razy i jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim odebraniem, więc wybacz, jeśli jestem trochę zdziwiona, że kiedy ja utrzymuję opowiadanie w absurdzie i wyolbrzymieniu, pisząc że z bohatera lały się hektolitry krwi, Ty jesteś wielce oburzona, jak z takiej rany mogło tyle popłynąć i jeszcze jak on mógł po tym normalnie funkcjonować. nie mówię, że moje opowiadanie jest genialne, po prostu próbuję je bronić i wyjaśnić rzeczy, których ty - według mnie - nie zauważyłaś, skupiając się na tym, jaki to mój bohater jest jednowymiarowy i płytki. nie uważam Cię za żadną "tępą dzidę", nie wiem też, po co dodajesz te złośliwe komentarze, że zaraz wyjaśnię coś przerysowaniem itp. postać Emmy nie jest przerysowana i nie będę jej tym tłumaczyć. jej matka nigdy nie mogła jej zaakceptować, co będzie wyjaśnione później, więc szukała akceptacji u mężczyzn, podnosząc tym samym swoją wartość. kiedy zobaczyła, że ludzie z bogatego świata jej tego nie dają, ponieważ ci - schematycznie - lecą tylko na pieniądze i wygląd, zaczęła szukać gdzie indziej. czy ja napisałam, że piją tylko wódkę? czy Emma rozczulała się nad Jacem? w którym momencie? ona była jedynie zdenerwowana, bo nie przywykła do takich widoków. i nie sprowadziłam faceta do chodzącego penisa. zaczynasz łapać mnie za słówka i tak jak opowiadanie - zbyt dosłownie traktując każdą wypowiedź. policja w takich miejscach się pojawia? nie zauważyłam. a byłam. i to nie jest argument wymyślony na poczekaniu, wierz lub nie. a o problemach patologicznych można pisać na wiele sposobów. o umieraniu i życiu też można, o miłości tak samo. sądzę, że czasami trzeba próbować czegoś nowego, a nie zamykać się w kanonie. Tobie mój sposób nie przypadł do gustu, okej, w porządku. są osoby, którym się to podoba i dla nich będę pisać. nie zamierzam Cię teraz przekonywać, że ja jestem super, a Ty głupia, bo śmiałaś skrytykować moje opowiadanie. ja jedynie uważam, że źle do niego podeszłaś. dalsza walka na argumenty nie ma dla mnie sensu, choć oczywiście wezmę sobie to, co napisałaś do serca i poprawię błędy. na przyszłość polecam jednak zachować trochę dystansu i z większym szacunkiem traktować ocenianego, zamiast go wyśmiewać (na przykład stosując takie gify). można przecież krytykować, pozostając miłym, a nie pokazywać wszem i wobec, jakie to nieszczęście mnie spotkało, że muszę czytać taki chłam . nie wiem, czy taki był Twój zamysł, ja to odebrałam jako wyśmianie, nie ocenę.
UsuńNo cóż to chyba tylko twoje zdanie. Może Deneve stosuje dużo gifow i jest szorstka ale zgłaszając się do niej do oceny pisałaś się na to.
UsuńPisalam sie na ocene, nie wysmianie. Krytyka jak najbardziej tak, nawet ostra - wysmianie juz jest niemile i na to sie nie pisalam:)
UsuńEj, trzy gify to dużo? Inni stosują ich o wiele więcej :P
UsuńNa komentarz auorki odpowiem w domu, jak będę po zajęciach, bo tudno mi zebrać myśli w instyucie w biegu na kolejne zajęcia i jeszcze przelać je na tablet. Ponadto ciężko odnieść się n atblecie do komnarza, który jest ścianą tekstu małymi lterkami :P
niezalogowana den
W żadnym miejscu cię nie wyśmiała. Nie znam ani ciebie ani Deneve, więc jestem obiektywna. Przeczytałam tę ocenę 2 razy i nigdzie nie zauważyłam żadnego wyśmiania.
UsuńGdyby cię wyśmiała wyglądałoby to mniej więcej tak: hahahaha ale to głupie. To jest głupie i jeszcze to i jeszcze to nie kompromituj się i przestań pisać. To jest wyśmianie. Naprawdę nie widzisz różnicy pomiędzy takim zdaniem a takim: "Różne rzeczy czytałam w swojej ocenkokarierze, ale jeszcze nic wcześniej tak bardzo mnie nie zmęczyło. Uważam, że powinnaś pójść zupełnie w innym kierunku, ponieważ narracja pierwszoosobowa zbuntowanego młodzieńca zwyczajnie ci nie wychodzi. Brzmi bardzo sztucznie i ubogo. Może powinnaś spróbować sił, pisząc w trzeciej osobie? Może powinnaś przemyśleć, czy ktoś w wieku i sytuacji Jace'a zachowywałby się i myślał w taki, a nie inny sposób (bo na tę chwilę nie potrafię pogodzić się z tym, że ktoś naprawdę może działać tak, jak to opisujesz)?" Bo ja np. widzę. Deneve podała zarzuty i wyjaśniła je. To jest krytyka, a nie wyśmianie.
Podaj mi chociaż jedno zdanie, które jest wyśmianiem i wtedy ewentualnie się wtedy zgodzę.
-A
"są tam treści naprawdę poważne, które mogą zostać niezauważone właśnie przez otoczkę głupiego humoru."
UsuńAutorko, już sama widzisz, czemu dostałaś taką, a nie inną ocenę. ;)
"można przecież krytykować, pozostając miłym"
UsuńBardzo ładnie dzisiaj wyglądasz, chociaż niesamowicie wali ci z buzi, ale za to dobrze dobrałaś buty do bluzki. :)
Ocena Deneve jak każda inna. Jest trochę subiektywna, ale trzeźwa i z pewnością niczego nie wyśmiewa. Każdego czasem krew zalewa, gdy widzi coś wyjątkowo irytującego, i może odezwać się wtedy z nieco większym wzburzeniem, ale przecież to jeszcze nie jest wyśmianie. Poza tym autorka wiedziała, do jakiej oceniającej się zgłasza. Gdzie jest problem? D:
UsuńWłaściwie odbiegam od tematu. Chciałam wspomnieć o czymś, co uderza mnie przez komentarze autorki. FM, wydajesz się dość dobrze tłumaczyć emocje i uczucia postaci, ale problem w tym, że one mogą nie przebijać przez tekst. Autorów książek ludzie nie mogą podczas czytania pytać, o co im chodziło, a po dostaniu mądrego tłumaczenia powiedzieć "aha, rozumiem". Wszystko, co chcesz przekazać, powinno być widoczne w tekście. Z waszej rozmowy wynika, że nie do końca jest. Jedno to przedstawić swoje przemyślenia odnośnie oceny i odpowiedzieć na pytania, a drugie wręcz z pazurami bronić tego, co się napisało, nie dostrzegając, że niektórych rzeczy w tekście... nie dało się wyjaśnić. Może, FM, jeśli chcesz udowodnić słuszność swoich racji, powinnaś podać jakieś fragmenty swojego tekstu, w których twoje tłumaczenia zostają potwierdzone?
Przepraszam za bezczelne wtrącenie, już mnie nie ma, pozdrawiam.
W końcu znalazłam trochę więcej czasu, więc odpowiem konkretniej.
UsuńByła oceniana wiele razy? Okej, fajnie, ale przez jakie ocenialnie? Jeśli masz zamiar podać mi tu kwiatki pokroju ocenialni nadających się jedynie na podstawkę do Kaktusa, to jest to żaden argument.
Nie burzą mnie hektolitry krwi, bo to oczywiste dla czytelnika przerysowanie, ale, jak już ktoś wyżej wspomniał, sformułowanie "odrzuciło go o metr do tyłu" już takie nie jest.
Widzę, że ciągle uparcie trwasz w przekonaniu, że twoje opowiadanie to geniusz absurdu i przerysowania, to może przestanę cię z tego przeświadczenia wyprowadzać, bo po prostu nie widzę sensu (nothing personal, rly). Zresztą nie lubię dyskutować, gdy ktoś w pewnym momencie zaczyna zaprzeczać samemu sobie (no bo jak to, wszystko przerysowane, a tu nagle ni z gruchy ni z pietruchy strzelasz, że Emma jednak nie?).
Nie zauważyłam tych rzeczy, bo ich tam nie ma. To znaczy tobie wydaje się, że są, bo autor w końcu najlepiej wie, co napisał, tylko że... czytelnik niekoniecznie może wiedzieć, "co autor miał na myśli". Skoro ja i sporo innych osób, które się tu wypowiedziały, mają problem z odczytaniem intencji, to chyba nie z moim sposobem myślenia jest problem, ale z twoim przekazem informacji (warto by się nad tym zastanowić, zamiast nie dopuszczać do siebie słowa krytyki).
Wybacz, ale twoje komentarze sugerowały co innego. W pewnym momencie wręcz natarczywie zasugerowałaś, że skoro ja nie widzę w twoim opowiadaniu drugiego, trzeciego, a nawet dziesiątego dna, to jest to moją winą, nie twoją.
UsuńZ tekstu nie da się wywnioskować, że Emma podnosi swoją wartość, sypiając z kim popadnie. Ja doszłam do wprost przeciwnych wniosków, bo dla mnie ktoś, kto włazi do łóżka każdemu nie jest bardziej wartościową osobą i to wprost głupie, by było tak nawet w mniemaniu samej bohaterki (ale to tylko moje zdanie, just sayin').
Czy ja przypadkiem nie wspomniałam gdzieś wcześniej o Whiskey...?
To ciekawe, że była po prostu zdenerwowana, skoro dokładnie od tego momentu przestają być dla siebie "wrogami", a zaczynają czuć miętę.
Wiesz, to jednak Internet, nie widzę mimiki twojej twarzy i interpretuję tekst, nie całokształt twojej wypowiedzi połączony z gestami itd., dlatego nie dziw mi się, że jeśli coś piszesz, to odbieram to dosłownie (może to ty powinnaś zastanowić się, czy czytelnik nie ma prawa odebrać twoich słów w ten sposób?).
Będę chamska, wredna i bezczelna, ale: chwalisz się, czy żalisz, że byłaś w takich miejscach? Może ja też byłam, ale jakoś nie czuję palącej potrzeby podzielenia się tym ze światem. I uwierz, to, że policja raz nie przyjedzie, drugi raz nie przyjedzie, nie znaczy, że trzeci raz też nie. Ilość policjantów jest ograniczona, nie mogą być we wszystkich miejscach rozbojów, nielegalnych imprez itp. jednocześnie. Tym niemniej tego typu imprezy na otwartym terenie przyciągają jednak większą uwagę niż nawet pobicie kogoś w ciemnym zaułku.
O wszystkim można pisać na wiele sposobów, mimo wszystko wypadałoby jednak robić to ze smakiem.
Nigdzie nie napisałam ci, że masz przestać pisać, odciąć Internet, zamknąć w piwnicy i wyrzucić klucz, chcesz, to pisz. Zasugerowałam jedynie, że może ten sposób, który własnie ty wybrałas, nie jest tym najlepszym. Ale lepiej strzelić focha na zasadzie "nie rozumiesz mojego dzieUa, nie widzisz gUembi, drÓgiego dna, nie czÓjesz ironii"... Meh, serio.
Podeszłam do niego tak, jak dało się to wyczytać z twojego opowiadania. Nie wiem, może serio mam inteligencję na poziomie ameby lub zwyczajnie nie umiem czytać ze zrozumieniem, skoro nie widzę twoim zdaniem tak oczywistych rzeczy (bo nie, nie widzę i nie wiem, jakich byś argumentów nie używała, to zdania nie zmienię, bo tekst mówi o sobie co innego).
Wiesz, to chyba w tym wypadku ty nie masz dystansu do siebie, bo niby mówisz, że weźmiesz sobie moje słowa do serca, ale ostatecznie i tak "tędy wleci, tu wyleci". Nie wiem, co chcesz wziąć sobie do serca, skoro z niczym się nie zgadzasz, ale nie wnikam.
Nie wiem, w którym momencie cię nie szanowałam i wyśmiewałam. I w tym momencie zaczynam zastanawiać się, czy wiesz, na jaką ocenialnię zgłosiłaś bloga. Może tak po prostu przejrzyj sobie poprzednie oceny, u mnie obrazki są trzy, u innych często ponad dziesięć. Szok. No jak ja mogłam, nie?
No tak, bo nie miałam prawa powiedzieć, że opowiadanie mi się nie podoba i męczyło mnie jego czytanie - zapamiętać.
Mój Boże, co tutaj się dzieje;) To była zwykła wymiana argumentów między dwoma niezgadzającymi się ze sobą osobami, a teraz dziesięć innych powtarza to, co napisała Deneve, tyle że innymi słowami. Najmocniej przepraszam za nieużywanie wielkiej litery, widzę, że jej brak prowadzi do oczopląsu i niemożności skupienia się na czytaniu tekstu. Dobrze, że ogarnęłam stawianie kropki na końcu zdania, bo w przeciwnym razie padlibyście na zawał albo wyglądali jak Loki na załączonym gifie . Komentarze pisałam na szybko, wybaczcie. Teraz postaram się sformułować moje wypowiedzi tak, jakbym kierowała je do prezydenta, żeby nikt nie poczuł się urażony.
Usuń@Maciek – tak, tak, go on, wyrywaj dalej zdania z kontekstu. Napisałam, że opowiadanie jest jak główny bohater – pod maską ironii skrywa coś, czego nie chce pokazać. Mając na myśli pozostawanie miłym, nie mówię o słodzeniu. Możesz mnie zjechać od góry do dołu, nie widzę przeciwskazań. Za złośliwe komentarze podziękuję. I tak, są tacy, którzy dotrwali do końca. W jednym kawałku, bez uszczerbku na zdrowiu. Niesamowite. Jacyś niezniszczalni ci ludzie. Następnej oceniającej chyba kupię czekoladę, jeśli nie podda się po pierwszym zdaniu.
@Kohaku – za takie wtrącenia jak Twoje powinnam dziękować, bo dajesz mi możliwość wyjaśnienia czegoś, czego inni nie chcą nawet słuchać, twierdząc, że „bronię swojego geniuszu” czy jakkolwiek to ujęliście. Pisałam już wyżej, nie uważam się za żadnego geniusza. Chciałam po prostu się wytłumaczyć. Nie zrobiłam tego w niegrzeczny sposób, nikogo też nie zaatakowałam – a jeśli to zostało tak odebrane, to przepraszam. Chciałam jedynie przedstawić swój punkt widzenia, tymczasem tutaj znikąd pojawiły się komentarze, z których wynika, że nie powinnam niczego bronić, tylko od razu zaakceptować opinię Deneve. Chodzi mi o to, że oceniająca przedstawiła moje opowiadanie jako romans, w którym głupi buc zostaje „truloverem” z bogatą panienką wskakującą facetom do łóżka, broni ją przed gwałtem jak rycerz na białym koniu (??? Nie było żadnego gwałtu? ;), a potem wszyscy kończą pięknie i szczęśliwie. Gdybym ja czytała tę ocenę, byłabym po Waszej stronie i miała podobne zdanie, bo po przedstawionych fragmentach rzeczywiście to opowiadanie wydaje się – pozwolę sobie zapożyczyć określenie – „gimbusiarskie”. Dość trudno jest mi z Wami dyskutować – nie czytaliście opowiadania, jedynie przedstawione tutaj fragmenty, które wyrwane z kontekstu brzmią idiotycznie. Ewentualnie ktoś tam wspomniał, że przeczytał jeden rozdział, w dodatku ten wprowadzający, ale jak chcecie oceniać całe opowiadanie po jednym rozdziale, to równie dobrze mogliście poprzestać na szablonie i tytule.
@Deneve
UsuńTo, że blog był wiele razy oceniany i to oceniany w inny sposób niż Twój, miało jedynie wytłumaczyć moje zdziwienie i potrzebę wytłumaczenia się. Nic więcej. A nie były to pierwsze lepsze ocenialnie.
Okej, poprawię ten metr.
Nie zaprzeczam sama sobie. Nie twierdzę, że moje opowiadanie to geniusz. To, że je tłumaczę, nie znaczy, że je wychwalam. Osoby tutaj się wypowiadające czytały jedynie Twoją ocenę, więc wybacz, jeśli nie biorę ich do siebie w stu procentach. Powtarzam po raz piąty: jesteś jedyną czytelniczką, która coś takiego mi zarzuciła i staram się to zrozumieć. Bo skoro inni czytelnicy zrozumieli, a ty nie, co innego mam robić? Nagle uwierzyć tobie, a olać tych, którzy byli ze mną prawie przez cztery lata i nie potrzebowali żadnych wyjaśnień, bo sami widzieli to, co chciałam przekazać?
Nie da się wywnioskować, ponieważ jeszcze nie opublikowałam rozdziałów, które o tym opowiadają. Było wspomniane o chłopaku na imprezie u Marie, potem scena na domówce u Jace’a, następnie słowa Marcele podczas próby baletu. Wiem, że to jest głupie. I dla Ciebie, i dla mnie. Ale założę się, że znasz takie dziewczyny i ja, zamiast nazywać je kretynkami, staram się zrozumieć, co je do tego pchnęło. Jasne, możesz napisać, że dziewczyna się puszcza. Tak samo jak Stan pije, Rose ćpa, a Jace się bije. Według mnie zawsze jest jakiś powód naszego zachowania, a ich przykłady i sposoby zapominania o tym, co nas trapi, chciałam przedstawić na podstawie każdego bohatera i jego radzenia sobie ze światem. (O Stanie i Rose jest dopiero w późniejszych rozdziałach – tak, jakbyś chciała napisać, że niczego takiego nie przedstawiłam).
Emma spotyka pobitego Jace’a w rozdziale ósmym. On zaczyna coś do niej czuć dopiero w dwudziestym piątym. Przez te wszystkie rozdziały Jace ją wykorzystuje – wie, że Emma zna pytania na odpowiedzi, których on boi się zadać i przez jej wyjaśnienia stara się zrozumieć, kim jest i do czego dąży. Stąd te „nienaturalne” rozmowy o miłości i tak dalej. A jeśli chodzi o scenę „gwałtu” – to nie mógł być gwałt, skoro Emma sama tego chciała (chciała, ale równocześnie czuła, że robi źle – jak Stan czy Rose biorący narkotyki). Jace po tych wszystkich spotkaniach był zazdrosny, a nawet trochę przestraszony, że ktoś może mu zabrać osobę, która odpowiada na jego pytania. Wywalił Damiena z domu nie dlatego, bo chciał pomóc Emmie, tylko ponieważ uważał, że ona należy do niego i nie chciał się nią z nikim dzielić.
Nie chwalę, nie żalę. Po prostu stwierdzam fakt, mówię, co zaobserwowałam. Opisane zdarzenia na otwartym powietrzu zostały umiejscowione w miejscach, gdzie policja po prostu nie przyjeżdża. Ani pierwszy, ani drugi, ani trzeci. Przypominam, że akcja nie dzieje się w Polsce, tylko w Ameryce.
Nie strzeliłam focha Po prostu nie podoba mi się Twój sposób przekazywania krytyki, wcześniej się z nim nie zapoznałam, mój błąd. Jak już mówiłam, Ty mówisz swoje, ja swoje. Możemy zakończyć tę dyskusję, skoro donikąd ona nie prowadzi? A Twoje uwagi mogę wziąć na przykład przy pisaniu nowego opowiadania. (komentarze typu: broń nas Boże zachowajcie dla siebie;)
@FM STONE - Istnieje coś takiego jak kultura, która wymaga od nas chociażby tego, aby w czytelny sposób wyrazić swój pogląd. To co Tobie wydaje się błahe i nieważne, w rzeczywistości sprawia, że to co piszesz, staje się nieczytelne i niechlujne. A jeśli zrobiłaś to świadomie, czekając tylko, aż ktoś Ci to wytknie... to bez komentarza.
Usuń"Dobrze, że ogarnęłam stawianie kropki na końcu zdania, bo w przeciwnym razie padlibyście na zawał albo wyglądali jak Loki na załączonym gifie ."
UsuńDziękujemy, łaskawa pani.
Nie przywykłam do pisania komentarzy na blogach, bo dość dawno mnie tutaj nie było + jak już mówiłam, pisałam to na szybko. A domyśliłam się, że się przyczepicie, kiedy zaczęto wyrywać zdania z kontekstu i łapać mnie za słówka. Nie wiem, w jaki sposób brak wielkiej litery może czynić wypowiedź nieczytelną, mnie osobiście to problemów nigdy nie sprawiało. Ale w porządku - więcej tego błędu nie popełnię.
UsuńNaprawdę nie wiem, po co te dalsze doczepki. Skoro ja jestem zbyt zadufana w sobie i nic do mnie nie trafia, a moje opowiadanie gimbusiarskie i godne pożałowania, czemu wciąż tu jesteś?
Usuń"Nie wiem, w jaki sposób brak wielkiej litery może czynić wypowiedź nieczytelną, mnie osobiście to problemów nigdy nie sprawiało."
UsuńTo, że tobie to nie przeszkadzało, nie oznacza, że innym też nie będzie przeszkadzać.
Chroń nas Boże :)
Usuń-A
Ale jesteś dokuczliwy/dokuczliwa - szczególnie, że potem napisałam, iż więcej tego błędu nie popełnię:)
Usuń@Kohaku - nie wiem, czy jesteś jeszcze na siłach to czytać i mnie znosić;), ale podpowiedziałaś, bym podparła się fragmentami, więc spróbuję to zrobić.
UsuńJace i jego mentalność trzynastolatka/pustka/odcięcie się/potrzeba zapomnienia o śmierci matki/wierzenie w słowa ojca-alkoholika, że to on jest winny jej śmierci:
"Czego chciałem? Wszystkiego, co mogłem dostać. Szkoda tylko, że owe wszystko nie dawało mi żadnej satysfakcji, żadnego zapomnienia, żadnego spełnienia; owe wszystko było niczym."
"I cóż, naprawdę miałem nadzieję, że światła, kolory, muzyka i ludzie zdołają zapełnić mój pusty umysł, ale to wcale nie działało. Co z tego, że Katie opowiadała mi jakąś historyjkę, skoro jej bohaterowie mnie nie interesowali i nic dla mnie nie znaczyli. Co z tego, że któraś z dziewczyn podsuwała mi drinki i starała się wciągnąć w rozmowę, skoro nie miała nic nowego do powiedzenia. Przerobiłem każdą gadkę z takimi dziewczynami: a skąd jesteś, a co robisz, a co lubisz, a bla bla bla… Zawsze te same pytania, zawsze te same odpowiedzi, zawsze ta sama uroda, ta sama noc, ten sam ból głowy po przebudzeniu. "
"Przyznaję, nie jestem najlepszym człowiekiem na świecie. Chyba trochę się zgubiłem gdzieś w drodze do świetności. Wykorzystuję, wykorzystuję przyjaciela, manipuluję ludźmi… Tulę do siebie jakieś brudne suki w poszukiwaniu ciepła, choć przynoszą jedynie zimno. Nocami rozmyślam, ale za dnia nic z tym nie robię… Do czego ja właściwie dążę?"
"Znalazłem się po uszy w bagnie i nie potrafiłem z niego wyjść, bo sam nie wiedziałem, co właściwie mnie w nim trzymało. Moim problemem był ojciec, tak? Moim problemem był mój najlepszy przyjaciel. Brak matki. Brak pieniędzy; co z tego, że dostawałem je od Stana, skoro tak naprawdę nie były moje? Brak kogoś przy swoim boku. Brak zainteresowań. Brak… cholera, wszystkiego mi było brak. A najgorsze było to, że nie mogłem niczego zrobić, by te braki uzupełnić, ponieważ dzień w dzień, godzina w godzinę, sekunda w sekundę wmawiałem sobie, że właśnie na to zasługuję i że taka jest moja kara za to, co się wydarzyło jedenaście lat temu."
"Utożsamiasz się z nami. Z naszym bólem. A nawet nie tyle co utożsamiasz, a lubisz go. Podoba ci się, że ktoś inny cierpi tak samo jak ty. To daje ci poczucie tego, że nie jesteś sam. A skoro wybierasz sobie na przyjaciół ludzi, którzy prędzej czy później się zniszczą, nie musisz bać się, że ich stracisz, bo zaakceptowałeś to już na samym początku. Przyjąłeś do świadomości, że oni kiedyś znikną przez to, co robią./'
@FM STONE: Przypomnienie ci, że coś, co ci nie przeszkadza, może przeszkadzać innym, oznacza według ciebie bycie dokuczliwym? Ciekawe podejście.
UsuńJeśli zależy Ci, aby odbierano Cię poważnie, to nie pozwalaj sobie na to, aby inni zostali odciągnięci od treści Twoich wypowiedzi przez to w jakiej formie je podajesz. I tyle.
UsuńPrzypominanie mi tego, kiedy w następnym zdaniu przyznaję się do błędu jest trochę dokuczliwe:)
UsuńTo już od Ciebie zależy jak to odbierzesz.
UsuńMoże trochę. ;) Sądzę jednak, że warto o tym pamiętać.
UsuńA może kolejną część Necromiconu poświęcicie zagadnieniu Mary Sue? To dość powszechny problem w opowiadaniach, można fajnie opisać sprawę, a do tego w Internecie jest cała masa testów, które pomagają określić, jak źle lub dobrze jest z naszą postacią.
OdpowiedzUsuńMoże ktoś zechce, ale to raczej nie będę ja.
UsuńTestów nie brałabym na poważnie, bo często nie są wiarygodne :P (jasne, to fajna pomoc, ale nie sugerowałabym się tym całkowicie)
UsuńNo, mi kiedyś wyszło, że ja jestem Mary Sue...
UsuńHehe, nieźle :D
UsuńOczywiście, że testami nie należy się całkowicie sugerować - zrobiłam jeden po polsku i mimo, że zaznaczyłam może 5-6 okienek z jakiś 200, wyszło, że moja postać to Mary Sue najgorszego sortu :D No ale można z niego dostać ok 650 punktów, a już od pięćdziesięciu wychodzi wynik, że postać to Mary Sue.
Dlatego o wiele bardziej lubię angielskie testy, znalazłam kiedyś jeden całkiem fajny, nie prześmiewczy, tylko taki na poważnie. No i są inne pomoce, np. na deviantarcie, gdzie można określić, czy nasza postać w czymś za bardzo nie przoduje, choć może nie powinna. Dużo tego jest po angielsku :)
Hehe.. Uśmiałam się.
OdpowiedzUsuńGify są akurat najzabawniejszą częścią oceny;)
A do autorki: sugeruję żebyś po kropce stawiała jednak dużą literę, bo Twoje odpowiedzi czyta się o-kro-pnie. Dziękuję:)
Wiec nie czytaj;) swoja droga czekalam, az ktos sie przyczepi. za brak polskich liter tez najlepiej mnie skatujcie. Ludzie ;))) to tylko ocena, tylko komentarze, a tu pojawia sie tysiac niepotrzebnych osob, zeby wtracic swoje trzy grosze.
UsuńWolny kraj, moja droga :) Dopóki nikt nikogo nie obraża każdy ma prawo się wypowiedzieć:) Nie chciałaś by ktokolwiek wtrącał swoje trzy grosze? To trzeba było poprosić o przesłanie oceny na twój email jedynie do twojego wglądu
Usuń-A
Jeśli chcesz uniknąć dyskusji z innymi, to najlepiej wymieniaj się z oceniającą mailami. :) Wtedy nikt niepotrzebny się nie pojawi.
UsuńNie czytałam dlatego:) Poddałam się po pierwszych kilku zdaniach:)
UsuńSpójrz na te liczne komentarze z drugiej strony - teraz na Twoją stronę będzie więcej wejść:P
A ja powiem krótko. Jeżeli autorka naprawdę twierdzi, że to są przykłady absurdu i ironii to znaczy, że nie wie jak się absurdem i ironią posługiwać, bądź nie wie co te terminy znaczą. Jeżeli czytelnik nie potrafi nazwać przerysowania przerysowaniem, tylko sądzi, że to całkiem na serio, to również oznacza, że autorka nie potrafi tego dobrze opisać. Czyli dochodzimy do diagnozy ocenowej - pozostaje ćwiczyć pisanie, bo dobrze nie jest. Z argumentami autorki nie zgadzam się kompletnie, ale odnosić się nie zamierzam, bo Deneve zrobiła to lepiej. :)
OdpowiedzUsuńDeneve jest pierwszym czytelnikiem, ktory mi to zarzucil, dlatego sie dziwie. Swoja opinie wystawiasz na podstawie tej oceny czy moze zajrzalas na bloga? pisanie cwicze dosc dlugo i nie zamierzam przestawac, spokojnie;)) a co do moich argumentow jestem naprawde ciekawa, jak ktos, kto nie czytal opowiadania (chyba, ze ogarnelas 20 rozdzialow w jeden dzien), moze sie z nimi nie zgadzac.
OdpowiedzUsuńMoże inni ci niczego takiego nie pisali, bo nie dotrwali do końca, hm?
UsuńNie zgadzam się, ponieważ próbujesz przedstawić ten tekst jako przesłanie z dobrym dnem, którego nie ma. Opinię na temat absurdu i ironii wystawiam na podstawie fragmentów przytoczonych w ocenie i sytuacji, o których mówisz ty. Całego opowiadania nie przeczytałam, ale zadałam sobie trud sprawdzenia kontekstu cytowanych fragmentów.
UsuńTak, można się z nimi nie zgadzać, bo są bez sensu. Przytaczasz daną sytuację, tłumacząc ją ironią/absurdem/przerysowaniem*, których NIE WIDAĆ. To jest problem. Jeżeli tego nie widać, wygląda to jako uniwersalny argument - "bo to wcaaale nie było źle, tu chodzi o ironię/absurd/przerysowanie*!". Jeżeli to NAPRAWDĘ miało być któreś z nich, to fakt, że Deneve ich nie zauważyła i nie rozpoznała powinien dać ci do myślenia. Widocznie coś przedstawiasz nie tak, mieszasz się w tym. Zauważyłam, że czasem wyraźnie coś wyolbrzymiasz, a czasem robisz takie pitu-pitu, bo o ile "hektolitry krwi" są wyraźnym przerysowaniem i wiadomo, że coś takiego nie jest możliwe, tak "metr do tyłu" sprawia marne wrażenie, jakby autorka wiedziała jak wyglądają bójki i wyszło strasznie kiczowato.
Nie każdy urodził się Tolkienem. Jeżeli widzisz, że choć jeden czytelnik nie rozpoznaje twojego zabiegu, powinnaś się zastanowić, czy nie robisz czegoś źle. Ty natomiast bronisz opowiadania jak dzieła epokowego, zarzucając wszystkim naokoło niezrozumienie geniuszu. O to mi chodzi i nie muszę przeczytać całego opowiadania, aby wyrobić sobie taką opinię.
Mogę je przeczytać, jeżeli to sprawi, że w twoich oczach moja wypowiedź będzie bardziej miarodajna czy coś. A co mi tam, choruję, nudzę się, to co się będę.
*niepotrzebne skreślić
Oh well, jestem pierwszym czytelnikiem, który tak reaguje, a jednak są pod tą oceną osoby mnie popierające.
UsuńSpisek, jak nic! :P
No bo te osoby są gópie, przeczytały tylko ocenkę, więc nic nie wiedzą. Jeszcze się dziwisz, że spisek? :P
UsuńA żeby nie być tylko hejterskim trollem - bardzo fajnie mi się czytało ocenkę i konkretnie z tej oraz poprzedniej Leleth i Gayi wykopałam całe mnóstwo ciekawych rzeczy, które muszę sprawdzić w moim opku. Bezczelny sposób uczenia się na cudzych błędach ma się świetnie.
@śmierć - Tak, Twoja wypowiedź będzie bardziej miarodajna, jeśli wypowiesz się na podstawie przeczytanych rozdziałów, nie zaś fragmentów. Po przeczytaniu recenzji płyty też oceniasz tylko refreny piosenek, zadając sobie trud wpisania ich w youtube i przewinięcia do połowy?
Usuń@Deneve - czytelnik a komentujący to jednak różnica, nie? ;)
Pewnie komentujący nie może być czytelnikiem, a czytelnik komentującym, seems legit.
UsuńCzytelnik opowiadania a komentujący oceny*. Właściwie to powinnam wyróżnić trzy grupy: czytelnik opowiadania, czytelnik opowiadania i oceny, czytelnik oceny. Większość wypowiadających się tutaj osób należą raczej do ostatniej kategorii.
UsuńWidzisz, właśnie dałaś piękny przykład tego, że coś, co dla ciebie było zrozumiałe, dla innych mogło takie nie być. Pomyśl nad tym.
UsuńI dziękuję za wytłumaczenie, teraz twoja wypowiedź ma sens.
FM dokładnie tak. Jeżeli po refrenach widzę, że tekst piosenki do mnie nie trafia (a wręcz należy do tych mdłych, których wręcz nienawidzę) to nie słucham całości. Proste? Proste. Ewentualnie przesłucham kilku pierwszych sekund, żeby zobaczyć jak muzycznie. Jeżeli po fragmentach stwierdzam, że coś mi się nie podoba, to czy słuchanie całości ma sens? Skoro już fragment opowiadania mi się nie podoba, to dlaczego mam katować się całością? Jeżeli widzę, że ktoś nie potrafi opisać pojedynku, to muszę przeczytać opis całej bitwy, żeby stwierdzić, że ma problem z dynamiką? Odpowiedz sobie sama. ;)
UsuńNie rozumiem skąd twoje parcie na przeczytanie twojego opowiadania. Nie odwołuję się do całości, tylko konkretnych przykładów, a te są w ocenie. PO CO mam czytać całe opowiadanie, jeżeli moja wypowiedź dotyczy TYLKO tych fragmentów? Ot zagadka.
Niżej piszesz, że fragmenty mogą być lepsze i gorsze. Jasne, że tak. Ale kiedy widzę te gorsze i mnie odrzuca od opowiadania, to wiem, że nie dotrwam do tych lepszych. Rozumiesz?
Nie mówię, że jesteś beznadziejna, masz przestać pisać i takie tam. Mówię ci, żebyś ĆWICZYŁA, bo masz ogromny problem z przekazywaniem tego, o czym myślisz. Czas przekłuć balonik ego i spojrzeć na opowiadanie obiektywnie. Ono MA dobre strony, ale tych złych jest zdecydowanie więcej. Nie jest to objawienie nowego geniuszu pisarskiego, co próbujesz nam wmówić. Do mistrzów posługiwanie się słowem bardzo ci daleko. Więc przestań zachwycać się własną twórczością i spójrz na nią krytycznym okiem, bo inaczej nigdy się nie rozwiniesz. NIGDY.
Przeczytałam. I zdania nie zmieniłam. Muszę ci powiedzieć, że strasznie ciężko się przez to brnęło, wyjątkowo nie lubię głównego bohatera. Niby obraca się w środowisku gangsterów i ćpunów, a taka z niego sierota życiowa, że pożal się Borze.
UsuńZastanawia mnie tylko jeden fakt - skoro Jace żyje od dziesiątego roku życia tylko z ojcem, który jest alkoholikiem JAKIM CUDEM nie wykształcił w sobie umiejętności robienia herbaty (swoją drogą herbata za sto dolców...), już nie mówiąc o chipsach na obiad. Na dłuższą metę kupienie tej "zapleśniałej" zieleniny i zrobienie jakiejś prostej zupy wychodzi o wiele taniej i treściwiej niż kilka paczek chrupek. A podobno nasz bohater cierpi na brak kasy? Ugotowałby zupę (która by starczyła na 2-3 dni) i byłby najedzony, a nie kupuje codziennie kilka paczek chipsów i... To jego jedyny posiłek, nie licząc obiadków ze Stanem. Nie wierzę, że ktoś taki żyje praktycznie na własną rękę od tylu lat. Może tu chodzi o ten absurd. Ale taki absurd po prostu nie działa przy takim opowiadaniu. Działa jako-tako przy przemyśleniach i komentarzach bohatera, bo on ma taki sposób postrzegania świata. Jednak sytuacja życiowa Jace'a tak opisana po prostu głupio wygląda.
Masz w sobie jakiś potencjał. Ale, jak mówiłam, przed tobą dużo pracy. I "zrozumienie" opowiadania nie ma tu nic do rzeczy. Ono jest po prostu na wielu płaszczyznach złe. Nie jest jednak całkowicie spisane na straty. Staraj się naprawdę rozkładać dane sytuacje na czynniki pierwsze - czy mają one sens, czy nie, jakie sprawiają wrażenie, w odcięciu od tego całego absurdu, ironii i przerysowania. Najpierw naucz się dobrze pisać bez nich, a potem próbuj jakichś zabiegów tego typu. Może to ci pomoże.
I nadal podtrzymuję wszystko, co powiedziałam powyżej. Dziękuję za uwagę. :)
Chodzi mi oto, że zarzucasz Deneve, że wyśmiewa twoje opowiadanie a ja nic takiego nie widzę. Przeczytałam jeden rozdział twojego opowiadania i nie mam najmniejszego zamiaru czytać dalej, bo z reguły nie czytam nic co jest napisane na poziomie gimnazjum :)
OdpowiedzUsuń-A
Argumenty "jak się nie podoba, to nie czytaj" lub "nie rozumiesz, bo najwyraźniej nie jest dla Ciebie" są najgorszymi z możliwych, bo w takim razie dla kogo jest to opowiadanie? Dla malutkiej grupy wybranych ludzi o tej samej mentalności i poczuciu humoru? Chyba nie o to Ci chodziło - o ile oczywiście nie piszesz wyłącznie dla siebie, ale wtedy zapewne nie publikowałabyś tego w sieci i nie zgłaszała po oceny.
OdpowiedzUsuńZamykanie się na krytykę jest złe, bo nie pozwala Ci się rozwijać i udoskonalać swój warsztat. Twój pomysł na opowiadanie oraz przesłanie są bardzo ciekawe i można by je doskonale przedstawić w taki sposób, że wszyscy - nawet osoby spoza targetu - zrozumieliby Twoje intencje bez wymienianych powyżej problemów. Poszerz swoje perspektywy, myśl o czytelnikach spoza swojego punktu widzenia, bo potencjał masz, a szkoda by było go marnować.
Napisałam gdzieś: "jak się nie podoba, to nie czytaj"? Chodziło mi jedynie o to, że nie każdemu się spodoba to, co piszesz i czasami naprawdę może się zdarzyć, że opowiadanie nie jest wpasowane w czyjś gust.
UsuńOświecę Cię. O gustach można wspominać, kiedy opowiadanie jest bardzo dobre. Ale kiedy jest beznadziejne, to wszystko rozbija się o to, że autor nie umie tego zobaczyć i tłumaczy sobie niezadowolenie innych, właśnie gustami.
UsuńDeneve jest jedyną osobą, którą wytłumaczyłam tym argumentem. Was tłumaczę nieznajomością treści. Jeśli reszta komentujących zapoznałaby się z opowiadaniem - nie zaś jego fragmentami tudzież oceną - i wtedy uznała, że jest beznadziejne, w życiu nie zarzucałabym nikomu odmiennego gustu.
UsuńNie potrzeba zaznajamiać się z treścią czegoś, co widać po fragmentach, że jest baardzo słabe. Szybko można zauważyć styl autora i jego warsztat. I to właśnie buduje poziom opowiadania.
UsuńTak mi się skojarzyło: filmweb.pl i typowe "nie widziałem, ale jest pewnie beznadziejne, bo gra w nim ten i ten"/"widziałem trailer, na pewno będzie super!"/"o nie, reżyserem jest ten i ten, jego poprzednie filmy były straszne, więc na ten nie warto iść", a także przesławne: NIE WIDZIAŁEŚ=NIE OCENIAJ : ) A fragmenty mogą być lepsze i gorsze. Koniec dyskusji, do widzenia.
UsuńTo teraz zastanów się nad przekazywaniem informacji przez literaturę, a film. Różnica kolosalna. Nadal widać nie rozumiesz po czym ocenia się TEKST.
UsuńCzy jeśli teraz napiszę, że w tym wypadku przecinek przed "a" mi przeszkadza i czyni Twoją wypowiedź nieczytelną, będę dokuczliwa czy uznamy to za przypomnienie? ;) (żartuję, nie przeszkadza mi to). Wiem, o czym ocenia się tekst - podparłam się filmwebem, bo tam zawsze używają tego stwierdzenia, które według mnie jest słuszne. I niezależnie od tego, czy słuchamy/oglądamy/czytamy - jak się nie zaznajomiło z treścią, lepiej się nie wypowiadać. Bo ktoś pracuje nad czymś latami, a Ty lecisz na łatwiznę i przeglądasz najgorsze fragmenty w pięć minut, a potem oceniasz na tej podstawie całą twórczość. Tak się nie robi, przynajmniej w mojej opinii.
UsuńEch ok, możesz tak na to patrzeć, ale nie zmienia to faktu, że po krótkim fragmencie można ocenić całość.
UsuńFM STONE, nie wiem, jak inni, ale ja nie muszę np. czytać "Pięćdziesięciu twarzy Graya", żeby na 99% wiedzieć, że choć książka ma swoje fanki, to, obiektywnie rzecz biorąc, jest straszliwym gniotem. Wystarczy, że przeczytam opinie wiarygodnych recenzentów i zerknę na garść fragmentów dostępnych w sieci. Tak samo ufam pozytywnym recenzjom, o ile pochodzą ze sprawdzonego źródła. Podobnie jest z Twoim opowiadaniem. Ufam Den jako oceniającej i wierzę w jej wyrobienie literackie, ponieważ przeczytałam wystarczająco wiele ocen w jej wykonaniu. Widząc kolejną ocenę popartą konkretnymi przykładami/cytatami, nie mam powodu zakładać, że oceniająca kierowała się wyłącznie subiektywnym gustem albo, nie daj boru, wyciągnęła te cytaty na siłę, żeby przeforsować odgórnie narzuconą tezę, typu "opowiadanie ssie".
UsuńTo raz. A dwa – każda potwora znajdzie amatora, więc nie dziwię się, że i Twoje opowiadanie, i opka znacznie gorsze od niego mają swoich wiernych fanów. Tylko czy to naprawdę powinien być dla Ciebie sygnał, że w związku z tym już nic w tekście nie mogłoby zostać napisane inaczej/lepiej, a ewentualną krytykę należy sobie tłumaczyć prywatnym gustem oceniającej? Mam nadzieję, że kiedy już ochłoniesz po pierwszej fali krytyki, zastanowisz się na spokojnie, co Deneve tak naprawdę miała Ci do przekazania i co możesz z tym fantem zrobić. Pozdrawiam i trzymam kciuki za rozwój w dobrym kierunku.
A ja podtrzymuję, że bez przejrzenia dokładnie sprawy nie powinno się jej oceniać ani kierować opinią innych, choćbyśmy nie wiadomo jak im ufali. Sędzia też ma od razu wydać wyrok, bo zdaniem jego kumpla prokuratury, który nigdy się nie myli, ktoś był winny? Nawet, jeśli wszystko wskazuje na to, że coś było gniotem, żeby mieć prawo to oceniać, należy się temu osobiście przyjrzeć. Ludzie mogą się mylić, jednemu może się coś spodobać, innemu nie. Postaw się na moim miejscu - wszyscy oceniają moje opowiadanie na podstawie czyjejś opinii tak, jakby sami je dokładnie przeczytali.
UsuńTak bardzo smuteczek :(
Usuń-A
Sirius biznes tak bardzo :(((
OdpowiedzUsuńZ czyjej strony? :c
UsuńMam głupie pytanie: czy jak teraz poddam dyskusję, bo czuję, że takie przepychanki nie są na moje siły, to będzie źle wyglądało? :c
OdpowiedzUsuńNo wiesz niektórzy mogą uznać że zabrakło ci argumentów i autorka bloga wygrała ;-;
Usuń-A
Właśnie tego się boję .___. Moja hejterska reputacja zostałaby poważnie naruszona :P
UsuńTylko nie to! ;-;
Usuń-A
Deneve, nie martw się. Może autorka pierwsza się wycofa, a twoja reputacja pozostanie nienaruszona. ;)
UsuńZawsze możesz powiedzieć "MAM PRAWDZIWE SZYCIE, A WY NIE!!!111oneoneone!1"
UsuńNie, serio, pasuję w tej dyskusji, bo nie mam siły na kopanie się z koniem ;)
UsuńKuro: problem w tym, że ja wiem, że czegoś takiego nie posiadam :(
Cześć! W związku z rezygnacją Q mam pytanie: czy Leleth i Gayaruthiel miałyby coś przeciwko, gdyby blog sensacyjne.blogspot.com znalazł się u nich w kolejce? I to najlepiej na samym końcu mimo daty zgłoszenia, ponieważ chciałabym wprowadzić parę zmian. Widzę, że nie macie wolnej kolejki, a oceny pojawiają się często, ale liczę na to, że uda mi się wyrobić. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCzesc! Chodza plotki, ze twoj blog jest mocno... nietypowy ;) Leleth mowi, ze nie do konca trafiasz w jej klimaty, ale mimo wszystko sprobuje rzucic okiem na jedna notke lub dwie - to zazwyczaj wystarczy, by wypowiedziec sie na tematy stricte jezykowe. Ja przeczytam wszystko od deski do deski, a w razie klopotow z ocena, poprosze kogos z naszej ekipy o wsparcie. Gdybym mimo to wymiekla, na pewno dam ci znac. Dam ci tez znac, kiedy przerobimy obecna kolejke i dojdziemy do ciebie, w komentarzu na twoim blogu. Odpowiada ci takie rozwiazanie?
UsuńWidzę, że jesteś przygotowana na każdą ewentualność :D Oczywiście zgadzam się na takie rozwiązanie, bo potrzebuję trochę czasu, by ucywilizować tekst, a mam parę technicznych rzeczy do zrobienia. Cóż, moje opowiadanie jest nietypowe, ale tylko na tyle, na ile może być opowiadanie ;) Pozdrawiam!
UsuńPonieważ Q zrezygnował, mam pytanie, czy Broz-Tito byłaby zainteresowana oceną bloga : http://agency-of-white-magicians.blogspot.com/?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Broz nie ma nic przeciwko, przeniosłam Cię do jej kolejki.
UsuńBloga przyjęłam, ocenię go, gdy skończę ocenę, którą teraz piszę, więc podejrzewam, że możesz jeszcze trochę na ocenę swojego bloga poczekać. Mam jednak nadzieję, że nie będzie to stanowiło problemu.
UsuńPozdrawiam,
Broz-Tito
Czytałam już wiele gównoburz i gównomżawek z udziałem szanownych użytkowników foruma, w porażającej większości przypadków zawsze biorę popcorn i kibicuję Jedynemu Słusznemu Frontowi Walki z Opkowatością, ale teraz zwyczajnie coś nie pozwala mi się z wami zgodzić.
OdpowiedzUsuńNie czytałam opowiadania, jedynie ocenę i bieżącego shitstorma i muszę stanąć po stronie autorki. W tym jednym konkretnym przypadku mam wrażenie, że Den i reszta na siłę próbują zrobić z dziewczyny awanturniczą aŁtoreczkę, która przybiegła tutaj z Czarą Świętego Oburzu, którym próbuje chlustać wam po oczach. Tymczasem to z waszych komentarzy bije więcej złych emocji (no, autorka tez ma swoje za uszami, niektóre z uwag, mimo tego, że podyktowane pulsującą żyłką na czole, nie powinny mieć miejsca).
Może faktycznie samo opowiadanie (jak już wyżej wspomniałam - nie czytałam) i jego przekaz nie są tak czytelne, jak chciałaby tego główna zainteresowana, ale jedno wiem na pewno (nie mam pojęcia, czy świadczy to o moim niewyrobionym guście literackim, zwyczajnej ignorancji czy może po prostu o głupocie) - czytając tę ocenę, nie mogłam się opędzić od wrażenia, że główny bohater jest świadomie wykreowany na socjopatę. On nie ma być lubiany i rozumiany. Ma służyć jako model obrazujący pewien istniejący typ ludzi i jako taki pokazywać, że to nie jest normalne, dobre i właściwe. A skoro wyciągnęłam taki wniosek na podstawie lektury samej oceny opowiadania, to chyba pozwala mi uznać, że to co chciała przekazać autorka nie jest ukryte aż tak głęboko, jak uważacie?
Ale ostatecznie - nie wiem, nie znam się, niewyrobiona jestem, o!
Aartz
Ja już wiele razy pisałam, że może jestem głupia i się nie znam, ale serio nie widzę tego, co autorka starała się w tym opowiadaniu przekazać. Mam takie zdanie i tego się będę trzymać. Nie, nie chodzi o to, by z autorki zrobić ałtoreczkę w oczach całego świata, tylko o to, że uszami wychodzi mi już jej wtykanie "nie lubisz sarkazmu, dlatego moje opowiadanie ci się nie podoba" - sarkazm lubię, ba, zdarza mi się nawet nim posługiwać, ale po prostu nie widzę w tym opowiadaniu sarkazmu.
UsuńNie chodzi więc o to, że opowiadanie jest takie, a nie inne, ale właśnie sposób, w jaki autorka wpycha nam do ust słowa, których nie powiedziałam. Tak samo chodzi mi o sposób przekazu tego opowiadania, dla mnie nie jest ono napisane w sposób jednoznaczny, który pozwoliłby mi wyciągnąć takie wnioski jak Tobie (albo inaczej, dla mnie jest ono jednoznaczne w inny sposób i już pod koniec oceny zaznaczyłam, że pewnie gdyby autorka zdecydowała się na inny sposób narracji, wyszłoby to o wiele lepiej, bo moim zdaniem ona nadal jest, zaskoczę wszystkich, gimbazjalna i po prostu do mnie nie trafia).
Nigdzie nie napisałam też, że FM STONE powinna się zgodzić ze wszystkimi moim argumentami, bo doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem nieomylna, ale po jej komentarzach naprawdę ciężko mi nie odnieść wrażenia, że albo wciśnie mi do głowy swoje zdanie, albo zginie, próbując.
Naprawdę nie mam sobie nic do zarzucenia w całej dyskusji poza szorstkim tonem. Tym niemniej nie uważam, żebym w jakikolwiek sposób uraziła autorkę. Nigdzie jej nie uraziłam i raczej krytykowałam jej dzieło, a nie ją jako osobę.
just sayin'
moimi *
Usuńz głodu zjadłam literkę, taka smakowita była
Skoro Orszula zrezygnowała, proszę o przeniesienie mnie do kolejki Broz. Pozdrawiam i dziękuję za informację :)
OdpowiedzUsuńNie przebrnęłam przez wszystkie komentarze, więc nie wiem, czy ktoś już o tym wspominał, ale w jednym miejscu imię bohatera jest źle odmienione ("w Jace'u").
OdpowiedzUsuńZakładając, że imię "Jace" wymawia się jak "Dżejs", to w miejscowniku powinno być "Jasie". Wygląda obrzydliwie, ale tak ma być. "Jace - o Jasie" jak "Bruce - o Brusie", patrz np. tu: http://poradnia.pwn.pl/lista.php?kat=9&szukaj=fonetyczny