sobota, 26 października 2013

0045. zyciowydylemat.blogspot.com

Miejscówka przyzywającego: Życiowy dylemat
Przedwieczna: Broz-Tito

Szata graficzna: cóż, odmówić nagłówkowi prostoty nie jestem w stanie, chociaż raczej nie zostanę jego fanką – sądzę, że trochę tam za dużo tych mądrych myśli. I ta przygaszona czerwień też niespecjalnie zgrywa mi się z błękitem. Natomiast reszta bloga jest dosyć schludna. Niemniej jednak nie rozumiem i rozumieć nie będę, czemu tyle elementów znajduje się w bocznej kolumnie: są podziękowania za komcie, informacje o współpracy (chociaż istnieje tak zatytułowana zakładka – pojęcia nie mam, czemu tego tam nie dałaś), jest archiwum, linki do innych twoich stron (które również mogłaś wrzucić na podstronę), obserwatorzy, statystyka… Najmniej jednak rozumiem zasadność obecności translatora Google, który w ogóle nie ma sensu jako blogaskowy gadżet, oraz jakiegoś dyplomu i buttonu – to również mogłoby zostać schowane na podstronie, gdyż w obecnym kształcie boczna kolumna wygląda, jakby nie miała końca.

Łups – część 1 i 2
To, że tekst jest miniaturką, wcale nie znaczy, że font też ma być mikroskopijnych rozmiarów.
Walcz, albo giń! - zawołała, niespodziewanie wykonując pchnięcie.
On był jednak na to przygotowany.
- Prędzej ty zginiesz! - odkrzyknął, atakując drugim mieczem.
- Mógłbyś zostać rzemieślnikiem - stwierdziła parując, jego cios.
- Ale idę do skrytobójców. Niedługo zaczynają nabór - odparł, uchylając się przed pewnym trafieniem - Wiesz co? Wstąpmy do gildii razem - dodał, jakby ta myśl nagle wpadła mu do głowy.
Oświeci mnie ktoś, czy istnieje jakiś związek przyczynowo-skutkowy między „prędzej ty zginiesz!” i machnięciem mieczem, a stwierdzeniem „mógłbyś zostać rzemieślnikiem”?
Ogołocenie, to nie jest odpowiednie słowo, sir. – Przecinek przed to jest zbędny.
Po za tym – Poza tym.
Tak siostrzyczko – Przecinek. Przed wyrazami w wołaczu lub w funkcji wołacza stawia się przecinek.
Nawet jeśli Vetinari nie zdawał sobie sprawy, że jej dotyczy. – Co jej dotyczy? Vetinari? odparł chłodno, Vetinari – Bez przecinka.
Vimes'owi – Zbędny apostrof.
Jest, ktoś w środku? – Superzbędny przecinek strikes back!
Świst bełtu tnącego powietrze, sprawił że odwróciła głowę. – Przecinek dopiero po sprawił.
Z cienia jego szaty widać było – Z cienia szaty? Chyba raczej spod.
ZUPEŁNIE JAK COT Z CHESHIRE. – Kot.
Miniaturka dialogami stoi. I krótkimi, rwanymi zdaniami. Piszesz opowiadanie, nie telegram, nie masz ograniczenia znaków, naprawdę. Nazywając coś miniaturką nie musisz, humpf, nie pisać niczego. Bo nie napisałaś niczego, mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę. No, chyba że podczas pisania stał nad tobą kat i batożył rzepą za każdym razem, gdy miałaś ochotę wrzucić jakiś opis. Nie wiemy, jak wygląda miasto, a jak bohaterowie, w zasadzie nie znamy też ich myśli. Ale nie tylko przestrzeń jest tu kompletnie zaburzona, także czas: kolejne części zdają się mieć ze sobą bardzo mało wspólnego, a w niektórych przypadkach (głównie w części pierwszej) dopiero po chwili orientowałam się, że pomiędzy jedną a drugą sceną minęło parę lat.
Do tego bohaterowie to chodzące enigmy „wiesz, że muszę to zrobić” (i nie wyjaśniamy co, bo to przecież too mainstream), „wiesz, o czym muszę zapomnieć” (ale za Chiny nie dowiemy się, o czym) i tak dalej, i tak dalej. Zdaje mi się, że nie rozumiesz tego, że pisanie ffka nie zwalnia cię z przedstawienia postaci i świata. Nie zrobiłaś ani tego, ani tego.
Emocji w tekście nie było nawet na lekarstwo, ani napięcia, ani tajemnicy. Tekst był o niczym, los bohaterki – w związku z tym, że nie wiem, kim jest i jaka jest – obchodzi mnie mniej niż zeszłoroczny śnieg. Bardzo mierna warsztatowo miniaturka, bardzo mierny fik.

Most zakochanych
I tak co roku. Co roku tydzień przed świętami moi rodzice zamieniają się w generałów wydających polecenia i coraz więcej wymagających. – Powtórzenie.
To moja kuzynka. Przyjechała z Niemiec w odwiedziny do kuzyna, czyli mnie – Ona jest moją kuzynką, a ja jestem jej kuzynem, ona przyjechała do mnie, do SWOJEGO KUZYNA w odwiedziny, a masło jest maślane. Czy bohaterka jest tak tępa, że nie skojarzy pokrewieństwa, jak jej się tego dwa razy nie powie?
I znów – tekst krótszy od paragonu z Biedronki. Emocji – zero, chociaż opowiadanie jest – teoretycznie – o odzyskanej, lukrowej, słodkiej i na pewno Wielkiej przez duże WU miłości. Mimo wszystko każde słowo w tym tekście to emocjonalny poziom basic minus, co znaczy, że twoi bohaterowie są bardziej płascy od naleśników, wycięci nie tyle z cienkiej tekturki, co z celulozy, ergo: nawet pantofelek ma bogatsze życie wewnętrzne. Chociaż nie, nie wiem nic o życiu wewnętrznym pantofelka, byłoby to pewnie dla niego obrazą. Ale z drugiej strony nie wiem też nic o przeżyciach bohaterów. W związku z tym wychodzimy na zero. Piękne, tłuste zero, wielkie nic.


Opowiadanie jest koszmarnie płytkie – wiadomość o tym, że kuzynka Alexa zginęła w wypadku wywołała we mnie mniej emocji od informacji, że Tomasz Lis stanął przed komisją etyki za paskudną kryptoreklamę – a wiedz, że problemy pana Lisa obchodzą mnie tak mało, że mniej nie mogą.
Opisy i próba przedstawienia świata ponownie w tym tekście nie istnieją, bohaterowie bez twarzy poruszają się w kompletnej pustce i sami są puści jak wydmuszki.
Znów jest biednie, czekam na poprawę.

Jestem Bogiem
Błysnęły kły… nie, to były miecze. Ostre miecze ze złotą rękojeścią – Wszystkie miecze miały jedną rękojeść? Bo tak wynika ze zdania – technicznie jest to natomiast niemożliwe.
Tata za niedługo przyjedzie. – Bez za.
Ale… Ale… OSOCHOZI?
Już po tych kilku tekstach widzę, że kompletnie nie rozumiesz istoty krótkiej formy literackiej. Pozwól, że wytłumaczę – jeszcze raz i na spokojnie:
Po pierwsze – nikt nie liczy ci wersów. Opowiadanie może liczyć spokojnie i 200 stron znormalizowanego maszynopisu, a nadal będzie krótką formą. Serio. Niepotrzebnie szatkujesz tak tekst i przedstawiasz tę samą sytuację z dwóch różnych punktów widzenia. Jeśli wnosiłoby to coś nowego, to proszę bardzo, nikt nie broni. Ale u ciebie to jest bezcelowe, nie dostarczasz żadnych nowych informacji, powtarzasz jeszcze raz te same gesty i słowa, tyle tylko, że widziane oczami innego bohatera.
Po drugie – w krótkiej formie nie chodzi o to, by wrzucić czytelnika w nieznaną mu sytuację, świat i opisać jedną scenkę – tak samo, jak w przypadku innych form, świat oraz bohaterów trzeba stworzyć od podstaw, a potem umiejętnie (to znaczy: w miarę dokładnie i z detalami) przedstawić. W Jestem bogiem pojęcia nie mamy, kim jest główna bohaterka ani o co chodzi z czyhającymi na nią Tytanami. Szczerze przyznam, że przez pół tekstu myślałam, że jej facetem jest ten jakiś Michael, nie John (którego śmierć – ponownie – guzik mnie obeszła). Podobnie kuleje świat przedstawiony – nie wiemy, w jakiej epoce rozgrywa się akcja opowiadania, w związku z czym uzbrojeni w miecze tytani w zestawieniu ze sprzętem elektronicznym i błyskawiczną herbatą powodują lekkie zagubienie. Co więcej – pojęcia nie mam, do czego nawiązujesz. Do mitologii? Na to wskazują tytani, ale już nie imię ich władcy – choć ten jest określany „bogiem”. Do fantasy? Jeśli tak, to jakiego rodzaju? Do komiksu? Którego i dlaczego? Jakiejś książki?
Z innych informacji: znów emocjonalna pustka. Słowa, słowa, słowa, ale emocji ani grama. Wynika to z kiepskiej ekspozycji postaci – nie umiem wczuć się w ich sytuację, więc nie umiem przejąć się ich losem. Ani mnie grzeją, ani ziębią. Umrą? Mnie to Tito, mogą umierać wszyscy i po pięć razy, przecież tymi śmierciami nie przejmują się nawet inni bohaterowie twojego tekstu – a przynajmniej tak się zachowują.
Bardzo mierny, bardzo szkolny styl, drętwe dialogi, brak emocji. Na razie jest słabiutko.

Każdy kiedyś umrze
Była to szczupła istotka o wielkich, czekoladowych oczach i burzy loków. – W oczach miała te loki?
Dziewczyna podeszła do komody i wyciągnęła dżiny oraz za duży podkoszulek – Czy te dżiny spełniły jej życzenie i zamieniły się w dżinsy?
Stare problemy: bohaterka opowiadania jest umierająca, ale ja nie potrafię się przejąć jej losem – dałaś jej trochę za dużo nieszczęść na raz: anemia, łamliwość kości, białaczka, guz mózgu – serio, ta bohaterka powinna już być dawno martwa. Źle skonstruowane, nijakie postacie; opisy przeżyć wewnętrznych i uczuć praktycznie nie istnieją, co nie dodaje temu płaskiemu tekstowi głębi – podobnie jak wyświechtane frazesy w stylu „och, każdy kiedyś umrze”.

Plan
Miniaturka na 4 strony Worda to koszmarnie krótka miniaturka, a nie długa. Potwierdza się moja teza, że nie masz pojęcia, czym jest krótka forma.
Zamknął dzienniki i odłożył go na biurko – Dziennik.
Ta dziewczyną okazała się siostra Andrzeja. –Tą, siostrą.
Głębia emocjonalna bohaterów waha się gdzieś w okolicach głębokości przeciętnej kałuży – znów nic o nich nie wiemy, podobnie jak o ich otoczeniu. Ale nie będę się powtarzać, ciągle masz te same problemy.

Rodzinna tajemnica
Sprawa wydawała się prosta: młoda kobieta porzucona w parku w samej koszulce nocnej, wszystkie poszlaki wskazywały na narzeczonego. Ale… to był już drugi taki przypadek. – Wyjaśnijmy sobie jedno: policjanci są na miejscu zbrodni, widzą trupa i od razu mają poszlaki, które prowadzą do narzeczonego ofiary? To tak nie działa, nawet w W11. Najpierw muszą wiedzieć, kim jest ofiara, jak zginęła, czy rzeczywiście została tu przyniesiona, muszą sprawdzić rodzinę, znajomych…
– To córka Mordoka! Tak, tego Mordoka – odpowiedział na niezadane pytanie. – Szkoda, że my nie wiemy, kim jest Mordok. Jeśli podajesz jakąś informację, powinnaś ją wyjaśnić, bo żaden z czytelników nie siedzi w twojej głowie.
- Owszem. – Nie oderwała oczu od tekstu. - Jedyna rzecz, jaka je różni, to sposób w jaki umarły. Laura zginęła w skutek postrzału w serce, ale Anastazja została otruta a rana postrzałowa jest pośmiertna. – A nasz Sherlock w spódnicy odgadł to, bo…? Przecież Sara widziała tylko zdjęcia z miejsca zbrodni, nie czytała raportu patologa.
Ci prywaciarze, dybią na nasze sprawy jak sępy. – Dziko rosnące przecinki widzę.
Chciała zadać kila pytań – Kilka.
To nie ulega żadnym wątpliwości. – Eee... Co?
Stworzyłaś popisową Mary Sue – twoja bohaterka wszystko wie najlepiej, jest ładna, inteligentna, morderstwo bada nawet nie będąc w zespole, który tym się zajmuje, a do tego robi to w ciągu kilku dni, z palcem w nosie.
Ktoś tu przedawkował procedurale, ewidentnie. Nie ma tu co prawda maszyn robiących PING i podających z DNA spod paznokci ofiary sprawcę zbrodni jak na talerzu, ale badanie dwóch morderstw idzie bohaterom zdecydowanie zbyt gładko. Główna bohaterka wyciąga wnioski z odwłoka, raport patologa pojawia się rach-ciach, wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą… Szkoda, że tak się nie da w prawdziwym świecie.

Jestem kleptomanką
- Skąd miałam na nią pieniądze?
Kiwnęłam głową. Dziewczyna chwilę się zastanawiała, ale w końcu powiedziała prosto z mostu, jak jest.
- Ukradłam.
Doprecyzowałabym. Odpowiedź wskazuje, że koleżanka bohaterki ukradła pieniądze, potem wychodzi jednak na to, że ukradła bluzkę.
Właściwie nie rozumiem, jaka jest idea tekstu, jaka jego oś – dotykasz jakiegoś problemu, ale nie wchodzisz weń głębiej – poruszasz się na jego powierzchni. Magda uważa kradzieże za świetną zabawę, chociaż na początku tekstu była zaszokowana, że ktoś tak może robić – w tej miniaturce nie ma momentu, w którym postawa bohatera się zmienia, nie ma odczuć Magdy wobec siebie, żadnych dylematów, jest za to sporo lekceważenia ludzi wokół i sprowadzenia problemu do „sieciówki/kupujący w nich są bogaci, to że zabiorę im jedną bluzkę nie sprawi, że zbiednieją” – więc pytam: PO CO?

Jutra nie będzie
Że nie będę kolejnym trofeum do jego kolekcji. – W, nie do.
Patrzałam – Patrzyłam brzmi jednak nieco bardziej naturalnie.
Niezastąpiona Kura rzecze:
"Czułam się niezbyt komfortowo ze świadomością, że doprowadziłam do tego." – Kurwa żeż mać, "niezbyt komfortowo" to się można czuć ze świadomością, że oczko poszło w rajstopach, a nie, że się doprowadziło do śmierci drugiego człowieka...
Czy to tylko ja, czy ten tekst jest koszmarnie przedramatyzowany? To nawet nie jest teen drama, to jest jakiś niezidentyfikowany potwór. Pozwólcie, że przedstawię to za pomocą schematu:
Facaet-podrywacz całuje bohaterkę -> cały „związek” to ten jeden pocałunek -> facet się do niej nie odzywa, więc ta przychodzi do szkoły ubrana w ładną sukienkę -> facet stwierdza, że dziewczyna go zraniła (WTF, autorko, WTF), więc w werterowo-kordianowo-debilnym stylu rzuca się z mostu -> bohaterka po latach przeżywania tego wydarzenia sama popełnia samobójstwo -> wyciemnienie, kurtyna opada. 

Przepraszam, że pytam, ale: JA PITOLĘ, SERIO?!
Ja rozumiem, nastoletnie dramaty, odrzucenie przez faceta, to się jednak przeżywa, młode serduszko jest złamane i tak dalej, ale… ale… No… Aż tak? Przecież oni nawet ze sobą nie byli, gościu cmoknął ją raz, porwany romantycznością piosenki, autorko, to nie jest ZWIĄZEK. Powód do samobójstwa też miał znakomity: bohaterka przyszła do szkoły w ładnej sukience, podobno bohaterowi na złość. Ale co tak właściwie jest tam „na złość”? Facet miał jej zazdrościć sukienki czy co? Bo nie rozumiem.
Serio, nie jest też możliwe, żeby uznać utonięcie za wypadek na torze wyścigowym. Szczerze mówiąc, mogłabym się teraz rozpisywać o tym, że robi się sekcje zwłok i tak dalej, ale powód mojego zaskoczenia jest raczej dosyć prosty: żaden tor wyścigowy nie znajduje się ani w rzece, ani na rzece. A trupa musiano odnaleźć blisko niej. Ewidentnie utopionego, bo jak się skoczy do rzeki i się udusi, to ciało wygląda całkiem inaczej od takiego, które jest zmasakrowane po wypadku czy zderzeniu.

Życie za życie
Jestem kamiennym bólem zawieszonym w pustce miłości- doskonale nieprzemakalnym. – Kamienny ból, nieprzemakalny… Kamienny ból… Nieprzemakalny. Wiesz co? Metafory są fajne, ale jest jeden warunek: muszą mieć sens. Ta nie ma.
Ostatni dzień roku szkolnego. Ostatnia lekcja. Ostatnia minuta. I oto dzwonek – ostatni.
Towarzyszy mu krzyk studentów witających wolność, jakby byli skazanymi na dożywocie więźniami, niespodziewanie obdarowanymi łaską amnestii.
Na uniwerkach nie ma dzwonków, a rok akademicki kończy się sesją egzaminacyjną, wtedy zajęcia się nie odbywają. I jakoś nie widziałam, żeby studenci mieli w zwyczaju wybiegać stadnie z sal z dzikim rykiem. Przy tych setkach, które studiują na różnych wydziałach, byłoby to z pewnością interesujące wizualnie, ale trochę trudne komunikacyjnie. Ludzie by się zadeptali.
Urodziłem się w jego pierwszym dniu, dorosłem i zestarzałem się w dwieście dni, teraz czeka mnie jeszcze sąd ostateczny – świadectwa – Naprawdę, autorko, ja wiem, że jesteś jeszcze bardzo młoda, może ta wiadomość cię uszczęśliwi, a może zawali się twój światopogląd, ale na studiach nie dostaje się świadectw na koniec roku. Są – ewentualnie – wpisy do indeksów, a co kilka lat zdobywa się dyplom i tytuł naukowy, ale to dopiero wtedy, jak się napisze pracę i się ją obroni na egzaminie.
Sam tekst: emocjonalnie pustka, moje przejęcie się losem bohaterów jest grubo poniżej zera, tekst jest przedramatyzowany, gra na emocjach w sposób jeszcze mniej wyrafinowany i sprawny, niż to robią telenowele.

Space
Dziękuję, pani- odpowiada karnie dziecko. – W tym przypadku bez przecinka, bo dziękuję (komu? czemu?) pani – Z przecinkiem brzmi to tak, jakby kobieta sprzedająca jabłka była właścicielką dziecka albo udzielną księżną.
Dziś już nikt o zdrowych zmysłach nie wierzy przecież, w tezę Dobrengaiego. – A ten przecinek jest tu bo…?
mimo, że – W konstrukcjach takich jak mimo że, chyba że nie stawiamy przecinka przed że, ale przed mimo/chyba.
kiedy ubiera skórzaną kurtkę – W co ubiera tę kurtkę? W spódniczkę? Wytłumaczę jeszcze raz: UBIERAĆ można SIĘ/KOGOŚ W  COŚ, ewentualnie ubrania można jeszcze ZAKŁADAĆ lub WKŁADAĆ – samo ubierać coś jest błędem.
NOMUJBORZE, NARESZCIE. Nareszcie ciekawy tekst, z ciekawym pomysłem, z w miarę dobrym wykonaniem i postaciami, które nareszcie posiadają jakąś psychologiczną głębię.
Oczywiście zawsze może być lepiej: to, czego jeszcze temu tekstowi brakuje, to rozbudowanie teorii o równoległych wszechświatach, które z pozoru są identyczne – serio, wycinek z artykułu na ten temat nie załatwia sprawy. Przydałoby się również dokładniejsze omówienie zasad działania świata, jakim jest Eredhi, razem z jego technologią, rozwojem społecznym i programem kosmicznym oraz prawami fizyki w ogóle. Jeśli chodzi o bohaterów, to zdecydowanie dokładniejsze zarysowanie postaci matki oraz wyjaśnienie, kim w zasadzie są ludzie, których Mel spotyka, też by nie zaszkodziło – szczególnie ten nowo mianowany kapitan wzbudził moje zainteresowanie, a nie dowiedziałam się o nim niczego nowego.
Niemniej jednak ten kierunek, w stronę którego zmierzał ten tekst, był bardzo dobrym kierunkiem.

Hydriewerke wczoraj i dziś – część 1 z 3, na razie jedyna, która się ukazała
No bez żartów – babol w tytule. Poprawna nazwa tej fabryki w języku niemieckim to HydrieRwerke.
Nie, nie „inwazja na Normandię”, tylko „lądowanie w Normandii”, na wszystkich bogów! A poza tym, pozwól, że grzecznie zapytam, jaki związek ma Normandia z Policami, oprócz tego, że fabryka dostarczała paliwo dla wojsk niemieckich? No przecież żaden. Tym bardziej, że grupy rekonstrukcyjne w Polsce zajmują się rekonstrukcjami bitew, które odbyły się na terenie kraju, mają polskie umundurowanie itd. Jak zrozumiałam, chodzi o zrobienie imprezy z polskimi grupami i Normandią – to się nie składa w nijaką całość. Oczywiście, znalazłoby się tu dalekie powiązanie z Sosabowskim i jego spadochroniarzami, ale to przecież Market Garden i Holandia, nie Normandia.
Poza tym, ja znalazłam informację, że w czasie wojny w Policach były tylko cztery obozy, nie osiem. Możesz podesłać link, gdzie znalazłaś notkę o tych obozach?
nie świecić po syficie – Suficie.

Wspomnienia
A jednak, ta miniaturka to powrót starych problemów: powierzchowność, przedramatyzowanie, mało treści, dużo pitolenia o niczym.
I kompletnie nie rozumiem, dlaczego wszystkie zaimki dajesz wielką literą. To zwykło się robić, gdy się pisze o Bogu albo w listach. To nie jest żadna z tych dwóch rzeczy.

Sentymentalnie
włosach w kolorze ciemnego blond – Blondu.
Moje szerokie ramiona przyciągają uwagę, ale to normalne u osób, które przez wiele lat pływają. – Wyszło na to, że to osoby, które od wielu lat pływają, przyciągają uwagę, a podobno chodziło o ramiona.
Czasem jestem milutka jak owieczka – Właściwa fraza to być potulnym jak owieczka.
Ten tekst – a właściwie opis – niczego nie wnosi. Nie bardzo rozumiem, jaką ma w zasadzie spełniać funkcję. Co jest w nim sentymentalnego? Ja nie doszukuję się tu niczego takiego. Brzmi to jak opis do zakładki, nic więcej.

PS. Kocham Cię
Tata nie ma z nią kontaktu, a ze mną ledwo go utrzymuje. – Ale kto? Tata? Bo tak wynika ze zdania, a chyba chodzi o Karinę.
Sprawy związane z pogrzebem dłużyły się niemiłosiernie. Daria podjęła decyzję o pozostaniu w Berlinie – Kilka zdań wcześniej miała studiować w Monachium. To bardzo głupie, nie pamiętać, co się napisało we własnym tekście.
Przed podróżą ostatni raz poszłam na cmentarz. Znalazłam tam skrawki listu od mamy, który podarłam po pogrzebie. Dziwne, ale skrawki układały się w napis: „PS. Kocham Cię”. Słone krople zaczęły spływać po jej policzku. – Po czyim policzku? Ktoś tam był oprócz bohaterki? Albo to, albo narracja ci wierzga i nagle zmienia się na trzecioosobową.
Widzę tu wyraźną inspirację PS. Kocham cię, które samo w sobie nie poraża głębią, jednak u ciebie jest to podwójny brak głębi – płasko, nijako, bez emocji, nie wiadomo, o co chodzi, kto kogo, z kim i dlaczego też nie wiadomo. Zdaje się, że bardziej niż ewentualne złe samopoczucie ojca twoje bohaterki interesuje to, że cudownym sposobem pojadą uczyć się za granicę – a więc mają empatię na poziomie ameby. 

Końcówka wygląda zaś jak przeklejona z innego tekstu i generalnie pasuje jak kwiatek do kożucha.

Przedstawienie czas zacząć
To opowiadanie to jakiś fik do serialu Disney Channel. Zapoznałam się z serialem, choć przyznaję, że dosyć pobieżnie, teraz czas na opowiadanie.
spojrzała w kierunku Chavez’a – Bez apostrofu, bo teraz wychodzi „czawea”, a nie „czaweza”, jak powinno.
ponieważ tą całą romantyczną chwilę – Tę.
Nie ważne – Nieważne.
Problemy takie, jak zawsze: psychologicznie płasko i nieprawdopodobnie, i nawet fik do teen dramy tego nie tłumaczy. Ja wiem, że w tego typu produkcjach gra się stereotypami, ale nawet postaciom pod nie podpiętym daje się jakieś cechy szczególne – u ciebie tego nie ma. Albo ktoś jest tak zły, że aż komiczny, albo tak dobry, że spodziewam się jednorożców, tęczy i innych tego typu rzeczy. Generalnie bohaterka na głowie kwietny ma wianek, nad nią lata motylek, a przed nią bieży baranek, a na dodatek nie zostawiasz przy tym miejsca choćby na najmniejszą ryskę, na jakiekolwiek psychologiczne prawdopodobieństwo. Zresztą, co ja gadam! Violetta w tym opowiadaniu w ogóle nie ma ŻADNEGO charakteru, jest mdła i nieważna, a podobno to ona jest tu bohaterką. Główny zaś bohater powinien mieć głębię, ale opisami tego nie osiągnęłaś – poza tym nie wyjaśniłaś, co się właściwie z nim stało i jak zginął. Leona też usunęłaś w niepamięć, więc w ogóle nie bardzo wiem, po co pojawił się w tym tekście.
Opowiadanie samo w sobie dialogami zaś stoi, a to, co właściwie w nim najważniejsze, załatwiasz kilkoma informacyjnymi zdaniami: bohaterka na koniec płacze, bo tak, kogoś usuwają ze szkoły, bo tak, miłość też w zasadzie wybucha na mocy Imperatywu. Nic nowego pod słońcem.

Życie za życie
Czy ja mam jakieś deja vu, czy już czytałam tu opko pod tym samym tytułem?
Eee… To jest to samo, co w poprzednim Życie za życie, tylko bohaterowie nagle zmienili imiona i narodowości. Gdzie w tym sens, autorko, gdzie sens? Pomijając już to, że jest to odgrzewany kotlet, po co nagle w tym kotlecie grzebać i zmieniać realia? Przecież tekst na tym niczego nie zyskuje.
Dialogi, opisy – to zupełnie to samo, zmieniłaś tylko imiona.
PO CO?
Nowe są początek i koniec, ale nie znaczy to, że mają znaczenie dla historii w środku.

Podsumowując:

Już ci wyłożyłam, na czym polega pisanie krótkiej formy i pisanie w ogóle, więc nie będę się powtarzać. Jeśli zaś chodzi o kwestie językowe: nie jest źle, a wręcz całkiem nieźle. Zdecydowanie musisz popracować nad interpunkcją, ale lektura naszego Necronomiconu lub strony słownika PWN powinna na to pomóc.
Nie bardzo rozumiem, po co pootwierałaś tyle cykli, skoro tekstów w nich nie spaja żadna idea, żadna myśl przewodnia. Tym, co może je ewentualnie łączyć jest to, że są dramatycznie o niczym i bardzo płaskie: zarówno jeśli chodzi o postacie, jak i o poruszane opowiadaniach tematy, ale z pewnością nie o to chodziło. Nie bardzo widzę więc sens publikowania ich w cyklach jako takich, skoro technicznie i treściowo to odrębne byty.
To, czego brak twoim opowiadaniom, to opisy: zarówno otoczenia, jak i uczuć. WSZYSTKIE twoje opowiadania opierają się na dialogach – nie tędy droga. Tak przy okazji wspomnę, że na początku myślałam, że oto objawił mi się blogaskowy geniusz i piszesz teksty w reistycznym nurcie – ale myślałam tak tylko do momentu pojawienia się pierwszego kulawego opisu przeżyć wewnętrznych (bo w reizmie takie opisy nie mają, że tak powiem, prawa się pojawić z samej definicji. No). Wzorem pisania opowiadań – jak na razie i jak dla ciebie – jest tekst Space: pojawiają się tu, choć we wciąż dosyć ograniczonym zakresie, wszystkie elementy, które powinny posiadać twoje teksty. Szczerze mówiąc, podczas lektury miałam wrażenie, że Space to dzieło kogoś innego, a nie powinnam tak myśleć, nie sądzisz? Niemniej jednak ta miniaturka to wciąż absolutne minimum i nad tym trzeba jeszcze pracować. Dużo i ciężko. Bardzo dużo i bardzo ciężko.
Autorko, chcę, żebyś wiedziała, że nie mam intencji odwodzić cię od pisania, absolutnie. Chcę ci tylko powiedzieć, że jeśli wybierasz sobie za temat swoich tekstów ludzkie nieszczęścia, to nie ma bata, rys psychologiczny i emocje w ogóle w tekście to konieczność. Jak na razie twoje teksty są suche, a taki jałowy tragizm staje się wręcz komiczny – przykładem niech będą pierwsze Życie za życie, Jutra nie będzie czy PS. Kocham Cię, gdzie przedstawione wydarzenia wcale nie są dramatyczne, one są wręcz kosmicznie kuriozalne. Dramaty przedstawiasz w sposób, który raczej zachęca do histerycznego śmiechu, ewentualnie masowania czoła biurkiem, niż budzi wzruszenie czy inną, głębszą, mocniejszą emocję. Nie sądzę, by taki był twój zamiar.
Musisz w jakiś sposób wczuć się w sytuacje, które przedstawiasz – ludzie dorośli nie mogą zachowywać się jak rozkapryszone bachory albo aktorzy w telenowelach, robiący dramę z niczego. Telenowele to nie jest dobry wzór, a na to wygląda, że czerpiesz z nich inspirację, nie tylko do fików – reakcje większości bohaterów są przedramatyzowane i sztuczne, ich drętwe kwestie brzmią bardzo, cholernie nienaturalnie, przykro mi. W ogóle, twoi bohaterowie zachowują się bardzo nienaturalnie, brak w nich jakiejś takiej głębi, pierwiastka ludzkiego, który pozwoliłby mi uwierzyć, że to, co przeżywają, naprawdę ich dotyka, naprawdę ich rani, a nie utwierdza w przekonaniu, że to bohaterowie z papieru i z papierowymi problemami.
Zbierając to wszystko zusammen do kupy: na dzień dzisiejszy drobne braki w interpunkcji, warsztacie, szkolny styl, brak emocji, płaskość oraz nijakość postaci i generalnie dosyć nieumiejętne przelewanie pomysłu na papier nie pozwalają mi na postawienie czegoś więcej niż jeden pomiocik. Niemniej jednak sądzę, że ciężka praca i doskonalenie warsztatu pozwoli ci pisać kiedyś wcale dobre teksty – Space był bardzo obiecujący, serio. 


2 komentarze:

  1. Czytając Twoją ocenę, byłam zadowolona, że ktoś w końcu wytknął mi błędy, jakie robię w opowiadaniach.
    Pierwszych tekstów nie skomentuję, bo nie mam nic na swoją obronę.

    Jednak "Hydriewerke..." nie może przejść bez obrony.
    W tytule jest faktycznie błąd.
    "Tym bardziej, że grupy rekonstrukcyjne w Polsce zajmują się rekonstrukcjami bitew, które odbyły się na terenie kraju, mają polskie umundurowanie itd." - Wielokrotnie bywałam na rekonstrukcjach bitew, z czego te w Policach niekoniecznie nawiązywały do tych, w których udział brały polskie wojska itd. Nigdy nie widziałam chociażby skrawka polskiego munduru na tych rekonstrukcjach (polickich), ale np.: szkockie czy niemieckie jak najbardziej.
    Osiem obozów wg książki, której teraz nie mogę znaleźć, ale Wikipedia również podaje osiem: http://pl.wikipedia.org/wiki/Fabryka_benzyny_syntetycznej_w_Policach
    Inwazja na Normandię wg historyków z mojej szkoły i mojego kuzyna, który bierze udział w rekonstrukcjach. Jeśli znajdę materiały dostarczone przez SKARB to powinna być tam też ulotka dotycząca jednego z przedsięwzięć rekonstrukcyjnych i inwazji na Normandię.

    "PS. Kocham Cię": żadnej inspiracji nie było, mimo że wskazuje na to tytuł, ale tak nie jest.
    Sprawdziłam jeszcze raz Twoją uwagę dotyczącą "[...]pozostaniu w Berlinie – Kilka zdań wcześniej miała studiować w Monachium. To bardzo głupie, nie pamiętać, co się napisało we własnym tekście."
    Daria miała studiować w Monachium, ALE "[...]podjęła decyzję o pozostaniu w Berlinie - nie chciałyśmy sprzedawać domu, a ona nie chciała odbierać mi szansy na karierę. [...]".

    "Życie za życie" II - jest rozbudowane, jednak to nie zmienia faktu, że jest poprzednim opowiadaniem.


    Wytknęłaś mi błędy, a ja wezmę Twoje rady do serca.
    Będę pisać dalej, jednak postaram się poprawić poprzednie opowiadania. Być może zgłoszę się do Was jeszcze raz po ocenę, jednak najbliższy czas poświęcę na poprawienie niedociągnięć, błędów, a w szczególności - dodaniu opisów.

    Clarie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, obronę Hydrierwerke przyjmuję. Jeśli w Policach są różne rekonstrukcje - zwracam honor. Jednak "inwazja na Normandię" jak dla mnie to dalej "lądowanie w Normandii". I dzięki za link.
      PS. Kocham cię - ach tak. No ok, to też przyjmuję.
      Kłaniam się,
      Broz-Tito

      Usuń