Miejscówka przyzywającego: Oszukać śmierć
Przedwieczna: Nefariel
Witaj, Nikumu!
Na starcie należą Ci się
przeprosiny – w końcu czekasz na ocenę już od bardzo dawna. Nie widzę sensu w
wypisywaniu wymówek na temat swoich problemów osobistych – napiszę więc tylko,
że z całego serca Cię przepraszam.
A teraz przejdźmy do wstępu oceny
właściwej.
Szablon jest bardzo ładny,
przejrzysty i – co najważniejsze – czytelny. U mnie nieco się rozjeżdża, ale
może być to kwestia przeglądarki. Chociaż nie powinnam może robić uwag
związanych z moim osobistym gustem, nie umiem się powstrzymać – Itachi ma tu
niesamowite spojrzenie.
Brawo należy Ci się za dwa pomysły
– po pierwsze „Lucens”. Wstawianie odniesień i nakłanianie czytelników do
odnajdywania to naprawdę ciekawa sprawa.
Po drugie i najważniejsze:
„Prolegomena”. To świetnie, że wymieniasz osoby, którymi się inspirowałaś,i
wprost fantastycznie, że pamiętasz o prawach autorskich!
Skoro te kwestie mamy już za sobą –
przejdźmy do części właściwej oceny. Oceny sponsorowanej przez Talibów, ruski
specnaz i film „9 kompania”. Skąd tak nietypowy wybór sponsorów – czytajcie, a
się dowiecie.
Widzę, że w introdukcji siliłaś się
na poetyckość. I stwierdzam, że wyszło Ci średnio: na tyle słabo, że kilka
rzeczy bardzo razi, ale na tyle dobrze, że obszerne fragmenty przekopiowałam do
przeglądarki – nie bierz tego do siebie, kwestia ograniczonego zaufania do
wszystkiego i wszystkich w internetach. Widać, że masz spory potencjał – nie
jestem wielką fanką ani znawczynią poetyckich tekstów, ale myślę, że jeśli
będziesz dalej pisać i czytać poezję, może być z Ciebie coś szalenie
wartościowego w tej materii. A co mnie zraziło do Twojej introdukcji?
Po pierwsze – sposób konstruowania
zdań. Mistrza Yody mowa rzeczą fajną nie jest.
Szczególnie w takich zdaniach jak
to:
„W ten ostatni ślepo idźmy bój.”
To nie brzmi poetycko, tylko
pretensjonalnie. W przeciwieństwie do:
„Zmęczony jestem...”
Może powiem tak: im mniej da się
przestawić, tym śmielej przestawiaj.
Z innych błędów:
„Jakbyśmy umierali oboje, ale Ty
przeżyjesz...”
Do kogo on teraz mówi, do brata czy
do Sakury? Jeśli to pierwsze – obaj.
Poza tym… nie jestem w stanie
połączyć tego stylu wypowiadania się z żadnym z bohaterów. Czyżby Itachi?
Sasuke był w końcu tylko małym, przyziemnym egoistą, nijak nie pasuje do niego
poetycka stylistyka. Ale z drugiej strony… widzę jakieś uczucia do Sakury, więc
modlę się do wielkiego Cthulhu, żeby to jednak NIE BYŁ Itachi.
No i wreszcie – skąd, do ciężkiego
groma, MONTE CASSINO W NINJALANDZIE? To chyba jeden z najgrubszych
anachronizmów, z jakimi przyszło mi się kiedykolwiek spotkać!
Przejdźmy dalej.
W pierwszym rozdziale wita mnie
styl, który nadal stara się być poważny i nadal wychodzi mu to średnio. (Czuję,
że to słowo na stałe zagości w ocenie, i to nie jako eufemistyczne określenie
czegoś słabego). Jest trochę pretensjonalnie (to odbijanie każdej rzęsy bardzo
gryzie się z ogólnym tonem) i niestety miejscami niezbyt poprawnie. Poniżej
wypiszę większość błędów i niezręczności z całego opowiadania, ale na pewno
nie wszystkie. Jest ich MNÓSTWO.
„Opuszczała kilka własnych ścian.”
Brzmi, jakby miało być nietypowo i
inaczej, ale się zbuntowało i popsuło frazeologię. Bo frazeologia, niestety, to
wredna suka i nie uwzględnia ścianek działowych ani nietypowego kształtu
mieszkania. Powinno być „własne cztery ściany”.
„Liczący ponad metr i osiemdziesiąt
centymetrów mężczyzna”
Nie mówię, że to niemożliwe – ale
bardzo mało prawdopodobne. Naruto musiałby urosnąć przynajmniej piętnaście
centymetrów w mniej więcej rok.
„głos zabrał wysoki brunet, Lee”
Ależ zgrzytnęło! Czy bycie „wysokim
brunetem” to naprawdę główna cecha Lee? Wysokich brunetów jest na pęczki, nie
lepiej wspomnieć, że miał zielony strój, okrągłe oczy albo włosy obcięte jak
spod garnka? Poza tym Lee nie był szczególnie wysoki jak na standardy Ninjalandu.
Jak na zachodnie standardy był nawet dość niski…
„Teraz Konoha angażowała każdego,
kto był wstanie trzymać broń.”
Khem. Ja wiem, że to brzmi bardzo
dramatycznie, ale „trzymanie broni” to średnio przydatna umiejętność w walce
przeciwko shinobi.
„Sakura poprawiła maskę na twarzy,
by nikt nie ujrzał jej zaskoczenia.”
Zaskoczenia tej maski?
„Ciemny, tym razem schludny, strój
opinał ciało, jakby przywódca już rozpoczął żałobę po wiosce.”
Jestem niemal pewna, że nie
chodziło Ci o „opinanie”. Opinają ubrania… no, opięte, obcisłe. Komuś
chodzącemu całe życie w dresie w takim stroju byłoby po prostu niewygodnie.
„ – Hinata! – Złapała za rękę
pierwszą osobę, która stała obok, była nią właśnie Hinata. – Teraz ty tu
dowodzisz.”
Skoro krzyknęła jej imię, to chyba
jasne, że właśnie o nią chodzi. No i dlaczego złapała ją za rękę? Jakoś nie na
miejscu wydaje mi się ten gest.
„Wokół oczu dziewczyny żyły stały
się bardziej widoczne.”
Ja wiem, że zapadłam na riserczozę,
ale… wokół oczu nie ma żył, a już na pewno nie ułożonych tak jak podczas
aktywacji Byakugana.
„krzyknęła, a własny krzyk sprawił
jej ból.”
Skoro ona krzyknęła, to chyba
jasne, że własny.
"Brzydzę się Tobą.”
To nie list. „Tobą, ciebie, ci” –
małą literą.
„Tyle, że”
Zbędny przecinek. „Że” bywa
podstępne, poczytaj sobie o tym, co się dzieje, kiedy łączy się z innymi
wyrazami (tyle, mimo itp.).
„Nie było sensu, by próbowała ich
od siebie odróżniać.”
„Nie było sensu próbować”
brzmiałoby lepiej. Twoja wersja nie jest raczej niepoprawna, ale brzmi bardzo
niezręcznie.
„Zagryzła zębami dolną wargę”
Zagryźć CZYMŚ to ona mogła
wódeczkę. Przecież wiadomo, że gryzie się zębami, a nie uszami…
„Haruno podparła się na
przedramionach i obróciła się na brzuch.”
Jedno „się” wystarczy. Poza tym
używanie nazwisk postaci zamiennie z imionami brzmi dosyć niezgrabnie.
„Miał równie dużo sił co ona sama.
Może odrobinę więcej, bo stał o własnych nogach i nie podpierał się na mieczu.”
Równie niedużo chyba. Poza tym
merytoryka – podpieranie się na japońskim mieczu to duże ałała dla tego miecza,
bo japońskie miecze są dość delikatne.
„(…) i nie podpierał się na mieczu.
Tak robiła ona.”
No nie gadaj!
„Może nie robił tego, bo nie miał
żadnej broni?”
Gdyby tak było, toby zaliczył
glebę. Na litość, przecież ona się nie wspierała na tym mieczu po to, żeby
bardziej zajebiście wyglądać!
„Nawet demona, który właśnie ukrył
się we wnętrzu władcy.”
Podpieranie się na demonie
musiałoby wyglądać niesamowicie. Czy Ty w ogóle pamiętasz, co napisałaś zdanie
wcześniej? Bo ten fragment wygląda mi na bardzo luźny strumień świadomości.
„Haruno dostrzegła rozpacz w twarzy
Naruto”
W spojrzeniu. Albo (malującą
się/widniejącą) na twarzy.
„Ten wzrok, pełen wyrzutów
sumienia, skierowany na nią, bolał bardziej niż gałąź.”
- Sakura, biedactwo, co cię boli?
- Ano gałąź, Hinatko. Gałąź mnie
boli.
I wtedy Hinata przepędziła
wszystkich hobbitów spomiędzy liści i kwiatów Sakurodrzewca.
„Sasuke widział tylko blady róż
splamiony zaschniętą krwią.”
E, jak to? Że Sakura cała była
różowa?
„Utsukushi patrzył to na nią to na
Naruto”
„To na nią, to na…” Przecinek Ci
uciekł.
„W oczach obojga pojawiło się coś
na kształt łez. To odkrycie było im zaskoczeniem.”
W swoich oczach (ślimaczkowych, bo
po drodze jeden zmienił płeć) odkryli coś na kształt łez, ale tylko na kształt.
Bo tak naprawdę to była woda spod kiszonych ogórków. Też byłabym zaskoczona,
nie powiem.
„ – Zdejmij maskę, Obito! –
zabrzmiał donośny głos, który wywołał na jego plecach ciarki.
– Podejdź i zrób to sam – krzyknął
w odpowiedzi”
Kto krzyknął, ten głos? Takich
błędów masz więcej. Pilnuj podmiotów, bo uciekają jak kurczaki…
„Bezsensowny, nieuzasadniony
tragizm, który nigdy nie miał szansy skończyć się dobrze.”
Jeśli na literaturze mnie nie
okłamali, to tragizm ze swej natury jest bezsensowny i (najczęściej)
nieuzasadniony. I nie kończy się dobrze.
„Kakashi zeskoczył z muru, ale
wcale nie dlatego, że groził zawaleniem”
Kakashi groził zawaleniem?
„Dotknąwszy ze swego rodzaju
powabem ziemi,”
Powabem ziemi, powiadasz. W ogóle
ogarnij trzeci rozdział, bo składnia zachowuje się w nim jak naćpana.
„ – Lepszy? – Z jego ust wydobył
się szyderczy śmiech. – Nie dorównujesz do pięt nawet...”
Zła frazeologia. „Nie dorastasz
(mi) do pięt” nie jest jak Sakura i Sasuke, jest jak Pain i Konan. Znaczy się:
stały związek. I się go nie zmienia.
„Zawsze wydawał mu się
stuprocentowym dżentelmenem, który nigdy nie okazuje lekceważenia.”
Nie okazuje lekceważenia, ma idealnie
dopasowany garnitur, herbatę pija zawsze o piątej i regularnie bierze udział w
ekscentrycznych zakładach. Nie, słowo „dżentelmen” nie pasuje ani do świata
przedstawionego, ani do sytuacji.
„To dokumenty, zawierające spis
wszystkich wojaków liścia.”
Kolejne niepasujące słowo. „Wojak”
to określenie potoczne i dosyć współczesne, chyba tylko „sołdat” mniej by
pasowało. A „Liścia” w tym kontekście wielką, bo nie jakiegoś tam liścia, tylko
Wioski Liścia.
„ – Sakura... – wyszeptał Uchiha,
bez troski, bez żalu, jedynie z lekkim poczuciem winy.
Kakashi bez trudu rozpoznał to imię
z ruchu warg. Samego krzyku nie rozpoznał.”
Zaraz, jakiego krzyku? Przecież
jeszcze przed chwilą Sasuke szeptał. To dosyć częsty błąd u Ciebie – chcesz,
żeby czytelnik się domyślił, że stało się coś, czego nie opisałaś. A tymczasem
to tak nie działa.
„wyciągnął z kabury nóż, który
oznaczony był czerwoną karteczką. Nie, nie była to bomba.”
Opatrzony, nie oznaczony. I na
pewno nie była to „bomba”, kurczę, jesteśmy w ninjalandzie, a nie w
Afganistanie. Może jeszcze napisz, że nie granat ręczny. Takich
anachronizmów jest dużo więcej i właśnie dlatego ocena ma taki, a nie inny
patronat.
Żeby nie było – jestem świadoma, że
w świecie wykreowanym przez Kishimoto były bomby, z tym, że wyglądały zupełnie
inaczej. Używał ich Deidara, do „noży” (a raczej do sztyletów-kunaiów, różnica
jest zasadnicza) podczepiano eksplodujące karteczki.
(Aha – i noże trzyma się w pochwie,
w kaburze to rewolwer raczej)..
„Mniej niż co dziesiąte uderzenie
trafiało w czyjeś ciało. Najczęściej ofiarą był najmłodszy, który już przy
walce z Naruto sądził, że to jego limit. Sasuke w końcu upadł na ziemię, a dwaj
pozostali kontynuowali walkę niezrażeni.”
Przepraszam najmocniej, ale: TEN
DYNAMIZM. Opisujesz walkę, czy pogawędkę przy herbacie?
„Nic nie widział, aż zorientował
się, że to przez zaciśnięte powieki.”
Heee, bystry był.
„Gdy uległy, ujrzał trzy kamienne
ściany i kraty zamiast czwartej.”
To chyba miał oczy dookoła głowy.
Nie wspominając już o niezgrabności tych „ulegających powiek”…
„Gdziekolwiek się teraz znajdywał”
Znajdował.
„Zwierzę... Szarpnęło nogą”
Mała litera po wielokropku
niekończącym zdania.
„rozplatając warkocza z włosów.”
Rozplatając kogo, co? Warkocz. Nie
rozplatając kogo, czego? Warkocza. I łatwo się domyślić, że z włosów.
„Chłopak przesunął krzesło w
pobliże łóżka, ale tak, by nie być za blisko. Ustawił je po prawej stronie
pryczy”
Łóżko =/= prycza.
„Przejście zaledwie dwóch, krótkich
uliczek”
Zbędny przecinek.
„Trzymając się lewą ręką ściany, a
prawą przyciskając do brzucha w strachu, że mogłaby zgubić duszę”
Duszę, powiadasz. Ja na to mówię
„jelita”, ale co ja tam wiem.
„Uśmiechnęła się w najsmutniejszy
możliwy sposób, a jej oczy zamknęły się. Ideał sięgnął bruku.”
W sensie, że się przewróciła? W
zasadzie tylko dzięki kontekstowi się domyśliłam…
„Nienawidzisz ją, ale jednocześnie
masz ochotę zabić każdego, kto źle o niej powie.”
Nienawidzisz JEJ.
„W momencie nadejścia informacji o
zbliżającej się wojnie, gabinet hokage już na zawsze zmienił się w miejsce
ciche i przepełnione zadumą.”
Ale tak… na zawsze-na zawsze?
Czterdzieści lat po wojnie nadal taki był?
„Choć Ino nie stosowała
najmniejszych gestów przemocy”
„Gestów przemocy”? Frazeologia
szaleje, niech ktoś ją ujarzmi. *Patrzy znacząco na pewną Nikumu.*
„skutego w ciężkie łańcuchy, które
poraniły przeguby jego kończyn.”
Nietrudno zgadnąć, że nie chodzi o
przeguby autobusów.
„a miejsce Sasuke jest na razie w
Konoha.”
W Konosze. To się odmienia.
„potrzebowała chwili, by uspokoić
serce. Owe nie biło w przyśpieszonym tempie”
To jest Sakura czy Kakuzu? Owe
serca, owo serce.
„zabrzmiał zimny głos, a po chwili
ukazał się jego operator.”
Przepraszam, ale nie wiem, jak to
skomentować. Operator głosu to za wysoki poziom abstrakcji dla mnie.
„Ma wciąż myśleć, że pozostaję
martwy.”
Że jestem martwy. Chyba że u Ciebie
Itachi regularnie się respawni.
„które zrzuciły obojga Konohan”
Obydwu konoszan (małą, bo Konoha to
miejscowość, a nie kraj).
„To nie tylko chłystki machający
mieczem”
Machające.
„Oboje jednak, bezwiednie dla
siebie wzajem, w myślach przyrzekali i zarzekali, że nikt nigdy nie może się
dowiedzieć, o takim schwytaniu, że zdać się musieli na wzajemne łaski.”
Przepraszam, o co chodzi w tym
zdaniu?
„a wzrok jego skierowany był w
jedzeniu”
Rzadkiej urody kwiat zła. Weź Ty
zacznij czytać to, co piszesz, hę?
„– Zazdroszczę ci – wyznał w końcu
– moje życie zostało zaplanowane.”
Zły zapis dialogu. Byłby dobry,
gdyby po obu stronach „wyznał w końcu” znajdowały się części tego samego
zdania.
Wypowiedzi bohaterów są często
sztywne i nienaturalne. Nie jest to reguła, ale także nie pojedyncze
przypadki.
„Podobno dawny przyjaciel. Taki brunet.
Nie przyjrzałem się.”
Jak często słyszysz, żeby ktoś
używał określenia „taki brunet” w normalnej rozmowie?
„ – Nie masz prawa mnie oceniać!
Nic nie rozumiesz...”
Och, ojej. Proszę zabrać temu panu
z zasięgu rąk wszystkie żyletki. Serio, tak nie mówi nikt, kto ma więcej niż
trzynaście lat.
„ – Przepraszam – szept Sakury
zagłusza krew, którą się krztusi. – Wybacz mi”
Tani dramatyzm. Plus… szept
zagłuszający krew? I krztuszący się nią?
„– Aresztuję za zabójstwo
niewinnych, za zdradę, za ucieczkę, za atak na wioskę. Aresztuję WAS! W imieniu
Sakury Haruno, mojej przyjaciółki, mojej ukochanej... I niestety w a s z e j
p r z y j a c i ó ł k i.”
I znowu – nie to uniwersum. Tak
może mówić współczesny gliniarz, nie shinobi. Ale nawet on nie wspominałby, jak
ważna była dla niego Sakura. Słabości się nie odsłania. (I zainwestuj w
formatowanie, te rozstrzelone literki są straszne.)
„ – Chyba śnisz! – warknął –
Zabiłeś ją! Wybaczyłbym ci wszystko, tylko nie to! Jeszcze chwilę temu byłeś
mi bratem! Byłbyś nim nawet zrównawszy tę wioskę z ziemią. Mógłbyś
zabijać mnie po kawałku i błagałbym cię tylko o to bym mógł dalej nazywać cię
przyjacielem. Mógłbyś to robić, a ja nie czułbym żalu. Ale ona?!”
Za dużo patosu. Poza tym… to mówi
Naruto, tak? I on obwinia Sasuke o śmierć Sakury? Przecież to na jego gałąź się
nadziała… Ale gdyby nadać temu mniej napuszoną formę, mogłoby być niezłe,
szczególnie to o zabijaniu po kawałku. Idealnie oddaje stosunek Naruto do Sasuke.
Jeśli chodzi o kanoniczność
bohaterów (i ogólny ich realizm):
„Sakura skinęła jej głową z
szacunkiem. To dodało odwagi pobladłej dziewczynie”
Zaraz, zaraz. Jak to. Przecież to
Sakura trzęsła portkami przed każdą walką (co zresztą bardzo fajnie opisałaś –
u Ciebie nieco się wyrobiła, ale wciąż widać, że to ta sama osoba). To prędzej
Hinata mogłaby dodawać odwagi, bo tchórzem to ona była, ale wyłącznie w
kontaktach międzyludzkich. W walce wykazywała się ogromną odwagą, czasem nawet
brawurą.
„Musiała cierpieć na każdy możliwy
sposób...”
Nope. Cierpiała w taki sposób, w
jaki cierpi człowiek z wielką dziurą w brzuchu. No i po co ten człowiek w ogóle
mówi to Saskowi? Żeby wjechać mu na psychikę?
„ – Mogę zaoferować, i piekło, i
niebo – powiedział tajemniczo i zaśmiał się.”
„Każdy ma niebo, każdy ma niebo, w
Hotelu Boga każdy ma niebo…” *Nuci.* Nie, serio. To brzmi, jakby Sasuke był
luksusową kurtyzaną. (Plus jeden zbędny przecinek w ramach gratisu).
Wywód Utsukushiego o Sakurze mnie
bardzo rozczarował. W ogóle nie pasował do dotychczasowej kreacji tej
bohaterki. Taka pospolita, ale taka wyjątkowa, taka niedoskonała, ale taka
uwodzicielska – to za bardzo kojarzy się ze współczesnymi romansidłami w typie
„Zmierzchu”.
Nie rozumiem też, dlaczego zrobiłaś
z bohaterów personel więzienia. Może Kiba od biedy mógłby pasować na strażnika
więziennego (to znaczy w afgańskim AU, bo w narutowersum pewnie przejąłby
rodzinny biznes związany z psami), ale Lee przesłuchujący kogokolwiek? Nie ten
charakter, nie ta osobowość, wreszcie nie te zdolności. Przypomnij sobie, jak
wyglądał i jak się zachowywał konoszański spec od przesłuchań.. Lee to zupełnie
inna liga, inna specjalizacja – inny typ człowieka.
„- Mógłbym teraz zrobić z tobą
wszystko, Uchiha. Jesteś nikim.”
I to Rock Lee powiedział, tak?
Siedźcie tu na tyłku, towarzyszko, a ja pobiegnę, żeby Wam uwierzyć…
„– Dość! To nie jest zwierzę!”
Po raz kolejny – co to za zbędna
litość nad więźniem? (Abstrahując od niepokojącej sugestii, że nad zwierzętami
można się znęcać.) Przecież i tak obojgu chodziło o to, że nie mogli go zabić,
a nie o to, żeby biedaczka nie bolało…
„Trzymaj dziób na kłódkę, choćby
nie wiem co.”
Że niby Itachi tak powiedział? To
chyba jakiś inny Itachi… Ten, którego ja znałam, był mrocznym skurczysynem z
klasą i mówił w nieco inny sposób…
„– Chcę powiedzieć, że to nie jego
wina. Pijany był, nie wiedział, co się dzieje. Lee był trzeźwy, na niego się
złość.”
Jego wina, oczywiście, że jego
wina. Mógł się nie upijać, upicie nie jest żadnym usprawiedliwieniem.
Wreszcie – błędy merytoryczne.
„Już po chwili, zmagając się z
ludzkimi odruchami płaczu i wymiotów”
Takie „ludzkie odruchy” to może
mieć dwudziestolatek na widok pogorzeliska w Afganie. Nie ktoś mający
doświadczenie w walce. Nie ninja. Wreszcie – nie człowiek ruszający do boju, bo
jest za bardzo nabuzowany wspomnianą przez Ciebie adrenaliną.
„Fartem udało jej się zabić jednego
z nich. Po prostu przypadkiem nadział się na jej miecz, gdy parowała ich
natarcia”
Serio, to jest najbardziej failowa
śmierć we wszystkich dziełach, z jakimi kiedykolwiek się zapoznałam. Przebiło
biednego sołdata z „9 kompanii”, który dostał kulkę w łeb, wołając „przejmuję
dowództwo”. Przebiło nawet Kościeja Nieśmiertelnego, który dostał kopa w zęby
od konia Marii Moriewny. Nie wyobrażasz sobie nawet, jak ciężko jest
przypadkiem nadziać się na miecz podczas parowania. Nawiasem mówiąc –
azjatyckimi mieczami walczy się zupełnie inaczej niż zachodnimi. Są precyzyjne,
ale bardzo kruche, parowanie ciosów może się bardzo źle dla nich skończyć.
„od kiedy jeden z jej przeciwników
leżał martwy, szanse wzrosły o pięćdziesiąt procent.”
Wzrosły znacznie bardziej, bo walka
z dwoma przeciwnikami naraz jest DUŻO trudniejsza niż z każdym z nich osobno.
Ewentualnie sakurowe szanse mogły zmaleć, bo tamta pierdoła pewnie tylko by
zawadzała…
„Teraz po prostu próbowała
zatrzymać krew, która chciała wydostać się jej ustami po uderzeniu w splot
słoneczny. Ostatni raz zacisnęła dłoń na rękojeści. Zabolało. Przeciwnik nie
drgnął, widząc, co planuje. Wbiła ostrze prosto w jego serce, przerażona tym,
że potrafi zrobić to bez mrugnięcia okiem.”
Ten fragment mogłabym przypisać w
zasadzie do każdej kategorii, ale chyba tu pasuje najbardziej. On już nie jest
„średni”. Jest ZŁY.
Po pierwsze – panuje tu straszny
chaos. Musiałam przeczytać akapit trzy razy, żeby zrozumieć, o co w ogóle
chodzi. Głównie dlatego, że wyrwałaś kawał potrzebnego opisu.
Po drugie – jakim cudem krew miała
trysnąć jej z ust po ciosie w splot słoneczny? Po takim ciosie ona by się
zgięła i zaczęła charczeć. Albo zemdlała. Albo – co najbardziej prawdopodobne,
biorąc pod uwagę to, że mówimy o ninja – od razu umarła. Bez romantycznego
krwotoku z ust.
Po trzecie – styl. Ta krew własnego
rozumu dostała, że chciała się wydostać?
Po czwarte – dlaczego wszyscy
wrogowie Sakury są tacy pizdowaci i pozwalają się jej zabijać?
Po piąte – jakim cudem dorosła
kunoichi ma takie wątpliwości? Dlaczego przeraża ją to, że umie zabić bez
mrugnięcia okiem? Podczas walki nie myśli się o takich rzeczach! „Tu się nie
myśli, tylko zabija”, cytując klasyka. Poza tym – nie to uniwersum. Ponownie:
takie myśli mogłyby mieć współczesna dziewczyna, która jest przerażona tym, że po
zastrzeleniu kilkunastu Talibów przestała mieć opory przed zabijaniem. Nie
ktoś, kto od urodzenia żyje w ogarniętym wojną świecie, w którym średnia
długość życia waha się między trzydziestką a czterdziestką, a życie ma
stosunkowo niską wartość.
„Wtargnęła między nich dwoje. Nie
miała pojęcia, z jaką siłą uderzy Naruto. Może zastanowiłaby się wtedy... Gałąź
wbiła się w jej brzuch i przebiła na wylot. Sakura wytrzeszczyła oczy i
otworzyła usta. Z bólu zwiesiła głowę.
Czując cytrusowy zapach, odważyli
się spojrzeć. Obaj doskonale go znali.”
Co tu się dzieje. Co tu się, kurna,
dzieje.
Podsumujmy: Naruto kuśtyka w stronę
Sasuke, chcąc przebić go gałęzią (dlaczego właśnie gałęzią, nie dowiemy się
nigdy – no hej, to nie jest mordujący ludzi łyżeczkami specnaz, to są shinobi z
nadprzyrodzonymi mocami!). Sakura wbiega między nich i nadziewa się na gałąź.
Jakim cudem i w sumie PO CO wbiega na nią z takim pędem, że ta przebija ją
wylot – nie dowiemy się nigdy. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że chłopaki
cały czas mieli zamknięte oczy i otworzyli je dopiero kiedy poznali Sakurę PO
ZAPACHU. Jakim cudem kobieta po ciężkiej walce pachnie cytrusami, zamiast
śmierdzieć krwią i potem – nie dowiemy się nigdy. Podobnie jak nigdy nie
dowiemy się, dlaczego jeden z panów na bieżąco zmienia płeć (bo raz obaj, a raz
dwoje). Czyżby ślimaczki?
„To ty ją zabijasz! Jeśli tak ją
kochasz to daj jej pomóc. Ona umiera! Ja nie uciekam!”
Zara, zara. Wait. Czyli ona jeszcze
nie była martwa w tamtym momencie? CZY TY PRÓBUJESZ MI WMÓWIĆ, ŻE ONI KŁÓCILI
SIĘ NAD UMIERAJĄCĄ SAKURĄ, ZAMIAST JEJ POMÓC?! Przecież ona zaraz się wykrwawi!
W brzuch dostała, jeśli jakimś cudem nie wykończy jej krwotok wewnętrzny, to
zapalenie otrzewnej się wda!
„Wolałbym połączyć rozmowę z
potyczką. To chyba nie jest dla ciebie zbyt skomplikowane, prawda?”
Jest. Dla większości normalnych
ludzi jest. Albo się walczy, albo się, murcza kać, gada. Gadałaś kiedyś z
koleżanką podczas wychowania fizycznego? Zadyszka gwarantowana. Dodaj do tego
konieczność skoncentrowania się na tym, żeby nie dostać sztychu. Za to drzeć
mordę można. Jest to nawet wskazane, bo jak wrzaśniesz, to mocniej
pier*olniesz.
„Sasuke bez trudu domyślił się, że
właśnie teraz Utsukushi wyciągnął gałąź z rany. Do teraz Haruno żyła, a może i
to wołanie nie było jej ostatnim.”
Chyba pogięło go do reszty!
Utsukushiego w sensie. To ma być medyk?!
NIE WOLNO USUWAĆ CIAŁA OBCEGO Z
RANY W WARUNKACH POLOWYCH. Nie. Nope. Niet. Nein. Po czymś takim Sakura powinna
była wykrwawić się na miejscu, zwłaszcza że nie był to nóż wbity w rękę, tylko
gałąź w brzuchu. Typek powinien okryć cały ten majdan jałowym opatrunkiem (albo
podleczyć jutsu, w końcu jesteśmy w ninjalandzie), wezwać pomoc i zabrać Sakurę
do szpitala. Nie miał jak wezwać pomocy? Tym gorzej dla Sakury.
„ – Ruszysz się? – spytał po
dłuższej chwili Hatake, który był najwidoczniej przeciwnikiem odpoczynków w
trakcie walki.
Młodzik od niechcenia wyciągnął z
kabury nóż”
No nie. No serio, no nie, no. Bo
Sasuke wcale nie padł ze zmęczenia, tylko sobie odpocząć chwilkę chciał. I
Kakashi w ogóle nie wziął pod uwagę tego, że młody może być ranny, bo od razu
wiedział, że on tylko sobie chciał odsapnąć. A Sasu tak sobie od niechcenia nóż
wyjął.
„Ruchem, po którym nie spodziewał
się cudów, rzucił narzędzie prosto w czyjeś plecy i stracił przytomność.”
Czy to był nóż kuchenny, że
„narzędzie”? Broń i narzędzie to nie synonimy, naprawdę. Poza tym nie ogarniam,
jak mógł „rzucić prosto w czyjeś plecy”, będąc na granicy przytomności.
„Odskoczył jednak od nich wyjątkowo
szybko, gdy poczuł, jak rażą go prądem.”
Biedny Talib!Sasuke. Złapały go złe
kacapy/amerykańce i zamknęły u siebie w więzieniu. Bo ninja to na pewno nie
byli, oni zabezpieczyliby więzienie jakimś jutsu, a nie pastuchem…
„– Gdzie Juugo? – spytał o
trzeciego poddanego, który bez wątpienia powinien być z nimi.”
Czyim „poddanym” był Juugo?
„ – OIOM na trzecim piętrze.”
Jestem pewna, że po bitwie cały
szpital był jednym wielkim OIOMem. Abstrahując od tego, czy w ninjalandzie w
ogóle używano tego skrótu…
„Sakura leżała na lewym boku.
Prawdopodobnie położono ją tak, by pościel nie drażniła ran na brzuchu i
plecach. Wiedział, jak to wyglądało – poszarpane, wielkości pięści...
Nie. Osoby ranne w brzuch układa
się na plecach, z nogami w górze. „Drażnienie” ran na plecach to małe piwo w
porównaniu z porozrywanymi flakami. Ogólnie bardzo widać brak wiedzy o tym, o
czym się pisze. Znalezienie informacji w Google zajęło mi może pół minuty.
Napisałabym, że research nie boli, ale po przedzieraniu się przez opisy
„wypchniętych pętli jelita” jakoś nie umiem. Jak widzisz – zranienie w brzuch
jest mało romantyczne.
„Ból został uśmierzony przez końską
dawkę leków przeciwbólowych. Dzięki nim czuła się niezwykle lekka, znów miała
kontrolę nad własnym ciałem.”
E, nie. Po końskiej dawce leków
przeciwbólowych powinna być… no, naćpana. Mogła czuć się lekko (nie bardzo
wiem, co dostałaby w ninjalandzie, ale w tym Twoim wyrobie afganistanopodobnym
to chyba smaczną i zdrową morfinkę, nie?), ale o „kontroli nad własnym ciałem”
nie może być mowy.
„Powinna przecież być
sparaliżowana, pamiętała, jak gałąź zahaczyła o jej kręgosłup.”
Jak jej się udało to zarejestrować?
Błagam. Wbicie gałęzi w brzuch napieprza tak strasznie, że człowiek nie
analizuje, CO dokładnie go boli. No i jako medyczka (ba! ogólnie jako ninja!)
Sakura powinna wiedzieć, że nie uszkodzenie samego kręgosłupa czyni z człowieka
paralityka, a przerwanie rdzenia.
„Mogła poruszać nogami. Ba! Mogła
wstać, o czym szybko się przekonała.”
Mogła wstać KILKA DNI po przeraźliwie
ciężkim i straszliwie zaniedbanym zranieniu. Wy, towarzyszko, siedźcie tu na
tyłku, a ja pobiegnę Wam uwierzyć, okej? Chyba że ten wyrób afganistanopodobny
to było stadium przejściowe między ninjalandem a filmem Quentina Tarantino…
(A mogłaś to złożyć na wyuczone
zdolności regeneracji - i od razu byłoby sensowniej!)
„Średnio skoordynowanymi ruchami
wyrwała przewody, którymi była podłączona do jakiegoś urządzenia i kroplówki.”
Dzięki czemu odłączyła sobie dopływ
składników odżywczych do krwi, bo żołądek miała w kawałkach. PS: W narutowersum
nie ma kroplówki.
„Skierowała się do gabinetu
lekarskiego, nie mogąc wyjść z szoku, jak łatwo może przejść niezauważona obok
tych wszystkich ludzi. Było tak wielu pacjentów, że nikt nie zawracał sobie
głowy pytaniem, kim ona jest lub nie jest. Była anonimowa.”
No helloł, ale nikt nie zauważył,
że pacjentka im ucieka? Że w koszuli nocnej (albo i naga), że z
wymizerowaną twarzą? Powinni być przecież przygotowani na to, że pacjent, który
powinien leżeć, jest w takim szoku, że wstaje i próbuje się ulotnić… A Sakura,
jako medyczka, powinna wiedzieć, że „dobrze się czuję” nie oznacza „jestem w
dobrym stanie”.
„Zachwycała się każdym kamykiem, o
który potykała się na żwirowanej drodze. Podpierała się wciąż o ściany i kurczyła,
czując, że środki przeciwbólowe przestają działać.”
Gdyby przestały działać, toby się
nie zachwycała.
„Shikamaru zmarszczył brwi. Skory
był raczej do tego, by sprowadzić cały oddział specjalny, który zabrałby stąd
szarpiąca się dziewczynę, niżby pozwolić jej zostać. Miał już zaprotestować,
gdy zobaczył jak Haruno mocno przyciąga dłoń do brzucha. Kiwnął już tylko
głową, by nie utrudniać niczego ani sobie, ani jej.”
Usłużny ten Shikamaru, nie chciał
utrudniać ciężko rannej dziewczynie zrobienia sobie jeszcze poważniejszej
krzywdy. I nie mam pojęcia, dlaczego potrzebny był im specna… khem, odział
specjalny. Dwóch chłopa nie poradziłoby sobie z ciężko ranną dziewczyną?
„Niecierpliwił się powrotu medyka,
w Sakurze widział klucz, który mógł wyciągnąć go z niewoli i uratować przed
stryczkiem.”
Może jeszcze przed rozstrzelaniem,
co? W ninjalandzie to by go raczej ścięli (albo ukrzyżowali, ale to raczej nie
konoszanie)…
„Teoretycznie mija już trochę
czasu, od kiedy bitwa, bo wojną tego nie nazwę, skończyła się, a reakcji
Sam–Wiesz–Kogo, ni widu, ni słychu”
O rany… o rany. Mieliśmy Naruto, 9
Kompanię i Kill Billa, a teraz wchodzi jeszcze Harry Potter. Ciasno się robi.
(Żeby nie było: to nie jest jakiś
straszny błąd, „Sam-Wiesz-Kto” to nie nazwa własna, ale mimo wszystko kojarzy
się dość jednoznacznie. Zwłaszcza pisane wielką literą.)
A „wojna” to nie „taka większa
bitwa”, więc nie wiem, dlaczego miałby nazwać bitwę wojną.
„Trzy kobiety dosiadły się bez
pytania za to z butelką dobrego whisky”
Co się będziemy szczypać – napisz,
że z flaszką stolicznej. SKĄD whisky w ninjalandzie? No skąd?
„Wszystkie tleniły włosy i miały
całkiem dobry gust w kwestii ubioru, a to czyniło je dla lekko już pijanych
mężczyzn identycznymi.”
Podobny gust, jeśli już. Jedna
mogła być dobrze ubraną modnisią, druga dobrze ubranym punkiem, a trzecia
dobrze ubraną gotycką lolitką. I to tlenienie włosów też zgrzyta, ale tylko
troszkę – w końcu fakt, że żadna z bohaterek „Naruto” się nie farbowała, nie
oznacza że w tym uniwersum nie było to praktykowane.
„W małym saloniku kawalerki”
Uch, skąd salonik w kawalerce?
Kawalerka jakby z definicji składa się z sypialni, łazienki i (czasem) kuchni.
Chyba że „salonik” był odgrodzony parawanem, ale o tym wypadałoby wspomnieć.
Na sam koniec, jako deser – miłe
rzeczy!
„ – Utsukushi! – wrzeszczę,
opluwając niechcący jej twarz.”
Dobre to jest. Bardzo ładnie wybija
się ponad tani sentymentalizm całej tej scenki.
O dziwo – nagła zmiana narracji
wcale u Ciebie nie razi. Jest zrobiona jakoś tak… ja wiem, z wyważeniem? Nie
wydaje się być nie na miejscu, chociaż sama scena jest dosyć tandetna.
„Ale w Sakurze nie było naprawdę
nic świętego. Była normalna. Nienadzwyczajnie silna czy piękna. Nie grzeszyła
dobrocią.”
To też jest niezłe. W ogóle podoba
mi się Twoja Sakura – nie lubię jej, tak jak nie lubiłam w mandze, ale doceniam
to, że nie starasz się zrobić z niej kogoś, kim nie była. Dziwi mnie tylko
trochę, że nie wyrobiła się za bardzo (z wyjątkiem zdolności bojowych), ale w
końcu nie każdy musi być bohaterem.
„Miała długie, rozpuszczone włosy,
które już z daleka pachniały świeżością – albo tak mu się tylko wydawało.
Wniosła do pomieszczenia przyjemny chłód, który pozwolił mu się nieco odprężyć,
niemal zapomnieć o pięści Lee, która w każdej chwili była gotowa do uderzenia.
– Będziesz mówił? – odezwała się
Ino, zasiadając w dawnym miejscu jej poprzednika.”
Fajnie to zadziałało na wyobraźnię.
Gdyby to rzeczywiście było wojenne AU, byłoby wprost świetne. Poza tym bardzo
miło mnie zaskoczyłaś tak pozytywnym wprowadzeniem znienawidzonej rywalki
Sakury. (Większość autorów zrobiłoby z niej paskudną sucz i Scary Sue.)
„Na ulicy ciągle mijał chichoczące
dziewczęta i kobiety, które szeptały między sobą o przystojnym mężczyźnie,
półnagości i zaułku.”
Ładne. Dobrze oddaje podsłuchane
urywki rozmowy. W ogóle cały fragment z pobytem w dzielnicy grzechu i rozpusty
jest bardzo klimatyczny, chociaż niepozbawiony rozlicznych błędów.
„– Ciebie też okradli? – spytał dla
pewności.”
I to jest PRAWDZIWY Rock Lee. Tylko
dlaczego na jedno, jedyne zdanie?
„Chudszy niż sobie wyobrażała, niż
wnioskowała po zdjęciu i danych sprzed kilku lat. Wciąż tak samo wysoki, może
jeszcze wyższy. Z może zbyt wyraźnymi aż rysami twarzy, które podkreślały
zapadnięte oczy na tle zszarzałej cery. Mimo wyraźnych dowodów czynników, które
nie działały korzystnie dla jego urody, pozostawało w nim coś niezwykłego, z
czym nie warto było się kłócić. Była to swego rodzaju duma, której wręcz nie
dało się mu odmówić. Dodawała blasku i wzbudzała jeszcze większy szacunek –
zupełnie jakby był stworzony do bycia podziwianym.”
Bardzo dobry, obrazowy opis. Na tle
opowiadania zdecydowanie się wyróżnia, a do tego (przynajmniej moim zdaniem)
idealnie oddaje to, jaki był prawdziwy Itachi.
„W wilgotnej ziemi przeleżał długie
tygodnie nim znów wziął oddech – pierwszy jako ślepiec. Ktoś najwidoczniej
postanowił zabawić się w boga życia i śmierci lub usłyszawszy kilka legend o
klanie Uchiha, które krążyły czas jakiś po wsiach, postanowił wyciągnąć jedną z
grobu. Nie pozostawało w wątpliwościach, że był to ktoś utalentowany i potężny,
bo dokonał wskrzeszenia doskonałego, przywracając do życia to samo ciało, które
gniło w ziemi. Bez ofiar, ale niestety bez oczu, które zabrał młodszy brat
Itachiego. Legenda musiała okazać się rozczarowująca, bo porzucono ją jeszcze
nim wróciła pełna świadomość umysłu. Pozostał więc Itachi samotnie, pozbawiony
oczu, jedzenia, wody czy chociaż ludzkiej pomocy, gdzieś na rozstaju dwóch
dróg, które prowadziły donikąd.”
To jest po prostu DOBRE. Wprawdzie
wkradł się błąd (powinno być „nie było wątpliwości”), ale sam zamysł jest
świetny. Mam propozycję: dopracuj ten fragment do granic możliwości, wydrukuj
go i powieś sobie nad biurkiem – jako dowód na to, że kiedy się przyłożysz, to
naprawdę POTRAFISZ.
Mam tylko nadzieję, że dowiemy się,
kto był tak potężny, by wskrzesić Itachiego.
Słowem podsumowania – jest źle. Nie
tragicznie, ale zdecydowanie źle. Na plus – fabuła, na którą ewidentnie masz
pomysł. Z realizacją bywa gorzej, niektóre rozwiązania są naiwne i naciągane
(poza niesławną gałęzią mam tu na myśli głównie paplanie Sakury). Gdybyś jednak
nad tym przysiadła, mogłoby wyjść Ci coś naprawdę wartościowego.
Kolejna rzecz – research. Przyłóż
się szczególnie przy wszystkim, co związane z walką: od broni po rany, bo tutaj
wyjątkowo się wyłożyłaś. Zawsze sprawdzaj, czy na pewno wiesz, o czym piszesz.
Jeśli nie jesteś pewna – upewnij się. Większość informacji potrzebnych do
poprawienia Cię znalazłam na pierwszej stronie wujaszka G. To nie jest trudne,
naprawdę.
Zastanawia mnie też świat
przedstawiony, zupełnie odmienny od tego znanego z mangi i anime. Wprawdzie
sporą rolę odgrywają rzeczy związane z lokalną mitologią i mocami „wyższymi”,
ale bohaterowie prawie wcale nie używają ninjutsu. Nie mam pojęcia, dlaczego.
Mam wrażenie, że przeczytałam historię nie o obdarzonych mocami ninja, tylko o
świetnie wyszkolonych wojownikach żyjących w fantastycznym uniwersum. Bez
większego uszczerbku dla fabuły można by przenieść akcję do uniwersum fantasy
typu low magic albo wręcz urban.
Chyba najpoważniejszą radą, jakiej
mogę Ci udzielić w kwestii świata jest to, żebyś na razie wstrzymała się z
pisaniem fanfików. Jeśli nie chcesz rozstawać się z bohaterami „Naruto” –
spróbuj z AU (same nasuwają się różne odmiany fantasy oraz realia wojenne –
tylko lepiej jednak nie Afgan, bo to za świeża rana, żeby wpychać w nią Sakurę.
Może pierwsza wojna światowa albo jakiś wymyślony konflikt z niedalekiej
przyszłości?). Ninjaland, niestety, rozłazi Ci się w szwach. Oczywiście nie
zachęcam Cię do porzucenia tego opowiadania – przeciwnie, skończ je. Ma ogromny
potencjał. Rada o porzuceniu świata ninja też jest tylko sugestią. Musisz tylko
pamiętać o jednym – pisząc o cudzym świecie, należy trzymać się jego zasad.
I na koniec: styl. Styl mnie boli.
Nie dlatego, że jest tak okropny, chociaż to też. Boli przede wszystkim jego
niechlujność. Proszę – czytaj po trzy razy to, co piszesz. Czytaj to na głos
albo drukuj i poprawiaj błędy czerwonym długopisem, albo i jedno, i drugie. I
znajdź sobie betę. Dwie bety. Trzy bety. Osiem bet, jeśli będzie trzeba. Z tego
tworu da się wydobyć coś dobrego, naprawdę w Ciebie wierzę!
Gdybyś do wszystkiego przykładała
się tak, jak do prologu, i gdybyś nie siliła się na poetyckość, mogłabyś
stworzyć coś naprawdę świetnego. Jeśli za rok czy półtora wciąż będę tu
oceniającą, koniecznie się do mnie zgłoś. Chcę zobaczyć Twoje postępy.
Tymczasem otrzymujesz jednak…
…dwa pomiociki.
Przydałoby się zwiększyć nieco interlinie, bo źle się czyta taki tekst zbity w jedną masę.
OdpowiedzUsuńNie zdziwiłabym się, jakby autor ocenianego bloga za przeproszeniem je*nął drzwiami i wyszedł. Tego się nie da czytać. Mogłaś zrobić interlinię 1,5 tym bardziej, że:
OdpowiedzUsuńa) zwracano na to uwagę w temacie dot. spraw technicznych miliard razy;
b) zwrócono Ci na to uwagę przy betowaniu oceny (nie wiem, czy tego nie zauważyłaś, czy nie chciałaś zauważyć - stawiam na to drugie);
WTF.
Już poprawiłam. Nie spinaj się tak, nie masz o co.
UsuńWow, na telefonie jakoś... lepiej mi się czytało, mimo że literki były maleńkie. Troszkę się zlewa to wszystko ze sobą. Hm.
OdpowiedzUsuńW jaki sposób można ustawić interlinię na blogspocie? Czy ustalenie jej następuje automatycznie, podczas przeklejania tekstu z worda, czy trzeba się w to pobawić? I jeżeli tak, to w jaki sposób? Bawiąc się kodem html w polu notki? Bo samo narzędzie do edycji notki w blogspocie jest dość ubogie. Tak pomyślałam, że już spytam, skoro mam ku temu okazję. Aha, da się też zrobić, żeby spójniki nie zostawały na końcu linijki?
Wybaczcie powódź pytań, ale jesteście kompetentni w te klocki :)
Nie jestem pewna, jak z ustawianiem w samym blogspocie (bo dziada nie trawie:P), ale na szczescie zapamietuje ustawienia tekstu z innych edytorow. Mozesz napisac tekst w Wordzie, albo, jak my to robimy najczesciej, w google docs, ustawic sobie tekst jak ci sie podoba, i potem przekleic go tu. Czasami wierzga, ale na ogol udaje sie go spacyfikowac.
UsuńMuszę wypróbować google docs, bo niestety blogspot nie przechwytuje wszystkiego z worda - wspomniane spójniki na przykład zostawia gdzie chce, totalnie ignorując twarde spacje, które zrobiłam w dokumencie źródłowym.
UsuńDzięki :3
I w ogóle muszę Wam powiedzieć, że od kiedy czytam "pomackanych", stałam się hiperczuła na wszystkie niuansiki i już wprowadziłam parę zmian w pliku tekstowym w wordzie (które potem przerzucę na bloga, a potem zgłoszę się do oceny). I tak dla przykładu teraz zastanawiam się, czy roślina może sobie cenić torfową glebę. "Roślina" i "cenić". Czy to podchodzi pod uosobienie? Żeście mi w głowie namieszali, rozkminiam teraz więcej, niż powinnam.
UsuńHej :)
UsuńTak w kwestii technicznej, to "pomackamy", nie "pomackani". Ale druga wersja też ładnie brzmi :)
Tak, ja bym to traktowała jako uosobienie. To jeszcze zależy, jaki tekst piszesz - to, co ujdzie w konsekwentnie prowadzonej metaforyce, może wydawać się głupie w czymś bardziej... hm... prozaicznym. Chociaż zdarza mi się napotykać to sformułowanie w notkach katalogowych (w sensie folderów np. zachęcających do kupna roślin) czy nawet w stylu i funkcji bardziej informacyjnej.
W zasadzie to ocenę muszę przetrawić, żeby do niej się jakoś mądrze odnieść, więc to nie ostatni mój komentarz do niej. Nie ma za co przepraszać (choć wiem, że było to czysto grzecznościowe), bo byłoby warto jeszcze czekać ze trzy miesiące. Ostatnio straciłam chęci do tej historii, właśnie przez fakt, że sama widzę wiele niedociągnięć (okropnych niedociągnięć), tylko niekoniecznie umiem je nazwać czy naprawić. W tej ocenie znalazłam naprawdę dużą pomoc.
OdpowiedzUsuńMoje pierwsze pytanie, jest takie: czy aby na pewno Konoha - Konosze itp.?, bo jednak jest to samo h a nie ch. Nie mam zamiaru się wykłócać, ale to "sz" tak bardzo mi tam nie pasuje, że wolę poprosić o jakiś wyraz polski o podobnym brzmieniu z tą samą odmianą.
W takim razie czekam na szersze odniesienie się. :)
Usuń"Konosze" na pewno jest poprawną odmianą i nie wydaje mi się, że "h" i "ch" miały tu znaczenie. Jeśli Ci to nie pasuje, niech będzie po prostu "Wiosce Liścia".
Tak jest, "Kotonoha" się odmienia, tak samo jak np. nazwa motoru "Yamaha" (i polskie wyrazy typu "cecha", "locha"). Kupiłam nową Yamahę, jeżdżę na Yamasze, mieszkając w Kotonosze etc. Może i z początku głupio brzmi, ale idzie przywyknąć. :)
UsuńKotonoha to coś z kotami? Słodko brzmi. ;)
UsuńLololol, moja była szkoła japońskiego tak się nazywała, dlatego automatycznie napisałam "Kotonoha" zamiast "Konoha" i nawet tego nie zauważyłam. :D Co do znaczenia wyrazu, jest to archaiczne określenie "słowa", nic związanego z kotami. :)
UsuńZ niektórymi Twoimi uwagami się nie zgodzę. Często zarzucałaś, że nie ma błędu, ale brzmi dziwnie i nieskładnie, a jak dla mnie to te poprawione przez Ciebie zdania brzmiały dużo gorzej. Oczywiście mam na myśli tylko kilka przypadków.
OdpowiedzUsuńAle nie podam tych przykładów, bo jeszcze byś pomyślała, że mam jakieś argumenty. Czy coś.
UsuńSRK
Ale ja nie mam nic przeciwko argumentom. Lubię argumenty, a jednocześnie ich nie kradnę, więc jeśli pomyślę, że jakieś masz, nie stanie się nic złego. ;)
UsuńAnonimowy 28 października 2013 00:33
OdpowiedzUsuńAle nie podam tych przykładów, bo jeszcze byś pomyślała, że mam jakieś argumenty. Czy coś.
SRK
SRK
SRK
Jego Nosowatość Shah Rukh Khan!?? *q*
*omdlewa*
(BTW: Piękny komentarz.)
Głupio mi komentować po tak długim, ale może macie jakąś subskrypcję czy coś, cobym nie została tak całkiem niezauważona.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o prolog, to gdy go pisałam to wydawał mi się taki super i hipsterski bo pozamieniałam szyki, gdzie tylko mogłam i nie było to zbyt trudne do rozszyfrowania. Oczywiście z perspektywy czasu sama już widzę, że wiele tego wyszło śmiesznie i powoduje przesyt, pewnie przy pierwszym odczycie jest to jak bełkot. Nie pamiętam skąd się wzięło Monte Cassino, równie dobrze mogłabym tam wstawić sałatkę makaronową. To nieszczęsne porównanie chodzi już za mną od dawna i błaga o zmianę.
<> Dlaczego w rok? Mężczyźni rosną nierzadko dłużej niż do 17/18 roku życia. W moim opowiadaniu ma z 22 lata, choć przyznaję, że jak na realia kanonu zbyt wysoko mierzyłam.
Nie widzę nic złego w złapaniu za rękę. Takie chwilowe chwycenie za przedramię czy coś, bo przecież nie każę łapać za dłoń. Dodatkowe zwrócenie uwagi.
Wielkie litery w zwrotach to głupie przyzwyczajenie. Za dużo komunikatorów używam. Już myślałam, że na blogu pozbyłam się wszystkich tych błędów, a jednak się zachowały.
Pal licho delikatność mieczy, stać ich to niech gną i rysują przez podpieranie, no ale parowanie jednak trzeba zmienić. W ogóle sceny walki to tak jak mówisz, moja naprawdę słaba strona, więc nad tym trzeba popracować.
Z dorównywaniem do pięt masz oczywiście rację, Kakashi jednak najwidoczniej niewiele ma wiedzy na temat polskiej frazeologii, nie wiem czy jest sens go przyuczać.
Do kabury przywykłam przez czytanie innych opowiadań, nie sądziłam, że "to na nodze" może być pochwą, a nie kaburą, ale już się przestawiam.
Ogólnie nie mam zamiaru dyskutować nad celnościami Twoich spostrzeżeń, bo raczej wszystkie proponowane zmiany uważam za w jakimś stopniu korzystne.
A jeszcze na koniec rzeczownik o podobnym brzmieniu, który dowodzi Twojej racji - wataha. No teraz mogę umrzeć spokojnie.
Pozdrawiam