czwartek, 10 października 2013

0038. lekkosc-bytow.blogspot.com

Miejscówka przyzywającego: lekkość bytów
Przedwieczna: Broz-Tito

Standardowo zaczniemy od szaty graficznej (i nie wspomnę o Kunderze, ale lubię takie inspiracje). Szablon bardzo skromny, minimalistyczny, ale ładny. Kolory stonowane, nic nie razi w oczy i nie zmusza mnie do ich mrużenia, więc od razu łapiesz plusy. Źródło obrazka w szablonie teoretycznie podane (chociaż szkoda, że nie dało się wyśledzić dokładniejszego – zwykle na Tumblr podaje się źródła, kiedy coś się publikuje). Jednak bez obaw! Dzięki niezastąpionej Gayi, która wyśledziła dokładne źródło, jestem w stanie podrzucić link, pod którym znajdziesz i tytuł, i autora obrazu: http://www.saatchionline.com/art/Painting-Oil-Wishful-Landscape-5/314224/1359195/view
Co jeszcze? Ach, tak, teksty są wyjustowane, font wielkości nieprzeszkadzającej, nie ma nic, do czego mogłabym się przyczepić. Na blogu nie ma bałaganu, nie widzę żadnych zbędnych elementów, a menu jest czytelne, dziękuję za uwagę w kwestii grafiki.

W związku z tym, że poprosiłaś, bym darowała sobie betę jako taką, to jej nie będzie.

***
No dobra, nie będzie bety, ale będzie o niezgrabnościach.
Włączam wiatrak (…)wymazany szumem plastikowego tworu. – Plastikowy twór brzmi mi niezgrabnie, by nie rzec, że trochę głupio, to jedno zdanie, więc możesz go zastąpić chociażby zaimkiem.
 Coś w tym było, nauczyciele mieli wtedy jeszcze rację, a ten miał też brodę i okulary na czubku nosa.


Jaki ma związek jedno z drugim? I czemu ten biedny nauczyciel ma brodę na czubku nosa? I tak w ogóle czy mnie coś ominęło, czy broda i okulary dają +10 do mądrości i autorytetu?
(…)kiedy pisał coś w dzienniku z wyprostowanym kręgosłupem – Ten dziennik miał wyprostowany kręgosłup?

W zgłoszeniu napisałaś, że masz świadomość, iż tekst jest niedopracowany – masz rację, jest. Bardzo króciutki i, jak na niecałe trzysta sześćdziesiąt słów, dosyć nieskładny. O ile widzę związek przyczynowo-skutkowy między trzymaniem rąk w kieszeniach i wspomnieniem o nauczycielu czy między starszą panią z akcentem ze wschodniej Polski a babcią, to nie bardzo mi do tego wszystkiego pasuje akapit pierwszy i ostatni. Tym bardziej, że ten drugi jest od reszty wyraźnie oddzielony znakiem „[...]” – mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że to nie oznacza wcale, że minął jakiś czas, a to, że wycięto jakiś fragment tekstu. I tak to właśnie wygląda – mam wrażenie, że coś stąd wywaliłaś, ostatni fragment jest odrobinę od czapy, bo miłe raczej wspomnienie o kochanku poprzedzasz smutną refleksją nad śmiercią i babcią, której bohaterka tekstu nie pamięta.
Chyba że – jeśli się pobawimy w taką analizę – właśnie taki miał być efekt – najpierw piszesz o nauczycielu oraz babci, o których wspomnienie zatarło się już w pamięci, ale o kochanku bohaterka pamięta, bo była to sprawa ważna i dość świeża, a więc mamy tu tekst nie tylko o uczuciach, ale też o różnych rodzajach sympatii, o wybiórczości pamięci ludzkiej i jej funkcjonowaniu – błahostki inicjują cykl myślowy, który doprowadza nas do rzeczy, o których wydawało nam się, że nie pamiętamy albo nie chcemy pamiętać.
Ojej, chyba nadinterpretuję.
Zajmijmy się zatem stroną techniczną – w tekście pojawiły się co prawda tylko trzy niezgrabności, ale raczej wynikające z roztargnienia, jak chociażby ten dziennik z wyprostowanym kręgosłupem. Co jest natomiast ciekawe, to czas narracji – tekst napisany jest w czasie teraźniejszym, co wcale tak się w blogowych opowiadaniach często nie zdarza.

Mieszkanie
Nie, jednak nie powstrzymam się przed wytykaniem błędów, bo nie mogę przejść obok tego obojętnie:
(…)do kującej w uszy ciszy – Kuje kowal w kuźni, cisza może kłuć w uszy.
(…)wbiegamy na boso – Na jest zbędne.

Tekst jeszcze krótszy od poprzedniego, ale zdecydowanie bardziej dopracowany, z klimatem. Klimat ten głównie budują krótkie zdania bez orzeczeń, opisujące nie tyle bohaterów, co ich otoczenie. Oczywiście nie ma tak fajnie, że wszystko się zgadza i jest cacy. Najpierw piszesz, że w bloku, czy raczej kamienicy (w blokach raczej nie widziałam witraży nad wejściem), jest kłująca w uszy cisza. A potem okazuje się, że to tylko pozory – z dźwięków i zapachów budujesz obraz klatki schodowej, klimat swojski i miły, bo hałasy zza drzwi sąsiadów zdają się bohaterom nie przeszkadzać – oni zaś, dla odmiany, postanawiają zachowywać się wręcz nienaturalnie cicho – bardzo mi się podoba ten dysonans, chociaż na koniec i tak okazuje się, że dołączają do sąsiadów, ale jakby im na złość.
Ten tekst jest, powiedzmy, fajny, właśnie ze względu na to, że wcale nie bohaterowie i ich działania są tutaj ważni, a ten dom. Prawdziwymi bohaterami Mieszkania są właśnie sprzęty, odgłosy i zapachy, które otaczają występujące w nim postaci. Może znów nadinterpretuję? Nah, chyba niekoniecznie.

M. – dialogi
Nie bardzo rozumiem tę ogromną literę początkową, która się tu pojawia – nie zaczynałaś tak tekstów wcześniej, nie robisz tego w tekstach późniejszych. Zastanawiam się, dlaczego postanowiłaś tak wyróżnić ten konkretny.
Nie, to ja słucham Ciebie. – ARGH, zaimki osobowe w dialogach piszemy małą literą, wielkiej używamy tylko w listach.
Uśmiechnęła się ¾ perfekcyjnie go wczoraj zabolało, idealnie – Urwało od sensu temu zdaniu. Nie wiem, czy to przecinki, czy co innego, ale sensu nie ma.

Szczerze mówiąc, nie ma to jak irytująca kreacja bohaterki w tym tekście, która uważa, że dorosłość to dbanie o wygląd, czytanie tylko wybranych autorów i nie słuchanie tego, co mainstreamowe. Wiwat dorosłość! I po raz kolejny – wiwat kontrasty. Tym razem chodzi o kontrast między bohaterami, bo w tym opowiadaniu ten, którego bohaterka uważała za dzieciaka, wcale dzieciakiem nie jest, to ona wychodzi na niedorosłą pannicę, która chce się bawić w dorosłość.
W sumie M. - dialogi to taki dość uniwersalny tekst o związkach i ma bardzo dobrą, celną pointę. Priorytety się zmieniają, wszystko ewoluuje, ale związek też powinien – jest to też w jakimś sensie oczywista oczywistość, ale podana ładnie i nienachlanie, nie będę się czepiać. Związek nie jest niczym stałym, bywa trudny, ale trzeba nad nim pracować, a nie dziecinnie podchodzić swojego partnera i wydurniać się przy tym tak strasznie. Bo przecież główna bohaterka się wygłupiła.

Aleksander
(…)brzmią inaczej, niż wcześnie rano – Niepotrzebny przecinek.
Aleksander był obiektywnie przystojny, miał gęste, kręcone i bardzo ciemne włosy, zazwyczaj w jakimś porannym, jak na amatora tej pory dnia przystało. – A tu urwało od sensu.
(…)na co dzień ukryte pod szkłami okularów – Raczej za.
Książka zsunęła się z kolan na podłogę, wydając krótki dźwięk – Książka wydała dźwięk. Jakoś mi to nie brzmi.

Jak do tej pory – najlepiej zarysowany bohater. Chociaż tekst – w zasadzie to obrazek, prawda? – ponownie jest bardzo krótki, o bohaterze dowiadujemy się tyle, że aż można mieć przesyt. Po raz pierwszy chyba piszesz, jak wygląda twój bohater, co myśli i czuje, czym się w zasadzie interesuje, czego nie było w poprzednich tekstach.
Zdaje mi się, że jednak kwestię orientacji seksualnej Aleksandra potraktowałaś nieco zbyt skrótowo. Można by się pokusić o zbudowanie jeszcze większego kontrastu między tymi myślami o tym, co męskie, a co kobiece. Trochę tak, jakby to, co najważniejsze, to, co konstytuuje bohatera, potraktowałaś dość po macoszemu. Ten akapit aż się prosi o rozbudowanie, serio. Chociaż z drugiej strony muszę przyznać, iż kwestie akceptacji czy też nieakceptacji społecznej są wprowadzone dosyć zgrabnie, choć niespodziewane. Nie starasz się budować bohatera rzeczywiście innego od wszystkich, choć on czuje się tak postrzegany – może wypadałoby pokusić się o jakieś tło społeczne? Może nie w tym tekście, może w innym, ale mam wrażenie, że w tym zrejterowałaś, że nie chciałaś poruszać śliskiego tematu, który jednak dla bohatera uczyniłaś dosyć ważnym.

Po prostu trwać i…
A szczególnie zachowań jego. – Dziwny szyk.

No dobrze, chwila prywaty: czy ja już kiedyś oceniałam twoje opowiadania, czy tylko przypominają mi inne, bardzo podobne?
A teraz do tekstu: najdłuższy jak do tej pory i najbardziej spójny, z dobrze zarysowaną postacią męską. Bohaterka zarysowana nieco słabiej, głównie orbituje wokół bohatera i każda informacja o niej pojawia się w tekście na zasadzie opozycji/podobieństw wobec upodobań obiektu uczuć. Ale to na pewno nie jest wada.
W tekście jest coś osobliwie osobistego, coś, czego chyba nie potrafię skomentować, ale spróbuje: bardzo podoba mi się przeniesienie uczuć bohaterki na tego mężczyznę, ale także na otoczenie. Niemal wszystko, co z nim związane, opisujesz bardzo ciepło, z czułością i dbałością o jakieś szczegóły, właściwie używasz opisu domu do opisu mężczyzny. W tym tekście znajduję coś, co chyba powinnam nazwać czułością i właśnie ta czułość wydaje mi się tak osobista.

Błyska
Interesujące w tekście jest użycie narratora pierwszoosobowego płci męskiej. Muszę przyznać, że z wyczuciem kreujesz tę postać i jej postawę wobec choroby jego partnerki. Robisz to w każdym razie bardzo wiarygodnie.
Co mi się nie podoba w tym tekście (a czego nie było w poprzednich), to swoista, hm, dramatyczna taniość zakończenia, które co prawda gra na emocjach, ale w sposób tak oczywisty, że aż irytujący. Przypomina mi tym samym te wszystkie ogłoszenia fundacji, w którym przy akompaniamencie smętnej fortepianowej muzyki rodzice i ich dzieci opowiadają o życiu z chorobą. Mam dziwne wrażenie, że zdecydowanie stać cię na więcej niż tak nieznośne tanie, dramatycznie wyświechtane zakończenie, które, na dokładkę, wydaje się pompatyczne i kompletnie nieprzystające do reszty tekstu.
Pozwolę sobie zaryzykować pewną tezę: tak bardzo chciałaś zakończyć ten obrazek bez happy endu, ale jednocześnie nie wprost, że aż przedobrzyłaś i wyszła scena nie tylko filmowa, ale jeszcze do tego należąca do tego typu scen, które są standardowym wyciskaczem łez. Ja nie przepadam za tego typu wymuszaniem określonej reakcji na czytelniku/widzu, dlatego nie mogę przeboleć ostatnich zdań tekstu. Ale niektórzy ludzie takie rzeczy lubią, prawdaż…

W niedziele kocham Cię najmocniej
trzy sekundowe wahanie – Trzysekundowe.
język śmieje się do nagości – Mój mózg wykonał fikołka, próbując wyobrazić sobie śmiejący się język. Metafora metaforą, ale nie popadajmy w przesadę.
Powieki opadające wraz z każdą rozkoszy – Rozkoszą? Każdą z rozkoszy?

Poetycki opis sceny łóżkowej. Krótki. Pełen średników i kropek; pełen zmieniających się czasów oraz terminów z pogranicza fizyki i astronomii, z których w połowie postanowiłaś zrezygnować. W sumie nie wiem czemu; mieszanie czasu.
W zasadzie ten tekst wygląda jak ten akapit powyżej. Czy to się dobrze czyta? Niekoniecznie. Nie zwykło się też mieszać czasów i form w jedynym zdaniu. Co chcę jeszcze powiedzieć? Że znaki interpunkcyjne nie dynamizują tekstu. Nie, one tu przeszkadzają i utrudniają nieco czytanie, ale jest to chyba jedyna wada W niedziele kocham Cię najmocniej, bo sam tekst warsztatowo dobry, temat dość oryginalny, na początku nawet nieoczywisty, scena opisana zgrabnie.

Okno styczniowe i okno lutowe
Co charakteryzuje te dwa teksty? Chyba postawiłabym na bezpośrednie zwroty do czytelnika, których nie widziałam w poprzednich – a przynajmniej w tych, które chciałaś, bym oceniała. I jakoś tak dziwnie te gawędziarskie wstawki nijak mi się mają do tej przesadnej poetyzacji Okien. Powstaje tu jakiś taki dysonans, który mnie osobiście drażni.
Szczerze przyznam, że jest coś, hm, pompatycznego, bombastycznego, nadętego, przeestetyzowanego w całym tym poetyzowaniu. Te wszystkie inkrustowane reklamami okna, marszczenie się pianą obrzydzenia i inne wypuszczenie twojej twarzy z rąk sprawiają, że jak dla mnie Okna są jednymi z najsłabszych tekstów, które dane mi było u ciebie czytać. Sprawa ma się podobnie jak z taniością zakończenia Błyska – co za dużo, to niezdrowo.
Jednocześnie mam wrażenie niesamowitej, hm, płytkości tych tekstów – forma zdecydowanie przytłoczyła tym razem treść. I nie są to przemyślenia zbyt odkrywcze, mam wrażenie, że ślizgasz się na powierzchni jakiejś określonej refleksji, w żadną myśl nie wchodzisz głębiej – to z pewnością ma sens, ale forma sugeruje Pambu wie jakie rewelacje o życiu, a nie dowiadujemy się w zasadzie niczego nowego. A przynajmniej niczego, czego nie byłoby w poprzednich tekstach.
Ponadto – to już bardzo subiektywna uwaga – mam wrażenie, że bohaterka Okna lutowego bardzo… W sumie nie wiem, jak to napisać dyplomatycznie, więc pozwól mi napisać wprost: bohaterka robi sobie dobrze tym, że czyta w autobusie Kunderę, a nie jakąś inną popularną książkę i mam wrażenie, że strasznie mile ją połechtało to, że chłopak (teoretycznie) rozpoznał autora, tak jakby dawało jej to +10 do atrakcyjności. Zauważyłam podobną kreację bohatera w M. – dialogi. I dalej uważam za potwornie niedojrzałe. I nie bardzo wiem, czemu ma służyć w tym tekście, który jest w zasadzie odarty ze szczegółów, ale bohaterka konkretnie czyta Kunderę – no po prostu jedyny taki płatek śniegu, ona i on, a reszta ludzi jakaś dziwna, prawda? Szczególnie ta pani w czerwonym płaszczu, że też śmie krzywić się, że usiadł obok niej jakiś facet. Denerwuje mnie jej wartościowanie, denerwuje mnie sposób myślenia bohaterki oraz to, jak ocenia ludzi tylko i wyłącznie wedle własnej miary. No bo to wprost niemożliwe, żeby tamten facet, bo ja wiem, cuchnął przetrawionym alkoholem, albo co, nie, to musi być to, że blondynka w czerwonym płaszczu nie chce się socjalizować, a przecież komunikacja miejska tylko do tego służy! Absolutnie nie jest od tego, by dostać się we względnym spokoju z punktu A do punktu B, no skąd, to miejsce spotkań! Jeśli bohaterka rzeczywiście miała być tak irytująca – brawo, udało ci się.

Podsumowując:

Warsztat masz bardzo dobry, pojawiały się tylko drobne potknięcia. Jeśli chodzi o styl, to nie mam nic do zarzucenia. No, prawie, ale wszystko wytknęłam wyżej, więc nie będę pisać o tym raz jeszcze.
Niemniej jednak nie jest tak, że nie mam się do czego przyczepić. Ale lista jest krótka, spokojnie.
Po pierwsze: miałam dziwnie wrażenie, że ciągle czytam o tym samym. Tematyka tekstów jest dosyć podobna, czytając więc opowiadania po raz kolejny miałam wrażenie, że utknęłam gdzieś na jednym z nich i nie mogę się ruszyć. Niemal za każdym razem tematem jest związek, a jeśli nie związek, to miłość, przy czym jest to głównie miłość nieszczęśliwa. Jeśli nie nieszczęśliwa, to fizyczna. Wszystko fajnie, tylko po co ciągle to samo? Nie zrozum mnie źle, niektóre teksty bardzo mi się podobały (choćby Po prostu trwać i…), uważam, że masz talent, ale nie widzę sensu duszenia się ciągle we własnym sosie.
Po drugie: płytkość pewnych refleksji, jak choćby w Aleksandrze, gdzie najpierw pisałaś o rzeczach zupełnie codziennych, by niespodziewanie wyskoczyć z akceptacją i homofobią, po czym natychmiast się z tego wycofać, gdy już dałaś nadzieję na jakąś ciekawą obserwację, uciekałaś od tematu – być może – a nawet z pewnością – chodziło właśnie o tę codzienność, ale jednocześnie tekstom przez to urywa od, hm, bo ja wiem? Głębi? E, nie, głębia nie jest obowiązkowa, więc powiem, że urywa im od świeżości. Nic nowego pod słońcem, choćby nie wiem, jak dobrze napisane, to dalej nic nowego pod słońcem.
Po trzecie: oczywistości jako prawdy objawione odkryte na nowo przez zbędną, barokową wręcz formę. Chodzi mi oczywiście o oba Okna i Błyska, które potwornie mnie razi swoim zakończeniem, więc nie mogę przejść nad nim do porządku dziennego. Taki dobry tekst i taki klops na koniec.

Zbierając to wszystko zusammen do kupy: Szczerze przyznam, że nie jestem fanką prozy poetyckiej, nie umiem jednak skrytykować dobrego warsztatu oraz tematyki, która pozwala się skupiać na uczuciach bohaterów, jak również nie umiem przejść obojętnie obok tekstów, które dzięki jakimś drobnostkom, pojedynczym, lecz trafnym zdaniom budują bardzo sympatyczny klimat i potrafią wzbudzać we mnie emocje, chociaż nie zawsze są to emocje, które pewnie przewidywałaś (tak, tak, Okno lutowe podniosło mi ciśnienie, Aleksander nieco rozczarował nagłą dezercją od społecznego tematu). Nie umiem jednak nie zauważać przerostu formy nad treścią czy taniości niektórych zgranych do imentu chwytów (Błyska).
Niech będzie cztery z minusem. Kosmicznym, ale dalej cztery z minusem, bo na tróję te teksty są za dobre.

   

3 komentarze:

  1. Po pierwsze bardzo dziękuję za ocenę i czas poświęcony na nią. Komentuję dopiero teraz, bo wcześniej zapiernicz i ciężko z czasem.
    Po pierwsze, dziękuję za źródło, zaraz gdzieś tam wkleję i napiszę do autorki. Swoją drogą, fascynuje mnie, w jaki sposób Gaya znajduje te źródła, w życiu bym go nie znalazła bez przedzierania się przez stosy odnośników na tumblerze.
    Po drugie: "***". Właściwie w miejscu [...] dopiero ma się coś pojawić. W sensie mam pomysł i nawet chciałam ten fragment dopisać przed oceną, ale jak widać nie zdążyłam. Rozumiem, że narracji nie zmieniać (bo i taki miałam zamiar), kręgosłupy i te inne wiadomo, ale zastanawiam się, co z samym tekstem ogólnie, czy taki początek może być, czy nie jest, jak to u mnie, pogmatwany. I w sumie ta Twoja nadinterpretacja mogła mieć sens. Bo w zasadzie to Twoja koncepcja mi się bardziej podoba.
    W przypadku Mieszkania w sumie nie nadintepretowałaś, o coś takiego mi chodziło właśnie i cieszę się, że ktoś to w końcu dostrzegł, że nie chodzi tu o samą końcówkę, która właściwie idzie do wymiany, bo mnie wkurza, ale o te swojskie dźwięki jakiejś paryskiej czy innej kamienicy. Serio żadnych uwag? Aż dziwne, to tekst pisany w jakieś 10 minut na kolanie, chyba powinnam w takim razie częściej tak robić.
    Jeśli chodzi o wielką literę w M. to ogólnie tekst miał mieć kilka części, ale uznałam, że szkoda mi czasu na kontynuowanie tego i zajmę się dopieszczeniem tylko tej części. Jak widać, nie wyszło mi to. Znaczy nie wiem w sumie, czy wyszło, czy nie, bo wiadomo, że wkurwiająca bohaterka, ale oprócz faktu, że Cię wkurwia się niczego nie dowiedziałam. :C Chyba że wkurwiająca panieneczka uniemożliwiała Ci analizę tekstu, zatem to zrozumiem. Chociaż cieszę się, że wkurzała, czyli jakieś emocje zostały wywołane. A to już jakiś sukces.
    W Aleksandrze faktycznie potraktowałam ogólnikowo ten fragment o jego orientacji, niedługo go rozbuduję, bo wygląda dość ubogo. Co do tego przesytu informacji, których jest za dużo? Może faktycznie rozbiję to na jakieś dwa teksty, tylko nie wiem, w której kwestii się zbyt rozgadałam.
    Wydaje mi się, że oceniałaś kiedyś część z nich, ale to było jakieś 1,5 roku temu. Albo i jeszcze dawniej. No i od tego czasu pozmieniałam je na wszystkie strony, więc nie stanowi to chyba problemu.
    Mam wrażenie, że Po prostu być potraktowałaś trochę powierzchownie. Spodziewałam się właśnie największego opierniczu za ten tekst, a tu klops. :c Ale miło mi, że znowu świetnie rozumiesz, co chciałam tym tekstem przekazać.
    W Błyska zgodzę się, że zakończenie jest do kitu i z pewnością je zmienię wkrótce. Po prostu w momencie pisania nie za bardzo wiedziałam, w jaki sposób tenże tekst zakończyć, a jakoś by wypadało w końcu. Ale już wiem mniej więcej i wkrótce się do tego zabiorę.
    W planach mam również pozmienianie całego W niedzielę kocham Cię najmocniej. Pierwotnie wyglądał normalniej, ale potem naczytałam się Prousta i spodobały mi się średniki i wpieprzanie ich w każde miejsce. Oczywiście Proust umiał to robić z wyczuciem, ja nie umiem i efekt tejże średnikowej nieudanej współpracy możemy podziwiać w tym tekście.
    Zdaję sobie sprawę ze swojej debilnej monotematyczności. Pracuję nad tym, czego efektem jest kilkumiesięczny zastój w pisaniu. Prace idą zatem wspaniale! Z pozostałymi zastrzeżeniami w sumie też się zgodzę, postaram się nad nimi popracować.
    Jeszcze raz serdecznie dziękuję za ocenę i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam opcję "wyszukaj obrazem" w grafice Google, nie ma lepszego sposobu na znajdowanie źródeł chociaż czasami pokazuje dużo odnośników do tumblera albo weheartit i trzeba je odsiewać.

      Usuń
    2. Nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje, Ida w internetach, pozdrawiam. Ale faktycznie przydatne, będę pamiętać.

      Usuń