Miejscówka przyzywającego: lekkość bytów
Przedwieczna: Broz-Tito
Standardowo zaczniemy od szaty graficznej
(i nie wspomnę o Kunderze, ale lubię takie inspiracje). Szablon bardzo skromny,
minimalistyczny, ale ładny. Kolory stonowane, nic nie razi w oczy i nie zmusza
mnie do ich mrużenia, więc od razu łapiesz plusy. Źródło obrazka w szablonie
teoretycznie podane (chociaż szkoda, że nie dało się wyśledzić dokładniejszego
– zwykle na Tumblr podaje się źródła, kiedy coś się publikuje). Jednak bez obaw!
Dzięki niezastąpionej Gayi, która wyśledziła dokładne źródło, jestem w stanie
podrzucić link, pod którym znajdziesz i tytuł, i autora obrazu: http://www.saatchionline.com/art/Painting-Oil-Wishful-Landscape-5/314224/1359195/view
Co jeszcze? Ach, tak, teksty są
wyjustowane, font wielkości nieprzeszkadzającej, nie ma nic, do czego mogłabym
się przyczepić. Na blogu nie ma bałaganu, nie widzę żadnych zbędnych elementów,
a menu jest czytelne, dziękuję za uwagę w kwestii grafiki.
W związku z tym, że poprosiłaś, bym
darowała sobie betę jako taką, to jej nie będzie.
***
No dobra, nie będzie bety, ale będzie o
niezgrabnościach.
Włączam
wiatrak (…)wymazany szumem plastikowego tworu. – Plastikowy twór brzmi mi niezgrabnie, by nie rzec,
że trochę głupio, to jedno zdanie, więc możesz go zastąpić chociażby zaimkiem.
Coś w tym było, nauczyciele mieli wtedy
jeszcze rację, a ten miał też brodę i okulary na czubku nosa.
Jaki ma związek jedno z drugim? I czemu
ten biedny nauczyciel ma brodę na czubku nosa? I tak w ogóle czy mnie coś
ominęło, czy broda i okulary dają +10 do mądrości i autorytetu?
(…)kiedy
pisał coś w dzienniku z wyprostowanym kręgosłupem – Ten dziennik miał wyprostowany kręgosłup?
W zgłoszeniu napisałaś, że masz
świadomość, iż tekst jest niedopracowany – masz rację, jest. Bardzo króciutki
i, jak na niecałe trzysta sześćdziesiąt słów, dosyć nieskładny. O ile widzę
związek przyczynowo-skutkowy między trzymaniem rąk w kieszeniach i wspomnieniem
o nauczycielu czy między starszą panią z akcentem ze wschodniej Polski a
babcią, to nie bardzo mi do tego wszystkiego pasuje akapit pierwszy i ostatni.
Tym bardziej, że ten drugi jest od reszty wyraźnie oddzielony znakiem „[...]” –
mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że to nie oznacza wcale, że minął jakiś
czas, a to, że wycięto jakiś fragment tekstu. I tak to właśnie wygląda – mam
wrażenie, że coś stąd wywaliłaś, ostatni fragment jest odrobinę od czapy, bo
miłe raczej wspomnienie o kochanku poprzedzasz smutną refleksją nad śmiercią i
babcią, której bohaterka tekstu nie pamięta.
Chyba że – jeśli się pobawimy w taką
analizę – właśnie taki miał być efekt – najpierw piszesz o nauczycielu oraz
babci, o których wspomnienie zatarło się już w pamięci, ale o kochanku
bohaterka pamięta, bo była to sprawa ważna i dość świeża, a więc mamy tu tekst
nie tylko o uczuciach, ale też o różnych rodzajach sympatii, o wybiórczości
pamięci ludzkiej i jej funkcjonowaniu – błahostki inicjują cykl myślowy, który
doprowadza nas do rzeczy, o których wydawało nam się, że nie pamiętamy albo nie
chcemy pamiętać.
Ojej, chyba nadinterpretuję.
Zajmijmy się zatem stroną techniczną – w
tekście pojawiły się co prawda tylko trzy niezgrabności, ale raczej wynikające
z roztargnienia, jak chociażby ten dziennik z wyprostowanym kręgosłupem. Co
jest natomiast ciekawe, to czas narracji – tekst napisany jest w czasie
teraźniejszym, co wcale tak się w blogowych opowiadaniach często nie zdarza.
Mieszkanie
Nie, jednak nie powstrzymam się przed
wytykaniem błędów, bo nie mogę przejść obok tego obojętnie:
(…)do
kującej w uszy ciszy – Kuje kowal
w kuźni, cisza może kłuć w uszy.
(…)wbiegamy
na boso – Na jest
zbędne.
Tekst jeszcze krótszy od poprzedniego,
ale zdecydowanie bardziej dopracowany, z klimatem. Klimat ten głównie budują
krótkie zdania bez orzeczeń, opisujące nie tyle bohaterów, co ich otoczenie.
Oczywiście nie ma tak fajnie, że wszystko się zgadza i jest cacy. Najpierw
piszesz, że w bloku, czy raczej kamienicy (w blokach raczej nie widziałam
witraży nad wejściem), jest kłująca w uszy cisza. A potem okazuje się, że to
tylko pozory – z dźwięków i zapachów budujesz obraz klatki schodowej, klimat
swojski i miły, bo hałasy zza drzwi sąsiadów zdają się bohaterom nie
przeszkadzać – oni zaś, dla odmiany, postanawiają zachowywać się wręcz
nienaturalnie cicho – bardzo mi się podoba ten dysonans, chociaż na koniec i
tak okazuje się, że dołączają do sąsiadów, ale jakby im na złość.
Ten tekst jest, powiedzmy, fajny, właśnie
ze względu na to, że wcale nie bohaterowie i ich działania są tutaj ważni, a
ten dom. Prawdziwymi bohaterami Mieszkania
są właśnie sprzęty, odgłosy i zapachy, które otaczają występujące w nim
postaci. Może znów nadinterpretuję? Nah, chyba niekoniecznie.
M.
– dialogi
Nie bardzo rozumiem tę ogromną literę
początkową, która się tu pojawia – nie zaczynałaś tak tekstów wcześniej, nie
robisz tego w tekstach późniejszych. Zastanawiam się, dlaczego postanowiłaś tak
wyróżnić ten konkretny.
Nie,
to ja słucham Ciebie. – ARGH,
zaimki osobowe w dialogach piszemy małą literą, wielkiej używamy tylko w listach.
Uśmiechnęła
się ¾ perfekcyjnie go wczoraj zabolało, idealnie – Urwało od sensu temu zdaniu. Nie wiem,
czy to przecinki, czy co innego, ale sensu nie ma.
Szczerze mówiąc, nie ma to jak irytująca
kreacja bohaterki w tym tekście, która uważa, że dorosłość to dbanie o wygląd,
czytanie tylko wybranych autorów i nie słuchanie tego, co mainstreamowe. Wiwat
dorosłość! I po raz kolejny – wiwat kontrasty. Tym razem chodzi o kontrast
między bohaterami, bo w tym opowiadaniu ten, którego bohaterka uważała za dzieciaka,
wcale dzieciakiem nie jest, to ona wychodzi na niedorosłą pannicę, która chce
się bawić w dorosłość.
W sumie M. - dialogi to taki dość uniwersalny tekst o związkach i ma bardzo
dobrą, celną pointę. Priorytety się zmieniają, wszystko ewoluuje, ale związek
też powinien – jest to też w jakimś sensie oczywista oczywistość, ale podana
ładnie i nienachlanie, nie będę się czepiać. Związek nie jest niczym stałym,
bywa trudny, ale trzeba nad nim pracować, a nie dziecinnie podchodzić swojego
partnera i wydurniać się przy tym tak strasznie. Bo przecież główna bohaterka
się wygłupiła.
Aleksander
(…)brzmią
inaczej, niż wcześnie rano – Niepotrzebny
przecinek.
Aleksander
był obiektywnie przystojny, miał gęste, kręcone i bardzo ciemne włosy,
zazwyczaj w jakimś porannym, jak na amatora tej pory dnia przystało. – A tu urwało od sensu.
(…)na
co dzień ukryte pod szkłami okularów – Raczej za.
Książka
zsunęła się z kolan na podłogę, wydając krótki dźwięk – Książka wydała dźwięk. Jakoś mi to nie
brzmi.
Jak do tej pory – najlepiej zarysowany
bohater. Chociaż tekst – w zasadzie to obrazek, prawda? – ponownie jest bardzo
krótki, o bohaterze dowiadujemy się tyle, że aż można mieć przesyt. Po raz
pierwszy chyba piszesz, jak wygląda twój bohater, co myśli i czuje, czym się w
zasadzie interesuje, czego nie było w poprzednich tekstach.
Zdaje mi się, że jednak kwestię
orientacji seksualnej Aleksandra potraktowałaś nieco zbyt skrótowo. Można by
się pokusić o zbudowanie jeszcze większego kontrastu między tymi myślami o tym,
co męskie, a co kobiece. Trochę tak, jakby to, co najważniejsze, to, co
konstytuuje bohatera, potraktowałaś dość po macoszemu. Ten akapit aż się prosi
o rozbudowanie, serio. Chociaż z drugiej strony muszę przyznać, iż kwestie
akceptacji czy też nieakceptacji społecznej są wprowadzone dosyć zgrabnie, choć
niespodziewane. Nie starasz się budować bohatera rzeczywiście innego od
wszystkich, choć on czuje się tak postrzegany – może wypadałoby pokusić się o
jakieś tło społeczne? Może nie w tym tekście, może w innym, ale mam wrażenie,
że w tym zrejterowałaś, że nie chciałaś poruszać śliskiego tematu, który jednak
dla bohatera uczyniłaś dosyć ważnym.
Po
prostu trwać i…
A
szczególnie zachowań jego. – Dziwny
szyk.
No dobrze, chwila prywaty: czy ja już
kiedyś oceniałam twoje opowiadania, czy tylko przypominają mi inne, bardzo
podobne?
A teraz do tekstu: najdłuższy jak do tej
pory i najbardziej spójny, z dobrze zarysowaną postacią męską. Bohaterka
zarysowana nieco słabiej, głównie orbituje wokół bohatera i każda informacja o
niej pojawia się w tekście na zasadzie opozycji/podobieństw wobec upodobań
obiektu uczuć. Ale to na pewno nie jest wada.
W tekście jest coś osobliwie osobistego,
coś, czego chyba nie potrafię skomentować, ale spróbuje: bardzo podoba mi się
przeniesienie uczuć bohaterki na tego mężczyznę, ale także na otoczenie. Niemal
wszystko, co z nim związane, opisujesz bardzo ciepło, z czułością i dbałością o
jakieś szczegóły, właściwie używasz opisu domu do opisu mężczyzny. W tym tekście
znajduję coś, co chyba powinnam nazwać czułością i właśnie ta czułość wydaje mi
się tak osobista.
Błyska
Interesujące w tekście jest użycie
narratora pierwszoosobowego płci męskiej. Muszę przyznać, że z wyczuciem
kreujesz tę postać i jej postawę wobec choroby jego partnerki. Robisz to w
każdym razie bardzo wiarygodnie.
Co mi się nie podoba w tym tekście (a
czego nie było w poprzednich), to swoista, hm, dramatyczna taniość zakończenia,
które co prawda gra na emocjach, ale w sposób tak oczywisty, że aż irytujący.
Przypomina mi tym samym te wszystkie ogłoszenia fundacji, w którym przy
akompaniamencie smętnej fortepianowej muzyki rodzice i ich dzieci opowiadają o
życiu z chorobą. Mam dziwne wrażenie, że zdecydowanie stać cię na więcej niż
tak nieznośne tanie, dramatycznie wyświechtane zakończenie, które, na dokładkę,
wydaje się pompatyczne i kompletnie nieprzystające do reszty tekstu.
Pozwolę sobie zaryzykować pewną tezę: tak
bardzo chciałaś zakończyć ten obrazek bez happy endu, ale jednocześnie nie
wprost, że aż przedobrzyłaś i wyszła scena nie tylko filmowa, ale jeszcze do
tego należąca do tego typu scen, które są standardowym wyciskaczem łez. Ja nie
przepadam za tego typu wymuszaniem określonej reakcji na czytelniku/widzu,
dlatego nie mogę przeboleć ostatnich zdań tekstu. Ale niektórzy ludzie takie
rzeczy lubią, prawdaż…
W
niedziele kocham Cię najmocniej
trzy
sekundowe wahanie – Trzysekundowe.
język
śmieje się do nagości – Mój
mózg wykonał fikołka, próbując wyobrazić sobie śmiejący się język. Metafora
metaforą, ale nie popadajmy w przesadę.
Powieki
opadające wraz z każdą rozkoszy – Rozkoszą? Każdą z rozkoszy?
Poetycki opis sceny łóżkowej. Krótki.
Pełen średników i kropek; pełen zmieniających się czasów oraz terminów z
pogranicza fizyki i astronomii, z których w połowie postanowiłaś zrezygnować. W
sumie nie wiem czemu; mieszanie czasu.
W zasadzie ten tekst wygląda jak ten
akapit powyżej. Czy to się dobrze czyta? Niekoniecznie. Nie zwykło się też
mieszać czasów i form w jedynym zdaniu. Co chcę jeszcze powiedzieć? Że znaki
interpunkcyjne nie dynamizują tekstu. Nie, one tu przeszkadzają i utrudniają
nieco czytanie, ale jest to chyba jedyna wada W niedziele kocham Cię najmocniej, bo sam tekst warsztatowo dobry,
temat dość oryginalny, na początku nawet nieoczywisty, scena opisana zgrabnie.
Okno
styczniowe i okno lutowe
Co charakteryzuje te dwa teksty? Chyba
postawiłabym na bezpośrednie zwroty do czytelnika, których nie widziałam w
poprzednich – a przynajmniej w tych, które chciałaś, bym oceniała. I jakoś tak
dziwnie te gawędziarskie wstawki nijak mi się mają do tej przesadnej poetyzacji
Okien. Powstaje tu jakiś taki
dysonans, który mnie osobiście drażni.
Szczerze przyznam, że jest coś, hm,
pompatycznego, bombastycznego, nadętego, przeestetyzowanego w całym tym
poetyzowaniu. Te wszystkie inkrustowane
reklamami okna, marszczenie się pianą obrzydzenia i inne wypuszczenie twojej twarzy z rąk sprawiają,
że jak dla mnie Okna są jednymi z
najsłabszych tekstów, które dane mi było u ciebie czytać. Sprawa ma się
podobnie jak z taniością zakończenia Błyska
– co za dużo, to niezdrowo.
Jednocześnie mam wrażenie niesamowitej,
hm, płytkości tych tekstów – forma zdecydowanie przytłoczyła tym razem treść. I
nie są to przemyślenia zbyt odkrywcze, mam wrażenie, że ślizgasz się na
powierzchni jakiejś określonej refleksji, w żadną myśl nie wchodzisz głębiej –
to z pewnością ma sens, ale forma sugeruje Pambu wie jakie rewelacje o życiu, a
nie dowiadujemy się w zasadzie niczego nowego. A przynajmniej niczego, czego
nie byłoby w poprzednich tekstach.
Ponadto – to już bardzo subiektywna uwaga
– mam wrażenie, że bohaterka Okna
lutowego bardzo… W sumie nie wiem, jak to napisać dyplomatycznie, więc
pozwól mi napisać wprost: bohaterka robi sobie dobrze tym, że czyta w autobusie
Kunderę, a nie jakąś inną popularną książkę i mam wrażenie, że strasznie mile
ją połechtało to, że chłopak (teoretycznie) rozpoznał autora, tak jakby dawało
jej to +10 do atrakcyjności. Zauważyłam podobną kreację bohatera w M. – dialogi. I dalej uważam za
potwornie niedojrzałe. I nie bardzo wiem, czemu ma służyć w tym tekście, który
jest w zasadzie odarty ze szczegółów, ale bohaterka konkretnie czyta Kunderę –
no po prostu jedyny taki płatek śniegu, ona i on, a reszta ludzi jakaś dziwna,
prawda? Szczególnie ta pani w czerwonym płaszczu, że też śmie krzywić się, że
usiadł obok niej jakiś facet. Denerwuje mnie jej wartościowanie, denerwuje mnie
sposób myślenia bohaterki oraz to, jak ocenia ludzi tylko i wyłącznie wedle
własnej miary. No bo to wprost niemożliwe, żeby tamten facet, bo ja wiem, cuchnął
przetrawionym alkoholem, albo co, nie, to musi być to, że blondynka w czerwonym
płaszczu nie chce się socjalizować, a przecież komunikacja miejska tylko do
tego służy! Absolutnie nie jest od tego, by dostać się we względnym spokoju z
punktu A do punktu B, no skąd, to miejsce spotkań! Jeśli bohaterka rzeczywiście
miała być tak irytująca – brawo, udało ci się.
Podsumowując:
Warsztat masz bardzo dobry, pojawiały się
tylko drobne potknięcia. Jeśli chodzi o styl, to nie mam nic do zarzucenia. No,
prawie, ale wszystko wytknęłam wyżej, więc nie będę pisać o tym raz jeszcze.
Niemniej jednak nie jest tak, że nie mam
się do czego przyczepić. Ale lista jest krótka, spokojnie.
Po pierwsze: miałam dziwnie wrażenie, że
ciągle czytam o tym samym. Tematyka tekstów jest dosyć podobna, czytając więc
opowiadania po raz kolejny miałam wrażenie, że utknęłam gdzieś na jednym z nich
i nie mogę się ruszyć. Niemal za każdym razem tematem jest związek, a jeśli nie
związek, to miłość, przy czym jest to głównie miłość nieszczęśliwa. Jeśli nie
nieszczęśliwa, to fizyczna. Wszystko fajnie, tylko po co ciągle to samo? Nie
zrozum mnie źle, niektóre teksty bardzo mi się podobały (choćby Po prostu trwać i…), uważam, że masz
talent, ale nie widzę sensu duszenia się ciągle we własnym sosie.
Po drugie: płytkość pewnych refleksji,
jak choćby w Aleksandrze, gdzie
najpierw pisałaś o rzeczach zupełnie codziennych, by niespodziewanie wyskoczyć
z akceptacją i homofobią, po czym natychmiast się z tego wycofać, gdy już dałaś
nadzieję na jakąś ciekawą obserwację, uciekałaś od tematu – być może – a nawet
z pewnością – chodziło właśnie o tę codzienność, ale jednocześnie tekstom przez
to urywa od, hm, bo ja wiem? Głębi? E, nie, głębia nie jest obowiązkowa, więc
powiem, że urywa im od świeżości. Nic nowego pod słońcem, choćby nie wiem, jak
dobrze napisane, to dalej nic nowego pod słońcem.
Po trzecie: oczywistości jako prawdy
objawione odkryte na nowo przez zbędną, barokową wręcz formę. Chodzi mi
oczywiście o oba Okna i Błyska, które potwornie mnie razi swoim
zakończeniem, więc nie mogę przejść nad nim do porządku dziennego. Taki dobry
tekst i taki klops na koniec.
Zbierając
to wszystko zusammen do kupy: Szczerze
przyznam, że nie jestem fanką prozy poetyckiej, nie umiem jednak skrytykować
dobrego warsztatu oraz tematyki, która pozwala się skupiać na uczuciach
bohaterów, jak również nie umiem przejść obojętnie obok tekstów, które dzięki
jakimś drobnostkom, pojedynczym, lecz trafnym zdaniom budują bardzo sympatyczny
klimat i potrafią wzbudzać we mnie emocje, chociaż nie zawsze są to emocje,
które pewnie przewidywałaś (tak, tak, Okno
lutowe podniosło mi ciśnienie, Aleksander
nieco rozczarował nagłą dezercją od społecznego tematu). Nie umiem jednak
nie zauważać przerostu formy nad treścią czy taniości niektórych zgranych do
imentu chwytów (Błyska).
Niech będzie cztery z minusem.
Kosmicznym, ale dalej cztery z minusem, bo na tróję te teksty są za dobre.
Po pierwsze bardzo dziękuję za ocenę i czas poświęcony na nią. Komentuję dopiero teraz, bo wcześniej zapiernicz i ciężko z czasem.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, dziękuję za źródło, zaraz gdzieś tam wkleję i napiszę do autorki. Swoją drogą, fascynuje mnie, w jaki sposób Gaya znajduje te źródła, w życiu bym go nie znalazła bez przedzierania się przez stosy odnośników na tumblerze.
Po drugie: "***". Właściwie w miejscu [...] dopiero ma się coś pojawić. W sensie mam pomysł i nawet chciałam ten fragment dopisać przed oceną, ale jak widać nie zdążyłam. Rozumiem, że narracji nie zmieniać (bo i taki miałam zamiar), kręgosłupy i te inne wiadomo, ale zastanawiam się, co z samym tekstem ogólnie, czy taki początek może być, czy nie jest, jak to u mnie, pogmatwany. I w sumie ta Twoja nadinterpretacja mogła mieć sens. Bo w zasadzie to Twoja koncepcja mi się bardziej podoba.
W przypadku Mieszkania w sumie nie nadintepretowałaś, o coś takiego mi chodziło właśnie i cieszę się, że ktoś to w końcu dostrzegł, że nie chodzi tu o samą końcówkę, która właściwie idzie do wymiany, bo mnie wkurza, ale o te swojskie dźwięki jakiejś paryskiej czy innej kamienicy. Serio żadnych uwag? Aż dziwne, to tekst pisany w jakieś 10 minut na kolanie, chyba powinnam w takim razie częściej tak robić.
Jeśli chodzi o wielką literę w M. to ogólnie tekst miał mieć kilka części, ale uznałam, że szkoda mi czasu na kontynuowanie tego i zajmę się dopieszczeniem tylko tej części. Jak widać, nie wyszło mi to. Znaczy nie wiem w sumie, czy wyszło, czy nie, bo wiadomo, że wkurwiająca bohaterka, ale oprócz faktu, że Cię wkurwia się niczego nie dowiedziałam. :C Chyba że wkurwiająca panieneczka uniemożliwiała Ci analizę tekstu, zatem to zrozumiem. Chociaż cieszę się, że wkurzała, czyli jakieś emocje zostały wywołane. A to już jakiś sukces.
W Aleksandrze faktycznie potraktowałam ogólnikowo ten fragment o jego orientacji, niedługo go rozbuduję, bo wygląda dość ubogo. Co do tego przesytu informacji, których jest za dużo? Może faktycznie rozbiję to na jakieś dwa teksty, tylko nie wiem, w której kwestii się zbyt rozgadałam.
Wydaje mi się, że oceniałaś kiedyś część z nich, ale to było jakieś 1,5 roku temu. Albo i jeszcze dawniej. No i od tego czasu pozmieniałam je na wszystkie strony, więc nie stanowi to chyba problemu.
Mam wrażenie, że Po prostu być potraktowałaś trochę powierzchownie. Spodziewałam się właśnie największego opierniczu za ten tekst, a tu klops. :c Ale miło mi, że znowu świetnie rozumiesz, co chciałam tym tekstem przekazać.
W Błyska zgodzę się, że zakończenie jest do kitu i z pewnością je zmienię wkrótce. Po prostu w momencie pisania nie za bardzo wiedziałam, w jaki sposób tenże tekst zakończyć, a jakoś by wypadało w końcu. Ale już wiem mniej więcej i wkrótce się do tego zabiorę.
W planach mam również pozmienianie całego W niedzielę kocham Cię najmocniej. Pierwotnie wyglądał normalniej, ale potem naczytałam się Prousta i spodobały mi się średniki i wpieprzanie ich w każde miejsce. Oczywiście Proust umiał to robić z wyczuciem, ja nie umiem i efekt tejże średnikowej nieudanej współpracy możemy podziwiać w tym tekście.
Zdaję sobie sprawę ze swojej debilnej monotematyczności. Pracuję nad tym, czego efektem jest kilkumiesięczny zastój w pisaniu. Prace idą zatem wspaniale! Z pozostałymi zastrzeżeniami w sumie też się zgodzę, postaram się nad nimi popracować.
Jeszcze raz serdecznie dziękuję za ocenę i pozdrawiam. :)
Polecam opcję "wyszukaj obrazem" w grafice Google, nie ma lepszego sposobu na znajdowanie źródeł chociaż czasami pokazuje dużo odnośników do tumblera albo weheartit i trzeba je odsiewać.
UsuńNawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje, Ida w internetach, pozdrawiam. Ale faktycznie przydatne, będę pamiętać.
Usuń