czwartek, 12 września 2013

0026. Szkarlatna-pelnia.blogspot.com

Miejscówka przyzywającego: szkarlatna-pelnia
Przedwieczna: Broz-Tito

O szablonie nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Jest skromny i wygląda estetycznie. Co prawda pojęcia nie mam, dlaczego dziewoja na tym arcie wsadza wilkowi palec do nosa, ale co ja będę psuć wizję autora, prawdaż…
Mam jednak jedną uwagę: font w ramce z tekstem mógłby być o pół tonu jaśniejszy, bo odrobinę zlewa się z tłem.

Ale bez zbędnego marudzenia przejdźmy do oceny tekstu.

Prolog
Tkwiliśmy w milczeniu, a jedynym dźwiękiem jaki do nas dobiegał był szum liści.  – Raczej trwaliśmy, ponieważ tkwienie kojarzy się z jakimś miejscem, a nie stanem. Plus przecinki po dźwiękiem i dobiegał.
Tym razem, mój niebieskooki szary przyjaciel, jak go nazywałam w duszy, od tamtego zdarzenia, nie odszedł, gdy zaczęłam do niego podchodzić. – Odlepiło od sensu temu zdaniu. Od jakiego zdarzenia, o co chodzi?

Rozdział pierwszy
(…)gdybym zareagowała w odpowiedniej chwili to Chloe jeszcze by żyła. – Przecinek po chwili.
(…)zobaczę to wszystko co widziałam, przeżyję co przeżyłam i zrozumiem co zrozumiałam – Przecinki przed co.
Spojrzałam na siedzącą obok mnie jasnowłosą dziewczynę porozumiewawczo. – Dziwny szyk, o wiele bardziej naturalnie brzmi spojrzałam porozumiewawczo.
Podczas gdy z Meredith z pasją oddawałyśmy się krytykowaniu zdjęć wykonanych przeze mnie i doszukując się w każdym – Doszukiwaniu.
(…)podniósł z fotela kiwając głową na powitanie – Przecinek po fotela.
Stracił dzięki temu wygląd policjanta, który służy miastu za wszelką cenę i będzie zawsze pilnował w nim porządku – i pilnuje w nim porządku. Nie mieszamy czasów w jedynym zdaniu.
(…)żeby kiedykolwiek dać się złapać – Dał.
(…)jechać zadaszonym pojazdem z podjazdu pod samą szkołę, niż tłoczyć się na zimie w kolejce do autobusu szkolnego – Tu coś urwało od zdania. A poza tym na zimnie.
(…)nic mnie nie interesował – Nic jest niepotrzebne.
(…)wygrać tą dyskusję – Tę.
Moja przyjaciółka zapeszyła się i sięgnęła po poduszkę – Podejrzewam, że raczej chodziło o zaperzyła.
Ubierałam właśnie buty – Butów się nie ubiera, buty się zakłada. Podobnie jak ubranie. Ubrać się jest zaś czasownikiem zwrotnym i znaczy tyle co założyć coś na siebie.
(…)fascynację do wilków – Fascynację wilkami.

Rozdział drugi
(…)torturowany w najokrutniejsze sposoby – Na.
A sprawdziliście tą dziewczynę? – TĘ.
Chwilę później, gdy naciskałam klamkę od drzwi wejściowych usłyszałam mamrotanie policjanta – Jeszcze jeden przecinek po wejściowych.
Nie rozumiem tego co się stało – Przecinek po tego.
Choć nie miałam wielu okazji, żeby przyjrzeć się pierwszoklasistce rozpoznałam ją w jej matce – Przecinek po pierwszoklasistce.
W koło jasnobrązowej trumny – Wkoło.

Rozdział trzeci
(…)że ma racje – Rację.
(…)nie potrafiłam powiedzieć jak ma na imię – Przecinek po powiedzieć.
(…)które mijam jedynie na korytarzu nie chciały – Przecinek po korytarzu.
(…)nie wiedział od czego zacząć swoją wypowiedź – Tu też, po wiedział.
Dlaczego utrzymujesz, że to one zabiły tą pierwszoklasistkę? – TĘ.
Patrzyła na mnie sarkastycznie – Jak się patrzy sarkastycznie?
Poirytowany wyprosiłyśmy – Poirytowane.
(…)po jednym piwie i nie odczuwałyśmy ich działania – Jego.

Rozdział czwarty
Meredith kopnęła go nogą – No trudno, żeby kopnęła go ręką.
Bajki, bajki, bajki… O Boże Meredith, co ty masz za kanały? – Animacje/filmy animowane/kreskówki. NIE BAJKI. Wiem, że tak się mówi, ale kreskówki to nie bajki. Plus przecinek po Boże.
(…)żadnych wrogich wzroków skierowanych – Spojrzeń brzmi zdecydowanie lepiej.
(…)przyswajał do siebie informację – Bez do siebie.
Nie ważne, gdzie się znajdowaliśmy – Nieważne.
Wilk, którego kochałam był w niebezpieczeństwie – Przecinek po kochałam.
Mają prawo strzelać do wszystkiego co się rusza


BZDURA. Nie mają prawa, bo dostali zezwolenie na odstrzał wilków.
(…)w miejscowym radiu mówili, że dwóch mężczyzn zostało zagryzionych przez wilki. Opowiadała jak bardzo bała się, że to właśnie on jest jedną z dwóch ofiar. Na szczęście, wrócił do domu cały i zdrowy.
Tamte wydarzenia okrywała tajemnica, bowiem nigdy nie znaleziono ciał.
Eee… co? Zostali zagryzieni, ale nie znaleziono ciał? Coś to się kupy nie trzyma.

Rozdział piąty
Gdy się uspokoiłam podniosłam się z łóżka – Przecinek po uspokoiłam.
(…)mieliśmy cisze – Ciszę.
(…)więc starając się dotrzymać mu tempa zrobiłam to samo – Przecinek po tempa.
Ruszyłam powoli idąc leśną ścieżką – Przecinek po ruszyłam.
Nagle uświadomiłam sobie jak absurdalne są wszystkie wydarzenia – Przecinek po sobie.
(…)gdybym przekazała tą informację – TĘ.
W głowie tańczyło mi miliony myśli – Tańczyły, bo myśl ma rodzaj żeński.
I tak oto, księżniczka traci księcia – Niepotrzebny przecinek.

Rozdział szósty
(…)mieszkańcami miast – Miasta.
Snuto natomiast różne opinie – Nie można snuć opinii, można snuć domysły.
(…)powstrzymać poirytowanej miny, która wdarła mi się na twarz. – Wdzierająca się na twarz mina brzmi trochę… kulawo.
Machnięciem ręki, Meredith kazała usiąść – Niepotrzebny przecinek.
Blond włosa – Blondwłosa.
(…)cofnęłam dłoń, żeby skrzyżować je na piersi. – Cudowne rozmnożenie jednej dłoni. A poza tym na piersi krzyżuje się ręce, nie dłonie.
(…)nie uzna czegoś za prawdy – Prawdę.
Ale chcę, żebyście mi się odwdzięczyli czymś – Czymś odwdzięczyli.

Rozdział siódmy
Moja mam z gracją podała policjantowi dłoń – Mama.
(…)zeznania państwa córki nas przybliżą do rozwiązania – Znów ten dziwny szyk, który sprawia, że zdanie brzmi nienaturalnie: przybliżą nas.
(…)ucinając tą krótką wymianę zdań – TĘ. Więcej tego błędu nie wkleję, no bo ile można…
(…)a na środku, tuż obok krzesła na którym usiadłam było małe drewniane biurko – Jeszcze jeden przecinek po usiadłam.
(…)starając się wyglądać naturalnie zaczęłam opowiadać – Przecinek po naturalnie.
(…)dotknęło mój drugi policzek – Mojego drugiego policzka.

Rozdział ósmy
Stałam jak oniemiała i patrzyłam nieruchome i poturbowane ciało chłopaka. – Zgubiłaś na.
W ciągu tej krótkiej chwili kiedy musiałam udzielić – Przecinek po chwili.
Chłopak wyminął mnie, wszedł po drewnianych schodach upiornie skrzypiących pod naciskiem jego stóp i schylił się sięgając pod wycieraczkę. – Przecinki po schodach, stóp i się.
(…)uśmiechał się lekko, wykrzywiając głowę – Przekrzywiając.
Oh – Och.
Z ulgą rzuciłam ją na łóżku – Łóżko.
nie ważne – Nieważne.
(...)z rezygnacją i opadłam na drugi koniec kanapy – Tu coś urwało od zdania.
Przecież to postacie z bajek – Raczej z baśni, legend i podań. Bajka nie równa się baśni, legendzie ani podaniu.
Latem to się nie zdarze – Zdarza.

Rozdział dziewiąty
Na moje nieszczęście, Lithgow było pełne właśnie takich chłopaków. Nie znający umiaru w piciu i opowiadaniu niezbyt smacznych historii. – Tu się nie zgadzają formy: Lithgow było pełne (…) chłopaków. I tu się pojawia pytanie jakich? Nie jacy?, ponieważ w poprzednim zdaniu masz czas przeszły. Powinno być: nieznających, opowiadających.
(…)a ja zaskoczona uderzyłam plecami – Zaskoczona oddzieliłabym przecinkami od reszty zdania.

Rozdział dziesiąty
Gdzie go zgubiłaś? – Ją, bo wcześniej używasz słowa komórka, nie telefon.
(…)uwierzyć w to, że zamierzali zabrać mi klucze. Nie chodziło już nawet o to, że tym razem – Powtórzenie że.
Kopnęłam między nogami – Urwało podmiot od zdania.
(…)którą miała przewieszoną – Miałam.
Teraz byłam jednak znowu sobą – Silna, pewna siebie, gotowa – Silną, pewną, gotową.
W zasadzie, to było dość przykre – Niepotrzebny przecinek.
(…)zapytał zagadkowym tonem – Na pewno zagadkowym?
Wiedziałam Wiedziałam, że nie ma pojęcia, jak się bronić. – Powtórzone słowo.
(…)będę miała na twarzy paskudną śliwę – Śliwę to się ma pod okiem.
(…)powiedziała podając mi kosmetyk – Przecinek po powiedziała.
(…)obrana na ciemno postać – Ubrana.

Rozdział jedenasty
Musiałam próbować, przetrwać stojąc w miejscu – Przecinek jest nie tu, gdzie trzeba. Powinien być po przetrwać.
(…)że mam wściekliznę albo epilepsję – Bo rzeczywiście epilepsja to koniec świata i można się nią zarazić od samego patrzenia, i w ogóle można ją zestawić z wścieklizną (WTF?!). Bardzo nietaktowne i mało subtelne zestawienie.
(…)że oczy wylecą mi z gałek


No chyba z oczodołów, nie gałek.
Alex wycofał się do tyłu – Wszystko fajnie, ale nie można wycofać się do przodu, więc pisanie, że wycofał się akurat do tyłu jest niepotrzebne.
Zostawiłaś otwarte drzwi na balkonie, wspięcie się po nich nie było problemem – Po drzwiach? Ale po co wspinać się po drzwiach (o ile w ogóle można)?
nie przytomna – Nieprzytomna.

Rozdział dwunasty
Nie chciałam, żeby ktokolwiek z moich bliskich osób – Którakolwiek.
nie ważne – Nieważne.
I wiem, że to czepianie się, ale jak już Alex ma fanaberię przedstawiać się jako Clark Kent, to bardziej naturalne dla amerykańskiego nastolatka będzie, jeśli powie, że jego dziewczyną jest Lois Lane, jak w komiksie, a nie Lana Lang, jak w jakimś serialu inspirowanym (choć silnie) Supermanem. Myślę, że komiks jednak funkcjonuje lepiej w  popkulturze i oddziałuje na nią mocniej niż jeden z dziesiątków seriali.

Rozdział trzynasty
Wyciągnęłam z szafki podręczniki i zamknęłam drzwiczki. Krzyknęłam ze strachu i odskoczyłam, gdy zobaczyłam stojącą za nimi Meredith. Nie słyszałam kiedy podeszła. Spojrzałam na nią z wyrzutem i złapałam się za serce. – Trzy razy i w jednym akapicie. Czy to czasem nie za dużo?
(…)przerwałyśmy wchodząc do klasy – Przecinek po przerwałyśmy.
Odwróciłam się do tyłu – No odwrócić się do przodu raczej nie można, więc…
Josh nie mieszkał na odludzi – Odludziu.
Sojrzeć –Spojrzeć.
(…)zmęczoną twarz, z kilkoma zmarszczkami w koło oczu – Niepotrzebny przecinek.
(…)a zielone tęczówki wpatrywały się we mnie z irytacją – Nie wiem naprawdę, ile razy można powtarzać, że tęczówki to nie jest synonim oczu. Zapamiętajcie to sobie wszyscy raz na zawsze: TĘCZÓWKAMI SIĘ NIE PATRZY.
(…)a na środku, większość miejsca zajmowały – Niepotrzebny przecinek.
Poczerwieniała na twarzy, a zmarszczy wyostrzyły się jej – Eee... Że co, proszę?
(…)wściekłym krokiem przeczesując resztę domu – Krokiem. Przeczesując. No chyba nie. http://sjp.pwn.pl/slownik/2509787/przeczesa%C4%87
(…)poskręcane od wilgoci i oklapnięcie – Oklapnięte.

Rozdział czternasty
Uderzyłam go wolną ręką piesia w klatkę piersiową. – Chyba pięścią.
(…)pchasz się do paszczy lewa? – Lwa.
Alex wydawał się być – Bez być.
Uśmiechnęłam się, ale nie odwzajemnił się – Bez drugiego się.
Cóż, szkoda tylko, że Cody jest jakieś trzy lata młodszy – Dopiero co ten bohater miał na imię Cole…
(…)co się z nim dzikiej – Dzieje.

Rozdział piętnasty
Poczułam rozpacz. Tonęłam wręcz w jej rzece wylanej cierpieniem i smutkiem. – Tu jest coś bez sensu, szczególnie drugie zdanie. Nie bardzo umiem powiedzieć, co konkretnie, ale jej rzeka wylana cierpieniem jakoś mi nie brzmi.
(…)będzie najlepszą terapia wstrząsową – Terapią.
(…)to nie umiem się tym obsługiwać – Tego obsługiwać lub się tym posługiwać. Nie obie formy na raz.
(…)związałam włosy w warkocza. – Warkocz, bo to nie żywe stworzenie.
Było ich aż za nadto dużo – Bez dużo.

Rozdział szesnasty
Alex zrozumiał, że popełnił błąd, w tym co mówił – Przecinek dopiero po tym.
Niestety, takie jest prawo – dorzucił sarkastycznie – Ale… Co w tym sarkastycznego? Zdecydowanie nadużywasz tego słowa.
Jedynie ojciec wciąż mierzył we mnie piorunami i zadawał podchwytliwe pytania – Czy to tylko ja, czy to mierzenie piorunami brzmi głupio?
Według niego, to, że  - Pierwszy przecinek niepotrzebny.
Ile tragedii musi się jeszcze wydarzyć, żebyś w końcu struchlała? – Raczej spotulniała. http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2524681

Rozdział siedemnasty
odpowiedziałam, nieco wymijająco – Zbędny przecinek.
Nie kojarzysz, więc żadnych – I znowu.
- Panno Joed, proszę sobie –
a – rzuciłam. – Ma pan trzy sekundy na wyjście albo zacznę krzyczeć. – Tu znowu coś urwało od tekstu.
Mimo, że był – W wyrażeniach takich jak mimo że, chyba że  nie stawia się przecinka przed że.
(…)poczułam podłogę na bosych stopach – Chyba pod.
Wtręt medyczny: jeśli Willow ma czucie w rękach i nogach, to nie ma bata, nie może być sparaliżowana, twój lekarz plecie w opku głupoty. Plus, po raz kolejny w sposób bardzo nietaktowny odnosisz się do osób chorych i niepełnosprawnych, waląc nas przez łeb wizją inwalidztwa jako końca świata. Nic tylko się powiesić!


Podsumowując

Zaczniemy od stylu. Nie jest on specjalnie przekombinowany, ba, nie jest charakterystyczny, jest… poprawny. Starasz się posługiwać się polszczyzną literacką, niemniej jednak zdarzyło ci się kilka dość wyraźnych potknięć, takich jak chociażby mieszanie związków frazeologicznych, kulawe zdania, niepoprawnie użyte słowa. Sporym problemem do pewnego momentu były też przecinki, potem błędy interpunkcyjne pojawiały się sporadycznie. Inna sprawa, że nie zlikwidowałaś problemu pisania „nie” z przysłówkami, więc gorąco radzę powtórzyć zasady. Znajdziesz je u nas w zakładce Necronomicon. Ale na stronę PWNu też nikt nie zabrania zaglądać, prawdaż…
Ba, masz jeszcze jeden problem: nie starasz się różnicować wypowiedzi bohaterów. Oczywiście pisane są zupełnie innym językiem niż ten, którym posługuje się narrator, ale z pewnością nie odróżniłabym czterech postaci w jednej rozmowie. Udałoby mi się to może w przypadku Alexa i Willow, natomiast Willow i Meredith mówią w sposób wybitnie podobny. To jest do wyćwiczenia, więc raczej tak sobie ględzę, poddaję ideę, nad którą powinnaś się zastanowić. Jak już przy dialogach jesteśmy, to, oczywiście, pojawił się problem dywizów. Otóż: nie piszemy dialogów używając dywizów, ale pauz lub półpauz. Wszelkie instrukcje również znajdziesz w Necronomiconie.

No dobrze, styl mamy załatwiony, zajmijmy się kreacją świata.
Czytając ostatnie rozdziały, zaczęłam zastanawiać się, w jakim państwie leży Lithgow. W Ameryce czy w Anglii? Przychylam się do pierwszej opcji, bo tu wskazówką jest system edukacji (chociaż zamiast klasy mogłabyś używać rocznika, nie wprowadzałoby to zamieszania) oraz nawiązania do popkulturalnych superbohaterów, takich jak chociażby Superman (zakładam, że amerykański nastolatek ma tę kliszę wdrukowaną cokolwiek bardziej niż nastolatek brytyjski), natomiast w ostatnich rozdziałach uraczyłaś nas tekstem widziałam to w amerykańskich filmach – i tu rodzi się pytanie: twój błąd czy Lithgow leży gdzie indziej? Niezawodny wujcio Google podpowiada, że Lithgow to całkiem spore miasto w Australii, i tu pojawia się kolejny dysonans: lasy iglaste i mieszane w typie czysto europejskich lasów? Dużo wilków? Cóż, encyklopedie utrzymują, że wilki oraz lasy liściaste jednak w Australii występują, jednakowoż nie pisałaś nic o bliskości gór, więc mam niezły mętlik w głowie. Może należałoby w tekście nakreślić cokolwiek bardziej przybliżone położenie miasta?
Zresztą, samo Lithgow raz wygląda jak miasto, raz jak niewielkie miasteczko, niemal wieś, w zależności od tego, jak chcesz je wykorzystać. Tego już kompletnie nie rozumiem.
Świat przedstawiony, hm, mocno kuleje, choć chciałabym, by było inaczej. Przykład? Ot, chociażby policja. Każda sprawa: napad w domu Meredith, zniknięcia, morderstwa, napady na Willow – wszystkim zajmuje się JEDEN policjant. Eee... Serio? Logiki w tym jakoś nie widzę, bo przecież Lithgow powinno mieć więcej niż jednego policjanta na usługach. Ba! Policja w ogóle powinna być przecież podzielona na jednostki, inni od napadów, inni od morderstw, a jeszcze inni od kierowania ruchem i wlepiania mandatów. Nawet w mojej wsi jest więcej niż jeden policjant. Wiem, że chciałaś jego i Jasona zrobić Głównymi Złymi w tym opowiadaniu, ale realizm i prawdopodobieństwo wydarzeń mocno na tym cierpią.
Lithgow to niewielkie miasto z jednym policjantem, ale jednak ma szpital. Co prawda szpital praktycznie świeci pustkami, ale istnieje. Co więcej, w szpitalu pozwalają się ludziom na siebie wydzierać oraz urządzać awantury, również takie z udziałem pacjenta. Serio, w normalnym świecie zarówno Alex jak i ojciec Willow zostaliby ze szpitala wyrzuceni na zbity pysk. Jeśli nie wyszliby z własnej woli, to wyrzuciłaby ich ochrona, a jeśli ona nie dałaby rady, pewnie zostałaby wezwana policja. Oh wait… W Lithgow jest jeden policjant, na bank był wtedy zajęty.
Szczerze mówiąc, czasem miałam wrażenie, że nie panujesz nad tekstem, szczególnie w ostatnich rozdziałach. W końcu Meredith widziała już Alexa wcześniej w szkole, czemu w rozdziale szesnastym go nie poznaje? Jesteś też niekonsekwentna co do wilczych supermocy. Po próbie zabójstwa dowiedzieliśmy się, że naszej zwilkołaczonej bohaterce w kilka minut zrasta się noga i znikają ślady rąk napastnika. Dlaczego zatem w ostatnim rozdziale ta supermoc znika, a nasza bohaterka leży jak kłoda? Zresztą, jej leżenie też jest niekonsekwentne, ponieważ raz może się podnieść i jeść obiad, a raz nie. Głęboki bezsens dostrzegam. Ba! W ostatnim rozdziale zapomniałaś chyba, że prowadzisz narrację pierwszoosobową, bo nie jesteś w stanie obronić tezy, jakoby problem z poruszaniem się leżał w psychice bohaterki: oglądamy ją oczami innych bohaterów, ona wykonuje pewne ruchy, ale nie ma ich świadomości. Pytam się grzecznie: w jaki sposób ta niemoc działa, skoro kilka zdań wcześniej zachowywała się normalnie?
Cóż, każdy powód do poangstowania i dowalenia przy okazji niepełnosprawnym jest dobry, prawda?
Zastanawiam się też, po co w ogóle był ci wątek seryjnego mordercy, skoro w ogóle go nie wykorzystujesz? Oczywiście, morderstwo Chloe jest punktem wyjścia opowieści, nawet opisujesz, że interesują się tym mieszkańcy i media, ale dlaczego zniknięcie Nicka i śmierć dwóch kolejnych osób zdaje się już nikogo nie obchodzić?


Tak natychmiast zapominają o tym, że pod ich oknami kręci się niebezpieczny psychopata? Ginie Josh, no cóż, kolejny, trudno, life goes on, rachunki trzeba popłacić, co się będziemy zastanawiać, kogo i gdzie będziemy szukać!  Zaskakujące jest to, że nikt zdaje się nie łączyć, choćby automatycznie, na zasadzie prostych skojarzeń, tych zaginięć z morderstwami. Nikt tych chłopców nie szuka.


W ogóle lubisz tak gubić sobie wątki, w zależności od tego, jak ci się zmienia koncepcja prowadzenia opowiadania: oskarżenia Jasona i szkolne wojenki są ważniejsze od tego, że ktoś morduje niewinnych. Uznano, że winne są wilki, uzgodniono odstrzał, o którym już w następnym rozdziale zapomniałaś, robiąc z Willow wilczą bohaterkę. No i co? Tylko dlatego, że dziewczę biegało po lesie i protestowało, wszyscy stwierdzili „a to spoko, to zostawimy naszych potencjalnych morderców w spokoju, niech żyją”? Bzdura, w normalnych warunkach odstrzał przeprowadzono by tak czy siak.
A poza tym nie ma bata, nie uwierzę, że nikt nie zauważył domu w lesie i nikt nie zna jego mieszkańców. W końcu muszą gdzieś robić zakupy, muszą gdzieś tankować, płacić rachunki, cokolwiek. Miało być tajemniczo, a potykasz się na takich, za przeproszeniem, pierdołach.
Dosyć zabawne są również nawiązania do Zmierzchu. Wiem, że część z nich jest zamierzona (chociażby ten tekst o Clarku Kencie), mam jednak wrażenie, że większość jest jednak całkiem przypadkowa: ot, choćby to, że nasze wilki zamieniają się w wilki pod wpływem wielkich emocji albo to, że cały, będący zbieraniną ludzi w różnym wieku, ale traktujący się jak rodzina, wilczy klan mieszka w jednym domu na odludziu, tak jak w Zmierzchu mieszkali Cullenowie. Co więcej, napisałaś, że Cole jest niepoprawnym, etatowym podrywaczem. Skoro nikt go nie kojarzy w mieście, to, przepraszam, gdzie te dziewczęta podrywa? Parafrazując jednego z bohaterów Czerwonego Barona: w lesie można ich spotkać raczej niewiele. Tym bardziej, że to, iż Willow chodzi w ogóle do lasu, by fotografować wilki, wszyscy uważają za dziwne hobby. Wnoszę więc z tego, że po tych lasach nikt nie łazi. Cóż, znów się wykładasz na pierdołach.

Inny problem stanowi rytm opowieści i suspens.
Zajmijmy się najpierw rytmem opowieści, który jest nierówny. Zaczynasz od trzęsienia ziemi, czyli morderstwa, a potem zaczynasz tempo wyraźnie zmniejszać. Kolejne rozdziały opowiadają praktycznie dzień po dniu o życiu Willow i są potwornie schematyczne: Willow w szkole, coś się stało, więc zapłakana Willow biegnie do lasu/siedzi u przyjaciółki/ wypłakuje się na parapecie WTEM kogoś zabijają, ale nikogo to nie obchodzi, Willow znowu jest w szkole, znów ma ból istnienia, znów jest w lesie lub u przyjaciółki… I tak bez końca. Akcja toczy się w trzech, może czterech miejscach i głównie dialogiem stoi. Ewentualnie pojawiają się przeżycia wewnętrzne bohaterki, ale dotyczą one ciągle tego samego.
Suspens… Cóż, robisz to całkiem nieźle. Bardzo plastycznie opisujesz chociażby gonitwy po lesie albo dwa napady, natomiast totalnie beznadziejnie wyszły ci sceny w szpitalu, głównie z powodu twojej niekonsekwencji. Wyłożyłaś się również na wilkach, ponieważ ciągle, w co drugim zdaniu niemalże, podkreślając ich wyjątkowość oraz zaskakującą ludzkość, nie zostawiłaś w ogóle miejsca na tajemnice i domysły: od razu wszyscy wiedzieli, że będziemy mieli do czynienia z wilkołakami (choć sami nie chcą, by tak ich nazywano. I słusznie, w końcu są pół na pół tylko przez piętnaście lat. Wilkołactwo to tu przewlekła choroba. Ciekawe spojrzenie, przyznaję). Jedna rada:


Umiesz budować klimat niepokoju w scenach dynamicznych, scenach akcji, kiedy istnieje jakieś realne zagrożenie, natomiast klimat niepewności, że tak powiem: wewnętrznej, leży i już nawet nie kwiczy, ale o tym za chwilę przy okazji bohaterów.

Naszą małą przygodę z bohaterami zaczniemy od Willow Joed, głównej bohaterki opowiadania. Willow ma lat siedemnaście, blisko osiemnaście, a w sumie mogłabym ją opisać cytatem z Dijkstry, który żartobliwie charakteryzował Jaskra. Bo Willow zachowuje się, jakby miała dziesięć lat, jeśli nie mniej, i kompletnie nie rozumiała otaczającego ją świata. Serio, nie wiem, na jakim emocjonalnym etapie trzeba być, by (po tym, jak w lesie dokonano morderstwa) uznawać zakaz pieszych wycieczek w tamto miejsce za atak na wolność osobistą, niezrozumienie dla pasji i ogólnie chęć robienia wbrew swojej córce. W tym miejscu ponownie zapytam: eee… Serio? Wydawało mi się, że siedemnastoletni człowiek jest w stanie w miarę gładko połączyć fakty i nie pcha się tam, gdzie jest niebezpiecznie. I nie traktuje swoich rodziców jak wrogów, tylko dlatego, że nie chcą, by im ktoś jedyne dziecko zarąbał. 
Remember kids: jeśli wasi rodzice chcą was chronić, miejcie to głęboko w… nosie.
Swoją drogą, rodzice Willow również są koszmarnie, powtarzam: KOSZMARNIE przerysowani. Normalnie ludzie nie powinni urządzać takich fochów swoim niedorosłym, narwanym dzieciom. Ba, z takimi dziećmi powinno się rozmawiać. Tymczasem Willow boi się powiedzieć o napadzie, bo mogłaby, szok i wstrząs, przesiedzieć w domu tydzień dłużej. Już nie mówiąc o tym, że biegając po lesie, sama się prosi o coś nieprzyjemnego. Podobnie przerysowany jest policjant, który zdaje się sabotować własną robotę oraz Jason, który sam pod sobą dołki kopie. I nawet strata ojca go nie usprawiedliwia.
Ze smutkiem muszę przyznać, że Meredith i Josh są dosyć bezbarwni i istnieją tylko w odniesieniu do głównej bohaterki. Meredith jest od panny Joed ładniejsza, ubiera się bardziej dziewczęco, a na dodatek jest popularna. Jej chłopak, Josh, to kopia Mer w męskiej wersji. Po siedemnastu rozdziałach nie można powiedzieć o nich dużo więcej ponad: przyjacielscy, oddani, lojalni, uczuciowi. Trochę mało, nie sądzisz?
Alex. Alex. Cóż. Furiat, to na pewno. Porozumiewa się głównie krzykiem. Co zabawne, jest typem badassa, który odcina się od swojej przeszłości i niemal wszystkiego, co wiąże go z ludźmi z Lithgow, broniąc się głupimi odzywkami i pokpiwając z jedynej dziewczyny, która jest nim zainteresowana. Mimo to uważam, że postać ta ma dużo większy potencjał, z którego nie bardzo umiesz korzystać. Nie wiem, może to kwestia tego, że nie jesteś w stanie wczuć się w psychikę takiej postaci. Po pierwsze, jest facetem. Po drugie, wilkołactwo przerwało jego normalne życie dosyć wcześnie, w dzieciństwie, skazało na egzystencję poza społeczeństwem, a więc również przerwało proces socjalizacji i zmusiło do funkcjonowania w niewielkiej komunie. Tymczasem Alex zachowuje się zupełnie normalnie i naturalnie, nie gorzej od Josha, który z cywilizacją i nowinkami powinien nadążać cokolwiek lepiej od żyjącego w lesie odludka, który spędza kilka miesięcy w roku w wilczej skórze…

Zbierając wszystko zusammen do kupy: ciekawy jest na pewno pomysł, by z wilkołactwa w twoim opowiadaniu zrobić przewlekłą i bolesną piętnastoletnią chorobę, która kończy się porzuceniem świata ludzkiego na rzecz zwierzęcego. Drugi wątek, czyli wątek tajemniczego mordercy, uważam za kompletnie niewykorzystany i kulejący. Podobnie jak wszystkie elementy z nim związane (jeden policjant w całym mieście, rozterki Willlow, które mijają jak ręką odjął, gdy tylko spotyka Alexa, zaginięcia, które niewielu ludzi obchodzą itd.). Kuleją również charaktery głównych bohaterów, bo albo są przerysowani, albo nie można o nich powiedzieć niczego konkretnego. Nadrabiasz trochę niezłym stylem i ciekawym podejściem do romansów dla nastolatek i romansu w ogóle, ale to za mało, bym mogła postawić coś więcej niż trzy z plusem.


   

12 komentarzy:

  1. Bajki, bajki, bajki… O Boże Meredith, co ty masz za kanały? – Animacje/filmy animowane/kreskówki. NIE BAJKI. Wiem, że tak się mówi, ale kreskówki to nie bajki.

    To chyba z dialogu, to się nie ma co czepiać.
    Bardziej interesujący jest ten Bóg Meredith. Specjalna Mary Sue jest specjalna.

    OdpowiedzUsuń
  2. O, racja, zapomniałam napisać, że tam brak przecinka, zaraz to naprawię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jane i "MEH". Czy może być równie piękna kombinacja? ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "MEH" to mój ulubiony cytat z serialu ;)

      Usuń
    2. O, to cudowne. Ja cały czas się mehacę i dochodzę do stanu omszenia, jeśli za dużo będę używać tego magicznego słówka. xD

      Usuń
    3. Też to robię cały czas xD To znaczy przed obejrzeniem serialu też to robiłam, ale teraz zdecydowanie nadużywam tego "meh"

      Usuń
    4. "Meh." wyraża więcej niż tysiąc słów, no niestety. ;_; xD

      Usuń
  4. Witam! Na samym początku chciałabym przeprosić, że tak późno komentuję ocenę, jednak nie miałam możliwości zrobić to wcześniej. Bardzo również dziękuję za czas poświęcony na wytknięcie moich błędów ;)
    Skoro już jesteśmy przy nagłówku, to do tej pory byłam przekonana, że ona głaszcze po nosie wilka, a nie dłubie w nim.
    Co do błędów, to wiem, niestety, ale wcześniej nagminnie pisałam "tą" zamiast "tę". Nie mam jednak pojęcia, dlaczego tak wiele zdań jest urwanych w połowie - tekst zawsze kopiuję z Worda, a w Wordzie wszystko jest w porządku. Najwyraźniej blogspot nie tylko lubi mi psuć akapity, ale nawet odlepiać części zdań ;/
    Nie rozumiem tylko, dlaczego przyczepiłaś się do tego, że użyłam postaci serialowej zamiast komiksowej przy Clarku Kentcie. Po pierwsze, Alex nie jest amerykańskim chłopakiem (o czym napiszę później), a po drugie - nie miałam zamiaru odnosić się do komiksu, tylko do serialu.
    "Wtręt medyczny: jeśli Willow ma czucie w rękach i nogach, to nie ma bata, nie może być sparaliżowana, twój lekarz plecie w opku głupoty. Plus, po raz kolejny w sposób bardzo nietaktowny odnosisz się do osób chorych i niepełnosprawnych, waląc nas przez łeb wizją inwalidztwa jako końca świata. Nic tylko się powiesić!" - Po pierwsze, czuję się oburzona tym oskarżeniem, że obrażam niepełnosprawnych. Przepraszam bardzo, ale czy normalną pierwszą reakcją człowieka, który dowiaduje się, że będzie jeździł na wózku jest radość? Pracowałam w wolontariacie z niepełnosprawnymi dziećmi i nastolatkami i doskonale pamiętam, jak to wyglądało. Ich opiekunki wiele razy opowiadały nam, jak dużo ciężkiej pracy kosztowało ich wyciągnięcie dzieciaków z depresji, w którą wpadły po usłyszeniu diagnozy. W opowiadaniu przedstawiłam zaledwie jeden tydzień, w którym dla Willow (uwaga, podkreślam: dla Willow, czyli dla stworzonej przeze mnie bohaterki) jest to koniec świata. Może i powinna się cieszyć, że przeżyła, ale dla niej niemożność ruchu jest tragedią. Co jest złego w tym, że ma takie a nie inne poglądy? Od kiedy bohaterzy opowiadań mają być poprawni politycznie? Jeżeli będę chciała, to Willow w następnym rozdziale odetnie sobie pierś i nago będzie żądała równości dla kobiet i mężczyzn, albo zorganizuje marsz pochwalny ku czci Allaha. I co w tym złego? To jest opowiadanie, fikcja, w którym mam prawo kreować tak czy inaczej bohaterów.
    Z kolei co do tego, że ma czucie w rękach i tak dalej, pozwolę się odnieść do tego, że jest to opowiadanie fantastyczne, dlatego uważam, że mogę nagiąć nieco rzeczywistość i to właśnie zrobiłam. Wymyśliłam swoje własne usprawiedliwienie problemu Willow, a pod rozdziałem wyjaśniłam, dlaczego zrobiłam to tak a nie inaczej.
    Lithgow nie leży w określonym państwie. Zbieżność nazwy z australijskim miastem jest całkowicie przypadkowa. Pozwoliłam sobie nie określać konkretnej kultury tylko zaczerpnąć ją z różnych stron świata (stąd chociażby możliwość jazdy samochodem w wieku 17 lat) i celowo przez całe opowiadanie nie podaję, gdzie konkretnie dzieje się akcja. Wiadomo jest tylko, że jest to kraj anglojęzyczny i tyle chciałam pokazać. Nie wydaje mi się, żeby konkretne wpasowywanie się w model funkcjonowania jakiegokolwiek państwa było koniecznie.
    Nie rozumiem tylko, w których momentach dla ciebie Lithgow jest różnej wielkości? Bo wydaje mi się, że od początku tworzyłam je jako małe miasteczko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do jednego policjanta, to wyjaśnienie, dlaczego zajmuje się tym zawsze on a nie kto inny byłoby dalej, bo jest to kluczowe dla akcji i dlatego do tej pory nie ma o tym słowa. (Gdyby iść tym tropem, to w takim razie chociażby jedna policjantka na cale miasteczko z serialu "Pod kopułą" też jest niezbyt dobrze wykreowana... Och, to samo tyczy się szpitalu! To dziwne, jedna policjantka i szpital? Co prawda bez lekarzy, ale budynek wciąż stoi!)
      "Serio, w normalnym świecie (...)" - określenie "w normalnym świecie" jest tutaj kluczowe. To nie jest normalny świat. To jest opowiadanie fantasy, w którym pozwalam sobie odchodzić od realizmu i nie czuję potrzeby ścisłego trzymania się wszelkich reguł, które by mnie znacząco ograniczały. Gdybym miała myśleć realistycznie, to Willow powinna zginąć już w pierwszych rozdziałach, bo przecież prawdopodobieństwo tego, że Alex pojawi się niczym baśniowy rycerz i ją uratuje, byłoby znikome w "normalnym świecie".
      "W końcu Meredith widziała już Alexa wcześniej w szkole, czemu w rozdziale szesnastym go nie poznaje? " - Biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich go widziała, to, że jakiś czas później chce się upewnić czy on to on, nie wydaje mi się być niczym dziwnym. Chyba, że ktoś ma pamięć do twarzy.
      "Po próbie zabójstwa dowiedzieliśmy się, że naszej zwilkołaczonej bohaterce w kilka minut zrasta się noga i znikają ślady rąk napastnika. Dlaczego zatem w ostatnim rozdziale ta supermoc znika, a nasza bohaterka leży jak kłoda?" - Nie jestem niekonsekwentna, tylko wyjaśnienie tego jeszcze się nie pojawiło. Pamiętam o tym.
      "Zresztą, jej leżenie też jest niekonsekwentne, ponieważ raz może się podnieść i jeść obiad, a raz nie." - Nie dopisałam, że była karmiona. Moja wina w braku ścisłości.
      "W ostatnim rozdziale zapomniałaś chyba, że prowadzisz narrację pierwszoosobową, bo nie jesteś w stanie obronić tezy, jakoby problem z poruszaniem się leżał w psychice bohaterki: oglądamy ją oczami innych bohaterów, ona wykonuje pewne ruchy, ale nie ma ich świadomości. Pytam się grzecznie: w jaki sposób ta niemoc działa, skoro kilka zdań wcześniej zachowywała się normalnie? " - A tutaj, przyznam szczerze, nie mam pojęcia o co ci chodzi. O którym fragmencie opowiadania mówisz?
      "Zastanawiam się też, po co w ogóle był ci wątek seryjnego mordercy, skoro w ogóle go nie wykorzystujesz? Oczywiście, morderstwo Chloe jest punktem wyjścia opowieści, nawet opisujesz, że interesują się tym mieszkańcy i media, ale dlaczego zniknięcie Nicka i śmierć dwóch kolejnych osób zdaje się już nikogo nie obchodzić?" - Czekaj, momencik. Jak to "nie wykorzystuję"? Do tej pory byłam przekonana, że moje opowiadanie wręcz w nudny sposób kręci się ciągle wokół obsesyjnego pragnienia odkrycia przez Willow, kto jest mordercą. Najwyraźniej jednak się myliłam, sic! Ani rodzice Willow, ani nauczyciele w szkole, gazety, mieszkańcy, nikt, dosłownie nikt się niczym nie interesuje, cholera!
      "Nikt tych chłopców nie szuka." - Nie, wcale nie ma wzmianki o tym w ostatnim rozdziale. O tym, co byłoby w kolejnym już pisać nie będę, bo wiele twoich uwag odnosi się do braku czegoś, co już czeka na to, żeby zostać opublikowanym.

      Usuń
    2. "Tylko dlatego, że dziewczę biegało po lesie i protestowało, wszyscy stwierdzili „a to spoko, to zostawimy naszych potencjalnych morderców w spokoju, niech żyją”? Bzdura, w normalnych warunkach odstrzał przeprowadzono by tak czy siak. " - Po raz kolejny podkreślam, że to nie są normalne warunki i w moim mieście, zdecydowano, że z wystrzelaniem wilków POCZEKAJĄ na dowody, a nie zostawią w spokoju.
      "A poza tym nie ma bata, nie uwierzę, że nikt nie zauważył domu w lesie i nikt nie zna jego mieszkańców. W końcu muszą gdzieś robić zakupy, muszą gdzieś tankować, płacić rachunki, cokolwiek. Miało być tajemniczo, a potykasz się na takich, za przeproszeniem, pierdołach." - Tu akurat masz rację, rzeczywiście potknęłam się na czymś tak błahym. Ale jest to do naprawienia.
      "Dosyć zabawne są również nawiązania do Zmierzchu." - Na Boga, a ja wiedziałam tylko o dwóch! Jaki Clark Kent? Gdzie on się pojawiał w Zmierzchu? O co chodzi? :O
      "cały, będący zbieraniną ludzi w różnym wieku, ale traktujący się jak rodzina, wilczy klan mieszka w jednym domu na odludziu, tak jak w Zmierzchu mieszkali Cullenowie. " - Tak samo, jak w "Drżeniu" mieszkała "rodzina" Sama i to raczej to było moją inspiracją, niż "Zmierzch".
      "Skoro nikt go nie kojarzy w mieście, to, przepraszam, gdzie te dziewczęta podrywa?" - Flirtuje z kwiatkami w lesie.
      "Wnoszę więc z tego, że po tych lasach nikt nie łazi." - Grzybiarze w sezonie i tyle. Lasy świecą pustkami, bo wilki zagryzają.
      Co do bohaterów: Willow mi rzeczywiście trochę nie wyszła, zamieniła się w wyjątkowo wkurzającą swoją głupotą osobę. Z kolei jej rodzice mieli być tacy przerysowani.
      "Podobnie przerysowany jest policjant, który zdaje się sabotować własną robotę oraz Jason, który sam pod sobą dołki kopie." - Wyjaśnione dalej, a Flitzgard rzeczywiście sabotuje własną robotę ;)
      Podsumowując, za ocenę bardzo dziękuję, chociaż odniosłam wrażenie, że opowiadanie nie przypadło ci do gustu i dlatego przyczepiłaś się do wielu szczegółów, gdzie można było darować sobie uwagi, bo były dość bezpodstawne.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    3. Ojej, strasznie mi się podoba twój długi komeć. Lubię takie, bo wiem, co odpowiedzieć. Poza tym, uważam go za wyjątkowo rozkoszny w formie, mam wrażenie, że zarzucasz mi, że czepiam się, bo opowiadanie mi się nie podobało. Błąd - podobało mi się, ale to nie ma tutaj znaczenia, znaczenie ma to, że dostrzegam w nim dziury fabularne, które teraz mi łatasz "będzie o tym później". Fajnie, ale dla oceny nie ma to większego znaczenia. Co innego, gdybym oceniała zakończone opko. Pewnie wtedy nie czepiałabym się połowy z rzeczy, których czepiam się teraz.

      Po pierwsze - połowę twoich zarzutów mogę odeprzeć tym, że nie wiem, co siedzi w twojej głowie i co będzie dalej, a o dziwo, wszelkie zarzuty odnoszą się do dziur fabularnych w 17 już opublikowanych rozdziałach, nie całości opowiadania, bo jej nie znam. Z punktu widzenia 17 rozdziałów część wydarzeń jest nielogiczna, nie ma sensu. To jest delikatna różnica, nie sądzisz? Ale jesteś mądra, na pewno ją dostrzegasz. A z tego, że wszystkie będą wyjaśnione później cieszę się niezmiernie. Radość mnie rozpiera do rozpuku. I w ogóle.
      Co do inwalidztwa - ok, może moja reakcja była zbyt ostra. Przepraszam. Ale to nie zmienia faktu, że pan doktor i tak gada głupoty.
      Co do postaci serialowej - to nie jest czepianie się, to zdrowy rozsądek i logika mi się włączyły (tym bardziej, że mówimy tu o kraju anglojęzycznym). A w Zmierzchu, jak już o Kencie mowa, był tekst o kryptonicie, stąd moje skojarzenie. Tak samo jak reszta skojarzeń, to tylko skojarzenia, które uznałam za zabawną zaletę, nie wiem, czy to z tego wydobyłaś, chyba nie. A rzucanie tytułami jest również bardzo rozkoszne, może sięgnę, dzięki.
      Co do wielkości miasta - tak wynika z niektórych opisów. Ot, czytelniczy odbiór, po raz kolejny powtarzam: nie wiem, co ci siedzi w głowie.
      O, to o Lithgow i normalnym świecie, to taki klasyczny przypadek "piszę fantasy, po co mi logika" - Fearlin, już raz napisałam, że jesteś mądra i na pewno to rozumiesz (chociaż teraz wydaje mi się, żen nie, więc tłumaczę): pisanie fantasy nie zwalnia cię z tego, że świat musi jednak działać w jakiś sposób logicznie i musi być spójny. O ile twoje tłumaczenie co do położenia miasta przyjmuję, to nie przyjmuję już tego o policjancie i szpitalu. Widzisz, rzeczywiście, reguł innych niż "w prawdziwym świecie" jest kilka (jazda samochodem, wilkołactwo), ale jednocześnie masz takie elementy jak szkoła, rodzina, relacje rodzinne, w końcu ludzie, którzy żyją, nie zdając sobie sprawy z tego, że obok nich dzieje się coś, co do prawdziwego świata nie należy. Dlatego też normalne jest, iż spodziewam się, że będą zachowywać się według zasad panujących w "prawdziwym świecie". W twoim opowiadaniu brakuje tego złotego środka, równowagi między światem fantastycznym, a "prawdziwym", "normalnym". I nie mogę się ich domyślać, ani czytać w odautorskich dopiskach, one muszą być w tekście. WSZYSTKO musi mieć swoje wytłumaczenie, swoje zasady, w gruncie rzeczy jasno określone. I nie tłumacz mi moich zarzutów "to fantasy!", bo wiem, co przeczytałam. Tłumaczenie się jakimiś serialami też jest, hm, nie na miejscu. Mogłam serialu nie znać i włączyć myślenie zamiast zastąpić je popkulturalną kliszą. Obejrzałabym i przeczytała wszystkie twoje inspiracje, gdybym wiedziała, że muszę, bo inaczej będziesz niezadowolona, ale teraz to po ptokach.

      Usuń
    4. "W ostatnim rozdziale zapomniałaś chyba, że prowadzisz narrację pierwszoosobową, bo nie jesteś w stanie obronić tezy, jakoby problem z poruszaniem się leżał w psychice bohaterki: oglądamy ją oczami innych bohaterów, ona wykonuje pewne ruchy, ale nie ma ich świadomości. Pytam się grzecznie: w jaki sposób ta niemoc działa, skoro kilka zdań wcześniej zachowywała się normalnie? " - A tutaj, przyznam szczerze, nie mam pojęcia o co ci chodzi. O którym fragmencie opowiadania mówisz? – mówię o dwóch ostatnich rozdziałach. Przez 15 rozdziałów konsekwentnie prowadziłaś narrację pierwszoosobową, pokazywałaś JEJ poglądy, JEJ odczucia, ostatecznie jej POV. Problem z poruszaniem się leży w psychice bohaterki – jest przekonana, że została sparaliżowana. Tymczasem tu narracja wygląda jak poprowadzona z punktu widzenia Alexa lub Meredith, a ponieważ wyraźnie nadal piszesz w pierwszej osobie liczby pojedynczej, powstaje dysonans: jeśli bohaterka nie ma świadomości pełni władzy nad swoim ciałem, to leży jak kłoda, gdyż jest przekonana o paraliżu. A ona raz leży, raz siedzi, raz grzebie w talerzu. W efekcie mamy wybiórczość niemocy. Raz jest, raz jej nie ma.
      Seryjny morderca – nie, to tak nie działa. Seryjny morderca istnieje tylko w tych zdaniach, w których o nim piszesz. Czyli dwa razy w gazetach, dwa w ludzkiej świadomości, po pierwszym morderstwie. Natomiast Willow chce złapać mordercę na początku i w rozdziale poprzedzającym te o szpitalu. Szkoła funkcjonuje normalnie, Willow funkcjonuje normalnie, uczniowie funkcjonują normalnie, nie piszesz nic o szkolnych apelach, o patrolach policyjnych, odzierasz ten wątek z atmosfery niepokoju, jaką, jak mi się wydaje, powinien wprowadzać, i w efekcie wychodzi na to, że szkolne wojenki, zakupy, problemy z rodzicami, a na szarym końcu wilkołactwo (które przyjęte jest przez bohaterkę zaskakująco łatwo i naturalnie) stają się ważniejsze od tego, że po lesie kręci się ktoś, kto ma ochotę wymordować pół miasta. Tylko o to mi chodziło.
      O ostrzale wilków nie napisałaś, tylko przeszłaś nad tym do porządku dziennego. And again: nie wiem, co ci siedzi w głowie, gdybym wiedziała, dostałabyś pewnie piątkę, a ja nie musiałabym pisać tego komcia.
      "Skoro nikt go nie kojarzy w mieście, to, przepraszam, gdzie te dziewczęta podrywa?" - Flirtuje z kwiatkami w lesie. – A to akurat zabawne, ale nie wyzłośliwiaj się, bo nie aż tak, żeby to było zabawne na dłuższą metę. Tym bardziej, że chwilę wcześniej przyznałaś, że się na tym potknęłaś. Pytanie więc wydaje mi się dosyć zasadne, oburz zaś troszeczkę mniej. Nawet więcej niż troszeczkę.
      I na koniec: nie wydaje mi się, by którakolwiek z uwag była bezzasadna. Ale skoro wolisz mnie uważać za złośliwą kreaturę, która z czystej złośliwości wysmarowała trochę uwag i na koniec – o zgrozo – postawiła trzy, to proszę bardzo, jakoś muszę z tym żyć i tak dalej…. Być może nie mam racji w świetle całego opowiadania, natomiast, przypominam, zajmowałam się tylko 17 rozdziałami. I nie czepiam się szczegółów, czepiam się dziur fabularnych i nielogiczności.
      Kłaniam się i czapką podłogę zamiatam,
      Broz-Tito

      Usuń