Miejscówka
przyzywającego: szkarlatna-pelnia
Przedwieczna:
Broz-Tito
O
szablonie nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Jest skromny i wygląda
estetycznie. Co prawda pojęcia nie mam, dlaczego dziewoja na tym arcie wsadza
wilkowi palec do nosa, ale co ja będę psuć wizję autora, prawdaż…
Mam
jednak jedną uwagę: font w ramce z tekstem mógłby być o pół tonu jaśniejszy, bo
odrobinę zlewa się z tłem.
Ale
bez zbędnego marudzenia przejdźmy do oceny tekstu.
Prolog
Tkwiliśmy w milczeniu, a jedynym
dźwiękiem jaki do nas dobiegał był szum liści. – Raczej trwaliśmy, ponieważ tkwienie kojarzy się z jakimś miejscem, a nie stanem. Plus
przecinki po dźwiękiem i dobiegał.
Tym razem, mój niebieskooki szary
przyjaciel, jak go nazywałam w duszy, od tamtego zdarzenia, nie odszedł, gdy
zaczęłam do niego podchodzić. – Odlepiło od sensu temu
zdaniu. Od jakiego zdarzenia, o co chodzi?
Rozdział pierwszy
(…)gdybym zareagowała w
odpowiedniej chwili to Chloe jeszcze by żyła. – Przecinek
po chwili.
(…)zobaczę to wszystko co
widziałam, przeżyję co przeżyłam i zrozumiem co zrozumiałam – Przecinki
przed co.
Spojrzałam na siedzącą obok mnie
jasnowłosą dziewczynę porozumiewawczo. – Dziwny szyk, o
wiele bardziej naturalnie brzmi spojrzałam
porozumiewawczo.
Podczas gdy z Meredith z pasją
oddawałyśmy się krytykowaniu zdjęć wykonanych przeze mnie i doszukując się w
każdym – Doszukiwaniu.
(…)podniósł z fotela kiwając głową
na powitanie – Przecinek po fotela.
Stracił dzięki temu wygląd
policjanta, który służy miastu za wszelką cenę i będzie zawsze pilnował w nim
porządku – i pilnuje w nim porządku. Nie mieszamy czasów w
jedynym zdaniu.
(…)żeby kiedykolwiek dać się złapać
– Dał.
(…)jechać zadaszonym pojazdem z
podjazdu pod samą szkołę, niż tłoczyć się na zimie w kolejce do autobusu
szkolnego – Tu coś urwało od zdania. A poza tym na zimnie.
(…)nic mnie nie interesował – Nic jest
niepotrzebne.
(…)wygrać tą dyskusję – Tę.
Moja przyjaciółka zapeszyła się i
sięgnęła po poduszkę – Podejrzewam, że raczej chodziło o
zaperzyła.
Ubierałam właśnie buty – Butów
się nie ubiera, buty się zakłada. Podobnie jak ubranie. Ubrać się jest zaś czasownikiem zwrotnym
i znaczy tyle co założyć coś na siebie.
(…)fascynację do wilków –
Fascynację wilkami.
Rozdział drugi
(…)torturowany w najokrutniejsze
sposoby – Na.
A sprawdziliście tą dziewczynę? –
TĘ.
Chwilę później, gdy naciskałam
klamkę od drzwi wejściowych usłyszałam mamrotanie policjanta – Jeszcze
jeden przecinek po wejściowych.
Nie rozumiem tego co się stało – Przecinek
po tego.
Choć nie miałam wielu okazji, żeby
przyjrzeć się pierwszoklasistce rozpoznałam ją w jej matce – Przecinek
po pierwszoklasistce.
W koło jasnobrązowej trumny –
Wkoło.
Rozdział trzeci
(…)że ma racje – Rację.
(…)nie potrafiłam powiedzieć jak ma
na imię – Przecinek po powiedzieć.
(…)które mijam jedynie na korytarzu
nie chciały – Przecinek po korytarzu.
(…)nie wiedział od czego zacząć
swoją wypowiedź – Tu też, po wiedział.
Dlaczego utrzymujesz, że to one
zabiły tą pierwszoklasistkę? – TĘ.
Patrzyła na mnie sarkastycznie – Jak
się patrzy sarkastycznie?
Poirytowany wyprosiłyśmy –
Poirytowane.
(…)po jednym piwie i nie
odczuwałyśmy ich działania – Jego.
Rozdział czwarty
Meredith kopnęła go nogą – No
trudno, żeby kopnęła go ręką.
Bajki, bajki, bajki… O Boże
Meredith, co ty masz za kanały? – Animacje/filmy animowane/kreskówki. NIE
BAJKI. Wiem, że tak się mówi, ale kreskówki to nie bajki. Plus przecinek po Boże.
(…)żadnych wrogich wzroków
skierowanych – Spojrzeń brzmi zdecydowanie lepiej.
(…)przyswajał do siebie informację
– Bez
do siebie.
Nie ważne, gdzie się znajdowaliśmy
– Nieważne.
Wilk, którego kochałam był w
niebezpieczeństwie – Przecinek po kochałam.
Mają prawo strzelać do wszystkiego
co się rusza
BZDURA. Nie mają prawa, bo dostali
zezwolenie na odstrzał wilków.
(…)w miejscowym radiu mówili, że
dwóch mężczyzn zostało zagryzionych przez wilki. Opowiadała jak bardzo bała
się, że to właśnie on jest jedną z dwóch ofiar. Na szczęście, wrócił do domu
cały i zdrowy.
Tamte wydarzenia okrywała
tajemnica, bowiem nigdy nie znaleziono ciał.
Eee…
co? Zostali zagryzieni, ale nie znaleziono ciał? Coś to się kupy nie trzyma.
Rozdział piąty
Gdy się uspokoiłam podniosłam się z
łóżka – Przecinek po uspokoiłam.
(…)mieliśmy cisze – Ciszę.
(…)więc starając się dotrzymać mu
tempa zrobiłam to samo – Przecinek po tempa.
Ruszyłam powoli idąc leśną ścieżką
– Przecinek
po ruszyłam.
Nagle uświadomiłam sobie jak
absurdalne są wszystkie wydarzenia – Przecinek po sobie.
(…)gdybym przekazała tą informację
– TĘ.
W głowie tańczyło mi miliony myśli
– Tańczyły, bo myśl
ma rodzaj żeński.
I tak oto, księżniczka traci
księcia – Niepotrzebny przecinek.
Rozdział szósty
(…)mieszkańcami miast – Miasta.
Snuto natomiast różne opinie – Nie
można snuć opinii, można snuć domysły.
(…)powstrzymać poirytowanej miny,
która wdarła mi się na twarz. – Wdzierająca się na
twarz mina brzmi trochę… kulawo.
Machnięciem ręki, Meredith kazała
usiąść – Niepotrzebny przecinek.
Blond włosa – Blondwłosa.
(…)cofnęłam dłoń, żeby skrzyżować
je na piersi. – Cudowne rozmnożenie jednej dłoni. A poza
tym na piersi krzyżuje się ręce, nie dłonie.
(…)nie uzna czegoś za prawdy –
Prawdę.
Ale chcę, żebyście mi się
odwdzięczyli czymś – Czymś odwdzięczyli.
Rozdział siódmy
Moja mam z gracją podała
policjantowi dłoń – Mama.
(…)zeznania państwa córki nas
przybliżą do rozwiązania – Znów ten dziwny szyk, który
sprawia, że zdanie brzmi nienaturalnie: przybliżą
nas.
(…)ucinając tą krótką wymianę zdań
– TĘ. Więcej tego błędu nie wkleję, no bo ile można…
(…)a na środku, tuż obok krzesła na
którym usiadłam było małe drewniane biurko – Jeszcze jeden
przecinek po usiadłam.
(…)starając się wyglądać naturalnie
zaczęłam opowiadać – Przecinek po naturalnie.
(…)dotknęło mój drugi policzek –
Mojego drugiego policzka.
Rozdział ósmy
Stałam jak oniemiała i patrzyłam
nieruchome i poturbowane ciało chłopaka. – Zgubiłaś na.
W ciągu tej krótkiej chwili kiedy
musiałam udzielić – Przecinek po chwili.
Chłopak wyminął mnie, wszedł po
drewnianych schodach upiornie skrzypiących pod naciskiem jego stóp i schylił
się sięgając pod wycieraczkę. – Przecinki po schodach, stóp i się.
(…)uśmiechał się lekko,
wykrzywiając głowę – Przekrzywiając.
Oh – Och.
Z ulgą rzuciłam ją na łóżku –
Łóżko.
nie ważne – Nieważne.
(...)z rezygnacją i opadłam na drugi
koniec kanapy – Tu coś urwało od zdania.
Przecież to postacie z bajek – Raczej
z baśni, legend i podań. Bajka nie równa się baśni, legendzie ani podaniu.
Latem to się nie zdarze – Zdarza.
Rozdział dziewiąty
Na moje nieszczęście, Lithgow było
pełne właśnie takich chłopaków. Nie znający umiaru w piciu i opowiadaniu
niezbyt smacznych historii. – Tu się nie zgadzają
formy: Lithgow było pełne (…) chłopaków. I
tu się pojawia pytanie jakich? Nie jacy?, ponieważ w poprzednim
zdaniu masz czas przeszły. Powinno być: nieznających,
opowiadających.
(…)a ja zaskoczona uderzyłam
plecami – Zaskoczona oddzieliłabym przecinkami od reszty
zdania.
Rozdział dziesiąty
Gdzie go zgubiłaś? – Ją, bo
wcześniej używasz słowa komórka, nie telefon.
(…)uwierzyć w to, że zamierzali
zabrać mi klucze. Nie chodziło już nawet o to, że tym razem – Powtórzenie
że.
Kopnęłam między nogami – Urwało
podmiot od zdania.
(…)którą miała przewieszoną –
Miałam.
Teraz byłam jednak znowu sobą – Silna,
pewna siebie, gotowa – Silną, pewną, gotową.
W zasadzie, to było dość przykre – Niepotrzebny
przecinek.
(…)zapytał zagadkowym tonem – Na
pewno zagadkowym?
Wiedziałam Wiedziałam, że nie ma
pojęcia, jak się bronić. – Powtórzone słowo.
(…)będę miała na twarzy paskudną
śliwę – Śliwę to się ma pod okiem.
(…)powiedziała podając mi kosmetyk
– Przecinek
po powiedziała.
(…)obrana na ciemno postać –
Ubrana.
Rozdział jedenasty
Musiałam próbować, przetrwać stojąc
w miejscu – Przecinek jest nie tu, gdzie trzeba.
Powinien być po przetrwać.
(…)że mam wściekliznę albo
epilepsję – Bo rzeczywiście epilepsja to koniec
świata i można się nią zarazić od samego patrzenia, i w ogóle można ją zestawić
z wścieklizną (WTF?!). Bardzo nietaktowne i mało subtelne zestawienie.
(…)że oczy wylecą mi z gałek
No
chyba z oczodołów, nie gałek.
Alex wycofał się do tyłu – Wszystko
fajnie, ale nie można wycofać się do przodu, więc pisanie, że wycofał się
akurat do tyłu jest niepotrzebne.
Zostawiłaś otwarte drzwi na
balkonie, wspięcie się po nich nie było problemem – Po
drzwiach? Ale po co wspinać się po drzwiach (o ile w ogóle można)?
nie przytomna – Nieprzytomna.
Rozdział dwunasty
Nie chciałam, żeby ktokolwiek z
moich bliskich osób – Którakolwiek.
nie ważne – Nieważne.
I
wiem, że to czepianie się, ale jak już Alex ma fanaberię przedstawiać się jako
Clark Kent, to bardziej naturalne dla amerykańskiego nastolatka będzie, jeśli
powie, że jego dziewczyną jest Lois Lane, jak w komiksie, a nie Lana Lang, jak
w jakimś serialu inspirowanym (choć silnie) Supermanem. Myślę, że komiks jednak
funkcjonuje lepiej w popkulturze i
oddziałuje na nią mocniej niż jeden z dziesiątków seriali.
Rozdział trzynasty
Wyciągnęłam z szafki podręczniki i
zamknęłam drzwiczki. Krzyknęłam ze strachu i odskoczyłam, gdy zobaczyłam
stojącą za nimi Meredith. Nie słyszałam kiedy podeszła. Spojrzałam na nią z
wyrzutem i złapałam się za serce. – Trzy razy i w jednym akapicie. Czy to czasem nie
za dużo?
(…)przerwałyśmy wchodząc do klasy –
Przecinek
po przerwałyśmy.
Odwróciłam się do tyłu – No
odwrócić się do przodu raczej nie można, więc…
Josh nie mieszkał na odludzi – Odludziu.
Sojrzeć –Spojrzeć.
(…)zmęczoną twarz, z kilkoma
zmarszczkami w koło oczu – Niepotrzebny przecinek.
(…)a zielone tęczówki wpatrywały
się we mnie z irytacją – Nie wiem naprawdę, ile razy można
powtarzać, że tęczówki to nie jest
synonim oczu. Zapamiętajcie to sobie
wszyscy raz na zawsze: TĘCZÓWKAMI SIĘ NIE PATRZY.
(…)a na środku, większość miejsca
zajmowały – Niepotrzebny przecinek.
Poczerwieniała na twarzy, a
zmarszczy wyostrzyły się jej – Eee... Że co, proszę?
(…)wściekłym krokiem przeczesując
resztę domu – Krokiem. Przeczesując. No chyba nie. http://sjp.pwn.pl/slownik/2509787/przeczesa%C4%87
(…)poskręcane od wilgoci i
oklapnięcie – Oklapnięte.
Rozdział czternasty
Uderzyłam go wolną ręką piesia w
klatkę piersiową. – Chyba pięścią.
(…)pchasz się do paszczy lewa? –
Lwa.
Alex wydawał się być – Bez
być.
Uśmiechnęłam się, ale nie
odwzajemnił się – Bez drugiego się.
Cóż, szkoda tylko, że Cody jest
jakieś trzy lata młodszy – Dopiero co ten bohater miał na imię
Cole…
(…)co się z nim dzikiej – Dzieje.
Rozdział piętnasty
Poczułam rozpacz. Tonęłam wręcz w
jej rzece wylanej cierpieniem i smutkiem. – Tu jest coś bez
sensu, szczególnie drugie zdanie. Nie bardzo umiem powiedzieć, co konkretnie,
ale jej rzeka wylana cierpieniem jakoś
mi nie brzmi.
(…)będzie najlepszą terapia
wstrząsową – Terapią.
(…)to nie umiem się tym obsługiwać
– Tego obsługiwać lub się
tym posługiwać. Nie obie formy na raz.
(…)związałam włosy w warkocza. –
Warkocz, bo to nie żywe stworzenie.
Było ich aż za nadto dużo – Bez
dużo.
Rozdział szesnasty
Alex zrozumiał, że popełnił błąd, w
tym co mówił – Przecinek dopiero po tym.
Niestety, takie jest prawo –
dorzucił sarkastycznie – Ale… Co w tym sarkastycznego?
Zdecydowanie nadużywasz tego słowa.
Jedynie ojciec wciąż mierzył we
mnie piorunami i zadawał podchwytliwe pytania – Czy
to tylko ja, czy to mierzenie piorunami brzmi
głupio?
Według niego, to, że - Pierwszy przecinek
niepotrzebny.
Ile tragedii musi się jeszcze
wydarzyć, żebyś w końcu struchlała? – Raczej spotulniała. http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2524681
Rozdział siedemnasty
odpowiedziałam, nieco wymijająco – Zbędny
przecinek.
Nie kojarzysz, więc żadnych – I
znowu.
- Panno Joed, proszę sobie –
a – rzuciłam. – Ma pan trzy sekundy
na wyjście albo zacznę krzyczeć. – Tu znowu coś urwało od
tekstu.
Mimo, że był – W
wyrażeniach takich jak mimo że, chyba że nie stawia się przecinka przed że.
(…)poczułam podłogę na bosych
stopach – Chyba pod.
Wtręt
medyczny: jeśli Willow ma czucie w rękach i nogach, to nie ma bata, nie może
być sparaliżowana, twój lekarz plecie w opku głupoty. Plus, po raz kolejny w
sposób bardzo nietaktowny odnosisz się do osób chorych i niepełnosprawnych,
waląc nas przez łeb wizją inwalidztwa jako końca świata. Nic tylko się
powiesić!
Podsumowując
Zaczniemy
od stylu. Nie jest on specjalnie przekombinowany, ba, nie jest
charakterystyczny, jest… poprawny. Starasz się posługiwać się polszczyzną
literacką, niemniej jednak zdarzyło ci się kilka dość wyraźnych potknięć,
takich jak chociażby mieszanie związków frazeologicznych, kulawe zdania,
niepoprawnie użyte słowa. Sporym problemem do pewnego momentu były też
przecinki, potem błędy interpunkcyjne pojawiały się sporadycznie. Inna sprawa,
że nie zlikwidowałaś problemu pisania „nie” z przysłówkami, więc gorąco radzę
powtórzyć zasady. Znajdziesz je u nas w zakładce Necronomicon. Ale na stronę
PWNu też nikt nie zabrania zaglądać, prawdaż…
Ba,
masz jeszcze jeden problem: nie starasz się różnicować wypowiedzi bohaterów.
Oczywiście pisane są zupełnie innym językiem niż ten, którym posługuje się
narrator, ale z pewnością nie odróżniłabym czterech postaci w jednej rozmowie.
Udałoby mi się to może w przypadku Alexa i Willow, natomiast Willow i Meredith
mówią w sposób wybitnie podobny. To jest do wyćwiczenia, więc raczej tak sobie
ględzę, poddaję ideę, nad którą powinnaś się zastanowić. Jak już przy dialogach
jesteśmy, to, oczywiście, pojawił się problem dywizów. Otóż: nie piszemy
dialogów używając dywizów, ale pauz lub półpauz. Wszelkie instrukcje również
znajdziesz w Necronomiconie.
No
dobrze, styl mamy załatwiony, zajmijmy się kreacją świata.
Czytając
ostatnie rozdziały, zaczęłam zastanawiać się, w jakim państwie leży Lithgow. W
Ameryce czy w Anglii? Przychylam się do pierwszej opcji, bo tu wskazówką jest
system edukacji (chociaż zamiast klasy
mogłabyś używać rocznika, nie
wprowadzałoby to zamieszania) oraz nawiązania do popkulturalnych superbohaterów,
takich jak chociażby Superman (zakładam, że amerykański nastolatek ma tę kliszę
wdrukowaną cokolwiek bardziej niż nastolatek brytyjski), natomiast w ostatnich
rozdziałach uraczyłaś nas tekstem widziałam
to w amerykańskich filmach – i tu rodzi się pytanie: twój błąd czy Lithgow
leży gdzie indziej? Niezawodny wujcio Google podpowiada, że Lithgow to całkiem
spore miasto w Australii, i tu pojawia się kolejny dysonans: lasy iglaste i
mieszane w typie czysto europejskich lasów? Dużo wilków? Cóż, encyklopedie
utrzymują, że wilki oraz lasy liściaste jednak w Australii występują,
jednakowoż nie pisałaś nic o bliskości gór, więc mam niezły mętlik w głowie.
Może należałoby w tekście nakreślić cokolwiek bardziej przybliżone położenie
miasta?
Zresztą,
samo Lithgow raz wygląda jak miasto, raz jak niewielkie miasteczko, niemal
wieś, w zależności od tego, jak chcesz je wykorzystać. Tego już kompletnie nie
rozumiem.
Świat
przedstawiony, hm, mocno kuleje, choć chciałabym, by było inaczej. Przykład?
Ot, chociażby policja. Każda sprawa: napad w domu Meredith, zniknięcia,
morderstwa, napady na Willow – wszystkim zajmuje się JEDEN policjant. Eee...
Serio? Logiki w tym jakoś nie widzę, bo przecież Lithgow powinno mieć więcej
niż jednego policjanta na usługach. Ba! Policja w ogóle powinna być przecież
podzielona na jednostki, inni od napadów, inni od morderstw, a jeszcze inni od
kierowania ruchem i wlepiania mandatów. Nawet w mojej wsi jest więcej niż jeden
policjant. Wiem, że chciałaś jego i Jasona zrobić Głównymi Złymi w tym
opowiadaniu, ale realizm i prawdopodobieństwo wydarzeń mocno na tym cierpią.
Lithgow
to niewielkie miasto z jednym policjantem, ale jednak ma szpital. Co prawda
szpital praktycznie świeci pustkami, ale istnieje. Co więcej, w szpitalu
pozwalają się ludziom na siebie wydzierać oraz urządzać awantury, również takie
z udziałem pacjenta. Serio, w normalnym świecie zarówno Alex jak i ojciec
Willow zostaliby ze szpitala wyrzuceni na zbity pysk. Jeśli nie wyszliby z
własnej woli, to wyrzuciłaby ich ochrona, a jeśli ona nie dałaby rady, pewnie
zostałaby wezwana policja. Oh wait… W Lithgow jest jeden policjant, na bank był
wtedy zajęty.
Szczerze
mówiąc, czasem miałam wrażenie, że nie panujesz nad tekstem, szczególnie w
ostatnich rozdziałach. W końcu Meredith widziała już Alexa wcześniej w szkole,
czemu w rozdziale szesnastym go nie poznaje? Jesteś też niekonsekwentna co do
wilczych supermocy. Po próbie zabójstwa dowiedzieliśmy się, że naszej
zwilkołaczonej bohaterce w kilka minut zrasta się noga i znikają ślady rąk
napastnika. Dlaczego zatem w ostatnim rozdziale ta supermoc znika, a nasza
bohaterka leży jak kłoda? Zresztą, jej leżenie też jest niekonsekwentne,
ponieważ raz może się podnieść i jeść obiad, a raz nie. Głęboki bezsens
dostrzegam. Ba! W ostatnim rozdziale zapomniałaś chyba, że prowadzisz narrację
pierwszoosobową, bo nie jesteś w stanie obronić tezy, jakoby problem z
poruszaniem się leżał w psychice bohaterki: oglądamy ją oczami innych
bohaterów, ona wykonuje pewne ruchy, ale nie ma ich świadomości. Pytam się
grzecznie: w jaki sposób ta niemoc działa, skoro kilka zdań wcześniej
zachowywała się normalnie?
Cóż,
każdy powód do poangstowania i dowalenia przy okazji niepełnosprawnym jest
dobry, prawda?
Zastanawiam
się też, po co w ogóle był ci wątek seryjnego mordercy, skoro w ogóle go nie
wykorzystujesz? Oczywiście, morderstwo Chloe jest punktem wyjścia opowieści,
nawet opisujesz, że interesują się tym mieszkańcy i media, ale dlaczego
zniknięcie Nicka i śmierć dwóch kolejnych osób zdaje się już nikogo nie obchodzić?
Tak natychmiast zapominają o tym, że pod ich oknami kręci się niebezpieczny
psychopata? Ginie Josh, no cóż, kolejny, trudno, life goes on, rachunki trzeba
popłacić, co się będziemy zastanawiać, kogo i gdzie będziemy szukać! Zaskakujące jest to, że nikt zdaje się nie
łączyć, choćby automatycznie, na zasadzie prostych skojarzeń, tych zaginięć z
morderstwami. Nikt tych chłopców nie szuka.
W ogóle lubisz tak gubić sobie
wątki, w zależności od tego, jak ci się zmienia koncepcja prowadzenia opowiadania:
oskarżenia Jasona i szkolne wojenki są ważniejsze od tego, że ktoś morduje
niewinnych. Uznano, że winne są wilki, uzgodniono odstrzał, o którym już w
następnym rozdziale zapomniałaś, robiąc z Willow wilczą bohaterkę. No i co?
Tylko dlatego, że dziewczę biegało po lesie i protestowało, wszyscy stwierdzili
„a to spoko, to zostawimy naszych potencjalnych morderców w spokoju, niech
żyją”? Bzdura, w normalnych warunkach odstrzał przeprowadzono by tak czy siak.
A
poza tym nie ma bata, nie uwierzę, że nikt nie zauważył domu w lesie i nikt nie
zna jego mieszkańców. W końcu muszą gdzieś robić zakupy, muszą gdzieś tankować,
płacić rachunki, cokolwiek. Miało być tajemniczo, a potykasz się na takich, za
przeproszeniem, pierdołach.
Dosyć
zabawne są również nawiązania do Zmierzchu.
Wiem, że część z nich jest zamierzona (chociażby ten tekst o Clarku
Kencie), mam jednak wrażenie, że większość jest jednak całkiem przypadkowa: ot,
choćby to, że nasze wilki zamieniają się w wilki pod wpływem wielkich emocji
albo to, że cały, będący zbieraniną ludzi w różnym wieku, ale traktujący się
jak rodzina, wilczy klan mieszka w jednym domu na odludziu, tak jak w Zmierzchu mieszkali Cullenowie. Co
więcej, napisałaś, że Cole jest niepoprawnym, etatowym podrywaczem. Skoro nikt
go nie kojarzy w mieście, to, przepraszam, gdzie te dziewczęta podrywa? Parafrazując
jednego z bohaterów Czerwonego Barona: w
lesie można ich spotkać raczej niewiele. Tym bardziej, że to, iż Willow chodzi
w ogóle do lasu, by fotografować wilki, wszyscy uważają za dziwne hobby. Wnoszę więc z tego, że po tych lasach nikt nie łazi. Cóż, znów się wykładasz na
pierdołach.
Inny
problem stanowi rytm opowieści i suspens.
Zajmijmy
się najpierw rytmem opowieści, który jest nierówny. Zaczynasz od trzęsienia
ziemi, czyli morderstwa, a potem zaczynasz tempo wyraźnie zmniejszać. Kolejne
rozdziały opowiadają praktycznie dzień po dniu o życiu Willow i są potwornie
schematyczne: Willow w szkole, coś się stało, więc zapłakana Willow biegnie do
lasu/siedzi u przyjaciółki/ wypłakuje się na parapecie WTEM kogoś zabijają, ale
nikogo to nie obchodzi, Willow znowu jest w szkole, znów ma ból istnienia, znów
jest w lesie lub u przyjaciółki… I tak bez końca. Akcja toczy się w trzech,
może czterech miejscach i głównie dialogiem stoi. Ewentualnie pojawiają się
przeżycia wewnętrzne bohaterki, ale dotyczą one ciągle tego samego.
Suspens…
Cóż, robisz to całkiem nieźle. Bardzo plastycznie opisujesz chociażby gonitwy
po lesie albo dwa napady, natomiast totalnie beznadziejnie wyszły ci sceny w
szpitalu, głównie z powodu twojej niekonsekwencji. Wyłożyłaś się również na
wilkach, ponieważ ciągle, w co drugim zdaniu niemalże, podkreślając ich
wyjątkowość oraz zaskakującą ludzkość, nie zostawiłaś w ogóle miejsca na
tajemnice i domysły: od razu wszyscy wiedzieli, że będziemy mieli do czynienia
z wilkołakami (choć sami nie chcą, by tak ich nazywano. I słusznie, w końcu są
pół na pół tylko przez piętnaście lat. Wilkołactwo to tu przewlekła choroba.
Ciekawe spojrzenie, przyznaję). Jedna rada:
Umiesz budować klimat niepokoju w scenach
dynamicznych, scenach akcji, kiedy istnieje jakieś realne zagrożenie, natomiast
klimat niepewności, że tak powiem: wewnętrznej, leży i już nawet nie kwiczy,
ale o tym za chwilę przy okazji bohaterów.
Naszą
małą przygodę z bohaterami zaczniemy od Willow Joed, głównej bohaterki
opowiadania. Willow ma lat siedemnaście, blisko osiemnaście, a w sumie mogłabym
ją opisać cytatem z Dijkstry, który żartobliwie charakteryzował Jaskra. Bo
Willow zachowuje się, jakby miała dziesięć lat, jeśli nie mniej, i kompletnie
nie rozumiała otaczającego ją świata. Serio, nie wiem, na jakim emocjonalnym
etapie trzeba być, by (po tym, jak w lesie dokonano morderstwa) uznawać zakaz
pieszych wycieczek w tamto miejsce za atak na wolność osobistą, niezrozumienie dla
pasji i ogólnie chęć robienia wbrew swojej córce. W tym miejscu ponownie
zapytam: eee… Serio? Wydawało mi się, że siedemnastoletni człowiek jest w
stanie w miarę gładko połączyć fakty i nie pcha się tam, gdzie jest
niebezpiecznie. I nie traktuje swoich rodziców jak wrogów, tylko dlatego, że
nie chcą, by im ktoś jedyne dziecko zarąbał.
Remember kids: jeśli wasi rodzice
chcą was chronić, miejcie to głęboko w… nosie.
Swoją
drogą, rodzice Willow również są koszmarnie, powtarzam: KOSZMARNIE
przerysowani. Normalnie ludzie nie powinni urządzać takich fochów swoim niedorosłym,
narwanym dzieciom. Ba, z takimi dziećmi powinno się rozmawiać. Tymczasem Willow
boi się powiedzieć o napadzie, bo mogłaby, szok i wstrząs, przesiedzieć w domu
tydzień dłużej. Już nie mówiąc o tym, że biegając po lesie, sama się prosi o
coś nieprzyjemnego. Podobnie przerysowany jest policjant, który zdaje się
sabotować własną robotę oraz Jason, który sam pod sobą dołki kopie. I nawet
strata ojca go nie usprawiedliwia.
Ze
smutkiem muszę przyznać, że Meredith i Josh są dosyć bezbarwni i istnieją tylko
w odniesieniu do głównej bohaterki. Meredith jest od panny Joed ładniejsza,
ubiera się bardziej dziewczęco, a na dodatek jest popularna. Jej chłopak, Josh, to kopia
Mer w męskiej wersji. Po siedemnastu rozdziałach nie można powiedzieć o nich
dużo więcej ponad: przyjacielscy, oddani, lojalni, uczuciowi. Trochę mało, nie
sądzisz?
Alex.
Alex. Cóż. Furiat, to na pewno. Porozumiewa się głównie krzykiem. Co zabawne,
jest typem badassa, który odcina się od swojej przeszłości i niemal
wszystkiego, co wiąże go z ludźmi z Lithgow, broniąc się głupimi odzywkami i
pokpiwając z jedynej dziewczyny, która jest nim zainteresowana. Mimo to uważam,
że postać ta ma dużo większy potencjał, z którego nie bardzo umiesz korzystać.
Nie wiem, może to kwestia tego, że nie jesteś w stanie wczuć się w psychikę
takiej postaci. Po pierwsze, jest facetem. Po drugie, wilkołactwo przerwało
jego normalne życie dosyć wcześnie, w dzieciństwie, skazało na egzystencję poza
społeczeństwem, a więc również przerwało proces socjalizacji i zmusiło do
funkcjonowania w niewielkiej komunie. Tymczasem Alex zachowuje się zupełnie
normalnie i naturalnie, nie gorzej od Josha, który z cywilizacją i nowinkami
powinien nadążać cokolwiek lepiej od żyjącego w lesie odludka, który spędza
kilka miesięcy w roku w wilczej skórze…
Zbierając
wszystko zusammen do kupy: ciekawy jest na pewno pomysł, by z wilkołactwa w
twoim opowiadaniu zrobić przewlekłą i bolesną piętnastoletnią chorobę, która
kończy się porzuceniem świata ludzkiego na rzecz zwierzęcego. Drugi wątek,
czyli wątek tajemniczego mordercy, uważam za kompletnie niewykorzystany i
kulejący. Podobnie jak wszystkie elementy z nim związane (jeden policjant w
całym mieście, rozterki Willlow, które mijają jak ręką odjął, gdy tylko spotyka
Alexa, zaginięcia, które niewielu ludzi obchodzą itd.). Kuleją również
charaktery głównych bohaterów, bo albo są przerysowani, albo nie można o nich
powiedzieć niczego konkretnego. Nadrabiasz trochę niezłym stylem i ciekawym
podejściem do romansów dla nastolatek i romansu w ogóle, ale to za mało, bym
mogła postawić coś więcej niż trzy z plusem.
Bajki, bajki, bajki… O Boże Meredith, co ty masz za kanały? – Animacje/filmy animowane/kreskówki. NIE BAJKI. Wiem, że tak się mówi, ale kreskówki to nie bajki.
OdpowiedzUsuńTo chyba z dialogu, to się nie ma co czepiać.
Bardziej interesujący jest ten Bóg Meredith. Specjalna Mary Sue jest specjalna.
O, racja, zapomniałam napisać, że tam brak przecinka, zaraz to naprawię.
OdpowiedzUsuńJane i "MEH". Czy może być równie piękna kombinacja? ;_;
OdpowiedzUsuń"MEH" to mój ulubiony cytat z serialu ;)
UsuńO, to cudowne. Ja cały czas się mehacę i dochodzę do stanu omszenia, jeśli za dużo będę używać tego magicznego słówka. xD
UsuńTeż to robię cały czas xD To znaczy przed obejrzeniem serialu też to robiłam, ale teraz zdecydowanie nadużywam tego "meh"
Usuń"Meh." wyraża więcej niż tysiąc słów, no niestety. ;_; xD
UsuńWitam! Na samym początku chciałabym przeprosić, że tak późno komentuję ocenę, jednak nie miałam możliwości zrobić to wcześniej. Bardzo również dziękuję za czas poświęcony na wytknięcie moich błędów ;)
OdpowiedzUsuńSkoro już jesteśmy przy nagłówku, to do tej pory byłam przekonana, że ona głaszcze po nosie wilka, a nie dłubie w nim.
Co do błędów, to wiem, niestety, ale wcześniej nagminnie pisałam "tą" zamiast "tę". Nie mam jednak pojęcia, dlaczego tak wiele zdań jest urwanych w połowie - tekst zawsze kopiuję z Worda, a w Wordzie wszystko jest w porządku. Najwyraźniej blogspot nie tylko lubi mi psuć akapity, ale nawet odlepiać części zdań ;/
Nie rozumiem tylko, dlaczego przyczepiłaś się do tego, że użyłam postaci serialowej zamiast komiksowej przy Clarku Kentcie. Po pierwsze, Alex nie jest amerykańskim chłopakiem (o czym napiszę później), a po drugie - nie miałam zamiaru odnosić się do komiksu, tylko do serialu.
"Wtręt medyczny: jeśli Willow ma czucie w rękach i nogach, to nie ma bata, nie może być sparaliżowana, twój lekarz plecie w opku głupoty. Plus, po raz kolejny w sposób bardzo nietaktowny odnosisz się do osób chorych i niepełnosprawnych, waląc nas przez łeb wizją inwalidztwa jako końca świata. Nic tylko się powiesić!" - Po pierwsze, czuję się oburzona tym oskarżeniem, że obrażam niepełnosprawnych. Przepraszam bardzo, ale czy normalną pierwszą reakcją człowieka, który dowiaduje się, że będzie jeździł na wózku jest radość? Pracowałam w wolontariacie z niepełnosprawnymi dziećmi i nastolatkami i doskonale pamiętam, jak to wyglądało. Ich opiekunki wiele razy opowiadały nam, jak dużo ciężkiej pracy kosztowało ich wyciągnięcie dzieciaków z depresji, w którą wpadły po usłyszeniu diagnozy. W opowiadaniu przedstawiłam zaledwie jeden tydzień, w którym dla Willow (uwaga, podkreślam: dla Willow, czyli dla stworzonej przeze mnie bohaterki) jest to koniec świata. Może i powinna się cieszyć, że przeżyła, ale dla niej niemożność ruchu jest tragedią. Co jest złego w tym, że ma takie a nie inne poglądy? Od kiedy bohaterzy opowiadań mają być poprawni politycznie? Jeżeli będę chciała, to Willow w następnym rozdziale odetnie sobie pierś i nago będzie żądała równości dla kobiet i mężczyzn, albo zorganizuje marsz pochwalny ku czci Allaha. I co w tym złego? To jest opowiadanie, fikcja, w którym mam prawo kreować tak czy inaczej bohaterów.
Z kolei co do tego, że ma czucie w rękach i tak dalej, pozwolę się odnieść do tego, że jest to opowiadanie fantastyczne, dlatego uważam, że mogę nagiąć nieco rzeczywistość i to właśnie zrobiłam. Wymyśliłam swoje własne usprawiedliwienie problemu Willow, a pod rozdziałem wyjaśniłam, dlaczego zrobiłam to tak a nie inaczej.
Lithgow nie leży w określonym państwie. Zbieżność nazwy z australijskim miastem jest całkowicie przypadkowa. Pozwoliłam sobie nie określać konkretnej kultury tylko zaczerpnąć ją z różnych stron świata (stąd chociażby możliwość jazdy samochodem w wieku 17 lat) i celowo przez całe opowiadanie nie podaję, gdzie konkretnie dzieje się akcja. Wiadomo jest tylko, że jest to kraj anglojęzyczny i tyle chciałam pokazać. Nie wydaje mi się, żeby konkretne wpasowywanie się w model funkcjonowania jakiegokolwiek państwa było koniecznie.
Nie rozumiem tylko, w których momentach dla ciebie Lithgow jest różnej wielkości? Bo wydaje mi się, że od początku tworzyłam je jako małe miasteczko.
Co do jednego policjanta, to wyjaśnienie, dlaczego zajmuje się tym zawsze on a nie kto inny byłoby dalej, bo jest to kluczowe dla akcji i dlatego do tej pory nie ma o tym słowa. (Gdyby iść tym tropem, to w takim razie chociażby jedna policjantka na cale miasteczko z serialu "Pod kopułą" też jest niezbyt dobrze wykreowana... Och, to samo tyczy się szpitalu! To dziwne, jedna policjantka i szpital? Co prawda bez lekarzy, ale budynek wciąż stoi!)
Usuń"Serio, w normalnym świecie (...)" - określenie "w normalnym świecie" jest tutaj kluczowe. To nie jest normalny świat. To jest opowiadanie fantasy, w którym pozwalam sobie odchodzić od realizmu i nie czuję potrzeby ścisłego trzymania się wszelkich reguł, które by mnie znacząco ograniczały. Gdybym miała myśleć realistycznie, to Willow powinna zginąć już w pierwszych rozdziałach, bo przecież prawdopodobieństwo tego, że Alex pojawi się niczym baśniowy rycerz i ją uratuje, byłoby znikome w "normalnym świecie".
"W końcu Meredith widziała już Alexa wcześniej w szkole, czemu w rozdziale szesnastym go nie poznaje? " - Biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich go widziała, to, że jakiś czas później chce się upewnić czy on to on, nie wydaje mi się być niczym dziwnym. Chyba, że ktoś ma pamięć do twarzy.
"Po próbie zabójstwa dowiedzieliśmy się, że naszej zwilkołaczonej bohaterce w kilka minut zrasta się noga i znikają ślady rąk napastnika. Dlaczego zatem w ostatnim rozdziale ta supermoc znika, a nasza bohaterka leży jak kłoda?" - Nie jestem niekonsekwentna, tylko wyjaśnienie tego jeszcze się nie pojawiło. Pamiętam o tym.
"Zresztą, jej leżenie też jest niekonsekwentne, ponieważ raz może się podnieść i jeść obiad, a raz nie." - Nie dopisałam, że była karmiona. Moja wina w braku ścisłości.
"W ostatnim rozdziale zapomniałaś chyba, że prowadzisz narrację pierwszoosobową, bo nie jesteś w stanie obronić tezy, jakoby problem z poruszaniem się leżał w psychice bohaterki: oglądamy ją oczami innych bohaterów, ona wykonuje pewne ruchy, ale nie ma ich świadomości. Pytam się grzecznie: w jaki sposób ta niemoc działa, skoro kilka zdań wcześniej zachowywała się normalnie? " - A tutaj, przyznam szczerze, nie mam pojęcia o co ci chodzi. O którym fragmencie opowiadania mówisz?
"Zastanawiam się też, po co w ogóle był ci wątek seryjnego mordercy, skoro w ogóle go nie wykorzystujesz? Oczywiście, morderstwo Chloe jest punktem wyjścia opowieści, nawet opisujesz, że interesują się tym mieszkańcy i media, ale dlaczego zniknięcie Nicka i śmierć dwóch kolejnych osób zdaje się już nikogo nie obchodzić?" - Czekaj, momencik. Jak to "nie wykorzystuję"? Do tej pory byłam przekonana, że moje opowiadanie wręcz w nudny sposób kręci się ciągle wokół obsesyjnego pragnienia odkrycia przez Willow, kto jest mordercą. Najwyraźniej jednak się myliłam, sic! Ani rodzice Willow, ani nauczyciele w szkole, gazety, mieszkańcy, nikt, dosłownie nikt się niczym nie interesuje, cholera!
"Nikt tych chłopców nie szuka." - Nie, wcale nie ma wzmianki o tym w ostatnim rozdziale. O tym, co byłoby w kolejnym już pisać nie będę, bo wiele twoich uwag odnosi się do braku czegoś, co już czeka na to, żeby zostać opublikowanym.
"Tylko dlatego, że dziewczę biegało po lesie i protestowało, wszyscy stwierdzili „a to spoko, to zostawimy naszych potencjalnych morderców w spokoju, niech żyją”? Bzdura, w normalnych warunkach odstrzał przeprowadzono by tak czy siak. " - Po raz kolejny podkreślam, że to nie są normalne warunki i w moim mieście, zdecydowano, że z wystrzelaniem wilków POCZEKAJĄ na dowody, a nie zostawią w spokoju.
Usuń"A poza tym nie ma bata, nie uwierzę, że nikt nie zauważył domu w lesie i nikt nie zna jego mieszkańców. W końcu muszą gdzieś robić zakupy, muszą gdzieś tankować, płacić rachunki, cokolwiek. Miało być tajemniczo, a potykasz się na takich, za przeproszeniem, pierdołach." - Tu akurat masz rację, rzeczywiście potknęłam się na czymś tak błahym. Ale jest to do naprawienia.
"Dosyć zabawne są również nawiązania do Zmierzchu." - Na Boga, a ja wiedziałam tylko o dwóch! Jaki Clark Kent? Gdzie on się pojawiał w Zmierzchu? O co chodzi? :O
"cały, będący zbieraniną ludzi w różnym wieku, ale traktujący się jak rodzina, wilczy klan mieszka w jednym domu na odludziu, tak jak w Zmierzchu mieszkali Cullenowie. " - Tak samo, jak w "Drżeniu" mieszkała "rodzina" Sama i to raczej to było moją inspiracją, niż "Zmierzch".
"Skoro nikt go nie kojarzy w mieście, to, przepraszam, gdzie te dziewczęta podrywa?" - Flirtuje z kwiatkami w lesie.
"Wnoszę więc z tego, że po tych lasach nikt nie łazi." - Grzybiarze w sezonie i tyle. Lasy świecą pustkami, bo wilki zagryzają.
Co do bohaterów: Willow mi rzeczywiście trochę nie wyszła, zamieniła się w wyjątkowo wkurzającą swoją głupotą osobę. Z kolei jej rodzice mieli być tacy przerysowani.
"Podobnie przerysowany jest policjant, który zdaje się sabotować własną robotę oraz Jason, który sam pod sobą dołki kopie." - Wyjaśnione dalej, a Flitzgard rzeczywiście sabotuje własną robotę ;)
Podsumowując, za ocenę bardzo dziękuję, chociaż odniosłam wrażenie, że opowiadanie nie przypadło ci do gustu i dlatego przyczepiłaś się do wielu szczegółów, gdzie można było darować sobie uwagi, bo były dość bezpodstawne.
Pozdrawiam ;)
Ojej, strasznie mi się podoba twój długi komeć. Lubię takie, bo wiem, co odpowiedzieć. Poza tym, uważam go za wyjątkowo rozkoszny w formie, mam wrażenie, że zarzucasz mi, że czepiam się, bo opowiadanie mi się nie podobało. Błąd - podobało mi się, ale to nie ma tutaj znaczenia, znaczenie ma to, że dostrzegam w nim dziury fabularne, które teraz mi łatasz "będzie o tym później". Fajnie, ale dla oceny nie ma to większego znaczenia. Co innego, gdybym oceniała zakończone opko. Pewnie wtedy nie czepiałabym się połowy z rzeczy, których czepiam się teraz.
UsuńPo pierwsze - połowę twoich zarzutów mogę odeprzeć tym, że nie wiem, co siedzi w twojej głowie i co będzie dalej, a o dziwo, wszelkie zarzuty odnoszą się do dziur fabularnych w 17 już opublikowanych rozdziałach, nie całości opowiadania, bo jej nie znam. Z punktu widzenia 17 rozdziałów część wydarzeń jest nielogiczna, nie ma sensu. To jest delikatna różnica, nie sądzisz? Ale jesteś mądra, na pewno ją dostrzegasz. A z tego, że wszystkie będą wyjaśnione później cieszę się niezmiernie. Radość mnie rozpiera do rozpuku. I w ogóle.
Co do inwalidztwa - ok, może moja reakcja była zbyt ostra. Przepraszam. Ale to nie zmienia faktu, że pan doktor i tak gada głupoty.
Co do postaci serialowej - to nie jest czepianie się, to zdrowy rozsądek i logika mi się włączyły (tym bardziej, że mówimy tu o kraju anglojęzycznym). A w Zmierzchu, jak już o Kencie mowa, był tekst o kryptonicie, stąd moje skojarzenie. Tak samo jak reszta skojarzeń, to tylko skojarzenia, które uznałam za zabawną zaletę, nie wiem, czy to z tego wydobyłaś, chyba nie. A rzucanie tytułami jest również bardzo rozkoszne, może sięgnę, dzięki.
Co do wielkości miasta - tak wynika z niektórych opisów. Ot, czytelniczy odbiór, po raz kolejny powtarzam: nie wiem, co ci siedzi w głowie.
O, to o Lithgow i normalnym świecie, to taki klasyczny przypadek "piszę fantasy, po co mi logika" - Fearlin, już raz napisałam, że jesteś mądra i na pewno to rozumiesz (chociaż teraz wydaje mi się, żen nie, więc tłumaczę): pisanie fantasy nie zwalnia cię z tego, że świat musi jednak działać w jakiś sposób logicznie i musi być spójny. O ile twoje tłumaczenie co do położenia miasta przyjmuję, to nie przyjmuję już tego o policjancie i szpitalu. Widzisz, rzeczywiście, reguł innych niż "w prawdziwym świecie" jest kilka (jazda samochodem, wilkołactwo), ale jednocześnie masz takie elementy jak szkoła, rodzina, relacje rodzinne, w końcu ludzie, którzy żyją, nie zdając sobie sprawy z tego, że obok nich dzieje się coś, co do prawdziwego świata nie należy. Dlatego też normalne jest, iż spodziewam się, że będą zachowywać się według zasad panujących w "prawdziwym świecie". W twoim opowiadaniu brakuje tego złotego środka, równowagi między światem fantastycznym, a "prawdziwym", "normalnym". I nie mogę się ich domyślać, ani czytać w odautorskich dopiskach, one muszą być w tekście. WSZYSTKO musi mieć swoje wytłumaczenie, swoje zasady, w gruncie rzeczy jasno określone. I nie tłumacz mi moich zarzutów "to fantasy!", bo wiem, co przeczytałam. Tłumaczenie się jakimiś serialami też jest, hm, nie na miejscu. Mogłam serialu nie znać i włączyć myślenie zamiast zastąpić je popkulturalną kliszą. Obejrzałabym i przeczytała wszystkie twoje inspiracje, gdybym wiedziała, że muszę, bo inaczej będziesz niezadowolona, ale teraz to po ptokach.
"W ostatnim rozdziale zapomniałaś chyba, że prowadzisz narrację pierwszoosobową, bo nie jesteś w stanie obronić tezy, jakoby problem z poruszaniem się leżał w psychice bohaterki: oglądamy ją oczami innych bohaterów, ona wykonuje pewne ruchy, ale nie ma ich świadomości. Pytam się grzecznie: w jaki sposób ta niemoc działa, skoro kilka zdań wcześniej zachowywała się normalnie? " - A tutaj, przyznam szczerze, nie mam pojęcia o co ci chodzi. O którym fragmencie opowiadania mówisz? – mówię o dwóch ostatnich rozdziałach. Przez 15 rozdziałów konsekwentnie prowadziłaś narrację pierwszoosobową, pokazywałaś JEJ poglądy, JEJ odczucia, ostatecznie jej POV. Problem z poruszaniem się leży w psychice bohaterki – jest przekonana, że została sparaliżowana. Tymczasem tu narracja wygląda jak poprowadzona z punktu widzenia Alexa lub Meredith, a ponieważ wyraźnie nadal piszesz w pierwszej osobie liczby pojedynczej, powstaje dysonans: jeśli bohaterka nie ma świadomości pełni władzy nad swoim ciałem, to leży jak kłoda, gdyż jest przekonana o paraliżu. A ona raz leży, raz siedzi, raz grzebie w talerzu. W efekcie mamy wybiórczość niemocy. Raz jest, raz jej nie ma.
UsuńSeryjny morderca – nie, to tak nie działa. Seryjny morderca istnieje tylko w tych zdaniach, w których o nim piszesz. Czyli dwa razy w gazetach, dwa w ludzkiej świadomości, po pierwszym morderstwie. Natomiast Willow chce złapać mordercę na początku i w rozdziale poprzedzającym te o szpitalu. Szkoła funkcjonuje normalnie, Willow funkcjonuje normalnie, uczniowie funkcjonują normalnie, nie piszesz nic o szkolnych apelach, o patrolach policyjnych, odzierasz ten wątek z atmosfery niepokoju, jaką, jak mi się wydaje, powinien wprowadzać, i w efekcie wychodzi na to, że szkolne wojenki, zakupy, problemy z rodzicami, a na szarym końcu wilkołactwo (które przyjęte jest przez bohaterkę zaskakująco łatwo i naturalnie) stają się ważniejsze od tego, że po lesie kręci się ktoś, kto ma ochotę wymordować pół miasta. Tylko o to mi chodziło.
O ostrzale wilków nie napisałaś, tylko przeszłaś nad tym do porządku dziennego. And again: nie wiem, co ci siedzi w głowie, gdybym wiedziała, dostałabyś pewnie piątkę, a ja nie musiałabym pisać tego komcia.
"Skoro nikt go nie kojarzy w mieście, to, przepraszam, gdzie te dziewczęta podrywa?" - Flirtuje z kwiatkami w lesie. – A to akurat zabawne, ale nie wyzłośliwiaj się, bo nie aż tak, żeby to było zabawne na dłuższą metę. Tym bardziej, że chwilę wcześniej przyznałaś, że się na tym potknęłaś. Pytanie więc wydaje mi się dosyć zasadne, oburz zaś troszeczkę mniej. Nawet więcej niż troszeczkę.
I na koniec: nie wydaje mi się, by którakolwiek z uwag była bezzasadna. Ale skoro wolisz mnie uważać za złośliwą kreaturę, która z czystej złośliwości wysmarowała trochę uwag i na koniec – o zgrozo – postawiła trzy, to proszę bardzo, jakoś muszę z tym żyć i tak dalej…. Być może nie mam racji w świetle całego opowiadania, natomiast, przypominam, zajmowałam się tylko 17 rozdziałami. I nie czepiam się szczegółów, czepiam się dziur fabularnych i nielogiczności.
Kłaniam się i czapką podłogę zamiatam,
Broz-Tito