niedziela, 21 lipca 2013

0014. little-things-from-the-notebook.blogspot.com

Chyba trochę zwlekałem z tą oceną...
Cóż, nie mam nic na usprawiedliwienie, prócz nawarstwiających się kłopotów z Internetem. Przepraszam Autorkę za długi czas oczekiwania. Mam też problemy z formatowaniem tekstu - cokolwiek zrobię, nie mogę wstawić interlinii. Za to również przepraszam. Poprawię, gdy tylko będę mógł.

Miejscówka przyzywającego: Little things from the notebook
Przedwieczny: Q.

Pierwszym, co można zauważyć na blogu jest to, że mamy do czynienia z opowiadaniami z udziałem gwiazd show-biznesu. Co oznacza, że wzięłaś dość  trudny leitmotiv. Czemu? Cóż, głównie dlatego, że moim zdaniem trudno napisać dobre opowiadanie z udziałem idola. Jest to temat bardzo popularny, to raz. Dwa – większość tego typu twórczości cierpi na koszmarną wtórność i nieoryginalność. Standardowe opowiadanie opowiada o dziewczynie, która z jakiegoś powodu spotyka idola/idoli, po czym następuje kilka do kilkudziesięciu rozdziałów opisujących rozterki romansowo-obyczajowe, zazwyczaj do bólu schematyczne. Czasami dziewczyna jest brunetką, czasami blondynką, idol czasem nazywa się Justin Bieber, czasem Till Lindemann, poza tym opowiadania jadą po matrycy oklepanych wątków. Wybicie się ponad tenże schemat w jakimkolwiek stopniu, lub ukazanie go w inny sposób niż taki, z którym dotychczas się spotkałem, będę więc punktował zdecydowanie na plus. Innymi słowy, w tej ocenie nacisk będzie na oryginalność.
Oceniać będę najpierw opowiadanie wieloczęściowe, później one-shoty, posiłkując się w dużej mierze cytatami.
Prolog opowiadania głównego wybija mnie niestety z optymistycznych założeń. Droga Autorko, powiem szczerze. Nie walnęłaś biednego oceniającego z grubej rury. Walnęłaś go z czołgu, doprawiłaś atomówką i dobiłaś meteorytem wielkości stanu Idaho.
Przejdźmy więc do cytatów.
"Linkin Park poszukuje nowego managera koncertowego. Do obowiązków kandydata należeć będzie organizacja zaplecza tras koncertowych, aktualizowanie informacji dostępnych w Sieci i mediach społecznościowych oraz zapewnienie odpowiednich warunków członkom zespołu. Wymagania: znajomość co najmniej dwóch języków obcych, dyspozycyjność, umiejętności organizacyjne i interpersonalne. Mile widziane jest doświadczenie w podobnej branży."
Cóż. Co jest w tym ogłoszeniu nie tak?

Zacznijmy od sprawy podstawowej – to, że w ogóle istnieje. Pytanie pierwsze – widziałaś kiedykolwiek w jakiejś gazecie ogłoszenie w stylu „szukamy managera dla Sławnego Zespołu” czy „szukamy producenta Wielkiego Holywoodzkiego Hitu”? Jeśli nie, to zastanów się, czemu, i czy dobrym pomysłem jest wobec tego wsadzenie takiego wątku do opowiadania.
Pisząc opowiadanie, tworzysz świat przedstawiony. Powinien on być spójny i logiczny. Nie musi się on do końca zgadzać ze światem rzeczywistym, nawet nie musi mieć z nim wiele wspólnego, jednak powinny nim rządzić jakieś zasady. Pierwszą zasadą dobrego świata jest to, że to on ogranicza bohaterów, a nie istnieje tylko po to, aby im służyć. Wobec tego świat nie powinien naginać swoich zasad tylko po to, aby bohaterka w jakiś sposób spotkała się z zespołem. W gazetach nie ma ogłoszeń o posady managerów dla sławnych zespołów, co jest logiczne, ponieważ szansa znalezienia managera w ten sposób wynosi niemalże zero.
Dlaczego? Cóż, człowiek który aplikuje na taką posadę, musi mieć olbrzymie doświadczenie i kwalifikacje, innymi słowy, musi być w branży już przez długi czas. To ogłoszenie wygląda jak nabór do McDonalda. Widać w nim, że nie bardzo wiesz, na czym polega rekrutacja na prestiżowe stanowisko, niestety widać także, że nie bardzo orientujesz się, czym zajmuje się manager zespołu.
Inna sprawa, że Twoja bohaterka nie miałaby żadnych szans na to stanowisko, gdyby świat funkcjonował tak, jak powinien. Piszesz, że skończyła studia, które dały jej praktyczne umiejętności – w porządku. Teraz powinno ją czekać co najmniej kilka-kilkanaście lat pracy z mniej znanymi zespołami, nabieranie doświadczenia i tworzenia sieci kontaktów, aby mogła w ogóle pomyśleć o stanowisku managera Linkin Park. Teraz po prostu na nie nie zasługuje.
Ciekawostka – czytelnicy nie lubią bohaterów, którzy dostają rzeczy, na które nie zasługują. Normalnie jak w życiu.
Podsumowując prolog – jest źle. Jest bardzo źle. Pomysł z rekrutacją w gazecie jest zupełnie absurdalny. Widać w nim, że nie przykładasz wagi do tego, aby Twoje opowiadanie było spójne i prawdopodobne: wiesz, co chcesz zrobić (doprowadzić do spotkania bohaterki z zespołem), ale nie przykładasz wagi do tego, jak to zrobić. Widocznie też nie zdajesz sobie sprawy, w jaki sposób taki zabieg fabularny wpływa na opinię czytelnika o Twojej bohaterce. Nie przykładasz wagi do riserczu, choćby sprawdzając, jak powinna przebiegać rekrutacja na managera. W dodatku Elektra już teraz zaczyna mieć zadatki na Mary Sue.
Cóż, idziemy dalej. 
Sam wstęp do rozdziału pierwszego (pierwszy akapit) jest całkiem ładnie napisany. Później niestety, jest gorzej. Popełniasz błędy rzeczowe:
Pozostali wstali z krzeseł i podeszli do mężczyzny, po czym zaczęli oglądać zdjęcia kandydatów. Garnitur, garnitur, koszula, sweter, garsonka...
W amerykańskim resume (odpowiednik CV, zakładam, ża akcja dzieje się w Stanach) nie powinno znaleźć się zdjęcie.
Później jest fragment, przy którym się boleśnie skrzywiłem.
 - Podajcie mi papiery tej dziewczyny. - zniecierpliwiony ton głosu Chestera wybił się ponad pomruki cichych rozmów. Chwycił ręką spięty plik stron. Gdy tylko zobaczył fotografię, jego wyraz twarzy z poirytowanego ustąpił miejsca zaskoczonemu.
 - Te oczy... hipnotyzują. Są przepiękne. - westchnął.

Drogi panie, manager nie aktorka porno, nie musi być sexy.
Po drugie, w uszach już dzwoni mi coś o Mary Sue, a Mary Sue powinno się zabijać, zanim złożą jaja. Za Wikipedią:
Mary Sue [...] to pejoratywne określenie wyidealizowanej postaci literackiej.
Nie ma określonego wzorca, który pozwalałby z całą pewnością stwierdzić, jaką postać możemy nazwać Mary Sue. Najczęściej przyjmowany jest wzór pięknej femme fatale, która posiada niemalże wyłącznie same zalety i odnosi nieustanne sukcesy.
Innymi słowy – jeśli bohaterowie bezsensownie zachwycają się bohaterką – to Mary Sue. Jeśli bez trudu zdobywa to, co chce, pomimo że na to nie zasługuje – to Mary Sue. Jeśli składa się z nagromadzenia zalet – to Mary Sue.
Nikt nie lubi Mary Sue. Raz, są zazwyczaj niesympatyczne. Dwa – czytanie o ich wielkim piknie jest irytujące i nudne. Trzy – są dowodem na kiepski warsztat autora i to, że za bardzo się z bohaterką utożsamia. Mary Sue to taki wielki krzyk: hej, ona jest taka, jaka ja chciałam być – piękna, mądra i wyrywa fajnych facetów. 
Mary Sue występują hurtem w opowiadaniach o zespołach, wiesz?
 - Trzeba zaprosić ich na rozmowę, zobaczymy wtedy, czy ich portfolia nie kłamią.
Portfolio to próbka prac. Nie chcę wiedzieć, jak wygląda portfolio managera. Przesyła próbki członków zespołu z którym pracował?
Do tej pory w opowiadaniu wystąpiło mało opisów. Szkoda, bo te krótkie, które były w tym rozdziale, nie są złe.
Bohaterka oczywiście zostaje zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną. Cóż, na ładne oczy widać też można. Głównym jej dylematem jest nie – jak mogłoby się wydawać – rozterki czy ją przyjmą i czy ma odpowiednie kwalifikacje (niemalże każdy przed rozmową o pracę przeżywa tego rodzaju stres), tylko to, w co ma się ubrać. Nie sądzisz, że to albo zupełnie nieprawdopodobne psychologicznie, albo świadczy niezbyt dobrze o zdolności pojmowania sytuacji przez Elektrę? Nie mówię, że w tym wypadku wygląd jest nieważny, ale jeśli to jedyny problem bohaterki, to raczej jest źle.
Wybitnie źle rozdzielasz proporcje opisów. Rzeczy ważne dla fabuły (jak opis wybierania kandydatów przez zespół i managera) są opisane dość krótko, skupiasz się na zupełnie nieważnych i nieciekawych opisach zwyczajnych czynności Elektry – bierze prysznic, je śniadanie, przygotowuje strój. Dwa pierwsze elementy są całkiem zbędne, na drugi wystarczyłby krótki akapit, a do tej pory jest najdłuższym opisem w opowiadaniu. 
"W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca."
~Paulo Coelho
„Gdy żelazko się nagrzeje, jest gorące.”
(znana chińska mądrość)
A tak na serio – cytaty powinno się dawać na początku opowiadania/rozdziału, nie na końcu. Oklepanych cytatów wstawianych tylko po to, aby był cytat, nie powinno się dawać wcale.
Nie wiem, czemu członkowie Linkin Park tak bardzo przeżywają wybór nowego managera. Nie wydaje mi się to prawdopodobne: owszem, coś takiego jest ważne, ale powinni przywyknąć już do większego stresu. Reakcja Mike’a przypomina raczej zachowanie uczniaka tuż przed maturą ustną.
Używasz przeskoków fabularnych, oznaczając je nagłówkami w stylu „W tym samym czasie...”. Kiepski pomysł, rodem z „Trudnych spraw”. Jeśli zmieniasz miejsce akcji, rozdziel tekst gwiazdką albo prowadź narrację tak, aby takie zabiegi nie były konieczne. „Didaskalia” do opowiadania świadczą o kiepskim warsztacie.
Zwróciła uwagę na fotele; siedziało na nich troje mężczyzn, wydających się na pierwszy rzut oka bardzo pewnymi siebie.
"Tylko czworo?" - pomyślała. - "Wybrali najlepszych. Nawet jeśli się nie uda, będę wiedziała, że coś jednak osiągnęłam."
Nie, wybrali trzech statystów (którzy zapewne znikną już w połowie następnego rozdziału) i Mary Sue. Ta rekrutacja nie ma sensu, bo i tak wiemy, że wybiorą szwagra prezesa Elektrę. Z informacji, jakie mamy dostarczone o doświadczeniu tej dziewczyny, wiem, że nie powinni nawet rozważać jej kandydatury, ale jestem pewien, że ją wybiorą. Czy to ma sens? Nie. Czy sprawia, że czytelnik zaczyna czuć sympatię do bohaterki? Nie. Czy to jest przewidywalne? Jak najbardziej. Czy to już było? Tak, w jakichś pięciu milionach innych opowiadań.
Rozumiesz, to kiepsko.
Oceniła swoje szanse w tym wyścigu. Były całkiem spore, zważając na fakt, że jeden z mężczyzn lepiej wyglądałby jako twarz banku, nie zespołu. Drugi, chudy jak patyczak, w wielkich okularach i rzucający spojrzenia na wszystkich nie był w jej opinii wystarczająco odporny, by zmierzyć się z taką pracą. Ostatni, ubrany w dobrze dopasowany garnitur, siedział w prawie całkowitym bezruchu, ledwie postukując stopą o podłogę wyłożoną szarą wykładziną. Bała się, że jego doświadczenie i kompetencje będą większe niż jej.
Obawiam się, że doświadczenie i kompetencje mojego wujka Staszka, który w głębokim PRL-u organizował imprezy w remizie byłyby większe niż doświadczenie i kompetencje Elektry. O tym pierwszym nic nie wiadomo, natomiast to drugie... jakie kompetencje ma osoba, która uważa, że manager ma przede wszystkim wyglądać?
 - Patrz, to ona! Prawda, że na zdjęciu wydawała się inna? - potrząsnął Shinodą, siedzącym na sofie.
 - Widzę. Uspokój się, nie musisz tak ekspresywnie reagować... - spojrzał na stojącego nad nim mężczyznę.
W ogóle Chester nie powinien reagować, jakby pierwszy raz w życiu widział kobietę. Proszę, przestań robić z członków Linkin Park pieski ujadające na widok swojej bohaterki – to nie dość, że nienaturalne, to jeszcze lekko niesmaczne.
 - Jest piękna. Kogoś takiego szukamy! I w dodatku ma doświadczenie...
Nienapiszętegokomentarzanienapiszętegokomentarzanienapiszę...
A cholera z tym.
„Dyskretną panią zatrudnię na stanowisko managera, nie wymagane doświadczenie na podobnym stanowisku, wymagana atrakcyjna aparycja, odwaga i chęć podejmowania wyzwań. Zdjęcie nago proszę o przysłanie na adres...”
Mam nadzieję, że wiesz, jak to teraz wygląda, jeśli szukają kogoś, kogo główną zaletą jest ładne wyglądanie. Nawiasem, co to za enigmatyczne doświadczenie, o którym bohaterowie mówią? W tekście są skończone studia i praca jako dziennikarka. To nie jest doświadczenie managerskie.
Dygresja stylistyczna. Bohaterów nie nazywamy od tego, jakiego koloru mają włosy czy oczy. Z kilku powodów. Raz, że świadczy to o – niespodzianka – słabym warsztacie. To jak pisanie „nie umiem konstruować zdań w sposób na tyle płynny, aby nie musieć wymyślać dziwnych określeń na postacie”. Dwa – brzmi głupio. Trzy – gdyby w pomieszczeniu znalazły się dwie osoby tej samej płci, rasy, wieku, koloru oczu i włosów, Wszechświat mógłby implodować.
Rozmowa kwalifikacyjna jest farsą. Po prostu. Przypomina rozmowy ustawione pod kuzyna dyrektora.
Taka rozmowa powinna być sprawdzeniem praktycznym umiejętności kandydata, ewentualnie, jeśli są one nieweryfikowalne od ręki, omówieniem jego doświadczenia i perspektyw. W rozmowie kwalifikacyjnej Elektry nie ma ani jednego pytania, które sprawdzałyby jej zdolności managerskie. Co więcej – nie ma ani jednego pytania, które sprawdzałyby jej jakiekolwiek zdolności.
 - Podjęliśmy jednogłośnie decyzję: od tego momentu staje się pani drugim managerem i jednocześnie pełnoprawnych członkiem naszej ekipy. Gratuluję.
Co za niespodzianka...
Pytanie – czy Twoim celem było przedstawienie zespołu i managera jako szowinistycznych idiotów, którzy przyjmą babkę na wymagające stanowisko bez dokładnego sprawdzenia jej umiejętności, tylko dlatego, że jest ładna? Bo jeśli tak: gratulacje, udało się. Jeśli nie, to zrobiłaś coś źle.
W kącikach oczu dziewczyny zaczęły zbierać się łzy. Potarła je, jednak bezskutecznie. Emocje wzięły nad nią górę.
 - Nie płacz. - Chester podszedł do niej i ją przytulił.
Manager: odporność na stres – level zero.
Nie mam pojęcia, czemu zdecydowałaś się na akurat taki sposób przyłączenia dziewczyny do zespołu. Bardzo wyraźnie widać, że ogłoszenie i rekrutacja to po prostu pretekst, aby bohaterka poznała zespół i, o czym jestem pewien niemalże na sto procent, zaczęła romansować z którymś z jego członków. Bardzo marny pretekst. Rozumiesz, ten wątek jest trochę jak dekoracje na przedstawieniu w przedszkolu – pomalowana tektura udaje drzewo, Maciek udaje aniołka, a pani wychowawczyni sypie sztuczny śnieg zza sceny. Tutaj zespół udaje, że potrzebuje managera, bohaterka udaje, że ma doświadczenie, a świat udaje, że coś takiego ma sens. Tyle, że nie ma, bo ani z Elektry manager, a zespół jest bardziej zainteresowany tym, jak ona wygląda, niż pozyskaniem wartościowego współpracownika. Już na samym początku widać, że nie będzie ona traktowana jak manager – zaświadczam, tulenie managerów na wstępie raczej nie jest dobrze odbierane. Jestem też pewien, że praktycznie nie będzie zajmować się obowiązkami managerskimi, tylko kontaktami towarzyskimi z zespołem. Po co więc robić dziury fabularne w tak bezsensowny sposób? Czy nie lepiej byłoby zapoznać bohaterkę z Linkin Park inaczej, a nie sprawiać dziwne pozory, że opowiadanie ma cokolwiek wspólnego z pracą na kierowniczym stanowisku? Przecież od razu widać, że bohaterce chodzi o robienie rumansu z zespołem, zespół służy do skakania wokół bohaterki i tyle.
Moje obawy szybko się potwierdzają – nikt tu nie zachowuje się wobec Elektry jak współpracownicy, tylko jak kumple, w dodatku ganiając za nią z merdającymi ogonkami. Nie muszę chyba powtarzać, że w związku z tym, kim ona dla zespołu jest, to co najmniej nieścisłość?
Wytatuowane przedramiona Chestera były pierwszym, co ujrzał Mike po powrocie do swojego biura. Nie rozumiał, dlaczego jego przyjaciel wygląda tak, jakby zamierzał go zabić. Patrzył na niego przymrużonymi oczyma, a na jego czole widoczne były zmarszczki. Ciemnowłosy uniósł brwi. - Co jest grane? - spytał. - Kto jest dla ciebie ważniejszy; ona czy ja? Rozumiem, ze chcesz jej pomóc, ale mam już dosyć tego, w jaki sposób reagujesz na mnie. Jesteś chłodny, oschły... Nie tak, jak kiedyś. - Ale... ale...  - nie mógł wydobyć z siebie słów usprawiedliwienia. - Proszę cię, ogarnij się choć trochę! - jęknął. - Ty też! - wrzasnął. - To nie jajko, a ty nie jesteś kurą! - zaakcentował ostatnie słowo.
Proszę cię bardzo, nie.
Nie.
Nie zasłużyłem.
Dobrze, już tłumaczę. Piszesz opowiadanie o dorosłych ludziach. DOROSŁYCH. Dorośli ludzie nie dostają histerii ponieważ kumpel z zespołu pomógł w czymś managercę. Scena, którą opisałaś, pasowałaby raczej do czternastoletniego szczyla, który ma focha na swoją dziewczynę, bo na imprezie tańczyła z kolegą z klasy. Jak ostatnio sprawdzałem, żaden z członków Linkin Park nie miał lat czternastu. Jeśli chcesz wiedzieć, jak zachowują się dorośli mężczyźni, poobserwuj ich w swoim otoczeniu, poczytaj dobre książki, zwracając uwagę na kreację bohaterów w tym wieku.
Po drugie – twoi bohaterowie wygłaszają nienaturalne frazesy. Nienaturalne, przedramatyzowane frazesy. Nienaturalne, przedramatyzowane, kiczowate frazesy. Przykład? Proszę:
 - Nie rozumiesz? Proszę cię, daj mi trochę czasu. Obiecuję, wszystko ci wyjaśnię...
 - Ostatnim razem też tak mówiłeś i co? Przez chyba miesiąc nie zbliżałeś się do mnie, wyłączając oczywiście koncerty.
To nie jest rozmowa normalnych ludzi. To jakiś potworek przeklejony z telenoweli.
Mamy nowy wątek – relacji Chestera i Shinody. To dobrze, głównie dlatego, że Elektra jest naprawdę kiepsko skonstruowaną bohaterką, a także ponieważ nareszcie cały świat przestaje się zakrzywiać wokół niej. Niestety, ten wątek choruje na typowy sydrom opowiadań pisanych przez młode dziewczyny: bohaterowie zachowują się i myślą jak gimnazjalistki. Dużo dramatyzmu i myślenia o uczuciach, a nawet óczuciach, robiąc przy tym z igły widły, zero dystansu do siebie, mało opanowania.
Niestety, wątek Elektry wraca:
Mężczyzna wpatrywał się w nią ze zdumieniem. Chester od początku miał rację: nie dość, że była piękna, to jeszcze inteligentna.
To fragment po tym, jak Elektra odbyła rozmowę telefoniczną. Obawiam się, że to akurat nie jest wyznacznikiem inteligencji – pięcioletni syn mojego kolegi też tak umie. Właśnie tu widać kolejny problem tego opowiadania. Wszyscy mówią, że Elektra jest inteligentna, ma doświadczenie i charyzmę... ale tego nie widać. Ona nie robi niczego, co by było chociaż przeciętne, sądząc po jej trybie myślenia ma raczej duże ego, ale niskie IQ. Nie ma absolutnego powodu, dla którego którego ktokolwiek miałby się zachwycać jej intelektem.
W dodatku Elektra jest tak sztampowym przykładem Mary Sue, że można by dać jej zdjęcie pod tym hasłem na Wikipedii. Wszyscy zachwycają się jej urodą i innymi przymiotami ducha, świat kręci się wokół niej, opisy jej wyglądu/strojów są długie i nużące... Jeśli jednak na nią spojrzeć z boku, na jej zachowanie, nie jest ani inteligentna, ani dobrze przygotowana do pracy, ani nawet interesująca. Taka kolorowa wydmuszka.
Jak się spodziewałem – obowiązki managera sprowadzają się w opowiadaniu do kontaktów towarzyskich. Najmniejsze zaskoczenie świata.
Mężczyzna kierował Mercedesem, w którym siedzieli wspólnie z Elektrą. Zastanawiało ją tylko jedno: dlaczego pojazd wydawał się inny niż wszystkie, które widziała do tej pory.
Tą mężczyznę, znaczy?
Postać Luigiego spodobała mi się, chociaż jest przesadzona i stereotypowa. Na upartego można to podciągnąć pod świadomą stylizację, w każdym razie, nareszcie bohater, którego styl wypowiedzi mogłem odróżnić od innych. Natomiast reakcja Elektry na pytanie Mike’a po raz kolejny dowodzi, że ta kobieta nie nadaje się na jakiekolwiek stresujące stanowisko – płacze. Znowu. To również wydaje się przesadzone.
Lucas był artystą grafikiem, jeździł po świecie ze swoimi dziełami. Razem z Melanie tworzyli naprawdę dobraną parę, a jej siostra odziedziczyła w genach więcej śladów japońskiego pochodzenia ich ojca, przez co łatwo było ją pomylić z rodowitą mieszkanką tego kraju.
Zastanawiałem się, czy znowu nie wytknąć błędu, ale w końcu uznałem, że jednak tu nie będę się czepiał. W każdym razie, zazwyczaj to, że jedno z rodziców jest Azjatą widać na pierwszy rzut oka. Tak samo dzieci par mieszanych niemalże zawsze mają ciemne oczy – ciemne zabarwienie tęczówki jest wybitnie dominujące. Pojedyńcze dziwne przypadki się jednak zdarzają, fakt. Raczej nieczęsto.
- Od kilku dni pracuję jako manager Linkin Park. - wyrzuciła z siebie zdanie.
 - Co? Nie ma takiej opcji!
Lubię chyba Mel. Powiedziała jedno sensowne zdanie.
- To tam gra ten Japończyk, Shinoda, czy jak mu tam? - wolał się upewnić.
 - Tak. - Elektra przytaknęła.
 - Mógłbym go poznać? Z tego, co wiem, świetnie rysuje.
 - Wszystko w swoim czasie. - uspokoiła go.
Obawiam się, że manager nie powinien na samym wstępie zazwracać głowy swoim podopiecznym spotkaniami ze swoją rodziną. Ani profesjonalne, ani uprzejme.
Dziewczyna przyglądała się siostrze i jej partnerowi. Razem wyglądali przepięknie. Ona w długich włosach, spiętych w kok, z którego wydostawały się kosmyki, w sukience i o porcelanowej cerze, będącej dopełnieniem dla dużych, ciemnobrązowych oczu w kształcie migdałów;
W długich włosach? Chewbacca?
Nawiasem, czy wszystko związane chociaż pośrednio z Elektrą jest piękne?
Po dziesięciu rozdziałach mogę stwierdzić, że opowiadanie jest głównie nudne. Po tragiczno-śmiesznym początku z rekrutacją akcja skupia się głównie na Elektrze, która nie robi nic ciekawego – je, powie dwa zdania do telefonu, znowu coś zje, ubierze się, zje coś, zaśnie, porozmawia z którymś ze członków zespołu. Pracy managera nie uświadczymy. Jest trochę kiepsko opisanych dramatów uczuciowych trojga bohaterów... i w zasadzie tyle. Nie za dużo, nic co by było oryginalne lub chociaż ciekawie opisane.
Powiedz mi proszę – skoro wygląd Elektry jedynie mgliście kojarzy się z Azją, a Melanie wygląda jak rodowita Japonka, jakim cudem ktokolwiek mógł je pomylić? Czy Shinoda jest ślepy? Bo nic mi o tym nie wiadomo.
Managerstwa – nadal brak.
Rozdział dwunasty. Elektra nadal nie robi nic związanego z pracą managera, ba – to cała reszta ją niańczy do tego stopnia, że zostawiają jej listę rzeczy, które powinna zabrać w podróż. Osobie, która powinna te podróże organizować.
Aha.
Ciemnowłosy przysunął się do niej, po czym ją pocałował. Popatrzyła na niego wielkimi oczyma, unosząc jednocześnie brwi. Nie była zdziwiona, raczej zaskoczona tym, co właśnie się stało.
No to jesteś, stary, jedyną osobą, którą to zaskakuje.
Czy nie popełniłem błędu, decydując się tak otwarcie wyznać, co do niej czuję? Chciałem, żeby mnie zauważyła i wiedziała, że chcę być naprawdę blisko niej. Proszę, niech to nie będzie tylko gra... Naprawdę tak jest, nie będę oszukiwał siebie i innych."
 - Kocham cię. - usłyszała. - Jesteś dla mnie bardzo ważna, nie wyobrażam sobie bez ciebie mojego życia.
A znają się ile? Tydzień? Dwa?
Kolejna uwaga – nie możesz zrobić dwójce bohaterów, który znają się kilka dni (i nie mieli nawet jednej dobrze opisanej prywatnej sceny) romansu wziętego z... eee... no, wiadomo skąd. Po pierwsze, człowiek który deklaruję wielką miłość osobie znanej od tygodnia, ma poważne problemy psychiczne. Po drugie, nic na to nie wskazywało. Po trzecie, sama scena jest kiczowato-durna. Kiczowata poprzez pseudoromatyczne rozważania z gimnazjum, durna z powodów przedstawionych wyżej.
A Elektra nadal nie zachowuje jak manager. Za to widocznie podziela zaburzenia psychiczne Mike’a:
Była bardzo szczęśliwa, gdyż czuła, że znalazła kogoś, komu może zaufać i z kim jest jej dobrze.

Wiedziała to, ponieważ była telepatką. Zna typa koszmarnie krótko i za cholerę nie powinna wiedzieć, czy może mu zaufać, czy jednak morduje małe kotki w piwnicy.
Michael puścił ją, by mogła ułożyć się na łóżku, a sam położył się z drugiej strony. Leżeli tak, wpatrując się w siebie przez dłuższy czas; ciemnowłosy delikatnie przeczesywał dłonią kosmyki jej włosów, szepcząc cicho słowa piosenek, po czym zasnęli, przytuleni do siebie.
Oni naprawdę mają po czternaście lat. Nie, dwanaście. Dorośli ludzie w takim przypadku prawdopodobnie by uprawiali seks.
Tutaj niestety muszę powtórzyć to, co pisałem wcześniej – opowiadanie nadal jest nudne. Przede wszystkim pełno w nim zapychaczy, opisów życia codziennego Elektry, które nic nie wnoszą do fabuły, nie są w najmniejszym stopniu ciekawe. Druga sprawa to kwestia tego, że pomimo że główna bohaterka prowadzi dość ciekawe życie (przynajmniej w założeniu), nigdzie tego nie widać. Całe rozdziały traktują o czymś, co jest do bólu nudne i zwyczajne, jedzenie, nudne rozmowy ze znajomymi i z siostrą, prysznice, spanie, niezbyt ciekawa rozmowa z kolegami z pracy, nudne przygotowania do wylotu. Bardzo wyraźnie widać, że nie masz pomysłu na główną oś fabuły, zapychasz więc opowiadanie tym, co akurat główna bohaterka robi, tworząc całe rozdziały mogące robić za mało interesujący pamiętnik. Do tego gdy pojawia się coś konkretnego, albo opisujesz to po łepkach (jak koncert), albo zabijasz zalążki fabuły brakiem elementarnej wiedzy o tym, o czym piszesz (rozmowa kwalifikacyjna).
W czasie sprzątania wspomniała o pewnym ekspresowym przepisie na ciasteczka czekoladowe. To było naprawdę proste równanie: mężczyźni + słodycze = pełnia szczęścia.
Zgadzam się. Pod warunkiem, że dany mężczyzna ma akurat pięć lat.
 - Ale ja ciebie rozumiem. Znalazłeś miłość życia, to proste. - odpowiedział mu bardzo spokojnie.
Miiiiiłość krąąąąży woooookół naaaas. Nie, ja wcale się nie nabijam z tej mdłej i bezsensownej pary. No dobrze, nabijam się. Rozumiem, że teraz, gdy bohaterka ex machina została połączona z idolem, pojawi się albo Ta Zła, albo bohaterka będzie miała tragiczny i bardzo przewidywalny wypadek/chorobę?
- To ona. - podał mu urządzenie. Na fotografii znajdowała się wysoka dziewczyna o ciemnych oczach i długich, rudawo - brązowych włosach. W jej spojrzeniu było coś, co zdawało się przyciągać jak magnes. Była pogodna, a emanująca od jej postaci siła naprawdę do niej pasowała.  - Chloe. - uśmiechnął się pod nosem.
 - Hmmm... Zaskoczyłeś mnie, wiesz? - patrzył na niego z niedowierzaniem. Pytanie, które zadał, nie wymagało odpowiedzi, gdyż malowała się ona na jego twarzy.
 - Nie powiesz nic więcej? - schował iPhone'a.
 - Jest... ciekawa. Ale palma pierwszeństwa należy się Elektrze. - odpowiedział, podchodząc do okna.
Oczywiście, któżby chciał być piękniejszy od Mary Sue?
(Przepraszam też za chwilowy brak sensownych uwag – musiałbym powtarzać to, co pisałem wcześniej.)
W rozdziale dwudziestym mamy perspektywe innej bohaterki. Opowiadaniu wychodzi to stanowczo na plus.
Bohaterowie, jak na ironię, nigdy nie chorowali, byli wiecznie piękni i młodzi, nie mieli również żadnych problemów. Ich świat był idealny, w przeciwieństwie do tego, w którym przyszło jej żyć, tam wszystko było marzeniem, w dodatku spełnionym.
Niestety, Chloe ma pecha i nie jest Elektrą, która jest piękna, młoda, nie ma problemów i buja się z ulubionym zespołem. Przegrała życie.
- Wszystkie badania wskazują jednoznacznie na poważne stadium anemii sierpowatej. Zastanawia mnie tylko jedno, czemu nikt tego nie wykrył u pani wcześniej... - widząc jej pytające spojrzenie, pokiwała głową. - Z jakiegoś powodu w pani organizmie hemoglobina przybiera nieprawidłowy kształt, przez co cały organizm nie uzyskuje odpowiednich ilości tlenu, potrzebnego organom i mięśniom, dlatego jest pani taka osłabiona. Mówiąc prościej, brakuje pani jednego z ważnych składników krwi.
 - Żartuje pani?
Tak, ja też mam to samo pytanie: żartuje pani? Kto dał pani dyplom? Jest pani pijana? Bo dalsza część wywodu lekarki na to wskazuje.
A tak na serio – znowu widać jak na dłoni, że nie masz pojęcia, o czym piszesz. Po pierwsze, anemia sierpowata (o której mowa) jest chorobą wrodzoną, więc bardzo wątpliwe, aby została wykryta tak późno, skoro daje bardzo wyraźne objawy. Po drugie, czy ten szpital został okradziony przez wampiry i wobec tego nie ma na stanie krwi do przetaczania? Owszem, szpitale cierpią na niedobory, ale w takich wypadkach raczej nie mówi się pacjentom, aby wolali swoich chłopaków/wujków/kolegów celem ich wyssania, nawet nie sprawdziwszy, czy grupa krwi się zgadza.
Nawiasem, miałem rację z tą chorobą, tylko pomyliłem bohaterki. Ta wersja jest jeszcze gorsza. Czemu? A niby czemu czytelnik miałby współczuć postaci, której praktycznie nie zna, która nie jest dobrze opisana i która pojawiła się na poprzednich dwóch stronach? Chloe jest mi zupełnie obojętna, jej anemia jest mi zupełnie obojętna, oby trwała jak najdłużej, bo inaczej trzeba będzie wrócić do Elektry.
Cóż, i tak wróciliśmy. Shit happens.
Zdajesz sobie sprawę, że Chester zachowaj się wobec Chloe jak ostatni buc? Bo zostawienie dziewczyny w takim stanie z tak durnego powodu jest wielkim bucerstwem. To dziwne, po przez poprzednie dwadzieścia kilka rozdziałów nie było mowy o tym, że facet był chamem.
A całość, jak to w telenowelach, kończy się ślubem.

Co mogę napisać w podsumowaniu? Trochę mogę. Przede wszystkim – jest kiepsko. Największą  wadą jest brak jakiejkolwiek oryginalności. To po prostu kolejna historyjka o idealnej dziewczynie i jej związku z idolem. Mówiłem, że będę na to zwracać szczególną uwagę. W całym opowiadaniu nie ma ani jednego wątku, który byłby powiewem świeżości, czegokolwiek wybijającego się ze schematu.
Fabuły praktycznie nie ma. Dwadzieścia pięć rozdziałów, jeden zakończony wątek – Elektry i Mike’a. Zresztą w tym wątku nie działo się zbyt dużo, wpadli na siebie, pocałowali, byli ze sobą, ślub. Inne wątki – Mike’a i Chestera, przeszłości Elektry, Chloe – urwane, zupełnie bez sensu. Nie wiadomo co z nimi i jak, nie wiadomo, po co były. Postacie poboczne plączą się wokół bohaterów, nie mając praktycznie żadnej roli. Całe opowiadanie jest nie tyle historią, co zbiorem nudnych scenek z życia Elektry i zespołu, skupionych na nudnej codzienności, równie nudnych rozterkach uczuciowych, nie mających żadnego celu. Sama przyznawałaś, że nie wiesz, jak pozakańczać wątki, dodam więc, że nie wiedziałaś też, jak je prowadzić, bo w opowiadaniu dzieje się bardzo mało. Dużo opisów codziennych czynności, brak konkretnej akcji. Bohaterowie albo nie mają w ogóle określonego charakteru i są papierowymi kukiełkami (Chloe, Melanie), albo są Mary Sue (Elektra), albo zachowują się bezsensownie i po szczeniacku, chociaż powinni z tego wyrosnąć (Chester). Próby prowadzenia akcji kończyły się tragicznie z powodu ignorowania rzeczywistości i logiki (ogłoszenie w gazecie), marysuizmu Elektry (rozmowa kwalifikacyjna), lub braku pomysłu i umiejętności (wątek Chloe). Styl jest kiepski, skupianie się na bzdetach typu sukienka Elektry przy ignorowaniu rzeczy ważnych, opisy były zdecydowanie dużo lepsze na samym początku, gdy jeszcze pojawiały się jakieś poza rozwodami uczuciowymi, drobiazgowego przeglądu majątku Elektry i podkreślania piękna bohaterów. W innych przypadkach balansują pomiędzy śmiesznymi a koszmarnie nudnymi. Masz też tendencję do nadawania bohaterom dziwnych przydomków typu „ciemnowłosy” i bezsensownego skakania pomiędzy scenami. Świat przedstawiony jest tragicznie, nie ma praktycznie nic o pracy managera, pomimo że przez dwadzieścia rozdziałów jest nim główna bohaterka. Na plus: jako-taka poprawność językowa – chociaż źle zapisujesz dialogi i zupełnie bez powodu je pogrubiasz - trochę co lepszych opisów z początku opowiadania.
Omówienie pozostałej twórczości będzie krótkie – występują w niej te same błędy, co w poprzednim opowiadaniu. Wszystkie opowiadania są w zasadzie o tej samej tematyce i zawierają bardziej scenki niż konkretną fabułę, podsumuję je więc razem.
Powrót do wątku Chestera i Mike’a oznacza powrót do tego, o czym pisałem wcześniej: do mężczyzn zachowujących się czternastolatki. Dodatkowo mamy duże ilości kiczu i dramatu.
Wiedząc, że do kolejnego pracowitego poranka pozostało im zaledwie kilka godzin, a jego zapewnienie mogło nie być do końca szczere, więc przysunął się do niego i przytulił go, silnie obejmując ramieniem. To zawsze działało tak samo, więc dopełniając tradycji, pocałował blondyna. W uścisku czuł, jak jego serce biło w równym tempie mocnymi uderzeniami.
Zamykając oczy, poczuł, że przyjaciel zaakceptował jego ruch, odpowiadając mu pocałunkiem, przepełnionym nadzieją. Westchnął, wpatrując się w niego: coś zmieniło się w jego twarzy, spojrzeniu; dawniej o wiele łatwiej było go zaniepokoić, a teraz...
Przykro mi, ale to opis fantazji (bardzo) młodej dziewczyny o romantycznym związku, a nie uczucia dwóch dorosłych osób. Dwóch dorosłych facetów.
"Dobrze postąpił, zawożąc mnie tam. Podjął naprawdę dobrą decyzję, gdyby nie on, prawdopodobnie nie istniałbym już na tym świecie..." 
Poproszę maść na pretensjonalność, dziękujebarzo...
Ogólnie te opowiadania są tak samo złe jak to o  Elektrze. Główne zarzuty: brak prawdopodobieństwa psychologicznego, kicz, telenowelowatość i pretensjonalność. Próbujesz opisywać uczucia pomiędzy dwoma mężczyznami, ale wyraźnie ci to nie wychodzi, bohaterowie są przysypani pseudoromantycznymi frazesami i pseudogłębokimi rozważaniami o uczuciach i związkach. Dawka kiczu, jaką serwujesz, jest wręcz niestrawna. Spróbuj opisywać uczucia nie skupiając się na rzygliwo-romantycznej otoczce, pamiętać o tym, że masz do czynienia z dorosłymi facetami i przede wszystkim, że to normalni ludzie. Którzy powinni się zachowywać jak normalni ludzie.
Na sam koniec pozostawiłem sobie kilka komentarzy do przypisów autorskich. Nie podlegają one, oczywiście, ocenie, ale omówię je i tak, ponieważ dużo mówią o tym, co dokładnie chciałaś osiągnąć i co sądzisz o swoim opowiadaniu.
Obiecuję, że dalej akcja się rozpędzi, myślę też, że w dalszych rozdziałach pojawią się też elementy charakterystyczne dla Bennody :)
Komentarz pod prologiem. Mimo zapewnień – obietnica niedotrzymana, Bennoda pojawia się w ilościach homeopatycznych, akcji brak jest do samego końca. Tu poległaś. 
Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was tak rozbudowanym opisem.
Piękne jest to mieszkanie, prawda? Przyznam, że są to wizje mojego wymarzonego domu.
Tutaj widać wyraźny problem opowiadania – opisujesz swoje fantazje, to, co sama chciałabyś mieć. I przez to tak, zanudzasz, ponieważ opisy tego, jak sobie wyobrażasz swój wymarzony dom, wymarzony wygląd i wymarzone ciuchy z punktu widzenia czytelnika są mało interesujące. Nawiasem, dwa bardzo krótkie akapity to nie jest rozbudowany opis.
Wydaje mi się, że z każdym kolejnym przepisanym rozdziałem lepiej poznaję Elektrę i to, kim jest. Częściowo przypomina ona mnie, jednak w wielu wypadkach ma ona osobowość powstałą z wymieszania kilku innych, należących do moich znajomych.
Tu także Ci się wydaje. To komentarz do rozdziału czwartego, w którym jest głównie opis codziennych czynności Elektry. To, że bohaterka je płatki i jogurt nie sprawia, że wiemy, kim ona jest. Nadal pozostaje ona płaską kukłą.
Widzicie, jednak warto było trochę poczekać, prawda? Pierwsza taka Bennoda, z której jestem szczerze dumna. Czytając rękopis i robiąc niezliczone poprawki, zastanawiałam się, czy aby na pewno będzie tu pasowała.
Co wy na to?
Ja na to, że to jest bezsensowny, urwany wątek, pojawiający się w jednym rozdziale i niemający zupełnie wpływu na późniejsze wydarzenia.
Odpowiadając na pytania: o Chestera się nie martwcie, nie zamierzam go zranić w relacji z Mike'em.
Spoilerowanie własnego opowiadania nigdy nie jest dobrym pomysłem.
Mogę Wam obiecać ciekawy zwrot akcji, którego raczej się nie spodziewacie. Wpadłam na ten pomysł w bardzo ciekawych okolicznościach...
Jeśli chodzi o wątek Elektry i Mike’a – nie, nie jest niespodziewany. Tak, spodziewaliśmy się (my, oceniający) tego od samego początku.
I tak oto kończy się ta historia. Nie spodziewałam się, że wszystko się tak potoczy, ale chyba dobrze, nieprawdaż?
Nie, to bardzo źle. Pisząc opowiadanie powinnaś wiedzieć, jak się ono zakończy. Na improwizacje można sobie pozwolić, gdy już się umie dobrze pisać, a nie dopiero zaczyna.
Rady:
- nie pisz opowiadania, jeśli nie masz na nie pomysłu. Pisząc pomysł, mam na myśli dokładny przebieg całej fabuły, najlepiej wypisany w konspekcie, punkt po punkcie. Pamiętaj, że wątki trzeba zakańczać, nie powinny być one urwane
- nie twórz bohaterek, których polega na spełnianiu Twoich fantazji. Bohater powinien być narzędziem, nie środkiem do spisywania fantazji o byciu piękną i wzięciu ślubu z idolem. Powinien mieć konkretne zalety i konkretne wady, jakąś osobowość
- nie twórz świata, który kręci się wokół bohaterów i nagina zasady tylko dlatego, że to potrzebne do fabuły
- jeśli chcesz pisać o czymś, na czym się nie znasz, zanim zaczniesz, powinnaś już się znać. Nie ma nic gorszego niż pisarz, który nie wie, o czym pisze
- nie skupiaj się w opisach na niepotrzebnych detalach, nie opisuj krok po kroku wszystkich niepotrzebnych szczegółów z życia bohaterów, daruj sobie rozwlekłe opisy wyglądu zewnętrzego, skup się na akcji
- pisząc o uczuciach, nie wpadaj w przesłodzono-kiczowaty ton, dostosowywuj opisy uczuć do osób je wyrażających
Polecane ćwiczenie na lepszy warsztat:
- pisanie opowiadania z głównym bohaterem w innym wieku i o innej płci niż Ty, bez wątku miłosnego, bez uczuciowych dramatów, skupione na fabule i akcji
Ocena: prawdę mówiąc na początku wahałem się. Opowiadanie wieloczęściowe było dla mnie czymś pomiędzy bluźnierstwem a jedynką, do tego pierwszego skłaniałem się już od prologu (który zawisł na forum jako przykład naprawdę złego rozwiązania fabularnego) i aż do końca wątku z rozmową kwalifikacyjną. Później podniósł się poziom do jedynki i znowu opadł przy ekspresowej miłości Elektry, podniósł się ponownie i znowu opadł przy wątku Chloe. Miniaturki są po prostu na jeden. Ogółem więc postanowiłem dać jedynkę, za poprawność językową i styl, który nie jest tak tragiczny.

 

22 komentarze:

  1. Ja tak tylko z korektą obywatelską, bo sporo podwójnych słów się znalazło:

    " w jaki sposób taki zabieg fabularny wpływa na opinię czytelnika o czytelnika o Twojej bohaterce"

    "Jeśli bez trudu trudu zdobywa"

    Jak wrócę od przetwarzania ogórków, to będę czytać dalej.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawione. Cóż, najwyraźniej w trakcie pisania miałem jakąś cofkę czy coś...

      Usuń
    2. Marudzenia od czapy ciąg dalszy:

      "Zwróciła uwagę na fotele; siedziało na nich troje mężczyzn, wydających się na pierwszy rzut oka bardzo pewnymi siebie." - to akurat cytat z opowiadania, ale trochę mnie zdziwiło, iż Przedwieczny najwyraźniej nie zauważył, że któryś z tych trzech mężczyzn najwyraźniej był kobietą (względnie rodzaju nijakiego).;)

      "sypie sztuczny śnieg za sceny." - tutaj chyba jedno "z" od "zza" urwało.

      A tak ogólnie to ocena taka, jakie lubię najbardziej - mniej skoncentrowana na becie, bardziej na rozłażącej się w szwach rzeczywistości świata przedstawionego.^^

      Usuń
    3. Z trojgiem mężczyzn - zauważyłem, ale dopiero po kolejnym czytaniu. Tak, powinienem to wytknąć również, przepraszam.

      Jeśli chodzi o formę oceny, to tak jak mam w opisie - raczej nie betuję. Z tego powodu, że betą jestem kiepskim. Wypowiadam się głównie na temat samej konstrukcji opowiadania, bohaterów, stylu... Nie wiem, gdy ja dostaję ocenę, to mnie najbardziej interesuje, zgubione przecinki mniej :)

      Usuń
  2. Weś sie nie bierz za ocenianie bo nie umiesz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smuteg :((( Anonimek sądzi, że nie umiem oceniać :(

      Usuń
    2. Wuaśnie !!11 Gópii jezdeś i maż multikonta !!!!oneoneone Sam sobje jednego pomita wystaf jak taki jesteś mondyr!!!!

      Usuń
  3. nie pogronżaj się z tymi żałosnymi ocenami ;/ wogóle ta cała ocenialnia jest do bani nie wiem po co ją założyliście

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, ludzie, przyznawać się - kto wystawił tego trolla i co przedtem zażył?

      Usuń
    2. no dobrze, przyznam się bez bicia - to ja!

      Usuń
    3. sama jesteś troll nefarel anoimowy ma rajce a wy sie nabijacie !!!!

      Usuń
    4. czyli kto?

      Usuń
    5. No przecież JA.

      Usuń
    6. Ludzie, ogar. Zostawmy w spokoju anoima i jego rajcę, Q pewnie nie życzy sobie spamu.

      Usuń
    7. Łyżko, jakie ty musisz mieć ego, żeby sama siebie trollować. :/ Przystopuj z multikontami, kobieto.

      Lenin

      Usuń
    8. No wiadomo, wszystkie konta na blogspocie są moje. To powyżej też jest moje.

      Usuń
    9. Burżuj.

      Usuń
  4. Po pierwsze, chciałam podziękować za poświęcony mi czas. Przeczytałam kilkukrotnie całą ocenę, dowiadując się co nieco o własnym tekście, spojrzeniu innych i o samej sobie, ale to już pozostawię własnej opinii, jeśli pozwolisz.
    Z niektórymi stwierdzeniami kompletnie się nie zgadzam, ale jest już po przysłowiowych "ptokach", więc nie będę kopiowała kolejnych zdań i ich prostowała, bo to nie ma większego sensu.

    Owszem, od jakiegoś czasu zdawałam sobie sprawę, że Elektra ma wiele cech Marysi Zuzanny, ale wolę, żeby była taka, nieco idealna, szczęśliwa, piękna; a nie kimś, kogo życie męczy i nie sprawia radości.
    I teraz, po fakcie: nie spodobało mi się to, że cały prolog (bez mojej wiedzy, dopiero podczas rutynowego sprawdzania, czy nikt nie kopiuje moich tekstów zorientowałam się o fakcie dokonanym; wystarczyło poprosić, serio...) znalazł się na Armadzie, ale nie chciałam się o to wykłócać, więc pozostawiłam sprawę w takim stanie, jaki zastałam.

    Ostatnie słówko ode mnie: nie obraziłabym się za wcześniejszą odmowę, gdyż widzę, że przełknięcie mojego bloga sprawiło Ci wiele trudu. Za pomiocika dziękuję, jak mawiali starożytni Rosjanie, "lepszy rydz, niż pusta miedza".
    Pozdrawiam,
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, cieszę się, że ocena jest chociaż trochę pomocna. Odmówić jej i tak bym nie odmówił - od oceniania tego, co akurat chcę przeczytać, to mam blog z recenzjami.
      Co do kopiowania: niestety, publikując jakikolwiek tekst, automatycznie zgadzasz się na cytowanie fragmentów. Prawo stanowi, że każdy jawnie opublikowany tekst podlega "prawie cytatu", więc jego część może być kopiowana za podaniem autora, również bez jego wiedzy.

      Usuń
  5. "Portfolio to próbka prac. Nie chcę wiedzieć, jak wygląda portfolio managera. Przesyła próbki członków zespołu z którym pracował?"
    To mnie rozwaliło.

    "Jak ostatnio sprawdzałem, żaden z członków Linkin Park nie miał lat czternastu." – Nie MA. Bo kiedyś jednak każdy z panów te 14 lat miał, nie sklonowano ich od razu jako dorosłych ludzi. ;)

    "Obawiam się, że manager nie powinien na samym wstępie zazwracać głowy swoim podopiecznym spotkaniami ze swoją rodziną. Ani profesjonalne, ani uprzejme."
    Literówka: "zawracać".

    Uwielbiam właśnie takie oceny: odnoszące się do treści (kreacji postaci, spójności świata przedstawionego), nie do formy (przecinki w złych miejscach itp.). Zasłużenie ostre, a przy tym nie obraźliwe. Q, przyjmij wyrazy szacunku. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Obowiązki menedżera - prawie jak obowiązki rzeczniczki prasowej z opka o skoczkach narciarskich (też pytali ją głównie o to, z którym z chłopaków chodzi). :)

    OdpowiedzUsuń