Przedwieczne: Leleth, Gaya, gościnnie Orszula
Miejscówka przyzywającego: Słowa sercem pisane
Szablon jest śliczny.
Nastrojowy, czarno-biały kolaż trafiający prosto w moje gusta. Układ jest
przejrzysty i zrozumiały, zachęca do zapoznania się z treścią. Ma tylko jedną
wadę – tło pod tekstem jest niezależne od tła reszty strony, czytałoby się
odrobinę łatwiej, gdybyś zrobiła je jednolicie czarne, bo te białe kropeczki
lubią się umieszczać nad „z”, „c”, „s” itd., kompletnie zmieniając znaczenie
słów.
Zacznijmy od zakładek. Mózg,
nerwy, stwórca, fekalia. Gdyby nie „stwórca”, nazwy zakładek można by odnieść
do budowy organizmu.
Jeśli dział opisuje duszę,
dlaczego nazwałaś go „mózg”?
Pod „nerwami” mamy ładnie
uporządkowane linki. Podoba mi się odniesienie ich do sieci połączeń nerwowych
i schludność, z jaką zostały uporządkowane.
„Stwórca” to słów kilka o
autorce bloga. Natomiast „fekalia”... Fekalia to spam. Dlaczego akurat tak
zdecydowałaś się to nazwać? Nie sądzisz, że wyraża to kompletny brak szacunku
do ludzi, którzy chcą zwrócić na siebie twoją uwagę? Niefajnie.
W komentarzu pod oceną na
Teatralnej Naganie napisałaś:
„Kiedyś "Home"
zastępowała nazwa "Serce", lecz pewna bloggerka napisała, że nazwy
kart i ogólnie moje teksty są nieco pretensjonalne. Przemyślałam jej słowa i
zmieniłam tylko "Serce" na coś bardziej oczywistego, co jest w stanie
zrozumieć każdy.” – Moim zdaniem nie było to dobre posunięcie, bo teraz masz
bałagan. Albo zdecyduj się na odorganizmowe określenia po całości, albo
kompletnie z nich zrezygnuj, bo teraz masz miszmasz bez sensu i wydźwięku.
Obawiasz się pretensjonalności? Jeśli pod oryginalnie nazwanymi zakładkami
będzie ciekawa treść, nikt ci jej nie zarzuci. W takim stanie, jak jest
obecnie, „Home” i „Stwórca” łamią schemat i wprowadzają zbędne zamieszanie.
1. Leaves
„Źrenice stopniowo
zmniejszają swoją powierzchnię, przyzwyczajają się do światła.” – Źrenice nie
zmieniają rozmiarów stopniowo.
„Iskierki słońca wpadające
przez małą dziurkę w zasłonie, ścigają się po bladej skórze.” – Albo wyrzuć ten
przecinek, albo daj drugi po „słońca”.
„Zima - najbardziej
przygnębiający czas.” – Tu powinna być pauza, a nie dywiz. Analogicznych
przypadków jest więcej, nie będę ich wymieniać, myślę, że poradzisz sobie z
poprawieniem.
„Mimo to, wszystko do niej
dociera ze zdwojoną siłą” – Bez przecinka, dociera do niej.
2. Smile
„Gasnące receptory skóry,
rejestrują wilgoć.” – Zbędny przecinek.
„Śmierć zasadziła na nią swe
sidła. Wygrała.” – Niejasne, czy chodzi o Śmierć (wiem, że o nią, noale) czy
bohaterkę. Nie mam zamiaru w tym miejscu wypowiadać się na temat konwencji, w
której piszesz, ale przez to, że bohaterkę określasz co najwyżej mianem „jej”,
mieszają ci się podmioty. Tak jak na przykład trochę niżej „Śmierć sięga do sakwy
przytroczonej do pasa. Brzęczy metal. W pomarszczonych dłoniach coś błyszczy.
Kosiarz podchodzi bliżej, paraliżuje jej ciało samą swoją obecnością”. – Wiem,
że chodzi o bohaterkę, ale z tego wynika, że o sakwę.
„Ona, Pani Perfekcyjna stoi
unieruchomiona przez strach z promiennym, idealnie symetrycznym uśmiechem.” –
Po „Perfekcyjna” przecinek, wtrącenia wydzielamy z obu stron. I znowu,
podmioty, z tego wyraźnie wynika, że to strach ma uśmiech.
„Cześć” – Część.
„Ostatnie pożegnanie z
ziemską postacią. Miło było gościć to ciało.” – Gościć w tym ciele.
3. Hell
„Wymysł wyobraźni pokonał
zdrowy rozsądek.” – Niejasne, co pokonało co. Tak jak w zdaniu „Koty goniły
psy”. Wystarczy zamienić na stronę bierną, „został pokonany przez”.
„wijące węże” – Wijące się.
„słowa, płynące z kościelnej
ambony.” – Ten przecinek jest zbędny. http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=11461
4. Escape
„morskiej głębi tęczówek” –
To jedna z najbardziej oklepanych blogaskowych metafor, jakie znam.
„Osuszony, drewniany język”
– Nie lepiej „suchy”, „wyschnięty” czy „wysuszony”? Mam wrażenie, że „osuszony”
kojarzy się raczej z czynnością wykonywaną celowo.
„Igliwie i szyszki ranią
delikatną skórę, lecz ona nie zwraca na to uwagi” – Ta skóra?
„Mimo licznych zakazów i
ostrzeżeń, pragnęłam” – Ten przecinek jest zbędny.
„z którymi tak często
muszę się zmierzać” – Mierzyć.
Ten post jest wyjątkowo mało
odkrywczy. Oklepane banały ubrane rozwlekle w, zamierzenie przynajmniej,
podniosłe słowa. Jak świat światem, ludzie zawsze narzekali na to samo (może
nie od zarania dziejów, bo wtedy mieli poważniejsze problemy niż marudzenie, na
przykład przetrwanie). Nasza epoka nie jest tutaj wyjątkowa pod żadnym
względem.
Naprawdę tak źle jest w
cywilizowanym świecie? Myślę, że wizyta w takim na przykład średniowieczu
szybko wyleczyłaby bohaterkę z Weltschmerzu.
5. Shot
„Duże, perłowe łzy” –
Perłowe? Ona płacze w odcieniach bieli?
„oraz szpiczastej brody.” –
Spiczastej.
„Za oknem ściana deszczu
przesłoniła usiany gwiazdami nocny firmament. Odgłos ulewy zagłuszył szum
wiatru, tarmoszącego koronami drzew. Niebo płakało wraz z nią, rozumiało
rozpacz i cierpienie wypełniające serce, które odliczało swoje ostatnie
uderzenia. Łzy mieszały się z inkaustem, tworząc wymyślną mozaikę kształtów i
linii. // W końcu kartka przesiąkła i wilgoć pokryła drewniany blat biurka.” –
Ilość dramatyzmu osiąga patologiczne stężenie.
„wyciągnęła czysty kawałek
pergaminu. (...) Chwyciła bażancie pióro” – Pergamin wyrabia się ze skóry
młodych zwierząt. Ta kobieta musiałaby wydzielić nadludzkie ilości łez, żeby
przemoczyć coś takiego. W dalszej części widzę jednak, że traktujesz pergamin
jako synonim papieru. Fail.
Sam koncept pisania
atramentem i bażancim piórem w czasach współczesnych wydaje mi się
pretensjonalny. I czy bohaterka kiedykolwiek pisała coś w ten sposób? To
koszmarnie niewygodnie, robi się mnóstwo kleksów.
„Położyła przesyłkę przed
sobą na biurku” – Ale... przecież ten list to nie jest przesyłka. Skoro
bohaterka pisze na nim tylko imię adresata i zostawia w domu, zakładam, że
liczy na to, że ktoś go po prostu znajdzie.
„kałużę krwi z sekundy na
sekundę powiększającej swoją powierzchnię” – Przecinek po „krwi”, bo chodzi o
kałużę, nie krew.
Nie mogę oprzeć się
wrażeniu, że bohaterka jest wyjątkową egoistką, że jest wybitnie
niezrównoważona psychicznie. Och, oczywiście, skoro popełnia samobójstwo, nie
jest to nic nadzwyczajnego, ale...
Forma, którą wybrałaś,
zupełnie nie sprawdza się w tym przypadku. Twoje miniatury to króciutkie
obrazki. I nie zdołałaś przedstawić tu przekonująco psychiki Ewy. Może, gdybyś
nadała temu więcej tła, udałoby się to lepiej.
To nie jest dla mnie
opowieść o miłości. Nie mam pojęcia, dlaczego odszedł Adam, wcale nie czuję, że
zachował się okrutnie, wiem jednak, że uczucie bohaterki do niego jest
patologiczne i chorobliwe. Wiem, że Ewa jest przeraźliwie pretensjonalna i
rozegzaltowana. Że metaforyka jest śmieszna - potwornie oklepana, mocno pensjonarska.
Że bohaterka mężczyznę, którego rzekomo kocha, skazuje na, być może wieczne,
poczucie winy. I nie mogę oprzeć się złośliwemu wrażeniu, że zabija się, bo nie
ma co robić. Prawie jak Werter. Prawie.
Wiesz, ten tekst przypomina
mi w pewien sposób „Romea i Julię”. Jako wizja patologii i tragedii
wynikających z zachowania niedojrzałych, rozegzaltowanych, bleblających o
miłości, o której nie mają pojęcia, osób, jest... może niekoniecznie dobry, ale
prawdziwy. Jeśli ktoś jednak twierdzi, że to historia o ponadczasowej, wielkiej
i romantycznej miłości...
Nie. Po prostu nie.
6. Fate
„Babki siedzą z drutami w
dłoniach i pozwalają skapywać łzom z garbatego nosa w dopiero co uszyte
wełniane swetry.” – Na drutach się nie szyje.
Styl przypomina kiepskie
creepypasty, dobór narratora jeszcze to podkreśla. Zwłaszcza tę: „Jeżeli
wykonasz ruch prawidłowo, starszy człowiek uśmiechnie się do Ciebie i powie <> .
Wtedy słońce zrobi się kruczoczarne, będzie wydawać Cie się jakby wsysało
wszystkie gwiazdy które znajdują się na niebie. Starzec zacznie wtedy recytować
183 cyfrowy numer, pamiętaj o tym że masz tyko jedną szansę aby go zapamiętać”
(resztę tekstu znajdziesz tutaj: http://straszne-historie.pl/story/1248). Zbiór poleceń bez sensu (oczywiście o odmiennej niż twoja tematyce),
podobnie jak w twoim opowiadaniu.
„Wielokrotność masy cząsteczkowej
równej szesnaście, wypełnia usta.” – Co? Że niby o tlen chodzi? Trochę za
daleko popłynęłaś z synonimami, przeciętny czytelnik poczuje się zagubiony. A ten
przecinek jest zbędny, przecież to zdanie pojedyncze bez wtrąceń.
Ponadto nie mam pojęcia, o
czym był ten tekst i co właściwie chciałaś nim przekazać.
07. Pills
„Spod wachlarza długich,
czarnych rzęs spoglądają rozszerzone źrenice okolone tęczówkami wyciętymi
wprost z najprawdziwszego ametystu.” – Tak bardzo oklepana, blogaskowa metaforyka
i Mary Sue... I naprawdę jesteś pewna, że one są wycięte, a nie tak wyglądają?
Przyznam, że nie do końca ogarniam, co jest snem, a co rzeczywistością.
„zniknęło bezpowrotnie
poganiane batem” – Przecinek po „bezpowrotnie”.
„Różowe promyki
wschodzącego słońca przenika przez szybę” – Przenikają.
„Kilka małych, białych
tabletek” – Bez przecinka.
09. Fear
„nieprzebitą czerń” – Nie
chodziło przypadkiem o „nieprzeniknioną”?
„Stoisz tuż nad przepaścią
decyzji. Krok w tył ocali cię od upadku. Krok w przód wybawi cię od przeszycia
przez ostre kły lęku. Krok w tył, a wpadniesz w paszczę strachu. Krok w przód
sprawi, że na chwilę poczujesz się wolny, a potem rozbijesz się o skały czegoś
gorszego niż lęk. Tak, to pułapka. Żaden ruch nie jest bezpieczny, każdy niesie
ryzyko i nadzieję zbawienia. Coś za coś. Bezpieczeństwo za życie. Życie za
bezpieczeństwo. Bez życia nie będziesz bezpieczny. Bez bezpieczeństwa nie
będziesz żywy. Paradoks goni paradoks. Nonsens egzystencji.” – Tak. Dużo. Bełkotu.
Szczerze mówiąc, nie widzę tu specjalnego paradoksu.
„wygłodniałe, rządne krwi
wilki” – Żądne.
Cytat z Sapkowskiego w
odniesieniu do całości tekstu pasuje jak pięść do nosa.
10. Nameless faces
Powtórzenia jak najbardziej
sprawdzają się jako świadomy zabieg, ale w takiej ilości i zagęszczeniu są dla
mnie co najmniej irytujące, ponadto nie mam pojęcia, jaki właściwie mają cel.
„Wiesz, że nikt nie rozpozna
zdeformowanych i oszpeconych buzi” – BUZI? Serio? Najpierw kreujesz taki tró
mchrock, a później wyskakujesz z przedszkolnymi „buziami”?
„Tak, przypomnij sobie ten
nędzny obrazek, którego pierwszy plan zajmujesz ty. Kiedyś nim byłeś” – Tym
obrazkiem, mhm.
„Już zapomniałeś jak to
jest” – Przecinek przed „jak”, w zdaniu są dwa orzeczenia.
„Teraz niszcząc podobnych
sobie, leczysz siebie” – Imiesłowy nieodmienne wydzielamy przecinkami. Z obu stron.
Jak się ma mały bonus
wizualny w postaci zdjęć uśmiechniętych dziewczynek do tekstu o gnijących
twarzach? o.O
11. Words
„Mamy negatywny oddźwięk na”
– Wywieramy.
„Łączymy, spływamy po duszy
jak miód” – Co łączymy?
„Wierzysz we wszystko, co
stworzymy” – Polemizowałabym, i to mocno.
„Napisane na kartce zgiętej
dwa razy, trafiamy do kopert, w których dusimy się i marnotrawimy.” – Taaaak.
Słowa przenoszące wiadomości i emocje pocztą to marnotrawstwo, jak nic.
„Ciężkie, niejednokrotnie
wykrzykiwane mkniemy przez świat.” – Przecinek przed „mkniemy”.
„Jesteśmy nieszkodliwe, ale
często śmiertelne.” – Po pierwsze to jest koszmarny oksymoron i bynajmniej nie
sądzę, że celowy, po drugie, co do pierwszej części również bym się mocno
kłóciła.
Stosujesz dużo metafor, ale
nie podrzucasz żadnego klucza. Przykładowo, w „Escape" mamy bohaterkę,
która ucieka przed cywilizacją, po czym: „Nie potrafi wybrać między dobrem a złem.
Granica została zatarta, wszystko zlało się w jedność. W każdej chwili możesz
zostać zadźgany nożem. Będziesz leżał w ciemnej alejce tak długo, aż się
wykrwawisz. Istnieje też możliwość, że zginiesz na miejscu. Pocieszające,
prawda? " – Skąd tu nagle ta alejka i noże, i w ogóle, o co chodzi? Czy w
niecywilizowanym świecie byłaby zupełnie bezpieczna? Naprawdę?
Dość często powtarzają się
motywy, lasu, gałązek, personifikacji śmierci, której dajesz nieprzyjemną,
delikatnie mówiąc, osobowość. Czy to dlatego, że próbujesz w idealny sposób
ułożyć wciąż te same elementy układanki? Czy też ma to być pomost łączący
poszczególne odcinki?
Mieliśmy kiedyś na forum
człowieka, który miał podobny problem do twojego, nadmierne komplikowanie zdań
i przepoetyzowanie treści. Pozwól, że zacytuję ci rady, które dostał: „Upychając
wiele metafor w jednym zdaniu, nie otrzymasz „superzdania" o powalającej
mocy – wręcz przeciwnie, Twoje metafory będą tłumić się nawzajem i żadna z nich
tak naprawdę nie wybrzmi do końca. Genialne zdanie, by zabłysnąć, musi mieć tło
– bardziej zwyczajne, nie rzucające się aż tak w oczy. I naprawdę, sądzę, że
zaczynasz od niewłaściwego końca, skoro skupiasz się przede wszystkim na
szukaniu powalających metafor. Próbujesz tworzyć epikę, a tu co innego jest
priorytetem – sama opowieść. Styl powinien być służebny wobec fabuły, nie
przeszkadzać w jej odbiorze. Skup się najpierw na tym, CO chcesz napisać, a nie
„jak to napisać PIĘĘĘĘKNIE".” Polecam cały ten wątek twojej uwadze, myślę,
że możesz znaleźć tam kilka pomocnych w rozwoju wskazówek.
Całość bloga stanowi
wędrówkę po twojej podświadomości, marzeniach sennych i lękach. Niestety, jeśli
nie wprowadzisz w nie czytelnika, nie będzie on wiedział, gdzie góra, a gdzie
dół i jak należy odczytywać twoje teksty. Wydaje mi się, że ten blog jest w stu
procentach zrozumiały jedynie dla ciebie.
Twoje teksty są bardzo
intymne, dlatego nie jestem pewna, po co zgłosiłaś się do ocenialni. Na pewno,
byśmy oceniły poprawność językową? Jasne, można mnożyć przypuszczenia w
rodzaju: czy to jest twój krzyk, mający na celu przyciągnięcie kogoś, kto
zrozumie twoje lęki i radości? Ale ocenialnia raczej nie jest dobrym miejscem
na psychoanalizy obcych ludzi.
Przejdźmy
do obiecanego bonusu w postaci wypowiedzi innej oceniającej:
Leaves właściwie jest o niczym. Taki sobie obrazek z życia, ot,
przebudzenie. Fajnie, ale po co? Nie znaju. To chyba wprawka. Smile jest
o śmierci, to na pewno. Zdaje się, że ofiara ma out-of-body experience, ale to
raczej wątpliwe. Hmm, czyżby autorka była zwolenniczką teorii, według której
mózg żyje jeszcze przez kilka sekund po śmierci? Pozbawiony dopływu krwi
powinien by produkować jakieś haluny, Pan Kosiarz się w to wpisuje, ale ogólnie
ofiara nasza jest na to zbyt świadoma. Więc chyba nie. Jest to umieranie dość
operowe... To znaczy półgodzinna aria „Umieram, och, ach, umieram”. Ale co za
pacan umiera sobie i myśli, że nie przekazał genów? Raczej nie młoda kobieta. Hell
– próba personifikacji Losu? Osoba niewierząca, która wyrzuciła sobie z obrazu
życia pozagrobowego Boga, próbuje wstawić na jego miejsce jakąś
antropomorficzną figurę? Cóż, ta jest dobra jak każda inna. Mało to optymistyczne,
skoro matka Śmierci jest odmalowywana dość ciemnymi barwami. Ale to piekło w
końcu. Jakiś kontrastowy element, na przykład matczyny uśmiech zamiast
szaleńczego byłby bardziej tró. Escape – obraz kobiety konającej w lesie
jest chyba tylko pretekstem do ukazania konfliktu wrażliwej duszy i
współczesnego, brutalnego i wyjaławiającego intelektualnie świata. Walka o
duszę? Jak najbardziej. Ostatni akapit jest przepełniony nadzieją – albo raczej
byłby, gdyby poprzedzające go obrazy nie były tak przygnębiające. Zresztą...
Czy przypadkiem nasza ofiara z lasu nie postanowiła wygrać walki o swoją duszę,
popełniając samobójstwo? Ciężko się tego domyślić, ale teoria dobra jak każda
inna. Shot – hmm, możem i naiwna, ale założę, że tekst ma ganić
samobójstwo jako sposób definitywnego rozwiązywania problemów i ewentualnie
pokazywać kontrast pomiędzy indywidualnym odbiorem miłości/świata przez różne
osoby. Ale, uwaga, uwaga, pojawia się fabuła! Cóż za miłe zaskoczenie.
Bohaterka jest pretensjonalna jak heroina gotyckiego romansu, ale taka chyba
miała być i stąd te śmieszne „wodniste grochy”, które mają chyba jeszcze dodać
jej śmieszności. Pochwalam. O ile to nie miało być na serio... Fate – pierwsze obrazy pozwalają się domyślać, że tym razem to nie
nasza heroina jest centrum uwagi. Byłam święcie przekonana, że chodzi o oddanie
wojny i jej wpływu na społeczeństwo z dala od frontu, ale nie. Mogłaby być z
tego naprawdę ciekawa, klimatyczna miniaturka. I wtedy bohaterka wali człowieka
pomiędzy oczy swoim emo. Nie mam pojęcia, o czym tak naprawdę jest druga połowa
tekstu. To znaczy wiem – o śmierci. Ale czemu służy... Pills – no i
znowu samobójstwo. Coś strasznie często powraca ten motyw. Ładne nawiązanie do
Leaves, bo znów mamy przebudzenie, dość radosne zresztą. Obraz stopniowo
przybiera coraz ciemniejsze barwy, aż w końcu dochodzimy do sedna. Podoba mi
się to przejście, tyle że traci sporo z powodu wciąż jeszcze mało strawnego
stylu. Czasem więcej znaczy mniej, warto to zapamiętać. Whisper – nie
wiem, czy to wina tytułu, ale straszliwie, straszliwie naszły mnie skojarzenia
z tekstami Evanescence. Jakby to przetłumaczyć na angielski i kazać zaśpiewać
jakiejś bladej dziewoi o kruczych splotach... to mielibyśmy całkiem udaną
kopię. To bynajmniej nie jest komplement. Poezja biała pretensjonalna, ot co.
Ale nie do końca biała, a szkoda, bo bez rymów częstochowskich byłoby jakby
bardziej zjadliwie. Zwłaszcza ta strofa przyprawiła mnie o parskoszloch:
„Kołdrą słów
Przykrywa cierpienie
Tuszuje krwawienie
Zaciera złe wspomnienie”
Fear – hmm, przez chwilę miałam wrażenie, że trafiłam na sesję RPG, a
tekst czyta pełnym patosu głosem Mistrz Gry. Drugie skojarzenie – creepypasta.
Całe kubły klimatu leją się na biednego czytelnika, ale nie jestem w stanie
dokopać się do jakiegoś głębszego sensu. Jeśli miała to być RPG-owa
przestraszałka, to przyznaję maksimum punktów. Nameless faces – bardzo
udane zdanie zamykające. To nic, że nie ma wiele wspólnego z tekstem jako
takim. Znów mamy do czynienia z tą dziwną RPG-ową manierą. Cóż, taki masz styl,
ale pretensjonalności to nie ujmuje, przeciwnie wręcz. I znów tekst nie może
zdecydować, czym właściwie jest. Zaczyna jako nawet-nawet wstępik do miniaturki
post-apo, by przerodzić się w majaczenia psychopaty. Zaraz, to miało być o
psychopacie? W takim razie w porządku. Ale to wszystko gubi się w meandrach
stylu, który chyba konspiruje przeciwko autorce. Words – w końcu tekst z
pomysłem na siebie, w dodatku konsekwentnie realizowanym. Inna sprawa, że
koncept jest dość prosty i podany jak kawa na ławę, więc kiedy już się uchwyci
sens, zaczyna być dość nudno. One-trick pony, oto czym jest ta miniaturka.
Długość co prawda pozwala na takie zabiegi, osobiście jednak uważam, że i tak
tekst jest ciut przydługi. Mniej czasem znaczy więcej. Można by powybierać co
smakowitsze frazy, które w chwili obecnej gubią się w gąszczu kunsztownych i
czasem aż śmiesznych zawijasów językowych.
I pytanie od eksperta: gdzie
właściwie są te obiecane wulgarne słowa i drastyczne sceny?
A
teraz przechodzimy do mojego (Leleth) zdania.
To nie tak, że nie lubię
poezji i prozy poetyckiej, lubię, jeśli jest dobra. Po prostu do mnie twój
tekst ani odrobinę nie trafia. Widzę tu przerost formy nad treścią. Tak, banały
też można opisać w poruszający sposób, ale u ciebie wieje mi pretensjalnością i
coelhizmem. A wydaje mi się, że byłoby cię stać na więcej. Niemniej jesteś
jeszcze bardzo młoda i myślę, że za kilka lat tak rozwiniesz się pod względem
pisarskim, jak i spojrzysz na pewne rzeczy inaczej.
Wyczytałam w komentarzach,
że pisanie jest dla ciebie formą terapii. Rozumiem to jak najbardziej, sama to
robiłam i robię, by wyrzucić silne emocje, tylko... po co dawać to do oceny?
Dla mnie sposoby odbioru i oceny tego tekstu mogą być dwie – albo
potraktowałabym jako tekst w zamierzeniu głęboki, co nie wyszło, albo jako
tekst intymny, subiektywny i wysoce emocjonalny. Pierwszego nie mogłabym ocenić
wysoko, drugiego nie mogłabym ocenić wcale. Dlatego też powstrzymam się od
wystawienia oceny końcowej, życząc ci powodzenia w rozwijaniu talentu.
Twoje teksty nie są trudne,
jak się kiedyś obawiałaś. One są banalne, jedynie nadmiernie przepoetyzowane.
Tematy, które poruszasz, są bardzo oklepane. Nie ma w tych utworach nic
odkrywczego, zarówno pod względem treści, jak i formy. Tysiące nastolatek piszą
podobne rzeczy. Typowy dla tego wieku Weltschmerz?
Metaforyka przyprawia mnie o ból zębów. Kompletnie
nie potrafisz utrzymywać tu równowagi ani znaleźć złotego środka. Albo są to
potwornie wyświechtane i pretensjonalne wyrażenia, jak „morskie głębie tęczowek”,
ukochane przez blogaskotwórczynie rubiny, hebany, karmazyny, serce skąpane w
rozpaczy i żalu, niebo płaczące wraz z bohaterką i co tam jeszcze, albo
kompletnie odjechane i nie mające niemal nic wspólnego z myślą początkową frazy
w stylu „Rozedrgane gałki oczne tańczą tango na suficie”, „Zimno idzie
polonezem po skórze.” Wybacz, ale kiedy przeczytałam te ostatnie przykłady,
miałam ochotę li i jedynie wykonać bodyplant i zacząć się histerycznie
śmiać.
Ponadto twoje teksty,
nieważne, na jaki temat, muszą zawierać w sobie uderzeniową dawkę mchrocku,
angstu i emo. Próbowałaś kiedyś napisać coś w innym stylu i klimacie? Wyszło?
Spróbuj. Porzuć te wszystkie
metafory, patos, oklepane środki poetyckie (nade wszystko zaś nie czerp ich z
blogasków i książek a la Paulo Coelho). Sztuka polega na tym, by móc zagrać na
emocjach czytelnika i bez tego. By bez bombardowania metaforyką poczuł, że
tekst porusza emocje. Żeby pseudogłęboka forma nie maskowała braku treści. Nie
ograniczaj się do jednego stylu – szczególnie niebezpieczne jest to właśnie
przy obecnym. Im dalej, tym trudniej wyczuć, kiedy się wpada w śmieszność.
Tysiące nastolatek pisze o
tak wyświechtanych tematach jak miłość, śmierć, strach, samobójstwo w
pseudogłębokich i pseudowzniosłych frazach. I większość tych tworów jest na
równi niestrawna. Napisz coś oryginalnego. W treści, ale też w formie, bo
obecna też nijak oryginalna nie jest.
Chciałabym ci polecić kilka
przykładów współczesnej prozy poetyckiej czy ocierających się o takową. Może
niekoniecznie będzie to tematyka, która szczególnie cię fascynuje, nie wiem,
nie oprę się jednak zaprezentowaniu dobrych książek. Na uwagę zasługują na
pewno „Opowieści sieroty” i inne książki Catherynne M. Valente oraz „Cyrk nocy”
Erin Morgenstern. Przyjrzyj się, jak ważna jest w tych utworach i fabuła, i
forma; jaki nacisk kładziony jest zarówno na magię słowa, jak i treści; jak
wyważone są środki poetyckie, nie idące ani w stronę nadmiernego oklepania, ani
zupełnej niezrozumiałości i patosu.
Czytaj. Nie blogaski, nie
coelhizmy. I za kilka lat spójrz na swoje obecne utwory – jestem ciekawa, co o
nich pomyślisz :).
Jeju, dziękuję za ocenę. Dałyście mi dużo do myślenia.
OdpowiedzUsuńNie będę się tłumaczyć, bo i tak to nie ma sensu. Powiem tylko, że w teksty wkładam odrobinę swoich emocji, ale nie staram się, by to one zawładnęły całym odcinkiem.
Bodajże pierwsze pięć rozdziałów jest zbetowanych, potem byłam zdana na siebie.
Na podane strony na pewno zajrzę.
Tak, tak, próbowałam pisać coś w innym klimacie, lecz nie byłam zadowolona z efektów. Ostatnio zaczęłam znów pisać opowiadanie i mam nadzieję, że to mi wyjdzie ciut lepiej.
A co do informacji o wulgaryzmach... Cóż, raz jeden się pojawił, trochę krwi również się przelało. Dobra, usunę to zdanie :)
Raz jeszcze dziękuję!
Przepraszam za niezbyt długi komentarz i panujący w nim chaos - piszę z telefonu.
Serdecznie pozdrawiam!