czwartek, 27 czerwca 2013

0005. trzymaj-mnie.blogspot.com


Melduję, że dziś, na życzenie ludu, ocena z gifami.

Miejscówka przyzywającego: Trzymaj mnie
Przedwieczny: Broz-Tito

Muszę przyznać, że pierwszą rzeczą, która zwróciła moją uwagę, nie jest ani harklekinowato brzmiący adres, ani nawet nieśmiertelny tajemniczy wielokropek na belce, ale jakaś taka wielka krzywda, jaka dzieje się grafice na tym blogu. Bo, spójrzmy, czego my tu nie mamy na tym szablonie: lewitujące oko, lewitująca twarz, lewitująca postać, ba, jest nawet zegarek, chociaż nie kieszonkowy. Dziwne tylko, że ten zegarek jest tuż obok lewitujących zwłok, czy tam innego ciała na skraju lasu. Cuda, pani kochana, się dzieją na tym nagłówku. A do tego jest byk w tekście, bo zamiast „Zostaw jej duszę w spokoju” jest „Zostaw jej dusze w spokoju”. Aż się zaczynam bać, że tajemnicza ona ma więcej dusz. Ki diabeł?

Tak więc od razu sobie ponarzekałam, a teraz przejdę do czytania. Obym nie narzekała więcej!

Prolog
Och, płonne nadzieje!
Masz zaledwie kilkanaście godzin na zrobienie tego, co nie byłeś w stanie dokonać nigdy wcześniej. – nie wiem, może to będzie zaskakujące, ale wyraz „co” również się odmienia. Tak więc w tym zdaniu będzie „(…)tego, czego nie byłeś w stanie…”
Żebyś miał satysfakcję w życiu po śmierci? Ona nie potrwa przecież długo... – ta „życia” (choć na usta ciśnie mi się „rzyć”) czy ta śmierć? A może satysfakcja? Wot, zagwozdka.
Prolog pozostaje dla mnie niejasny: główna bohaterka rozmawia z głosikiem w swojej głowie, czy jednak myśli w taki sposób, by jej myśli poznali czytelnicy? Do kogo się zwraca w tym prologu na początku, korzystając z drugiej osoby liczby pojedynczej? Do siebie? Do głosu? Do czytelników? Jeśli do siebie, to fajnie ma, nie myśleć o sobie „ja”. Jeśli do głosu – to czemu niby irytujący głosik w jej własnej głowie miałby mieć inne myśli, niż sama bohaterka? Jakieś osobne żyjątko? A jeśli do czytelników, to po co jednak ten głosik w głowie?


Chyba miało wyjść tajemniczo i nastrojowo, takie rozmawianie z samym sobą, ale jednak nie wyszło. A przynajmniej ja nie czuję się nijak zaintrygowana.

Rozdział 1
Mam kilka uwag. Całe dwie.
Po pierwsze, rozdział jest porażająco krótki (jak na wprowadzenie do historii) i opiera się na dialogu – przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Po drugie, świat przedstawiony leży i kwiczy. Widziałam i czytałam, że wszystko pięknie wytłumaczyłaś w zakładkach, ale przy pisaniu nie chodzi o to, by wszystko wytłumaczyć w przypisach, lecz by przedstawić świat w taki sposób, żeby czytelnik wiedział, o czym czyta bez konieczności zaglądania do przypisów czy zakładek na blogu. Ja, szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, co czytam i to straszliwie mnie irytowało, odbierając całe zainteresowanie twoim opowiadaniem. Nie tylko dlatego, że posługiwałaś się samymi skrótami, nie wyjaśniając, o co chodzi (a takie informacje to mimo wszystko trzeba przemycić w tekście), ale również dlatego, że rozdział składał się z dwóch praktycznie ze sobą niezwiązanych dialogów. O głównej bohaterce wiem, że pracuje w wywiadzie i w wieku piętnastu lat jest bezwzględną zabójczynią ze spaczoną psychiką. Natomiast nie wiem, co to za świat i co to za wywiad i na czym właściwie polega jej praca. Nie tak zachęcamy do czytania opowiadania, droga Nersi.

Rozdział 2
Przyznać muszę, że w tym rozdziale nasza główna bohaterka jawi nam się jako popisowa Merysójka: śpiewa, tańczy recytuje, najlepiej zabija, krawaty wiąże i tak dalej, sama robi wszystko najlepiej, jest super-duper-inteligentnym dzieciakiem, jak na swój wiek, a do tego już jako piętnastolatka uważana jest za najlepszy w historii nabytek Agencji, więc wszyscy ją lubią i mało brakuje, by w ogóle niedługo została szefową wszystkich szefów i mistrzynią mistrzów.
Nie no, jasne.
Do tego jest ładna, szczupła i w ogóle w tym obrazku brakuje nam jeszcze tylko równie cudownego absztyfikanta głównej bohaterki.
CZEKAM NA POJAWIENIE SIĘ.


Ja wiem, że w opowieściach tego typu głównym bohaterkom do bycia ultimate-zajebistą brakuje tylko blaszanego bikini, biustu Lary Croft tudzież giwery wielkości ich samych, ale nie przesadzajmy. Jakby nie można się było wybić ze schematu i sprawić, że bohaterka będzie po prostu bardziej ludzka, będzie popełniać błędy i coś w życiu jej nie wyjdzie. Bo ludzka być nie może, to zbyt nudne. Jeszcze coś mogłoby nie pójść dobrze w całym opowiadaniu. I co wtedy?
Na szczęście proporcje dialogów i opisów w tym rozdziale wyglądają już nieco lepiej. Gorzej wygląda (nadal) kwestia świata przedstawionego: czym zajmuje się Agencja? Kim jest Diabeł i dlaczego jest, jaki jest? To nadal nie zostało wyjaśnione, a powinno, bo czytelnik z każdym zdaniem coraz bardziej irytuje się, że nie ma pojęcia, co właściwie się w tym opowiadaniu dzieje. Tak jak powiedziałam wcześniej – zamieszczenie informacji na podstronie absolutnie nie wystarcza.

Rozdział 3
Jednak i ta barwa powoli zanikała, ustępując miejsca coraz głębszemu granatowi, cudownej barwy późnego życia – przykro mi, nie rozumiem tej metafory. Jest zbyt przekombinowana jak na język, którym posługujesz się wcześniej.
Bo przyznać trzeba, że język twojego opowiadania to niestety polszczyzna potoczna. Ja wiem, że nastolatki nie będą mówić do siebie wierszem, ale od tego mamy przecież stylizację, prawda? Natomiast przy opisach można już by się było pokusić o polszczyznę literacką. Gdyby tam ją zastosować, takie porównania nie wyglądałyby tak głupio jak wyglądają teraz.
Nad opisami też wypadałoby popracować. Nie wiem, co z nimi jest nie tak, ale wydają mi się nie do końca plastyczne i mało porywające, czasem zbyt chaotyczne. W ogóle nijakich emocji nie wzbudził we mnie opis tego, jak Agnieszka uciekała przed napastnikami, którzy ją obserwowali. I to nie to, że jestem do niej uprzedzona. Nie, ja to sobie musiałam rozrysować, bo w połowie opisu zgubiłam się w rozważaniach, kto jest po prawej, kto po lewej, a w którą właściwie stronę poleciała czerwona kulka fioletowego ognia – swoją drogą zastanawiam się, czemu jest czerwona, skoro ogień jest fioletowy, ale to twój cyrk, nazywaj sobie rzeczy jak ci się podoba.
Po raz kolejny w tym rozdziale przeszkadza mi brak tła, czyli opisu świata przedstawionego, bo na przykład pojęcia nie mam, dlaczego Jedenastka i Szóstka są tak ważne i czym się właściwie zajmują. Ba, ja, jako czytelnik, pojęcia nie mam, jak skonstruowana jest Agencja, więc raczej nie mogę docenić tego, jakie zasady rządzą Agencją, bo one również są niejasne. Mam takie dziwne wrażenie, że to pozostawienie wszystkiego w zakładkach będzie się na tobie mściło do końca tej opowieści. Chyba że w następnych rozdziałach coś się w tym względzie zmieni.

Rozdział 4
Głos sztucznej inteligencji sterującej windą przerwał rozmyślania Agnieszki. Uniosła lekko spokojne tęczówki… - a te tęczówki miała, jak rozumiem, na wypustkach? Jeśli nie, to mogła podnieść głowę lub wzrok. Nie tęczówki, na Bora ojca lasu, tęczówki się nijak mają do wzroku i patrzenia jako takiego.
- O, cześć – usłyszała. – no, skoro ona usłyszała, to po „cześć” powinna być kropka, a „usłyszała” powinno być wielką literą, ponieważ nie odnosi się do wypowiedzianej kwestii ani nie wskazuje, kto dane słowa wypowiedział. Zasady pisania dialogów możesz przeczytać tu, bo zauważyłam, że czasem masz z tym problem.
Nie była pewna, jak ma nazwać swoje odczucia. Złość, niewyobrażalną złość – to na pewno. – tę złość co? Bo tu chyba urwało od zdania, drugie zdanie nie ma związku z pierwszym i nawet gramatycznie zgrzyta.
- Dzień dobry, Agnieszko – powiedziała czarnowłosa sekretarka Roberta, uśmiechając się do niej sztucznie. Spojrzała na nią, zniesmaczona. Nigdy nie lubiła tej kobiety. Odpicowana Justyna Garont wyglądała, jakby wyszła z najlepszego salonu piękności w Polsce, czyli… jak zwykle. Dziewczyna zdawała sobie sprawę, dlaczego tak się odwala i nie ukrywała swojej irytacji takim zachowaniem. Zresztą, nie raz już jej to mówiła. Ich stosunki ograniczały się do uważasz się za nie wiadomo kogo, jeszcze pani nie zauważyła, że Robert nie przepada za odpierdolonymi lalusiami oraz pewnego dnia zobaczysz, co potrafię zrobić.
- Dobry był do momentu, w którym cię zobaczyłam – odparła Agnieszka, a na jej twarz wpełznął przesłodzony uśmiech, gdy dostrzegła reakcję kobiety. – Przypuszczam, że pani pięknej też?
- Robert jest zajęty…
- Po imieniu to ja mogę sobie do niego mówić. Dla ciebie to jest szef, ewentualnie pan Anusiak.
- Jesteś bezczelna.


 To jest popis najgorszego rodzaju bucery w wykonaniu głównej bohaterki. Żeby było jasne – Agnieszka należy do tego typu dziewczyn, które każdego dnia popykają w trampeczkach i dżinsach, ale to nie znaczy, że każda inna kobieta jest zła. A z tego fragmentu wynika, że Agnieszka nie lubi tej biednej sekretarki tylko dlatego, że ta o siebie dba. I niech ktoś mi powie, że to nie jest bucera, to odpowiem memem z bloga bill-und-smerfy . O, takim:


Ponadto Agnieszka uważa, że uprzejme zachowanie sekretarki w jakiś sposób ją obraża, czego kompletnie nie rozumiem. A poza tym Agnieszka to typowy pies ogrodnika. Nie wiem, czy Robertowi się ona podoba, czy to Robert jej, ale to i tak dziecko, więc te ostatnie zdania mają jeszcze mniej sensu. Kto w ogóle powiedział, że ta asystentka nie może mówić do szefa per „Robert”? Bo och-jakże-wspaniała-Agnieszka tak chce?
Słowem – ani trochę nie pomagasz swojej merysuistycznej bohaterce, żeby dała się lubić. Czemu miał właściwie służyć ten fragment, co miał pokazać? Bo ja go rozpatruję jedynie w kategoriach durnej wstawki z rodzaju „jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi”.
Chłopak musiał mieć dziewięć lat, kiedy Diabeł wziął go pod swoje ramiona. – mówi się „pod swoje skrzydła”.
(…)oczywiście tą agencyjną, posiadającą wszystkie możliwe udogodnienia technologiczne – „tę” nie „tą”. To także twój problem.
- Mylisz się – warknęła. Uderzyła go kolanem w zgięcie nogi. – na taki cios mówi się „pod kolano”. „Zgięcie nogi” brzmi kulawo.

Rozdział 5
(…) a z samym prezydentem Stanów Zjednoczonych rozmawiał sobie tak, jak z bliskim przyjacielem – „tak…jak” to porównanie, więc w tym przypadku nie powinno być przecinka przed „jak”.
Status: kara śmierci zawieszona. Utajnione obserwacje, podejrzenie o szpiegostwie. – właściwie słowo to „szpiegostwo”, więc „podejrzenie (o co?) o szpiegostwo”.
Czarny strój opiewał szczupłą, idealnie umięśnioną sylwetkę chłopaka. – a jakim głosem śpiewał ten strój, jakie słodkie strofy pisał, kiedy tak opiewał tę sylwetkę? No chyba że nie chodziło o „opiewał”, a o „opinał”.
Już wiem, jaki jest kolejny problem twojego opowiadania: ono nie tylko ma za słabo zarysowane tło, ale również za słabo wykreowanych bohaterów. Jest w stanie rozpoznać jedynie popisującą się bucerą główną bohaterkę, natomiast reszta? Nie jestem w stanie powiedzieć o nich kompletnie nic. Myli mi się Damian z Tomkiem, Robert z Rafałem… I w sumie się nie dziwię, bo żaden z bohaterów drugoplanowych nie ma własnych, charakterystycznych cech: wszyscy są zbieraniną zbyt pewnych siebie, poważnych ponad wiek agentów. To jest kolejny wielki minus twojego opowiadania: z każdym rozdziałem coraz bardziej wszystko jedno kto w nim występuje, bo wszyscy są tacy sami.

Rozdział 6
Malec, ostrzegam, przymknij się wreszcie. Twoje żarty wcale nie są śmieszne. – i to powiedziała dyrektorka? Nie sądzę. Choćby nie wiem, jak szalony był twój AU, to dyrektorka nie zwróciłaby się w ten sposób do ucznia. Normy społeczne, tak sądzę, powinny zostać zachowane.
Nie życzę sobie, aby takie sytuacje miały miejsce w następnym roku. W ciągu dziesięciu miesięcy zdążyłam wywalić czwórkę waszych kolegów. Obiecuję, że ta liczba się zwiększy, jeśli nie przestaniecie odwalać takiej maniany.


Już mówiłam, że powinnaś stosować stylizację, prawda? Ale powiem jeszcze raz: dopasuj wszystko do postaci, o której piszesz. Dorosła kobieta na stanowisku, w oficjalnym, było nie było, wystąpieniu mówiąca o „odwalaniu maniany” brzmi i wygląda źle. Nieprawdopodobnie.
W tym rozdziale po raz kolejny główna bohaterka daje popis straszliwej bucery (mówię o fragmencie o Piotrku i zakochanych w nim tabunach koleżanek). Tworzysz obraz postaci, która jest nie tylko niezbyt przekonującej jeśli idzie o przymioty charakteru, ale także strasznie wkurzającej i, w gruncie rzeczy, dużo bardziej pustej, zadufanej w sobie oraz ocierającej się o śmieszność, niż te dziewczęta, które ona o to oskarża. Ale to podobno teraz w modzie, hm hm


W ten sposób, można było kontrolować poczynania agentów na różnych płaszczyznach, nawet na linach czy belkach w powietrzu. – ten przecinek po „sposób” jest zupełnie zbędny. Nie zauważyłam jakiś większych problemów z przecinkami, więc wezmę to za przeoczenie.
Jasna, porcelanowa cera utwierdzały Agnieszkę tylko w przekonaniu, że pasuje bardziej na małą laleczkę niż agentkę. – no chyba „utwierdzała” albo „utwierdziła”. Chyba że czegoś nie wiem i cera po drodze zmieniła rodzaj gramatyczny.
Mordowali jak im się rzewnie podobało – nie „rzewnie” ale „żywnie”. Wyrażenie brzmi „robić co się komu żywnie podoba”.

Rozdział 7
Trudno było jej przyznać, że sposób, w jaki owinęli sobie Zarząd, był perfekcyjny…–  „owinęli sobie Zarząd wokół palca czy cokolwiek  tu coś urwało od zdania.
Rafał zawsze jej powtarzał, że nie ważne, co się stanie… – „nieważne” lub „nie jest ważne” jeśli już.
Czy nareszcie możemy się dowiedzieć, jakie informacje uzyskał Zarząd od tej wielebnej czwórki? – „wielebnej”? Za słownikiem PWN: „wielebny – przymiotnik używany przy tytułowaniu osób duchownych”. Mam rozumieć, że ta czwórka ludzi to kapłani? Bo jeśli nie, to słowo użyte jest niepoprawnie.
Przy okazji tego rozdziału muszę postawić ci maleńki plus – chociaż bohaterowie nadal są praktycznie nie do odróżnienia, a główna bohaterka jest dalej cudownie merysuistyczna, to chyba właśnie w tym rozdziale zaistniało jakieś zawiązanie akcji, dzięki któremu pada światło na niektóre sprawy, chociaż dalej zbyt wiele nie zdradzasz. Tak jakbyś uważała, że świat możemy sobie sami wyobrazić, a zbieranina małoletnich buców obrażających starszych i zachowujących się co najmniej dziwnie, ma nam wynagrodzić wszelkie braki. Jakoś mnie to jednak nie bawi, może wyrosłam z takich zachowań, starzeję się czy coś, ale ciągle mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach będzie lepiej.

Rozdział 8
Po jednej stronie pomieszczenia znajdowały się wysokie, wąskie, metalowe belki, na których ćwiczyło się pojedynek z równowagą


Mam rozumieć, że agenci pojedynkowali się na tych belkach z równowagą? Bo tak wynika ze zdania. Mam jednak dziwne wrażenie, że raczej chodziło o to, że pojedynkowali się, jednocześnie starając się zachować równowagę. Coś jak wiedźmiński grzebień i wahadło, prawda? Zresztą, wyjaśniasz to w kolejnym zdaniu, ale wypadałoby, by i to brzmiało bardziej sensownie.
Dopiero po bliższym przypatrzeniu można było zauważyć delikatne linie układające się w pewien wzór – „przyjrzeniu” jeśli już.
Nie miała na sobie stroju zadaniowego i zabójczej rękawicy. Złapał jej dłoń i okręcił  tak, że trzymał ją nadgarstki, tyłem do siebie. – po pierwsze: jedna dłoń = jeden nadgarstek. Teraz: „trzymał ją za nadgarstki. I jeszcze: „tyłem do siebie”? W sensie tyłem do Damiana, tyłem do Agnieszki? Nadgarstki tyłem do siebie (gdzie nadgarstki mają tył?!)? Niech ktoś mi to rozrysuje, zgubiłam się.


Och, a poza tym widzę, co się stało w tym rozdziale: właśnie pojawił się absztyfikant, na którego czekałam chyba od pierwszego rozdziału. Oczywiście odpowiednio przystojny i utalentowany, rzekłabym, Gary Stu. I, raz jeszcze: oczywiście, należy on do obozu największego wroga głównej bohaterki. Klasyka, nic nowego pod słońcem.
Ej, ty uosabiasz się kobietą czy mężczyzną? – „z” pomiędzy „się” a „kobietą” zabrakło.
Mi, nie wiem dlaczego, kazano zająć się tobą. – „mnie”, nie „mi”. Na początku zdania zawsze piszemy formę „mnie”, ponieważ to pozycja akcentowana. Więcej na ten temat tutaj
Chłopak jakby dostrzegać, kiedy próbuje go uderzyć i sprawnie cofał się do tyłu


No i znowu zjadłaś coś w zdaniu. Tym razem to „zaczął” po „chłopak”. Ale to i tak nie jest najgorsze. Najgorsze, że on się cofał do tyłu. Jakby można było cofać się do przodu.
(…)a większość uwagi ma być zwrócone na świat dookoła – „uwaga”, jak i „większość” to rodzaj żeński, więc „zwrócona” nie „zwrócone”.
W końcu, nie bez powodu tak pilnowane jest umieszczenie sterowników na całym świecie – a nie chodzi przypadkiem o „rozmieszczenie”?

Rozdział 9
Filip i Piotrek nie będą zmuszali ją do wzięcia udziału w tak beznadziejnej imprezie. – „jej” nie „ją”.
Dziewczyna rozejrzała się zaskoczona. – no i zabrakło przecinka po „się”. Ale zasadę znasz, więc to znów nieuwaga.
Nie zdążyli nawet pozbierać się po wstaniu na nogi, gdy zorientowali się, że to nie był ta maszyna, którą obserwowali. – „była”.
Jeszcze jakiś wychodzi – wyszeptał Piotrek, kiedy jeden ze stworów zaczął podążać w ich stronę.


„Podążać” to ostatnio twoje ulubione słowo. Chyba cię rozczaruję, kiedy powiem, że nie można „zacząć podążać” ze względu na niedokonaną formę czasownika. Bardziej sensowne byłoby w tym przypadku „ruszył”.

Zbierzmy teraz, że tak powiem, zusammen do kupy, wszystkie moje uwagi.

Po pierwsze: niewiarygodni psychologicznie, irytujący bohaterowie. O Agnieszce już pisałam, natomiast gorsze jest to, że część bohaterów albo zachowuje się jak bezczelne podróbki głównej bohaterki, albo w ogóle nie posiada żadnych cech, które wyróżniłyby je z tłumu. Jeśli się decyduje na opowiadanie, które ma wielu bohaterów, trzeba ich skonstruować tak, by można ich było odróżnić. Jasno określić who is who a nie otoczyć piękną, popisującą się młodzieńczą bucerą bohaterkę działającą do spółki z pięknymi, popisującymi się młodzieńczą bucerą bohaterami. Wszyscy są idealni, jak spod linijki. Bold&beautiful, creme de la creme, śmietanka Merysujek i Marianów Słojów twojego AU – w efekcie zbieranina bohaterów, którą bardzo trudno znieść. Ja wiem, że w Agencji mieli być sami geniusze, ale nie można przesadzać. Nawet Bondowi jakiś zły ostatnio może zrobić kuku.

Po drugie: świat w twoim opowiadaniu praktycznie nie istnieje. Nie silisz się nawet na tłumaczenie czytelnikom zasad obowiązujących w Agencji, nie tłumaczysz jej zasad działania, nie przydzielasz większości bohaterów określonych funkcji, nie opisujesz świata, który sobie wymyśliłaś. Zamiast tego posługujesz się enigmatycznymi nazwami i odsyłasz do zakładki. W pisaniu nie o to chodzi, by skrobnąć zakładkę i przyjąć, że wszystko jasne, lecz o to, by stworzyć świat, który będzie się tłumaczył sam przez się i bronił w tekście, nie w zakładkach.

Po trzecie: opisy masz czasem bardzo chaotyczne i niedokładne. To również sprawia, że kreacja świata kuleje. Język, jakim piszesz, również nie pomaga. Posługujesz się głównie slangiem, skaczesz z jednego sposobu pisania na drugi. O co mi chodzi? A o to, że na początku zdarzało ci się zwracać bezpośrednio do czytelnika, później kompletnie o tym zapomniałaś i zaczęłaś stosować ten dziwny zabieg z głosikiem w głowie Agnieszki, który miał podobno lepiej opisywać jej uczucia wewnętrzne. Cóż, nie opisuje, wprowadza tylko niepotrzebny chaos do i tak chaotycznie napisanego opowiadania. Pisząc, nie zastanawiasz się, czy dana kwestia pasuje do bohatera, w twoim opowiadaniu wszystko jest na opak: dziesięciolatki posługują się wyjątkowo abstrakcyjnymi pojęciami, konstruując skomplikowane wypowiedzi, natomiast dorośli popisują się takimi kwiatkami jak to nieszczęsne „odwalanie maniany” pani dyrektor. To powoduje również wiele zgrzytów stylistycznych.

Jedyną słuszną oceną, jaką mogę wystawić, by móc spokojnie zasnąć w nocy, jest, pomyślmy…


 Dwójka z plusem.

 



8 komentarzy:

  1. Przyznam, że czekałam na tę ocenę. Dziękuję za nią ;)
    Błąd w napisie na nagłówku był od początku tego szablonu. Kiedy go pobierałam, nie zwróciłam tak naprawdę na to uwagi. Dopiero później ktoś mi ją zwrócił.

    Żebyś miał satysfakcję w życiu po śmierci? Ona nie potrwa przecież długo... – ta „życia” (choć na usta ciśnie mi się „rzyć”) czy ta śmierć? A może satysfakcja? Wot, zagwozdka. Satysfakcja.

    Prolog pozostaje dla mnie niejasny: główna bohaterka rozmawia z głosikiem w swojej głowie, czy jednak myśli w taki sposób, by jej myśli poznali czytelnicy? Do kogo się zwraca w tym prologu na początku, korzystając z drugiej osoby liczby pojedynczej? Do siebie? Do głosu? Do czytelników? Jeśli do siebie, to fajnie ma, nie myśleć o sobie „ja”. Jeśli do głosu – to czemu niby irytujący głosik w jej własnej głowie miałby mieć inne myśli, niż sama bohaterka? Jakieś osobne żyjątko? A jeśli to czytelników, to po co jednak ten głosik w głowie?
    Do czytelników, chociaż czasami ten głosik faktycznie zachowuje się niczym „osobne żyjątko”. To mniej więcej na zasadzie miniaturowego aniołka i diabełka przy głowie bohatera w filmach, kiedy jeden z nich próbuje zmusić postać do czegoś, a ten drugi go przekonuje, że nie powianiem. Dziwne, wiem.

    Jakby nie można się było wybić ze schematu i sprawić, że bohaterka będzie po prostu bardziej ludzka, będzie popełniać błędy i coś w życiu jej nie wyjdzie. Bo ludzka być nie może, to zbyt nudne. Jeszcze coś mogłoby nie pójść dobrze w całym opowiadaniu.
    Trochę nie rozumiem tych wywodów o głównej bohaterce. Nikt nie powiedział, że nie popełnia w swoim życiu błędów, że coś jej nie wychodzi, że nie ma swoich słabości. Ludzka faktycznie nie jest i nie będzie, ale nie mam zamiaru robić z niej super-duper-inteligentnego dziecka.

    Taaaaaa, używam potocznego języka, jak mi się zdarzy wystylizować cokolwiek to przypadkiem, ale mi to pasuje i w tak pisanym tekście czuję się najlepiej.

    A z tego fragmentu wynika, że Agnieszka nie lubi tej biednej sekretarki tylko dlatego, że ta o siebie dba.
    Nieeeee, aż tak źle to z nią nie jest. Będę musiała napisać ten fragment od nowa, bo nie o to chodziło ;)

    I w sumie się nie dziwię, bo żaden z bohaterów drugoplanowych nie ma własnych, charakterystycznych cech: wszyscy są zbieraniną zbyt pewnych siebie, poważnych ponad wiek agentów. To jest kolejny wielki minus twojego opowiadania: z każdym rozdziałem coraz bardziej wszystko jedno kto w nim występuje, bo wszyscy są tacy sami.
    Tak, z tym się muszę zgodzić, świetnie zdaję sobie sprawę, że zbyt dużo uwagi poświęcam na samą Agnieszkę, a innych bohaterów mam daleko, ale ostatnio nawet staram się nad tym pracować. Jednak i tak dziękuję za wytknięcie tego.

    Malec, ostrzegam, przymknij się wreszcie. Twoje żarty wcale nie są śmieszne. – i to powiedziała dyrektorka?
    No właśnie… Tak. To akurat są słowa mojej dyrektorki z gimnazjum, nazwisko jedynie zmienione. Te jej kilka wypowiedzi nie wyglądają realistycznie, ale to jest postać wzorowana na istniejącej w rzeczywistości, więc wszystkie są w jej stylu.

    Ciągle czytam o tej zakładce… To nie chodzi o to, że ja za każdym razem odsyłam do zakładki, że ja nie będę tego wszystkiego opisywać. Na razie po prostu tego nie potrzebuję. Zakładka była stworzona od początku bloga, w przygotowaniu mam jej inną wersję, z mniejszą ilością fabularnych opisów, to muszę przyznać, ale ona nadal będzie. Chyba że dojdę do wniosku, że zbyt wjechałaś mi na ambicję… Tak, wtedy pewnie ją usunę :D

    Kurde, mam problem z tą chaotycznością. Dobrze, że nareszcie ktoś mi to uświadomił tak porządnie.

    Chciałam bardzo podziękować za ocenę, cholernie mi się przydała. Wszystkie błędy polecę poprawić, a to o opisach, bohaterach i języku postaram się wziąć do serca. Będę nad tym pracować, postaram się przynajmniej.

    Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi jest miło, że tak dobrze przyjęłaś krytykę. Co do "nie będę tego wszystkiego opisywać"... No, przykro mi, lepiej by było, gdybyś opisała, to pewnie nie powstawałoby to wrażenie chaosu.

      Usuń
    2. W tym przypadku chodzi mi tylko o te wszystkie sektory, szczegółowe opisywanie ich. Chciałabym skupić się na tych, które będą ważne, a nie wszystkich. Ale reszta będzie opisana, jak najbardziej ;D

      Usuń
  2. Cały dzień czekam na ocenkę, aż zasnęłam z niecierpliwości. Bardzo mi się podoba, i dłuższa niż ostatnio! I gify są absolutnie zabójcze. <3 Zwracasz uwagę na rzeczy, których autorka najprawdopodobniej nie zauważyła - jak merysójstwo (mozilla sugeruje mi poprawienie na "skrytobójstwo", hihi) głównej bohaterki, wbrew pozorom bardzo szkodliwy zabieg. Kreacje charakterów to podstawa dla fabuły... Razem z kreacją świata, oczywiście.
    Jest to, czego trzeba w ocenie poszczególnych rozdziałów - i omówienie błędów stylistycznych, językowych, składniowych, i wytknięcie fabularnych niedociągnięć. Może ocena pozwoli spojrzeć Nersi na bloga z nieco innej perpektywy...
    Się czepnę, ostrzegam, wyrwana ze snu od rzeczy pierdzielę:
    "Gdyby tam ją zastosować, takie porównania nie wyglądałyby tak głupio jak wyglądają teraz." Przecinek uciekł, zdaje mi się.
    I przy "chyba że" na początku zdanie też się przecinek stawia (chyba).
    Jeśli wytykam to, co błędem akurat nie jest, to się idę powstydzić i z góry przepraszam. ;D
    No, to tak na koniec: Miło, że zamiast kategoryzowania (pierwsze wrażenie, wygląd, treść, poprawność, bleee) jest rzeczowa ocena zarówno poszczególnych rozdziałów, jak i całego opowiadania w ogóle. I że nie tylko wytykasz pojedyncze błędy, ale też zwracasz uwagę na tendencję do nich (w tym przypadku akurat do błędów w zapisie dialogów). Nie mogę się tym nacieszyć, tym brakiem punkcików i kategorii. Po co komu takie schematy...? Tak jest zdecydowanie lepiej!

    OdpowiedzUsuń
  3. "Wszyscy są idealni, jak z pod linijki"

    Broz... Cthulhu yz wery dysapojnted.

    Karol, "chyba że" nie rozdziela się przecinkami. NEVER.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O mój Cthulhu, już poprawiam! Szejm on mi, szejm!

      Usuń
  4. z jakiego filmu są te gify?

    OdpowiedzUsuń