Kreatur mówi, uwaga.
- Równolegle mieliłam dwa blogaski, True Villain i Oddech
Miłości Hogwartu. Po prostu True Villain skończyłam szybciej.
- Aniu, jeśli nie dam rady porozmawiać o ocenie teraz/w
najbliższym czasie, odezwę się, gdy tylko będę miała swobodny dostęp do Internetu.
Wyjeżdżam i nie wiem, jak z internetami tam będzie. Więc ewentualnie milczenie
nie wynika z olewactwa. :D
Przyzywający: True Villain
Przedwieczny: die_Kreatur
***
Na początek mam małą-wielką prośbę. Zrób jakieś archiwum czy
szeroka listę - Onet chyba na to pozwala, c’nie? Niby są tagi i w ogóle, ale
stan faktyczny jest taki, że nawigacja leży, a poruszanie się po blogu to
prawdziwy horror i trauma na całe życie.
Skupiłam się głównie na recenzjach, refleksji nie oceniałam.
Nie wiem, czy łatwość, z jaką szufladkujesz ludzi, bardziej mnie smuci,
przeraża czy wkurza. W każdym razie to nie na moje nerwy. Chciałam tylko
pochwalić post o Bieberze i 1D, który był naprawdę mądry – krótko, z sensem i
na temat.
***
Recenzje. Ha.
Dopóki nie natrafiłam na Liebster Award, byłam święcie przekonana, że pisze je
zapalona 13- lub 14-latka (znaczy, dopuszczałam też do świadomości wyższe lata
gimnazjum…), bo mniej-więcej na ten wiek wskazują zarówno jakość recenzji, jak
i wybór zespołów. Jakkolwiek po części podzielam Twoje sympatie (:D), trudno
nie zauważyć, że Nightwish, Manson, Green Day, Hunter to raczej grupy, od
których zaczyna się przygodę z cięższą muzyką. Od równolatki, która zdecydowała
się na prowadzenie bloga o muzyce, oczekiwałabym raczej ciekawszego wyboru
zespołów do zaprezentowania LUB sensowniejszych recenzji i większej wiedzy. A
tak prawdę mówiąc, to obu na raz.
Skupiłam się głównie na recenzjach. Przyznam, że oceniało mi
się je niesamowicie trudno, bo praktycznie nie wychodziły poza poziom
opisu/streszczenia i cholernie trudno było z nich cokolwiek wycisnąć. Jak
informuje nas Wikipedia, recenzje mają następujące cele:
- informowanie o nowych dziełach i prezentowanie ich,
- ocenianie,
- kształcenie gustu odbiorców,
- refleksja krytyczna (badanie struktury dzieła, odnoszenie dzieła do prądów i procesów artystycznych, do filozofii, do wcześniejszego dorobku autora, do innych zjawisk – w tym społecznych i politycznych).
Ty jesteś na jedynce i trzymasz się jej z całych sił.
Zahaczasz też jeszcze dużym palcem u nogi o dwójkę, gdyż koniec końców
przyznajesz punkty i mówisz, że Ci się podobało/nie podobało, ale de facto z
oceną ma to niewiele wspólnego (z wyjątkiem fragmentów, w których piszesz o
grze aktorskiej, te są dobre), bowiem zamiast myśleć i uzasadniać, rzucasz nieśmiertelnym,
jakże dużo wnoszącym „nie przypadł mi do gustu”. Przykład? „Jedynie mogę
narzekać na piąty odcinek, który nieco mnie nużył, oraz finał, który pozostawił
mały niedosyt, na szczęście zachęcił do sięgnięcia po drugi sezon.” Koniec. No
nie, tak ocenianie to nie działa, gdyż nie mówisz o recenzowanym obiekcie, lecz
o sobie. Suma summarum „recenzje” przypominają parę zdań z tyłu okładki – ba,
nawet mają podobną długość. Tak sobie myślę, że może powinnaś przestać się
bawić w „recenzowanie” i ograniczyć się do polecania w ten sposób rzeczy, które
Ci się podobają? Nevermind.
Jakimś dziwnym standardem jest u Ciebie schemat ładny wstęp –
wepchnięcie bohaterów, problematyki, przesłania i czego tylko się da w jeden
krótki akapit – podsumowanie od czapy. Ładne wstępy są ładne, więc ich nie
ruszaj, ale z resztą coś zrób.
Jeśli jednak jesteś uparta na recenzowanie, to – WAŻNE –
odejdź całkowicie od postawy „nie wiem, więc się wypowiem”. Czuję, że ledwo co
skończył się film/przeczytałaś ostatnią stronę, a Ty już wklepujesz pierwsze
zdania na klawiaturze. Ochłoń trochę, poukładaj myśli, zrób jakiś research,
zastanów się, co chcesz przekazać, co właściwie przeczytałaś/obejrzałaś i choć
sprawiaj wrażenie, że do recenzowania zabierasz się świadomie. To pisanie na
łapu-capu odrzuca.
Na Twoim miejscu zrezygnowałabym też z
naiwno-entuzjastycznego tonu i… eee… hiperbolizowania wszystkiego, bo te rzeczy
imho tylko oddalają cię od profesjonalizmu, noale to ja i moje odczucia.
Green Day – American
Idiot
To w sumie nie jest zła recenzja, ale chaotyczna strasznie.
Za pierwszym razem zrozumiałam z niej tyle, że Ci się podobało.
Przeskakujesz od piosenki do piosenki jak z kwiatka na
kwiatek. O tej napiszesz, że jest wolną balladą o wspaniałym klimacie i
ziiuuuu, ze środka płyty przenosimy się pod koniec, bo tam też jest ładna
ballada, a potem napiszemy coś o chyba-balladzie, która jest pomiędzy nimi, no
bo czemu nie! Nie za bardzo widzę sens tego działania, bo raczej nie porównujesz
do siebie poszczególnych piosenek z danej grupy i nie grupujesz ich, żeby
skomentować je zbiorczo. Ba, tak prawdę
mówiąc, w ogóle nie wdajesz się w niuanse – ograniczasz się do jedno- lub
dwuzdaniowych komentarzy, jakbyś w ogóle nie przeżywała tych piosenek i starała
się dyplomatycznie powiedzieć, że tak naprawdę nie masz zdania. Za hasłem
„wspaniały klimat” przecież niewiele się kryje, mogłaś powiedzieć chociażby,
jaki to klimat, jakie masz skojarzenia z tą piosenką (przeca na tej płycie
jakaś myśl przewodnia jest…) i czy na odbiór wpływa tekst. Na przykład.
Niezbyt mądrym posunięciem było skupianie się na
subiektywnym „lubię”/”nie lubię”. Szczególnie rozczarowało mnie to, że krytykę
„Homecoming” ograniczyłaś do „znalazłam tam kilka elementów, które w ogóle nie
przypadły mi do gustu” – no fajnie, ale JAKIE to elementy?
Recenzja byłaby o wiele bardziej wartościowa, gdybyś za cel
obrała sobie przybliżenie klimatu albumu, opisanie swoich odczuć czy skojarzeń
lub wgłębienie się w poszczególne piosenki. Innymi słowy, jak przed
przeczytaniem recenzji nie miałam wyobrażenia o tym albumie, tak nadal za
bardzo nie mam. A, no i jakoś w dalszej części umknęło Ci, że „American Idiot”
to concept album. Zabrakło mi podsumowania.
Bardzo na plus ciekawy początek, tj. geneza albumu, błysk
poczucia humoru w pierwszym akapicie i podanie rodzaju muzyki. Czemu potem
odeszłaś od tej szerszej skali?
Ogólnie, było dużo o Twoim guście, a mało o samej muzyce.
Lana Del Rey – Born To Day
„W mojej recenzji skupię się głównie na
muzyce którą tworzy, a kontrowersje zostawię serwisom plotkarskim.” – Yyy… Nie.
Po pierwsze, nie zaczynaj tak recenzji. Nigdy. To jest kulawe, szkolne, drętwe
i brzmi tak, jakbyś sama siebie przekonywała, że jednak wiesz, co robisz. Po
drugie – a czemu? Toć to dobre tło jest (o ile dobrze wyważyć proporcje,
oczywiście). Mogłabyś napisać też, jak wizerunek medialny artystki koresponduje
z muzyką. No sorry, ale jeśli z góry zakładasz, że wszyscy ją znają i nie warto
o niej gadać, to mogłabyś być konsekwentna i odpuścić sobie recenzję. Serio.
Czytelników interesuje Twoje spojrzenie.
Dlaczego zrezygnowałaś z przytoczenia fragmentów tekstów?
Skoro zdecydowałaś się o nich wspomnieć i je skomentować, chyba warto byłoby
zilustrować swoje tezy konkretnymi przykładami, tym samym przybliżając klimat
albumu. Poza tym mam wrażenie, że cały czas machasz nam bananem przed nosem,
krzycząc „nie dam wam go!”.
Umówmy się, że jedna rzecz = jeden akapit, ok? Póki co
podział na akapity jest u Ciebie całkowicie przypadkowy.
Jak to jest z tą stylistyką, ha? Motasz się w zeznaniach. No
bo patrz: „„Born To Die” to mieszanka popu, soulu, indie rocku, a nawet
hip-hopu. To bardzo klimatyczny i nastrojowy album (…) Płytę rozpoczyna obłędne
„Born To Die”. (…) [Utwór] jest piękny, zjawiskowy i
niesamowity. (…) „Off to the Races” jest równie wspaniałe co
jej poprzednik, jednak zdecydowanie się od niego różni. To zupełnie inna
melodia utrzymana w bardziej dyskotekowych rytmach. (…) „Blue Jeans”
to powrót do lat 60′, bowiem piosenka idealnie pasuje do filmów w stylu retro.
(…)Mimo, że utwór utrzymany jest w
podobnej stylistyce co większość piosenek na płycie”. Nie widzę tu
wspólnego mianownika i naprawdę nie wiem, do czego się odnosisz. Żeby
wykorzystywać dane pojecie jako punkt odniesienia, najpierw trzeba je
zdefiniować.
„Artystka całkowicie odcina się od panujących dzisiaj
trendów muzycznych, tworząc poniekąd swoje własne brzmienie i styl, pokazując
zarazem, że robi przede wszystkim to co lubi, a nie to co w tej chwili modne.”
- Wyczuwam hejt na showbiznes i mainstream. ”Poniekąd” w tym kontekście jest
wielce interesujące, takie że ni przypiął, ni przyłatał, bowiem sugeruje, że to
jest raczej „tak, ale…” lub „mimo tego wszystkiego jednak…”. Więc zwracaj uwagę
na słowa. Chciałabym, żebyś rozwinęła wątek jej odmienności, gdyż to w sumie
ciekawa refleksja.
Wałkujesz w kółko ten niezwykły wokal, mnożąc określenia.
Oczywiście na plus, że unikasz powtórzeń (tylko tego by jeszcze brakowało…),
ale muszę Cię zmartwić: nie unikasz w ten sposób łopatologii. To nadal to samo
powtórzone milijon razy. Staraj się pisać wrażeniowo, opisowo, używać środków
stylistycznych innych niż epitety.
Ponieważ na piosenkę poświęcasz jedno, góra dwa zdania – na
dodatek powtarzając wciąż „przyjemny” i „przeciętny” + „podobnie” (podobnie do
czego?) - wywód dość szybko zmienia się w bełkot. Na pewno mogłaś uzasadnić,
dlaczego Twoim zdaniem część to niewypały.
Ale nie martw się, w stosunku do recenzji Green Daya jest
dużo lepiej. Przynajmniej zamieściłaś jakieś konkrety i tło.
W ogóle mam wrażenie, że ni cholery nie masz pomysłu na
recenzje i dlatego aż tak kurczowo trzymasz się schematu
wstęp-rozwinięcie-zakończenie. Hm. Zastanów się, pod jakim kątem chcesz
przedstawić album. Może zanim zaczniesz pisać, postaw sobie jakąś tezę? W
każdym razie streszczanie naprawdę Ci nie idzie.
The Walking Dead:
Sezon 1
„W dzisiejszej notce po raz pierwszy zdecydowałam się na
recenzowanie serialu. Nie wiem jak wyszło. To recenzja napisana bardzo
spontanicznie. Jeśli spojrzycie na najnowsze TOP 5, to zauważycie zdecydowaną
dominację Mansona. Wystarczy spojrzeć na album tygodnia, by zrozumieć czym jest
ona spowodowana. Nie mogłam wybrać innych piosenek. Chciałam nawet umieścić
wszystkie piosenki z tej płyty na pierwszym miejscu, ale ostatecznie
zdecydowałam się na taki podział. Zapraszam do czytania.” – czy to wszystko
jest o Walking Dead, czy podział na akapity uciekł? W każdym razie nie rozumiem
ni w ząb.
Jedziemy dalej. CZY CIEBIE, DZIEWCZYNO, POGRZAŁO??? Wsadzasz
CUDZY TEKST do swojej wypowiedzi BEZ ZAZNACZENIA, że nie są to Twoje słowa??? Tak
samo obrazki – dlaczego, na macki Cthulhu, nie ma podanego źródła (btw to samo
z notką o apokalipsie)? A prawda autorskie?
„Fabuła rozwija się powoli, buduje napięcie i zaskakuje.” –
Fail. Fabuła nie może budować napięcia. Fabuła może być pełna napięcia,
umiejętnie budowane przez reżysera napięcie może korespondować z zaskakującą
fabułą.
„Oni sami są niezwykle wyraziści i z wieloma łatwo jest się
utożsamić.” – Rozwiń. W jedno lakoniczne zdanie pakujesz dwie rzeczy, z których
każdą można by opisać na osobny akapit. Powtarzam to pewnie już po raz enty,
ale chciałabym, żebyś zastanowiła się trochę nad tym, co recenzujesz. Co to
znaczy „niezwykle wyraziści”? Dlaczego tacy, jakie mają charaktery, czy są
życiowi, może podaj przykłady ulubionych scen, gdzie tak wyraźnie widać
wyrazistość postaci? Dlaczego łatwo się z nimi utożsamiać? Czy to dlatego, że
wszystko jest realistyczne, czy raczej dlatego, że są kreowani na typy „z
sąsiedztwa”? (I inne rzeczy w tym guście.)
„Na szczęście „The Walking Dead” zostało wielkim hitem, a
następne sezony mają już więcej epizodów niż pierwszy.” – Znowu teoretyzujesz
czy oglądałaś? Jeśli oglądałaś, to czy to na pewno jest zmiana „na szczęście”? Jak
ilość odcinków wpływa na serial?
W zakończeniu znienacka dowiadujemy się, że jest to opowieść
o strachu. Aha. We wstępie było, że o ludzkiej naturze, po prostu niech żyje
konsekwencja.
Gnijąca panna młoda Tima Burtona
To jest po prostu szczyt bezczelności, tyle Ci powiem.
http://oi39.tinypic.com/33dd2k1.jpg
na Twoim blogu
http://oi39.tinypic.com/2yy2fxc.jpg
na Filmwebie
http://oi40.tinypic.com/2mr5dab.jpg
„Burton stworzył film
przesycony czarnym humorem i tragizmem. Mimo wszystko nie jest to całkowicie
smutna opowieść.” – No nie, bo „jest przesycona czarnym humorem”. Przed
publikacją naprawdę przeczytaj jeszcze raz swoją pisaninę (nawet jeśli kopiowane,
zasada wciąż obowiązuje).
„W filmie świat żywych ukazany jest jako ponure i smutne
miejsce. Dopiero „w podziemiach” wszystko nabiera koloru. Dominuje tu śpiew,
taniec i dobra zabawa.” – Jakieś wnioski, interpretacja, whatever?
„Umarli bohaterowie w przeciwieństwie do tych żywych są
niezwykle charyzmatyczni i zabawni. Spędzają całe dnie na hucznej zabawie i
wcale nie tęsknią za krainą żywych.” – Bez komentarza z interpretacją brzmi to cokolwiek
kuriozalnie. Jeśli nie tego nie czujesz, pozwolę sobie podsumować muzycznie. https://www.youtube.com/watch?v=bPufKF3sqhI
Generalnie przepaść między plagiatami a Twoimi własnymi
słowami widać, słychać i czuć. Mnożą się powtórzenia – po dwa razy występują „humor”,
„animacja” i „zabawa”, a to dużo jak na tak krótki tekst.
„Wiele z nich [dzieci] mogłoby nie zrozumieć prezentowanych
tu żartów, lub po prostu wystraszyć się karykaturalnych postaci i świata. Nie
bez powodu Tim Burton to mój ulubiony reżyser.” – Aha. Czyli lubisz Burtona za
to, że jego filmów mogą przestraszyć się dzieci. Spoko. Ale na przyszłość
pilnuj akapitów i spójności tekstu, proszę Cię.
„Gnijąca Panna Młoda
to chyba najlepsza animacja jaką w życiu widziałam. Nie wierzycie? Przekonajcie
się sami.” – Ale że co? Jak niby JA mam się przekonać, czy „Gnijąca Panna Młoda”
to faktycznie najlepsza animacja, jaką w życiu widziałaś? Heloł, myślimy, co
piszemy.
Sala Samobójców
Może najpierw scharakteryzuj polskie kino, a dopiero potem
postaw „Salę Samobójców” w opozycji do ogólnie przyjętych tendencji? Nie do
końca wiem, o co Ci chodzi (chyba że jesteśmy na poziomie „Sala Samobójców jest odważna i świeża, bo tak w gazetach piszą”,
ale mam nadzieję, że jednak nie). Co prawda dalej brniesz, że „o świeżości tego
dzieła decyduje przede wszystkim odważne poruszanie problemów współczesnego
świata”, ale jakie to problemy, jak ukazane? Cholera wie, recenzja świeci
oczami.
„W filmie poznajemy Dominika – rozpieszczonego nastolatka,
któremu z pozoru nie brakuje niczego. Jest bogaty, nosi drogie ciuchy. Ma nawet
osobistego szofera. Mimo wszystko najbardziej doskwiera mu brak miłości i
akceptacji. Zaniedbywany przez własnych rodziców, dla których najważniejsza
jest kariera zaczyna szukać pomocy w sieci.” – Spłyciłaś, spłyciłaś jak diabli.
Jeśli to jest guembia tego filmu, to ja dziękuję, brawurowo udało Ci się mnie zniechęcić.
W takich sytuacjach dobrze zacząć od analizy postaci/fabuły/konstrukcji świata,
żeby nie uderzać łopatologią – wszak nie od dziś wiadomo, że wiele genialnych
filmów czy książek prezentuje się kretyńsko, jeśli okroić je do podstawowych założeń
fabularnych.
Następny akapit zaczynasz (zdaje się, że nie do końca
świadomie, ale fakt faktem) od postawienia tezy: „niektórzy po obejrzeniu Sali Samobójców mogą uważać, że to
właśnie internet jest największym wrogiem młodzieży”. I tę tezę porzucasz na
rzecz streszczenia fabuły. Jaki jest sens rzucania takich myśli w eter?
Przecież recenzja byłaby o wiele ciekawsza, gdybyś wyraziła swoje zdanie na
temat filmu! (Ostatnie zdanie to perełka, wiem).
„Reżyser podjął się trudnego zadania zilustrowania świata
nastolatków. W tym temacie łatwo o przesadę i przekłamania. Na szczęście
wszystko ratuje znakomita gra aktorska Jakuba Gierszała, który doskonale
wcielił się w role Dominika.” – Gdzie związek przyczynowo-skutkowy, do cholery?
Łatwo o „przesadę i przekłamania” za sprawą narracji, koncepcji reżysera i
scenarzysty, ujęci tematu, ale nie żadnej gry aktorskiej! Mylisz teraz dwie
różne płaszczyzny. I znowu porzucasz interesujący wątek, wykręcając się tym
samym od wyrażenia własnej opinii.
Końcówka jak zwykle niezawodna: „Film zmusza nas do
przemyśleń i refleksji. Martwię się jedynie o fanki Dominika, które
potraktowały temat zbyt serio, a film stał się dla nich inspiracją jak żyć.
Podsumowując „Sala Samobójców” to naprawdę dobry film”. Hej, czy słyszałaś o
czymś takim jak enter? Bo toto wszystko razem obok siebie zebrane do kupy zwala
z nóg ze śmiechu; ludzie mają jednak tendencję do szukania związków między rzeczami
następującymi po sobie. Zaś „film zmusza nas do przemyśleń i refleksji” ma
równie kategoryczny wydźwięk, co „kochamy Juliusza Słowackiego i zachwycamy się jego
poezjami”. Serio chciałabym wiedzieć, do jakich refleksji ten film
nas zmusza – tak z Twojego punktu widzenia.
Bring Me The Horizon - Sempiternal
Jak cytujesz, wypadałoby podać źródło, to po pierwsze. Po
drugie, czy to naprawdę aż takie trudne posłuchać, zajrzeć do jakiejś biografii
i napisać własnymi słowami? Jest duża różnica między stylem cytatu – notabene
miernie wplecionego w tekst, bo bez ciągłego przejścia – a stylem Twojej
recenzji. Poza tym cytat zawiera czysto subiektywną opinię, którą – dla
spójności tekstu – należałoby a) wywalić, b) opatrzyć polemicznym komentarzem.
Uwaga „no dobrze, ale dla mnie to póki co tylko puste
słówka” jest mocno wtf, gdyż tym sposobem wprost się przyznajesz, że nie masz
zielonego pojęcia o tym, na temat czego chcesz pisać. Srsly, nie wiem, co
mogłaby ciekawego zawierać recenzja osoby, która nie kojarzy nie tylko gatunku,
który reprezentuje zespół, ale też nie kojarzy jednego z popularniejszych
zespołów metalowych (bo o znaniu realiów metalowego środowiska nie ma już chyba
co gadać…). A, i ten, mogłaś to wwalić w następny akapit – kontrast między
Mądrym Cytatem a tym czymś uderzył mnie z siłą rozpędzonego tira.
Podsumowując ten fragment:
Jest dużo powtórzeń. Przede wszystkim zrób sobie bazę
synonimów na „piosenkę”, dobra? Ale nie tylko to się powtarza. Bynajmniej!
Nadużywać konstrukcji „można/mogę powiedzieć/napisać/usłyszeć”, z połowa zdań
jest na niej oparta.
„Spore zamieszanie na koncertach” jest takie… rozczulające.
„Również charakterystyczną rzeczą są w przypadku tej grupy
chórki, których na płycie usłyszycie całe mnóstwo. Rzecz raczej niecodziennie
spotykana w takim gatunku, jak i ciężkim graniu generalnie.” – *facepalm* Ten
gatunek: http://www.youtube.com/watch?v=1YVF-CD-iY0
Definicja gatunku: http://heavymetal.about.com/od/heavymetal101/p/metalcore.htm
Pierwszy z brzegu przykład z ciężkiego grania: http://www.youtube.com/watch?v=QV5l0OwjMtc
Czy to naprawdę zrobienie researchu było AŻ TAK trudne?
Tak samo to: „Wydawało mi się, że na płycie będzie dominować
przede wszystkim growl. Tu jest on jedynie wisienką na torcie”. Kurczę, nie, to
nie ten gatunek. Błądzisz po omacku i wyważasz dawno otwarte drzwi.
Zresztą… w tej recenzji jest całkiem dużo… hm, może
niekoniecznie błędów merytorycznych, bo za daleko jesteś od konkretu, żeby się
na nie narazić… ale stwierdzeń od czapy. Widać, że czujesz się obco w temacie.
Na przykład mamy imho rozczulające (bo eufemistyczne):
http://oi41.tinypic.com/w6yuix.jpg
„Na koniec mogę jedynie dodać,
że ”Sempiternal” trzeba smakować, bo wraz z kolejnymi kęsami
będziecie odkrywać nowe smaki, których nie czuliście za pierwszym razem.” – To
dobre zakończenie, ale chciałabym coś przeczytać o smakach, które Ty już
odkryłaś. Mówiłam już wiele razy, że te recenzje są bez pomysłu, polotu i
refleksji.
Co mi się podoba? Zrobiłaś progres. Jest więcej informacji o
muzyce, a mniej chaosu. W stosunku do poprzednich recenzji łatwiej wyłowić
Twoją opinię. No i więcej piszesz o samej muzyce.
Co mi się nie podoba? Totalny brak znajomości tematu,
ignorancja, zdziwienie nad oczywistościami. Sorry, ta recenzja może nie zabija,
ale też nic nie wnosi i jest absolutnie bezużyteczna dla każdego, kto nie używa
„metalu” wymiennie z „Metallicą”. No i jest to kolejna recenzja bez ikry.
Prośba o większą ilość metafor i porównań w miejsce epitetów wciąż aktualna.
Pisz tak, żeby z grubsza dało się załapać klimat.
Podsumowując: róbże research. Błądzisz we mgle.
Macklemore &Ryan Lewis – The Heist
Jest nieźle. Może dlatego, że się nie napinasz na
profesjonalizm i piszesz od serca? Może dlatego, że znasz się na tym, o czym
piszesz? W każdym razie czyta się płynnie i naprawdę przyjemnie, momentami z
prawdziwym zainteresowaniem.
Co mi się podoba? Że jak mówisz „unikat w świecie rapu”, to
swoje słowa uzasadniasz. Że podział na akapity nie zabija. Że nie popełniasz
plagiatu. Że wchodzisz w muzykę i teksty głębiej niż zwykły opis wymaga. Że
dzielisz się własnymi spostrzeżeniami. Że wreszcie masz swoje zdanie. Że
orientujesz się w temacie. Wreszcie, że podsumowanie odnosi się do reszty
recenzji.
Gdyby tak wyglądała reszta, byłoby super. Serio.
Most do Terabithii
Recenzja niby bez zgrzytów, ale wygląda tak, jak gdyby
ucięło Ci tekst zaraz po wstępie. Pierwszy akapit jest naprawdę dobrym
wprowadzeniem, bowiem przybliża klimat i ideę tego filmu. W drugim
porównujesz „Terabithię” do „Narnii”,
spoko, chociaż nie zgodzę się, że Narnia jest „jedynie lekką historyjką dla
dzieci”. Potem mamy pochwały pod adresem aktorów i polskiego dubbingu. I
recenzja się urywa. Wtf? A gdzie omówienie zarysowanych myśli? Bo zahaczyłaś o
problematykę filmy i chciałabym rozwinięcia.
Chciałabym, żebyś wyszła poza opis i wgłębiła się nieco w
ten film. Piszesz: „>>Most do Terbathii<< to już trudna prawda o
psychice dzieci. Film zaczyna się dość niewinnie niczym familijna opowieść dla
całej rodziny. Kończy się jednak jak złożony dramat psychologiczny.
Zdecydowanie właśnie to jest największa zaletą filmu. Ukazuje on prawdę, która
człowiek musi sobie uświadomić”. No dobra, ale co to jest za prawda? W jaki
sposób film ją przekazuje? Jaką rolę mają w tym elementy fantastyki? W jaki
sposób film zmienia się z familijnej opowieści w psychologiczne kino? Może coś
niecoś na temat postaw bohaterów?
To jest właśnie wartościowe w recenzjach, no.
Końcówka recenzji jest taka trochę z kosmosu, bo wręcz
zaprzecza wcześniejszym słowom. Tak samo, jak umieszczony „wypada dość blado
przy niektórych dramatach i filmach fantasy” w „wadach” – no skąd to? Nie
możesz wprowadzać nie poruszonych wcześniej tematów do zakończenia. W
zakończeniu po prostu złóż swoją opinię do kupy i wygłoś ostateczny osąd.
Kartki z pamiętnika
są… dziwne. (Ok, warto się gdzieś wyżalić, ale po kiego zgłaszałaś to do
oceny?) Bezrefleksyjne paplanie pt. „w młodym wieku poznałam wszystko,
pierdolcie życie, płaczę, płaczę, mohery widzą we mnie antychrysta, a ja mam
wyjebane” jest takie, no sama nie wiem…
żenujące, nie sądzisz? Takie wpisy na otarcie łez są dobre do pamiętniczka spod
poduszki, ale nieco niefajnie się robi, gdy nagminnie epatujesz Weltschmerzem
na publicznym blogu, na dodatek blogu o ciut innej tematyce. Zanim wciśniesz
„publikuj”, zastanów się lepiej, kto chciałby to czytać w takiej formie. Ja mam
niejasne wrażenie, że nikt, no bo, sorry, co kogo obchodzi nudno a niejasno opisane
życie anonimowej dziewczyny. Pomyśl sobie też nad tym, jakiej reakcji
oczekujesz od czytelników na np. Wolę być
w środku małą dziewczynką, zamkniętą na cały świat. Nic już nigdy nie będzie
takie samo. Nie potrafię ująć w słowa tego co czuję. Moje życie miało sens, a
teraz został tylko ten okropny ból…- przecież nawet nie idzie się
utożsamiać czy jakoś Cię pocieszyć, bo nie wiadomo, co właściwie się
przydarzyło. Twoje wynurzenia z jednej strony są cholernie osobiste, wręcz
intymne, a z drugiej odarte z refleksji, przemyśleń, ba!, konkretu. Po prostu
czysty ekshibicjonizm emocjonalny. Wygląda to tak, jakbyś zasiadała z oczami
wciąż wilgotnymi od łez do komputera i na wkurwie wklepywała słowa bez
zastanowienia, co chcesz przekazać, co dla Ciebie to wydarzenie znaczy, po co w
ogóle dzielisz się tym ze światem i tak dalej.
I… przyznam szczerze, że jest mi od tych notek niedobrze. Nie lubię, naprawdę
nie lubię, jak wypłakują mi się zupełnie obcy ludzie, o których nie wiem
dosłownie nic, a nawet nie znam powodu tego płaczu.
Oprócz tego wszystko jest podane w strumieniu świadomości i
doprawione jakąś pseudopoetycką manierą, że niby im bardziej wszystko jest
zawoalowane, tym lepiej. No nie, nie lepiej, bo wtedy to już tylko pozostaje
wzruszyć ramionami lub napisać w komentarzu, żebyś się ogarnęła i zajęła czymś
pożyteczniejszym niż kontemplowanie własnego nieszczęścia. Wszelkie próby
doradzenia Ci czy pocieszenia Cię są w gruncie rzeczy z miejsca skazane na
niepowodzenie, gdyż czytelnik nie ma zielonego pojęcia, o co, do jasnej
cholery, Ci chodzi.
Cholera, nie wiem, co Ci mogę doradzić (zgłoszenie do oceny
zobowiązuje); ja naprawdę nie czuję się na siłach pakować się z butami w czyjeś
życie. Jeśli jesteś uparta dzielić się z czytelnikami swoimi przeżyciami,
spróbuj, po pierwsze, spisywać je w miarę uporządkowany sposób. Powiedzmy, że
każdy post będzie miał swój temat przewodni, który postarasz się podać możliwie
przystępnie i atrakcyjnie dla czytelnika. Na przykład: trochę historii z życia
(nie mówię, że dokładnie, że ze szczegółami, po prostu na tyle, żeby można się
było z grubsza zrozumieć), opis Twojego stanu emocjonalnego z nią związanego,
jakieś luźne skojarzenia czy anegdoty (whatever), garść przemyśleń natury ogólnej,
wniosek z podsumowaniem, ewentualnie pytanie do czytelników.
Po drugie. Może warto
by było popracować nad formą? U Ciebie na blogu znajdują się ciężkie, ważne i
odważne wyznania, których… nie da się czytać ze względu na ten brak
odpowiedniej oprawy i odrzucającą łopatologię pomieszaną z pseudofilozoficznym
bełkotem. Jestem lesbijką i dla
niektórych ludzi automatycznie staję się marginesem społecznym. Jestem ateistką
i mohery już myślą, że przywołuję szatana i zjadam koty. Pofarbowałam sobie
włosy na różowo i każdy myślał, że do reszty mi odjebało. Nie! Każdy człowiek
ma dwoistą naturę. Nikt nie jest z góry zły lub dobry. To, że czasem zrobię coś
nienormalnego nie znaczy, że robię to cały czas. Gdybym chciała to
wpierdalałabym śledzie z czekoladą. Że niby nie mogę?! Kto mi zabroni? Rodzice?
Nauczyciele? Zombie? To mocny i w zasadzie poruszający fragment, z którego
bije prawdziwa rozpacz. Tylko że rzucasz nim bez ostrzeżenia, gdy nie ma
nastroju, gdy czytelnik nie jest przygotowany na takie wyznanie, bez refleksji
i kontekstu. Widzisz, jak w innych okolicznościach pewnie bym Ci z całego serca
współczuła, tak teraz wzbudza to we mnie tylko agresję i odrazę. A, no właśnie,
w tych osobistych wpisach sięgasz też po dość agresywny ton, co nastraja do
Ciebie jeszcze mniej przychylnie.
Z kolei wstawki pamiętnikarskie na początku postów są
niemiłosiernie chaotyczne (znowu strumień świadomości i przechodzenie znienacka
od jednego tematu do drugiego) i najzwyczajniej w świecie nudne. Głęboko
wierzę, że nawet najbardziej błahą rzecz da się błyskotliwie przedstawić.
Podsumowując tę część oceny: Blog ma zupełnie inną tematykę
i nie po to tu zaglądam, żeby czytać o czyichś problemach z samym sobą,
toteż nie życzę sobie, aby autor bez ostrzeżenia dawał mi po pysku
intymnymi wyznaniami (z masą wulgaryzmów na dodatek). Taka tam święcąca tryumfy
już w starożytności prosta zasada decorum.
***
Nie robisz raczej błędów językowych; w miarę poprawnie konstruujesz
zdania, rozumiesz znaczenie używanych słów, nie masz problemów z fleksją czy
ortografią. Problemy zaczynają się na poziomie interpunkcji. Nie jest jednak
drastycznie źle – przynajmniej nie stawiasz przecinków w dziwnych, miejscach.
Myślę, że zapoznanie się ze stroną prosteprzecinki.pl i poczytanie o
wtrąceniach (http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629804)
oraz odmianie nazwisk obcych (http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629618) całkowicie rozwiąże problem. A, no i NIGDY nie stawia się przecinka w „chyba
że”, „mimo że” i podobne.
Co prawda daje się we znaki ubogie słownictwo i drętwy styl,
ale to już inna para kaloszy.
Podsumowując: brakuje trafnych spostrzeżeń, refleksji, rysu
indywidualnego. Krótko mówiąc, jest sucho i kiepsko merytorycznie w recenzjach
oraz zbyt agresywnie w pamiętniku. Do tego dochodzi reszta bloga: konkursy i
przemyślenia, których naprawdę nie jestem w stanie kulturalnie skomentować.
Jeśli zaś miałabyś wynieść z tej oceny tylko jedną rzecz, proszę, zapamiętaj, że plagiat to zło źlejsze niż ta ocenialnia.
Dzięki za ocenę.
OdpowiedzUsuń"Może najpierw zcharaktezuj polskie kino" scharakteryzuj.
OdpowiedzUsuńNadlatuje komć (z cyklu "nie znam się, to się wypowiem").
OdpowiedzUsuń"ewentualnie milczenie" - Albo dziwny szyk, albo chodziło o "ewentualne", albo się czepiam. :D
szeroka - szeroką, ogonka ni ma. I potem w "pojecie".
Słownik podaje "summa summarum", dwa razy podwójne m.
Przy "Gnijącej" ostatni link jest nieklikalny. Przez chwilę myślałam, że wstawiłaś dwa razy to samo, ale chyba nie. :D
To rozczulenie się jakoś zdublowało, nawet obrazek jest dwa razy. (Ten o zamieszaniu na koncertach.)
No. Ocenka mocna, już od wstępu. Jak każdy Przedwieczny-Mackacz, wiesz, co robisz. Jest do rzeczy, z sensem, wytykasz bezlitośnie słabe strony i mankamenty, ale jednocześnie podkreślasz, co dobre. Z początku mi się ocena wydała chaotyczna i jakby niekompletna, dopiero chwilę potem sobie uświadomiłam, że pierwszy raz czytam ocenę bloga z recenzjami. o.O Przyzwyczaiłam się do opkowych.
O tej poprawności niby mało, ale (oceniając tylko po przytoczonych cytatach) więcej nie trzeba, lepiej dać ogólne porady, niż każdy błąd poprawiać bez wyjaśnienia (trochę więcej wysiłku dla autorki, ale ta metoda na pewno zaprocentuje w przyszłości).
Miejmy nadzieję, że True Villain nie zniechęci się do pisania, a raczej weźmie do serca porady i świadoma słabości, zacznie pracować nad stylem i ogólnym sensem. Ale za plagiaty to macką po łapskach się powinno Ci dostać, serio!
Ocena pisana trochę takim strumieniem myśli, ale uporządkowana i subiektywna, długość jak potrzeba, treść jak potrzeba, forma jak potrzeba, wszystko. Mnie się podoba, szkoda tylko, ze bez gifów i obrazków prawie. :<
No, ocena Broz znowu ledwie dzień czy dwa powisiała. Ale to oznacza, że Pomackalnia rozwinęła się na dobre, co chwila nowa ocenka, ja się cieszę bardzo. :D
Nie wiem, gdzie pisać, więc piszę tu.
OdpowiedzUsuńW odpowiedzi na komentarz Broz-Tito na swoim blogu informuję, że nowy rozdział jest już w przygotowaniu i przy dobrych wiatrach pojawi się w ciągu tygodnia (tak plus/minus), dlatego byłabym wdzięczna o to, aby przesunięto mnie o jedno miejsce w kolejce, bo blog w żadnym wypadku nie jest opuszczony, porzucony i takie tam. Po prostu mój mózg potrzebował chwili wytchnienia po sesji.
Pozdrawiam i dziękuję za wiadomość. :)
widzę, że dopiero zaczynasz przygodę z hejtem, bo słabo ci wyszedł :)
OdpowiedzUsuńNajpierw zapoznaj się z definicją słowa "hejt", zanim zaczniesz kogokolwiek o niego oskarżać, Anonimku. A tak swoją drogą, to mógłbyś się chociaż podpisać.
UsuńRue.
Witam.
OdpowiedzUsuńDroga/drogi die_Kreatur (bez urazy): Chciałabym ci tylko napisać, że bardzo dobrze piszesz tego typu "oceny", ale... niepotrzebnie w swoich wypowiedziach łączysz slang z językiem "poetyckim", mową "wydumaną" (mam nadzieję, że zrozumiesz, o co mi chodzi :3). Gdybyś pisał/a w jednym stylu, bez tych infantylnych dodatków, takich jak: "wtf", "helołł", "wwalić"; to zdecydowanie odnosił(a)byś dużo więcej sukcesów (w postaci większej ilości pozytywnych komentarzy, na przykład). Mam również jedną uwagę odnośnie skomentowanej przez ciebie muzyki autorstwa BMTH - to NIE jest metal i nie powinnaś się wypowiadać na jakiś temat, nie wiedząc o czym właściwie piszesz (ikonami metalu są zdecydowanie zespoły takie jak: Metallica, Iron Maiden, ManOwaR). Porównywanie BMTH do Bathory to ZBRODNIA - są to bowiem dwa, całkowicie odrębne zespoły, tworzące równie odmienną muzykę (uwierz, JEST olbrzymia różnica pomiędzy lekkim deathcore'm wykonywanym przez BMTH, a black metalem o satanistycznym przesłaniu autorstwa Bathory'ego).
Pozdrawiam
Alleka
Kreaturka już w pierwszym zdaniu zdradza się z płcią. :D I w nicku.
UsuńGdzie tu wydumany język...? o.O Infantylności też nigdzie nie widzę. :( Eeee, naturalnie mi to wygląda, jeśli o język chodzi. Mało formalnie, co najwyżej, ale to internety.
I od kiedy ilość komciów jest wyznacznikiem sukcesu...?
Przepraszam, ale gdzie Ty tu widzisz porównanie BMTH do Bathory'ego? Kreaur podała kawałek tego drugiego zespołu tylko i wyłącznie jako przykład użycia chórków w "ciężkich brzmieniach".
UsuńAle tu się ładnie zrobiło~!
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze wszystkich ocen, ale już cholernie żałuję, że nigdy się tu nie zgłoszę :(
Zapraszamy w takim razie do lektury! :) Dlaczego miałabyś się nie zgłosić, 香奈子? Nakarm Cthulhu, on jest taki piękny i taki głodny...
UsuńHa! Wiem, że pięknie rzecze i w ogóle, ale z fandomami i tematyką nie kwalifikuję się do oceny prawie nigdzie, a jednak wolałabym, aby oceniająca wiedziała o czym czyta ^^
Usuń