sobota, 22 czerwca 2013

0003. cierpienia-mlodego-smoka.blogspot.com

Miejscówka przyzywającego: Cierpienia Młodego Smoka
Przedwieczna: Broz-Tito


Powiem, drogie autorki, że plusik macie już na dzień dobry, ponieważ adres kojarzy mi się z Goethem. A Goethe jest dobry na wszystko, jak wszyscy wiemy, prawda? Napis na belce [„Sekretny dziennik Viserysa Targaryena lat 17 i ¾”] absolutnie zrobił mi dzień. Przy okazji sugeruje, ten napis mam na myśli,  że będę się dobrze bawić podczas czytania.
Jeśli chodzi o grafikę, na której hm… Niezbyt dobrze się znam, to powiem tylko, że nie odstrasza. Jest smok, więc tło pasuje do tematu. I to całkiem ładny ten smok, estetyczny. Chociaż białe litery na szarym tle są cokolwiek za jasne i straszą swoją wielkością. Więc pierwszy plus ujemny, panie kochane. I tekstowi nie zaszkodziłoby wyjustowanie czyż nie?

Nie przedłużajmy dłużej tego ględzenia, przejdźmy do ględzenia bardziej produktywnego, czyli powiedzmy coś o tekście.

Rozdział 1
No i jestem od razu zastrzelona. Przeniesienie postaci z PLiO, dodanie do nich postaci z komiksów Marvela i umieszczenie ich w amerykańskiej lub wzorowanej na amerykańską szkole średniej jest więcej niż dobrym pomysłem na udaną parodię! Nic tylko spakować w torebki i sprzedawać przyszłym gwiazdom blogosfery jako przepis na dobry blog.
Viserys na razie mocno przerysowany z tym swoim samouwielbieniem, ale i bez tego typka lubię, więc nie będę się czepiać. Z drugiej strony czepię się jednak ożywienia Rhaegara , bo nie widzę jak na razie uzasadnienia wobec takiego zabiegu – prócz zrobienia na złość Martonowi i ożywienia wszystkich, których on bez litości ubił. Czytam tak sobie tę opowieść i zastanawiam się, czy byłby Rhaegar po prostu dodatkową postacią, czy nie chcesz psuć bardziej życiorysu Viserysa,  czy o co chodzi? Bo jak na razie to akurat postać Rhaegara nie odegrała żadnej znaczącej roli, prócz bycia bratem cudownego Viserysa, oczywiście. Czytajmy dalej.
Nieopodal siedział jego brat Rhaegar, melancholijnie trącając struny gitary. Jak zwykle zebrał się wokół niego tłum wielbicielek. Viserysowi po raz kolejny w życiu przemknęła przez głowę myśl, że jest adoptowany. – z moich obliczeń wyszło, że to Rhaegar jest adoptowany, a chodziło chyba o Viserysa…

Rozdział 2
Kiedy już przestaję zakwikiwać się ze śmiechu, rodzi się pytanie: dlaczego to jest praktycznie sam dialog? Teoretycznie opowiadanie takie jak to niekoniecznie potrzebuje jakiś rozbudowanych opisów, ale takie minimalne, takie bardzo bardzo niewielkie opisiki by się przydały. Przynajmniej nasz wspaniały Viserys byłby bardziej majestic gdyby cierpiał w otoczeniu czegoś, a nie tak w zimnej pustce, od czasu do czasu wypełnianej plebsem złożonym z proletariackich ćwierćinteligentów, nie sądzą panie, panie kochane?

Rozdział 3:
O, nagła zmiana czcionki. Niespodzianka! Z drugiej strony wolałabym się więcej nie natknąć na taką niespodziankę jak ta. Na plus jednak zaliczam pojawienie się opisów, chociaż wciąż aż się prosi, by było ich zdecydowanie więcej.
I nie wiem, czy to tylko ja, ale opis przesłuchania do musicalu skojarzył mi się z High School Musical, czy to nie było tutaj przypadkiem inspiracją?

Rozdział 4:
Co się dzieje w tym opowiadaniu, że ojcem Joffa jest Tywin? Chociaż z drugiej strony, skoro Cersei też jest tu uczennicą, to taką małą interwencję w drzewo genealogiczne Lannisterów jestem w stanie jeszcze zrozumieć. Chociaż dalej nie widzę, jaką funkcję taki zabieg mógłby spełniać.
Ale że Lyanna Stark wstała z martwych to już mi się wydaje trochę dziwnie. Czy ten wasz świat to taka szczęśliwa kraina, w której nikt nigdy nie umiera? Teoria o zrobieniu na złość Martinowi wydaje mi się jeszcze bardziej prawdopodobna niż na początku.
Myślę, że mam kilka Możliwych rozwiązań tego problemu. Tylko Arya musi je jeszcze zaakceptować. – dzika wielka litera w środku zdania. Dziko rosnącym wielkim literom mówimy NIE.
A poza tym, to chyba muszę odłożyć kanon na półkę, bo planujący zasadzić kapustę Joff zdobył moje serce – doceniam to opowiadanie, naprawdę doceniam.

Rozdziały 5-10
Teraz wrażenia zapiszę tak na raz, bo nie ma sensu rozdrabniać się zbytnio. Czepię się drobnostki z rozdziału szóstego:
Jego dom nie był jednak miejscem, gdzie można wypić kawę w papierowym kubku i obserwować jakie wrażenie robi na obecnych damach. – co robi to wrażenie? Kubek? Kawa? Loras? Jakoś tak niejasno jest napisane, bo niby domyślam się, że wrażenie robi Loras, ale jak pierwszy raz przeczytałam to zdanie, to coś mi tu zgrzytnęło.
Wrogi, konkurencyjny element znalazł się poza zasięgiem.
- Oznaczyłeś nas już na facebooku? – spytał udając, że jest całkowicie rozluźniony, a nawet lekko znudzony. – a tu po pierwsze wychodzi na to, że wrogi element spytał, a po drugie brakuje przecinka po „spytał”.
Ten spojrzał triumfalnie na baristę. - A tak w ogóle, zauważyłeś, że Theon Greyjoy polubia wszystkie statusy Robba Starka? – „polubia”? Zwykłe „lubi” jest dla Renly’ego too mainstream?
O, a w rozdziale dziesiątym wyłapało mi się paskudny błędzik w zapisie dialogu:
- To cześć. - rzucił jeszcze przez ramię. – bez kropki po „cześć”. Reszta dialogów jest zapisana poprawnie, więc myślę, że to jakiś błąd przy poprawianiu, albo takie tam machnięcie z rozpędu.


Podsumowując, ogólne wrażenie wasz blog robi całkiem niezłe. Z drugiej strony, po przemyśleniu sprawy, miałabym chyba więcej niż kilka uwag. Ale zacznijmy od spraw dobrych.

Parodia, jak na parodie, które bywają głupie, jest zabawna, ale nie głupio zabawna. Śmieszy, bo jest lekka łatwa i przyjemna w odbiorze. Dobrze napisana, nie widać zbędnego wysilania się w trakcie wymyślania zabawnych sytuacji. Humor, chociaż w kilku miejscach (np. Joff marzący o tym, że zasadzi kapustę) przecudnie absurdalny, jest jednak tym typem humoru, który ubawiłby nie tylko fanów absurdalnych parodii, ale również fanów PLiO czy „Gry o tron”. Znajomość książek Martina nie jest niezbędna do zrozumienia opowiadania, ale z drugiej strony nie sądzę, by zainteresował się tym opowiadaniem ktoś, kto książki lub serialu nie oglądał. Co gorsza, musiałby czytać lub oglądać uważnie, bo żarty są raczej hermetyczne. Nawet ja w kilku miejscach zastanawiałam się przez chwilę, o co chodzi.

Z drugiej strony chyba jednak znajomość ta przeszkadzała mi czasem w odbiorze tekstu. Ot, chociażby ożywienie kilku postaci, które nie służy absolutnie niczemu. Co dziwne, Viserys nie wchodzi nawet w interakcję ze swoim cudownie ożywionym bratem. O Lyannie Stark nie wspominając, bo ta jest w historii wspomniana dokładnie w jednym zdaniu. Zresztą, taki los spotkał większość postaci, chociażby Thora. Z jednej strony macie ogromną liczbę postaci, a wykorzystujecie zaledwie pięć, może sześć. W każdym razie nie więcej niż dziesięć, co jest dla mnie wybitnie niezrozumiałe. No, chyba żeby wytłumaczyć te tabuny tym, że ktoś musi w końcu być tym plebsem, na który tak krzywi się nasz główny bohater.

W związku z tą ogromną liczbą postaci, wciąż niejasny pozostaje dla mnie sens crossoveru ze światem Marvela, konkretnie sprowadzającym się zaledwie do Thora i Lokiego. Wytłumaczenie, zawarte na jednej z podstron, że po prostu kochacie osoby przez innych autorów niekochane, jest dla mnie kiepskim wytłumaczeniem. Lokiego zawsze można było zastąpić kimś ze świata PLiO, ot, Theonem chociażby, który też jest tu postacią-duchem.

Oczywiście, ten zarzut możecie odeprzeć jednym – opowiadanie to w końcu „Sekretny dziennik Viserysa”, który ludzi nienawidzi, a oni nienawidzą jego, więc duża liczba postaci, które mają JAKĄKOLWIEK funkcję w opowiadaniu jest zbędna. Ja na to odpowiem: cóż, racja, ale jednocześnie prowadzicie opowieść z punktu widzenia Lorasa czy Aryi, więc co wam szkodzi wykorzystać jeszcze więcej osób? Szczególnie teraz, kiedy to dzięki swojemu cudownemu występowi na przesłuchaniach, Viserys stał się ponoć tak popularny, że ho ho. A oprócz Lokiego i Lorasa nie zainteresował się nim pies z kulawą nogą. Co gorsza, od tego momentu wszystko zaczęło dążyć ku bardzo słodkiemu rozwiązaniu fabularnemu, jakim jest zrobienie z Lokiego i Viserysa pary – co gorsza, Loki, kiedy ten pomysł podrzucił, nie do końca jasno wyjaśnił, po co właściwie mają tę parę udawać, więc uważam ten wątek za całkowicie zbędny.

Nie lada problem stanowią również zawirowania w drzewach genealogicznych rodzin. Na przykład kompletnie niejasną rzeczą jest tu dla mnie podział, kto będzie nauczycielem, a kto uczniem, kto jest czyim bratem i czy znana jest matka Aryi Stark. Bo z jednej strony nauczycielami są Cathlyn czy Ogar, ale Cersei czy Jamie są już tylko uczniami, a do tego rodzeństwem Joffa. Takie niewyjaśnione sprawy wprowadzają tylko chaos. Nie widzę również klucza, według którego zadecydowano, kto powędruje do danej grupy. Ot, na chybił-trafił, ten tu, a tamta tam? Żebyż jeszcze, jak wspominałam wcześniej, cała ta zabawa spełniała jakąś określoną funkcję, to mogłabym się nad tym nie zastanawiać. Niemniej jednak ten zabieg również nie spełnia jakiejkolwiek funkcji prócz bycia wybitnie bezbarwnym tłem dla Viserysa. W skrócie – oni wszyscy też są tylko plebsem.

Co do kreacji bohaterów, to, jak to w parodii, wyciągnięte i mocno, groteskowo wręcz, przerysowane są ich wady. W związku z czym Viserys ciągle narzeka, ględząc jednocześnie o tym, że ktoś tu zaraz obudzi smoka, Loras natomiast przejmuje się tylko wyglądaniem i bywaniem. Więcej o innych postaciach, w tym o Lokim, nie jestem w stanie powiedzieć. Niby parodia nie potrzebuje specjalnie rozbudowanych bohaterów, ale bogate życie wewnętrzne jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

Trochę szkoda również, że kolejne rozdziały są porażająco wręcz krótkie i opierają się głównie na dialogu. W całym opowiadaniu opisy są bardzo, bardzo ubogie, co mnie trochę boli. Parodia nie parodia, ale trochę opisów by się przydało. Nie mówię, że wcale ich nie ma, po prostu uważam, że jest ich za mało. Jak już są, to są bardzo ubogie, bo sprowadzają się głównie do wyglądu postaci. Nie mam natomiast pojęcia, jak właściwie wygląda szkoła, jak wygląda dom Viserysa czy chociażby głupi Starbucks, w którym przesiadują Loras i Renly (no dobra, Starbucks to nie problem, każdy Starbucks wygląda tam samo, ale i tak w opowiadaniu przydałby się chociaż skąpy opis).

Nie bardzo też ogarniam zasady rządzące światem przedstawionym. Z jednej strony mamy religie Westeros, z drugiej na zajęciach z historii uczy się o przywilejach i Habsburgach. Tu mamy naukę dothrackiego, a tam łacinę. Ładu i składu to za bardzo nie ma, muszę przyznać. Przez to gubiłam się nieco podczas czytania.


Pomimo tych wszystkich niedogodności, sama opowieść niesamowicie mnie bawiła i pewnie gdybym nie miała oceniać bloga, to po prostu bym się pośmiała, zostawiła pochwalny komentarz i kompletnie nad niczym się nie zastawiała. W związku z tym mam nie lada dylemat, co tu wystawić. Niech będzie, ze spokojnym sumieniem, trójkę z plusem z widokami na czwórkę.

Cthulhu quality symbol  Cthulhu quality symbol Cthulhu quality symbol 



8 komentarzy:

  1. Jakoś tak... krótko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby na to nie spojrzeć... Zgadzam się, ale sam tekst był krótki.

      Broz-Tito

      Usuń
    2. Racja, 10 niedługich rozdziałów. Wszystko w ocenie jednak jest zawarte, więc trzeba się cieszyć. :)

      Usuń
  2. Nie czytałam tekstu, który oceniałaś, ale mimo wszystko wydaje mi się, że skoro jest on trójkowy to można więcej o nim napisać ^^ niemniej jednak ocena jakościowo bardzo dobra.

    Ściskam,

    OdpowiedzUsuń
  3. Broz... w tej ocenie NIE MA GIFÓW!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo mi nie pasowały, w następnej będą, no. Spokojnie :)

      Usuń
  4. Teraz się wypowie pół autorstwa blogaska.
    Po pierwsze dziękuję za ocenę, która bardzo dobra jest, ale ja gify, proszę pani Broz, zamawiałam :(
    Po wtóre więcej postaci będzie miało swoje pięć minut, ale w swoim czasie. Nie wiem, co prawda, choćby z przybliżeniem kiedy to nastąpi, nastąpi jednak z całą pewnością.
    Po ostatnie logiki w budowaniu drzew genealogicznych nie ma. I nawet nie należy jej tam szukać. Ożywiając wszystkie martinowe postaci również żadną logiką się nie kierujemy. Po prostu uprawiamy radosną twórczość i dobrze się przy tym bawimy.

    Dziękujemy raz jeszcze i machamy wszystkimi dwiema kończynami górnymi, my, katrei.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo chciałam ciepnąć jakimś gifem i żaden nie pasował, kiedyś to naprawię, obiecuję.

    OdpowiedzUsuń