Miejscówka przyzywającego: Morrigan Mard jest dziwna
Przedwieczne: Gayaruthiel, Delta
I. Poznaję Morrigan
Jedenastolatki obrzucają kamieniami dużo starszego ucznia Hogwartu, bo podejrzewają, że jest charłakiem? Trudno mi w to uwierzyć, gdzie dyscyplina, wychowanie, strach przed ingerencją nauczycieli?
Dlaczego absolutnie wszyscy znają Morrigan i jej Gęś, tylko nie główny bohater? Przecież spędza czas z resztą uczniów, rozmawia z nimi, uczestniczy w zajęciach, i co, to, czym wszyscy tak się ekscytują, zupełnie go ominęło?
Pożegnałem się i obejrzałem za siebie, by zorientować się, że Marianne zniknęła. Nie przeszkadzało mi to, może nawet część mnie odczuła ulgę, że komuś innemu przypadnie obowiązek obłaskawiania jej. – A dlaczego do tej pory to nasz bohater miał ten obowiązek? Nie wygląda na to, by pozostawali w jakiejś szczególnie bliskiej relacji.
Nie bardzo rozumiem, dlaczego bohater zdecydował się zagrać tak żałobny utwór na podwieczorku u Slughorna. Nie wiem też, czemu na widok Morrigan reaguje paniką, zamiast po prostu zdziwieniem.
Maurice szepcze sobie do pustego krzesła obok Toma (skoro Morrigan jest niewidzialna dla świata), ten jednak tego wcale nie zauważa? Nie uważa za dziwne?
II. Dowiaduję się strasznych rzeczy
wytrzymali i tak wybitnie długo bez ingerowanie – Ingerowania.
na drodze do pokoju wspólnego stanęła Morrigan. Na mój widok sięgnęła do kieszeni i wygrzebała stamtąd pożółkłą, wyglądającą na dość starą kartkę. // – Przetłumacz mi to – powiedziała. // Popatrzyłem na trzymaną przez nią kartkę, a następnie bardzo powoli przeniosłem spojrzenie na Morrigan. // – Mogę ci w zamian wytłumaczyć tajemnice życia i śmierci – zaproponowała dziewczynka. // Nie wiedziałem, jak na to zareagować. – Takie rzeczy sprawiają, że to dopiero połowa drugiego rozdziału, a ja już się zastanawiam, czy to aby nie jest piątkowe opowiadanie.
– Miałam poważną rozmowę na twój temat z Tomem Riddlem – wyjaśniła. // Pobladłem. // – Z Tomem? – Rozejrzałem się. – Ale... dlaczego? (...) Tom miałby... nienawidzić mnie? To przecież jakiś absurd. Nigdy nie było między nami chociażby najmniejszego nieporozumienia, o jakichkolwiek konfliktach nie wspominając. Jakakolwiek osobista uraza zwyczajnie nie mogła mieć miejsca. Zazdrość? Tym bardziej niemożliwe. Tom błyszczał w każdej dziedzinie nauki, uwielbiali go zarówno uczniowie jak i nauczyciele, ba, ośmieliłem się nawet przypuszczać, że pod względem urody również mu nie dorównywałem. – Jeśli Tom jest taki ekstra popularny, dlaczego Maurice blednie na samą wzmiankę jego imienia?
głównie w kolorach bieli i niebieskości – Nie ma takiego słowa jak „niebieskość”, więc może w kolorach bieli i błękitu?
W piątek po ostatniej lekcji stanąłem pod schodami i z bólem serca pomyślałem o wspinaczce na siódme piętro. Marzyłem już tylko o tym, by paść na łóżko i nie wstawać aż do poniedziałku, ale na drodze do pokoju wspólnego stanęła Morrigan. (...) Rozejrzałem się po wnętrzu, nigdzie jednak nie dostrzegłem Jeremy'ego. Miałem nadzieję, że spotkam go chociaż w sypialni pierwszoklasistów, inaczej okazałoby się, że wspinaczka na siódme piętro była daremnym trudem. – Maurice zmierzał na to piętro, jeszcze zanim spotkał Morrigan, więc czy znajdzie chłopca czy nie, i tak będzie dokładnie tam, gdzie planował się znaleźć.
– Zdążymy jeszcze poszukać szczura Schloma. // – Znalazłam go martwego – odezwała się za moimi plecami Morrigan. – Wiem, gdzie leży. Chcę go pochować. // O cholera. Patrzyłem ze rosnącą grozą w sercu na rozjaśnioną nadzieją twarz Jeremy'ego. // – Weź kolegów – poprosiłem w końcu z rezygnacją. – Zwłaszcza Schloma. To jego szczur i zna jego zwyczaje. // – Też znam – powiedziała cicho Morrigan. – Leżenie bez ruchu, tracenie ciepła i wabienie much. – Morrigan właśnie zdobyła moje serce.
Przygryzłem dolną wargę, odwróciłem się i otworzyłem przed Morrigan i Jeremym drzwi, myśląc gorączkowo o jednym. Na Rowenę, jak ja im wytłumaczę śmierć szczura? – Dlaczego Maurice ma poczucie, że musi coś tłumaczyć? Przecież to nie on ukradł gryzonia, w żaden sposób też nie jest odpowiedzialny za jego śmierć.
Opis szczurzego pogrzebu był fantastyczny. No i ostatecznie to Morrigan wpadła na pomysł, który pocieszył nieszczęsnego Schloma, więc zaangażowanie jej w tę historię w ostatecznym rozrachunku wyszło na plus.
III. Proszę się o kłopoty
Nie rozumiem sceny z wyławianiem pierścionka. Dlaczego o pomoc została poproszona akurat Cestoda? Na czym polega jej specjalna właściwość, poza uporczywym pragnieniem śmierci? Co jest w dziewczynie wyjątkowego? Dlaczego Maurice i Cestoda próbowali wyłowić rzeczy z jeziora akurat wędką? Czy te wędki były zaczarowane? Musiały chyba być, skoro złapało się na nie tyle przedmiotów? Jak to właściwie miało działać?
Przeczytałem nagłówek dokumentu – dużymi literami napisano „Podanie o przyznanie tytułu Honorowego Puchona”. (...) Ta propozycja brzmi bardzo kusząco, ale chyba jednak się nie zdecyduję. – Darmowe ciastko to za mało, bym wyrzekł się krukonowatości. – Przecież nikt go nie prosi o wyrzeczenie się czegokolwiek, to raczej umożliwia mu na należenie do dwóch domów na raz, tak jakby.
Podsumowałem w myślach dzisiejszy dzień. Zaczynając od tego, że sporą jego część przespałem, idąc poprzez upokorzenie się na oczach niemal całej szkoły – Że niby pływanie łódką po jeziorze z wędką i wyławianie skarbów miało być upokarzające? Czemu?
Strasznie podoba mi się wątek z arabską historią rodziny.
Kiedy znowu na niego spojrzałem, uderzyło mnie jego ponury wyraz twarzy. – Uderzył.
– Jeśli nie przestaniecie, umrzecie. // Ktoś za mną, podejrzewam, że mały rudzielec, zaczął płakać. Spojrzałem w ich stronę. Spłoszone dzieci rozbiegły się. // Przeniosłem wzrok na dziewczynkę. Patrzyła na mnie z twardą determinacją, jakby zrobiła najwłaściwszą rzecz na świecie. // – Tak naprawdę kłamałam. Nie da się zrobić żadnego „jeśli” – wyjaśniła. (...) – Linia śmierci. Jeśli nie zdążysz przeczytać, aż napotkasz Linię, umrzesz – wytłumaczyła całkowicie spokojnie. – Autor się zapomniał? Morrigan kłamie?
[Dodatek] Gęś Mard jest wspaniała
A potem Gęś została Zaproszona, co wywołało w niej zadowolenie, bo było to coś, co powinno się zdarzać. Spodobało jej się też dlatego, że ludź zaczynał coraz lepiej rozumieć Hierarchię i to naprawdę dobrze rokowało. Gęś usiadła na ludziu, ponieważ przypomniało jej się, że na ludziach siedzi się Wygodnie i pomyślała, że skoro ludź zrobił coś raz dla Gęsi, to może robić zawsze. // Ludź pogłaskał Gęś i chociaż nie zasłużył, to pozwoliła mu na to, bo Uszanował Gęś. // Później ludzie zaczęli Dużo Mówić, ale nie miało to znaczenia, bo Gęsi było Wygodnie. // A przynajmniej dopóki nie została zrzucona. – Szczerze mówiąc, to brzmi jak zachowanie typowego kota. ;)
IV. Padam ofiarą żartu
Czy Maurice od zawsze miał kłopoty z wybudzaniem się, czy zaczęły się dopiero, odkąd poznał Morrigan?
Ty mówisz jako ludzie Grindelwalda, ale wcale ich nie lubisz. – Jak.
V. Zaniedbuję edukację
Sam pewnie załamałbym się, mając chociażby najmniejszą szramę na twarzy, profesorowi jednak takie nabytki w ogóle nie przeszkadzały. – Do tej pory nie widać było, by Maurice przykładał przesadną uwagę do swojego wyglądu.
Spóźnienia zdarzały się wszystkim (a w szczególności członkom Klubu Ślimaka), ale nie mimo to czułem niepokój. – Zbędne nie.
VI. Popełniam zbrodnię
Pomysłowa ta szklana klątwa kompozytora.
VII. Tracę suwerenność
Uwag brak.
Nieczęsto trafiają mi się piątkowe prace. Przez trzy lata mojej kariery na Mackalni i przetrawieniu pięćdziesięciu blogów, na zaszczyt ten zasłużyły tylko dwa – ten będzie trzeci. Jest przy tym pierwszym, przy którym czułam autentyczne rozczarowanie, że dostępnych jest tylko siedem rozdziałów, bo chciałabym tego więcej. Styl jest bez zarzutu, poza nielicznymi literówkami nie ma błędów, techniczny prima sort. Opowiadanie wciąga od pierwszego zdania, mimo braku cliffhangerów i tak ogromnie chciałam wiedzieć, co będzie dalej, na czym polega zagadka Morrigan i jej Gęsi, czy Maurice się kiedyś ogarnie i jaka w tym wszystkim będzie rola Toma. Mimo że opisujesz zwyczajne, szkolne życie, nie stronisz od uderzania w poważniejsze struny, jak okrucieństwa wojny, śmierć bliskich czy życiorysy okrutnych morderców – nic jednak nie jest przedobrzone. Całe opowiadanie jest świetnie wyważone pomiędzy humorem a powagą. Prezentowane żarty trafiają do mnie w stu procentach. Postacie są żywe, plastyczne, różnorodne, dokładnie takie jak powinny być. Morrigan podbiła moje serce, a i do Maurice’a czuję sympatię, choć zazwyczaj osoby tak nieporadne życiowo mnie irytują. Świat przedstawiony: owszem, piszesz o znanym wszystkim Hogwarcie, ale na szczęście nie porzuciłeś całkowicie opisów i wnętrza też jestem w stanie sobie wyobrazić bez większego trudu. Myślę, że kolejne opowiadanie powinieneś osadzić we własnym uniwersum, by móc się nim bez przeszkód chwalić światu – moim zdaniem zasługujesz na uznanie i rozpoznanie. Czy gdzieś jeszcze można zapoznać się z twoją twórczością? Jeśli potrzebujesz bety, obie zgłaszamy się na ochotnika.
"Jedenastolatki obrzucają kamieniami dużo starszego ucznia Hogwartu, bo podejrzewają, że jest charłakiem? Trudno mi w to uwierzyć, gdzie dyscyplina, wychowanie, strach przed ingerencją nauczycieli?" - Fakt, sytuacja może być uznana za naciąganą. Z tym, że dzieci znajdują się w grupie, mają "wspólnego wroga", jedna, niezbyt zdecydowana i ewidentnie pozbawiona pewności siebie osoba wychodzi im naprzeciw. To mogłoby doprowadzić do eskalacji przemocy, tym bardziej, jeśli mają w tym momencie poczucie bezkarności. To też nie wyglądało tak, że dzieciaki chmarą rzuciły się na chłopaka i go zlinczowały. ;) Jeden rzucił proste zaklęcie, "hej, zobacz, ty tak na pewno nie umiesz", spotkało się to z aprobatą grupy, więc inne zaczęły małpować. Maurice'owi nie stała się krzywda - żaden kamyk go nie dotknął, oczywiście można pytać, czy to dlatego, że dzieci nie były w stanie go dosięgnąć, czy nie próbowały. Bohater założył pierwszą opcję, ale nie znaczy to, że jest prawdziwa.
OdpowiedzUsuń"Dlaczego absolutnie wszyscy znają Morrigan i jej Gęś, tylko nie główny bohater? Przecież spędza czas z resztą uczniów, rozmawia z nimi, uczestniczy w zajęciach, i co, to, czym wszyscy tak się ekscytują, zupełnie go ominęło?" - tutaj mea culpa. Maurice mógł ignorować lub lekceważyć doniesienia o dziwnej dziewczynce, ale musiał o nich wcześniej słyszeć.
"A dlaczego do tej pory to nasz bohater miał ten obowiązek? Nie wygląda na to, by pozostawali w jakiejś szczególnie bliskiej relacji." - to jeszcze pozostałość z czasów, kiedy chciałem zrobić z tej bohaterki ważną postać, w międzyczasie zmieniłem koncept, ale zapomniałem poprawić tę scenę.
"Nie bardzo rozumiem, dlaczego bohater zdecydował się zagrać tak żałobny utwór na podwieczorku u Slughorna." - lubi takie klimaty. :D
"Nie wiem też, czemu na widok Morrigan reaguje paniką, zamiast po prostu zdziwieniem." - poprawię.
"Maurice szepcze sobie do pustego krzesła obok Toma (skoro Morrigan jest niewidzialna dla świata), ten jednak tego wcale nie zauważa? Nie uważa za dziwne?" - kto powiedział, że nie zauważa? ;)
– Morrigan, wyjdziesz na moment na korytarz? – poprosiłem, a ona po chwili kiwnęła głową i wstała. Sam również się podniosłem z kanapy.
– Dobranoc – powiedział Tom Riddle. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, a on dodał ciszej: – Zbierasz się już, prawda?
Od przyjścia Maurice'a do gabinetu Slughorna minęła chwila, myślę, że gdyby Tom nie słyszał jego wypowiedzi, założyłby, że chłopak chce do kogoś podejść, zagadać, ewentualnie coś zjeść.
"Jeśli Tom jest taki ekstra popularny, dlaczego Maurice blednie na samą wzmiankę jego imienia?" - bo bardzo mu zależy na opinii Toma (to mogło akurat umknąć, bo bohater bardzo często analizuje swoje zachowanie pod kątem tego, jak zostanie ocenione), a "poważna rozmowa" brzmi bardzo niepokojąco w każdym kontekście.
"Nie ma takiego słowa jak „niebieskość”, więc może w kolorach bieli i błękitu?" - Na pewno nie? http://sjp.pwn.pl/doroszewski/niebieskosc;5457383.html Nie wiem, na ile to sprawdzone źródło.
Usuń"Maurice zmierzał na to piętro, jeszcze zanim spotkał Morrigan, więc czy znajdzie chłopca czy nie, i tak będzie dokładnie tam, gdzie planował się znaleźć." - tak, ale plany się zmieniły i szukał Jeremy'ego. Gdyby go nie było w dormitorium Krukonów, musiałby zejść po schodach obnażających jego żałosną kondycję fizyczną i trochę się nabiegać za chłopcem.
" Dlaczego Maurice ma poczucie, że musi coś tłumaczyć? Przecież to nie on ukradł gryzonia, w żaden sposób też nie jest odpowiedzialny za jego śmierć." - nie chodzi tutaj o wytłumaczenie się (w końcu nie jest winny), a wytłumaczenie w ogóle. Wiedział, że angażując się w tę sprawę, będzie jedyną dorosłą (no, prawie dorosłą) osobą, która znajdzie się przy odkryciu zwłok Patki i czuł, że powinien w jakiś sposób przeprowadzić chłopców przez tę dość trudną sytuację. Sformułuję to trochę czytelniej.
"Nie rozumiem sceny z wyławianiem pierścionka. Dlaczego o pomoc została poproszona akurat Cestoda? Na czym polega jej specjalna właściwość, poza uporczywym pragnieniem śmierci? Co jest w dziewczynie wyjątkowego? Dlaczego Maurice i Cestoda próbowali wyłowić rzeczy z jeziora akurat wędką? Czy te wędki były zaczarowane? Musiały chyba być, skoro złapało się na nie tyle przedmiotów? Jak to właściwie miało działać?" - Cestoda była dość szalona, by się zgodzić. ;) Wędki nie musiały być zaczarowane, łowili nad legowiskiem Kałamarnicy, które według mojego headcanonu wypełnione jest rozmaitymi skarbami i jeszcze większą ilością śmieci. :P Co do samego wątku z łowieniem... jak wspomniałem w jednej z podstron, fanfika piszę "z żałoby" i ta scena jest parodią jednego wydarzenia, które miało miejsce dawno temu. Po ponad trzech miesiącach (bo mniej więcej od takiego czasu zajmuję się tym fanfikiem) mój stosunek trochę się zmienił i nie mam już potrzeby, by utrwalić gdzieś różne sceny i różne postacie. Dzisiaj oceniłbym ten wątek za zbędny, niemający żadnej wartości poza komediową, choć wtedy naprawdę chciałem go napisać. Nie mam serca go usunąć, bo wielu czytelnikom się spodobał i większość z nich polubiła bardzo Cestodę, więc niech już sobie zostanie.
"Przecież nikt go nie prosi o wyrzeczenie się czegokolwiek, to raczej umożliwia mu na należenie do dwóch domów na raz, tak jakby." - i na pewno przez wielu Krukonów zostałoby to odebrane jako zdrada. ;) Sprzedał się za puchońskie ciastka!
Usuń"Autor się zapomniał? Morrigan kłamie?" - Morrigan mogła nie wiedzieć, że potrafi taką zrobić. Ale bezpieczniej byłoby uciąć wypowiedź Morrigan po "żartowałam" i nie robić niepotrzebnego zamieszania czytelnikowi.
"Szczerze mówiąc, to brzmi jak zachowanie typowego kota. ;)" - koty są mniej straszne! :D
"Czy Maurice od zawsze miał kłopoty z wybudzaniem się, czy zaczęły się dopiero, odkąd poznał Morrigan?" - nie od zawsze, ale akurat nie Morrigan jest tutaj problemem.
"Do tej pory nie widać było, by Maurice przykładał przesadną uwagę do swojego wyglądu." - może nie, ale to, że jest przewrażliwionym estetą chyba widać?
"Pomysłowa ta szklana klątwa kompozytora." - dzięki. Początkowo chciałem Belaira naznaczyć jakąś bardziej przyziemną przypadłością, jak obniżona odporność, choroba płuc lub czymś podobnym. Zrezygnowałem, bo wolałem, by jego choroba nie skojarzyła się komukolwiek z tym, na co cierpiała Aspen.
Nie, nie piszę niczego na boku. ;) Jeśli uda mi się skończyć MMJD, uznam, że jestem gotowy na coś własnego, bo póki co moją największą wadą jako początkującego pisarza jest nieumiejętność systematycznego pisania. Tutaj się pilnuję i staram pisać codziennie, chociażby było to jedno, wymuszone zdanie. Wychodzi różnie, ale muszę przyznać - jeszcze nigdy nie miałem takiego tempa.
Mam już kogoś, kto sprawdza każdy rozdział przed publikacją, ale dziękuję bardzo za propozycję.
Dzięki za ocenę, teraz już mogę po prostu pocieszyć się z piątki. :D
"bardzo mu zależy na opinii Toma" - to umyka, bo między panami nie ma wcześniej opisanej żadnej większej zażyłosci - ot, koledzy z roku - więc nie ma poczucia, że Maurice go w jakiś sposób wyróżnia.
UsuńNo do niebieskości, mea culpa, jeśli jest w słowniku PWN, to na pewno istnieje, a ja całe życie żyłam w błędzie :)
"Wędki nie musiały być zaczarowane, łowili nad legowiskiem Kałamarnicy, które według mojego headcanonu wypełnione jest rozmaitymi skarbami i jeszcze większą ilością śmieci." -- No tak, ale Maurice biorąc wędkę, nie wiedział, że tam skończy, a wyłowienie małego obiektu za pomocą rzucania haczyka na oślep jest nierealne :P Też polubiłam Cestodę, a sama scenka jest wporzo, po prostu fajnie byłoby ją lepiej uzasadnić, osadzić w świecie.
Koty są mniej straszne, i owszem, ale myślą właśnie w taki sposób. Nie wiem, w jaki sposób myślą gęsi, bo dbam, by nie zbliżać się do nich zanadto :P
"to, że jest przewrażliwionym estetą chyba widać?" - Hm, widać to, że jest przewrażliwiony, zwłaszcza na punkcie tego, jak odbiera go otoczenie, ale to przewrażliwienie skupia się raczej na tym, co Maurice robi, a nie jak wygląda. Nie dba jakoś szczególnie o ubiór czy fryzurę, nie robi sobie maseczek, nie ocenia wyglądu innych.
Życzę ci jak najwięcej pisarskich sukcesów w życiu i z zapartym tchem czekam na kolejne rozdziały! :)
Jeśli myślicie, że gęsi są straszne... Raz w życiu trafiłam na coś, co właścicielka nazwała "gęsiołabędziorami". Powiedziała też, że w obejściu potrafią zastąpić psa i szczerze - to było widać :D
UsuńDołączam się też do życzeń!
Prostuję! "ot, koledzy z roku" - nie z roku. ;) Tom jest w piątej klasie, Maurice kończy szkołę.
Usuń"a wyłowienie małego obiektu za pomocą rzucania haczyka na oślep jest nierealne" - jasne, że jest, to nawet przyznaje sam bohater:
Uśmiechnąłem się do niej i wszedłem ostrożnie do jednej z łódek; zakołysała się lekko. Nagle bardzo wyraźnie usłyszałem w głowie swój głos rozsądku; wygłosił tyradę na temat tego, na jak głupi i nielogiczny pomysł wpadłem. Szanse na wyłowienie pierścionka za pomocą wędki były praktycznie zerowe, ale z jakiegoś powodu wcale nie chciałem rezygnować z poszukiwań.
Może dlatego, że to zawsze wymówka, by trzymać się z dala od obowiązków.
Ale jak wspominałem - nie bronię specjalnie tego fragmentu.
Nie robi maseczek, bo nie chciałem zanudzać czytelnika opisami Porannych Czynności. ;)
Dzięki bardzo! (Za życzenia można dziękować? Wiem, że w jakimś przypadku to zapesza, hm.)
Tak na marginesie, nigdy nie rozumiałam tych opowieści o kotach jako o bezdusznych socjopatach traktujących ludzi jak podajniki z karmą, bo kompletnie nie zgadzają się z moim doświadczeniem. Moje koty zawsze przybiegały mnie przywitać, gdy tylko otworzyłam drzwi do domu, a na studiach, kiedy kilka dni spędziłam ledwie przytomna z zapaleniem oskrzeli, oba koty przez cały czas siedziały obok łóżka, a jeśli chciały gdzieś odejść, do kuwety, czy do miski, robiły to na zmianę, tak że przynajmniej jeden cały czas był w pobliżu.
OdpowiedzUsuńA gęsi są nie tyle wyniosłe, ile wojownicze, syczą i szczypią przy byle prowokacji. I wcale nie chcą chodzić gęsiego ;)
Myślę, ze chodzi tu nie tyle o to, co koty faktycznie robią, a to, czym niektóre kocury potrafią emanować. Jak na przykład http://www.mainecoon.no/index_htm_files/3843.jpg
UsuńMoje koty są bardzo uprzejme, nie sprawiają żadnych kłopotów, głównie dlatego, że przez większość czasu śpią, a przemieszczają się za pomocą turlania, więc nawet nie robią hałasu tuptaniem. Nie wymuszają głaskania, ale zawsze reflektują, gdy ludź wyrazi taką chęć. ;)
Usuń"Jedenastolatki obrzucają kamieniami dużo starszego ucznia Hogwartu, bo podejrzewają, że jest charłakiem? Trudno mi w to uwierzyć, gdzie dyscyplina, wychowanie, strach przed ingerencją nauczycieli?" - Tu i teraz jesteśmy prawie przyzwyczajeni do braku wychowania wielu dzieciaków, ich przeświadczenia o bezkarności. Myślę, że łatwo przypadkowo przenieść to do opowiadania, którego akcja toczy się w innych czasach. Oczywiście mogły zajść różne sytuacje, które spowodowałyby brak szacunku czy obaw wobec starszego kolegi, w opowiadaniu jednak nie były wspomniane.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony, czystość krwi, jakość magicznej mocy, mogły być dawniej bardziej drażliwymi kwestiami. Pokolenie Harry'ego niekoniecznie gnębiło mugolaków, woźnym był charłak. Neville'a część uczniów dręczyła, część broniła. Za to w czasach Toma wyrzucono z Hogwartu Hagrida, bez dowodów przeciwko niemu. Słowo półolbrzyma musiało nie być wiele warte. Pozwala to sądzić, że kiedyś inaczej traktowano w szkole magii uczniów różnego pochodzenia i z różnymi umiejętnościami. Może i słaba plotka o mizernych umiejętnościach Maurice'a mogła być uznana przez dzieciaki za wystarczająco hańbiącą. Może były przyzwyczajone do pogardy dla słabo uzdolnionych. Nowi w Hogwarcie nie znali chłopaka jako powszechnie dość lubianego czy utalentowanego w innych dziedzinach.
Dodatkowo, Maurice pochodzi z innego kręgu kulturowego niż zapewne większość młodych czarodziejów w szkole, musi się też trochę wyróżniać wyglądem.
Reasumując, wątek nie podpada, bo można go rozumieć różnie.
Cestoda, Marianne i inne postaci poboczne. - Czytałam MMJD w kawałkach, nie wiedząc, kto stanie się stałym elementem fabuły a kto zagościł w opowiadaniu na chwilę. Myślę, że w różnych wariantach dalszych wydarzeń zachowanie trzecioplanowych bohaterów mogło lepiej się wyjaśnić. Historia jednak ewoluuje wraz z zmianami podejścia autora.
Dla mnie jak dla Narratora, niektórzy są echem zmarłych. Sentyment nie pozwala zobaczyć ich jako niezrozumiałych czy niepotrzebnych. Ciekawie poznać ocenę bardziej obiektywną.
btw. "Takie rzeczy sprawiają, że to dopiero połowa drugiego rozdziału, a ja już się zastanawiam, czy to aby nie jest piątkowe opowiadanie." - coś jest nie tak z tym zdaniem, zachwiana logika. "Takie rzeczy sprawiają, że chociaż to dopiero połowa drugiego rozdziału, ja już się zastanawiam, czy to aby nie jest piątkowe opowiadanie." brzmiałoby lepiej.
odnosząc się do komentarzy:
Co do Gęsi, trzeba pamiętać, że magiczne zwierzęta wspomniane w HP mogły mieć jakiś zarys charakteru i większą inteligencję od zwykłych przedstawicieli gatunku. Nie rozpatrywałabym jej podobieństwa do reszty drobiu. To Postać, nie zwierzątko domowe. :D
A ja mam pytanie, czy to specjalnie ta Cestoda nosi imię oznaczające tasiemce, czy tylko tak przypadkiem? :D
OdpowiedzUsuńSpecjalnie. :D Fajnie, że ktoś to wyłapał.
Usuńcóż, biologowi czasem się takie rzeczy rzucają :D
Usuń