Przedwieczni: Delta, Ryszard Rwie Serce
Miejscówka przyzywającego: Biec do siebie
W szablonie masz chyba wyłączoną opcję przechodzenia pomiędzy starszym i nowszym postem, a przynajmniej nie mogłam jej znaleźć – przy czytaniu całości trochę to przeszkadza. Brakuje też wcięć akapitowych, a zamiast pauz lub półpauz używasz dywizów.
Prolog
Prolog mnie rozbawił, szczególnie ten fragment:
I wtedy drzwi otworzyły się. Pomieszczenie wypełnił nieziemski blask bijący od tajemniczej postaci, która stanęła w progu. Postąpiła ona kilka kroków w jego kierunku i odezwała się.
- Severusie – usłyszał cichy, melodyjny głos.
Niemal oczekiwałam, że Snape odpowie: Jam służebnica pańska…
Zgaduję, że miało być podniośle i być może prolog jest w ten sposób odbierany przez twoich czytelników, ale dla wielu osób tak patetyczny styl jest albo niestrawny, albo śmieszny – jeśli chcesz go stosować, to lepiej przy fragmentach mocniej zakotwiczonych w fabule, w których sytuacja będzie choć trochę ten wybór usprawiedliwiała.
W dodatku nie bardzo wiem, jak ten tekst odebrać. Severus już jest podświadomie zakochany, że śni o Hermionie? To sen proroczy?
Myślę – szczególnie po przeczytaniu całości – że taki prolog jest w twoim opowiadaniu niepotrzebny. Bardzo mało wnosi do historii, za to trochę ją ogranicza, narzucając, hmm, pewną konwencję związkowi Hermiony i Severusa (Granger jako błogosławieństwo). Napisany też jest, nie ukrywajmy, słabiutko.
Rozdział I
Ktoś niepoinformowany nigdy w życiu nie pomyślałby, że rozegrał się tu punkt kulminacyjny wojny, w czasie której zginęło wielu ludzi. Zdecydowanie zbyt wielu. // Hermiona wciąż pamiętała. Ból. Przerażenie. Strach. Rozpacz. I wielka tęsknota. // Tylu ludzi odeszło i już nigdy nie wrócą. Dzięki ich ofierze świat czarodziejów był nareszcie wolny. Lecz cena jaką musieli za to zapłacić była ogromna. // Hermiona poczuła, jak po jej policzku spłynęła łza. Oni mieli przeżyć! Jak ona mogła mieć prawo do nowego życia, jeśli oni nie mogli go mieć? – Dobrze, że podejmujesz ten temat, ale w tej formie jest potraktowany po macoszemu. To materiał na dłuższą scenę, jeśli nie na motyw przewijający się przez całe opowiadanie, dlatego upchnięcie go w paru zdaniach źle wygląda – jakbyś chciała odbębnić konieczny punkt opowiadań powojennych i przejść dalej. Lepiej skupić się na konkretnych wspomnieniach i z nimi pracować – niekoniecznie w długich retrospekcjach, czasem wystarczy zdanie lub dwa – niż powtarzać banały. (I czy można w ogóle powiedzieć rozegrał się punkt kulminacyjny?).
Weszły do zamku. Hermiona znów miała okazję podziwiać kunszt jego architektury i genialnie namalowane portrety sławnych czarodziejów. // Po drodze natknęły się na Irytka, który próbował zepchnąć Hermionę ze schodów, za co dostał burę od profesor McGonagall oraz na Prawie Bezgłowego Nicka, który zaprosił je na przyjęcie z okazji rocznicy swojej śmierci. – Znowu za szybko. Nie zbudujesz klimatu, po prostu wrzucając do opowiadania elementy kojarzące się z Hogwartem. Zwłaszcza, że akurat rocznica śmierci mogła Hermionę trochę poruszyć. (Plus kunszt jakiś, kogoś, nie czegoś).
- Tak. Wiem, że to dziwne, ale nie lubię plotkować o chłopakach i ciuchach jak inne dziewczyny. Wolę ten czas spędzić sama w bibliotece, czytając jakąś dobrą książkę. – Auć. Udało ci się trafić w motyw, który naprawdę nie lubię. Przede wszystkim Hermiona kolegowała się z Luną i Ginny, znała też dziewczyny należące do Gwardii Dumbledore’a, więc powinna się zorientować, że nie wszystkie nawijają non stop o strojach i facetach. W dodatku, niespodzianka, są i tacy, co lubią czytać książki, a równocześnie interesują się modą, oblepiają ściany ukochanymi aktorami lub grają na dudach. Wrzuciłaś w dwa zdania trzy stereotypy: o zainteresowaniach typowych dziewczyn, o tym, że każdy mól książkowy jest samotnikiem i (w domyśle), że czytający są lepsi od nieczytających. Auć.
Ale wiesz o tym, że musisz zdać owutemy z eliksirów na Wybitny? [...] A wiesz o tym, że… gdyby tak się stało, to byłabyś pierwszym uczniem z Gryffindoru, któremu udało się tego dokonać u profesora Snape’a? – Gdyż z niego trąba, a nie nauczyciel, wszyscy Ślizgoni zaś lecą na prywatnych korepetycjach! To nie Snape przeprowadza egzamin. Poza tym Harry zdał SUMy z eliksirów na Powyżej Oczekiwań, choć nie znosił tego przedmiotu – nie zaskoczyłoby mnie więc, gdyby osoby nim zainteresowane spokojnie ten Wybitny wyciągały.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Niestety nie mam pojęcia, w jaki sposób mogłabym przekonać do siebie profesora Snape’a… // - On nie jest taki zły, na jakiego wygląda – uśmiechnęła się Minerwa, a Hermiona spojrzała na nią zdumiona. – Wiele przeszedł w życiu, stąd ten jego... hm... odmienny charakter. – Ja bym jej raczej radziła się uczyć, nie przekonywać nauczyciela, bo sympatia Snape’a na egzaminie za wiele jej nie pomoże. Poza tym, jeśli dobrze rozumiem, w tej alternatywie Severus przeżył wojnę i wrócił do Hogwartu na swoje stare stanowisko? W takim razie Hermiona powinna zdawać sobie sprawę, że był podwójnym szpiegiem i przynajmniej domyślać się, z czym było to związane. Chyba że Minerwa nawiązuje do jego nieszczęśliwej miłości (tylko skąd mogłaby o niej wiedzieć?), prześladowania w szkole (jeśli o tym wiedziała i nie reagowała, to nieładnie, oj nieładnie) lub sytuacji w domu (znowu: skąd by o tym wiedziała?). W kanonie Snape ukrywał swoje problemy bardzo skrzętnie – jeśli u ciebie było inaczej i otworzył się przed Minerwą, dobrze byłoby o tym wspomnieć, niekoniecznie w tym rozdziale. Inna sprawa, że kolejny raz zahaczasz o trudniejszy temat, czyli stosunek ludzi do Snape’a po wojnie, i w ogóle go nie rozwijasz – ale mam nadzieję, że wrócisz do tego później.
Gdy Hermiona pożegnała się z Minerwą, ruszyła do pokoju wspólnego Gryfonów. W tym roku, jako prefekt naczelna, miała swój własny pokój, który mieścił się zaraz obok pokojów dziewcząt z poszczególnych klas. Profesor McGonagall sama go dla niej urządziła. Był cały w barwach Gryffindoru. Znajdowało się w nim wielkie łóżko, biurko, trzy regały z książkami, szafa i dwie komody. Innymi słowy wszystko, czego Hermiona potrzebowała. – Fandom tak bardzo. :D Poza tym Hermiona, która strojami się nie interesowała, potrzebowała szafy i aż dwóch komód?
Codziennie spędzała co najmniej pół godziny próbując ułożyć swoje włosy, a one jak na złość wciąż pozostawały w takim samym stanie. Nic dziwnego, że żaden chłopak nigdy się nią nie zainteresował. Jej wzrok padł na bliznę na lewym przedramieniu. Mimo upływu czasu, była ona wciąż wyraźna i każdy mógłby bez żadnego problemu odczytać słowo Szlama. Była zdecydowanie nieatrakcyjna. Kto by mnie chciał? Jeszcze ten mój charakter. Umiem tylko siedzieć w książkach. Ale co mogę poradzić na to, że mi to po prostu sprawia przyjemność? – Nie, nie, nie, nie. To nie jest Hermiona. Przede wszystkim, to przemyślenia dziewczyny przynajmniej parę lat od niej młodszej i na pewno nie takiej, która przeżyła wojnę. Jeszcze niedawno Hermiona ciągle się bała o życie swoje i swoich przyjaciół, musiała wymazać wspomnienia własnym rodzicom, ukrywać się, walczyć, była torturowana, widziała śmierć Harry’ego (który ożył, ale to szczegół) i wielu innych osób, na pewno też spotkała się z ludźmi rannymi lub trwale okaleczonymi… i taka osoba myśli: Och nie, nikt mnie nie pokocha, bo włosy mi się nie układają, mam bliznę w kształcie przekleństwa i lubię książki.
Nie brzmi to dla ciebie ciut absurdalnie?
Prócz tego blizna u weteranki mogła wzbudzić raczej pozytywne zainteresowanie, zwłaszcza, że Hermiona nigdy swojego pochodzenia nie ukrywała. Z drugiej strony w opowiadaniu później ani razu o tej szramie nie wspominasz, więc podejrzewam, że nie była zbyt widoczna. To sprawia, że Granger wydaje się jeszcze bardziej marudna.
Poza tym powiedzmy to już teraz: Hermiona nie była stereotypowym molem książkowym. Założyła GD, założyła WESZ, odnajdywała się jako prefekt, praktycznie zorganizowała poszukiwanie Horkruksów, szmuglowała smoka, ratowała Blacka, warzyła pokątnie eliksiry – nie była aspołeczna, nie była bierna, nie była zahukanym, zakompleksionym dzieckiem. A tak właśnie próbujesz ją przedstawić.
I tak na marginesie, biedni Krum i Weasley, zupełnie nie zauważyła ich zalotów.
Rozdział II
Przeczesała włosy, spięła je gumką i już miała wyjść, kiedy dotarło do niej, że nie dostanie śniadania w Wielkiej Sali. Przecież zostały jeszcze trzy dni do rozpoczęcia roku szkolnego.
Z westchnieniem pstryknęła palcami. Nienawidziła tego robić, ale w tej sytuacji… [...] - Ech, biedne skrzaty domowe – mruknęła pod nosem. – Czy one nigdy nie zrozumieją, że mają prawo do wolności, tak jak czarodzieje? – Wątpię, żeby Hermiona w takiej sytuacji zdecydowała się wezwać skrzata, skoro może po prostu do kuchni pójść i samej zrobić sobie śniadanie.
Hermiona mogłaby zacząć narzekać na warunki, w jakich muszą żyć te biedne skrzaty, ale była tak głodna, że od razu wzięła się do jedzenia. Wszystko co było podane, zniknęło w mgnieniu oka. – W całej scenie ze skrzatką od Hermiony wręcz zionie hipokryzją.
Zupełnie nie rozumiem sceny, w której Granger wykorzystuje nieobecność bibliotekarki, żeby kraść książki z Działu Ksiąg Zakazanych. Jasne, zdarzało się jej wcześniej łamać przepisy, ale zawsze miała do tego dobry powód. Wątpię, żeby przez zwykłą ciekawość zignorowała regulamin i naraziła się na nadwyrężenie zaufania McGonagall i Prince. Rozumiem, że potrzebowałaś powodu, żeby dać jej szlaban, ale ten jest bardzo wymuszony.
Źródłem światła były tylko czarodziejskie pochodnie, które paliły się wystarczająco jasno, aby można było bez problemu poruszać się między regałami i odczytywać tytuły ksiąg. – Myślę, że używano by jednak lamp. Pochodnia to pochodnia, nawet czarodziejska. Nie wiem też, czemu cokolwiek miało się tam palić, skoro pomieszczenie było wtedy nieużywane.
Rozmowa pomiędzy Severusem a Hermioną przypomina kłótnię gimnazjalistów. Patrzę na te fragmenty:
- Wypraszam sobie! Czy to było naprawdę takie okropne, uczyć mnie? // - TAK. // - Świetnie!
[...] - Przyjechałam wcześniej. Chciałam spędzić te kilka dni… // - W bibliotece – przerwał jej, a widząc, że robi się czerwona ze złości, przewrócił oczami. – To nie było szczególnie trudne do odgadnięcia, biorąc pod uwagę, gdzie spędzałaś połowę swojego czasu podczas poprzednich lat. // - Przynajmniej nie gniję w tych zatęchłych lochach – mruknęła Hermiona cicho, mając nadzieję, że nie usłyszał. [...] - I zrób coś z tym ptasim gniazdem, które nosisz na głowie, bo chyba zakłóca ci odbiór.
i nie bardzo wiem, jak je skomentować. W kanonie Snape nie był zbyt dojrzały, ale po Hermionie jednak spodziewałabym się, że będzie próbowała uniknąć pyskówki, zwłaszcza że została przyłapana na poważnym wykroczeniu. Więc z jednej strony jestem w stanie uwierzyć, że Snape wykorzystałby każdą okazję, żeby się powyzłośliwiać (choć śmianie się z wyglądu średnio mi do niego pasuje), ale nie mam zielonego pojęcia, czemu Granger dała się w to wciągnąć.
I znowu brakuje mi jakiekolwiek refleksji u Hermiony – prawdopodobnie spotkała Snape’a pierwszy raz po wojnie, więc naturalna byłaby choćby jakaś niepewność, wahanie, jak traktować człowieka, którego przez ostatni rok niesłusznie się nienawidziło. Jasne, z powodu stresu mogła na początku o tym nie pomyśleć, ale rozmawiali jakiś czas, później wyszła z biblioteki – i nadal nic.
Rozdział III
- Albusie… Ta dziewczyna jest wyjątkowo zdolna. To jedna z najinteligentniejszych uczennic w historii szkoły! Chyba nie chcesz, żeby zaprzepaściła swoje plany na przyszłość przez owutemy z eliksirów! [...] - Spokojnie, Minerwo. Mam już pewien plan… – ON ŻYJE? Powiem tak – w tym momencie nie mam zielonego pojęcia, jak przedstawia się sytuacja, które kanoniczne wydarzenia zachowałaś i jak w ogóle podchodzić do bohaterów. Nawet nie wiem, jak przebiegła Druga Bitwa o Hogwart, o której wspomniałaś w pierwszym rozdziale. O ile śmierć Snape’a wypadła pod koniec historii, więc niewiele zmienia fakt, że przeżył, śmierć Dumbledore’a była bardzo ważna – wiele wydarzeń, które po niej nastąpiło, nie miałoby sensu, gdyby żył. No, zaczynając od tego, że Snape nie byłby mordercą, a to odbiera mu sporo uroku.
Nie podoba mi się ten pomysł, nie widzę w nim sensu – wprowadza za dużo zamieszania do biografii bohaterów – ale może z czasem się do niego przekonam.
W dodatku nadal nie rozumiem, czym Minerwa się przejmuje. Egzamin jest zewnętrzny, Hermiona inteligentna i dobrze się uczy. Skąd ta panika?
Podleciała do niego [Snape’a] Ognista Whiskey. Nalał jej sobie do szklanki i od razu wypił duszkiem całą jej zawartość. – Fandom, fandom!
Fragment przemyśleń Snape’a o ludziach znowu wydaje mi się zbyt powierzchowny. Trochę tak, jakbyś wiedziała, w jaki sposób powinien myśleć Severus z kanonu (Ron głupi, Hermiona irytująca, Harry podobny do ojca, James dupek) i próbowała to streścić w jednym fragmencie. Tylko brakuje tutaj czegokolwiek więcej niż to, co z kanonu wiadomo. Naprawdę Snape po siedmiu latach, po tym, jak uczył Harry’ego Oklumencjii, więc poznał jego przeszłość, jak oddał mu część swoich wspomnień (prawdopodobnie, jeśli tego nie zmieniłaś), po bitwie o Hogwart, w której de facto Potter wszystkich uratował – potrafi wykrzesać z siebie tylko to: A Potter… Za bardzo był podobny do Jamesa. Zabawne, sam gardził osobami, które kierowały się uprzedzeniami wobec ludzi. Ale Potter był taki sam jak jego ojciec. Z jednym, drobnym wyjątkiem. Oczy miał takie same jak matka…?
Znaczy, Snape mógł się nie rozwinąć jako postać. Kto wie, może rzeczywiście te siedem lat po nim spłynęły jak woda po kaczce i wciąż potrafi wykrzesać z siebie tylko stwierdzenie: z mordy wykapany tata, więc go nie lubię. Tylko w ten sposób mordujesz większą część potencjału tego bohatera, a w opowiadaniu, które – jak zgaduję – będzie się skupiać często na jego psychice, to naprawdę kiepski pomysł.
Na tym tle dosyć ciekawie wypada część o Lily, choć też dosyć niepokojąco. Ale też uczucia Severusa do niej bardziej przypominały obsesję niż miłość, więc to na pewno mnie kochała do niego pasuje.
- Czego znów chcesz? Nie mam czasu na słuchanie zbzikowanego dyrektora z demencją starczą… – Nie no, aż tak niedojrzały Snape nie był nigdy. Poza tym mam wrażenie, że akurat Dumbledore’a szanował. Później jest jeszcze gorzej, on praktycznie co zdanie się pogrąża.
Pragnę ci przypomnieć, że wraz ze złożeniem Wieczystej Przysięgi, przysiągłeś mi całkowite posłuszeństwo i jeśli… – Em, co? Severus przysięgał Dumbledore’owi? Na gacie Merlina, czemu?
- Cholera, Dumbledore! – krzyknął Snape, a Hermiona zatkała sobie uszy. – Dlaczego każesz mi pracować z tą kretynką?! Dlaczego ty zawsze musisz rujnować mi życie?! // Wstał i wyszedł tupiąc głośno nogami oraz trzaskając drzwiami. – I FOCH!
Rozdział IV
W dodatku zabrał jej książki, które zamierzała… pożyczyć, tak, to właściwe słowo… z Działu Ksiąg Zakazanych. A mogła się tak dużo z nich dowiedzieć. Co z tego, że były to książki czarnomagiczne? – Ech… Widzę, że bardzo chcesz popsuć charakter Hermiony. Dziewczyna, która nazywa kradzież pożyczką, dziewczyna, która nie wie, czemu książki czarnomagiczne są zakazane, dziewczyna, która rozpacza nad losem skrzatów, zajadając się zrobionym przez nie śniadaniem – no jak jej nie lubić?
Jej przyjaciele wyszli z pociągu, wzięli swoje bagaże i zaczęli iść w stronę zamku, szturchając się, przepychając i głośno o czymś rozmawiając. – Zwykle używano dyliżansów.
Miona – Fandom. W kanonie jej imienia nie zdrabniano.
- Opowiadaj – krzyknęła Hermiona, łapiąc rudowłosą za ramię – Jak ci się układa z Harrym? // - Bardzo dobrze. On ma takie piękne oczy – rozmarzyła się najmłodsza latorośl Wealeyów. – Oj, a kto to się w pierwszym rozdziale zarzekał, że nie lubi rozmawiać o chłopakach jak inne dziewczyny? Nie bardzo też rozumiem logikę Ginny – dobrze im się układa, bo Harry ma ładne oczy?
[Hermiona] - Nie. Chodziłam z nim w szóstej klasie i stwierdziłam, że robiłam to tylko z litości. Nie podoba mi się, nic do niego czuję, a już na pewno nie jest to miłość. // Ginny kiwnęła głową na znak zrozumienia. // - Ron zawsze był strasznym dupkiem… A masz na oku kogoś innego? – Um, dla jednej jest wieloletnim przyjacielem, dla drugiej bratem. Co on nawyrabiał w tej alternatywie, że uważają go za dupka? O ile po odkochaniu się Hermiona może mieć o nim takie zdanie, nie tłumaczy to w żaden sposób Ginny.
- Chyba trudno cię zadowolić. Ale na pewno masz jakiś swój ideał faceta, nie? // - Cóż… Musiałby być inteligentny i zachowywać się dojrzale. – Snape, właśnie odpadłeś.
Zastanawiała się przez chwilę, po czym jej wzrok spoczął na Severusie Snape’ie. Przez chwilę podziwiała jego delikatne rysy twarzy, wąskie usta, nieco krzywy nos, czarne, przydługawe włosy i ciemne, grafitowe oczy, patrzące bystrze w przestrzeń. – „Profesor Quirrell, w swoim absurdalnym turbanie, rozmawiał z jakimś nauczycielem o tłustych czarnych włosach, haczykowatym nosie i ziemistej cerze. [...] Oczy miał czarne jak Hagrid, ale nie było w nich ani krzty ciepła. Były to oczy zimne i puste, przywodzące na myśl ciemne tunele”, Harry Potter i Kamień Filozoficzny. Tak dla przypomnienia wrzucam.
Hermiona patrzyła z obrzydzeniem na Rona, który mówił z pełnymi ustami. Mlaskał przy tym i uśmiechał się głupkowato. Jej zdaniem był po prostu obleśny. – Czuję się niezręcznie, czytając jak całkiem sympatyczna osoba jest zeszmacana w ten sposób. Tym bardziej, że przed chwilą Snape magicznym sposobem pozbył się przetłuszczonych kudłów i ziemistej cery – nieźle, jak na postać, którą od bycia nieznośnym gnojkiem ratuje tylko pokręcona biografia.
Żeby nie było: lubię czytać o Severusie, bo jest jedną z nielicznych niejednoznacznych postaci w HP, ale to, że odejmujesz mu kanoniczne wady i równocześnie pastwisz się nad Ronem, wyolbrzymiając jakieś drugorzędne cechy – jest dosyć niesmaczne. Jasne, Weasley nie jest mhrocznym draniem, więc ma minus tysiąc do seksapilu, ale, obiektywnie patrząc, w byciu dupkiem czy obleśnym gościem nie dorasta Snape’owi do pięt.
Zastanawiam się, na ile to obrzydzanie Rona ma tłumaczyć, czemu Hermiona go rzuciła – tylko po co? Przecież nie jest zbrodnią odkochać się w kimś fajnym.
Rozdział V
- Och, Ginny, czego też Fred i George nie wymyślą – westchnęła, teatralnie przewracając oczami. – Więc Fred też przeżył? Kto więc umarł w Bitwie o Hogwart?
- To nie jest śmieszne. Co miałabym zrobić, gdyby mi ten maluch nagle zaczął… wymiotować?! – Podać mu odtrutkę, zabrać do pielęgniarki, oczyścić podłogę zaklęciem… Męczy mnie, jaka Hermiona jest u ciebie marudna.
Osoba, która najlepiej napisze ten test, dostanie sto punktów dla swojego domu. – Nie przesadzasz? W kanonie nigdy nie dawano tak wysokich nagród. (Pomijając bardzo niepedagogiczne zachowanie dyrektora w pierwszym tomie).
- Nie twój interes, Granger. Ale jeśli już musisz wiedzieć, to też wróciłem do Hogwartu, by ukończyć naukę. Nie jestem takim zupełnym ignorantem, jakby mogło ci się wydawać, szlamo… – A ja mam pytanie: po co Draco w ogóle opuszczał Hogwart? Przecież Dumbledore’a nie zamordował. Jeszcze mogę uwierzyć, że Hermiona, Ron i Harry szukali horkruksów – z jakiegoś powodu, zamiast zostawić to dyrektorowi i co najwyżej wypuszczać się z nim na krótkie eskapady – ale w przypadku Malfoya nie ma to najmniejszego sensu.
Zanim starsza Gryfonka zdążyła cokolwiek zrobić, rudowłosa była już przy Malfoyu i wymierzyła mu siarczysty policzek. Odwrócił się do niej z czerwonym śladem na policzku i wściekłością bijącą z oczu. // - Łapska przy sobie, Weasley – warknął głośno, chwytając ją za kołnierz szaty. Przyciągnął ją do siebie tak, że ich twarze dzieliło kilka centymetrów. W oczach Ginny widać było strach, co nie zniechęciło wcale Malfoya. – Uważaj, bo jeszcze coś może ci się stać. Masz szczęście, że nie biję, ani nie rzucam klątw na dziewczyny… // Puścił ją, a ona odsunęła się od niego najdalej, jak mogła. // - Zjeżdżaj, Malfoy – warknęła Hermiona i chwytając Ginny w pasie odwróciła się i odeszła. – Brawo – mruknęła do niej. – Zostanie mu ślad na długo. – Nie, nie, nie. Ginny bojąca się Draco? Malfoy, który jej grozi? Hermiona, która gratuluje jej dobrego ciosu? Wiem, że kiedyś go uderzyła, ale nigdy chyba nie była z tego szczególnie dumna – Granger to raczej ta postać, która zawsze doradza ignorowanie idiotów. No i… ktokolwiek pamięta, że Draco w kanonie był tchórzliwą pierdołą? Rozwinął się trochę dopiero w szóstym i siódmym tomie, ale wydarzenia z nich w większości ignorujesz – chyba, nadal trudno się w tym połapać – więc po otrzymaniu policzka prawdopodobnie sam by zwiał, co najwyżej krzycząc z bezpiecznej odległości o statusie swojego ojca. Nie mówiąc już o tym, że po wojnie raczej starałby się unikać konfrontacji.
Gdy wszedłem w dorosłość, sierociniec ujawnił mi moje nazwisko. – Czy mimo wszystko Dames nie powinien używać nazwiska, które otrzymał jako dziecko? Potter może być nazwiskiem jego ojca co najwyżej. I skąd mugolski sierociniec miałby posiadać te dane? Jeśli ojciec Damesa chciał się od niego odciąć, raczej by nie podał swoich prawdziwych personaliów. Poza tym, czemu nie zajęli się nim dziadkowie ze strony matki? Niby nie musieli, ale nie zaszkodziłoby wspomnieć o tym czytelnikom.
Severus Snape patrzył na to z widoczną irytacją, jednak i stoickim spokojem, jak wyglądać by to mogło dla postronnego obserwatora. – Jego widoczna irytacja nie była widoczna, od razu widać, że czarodziej.
Nie rozumiem, po co Dumbledore zmusił Snape’a do oglądania sceny, w której Harry dowiaduje się, że ma wujka. O tym, że Dames jest bratem Jamesa, mógł Severusa poinformować przy innej okazji, a tak – i dla Damesa to było pewnie krępujące, że jego rozmowie z bratankiem przysłuchuje się losowy facet, i dla Snape’a, że musi uczestniczyć w tej ckliwej scence.
- Harry – głos Damesa wyrwał chłopaka z zamyślenia – wiem, że po zakończeniu nauki w Hogwarcie nie chcesz wracać do Dursleyów… Wiem też, że dom Syriusza na Grimmauld Place został zniszczony w czasie wojny… Gdybyś zechciał, możesz ze mną zamieszkać… do czasu, gdy nie skończysz studiów i nie założysz własnej rodziny. // Młody Gryfon patrzył oniemiały na swojego wuja, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć. Dames zmarkotniał. // - Wiesz, zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał… W końcu możesz mieszkać w Norze, z Ronem i Ginny… // - No co ty! – wykrzyknął Harry. – Jasne, że chcę! – Kopiujesz scenę z trzeciego tomu, z tym, że o ile miało to sens wtedy, tak teraz wydaje się trochę naciągane. Harry jest samodzielny, wciąż ma rodzinne oszczędności, nie stoi więc przed wyborem albo Nora, albo śmietnik. A Dames to obcy facet. Tak, Syriusz też był obcy, ale Harry miał wtedy parę lat mniej, chciał zwiać od Dursleyów, a i ich pierwsze prawdziwe spotkanie było, em, dużo bardziej emocjonujące. Nie zdziwiłabym się, gdyby Dames wyszedł z tą propozycją po jakimś czasie, gdyby już poznał chłopaka i polubił, teraz jednak wygląda nienaturalnie. I pozostaje jeszcze jedna sprawa: Dames jako nauczyciel przez większość roku mieszka w Hogwarcie. Może więc co najwyżej zaproponować, że odstąpi mu dom czy też mieszkanie, jeśli stoi puste.
Rozdział VI
Było ich tak dużo [dyplomów], że Hermiona nie była w stanie ich zliczyć. Po raz kolejny nabrała podziwu i szacunku dla tak wykształconej i utalentowanej osoby [Snape’a]. – Ten szacunek i podziw okazała zwłaszcza przy konfrontacji w bibliotece. (Plus powtórzenie).
- Wyjaśnimy sobie coś, Granger – syknął, a ona natychmiast odwróciła się w jego stronę. To był błąd, bo mężczyzna przycisnął ją do ściany całym ciężarem swojego ciała, zbliżył swoją twarz do jej i zmierzył swoim lodowatym spojrzeniem. [...] W odpowiedzi tylko fuknęła jak rozjuszona kotka i odepchnęła go od siebie, by odejść. Nie uszła dwóch kroków, gdy poczuła zaciskające się na jej ramieniu długie kościste palce. – Ale co prawda to prawda, jak likwidujesz jedną wadę Snape’a, to dodajesz mu dwie gorsze. W kanonie przynajmniej nie naruszał przestrzeni osobistej uczniów. Do tego Hermiona reaguje jak obrażona kochanka, nie jak napastowana uczennica. Wszyscy wiemy, do czego to zmierza, ale na tym etapie to nie jest imho naturalna reakcja.
Nasze zajęcia będą odbywać się tylko w dni robocze. Dlatego będziesz przychodziła do mnie jeszcze przez pierwszych siedem sobót i w ten sposób odrobisz swój tygodniowy szlaban. – Moment, Hermiona ma korepetycje pięć dni w tygodniu? Kiedy ona znajdzie czas, żeby uczyć się do innych przedmiotów? Dumbledore bardziej jej zaszkodził niż pomógł.
Rozdział VII
- Połowa z was dostała Trolla! Czy nikt z was nie nauczył się niczego przez te wszystkie lata?! – Kiepsko to świadczy też o nauczycielce, zwłaszcza że w siódmej klasie na zajęcia chodzą już ci, co chcą, a nie ci, co muszą. Albo test był źle ułożony, albo McGonagall dopuściła do klas owutemowych bandę nieuków.
- Co za nadęty bufon! – warknęła Hermiona, patrząc za nim złowieszczo. – Jak on śmiał rozwiązać test lepiej ode mnie i poinformować o patrolu! Ja już nawet nie wiem, czy przy tej scenie śmiać się czy płakać.
- Pięć punktów od Gryffindoru za spostrzegawczość, Granger. Ale jeśli musisz wiedzieć, to tak. Jeden z tych idiotów, siedmiorocznych Krukonów, wysadził swój kociołek w powietrze. – Kłopot w tym, że wszyscy z siódmej klasy mają eliksiry łącznie, bez podziału na domy, więc ten Krukon powinien mieć lekcję z Hermioną. Nie powinno też być siódmorocznych? Siedmio- to raczej przy siedmioletnich.
[Snape] Stał tak przez kilka sekund, po czym zachichotał, pokręcił głową i podszedł do szafki stojącej pod ścianą. Otworzył trzecią szufladę i wyjął z niej piękną, szeroką złotą spinkę. Podszedł do Hermiony i podał ją jej. – Ani chybi Lucjusz zgubił ją na potajemnej schadzce… ;)
- Mam szlabany w każdą sobotę, do końca miesiąca – powiedział. – Za wysadzony kociołek? Snape’owi się nudzi?
Poza tym przyznam, że podobnie jak Hermiona, też nie mam zielonego pojęcia, czemu ona śniła o Snape’ie. A przynajmniej, czemu nie śniła koszmaru. Jak dotąd ich relacja wygląda tak, że albo ją obraża, albo jej grozi. A, jeszcze odejmuje punkty. I najwyraźniej działa na jej libido, bo ludzie, których nie nie znosimy, zazwyczaj na nie działają. Chyba.
Jeśli to ma ewoluować w stronę romansu, to jednak przydałoby się dać jakikolwiek punkt zaczepienia, który można będzie rozwinąć. Wyrzuciłaś wszystkie kanoniczne, związane z wojną, więc na tym polu raczej nie podziałasz. Powiedzmy, że Snape w końcu przekona się, że Hermiona nie jest taka głupia – bo jakoś to powoli w tym kierunku pełznie – ale co by miało popchnąć Granger w jego stronę? Zmutowany syndrom sztokholmski?
Rozdział VIII
Hermiona znów spędza czas z Ginny, a ja powoli zaczynam się zastanawiać, czemu tak bardzo odsunęła się od Harry’ego i Rona – od początku opowiadania może były dwie sceny, w których ta trójka ze sobą rozmawiała. Wypada to nieco nienaturalnie, jakby coś się stało, ale czytelnik nie został o tym poinformowany. Rozumiem, że Ginny lepiej się nadaje do pogaduch o mężczyznach czy miłości, ale dobrze byłoby wspomnieć od czasu do czasu o reszcie przyjaciół, tak dla równowagi. Ewentualnie napisać, skąd to nagłe ochłodzenie relacji.
- Dlaczego nie zapukałaś? – warknął [Snape]. // - Och, Severusie, przecież wiesz, że nigdy tego nie robię – zaśmiała się profesorka [McGonagall]. – Nie wyobrażam sobie Minerwy, która wchodzi do gabinetu bez pukania. Po prostu nie.
Minerwa McGonagall była jedną z niewielu osób, które naprawdę go rozumiały. Ona i Albus znali go od dzieciństwa i wiedzieli o nim praktycznie wszystko. Byli jedynymi osobami, do których mógł się zwrócić w trudnej sytuacji i zawsze znajdował w nich oparcie. Byli jego przyjaciółmi. – Dlatego niedawno w gabinecie Dumbledore’a odstawił taki cyrk, w imię przyjaźni.
I znowu mieszasz w kanonie – jak wyglądał jego konflikt z huncwotami, jeśli Albus i Minerwa stali po jego stronie już w dzieciństwie? Jak wyglądała sytuacja w domu? Czy też to zawsze obejmuje tylko parę ostatnich lat?
- Zastanawiam się, ile jeszcze czasu musiałoby minąć, byś przestał ciągle myśleć o Lily. – Iiii… nie mam zielonego pojęcia, czemu Minerwa nagle wyskoczyła z Lily. Rozmawiali przecież o tym, że Hermiona jest zdolną uczennicą, a nie że super-seksowną-bestią-gryffindoru, co by mogło sprowokować jakieś wspomnienia.
- Och, Sev! Przestań już rozpamiętywać tę kobietę! Kochałeś ją kiedyś, ale jej już nie ma! Od jej śmierci minęło osiemnaście lat! Obudź się wreszcie i zacznij normalnie żyć! – Rada rozsądna, ale w kontekście całej rozmowy… Był już Dumbledore Łowca Becikowego, czas na McGonagall Szkocką Swatkę.
Ukrył twarz w dłoniach i, po raz pierwszy od wielu lat, po jego policzku spłynęła jedna, jedyna łza. Jednak w tej jednej łzie było tyle bólu i goryczy, na które inni musieliby wylać całe morze łez. – Ciężko o bardziej wyświechtany motyw niż Samotna Łza.
Rozdział IX
Wyciągnęła powoli spinkę z włosów i przyjrzała jej się uważnie. W pewnym momencie zauważyła na wewnętrznej stronie spinki wygrawerowany napis: L. E. – Lucius Everytime, na bank. A na poważnie, ciekawi mnie, skąd Lily miałaby złotą spinkę do włosów, w dodatku grawerowaną. Od Jamesa? Czy też Severus zbierał pół życia, żeby jej ją sprezentować? Okej, można też przyjąć, że po prostu lubiła biżuterię i dostała ją od rodziców/siostry/kupiła sobie sama – ale to jednak specyficzna ozdoba i średnio pasuje do dziewczyny z typowego mugolskiego domu. Poza tym przedmiot raczej cenny – również ze względu na sentyment – Snape trzymałby pewnie z osobistymi rzeczami, a nie w gabinecie.
Chwilę potem otworzyły się one gwałtownie i stanął w nich Nietoperz z lochów, w całej swojej glorii i przy akompaniamencie falujących zmysłowo czarnych szat. –
Severus oparł się wygodnie w fotelu i uśmiechnął złośliwie. Dobrze wiedział, że między Gryfonką a Krukonem do niczego nie doszło, że ich zachowanie nie było spowodowane nagłym przypływem namiętności, lecz wściekłości. Ale przecież oni nie musieli o tym wiedzieć, prawda? – Znaczy, Snape myśli, że Denis i Granger wierzą, że on wierzy, że chcieli się kochać na podłodze w czasie szlabanu? Ktoś tu kogoś uważa za skrajnego idiotę.
Hermiona poczuła, że zaczyna coraz bardziej lubić tego chłopaka. Chciała zniszczyć tę myśl w zarodku, zanim nie będzie w stanie już temu zaprzeczyć, ale nie potrafiła. – Właściwie czemu nie chce go polubić? Jak dotąd Denis nie zrobił jej nic złego, ba, raczej stara się zakolegować. Hermiona nadal gniewa się o ten nieszczęsny jeden punkt na teście?
Rozdział X
Gdy doszła w końcu do miejsca, gdzie stał fotel, w którym zwykła przesiadywać, stanęła jak wryta. // Siedział w nim Draco Malfoy, z głową schowaną między kolanami. Lewy rękaw jego koszuli był podwinięty, a na jego przedramieniu widniała długa blizna w kształcie węża wysuwającego się z czaszki. – Po pierwsze, Ginny musiałaby zażyczyć sobie dokładnie tego samego pomieszczenia, co Malfoy, bo inaczej Pokój Życzeń by jej nie wpuścił – trochę to naciągane. I znowu, Draco jest Śmierciożercą i wie o tym miejscu, więc musiałaś zachować przynajmniej część wydarzeń z szóstego tomu. Czy Malfoy wpuścił Śmierciożerców do Hogwartu, ale nie doszło do samego zabicia Albusa? Czy zrezygnował wcześniej? Czy jego rodzina została jakoś ukarana za niewykonanie zadania? I czemu ma bliznę zamiast tatuaża? Voldy w tej alternatywie odkrył uroki skaryfikacji?
- Nie patrz tak. Wystarczy, że dwie trzecie Świętej Trójcy goni za mną od tygodnia, wyzywając od ścierwojadów. Złoty Chłopiec i Weasley-Naszym-Królem – prychnął. – Oni mieli wybór, do cholery! Ja go nie miałem! – krzyknął. [...] - Nieprawda, Malfoy. Wcale tak nie myślę – powiedziała, nie patrząc w jego kierunku. – Wiem, że nie miałeś wyboru. I dlatego nie jesteś zły, Malfoy. Jesteś, a raczej byłeś, po prostu zagubiony. – Widać, na Harry’ego w żaden sposób nie wpłynęła historia Regulusa (a może ją też wyrzuciłaś?) i wciąż myśli tak, jak wtedy, gdy miał tych lat czternaście czy piętnaście. Rona na razie pomijam, bo może chce odbić za te wszystkie wyzwiska, którymi Malfoy obrzucał go od pierwszej klasy – nieładne to, ale w pewien sposób zrozumiałe. Inna sprawa, że znowu podchodzisz do poważniejszego tematu i znowu robisz za płytko, za szybko. Bo Draco początkowo chciał być Śmierciożercą i dopiero po skonfrontowaniu się z rzeczywistością załapał, w jakim bagnie się znalazł. Dla Czarnego Pana pracował też jego ojciec, którego przecież kocha – i jakoś musi poradzić sobie ze świadomością, że Lucjusz robił w życiu potworne rzeczy. W dodatku Draco nadal zachowuje się tak samo jak w dzieciństwie (V rozdział, określenie Hermiony szlamą), więc ciężko powiedzieć, czy jego sposób myślenia się zmienił, czy odcina się od Śmierciożerców, bo przegrali. Zsumowanie tego wszystkiego do zmusili mnie, więc trzeba mi wybaczyć, to wciąż za mało – pozostawia niedosyt i wrażenie, że próbujesz szybko tę postać wybielić, żeby móc pobawić się w romanse.
Przeklęci Gryfoni! Nie znosił ich. Uprzedzenia z młodości? Może, ale nie tylko. Każdy wychowanek tego domu był zarozumiały, pyszny i robił wokół siebie za dużo hałasu. Tacy właśnie byli Gryfoni – wydawało im się, że są lepsi od innych. – Stwierdza człowiek, który uważa dwóch byłych Gryfonów za swoich jedynych przyjaciół.
- Granger! Minus trzydzieści punktów od Gryffindoru za to, że przez ciebie oblałem się kawą, i kolejne trzydzieści za spóźnienie! – Odejmujesz naprawdę absurdalne ilości punktów.
- Już mi lepiej. Kiedy będę mogła wyjść ze szpitala? // - Jesteś słaba. Zostaniesz tu do końca tygodnia. – Harry po tym, jak stracił wszystkie kości w ręce, wyleczył się w jedną noc. Hermiona oberwała Drętwotą i to by było na tyle, bo Snape najwyraźniej przed wybuchem kociołka ją zasłonił. Skąd więc ta tygodniowa rekonwalescencja?
- Ja… Dziękuję – powiedziała i uśmiechnęła się szeroko, po czym przysunęła się w jego stronę i delikatnie objęła. – Bardzo panu dziękuję. // Severus nie bardzo wiedział, co zrobić. Był wstrząśnięty jej zachowaniem i nie był w stanie tak po prostu jej od siebie odepchnąć. Nie chciał tego przerywać, ale musiał, wiedział o tym. – Okej, więc romans zaczyna się od wybuchającego kociołka. Można i tak. Inna sprawa, że Hermiona przytulająca nagle obcych mężczyzn (Denisa, Snape’a), wypada trochę nienaturalnie. W opowiadaniu raczej nie kreujesz jej na dziewczynę, która lubi kontakt fizyczny i chętnie wyraża przez niego emocje, po fakcie też podkreślasz, że nie wie, dlaczego to zrobiła, więc takie zachowanie nie było dla niej naturalne. Taka osoba raczej zawahałaby się przed dotknięciem człowieka, który wyraźnie jej nie lubi, a tym bardziej nauczyciela.
Rozdział XI
Wczesnym popołudniem, zaraz po skończeniu lekcji, Ginny, Harry i Ron postanowili odwiedzić Hermionę. // Dziś rano dyrektor poinformował ich o tym, że ich przyjaciółka leży w skrzydle szpitalnym, lecz nie pozwolił im nie iść na lekcje. – Bo śniadanie ważniejsze, a przerwy pomiędzy zajęciami za krótkie, żeby wpaść na parę minut i zobaczyć, czy przyjaciółka wciąż ma wszystkie kończyny na miejscu.
- Daj spokój, Hermiono! Wszyscy wiedzą, że Snape to głupi, wredny, tłustowłosy… // - RON! – krzyknęła Hermiona. – Profesor Snape jest odważnym i inteligentnym człowiekiem i to dzięki niemu wygraliśmy wojnę! Dzięki temu, że dla nas szpiegował! A jeśli nie masz do niego za grosz szacunku i masz zamiar go obrażać, to lepiej się zamknij, bo nie zamierzam cię słuchać! – Jedno drugiego nie wyklucza, niestety. A teraz tak z ręką na sercu: ile razy od początku opowiadania Snape zachował się przy Hermionie odważnie i inteligentnie? Raz, przy kociołku. Ile razy Hermiona myślała o jego wkładzie w wojnę i roli, jaką musiał odgrywać przez poprzednie lata? Ani razu. Ile razy Snape zachowywał się w stosunku do niej obraźliwie lub agresywnie? No właśnie. Tutaj wychodzi to, o czym wspominałam przy jednym z wcześniejszych rozdziałów – nie dajesz Hermionie żadnych powodów, aby lubiła Snape’a, dlatego gdy nagle go broni… to jest to nagłe i dziwaczne. Okej, w kanonie Hermiona też była tą, która wierzyła, że Snape nie jest skończonym draniem, skoro Dumbledore mu ufa – ale w kanonie Granger nie kłóciła się z nauczycielem co dwie sceny i, powiedzmy szczerze, charakter też miała trochę inny. Dlatego ten szacunek do Snape’a musi pojawić się wcześniej, musi być czymś wywołany, choćby refleksją na temat wojny – bo teraz wygląda sztucznie, tak jak sztucznie wyglądało przytulanie się w poprzednim rozdziale.
Wstawać rano do pracy, wracać z niej i iść spać. I tak codziennie. Taka rutyna jest dla mnie nierealna. Jestem dzieckiem wojny, osobą, która nie jest przyzwyczajona do normalnego, zwykłego spokojnego życia. – Tylko problem w tym, że czort wie, jak ta wojna wyglądała, skoro zmarli nie są martwi. Jeśli Dumbledore przeżył potyczkę na Wieży Astronomicznej, to na bank nie puścił Hermiony, Harry’ego i Rona, żeby sami ganiali za horkruksami – a nawet jeśli z jakiegoś dziwnego powodu to zrobił – zawsze mieli bezpieczny Hogwart, do którego mogli w każdej chwili wrócić. Odpadało krycie się po lasach, przesiadywanie w opustoszałej kwaterze głównej Zakonu (Albus ciągle pozostawał strażnikiem, więc… a właśnie, jakim cudem zniszczony został dom znajdujący się non stop pod Fideliusem?), próba zrozumienia, co Dumbledore chciał przekazać przez swój spadek... Dlatego, wybacz, Granger brzmi teraz dla mnie jak Drama Lama – bo nie mam zielonego pojęcia, co ona takiego przeżyła i czemu mam jej współczuć.
Gryfonka, tknięta nagłym przeczuciem, podeszła do Krukona i przytuliła go mocno. Chłopak zanurzył twarz w jej włosach i zaczął gładzić jej plecy. Po kilku chwilach chwycił ją delikatnie za podbródek i uniósł jej głowę do góry. Nachyl ił się bliżej niej i spojrzał jej w oczy. // - Matt… Ja nie… Nie chcę… Proszę…// Nie zwracał na nią uwagi. Z każdą chwilą był coraz bliżej niej. // - Matt… Zostaw mnie, proszę… Ja nie chcę… – Jeden z tych, co uważają, że jak dziewczyna mówi nie to myśli bierz mnie, tygrysie? Ech.
Rozdział XII
Gryfonka była mocno zdziwiona tym, jak zachowywał się ostatnio wobec niej Severus Snape. Praktycznie go nie poznawała. Był taki inny. Nie warczał, nie krzyczał, nie odejmował punktów za byle co. Można było nawet powiedzieć, że był… miły? [...] Hermiona westchnęła głęboko. Jaka ty byłaś głupia! Myślałaś, że Snape będzie dla ciebie miły? Na co ty liczyłaś? Na zaprzyjaźnienie się z Nietoperzem z lochów? // Gryfonce wydawało się, że to był tylko sen, że to wszystko nie wydarzyło się naprawdę - jej rozmowy z nim, jego codzienne wizyty, by podać jej eliksir, które prawie zawsze kończyły się krótką, choć nieco oschłą wymianą zdań, wreszcie jej nieuzasadnione niczym zachowanie, gdy objęła go, a on, Merlinie, on nawet nie protestował! Tylko dlaczego? Po co to wszystko, skoro teraz miało być jak dawniej? // Cholera, już mam załatwione trzy godziny wyzwisk i inwektyw, pomyślała. – Podejrzewam, że te fragmenty miały sugerować, że Snape zaczyna pokazywać Hermionie swoją ludzką twarz, ale nie jest na to jeszcze gotowy, bla bla bla. Problem w tym, że brzmi jak początek naprawdę toksycznego związku. Hermiona sama zauważyła, że dla Snape’a nienormalne jest bycie, bądź co bądź, normalnym. Mimo tego brnie dalej, licząc, że Severus w środku jest puchatym króliczkiem? Grząski temat, tym bardziej, że nie jestem pewna, na ile rozumiesz to, o czym próbujesz pisać – bo owszem, o toksycznych relacjach można tworzyć naprawdę dobre teksty, ale to wymaga sporego wyczucia i umiejętności.
Ale fakt, ich przepychanka słowna na końcu rozdziału wreszcie wyglądała na prowadzoną z przymrużeniem oka, co jest miłą odmianą po tym morzu jadu, który wylali na siebie wcześniej.
- Wie pan co? Zauważyłam, że zawsze, gdy nie ma pan przygotowanego dobrego złośliwego komentarza, zasłania się pan odejmowaniem punktów. // - Jak śmiesz? Ja ZAWSZE mam całą listę dobrych złośliwych komentarzy!
A przy tym się nawet uśmiechnęłam.
Rozdział XIII
Posuwała się po kamiennej lodowatej posadzce. Aż wreszcie przestała czuć ją pod stopami… – Przydałoby napisać, co poczuła zamiast posadzki, bo w tej chwili wygląd to jakby nogi jej zdrętwiały. Ewentualnie:
Była wolna. – Jeśli uciekała z Azkabanu, to od wolności dzieliła ją jeszcze taka kałuża zwana morzem.
W nocy z siedemnastego na osiemnastego września z Azkabanu uciekła była śmierciożerczyni, Bellatrix Lestrange, jedna z najbardziej oddanych popleczników Sami-Wiecie-Kogo. – Kolejna osoba, która powinna zginąć w Bitwie o Hogwart. Zdziwię się, jeśli Lupin i Tonks pozostaną martwi.
Jak to możliwe, że nie została obdarzona pocałunkiem dementora? – Ale dementorzy przecież wyrwali się spod kontroli Ministerstwa już w piątym tomie, a w szóstym każdy już o tym wiedział. Ten wątek też zmieniłaś?
Hermiona zakryła usta dłonią i zaczęła wodzić przerażonym wzrokiem po Wielkiej Sali. Przy stołach Ravenclawu, Hufflepuffu i Slytherinu uczniowie również zebrali się nad gazetami. Wszyscy mieli dosyć nietęgie miny. Jeden z Puchonów zemdlał, a w jego kierunku biegła już pani Pomfrey. Draco uśmiechał się pod nosem. Jakby nie patrzeć, to jego ciotka, pomyślała. Pierwszoroczni Krukoni płakali, a prefekci próbowali ich pocieszać. Przecież wojna się skończyła, a w jej czasie działy się dużo straszniejsze rzeczy, niż jedna ucieczka z Azkabanu! // Jej wzrok padł teraz na stół nauczycielski. Nie wyglądało to za ciekawie. Dumbledore pochłaniał cytrynowe dropsy z prędkością karabinu maszynowego, McGonagall zaciskała nerwowo ręce na siedzeniu krzesła, a Snape… Snape patrzył prosto na nią. – Ano właśnie, skąd ta ogólna panika? Czemu Dumbledore boi się Bellatrix? Czemu pierwszoroczni płaczą? Imho nie powinni być w pełni świadomi co się dzieje, a jeśli już mamy wrażliwców, czemu akurat pierwszaki, których nie było tu jeszcze w czasie wojny? Czemu nie drugi rok, skoro oni już prędzej mają podstawy, aby się panicznie bać? Znaczy, jasne, ludzie mogli się zmartwić, ktoś mógł się przestraszyć, ale żeby wszyscy i to aż tak?
- Po wojnie wielu Śmierciożerców zostało oczyszczonych z zarzutów, bo nie było dowodów. [...] Dam głowę, że rodzice Malfoya i Snape maczali w tym palce. – Ale Lucjusz już raz siedział w Azkabanie, po włamie do ministerstwa w piątym tomie, więc dowody jak najbardziej były. To też się nie wydarzyło? Więc Syriusz żyje? Czemu więc Harry stwierdził, że Dames to jego jedyna rodzina, skoro zawsze uważał, że Black też jest jej członkiem? Czemu Draco ma tatuaż Śmierciożercy, skoro dołączył do Voldemorta właśnie przez to, że Lucjusz zawalił i wylądował w więzieniu?
Rozdział XIV
Nagle wpadła na kogoś i gdyby nie to, że owa osoba ją przytrzymała, z pewnością wylądowałaby na podłodze. // - Przepraszam – wyjąkała i spojrzała w twarz swojemu wybawcy. Jęknęła w duchu. – Matt? – Wbrew pozorom, kiedy ludzie biegną, zwykle patrzą przed siebie, więc takie wpadnięcie na kogoś jest i oklepane, i mało prawdopodobne.
Draco uśmiechnął się szelmowsko, otwierając przed nią drzwi do pustej klasy. Właśnie w tej chwili Ginny zauważyła, że faktycznie był nieziemsko przystojny. Już wiedziała, co te wszystkie laleczki ze Slytherinu w nim widziały. – ...Wybacz, Ginny, jestem Felton, nie Malfoy, ludzie z jakiegoś powodu często nas mylą.
- Tak! Bo od kilku dni próbuję wytłumaczyć mojemu upośledzonemu braciszkowi, że nie miałeś nic wspólnego z ucieczką Bellatrix! // - A skąd ta pewność, Weasley? – zapytał chłopak. – Bo wciąż masz mleko pod nosem i siedzisz ciągle w Hogwarcie.
Dziewczyna podeszła do niego i przytuliła go [Draco] mocno. // - Co ty robisz, Weas… To znaczy, Ginny… // Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy, po czym stanęła na palcach i delikatnie musnęła jego usta swoimi, po czym odsunęła się od niego. – Szkoda mi Harry’ego w tym momencie. Kolejny bohater, który zawinił tym, że nie miał dostatecznie traŁmatycznej przeszłości.
Myślę, że Bella pozbyłaby się zdjęcia Andromedy, gdy tylko by je zobaczyła, nie mówiąc już o przyznawaniu, że jest spokrewnioną z tą zdrajczynią krwi.
Rozdział XV
- Jak jest pan taki mądry, to czemu sam pan nie napisze podręcznika? // - Szacunek, Granger! A nie zrobię tego, bo jestem Mistrzem Eliksirów, a nie jakimś przygłupem, który pisze książki mające służyć nauce tych kretynów, jakimi są wszyscy uczniowie! – W zasadzie to jest nauczycielem non stop pracującym z tymi kretynami, więc jego argument jest trochę bezsensowny.
Mężczyzna poczuł przyspieszony i nierównomierny oddech dziewczyny na swoim karku. – Jak, skoro stali naprzeciw siebie?
Wiedział, że to, co zrobił, było czymś okropnym. Ale, na Salazara, przecież on sam ledwo się opanował! Gdyby nie jego dwudziestoletnie doświadczenie w służbie Czarnemu Panu, z pewnością z jego samokontrolą byłoby gorzej, co z kolei oznaczało, że nie byłby w stanie się powstrzymać przed… Ugh. Zdusił tę myśl w zarodku. – Śmierciożerstwo jako środek antykoncepcyjny, tak, zdecydowanie.
- Granger, nie wiem, co sobie myślałaś, ale byłaś głupia, jeśli sądziłaś, że mógłbym chociażby tknąć uczennicę – powiedział, uśmiechając się złośliwie i kręcąc głową z niedowierzaniem. – Biorąc po uwagę, że zdarzyło mu się już przyciskać Hermionę do ściany i niemal ciągle ją wyzywa? Nawet bym się nie zdziwiła.
Snape ma w tym momencie jakieś trzydzieści osiem lub dziewięć lat, prawda? Zachowuje się na piętnaście, hormony mu buzują i wielce się dziwi, że osoba, którą zranił, jest, cóż, zraniona.
Rozdział XVI
Nie miał pojęcia, co mogła czuć w tamtej chwili, ale wiedział, że ją skrzywdził. To uwłaczało jej godności, upokarzało ją w jego oczach. Zrobił coś obrzydliwego i żałował tego. Zapewne, gdyby to leżało w jego naturze, przeprosiłby ją. Ale jego autorytet nie mógł upaść. – Właściwie mam pytanie: naprawdę uważasz, że Hermiona powinna się związać z takim człowiekiem? Możliwe, że po prostu źle odczytuje twoje intencje, a to opowieść o tym, że Snape mógłby stworzyć co najwyżej chory związek. I faktycznie wtedy byłaby to inna historia. Możliwe, że gdzieś o tym pisałaś, ale staram się nie czytać wstępów i komentarzy, żeby zbytnio się nie sugerować. Jeśli zmierzasz w takim kierunku, to na wiele rzeczy psioczę pewnie niepotrzebnie – pozostawie jednak uwagi na wypadek, gdyby jednak nie było to zaplanowane ;).
W tamtej chwili cieszył się jak diabli, że czarodzieje wymyślili coś takiego, jak eliksir na kaca, bo po godzinie otwierał już trzecią butelkę [Ognistej Whisky]. – Kac kacem, ale on się chyba próbuje ze wstydu wybrać na tamten świat oO.
Zanim jej profesor w ogóle się spostrzegł, wyciągnęła w jego kierunku rękę, złapała go za szatę i pociągnęła w dół. // Niestety, nie przewidziała jednego - że mężczyzna wyląduje dokładnie na niej. Jęknęła cicho. Severus leżał na niej, przygważdżając ją do podłogi, a jej głowa była pomiędzy jego ramionami. Prawie stykali się nosami. Przez kilka sekund oboje byli w totalnym szoku. – Biorąc pod uwagę, że zwaliło się na nią jakieś siedemdziesiąt kilo żywej wagi – Hermiona sobie niczego nie uszkodziła?
Wzięła głęboki oddech i do jej nozdrzy dotarł zapach rumianku, mięty i mocnej parzonej kawy. Może i nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, że właśnie w ten sposób pachniał jej nauczyciel eliksirów… – Człowiek, który jeśli nie babrze się w eliksirach, to pilnuje tych, co się babrzą, na pewno po całym dniu pracy będzie pachniał rumiankiem, a nie, powiedzmy, tłuczonym gumochłonem. Ja wiem, że ma być romantycznie, ale wychodzi przy tym strasznie nierealnie.
Okej, wygląda na to, że powoli wychodzimy z tego etapu, w którym Severus i Hermiona cały czas skaczą sobie do gardeł – i bardzo się z tego cieszę.
Rozdział XVII
- Zaklęcia niewerbalne nie są łatwe, jednak wiem, że kto jak kto, ale wy dacie sobie z nimi radę – powiedział Dames, uśmiechając się szeroko do grupki siódmoklasistów z Gryffindoru i Ravenclawu. – Będziemy się o nich uczyć na następnych zajęciach. Jesteście wolni. – Zaklęć niewerbalnych uczono już w szóstej klasie.
- Moja droga, chciałbym, abyś... Widzisz… Zauważyłem, że masz wielki talent do zaklęć. Zastanawiałem się, czy może nie chciałabyś uczęszczać do mnie na praktyki w przyszłym roku? – Propozycja Damesa powinna jednak Ginny trochę bardziej zdziwić. W Hogwarcie nigdy nie było praktykantów i nauczyciele zaczynali pracę niejako z marszu. Poza tym, czy ona nie miała własnych żadnych planów, że przystała na to bez chwili namysłu?
Zaczęła przychodzić codziennie. W dni robocze pracowali nad eliksirami, w soboty odrabiała szlabany (mimo, że oboje dobrze wiedzieli, że siedem sobót, w które miała go odrabiać, już dawno minęło), a w niedziele siadali razem przy herbacie w jego gabinecie i rozmawiali. – Tak tylko zapytam z przyzwoitości: kiedy ona uczyła się do innych owutemów?
[Eliksir Showaltera] Hermiona słyszała o tym eliksirze. Jego receptura była tak trudna, że mało kto potrafił go uwarzyć. Ponoć był bardzo cenny. Jego działanie było nieco podobne do Felix Felicis – sprawiał, że wydarzenia toczyły się po twojej myśli, ale nie do końca w taki sposób, w jaki to robiło Płynne Szczęście. Jego działanie polegało na tym, że coś w twoim życiu diametralnie się zmieniało, co z kolei sprawiało, że byłeś szczęśliwy, w ten prawdziwy, a nie sztuczny sposób. – Już Felix Felicis było płynnym deus ex machina, ale ten go przebija parokrotnie. Czy gdyby Voldi go wypił, Harry zadławiłby się ogórkiem i umarł? I byłaby to duża zmiana, i prawdziwe szczęście.
Opisałaś tworzenie eliksiru bardzo dokładnie, ale nie sprawiał wrażenie aż tak trudnego, jak sugerowała to Hermiona na początku – a przynajmniej nie trudniejszego niż inne eliksiry opisywane w kanonie. Może z wyjątkiem krojenia skrzydeł much i upuszczania krwi, bo podejrzewam, że trudno było zrobić ranę na tyle małą, by krew nie pociekła ciurkiem, ale tak dużą, aby nie skrzepła przed tymi pięćdziesięcioma kroplami. Pomijając te dwa fragmenty, przy czytaniu nie odczuwałam, że Hermiona robi coś skomplikowanego. Pewnie po części, ponieważ wszystkie składniki miała pod ręką i eliksir przygotowała momentalnie, a po części, dlatego że opis szybko stał się monotonny. Zamiast tłumaczyć krok po kroku czynności bohatera, lepiej w takich sytuacjach położyć nacisk na problemy, z którymi się zmaga – czyli w tym przypadku bardziej uwypuklić smród gnijących dżdżownic czy uciekające żaby – a resztę okroić do minimum. Przy czym minimum nadal zawiera Snape’ową miętę, żeby nie było.
Rozdział XVIII
Początek rozdziału jest bardzo ładny i właściwie pierwszy raz udało ci się mnie zaskoczyć. Mam tylko nadzieję, że żałoba nie będzie tylko pretekstem do zawiązania paringu Harry&Luna, a przynajmniej nie zostanie wykorzystana zbyt nachalnie.
Znowu pojawia się Draco i znowu jego problemy są ledwo zaznaczone:
Ojciec? Och. // Czy na pewno chciał mieć z nim jeszcze cokolwiek wspólnego? Wiedział, jaki był. Cyniczny i bezwzględny. // Ale dalej jest twoim ojcem. // Och, zamknij się. – Tylko że Lucjusz nigdy nie był cyniczny i bezwzględny wobec syna, co komplikuje sytuację. Chyba że tu kolejny raz przerobiłaś kanon ;).
Ale potem zrozumiał, że tak naprawdę ci wszyscy ludzie, którzy podawali się za buntowników i tych, którzy walczą w imię władzy, sami byli spętani przyrzeczeniami złożonymi Voldemortowi. – Nie chodziło o walkę w imię wolności? Albo walkę dla władzy?
Jak na razie, o dziwo, najlepiej czyta mi się o Damesie i Belli. Od początku widać, że ich relacja jest niezdrowa, jednostronna i na mężczyznę działa jak wyniszczające uzależnienie – co jest przyjemną odskocznią od par, które (chyba!) mają przeżywać miłość czystą i prawdziwą.
Rozdział XIX
Zasiedli do kolacji. Na talerzach pojawił się makaron z pesto, a w kieliszkach półsłodkie wino. – Pokój Życzeń nie potrafił zmaterializować jedzenia.
- Draco… Co powiedzą twoi rodzice? Arystokrata i zdrajczyni krwi? Dla was jestem niewiele więcej warta od szlam. // - Nie mów tak – szepnął i wstał. Podszedł do niej i kucnął obok jej krzesła. – Zależy mi na tobie. Zrozum. // Nachyliła się w jego stronę opierając swoje czoło o jego. A potem pocałował ją. I nie był to krótki pocałunek. – Rodzice pokręciliby nosami, ale siedzieliby cicho, bo właśnie przegrali wojnę? Chyba że twój Lucjusz jest bardziej badassowy i potraktowałby jedynaka Crucio. Poza tym, albo przegapiłam coś istotnego, albo dotąd Draco i Ginny rozmawiali ze sobą tak od serca... dwa razy? W dodatku Ginny ani razu nie pomyślała o Potterze, oj nieładnie. On co prawda też o niej nie myślał przy Lunie, ale pocieszanie zapłakanej przyjaciółki to jednak coś innego niż odgrywanie Romea i Julii, więc łatwiej mu wybaczyć.
Rozmowa Hermiony z Ronem i Snape pojawiający się jak Hiszpańska Inkwizycja. Na miejscu Granger poczułabym się śledzona – Severus wyskakuje zawsze, gdy dziewczyna zbliża się do jakiegokolwiek chłopaka na bliżej niż pięć centymetrów. I jeszcze jest doskonale zorientowany w szkolnych romansach. Ale miło, że w końcu pozwoliłaś Ronowi przez chwilę zachowywać się jak normalny człowiek.
Rozdział XX
Po kilku następnych piwach kremowych i dwóch szklankach Ognistej (tu mówimy jedynie o Damesie, nie wyobrażajcie sobie zbyt wiele!) – Całe towarzystwo było dorosłe, więc alkohol, może nie w jakiejś wielkiej ilości, szokujący by nie był. A przynajmniej nie aż tak, żeby sam narrator musiał karcić czytelników, czego wcześniej nigdy nie robił.
Rozmowa o quidditchu mi się podobała, choć była króciutka, więc żałuję, że w opowiadaniu nie ma więcej takich rodzajowych scenek. Postacie nabierają dzięki nim życia.
Dłuuuugi fragment opisujący zakupy i kolejne stroje przymierzane przez Ginny i Hermionę, obszerna lista mugolskich powieści kupionych przez Granger – po co to, dlaczego, co wnosi do historii jako takiej? Żeby jeszcze pojawiła się jakaś refleksja, że można zająć się swoją garderobą i nie zdurnieć, jak sugerowała Hermiona w pierwszym rozdziale, ale o tym nie ma ani słowa.
Bo, widzicie, nasz kochany Postrach Hogwartu miał wyjątkowo zły humor. – Znowu ten sam zabieg stylistyczny, który, wprowadzony dopiero w dwudziestym rozdziale, po prostu nie pasuje.
Przyspieszył, próbując odgonić od siebie tę wizję i gdy zza rogu wyszedł jakiś uczeń, zanim zdążył w ogóle zareagować, oboje leżeli na podłodze. – Hermiona w tym opowiadaniu już chyba z dziesięć razy wylądowała na podłodze, co jest niezłym wyczynem przy tak leniwej akcji. Tylko jak ona, będąc taką niezdarą, choćby przeżyła bitwę o Hogwart?
Rozdział XXI
Nie wiem, naprawdę nie wiem, jak potraktować fortepian Snape’a. Z jednej strony – nie jest to rzecz jawnie kolidująca z kanonem, z drugiej – zwyczajnie nie jestem w stanie wyobrazić sobie Severusa w roli pianisty. Myślę, że mogłabym kupić ten pomysł, gdybyś wcześniej wspominała, że taki instrument posiada, interesuje się muzyką, sam jest muzykalny, ot, cokolwiek, byle czytelnika przygotować. Bo w tym momencie fortepian wyskoczył znienacka i nie mogę pozbyć się wrażenia, że wcześniej sceny z nim w ogóle nie planowałaś.
Co jeszcze… Ach, tak. Od kilku lat gram na fortepianie. – W szkole Hermiona prawdopodobnie nie miała możliwości, aby ćwiczyć, więc grać mogła co najwyżej w wakacje, a i je nie zawsze spędzała w domu. Tymczasem sugerujesz, że szło jej bardzo dobrze, przynajmniej biorąc pod uwagę reakcję Snape’a – czy to nie jest trochę naciągane?
Jego język spotkał się z jej, zapraszając do wspólnego tańca. – Ten sam problem, co z samotną łzą. Zbyt zużyte, żeby mogło nie być śmieszne.
Rozdział XXII
Oj, zazdroszczę Weny, która rwie się do przodu ;).
Rozdział XXIII
Wyglądał okropnie - w ręku trzymał szklankę, a u jego stóp leżała sterta opróżnionych do dna butelek po Ognistej. – Whiskey ma mniej więcej tyle procent co wódka, Minerwa parę minut wcześniej spotkała zapłakaną Hermionę, więc na oko Snape mógł pić od kwadransa. Więc jakim cudem? Poza tym Severus pije często, nie wydaje się też szczególnie z tym kryć – powinien więc mieć już problemy w pracy z powodu alkoholizmu.
Gdzie masz ten eliksir otrzeźwiający? – Po co upijasz postać, skoro zaraz za pomocą magii całkowicie trzeźwieje?
- Tak, właśnie tak jak myślisz! Całowałem się z panną Mogę-Sobie-Owinąć-Nauczyciela-Wokół-Palca! // I wyszedł, trzaskając drzwiami do swojej sypialni. // A Minerwa wybuchła głośnym śmiechem. – Ciężko zareagować inaczej. Biorąc pod uwagę, jak reagowali Snape i Granger, można by podejrzewać że dziewczyna co najmniej zaszła w ciążę.
Rozdział XXIV
Jednakże profesor Dumbledore nakazał mi wznowienie ich, bo, jak stwierdził, jesteśmy do tyłu z materiałem. – I pewnie znacząco przy tym mrugał… Snape i Granger przerabiają materiał ponadprogramowy, więc to od nich zależy, jak, kiedy i w jakim zakresie będą go realizować. To nie jest sytuacja z piątego tomu, gdzie Harry po prostu musiał nauczyć się oklumencji dla własnego bezpieczeństwa.
Był cholernie inteligentny, mądry, sprytny i biegły we wszystkim, o co by go zapytać. Dojrzalszy, niż jej rówieśnicy. Spokojny, opanowany, czasem myślący stereotypami, ale zachowujący rozsądek. – Ale że Snape? Jeśli takie cechy ma posiadać, niech je jakoś okazuje w opowiadaniu, bo ja dotąd wychodzi z niego rozkapryszony, zazdrosny i arogancki smarkacz.
Dwa czarne tunele bez dna, w których spokojnie można by utonąć… – Metafora niespójna, bo w tunelach utonąć ciężko. Może lepiej studnie?
Rozdział XXV
- Lepiej, żebyś szybko znów była na chodzie, bo musimy uwarzyć kilka eliksirów na potrzeby Dumbledore’a, a zdążyć jednocześnie zrobić to przed przerwą świąteczną – powiedział, po czym odwrócił się i wyszedł bez słowa, jak to miał w zwyczaju. – Dlaczego Snape nie może tego zrobić sam?
Rozdział XXVI
Była Wigilia. Już za parę godzin znajdzie się przy wspólnym stole z najważniejszymi osobami w jej życiu. – Anglicy Wigilli nie obchodzą. Choćby na tej stronie masz ich zwyczaje świąteczne, a w internecie jest pewnie i więcej materiałów.
Skoro Snape nie zamierzał wejść do środka… planował całą noc przestać na dworze?
Sam rozdział był jednak całkiem ładny, jakby ciepły.
Podsumowanie
Przy czytaniu twojego opowiadania często czułam się zagubiona. W zasadzie nie nakreślasz tła – bardzo rzadko pojawiają się wzmianki o sytuacji na zewnątrz Hogwartu, a i z tych strzępów ciężko ułożyć jasny obraz. Wiem na przykład, że część Śmierciożerców wciąż nie została ukarana (jak Malfoyowie) i Ministerstwo nadal używa dementorów, ale równocześnie ministrem jest Kingsley, a uczniowie, którzy walczyli w Hogwarcie, mogą zostać aurorami bez owutemów. Czy to nie powinno się wykluczać? Takich niejasności jest o wiele więcej.
Pozmieniałaś w wielu miejscach kanon, ale w zasadzie nie wytłumaczyłaś gdzie dokładnie. Po tylu rozdziałach nadal nie wiem, jak potoczyła się alternatywna historia, nawet w przybliżeniu. Mam wrażenie, że często chciałaś mieć ciastko i zjeść ciastko. Próbujesz wmówić czytelnikom, że Hermiona wiele wycierpiała w czasie wojny, a Bitwa o Hogwart była krwawa i pełna trupów – a równocześnie przywracasz do życia prawie wszystkie osoby, które w kanonie zginęły. Próbujesz zrobić ze Snape’a postać tragiczną i bohatera wojennego – ale ignorujesz wydarzenia z siódmego tomu i końcówki szóstego. Nie przywołujesz nigdy historii postaci, nie przywołujesz szczegółów, jakby czytelnik miał je znać z kanonu, a równocześnie wprowadzasz istotne zmiany. Nawet zakładając, że chciałaś skupić się na samych romansach, a okres powojenny wybrałaś tylko po to, by nie przejmować się Voldemortem, wciąż ten brak informacji przeszkadza. Postacie w HP rozwijały się, mniej lub bardziej, właśnie z powodu wydarzeń w jakich uczestniczyły – bez znajomości ich przeszłości ciężej je zrozumieć i ocenić ich postępowanie.
Inny problem, który miałam przy czytaniu, to wrażenie, że wszystkie postacie mają około czternastu lub piętnastu lat, niektóre nawet mniej. Albus, Minerwa, Severus, Hermiona, Draco, Ginny, Harry, Ron – czyli, teoretycznie, sami dorośli ludzie. Można by mieć wątpliwości przy osiemnasto- czy dziewiętnastolatkach, ale hej, przeżyli wojnę, powinni przez to szybciej dorosnąć. Najbardziej niedojrzałość widać przy Hermionie i Severusie, bo i im poświęcasz najwięcej czasu. Weźmy choćby pocałunek i ich reakcję – strasznie, strasznie przedramatyzowana i w zasadzie pasująca tylko do pary podlotków. Jasne, znaleźli się w niekomfortowej sytuacji, bo nauczyciel nie powinien zalecać się do ucznia, ale… Hermiona ma dziewiętnaście lat, zaraz szkołę skończy, więc fakt, że Snape jest belfrem, przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie. Żeby nie było, nie uważam, że nie powinni mieć chwili wahania czy refleksji, czy to, co robią, jest słuszne – ale schlanie się, a później (już na trzeźwo) angstowanie przed wicedyrektorką, że oto popełniło się czyn straszliwy? Jak Severus wojnę przeżył, jeśli taka pierdoła całkowicie wytrąca go z równowagi? Podejrzewam, że w jakiś sposób miało to być zabawne albo romantyczne, ale za dużo w tym przesady. Podobnie jak w Snape’ie krzyczącym do dyrektora, że zmarnował mu życie. Naprawdę, prawie czterdziestoletni facet…?
Niedojrzałość Hermiony objawia się w trochę inny sposób, nieco niepokojący dla mnie. Jest bardzo naiwna i zupełnie nie potrafi się bronić. Znaczy, oczywiście, non stop pyskuje Snape’owi, ale to znów reakcja bezradnego dziecka, a nie osoby dorosłej – Hermiona przez cały początek opowiadania jest ofiarą ciągłej agresji i nie potrafi nic z tym zrobić. Gorzej, zamiast odciąć się jak najbardziej od Snape’a, na własne życzenie wchodzi w to coraz głębiej. Okej, zdarza się nawet starszym i mądrzejszym – problem w tym, że przedstawiasz działania Hermiony jako jednoznacznie pozytywne, jakby oczywiste było, że Granger postępuje słusznie, a przecież sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana.
Zastanawiam się też, czy nie chciałaś, aby początek ich znajomości traktować z przymrużeniem oka – te ciągłe wyzywanie od idiotek np. – ale nie potrafię, bo sama Hermiona tego nie robi. Snape ją rani, w zasadzie cały czas. Nieprzyjemnie się czyta, jak dziewczyna coraz bardziej się pogrąża, bo on taki biedny, mądry, niezrozumiany przez świat i te oczy ma jak tunele.
Już przy którymś rozdziale pisałam, że można tworzyć historie o toksycznych związkach, bardzo dobre też, ale po przeczytaniu całości opowiadania nadal mam wątpliwości, czy planujesz pociągnąć to w tę stronę, czy napisać coś zupełnie innego. Z jednej strony, Hermiona np. zauważa, że zaczęła odcinać się od swoich dawnych przyjaciół i tego żałuje, co sugeruje pierwszą opcję. Z drugiej, po XXII rozdziale wątpię, abyś chciała pokazać szczególnie chorą relację – choć mimo wszystko to był on jakby obok opowiadania, więc formalnie do historii się nie wlicza. W każdym razie radziłabym przeczytać jeszcze raz całość, tym razem patrząc na nie pod kątem przemocy psychicznej.
Przy czym niekoniecznie od razu stawiam Snape’a w roli badguya, popłuczyn po Voldemorcie, który manipuluje biednym, niewinnym dziewczątkiem – on równie dobrze może być ofiarą własnej przeszłości czy charakteru. Nie zmienia to jednak faktu, że, nawet jeśli nieświadomie, wciąż pozostaje oprawcą.
Przeszkadzało mi też to, że postacie u ciebie bardzo rzadko rozmawiają. Dialogów jest wiele, ale większość to słowne przepychanki – zwłaszcza u Snape’a i Hermiony – które nie niosą ze sobą żadnych informacji, nie rozwijają postaci, a w końcu i nudzą, bo ile można słuchać tego samego? Inne są zbyt krótkie, potraktowane po macoszemu – jak choćby rozmowy Ginny i Draco, które kończą się zanim na dobre zaczną i wyglądają bardziej jak plany ramowe dialogów. Trochę poprawiło się to w końcowych rozdziałach, podobała mi się Hermiona wspominająca o piłce nożnej i swoim tacie, podobała mi się pogawędka o quidditchu. Wciąż brakuje rozmów na poważniejsze tematy – choć okazji do tego jest wiele. Masz w końcu świat powojenny, masz bohaterów, którzy próbują się w nim odnaleźć. Draco i Ginny, Harry i Dames, Minerwa i Severus, ba, nawet Hermiona i Severus – przyjemnie by było posłuchać ich dyskusji. Co sądzą o zmianach? Czy potrafią rozliczyć się z przeszłością? Jak widzą przyszłość? Przecież to mądrzy ludzie, przynajmniej w założeniu, niech coś mądrego czasami powiedzą.
Inna sprawa, że bardzo powierzchownie podchodzisz do większości tematów, które poruszasz – nawet tych, które powinny cię interesować, czyli bezpośrednio związanych z miłością. Znów przywołam tu Draco i Ginny, bo są najbardziej jaskrawym przykładem. To nie ludzie, których grom z jasnego nieba trafił przy pierwszym spotkaniu, ale osoby, które musiały przepracować wiele lat niechęci i wyzbyć się głęboko zakorzenionych uprzedzeń. Wyrobili się w kwadransie.
Niektórych wątków nie rozwijasz w ogóle – np. śmierć ojca Luny. Trochę żałuję, bo byłam ciekawa, jak opiszesz, bądź co bądź, jedyną żałobę w opowiadaniu.
Jeśli chodzi o Bellatrix i, powiedzmy, część bardziej sensacyjną, na razie poświęciłaś jej zbyt mało miejsca, żebym mogła coś konkretnego powiedzieć. Zapowiada się jednak całkiem nieźle na tle reszty historii.
Styl, styl… Nie jest tragicznie. Nadal styl masz dosyć szkolny, ale tekst da się czytać, a tak spektakularne wpadki jak zmysłowe szaty zdarzają się rzadko. Powinnaś jednak uważać na parę rzeczy:
Ruda, jak można było się spodziewać, kupiła dwa razy więcej ubrań od Hermiony, ale cóż – wiadomo, że brązowowłosa nigdy nie przepadała za zakupami. – Nie stosuj określeń takich jak brązowowłosa, brązowooka, brunet, ruda itd. wymiennie do imion. Brzmi to pretensjonalnie i wprowadza niepotrzebne zamieszanie. Lepiej nawet powtórzyć nazwisko, a najlepiej – zmienić składnię zdania tak, aby nie było to koniecznie.
Jedynym, co napotkała brązowa, cynamonowa para oczu, była druga para, lecz ciemna, prawie czarna. – Momentami za bardzo kombinujesz, przez co tekst brzmi śmiesznie. Ich spojrzenia się spotkały, ot i wsio.
Dzieliły ich już tylko milimetry… [...] w odległości zaledwie kilku centymetrów. – O ile nie piszesz poradnika budowy domowego Enterpise, taka dokładność jest nie tylko niekonieczna, ale i niewskazana.
Ubrała się w liliowe dżinsy i czarny top, a na górę narzuciła szkolną szatę. – Jeśli opis stroju nic nie wnosi do fabuły, można spokojnie go pominąć i skupić się na istotniejszych sprawach. Czytelnicy raczej domyślą się, że Hermiona pod szatą, w przeciwieństwie do Snape’a, nosiła coś więcej niż majtki… W zasadzie, gdyby założyła tylko bikini, trzeba by było o tym wspomnieć. O ile tutaj jest to opis krótki, zdarzyło ci się w jednym rozdziale wrzucić ścianę tekstu dotyczącego ubrań, z których może jedno pojawia się później w tekście.
Opisy ogólnie masz kiepsko wyważone – momentami strasznie ich skąpisz, zwłaszcza, gdy próbujesz stworzyć tajemniczy nastrój, momentami zaś opisujesz coś bardzo szczegółowo, nawet jeśli nie jest to szczególnie istotne. Brakuje czegoś pośredniego pomiędzy nimi, opisów krótkich (nawet jednozdaniowych), ale częstych i uzupełniających akcję lub przypominających szczegóły z tych bardziej rozbudowanych.
Ludzie u ciebie ciągle uśmiechają się kpiąco, ironicznie, sadystycznie, drwiąco. Zdarza się im też chichotać, najczęściej złośliwie. Strasznie zużyłaś te określenia.
Widać różnicę pomiędzy pierwszymi i ostatnimi rozdziałami, styl ci się poprawia, więc myślę, że z czasem sam się wyrobi.
Podsumowując: nie pędź tak w opowiadaniu. Więcej czasu poświęć swoim bohaterom, bardziej skup się na naszkicowaniu tła. Romans zadziała wtedy, gdy będziesz opisywała interakcję interesujących postaci, znajdujących się w konkretnej sytuacji życiowej – jeśli zaniedbasz któryś z tych elementów, wszystko się posypie. Pozwól też trochę dorosnąć swoim postaciom, nawet jeśli staną się przez to mniej fajne.
Nie uważam, żebyś pisała szczególnie źle jak na swój wiek – po prostu i w warsztacie, i w treści opowiadania widać, że brakuje ci doświadczenia. Dużo też elementów czerpiesz z fandomu, co samo w sobie nie jest strasznym grzechem, ale za mało motywami się bawisz, a za bardzo je kopiujesz – znowu wychodzi kwestia braku wprawy.
Mam nadzieję, że nie zrazisz się po tej ocenie do pisania, bo myślę, że masz szansę całkiem ładnie się rozwinąć, choć jeszcze sporo pracy przed tobą ;).
Tylko nie daj się Samokrytyce – drań gorszy od Snape’a.
Ja chcialam skomciac, ze ocenka bardzo fajna, glownie dlatego, ze nie pisana po to, zeby publike rozsmieszyc, a zeby pomoc autorowi. Ja chyba nie dalabym tak rady tak bez sarkazmu czy czegos tam :D. I nawet przeczytalam cala!
OdpowiedzUsuńZnaczy, powinnam sie czesciej gryzc w jezyk/klawiature? :P
UsuńBo my próbujemy wyglądać niegroźnie, żeby ktoś się wreszcie do nas zgłosił :D *pustakolejkatakbardzo*
UsuńCoo, pustą kolejkę macie? Nie wierzę :D. Mogę wam kogoś podesłać, hehe, ale nie wiem, czy się odważy zgłosić. Wy taki uprzejmy postrach internetów.
UsuńGaya, nie wiem, dawno twojej ocenki nie czytałam. Bo me gusta są inne, ja tylko tykam się ocenek ficzków potterowskich :D. Taka speszyl. I tylko tykam, jak się powstrzymuję przed zaśnięciem, soł bardzo rzadko.
Wybiliśmy wszystkich :D Pisałam właśnie do mojego przyobiecanego ff z fairy tail, ale tego i tak Rufus oceniać nie będzie, więc jeszcze jedno opowiadanie nie zaszkodzi. A Gaya potterki też ocenia, przynajmniej teraz w kolejce ma ich ze trzy, ale fakt, Rufus ff ściąga trochę jak piorunochron.
UsuńHaha, Deg to mistrz podsyłania! Przecież i tak nie mogę się do was zgłosić, bo nie oceniacie Hunców ani tasiemców (a Rant ma w kij rozdziałów i 140 tys. słów z hakiem). Chyba że chcecie :P.
UsuńBoru, to by nam ocenianie twojego opka zajęło ze dwa lata :D Ale skoro rant to polecanka od Degg, to pewnie kiedyś wpadnę i poczytam jak normalny człowiek, może w końcu mnie ktoś przekona do huncwotów.
UsuńA skąd ta awersja do Huncwotów?
UsuńZ kanonu :D Ale na nich to już może pomarudzę na mailach - jeśli chcesz - żeby tu się offtopic nie tworzył.
Usuń(Choć autorki sevmione ani widu, ani słychu...)
A możesz napisać, nie obrażę się :P.
UsuńAle ja tez bym chciala wiedziec :P
UsuńTeż chciałabym wiedzieć...
Usuń(Złych autorów oceniacie, ja bym przyszła i skomciała :P)
A ja już wiem, muahaha!
UsuńNo dobsz, to po kolei.
UsuńZa to, że Harry nie potrafił być wobec huncwotów w żaden sposób obiektywny, nawet w końcowych tomach, więc czytając książkę, zawsze miałam wrażenie, że Jo próbuje ich wyidealizować. A w ff, na które trafiałam, albo było podobnie, albo jeszcze gorzej.
Chyba najmniejszą awersję Syriusz we mnie wzbudza - ale tylko przy założeniu, że miał jakieś problemy z psychiką i skopany charakter, najpierw przez rodzinkę, później przez więzienie. Że nie miał szans dojrzeć, o. Podkładanie Harry’ego pod Jamesa, zero jakiejś szczerej refleksji nad tym, co wyprawiał w młodości (ta, tak ładnie mówił o tym, że Snape’a dręczyli, bo byli młodzi i głupi, żeby później i tak wyciągać szkolne przezwisko przy konfrontacji), w końcu - to jak traktował Stworka (serio, facet… przecież jak na dłoni widać było, że ten skrzat jest psychicznie chory), a nawet jego podejście do brata, którego tam chyba wspomniał w jednym zdaniu… było trochę okrutne jak dla mnie. Żadnego poczucia odpowiedzialności, bądź co bądź, za młodszego od siebie? Wiem, że relacje pomiędzy nimi były paskudne, ale jednak normalny człowiek chyba by się zastanawiał, czy mógł temu jakoś zapobiec. A właśnie, Syriusz widział świat w czerni i bieli (Harry zresztą też, wiem, ale później zaczął z tego chyba trochę wyrastać), co też jakoś drażni. No ale przy Syriuszu jeszcze pojawiały się jakieś sugestie, że Rowling wie, co pisze (coś tam Dumbledore wspomniał, coś tam Remus, coś tam Hermiona) - więc jego obrzydziły mi jednak fanfiki i sprowadzanie w sumie interesującej postaci to lowelasa tudzież lowelasa przez los skrzywdzonego.
A, jedno mnie zastanawia - czemu, na bora, nie wywalili go z Hogwartu po tym, jak niemal zabił Snape’a, a z Remusa zrobił mordercę? Czy Dumbledore miał podejście: “nie ma trupa, nie ma sprawy”?
Lupin. NIE TRAWIĘ. Nie trawię tak w kanonie, jak w fanfikach, a tym bardziej, że zazwyczaj motyw “dobry człowiek ze złym monstrum w środku” uwielbiam. Ale Remus to taka beznadziejna, durna mameja, że zawsze, jak ktoś go chwali (czy w książce, czy na jakichś forach, pośrednio czy bezpośrednio) mam naprawdę głęboki WTF. Remus po prostu z a w s z e ucieka od problemów. Sztandarowy przykład: jego akcja z Tonks. Tak, bo jeśli dziecko urodzi się wilkołakiem, na pewno będzie szczęśliwsze bez ojca, so logic. Ale tak ze wszystkim - Remus, który przez dwanaście lat nie zainteresował się synem swojego najlepszego przyjaciela, nawet na tyle, żeby mu miśka dać na urodziny. Który, kiedy jeszcze sądził, że Syriusz chce zabić Harry’ego, nie miał dość jaj, żeby pójść do Dumbledore’a i powiedzieć: słuchaj, ten facet jest animagiem, może wejść do zamku pod postacią psa. Który zapomniał przyjąć lekarstwo w zamku, w którym jest masa dzieciarni. Który omal nie zeżarł trójki uczniów. Ale oczywiście pracę rzucił, bo “rodzice by nie chcieli”, a nie dlatego, że mało kogoś nie zabił - cudowny nauczyciel, prawda? A jeśli chodzi o jego spostrzegawczość - widział, że Harry z marszu zgodził się zamieszkać z mężczyzną, którego godzinę wcześniej uważał za morderce, ale nawet po tym nie zainteresował się jego sytuacją rodzinną. Błeeh. Ja tam nie twierdzę, że on musiał być jakoś super spostrzegawczy, odpowiedzialny i tak dalej, bo żadna postać nie musi być - ale wkurza mnie to, że wszyscy robią z Remusa tego rozsądnego huncwota, tego łagodnego czy co tam jeszcze - kiedy facet na to zwyczajnie nie zasługuje, bo on rozsądny jest tylko przy prawieniu komunałów. A, plus dla niego, że uczył Harry’ego rzucania patronusa, jedna miła rzecz.
Potter Senior. Z nim mam ten problem, że w młodości był dupkiem, a o tym, jak się zmienił później, wiadomo tylko z drugiej ręki. No a ludziom, którzy go chwalili, to ja już nie wierzę. Okej, wiadomo, że kochał Lily i syna, ale to nie znaczy, że mu się charakter poprawił. A w młodości - wiadomo. Dobiła mnie szczególnie informacja, że w siódmej klasie, jak już zaczął chodzić z Lily, to Snape’a dręczył tak, żeby nie widziała. Nosz kurczaczek, cud miód człowiek.
UsuńW sumie przerażające, że ja nawet o nim nic konkretnego powiedzieć nie mogę - kojarzę tylko jego bucowate zachowanie z retrospekcji z 5 tomu i to, że umarł chwalebnie. W sumie trochę dziwne, biorąc pod uwagę, jak ważną był postacią dla Harry’ego i że dwóch jego bliskich przyjaciół się przez książki przewijało.
A, no i Lily - meeeh. Z nią ten problem jak z Jamesem, umarła młodo i pięknie, więc wszyscy chwalą, a nikt nie mówi jaka była. A z retrospekcji znowu wynika, że durna jak but. I nie, nie mam do niej żalu, że zerwała znajomość ze Snape’em - ale to, że wtedy zaostrzyła sytuację, po czym sobie poszła jako ta obrażona princessa - już tak. Bo, kurcze, James i Syriusz dla zabawy zaatakowali Snape’a, dusili go (pianą, hahaha), wieszali do góry nogami, rzucali na ziemię głową w dół - kiedy jeszcze byli tylko znudzeni. Naprawdę nie przyszło jej do głowy, że gdy James rzeczywiście się wkurzył, sprawa zrobi się poważna? Rozumiem, że została zraniona, ale, eee, to nie jej krew ściekała z nóg do głowy. Serio, nie miałabym jej nic do zarzucenia, gdyby polazła po nauczycieli i już po załatwieniu tej sprawy wywaliła Severusa na zbity pysk. Bo nagle wyszło, że “ktoś kogo lubię jest katowane - błeeee, ktoś kogo nie lubię - dobrze mu tak”. Poza tym nie wiem, naprawdę nie wiem, czemu zaczęła się umawiać z Jamesem w siódmej klasie. Po prostu nie łapie, co takiego mogło się stać, żeby dziewczyna poszła na randkę z kimś, kto przez ostatnie sześć lat balansował pomiędzy byciem bucem a gnojkiem - no chyba, że wzorem najlepszych merysujek stwierdziła, że jej miłość go odmieni. (To czy odmieniła to inna sprawa, bo o tym kanon już niestety nie mówi).
Peter to Peter, trochę mi go żal było, bo w sumie kanon mało mówi o nim oprócz tego, że był zły, tchórzliwy i błe błe - zawsze się zastanawiałam, czy nie trzymał z huncwotami tylko po to, aby jego też nie dręczyli (i tak trochę dręczyli, psychicznie - no ale znów, malutka scenka rodzajowa i to tyle w siedmiu tomach). A poza tym nie ma za co go lubić.
No i w sumie nie przeszkadza mi, że oni są jacy są, tylko to, że w ff są jacyś gloryfikowani strasznie - za wyjątkiem Petera, bo on albo jest gnojony, albo niemal go nie ma. I nigdy nie wiedziałam w sumie, czy to wina warsztatu, czy ludzie rzeczywiście ich tak odbierają - jak rycerzy bez skazy.
PS A. zerkałam już na rant - “Czyżby mleko z butelki było złym pomysłem?” - no ba że złym! Jego wysokość Blacka z butelki, jak, tfu, plebejusza? Mamki są od tego :D Ale prolog czytało mi się bardzo dobrze, więc jeszcze wrócę.
Dobrze gada, polać jej.
UsuńZgadzam się z każdym słowem - dla mnie huncwoci byli obrzydliwą bandą szkolnych chuliganów, a sama autorka bagatelizuje ich wybryki, jakby chciała powiedzieć "oj tam, oj tam, nic się nie stało, tak się chłopcy bawili, ale wyrośli". Fandom chyba tego nie dostrzega, bo praktycznie żadna z postaci tego nie komentuje, wszyscy (poza Snape'em, który od nich obrywał) się prześcigają w wychwalaniu, jacy to mili chłopcy byli, a wiadomo że czytelnik łatwiej zapamiętuje to, co ma podane otwartym tekstem.
W sumie aż czuję się zaskoczona, jak wiele osób też nie lubi huncwotów :D
UsuńZnaczy, ja nie mam nic przeciwko tworzeniu fandomowej wersji jakiejś postaci - ba, Snape'a fandomowego wolę od kanonicznego, bo przy kanonicznym zawsze się zastanawiałam jakim cudem przeżył jako szpieg dłużej niż godzinę. Ale o ile przy Severusie czy Draco jest jakaś taka ogólna świadomość w fandomie, że oryginalnie te postacie były niezbyt fajne, to przy huncwotach... no właśnie. Nieszczególnie się o tym mówi, nieszczególnie zwraca na to uwagę - a w sumie myślę, że właśnie taką ukrytą patologię ciężej jest wyłapać samemu. Tym bardziej, że za romanse z huncwotami biorą się często osoby młode - a tak z ręką na sercu: nie wiem, czy, jakbym miała te trzynaście czy czternaście lat, potrafiłabym spojrzeć na tę bandę w taki sposób.
Nie nawołuję tu do jakiejś krucjaty przeciwko huncwotom - bo w sumie jakby te postacie odrzeć z chwalebnej otoczki i pokazać jako zwykłych, pełnych wad ludzi, to czytałoby się o nich świetnie - ale nie marudziłabym, gdyby częściej się właśnie o tych ich wadach wspominało :)
Aaaach, o to. Powiem tak: staram się, żeby ich wady były dostrzegalne, chociaż wolę się z tym nie narzucać (huncwoci są narratorami, więc nie będą o sobie źle mówili). Z moich obserwacji wynika, że czasami udaje mi się ich trochę obrzydzić, czasami nie – dużo zależy od czytelnika.
UsuńCo do wywalania Syriusza, akurat sprawa jest prosta: gdyby wywalili Syriusz, Dumbledore musiałby powiedzieć, że trzyma w szkole wilkołaka. Lupin również by wyleciał i wszystkie starania Dumbla poszłyby na marne. No, a poza tym to faktycznie był głupi postępek, ale ludzie młodzi często robią głupie błędy – może Dumbledore myślał, że Syriusz dojrzeje?
Też nie lubię Lily i kombinuję tak, żeby jej nie było :P. (I tak nie jest potrzebna i jeszcze długo nie będzie).
Dla odmiany lubię Petera i pojawia się często, chociaż nie ma lekko przy bucowatych Jamesie i Syriuszu. Za to Remus… jeszcze nie wpadłam, jak zrobić, żeby czytelnicy go mniej lubili.
P.S.O, miło mi ;). Nie no to musiałaby być czarodziejska mamka – koniecznie czystej krwi! – a takich nie ma, więc zostaje butelka :P.
To było narzekanie ogólne, niekoniecznie do ciebie :D
UsuńA fakt, najpierw pomyślałam, że wywaliliby go pod innym pretekstem - ale z Hogwartu chyba faktycznie tak trudno wylecieć, że ciężko by było to załatwić, szczególnie jakby rodzinka drążyła. To tu się wycofuję, choć sytuacja nadal mi się średnio podoba - niech będzie, że jakoś to załatwili wewnętrznie.
Ale argument, że to było po prostu głupie, niezbyt do mnie przemawia - głupie jest skakanie na główkę do nieznanej wody albo łażenie po domach, które lada moment się zawalą - czyli ogólnie zachowania, które nie mają na celu kogoś skrzywdzić (w teorii). A tutaj... no, jakby ktoś z realnego świata pokierował kogoś prosto na wybieg wielkiego, agresywnego psa, a później tłumaczył, że myślał, że pokierowany będzie zwiewał na tyle szybko, aby nic mu się nie stało Chodzi mi o sytuację, gdy wystawienie człowieka na niebezpieczeństwo jest celem samym w sobie - a to już nie kwestia dojrzałości czy głupoty, ale też w jakimś stopniu chęci zrobienia komuś krzywdy, choćby i czysto psychicznej. I dlatego uważam, że Dumbledore zareagował za słabo, choć to można tylko wnioskować - wiadomo, kanon milczy - po tym, że zachowanie huncwotów w ogóle po tym incydencie się nie zmieniło. Ale cóż, pedagogiem to on nigdy cudownym nie był.
O Peterze w młodości w sumie było tak mało, że można sobie go fandomić do woli :)
Ja jak dotąd nie wpadłam, za co go lubią w kanonie, więc no, nie pomogę xD
PS A jakiś zubożały, czystokrwisty ród, coś a'la Weasleyowie, ale bez zacięcia do mugoli?
Wiem - po prostu zauważyłam, że sporo osób ma jakąś awersję do huncwotów, a nie wiedziałam za bardzo czemu. Teraz rozumiem, więc dzięki za oświecenie ;).
UsuńZnaczy tak: nie chcę, żeby wyszło na to, że bronię Syriusza (bo tak nie jest, był winny i powinien ponieść konsekwencje, żeby dostrzec błąd i w przyszłości nie odwalać takich numerów), ale patrzysz na to bardzo racjonalnie, a porywczy nastolatek, jakim był Syriusz raczej nie myślał w ten sposób. Wydaje mi się, że Syriusz zwyczajnie zirytował się tym, że Snape ciągle łazi za huncwotami, może nawet Snape trochę go podpuścił, a Syriusz się dał. Nie wydaje mi się, żeby faktycznie chciał fizycznie skrzywdzić Snape'a (jak twierdzi sam poszkodowany). Nie jestem pewna, ale coś mi się tli, że Syriusz mówi coś o tym, że chciał go tylko nastraszyć (no i Snape na pewno z daleka słyszał, że coś jest nie tak, ale i tak się nie cofnął - tak bardzo chciał na nich donieść). W każdym razie zawsze uważałam, że Syriusz nie zastanawiał się nad konsekwencjami, gdy wysyłał Snape'a do wilkołaka, chciał go spławić, a przy tym uznał to za zabawne (pewnie sądził, że Snape wystraszy się i ucieknie na złamanie karku, a on sobie popatrzy i się pośmieje). Dumbledore się nie popisał i właściwie nie wiem, czy liczył, że huncowci sami wyciągnął wnioski, czy jak...
Hehe, ale ile zabawy z Peterem! Najfajniejsze są momenty, gdy udaje mi się sprawić, że czytelnicy przekonują się do niego i mają dylemat (przecież nie mogą go lubić, bo to zdrajca! No ale w tym rozdziale był sympatyczny i jak żyć?) xD.
Z Remusem mam ten problem, że wszystko, co robię obraca się na jego korzyść. Totalnie nie wiem, jak to się dzieje!
P.S. Czarodzieje czystej krwi w większości mają strasznie nadmuchaną dumę (a przynajmniej ci radykalni, nie przepadający za mugolami), więc chyba nie ma mamek czystej krwi. Przynajmniej tak mi się wydaje...
Podejrzewam, że Syriusz wtedy w ogóle nie myślał, a już na bank nie racjonalnie :P Przy czym ja mu nie zarzucam, że on świadomie chciał kogoś skrzywdzić (znaczy: przeanalizował całą sprawę i stwierdził, że tak, to mu poszarpie psychikę, muahaha) - ale to, że nie miał zahamowań, aby do takiej sytuacji doprowadzić. Nawet James zajarzył, że to się może źle skończyć (dla Snape'a, dla Lupina - kto wie, czym mu S. może przywalić w razie ewentualnej walki, dla obu naraz), a on do najbardziej empatycznych osób nie należał. I właśnie ten brak "bezpiecznika" w głowie wydaje mi się (i chyba powinien wydawać Dumbledore'owi) najbardziej niepokojący. Nawet jeśli nie miałby się martwić o charakter chłopaka ogólnie, to choćby o jego relację, "wojence", ze Snape'em. Bo to tak, jakby ktoś wypchnął drugą, nielubianą osobę na tory, a później tłumaczył, że pociąg był daleko, więc to ją miało tylko nastraszyć - to nie tylko objaw głupoty, ale też, kurcze, jakiegoś grubszego problemu (bo człowiek ma jednak zakodowane głęboko, że to niebezpieczne, że tak się nie robi - chyba tylko w afekcie może o tym zapomnieć, ale Syriusz w afekcie nie działał - jakby działał, to dałby mu w pysk i po sprawie). Zwłaszcza, kiedy to nie jednorazowy przypadek, a kolejny po serii jakichś mniejszego kalibru. Przy czym w sumie mniejszy mam tu zarzut do Syriusza jako takiego (mówiłam na początku, że lubię wersję, w której ma kłopoty ze sobą :D), a właśnie do wtajemniczonych w sprawę nauczycieli. Bo, jasne, mogło to się rozejść po kościach - ale równie dobrze za tydzień/za miesiąc/za rok, któryś by przesadził i rodzinie zwracali by bardzo buntowniczego trupa :P
UsuńPrzy czym znowu, wiem, że wojna się zaczynała, mieli inne zmartwienia na głowie - ale skoro w biały dzień, przy masie randomowych uczniów, kiedy w szkole była zewnętrzna komisja, huncwoci sobie radośnie Snape'a męczyli - to raczej świadczy o tym, że w Hogwarcie pedagodzy byli do d, nie panowali nad sytuacją, nikt się nie bał ewentualnych kar (no, przynajmniej huncwoci). Niezbyt dobrze to świadczy o dyrektorze. Ale ja już od dawna uważam, że Albus czarodziejem był świetnym, ale dyrkiem mocno średnim :D
Lubić! Kto powiedział, że zdrajców lubić nie można? Zdrajca dobrze umotywowany to największa frajda :D
Bo Remusowi dobrze z oczy patrzy, ten tego... (Więcej powiem pewnie, jak trochę nadrobię opowiadanie - może to kwestia po prostu doboru sytuacji/kontrastu z resztą bandy? Na razie strzelam ;) Ewentualnie będziesz mieć Remusa fandomowego i jakoś to przeżyjemy).
PS Ech, Jo i jej czarno-białe podziały - przez to w sumie ciężko powiedzieć, co było typowe dla tego świata, a co wprowadzone, żeby pokazać, że źli są na pewno źli. Ale czy dumę mieli tacy Goyle lub Crabble? Wydaje mi się, że oprócz dumnych, bogatych, starych rodów, były też takie, które oprócz czystej krwi za wiele nie miały - rzemieślnicy i służba wykonująca zadania nieodpowiednie dla skrzatów (prywatni nauczyciele np.? Przy założeniu, że dzieci mogły uczyć się też w domu - o tym chyba Jo wspomina kiedyś, choć może fandomuje - no ale niechby i taki nauczyciel łaciny :P Może jacyś ochroniarze, zarządcy majątków etc.). No ale to już wordlbulding, nadbudowywanie kanonu, więc w zasadzie wolność Tomku w swoim opku.
(Wybacz, jeśli komentarz jest po polskiemu - pora już taka, że ledwo myślę)
Też prawda ;). Wiesz, czasami przepycham się z koleżankami koło samochodów (znaczy głównie ja lekko popycham) i jakoś nigdy nie pomyślałam, że coś złego mogłoby się stać (bo wiem, jak mocno pcham i że albo chodnik jest szeroki albo jest barierka). Gdyby ktoś ciągle zawracał mi tyłek, możliwe że też wreszcie bym mu powiedziała tylko po to, żeby dał mi święty spokój (ale często bywam lekkomyślna, więc…) i to byłoby działanie w afekcie. No ale tak, zgadzam się – to niepokojące, nawet dość niebezpieczne zachowanie, które powinno wzbudzić obawę każdego nauczyciela. Buntowniczy trup zrobiłby furorę w Hogwarcie xD.
UsuńOdniosłam wrażenie, że żaden nauczyciel nie kłopotał się dyżurami na błoniach… I w sumie nie wiem, dlaczego – aż takie zaufanie mieli do uczniów? Bo jakoś trudno mi uwierzyć, że byli aż tak zaabsorbowani tajnymi posiedzeniami Zakonu Feniksa (teraz wyobrażam sobie to tajne zebranie, wszyscy poważni, a za oknem Snape dynda do góry nogami…).
Właśnie nie zawsze Remusowi dobrze z oczu patrzy, ale wtedy i tak zdobywa fanów. Nie ogarniam fenomenu…
P.S. Dawanie cyca obcemu dzieciakowi to jednak coś innego niż uczenie, czy wykonywanie jakichś prac, których nie dało się machnąć za pomocą magii. No i przez mleko jeszcze przejdzie to uniżenie i służebność i co wtedy? ^^
P.P.S. No, jednak zrobił się straszny offtop...
(Dopóki Leleth nas nie goni, to chyba możemy offtopić :D)
UsuńDlatego rozróżniam coś, co robi się osobom, które się lubi, a tym, które się nie lubi - imho intencje są zazwyczaj całkiem inne.W sumie ciężko powiedzieć, czy on to powiedział w afekcie czy nie (czy raczej: czy próbował później jakoś tę sprawę odkręcić, poszedł za Jamesem, gdy ten leciał Snape'a ratować, przeprosił po fakcie, cokolwiek, co by wskazywało, że czuje się winny), bo - znowuuuu - kanon tę sprawę olewa. Zachowanie dorosłego Syriusza raczej niewiele o tym mówi, bo to już było po tym, jak Snape go próbował ukatrupić za pomocą Ministerstwa (trzeci tom, wiadomo o co chodzi), więc to też mocno musiało na relację pomiędzy nimi wpłynąć
W sumie ja się tak pastwię nad huncwotami, a Snape jeszcze gorszy - coś się ten rocznik Jo zwyczajnie nie udał :D Co jest o tyle ciekawe, że główni bohaterowie są zaskakująco nietoksyczni (ostatnio zastanawiałam się, czy mogłabym Hermionie, Harry'emu i Ronowi coś zarzucić, ale nope - zachowują się czasem lepiej, czasem gorzej, ale jak normalne nastolatki).
Ale zostaje kwestia tego, że ktoś mógł zobaczyć to z okna zamku albo jakiś uczeń zwyczajnie by doniósł, w końcu po to istnieli choćby prefekci, ewentualnie gajowy, który przecież niedaleko mieszkał. Zastanawiam się, czy to trochę nie była wina tego, że Dumbledore zniósł wtedy kary fizyczne i stara kadra nauczycielska jeszcze nie potrafiła poradzić sobie z uczniami bez ich pomocy? Ale to już mocne gdybanie. Albo z powodu wydarzeń z Voldym sytuacja między Gryfindorem i Slytherinem stała się tak napięta, że podobne sceny nikogo już nie dziwiły? Co hipoteza, to gorsza.
To może tak spytam, bo mnie to ciekawi: za co się huncwotów lubi? :D
Podejrzewam, że trochę przez sugestię Jo, że byli pierwowzorem bliźniaków, a trochę przez to, że Remus i Syriusz to bohaterowie-pokrzywdzeni-przez-okrutny-los. Dobrze zgaduję?
PS W sumie musiałabym poszukać informacji, czy bycie mamką było dla kobiety degradujące czy nobilitujące tak ze trzysta lat temu :P Bo z naszej perspektywy, jasne, karmienie obcego dziecka nie jest zbyt fajne - ale jednak mentalność trochę się nam zmieniła. (I teraz jeszcze wyobraziłam sobie, jak przez mleko z butelki na dziecko przechodzi krowie umiłowanie do trawy xD).
"To może tak spytam, bo mnie to ciekawi: za co się huncwotów lubi? :D"
UsuńHuncwoci są przedstawiani jako bardzo cool, po prostu - kiedy samemu jest się zbuntowanym małolatem, taki przystojny, sprzeciwiający się rodzinie Syriusz, James-gwiazda quidditcha, atmosfera kumpelstwa, luzu, żartów i popularności działa, kurczę, jak afrodyzjak. :D
Niektórzy mają też po prostu słabość do zawadiaków. Ot, ja na przykład (ale wolę takich w typie łotrzykowskim, patrz: wczesny Kmicic czy Szczury u Sapkowskiego).
No i trzecia sprawa: aura rodem z "Jutro idziemy do kina" i w ogóle piętno tragizmu, bo te małolaty za chwilę pomrą albo trafią do kicia, i taka piękna przyjaźń się posypie, i w ogóle.
Hasz
(Jak kota nie ma, myszki harcują? :P)
UsuńWydaje mi się, że w kanonie Syriusz coś tak przebąkuje, że byli głupi i robili głupie rzeczy. Właściwie niezbyt dobrze świadczy o nim takie stwierdzenie, bo to prawie jak nazwać próbę zabójstwa czymś głupim. Tylko… no trudno mi patrzeć na Syriusza, który wyszedł z Azkabanu i porównywać go z małoletnią wersją. A czy poszedł za Snape’em? Wydaje mi się, że odpowiedź jest oczywista: Syriusz za nim nie poszedł, bo był już z Remusem (albo przynajmniej bardzo blisko). James zawrócił, więc – przynajmniej po to, żeby chronić Jamesa – Black powinien zostać i pilnować Remusa. W sumie zastanawia mnie, czy przebywanie co pełnię w towarzystwie wilkołaka nie sprawiło, że Syriusz przestał go postrzegać jako zagrożenie.
Zawsze byłam neutralna w stosunku do Snape’a i tak pozostało. Wydaje mi się, że na ten rocznik wyjątkowo mocno odczuł propagandę Voldemorta. Każdy ma coś za uszami, ale to, w jaki sposób zachowywali się w stosunku do śmierciojadów, zdeterminowało ich życie i uwypukliło pewne cechy. Harry też żył w cieniu Voldiego, ale on od początku wiedział, że to ten zły, z którym trzeba walczyć. Rocznik Huncwotów nie miał tej wiedzy i właściwie mogli postąpić dowolnie.
Nikt nie lubi donosicieli! A już donieść na głównych szkolnych rozrabiaków? W sumie dziwne, że Lilka tego nie robi (pewnie jest za bardzo urażona). Wydaje mi się, że nie znalazła się osoba gotowa wystąpić przed tłum, a więc wszyscy udzielali milczącej akceptacji. Przecież na prawdziwych uparciuchów kary fizyczne niewiele by pomogły, więc raczej nie tutaj leży problem. Nauczyciele najwyraźniej przymykali na to oko albo po prostu nie chcieli widzieć (może fajnie było myśleć, że Hogwart się nie zmienił, a Voldzio nie ma tam wpływów).
Przypuszczam, że nie jestem reprezentacyjnym przypadkiem lubienia huncwotów xD. Podoba mi się to, na jakich wyglądają, na jakich rokują, a jacy ostatecznie się stają – to całkiem ciekawe i zawsze ciekawiło mnie, jak to się stało, że takie ignoranckie buce jak Syriusz i James umieli wybrać dobrą stronę. Albo dlaczego w pewnym momencie podejrzewali Remusa o zdradę? Dlaczego Peter ostatecznie zdecydował się na zdradę i czy Huncwoci sami nie mieli w tym udziału? Lata szkolne to znów jeszcze czas spokoju, Voldzio się nie pojawił, ale gdzieś tam się czai i sieje ziarenka. To naprawdę ciekawe patrzeć, jak lekkoduchy dorastają, ale wciąż pozostaje w nich zadziorność. No i, cóż, widmo tragedii również jest całkiem kuszące – bo od początku wiadomo, że tu nie ma mowy o dobrym zakończeniu.
Ej, to oni tam byli? Zawsze miałam wrażenie, że Lupin wtedy w pełnię był sam, ewentualnie huncwoci dopiero do niego szli i James wyrwał się przodem. Ale nie wiem skąd wzięło się u mnie to przekonanie.
Usuń(Ja w ogóle mam problem z wyobrażeniem sobie tej sceny, bo, hm, do Wrzeszczącej Chaty wchodziło się przez klapę w podłodze, prawda? I nie mogę się pozbyć z głowy sceny, w której Lupin po usłyszeniu, że ktoś idzie, przyczaił się przy tej klapie, przycichł i czekał. A jak Snape sobie tę klapę trochę odemknął... to go jęzorem po twarzy :D Ale jak to mogło się rzeczywiście rozegrać, to zwyczajnie nie wiem).
W sumie to jest w tym roczniku fajne - właśnie ta ich zwichrzona przez wojnę moralność - ale no, nie miałam szczęścia do tekstów, więc się do nich zraziłam :P (i uważam nadal, że przez sam kanon też można się zrazić).
Ale mi nie chodzi o to, że kary fizyczne by pomogły - tylko że nauczyciele, którym nagle odebrano taki rodzaj dyscyplinowania, poczuli się bezradni i pozwoli sobie wejść na głowę (bo jak ktoś osiemdziesiąt lat potrafił zyskać posłuch tylko potrząsając rózgą, to bez tej rózgi czuje się tylko śmiesznym dziadkiem) :D Żeby nagle nie wyszło, że ja za karami fizycznymi jestem :P
Wydaje mi się, ze zakładanie, że każdy ma do nich respekt i nie uda się na skargę - to by były już zbyt pobożne życzenia Jamesa i Syriusza xD
Hm, to chyba rzeczywiście nie jestem targetem, bo jeśli zawadiaków jako takich lubię, to jednak w wersji dorosłej lub pseudo dorosłej i wtedy, gdy coś złego już się dzieje, a nie majaczy na horyzoncie :D Ale dzięki za odpowiedzi.
Z tego, co pamiętam, było napisane w kanonie, że James zawrócił Snape'a w drodze do chaty, z tym że poszedł za Snapem, a więc z Lupinem wtedy nie był. Co więcej, zostało napisane, że James uratował Snape'owi życie, a więc można spokojnie założyć, że Lupin był wtedy sam. Ergo: Syriusz to niemyślące bydle, aczkolwiek i tak go lubię w poazkabanowej wersji :P
UsuńSnape wspomina, że Syriusz był zdolny do morderstwa mając (bodaj) 16 lat. Nawet, jeżeli się pomyliłam i chodziło o 15 lat, wydaje mi się, że Snape nie brałby poprawki na datę urodzin Syriusza (faktycznie był starszy o rok). W każdym razie sądzę, że podpuszczenie Snape’a miało miejsce w szóstej klasie, a wtedy Huncwoci byli już animagami, więc spędzali z pełnie z Lupinem. Tak, James zawrócił Snape’a w drodze do chaty, ale wcześniej – zdaje się – był już w drodze do chaty i dopiero wtedy Syriusz mu powiedział. Oczywiście, że James uratował Snape’owi życie, bo raczej nic nie powstrzymałoby go przed rzuceniem się na kogoś w tak ciasnym pomieszczeniu. No ale pewności nie ma, aczkolwiek naprawdę dziwne wydawałoby mi się, żeby Snape poszedł tam przed Huncwotami (przecież coś takiego równa się wysłaniu kogoś na śmierć i wątpię, żeby Syriusz był aż tak beznadziejny…).
Usuń(Twoja wizja rozłożyła mnie na łopatki xD. To chyba najbardziej zaskakujący scenariusz.)
Jasne, że przez kanon można się zrazić – jak zawsze ze wszystkim, nie odmawiam ci racji. Ja za to nie mam szczęścia do tekstów o czasach Harry’ego – te dzikie paringi, alternatywy i inne wygibasy po prostu jeżą włos na głowie. Przy huncwotach od razu widać, czy opko warto czytać czy nie.
Właściwie to nie wiedziałam, że Dumbledore zniósł kary fizyczne… Jasne, Filch ciągle jęczał, żeby je przywrócić, ale gościu wyglądał na takiego, co to lubi sobie pogrozić i pomarudzić (czy po tym dekrecie Umbridge faktycznie zabrał się do rzeczy…?). Poza tym wyobrażasz sobie McGonagall i kary fizyczne? Albo Slughorna? Przecież to do nich zupełnie nie pasuje. Zawsze wydawało mi się, że to raczej relikt dawnych czasów. Rozumiem, co masz na myśli, ale mam problem z tym, że uczniowie władają magią, a Filch to charłak (może woźny przed nim był czarodziejem?) i, no, jest na przegranej pozycji. Skarżenie jest niekoleżeńskie, a starsze roczniki pewnie same miały ubaw z dyndającego Snape’a albo w ogóle ich to nie obchodziło (sprawy dzieciarni i takie tam). Nie mówię, że James i Syriusz to szkolne postrachy :P.
Może dziać się również od razu (zależy czy ktoś bierze na warsztat od razu wojnę), ale wtedy – mnie przynajmniej – brakuje wprowadzenia. W zasadzie nigdy huncwotów nie uważałam za zawadiaków – raczej za żartownisiów i tyle (no może przy Syriuszu bym się zawahała). Lubię widzieć początek, środek i zakończenie oraz porównywać te etapy – szczególnie, gdy popatrzy się na Śmierciożerców z innej perspektywy (tacy bojownicy o wolność trochę), a skończy się na, cóż, kanonie xD.
A wiesz, wcześniej o tym nie myślałam, ale teraz się zastanawiam - w jaki sposób oni byli w stanie wejść do chaty? Nie mogli jako ludzie, bo Lupin by się na nich rzucił, ale jako zwierzęta tym bardziej nie wydostaliby się przez klapę (no serio, jeleń?). Jakiś sens byłby, gdyby tylko Remus przechodził tunelem (i reszta stąd o przejściu wiedziała), ale oni sami go nie używali - tylko pod peleryną niewidką/postacią zwierząt normalnie śmigali w stronę Hogsmeade i wypuszczali go od zewnątrz. Tylko że wtedy wyłaziłby bardzo blisko wioski (whyyy). No ale pamiętam, że używali Glizdogona do otwierania przejścia, więc może wchodzili do niego tylko Syriusz i Peter (albo nawet bez Petera), Syriusz otwierał klapę i wabił Lupina całą drogę, żeby go wypuścić przy Hogwarcie. W każdym razie - jak u siebie to rozwiązałaś? :D
UsuńA czemu ich nie było wtedy z Lupinem? Może po prostu to był jakiś dzień, w którym księżyc wschodził wcześnie/za dnia (w ogóle Jo sprecyzowała, czy jeśli księżyc świeci za dnia, to przemiana następuje czy nie?) - mieli wtedy jeszcze zajęcia/kolację/chcieli się przemknąć dopiero po ciszy nocnej, gdy nikt nie będzie tego widział - a Snape zwyczajnie się pospieszył :P
A, zawsze mnie fascynowała sugestia, że mama huncwotów powstała przez te wyprawy z Remusem - większego sensu w tym nie widzę xD (ale może sobie coś nadinterpretowałam).
Na pewno jeszcze, gdy Molly i Artur chodzili do szkoły, kary takie funkcjonowały (chyba Artur wspominał, że oberwał za wspólne schadzki), w czasach huncwotów już nie. Zresztą, nie pamiętam w którym tomie, ale chyba było to wprost powiedziane. A wiesz, że Slughorna nawet sobie wyobrażam? :D Oczywiście nie osobiście, ale wydaje mi się właśnie takim typem człowieka, który by kłopoty ignorował, a jak ignorować by nie mógł, to odsyłałby rozrabiaków do kogoś innego (choćby woźnego), żeby tę sprawę za niego załatwił :D
(Jeszcze dla formalności, Artur urodził się w 1950, pewnie Molly podrywał trochę starszy, więc kary funkcjonowały spokojnie jeszcze koło 1965 - 67. Slughorn urodził się - według wiki, nie wiem skąd te dane xD - pomiędzy 1890 - 1910, uczył już Voldemorta - ur. 1926 - więc na stary porządek złapał się na pewno. Rocznik Huncwotów to 1960 - czyli szkołę zaczęli jakoś w 1971. Em, albo coś jest pochromolone w wiki, albo Jo nie pomyślała, albo rozpoczęcie nauki u huncowtów zbiegło się z rozpoczęciem kariery dyrektora przez Dumbledore'a, ew. samego zniesienia kar fizycznych xD).
Wydaje mi się, że na bank poprzedni woźny był czarodziejem, zwłaszcza jeśli to nie Dumbledore go zatrudniał, tylko ktoś rozsądny :D
"(sprawy dzieciarni i takie tam)" no ale jakie dzieciaki, piętnaście lat to niemal dorosły :D (szczególnie, że rocznika na mordzie nie miał przecież) - i nadal wydaje mi się, że skoro tyle osób wyległo na błonia, to jakiś prefekt by się napatoczył (znaczy, było dwóch, Lilka i Remus, uch), którego właśnie obowiązkiem jest reagować w takich sytuacjach.
Akurat nie myślałam o wojnie (zresztą jak dotąd chyba nigdzie nie widziałam dobrze rozpisanej I wojny w HP, no, może Nec Plus Ultra, ale trochę mi ona językowo zgrzyta ostatnio) - ale raczej lubię oglądać przedwojnie z punku widzenia osób bardziej "zanurzonych" w nadchodzące wydarzenia (ta, najchętniej to bym poczytała o przygotowaniach do wojny z perspektywy samego Voldemorta - mógłby być niekanoniczny, byle nie głupi i nie puchaty xD - ale nic takiego, dobrze napisanego przynajmniej, nie przychodzi mi do głowy). Jak patrzę na moją listę lubianych fików, to większość jest humorystyczna i w większym lub mniejszym stopniu alternatywna. No i oczywiście króluje Harry Potter i Metody Racjonalności (jedyny fik, przy którym autentycznie czasami miewam dreszcze... i który obiecuje sobie przeczytać od deski do deski w oryginale tak jakoś od roku) :D
A mnie się zdawało, że oni mieli wtedy po 14 lat, więc nie byli jeszcze animagami i jedynie wiedzieli o Lupinie (zwłaszcza że kiedy stali się animagami, to nie siedzieli w chacie, tylko śmigali po błoniach). Nie mogę stwierdzić na sto procent, bo czytałam HP dawno, ale jak robiłam obliczenia do swojego opka, to tak mi wyszło.
UsuńJa czytałam genialną pierwszą wojnę w "Their verdict of vagaries" :) Absolutnie nic tego nie przebije. Opisany jest cały proces dochodzenia Voldemorta do władzy, począwszy od szkolnych czasów, a skończywszy na Bitwie o Hogwart. Nie było żadnych udziwnień niemających miejsca w kanonie oprócz jednej rzeczy - paringu, ale za to było to sprytnie wmieszane w kanon.
Ha! Znalazłam :D 7 tom - myślodsiewnia. Snape wlazł do tunelu przed sumam, a więc mieli max 15 lat. Nie wiem natomiast, kiedy dokładnie stali się animagami: w wieku 15 czy 16 lat?
UsuńMi chodzi tylko o to, jak się z tej chaty Lupin wydostawał - nauczyciel go pewnie odprowadzał pod drzwi i przypuszczam (no, mam nadzieję przynajmniej), że czekał choć do jego przemiany, żeby się upewnić, że młody w przypływie entuzjazmu drzwi nie wywalił czy cokolwiek. (W ogóle rozsądne byłoby, żeby ktoś przy tej chacie jednak czuwał, na wypadek choćby, ee, łowców przygód, którzy chcieliby do nawiedzonej chaty zajrzeć - jakiś woźny, jeśli był nauczycielem, skrzat choćby, który mógłby sprowadzić szybko pomoc. Ale to by było logiczne, więc nie byłoby fabuły, więc cóż no - imperatyw wygra zawsze :D). Czyli jakoś go chłopcy musieli później na błonia wypuszczać.
UsuńW ogóle nie ogarniam, jak jeleń ma powstrzymywać wilka (wilkołaka) przed czymkolwiek. Znaczy ogarniam, ale to powstrzymywanie się wiąże z walką dosyć zaciętą, w której na bank Lupin użyłby zębów. No bo weźcie, to że on w czasie naparzania się z Syriuszem walczył łapami (w trzecim tomie) jest tak naciągaaaane... co on, w sercu jest kotołak?
A faakt, bo przecież Snape przy rozmowie z Lilką wspominał coś, że nie wie, co oni robili czy coś w tym stylu? No to wyjaśnia się, czemu ich przy Remusie nie było.
Ale wiecie, jeśli Syriusz dręczył człowieka, którego o mało przypadkiem nie zabił... to się robi jeszcze bardziej niesmaczne. No i raczej wyklucza wszelkie wyrzuty sumienia.
Ooo, na pewno zajrzę :D (Ten paring mnie trochę przeraża, ale w sumie jeśli fajnie czytało mi się TM/HG w Praktykantce, no to cóż xD)
Haha, kotołak... xD Właśnie sobie uświadomiłam, że nie czytałam ani jednego TM/HG. Chyba wyczerpałam limit w kwestii dziwności paringów :D
UsuńAle zobacz, jakby tak dosztukować Voldkowi nos, to z twarzy całkiem przypominałby skrzata - może by Hermiona go swoją WESZą z rozmachu objęła i tak by się ukuł całkiem przyjemny romansik pracowniczo-korporacyjny...? :D
UsuńDelto, prawie udławiłam się ze śmiechu xD
UsuńPytanie tylko czy Voldzio przykładem skrzatów odrzuci jej starania :D Mógłby wyjść niezły angst.
Odrzuci, bo będzie myślał, że on niegodny - przez swoją mroczną a ponurą przeszłość* - aż na końcu zaawaduje się z rozpaczy. A później jego odciętą głowę powieszą w Granger Manor w Australii ku przestrodze wszystkim villainom i z podpisem: "Make Love, Not Horkruks".
Usuń* Ewentualnie przez kompleksy - te wszystkie różdżki, bazyliszki, węże - coś** facet musiał sobie rekompensować.
** Tak, nos.
"Make Love, Not Horkruks" <3 <3 <3
UsuńTak mi się teraz przypomniał demotyw, w którym Voldzio został przedstawiony jako stuprocentowa nastolatka: przez te wszystkie pamiętniczki, błyskotki i obsesje na punkcie nastoletnich chłopców. Więc z męskością u niego coś zdecydowanie nie grało xD
Wielbię tego demota :D
UsuńW ogóle czytam twojego poleconego fanfika i dotarłam do sceny z HP/TMR - w cośty mnie wkopała ;____;
(...ale i tak będę czytać dalej).
Kij z HP/TMR. Dla całego tła wojenno-politycznego warto się przemęczyć :D (aczkolwiek mi samo HP/TMR już nie przeszkadzało - uodporniłam się przy innych ficzkach xD)
UsuńTło mi się podoba :D
UsuńSwoją drogą ten fik przypomina mi Nec Plus Ultra - z tym, że w Nec to Hermiona przenosi się do przeszłości i w czasy młodości Lucjusza, nie Voldemorta. Ale motyw "obserwatora, kto we już jak to się skończy" jest bardzo podobny - znasz, czytałaś?
O Nec Plus Ultra sporo słyszałam, ale nigdy nie czytałam, bo w pewnym momencie przeniosłam się na fandom angielski i już tak mi pozostało. Ostatnio jednak nadrabiam zaległości w polskich tekstach/tłumaczeniach, więc mam w planie za to sięgnąć :) Szczególnie że lubię podróże w czasie / do równoległych rzeczywistości.
UsuńA propo jeszcze Voldemorta, to świetną kreację można znaleźć w "The Prince of the Dark Kingdom" - też polecam. Część została przetłumaczona na mirriel pt. "Książę z Królestwa Mroku". Jest to rzeczywistość, w której Voldemort wygrał wojnę (nigdy nie został pokonany przez odbitą klątwę, bo w porę Potterowie uciekli za granicę). Dużo polityki, dużo inteligentniejszy Voldemort niż ten stworzony przez Rowling, żadnych slashy, żadnej bezsensownej przemocy dla przemocy, ale za to pokazane działania wojenne. No po prostu żyć, nie umierać :D
Nadrób, warto :P Jedyne, co mi się tam nie podoba, to kreacja Narcyzy, bo ja ją headkanonuję zupełnie inaczej.
UsuńZnam ten fik, choć właśnie czytałam tylko tłumaczenie. Ale dobrze, że mi przypomniałaś - chętnie zerknę, co się dzieje w nim później.
(Tylko za dużo rzeczy mi nie podrzucaj: ja muszę pisać, oceniać, rysować, ja dużo muszę :D)
Ja mam cała listę zebranych ff do polecenia, więc dobrze, że mi mówisz xD
UsuńZaczęłam czytać Nec Plus Ultra i jestem gdzieś w 1/4. Przeżyłam mały szoczek na wstępie, bo językowo jest to lepsze niż książka, którą ostatnio przeczytałam xD Tak więc no... xD W ogóle żałuję, że w tym przypadku jest to jednak o podróży do przeszłości. Przez długi czas szukałam - i wciąż szukam - ficzków o aurorach / szkoleniu aurorskim, bo strasznie mi się to spodobało w trylogii GreenGecko (Resonance, Revolution, Resolutio). Tajniki pracy aurorskiej, cała machina działań ministerstwa, ściganie nowych bad assów, misje, walki... ech. Więc gdy Hermiona zostawiła to swoje szkolenie, swoją praktykę i mieszkanie z Ronem i Harrym, średnio byłam zadowolona. No cóż, ale dobre to i tak, więc czytam dalej :)
Nie można mieć wszystkiego :D
Usuń(Ale Dega ostatnio pytała mnie, czy znam coś o aurorach - będzie jak znalazł)
Swoją drogą, nie masz ochoty pogadać przez maile/gg/docsy/coś innego? Jakby co mam wiecznie otwarty mail wiedzma.pl@gmail.com
Phoe, ostatnio chyba odpowiedziałam na Mirriel na jakiś twój komentarz. W ogóle po komciu myślę "O, ktoś sensownie pisze, ogarnięty językowo, trza sprawdzić blogaski i tekściki", ale skreśliłam zapoznanie się z opkami z miejsca z powodu Snarry i Severitusa. Taka dygresja :P...
UsuńChyba jakieś przeznaczenie, heheszki.
A to GreenGecko sobie przeczytam, jak zmartwychwstanę. Dzięki za cynk, Delta :D.
Ooo, na jaki? Tym o Hufflepuffie? :D
UsuńJako że uwielbiam trzy postacie z HP: Dumbledore'a, Harry'ego, Snape'a (innych też lubię, ale mniej), wszystkie snarry, severitusy, snape mentorsy lub zwykłe opka, ale mające HP, SS oraz AD jako głównych bohaterów są moją domeną i moim rajem. Już mam takie nieuleczalne skrzywienie. Dygresja dygresji. Boziu, śmietnik się tu robi xD
Delto, zapisuję maila i się odezwę :D
Ps Tak lojalnie informuję, żeby nie było niespodzianek, że trylogii GreenGecko zaczyna się od SmH i Harry jest jeszcze w szkole. Aurorskie perypetie dochodzą później, plus jakoś w trzecim tomie można spodziewać się podróży po równoległych rzeczywistościach :)
Też lubię Snape'a, byle fandomowego, moje opko od bycia severitusem albo mentorsem przynajmniej uratowało się cudem. (Ale moje opko jest dziwne, bo chciałam mieć w nim połowę durnych klisz, jakie znałam, garyśka i tyle kiczowatego mroku, ile tekst może unieść, a do tego OC w roli Snape'owego syna bardziej się nadawał :D).
UsuńWięc Smh i Severitusy to ja bardzo chętnie, możesz mi tym spamić do woli. Najwyżej przestanę sypiać.
Ja strawiłam tylko jednego Severusa - tego od Delty właśnie. Przez pozostałych autorów zostałam skrzywdzona. Może jak wyleczę rany, to do ciebie wpadnę.
UsuńTak, ten o Hufflepuffie :P.
Zapomniałam, że mam odkomciać – cała ja…Także ten odgrzebuję ten wielki spam.
UsuńTunel wiodący do Wrzeszczącej Chaty nie kończy się klapą a otworem (aż spojrzałam do HPiWA), więc w tej kwestii problemu nie ma zbyt wielkiego (tunel może i dość niski i wąski, ale dość wysoki, żeby przygarbiony człowiek się przecisnął, więc i jeleń dałby radę przejść po w miarę równym). W książce było coś, że wilkołak przy zwierzętach potulniał (pewnie chodzi o to, że w ogóle miał towarzystwo i z kim się wyżyć). W nocy chyba niewielu chodziło po Hogsmeade, ale kiedyś na kogoś musieli wpaść (któryś wspominał, że bywało niebezpiecznie). W praktyce jeszcze tego nie rozwiązałam, bo u mnie dopiero naumieli się animagii :P.
Nie, Jo nie sprecyzowała jak to jest z księżycem i wilkołakami (albo po prostu nie dotarłam). Huncwoci musieli wychodzić zaraz po Remusie, stad wydaje mi się, że oni poszli przodem, a Snape za nimi (inaczej to nie za bardzo ma sens, ale kanon ogólnie nie wszędzie trzyma się kupy).
W powstaniu mapy mogły posłużyć wycieczki z Remusem, bo poznawali okoliczne tereny Hogwartu i Hogsmeade, a za dnia mogli wrócić w ciekawsze miejsca. No i być może ktoś miał na myśli samą formę animagiczną (szczur wciśnie się w niemal każdy kąt, pies też łatwiej się przemyci niż uczeń).
Tak, pamiętam, że Artur coś wspominał, ale nie pamiętam co dokładnie – w tym cynk. Chodziło mu o użytkowanie łańcuchów czy szlaban? Kij wie. (Źródła pozaksiążkowe są tak pełne nieścisłości, że traktuję je raczej z przymrużeniem oka; Jo znów sadzi takie kwiatki jak dzieci trzynastolatków także ten…)
Również nigdzie nie widziałam dobrze rozpisanej wojny w pełnym wymiarze. Ogólnie raczej odchodzę od fików, a akurat przy Potterze raczej nie siedziałam nigdy w fandomie zagranicznym (w sumie nie wiem czemu…), więc mam raczej ograniczone pojęcie.
Huncwoci stali się animagami w piątej klasie (zajęło im to trzy lata i wydaje mi się, że najbezpieczniej będzie założyć, że raczej pod koniec tej piątej klasy). Z tym 7 tomem i myślodsiewnią chodzi o kolejność wspomnień? Nie do końca mnie to przekonuje, bo mówimy o umierającym człowieku, któremu pewne wspomnienia mogły się zwyczajnie zaplątać w czasie (to w ogóle jest dziwne, że są aż tak dobrze rozłożone). Nie wspominając o tym, że po numerze, który Syriusz wyciął Snape’owi, James raczej byłby wściekły na Syriusza. Bo chyba nikt nie zakłada, że Lily już nigdy nie rozmawiała ze Snape’em po tym, jak nazwał ją szlamą, prawda…?
Ale pairingi tu omawiacie… raju, HP to jak Moda na sukces – każdy z każdym :P.
Al-le jak to otworem? Znaczy Lupin sobie mógł dać normalnie susa do środka i wyleźć przy wierzbie? :D Serio tego nie pamiętałam, ale ta wizja już totalnie mnie zabiła. Może klapa zdemontowała się jakoś później...?
UsuńMoże Jeleń by i przeszedł (choć przy rozłożystym porożu, no nie wiem, na pewno byłoby strasznie niewygodnie) - ale już na sto procent nie dałby rady się obrócić, a jakby Remusowi odbiło i zaatakował, to też jego zdolności do obrony byłyby dużo mniejsze niż na otwartej przestrzeni. A raczej zakładam, że nie mogli się przy nim ani na chwilę odanimagowywać, bo by instynkty wzięły nad nim górę.
A czemu musieli wychodzić zaraz po nim? (Zresztą tak zaraz to nie bardzo, bo jeszcze by się wpakowali na wracających nauczycieli).
No właśnie to stwierdzenie mnie zastanawiało, bo mapa Hogwartu dotyczyła głównie, cóż, Hogwartu - a po nim przecież z wilkołakiem nie latali. Za to fakt, że mogło chodzić o samą animagię, już do mnie przemawia.
Niee, to było gdzieś w książkach (chyba że jakiś fanfik aż tak rzucił mi się na mózg, że go wzięłam za kanon, w każdym razie na pewno nie w wywiadach) - Artur wspominał coś, że wciąż ma blizny po laniu jakie dostał, kiedy woźny przyłapał go na schadzce z Molly?
Mi chodzi właśnie o tę rozmowę Snape'a z Lily - zawsze miałam wrażenie, że była jakoś krótko po incydencie ze szlamą (bo w sumie dziwne byłoby, jakby ją tak z czapy po dwóch latach przepraszał) i właśnie wtedy nawiązał do tego wydarzenia w chacie. Ale ech, musiałabym sięgnąć do siódmego tomu, żeby się upewnić - a ja go tak nie lubię xD A w kanonie było coś, co sugerowało, że te sprawy z szczuciem Lupinem były w 6/7 klasie?
Gorzej, w HP można dołączać jeszcze crossovery międzygatunkowe *what has been seen cannot be unseen*
Wspomnienia na bank były w kolejności chronologicznej — zwracałam na to uwagę i wszystko się zgada :)
UsuńW ogóle weźcie, same dziury w tym HP. Ale w sumie co się dziwić? Jakby się czyta po raz setny i analizuje od każdej mańki, to nagle pojawiają się coraz to nowsze dołki ^^
Oj, bo później człowiek próbuje pisać fanfika i trzeba sobie z tymi dziurami radzić :D
UsuńNormalnie otworem, bo od strony Hogwartu wyjście uniemożliwiała mu Wierzba Bijąca (pełniła dwojaką funkcję, bo z jednej strony nie pozwalała wejść do tunelu, a z drugiej wyjść).
UsuńWydaje mi się, że wiek czarodzieja przekłada się na wiek zwierzęcia (ponieważ James był nastolatkiem, miał mało rozłożyste poroże jako jeleń). Ogólnie ten jeleń raczej niewiele był w stanie zdziałać, bo nijak mu walczyć. Zamienienie się w człowieka przy wilkołaku to masakryczny pomysł i właściwie jestem pewna, że Huncwoci się na to nie poważyli.
Sądzę, że Remus musiał się z nimi oswoić, a przemiana trochę trwa, więc prościej, by – kiedy jeszcze kontaktował – ogarnął, że te zwierzaki to jego kumple. Zaraz, czyli po tym, jak wychodziła pielęgniarka, bo w tunelu nie mogli się minąć :D.
Poszukałabym tego wyznania Artura, ale zupełnie nie mam pojęcia, w którym tomie, więc założę, że masz rację ;).
Mnie ta scenka się wybitnie nie podoba, bo odnoszę wrażenie, że pół Hogwartu wie o wilkołactwie Remusa. W kanonie nic nie było o 6 czy 7 klasie huncwotów (pomijając rewelacje o Lily i Jamesie).
Crossovery między gatunkowe? Jak Syriusz i Hardodziób? Widziałam…
Znaczy tak: trudno się przyczepić do chronologii scen, bo Snape jest w nich coraz większy (znaczy dorasta – lol, dalej dziwnie brzmi). Ale, kiedy się coś wspomina, znacznie łatwiej zaplątać wydarzenia, które miały miejsce w relatywnie podobnym okresie (jak przeprosiny Snape’a i jego najgorsze wspomnienie). Poza tym jakoś nie mogę oprzeć się wrażeniu, że manipulacja faktami weszła Snape’owi w krew (no trochę tym szpiegiem był :P).
Te dziury są momentami straszne, ale lepsze dziury niż fragmenty, które do siebie nie pasują – to dopiero jest mordęga ;(.
Wydaje mi się, że wierzba by była za słabym zabezpieczeniem - myślę, że jakby Remus wyczuł gdzieś przy końcu tunelu ludzki zapach (a dzieciaków gdzieś tam na błoniach kręciło się pełno, nie mogło się to chyba całkowicie wywietrzyć do nocy), to by wylazł nawet pomimo obrażeń. Albo, z drugiej strony, zostałby skatowany przy próbie. Czemu go na to narażać i ryzykować, że jakoś się prześlizgnie?
UsuńNieee, mi to nie pasi - jeśli wilkołaki są trochę jak zwierzęta - to przecież zwierzęta ranne/osłabione/przestraszone robią się agresywne. A przemiana to właśnie coś w tym stylu - więc bym już prędzej uwierzyła, że to ten moment, gdy zaatakowałby wszystko :P
Hm, nie rozumiem. Przeprosiny musiały być po tym, jak ją obraził przecież?
A które do siebie nie pasują? :D
Pewnie wiesz, co się dzieje, kiedy próbuje się odzwyczaić psa od sikania w domu poprzez maczanie mu pyska w moczu? Próbuję powiedzieć, że Remus faktycznie kilkakrotnie zwiał tym tunelem, a wierzba wyprawiła mu łomot, dlatego zrezygnował, bo wiedział, że u wyjścia będzie bolało. Sam pobyt Remusa w Hogwarcie był ogromnym narażeniem nie tylko jego samego (w chacie i tak się kaleczył), ale przede wszystkim uczniów.
UsuńMówiłam o momencie tranzycji, gdy Remus jest czymś pomiędzy wilkołakiem a człowiekiem, gdy wciąż ma resztki ludzkiej świadomości, ale jego ciało już ulega przekształceniu (zakładam, że kiedyś przemiany Remusa trwały dłużej, bo wspomina, że różniły się od tych książkowych oraz że były bardziej bolesne). Być może obecność przyjaciół, którą zarejestrował Remus, przekładała się po części na świadomość wilkołaka.
Tak, po. Ale wcześniejsza rozmowa o Lupinie niekoniecznie musiała mieć miejsce po tym najgorszym wspomnieniu Snape'a. Zbyt dużo rzeczy zbiega się na końcu piątej klasy (huncwoci i animagia, wejście Snape'a do tunelu, sprzeczka Snape'a z huncwotami, a potem z Lily i przeprosiny). Nie wydaje mi się, żeby Syriusz sypnął, kiedy dopiero co zaczęli towarzyszyć Remusowi, chyba powinni trochę się przyzwyczaić, żeby postępować tak durnie.
Jeżeli ktoś kiedyś mi wyjaśni, jak to możliwe, że rodzice prawie wszystkich huncwotów poumierali z przyczyn naturalnych w tak krótkim okresie czasu, pochylę głowę z uznaniem. W ogóle sprawa wieku czarodziejów jest dziwna - niby dłużej, ale jednak nie (co prawda zakładam, że ma to jakiś związek z posiadaną mocą, ale to tylko założenie).
Co nie tłumaczy, czemu narażali go na ten łomot, zamiast zamontować coś grubego i wzmacnianego magią gdzieś wcześniej w tunelu :P Co oni, przyjemność im sprawiało opatrywanie go później?
UsuńTo do mnie nie przemawia - jeśli przemiany były bolesne, myślę, że właśnie wtedy miał najsłabszą kontrolę nad sobą.
Czyli, hm, męczyli go pod drzewem, później Syriusz go puszcza na Lupina, później ten w szoku po niemalże zjedzeniu idzie przepraszać Lily i to wszystko pomiędzy sumami a wakacjami? :D Nie umiem sobie tego poukładać.
Hmmm, a oni jakoś nie byli zaangażowani w I wojnę z Voldemortem?
Może uznali, że strach przed pójściem w tamtą stronę będzie lepszą blokadą i go nie docenili? A może Dumbel znów nie wykazał się pomyślunkiem? Kto wie? xD
UsuńAle wtedy miał kontrolę nad sobą, gdy był już wilkołakiem nie miał jej wcale (albo w stopniu tak śmiesznie niskim, że nie warto wspominać).
Teoretycznie najpierw Syriusz go napuszcza na Lupina, co niewiele zmienia, dlatego zakładam, że sama przesunęłam nasłanie Snape'a na wilkołaka do szóstej klasy. Bo przecież Lilka - skoro była taką wspaniałą osobą - wybaczyła tę szlamę (a jeżeli to założenie jest złe, cóż, jestem niekanoniczna, ale inaczej sobie tego nie wyobrażam).
Właśnie raczej nie. Poza tym (oprócz Oriona Blacka, bo nie pamiętam, czy coś było wspominane w jego przypadku) Jo wspominała, że pomarli z przyczyn naturalnych, a zgon na wojnie do tej kategorii nie należy (albo żyję w błędzie :P).
Nie gryź sie, nie gryź, ludność lubi igrzyska. :D
OdpowiedzUsuńAle oceny Ryszarda i Delty też lubi. Za konkret, przejrzystość, trafne obserwacje, brak silenia się na komizm, brak protekcjonalności. Za umiejętność pisania oceny tak, by przy fachowości byłą jednocześnie interesująca nie tylko dla autora bloga.
Pozdrawiam,
Hasz vel Ludność
Tru dat. Tru dat drugie zdanie. Nigdy nie umiem się wyrazić.
UsuńLubię dobrego anonima!
Świetna ocena! Miałam totalnego kwika na zdjęciu Snape'a z nogą w pantofelku i tekście: "nie byłby mordercą, a to odbiera mu sporo uroku" xD Podobał mi się humor zawarty w recenzji, a jednocześnie to, że ocena była bardzo drobiazgowa i trafna! Zachęciliście mnie, więc moje pytanie następuje: czy Delta i Ryszard Lwie Serce oceniliby ficzek o objętości 120 tyś słów? Wiem, że mam nadprogramowe 20 tyś, więc pytam :)
OdpowiedzUsuńMagia przynależności? Biorę.
UsuńAle za Rysia nie odpowiem w tej chwili.
(Ewentualnie mogłabym ocenić bloga sama - czy to ci pasuje?)
Tak, to to. Spodobał mi się wasz duet, więc fajnie gdybyście ocenili razem, ale jeśli dla Ryszarda jest za długie, to może być też i tak :) Chciałabym jeszcze tylko zapytać, jak długo zajęłoby przy obecnym stanie kolejki dojście do mojego bloga (orientacyjnie oczywiście). Jestem w trakcie poprawy wszystkich rozdziałów, więc chciałabym wiedzieć, czy mam się jakoś bardzo spieszyć :)
UsuńŚpieszyć się na pewno nie musisz - nie sądzę, żebyśmy dotarli do ciebie jeszcze w tym roku. (No, przynajmniej ja, cierpię na chroniczny niedobór czasu ostatnio). Powodzenia z poprawkami :)
UsuńDziękuję :)
UsuńOdprawiłam rytuał przyzywania, żeby być już w kolejce, a tymczasem spokojnie sobie czekam na odpowiedź Ryszarda. Za jakiś czas tu wrócę, by wyniuchać, jaka jest decyzja :)
Bierem. :3
UsuńSuper! :)
UsuńO jeny xD Kiedy ja się tu zgłaszałam? Dwa lata temu? Już nawet o tym zapomniałam i przestałam liczyć na swoje szanse xD
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za ocenę, po ilości tekstu widzę, że sporo się napracowaliście!
Piszę to przed przeczytaniem oceny, w razie gdyby była zbyt drastyczna i gdyby było mi wstyd napisać komentarz po jej przeczytaniu. Także o ile nie poczuję się całkowicie upokorzona, napiszę drugi komentarz xD
Okay, czuję się troszkę spocona (przed chwilą brałam prysznic....), ale nie jest najgorzej. Powiem szczerze, że nie jestem szczególnie wrażliwą osobą i raczej nie ma opcji, żebym mogła się rozpłakać i schować pod łóżko przy więcej niż paru nieprzyjemnych słowach. A tutaj widzę, że stawiacie na konstruktywną krytykę. Choć w pewnych momentach czułam się jak przedszkolaczek xD
UsuńZaczynałam pisać to opowiadanie mając 12 lat, ale już wtedy w fanfickach siedziałam od dwóch lat (nie, nie chcesz wiedzieć, jak wyglądały te moje ficki...).
Nie będę się odwoływać do poszczególnych punktów, bo zajęłoby mi to zbyt dużo czasu i stworzyłabym swoją własną ocenę oceny, co nie jest wskazane (wiem z doświadczenia). Poza tym, to opowiadanie nigdy nie było tworem, który miał dążyć do ideału. Była to raczej, przyznaję się, chęć dania upustu emocjom fandomowym (taaak, tu mnie masz: fandom, fandom!). Więc, cóż... zdziwię się, jeśli kiedykolwiek jeszcze zabiorę się za pisanie dłuższego fanfiction. Obecnie, owszem - mam zamiar skończyć to opowiadanie (sama nie wiem, po co, żeby móc się pochwalić, że napisałam coś, co jest skończone...? :O), ale bardziej siedzę w amatorskich tłumaczeniach z angielskiego na polski (ćwiczę język obcy... :P),
Tak jak już mówiłam (ach, to powtarzanie się...) nie będę wszystkiego tłumaczyć, do wszystkiego czegoś dopowiadać, bo nie ma sensu.
Widzę, jaki mój warsztat jest ubogi, nie pierwszy raz zresztą to widzę. Zresztą, od zawsze wiedziałam, że moje pisanie to pisanie dla zabawy, nigdy nie będę mogła się porównać do innych autorek ficków, które wielbię i wychwalam pod niebiosa (przykładowo mroczna88, autorka "Bez cukru", które uwielbiam) i nigdy nie miałam zamiaru się porównywać.
Co jeszcze... Doceniam wysiłek, pracę, wyrozumiałość (naprawdę, spodziewałam się, że może być dużo gorzej) i potraktowanie mnie nie po macoszemu, jak ja potraktowałam moje własne opowiadanie xD Plus dzięki wielkie za tę drobną dozę humoru i sarkazmu, dzięki temu parę razy zaśmiałam się nawet sama z siebie. Nigdy tego nie umiałam.
No nic. Dziś w nocy spać nie będę!
Pozdrawiam,
Basia
P.S. Czy ja widzę Daleka? Bo powiem szczerze, że od niecałego roku jestem zakochana w Doktorze Who i powstrzymuję się ze wszystkich sił, żeby nie wkopać się w pisanie o nim ficka, bo wyszłoby 10000 razy gorzej niż to o Potterze. I potem sama bym się obwiniała. Dlatego zadowalam się próbami tłumaczenia.
Usuń(A Phoe się martwi, że ją za szybko ocenimy...)
Usuń"nigdy nie będę mogła się porównać do innych autorek ficków, które wielbię i wychwalam pod niebiosa (przykładowo mroczna88, autorka "Bez cukru", które uwielbiam" - Nigdy sobie tak nie wmawiaj :)
Tutaj polecę już bardzo subiektywnie i opierając się na moich bardzo skromnych doświadczeniach - ale myślę, że może być z ciebie coś więcej.
Podobało mi to, co zrobiłaś z Ronem, podobały mi się pomysły przy eliksirze (zarzuty miałam tylko do technicznej strony opisu), podobały mi się dialogi, które gdzieś w ostatnich rozdziałach się przebijały, tyle powiem z pamięci - podobały na tyle, żebym łapała się na myśli: "za trzy, cztery lata...". A teraz podoba mi się też twoje podejście do pisania. No bo wiesz, nikt nie pisze dobrze od razu, tylko niektórzy na początku nie publikują :P
(Ale ci co publikują zwykle szybciej się uczą. Prawdopodobnie).
Przy tym opowiadaniu chyba faktycznie nie ma sensu zmieniać koncepcji (znaczy, z for lulz na poważne), bo w praktyce wymagałoby to przepisania tekstu od nowa - nie warto, bo człowiek się nigdy nie wygrzebie z poprawek.
Ale jeśli masz ochotę na fanfika do Doctora, to czemu nie? Nie wiesz, jak wyjdzie, dopóki nie spróbujesz. A jak wyjdzie źle - delete za niczym nie płacze ;)
(A jakbyś potrzebowała kiedyś coś obgadać czy podpytać - to ja chętnie, bo tak, to jest Dalek, tak, fanię, w dodatku przez Gayę :P Widziałaś wszystkie nowe sezony? O stare nie pytam, bo ja do nich jeszcze nie dotarłam :D)
Pozdrawiam i cieszę się, że odpowiedziałaś :)
Chętnie pomogę oceniać doktorowego fika :D
UsuńOpko było zgłoszone rok temu, o ile pamiętam.
UsuńI nigdy nie przeszkadzały mi offtopy, więc nie rozumiem, o co obawa ;P.