niedziela, 12 lipca 2015

0086. thecave2015.blogspot.com

Miejscówka przyzywającego: The Cave
Przedwieczna: Deneve

Jesień dopiero zaczęła zastępować lato na południu, a na północy już zdarzały się przymrozki.
Nie wiem, dlaczego, ale „na” dzieli się u mnie w połowie i „n” jest na końcu linijki, a „a” na początku następnej. Inne literki też tak przerzuca.

Kiedy nie toniesz w  śniegu, toniesz w błocie .
W zaznaczonych miejscach nadprogramowe spacje.

Doirtanie kochali swoje ziemie szczerą miłością, ale oni byli twardoskórymi ludźmi o  sporych rozmiarach, a każdy, kto spojrzałby na Nataku powiedziałby, że zawędrował daleko od domu.
Nie bardzo rozumiem, co ma wspólnego miłość do ziemi do rozmiarów i konkluzji o Nataku. Generalnie wysokość człowieka określa się na podstawie wzrostu, nie rozmiaru.

Nie, żeby chłopak rzeczywiście kiedyś miał dom.
W konstrukcji „nie żeby…” nie stawiamy przecinka.

Kapitan okrętu, na którym się znajdował, nie ułatwiał sprawy, chodząc w kółko i szturchając go od czasu do czasu w brzuch, prowadząc monolog.
Przecinek, oddzielamy od siebie orzeczenia.

Nataku spojrzał mężczyźnie w oczy, starając się, żeby wydawały się pełne strachu, ale też i z błyskiem nadziei.
Imiesłowy zakończone na -ąc wydzielamy od reszty zdania przecinkiem.

Chłopak nie był nawet w połowie w tak opłakanym położeniu, jak jego rozmówcy się wydawało, ale to się mogło szybko zmienić, jeśli tamten się zorientuje.
Oddzielamy orzeczenia (będę teraz tylko pogrubiała i dokładała przecinek, bo zasada ta sama). A i jeszcze: czas. Albo wszystko w przeszłym, albo w teraźniejszym. Bo w opkach powinna być jedność czasu.

Dużo ryzykował, opróżniając zawartość szkatułki, zanim ją przyniósł.

chyba, że by ci się spodobało zabawianie chłopaków
Przecinek stawiamy przed całym wyrażeniem, nie w środku. Zasada tyczy się wszystkich podobnych: chyba że, mimo że, tylko że itp.

Wybaczam Ci, że chciałeś mnie oszukać.
To nie forma epistolarna, nie używamy tu form grzecznościowych.

Nataku pierwszy raz, odkąd wszedł na statek, poczuł przez chwilę autentyczny strach.
To, co wydzieliłam przecinkami, jest wtrąceniem. Dlatego właśnie powinno być wydzielone.

Dwadzieścia minut później mewa przyglądała się z zaciekawieniem, jak wycieńczony młodzieniec wypełza z wody na plażę.
Chłopaka wepchnięto do lodowatej wody, płynął dwadzieścia minut, wyszedł na zasypaną śniegiem plażę, a potem jeszcze (wiemy to z pierwszej części pierwszego rozdziału) udaje się „tak, o” do karczmy? Przecież on powinien nie żyć. Nawet jeśli pominiemy szok termiczny po wskoczeniu do lodowatej wody (szok, hiperwentylacja, krew skupia się w korpusie, a potem to już tylko hipotermia i śmierć), to da się w niej wytrzymać maksymalnie kilka minut, gdzie tu w ogóle mówić o próbach płynięcia. A tu nawet żadnych odmrożeń, hipotermii, nic, ot, płynie sobie przez dwadzieścia minut…
Tutaj masz tabelkę, w której wyjaśnia się, ile i przy jakiej temperaturze wody jest w stanie wytrzymać człowiek.

Po przeczytaniu prologu powiem ci, że raczej jestem zawiedziona. Dialogi są suche, narracja bardzo drętwa. Widać ubogość słownictwa, co przekłada się na bardzo nienaturalne rozmowy bohaterów.

Castiel zachowuje się z kolei jak przerysowany Kapitan Hak. Piraci kojarzą się z zaprawionym wilkiem morskim, ewentualnie Jackiem Sparrowem. Tutaj mamy ckliwą niunię, która chłopaczkuje i rozczula się nad wyglądem chłoptasia i bardziej zachowuje się jak obrażona primadonna niż ktoś, komu właśnie próbowano zwędzić skarb…
…który notabene ostatecznie zostaje zwędzony. Jak? No właśnie. Pirat i jego załoga nie wyjęli tego sztyletu z buta chłopaka? Przecież im o nim powiedział. Zapomnieli czy jak? A może oddał im ten sztylet, ale potem, kiedy był prowadzony na kładkę, jakoś z powrotem go zwinął? Raczej byłoby to trudne, biorąc pod uwagę to, że wszyscy na niego patrzyli.
No i chyba najgorsza jest ta scena z płynięciem do brzegu. Nie. Po prostu nie.

ROZDZIAŁ I CZ. 1/6
Podobno w domu trzyma więcej książek, niż drewna na opał. Ale nie robi tego z wyczuciem, intuicyjnie, nie jest zżyty z ziemią.
Chyba nie rozumiem związku przyczynowo-skutkowego.

Jakby na potwierdzenie przemyśleń ewentualnych obserwatorów chłopak zaliczył monumentalny poślizg
Co.

Doircie jednak, tak jak w Harah, magów było mniej. Poza tym nie ufano im. Nie wiadomo było dokładnie, dlaczego Harańczycy obawiali się magów, ale miało to na pewno związek z dużą ilością ruin po Starożytnych, którzy podobno doprowadzili swoją cywilizację do upadku przez używanie zakazanej magii.
Skoro cywilizacja upadła, to jakim cudem dalej istnieje…? Może niemal doprowadzili do upadku.

Sayvin spojrzał z rozżaleniem na niziutką kobietę, której piersi wyglądały, jakby mogły wykarmić całe stadko dzieci. I prawdopodobnie kiedyś to robiły.
Piersi zażądały bowiem autonomii.


Ojciec miał zwyczaj znikać na krótkie okresy czasu odkąd chłopak skończył sześć lat. Z czasem te okresy się wydłużały. Ostatni raz Say widział go pięć lat temu. Od trzech nie dostał żadnego listu. Nie martwiło go to specjalnie. Matka odeszła bardzo szybko, stanowczo oznajmiając, że nigdy nie chciała mieć dzieci i macierzyństwo nie jest dla niej, tak samo jak cała ta kupa lodu. Ledwo ją pamiętał. Ojciec został, bo się do tego poczuwał, ale Say wiedział, że ciągnie go w świat i że pewnego dnia po prostu odejdzie i nie wróci. Świadomość, że nie musi na niego czekać przynosiła pewne ukojenie.
Ten akapit można zatytułować: „jak pozbyć się opkowych starych”. Dlaczego wszyscy bohaterowie muszą być sierotami lub pół sierotami albo mieć patologicznych rodziców?

ROZDZIAŁ I CZ. 2/6
Moja reakcja po przeczytaniu tej części: WTF. To takie strasznie wyciągnięte rodem z amerykańskiego filmu (lub bajki), jak to piraci (na statku oczywiście znajdują się działa) podpływają bliżej brzegu, żeby zbombardować jakąś wioskę. W ogóle umiejscowienie jakichkolwiek miasteczek itp., też totalnie jest przeze mnie niezrozumiane, bo realnie tak nie robiono. Ludzie, może trochę głupsi niż obecnie (no dobra, polemizowałabym), mimo wszystko wiedzieli, że zdarzają się sztormy, że woda się podnosiła i mogła zalać mieścinę/wieś.
No ale dobra. Mamy wieś nad samym brzegiem morza.
I mamy armatę, która pierwszym strzałem trafia dokładnie w karczmę, w której znajduje się zbieg ze wspomnianym wcześniej sztyletem. Pszypadeg? Nie sondze. Inspiracja „Piratami z Karaibów”?

ROZDZIAŁ I CZ. 3/6
Doirtanie już wybiegali na zewnątrz z bronią w rękach
Totalnie mam wizję, jak ta broń im się zmaterializowała w tych rękach, bo imperatyw opkowy tak kazał. Wcześniej nikt nic przy sobie nie nosił.

— Rzućcie broń! Nie macie szans, jeśli chcecie żyć wydajcie nam Yuana!
I oni tak z tego statku sobie krzyczą do mieszkańców wioski. Aha. Nie no, jakby podpłynęli na tyle blisko, żeby było ich słychać, to:
  1. albo musi być tam port (wieś, około 100 mieszkańców, nie tolerowano tam obcych);
  2. albo statek osiadłby na mieliźnie.

Jak do tego doszło?
Odpowiedź na to pytanie właśnie dochodziła do siebie po krótkiej utracie przytomności.
Ale że co? Odpowiedź dostała nagle własnej świadomości i tworzy związki zawodowe?

Kilka kroków dalej leżał cały jego asortyment broni, w ubraniach miał pochowane jeszcze co nieco, ale zanim zdążyłby sięgnąć, poderżnięto by mu gardło.
To w końcu leżał tam cały jego asortyment broni, czy coś mu jeszcze zostało przy ubraniach? I w ogóle związali go, przeszukali, ale jakoś niedokładnie? Ci piraci to jakaś banda przedszkolaków? No i asortyment miał pochowane co nieco w ubraniach. Zdanie do przeredagowania.

Zakładałem też, że replika lepiej się spisze i że będę miał więcej czasu.
Tak, dlatego replika rozpadła się tuż po tym, jak Castiel (pirat) tylko dostał ją w ręce. Brakowało tylko napisu „Made in China”. A no i jeszcze po tym, jak replika się popsuła, Castiel zwrócił uwagę na to, że była starannie wykonana. Jak mogła być starannie wykonana, skoro zaraz coś odpadło?

Doirtanin zrobił się czerwony na twarzy i zaczął dygotać, na początku delikatnie, potem coraz mocniej.
A potem zagwizdał jak czajnik.

Mag telepał się już wyraźnie.
Prowadzisz narrację trzecioosobową, trochę nie bardzo pasują tutaj tak kolokwialne wstawki.

Wymacał sznury wiążące tamtego i przeciął je ostrzem z drugiego buta.
Co. Ale… Jak to, przecież przed momentem Nataku złapał Saya za rękę i wycelował nią tam, gdzie chciał, żeby mag trafił. Jakaś bardziej zaawansowana joga?

Wziął go pod ramię i zsunął się w wyrwę. Otoczyła go zimna woda i zaczął płynąć z dodatkowym balastem, najszybciej jak tylko umiał.
Borze szumiący… i oni tak do tej lodowatej wody… i to we dwóch…


ROZDZIAŁ I CZ. 4/6
Trzymali się razem, ich wioski były zawsze zbite, budowane dom przy domu. W takim klimacie nie musieli obawiać się pożarów.
To, że jest zimno, nie znaczy, że jakaś chałupa nie spłonie. Poza tym, jak sama wspomniałaś, palono tam drewnem, więc o pożar łatwo.

czasem wykonywał jakieś pracę
Skoro „jakieś” to prace, nie jedną (jakąś) pracę.

Chłopak dorósł i nie starał się zbytnio spoufalać z mieszkańcami, czasem wykonywał jakieś pracę w zamian za wyżywienie, nie spędzał dużo czasu w wiosce. Nie umiał polować ani oprawiać skór, nikt go nigdy tego nie uczył, nie znał zasad kontaktów międzyludzkich, nie potrafił się odnaleźć w typowym stylu życia ludzi północy.
Wiesz co, to pewnie dlatego, że sam się alienował…

Nataku miał włosy lśniące i proste jak drut, teraz upięte na głowie w kok. Gdyby je rozpuścić sięgałyby prawie do pasa.
Czemu tak właściwie dowiadujemy się tego dopiero teraz? Takie włosy rzucają się w oczy, mogły się rozpuścić w czasie walki, szamotaniny, ale brzmi to teraz jak całkowicie nieistotny szczegół. Poza tym podczas bójki z pewnością by przeszkadzały. I skąd wiemy, że były proste, skoro spiął je w kok?

Dopiero teraz widać było, że z uszu zwisają mu kolczyki, zielone matowe kamienie w kształcie kłów dyndały na krótkich łańcuszkach.
Zwisają teraz, czy dyndały kiedyś? (W ogóle „dyndały”...). W opowiadaniu powinna występować jedność czasu.

 — Nie przypominam sobie niczego takiego. — Burknął Sayvin i wbił wzrok w sufit. - W ogóle nic sobie nie przypominam, a już na pewno nie, że zapraszałem cię do domu.
Położyłem cię w łóżku, jak mniemam, twoich rodziców. - Kompletnie zignorował oczywiste pretensje. — Chciałem zniknąć, kiedy przyjdzie twoja rodzina, żeby się tobą zajęli. Byłeś w złym stanie.
…Skąd Nataku wiedział, gdzie mieszkał Sayvin? Przecież w ogóle o tym nie rozmawiali. Nataku nie wie nawet, jak Say ma na imię.
#ImperatywMocno

Czuł się smutny z powodu masakry, która miała miejsce i zdezorientowany przez brak informacji
Wybito ¾ wioski.
A on czuł się smutny.
Ok.

Kiedy ojciec odchodził, jedynym sposobem zabicia czasu było czytanie
Tak w ogóle skąd on miał te wszystkie książki? Bo mieszkali na środku jakiegoś zadupia na zadupiu, a ten ma od cholery książek (podobno Doirtanie zajmowali się głównie zastanawianiem się nad tym, jak przeżyć w trudnych warunkach, a poza tym nie przepadali za magami, więc skąd książki, tym bardziej o magii?).

Chciał być uczonym, studiować magię. Jedyne, co go przed tym powstrzymywało to to, że oznaczałoby to pójście w ślady ojca.
Ale że jak.
Jego ojciec nie był magiem (magowie w twoim opku są bezpłodni). To jak miał iść w jego ślady?

Tego Say się obawiał. Ludzie tacy jak ten tutaj nie bywali mili i uczynni, chyba że czegoś chcieli. Nie, żeby znał takich ludzi. Tak po prostu wyobrażał sobie wszystkich obcych.
Jeszcze niedawno upominał Fullę, że nie powinna być źle nastawiona do obcych, bo przecież dawali jej zarobić w karczmie. Ale widać już mu się odmieniło.

ROZDZIAŁ I CZ. 5/6
Zacytuję długi fragment, ale muszę:
— Jeśli powiem ci coś, czego nie powinienem mówić, uchylę rąbka tajemnicy... uzewnętrznię się... to mi zaufasz?
— Nie sądzę.
— A jednak musisz. Nie jesteś przeciętnym magiem, wieść będzie się roznosić i w końcu trafi do właściwych... albo niewłaściwych uszu. Daję ci możliwość wyboru strony. Ludzie, którzy po ciebie przyjdą nie będą prosić i pytać cię o zdanie.
— Skąd w ogóle pomysł, że Yuan ma zamiar podbić wszystkie narody? Przecież to jakiś żart!
Bo widziałem.
Nataku nie odrywał wzroku od okna. Nagle wydawał się zmęczony i starszy, niż wcześniej.
— Co widziałeś? — Wbrew sobie Sayvin był zaciekawiony. Spytał, nim pomyślał i zawstydziło go to, że dał się nabrać na takie tanie budowanie napięcia.
Widziałem, jak się przygotowują. Powiedz mi, po co ktoś, kto ma pokojowe zamiary buduje armię?
— No... żeby się bronić.
Yuan prychnął. Przez chwilę stał w ciszy, jakby sam zaskoczony swoją szczerą reakcją.
— Nie, Yuan się nie broni.
— Skąd możesz to wiedzieć?
Bo jestem stamtąd. Po prostu musisz mi uwierzyć.
No faktycznie. Niesamowita tajemnica i powód ku temu, by zaufać Nataku. Tyle że nie. Wybacz, ale Nataku nie jest raczej mistrzem strategii i zdobywania zaufania.

Sama część rozdziału jest ciekawsza od poprzednich. W przyjemny sposób podajesz to, gdzie, kiedy i dlaczego doszło do wojen. Problem zaczyna się, kiedy okazuje się, że Yuan wpadł na genialny pomysł, że kiedy wszystkie państwa będą wyniszczone po walkach między sobą, oni je podbiją.
Tyle że to tak nie działa. Powiedzenie: „aaa, będą toczyć ze sobą wojny, a potem my ich przejmiemy, bo będziemy przyglądać się z boku i będziemy mieć armię” jest zbyt proste. Taką głupotkę można zapisać na papierze, ale nie wziąć poważnie pod rozważanie. W wojnie nigdy nie jest tak łatwo, że powiesz, że zajmiesz czyjeś ziemie i to wystarczy. Nawet jeśli ościenne państwa będą osłabione – podbicie ich wszystkich na raz jest niemożliwe. Przecież Yuan ma w tym momencie dwa wyjścia:
  1. posyła wszystkie wojska do pierwszego-lepszego osłabionego państwa, podbija je (w tym momencie inne państwa się zbroją i mogą stawić realny opór, bo przywódcy państw szybko ogarną, co się święci);
  2. wysyła wszędzie po trochu wojska, może udaje mu się coś podbić, może nie.
Oba wyjścia równie bez sensu.

ROZDZIAŁ I CZ. 6/6
Tragedia tragedią, ale jeśli nie mieliby schronienia przed nadejściem zimy, straty w ludziach były by jeszcze dotkliwsze.
Piszesz o nadejściu zimy, ale teraz (kiedy jeszcze jej nie ma) wspominasz o tym, że Say przedzierał się przez zaspy, że padał śnieg itp. Jeśli śnieżyce były łagodniejsze letnią porą, to wypadałoby o tym wspomnieć, czy coś.

Doirtanin spojrzał na nią — na kobietę, która stanowiła kiedyś centrum życia w wiosce
Wybacz, ale zabrzmiało to tak, jakbyś mówiła właśnie o jakiejś wyjątkowo chodliwej kurtyzanie.

Jasne światło trzech księżyców odbijało się od śniegu.
Wait, what?
Miał z niego idealny widok na dwa księżyce.
Ile tych księżyców w końcu jest? Czy widać je wszystkie na raz? Bo może Say po postu nie dostrzegł trzeciego księżyca?

W ogóle jakim cudem Castiel przeżył, wpadając do lodowatego morza? I jakim cudem dodryfował do zupełnie innego państwa? Przecież prędzej by się utopił.
Dżizas.

ROZDZIAŁ II CZ. 1
Naomi została doprowadzona przed oblicze Rady, która obecnie składała się w ośmiu osób, lecz przy masywnym okrągłym stole siedziało tylko sześć członków.
Sześciu członków rady. Sześć członków brzmi w tym miejscu wulgarnie.

– Twoja pani jest najbardziej niebezpiecznym, co kiedykolwiek przebywało w tym budynku – zapewnił.
Niebezpiecznym czym? Człowiekiem? Kamieniem? Misiem Uszatkiem?

– Nawet jeśli ten Yuan mówił prawdę, przeciętny żołnierz nie jest w stanie dokładnie ocenić strategii swoich zwierzników.
Chyba zwierzchników.

– Jak długo? – spytał Harańczyk.
– Odkąd Iwo tu przybył. Raz w miesiąc.
– I nic o tym nie wspominałeś? – włączyła się Naomi.
– Nie pozwoliła mówić.
– A teraz już pozwoliła?
Iwo rozszerzyły się źrenice.
– No... nie.
Aha. Czyli wcześniej umiał trzymać język za zębami, kiedy mu kazano, ale teraz nie, bo nie. Bo imperatyw opkowy kazał mu się wypaplać? Nie miał żadnego innego powodu?

ROZDZIAŁ II CZ. 2
Mężczyzna leżał na trawię
Trawie.

Właściwie nie mam zbyt wiele do powiedzenia o tej części. Pewnie dlatego, że poszczególne fragmenty są raczej krótkie, ta jest chyba jedną z krótszych (chociaż nie najkrótszą). Trochę się dziwię, że Yuanie tak po prostu postanawiają  wybrać wyszkolonego mordercę, żeby zbadał majaczenia przeklętego pirata. Ale imperatyw każe, pisarz musi.

Podsumowanie:
Duże braki w interpunkcji, szczególnie przy imiesłowach i oddzielaniu od siebie orzeczeń. Tutaj pod tym kątem potrzeba stałej bety, nie jednorazowej ocenki. Ale wolałam się skupić na błędach logicznych i dziurach w fabule, których już na tak wczesnym etapie pisania jest dużo. W dodatku w wiele miejsc wpychasz kolokwializmy, sporo jest też powtórzeń. Problemy masz też z pisownią łączną i rozłączną „nie”+przymiotnik/czasownik/whatever.

Poza tym język bardzo prosty, dosłownie ubogi, potem wychodzą dziwne babole typu: „monumentalny poślizg”.

Mieszasz też czasy, raz piszesz w przeszłym, raz w teraźniejszym, przykład:
Nie czuł się źle z faktem, że postawił na szali życie setki ludzi, żeby spróbować przebudzić maga, który tylko może uratować mu życie.

Nie tak źle jest z kolei przy opisach otoczenia i ewentualnych tradycji czy zwyczajów. Problem w tym, że na opisie jakiegoś fresku czy obrazu zwykle się kończy. Bo bohaterowie (Say i Nataku) są właściwie tacy sami. Niby Say powinien być małomówny, ale w rozmowie z Nataku nagle dostaje słowotoku, bo tak.

Naomi też zachowuje się jak robot. Wspominasz tylko, że gdy się denerwowała, „sięgała po imponujący wachlarz odruchów nerwowych”. No dobra, ale tych odruchów w ogóle nie widać. To dalej kukła, która bez emocji wyrzuca z siebie kolejne słowa.

Mam z tym opkiem problem. Naprawdę. Bo poruszasz ciekawe tematy, fabuła (mimo wielu dziur i głupot) mimo wszystko wciąga, ale do poprawienia jest naprawdę sporo. Wydaje mi się, że najpierw wypadałoby się zająć błędami (ogonki w niewłaściwych miejscach, zdecydowanie za mało przecinków, pisownia „nie” łącznie i rozłącznie, czasem coś nie tak jest z formami i wychodzą dziwne konstrukcje lub zdaniu urywa od sensu i mamy babkę, która jest centrum życia wsi). Potem, wydaje mi się, że warto byłoby poświęcić chwilę bohaterom, bo w tej chwili szczególnie Say i Nataku są jak roboty, Naomi niewiele im ustępuje, a o Eygonie i Osmondzie nie wiemy zbyt wiele poza tym, że są.
No i głupoty + wspomniane imperatywy. Naprawdę nie da się pływać dwudziestu minut w lodowatej wodzie i naprawdę podbicie kilku państw na raz nie jest tak łatwe, jak wyobrażają to sobie Yuanie.
A i myślę, że wypadałoby określić, w jakich realiach dzieje się ta historia. Albo przynajmniej jakoś naprowadzić na to czytelnika. Bo o architekturze wiemy tylko, że w niektórych miejscach była monumentalna i miała wprowadzić człowieka w przekonanie, że jest mały i nic niewarty. A tak poza tym to są statki i w sumie niewiele więcej wiemy. Ciekawie opisujesz motywy religijne oraz tradycje, ale w otoczeniu skupiasz się albo na opisie ogrodu, albo bohaterowie przemieszczają się na zasadzie: „przyszedł, wyszedł, a w rogu stało łóżko”.

Trzy. Ale takie słabe. Jest potencjał, ale jest też sporo do poprawy.



9 komentarzy:

  1. > Nie czuł się źle z faktem, że postawił na szali życie setki ludzi, żeby spróbować przebudzić maga, który tylko może uratować mu życie.

    Z tym zdaniem jest większy problem, niż tylko mieszanie czasów: nie bardzo wiadomo, czy chodzi o to, że "tylko mag może uratować mu życie", czy że "mag może uratować mu życie, ale nie musi".

    A sześć członków rady... WIDZĘ TO! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku dziękuję bardzo za ocenę i za czas w nią włożony.
    Chciałam odpowiedzieć jak najszerzej, jako że ocena jest wyczerpująca. Ze wszystkim, o czym nie wspomniałam po prostu się zgadzam i nie mam nic na obronę :)
    Jeśli chodzi o przerzucanie lin ijek, to u mnie nigdy tak to nie wygląda, ale podejrzewam, że to kwestia przeglądarki. Zmienię szablon.
    ,,Nie bardzo rozumiem, co ma wspólnego miłość do ziemi do rozmiarów i konkluzji o Nataku. Generalnie wysokość człowieka określa się na podstawie wzrostu, nie rozmiaru.'' - Kiepsko to sforumowałam, faktycznie. Chodziło mi o predyspozycje jeśli chodzi o masę ciała i wytrzymywanie niskich temperatur, ale sama widzę, że to ze zdania nie wynika.
    Dalej widzę, że interpunkcja. To prawda, nigdy nie była moją najmocniejszą stroną.
    Z jednością czasu miałam problem na początku, potem zaczęłam zwracać na to uwagę.
    ,,To nie forma epistolarna, nie używamy tu form grzecznościowych.'' - A tu się dziwię, bo nigdy takich gaf nie strzelałam. Stawiam, że word podkreślił, a ja nie zauważyłam.
    Nie wydaje mi się, żeby Castiel się rozczulał nad wyglądam Nataku. Raczej rzucił mu, że wygląda jak baba. No i on z góry zakładał, że Nataku nie wywiąże się z umowy, więc go to strasznie nie ruszyło. Znaczy, rozumiem, że jako postać jest słaby, bo przerysowany. Nataku miał dwa sztylety. Kopię i oryginał. Castiel zabrał kopię.
    Płynięcie do brzegu do ogromnej poprawki.
    ,,Chyba nie rozumiem związku przyczynowo-skutkowego.'' - Tak, kiepsko wyszło. Chodziło o to, że wie, jak to robić, bo nie jest głupi, ale że nie ma tego we krwi. Wiem, nie widać.
    ,,Piersi zażądały bowiem autonomii.'' - Ha! Faktycznie, w opku brzmi idiotycznie, ale komentarz i gif piękne.
    ,,Ten akapit można zatytułować: „jak pozbyć się opkowych starych”. Dlaczego wszyscy bohaterowie muszą być sierotami lub pół sierotami albo mieć patologicznych rodziców?'' - Dlatego, że akurat rodzice Sayvina odegrają bardzo dużą rolę. Nie zostaną usunięci gdzieś w cień, jedno z nich ma gigantyczne znaczenie dla fabuły, a spotkamy oboje. Ten akapit jest pisany z punktu widzenia Sayvina, który ma denrwujące tendecje do użalania się udając, że się nie użala.
    Dobra, z armatą moja gafa. Najbardziej prawdopodobne było, że Nataku będzie w karczmie, ale przyznam bez bicia - nawet nie pomyślałam o researchu. Nie znam celności armaty, ale jak rozumiem, nie da się jej ustawić tak, żeby trafiła w konkretny budynek. Zapamiętane.
    ,,Totalnie mam wizję, jak ta broń im się zmaterializowała w tych rękach, bo imperatyw opkowy tak kazał. Wcześniej nikt nic przy sobie nie nosił.'' - A kto powiedział, że nie nosił? Znaczy, ok, nie sprecyzowałam, że mieli. Ale nie sprecyzowałam też, że nie mieli.
    ,,Ale że co? Odpowiedź dostała nagle własnej świadomości i tworzy związki zawodowe?'' - Nie można określić człowieka jako przyczynę całego zajścia/odpowiedź/tym podobne? Pytam szczerze, bo naprawdę wydawało mi się, że można.
    ,,Tak, dlatego replika rozpadła się tuż po tym, jak Castiel (pirat) tylko dostał ją w ręce. Brakowało tylko napisu „Made in China”. A no i jeszcze po tym, jak replika się popsuła, Castiel zwrócił uwagę na to, że była starannie wykonana. Jak mogła być starannie wykonana, skoro zaraz coś odpadło?'' - Zdobienia, jak największe podobieństwo do orginału, dlatego starannie. A Nataku miał prawo tak zakładać, bo sam tej repliki nie robił i był przekonany, że wszystko będzie dobrze. Cóż, mylił się.
    Co. Ale… Jak to, przecież przed momentem Nataku złapał Saya za rękę i wycelował nią tam, gdzie chciał, żeby mag trafił. Jakaś bardziej zaawansowana joga? - Jeżeli ręce były związane na plecach, to co za problem obrócić tak, żeby plecy były przodem do miejsca, w które chciał wycelować? Może niezbyt wygodne i może się skończyć bliskim spotkaniem twarzy Sayvina z pokładem, ale cel uświęca środki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ,,To, że jest zimno, nie znaczy, że jakaś chałupa nie spłonie. Poza tym, jak sama wspomniałaś, palono tam drewnem, więc o pożar łatwo.'' - Tak, ale śnieg jest mokry, skoro leży na ziemi, to wysoka szansa, że znajdzie się też na dachach.
      ,,Wiesz co, to pewnie dlatego, że sam się alienował…'' - Oczywiście że tak. Say nie jest marysójką, która jak jest jej źle, to dlatego, że inni są źli, brzydcy i niedobrzy i robią jej krzywdę. Tyle tylko, że narracja jest prowadzona z jego perspektywy, a człowiek ma tendecje do niedostrzegania swoich błędów.
      ,,Tak w ogóle skąd on miał te wszystkie książki? Bo mieszkali na środku jakiegoś zadupia na zadupiu, a ten ma od cholery książek (podobno Doirtanie zajmowali się głównie zastanawianiem się nad tym, jak przeżyć w trudnych warunkach, a poza tym nie przepadali za magami, więc skąd książki, tym bardziej o magii?).'' - Z tego samego źródła, z którego miał pieniądze. To nie błąd, w dalszych częściach stanie się to całkowicie logiczne.
      ,,Jego ojciec nie był magiem (magowie w twoim opku są bezpłodni). To jak miał iść w jego ślady?'' - Magowie nie mają monopolu na uczenie się o magii.
      ,,No faktycznie. Niesamowita tajemnica i powód ku temu, by zaufać Nataku. Tyle że nie. Wybacz, ale Nataku nie jest raczej mistrzem strategii i zdobywania zaufania.'' - Dlatego nikt mu nie ufa. Castiel, Sayvin i 99% pojawiających się później postaci. Nie miał być kreowany na człowieka z charyzmą, budzącego zaufanie. Nie miał być też kreowany na stratega. Więc rozumiem, że ogólnie jest w porządku, skoro się taki nie wydaje.
      Przejdżmy do Yuan. Nikt nie powiedział, że mają zamiar podbijać wszystkich naraz. Zauważ też, że tego nie opowiada narrator, tylko Nataku. Co przeciętny obywatel może wiedzieć o planach wojennych kraju, w którym ustrój jest zbliżony do totalitarnego? Jeśli Yuan nawiąże sojusz z Calante, my wam pomagamuy ze Sclavenią, a wy nam pomagacie z Pa-Shi, to Yuan już coś zyskuje. Sclaveni i tak będą się bili z Calantczykami, póki żyją. Ciężko mi o tym mówić, bo to nie jest tak, że Yuanie chcą wojny, bo są źli, chciwi i brzydcy. Do motywów, których Sayvin i Nataku nie mają w momencie trwania pierwszego rozdziału prawa znać, będę wracać później.
      ,,Ile tych księżyców w końcu jest? Czy widać je wszystkie na raz? Bo może Say po postu nie dostrzegł trzeciego księżyca?'' - Dwa księżyce widać z okna. Trzeci byłby widoczny z okna wychodzącego na drugą stronę, którego w tamtym pokoju nie było. Mają różne orbity. Wiem, że może się wydawać, że się sama pogubiłam i wymyślam wymówki, ale to akurat było specjalnie.
      ,,W ogóle jakim cudem Castiel przeżył, wpadając do lodowatego morza? I jakim cudem dodryfował do zupełnie innego państwa? Przecież prędzej by się utopił.'' - Został przeklęty. Zakazana magia oferuje różne dziwne rzeczy i przeczy prawom fizyki, którym podlega naturalna magia. Przeniesienie Castiela gdziekolwiek po przejęciu klątwy od sztyletu to nie jest żaden problem. Wiem, że nie podryfowałby sam z siebie na inny kontynent, aż tak źle ze mną nie jest.
      ,,Niebezpiecznym czym? Człowiekiem? Kamieniem? Misiem Uszatkiem?'' - Całe życiw sądziłam, że jakiekolwiek niepoprawności w dialogach są możliwe. Jeśli chcesz, żeby Twoja postać mówiła niepoprawnie, to nie jest błędem, że tak mówi.
      ,,Aha. Czyli wcześniej umiał trzymać język za zębami, kiedy mu kazano, ale teraz nie, bo nie. Bo imperatyw opkowy kazał mu się wypaplać? Nie miał żadnego innego powodu?'' - Wcześniej miał zakaz o tym mówić. Kiedy dostał polecenie, żeby przekazać wiadomość o magu, to odruchowo założył, że może już powiedzieć wszystko, po czym zorientował się, że w sumie tego Silvia mu nie kazała mówić.

      Usuń
    2. Z interpunkcją chyba nie poradzę sobie sama, spróbuję poszukać bety, które się w tym specjalizuje. Z czasami ju zaczęłam się pilnować.
      ,,Niby Say powinien być małomówny, ale w rozmowie z Nataku nagle dostaje słowotoku, bo tak.'' - Na 10 zdań Nataku 1 przypada na Sayvina, jak na mój gust to nie jest słowotok. No i małowmówny nie znaczy, że w ogóle się nie będzie wypowiadał. Sayvin nigdy nie nawiązuje rozmowy sam, ale odpowiada pytany albo pyta o informacje, które są mu potrzebne. W porównaniu do zbędnego trajkotania Nataku jest różnica.
      W ogóle ciężko mi obronić postaci, które, tak jak Naomi, maiły kilka stron tekstu dla siebie. Będą mieli swoje chwile, ale jeszcze dużo rozdziałów, a wolę żeby czytelnik wiedział, gdzie jest i co się dzieje, niż co lubi w czasie wolnym robić postać X czy Y. Kiedy nie będę już wprowadzać w hostorię, tylko kuntunować, wtedy znajdzie się miejsce i na to.
      Ogólnie dziękuję za poświęcony czas. Problem z The Cave mam taki, że fabuła zaczęła mi się rozrysowywać w wieku lat 14, więc radośnie pchałam do niej imperatywy i opkoizmy. Potem myślałam nad nią coraz dłużej, koniecznie chciałam stworzyć sieć powiązań pomiędzy wydarzeniami, postaciami, państwami. I teraz mam problem, bo przy próbie usunięcia takiego opkoizmu muszę się szarpać z innymi wątkami i zmieniać wszystko tak, żeby znowu jakoś się trzymało. Wiem, że lepiej byłoby zostawić to, co mi się podoba i pozbyć się reszty, a na tym miejscu zrobić coś nowego, ale ciężko tak teraz wszystko odrzucić.
      Obawiam się niektóre z założeń były po prostu złe, a że na nich wszystko zostało zbudowane, to już nie można ich wyciągnąć, żeby wszystko nie runęło. Postaram się dokończyć The Cave i zobaczyć, czy dziurawy okręt może dopłynąć do brzegu. W tym czasie spróbuje wyrobić sobie jakikolwiek warsztat i już z lepszymi narzędziami zabrać się za inną historię, ale najpierw zobaczę, co mogę zrobić, żeby poprawić tę. W wolnym dniu usiądę jeszcze raz na spokojnie do tej oceny i wypiszę sobie swoje najważniejsze grzechy, wszystkie poprawię i nie pozwolę sobie więcej ich popełniać.

      Usuń
    3. "Dlatego, że akurat rodzice Sayvina odegrają bardzo dużą rolę. Nie zostaną usunięci gdzieś w cień, jedno z nich ma gigantyczne znaczenie dla fabuły, a spotkamy oboje." - a, to zwracam honor.

      "Dobra, z armatą moja gafa. Najbardziej prawdopodobne było, że Nataku będzie w karczmie, ale przyznam bez bicia - nawet nie pomyślałam o researchu. Nie znam celności armaty, ale jak rozumiem, nie da się jej ustawić tak, żeby trafiła w konkretny budynek. Zapamiętane." - to jedno, ale z morza raczej trudno określić, że, o, ten budynek to karczma, tam strzelamy. Można np. zaznaczyć, że był większy, więc pewnie to karczma i dlatego zdecydowali się tam strzelić w pierwszej kolejności.

      "Nie można określić człowieka jako przyczynę całego zajścia/odpowiedź/tym podobne? Pytam szczerze, bo naprawdę wydawało mi się, że można."
      W zadaniu jest "odpowiedź dochodziła do siebie", brzmi to tak, jakby była osobnym bytem.

      "Zdobienia, jak największe podobieństwo do orginału, dlatego starannie." - a, bo trochę niejasno to brzmi, wiesz, można odebrać, że jest wierna oryginałowi lub wykonana dobrze (czyli solidnie).

      "Tak, ale śnieg jest mokry, skoro leży na ziemi, to wysoka szansa, że znajdzie się też na dachach." - poczytaj o zabudowie miejskiej w średniowieczu (szczególnie późnym, gdy mamy ciasno budowane miasta), pożary drewnianych chat występują bez różnicy na pory roku, zresztą teraz też zimą nietrudno o pożar. Garstka śniegu na dachu nie pomoże, jeśli ogień zacznie trawić wszystko od środka (bo przecież minie trochę czasu, zanim ogień sięgnie dachu lub spali konstrukcję na tyle, żeby runęła).

      "Z tego samego źródła, z którego miał pieniądze. To nie błąd, w dalszych częściach stanie się to całkowicie logiczne." - ok, trzymam za słowo. :)

      "Dwa księżyce widać z okna. Trzeci byłby widoczny z okna wychodzącego na drugą stronę, którego w tamtym pokoju nie było. Mają różne orbity. Wiem, że może się wydawać, że się sama pogubiłam i wymyślam wymówki, ale to akurat było specjalnie." - spokojnie, wierzę, po prostu wyglądało dziwnie, dlatego zwróciłam na to uwagę.

      "Całe życiw sądziłam, że jakiekolwiek niepoprawności w dialogach są możliwe. Jeśli chcesz, żeby Twoja postać mówiła niepoprawnie, to nie jest błędem, że tak mówi." - a w to akurat nie wierzę, zauważyłam przy Iwo, że mówi specyficznym dla siebie idiolektem i to jest okej, nie bardzo pasuje to z kolei do członka rady, który (wydaje mi się) powinien być wykształcony. Szczególnie dziwnie niepoprawności wyglądają właśnie w takim przypaku, kiedy postać raz wysłowi sie niepoprawnie, potem już mówi czystą i piękną polszczyzną. :P

      Usuń
    4. Nie zroum mnie źle, nie mam dyplomu z polonistyki, oceniam z punktu czytelnika, nie jakiegoś speca od wszystkiego. Jako czytelnik widzę sporo niedopowiedzeń, jeśli niektóre wyjaśnią się później - jest okej, ale niektóre brzmią na tyle dziwnie, że ciężko bez jakiegoś bardziej łopatologicznego wyjaśnienia połapać się, o co komu chodzi. Czasem można subtelnie czegoś nie dopowiedzieć, ale czasem trzeba niestety posunąć się do tej łopatologii lub puścić do czytelnika oko, żeby po przeczytaniu powiedział sobie: "ahaaaaa, już rozumiem". Po prostu nie zawsze to, co jest oczywiste dla autora, jest takie samo dla czytelnika. U Ciebie wszystko jest do dopracowania, bo nie z samą historią masz problem a z warsztatem właśnie - warsztat to kwestia wypracowania, to akurat da się ogarnąć szybko. Sama współpraca z jakąś betą i będzie 60% lepiej (bo znikną dziwne formy, poprawią się ogonki, przecinki itp.), a wtedy niedomówienia nie będą aż tak bardzo widoczne, może nawet bardziej zrozumiałe, jeśli sam tekst zyska na poprawności. Momentami miałam wrażenie, że czasem brakowało Ci jakiegoś konkretnego słowa i zdania wyglądały cokolwiek niezręcznie (ale chyba każdy autor zna ten ból, kiedy widzi wszystko w głowie, ale ma problem np. z przelaniem jednej sceny na papier).
      To opowiadanie naprawdę ma potencjał (moim zdaniem, to tylko ja, szary czytelnik właściwie). Tylko trzeba nad nim trochę popracować. Bo na razie mam wrażenie, że troszeczkę sama gubisz się w swojej historii.

      A i dziękuję za odzew! Zwykle nikt na moje ocenki nie odpowiada. ;-;

      (gdzieś w komciu wyżej miało być "przypadku", ale pozjadałam literki i nie sprawdziłam przed wysłaniem, Dencio debil, wiem :c)

      Usuń
    5. Oczywiście. Ja wiem, które niedopowiedzenia są specjalnie, ale nie wyłapałabym sama tych błędnych. Zasada nieufności przy ocenkach nie jest zła,

      Usuń
    6. O, trzecia część komentarza, już dopowiadam:
      "W ogóle ciężko mi obronić postaci, które, tak jak Naomi, maiły kilka stron tekstu dla siebie. Będą mieli swoje chwile, ale jeszcze dużo rozdziałów, a wolę żeby czytelnik wiedział, gdzie jest i co się dzieje, niż co lubi w czasie wolnym robić postać X czy Y. Kiedy nie będę już wprowadzać w hostorię, tylko kuntunować, wtedy znajdzie się miejsce i na to." - wiem, zwróciłam chyba uwagę, że trudno coś konkretnie powiedzieć o opowiadaniu, kiedy ma się tak na dobrą sprawę do czynienia z dwoma rozdziałami, to niewiele, ledwie zarys, dlatego trochę bałam się spekulować w tym miejscu o Naomi.

      "Ogólnie dziękuję za poświęcony czas. Problem z The Cave mam taki, że fabuła zaczęła mi się rozrysowywać w wieku lat 14, więc radośnie pchałam do niej imperatywy i opkoizmy." - mówisz to osobie, która pisze ciągle to samo opko od wczesnej licbazy, znam ból, obecnie chyba trzeci raz przepisuję, ale nie mam zamiaru dopuszczać, Ty też nie powinnaś, bo naprawdę to się da poprawić i to naprawdę będzie dobry tekst.

      "Potem myślałam nad nią coraz dłużej, koniecznie chciałam stworzyć sieć powiązań pomiędzy wydarzeniami, postaciami, państwami. I teraz mam problem, bo przy próbie usunięcia takiego opkoizmu muszę się szarpać z innymi wątkami i zmieniać wszystko tak, żeby znowu jakoś się trzymało." - nie rób wszystkiego tak na "hura". Usiądź na spokojnie i rozpisz sobie plan (jeśli chcesz oczywiście). Postaraj się ogarnąć w nim skrótowo zarówno bohaterów jak i główne dla fabuły wydarzenia - na poboczne przyjdzie czas później. Dopiero wtedy dobrze przyrównać plan do tego, co już jest i stwierdzić, czy jeszcze poprawiasz, czy może przepisujesz od nowa.

      "Obawiam się niektóre z założeń były po prostu złe, a że na nich wszystko zostało zbudowane, to już nie można ich wyciągnąć, żeby wszystko nie runęło." - Nawet jeśli runie, nadal masz całkiem sporą szansę, by zbudować na "zgliszczach" dobrą historię (podobno popioły to najlepszy nawóz :P).

      Z bet polecam Ci Nearyh i Desdemonę, o ile będą miały wolne miejsca (Nearyh jest bardzo ostra, wiem po sobie, ale wypunktuje Ci wszystkie błędy, Des jest trochę łagodniejsza). Chociaż podejrzewam, że jak grzecznie zapytasz, to przyjmą Cię mimo pełnej kolejki.

      Usuń