Przedwieczna:
Gayaruthiel
221B
Baker Street (I)
W
niecałą minutę przemierzyła schody dzielące ją od apartamentu i tam rozgościła.
Małe przytulne mieszkanko. −
Mieszkanko rozgościła?
Dwóch
obcych sobie ludzi wpada na siebie we mgle, po czym: - Przyjezdny? - oczy
kobiet zalśniły - Witam w Londynie. // Już zamierzała odchodzi, ale zgodnie z
jej oczekiwaniami, mężczyzna na to nie pozwolił. Nim zdążyła zrobić dwa kroki,
złapał ją za ramię. Odwróciła się z przyjaznym uśmiechem. // - James Holmes...
- przedstawił się powoli i niepewnie. // - Sherry White. Baker Street 221B -
odpowiedziała, mrugając słodko oczyma - Do zobaczenia panie Holmes. (...) Tyle
lat w policji nauczyło go, że nie wolno ufać nikomu. A jednak zamierzał złamać
tę zasadę i mimo wszystko pójść na Baker Street. Dopiero co przyjechał i na
razie mieszkał w hotelu, ale przydałoby się coś "na dłużej". Bo
przecież o to chodziło, prawda? O współlokatorstwo. Panna White zdecydowanie nie
wyglądała na prostytutkę lub kogoś tym podobnego. − Drodzy czytelnicy,
jeśli obcy człowiek w czwartym wypowiedzianym do was zdaniu podaje wam jakiś
adres, przyszłoby wam do głowy, że chodzi mu o dobranie współlokatora?
Z
rozmyślań wyrwał Holmesa koniec ulicy. −
Rzucił mu się na szyję?
Jej
telefon zadrgał w kieszeni. (...) nie spodziewał się spotkać dedukującej
kobiety (...) odstawił papierowy kubeczek z kawą – W jakich czasach rozgrywa się ta
opowieść? Tu mamy telefon i kubek, sugerujące XXI wiek, z drugiej Jamesa ciężko
zdumionego tym, że kobieta może myśleć samodzielnie.
-
Holmes. Szukam pracy, ale nie łudzę się, że mnie przyjmiecie - zaczął James. //
- Proszę przyjść ze swoja kartoteką to porozmawiamy, potrzebujemy dokumentów,
sporo dokumentów - Pistone był już pewien, że się wymiga. // - Mam wszystko -
dwa słowa skutecznie rozwiały jego nadzieje - Już kiedyś służyłem w policji. Co
prawda za granicą, ale nie macie tu wielkich różnic. Jednak powtarzam, iż nie
łudzę się, że mnie przyjmiecie - Holmes niepewnie podał policjantowi teczkę. – A co z różnicami w przepisach? Policjant
musi mieć je w małym palcu. Co z płynnym językiem, znajomością slangu?
Holmes
niepewnie podał policjantowi teczkę. // Ten odebrał ją z krzywą miną i otworzył
powili. W środku znajdowało się kilka plików
papieru. Każda kartka zapisana była drobnym maczkiem. // - Wątpię by miał pan
kogoś kiedykolwiek - rzucił od niechcenia Pistone - Taka ilość papieru już mi
mówi, że poświęcił się pan dla pracy. (...) Jestem z Włoch, byłem policjantem. – Wtf tak bardzo. Dlaczego Holmes nosi ze
sobą akta spraw, które powinny być zamknięte w jakimś archiwum państwowym?
Dlaczego nie ma przy sobie CV, listu motywacyjngo, wyników badań lekarskich i
testów sprawnościowych, czyli papierów przydatnych podczas rozmowy
kwalifikacyjnej? Komentarz Pistone'a póki co zostawię luzem, może celowo
kreujesz go na buca. Holmes to takie włoskie nazwisko?
Pan
jest zagranicznym policjantem. Skąd to wiem? Otóż twoja postawa, krok, a także
znak na teczce –
Przydałoby się zdecydować na jedną formę grzecznościową.
Singiel.
Twój szalik był zszywany, ale nieumiejętnie. Zwykle to kobiety szyją, ale ten
zszywałeś ty. Potwierdza to plaster na prawym palcu wskazującym. Jaki mężczyzna
sam szyje? Samotny. –
A co, w Wielkiej Brytanii znieśli równouprawnienie? Mężczyznom po wejściu w
związek amnezja rzuca się na obszary mózgu związane z pracami domowymi i
dbaniem o swoje otoczenie? Samotni mężczyźni to niedorajdy, które nie potrafią
podnieść igły, żeby się nie pokłuć?
Romeo
i Julia (II)
Okazało
się, że Georg zniknął. Nie było go od rana. Łóżko zaścielone, jakby w ogóle w
nim nie spał. Był uporządkowany, ale tego dnia w pokoju panował ponoć wielki
bałagan. − Georg był
uporządkowany? W pokoju wielki bałagan, ale akurat łóżko zostało idealnie
zaścielone? Zgadzam się, to podejrzane.
James
zamów nam taksówkę. Jedziemy z panią Brook na wybrzeże - posłała mężczyźnie
uśmiech. (...) Godzinę później byli już daleko poza Londynem. − Um, jakim cudem kogoś tak biednego, że
nie jest w stanie wynająć w pojedynkę mieszkania, stać na to, by poruszać się
po kraju taksówką?
A
pro po. – A propos.
Matka
uważa sąsiadów za plotkarzy, a Georga za podrywacza. Nie mogła tego zrobić,
bo... // - Za małe ręce, jest słaba. Nie dałaby rady uprowadzić chłopaka. − Porywaczami bywają wyłącznie ludzie o
dużych dłoniach?
Potwierdzał
to jego pokój, do którego trzeba się bardzo cicho skradać. Nie mógł zabrać
wielu rzeczy. −
Ten pokój nie mógł zabrać?
-
Czemu nie krzyczała? // - Kochała go. Mógł ją sprawnie uciszyć pocałunkiem. Co
jest James? Czemu nie dedukujesz? // - Zająłem się ogółem sprawy i odbiegłem od
tego morderstwa. // Sherry prychnęła rozbawiona i pokręciła głową. // - Muszę
porozmawiać ze starszą z sióstr. Potem wybierzemy się do jaskini. Coś
powinniśmy ustalić. // - Przecież byłaś w jaskini...- zaczął mężczyzna. // -
Zajęłam się ogółem sprawy i odbiegłam od samej jaskini - powiedziała
przedrzeźniając go. // - Bardzo śmieszne - odpowiedział James. // - To
niewybaczalne - podsumowała Sherry - Żartujemy przy trupie naszej klientki -
odparła na uniesioną brew Holmes'a. // Oboje zachichotali i opuścili pokój. – Nie podzielam ich poczucia humoru, ale
nie będę przecież przepisywać twoim bohaterom charakteru.
Kobieta
miała na nogach wysokie szpilki, co wydało się pani detektyw dość
nieodpowiednie na wybrzeżu. –
Bo? Na wybrzeżu miasteczka zamiast chodników mają wydmy?
Krótka
sukienka, mimo iż czarna zdradzała brak smutku po utracie siostry. – Zła, nieczuła sukienka! Nie zaznaczyłaś
w żaden sposób upływu czasu, a zatem mam wrażenie, że od znalezienia zwłok
Julii minęło zaledwie parę godzin. Siostra nie miała pewnie nawet czasu, by się
przebrać. Popraw też interpunkcję.
Ta
panienka znalazła łódź, a w niej rozszarpane ubrania panicza Owena. – Panicza Owena? Dlaczego policjanci
tytułują go paniczem? Przecież nie było dotąd żadnej wzmianki o szlacheckim
pochodzeniu.
- O
co roztrzaskała się łódź? - spytał rzeczowo James, gdyż w pobliżu nie było
żadnych skał. // - Mamy tu wyjątkowo wredne żarłacze. Skutecznie odstraszają
rybaków. Dorwały i tego chłopca. –
Łódź rozbiła się o żarłacze? Żarłacze tak wystraszyły chłopca, że sam się
roztrzaskał? Staranowała go horda przerażonych rybaków? Tyle możliwości!
Chłopak
skoczył na Holmes'a, próbując dorwać się do jego szyi. Były policjant zatrzymał
jego ręce w połowie drogi i umiejętnie wykręcił. Jednak George miał spora siłę
i wyrwał się z uścisku. James oberwał w nogę. Nogi też chłopak ma silne.
Asystent pani detektyw tylko syknął z bólu i uderzył młodzika w twarz. Tamten
splunął krwią na bok i tym razem dopadł szyję wroga. James odruchowo ścisnął
nadgarstki atakującego. To nic nie dało. Grunt osunął mu się spod nóg. Teraz
wił się na kolanach. Jego pogromca stał dumny nad nim w stalowym uścisku
trzymając jego szyję. W oczach miał żądze mordu. // Ta żądza zapewne zostałaby
spełniona, gdyby Owen nie porzucił wcześniej swojej belki. Schowana w cieniu
Sherry chwyciła oblepione jej krwią narzędzie i z całej siły przyłożyła w tył
głowy chłopaka. Ten osunął się powoli na Holmes'a. Asystent kobiety odetchnął
głęboko i zrzucił z siebie młodzika. Pogładził obolałą krtań i z przerażeniem
spojrzał na Sherry. Ta otarła krew cieknąca jej z nosa i odrzuciła drewniana
belkę z uśmiechem. // - Mamy wszystko czarno na białym - orzekła. – No nie wiem, ja na miejscu chłopaka
oskarżyłabym ich o napaść. W dodatku tak pomieszałaś podmioty, że nie mam
pojęcia, kto się wije, komu usuwa się grunt. Mieszasz czas przeszły z
teraźniejszym.
On
miał oczarować młodszą siostrzyczkę swej wybranki. Młoda połknęła haczyk.
Zakochała się. Ale nie była głupia. Uważała chłopaka za niewiernego,
podejrzewał o romans ze starszą. Dlatego on się oświadczył. Uzgodniwszy to
wcześniej ze swoją prawdziwą miłością. Ale niepokój młodej nie osłabł.
Postanowiła śledzić swojego wybranka pewnej nocy i przyłapała go w jaskini ze
swoja siostrą. Ten ładnie jej to wytłumaczył i pokazowo zbił ukochaną – Niezła patologia, skoro pobicie siostry
ma umacniać wartość kochanka.
Ale
morderca zapomniał, ze jego ofiara, w odróżnieniu od niego, jest praworęczna. I
tak cały majątek otrzymuje starsza –
Starsza ofiara? Co ma praworęczność dziewczyny do tego, kto po kim dziedziczy?
Kolejnym
etapem jest oczyszczenie z wszelakich zarzutów uciekiniera. Czyli upozorowanie
śmierci. Roztrzaskali łódkę, porwali ciuchy, a na koniec rozlali dookoła trochę
pobranej wcześniej krwi. Wygląda na robotę rekinów. – Biorąc pod uwagę, że akcja toczy się w
Wielkiej Brytanii, a nie w Australii, taki atak rekina powinien zwabić do
miasteczka dzikie rzesze dziennikarzy.
A
jedno z nich.... Chłopiec... Będzie się nazywać Mycke. // - Mycke? - Holmes
wybałuszył oczy. // - Och.... - jęknęła Sherry - Czy Mycroft to naprawdę aż tak
rzadkie imię? –
Wyobraź sobie. Pewien wpływ na to może mieć fakt, że Mycroft to nie imię, a
nazwisko. http://en.wikipedia.org/wiki/Mycroft
Jaki
koniec końców wpływ na akcję rozdziału miała wielokrotnie podkreślana czystość?
Jakim cudem siostry nie zauważyły, że noszą identyczne pierścionki zaręczynowe?
-
Strachu? - Sherry zatrzymała się w miejscu i posłała Holmes'owi zdziwione
spojrzenie. // - Przed kradzieżą - ten tylko wzruszył ramionami. // - OŁ! -
wyrwało się z gardła Sherry - Ależ ja jestem głupia! Głupia, głupia! − Dlaczego słowo kradzież wywołało u
Sherry aż taką reakcję, skoro nikt niczego nie ukradł? W jaki sposób nasunęło
jej to skojarzenia z jaskinią, do której pobiegła?
Dzieła
sztuki ze strychu (III)
Po
wielu godzinach deszczu, słońce rzuciło na Londyn ciepły blask.
Parasolki znikają znad głów przechodniów i zamieniają się w
poręczne laski. –
Skąd ta nagła zmiana czasu narracji?
Po
wielu godzinach deszczu, słońce rzuciło na Londyn ciepły blask. (...) Miny
wszystkich dorosłych są posępne. –
Ale dlaczego, bo słońce wyszło? Co to jest, społeczność Tofików?
Pewnie
kulturalnie pozwoliłaby Holmesowi skończyć, gdyby pod tymi drzwiami nie leżał
omdlały mężczyzna. Kobieta w mgnieniu oka była przy nieprzytomnym. Był żywy,
tylko tyle potrafiła stwierdzić. James też nie był zdolny do określenia czegoś
więcej. // - Po prostu zemdlał. Pewnie z przemęczenia, śpieszył się - zaczęła
jak na komendę opowiadać Sherry. // - Nie teraz. Po popisujesz się potem,
trzeba zadzwonić po pogotowie. –
Zdecyduj się, albo Sherry nie potrafi niczego stwierdzić, albo ma się czym
popisywać.
W
tym czasie mężczyzna zabrał się za pierwszą pomoc. // - W Londynie karetka
przyjeżdża po około ośmiu minutach. Może herbaty? - Sherry uśmiechnęła się
szeroko od towarzysza i przekroczyła próg drzwi. // Jej asystent został na
zewnątrz, nad omdlałym i tylko kręcił głową. – Kręcenie głową to taka nowoczesna forma pierwszej
pomocy?
Te
obrazy, które odnawiałem. Dwa dni później zostały wystawione przez kogoś na
aukcję i sprzedane za wielkie pieniądze. Zniknęły ze strychu. Nie ma ich. Potem
odnowiłem kolejną dziesiątkę. Dokładnie przedwczoraj. Dziś pojawiły się na
aukcji. Pięć jest już sprzedanych. Za równie wielkie pieniądze. Policja nie
potrafi nic ustalić, a ja nie czuję się bezpiecznie i normalnie, gdy ktoś
wykrada z mojego strychu moje stare obrazy i sprzedaje je za pieniądze, których
ja nigdy bym nie uzyskał. –
Co to znaczy, że policja nie potrafi nic ustalić? Nie mogą sprawdzić, kto
wystawia obrazy na aukcji? Dlaczego? Owszem, istnieje coś takiego jak aukcje
anonimowe, ale przecież nie wtedy, gdy zachodzi podejrzenie popełnienia
przestępstwa. Inaczej każdą skradzioną biżuterię czy wazę można byłoby
bezkarnie opchnąć na publicznych aukcjach.
-
Niech pan nie podejrzewa tej pani, co wynajmuje u pana kawałek strychu.
Przecież nie dał jej pan kluczy.... - podsumowała go White. // - Skąd pani...?
// - Sam pan powiedział, że tylko pan ma klucze - westchnęła detektyw i
pokręciła głową. –
Genialnej Sherry nie przyjdzie do głowy, że owa pani mogła sobie klucze dorobić
na boku?
Nie
pojmował też, jak mężczyzna może mieszkać gdzieś, gdzie da się zrobić tylko po
dwa kroki w każdą stronę. Małe kroki. Pominąwszy jednak to, nie po to Holmes
przywędrował za Downey'em w te strony. − W
tym kontekście pominąwszy jest zbędne.
Zardzewiały
klucz przekręcił się z trudem w równie zardzewiałej dziurce. Do uszu mężczyzn
dobiegł niepokojący zgrzyt, a chwilę potem otworzyły się spróchniałe drzwi na
strych. − Taką mają niesamowitą
wilgoć w powietrzu, że nawet używane zamki zaczynają im rdzewieć, a drzwi
próchnieć?
Miała
zamiar dobrze się zabawić, a przy okazji dopaść tajemniczego złodzieja
bezwartościowych obrazów. Że nie były cenne wiedziała na pewno. Downey pokazał
jej kilka zdjęć. Pokręciła tylko głową na to wspomnienie. Dostatecznie znała
się na sztuce, by odróżnić śmieć od wartościowej rzeczy. – A cała reszta osób biorących udział w
licytacji poszła tam, kompletnie nie znając się na sztuce, i kupując każdy
drogi badziew?
Odebrała
swój numer licytacyjny i zajęła krzesło z samego przodu. Idealne miejsce do
obserwacji −
Jak też i do bycia zaobserwowanym. W dodatku, jeśli te krzesła są ustawione
normalnie w rzędach, to jest to beznadziejne miejsce do obserwacji, bo laska
nie widzi absolutnie nikogo, kto siedzi za nią. Czyli wszystkich.
otworzyły
się spróchniałe drzwi na strych. Deski niepokojąco zaskrzypiały pod ich
stopami. Holmes nie mógł tego pojąć. Jeremy pozwolił by to miejsce, które
należy tylko do niego, tak wyglądało? Była tam masa miejsca, które można by
spożytkować. Jednakże nikt na to nie wpadł. James westchnął ciężko i począł się
wszystkiemu przyglądać. −
Obawiam się, że masz ten sam problem, co twórczyni Zmierzchu czy Rywalek. Gdy
konstruujesz postać, która w założeniu ma być bystrzejsza od reszty
społeczeństwa, możesz albo faktycznie dać jej wielką inteligencję (rozwiązanie
sugerowane), albo próbować ratować sytuację, obniżając IQ postaci pobocznych do
poziomu podłogi (rozwiązanie zastosowane).
Światło
docierało tam tylko przez jedno pochyłe okno. To natomiast było delikatnie
uchylone i wpuszczało do wnętrza świeże powietrze. – No to już rozumiem, skąd się wziął
zardzewiały zamek. Co za baran zostawia otwarte okno na nieużywanym strychu?
Pomijając już to, że to strych Schroedingera i w zależności od narracji jest
albo wykorzystywany przez bezimienną damę, obrazy i złodzieja, albo
pozostawiony sam sobie i porastający kurzem i rdzą... Nikomu nie zalało sufitu
po obfitych deszczach, tak częstych w Londynie?
W
kącie leżały nieodnowione jeszcze obrazy. Holmes poświęcił im szczególną uwagę.
Na podłodze, w kurzu były jeszcze ślady po obrazach, które zostały skradzione.
// - Jakie szczęście, że pan tu nie sprzątał - zachichotał James. // Jeremy nie
do końca zrozumiał jego uwagę, więc tylko spłonił się rumieńcem i dalej stał w
miejscu. Tymczasem asystent pani detektyw analizował ślady. // - Obrazy
podniesiono, więc nie ukradł ich jeden człowiek, a kilku. Nim pan spyta.... Nie
ma śladów ciągnięcia w kurzu. Tylko odcisk miejsca, w którym leżały pańskie
dzieła. Tylko jak je wynieśli.... −
Po pierwsze, wielokropek ma TRZY kropki. Nie cztery, nie dwie. Trzy. Po drugie,
James, ty amebo, dlaczego zakładasz, że jedna osoba nie uniesie płótna, skoro
Jeremy nie wspominał nic o skrzykiwaniu robotników z dźwigiem, ile razy
umieszcza nowe dzieło na strychu?
-
Wpuszczał pan tu policjantów? - spytał Holmes patrząc na odciski butów
zachowane w szarej warstewce pokrywającej deski. // - Taaaaak. Ale oni nic nie
ruszali. // - To oczywiste. Ale zadeptali ślady butów. Idioci. − Holmes, sam jesteś policjantem. Czemu kalasz
własne gniazdo i czemu ci nie przyjdzie do zakutej łepetyny, że policjanci
obfotografiwali miejsce zbrodni, pobrali próbki, a potem już nie musieli się
przejmować kurzem? Serio uważasz, że powinni byli dla wygody każdego
domorosłego detektywa z bożej łaski utrzymywać każde miejsce każdej zbrodni
nietknięte po wieki wieków? Czy też po prostu jesteś bucem i lubisz sobie
wyzywać losowych ludzi?
sprzedawca
stacjonował w jednej z przebieralni przeznaczonej dla aktorów. Nie miał co
narzekać, kto inny dostał małą kanciapę pod schodami. Zresztą co się dziwić,
sporo właścicieli wartościowych przedmiotów przybywa do Domu Kultury by się ich
pozbyć. − Co tu się wyprawia?
Policja wie, że skradzione obrazy lądują na aukcji, osoba podająca się za ich
właściciela jest powszechnie dostępna w domu kultury, ale jednak policja jest
bezsilna? Jakim cudem?
Kobieta
nacisnęła klamkę i już po chwili widziała swojego przeciwnika. Z pędzelkiem w
dłoni wpatrywał się w biała kartkę. Na tej widniało kilka starannie zapisanych
podpisów. Pani detektyw uśmiechnęła się uradowana. − Subtelność rozpędzonego pociągu. Szkoda
jeszcze, że nasz bandyta nie podrabiał podpisów, siedząc na schodkach Scotland
Yardu.
Kobieta
pokręciła głową i spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Już patrzyła prosto w
lufę broni. −
Patrząc w zegar, widziała lufę...?
telefon
wydał znajomy odgłos. To niezastąpiona, cudna Sherry napisała do niego.
Zostawił więc klucz w zamku i sięgnął po telefon. "Dom Kultury. Złodzieje
bezwartościowych obrazów. Za pięć minut. Szatnia dla aktorów. Pośpiesz się. Nie
mam ochoty ginąć. S.W." –
Czemu Sherry podpisuje smsy do starego znajomego?
Z
drugiej strony ciekawe jak rozwiązała tę zagadkę. Może i nie on dostał tę
sprawę, wtedy na pewno sam by ją wezwał do pomocy, ale co nieco słyszał. − Ciekawe chyba tylko dla kompletnego
pierwotniaka. Jeśli policja nie umie się dowiedzieć, gdzie organizowane są
publiczne aukcje, to nie wiem, jakim sposobem wiążą sobie sznurowadła.
-
Och! Od czego macie mózgi skoro ich nie używacie? Klient był gejem.
Zafundowałam Jamesowi przyjemną herbatkę, czy się mylę? − A ma to jakikolwiek związek z kradzieżą
obrazów, czy też pani detektyw miele jęzorem jak śmigłem, byle gadać?
-
To był gej? Piłem herbatę z gejem? - były policjant nie mógł uwierzyć w to co
słyszał. − Seeerio, w jakich
czasach trwa akcja?
pokazała
zebranym kilka fotografii nieprzestawiających podpisy na obrazach – Co?
Proste.
Nie trudno było ich znaleźć. Wystarczyło pójść na aukcję. Aż się dziwie, że był
tam osobiście. Skończony kretyn. I że wy nie wpadliście na to by się tam udać. − Bo to nie policja, tylko jakieś dmuchane
kukły człekopodobne.
-
Ale jak wykradli obraz ze strychu? - spytał Pistone. // - James? Wykażesz się?
// - Część z nich udawała budowlańców. Ustawiali stelaż, który sięgał aż sufitu
i wkradali się przez otwarte okno. Robili to po zmroku. Wszyscy myśleli, że
pracują. // - Ale do licha skąd wiedzieli, że będzie otwarte?! - policjanci nie
dawali za wygraną. // - Rozmawiali z Downey'em. Poradzili mu zostawić otwarte
okno. − Downey też jest
pierwotniakiem, skoro nie skojarzył sobie budowlańców biegających po strychu ze
znikającymi obrazami? Seeerio?
Nie
pamiętam jaki podali powód, ale go omamili. Chyba mieli zostawić resztę sprzętu
budowlanego. Bo wcześniej wpuścił ich na strych by zostawili jakieś worki i
inne bzdury. Tak mi powiedział pan Downey podczas herbaty - wytłumaczył James.
// - Mówiłam, gej - na usta Sherry wpłynął szeroki uśmiech − Autentycznie płakać mi się chce od
logiki, której używa pani przyszła mama Sherlocka. Każdy, kto stosuje się do
rad fachowców, to od razu gej?
-
Malujesz? - spytał nie zniechęcony. // Ona tylko wywróciła oczyma, Holmes znał
już odpowiedź. Uśmiechnął się szeroko i przysiadł na skraju kanapy. // - Kiedyś
mi pokażesz. To wtedy ja może zagram dla ciebie. // Kobieta zrobiła zadziorną
minę. Podobało jej się takie oświadczenie z jego strony. Twarde, sprytne, nie
do podważenia. −
Twarde? No może, ale co jest w tym sprytnego...? Swoją drogą na blogu wisi już
piętnaście rozdziałów, a temat malowania i grania rozpłynął się w powietrzu.
Zapominajka
(IV)
Kobieta
tylko wytknęła do niego język −
Pokazała mu język.
-
Baker Street 221B - poinformowali równo kierowcę. // Kobieta szeroko się
uśmiechnęła i odpakowała paczkę cukierków, którą sprytnie zatrzymała przy
sobie. Poczęstowała nimi panów i usadowiła się wygodnie w fotelu. // - Państwo
są parą? - spytał kierowca. −
W większości − jeśli nie we wszystkich − taksówkach brytyjskich pasażerowie są
oddzieleni od kierowcy przezroczystą scianą, uniemożliwiającą większość
interakcji.
-
Państwo są parą? - spytał kierowca. // Sherry tylko prychnęła, pozostawiając
wyjaśnienia Jamesowi. Sama zajęła się dedukcją. Taksówka była na to świetnym
miejscem. Wiele mówiła o swoim właścicielu. // - Nie. Tylko razem pracujemy -
odparł poważnie Holmes i rzucił pani detektyw karcące spojrzenie. // - I
mieszkacie - zauważył taksówkarz - Chyba, że wybieracie się na spotkanie
służbowe z zakupami na Baker Street. // Nie. Wynajmujemy mieszkanie na spółkę.
Ale to jeszcze nic nie znaczy - obruszył się mężczyzna. // - Ja nic nie mówię.
Tylko jak mężczyzna mieszka z kobietą… // - Mamy osobne pokoje - wciął mu się w
pół zdania Holmes. // - Ale, zapewne, wspólną łazienkę.... // Na tylnych
siedzeniach, panna White nie mogła opanować szaleńczego śmiechu. Takie rozmowy
bawiły ją niezmiernie, zwłaszcza dlatego, że James był strasznie drażliwy w tym
temacie. // - Chyba że... - zaczął kierowca i spojrzał krzywo na Holmesa -
Chyba że mężczyzna nie gustuje w kobietach - zauważył ze zgrozą. // Załamany
James opuścił głowę i schował ją w dłoniach. Natomiast Sherry już nawet nie
próbowała tłumić swojego rozbawienia i turlała się po tylnych siedzeniach. − Po pierwsze, gadatliwi, włażący z
butami w życie prywatne i oceniający z góry pasażerów taksówkarze to raczej
zjawisko polskie niż brytyjskie. Po drugie, równie dobrze to Sherry mogłaby
mieć skłonności homoseksualne. Po trzecie, któryś już raz używasz gejów jako
elementu komicznego, dlaczego?
Jednak
szybko wszystko się wyjaśniło, bo po chwili za panią Collins stanął mężczyzna w
mundurze. Policyjnym mundurze. Panna White skrzywiła się lekko, a James wstał z
kanapy by przywitać przybyłego. // - Witam, Pistone - uścisnął policjantowi
dłoń. // - Witaj Holmes. Wybacz Sherry, że nie jestem tym kogo oczekujesz.
Jednakże śmiem wysunąć teorię, że spotkasz ją jeśli ze mną pójdziesz. // -
Boże.... Nie mów, że ją... - na twarzy kobiety odmalował się niesmak. − Że ją co? Zamordowano? I to miałby być
powód do niesmaku? Zatrzymano? Tu powód do skrzywionej miny lepszy, ale nie
wspominałaś nic o tym, by Margaret miała skłonności przestępcze.
-
Mamy świadka. // Wszystkie oczy podniosły się na Pistone'a. Sherry przemknęło
przez myśl, że to idiota. −
Bo ma świadka? Jak niby jedno wiąże się z drugim? Zresztą, dość często James
wykazuje się daleko bardziej idącym idiotyzmem, a jakoś nie przeszkadza to
Sherry uwielbiać go nad życie.
-
"Władca Pierścieni"? - odczytał Holmes nic nie rozumiejąc. // -
Chodzi o znaki na ciele dziewczyny. Wymyślił je Tolkien. To język elfów. To
jest załącznik - otworzyła odpowiednią stronę i pokazała Jamesowi litery. (...)
- No dobrze ale... - wtrącił się James. // - Znalazłam litery w moim domku
myśli. Zdołałam przypomnieć sobie, że widziałam je w jednej z książek, które
mam w domu. Nie wiedziałam tylko w której. Nikomu ich nie pożyczam, więc
musiała tu być. Wczoraj jej szukałam. Do późna. Gdy znalazłam, usiadłam w
fotelu i odszukałam alfabetu elfów. Musiałam wtedy zasnąć -
wytłumaczyła. −
Jeśli akcja toczy się współcześnie, w kinach wyświetlono nie tylko Władcę Pierścieni,
ale i Hobbita, elfickie napisy weszły do mainstreamu i rozpoznałoby je każde
dziecko w szkole.
Czy
ja panią skądś znam? // - Nie jestem pewna, ale zdaje mi się, że widziałam pana
na... - zaczęła bawić się szpiczastym czubkiem ucha. // - Spotkaniu stowarzyszenia
"Ja elf"? - spytał mrużąc oczy. // Kiwnęła niepewnie głową. Wiele
zaryzykowała tą sugestią. −
Co właściwie? Gdyby ten człowiek nie był mordercą, to by tylko uprzejmie
zaprzeczył, nie rzuciłby się przecież na nią z pięściami.
Jego
ręce powędrowały na głowę. // - Tam jest - odezwała się Margaret. // Holmes
uspokoił się w jednej chwili i powędrował za ręką blondynki. − Plaga wędrujących rąk.
Niezbyt
orientowała się gdzie jest, ale nie przejmowało ją to zbytnio. − Nie obchodziło jej albo nie przejmowała
się.
Genialna
detektyw konfrontuje się z podejrzanym typem, ten ją oszałamia i więzi. Sherry
ratuje policja, po czym następuje taki dialog:
-
Sherry - inspektor odezwał się do kobiety spokojniej - Nie rób tego więcej. On
już prawie cię rozebrał. // - Nie udawaj - ta wystawiła do niego język -
Cieszysz się, że zobaczyłeś mnie w bieliźnie - zaśmiała się w głos. // Pistone
zamknął oczy, dotknął swoich skroni i odetchnął głęboko. W głębi ducha zgadzał
się ze słowami kobiety. −
O ile kretyńskie odzywki można Sherry w tym wypadku wybaczyć, mając nadzieję,
że jest jeszcze pod wpływem narkotyków, o tyle reakcja Pistone'a jest żenująca.
Dziewczyna, na której względach mu zależy, jest w ręku niebezpiecznego
mordercy, inspektor drży o jej życie, po czym... daje sobie chwilę, by się
pogapić na laskę w bieliźnie? Normalny człowiek nie myślałby w takiej sytuacji
penisem, a raczej natychmiast rzuciłby się dziewczynę ratować i okrywać. Ale
jeśli świadomie kreujesz Pistone'a na obleśnego buca, wszystko gra.
Co
to były za dwa słowa z mordercom, o których wspominałaś? − Matko szczurkom, mordercĄ!
-
Poinformował mnie, że Moore pomógł mu dostać się do kraju, bo miał problemy.
Tak ogółem przekazał od niego sprośne pozdrowienia i dał mi do zrozumienia, że
John jest w Londynie - wzruszyła ramionami. // - Twój arcy jest w Londynie, a
ty się tym nie przejmujesz?! - wydarło się z gardła Jamesa. // - Nie -
uśmiechnęła się - Bo podoba mi się twoja zazdrość - zachichotała. − Sherry ma naprawdę tak drastycznie
niskie poczucie własnej wartości, że musi budować je sobie w taki sposób?
Dlaczego odczytuje słowa Jamesa jako wyraz zazdrości, a nie normalnej troski?
Przecież Moore jest psychopatycznym mordercą, gdyby James nie martwił się o
Sherry, a faktycznie jedynie odczuwał zazdrość, kiepsko świadczyłoby to również
o jego psychice i hierarchii wartości.
Ciekawa
rozgrywka (V)
Kobieta
otworzyła wisiorek i ujrzała zdjęcie swojego rozmówcy. Ku swej rozpaczy
stwierdziła, że cieszy się z prezentu. −
To tylko potwierdza moją tezę o potwornie niskiej samoocenie Sherry. Nie ma
innego powodu, by cieszyły ją prezenty od arcywroga.
-
Wreszcie jesteś. w samą porę na kolejna sprawę - powiedziała tylko. // - Ale
jest problem - wydukał mężczyzna i przeczesał włosy palcami - Przyjechałem z
siostrą - odpowiedział na pytające spojrzenie kobiety. // - To ona pojedzie
razem z nami - wzruszyła ramionami. // - Ma piętnaście lat. Nie jest gotowa na
trupy, krew, zamachy i narażanie życia. // - Ja już swoje powiedziałam, a ty i
tak pójdziesz ze mną. Wymyśl coś skoro to ci nie odpowiada. – Mam okazję poznać twoją najbliższą
rodzinę? Fajnie, zaprezentuję ci, jak bardzo mam ją w dupie jej dobro i twoje
samopoczucie i opinie.
Małe
mieszkanko przy jednej z głównych ulic mogłoby się wydawać nie najlepszym
miejscem na morderstwo, a jednak. –
Dlaczego? Czyżby przeciętny morderca w twoim uniwersum miał klaustrofobię i
grasował jedynie w budynkach powyżej stu metrów kwadratowych?
Miała
lokowane, rude włosy i zielone oczy. –
Lokowane na prawie magdeburskim czy lubeckim?
-
Tak się cieszę, że pani przyszła. Zdecydowanie bardziej zaufam pani detektyw
niż zgrai policjantów. Jednakże nie spodziewałam się, że będzie pani w
towarzystwie. I z dzieckiem… // - Mój przyjaciel dopiero wrócił od rodziny i
zabrał ze sobą siostrę. Chyba to pani nie przeszkadza? - Sherry wypowiedziała
to wszystko z szerokim uśmiechem. // Rudowłosa kobieta skinęła głowa na znak,
że jej nie przeszkadza. // - Czy możemy obejrzeć trupa? - panna White od razu
chciała przejść do rzeczy, co nie wiedzieć czemu zdumiało rudowłosą. – Droga pani, obowiązkiem jest zgłoszenie
znalezionych zwłok odpowiednim służbom, wzywanie do nich prywatnych detektywów
to przestępstwo. Droga Sherry, ty ciemniaku, nie sądzisz, że bezimienny
rudzielec może być raczej zszokowany twoim słownictwem i doborem towarzystwa?
Poprowadziła
detektywów i ich młodą towarzyszkę przez garaż na swoje podwórko. Tam leżało
ciało czterdziestolatki. (...) - Że ktoś się jeszcze tak ubiera - rzuciła panna
White i przystąpiła do uważniejszych oględzin. // Holmes zrobił to samo,
aczkolwiek nie zbliżył się do ciała tak, jak jego przyjaciółka. – Wiesz, jak to się nazywa? Ingerowanie w
miejsce zbrodni. Tak, jest karalne.
-
Proszę mi opowiedzieć, co tu zaszło - odezwała się pani detektyw. // - Nie znam
jej. Przyszła do mojego domu prosząc o rozmowę. Zaproponowałam, żebyśmy
przeszły do ogrodu. Już miałyśmy rozkładać leżaki, gdy padł strzał. Padła na
ziemie i do teraz tak leży. Nawet nie wiem o czym chciała rozmawiać. – WTF. Kto, będąc świadkiem postrzału, nie
dzwoni na policję i po karetkę, tylko idzie sobie wyguglać prywatnego
detektywa? Kto zaprasza obcych ludzi do swojego ogrodu, by wyciągnęli się na
leżakach, zanim powiedzą, o co właściwie im chodzi?
-
Kręci - oświadczyła. // James i jego siostra posłali jej pytające spojrzenia.
// - Mnie się tam wydaje całkiem przyjemną babką. I jeszcze ma bobasa! - młoda
Holmes miała zupełnie inne spojrzenie na sprawę. // - Nie mówi się
"babką" - skrzywiła się Sherry - Kobietą. – A mówi się trupem do osoby, na
której oczach zginął dopiero co człowiek? Jeśli już zdziwiłabym się raczej, że
piętnastolatka używa słowa bobas.
Rudowłosa
jest morderczynią. Tylko jedno mnie intryguje, kogoś wezwać musiała, to fakt.
Sąsiedzi pewnie usłyszeli strzał. Wolała detektywa, uznała że jestem mniej
kompetentna niż policja. –
Musiałaby mieć ujemne IQ, żeby nie domyślić się, że detektyw też wezwie
policję. Halo, doszło do morderstwa!
kawałek
dalej na podłodze siedziało dziecko. Był to mały chłopiec o blond włosach i
nieziemsko niebieskich oczach. // - On na pewno nie jest spokrewniony z rudą -
stwierdziła pani detektyw i podeszła do chłopca - Jest słodki. – Bo ponieważ? Ruda była gorzka, a to
wyklucza jej związki krwi ze słodkimi ludźmi?
-
Wiadomo już coś o tym dziecku? - spytała. // - Tyle, że nie jest tej całej
Ariany Network. Materiał genetyczny się nie zgadza. // - Nie trzeba robić
testów by to wiedzieć - odcięła się White – Serio, czemu? Zielonookiej kobiecie nie może się
urodzić niebieskookie dziecko? A co jeśli mały ma większość dominujących genów
po tacie? Co jeśli użyto metody in vitro z komórki jajowej pobranej innej
kobiecie? Co jeśli jest adoptowane?
Teraz
była już całkowicie pewna, że chodzi o dziecko. Moore miał tylko potwierdzić
jej podejrzenia i zrobił to. Zostało jej już tylko ustalić kim są rodzice
dziecka, że jest ono tak ważne dla pałacu Buckingham. To nie było już tak
prostym zadaniem. –
Dlaczego? Nie sądzisz, że gdyby jakieś ważne dla wyższych sfer dziecko nagle
zaginęło, byłoby już o tym całkiem głośno?
-
Sherry chciała powiedzieć, że nie ma postępów w sprawie. Jednocześnie obawia
się o chłopca, bo podejrzewa, że jest istotny. Pomyśleliśmy, że u nas na Baker
Street będzie najbezpieczniejszy. I Sherry mogłaby na coś wpaść, gdyby go
poobserwowała. // - Skoro tak... Chyba nie mogę odmówić. Ale to ja przywiozę
wam chłopca. 221B, tak? –
Masz pojęcie, ile procedur to łamie?
James
ruszył ku kominkowi, a raczej ku pistoletowi, który leżał na półce nad
kominkiem. Odbezpieczył broń i usiadł na kanapie. Sherry zajęła fotel i czekali.
Po chwili skrzypnęły drzwi, a w progu stanął uzbrojony mężczyzna, ale to James
pierwszy wycelował. // - Nawet nie drgnij - poradził. // Mężczyzna przeklął i
rzucił broń. Sherry chętnie przejęła pistolet. // - Zakładam, że to pan jest
ojcem chłopca? - powiedziała od niechcenia - I zapewne zna pan Johna M. // -
Tak i tak - odparł czerwony ze złości gość. // - Pana godność? - wysyczał
James. // - Albert Cook. // - Romansik z wyższymi sferami, co? - zagadnęła
White - Szkoda tylko, że chciał pan wykorzystać dziecko - wzruszyła ramionami -
Maleństwo trafi do matki, a pan za kratki. Idę po dzieciaka i jedziemy. – I co, to już? Tak łatwo poszło? Wielki
zbir po prostu przyszedł, żeby dać się złapać jak karna owieczka?
W
głowie pana Alberta zaświtał plan, który obgadał ze swoją wspólniczką. Miała
ona być jedną z opiekunek i uciec z dzieckiem nim przyjdzie czas przenosin. – I nikt nie sprawdził referencji i tła
społecznego osoby, która miała być opiekunką dla dziecka z wyższych sfer?
Jednak
nie jest to rozdział najlepszej jakości. To przez to, że pisałam go jeden
dzień. Trudno. To wy jesteście od oceniania, nie ja. – Owszem, ale to ty jesteś od pisania,
więc rób to porządnie. Przecież nikt nie stoi ci z mieczem nad głową, grożąc
śmiercią, jeśli nie opublikujesz rozdziału przed północą. Skup się na jakości.
Człowiek
ktory zabił (VI) –
Popraw polskie znaki.
-
Jakiś mężczyzna prosi o widzenie z panną White. Mówi, że chce się widzieć
natychmiast. // Kobieta uniosła zaciekawiona głowę i spojrzała nagląco na
Pistona. Rzeczą oczywista było, że wspomnianym przez przerażonego policjanta
jest Moore. −
A policja go nie aresztuje, bo? Przecież wszyscy wiedzą, że porwał dziecko,
jest na to dwóch świadków. I co ten policjant taki wystrachany?
-
Moore jest piekielnym geniuszem. Nie da się złapać - syknął i przez nierozwagę
odłożył telefon, po czym ruszył do kuchni. Jamie łapczywie sięgnęła po komórkę
brata i odczytała ostatnią wiadomość. // Oddał komuś dzieciaka. − Serio, trzeba być aż geniuszem, żeby
pozbyć się dowodu zbrodni? Zresztą, w niczym mu to nie pomoże, skoro byli
świadkowie całego zajścia.
James
niechętnie stwierdził, że musi odszukać miejsce, w którym go przetrzymywano. − Tak naprawdę wcale nie chciał łapać
przestępców i wyciągać swojej szefowej z więzienia?
Nie
więcej niż po dwóch godzinach ustalenia lokalizacji mieszkania, był na miejscu
z siostrą u boku. −
Dlaczego zabiera piętnastolatkę w potencjalnie niebezpieczne miejsca?
Wzruszył
ramionami i wszedł do pomieszczenia z biurkiem. Walały się na nim papiery,
których nie sposób było ogarnąć i które mieszały człowiekowi w głowie sposobem
swego ułożenia. −
W jaki sposób? Ktoś ułożył z dokumentów psychodeliczną mandalę?
Po
chwili zmordowany odpuścił sobie tą syzyfową robotę − TĘ robotĘ.
Wtem
usłyszał głosy, brzmiało to jak telewizor, ale przecież niczego nie włączał w
mieszkaniu… // - Jamie! - syknął - Wyłącz to! // - Lepiej chodź i to zobacz! -
odpowiedziała mu dziewczyna, nie trudząc się ściszaniem głosu. // Mężczyzna
pokręcił głową, choć doskonale wiedział, że Jamie nie ma szansy tego zobaczyć i
ruszył do sąsiedniego pokoju. Nastolatka stała na środku pokoju z pilotem w
ręce, a na jej twarzy rozkwitł szczery, radosny uśmiech. // - To nie jest
zwykła telewizja - powiedziała entuzjastycznie, a widząc, jak James podpiera
się pod boki dodała - Na każdym programie mówią o tym samym, jakby miał to
zaprogramowane, a jeszcze inne są zwyczajnymi nagraniami z kamer, musiał się do
nich włamać... I przedstawiają wspominane w wiadomościach miejsca. − Jakim cudem ona to ustaliła w pięć
minut od pstryknięcia pilotem?
Jamie
tak uczepiła się myśli, że wpadła na właściwy trop, że namówiła brata, by
puścił ją na policję po akta ataków terrorystycznych. Pewna byłe tego, że uda
jej się znaleźć powiązania i wpakować wroga panny White za kraty. (...) Czy
Jamie tu była? // - Tak, zabrała akta, choć dawałem jej je z ciężkim sercem, ma
ledwie piętnaście lat i wyszła. −
What the actuall fuck. Z jakiej paki policja miałaby udostępniać takie dokumenty
losowym nieletnim? Z konstrukcji zdania wynika, że Jamie wyszła, bo ma
piętnaście lat.
Jakież
było jego zdumienie, gdy otworzył mu mężczyzna z dzieckiem na ramieniu. Holmes
nie dał się zwieść i wycelował do nieznajomego. Wtem rozległy się kroki i za
przerażonym mieszkańcem obrzeży pojawił się drugi mężczyzna. // - Co jest grane
kochanie? - wykrzyknął i uniósł ręce w górę, James nie mógł uwierzyć w to co
widzi i słyszy. −
Czy James mógłby z łaski swojej przestać traktować homoseksualne pary jako
wielkie dziwadło? Akcja toczy się w Londynie dwudziestego pierwszego wieku
czy jednak na wiktoriańskiej wsi?
-
To jeszcze nie koniec - James zagryzł wargę - To nie oni go porwali, powiedzą
ci to samo, co mi. To para, która szukała dzieciaka… // - Para?! - Henry dla
pewności raz jeszcze spojrzał na dwójkę mężczyzn. // - Wiem - potwierdził
Holmes - Za często wpadam na gejów.... −
Pistone, et tu, Brute? Też żyjesz pod kamieniem?
-
Wiem - potwierdził Holmes - Za często wpadam na gejów.... // - Wtedy to Sherry
się tobą zabawiła - zauważył inspektor. // - Widocznie John Moore ma podobne
poczucie humoru - bąknął ciemnooki −
Niech mi ktoś powie, co jest zabawnego w osobach o innej orientacji.
Zabawne,
że został nasłany na gejowską parę. Widać ja i John nie różnimy się tak bardzo,
jeśli chodzi o żarty. − Traktowanie osób o odmiennej orientacji jako elementu komicznego jest słabe.
Zadzwonił
pod numer z wizytówki, którą dali mu mężczyźni opiekujący się do niedawna
poszukiwanym dzieckiem. Umówił się z dyrektorem organizacji i teraz pozostało
mu już tylko czekać na umówionym miejscu. − A policja nie prowadzi śledztwa w sprawie porwania
dziecka, bo?
Czas
ten wykorzystał, by napić się kawy i zadzwonić do siostry. Jej komórka nie
odpowiadała, więc wysłał esemesa. // Gdzie jesteś?! Miałaś zabrać akta i wracać
do mnie. // Mam nadzieję, że nie badasz sama jednego z miejsc ataków. // Jeśli
tak, to nie licz na litość z mojej strony. // Starszy brat − Piętnastolatka samotnie badająca miejsca
ataków terrorystycznych. Co ja czytam.
przyszedł
dyrektor zażydzający organizacją –
CO?!
-
Witam. Czy może pan odpowiedzieć na kilka moich pytań? - głos Jamesa był
poważny, a sam mężczyzna nieskory do żartów. // - Pan z policji? - jego
rozmówca zmarszczył brwi. // - Raczej nie chcę od pańskiej firmy porwanego
dziecka.... - odpowiedział z wyczuwalną ironią. // - Ja nic nie zrobiłem, nie
chcę mieć złej opinii... - obruszył się mężczyzna i odwrócił na pięcie. // -
Jak pan chce, to wrócę z nakazem, a moi znajomi przeczeszą budynek pańskiej
działalności, albo... załatwimy wszystko na spokojnie. To tylko kilka pytań -
odparł James. // Elegancik posiniał na twarzy, ale pokornie odwrócił się do
Holmesa i spojrzał mu w twarz. Odetchnął głęboko i zacisnął ręce w pięści. // -
Co pan wie o porwaniu chłopca, który trafił niedawno do panów Vens? - spytał,
nie powstrzymując się przy ostatnich dwóch słowach od głupiego uśmiechu. − James, masz szanse zostać najmniej
lubianym bohaterem literackim w historii ocenianych przeze mnie opek. W dupie
masz porywane dzieci, tak? Byle tylko twoja własna prywata się zgadzała. Jesteś
wstrętnym zgniłkiem, James, i masz przykre poczucie humoru.
-
Moore ma samych wiernych ludzi - kobieta wzruszyła ramionami - Zapłacił tyle
jemu i jego rodzinie, że szybko uzbierają na kaucję, a John nadal będzie
bezpieczny. Tylko nie rozumiem co mu to dało. // - Kasę - wytłumaczył James -
Wydało się, nie miałaś dostępu do prasy, nic dziwnego, że nie wiesz. Jedna z
gazet, która dostała wiadomość od anonimowego informatora, zarobiła krocie i
odwdzięczyła się anonimowi - westchnął. −
Informację o czym? O aresztowaniu Sherry? O porwaniu dziecka?
-
Mu nie chodzi o pieniądze - White pokręciła głową – Jemu.
dawno
stracił nadzieję na uczucia panny White skierowane na jego osobę − Zła gramatyka.
-
Jak mogłeś pozwolić nastolatce ruszyć samej w Londyn?! Jeszcze do ciebie nie
dotarło, że mamy potężnego przeciwnika?! - Sherry dawała ujść swoim emocją
pod postacią krzyku, narastające napięcie bardzo ją denerwowało. // - Ona nie
jest dzieckiem, znam jej możliwości... okej? - Holmesowi też nie było łatwo -
Nic jej nie będzie. −
James, ty parówko, jesteś idiotą. Podczas całego czasu antenowego Jamie nie
wykazała się żadnymi niesamowitymi zdolnościami, które pozwalałyby mi,
czytelnikowi, wierzyć w jej ponadprzeciętne umiejętności śledcze. A co więcej,
sam, barani łbie, byłeś przeciwny włączaniu siostry w śledztwo, zgodziłeś się
tylko dlatego, że Sherry cię zmusiła. Ta sama Sherry, która ma teraz galopującą
sklerozę i nie pamięta, że sama zażądała towarzystwa nastolatki.
- O
ile Moore nie uzna inaczej - warknęła kobieta. // - To ty masz wroga! Nie ja,
nie moja siostra! −
Za diabła nie wiem, co Sherry widzi w tym kretynie.
Holmes
miał już opuścić pokój wspólny i zamknąć się w swojej sypialni, gdy zadzwonił
jego telefon. −
I do diabła z siostrą, sama poszła do terrorystów, to i sama wróci, nie?
-
Cześć braciszku - jego siostra płakała - Kazał ci przekazać, że to będzie
nauczka, jeśli ty i Sherry nie przyznacie się, że plany zamachu na królową są
waszego autorstwa - załkała - Znajdą je dosłownie za chwilę... W parku. // - Co
się stanie jeśli tak nie zrobimy? - wyszeptał spokojnie starszy Holmes. − Bo wiesz, w sumie to nigdy cię nie
lubiłem, więc jeśli chce zabić tylko ciebie, to droga wolna.
-
On słucha. Jeśli powiem coś nie tak, to sam zdetonuje ładunek. Wybacz… // -
Powiedz mu, że się przyznamy.... Ja i Sherry - spojrzał z dziwna czułością na
pannę White. −
Też sobie znalazł świetny moment na czułości.
-
Nie mogę... Na to pozwolić... - wyszeptała przez łzy Jamie. // - Nie rób
tego... - odparł. // - Kocham cię braciszku... - po tych słowach usłyszał tylko
ciche pyknięcie, a potem dźwięczącą w uszach ciszę. //Przecznicę dalej doszło
do wybuchu. Zawaliło się centrum handlowe. //- Ocaliła nas - wyszeptała przez
łzy Sherry. –
Jedni
na złość babci odmrażają sobie uszy, inni wysadzają się w powietrze.
Najwyraźniej Jamie nie pokładała zbytniej wiary w policyjne umiejętności brata
i z góry założyła, że ten fajtłapa nie da rady jej uratować. A to, że przy tym
zabije masę ludzi, znajdujących się akurat w centrum handlowym? Kogo to
obchodzi, przecież nie są bohaterami opka. Zastanawiam się też, jak Jamie
doprowadziła do wybuchu, skoro detonator miał John. Przecież nie stał przy
niej, skoro nie zginął razem z nią.
Margaret
osobiście stwierdziła zgon Jamie Holmes. Było to już dawno przesądzone, ale
patolog chociaż tak chciała oddać cześć zmarłej siostrze Jamesa. Mimo to nie
mogła nic więcej zrobić. // - Swoim ciałem starała się uratować jakąś kartkę,
ale ta się zwęgliła. Biegli ustalają co jest na niej napisane - powiedziała,
nie patrząc w oczy detektywów. −
To nie był pożar, tylko eksplozja, kartki, jak i resztek Jamie, powinno się
szukać na dachach okolicznych budynków.
-
Pewnie rozwiązała sprawę - bąknęła White - Inaczej by jej nie łapał. // -
Chciał nas wrobić, nie słyszałaś? - wyszeptał Holmes, bojąc się że każde
głośniejsze słowo urazi pamięć Jamie. // - Tylko wykorzystał sytuację. Nie ma
żadnych planów zamachu. To była próba sił. Chciał zobaczyć na ile może sobie
pozwolić, co nas złamie, co zrobi z nas jego poddanych. Nie pozwoliła mu nas
wykorzystywać. Dzielna była… // - Ale "była" - burknął i wyszedł ze
zniszczonego budynku. // Sherry jeszcze chwilę stała nad spalonymi na wiór
zwłokami, z jej oczu ciekły łzy. Wargi zacisnęła tak mocno, ze pobielały. // -
Przepraszam Jamie i dziękuje - szepnęła, a potem udała się w ślady Holmesa. − Robot kuchenny ma więcej emocji niż
James. Serio, podejrzewam, że eliminacja siostry była mu z jakiegoś powodu na
rękę.
-
Myślałem nad twoimi słowami - wyznał, wpatrując się w kawę mężczyzna. // Sherry
zastygła w pół ruchu i drżała oczekując dalszych słów Jamesa. Poruszył temat,
którego celowo unikała. // - Nie będę oponował, jeśli chcesz wpakować nas w
związek... Ale na takie wyznania to jeszcze za wcześnie. Zdaje sobie sprawę, że
jesteś spontaniczna, więc daruje ci tamto... - powiedziawszy to wstał i ruszył
ku salonowi. // - James - zatrzymała go White i podeszła do mężczyzny -
Dziękuje - powiedziawszy to pocałowała go w policzek, niebezpiecznie blisko
ust. − Łaskawco!
Stajnia
(VII)
Mężczyźnie
ciężko było pozbierać się po ostatnich wydarzeniach i dłużej nie potrafił już
udawać oziębłego względem zaistniałej sytuacji. − Jak można być oziębłym względem
sytuacji?
Może
nie pokazywał tego przy ludziach, ale kochał swoją siostrę, a jej strata była
dla niego nieznośnie bolesna. −
Szkoda tylko, że w poprzednim rozdziale nic o tym nie świadczy.
Podróż
pociągiem miała im zabrać cały dzień, ponieważ stajnie pana Petera Tervala
znajdowały się w odległym zakątku kraju. (...) Uznalibyśmy, że to koń ją zabił,
gdyby boks nie był zamknięty - wydeklamował spocony grubas, patrząc w
przestrachu na stratowane przez końskie kopyta ciało. Nie było ono bardzo
zniszczone. −
Wtf, jeden dzień jazdy do Londynu, jeden dzień powrotu, czyli co najmniej dwa
dni ciało sobie leży i gnije na posesji, i nikt nie ma zamiaru wzywać policji
czy choćby karawanu? Przy okazji, do Wick, najdalej na północ położonej stacji
w Wielkiej Brytanii, jedzie się z Londynu dwanaście godzin pociągiem.
Młoda
dziewczyna, dobrze zbudowana, jak na dżokeja przystało − O ile mi wiadomo, dżokej powinien być
leciutki.
-
Czy była już tu policja? - spytała Sherry z cichym westchnieniem, rozkoszując
się zapachem stajni. −
Nad dwudniowym trupem nie miałaby szans czuć czegokolwiek innego niż odoru,
chyba że mamy ostrą zimę i wszystko jest zamarznięte na kamień.
-
Nie. Nie chciałbym zniesławiać mojej stajni, ale obawiam się, że wezwanie
odpowiednich organów władzy będzie nieuniknione - wydeklamował Terval. − Drogi panie, nic nie zniesławi stajni
bardziej niż informacja, że dwa dni ukrywano tam trupa.
-
Może jednak zdołamy tego uniknąć - pocieszył go James, choć w jego oczach nie
sposób było znaleźć pocieszenia. −
Taki James Schroedingera był z niego.
Sherry
pochwaliła go za to w myślach. −
Za to, że pocieszył, za to, że jednak nie pocieszył, czy też za jego przewrotną
wieloznaczność?
Nietrudno
było się domyślić, który koń biegał luzem po posesji Tervala, jego
"mieszkanko" było puste. Na tabliczce widniał zaś napis
"Typhoon". // - Gdzie jest Typhoon? - spytała Sherry, zwracając się
do poddenerwowanego grubasa. // - Stoi na zewnątrz. Na osobnym wybiegu -
wydukał mężczyzna. // - Mądrze - pochwaliła go detektyw, co sprawiło mu
widoczna ulgę. −
Od dwóch dni koń biega luzem? No, nie znam się na koniach, może mu to
faktycznie nie zaszkodzi. Ale żeby właściciel stadniny potrzebował szukać
potwierdzenia słuszności swoich decyzji u ludzi niezwiązanych zawodowo z końmi?
-
Inna stadnina? - upewnił się i westchnął, gdy detektyw skinęła twierdząco głową
- Sprawdzimy podkowy jego konia, tak? −
Konia tego stadnina!
Wiele
się zmieniło od ich pierwszej sprawy, podczas której Holmes nie potrafił
odpowiednio zwracać się do świadków i cywili. Nie ukrywał braku empatii i był
straszliwie nieprzyjemny w obejściu. Teraz przynajmniej potrafił zamaskować to
wszystko obojętnością. (...) James wiedział, że ludzie nie lubią z nim
rozmawiać. Pewnie dlatego, że posiadał swego rodzaju dar. Mógł jedynie za
pomocą słów zmusić rozmówcę do tego, by ten zrobił dokładnie to, czego były
policjant chciał. W tej chwili nienawidził go dżokej o imieniu Tony Owen.
Chłopak z naburmuszoną miną szedł posłusznie za Holmesem do stajni Tervala wraz
ze swoim rumakiem. −
Rozumiem, że zmuszał ludzi do posłuszeństwa swoim nieprzyjemnym obejściem?
Obawiam się, że ludzie tak nie działają, raczej ktoś kazałby mu spadać na
drzewo.
-
James! - wykrzyknęła na jego widok - Gdzieś ty tyle był? - spytała go, ale
zaraz potem jej czoło, zmarszczone przez zdziwienie, wygładziło się - Fakt,
wysłałam cię po Tony'ego. To nie on zabił, aczkolwiek jako pierwszy zobaczył
ciało, więc nie ma też czystych rąk. −
Bo co, najpierw zobaczył, a potem z rozpędu obmacał? Taki z niego Tomasz, co od
razu leci z łapami do ran?
Holmes
nawet nie próbował zrozumieć jej monologu, który jak zwykle straszliwie go
ogłupił. − Ale Sherry nawet nie
użyła zbyt wielu trudnych wyrazów…
-
Wystraszyłem się - przyznał - chciałem z nią tylko porozmawiać, a gdy wjechałem
do stajni, leżała martwa. Mój koń wyczuł mój strach i stanął dęba. Wypuściłem
jednego z ich koni, żeby odciążyć się i uciekłem.... − Odciążyć? Lżej mu się robi na duszy, jak
wypuszcza cudze konie na wolność?
Mężczyzna
pokręcił głową i raz jeszcze nachylił się nad ciałem kobiety, która teraz
przewrócona była na brzuch. Na jej szyi, w pobliżu jednej z żył było sporych
rozmiarów zaczerwienienie i małą czerwona kropka, jak po ukuciu igły. − Policja będzie wprost zachwycona
niszczeniem miejsca zbrodni. Powinni posadzić tę parkę za współudział.
Pozostaje
pytanie: kto? i po co? - odpowiedziała i odgarnęła włosy za ucho. // - Czyli
będziemy studiować jej przeszłość? - jęknął Holmes. − Zastanawiam się, co motywowało Jamesa
do pracy w policji, jeśli nie prowadzenie śledztwa.
James
dźwignął się na nogi i z tej perspektywy raz jeszcze spojrzał na zamordowaną.
Jej kasztanowate włosy przywołały w nim wspomnienia, a z kąciku jego oczu
popłynęły łzy. −
Miało być wzruszająco, ale po prostu nie umiem wyłączyć w sobie świadomości, że
po tylu godzinach w każdej z ran roją się kłęby tłustych larw.
-
To potworne... - wydusił wreszcie - Jak można zabić swoją siostrę? - rzucił.
//- Z zazdrości. Z chciwości. Z wielu powodów. Do tego panienka Terval zawsze
chciała być dżokejką, a tu okazuje się, że jest nią jej siostra. − A co, to było jedyne stanowisko na cały
kraj?
-
Czy pana małżonka, po urodzeniu waszej córki, zachowywała się dziwnie? -
rzuciła napastliwie Sherry. // - Nie rozumiem, co to ma do rzeczy - odparł
właściciel stadniny i otarł pot z czoła. // Kobieta w myślach przyrównała go do
świnki, bo był tłusty, miał różowiutką cerę i niesamowicie się pocił. James,
który stał niedaleko, ziewnął przeciągle i wbił wzrok w grubego jegomościa. //
- Nie musi pan rozumieć - odgryzł się. // - Tak. Była bardzo zestresowana.
Miała urodzić bliźniaki, ale lekarze poinformowali ją, że jedna dziewczynka
jest martwa - wydukał. // - Dwujajowe? - spytała detektyw. // Terval zmarszczył
czoło i spróbował uspokoić bicie swojego oszalałego serca, nie podobały mu się
te pytania. // - Bliźniaki - wyjaśniła Sherry - Bliźniaki dwujajowe? // Skinął
głową i kobieta wiedziała już wszystko. // - Żadna z dziewczynek nie umarła.
Nie wtedy. Zginęła dopiero niedawno. Widział pan jej zwłoki. Jeździła na pana
koniach. Miał pan obie córki przy sobie. // Zdębiały grubas wstrzymał na chwilę
oddech, a potem wypuścił go z bólem. // - Co się z nią działo wcześniej? // -
Pańska żona oddała ją do domu dziecka. Nie wiem, jakim cudem trafiła do tej
stadniny. Może coś podejrzewała… // - Albo był to łut szczęścia - przerwał jej
James - Choć nie do końca dla niej szczęśliwy. Pana druga córka.... // -
Dowiedziała się o siostrze - wcięła mu się w pół słowa Sherry - To ona zabiła. − A...aha? A skąd jaśnie panienka Sherry
to wie? Na podstawie czego wywnioskowała? Gdzie znalazła pożywkę dla swoich
dedukcji? Dlaczego żona szefa oddała dziecko? Przecież nie biedowali? Jakim
sposobem mąż o niczym nie wiedział, nie odwiedzał jej w szpitalu? Wyjechał na
drugi koniec świata na czas porodu? Personel medyczny był w zmowie? Jakim
sposobem morderczyni odkryła, że jest spokrewniona z pracownicą ojca? Skąd
ojciec wiedział, że bliźnięta były dwujajowe? Rozwiązanie istnieje w kompletnym
oderwaniu do reszty opowiadania.
Pociąg
podskakiwał na koleinach –
Co? :D
-
Zauważyłeś, że tak na prawdę nie znaleźliśmy dowodu winy morderczyni? // -
Odciski wystarczą - James podciągnął nosem. – Jakie odciski, na czym? Przecież nie
znaleziono narzędzia zbrodni.
-
Co zamierzasz zrobić ze zdechłym gołębiem, którego musiałem wyciągać z rynny? -
rzucił od niechcenia jej towarzysz. // - Mam zamiar ustalić przyczynę jego
zgonu - odparła kobieta z promiennym uśmiechem i pocałowała swoje palce, by
przesłać Holmesowi całusa. (...) Pociąg podskakiwał na koleinach, ale to nie
zrażało pani detektyw, która wytrwale dążyła do ustalenia przyczyny zgonu
gołębia znalezionego w rynnie (...) [W drodze powrotnej] - Szyba - powiedziała,
a on zmarszczył brwi - Gołąb rozbił się o szybę z takim impetem, że jego
maleńka czaszka nie wytrzymała i zdechł - wyjaśniła. − I trzeba było wielu godzin w pociągu,
żeby odkryć rozbity łeb?
Telefon,
który spoczywał w jego kieszeni zawirował, więc sięgnął po niego. – Zawirował w kieszeni, jak?
Dziękuje
za truciznę Panie M. // Wygląda na to, że ta cała Sherry White mnie nie
podejrzewa. // zabójczyni siostry, panna Terval − Łał. Mistrzyni konspiry. Powinna jeszcze
napisać ogłoszenie w gazecie i pochwalić się na fejsie.
Spojrzał
na zegar, wiszący nad wejściem na stację, na którą wlewały się tłumy i odwrócił
twarzą do pociągu. −
Siebie odwrócił? Zegar?
Zabojcze
wesele (VIII)
-
Ileś ty wisiała na tym sznurze? - rzucił Holmes i dopiero w obecności Pistona
uświadomił sobie swój brak odzienia. (...) tymczasem James z płonącymi polikami
udał się dyskretnie do swojego pokoju, by coś na siebie narzucić. – Albo mamy Jamesa-buca, który ma wywalone
na innych ludzi i empatię w zaniku, albo Jamesa-pensjonarkę, który płoni się,
gdy znajomi mężczyźni mają okazję spojrzeć na jego nagą klatę.
Sherry
nie widziała naruszania prywatności w odwiedzaniu domu trupa. Jednak co
poniektórzy policjanci mieli widoczne opory, co do tego, by choćby zajrzeć do
środka, nie mówiąc o wyłamywaniu drzwi. –
CO.
Czy
piszesz o jakiejś alternatywnej rzeczywistości, w której policjanci mają mniej
uprawnień niż listonosz?
-
Co ten fajtłapa robi? - spytała Pistona, widząc Edwardsa potykającego się o
dywan, na którym leżało ciało. // - To komisarz, tak jak Samanta. Choć jak
widać nadal się uczy… // - Nie widać postępów, a przecież jest z wami kilka lat
- zaperzył się Holmes. // - Ale niektórym nigdy się nie dorówna, choć można się
uczyć całe życie - wyznał nie bez podziwu. – Jak tobie, Sherry – wyznał Pistone,
wpatrując się w detektyw oczyma mieniącymi się jak gwiazdy – Ty nie potykasz się o dywany, jesteś
niedoścignionym wzorem dla całej mojej jednostki!
Co
prawda pani detektyw starała się zrozumieć strach i ból młodej pary, ale
kilkuletnie przebywanie z Jamesem pod jednym dachem znieczuliło ją delikatnie
na uczucia innych ludzi, zwłaszcza obcych. – To brzmi tak, jakby głównie znieczuliła się na
uczucia Jamesa.
-
James! - krzyknęła, nie świadoma tego, że mężczyzna zasnął - Ktoś opisywał ci
naszego kucharza?! // Ten wybudzony tak nagłą reakcja kobiety, spadł z taboretu
i wylądował na ziemi. Mimo swego bolesnego spotkania z ziemią, ani słowem nie
wyraził bólu, czy niezadowolenia. Wolał, by zafascynowana swym odkryciem Sherry
o niczym się nie dowiedziała. // - Mam nawet jego zdjęcie - wymamrotał
niezadowolony i wyciągnął fotografię z kieszeni na piersi. – Skąd? Kto nosi przy sobie papierowe
fotografie kucharza i po co?
Ciągnięto
kogoś sporych rozmiarów. Aż do tamtych drzwi - wskazała zastawione stertą garów
przejście do nieznanego im pomieszczenia. // - Ale tam jest schowek na naczynia
- mężczyzna jeszcze się nie przebudził, więc komunikat nie dotarł do niego w
całości. // Sherry tylko wywróciła oczyma i pewnym krokiem ruszyła do drzwi.
Odrzuciła tarasujące jej drogę garnki i przekręciła klamkę. Pomieszczenie
okazało się zamknięte na klucz. –
Jeśli było zamknięte na klucz, to skąd James wiedział, że jest to akurat
schowek na naczynia?
-
Rozumiem, że to jedyna osoba, która mogła to zrobić, ale brakuje dowodów i
motywu - wypalił wreszcie w stronę pani detektyw. // - Spójrz na to logicznie,
Pistone. // - Mogłabyś choć raz użyć mojego imienia - burknął. – Ale dlaczego? Wiążą ich relacje
zawodowe, zwracanie się po nazwisku jest w tym środowisku tak normalne, że aż
niezauważalne.
Kucharz
i przyjaciółka panny młodej musieli wiedzieć, co dzieje się w kuchni. To jedyne
co ich łączyło. Żeby zatruli się tym samym wystarczyło nakazać im próbować
wszystkich potraw, które zostaną wypuszczone na salę. Przy czym zatruć tę,
której nikt nie waży się dotknąć, albo zabrać zaraz z dostępnego miejsca. Tylko
ona mogła to zrobić. Interesuje cię motyw, pójdźmy więc tropem arszeniku. Gdzie
i od kogo można zdobyć tę truciznę? O nielegalnym handlu najłatwiej mógł
dowiedzieć się kucharz i wszędobylska, sprawująca pieczę nad weselem kobieta.
Masz i motyw. Dowód znajdziesz w apteczce podejrzanej, przecież nie pozbyła by
się czegoś tak drogiego i przydatnego. –
Nic z tego nie rozumiem. Jeśli ktoś zatruł potrawę, której próbował zarówno kucharz,
jak i denatka, należy się spodziewać większej ilości zwłok wśród gości, bo
potrawy weselne mają to do siebie, że po spróbowaniu wynosi się je na salę.
Jeśli to martwa przyjaciółka panny młodej była trucicielką, nie wiem, dlaczego
sama zjadła swoją truciznę. Czy arszenikiem handlował ktoś inny, a ona tylko
przydybała złoczyńców? Ale dlaczego ktoś miałby sprzedawać truciznę akurat na
weselu?
Jej
noga podrygiwała niespokojnie. Holmes już tylko czekał, aż kobieta wypowie te
trzy słowa, które kołaczą jej się po głowie. Widział w jej oczach, że stara się
to powstrzymać, ale wiedział, że nie da rady. // - Nudzi mi się - wypaliła
wreszcie i uśmiechnęła się do niego. // Miał już przygotowaną odpowiedź, która
mogła uratować go od wysłuchiwania tej frazy przez resztę dnia. Uniósł więc
delikatnie kącik ust i niewinnie zaczął bawić się rękoma. Całkiem miło było mu
prowadzić z nią tą grę. Zwłaszcza z nią, bo żadna inna kobieta nie byłaby w
stanie zadowolić go psychicznie tak jak Sherry. // - Wiem słońce - poszło, broń
którą trzymał na odpowiednią chwilę, bo wcale nie zamierzał używać zdrobnień w
rozmowach z nią, jeśli dojdzie do czegoś na poważnie. // Zdrobnienia są tylko
do przedrzeźniania. Wie to on, wie to Sherry i nawet John Moore nie jest
pozbawiony tej wiedzy. // Na polikach kobiety wykwitł rumieniec, który
postanowiła skryć za obojętną miną i gazetą. Tak. Te kilka kartek mogło ją
teraz uratować, choć musiała przyznać, że lubi, gdy on się z nią droczy. – Ten fragment jest dla mnie zupełnie
niewiarygodny psychologicznie. Nie kupuję tej gry emocji, tego niesamowitego
ciężaru słowa słońce.
Na
polikach kobiety wykwitł rumieniec –
Policzków, jak i podbródków, nie zgrubia się.
Sielanka
rodzinna (IX)
Jednak
jej uwagę przykuła mała, rażąco zielona karteczka zawieszona na sznurku przy
drzwiach do gabinetu Pistona. Pani detektyw odczepiła ją i ujęła w dłonie. //
Przykra konieczność // Nie zrozumiała, do czego te słowa się odnosiły, więc
odwróciła kartkę w nadziei znalezienia wyjaśnienia. Niestety jej zadumany wyraz
twarzy szybko przemienił się w spłoszony i wręcz przerażony. // Martwa – A co ją tak spłoszyło? Uświadomiła sobie
nagle, że niegrzecznie jest czytać cudzą korespondencję?
Przekręciła
klucz w drzwiach i weszła na klatkę schodową. Karteczkę z niepokojącą treścią
miała w kieszeni płaszcza. –
Kompletnie nie obeszło jej to, że wiadomość była skierowana do Pistone’a i być
może dla niego ważna.
Pierwszy
raz w życiu nie wiedziała, co myśleć i czuć. Była pewna tylko jednego - groźba
dotyczyła właśnie jej. –
Skąd ten wniosek? Przecież nie była adresatką karteczki. A nawet, gdyby była,
to przecież nie pierwszy raz zadawałaby się z przestępcami.
Może
nie była to pierwsza pogróżka skierowana do niej, ale pierwszy raz Sherry
poczuła, że kogoś może zaboleć jej śmierć. – Ach, ten egocentryzm. Jak Sherry mogłaby umrzeć i
wyrządzić tym samym światu taką wielką krzywdę?
Doskonale
też wiedziała, że jeśli nie ona, to wszyscy jej drodzy. – Jakiś czasownik by się przydał.
Bo
tak właśnie działali zamachowcy. –
A nie terroryści?
Wbrew
pozorom, które stwarzał od jakiegoś czasu, był obcokrajowcem – Jakim pozorom? Zmuszał się czasami do
picia herbaty o piątej? Tylko, wiesz, w tekście nic o tym nie ma.
-
Jezu, Sherry. Odbierz - James wyszedł ze swojego pokoju i właśnie kierował się
ku kuchni - Tu nie da się myśleć. // - Wiem i dlatego zabiję Pistona. Nie
rozumie, że jak nie odbieram, to znaczy nie? - rzuciła z wyrzutem do swojego
partnera. (...) Kobieta podążała ruchliwą drogą ku postawionemu sobie celowi.
Rzecz jasna było nim dotarcie do inspektora – Nie chcę z nim rozmawiać, więc idę z nim
porozmawiać, o tym, jak bardzo nie będę z nim rozmawiać.
wcześniej
chciała wstąpić do jakiejś papeterii i zapytać o rodzaj papieru, na którym
dostała złowróżbną wiadomość. – W
nadziei, że nadawca wiadomości też korzystał z papierniczego, a nie z zapasów
gromadzonych na strychu?
W
każdym bądź razie –
W każdym razie.
Po
chwili koło niej zjawił się mężczyzna w średnim wieku z zakolami i rosnącą
"oponką". Nie zmieniało to jednak faktu, że wyglądał całkiem
przyjaźnie. –
Bo normalnie to zakola dodają +5 do agresywnego wyglądu?
-
Czy umiałby mi pan wskazać taki papier? Albo chociaż podać jego nazwę? -
zatrzepotała uroczo rzęsami. // Mężczyznę zdumiało jej pytanie, co idealnie
odzwierciedliły jego oczy. –
Pytanie o papier? W papierniczym? A co też panienka?
-
Musi to być coś takiego - powiedział z pewną zadumą i wskazał palcem na wysoką
półkę. // Leżała na niej tylko jedna ryza papieru, cała zielona. White
uśmiechnęła się pod nosem, choć w rzeczywistości wcale nie było jej do śmiechu.
Właśnie poczuła oddech zagrożenia na swoim ramieniu i przerażało ją to. Ktoś z
jej bliskich mógł zginąć, a przecież jej praca już odebrała Jamesowi siostrę. – Poczuła zagrożenie, bo znalazła… ryzę
papieru w papierniczym? Aha.
-
Ma pan może listę ludzi, którzy to kupowali? - spytała z nadzieją. //
Sprzedawca skinął głową i ruszył na zaplecze, by po chwili wrócić z grubym
dziennikiem. –
WTF. Autorko, jeśli przed sprzedaniem kartki papieru sklepikarz prosi cię o
dane osobowe, uciekaj, coś jest srogo nie tak.
Dziennik
stanął przed nią otworem i wszystko stało się jasne, choć szczerze
powiedziawszy detektyw nie tego się spodziewała. Na liście górował John Moore – Bo, rzecz jasna, w całym Londynie jest
tylko jeden papierniczy i wszyscy robią zakupy wyłącznie w nim.
Henry
Pistone przywyknął już do tych wszelkich obojętnych min i ostentacyjnie
noszonej wrogości do ludzi, osobiście wiedział, że Holmes potrafi być naprawdę
miłym towarzyszem. –
Że niby co? Miłym? Gdzie, kiedy?
-
Bąble na ich ciałach wyglądają egzotycznie. Nie spotkałam się jeszcze z czymś
takim. Może byli za granicą i przywieźli tu ze sobą jakiegoś bakcyla. - Nie
byli - odparł prędko Holmes - Skoro mówisz, że egzotyczne, to zakładasz, że z
krajów ciepłych, a nawet tropikalnych. Gdzie w takim układzie opalenizna? – Bo w takich Himalajach to, panie, same
palmy i lasy deszczowe. Poza tym niektórzy ludzie nie lubią się opalać i
smarują kremem z filtrem.
wystarczy
spojrzeć na jej prawy środkowy palec i widać, że to pisarka. Ma na nim
stwardnienie występujące jedynie u uczniów i pisarzy - dodała, chcąc przybliżyć im swój tok
myślowy. – A nie pisze maszynowo, gdyż? W dzisiejszych czasach wydawnictwa
odmawiają przyjmowania rękopisów.
w
centrum uwagi pozostawał stół. To przy nim siedziała cała martwa rodzina,
wszyscy z głowami niefortunnie opadłymi na talerze. (...)Kobieta wyprostowała
się nagle i wykrzywiła nieprzyjemnie usta. // - Musimy się stąd wynosić.
Wszyscy. Twoi policjanci też - rzuciła do Pistona. // - Czemu to? // - Bo po
tym domu plącze się jadowity pająk - do wtóru jej słowom, jakby na
potwierdzenie, Henry Pistone padł na ziemię, a po jego ramieniu zszedł malutki
pająk. – Który to zapewne
zaraził się wścieklizną, kiedy polował w lasach na lisy, i od tamtej pory czuje
przemożną agresję na widok ludzi. Gdzieś ty widziała pająki rzucające się na
człowieka? No i skąd mały pająk ma w sobie tyle trucizny (ilościowo), żeby
starczyło mu na tych wszystkich ludzi? I co, tak chodził od osoby do osoby po
stole, a oni grzecznie dawali się ukąsić, bo są tacy brytyjscy?
Z
Henrym nie było tak źle, bo wszyscy zareagowali odpowiednio szybko i jego stan
był już stabilny. –
No to tym bardziej, skoro trucizna nie działała błyskawicznie, ta rodzina
musiała mieć refleks ślimaka na opiatach.
Panią
detektyw zastanawiało, kto mógłby zabijać w tak subtelny sposób i liczyć się
przy okazji z ucieczką zwierzaka –
Subtelny? W jaki sposób pozostawianie zdeformowanych zwłok jest subtelne? Jaką
ucieczką zwierzaka, mowa o tych pająkach? Że co, powinny być prowadzone na
postronku…?
Do
niedawna nie liczyła się ze śmiercią kogoś innego niż ona, rzecz jasna "w
wypadku przy pracy". –
Próbowałaś nam wmówić, że przejmowała się również Jamesem, dobrze wiedzieć, że
to była tylko ściema.
Deszcz
był nieubłagany i od samego rana psuł ludziom humory, ale krótkowłosa blondynka
szła z uśmiechem, mimo że trzęsła się z zimna. Nawet samochód, który ochlapał
jej spódnice, nie był w stanie jej zgorszyć. – Gorszyć to ją mógł arcybiskup Canterbury pokazujący
zadek wiernym. Chlapiący samochód mógł ją na przykład oburzyć.
-
Łazi tak przez całą noc. Powiedz mi, że z Pistonem lepiej - wydukał do kobiety
i skrzywił się nieznacznie. –
Rozumiem, że mordkę wykrzywia mu kompletne niezrozumienie ludzkich emocji, ale
co mu znienacka uszkodziło aparat mowy?
Wiadoma rzeczą jest, że domu zamordowanego nie
wolno zbytnio naruszyć podczas śledztwa, ale Sherry była głucha na wszelkie
upomnienia patolog −
Uniemożliwiając tym samym użycie dowodów w sądzie, przez co nie dało się skazać
żadnego z wydedukowanych przez panią detektyw sprawców.
Chodzi
o jakieś tajne posiedzenie w sprawie konfliktów w Europie. Słyszałem coś o tym.
Mamy w kraju wielu przeciwników mieszania się w tamtejsza politykę. Nie
organizują normalnego posiedzenia, bo było by zagrożone. Są tacy, co zabiją,
byle tylko obrady nie doszły do skutku. Dla mnie to wielce przesadzone. // -
Bardzo przesadzone, bo i te tajne są zagrożone - dodała Sherry i pokazała
przyjaciołom małą, żółtą karteczkę przyklejoną do jednej z kartek.− Skoro są zagrożone, to gdzie ta
przesada?
Jego
twarz w zastraszającym tempie zbladła. // - Nie ma miejsca, ale to jest dzisiaj
- wydukał. − James znowu ma coś
nie tak z mową? Dobrze, że jeszcze się nie zaczął jąkać.
Rozsławiony
bład (X)
Wiatr
świszczał w uszach mężczyzny idącego równym marszem po chodniku. Zmierzał
radośnie do najbliższego kiosku –
Wiatr zmierzał?
Zmierzał
radośnie do najbliższego kiosku, by nabyć najnowszą gazetę, a może nawet kilka
gazet. Wtem zauważył małą budkę, którą właśnie otwierała kobiecina przy kości.
Z szeroki uśmiechem ustawił się przy okienku i zaczekał, aż sklepikarka na
dobre przystąpi do pracy. Gdy tak się stało, wymienił kilka tytułów i z
niecierpliwością wypłacił kobiecie należność. − Zmierzał do najbliższego kiosku i wtem zobaczył
kiosk? Który co, jakoś zmaterializował się nocą pomiędzy bohaterem a jego
najbliższym − do tej pory − kioskiem?
Mężczyzna
był już w pełni świadomy, ale ciągle nie pozwalano mu ruszać się z łóżka, bo
przecież dopiero co uniknął śmierci. −
A nie dlatego, ze były jakieś realne wskazania medyczne?
-
Jak to "pomyliłaś się"? - rzucił podirytowany, kolejny raz
poprawiając poduszkę pod swoimi plecami. // - Jestem człowiekiem, nie maszyną.
Mam prawo do błędu - odburknęła Sherry, owijając sobie kępkę włosów wokół
palca. // - Nie mylisz się w tych zawiłych, ale ogółem mało znaczących
sprawach, ale gdy idzie o sprawy państwowe, to się mylisz?! Wiesz co to może
oznaczać?! // - Mogą zabronić ci udzielania mi informacji lub całkowicie
odsunąć mnie od praw detektywistycznych. Tobie nic nie grozi, więc nie rozumiem
paniki - odparła wyniośle. −
Może to nie tyle panika, co raczej stres wywołany śmiercią tylu ludzi, co,
Sherry?
-
My do pańskiej żony, musimy dowiedzieć się czegoś o niedawnej katastrofie -
wyrzuciła z siebie urzędowym tonem policjantka i na wszelki wypadek pokazał
odznakę. // - Dopiero co wróciła ze szpitala... - zaczął mężczyzna, ale nie
dane było mu skończyć. // - Szkoda, że tak późno. Ubolewamy nad jej stanem, ale
przestępca nie będzie czekał - wyjaśniła i bez zbędnych ceregieli przecisnęła
się koło swojego rozmówcy do wnętrza domu. − O ile mi wiadomo, mężczyzna wcale nie ma obowiązku
wpuszczać policjantki do domu, a normalne przesłuchania załatwia się,
zapraszając delikwentów na posterunek. Zresztą, zwykłe zasady dobrego
wychowania by tu wystaczyły, by nie ładować się komuś do domu z kopytami.
Nolan
odczekał z grzecznym uśmiechem i podążył za nią dopiero, gdy właściciel domu go
wpuścił. Doskonale wiedział, co się kroiło i wolał nie narażać się rodzinie
podejrzanej. Nie mieli na to zbyt wiele dowodów i dlatego komisarz musiała
przeprowadzić stosowna rozmowę z panią Walker. Miał cichą nadzieję, że wszystko
odbędzie się na spokojnie i bez bardziej zaciętych kłótni, bo ciągle jeszcze
nie przywykł do tego aspektu swojej pracy. − Policjant, który unika konfliktów, trzymajcie mnie.
Mamy
dowody obciążające panią Walker i posiadamy też ubranie z kodem genetycznym
mężczyzny. Wstępnie zakładamy, że to Moore, który jednak, wbrew wszystkiemu,
nadal wymyka się z naszych akt. Nie notowany, brak jego DNA. Jedyną szansą jest
rozpoznanie przez panią Walker tego ubrania, jako jego. − Skąd mają to ubranie? Jak jest powiązane
ze sprawą? Dlaczego Moore miałby robić striptiz na miejscu zbrodni?
Jednak
uśmiechy spełzły z ust, bo mijająca ich po drodze staż pożarna stała przed ich
domem, a mężczyźni w kombinezonach starali się okiełznać ogień pod numerem
221B. Cała trójka na raz zbledła, bo byli boleśnie świadomi, że Sherry była w
środku. // Chwilę później jeden z będących na miejscu policjantów potwierdził
ich obawy, przyznając że znaleziono zwłoki, które sama Rainey zidentyfikowała
jako należące do pani detektyw. Holmes pierwszy raz dosadnie zrozumiał, że
naprawdę zawsze zależało mu na tej kobiecie. (...) - Niepotrzebnie wpakowałam
się w tą całą przygodę - bąknęła Rainey i założyła nogę na nogę - To wszystko
jest ponad moje siły. Podrzucanie trupa do domu, który ma zaraz spłonąć.
Wywożenie przyjaciółki do mojej babci, żeby mogła się ukryć i ta cała akcja
konspiracja - westchnęła. // - Masz szczęście, że są jeszcze dźwiękoszczelne
gabinety i możesz nam się wyżalić - odparł z przekąsem Holmes i zmarszczył brwi
- Ty przynajmniej nie masz tak ciężko jak ja. − Zadałam sobie ten trud i policzyłam − zawiązanie
suspensu od rozwiązania zagadki oddziela tylko osiemnaście linijek. Czytelnik
nie ma szans, żeby się zmartwić czy przejąć. No i narrator mówiący o Holmesie
boleśnie świadomym obecności Sherry w płonącym domu albo bezczelnie kłamie,
albo faktycznie Sherry tam jeszcze przebywała, ale wtedy nie wiem, skąd
bolesność, skoro wiadomym jest, że jest bezpieczna.
-
Ciężko? - Pistone uśmiechnął się szeroko - Już nie udawaj James, ty ją kochasz.
Jakoś nie widziałem, żebyś miał opory, gdy wspomniała o wszystkim po raz
pierwszy. − I co, w związku z
tym, że ją kocha, miałoby mu być łatwo? Bo?
Ja
wiem, ty wiesz, ona wie.
Ciekaw jestem skąd wiedzieliście, że nie będę miał alibi. // - Nie
wiem o czym mówisz - odparł radośnie inspektor. − Tak dużo powtórzeń.
Sherry
wyglądała na rozentuzjazmowaną samym wspomnieniem o jej ślubie z Jamesem -
Macie zaproszenie na jutrzejszy ślub - zaśmiała się − To w końcu ślub należy do przeszłości
czy przyszłości?
-
Poprawię cię Pistone co do jeszcze jednego. Nie macie mnie - ręce ciemnookiego
powędrowały do kieszeni - Pogratuluj jej, bo wygrała, bez sprzecznie. I życz im
wszystkiego najlepszego we wspólnym życiu. To mój prezent ślubny - mówiąc to
wyciągnął rękę ze strzykawką i wbił ja sobie w żyłę. // Henry Pistone nie mógł
nic zrobić, jak tylko patrzeć i wezwać pogotowie. (...) - Właśnie, co z Johnem?
- tym razem to Margaret ożywiła się na słowa Jamesa. // - Podał sobie jakieś
środki psychodeliczne. Mamy obowiązek go wypuścić, aczkolwiek skazany jest na
opiekuna i w takim stanie nie jest w stanie samodzielnie myśleć. Kurator,
opiekun. Niegroźny świr - podsumował inspektor. − Oskarżony o morderstwo przyjmuje środek,
który uszkadza mu mózg i zostaje ot tak wypuszczony na ulicę, zamiast zostać
umieszczonym w ośrodku opieki?
Pan
M. (XI)
Najbardziej
jej oczy przyciągał krótki opis, a raczej wspomnienie występku mającego miejsce
trzy godziny drogi od jej domu. (...) Silnik zamruczał przyjaźnie i kobieta
ruszyła drogą na północ. Dobry nastrój towarzyszył jej przez cały ten czas i
nic nie mogło tego zmienić, tym bardziej, że komórka milczała, co świadczyło,
ze jej mąż o niczym nie wie. // Na miejscu była trzy godziny później, czyli
około północy. −
Zaledwie? W trzy godziny samochodem da się dojechać ze Szczecina do Konina,
jadąc przepisowo. Albo z Hamburga do Magdeburga. Z Londynu-Luton do Leeds.
Faktycznie, tuż pod nosem.
Jeszcze
zanim nacisnęła dzwonek zauważyła podejrzany kształt leżący w prawej części
werandy. Białe prześcieradło okrywające zwierzęce truchło niewiele ukryło przed
panią detektyw. −
Która to miała wbudowany rentgen w źrenice.
to
nie przeszkadzało pani Holmes, która przywykłą do chaosu, nawet tego
który szedł w parze z prawdziwym nieporządkiem. − Bo normalnie ludzie akceptują tylko
chaos uporządkowany. To te same osoby, które lubią cieniste słońce i mokre
pustynie.
Sherry
zasępiła się chwilę, gdy dotarło do niej, ze pies leżał tam już od kilku dni.
//- Co za psychopata trzyma truchło zwierzaka na werandzie przez kilka dni. − Może to krewny tamtego człowieka, który
trzymał ludzkie zwłoki w stajni?
Oczom
Sherry ukazała się przerażona postać mężczyzny, który ściskał pogrzebacz w
dłoni. (...) Wreszcie dotarła do szczytu schodów, ale zdołała jedynie zobaczyć
właściciela zdechłego psa z pogrzebaczem w dłoni przez otwarte drzwi i
zemdlała. Wcześniej zdumiała się jeszcze, co do upodobania Morta Firmana do
pogrzebaczy. −
Biorąc pod uwagę, że sceny dzieli jedynie jakieś pół godziny, zdziwiłoby mnie
raczej, gdyby gospodarz co chwila łapał za inny oręż.
Nie
spodziewał ie tak zajmującej nocy, ale jeśli miał być szczery, to
cieszył się, że ta kobieta naszła go tej nocy. Przynajmniej nie musiał
po tym wszystkim siedzieć sam w pustym po napadzie domu − Dom bez włamywaczy jest taki pusty,
chlip.
Chętnie
też wsiadł do karetki z ratownikami, którzy zabrali panią detektyw. Przysiągł
sobie, że podziękuje tej charyzmatycznej, zaskakującej i pięknej kobiecie.
Jednak szybko z tego zrezygnował, gdy do szpitala, wypytując o nią przybył
niejaki James Holmes. Widocznie Firmanowi nigdy nie pisane było powodzenie w
uczuciach. − To karetki zabierają
losowych ludzi z ulicy? Skąd Holmes wiedział o wypadku? Jakim sposobem dojechał
tak szybko do szpitala? Czy Mort uważa, że warto dziękować tylko kobietom stanu
wolnego? Nie da się lasi przelecieć, to nie ma się z nią co zadawać?
Holmes
tylko skinęła głową i zaraz poderwała się z miejsca. Prześlizgnęła się za
kobietą do kuchni i zaraz odszukała to, co chciała - kiszone ogórki. Zagarnęła
w dłonie cały słoik i zaraz zabrała się za jego opróżnianie. − Skąd w angielskim szpitalu ogórki
kiszone? Skąd u Sherry chęć na taki egzotyczny, polski przysmak?
James
raz jeszcze spojrzał na swoje przerażone odbicie w lustrze. Czuł się potwornie
skrępowany czekając w przedsionku damskiej toalety. Nie mógł jednak zawieść
swojej żony, jedynej kobiety, na której mu zależało. Jednak możliwość, że
Sherry... Po prostu nie mógł dopuścić do siebie myśli o tym, ze będzie... Cały
czas przechodziły go dreszcze zdenerwowania. Wreszcie pani Holmes wyszła z
toalety, ściskając cienki paseczek. // - Sama nie spojrzałam - poinformowała -
Zrobimy to razem - wydukała i wypuściła powietrze z płuc. // Na jej ustach
malował się szeroki uśmiech. Oparła głowę o ramie Jamesa, który objął ją w
pasie. Jego przerażone spojrzenie i jej podniecony wzrok spoczęły na wąskim
pasku. // Wynik był pozytywny. // - Nasz mały Mycroft - wyszeptała uradowana
Sherry - Będzie dobrze James. Będziesz wspaniałym tatusiem - ucałowała go w
policzek i ruszyła ku drzwiom wyjściowym. // W progu zatrzymała się i obejrzała
na męża. Ten wciąż przerażony i sparaliżowany wpatrywał się w lustro. Ta
informacja ciągle nie mogła do niego dotrzeć. // - Jak to możliwe? - wydukał i
odwrócił się do żony - Ja ojcem? // - Serio chcesz słuchać mojego wykładu o
początkach życia? O tym jak mężczyzna i kobieta muszą się do siebie zbliżyć, że
męski… // - Zakończ - na jego usta wpłynął nieśmiały uśmiech - Wiesz, że nie o
to mi chodzi. // - Nie wiem - odparła z zadziornym uśmiechem i chwyciła go za
rękę. // - Nasz mały Mycroft... - James nieśmiało powtórzył wypowiedzianą
wcześniej przez Sherry frazę i delikatnie pokręcił głową - A ja ciągle pamiętam
nasza rozmowę. O twoich marzeniach, co do dzieci i moich marzeniach, co do ich
nieposiadania. −
James nie wie, skąd się biorą dzieci? James nie wie, do czego służy
antykoncepcja? Nie rozumiem jego oszołomienia, nie uczestniczył w tych stosunkach?
Sherry wrzuciła mu tabletki gwałtu do herbaty? Znalazła sobie kogoś na boku?
Jakim cudem ciąża może być zaskoczeniem dla włoskiego policjanta w średnim
wieku?
Po
prostu miłosc (XII)
Pani
Holmes zakluczyła drzwi łazienki –
Regionalizm.
czekała
w drzwiach na Jamesa, który wrócił się po czarny parasol do domu. − Po prostu wrócił, bez się.
-
Zadzwonił do mnie ten, który oskarża mnie o plagiat. Prosił o spotkanie -
wydukał zdruzgotany mężczyzna i poprawił okulary na nosie. − Firman duka, James, Sherry... Plaga?
-
Ale jak nie ma żadnych dowodów, to co to da? - spytał niepewny Firman. // -
Niech się już tym pan nie przejmuje, Sherry ma swoje sposoby - zapewnił go z
uśmiechem Holmes i ukradkiem spojrzał na żonę. − Nie, nie ma. Notorycznie wręcz niszczy
wszelkie dowody, które można byłoby wykorzystać w sądzie.
James
tylko jej się przyglądał i pierwszy raz w życiu przyznał w myślach, po cichu i
skrycie, że ją kocha. Wielu wiedziało to już wcześniej, Sherry była tego pewna
od bardzo dawna, ale Holmes potwierdził to dopiero w tamtej chwili. − A ożenił się z nią po co, dla kasy?
-
Czego pan ode mnie chce? - wydukał zziębnięty już mężczyzna. // - Żeby pan
przyznał się do plagiatu - odparł twardo jego schowany rozmówca - I podpisał to
dzieło moim nazwiskiem. Crumbly - jeśli pan zapomniał. // - Pamiętam - zapewnił
Mort - Ale jest problem, bo nie splagiatowałem pana. − Tyle, że ostatnio Mort twiedził, że nie
wie, czy ten plagiat w ogóle istnieje − kłamał?
-
Daje panu trzy dni. Albo ktoś więcej niż pies pożałuje pańskich uników - odparł
jego rozmówca i zamknąwszy szybę, odpalił silnik. // Mort Firman został w
miejscu i moknąc patrzył za odjeżdżającym jeepem. Może wcale Sherry i James nie
będą mu potrzebni. Może obejdzie się bez większych kłopotów. − W jaki sposób groźby karalne natchnęły
go optymizmem?
Wymyślił
sobie to wszystko. to schizofrenik. // - Ale podał nam nazwisko. Wczorajsze
spotkanie pod pagórkiem... - zaczął James. // - Wczorajsze spotkanie? Widziałeś
cokolwiek? Staliśmy w takim miejscu, że równie dobrze mógłby sam, a my o tym
nie wiedzieliśmy. −
A kto wam, ofiary losu, kazał się chować i patrzeć w drugą stronę? Kretyni.
Ciekawa też jestem, jakim cudem kierowca samochodu ich widział, ale oni nie
dostrzegli nawet pojazdu. No i ta zła gramatyka.
Dostał
wyrok kilku lat, choć przez cały czas uważał siebie za niewinnego. − Więzienie dla niepoczytalnego
schizofrenika? W tym samym universum, w którym niepoczytalny Moore mieszka w
domu z opiekunem?
Holmesowie
byli na jego rozprawie i w milczeniu przyglądali się szamocącemu przed sądem
sąsiadowi. Tak na prawdę był jedynym osobnikiem z ich okolicy, którego znali. − Jakiej, do diabła okolicy, jakiemu
sąsiadowi, skoro trzeba było dojeżdżać do niego trzy godziny samochodem? Co to
ma być, Australia?
-
Odpuszczę sobie jeszcze ze sprawami. Przynajmniej na czas ciąży. Mycroft tego
nie lubi - oświadczyła na koniec rozprawy Sherry i wbiła lodowe spojrzenie w
męża. − Lodowate, jeśli już.
Co jej mąż zrobił, że sobie nie zasłużył?
Szalenstwo
i chrzest (XIII)
-
Mort, musisz poznać naszych przyjaciół. I matkę chrzestną Mycrofta! - wykrzyknęła
Sherry - Bo za chwilę musimy biec do kościoła. // - Kościółka - uściślił jej
mąż i uśmiechnął się delikatnie. − A
co jest nie tak ze słowem kościół?
-
James... Muszę podskoczyć do miasta. Nie pogniewasz się, jak zostawię cię
samego w oczekiwaniu na Margaret? // - Gdzie chcesz mi uciec? - spytał Holmes i
podszedł do swojej małżonki - Wiesz przecież, że nie będzie mi łatwo samemu.
Rodzina mnie odtrąciła po śmierci Jamie, a to będą pierwsze moje święta bez
nich. // - Oj nie dramatyzuj. Godzina cię nie zbawi. Zresztą będziesz spędzał
te święta ze mną, więc nie dostrzegam problemu. − A ja już zwłaszcza nie dostrzegam
problemu, jak wracam myślą do wcześniejszego rozdziału, w którym James
ostentacyjnie dziwił się ludziom obchodzącym święta.
Zatrzymała
się przed małym schludnym domkiem, w którym mieszkała była małżonka pana
Firmana. Zaparkowała auto tuż obok samochodu, który wydawał się jej dziwnie
znajomy. Zaraz też przypomniała sobie skąd go zna. Był to samochód, który
widziała z Jamesem w dolinie, w którą Mort Firman zszedł
"porozmawiać" z mordercą jego psa i kochanki. − Umieram. Sherry WIDZIAŁA samochód,
który przyjechał na spotkanie z Mortem, ale mimo to uznała, że rendez-vous
istniało jedynie w głowie mężczyzny? Albo genialnie wypiera rzeczywistość, albo
wierzy w nawiedzone samochody, które prowadzą się same.
-
Miałeś go tylko nastraszyć! - dało się słyszeć z nagrania - Zabiłeś psa, okej,
ale po co ruszałeś tą kobietę! Nie kazałam ci nikogo mordować! // - Kazała pani
przysporzyć mu kłopotów. Trafił za kratki, chyba większych kłopotów mieć by nie
mógł. Teraz żądam wynagrodzenia za mój udział w tej sprawie. // - Trzeba było
uprzedzić, że jest pan płatnym mordercą! − Proszę pana, myślałam, ze jesteś
mordercą-wolontariuszem!
Mort
Firman pokiwał w zamyśleniu głową i uśmiechnął się delikatnie. Reszta
towarzystwa też zamierzała się nad ostatnim wyznaniem Sherry. − Co robili?
Natomiast
James zanosił się śmiechem. (...) - Pięknie, pięknie. Czyli mógłbym tam dalej
gnić, gdyby nie ten szczęśliwy traf? - zaśmiał się Mort - No cóż. Mniejsza o
to. Grunt, że mam sąsiadów, do których można się zwrócić w razie potrzeby − Ahahaha, to takie zabawne, że niewinny
człowiek poszedł siedzieć, skazany za morderstwo i ze źle zdiagnozowaną chorobą
psychiczną, boki zrywać! A priorytety trzeba mieć!
-
Ale opuściłaś ślub jedynej córeczki - odparło na to przekiśnie pani
detektyw − Co?
Przepraszam,
ze tak długo musieliście czekać, ale jakoś nie miałam głowy do tego rozdziału.
// Ale już jest! Pewnie pełen błędów, ale no cóż. − Nie cóż, tylko zakasać rękawy i brać
się do pracy!
Znowu
w akcji (XIV)
Wtem
ktoś przemknął tuż obok Sherry, o mało jej nie przewracając. Kobieta odruchowo
złapała za kaptur chłopaka, który ją potrącił. Szwy tego nie wytrzymały i
Holmes upadła na ziemię z kapturem w dłoni i dzieckiem na brzuchu. − Skoro szwy nie wytrzymały, dlaczego
Sherry upadła?
James
pożegnał Morta, który to niby przypadkiem spacerował po targu − Mortowi opłaca się tracić sześć godzin
dziennie w trasie na świeże warzywa?
i
równie wielkim przypadkiem wpadł na ich znajomą panią patolog Margaret − Która również z jakiegoś powodu, choć
mieszkała w Londynie, dojeżdżała po sprawunki na głuchą wieś.
James
skrzywił się nieznacznie na to wspomnienie i sięgnął do kieszeni po telefon. //
Sherry dzwoniła trzy razy. Mężczyzna wygiął twarz tak, jakby właśnie ktoś mu
wymierzył policzek. Słowa zagubionej w rodzicielstwie pani detektyw były zwykle
równie bolesne. Wybrał jej numer i przystawił komórkę w pobliże ucha. Wolał nie
ryzykować zniszczeniem bębenków. Tym razem jednak mu się upiekło, jego żona nie
odebrała. Holmes zmarszczył brwi i wbił otępiałe spojrzenie w telefon. − Otępiałe spojrzenie wyraża jego domyślny
stan ducha, czy też zostało wywołane spacerem po targowisku, po którym plączą
się znajomi z różnych zakątków kraju?
Czyli
ktoś zabrał książkę? No to przepadła… // Mina syna blondynki zrzedła i chłopak
zgarbił się niezdarnie, próbując ukazać w ten sposób swoje strapienie. // - Nie
sądzę... - Sherry uśmiechnęła się delikatnie i podniosła coś, co leżało obok
kubła na śmieci stojącego w pobliżu - Nasz złodziej zostawił ślad. // Pani
detektyw rozwinęła skrawek papieru zapisany drobnymi cyferkami. Do tego był
jeszcze podpis. Kretyn z baru. Kobieta uśmiechnęła się szeroko i przyciągnęła
po raz kolejny Mycrofta do siebie. // - Ów kretyn z baru może nas łatwo
naprowadzić na właściwy trop - stwierdziła. // - Skąd wiadomo, że to właściciel
kartki ukradł książkę? - rzuciła niepewnie Emma. // - Nie wiadomo. To nasz
jedyny ślad. Ale kartka musiała być upuszczona dziś, bo pod wieczór po parku
chodzą sprzątacze i podnoszą śmieci leżące na ziemi - odparła hardo Sherry. //
- To dzwońmy! - zawyrokował Henry z entuzjazmem. − Skoro sprzątacze przychodzą wieczorem,
to przez całą noc i cały dzień miliard osób chodzących po publicznym parku
mogło wyrzucać śmieci do kubła.
Ksiazka
(XV)
Na
swojej drodze często spotykamy nowych ludzi, którzy nas zaskakują. Potrafią to
zrobić nawet w taki sposób, że stajemy przed nimi z rozdziawionymi ustami. I
trwamy wpatrzeni w ich postacie, nie mogąc wykrztusić z siebie słowa. Tak też
stała Emma wraz z synem, przyglądając się poczynaniom pani detektyw i nie mogąc
uwierzyć ile ona jest w stanie zrobić, by odnaleźć ich głupią książkę z
baśniami. − Jedyne, co Sherry
robi, to dzwoni na numer telefonu wyciągnięty ze śmietnika, nie wiem, czy to
takie wielkie poświecenie, żeby aż rozdziawiać paszczę.
-
Hej... Pamiętasz mnie jeszcze? Dałeś mi swój numer, kiedy... - zaczęła kobieta,
mocniej ściskając rączkę wiercącego się Mycrofta. // - Ach tak! Lana, czyż nie?
// - Znajomość imion, to podstawa, ale skąd mam mieć pewność, że nie jesteś
pierwszym lepszym podrywaczem i pamiętasz właśnie mnie? − Bo właśnie udowodnił, że pamięta, jak
masz na imię, ty rozwielitko?
Przez
chwilę nikt nie odpowiadał, a Holmes miała ochotę zakląć pod nosem. Ten numer
nie zawsze się udawał. Było tylko pięćdziesiąt procent szans. // - Masz czarne
włosy, haczykowaty nosek, małą bliznę nad ustami i piękne niebieskie oczy -
odparł wreszcie mężczyzna, do którego się dodzwoniła. // - Daruj sobie.
Przecież nie o to mi chodziło - powiedziała pani detektyw, uśmiechając się
zwycięsko. // - Mieszkasz naprzeciw kawiarni, w której się spotkaliśmy... Na
Downing Street, a przynajmniej tak powiedziałaś. // - Faceci - przerwała mu
Sherry - Nigdy nie zwracacie uwagi na istotne rzeczy. Pamiętacie imię, wygląd,
miejsce zamieszkania. Nic, co by mnie przekonało, że chcesz dłużej się
spotykać. Nie jestem jednorazówką - to wszystko powiedziała na jednym wydechu i
rozłączyła się - Mamy naszą złodziejkę - podsumowała. // - Skąd pewność, że to
ona? - wychrypiała wreszcie zdumiona Emma. // - Mówiłam ci już, a teraz chodźmy
złapać taksówkę. Wybieramy się na Downing Street. − Serio? Na herbatkę do
premiera?
Wiem, że Sherry tylko podpuszczała biednego faceta, ale zrobiła to w wyjątkowo
podły sposób. Czemu Emma chrypi, to efekt tej wiecznie rozdziawionej paszczy?
Chwilę
potem wyjeżdżał na główną ulicę i udał się w stronę domu. Londyn był za wielki,
żeby znaleźć w nim tą jedną kobietę, która z pewnością znajdowała się już poza
jego zasięgiem. −
TĘ kobietę. Jaki Londyn, od kiedy przestali już mieszkać na wsi? Zresztą, skoro
John został skazany za morderstwo, a Sherry jakby nigdy nic hasa po londyńskich
ulicach, to nie ma nic, co mogłoby go utrzymać w więzieniu, wy baranki boże.
Ciekawa też jestem, w którym miejscu Londynu znajduje się drewniany kościół, w
którym chrzczono Mycrofta.
Spodziewał
się też, co ją do tego nakłoniło. // - A obiecywała nie podejmować się jeszcze
żadnej sprawy... −
I tak sobie beztrosko odjeżdża do domu, mając wywalone na syna, który teraz
towarzyszy mamusi w potencjalnie niebezpiecznych rozrywkach? Śmierć siostry
niczego go nie nauczyła?
Kobieta
już miała zamiar wracać do salonu, gdzie Emma dalej udawała zainteresowana
mieszkaniem, co robiła z oporem, gdy coś jeszcze rzuciło się jej w oczy. Był to
plan pewnego domku. Pozaznaczane były na nim alarmy i wszelakie inne
zabezpieczenia. Na nim leżał też niezidentyfikowany przedmiot przykryty na
szybko szmatką i czerwony długopis. Holmes jedną ręką odrzuciła szmatkę na bok,
a jej oczom ukazał się mały pistolet. Schowała go za pazuchą i otworzyła
szufladę komody. Tam znalazła poobcinane zdjęcia. Przedstawiały one Lanę i mężczyznę,
któremu ktoś nożyczkami wyciął głowę. Wreszcie znalazła jednak takie, które
przedstawiało byłego partnera czarnowłosej kobiety w całości. Za to napisane na
nim było jedno słowo. // Zabić. –
Ależ to subtelne. Kto rozrzuca pistolety po mieszkaniu przygotowanym do
wynajęcia, po którym wciąż i wciąż łażą obcy ludzie? Po co potencjalnej
morderczyni uwalana farbą książka zabrana z parku?
Komisariat
był pusty, bo większość miała już wolne przed Wielkanocą. Na szczęście było tam
wystarczająco wielu policjantów, by zająć się Laną Wonder. Kobieta siedziała w
jednej z tymczasowych cel i kołysała córeczkę na rękach. Czekała na rozprawę w
sądzie. // - Dziękujemy za sygnał. Skąd pani wiedziała, że ta kobieta planuje
morderstwo? - spytał komisarz, ściskając dłoń Sherry. // - Poszłam do toalety,
ale po drodze zauważyłam pistolet i zdjęcie mężczyzny z napisem
"zabić". to wszystko - odparła - Byłyśmy u niej w sprawie wynajmu
mieszkania - dodała, puszczając oczko do Emmy. – Nie sądzę, żeby pocięte zdjęcia i
kartki pełne angstu były wystarczającym powodem, by kogoś zamknąć.
Niezarejestrowany pistolet mógłby przysporzyć kłopotów, ale nie wspominasz nic
o tym, by kobieta miała go nielegalnie.
Mieszkacie
w Londynie? - spytał James, nie mając pomysłu na bardziej sensowne pytanie. //
- Tak. Właśnie wprowadziliśmy się na Baker Street. Dotąd mieszkaliśmy w
Ameryce. Wiesz, co jest najbardziej intrygujące? Ponoć w tym naszym mieszkanku
urzędowali kiedyś detektywi. Dwójka. Czy jakoś tak. Była właścicielka zmarła,
więc to w sumie tylko plotki… // - Miejska legenda - zbył temat James,
przetrawiając wiadomość, którą przypadkiem przekazała mu Emma. // - Z
pewnością. Może wpadniesz z żoną na obiad? Chciałabym się jakoś odwdzięczyć za
pomoc z książką… // - Wybacz, ale musimy wybrać się na pogrzeb, a poza tym
przygotowujemy się na święta... - odparł i ruszył w stronę Sherry. // Emma
patrzyła za nim, przy okazji śledząc ruchy swojego syna, który kręcił się przy
komisarzu. Holmes szepnął coś swojej żonie do ucha, a potem przytulił ją mocno.
Sherry płakała. Blondynka nie miała pojęcia dlaczego, choć bardzo ją to
intrygowało. –
Jaki pogrzeb, skoro nie wiadomo, ile czasu minęło od śmierci państwa Collins?
Na
początku zajmijmy się stroną techniczną. Nie jest dobrze. Tekst jest
niechlujny, nieuporządkowany, popełniasz wszystkie klasyczne błędy. Roi się od
literówek, stosujesz niewłaściwy zapis dialogów. Często błędnie rozdzielasz
słowa, trafiają ci się powtórzenia, sporadycznie też ortografy. Gramatyka
kuleje, czasem stosujesz bardzo niezgrabne konstrukcje językowe. Garść
przykładów:
Zgoda,
pod warunkiem, że pokarzesz mi to skończone dzieło.
Nuda
zaczynała ją możyć
Samanto
karz ludziom wrócić do ich zadań.
Buty
miała nowe, kupione w tym tygodniu. Na nich małe palmy błota.
Były
tam też ślady damskich butów. Ale dwóch rodzai
Na
zewnątrz przywitał ich gęsto sypiąc śnieg.
Mróz
brzyozdobił szybę w finezyjne wzory.
Zaparzyła
herbaty i wsypała do miski biszkoptów. – Co wsypała? Biszkopty. Do kogo należała
miska? Do biszkoptów.
kobiecina
nie miała zamiaru powracać do spania. (...) Potem wszystko ustawiał
starannie na tacę i ruszyła ku numerowi 221B.
Zwykle
panna white jeszcze spała
ufał
każdemu jej słowu, prócz tym na temat Holmesa i White.
Nie
marudź, tylko zabiera się do tej sprawy.
To
nie było od tak.
Mocno
umalowane usta i delikatny makijaż wskazywały na to, że należy do
"strojnisi". –
Po co tu te cudzysłowy?
kochała
ten pośpiech, tą akcje –
TĘ akcjĘ.
Okno
jest zakratkowane
Sherry
siedziała na przeciw smukłej blondynki o rybich oczach. Wyglądała na
typową głupią blondynkę.
Odnowiłem
dokładnie dwanaście obrazów. Strych dokładnie zamknąłem, jak
zawsze.
Z radością
czekała na ten dzień, ale teraz jakoś nie chciało jej się skakać z radości.
Ispirowanie
się dziełem geniusza świadczy o nie mniejszej inteligencji
Po
popisujesz
się potem
Nie
łatwo
jej było namówić Margaret na kilka jeszcze pokazów
Pogratuluj
jej, bo wygrała, bez sprzecznie.
Żadnej
nudy, tylko tajemnicza sprawa.
-
Co jest, Margaret?
Przecinki
żyją własnym życiem. Zalecam ci zapoznanie się z poradami zawartymi w naszym Necronomiconie i
nawiązanie współpracy z jakąś przytomną betą.
Widać
bezczelne zrzynki z serialu, szczególnie w tych momentach:
-
Pani Collins! Zrobiłaby nam pani herbatę?!
-
Nie jestem służącą! - odpowiedziała właścicielka z dołu.
Masz
ślady po plastrach nikotynowych. Trzy naraz?
-
Pomagają w myśleniu - odparła.
-
Dzień dobry. Pan Moore mnie zaprosił, ale dzwoniłem do niego i okazało się, że
wyszedł na chwilę. Zapewnił mnie, że sąsiedzi mnie wpuszczą. Mógłbym prosić? -
odezwał się najprzyjemniejszym z możliwych tonów, a Jamie zachichotała. – Scena zapożyczona z drugiego odcinka
pierwszego sezonu.
Pod
numerem 221B rozległ się huk wystrzału. Pani Collins złapała się za głowę i
wbiegła prędko po schodach, by wejrzeć przez uchylone drzwi. Jamie siedziała w
fotelu z podkulonymi nogami, a jej starszy brat strzelał właśnie z pistoletu do
namalowanej dawno żółtej buźki.
Wybrałaś
sobie naprawdę trudny orzech do zgryzienia – zagadki kryminalne. To rodzaj
opowieści, w której wszystko musi do siebie pasować, która musi zostać
zaplanowana w szczegółach przed zapisaniem, żeby nie przejechać się na
babolach. Aby kryminał wciągał i dawał satysfakcję z czytania, trzeba mieć w
małym palcu psychologię postaci – bo częścią rozrywki jest odkrywanie motywów
zbrodni. Trzeba być za pan brat z logiką zbrodni – żeby opisywane morderstwa
czy kradzieże trzymały się kupy. Trzeba wreszcie umiejętnie dawkować informacje
tak, by czytelnik nie rozwiązał zagadki od razu w pierwszym akapicie, ale też
żeby nie zastanawiał się, skąd u licha wzięło się takie a nie inne rozwiązanie.
Moim
zdaniem jest sporo rzeczy, nad którymi powinnaś popracować. Jeśli chodzi o
przekazywanie informacji, najgorzej wypada opowieść o stajni, w której
rozwiązanie zagadki jest ni przypiął ni przyłatał do reszty treści. Nawet jeśli
miałaś wszystko rozpracowane w głowie, nie udało ci się tego sprawnie przelać
na papier. Pamiętaj, że czytelnik wie tylko tyle, ile mu powiesz.
Świat
przedstawiony leży. Nie ogarniasz odległości między poszczególnymi lokacjami.
Otwórz sobie google maps i stronę brytyjskich kolei, i zobacz, ile czasu
zajmuje pokonanie odległości samochodem, a ile pociągiem. Co jakiś czas się
zapominasz i wrzucasz w opowieść typowo polskie elementy (te ogórki kiszone…).
Nie opisujesz Londynu, wsi, komisariatu, wszystkie te miejsca są równie
bezbarwne, a akcja mogłaby się toczyć w zasadzie gdziekolwiek. Nie wiadomo, w
jakiej epoce rozgrywa się akcja, bo pojawiają się zarówno elementy przestarzałe
(panicz), jak i współczesne (telefony komórkowe). Wydaje mi się, że w głowie
miałaś współczesność, nie biorąc pod uwagę, że rodzice serialowego Sherlocka
musieliby żyć około trzech dekad wstecz. Pomyśl, o ile inaczej wyglądał świat w
czasach młodości twoich rodziców. Chyba że piszesz o rodzicach futurystycznego
Sherlocka.
Co
do psychologii postaci, najgorzej wypada James. Jest koszmarnie drewniany. Na
zmianę albo nie okazuje emocji, albo się płoszy i rumieni, ale dzieje się to w
losowych sekwencjach. Jest kosmicznym bucem, zgaduję, że tę cechę podebrałaś
serialowemu Sherlockowi. Najgorsze jest jednak to, że James jest
nieprawdopodobny. Mężczyzna z taką przeszłością, jaką mu napisałaś, nie ma
szans być nieświadomym świata kwiatuszkiem. Co za tym idzie, jego związek z
Sherry też jest wymuszony, bo – pomijając kartonowatość Jamesa – on nie ma
żadnego powodu, by z nią być. Laska go czasem męczy, czasem irytuje, lekceważy
i narzuca się z niechcianymi afektami. Oznajmiasz nam otwartym tekstem, że
James uświadamia sobie miłość do Sherry, ale niestety nie przejawia się to w
jego zachowaniu. Zresztą w ogóle ten ich, z braku lepszego słowa, flirt, jest
straszliwie niezręczny i to, że oni się w tych potyczkach słownych jakoś
odnajdują, zakrawa na cud. Zresztą, spójrz na ten cytat: Czasami mężczyzna
śmiał się z siebie w myślach, bo przed spotkaniem Sherry to siebie uważał za
geniusza. Kto normalny uważa się za geniusza? W dodatku niestety James nie
jest szczególnie bystry, nie ma żadnych podstaw, by mieć tak wysokie mniemanie
o sobie. Nie mam pojęcia, co Sherry w nim widzi. Zastanawiam się też, czy ona
mu płaci za jego usługi, bo nie było o tym ani wzmianki w tekście.
Panna
White jest w sumie jedyną z twoich postaci, która jest jakaś, która
odcina się na tle szarej masy, ma zalążek charakteru. Jest nieznośna,
postrzelona, energiczna. Tym bardziej więc dziwi mnie jej zachwyt tym tępym młotkiem,
Jamesem. Narzeka na umysłowość Pistone’a, ale przecież inspektor, choć jest
seksistowskim bucem, może przynajmniej pochwalić się jakimiś sukcesami
zawodowymi. Chyba że to właśnie wytłumione libido Jamesa było dla Sherry takim
niesamowicie atrakcyjnym czynnikiem, nie wiem. Nie rozumiem też, dlaczego jest uważana za taką świetną detektyw, skoro albo kładzie sprawy, albo niszczy dowody.
Reszta,
czyli Pistone, Mort, Jamie, John – gdybyś pozamieniała imiona w przypisanych im
wypowiedziach, chyba nie zorientowałabym się, że coś jest nie tak.
Jeśli
chcesz, żeby twoje opowiadanie zyskało na wartości, musisz przestać się tak
szaleńczo spieszyć z publikacją każdego odcinka. Czas działa na twoją
niekorzyść; jeśli piszesz, bo obiecałaś opublikować coś konkretnego dnia, a za
pracę zabierasz się dzień wcześniej, nie masz żadnych szans na stworzenie
pełnowartościowego produktu. Postaw na jakość. Odłóż swój tekst na trzy dni, na
tydzień, i przeczytaj go ponownie. Usuń błędy i oczywiste potknięcia. Wyślij go
do zaufanej bety – kogoś, kto nie będzie z definicji piać z zachwytu nad każdym
zapisanym przez ciebie znakiem. Zrób tak z choć jednym odcinkiem, po czym
porównaj go z którymkolwiek z już opublikowanych – jestem pewna, że będziesz
przyjemnie zaskoczona, a twoi czytelnicy wniebowzięci. Póki co jednak, muszę
wystawić ci dwa.
W pierwszej kolejności pragnę podziękować, że przez to przebrnęłaś. Jestem świadoma masy błędów ortograficznych i interpunkcyjnych jakie tworzę, ale pracuję nad tym. Natomiast jeśli chodzi o to opowiadanie... Chyba rzeczywiście nie powinnam była brać się za kryminał. Chciałam po prostu spróbować, a wyszło jak wyszło. Dlatego też skorzystawszy z wszystkich Twoich rad postaram się poprawić, ale już nie w samych kryminałach. Przynajmniej póki co.
OdpowiedzUsuńMuszę powiedzieć, że jestem mile zaskoczona. Bo przy ogromie moich błędów i wszelakich niedociągnięć dwa to jest aż nadto.
Raz jeszcze dziękuję za ocenę. Będę się bardziej starać.
Trzymam za ciebie kciuki i zapraszam do zgłoszenia z nowa opowieścią :)
UsuńZgłoszę się na pewno, ale dopiero gdy uznam, że się dostatecznie poprawiłam :)
UsuńDlaczego blog die Kreatur zniknął z kolejki?
OdpowiedzUsuńBo życie jest trudne i pełne niebezpieczeństw.
UsuńYay, wciąż jestem celebrytą! <3 I zgadzam się z anonimem, STAŁA CZUJNOŚĆ.
UsuńDrogi anonimie, informuję, że blogasek zniknął z kolejki, gdyż uzgodniłyśmy to z Gayą, tzn. nie pasowała jej tematyka i w takiej sytuacji nie widziała sensu oceniania, wobec częgo nie godziło się nalegać.
Jeżeli nie czytacie Pokebloga, to czytajcie. Jeżeli czytacie Pokebloga, to komentujcie. Żyję tylko dla waszych komciów.
Sprowadzaniem,
Wielki Inkwizytor Internetu
Bo nie oceniam mangi i anime; próbowałam się zmusić, ale nic z tego nie wyszło.
OdpowiedzUsuńhttps://www.facebook.com/twojrebus?fref=ts
OdpowiedzUsuńNie jestem związana z fanpage'em, ale mię dokumentnie zachwycił, wprawiwszy w dziki zakwik, i reklamuję go tu ze względu na bratnią tematykę.
Spowarzaniem,
Wielki Inkwizytor Internetu
Lokowanie produktu.
UsuńLepiej się przyznaj, ile pokemonów za to dostałaś.
Kiedy kolejna ocena?
OdpowiedzUsuńNie ma ocen, jest sesja.
UsuńAle żyjemy, Gaya coś pisze, Ryszard też. Kiedyś będą.
Działają komentarze na blogspocie? Sprwadzam
OdpowiedzUsuń