Miejscówka
oceniającego: Sul Rhun
Przedwieczna: Broz-Tito
Pierwsze wrażenie,
podobno coś takiego istnieje. Cóż, jest pozytywne, przynajmniej było dopóki nie
przyjrzałam się szablonowi. Nie chodzi o to, że jest zły, ale ten... Ten pan,
konno i zbrojno, w centralnej części, wygląda tak, jakby wyrósł razem z zamkiem
znikąd i nie bardzo się łączy z tą panną po prawej. Podejrzewam, że coś nawaliło
z wtopieniami w Photoshopie. No dobra, patrzę na ten szablon i tak sobie myślę,
że te obrazki: zamek, zbrojny i panna są każdy z innej parafii i tylko wspólnie
tam wciśnięci. Huh, nie sądzę, że to tak powinno być widać. Chociaż na plus to,
że nikt nikomu z twarzy, ramienia lub tyłka nie wyrasta.
Coś jeszcze? Och, tak,
justuj tekst – taka tam mała kwestia estetyczna.
Blog oparty na
twórczości Tolkiena, to już widać po adresie. Ale serio, w „historii” tę mapkę
trzeba poprawić, bo nie widać kompletnie miejsca, które będziesz opisywać,
ponieważ zdjęcie jest prześwietlone. Jestem pewna, że w Internecie można ją
dostać w lepszej jakości i nie trzeba wrzucać zdjęć.
Prolog
Och, niezbyt długi. I
jedna rzecz, której nie rozumiem – dlaczego narracja na początku jest
pierwszoosobowa, a już w następnym zdaniu puf! wild narrator wszechwiedzący
appears?
Jednak
dla kasztanowłosej księgi z okresu młodości tych ludzi były… - no
taaaa… Brak przecinka po „kasztanowłosej” spowodował, że zdanie sugeruje, że ta
księga ma włosy.
A tak na marginesie:
określanie bohaterów za pomocą kolorów ich włosów to nie jest dobre wyjście. To
wyjście wyjątkowo mało kreatywne i, przyznasz, brzmi to dosyć głupio.
Nah, widzę również, że idziemy w filozofię – jej byt ogarnęła wibrująca ciemność – dobrze, że nie „jej osobę”, ale i tak wyrażenie „byt” jest tu wyjątkowo kulawe, bo nie od dziś wiemy, że filozofowie kłócą się o naturę bytu. Nie łatwiej byłoby to rozwiązać słowem zemdlała? Albo ogarnęła ją wibrująca ciemność? Prościej, sensowniej.
Rozdział
pierwszy
Teren,
na którym leżałam był o wiele rozleglejszy – a tu zabrakło
przecinka po „leżałam”, ponieważ to było wtrącenie. Poza tym dalej nie wiem,
jak można leżeć na terenie. Rozciągała
się ta nasza bohaterka od horyzontu po horyzont?
(…)po
którym leniwie przemieszały się nieliczne obłoczki –
przemieszały się? Chyba nie o to
słowo chodziło, ot, chochlik. Tak sobie myślę, że pewnie chodziło ci o przemierzały, ale z drugiej strony nie
jest to czasownik zwrotny. Było nie było, błąd.
(…)rozległ
się cichy szmer – szmer z zasady jest cichy, sorry,
Winnetou.
Strona,
która znajdowała się za mną wydawał się być najbardziej przyjazna – a
tu się rodzaj żeński zgubił. Chociaż i tak podejrzewam, że chodziło raczej o kierunek, jakkolwiek dalej źle brzmi to zdanie.
I nie, nie zapisujemy
liczb cyframi w opowiadaniu. Zapisujemy je słownie!
Czułam
twardą ziemie – ziemię, liczba pojedyncza.
No dobra, ta historia
jest dosyć klasyczna – dziewczę z naszego uniwersum z niewiadomych przyczyn
trafia do uniwersum tolkienowskiego. Nie powiem, kompletnie nieoryginalna
historia, schematyczna, wyświechtana, niepierwszej świeżości. Chociaż ciągle
mam nadzieję, że mnie czymś zaskoczysz.
Szczerze mówiąc,
pojęcia najmniejszego nie masz o stawianiu przecinków przed imiesłowami i nie
umiesz dobrze opisywać terenu, posługujesz się więc wyrażeniami w cudzysłowie,
które niewiele pomagają i wyglądają głupio. Nieudolne, bardzo nieudolne i mało
plastyczne opisy otoczenia, które rozwiązujesz za pomocą „na lewo ode mnie/ po
prawo/ a na wprost tamto”. Nie tak to powinno wyglądać.
W każdym razie na
nieudolne opisy podziałają tylko lektury i praktyka, na przecinki podziała
lektura PWNu. O, tutaj
Nie bardzo też rozumiem
funkcję, jaką ma spełniać gif z „Tudorów”. Co to ma być, zastępstwo dla opisu
głównej bohaterki?
Rozdział
drugi
Nie
chciałam otwierać oczu, ponieważ wiem… – cóż, pomieszały
się czasy w jednym zdaniu. Tak nie robimy.
(…)była
jeszcze nie oświetlona – nieoświetlona.
Mój
wysiłek nie okazał się być marny – przez chwilę zastanawiałam
się, o co ci tutaj chodziło, aż w końcu wymyśliłam: chodziło o wyrażenie (coś) (nie)pójdzie na marne – tak to
więc trzeba zapisać: mój wysiłek
(nie)poszedł na marne
No i znowu dostałam
jakiś widoczek klifów. Nie rozumiem, po co to tam zamieszczasz. Piszesz
opowiadanie, a więc powinnaś raczej korzystać z opisów, a nie z gotowców.
Opowiadanie, jak na razie, w opisy jest raczej ubogie, a cała akcja opiera się
na schemacie wyszłam-szłam-wzięłam-zrobiłam, dlatego tym bardziej odradzam
wrzucanie fotek do tekstu – musisz ćwiczyć, ćwiczyć opisy, a nie pomagać
czytelnikom zdjęciem.
Wspomnienie o tym, że omal z tych klifów nie spadła, skwitowałaś
to jednym zdaniem, jakby twoja bohaterka potknęła się na prostej drodze. Serio,
na grzybobraniu czasem jest więcej emocji.
Warsztat masz
kiepściuchny, widać, że nie piszesz zbyt dużo. Być może nawet na tym blogu
zamieszczasz swoje pierwsze opowiadanie. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby
okazało się to prawdą.
Nie
przesunęło jej tak jak wiatr lekko porusz gałęziami – tu
kompletnie nie wiem, o co chodzi. Coś ci się zwichrowało i nie sposób dojść
logiki.
Dialog z entem –
ponieważ domyślam się, że gadające drzewo, to nie drzewo, a ent – nie ma
najmniejszego sensu. Dlaczego na stwierdzenie enta o pochopności innych plemion,
bohaterka mówi mu, jak się nazywa, a nie odpowiada wtedy, kiedy ent zadaje to
pytanie? Za wolno przetwarza informację, czy zastanawia się, jak właściwe brzmi
jej imię?
Coś ci urwało od tego dialogu czy nie zauważyłaś, że to jest mało
logiczne?
No na macki Cthulhu,
panna jest nie wiadomo gdzie, dostała się tam nie wiadomo jak, podchodzi do niej
dwóch nieznanych facetów, a ona zamiast być przerażoną i zastanawiać się, jak
stamtąd zwiać, dostaje wypieków, bo przecież
oni są tacy przystojni! Tacy idealni! Nawet nie zapytała, kim są. Ba! Właściwie po chwili wyciąga z odwłoka wniosek, że to elfy.
Niech zgadnę, ten
przyjaźniejszy i przystojniejszy to przeznaczony jej przez imperatyw trulaver?
Było
to ukradkowe spojrzenie, tak szybki… – szybkie, bo
to rodzaj nijaki.
Rozdział
trzeci
(…)ale
nie taka zwyczajne sklepienie – takie. Albo to jest casus
„polska język trudna język”, albo zwyczajnie nie sprawdzasz notek przed
publikacją, bo to już kolejny błąd tego typu.
(…)jest zrobiony z gałęzi drzew obrośniętych liśćmi – nie wiem, jak to
powiedzieć, ale gałęzie mają to do siebie, że rosną na nich liście. Chyba że
chodzi ci o CAŁE drzewa, wtedy, cóż…
Nie dość, że opisy masz
kiepskawe, że robisz błędy, to jeszcze mieszasz czasy (i to nagminnie!):
zaczynasz w czasie teraźniejszym, kończysz w przeszłym. Zdecyduj się na jedno.
Zalecam czas przeszły, bo jest łatwiej pisać w ten sposób, szczególnie
początkującym. Z teraźniejszym wyraźnie się męczysz, nie wiesz, jak zapisać
niektóre rzeczy, więc zapisujesz je w czasie przeszłym. To
potwornie utrudnia czytanie, sprawia, że tekst jest nielogiczny i trudno przez
niego przebrnąć bez zgrzytania zębami. Przykład:
Wszystko
byłoby dobrze, gdybym nie zaplątała się ręką w firanę i zrywając ją z uchwytu
naprowadzając postać na moje położenie – to chyba
najbardziej ekstremalna forma, jaką przybiera twoje lenistwo i pośpiech w pisaniu.
Odsłoniłam
zasłonę i rzuciłam się w przybrzeżne krzaki – nie
wspominałaś, że tam znajduje się jakiś akwen, więc podejrzewam, że albo
chodziło ci o pobliskie albo przydrożne. Chociaż o drodze też nie
wspominasz.
Wykorzystałam
sytuacje, w której… – sytuację – jedną, nie wiele,
prawda?
Facet ubrany w BLUZKĘ.
Dobrodošli,
Schatzi. Witamy
w opku. Faceci nie noszą bluzek, kobiety – i owszem. To, co określasz „bluzką”
zwykło się nazywać „koszulką” (ostatecznie t-shirtem) lub „koszulą”. Co gorsza,
ten facet to Aranwë, ojciec Voronwë. W każdym razie możemy sobie jakoś umiejscowić
wszystko w czasie. Chociaż Aranwë biegający w bluzce dalej brzmi dla mnie
dziwnie.
Chciał
jakoś załagodzić stosunki, których między nami nie było… – a
ja chciałabym znaleźć w tym zdaniu sens, którego nie ma. Jak można łagodzić coś, co nie istnieje?
(…)i począł dokończyć – czy ja już mówiłam o mieszaniu form i czasów?
(…)co nie umożliwiło dopływ krwi do nóg – co uniemożliwiło dopływ krwi do
nóg
(…)i podpieram się elfa – na elfie?
(…)potrwają mięć minut – pięć
(…)zachwycać jeszcze przed długi czas – przez
Rozdział
czwarty
A
może chciałam widzieć tylko niego – a może to źle
odmieniony zaimek? Jego.
(…)zapominając
o całym świecie otaczających mnie świecie – no to nie ma
najmniejszego sensu, a ja znajduję potwierdzenie tezy, że zwyczajnie nie
sprawdzasz tekstu przed publikacją.
Teraz
liczył się tylko czekoladowe źrenice patrzące na mnie z tym samym zaciekawienie
– liczyły się i zaciekawieniem.
I, na Bora, dlaczego czekoladowe? Nie wiem, jak to powiedzieć, ale źrenice
zawsze są czarne. Bo to źrenice, nie tęczówki.
(…)ale
mógłby myć prawdziwy – być
(…)w
zestawie z mizernie zdobionymi talerzami – źle się dzieje w
państwie elfickim, skoro już nawet talerze zdobią mizernie! Ale serio, chyba
chodziło o misternie zdobione talerze
Nie bardzo rozumiem,
dlaczego nasza bohaterka dostała elfickie imię Hildorien, skoro to nazwa krainy
geograficznej, w której, według Tolkiena, miało miejsce przebudzenie pierwszych
ludzi. Cóż, na pewno to jakaś symbolika, ale nazywać kogoś od krainy
geograficznej…
Och, towarzysz naszej
bohaterki też ma imię po krainie geograficznej. To u ciebie jakiś standard, jak
rozumiem.
(…)panowanie
już dawno przeleli ludzie – przejęli
Podsumowując:
Kiepski
warsztat – nie sprawdzasz tego, co piszesz, piszesz chaotycznie i
popełniasz wiele błędów, co sprawia, że tekst czyta się wybitnie ciężko.
Niby korzystasz w jakiś sposób z Tolkiena, ale szczerze mówiąc, jak na
razie, to niewiele tego Tolkiena w Tolkienie. Nie wiem, czy nie lepszym
rozwiązaniem byłoby tworzenie we własnym uniwersum. Przynajmniej nie
dostawałoby się kwiatków w stylu imion od nazw krain geograficznych i tego
nieszczęsnego Aranwë – podkreślam raz jeszcze – w bluzce, wciśniętego tam z
niewiadomych powodów… Czy sugerujesz, że akcja ma miejsce w Gondolinie?
Dlaczego w takim razie wszystko opisujesz, jakby to było Lorien? I dlaczego mapka dotyczy Trzeciej Ery, już bez Gondolinu? No dobrze, teoretycznie zahaczamy o początek Trzeciej Ery, ale... Trochę
konsekwencji! Konsekwencji bowiem wybitnie w opowiadaniu brak – najpierw
opisujesz każdego z elfów z osobna, by chwilę później twoja bohaterka
martwiła się, że trafiła do miejsca, w którym wszyscy wyglądają tak samo,
posługując się cytatem: wyglądają jak Chińczycy. Posługujesz się również
bardzo zużytym schematem – człowiek trafia do magicznego świata, na pewno czeka
tam na niego miłość życia i quest, mający na celu uratowanie/ulepszenie świata,
do którego trafił.
Kreacja bohaterów
leży i już nawet nie kwiczy – nawet główna bohaterka, z punktu widzenia
której opowiadasz nam tę historię, nie jest przedstawiona dobrze. Sporo
myśli, ale jakoś nie wyciąga wniosków. A jeśli jakieś wnioski jednak wyciąga, to niewiele z tym robi, żeby nie powiedzieć: nic z tym nie robi. Generalnie bohaterka zachowuje się tak, jakby robienie dwóch rzeczy jednocześnie było za trudne.
Instynkt samozachowawczy ma na
poziomie zerowym, bo zamiast uciekać od istot, które zdają się ją więzić,
ona gapi się na nich jak ciele, zauroczona ich urodą. Psychologicznie to
wszystko jest bardzo nieprawdopodobne. Do tego nasza bohaterka ciągle
myśli, że to sen, niczego się nie boi i niewielu rzeczom się dziwi. Aranwë, Miguel-Tasarinan, trzeci elf,
elf-przywódca – oprócz atrakcyjnego wyglądu, bluzki i odwróconej do góry nogami
tiary nie mają żadnych cech charakterystycznych. Z drugiej strony może być to
również wina wyjątkowo krótkich rozdziałów, w których akcja niewiele posuwa się
do przodu: Cosette gdzieś idzie, dokądś trafia, coś się dzieje, ale po co i
gdzie? Nie wiadomo.
Kreacja świata –
leży podobnie jak ta bohaterów – opisy rozwiązujesz za pomocą słów w
cudzysłowach, przez co wszystko i wszyscy są jakby czymś i jakby kimś. W
kreacji zresztą także brak ci konsekwencji – niby nasza bohaterka znajduje
się na jakimś kompletnym odludziu, zupełnym pustkowiu, ale nagle,
czary-mary, jest w lesie, który wygląda jak filmowe królestwo Galadrieli.
W dużym skrócie: opowiadanie oryginalne
specjalnie nie jest, akcji czy emocji w tym tyle, co na grzybobraniu, a czasem
nawet mniej, wykonanie jest paskudne i woła o pomstę do nieba, ewentualnie korekty worda i słownika języka polskiego. Bardzo mi
przykro, jeden Pomiocik.
"(...)po którym leniwie przemieszały się nieliczne obłoczki – przemieszały się? Chyba nie o to słowo chodziło, ot, chochlik. Tak sobie myślę, że pewnie chodziło ci o przemierzały, ale z drugiej strony nie jest to czasownik zwrotny. Było nie było, błąd." - Strzelam, że chodziło o "przemieszczały". :)
OdpowiedzUsuńO, racja, to mogą być "przemieszczały"! Zagadka rozwiązana.
UsuńGify z inglorious bastards przednie :)
OdpowiedzUsuńbasterds** T_T''
Usuńza ten błąd idę usiąść na karnego jeżyka...
Dziękuje Ci za ocenę. Muszę przyznać, że na początku trochę mnie zdołowała, ale wezmę pod uwagę wszystkie Twoje komentarze i wcielić z życie. Jestem bardzo niedoświadczona i taka ocena bardzo mi pomoże w dalszej egzystencji :). (Za ewentualne błędy i nieścisłości z góry przepraszam.)
OdpowiedzUsuń"akwen wodny" - to jest błąd. Albo "akwen", albo "zbiornik wodny".
OdpowiedzUsuńhttp://grzegorj.private.pl/popraw/slow_t.html
Masz rację, przyzwyczajenie, poprawiam.
UsuńJestem po przeczytaniu kilku stron z Legendy Drizzta, gdzie Salvatore stanowczo nadużywa mówienia o gęstych, kasztanowych włosach i bezustannie wspomina o barwach tęczówek, zaś ostatnio było wspomniane o "lawendowych gałkach ocznych", i tak sobie siedzę i myślę o tym kolorze oczu. Wiem, że lepsze byłyby "tęczówki", nie wspominając o źrenicach, które są błędem. Ale co jest złego w "czekoladowych oczach"? c: Podążając tropem tej logiki, "miedziane włosy" też są błędem.
OdpowiedzUsuńA w ogóle - zawieruszył się w tym akapicie poświęconemu barwom tęczówek. *Przepraszam, ja tak na automacie. ;_;*
Nie no chodzi o to, że są pewne słowa, takie jak kolor piwny czy czarny, których ulepszać nie trzeba. "Czekoladowe oczy" to jakaś plaga blogowych historii, podejrzewam, że kalka z angielskiego. O ile w języku polskim "miedziane włosy" funkcjonują, o tyle "czekoladowe oczy" nie.
UsuńMam nadzieję, że rozwiałam wątpliwości.
Znam dziewczynę, której oczy są... Ani nie piwne, ani nie czarne, stanowczo nie. A brązowe to słowo-wytrych do gamy barw.
UsuńPrawie jak znienawidzone przeze mnie "fajnie".
I idealnie kwalifikują się pod "czekoladowe".
UsuńAle może to i plaga. A "barwy czekolady"?
I teraz zadaj sobie pytanie, czy "oczy barwy czekolady" nie brzmią przypadkiem głupio? :)
UsuńA brzmią. Polecam któryś ze środkowych tomów Legendy Drizzta pióra R.A. Salvatore. Szewskiej pasji można dostać z tymi kolorami tęczówek. Ewentualnie gałek ocznych.
UsuńWobec tego, brązowe oczy? :] To chyba określenie, które jest dość proste; czekolada zawęża gamę kolorów.
Piwne? Kiedyś spotkałam się z definicją oczu piwnych jako pomieszania różnych kolorów.
A czarne są czarne.
Salvator nie jest dobrym pisarzem... Powiedziałabym nawet, że jest bardzo, bardzo kiepskim pisarzem i nie należy brać z niego przykładu. :)
Usuń"Lawendowe gałki oczne" to prawdziwe kuriozum dla każdego, kto orientuje się jak taka gałka wygląda; wystarczy zresztą spojrzeć w lustro, żeby zobaczyć białka, które, jak sama nazwa wskazuje, nie są lawendowe. ;)
"Czekoladowe oczy" = oczy zrobione z czekolady. "Oczy barwi czekolady" - a, to już jest okej, podobnie jak "włosy o barwie miedzi."
Lenn, soraski, ale pleciesz głupoty. "Miedziane włosy" i "czekoladowe oczy" są jak najbardziej okej, tak samo jak "miętowa/lawendowa/kremowa sukienka". W języku polskim tworzenie nazw kolorów od przedmiotów jest jak najbardziej akceptowane i na porządku dziennym.
Usuńhttp://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=14300
A piwne nie są jednoznaczne z czekoladowymi. Nie jestem zwolenniczką wymyślania górnolotnych określeń przez poetessy, ale nie sprowadzajmy kolorów i nie zubażajmy języka do brązu i zieleni.
Za linka i naukę bardzo dziękuję. Widać lektura ocenialni i podejrzliwe przyglądanie się każdemu przymiotnikowi wyłączyło u mnie zdolność myślenia.
UsuńFragment oceny o "czekoladowych źrenicach" też trzeba w takim razie nieznacznie poprawić.
Poprawiam. Dzięki, Leleth!
UsuńNie ma za co :). I przepraszam za tę bezpośrednią formę - w internetach czasem z rozpędu zapominam, że nie wszyscy znają mój styl wypowiedzi.
UsuńZa to "kasztanowłosa" nie funkcjonuje, powinno być "kasztanowowłosa", jeśli już jest to niezbędne.
O, widzisz, z rozpędu nawet nie zauważyłam, że tam brak dwóch literek. Poprawię jutro, bo zaraz usnę nad klawiaturą.
Usuń