poniedziałek, 8 lipca 2013

0010. najmroczniejszy-zmrok.blogspot.com

Miejscówka przyzywającego: Najmroczniejszy zmrok
Przedwieczna: Broz-Tito


Mam nadzieję, że przetrwam, wystarczająco nie zrozumiem i sprawiedliwie przydzielę parę Pomiocików.

Muszę przyznać, że szablon cudem blogaskowego dizajnu nie jest, ale przynajmniej jest czytelny. Już wiem, że osiągnę etap niezbędnego niezrozumienia treści, by we właściwy sposób indżoić lekturę Najromantyczniejszego Romansu z Krainy Jednorożców, któremu towarzyszy cytat Piłsudskiego. Bór wie, czy w ogóle prawdziwy, pewnie nie, jak to cytaty w Internecie. Jedyne, co może męczyć, to malutka, jasna czcionka na szarym tle, ale to taki malutki minusik.

Podsumowując: Boru i Jeżu, czego tu nie ma!

Zabijanie królików szpilkami, facet z siekierą wbitą w dłoń, TARDIS, potencjalny Tru Laver i quest. Czego chcieć więcej?


Może wytłumaczenia, jaką funkcję spełniają kropki z wykrzyknikami. Chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby Maria Zuzanna naprawdę wykrzykiwała „Wielokropek, Wielokropek!”

Muszę przyznać, że opowiadanie ma swój urok, lecz przed jego czytaniem zdecydowanie należy schować mózg w najgłębszej kieszeni jaką akurat ma się pod ręką. Niemniej jednak to kompletnie nie psuje odbioru Najmroczniejszego Zmroku. Fabuła cudnie zerżnięta z najgorszych opek na podstawie gier, bardzo merysujska Maria Zuzanna rodem z blogasków różnych poetess oraz głupi jak but Jason ze swoim „hue” zrobili mi dzień nie gorzej niż Draco Malfoy i jego pierogi.


Poziom niezrozumienia niezbędnego do indżojenia teksu: 1000, że tak przejmę twoje cyferki z trzeciego rozdziału. Umrę na zakwik przed końcem tego opka, jak nic. Dobrze, kończę prywatne zachwyty, jestem poważną oceniającą. Od teraz, o:

Do rzeczy, oceniajmy wreszcie rzetelnie i sensownie. Jeśli się da. Podoba mi się narrator jako część fabuły. Bardzo lubię jego rozmowy z Marią Zuzanną i spodziewam się, że w końcu Maria oberwie od niego strzałą w kolano. Albo tróloffem. Hue.

Wiedziała doskonale, że zdolności rogatej przydadzą się i że prawdopodobnie jej pomoc jest niezbędna do pokonania „końcowego Bossa”. Obawiała się spotkania znanych jej postaci, lecz teraz lęk stopniowo ustępował. – a w rozdziale czwartym wita mnie takie oto powtórzenie jej. A fe!

Nie, serio, na coś sobie ponarzekam, w końcu jestem oceniającą. I nie, nie będę narzekać na długość rozdziałów, które w większości są krótsze od tej szalenie merytorycznej oceny. Rozumiem, czemu rozdziały są tak króciutkie, nie martw się. Serio, jakby ktoś miał czytać dłuższe, to pewnie zgubiłby mózg już w połowie. Ale, kurczę, już wiem, czego mi brakuje i co mnie jednak uwiera przy czytaniu. Malutko opisów, dużo dialogów. Od czasu do czasu przydałoby się odwrócić proporcje, nie lubię wszystkiego sprawdzać na innych stronach. Nie jestem gamerem, by wiedzieć od razu, jak wygląda dany świat. Wszystkie przytyki względem opkolandu wyłapuję, natomiast z grami gorzej. Ale to może jest mój problem, czy coś?

- Mogę…? – zapytała niepewnie, po czym podeszła powoli.
- Ależ oczywiście, milady – odparł i pokłonił się nisko.


Tu jednak wypadałoby napisać, kto odparł, bo nie wiadomo, o co chodzi. Los? Koń? Jason-Romuald vel Hue?

Przy okazji: dialogi zapisujemy nie z dywizami, a półpauzą lub pauzą. By tradycji wrzucania mądrego linka z radą stała się zadość, podrzucam


Terezi i Jason kłusowali spokojnie. Obok koni. Nie przejmowali się, że nie zdążą na najciekawszą część spotkania. Nie było mowy o tym, żeby się spóźnili. Zamiast tego delektowali się świeżym górskim powietrzem z lekką nutą spalenizny. Szli we względnej ciszy. – to szli czy kłusowali (nawet obok tych koni)? Bo się tak jakby zgubiłam.

I znów dopadła ich teoretycznie dość niezręczna cisza, lecz żadna nie stron nie wydawała się zbytnio zapeszona. – o ile wcześniej nie było żadnych błędów językowych, to tu się pojawił. W każdym razie pierwszy raz widzę, żeby ci od poprawności urwało. „Zapeszyć” a być „speszonym” to dwie różne rzeczy. Chyba że do czegoś się tu odwołujesz. Jeśli tak, wycofam zarzut.

Podsumowując:


Opowiadanie zdecydowanie dla tych, którzy są na bieżąco z analizami, blogaskami i Złym Forum. I dla tych, który lubią ten typ humoru oraz kompletny brak sensu. Prawie wszystko, co obiecujesz, w opowiadaniu jak najbardziej jest. To, czego nie ma, to kucyponki. Trochę się zawiodłam, myślałam, że Jason-Romuald dostanie, co lubi. Jakże to tak, Narratorze?

Kolejny serio zarzut: mało opisów. Rozdziały króciuteńkie, wydarzenia i postacie wpadają do opowiadania i z niego wypadają bez dłuższego przedstawienia. Ze światem przedstawionym też obchodzisz się niedelikatnie, opisujesz go raczej oszczędnie. I, co dziwne, nie przeszkadzało mi to w zabawie. Co się pośmiałam, to moje. Odwołania do Malfoya, Hermiony, pierogów, bloga znanej pisarki, samolotu i krwiożerczych brzóz bardzo na plus, chociaż myślę, że ktoś postronny mógł żartu nie zrozumieć. Z drugiej strony nie sądzę, byś nastawiała się na hordy fanów.

Jeśli chodzi o styl, to jest on przyjemny i łatwy w odbiorze. Nie tworzysz przesadnie długich, skomplikowanych zdań, do konwencji masz wręcz styl idealny. Powiedziałabym: lekki. Humor też całkiem milusi, przynajmniej nie jest ciężki jak kowadło. Jedyne, co sprawiało mi czasem problem, to wypowiedzi Terezi. I w ogóle, czy one muszą być na białym tle czy to błąd HTML?

Bohaterowie. Tak. Bohaterowie… Maria Zuzanna jest merysujska, ale ciągle nie dość merysujska, choć ze swoją supermocą (mamut trochę mnie zaskoczył) wygrywa uścisk macki Prezesa, czegoś takiego się nie spodziewałam nawet w tym opowiadaniu. Jason-Romuald jest wystarczająco głupi i przystojny, by być jej  Tru Laverem, ale obawiam się, że dopóki Maria Zuzanna nie zamieni się w kucyponka, to nic z tego nie będzie. Szkoda.

Wypadałoby zrobić podsumowanie podsumowania i rozdać Pomiociki.


Tak więc: opowiadanie, zgodnie z obietnicą, sensu nie widziało, ale czyta się je całkiem przyjemnie, błędów praktycznie nie znalazłam, humor też całkiem odpowiada mojemu poczuciu humoru, więc w sumie znów jestem w kropce, ponieważ kompletnie nie wiem, jak to przyłożyć do tego, co mi trochę przeszkadzało. Cóż, trzeba będzie opowiadanie zmierzyć miarą dla parodii: bawiłam się całkiem dobrze, cztery mniej.

   


5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Za ten ostatni gif oceniam ocenę oceniającej na ocenę bardzo dobrą. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapamiętam i będę go wrzucać gdzie się da :)

      Usuń
    2. Dziękuję bardzo. Wyjątkowo uroczy... :D

      Usuń
    3. Bo Benedict w ogóle jest uroczy :D

      Usuń