Miejscówka przyzywającego: Nastoletni Wilkołak
Przedwieczna: Gayaruthiel
Przede wszystkim chciałam przeprosić za tak długą nieobecność. Organizacja wesela i praca nad bardzo wymagającym projektem sprawiły, że miałam o wiele mniej czasu dla oceanosfery. Ponieważ jednak wszystko zaczęło się powoli uspokajać, udało mi się nadrobić zaległości. Za wsparcie przy przedzieraniu się przez tekst i za niektóre obrazki dziękujemy Ryszardowi. Po prostu w pewnym momencie poziom absurdu nas pokonał.
Rozdział 1. Nowa
W pierwszych rozdziałach stosujesz krótkie zdania i narrację rodem z Ukrytej Prawdy. Na szczęście wraz z rozwojem akcji zaczynasz się poprawiać. Niepotrzebnie też już od samego początku wrzucasz spojlery (np. seryjny samobójca, dzikie zwierzę). Mieszasz czas teraźniejszy z przeszłym, zdecyduj się na jeden i trzymaj się go konsekwentnie.
która na każdym w-f dawała w kość chłopakom z drużyny – Odmiana.
Biały fiat punto poruszał się po gładko pod drodze, zostawiając za sobą ulice i zaułki Greymor, które przyjdzie jeszcze Kelly poznać. – To, że jeżdżą akurat Fiatem Punto jest niewykluczone, ale jakoś mało prawdopodobne.
jednak tym bardziej się zagłębiało, tym obszar stawał się mroczniejszy – Im bardziej (...) tym bardziej. Zagłębiało się w nie, bo bez tego doprecyzowania zdanie można odczytać opacznie.
Przedmieścia, zwane Plates, w których zamieszkiwały bogate, lub średnio zamożna rodziny, były progiem do Greymorskich lasów, z których co noc słychać było wycie. W takich chwilach szczęściarzami byli Ci, którzy mieszkali w centrum. – Przedmieścia zwane talerzami… można i tak, ostatecznie Bella ze Zmierzchu mieszkała w Widelcach. Przymiotniki odrzeczownikowe pisze się małą literą – paryski, greymorski. Ta duża litera w „Ci” jest bez sensu, to nie list – a nawet w liście nie miałaby sensu, bo to synonim do tamci, a nie zwrot do drugiej osoby.
Również szkoła znajdowała się w odrestaurowanym zabytku. (cóż za nowość!). – Niepotrzebna kropka przed nawiasem.
umieszczonymi na wysokości mniej, więcej pierwszego piętra – Bez przecinka.
Budynek był dość minimalistyczny nie licząc wymyślnych parapetów – Przecinek przed „nie”. Wiesz co, daruję sobie wypisywanie błędów interpunkcyjnych, bo pojawiają się w prawie każdym zdaniu.
Za horyzontem Kelly była w stanie dostrzec sporych rozmiarów boisko, które z pewnością mieściło w sobie większość dofinansowań szkoły – Za horyzontem…? Pomijając już to, że boisko leżało wobec tego piekielnie daleko od szkoły, widzę, że Kelly posiada nadnaturalne zdolności, które pomagają jej przebijać wzrokiem krzywiznę ziemi. No i boisko mieszczące w sobie dofinansowania...
Przed samym wejściem na teren szkoły stał duży głaz z przybitą do niego tabliczką, głoszącą iż budynek ten jest: „Zespołem Szkół Podstawowo-Gimnazjalno-Licealnych w Greymor imienia George'a Orwella”. – Z takich zbitek korzysta się w Polsce, ale nie jestem pewna, czy w Stanach też. O ich systemie licealnym możesz poczytać TU.
Dla Kelly żartobliwy ton matki wcale nie wydał się dziwny. – Bez „dla”.
Miała ona dziwny zwyczaj zwalczania napięcia żartami i ten zwyczaj nie działał jednak w rozmowach z najstarszą córką. – Wyrzuć „i”.
Całe życie przesiedziała w tej zakichanej Iowie, nie wiedząc nawet, że wraz z nią do szkoły mógł chodzić nawet Corey Taylor – Powtórzenia.
- Kelly, tego kwiata jest pół swiata. Brett może i był pierwszy, ale nie ostatni- Lauren nie poddawała się.- Poza tym, nigdy go nie lubiłam- dodała żartobliwie, ale nie specjalnie to dziewczynę smieszyło. Tym bardziej, że była to prawda, i chłodne spojrzenie, to zazwyczaj jedyne co jej mama miała do zaoferowania jej drugiej połówce. Gracz lacrosse'a nie nadaje się na męża. Myslisz, że byłby w stanie utrzymać rodzinę?- mówiła za każdym razem, gdy jej najstarsza córka wracała wieczorem cała w skowronkach z randki. Ale Kelly, która tego czasu żyła chwilą, jak powinien to robić każdy nastolatek, nic sobie nie robiła z jej słów. – Hm, czy oni należą do jakiegoś konserwatywnego odłamu religijnego, który oczekuje, że nastolatkowie będą stawać na ślubnym kobiercu, a mężczyzna musi utrzymać rodzinę? Bo jeśli nie, to te uwagi mają tyleż sensu, co dopytywanie się szesnastolatki, kiedy wreszcie urodzi dziecko, bo ktoś tu marzy o wnukach. Jasne, nikt ci nie zabrania tak kreować Lauren, ważne jednak, żebyś sobie zdawała sprawę z wydźwięku, jaki te słowa mają.
- Co nie zmienia faktu, że takie brutalne wyrywanie mnie z mojego prywatnego swiata, to po prostu chamstwo- odparła nastolatka, nie skora do żartów. – Psuje mi to całą, całkiem zgrabną scenę, bo nagle urywa od prawdopodobieństwa psychologicznego. Siedemnastolatka zamienia się na mózgi siedmiolatką. Taka stara kobyła powinna już ogarniać w minimalnym stopniu finanse i – w większym – powód przeprowadzki, chyba że rodzice z jakiegoś powodu odcinali ją wcześniej od tych informacji.
tłumaczenia jej mamy miały sens i były do zrozumienia – Były zrozumiałe.
niedożeczna – Paskudny ortograf.
przecież tonący i tonącej brzytwy się trzyma – Słucham?
Słowa te bardzo mocno ukuły Kelly. – Jak kowadło. Jest różnica między kłuć i kuć.
Nie dasz rady, trzy słowa, ale mogły zniszczyć wszystkie plany, jeśli zostały wypowiedziane przez odpowiednią osobę, mogły zrujnować wszystkie plany. – Gdybym była przypadkowym czytelnikiem, a nie oceniającą zobowiązaną do przeczytania tekstu w całości, w tym momencie rzuciłabym to opowiadanie, by już nigdy do niego nie wrócić. Po tych wszystkich kalekich przecinkach i ortografii, ta wisienka na torcie pokazuje mi, że nawet nie chciało ci się drugi raz przeczytać własnych słów i poprawić najbardziej rażących błędów.
wyszła z samochodu, trzaskając przy tym drzwiami z taką furią, że gdyby akurat ktos miał pomiędzynimi szyję, pewnie potoczyłaby się ona po chodniku. – Szyja? Czy jednak chodziło ci o głowę? Podmioty. Brak odstępów między słowami i polskich znaków sprawia, że moja niechęć do tego tekstu rozwija się w imponującym tempie.
Mimo iż szkoła była dosć zróżnicowana kulturowo, to zróżnicowania zaczynało się dopiero u licealnej części uczniów – No i? Przecież nasza bohaterka ma siedemnaście lat, więc chodzi właśnie do liceum. Ale wiesz, trochę to głupie, bo z dalszej treści wynika, że do liceum chodzą miejscowi, więc skład etniczny powinien być mniej więcej taki sam na wszystkich szczeblach edukacji.
hańebnie – Haniebnie.
Dziewczyna krzątała się nerwowo po korytarzu. Czuła się głupio, chodząc po nim samotnie, ale przecież nawet nie znała jeszcze swojej klasy. – Krzątać się nie jest synonimem chodzić ani szukać (nie chodziło ci o „szwendać”?).
Gdy skręcała w jeden z zaułków szkoły doszło do kolizji, między nią, a jakąś uczennicą. // - Przepraszam, rozkojarzona dzisiaj jestem- powiedziała, pocierając dłonią czoło i wstając z zimnej podłogi. // Spojrzała na nieszczęsną ofiarę jej harców. – Harców? Znaczy, szukania sali z zajęciami? Węszę nadużywanie słownika synonimów.
Była to wysoka, szczupła blondynka, o twarzy rzucającej na mysl stare plakaty z modelkami wystylizowanymi na pin-up. – Przywodzącej na myśl.
Włascicielka tychże slicznych rysów najwyraźniej zdawała sobie sprawdę ze swojej urodzy, bowiem jej ubranie również było bardzo słodkie, dziewczęce, ale i seksowne. – Ach, ten związek przyczynowo-skutkowy…
Wąska, czarna góra sukienki i jej dół w grochy swietnie kontrastowały się z figurą, a dodatki były dobrane tak strategicznie, żeby cały strój nie wyglądał starodawnie. – Staromodnie. Nie można konstrastować „się” z czymś. Grochy kontrastowały z figurą, znaczy co, lasia była kwadratem?
Kelly dałaby sobie głowę odciąć, że blondynka jest jakąś królową stylu w tej szkole i na zakupach tygodniowo spędza tyle czasu, ile Kelly nie spędziła przez całe życie – Bo… ma ładną sukienkę?
blondynka zachichotała krótko. // -Boże, ona nawet smieje się, jak te głupiutkie modelki z lat pięćdziesiątych!- pomyslała zadziwiona tym faktem Kelly. – Ciekawa jestem, co pozwala Kelly tak pejoratywnie oceniać inteligencję tych kobiet.
Jej ton, mimo iż mógł wyglądać na nieco samolubny, zbyt pewny siebie, czy znudzony, Kelly wydawał się jednak przyjazny. – Ton nie mógł wyglądać, tonu nie widać.
Kelly usmiechnęła się niepewnie. Mimo iż ton Kimberly wydawał jej się przyjazny, to jednak miała swoje zdanie na temat takich dziewczyn. Przewodniczące klas w jej byłej szkole były zazwyczaj zarozumiałe i... uwielbiane przez chłopaków. Nic dziwnego, skoro każda jednak miała dłuższe nogi od drugiej. – Wow, czy Kelly zawsze tak gardzi ludźmi? Widzę oczyma duszy te dziewczyny, każda ma jedną nóżkę bardziej…
staraj się omijać emo oraz skinów. Emo od razu znajdą w tobie jakąś wadę, do której się przyczepią a skini...cóż, mogą dosć nieprzychylnie podejsć do twojej karnacji… // - Nie jestem murzynką!- odparła jej szybko. Jej skóra miała raczej kolor kawy z melkiem. // - Ale mulatką tak. Dla nich to wszystko jedno, ważne tylko, żeby spałować kogoś i wziąć na glany z byle pretekstu- odpowiedziała. Z tego, co Kelly znała się na skinach (a wiedziała niewiele), Kimberly mogła mieć rację. – Teleport do Polski? Albo Europy ogółem. Skinheadzi to bardziej GB niż USA. I raczej nie subkultura licealistów – mało prawdopodobne. Mulatka identyfikująca się z białymi? Niewykluczone, ale ermmm… no, teleport do Polski. Zresztą, Kim jej tłumaczy, jakby przeprowadziła się z Marsa, a nie X km w obrębie kraju, o ile nie stanu.
Kolejna sprawa to to, że jestes w klasie z Jasonem Blackley'em. // - I pewnie z ponad dwudziestoma innymi osobami. Co ma do rzeczy ten cały Jason? // - To, że ty jestes nowa, a on napalony. Jesli nie będzie Cię próbował zaciągnąc do łóżka przez najbliższe kilka miesięcy, to znaczy, że dzieje się z nim cos złego i powinnismy zacząć się martwić. // To nie dziwiło specjalnie Kelly. Całe życie przebywała wśród bejsbolistów, graczy lacrosse'a i futbolistów, z których co drugi był coraz bardziej napalony, przystojny i rozchwytywany przez panienki. Brett...on też swego czasu był taki, póki nie pojawiła się Kelly, która, można by rzec, przez pierwsze miesiące trzymała go jak psa na obroży. Sportowca trzeba sobie wychować-mówiła jej kiedys dziewczyna kapitana drużyny bejsbolowej. Tę radę zapamiętała na zawsze. Brett jednak nigdy do końca nie dał się zniewolić. Był jednak mężczyzną z krwi i kosci i takie zachowanie stanowczo mu nie pasowało, a chwilami to nawet on zakładał obrożę Kelly. – Co to za patologia?
Blondynka skróciła Kelly ogólne zasady szkoły – Streściła.
Weszły razem do klasy. Zupełnie typowej, jak na typowe liceum, klasy laboratoryjenej – Zbędne powtórzenia.
Stało tam około piętniascie stołów, zastawionych diolkami – ...czym?
- Ty musisz być ta nowa, nie? - jakiś wysoki, chudy, ciemnowłosy chłopak wręcz przekładał się przez ławkę za nimi, by lepiej dojrzeć Kelly.- Tak cos czułem w kosciach, że będziesz sexy. // - Jason-pomyslała od razu Kelly.- To musi być on. // - To najgorszy tekst na podryw jaki kiedykolwiek słyszałam- odparła, trochę zbyt smiale dziewczyna – Co jest w tym zbyt śmiałego?
Chociaż gdyby nie swieża blizna podpisana imieniem Bretta, to może... Ten Jason był nawet przystojny. Po jego twarzy widać było, że ma bardzo urozmaicone etnicznie pochodzenie. Kelly widziała w nim domieszkę żydowską, australijska i nawet trochę eskimoską. – O, skaner w oczach uaktywnił się po raz kolejny.
- Och, daj spokój- żęchnął Jason. – Co zrobił Jason?
wywinął teatralnie oczami – Przewrócił.
Jason dalej wił się na ławce, choć teraz przypominało to nieco striptiz. I pewnie nie skończyłby swego żenującego pokazu, gdyby nie kawałek kredy, który trafił go prosto w głowę. Chłopak jęknął i usiadł normalnie na krzesle. // - Uspokój się, idioto- Kelly przerzuciła wzrok przed siebie. Za biurkiem stała około czterdziestoletnia kobieta, zadbana i piękna, która spokojnie mogłaby uchodzić za mamę-uwodzicielkę, gdyby nie jej zawód. – Yyy, dlaczego Kelly ocenia nauczycielki pod względem ich potencjału łóżkowego?
- Nie wnerwiaj mnie, inteligentny-inaczej- odpowiedziała mu wrednie nauczycielka chemii. Mulatka ze zdziwieniem zauważyła, że ta członkini ciała pedagogicznego wyraźnie lubiła wyżywać się na uczniach...lub tylko na tym uczniu. // - Czy to nie jest zabronione w statucie szkoły?- zapytała szeptem Kelly swoją koleżankę z ławki. // - Oczywiscie, że jest, ale kto by się tam przejmował w tym wypadku wszystko jest uzasadnione. Pani Blackley to matka Jasona- odpowiedziała dziewczynie brunetka, usmiechając się serdecznie. // Kelly dopiero teraz zauważyła podobieństwo między tą dwójką. Cechy żydowskie Jason z pewnoscią odziedziwczył po matce, jednak o niej również nie można było powiedzieć, że jest stuprocentową żydówką. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, czy cała rodzina Jasona jest tak patchworkowa. – Nie nazwałabym wyraźnego traktowania któregoś z uczniów inaczej ze względu na więzy rodzinne czymś uzasadnionym. No i co konkretnie żydowskiego było w nich tak widoczne, oboje nosili pejsy?
- Czyżby się Ciebie wstydził, Kimberly?- zauważyła Kelly, podnosząc znacząco brwi. – Ciebie zapisz małą literą.
Tym jestes milszy, tym mniej się liczysz – Im (...) tym.
Nauczycielka okazała się tak mało wymagająca i zmęczona całym życiem, że nawet nie widziała, jak zeszyt Kimberly z zadaniami przewędrował całą klasę, udzielając pomocy najbardziej potrzebującym (cztać prawie całej klasie). – Daruj sobie zawartość nawiasu.
Na tejże lekcji Kelly dostrzegła pierwsze klasowe zgrzyty między Kimberly, a niską, rudą dziewczyną imieniem Karen. Podobno nie są dla siebie zbyt miłe odkąd Kimberly wygrała z Karen w głosowaniu na przewodniczącą klasy. – Trzymaj się czasu przeszłego w narracji. Karen pojawiła się tu na moment, by przepaść w niebycie. Po co wprowadziłaś tę postać? Bo nie jest to chyba ta sama Karen, która sprzedaje alkohol w spelunce?
Na następnej lekcji , angielskim Kelly była zmuszona siedzieć w potrójnej ławce w Jasonem i Ashtonem, ponieważ dla Kimberly zwołano spontaniczną radę samorządu. – Po co zwoływać ją specjalnie dla Kimberly?
Niestety, reszka monety wuefisty zdecydowała, że Kelly trafiła do drużyny Francisa. – Dlaczego niestety? Co dziewczyna ma przeciw Francisowi?
Mimo iż dalej tęskiniła strasznie za Woodland, to, mimo iż samo Greymor było kompletnym zadupiem, to polubiła tę szkołę i w ogóle całą klasę – Powtórzenia.
Wraz z Kim wracała do domu. Okazało się, że droga do ich domów prowadzi przez spory kawałek tą samą drogą. – Droga prowadzi drogą, tak.
Co prawda Kim była kompletnie inna od jej koleżanek z poprzedniej szkoły. W poprzedniej szkole ona i jej grupka były chłopczycami, i zupełnie normalnym dla nich zachowaniem było ganianie za sobą po korytarzu i szatni ze smierdzącymi od potu adidasami, oraz typowo męskie zachowania i tematy. Wątpiła w to, czy z Kimberly mogłaby pogadać o stanowej drużynie rugby, lub powspinać się po drzewach, lub rozmawiać o tatuażach. A jednak ją polubiła, bo mimo że sprawiała wrażenie tępej, wrednej blondynki, okazywała się bardzo przyjazna – Obrzydliwy seksizm aż chlupocze. No i klisza: http://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/NotLikeOtherGirls
nagle zza korytarza wyłoniły się dwie, dobrze znane Kelly, mulate twarze. – Tego słowa nie odmienia się w ten sposób.
- Masz może kanapki?- odpowiedziała pytaniem na pytanie siostra Kelly. // Dziewczyna ze zrezygnowaniem wyciągnęła bułkę, która została jej ze sniadania z plecaka. // - Nie masz swoich? // - To dla Andy'ego. Wiesz...kilku chłopaków było bardzo niemiłych i wrzuciło mu plecak do kosza na smieci. Kanapek nie dało się odratować. – To co było w tym koszu, żrący kwas? A kanapki były w plecaku luzem, niezapakowane? Aha.
Zdąrzyły – Zdążyły.
Szły przez miasto, a delikatny wiatr rozwiewał ich włosy. Jak dla Kelly, za dużo staruszek bawiło się w google w tym miescie, ale co mogła począć? – Staruszki bawiły się w wyszukiwarkę? Aha.
Był bardzo dobrze zbudowany, ubrany w prosty biały t-shirt założony na skórzaną kurtkę, oraz czarne spodnie – Dzień dobry, czy jestem w prowokacji? Bluzka założona na kurtkę?
gdyby nie dobry refleks, Kelly znów by na kogoś wpadła. // Tym razem jednak nie na dziewczynę. Stał przed nią sredniego wzrostu brunet. (...) - Aaa...- zaczęłam głupio Kelly.- Jestem Kelly?- powiedziała niesmiało, patrząc na ponurą i groźną minę chłopaka i wyciagnęła do niego rękę. // Chłopak tylko przeszywał ją dziwnym wzrokiem. Kelly zaczęła czuć się zażenowana tą sytuacją. // Wtedy właśnie dłoń Kimberly, która złapała ją za przedramię i zaczęła odciągać od chłopaka przyszła jej na ratunek. // - Przepraszamy, koleżanka jest nowa- powiedziała blondynka usmiechając się usprawiedliwiająco. // Już po chwili były kilkanascie metrów od chłopaka, w ciemnym zaułku naprzeciwko sklepu z zabawkami i cukierni. // - Boże, jaka ty głupia jestes!- jęknęła Kimberly, uderzając się otwartą dłonią w twarz. // - O co ci chodzi? Tylko się przywitałam!- dziwiła się Kelly. // - O to, że to był Derek Hale. Miastowy ponurak. Największy outsider jakiego znam. Odkąd tu mieszkam, ani razu nie widziałam, żeby się usmiechał, lub żeby szedł z kimś u boku. Taki trochę człowiek widmo… – Kto się przedstawia obcym ludziom na ulicy? Ale z drugiej strony, kto przeprasza za to, że ktoś akurat miał ochotę się przedstawić? Czy z ponurakami nie wolno rozmawiać? Co tu się dzieje w tym opku? I jak bycie nowym ma się do wpadania na ludzi? Nie jest się nowym na świecie, kurza twarz.
Rozdział 2- Sytuacje niespotykane
Ashton znów położył głowę na ławkę – Na ławce.
wybiegł z klasy w akompaniamencie dezaprobatycznego spojrzenia pani Oswald. – Akompaniament odnosi się do dźwięków, spojrzenia są bezgłośne. Nie ma takiego słowa jak „dezaprobatyczne”.
- Wiesz, przynajmniej masz przedsmiertne praktyki, i będziesz wiedział, czego się spodziewać w piekle- odparł po chwili Colton. // - Skąd wiesz, że pójdę do piekła?- zapytał podchwytliwie Ashton. – No, podchwytliwe pytanie, że ho ho.
Ashton już od dawna dziwił się, czemu Jason nie należy do najbardziej popularnych i rozchwytywanych chłopaków w szkole. Miał wszystko, czego w tym wieku pragnęły dziewczyny; był bezczelny, napalony, zboczony, zabawny, przystojny i nawet wyglądał na obcokrajowca. Colton mówił Ashowi, że to przez to, że nie jest sportowcem, czy może ma za dużo z żyda – Kolejna osoba z obsesją na temat pochodzenia? Nie wiem też, skąd przekonanie, że bycie napalonym i bezczelnym to to, czego dziewczyny pragną najbardziej.
Idąc w strone boiska Ashton minął Flinta Overy'ego. Bożyszcze tej szkoły. Kapitana drużyny Lacrosse'a, głębokiego jak kałuża o ilorazie inteligencji marchwi. A jednak, jego wysoki wzrost, muskulatura i przystojna męska twarz sprawiała, że nie było w tej szkole dziewczyny, która przeszłaby obok niego obojętnie. – Kolejny durny stereotyp, ziew.
Z czego Flint nie omieszkał się nie skorzystać i mimo iż jego dziewczyną była równie pożądana u płci przeciwnej Kimberly Greyson, to i tak każdy wiedział, że Flint nie jest typem, który zadowoli się jedną kobietą. – I co, mam uwierzyć, że Kim nie miała z tym żadnego problemu, oraz że dobrze się czuła w towarzystwie idioty? Nie omieszkać bez „się”.
całą trójką usiedli się na trawiastej skarpie oddzielającą szkolne boisko od pól truskawek pewnego starszego małżeństwa zamieszkującego niedaleko budynków szkolnych. Ich szkoła znajdowała się na przedmiesciach, toteż gdzie niegdzie dało się zaobserwować małe pólka. – Mam nadzieję, że te truskawki okażą się potem znaczące w jakiś sposób dla akcji, bo jeśli nie, to nie mam pojęcia, po co wspominasz o nich akurat w tym momencie. Zamieszkałego, nie zamieszkującego. Te małe pólka truskawek też wyglądają dziwnie, komu opłacałaby się taka uprawa?
Jason wydawał się bardzo rozekscytowany tą sytuacją – Podekscytowany.
Na przykład, gdy uznając, że potrawka podawana w stołówce jest niezjadliwa Jason stanął na stół i zaczął się nią smarować po twarzy, co miało chyba wyglądać sensualnie a wyglądało po prostu głupio. – Pomijając idiotyzm sceny, czy słowo „zmysłowy” gryzie cię w palce?
Lub gdy pani od fizyki poprosiła go do odpowiedzi, a Jason, gdy pani wpatrzona była w przeciwną stronę zamiast odpowiedzi namalował na tablicy wielkie męskie przyrodzenie, tłumacząc to tym, że pani od bilogii za tak dokładne odtworzenie dałaby mu piątkę. – A nie wywalili go jeszcze z tej szkoły, bo…? Powinni go już milion razy zawiesić w prawach ucznia.
Na marginesie, w amerykańskich szkołach ściąganie traktowane jest o wiele ostrzej niż w Polsce. Na 90% skończyłoby się zawieszeniem.
- No to się spóźnię. Trener i tak nic mi nie zrobi. // Miał rację. Ich trener, którego chłopcy pieszczotliwie nazywali Billym był nieco...ostry? Tak, może to dlatego, że ich szkoła nigdy nie miała wielkich osiągnięć w lacrossie i Billy chciał wycisnąć z nich siódme poty by w końcu cos osiągnąć. Jednak mimo iż każdy normalny zawodnik (nawet Flint) zostałby bez skrupułów przez Billy'ego zbesztany za spóźnienie, to Jason był wręcz nietykalny. Nie chodziło tu o to, że Jason był pupilkiem trenera. Wręcz przeciwnie. Trener nie znosił Jasona, mogło to tyczyć się podobieństwa ich charakterów, albo czego innego, ale nie znosił go. Nie tyle co nie znosił. Po prostu opryskliwosć trenera dawała się podwójnie we znaki Jasonowi. I mimo iż Billy potrafił besztać ich za nic, być dla nich wredny i opryskilwy, to i tak każdy wiedział, że w głębi siebie (czasem miało się wrażenie, że w wyjątkowo głębokiej głębi) jednak ich lubi. – To ja już nie wiem, czy trener jest ostry, czy łagodny, czy lubi Jasona, czy jednak nie, czy Jason jest nietykalny, czy ofukiwany. Groch z kapustą i kociokwik.
Szatnie znajdowały się wosobnym, małym, jednopiętrowym budynku obok boiska, w którym znajdował się również kantorek wuefisty, magazynek oraz łazienki. W srodku było ciasno, jak to w szatni. Najbardziej zadziwiające było jednak to, że znajdowały się tu wielkie okna, które ukazywały każdego, kto akurat przebierał się w szatni. // Nie cieszyło to zbytnio Ashtona, bo patrząc na cały tłumek pierwszoroczniaczek ustawionych przed oknem z zamiarem ujrzenia Flinta bez koszulki, czuł się trochę głupio – Yyy, kto to projektował? Co się stało w tej szkole, co to za katastrofa finansowa ją dotknęła, że żaluzji czy rolet nie szło kupić?
Ku jego zdziwieniu przy szafce obok niego schylała się jakas dziewczyna szukając czego. Była to szafka Feliksa. // - To szafka Feilksa- zauważył Aston. – Styl jak ze szkolnego wypracowania. Ala ma kota – to jest kot Ali.
Gdy usłyszała go dziewczyna natychmiastowo się wyprostowała. Ashton dałby sobie głowę uciąć, że jeszcze nigdy jej nie widział. Aczkolwiek, jej twarz kogoś jej przypominała. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, kim jest wysoka, szczupła blondynka, którą w pierwszym momencie wziął za niezłą laskę. // - Boże swięty, Feliks!- zszokował się Ashton. Prawie dostał epilepsji gdy patrzył na przyjaciela. Dopiero po kilku sekundach dostrzegł w blondynce Feliksa spod makijażu, peruki i seksownego dziewczyńskiego stroju.- Matko swięta, ty nosisz szpilki! Feliks, co się stało?! (...) Tylko błagam, nie mów chłopakom. Ani nikomu innemu. // - Jak mam im nie mówić? Mam delikatnie pominąć fakt, że ich kumpel jest teraz ich kumpelą? // - No...w sumie właśnie o to cię proszę- odparła Olivia. (...) Niech ci będzie, ale dalej jestes podobna do Feliksa, który akutalnie zniknął. Jak to wytłumaczysz innym? // Ashtona najbardziej w tej wypowiedzi przeraziło to, że on również zaczął odnosić się do kolegi w formie żeńskiej. // - Mam już wszystko obmyslone. Jestem Olivia Stig, kuzynka Feliksa, córka brata jego matki, która przyjechała tu z wymiany za Feliksa, który wolał pojechać do mojego ojca i uczyć się w Denever w specjalnym techniczno-matematycznym liceum. – Co za kretyński plan. Po pierwsze sypnie się przy pierwszym kontakcie z nauczycielami, którzy jako żywo nie będą nic wiedzieć o wymianie, po drugie jeśli Ashton rozpoznał Feliksa w mgnieniu oka, dlaczego inni mieliby być mniej spostrzegawczy? No i w języku angielskim nie ma rozróżnienia na formy żeńską i męską w zwracaniu się do drugiego człowieka, wszystko załatwia bezpłciowe „you”. I co z głosem Feliksa? By facet brzmiał jak kobieta, potrzeba miesięcy treningu. Gdyby Olivia odezwała się głosem Feliksa, Ash zorientowałby się od razu, musiał/a więc sporo trenować. I już wierzę, że tak przyszedł do szkoły. Po miesiącach ukrywania się. I nie po to, by to wyjawić światu, tylko... ukrywać się dalej. I co z koleżankami z klasy, które na pewno będą chciały się zbliżyć do nowej koleżanki?
Jak wiecie, w tym półroczu odbędą się mistrzostwa naszego hrabstwa i zwycięzca weźmie udział w mistrzostwach stanu- rzucił im wszystkim przeciągłe spojrzenie.- Nie żebym miał jakąkolwiek nadzieję na wygraną, jak na was patrzę. Po prostu nie mam zamiaru znaleźć się ZNÓW na końcu tabeli. W tym roku w naszej szkole będzie się odbywać wiele maczy i wiele drużyn będzie do nas przyjeżdżało na dłużej, bo to na nieszczęscie my organizujemy te mistrzostwa. – A co się stało z zasadą, że zawody organizuje zwycięzca poprzednich?
zobaczył jak na trybuny wchodzi jakas dziewczyna. Zobaczył ją z daleka. Była cudowna. Wyglądała bardzo dziewczęco i delikatnie. Idealny kształt szerokich ust, zadarty nosek i kaskady jasnobrązowych włosów opadającyn na ramiona sprawiały wrażenie, że człowiekowi zdawało się, jakby patrzył na nimfe wodną. Najbardziej Ashtona uderzyło jednak to, że dziewzyna była sama. – Sama! Bez przyzwoitki! Bez mężczyzny u boku! Le gasp! Intryguje mnie, jak on te wszystkie detale z daleka ujrzał? Siedział z lornetką? I „sprawiały wrażenie, że zdawało się”.
najtrudniejszą częscią okazało się samo trafienie w bramkę, bo Louverner na bramce, to jakby bramkarz z dymu – Znaczy, wszystkie piłki przechodziły przez niego jak przez powietrze?
Była bardzo miła i zarazem niesmiała. Jakby była małą, porcelanową laleczką. – Jak wiadomo, porcelanowe laleczki słyną z nieśmiałości.
Rozdział 3- Niesforna ciekawosć
Colton podejrzewał, że winą tego wszystkiego jest nic innego jak to, że Colton przerwał swojemu kochanemu braciszkowi flirt z całkiem ładną dziewczyną. – Zbędne powtórzenie imienia.
Atmosfera była napięta. Zbyt napięta jak na tę dwójkę chłopców. Co prawda nigdy nie brano ich za jakichs szczególnych luzaków, aczkolwiek nie byli też kompletnymi nerdami, żeby tak kontemplować wszystko w ciszy. – To nie jest dobre zdanie.
Colton bowiem zawsze był dojrzalszy aż na swój wiek. – Dojrzały jak na swój wiek. Nie żeby to odważne stwierdzenie miało jakiekolwiek poparcie w treści opka.
zaokrąglony na czóbku – Zlituj się, te ortografy podkreśli każdy edytor tekstu!
zaokrąglony na czóbku, a jego oczy wydawały się zbyt okrągłe, patrząc na wszystkie jego okrągłosci na twarzy, których już i tak było za dużo, biorąc pod uwagę jeszcze okrągłą głowę – Czytając to mam przed oczyma jakąś straszliwą karykaturę człowieka, a przecież twierdzisz, że Colton nie był jakiś przerażająco brzydki.
członek jakiegos północno amerykańskiego plemienia z Lasów Deszczowych Amazonii. – Tyle że Amazonia leży w Ameryce Południowej...
czym spowodowana była ażywiołowa reakcja brata. – Literówka? Próby słowotwórcze? Kto wie...?
Colton musiał wcisnąć sobie piąstkę do buzi, żeby nie zaśmiać się słysząc tłumaczenia brata. – Piąstkę. Licealista. Piąstkę.
odparła ostro Susan Lahey, grożąc synom długim, smukłym palcem przyozdobionym złotą obrączką, nazywaną również przez ich ojca obrożą oraz wykrywaczem kłamstw. – Coś jest srogo nie tak z relacjami międzyludzkimi w tym miasteczku. Wcześniej o obrożach rozmyślała przecież Kelly. Kto wygraża ludziom palcem serdecznym?
Ani słowa!- warknął szeryf Greymor, po czym obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku samochodu. Gdy jednak już otworzył drzwi od strony kierowcy, wyprostował się i jeszcze raz przemówił do synów.- A jeśli kiedyś dorwę tego kretyna, który to wszystko wam opowiada, to pokaże mu wtedy potęgę szeryfa. // - Pierdniesz mu na twarz?- zapytał na żarty Colton. Był już w takim wieku, że nikt tego nie brał na poważnie, ani jako pyskowanie. – Mniej więcej co akapit czuję zażenowanie, raz większe, raz mniejsze, teraz akurat dość spore. Brnę przez to dzieło z taką mniej więcej miną:
Kuchnia w domu rodziny nie była duża (...) Rogu stał stół, który niestety miescił tylko dwie osoby, przez co rodzice zawsze jedli osobno, w innych godzinach – A nie mogli jeść, nie wiem, w salonie? Czy mikroskopijna kuchnia naprawdę była największym dostępnym pomieszczeniem?
Z przykroscią musiał stwierdzić, że ostatnio Susan Lahey cierpi na c h r o n i c z n y brak weny. – I po co ci ten rozstrzelony tekst?
Był jednak głodny, a przecież gdy żałądek przywiera do krzyża, nie patrzy się na to, czy ma się na talerzu chomara, czy schabowego. – Homara.
Jestem jedyną kobietą w tym domu i na moich barkach spoczywa nie zrobienie z was dzikusów – To dość… bierna postawa. Nie sądzisz, że powinna ich raczej wychować na porządnych ludzi?
odparła pani Lahey, zbierając swoje długie, ciemne włosy w nichlujnego kitka, takiego, jakiego zawsze nosiła w szpitalu na zmianach. – Ta kitka. Rodzaj żeński.
Gdy mama zatrzasnęła za sobą drzwi Ashton wyrzucił do kosza niedojedzone resztki obiadu i ruszył szybkim krokiem na góre piętro, ku jego pokoju. – Ku swojemu pokojowi, jeśli już. Albo do.
kradzierze aut – Kradzieże.
Wpadł niczym strzała do pokoju brata. Ashton nie wydawał się tym zbyt zadowolony – Z tego zadowolony.
Kiedy Ash był mały, zamarzył sobie pokój w stylu pokemonów. Rodzice więc postanowili pomalować jego pokój jak jeden wielki poke-ball. I ten kolor nie został zmieniony do teraz. Dlatego górna część ścian pokoju była biała, a dolna czerwona. Oddzielała je od siebie jedynie gruba, czarna linia. Dlatego wchodząc do pokoju Asha, jeśli się go nie znało, można było pomyśleć, że jest to pokój polskiego imigranta, tęskniącego z ojczyzną. – Tak, ta czarna linia jest bardzo polska. I to totalnie pierwsze skojarzenie Amerykanów.
- Martwi mnie sprawa ojca- odpowiedział siadając na łóżku Ashtona. W sumie, to na hamaku. Jedną z dziwnych fobii Ashtona było to, że miał już kiedyś łóżko. Powiedział jednak, że nie wygodnie mu na łóżku i od tego czasu śpi na hamaku, a łóżko jużnie zajmuje miejsca w jego pokoju. – Fobia to lęk przed czymś, a nie niewygoda i też nie posiadanie przedmiotów.
Rozdział 4- Umierając z nudów
Zajrzała jednak do internetu i dowiedziała się, że dopóki nie będzie słuchać głośno muzyki po dwudziestej drugiej sąsiedzi nie mogą jej nic zrobić. – Jesteś pewna, że Kelly nie mieszka w Polsce?
Tam całą czwórką (ona, mama, Abigail i Andy) mieszkali w małym domku działkowym. – I w takiej altanie mieścił się wielki pokój dziewczyny?
Zresztą do amerykańskich klimatów raczej pasowałaby mi przyczepa kempingowa.
Zresztą do amerykańskich klimatów raczej pasowałaby mi przyczepa kempingowa.
Nie mamy jeszcze osiemnastu lat, korku jeden! Nie jesteśmy jeszcze pełnoletni. Nie możemy mieszkać sami!- już od dawna widać było, że to Kelly w tym związku jest mózgiem. – Taa, mózgiem, który nie wiedział, że w Stanach panują inne zasady niż w Polsce. Tam szesnastolatkowie mogą mieszkać samodzielnie, konkretny wiek wejścia w dorosłość różni się pomiędzy stanami, a alkohol można kupić dopiero po ukończeniu dwudziestu jeden lat.
Najbardziej bolało jednak Kelly to, iż wiedziała, że i ona kiedyś go zostawi, a wtedy niczego nieświadomy, dobry Andy będzie musiał wylądować w domu starców. – Ale on jest jej młodszym bratem… Nawet jeśli Kelly założy własną rodzinę, mając trzydzieści-czterdzieści lat, to i tak jej brat będzie zbyt młody, by kwalifikować się do domu spokojnej starości.
okien i podług – Podłóg.
O! Udało ci się mnie zaskoczyć, zupełnie nie spodziewałam się śmierci głównej bohaterki, szczególnie, że tyle czasu poświęciłaś na rozbudowanie jej charakteru. Przypomina mi to nieco zagranie z Psychozy Hitchcocka – oczywiście o ile nie wskrzesisz Kelly za pięć minut. *czyta* Co za rozczarowanie, Kelly wraca z martwych.
Colton był stuprocentowym erudytą. Ashton nie był nikim. – Jeżeli nie był nikim, to znaczy, że był kimś, podwójne przeczenia potrafią ugryźć w tyłek.
Dziewczyny lubiły, kiedy chłopak miał w sobie choć trochę indiańskich rys. Jak Flint. Albo przynajmniej lubiły cokolwiek innego. Jakąś różnorodność rasową. Na przykład toporne, skandynawskie rysy Kaarla. – Rysów. Finlandia należy do Skandynawii mniej więcej tak samo jak Łotwa. Wiesz, z jednej strony fajnie, że wprowadzasz takie urozmaicenie etniczne, ale drugiej robisz to na siłę i można odnieść wrażenie, że twoi bohaterowie mają na tym punkcie jakąś obsesję.
jego postura przywodziła na myśl wyrzutą gumę – Wyrzuconą albo przeżutą.
Był bardzo spostrzegawczy i potrafił skleić ze sobą fakty. CSI, NCIS czy nawet NASA tylko na niego czekały. (...) A może jakoś konkretniej? Wiesz, w Greymor las jest dość...duży- odparł bez entuzjazmu Jason, co tylko podniosło poziom zdenerwowania Ashtona. Skoro Jason nie cieszy się, że zobaczy trupa, to świat może się już walić. // - Yyy... jak najbliżej rzeki- odparł Colton, chyba niepewny odpowiedzi. – Colton, ta esencja inteligencji, o którą zabija się CSI, sądzi, że zwłoki odnalezione przez policję kilka dni temu wciąż leżą w lesie?
Jadąc nierówną drogą, rozmowa raczej im się nie kleiła. – Pewnie dlatego, że rozmowy nieczęsto udają się na przejażdżki.
Ngale usłyszeli jakiś szelest i coś mocno łupnęło o ziemię.Cała trójca momentalnie odwróciła się w stronę szelestu. Jakaż była ich ulga, gdy okazało się, że to tylko mała wiewiórka zeskoczyła z drzewa. – I to ta wiewiórka łupnęła o ziemię? To ile ona ważyła, z dziesięć kilo?
ruszył w stronę przeciwnej leśnej ścierzki – Ścieżki.
Jego oddech był niemiarowy – Nierówny, nie udziwniaj.
"Całe moje życie szukam czegoś. Czegoś co nigdy nie przychodzi". // Steve Gohl, Foo Fighters – Kto? Nie chodziło ci czasem o Dave’a Grohla?
I nawet kiedy Kim ostro zakomunikowała jej, że nie ma zamiaru być baletnicą, jej matka nie zreygnowała, atakując ją kulturą baletową ze wszystkich stron. Zaczynając od pokoju primabaleriny, a kończąc na folii do kanapek z tutu. – Kanapki ze spódnicą zamiast jedzenia? Faktycznie, sadyzm.
Z biegiem lat Kim pogodziła się jednak z faktem, że takie zachowania jej matki nigdy się nie skończą, dopóki się nie wyprowadzi i nie założy własnej rodziny. – Podmioty, matka ma się wyprowadzić?
Tak samo było z jej mamą. Wychowała się na malutkiej wiosce w chłopskiej rodzinie – Chłopskiej, tak, chłopi pańszczyźniani to przecież w Stanach takie popularne zjawisko.
Gdyby teraz, nie daj Boże, coś stało się jej ojcu, pani Greyson, jak to głupiutka modelka, nie potrafiłaby sobie poradzić – Po raz kolejny określasz modelki mianem głupich, dlaczego?
Jedyne, co potrafiła, to zaprezenować na sobie jakiś ciuch. – Nie mogę w to uwierzyć, bo dopiero co opisałaś, jak przeszła drogę od biednej dziewczyny ze wsi do bycia aniołkiem Victoria’s Secret, a nie osiągnęłaby tego, będąc durną mameją.
Wycieczka do LA, NY? – Del Rey? Zapisuj nazwy miast w całości.
Może i była zdolna matematycznie. Wiele osób jej to mówiło, ale jej nieporadność życiowa odziedziczona po matce na pewno nie będzie w tej sytuacji zaletą. Co prawda ojciec mógłby załatwić jej jakąś prostą, dobrze płatną pracę w biurze, a mama mogłaby wciągnąć ją po starych znajomościach do Victoria's Secret, ale ona nie chciała tak. Kim chciała odnieść sukces sama. W sumie zawsze chciała być modelką, i dlatego zarzkała się, że kiedy skończy osiemnaście lat, zmieni nazwisko na mniej rozpoznawalne w świecie mody. – To ja już nie wiem. Kim równocześnie uważa, że modelki są głupie, chce zostać jedną z nich, ale nie chce pracować dla VS i nie chce, żeby jej nazwisko było rozpoznawalne w świecie mody. To się nie trzyma kupy.
Już od dwóch lat z powodzeniem starała się rozsławić Greymorską szkołę w hrabstwie, a nawet i w całym stanie. Starała się pokazać ją w jak najlepszym świetle, organizując wszelkie wydarzenia w logiczny sposób, oraz na wysokim poziomie. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. – I jak to ma się niby łączyć z nieporadnością życiową?
W wielkiej niczym połowa sali gimnastycznej kuchni połączonej z jadalni za barem kuchennym stała ich guwernantka, miła muzułmanka Alyshia, która, podobno, uciekła niczym jak w Kwiecie Pustyni od swej despotycznej muzułmańskiej rodziny. I dlatego, mimo niedużych referencji mama Kimberly ją przyjeła, z uwagi na jej ciągłą walkę o równouprawnienie. Kim osobiście lubiła Alyshię, pomimo iż nie wierzyła w jej historię. Była zbyt naciągana, by była prawdziwa. Serio, bardziej prawdopodobne mogłyby się okazać legendy o superbohaterach ratujących Nowy Jork z opresji. – Bardzo chciałabym wiedzieć, na czym Kim opiera swoje przekonanie… Mam pewne wątpliwości, czy w konserwatywnej rodzinie muzułmańskiej nazwano by dziecko zachodnim imieniem.
Po prostu tak przypominasz mi twoją babcię, gdy była młoda- odparła swym świergotliwym głosem. // - Mamo, ale ty nie widziałaś mojej babci, kiedy była młoda. Przecież ona cię urodziła, kiedy miała trzydzieści lat- poprawiła matkę Kimberly. // - Ach, wiem- jej mama jakby dopiero teraz zaczęła zastanawiać się nad sensem poprzednich słów.- Ale widziałam wiele zdjęć! (...) - Pani Pauline ma rację. Babcia panienki była bardzo piękna- odezwała się zza Kimberly, czyszcząca powierzchnie blatu Alyshia. Kim nigdy nie widziała zdjęć jej babci, nie mogła więc się spierać. – WTF, dlaczego nawet sprzątaczka widziała te zdjęcia, ale Kim już nie? I jakim trzeba być ziemniakiem, żeby nie pomyśleć o zdjęciach.
[Tajemnicze szujstwo podrzyna Kelly gardło, ta przeżywa szok, rana jej się zasklepia, ale szok pozostaje. Kim odbiera Kelly samochodem spod szkoły, bezpośrednio po tym wydarzeniu.]- To...to nie krew. Pośliznęłam się i wpadłam plecami w czerwoną farbę do płotów przed blokiem- odparła, ale jej wzrok dalej był nieobecny. Kimberly umiała poznać się na ludziach i wiedziała, że Kelly nie była typem ofiary. Gdyby ktoś zrobił jej krzywdę, nie wachałaby się, by o tym komuś powiedzieć. Jednak gdy nie chciała nic mówić, Kimberly nie pytała. To musiała być poważniejsza sprawa. // Nie pytała. Chciała przejść nad tym do porządku dziennego. Myślała, że gdy zacznie z Kelly normalny temat, jakoś uda jej się pomóc dziewczynie. // - Jak sądzisz, jakie powinny być kolory ozdób na imprezie? Ja myślałam nad alabastrowym w połączeniu z purpurą, ale to chyba zbyt delikatne, bardziej przypomina kolorystykę ślubną, więc sądzę, że moja druga opcja, grafitowy z cytrynowym- zaczęła, modląc się, by podziałało. // - Tak, druga opcja jest lepsza. Wydaję mi się, że bardziej spodoba się sportowcowi- odparła, choć dalej nie była do końca skupiona i cały czas wpatrywała się w dal. // Wtedy Kim zauważyła jej szyję. Na szyi jej koleżanki widniała wielka, czerwona blizna, jak po duszeniu sznurem. – Wahała. Brak mi słów na reakcję Kim. Jest nieprawdopodobna psychologicznie i zwyczajnie głupia. To znaczy często rozmowa o pierdołach pomaga osobom straumatyzowanym na powrót odnaleźć się w rzeczywistości, ale to, co robi Kim to nie jest normalne zachowanie zatroskanej osoby. Dostaje porcję ściemy tak oczywistej, że aż ją zauważa, po czym dochodzi do wniosków, że gdyby coś się stało, usłyszałaby o tym wprost, ale skoro nie, to spoko.
Rozdział 7- O płytkości ludzkich mas
Jasność klasy uderzyła w jego, jeszcze przyciemnione po wczorajszych ekscesach oczy. – Oczy przyciemnione po ekscesach? Co?
Nie pomogło to zbytnio ich przyjaźni, bowiem incydent z przed trzech lat, kiedy to zawartość tacy z jedzeniem Ashtona wylądowała na nowej, markowej sukience Kim. – Spójrz na to zdanie i zastanów się głęboko nad tym, co robisz. Urywa się w połowie i brakuje dalszego ciągu.
- Młody człowieku, bardzo się na tobie zawiodłem- rzekł wtedy jego ojciec z miną wodza apaczów siedząc naprzeciwko Coltona na kanapie. Swoje duże dłonie położył sobie w geście pana i władcy na kolana. Trochę dziwnie do wyglądało, biorąc pod uwagę jego żonę, która siedziała obok niego na kanapie trzymając go za przedramię niczym kobieta zniewolona. Sam widok tej sceny doprowadziłby Girls Power! do szału. – Motyw niewolenia w związkach powtarza się u ciebie stanowczo zbyt często. Oraz kłania się nie-amerykańska mentalność. Czy porównanie do Indianina nie byłoby u nich określeniem dalekim od neutralności?
- Synu, nie wyprowadzaj mnie z nerw- jedną z fatalnych wad Richarda Lahey'a było to, że gdy był zły, kompletnie zapominał o poprawności językowej. – Wiesz, to by się o wiele bardziej rzucało w oczy, gdyby nie to, że w tym opku wszyscy, włącznie z narratorem, nie mają pojęcia o poprawności językowej.
Czemu taka mało rozumiejąca fajtłapa jak Ashton jest w stanie znaleźć sobie dziewczynę, a Colton nie? Czego mu brakowało?! Był nawet pełnoletni, a to podobno działało na dziewczyny. – Bohaterowie mają naprawdę dziwaczne wyobrażenia na temat tego, co działa na dziewczyny.
nie, skądrze – Skądże.
Rozdział 8- Niebieski problem w moim domu
porządanie (...) Podniecenie ogarniało go od stup do głowy – Te ortografy bolą.
latynoska przewodnicząca kółka stylistów i szkolny podrywacz wychodząc razem z kibla, trącając w siebie gromy – Trącając?
- Wyglądasz jak gówno.- Zauważył, przyglądajac się jeszcze bardziej podkrążonym oczom chłopaka, spoconej twarzy i zmordowanemu wyrazowi twarzy. Oraz dowodowi swojej zbrodni. Delikatnie odstającym od ciała i odznaczajacym się na koszulce opatrunku. – Sęk w tym, że Ashton dopiero co rozmawiał ze swoim bratem, będąc przy tym pełnym energii. Wyglądasz jak gówno to kalka językowa, raczej nie tłumaczymy dosłownie, bo to nie brzmi.
- Nie, lepiej ty prowadź- odparł, wsiadając na miejsce pasażera. Dalej miał defekt do prowadzenia od wczorajszego wypadku – Defekt. Tak.
Dość sprawnie prowadziła, jak na dziewczynę. Jason doszedł do wniosku, że mimo w miarę ładnej buzi, Kelly nigdy nie była, ani nie będzie lalką. Była stuprocentową chłopczycą. Potrafiła grać w piłkę, lacrosse'a, gadać luźno z chłopakami, dobrze prowadzić, ale nigdy nie będzie tą z dziewczyn, którą możnaby pochwalić się przed kolegami. Nie będzie starczeć przed lustrem przez godziny, by wyglądać jak bóstwo. Nie będzie widzieć różnicy między alabastrowym, a kością słoniową. Będzie za to wiedzieć, co to spalony, oraz czym różni się jeden model samochodu od drugiego. // Co było o dziwo dla chłopaka słodkie. Jason jednak zaczął bać się samego siebie, bowiem... nie chciał jej przelecieć. W ogóle nie chciał zaciągnąć jej do kibla, a potem o niej zapomnieć. – Tak, Jason jest seksistą i idiotą, problem jednak w tym, że jego światopogląd zdają się podzielać wszyscy pozostali bohaterowie.
Rozdział 9- Omijając znaki
obrzartym – Obżartym.
Biegnąc obok niej, brakło o włos od tego, by kły małego, ale walecznego pudla wbiły się znów w jedyne nie kościste miejsce w ciele starszego Lahey'a – Wadliwe imiesłowy.
Jeśli ktokolwiek widział kiedyś swoich rodziców w szale euforii, z powodu braku ich dzieci w domu, to wie, co to znaczy. Jego mama widząc go, stanęła jak wryta w seksi plastikowym stroju czerwonego kapturka, z którego jej piersi jakby wołały, żeby się wyrwać. Pan Lahey stał za to tuż za nią. Pewnie jeszcze przed chwilą gonił swoją żonę po całym domu. On był ubrany mniej ekstrawagancko. W dużych niebieskich bermudach w czarne paski niezbyt było mu do twarzy, jednak wielki, różowy wąż z piór zmywał całkowicie złe wrażenie. Gdy go zauważyli, stanęli gwałtownie, wyglądając przy tym, jakby dostali palpitacji – Ta scena miałaby uzasadnienie, gdyby rzutowała na dalszą fabułę. Jeśli ma być tylko elementem komicznym zza krzaka, to ją wyrzuć, oszczędzisz sobie zażenowanych czytelników. I nadużywania klisz: http://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/PrimalScene
odkuje się dopiero na swoich wymarzonych, fizycznych studiach z profilem na chydrostatykę. – Hydrostatykę?
Nie umiał nawet sam obsłużyć pralki, a co tu mówić, o zarobieniu na własne mieszkanie i samodzielne życie. Znał straszną prawdę, która mówiła mu, że odkuje się dopiero na swoich wymarzonych, fizycznych studiach z profilem na chydrostatykę. // Jego pizdowatość go dobijała, jednak nic nie potrafił z nią zrobić. Mimo iż już teraz rozwiązywał uniwersyteckie zadania z przedmiotów ścisłych, to obsługa pralki i zmywalki mocno go przerastała. – Nie uwierzę w to, bo moja zmywarka jest obsługiwana za pomocą dwóch przycisków i kostki. Czy w USA nie są popularniejsze pralnie zamiast pralek w domu? Zresztą ktoś, komu tak na tym zależy, nauczyłby się jej obsługi w czasie krótszym niż ten, którego potrzebuje na rozwiązanie zadania z iksem. Ze zmywarką też bez sensu, bo żywiłby się na mieście albo w stołówce i byłoby to całkiem naturalne. No i fizyk bojący się urządzeń elektronicznych, niech mnie ktoś posieka na drobne kawałeczki. Nawet jeśli instrukcja jest wyrzucona, jest Internet. Jest matka. Cokolwiek.
Oczy Coltona z miejsca zatopiły się w tekście notki. – Brzmi boleśnie.
I Bóg mi świadkiem, że na chwilę, oczy tego debila zajaśniały na zielony kolor. Przysięgam, że były wilcze! – Ale wilki nie mają raczej zielonych oczu.
Na szczęście jego rodzice się opamiętali i, albo postanowili zejść do piwnicy, albo tacie przypomniało się, że teraz trwają godziny jego pracy. Colton wolałby tę drugą opcję, w razie gdyby nieświadomemu Ashtonowi po powrocie ze szkoły zachciało się zejść do piwnicy. – Powtórzenia.
Filigranowej budowy blondynka, o stylu ubierania się dorodnej cytryny – Jak ubierają się cytryny?
Lahey z furią wymalowaną na twarzy gwałtownie kopnął leżącą na ziemii butelkę po soku owocowym, a ta potoczyła się aż na drugi koniec przeciwległego chodnika. Kiedy postanowił dogłębnie przejrzeć sprawę Flinta, sądził, że będzie to rutynowe śledztwo, takie, w jakie zazwyczaj się zabawiał przeglądając akta ojca z pracy. Że znów upora się z tym w dwie godziny. Ale niestety wpakował się w niezłe kłopoty. A tak tego unikał! Colton nienawidził kłopotów i unikał ich jak ognia, jednak zaczął powoli zauważać, że wszystkie jego starania w ostatnim tygodniu spełzły na niczym. – Gdzie sens, gdzie logika. Jeśli ustawicznie szperał w aktach ojca policjanta, to pchał się w kłopoty, a nie unikał ich. Jeśli postanowił przyjrzeć się Flintowi, bo zobaczył u niego coś paranormalnego, to nie wiem, czemu miałby zakładać, że śledztwo będzie rutynowe. Ojciec też z dupą zamiast głowy, przecież mógł stracić pracę, gdyby młody coś zniszczył/zapodział podczas zabawy.
Gdy doszedł do lasu było już mocno po obiedzie, i chłopak był już pewien, że cały dom zorientował się już, że go nie ma i gratulował sobie pomysłu na wyłączenie telefonu. – Powtórzenia. Idziesz samotnie do lasu, w którym grasuje dzikie zwierzę i/lub morderca? Narrator usilnie próbuje przedstawić cię jako mózgowca? Wyłącz telefon, co najgorszego może się stać.
Rosa osiadła na ściółce szybko wsiąkła w materiałowe trampki chłopaka, przyprawiając go o nieprzyjemne uczucie chlopotania w skarpetach. – Rosa nie występuje w takich ilościach, by miało mu co chlupotać.
Wszelkie różowe, długie, obrzydliwe robale powyłaziły na wierzch, zachęcone wilgocią rozciągajacą się po całym lesie, niczym płaszcz plecy, okrywającą wielki, leśny teren. – Gramatyka tego zdania błaga, by ją dobić. Gdyby była postacią z gry komputerowej, wyglądałaby tak:
Pochukiwanie sowy niebezpiecznie odbijało się echem od drzew, co o tej porze dnia było wielce niespotykanie. – Pohukiwanie. Co, u licha, jest niebezpiecznego w huczeniu czy odbijaniu echem? To nie góry z zagrożeniem lawinowym.
Delikatnie dmący wiatr, który w centrum miasta był prawie nie wyczuwalny, teraz świszczał niebezpiecznie, poruszając koronami drzew, tworząc przy tym najpiękniejszą muzykę, jaką natura mogła utworzyć. – Chciałabym wiedzieć, czemu wiatr w lesie robi taki szał wśród opkopisarzy, chyba już trzeci raz widzę ten motyw. Droga autorko, jeśli w mieście nie wieje, to w lesie tym bardziej, bo pęd powietrza rozbija się o ścianę drzew. Jeśli wieje, las przyjemnie szeleści, okej. Ale jeśli świszczał, to spodziewam się przynajmniej burzy, jeśli nie huraganu.
Z pod ziemii, delikatnie spod warstwy ściółki leśnej, wsytawał przeraźliwie siny, sztywny ludzki palec, odziwany w piękny pierścień z rubinem. – Pierścień może być dziwem, ale z pewnością nie jest odzieniem. Czy osoba, która to dostrzegła, spodziewała się palca/człowieka zakopanego w lesie? Bo jeśli nie, to byłoby bardzo trudne do wypatrzenia, a co dopiero do skojarzenia *tego czegoś* z ludzkim palcem. Trzeba się schylić i przyjrzeć i dodać dwa do dwóch. Ale może to tylko ja, nie zwykłam na spacerach w lesie wypatrywać zwłok.
Zamroczony szczęściem, przez brak jakichkolwiek dziwnych rzeczy, Colton, zapomniał pierwszej zasady wędrówek leśnych, która mówiła, żeby z a w s z e patrzeć pod nogi. (...) W nierozumiałym przez niego odruchu, rzucił się po chwili w stronę palca, i zaczął kopać, w nadzieji, że uda mu się jeszcze uratować zakopanego tam człowieka (...) Minęło piętnaście minut, kiedy dokopał się do pasa. // Spojrzał na ciało ze zrezygnowaniem, bowiem już wiedział, że nie ma co ratować. Musiało leżeć tam już kilka dni. – To ma być ten inteligent, o którego się NASA zabija, aha.
To była skóra Claudii! Claudii, która chodziła z nim na historię Ameryki od trzech lat! Claudii, która rzekomo wyjechała z rodzicami do Francji! – Kim, do oświeconej nierządnicy, jest Claudia, i dlaczego dowiadujemy się o niej dopiero teraz? Można ją od biedy wstawić do fabuły tak późno, ale nie w sposób, jakby czytelnik już ją znał. Nie buduje się napięcia w ten sposób.
Rozdział 10- Bo lekiem na wszystko jest miłość seks
Dobra, Kaarlo, ja spadam- powiedział Flint, po czym pożegnał się po przyjacielsku z rosłym Norwegiem. – Który jeszcze kilka rozdziałów temu był Finem, ale kto by się przejmował. Może jest gościem z Norwegoszwecji, z sąsiedniego uniwersum.
Flint miał kłopoty. I to nie małe. O, tak, proszę państwa, Flint Overy, nie był aż tak do końca pozbawiony trosk. Wręcz przeciwnie. – Narratorze, proszę, nie traktuj czytelnika jak debila, powtarzając mu w kółko te same informacje. I nie dźgaj oczu tyloma przecinkami.
The Alco Cowboy's Bar, było ciemną spelunką, żadko odwiedzaną przez wyższości Greymor. – Tak, wszystkie pagórki i wzniesienia wolały siedzieć w kawiarni. Rzadko. Poddaję się, już nie będę ci wytykać ortografów, bo cały tekst jest nimi usiany.
Głównie z powodu przegniłych, drewnianych mebli, jazzowych dźwięków wydobywających się z głośnika i niemiłego, śmierdzącego towarzystwa ze złotym uzębieniem. – Przegniłe meble w knajpie? o.O
- Karen, daj mi szybko tę waszą mocną martini- zażądał, siadając przed barem. – To wasze mocne Martini.
Nie potrafił wiec zrezygnować z Kim, mimo, iż zdarzało mu się zdradzać ją na prawo i lewo. – „Zdarzało się” sugeruje niską częstotliwość, „na prawo i lewo” wysoką. Zdecyduj się na coś.
Rozdział 11- Zlot familii
niesforne włosy ciągnięte przez prawa fizyki co chwila napychały je na jej duże, kakowe oczy. – Yyy, jakie?
nie stroiłaby się w swoje najlepsze, materiałowe, kwieciste sukienki – Chciałabym wiedzieć z czego ma pozostałe sukienki, jeśli nie z materiału.
wesołego dziadka, który zawsze opowiadał jej do snu straszne historię o ludziach-zwierzętach, których zapewne Izzy by się przestraszyła, gdyby nie to, że miała już siedemnasćie lat, a nie siedem. – Siedemnastolatka chciała słuchać bajania dziadka przed snem?
W tej kwestii mama Izzy była kompletną przeciwnością swojego męża, Thomasa. Nie była ani trochę ukryta, jeśli chodzi o rodzinę. – Słowo, którego szukasz, brzmi „skryta”.
Część kalifornijska była zazwyczaj typową rodziną. Tak jak rodzina Elise, mieszkali w domach, blokach i byli przykładnym, szablonowym obrazem jankeskiej rodziny. Uwielbiali jajka z bekonem na obiad, oraz rodzinne oglądanie Kevina samego w domu w każdą wigilie, tuż po tym, jak ich żołądek został po brzegi wypełniony karpiem i barszczem. – Nie wiem, czy bardziej rozwala mnie przekonanie, że w Stanach Wigilię obchodzi się toczka w toczkę jak w Polsce i że w ogóle się ją obchodzi, czy to, że Jankes to taki synonim Amerykanina.
Ci z Pensylwanii byli zupełnie inni. Zdawali się wyróżniać z całej rodziny, niczym odblaski w noc. Wszyscy mieszkali w wielkich metropoliach tegoż stanu: Nowym Jorku, Filadelfii i Pittsburghu. – Tyle że Nowy Jork nie leży w stanie Pensylwania.
Jak każdy mieszkańca supermetropolii byli materialistami, goniącymi całym sercem za karierą, choć kultura osobista lała się z nich jak z fontan. – Każdy. Totalnie. Mieszkańcy metropolii mają jeden charakter i zapewne jedną jaźń.
Izzy czasem zdawało się, że oni wszyscy zaliczyli chyba całą lekturę książek na temat survivour-vivre. – Czy gdzieś tu jest ukryta kamera? Survivour-vivre? Naprawdę?
babcia z alscheimerem – Alzheimerem.
Kuzyn Izzy, dwudziestodziewięcioletni Terry, mimo swojego młodego wieku był już głową rodziny, w której skład wchodziła jego żona, jego babcia z alscheimerem oraz siódemka jego dzieci, i, z tego co wiedziała Izzy, ósme w drodze. Izzy bardzo często ich odwiedzała, toteż wiedziała, że mieszkają w małej drewnianej chatce, niebezpiecznie przypominającej tą z zapamiętałej z dzieciństwa kreskówki: Chojrak, tchórzliwy pies. – Dziesięć osób, wkrótce jedenaście, w małej drewnianej chatce? Hardkor. Amerykanie nie zwykli mieszkać wielopokoleniowo w domach jak my. Nie żeby to było całkiem niemożliwe, ale mało prawdopodobne.
Nie żyło im się najgorzej, albowiem Terry, jako kierowca tira bardzo dużo zarabiał. – Aha, musiałby chyba przewozić narkotyki przez południową granicę. Szczerze wątpię, by z pensji jednego kierowcy udało się utrzymać tyle osób.
Cóż, wystarczyło na niego spojrzeć, by zrozumieć ile stresów przeżywał w domu. Siwiejąca broda i zakole franciszkańskie współgrały z jego pokrytą szramami, zwisającą skórą twarzy, a guzy na głowie, które zapewniła mu ciocia Madge i jej łyżka wazowa, niszczyły idealny owal jego głowy. Mimo nerwowego wujka, u tych Summersów zawsze było wesoło. – Tak, bo przemoc domowa wprowadza atmosferę miłą jak diabli.
Chcąc nakierunkować swoje myśli na bardziej entuzjastyczne tematy, usiadła na ławce i wyciągnęła komórkę. (...) Jej przemyślenia (które, przypomniłmy w założeniu miały być entuzjastyczne) – Pamiętamy, nie trzeba nam tego co akapit powtarzać.
Tak, jakby jeden z nich został sklonowany, tak, jak ta biedna owca w laboratoriach NASA. – Jaka owca? Bo jeśli masz na myśli Dolly, zajmował się nią szkocki instytut Roslin. Co ma NASA do klonowania?
Rozdział 12- Pięćdziesiąt rodzajów strachu przed Derekiem
Zszokowana dziewczyna usiadła z wyrazem nieświadomości na twarzy na starej kanapie. – No to była zszokowana czy nieświadoma?
Wpatrywała się w Dereka wzrokiem, który mógł znaczyć, że albo młody Hale jest jej Bogiem, albo wrogiem. – Nawet nie wiem, jak to skomentować, naprawdę uważasz, że reakcja na obie te opcje powinna być identyczna?
- To on?- zapytał Derek, wskazując ręką na wijącego się z bólu Ashtona. Nie otrzymał jednak odpowiedzi.- Czy to Ashton?!- ryknął głośno, ale dalej wydawał się obojętny, niczym skała. Jason zaczął zastanawiać się, ile lat Derek musiał trenować te obojętność. // - T...tak- odparł, wyrwany z rozmyśleń Blackley. // - Zabieram go- odparł, po czym, ni stąd ni zowąd zdjął z siebie koszulkę, ukazując cały obraz jego muskulatury. – Aha, czy to ma być taki mało subtelny wstęp do seksu?
Po chwili tajemnica negliżu Hale'a została rozwiązana, bowiem chłopak owinął ranę Ashtona koszulką i mocno ją zawiozał, by zatamować krwawienie. Jason i Kelly nie zdążyli tego zrobić. Zanim Kelly zdąrzyła przynieść bandaże, Derek zdecydował się na najście na jej mieszkanie. – A nie mógł spytać młodych o bandaż, bo? Przymus świecenia gołą klatą był silniejszy?
Derek wziął Ashtona na ręce, niczym szmacianą lalkę, mimo iż chłopak był już prawie tak samo wysoki jak młody Hale – Kim jest młody Hale? Czy też Ashton był tak wysoki, jak Hale był młody?
- Co?! Ty chyba chory jesteś! Nie oddamy ci Ashtona!- wrzasnęła, torując drogę Derekowi. Jason, jako że od początku uważał Dereka za nieprzewidywalnego szaleńca, bał się, że krew Kelly zaraz przyozdobi ściany mieszkania. Mylił się jednak. Derek pozostał niewzruszony słowami dziewczyny. // - Mogłabyś zejść mi z drogi?- zapytał z pokerową twarzą, nie zdradzając kompletnie żadnych uczuć. – Weź ty otwórz słownik i sprawdź co jakieś słowo oznacza, zanim użyjesz je w tekście. W tym wypadku sprawdź „torować drogę”.
- Ej, ty! Jestem w jednej szóstej żydem! Jeśli zaraz nie oddasz mi mojego kolegi, to pójdę do sądu i oskarżę cię o faszyzm!- wrzasnął wyskakując z fotela. – Nie. Po prostu nie. Natychmiast przestań.
Rozdział 13- Pochopnych decyzji ciąg dalszy
Młodszy aspirant Logan Sidney, który przyjechał na wymianę prosto z Australii, czego Colton domyślił się po samym nazwisku – To jest tak idiotyczne założenie, że nie mam słów. Do tego Sidney pojawia się wyłącznie w tej scenie, potem przepada na wieki.
Mimo, iż czasem jego podwładni raczyli go prawdziwymi debilami, jakoś zawsze sobie z nimi radził. – To zdanie nie ma sensu.
Z daleka słyszał gwar rozmów prawie wszystkich policjantów z popołudniowej zmiany komisariatu. Jedni dzwonili do komendy stanowej, zawiadomić o nowej greymorskiej, niewyjaśnionej zbrodni, inni krzątali się bez celu, starając się być jak najdalej od obrzydliwego, gnijącego trupa. Jeszcze inni śmiałkowie pchali się jak najbliżej ciała. Dałby sobie rękę odciąć, że słyszał nawet jednego z posterunkowych, dzowniącego do swojej mamusi! – A czy ktokolwiek zamierzał, nie wiem, wziąć się do pracy?
Pani Lahey od początku planowała sobie, że jako pierwsze dziecko, chciałaby mieć córkę, a dopiero potem chłopca. Więc już przy narodzinach Coltona, tego parszywego, burzowego, piętnastego kwietnia osiemnaście lat temu, gdy pomiędzy nogami lekarze zobaczyli co innego, niż spodziewał się Colton, chłopak sprawił pierwszy zawód swojej matce – Eee, Colton spodziewał się kogoś innego niż siebie podczas własnych narodzin? To zdanie jest bardziej pokraczne niż załączony wyżej zbugowany Sim.
Colton siedział przy wysokim biurku jego taty, w salonie, w którym aż roiło się od policyjnych papierów. Chłopak zerkał na nie raz po raz, przyglądając się portretom pamięciowym złodzieji samochodów, kieszonkowców i innych drobnych przestępców. Zawsze go to interesowało, jednak zawsze, gdy próbował bliżej przyjżeć się tym papierom, tata ganił go, mówiąc, że to jeszcze nie czas, ale za kilka lat na pewno będzie mu pomgał przy rozwiązywaniu tych spraw. – A czemu w ogóle tata znosi służbowe dokumenty do domu?
Wiatr poruszał małymi kałużami utworzonymi na poboczu drogi oraz na samej drodze. Niektóre z nich lśniły się wieloma kolorami, co oznaczało, że wylała się tam ropa z wozów policyjnych. – A co te wozy w takiej rozsypce? I czemu ropa w policyjnych samochodach? Który mamy rok?
Słońce zaczęło teraz mocno świecić znad koron drzew, sprawiając, że atmosfera zrobiła się cięższa, wilgotniejsza od parowania wszystkiego, co zmoczyła woda deszczowa, ale i cieplejsza. – Atmosfera nie może być ciepła ani wilgotna.
Nie wierzę w to, że Colton nie zauważył samochodu, dopóki ten go nie potrącił. To nie jest prawdopodobne, chyba że Kim nadjechała bezgłośnym elektrycznym autem – ale o tym nie wspominasz ni słowem. A przecież rzecz dzieje się w lesie, Colton jest przytomny i bez słuchawek w uszach.
Rozdział 14- Bo miłość jest ślepa, głucha i bez powonienia
- I co jej powiedziałaś? // - Że ta sukienka nie jest warta nawet złamanego grosza!- odparła Kelly radośnie Izzy. Kelly niby była przy nich, ale chyba tylko ciałem. Jej umysł lawirował gdzie indziej. (...) - Kelly, czy ty mnie w ogóle słuchasz?!- zapytała z nutą irytacji Kimberly – Sama już nie wiesz, o której bohaterce piszesz.
Weekendowe deszcze już minęły i Kalifornia cieszyła się pod względem atmosfery miejscem na liscie chyba tuż obok Egiptu i Hawajów. Jedym było to w smak, innym nie. Kelly patrząc na skinów, których zasady karzą ubierać się na czarno, wliczając ciężkie kokneje i skórzane kurtki, aż się skrzywiła. Musiało im być piekielnie gorąco w tym żarze.Widziała też mocno opatulonych w ciemne kolory emo, ale ich nie było Kelly żal. Oni i tak wiecznie są niezadowoleni. – Biedni skini, tak niewolniczo oddani konwencji. Stereotypy takie silne.
Kelly podejrzewała, że przy dzisiejszej pogodzie w Greymor, Sahara to mrozowisko. – W innych warunkach pochwaliłabym próby słowotwórstwa, niestety wiem, że u ciebie wynikają one z nieporadności językowej.
A teraz muszę przekleić dłuższy fragment, gdyż scena ta zasługuje na Złote Maliny, Zgniłe Pomidory, Antynoble i AntyMacki. To jest tak głupie, że mózg się wypłaszca, a wątroba marszczy.
Wtedy oboje postanowili podejsć do stojącej przy drzwiach dziewczyny. Opierała się o scianę odprężając papierosem, w przeciwieństwie do innych jej przyjaciółek, które już wbuegłu rozchichotane do szatni, by przebrać się w stroje kompielowe. Była wysoką blondynką. Nie, nie rozumiecie, była NAPRAWDĘ wysoka, jak na dziewczynę. Była dosć umięsniona, w przeciwieństwie do innych dziewczyn w jej wieku, które wolały wyglądać kobueco. Jej twarz była... dziwna. Jakby męska. Ale nie brzydka. Cała jej osoba zadziwiła Kelly. // - Hej, czy...- zaczęła, ale nie skończyła, bo Jason wcisnął jej się w pół słowa. // - Witaj, piękna białogłowo.- Powiedział, biorąc w rękę jej dłoń i całując niczym dżentelmen. Czyżby chciał przelecieć gigantkę? Dziewczyna zrobiła się czerwona, a jej mina wskazywała na to, że chyba nie mogłaby być już bardziej zażenowana. Patrzyła na Jasona, jakby chciała mu przekazać, żeby się opamiętał. To również zdziwiło Kelly. Zazwyczaj większosć dziewczyn, do których Jason się przystawiał, była wniebowzięta, że w ogóle ktos taki się do nich odezwał. - Umówimy się może kiedys na kawę? Na wynos, z dostawą do mojego pokoju? // Blondynka z wyrazem głębokiej konsternacji wyrwała Jasonowi swoją dłoń z uscisku. Kelly, widząc tę komiczną scenę zepchnęła przyjaciela na bok i sama stanęła przed dziewczyną. // - Widziałas gdzies tu może Dereka Hale'a?- zapytała miłym głosem i przez chwilę zdawało jej się, że dziewczyna wręcz westchnęła z ulgi. // - Tak, był tu przed chwilą, ale potem poszedł pod główną bramę. Może jeszcze tam jest- odparła, po czym cisnęła papierosa na ziemię i zgniotła go trampkiem. Spoglądając jeszcze raz na Jasona jak na wariata ruszyła w swoją stronę. // Co nie okazało się zbyt mądrym ruchem, bowiem tylko gdy odwróciła się tyłem do Blackley'a, ten zasadził jej mocne klepnięcie w jeden z posladków. // Dziewczyna spojrzała zszokowana przez ramię, nie zatrzymując się ani na chwilę. Na jej twarzy goscił wyraz głębokiego obrzydzenia. // - Przygłup- rzekła i ruszyła dalej. // Jason parsknął smiechem. // - Co cię tak smieszy?- zapytała zawstydzona tą całą sytuacją Kelly. Jeszcze ta blondynka pomysli, że ten skończony neandertalczyk to jej brat, albo jakas inna rodzina? // - Felix zawsze tak do mnie mówił. // - Kto? // - Mój najlepszy przyjaciel. Ale niestety wyjechał ostatnio bez słowa do Waszyngtonu do ciotki. // - Aha. Lepiej chodźmy pod bramę do Dereka. // - Tak, lepiej tak zróbmy. – Nie wiem, co mnie tu boli bardziej. Jason nie rozpoznaje najlepszego kumpla, mimo że ten zwraca się do niego tymi samymi słowy co zawsze. Nie rozpoznaje go, mimo fizycznego podobieństwa i tego, że rozmawia z nim twarzą w twarz przez kilka minut. Kelly, która informację o znikniętym kumplu zbywa wzruszeniem ramion. Jason, który również temu zniknięciu nie poświęca nawet pół myśli przez cały czas trwania opka. Jason, który nic nie wie o „kuzynce z wymiany”. Kelly, która nie rozumie, dlaczego laska nie leci na oblecha.
Znowu traktujesz czytelnika jak debila, tłumacząc jak krowie na rowie, że WIECIE, BYŁA WYSOKA, MIAŁA MĘSKĄ TWARZ, ROZUMIECIE i jeszcze więcej wersalików, jakby ktoś miał kłopoty ze wzrokiem. Co kieruje Feliksem, że nagle postanowił wyjść do ludzi jako kobieta, w dodatku nie ujawniając tożsamości, którą zna otoczenie? Nie jestem pewna, czy próbujesz tu przeprowadzić jakiś głębszy wątek transwestytyzmu, czy też ma to być tylko element komiczny, więc wklejam zdjęcie pięknego Eddy’ego sobie na pociechę.
Tak jak się łudzili, Derek w całej swej klasie, ubrany w czerwoną bluzkę, czarne spodnie i cienką, czarną kurtkę niewzruszony wszechogarniającym go żarem ze spojrzeniem człowieka, który albo chce cię zabić, albo pójsć z tobą do łóżka czekał na nich oparty o jedną z krat bramy. – Łudzić się to znaczy mieć złudzenia, jeśli Derek faktycznie tam stał, to o złudzeniu nie ma mowy. W całej krasie, nie klasie.
- Co tu robisz? Gdzie jest A...?- zaczęła Kelly, bo Jason był zbyt dużym siusiu majtkiem, by w ogóle odezwać się o Hale'a. – Siusiumajtek pisze się razem.
Obawy Kelly sięgnęły zenitu, gdy Derek zaparkował samochód w lesie, tuż przy starych, zniszczonych riunach szlacheckiego dworku. – Też czuję niepokój, bo nie wiem, skąd szlachecki (!) dworek w lesie (!) w Kalifornii (!). Chyba że jakiś ekscentryczny miliarder kazał sobie przywieźć z Europy, bo skoro zamki przewożą… Albo to dekoracja z horroru kręconego dekady temu. Co najwyżej mogła tam stać hacjenda, to przez lata było terytorium Hiszpanii i Meksyku.
Gdy jednak weszli do srodka, Kelly zauważyła, że plesn, robactwo i pajęczyny zastępywały tu meble i sprzęty domowe. Z miejsce zrozumiała. To jest jego dom. – Tak, Derek jadł z robaków zamiast z talerzy, a kroił sobie chleb pleśnią zamiast nożem. No i totalnie po tym burdelu można się domyślić, że to czyjeś przytulne mieszkanko.
- Stary, co ci jest?- zapytał z miejsca Blackley. // - Nie wiem. Nie chce mi powiedzieć. Mówi, że woli powiedzieć to nam wszystkim razem (...) - Wasz przyjaciel jest od teraz wilkołakiem- odparł Derek obojętnym tonem, jakby opowiadał o cenie rynkowej kiszonych ogórków. – Jej, w połowie opka wreszcie pada słowo „wilkołak”! Nie rozumiem, czemu Derek uznał za odpowiednie powiadomić o tym fakcie całą tę przypadkową gromadę. Bo na to, że ich zaraz zabije, niestety specjalnie nie liczę.
- Nie możecie isć! W tym stanie Ashton mógłby nawet kogos zabić!- krzyknął za nimi Derek. // - Pierdu, pierdu- odparł mu bezczelnie Jason. Byli już prawie na samym szczycie schodów, przez co widać było już tylko ich łydki. Oboje byli tak wzburzeni, że praktycznie nie zauważyli, że Kelly nie podąrza za nimi. // - A jak macie zamiar wrócić?- krzyknał znów Derek. // - Taksówki, człowieku, taksówki- tym razem to był Ashton. To było jednak ostatnie co dzis od nich usłyszeli, bo już po chwili zniknęli z pola widzenia obojga pozostałych w lochach osób. – Aha, a Derek pozwala im odejść, bo?
Minęło kilka minut, niż zrozpaczony Derek zorientował się o ciągłej obecnosci Kelly w tym miejscu. // - Co tu jeszcze robisz?- zapytał szorstko.- Czemu nie idziesz z nimi? // - Bo ci wierzę. // - Co? // - Wierzę ci i chcę pomóc. // - Lepsza taka pomoc, niż żadna- westchnął ze zrezygnowaniem brunet. – Aha, a co sprawiło, że Kelly mu wierzy? Może jednak postarasz się przybliżyć nam, co się dzieje w jej głowie? No i z punktu widzenia Dereka, w czym taka licealistka może mu pomóc?
Rozdział 15- Nigdy nie zapominaj rodzinnych grzechów
...ale żeby o nich zapomnieć, to trzeba byłoby najpierw o nich wiedzieć. Tak tylko mówię.
Dobre oceny mogły sprawić, że na studia wyjedzie daleko od Greymor i zostawi za sobą domagający się jej już od dawna rodzinny obowiązek, od którego za wszelką cenę trzymała się jak najdalej. – Obowiązek nie może się nikogo domagać.
Nie myśląc już o martwiących strefach jej przyszłego życia stanęła przed lustrem w jej łazience. W jej domu były dwie łazienki. Jedna, mniejsza była tylko jej, bowiem, gdy jeszcze jej nie dobudowano, państwo Elise wiele razy spóźniali się do pracy przez długie ranne odwiedziny w tymże miejscu córki. – To tylko jeden z wielu przykładów pokracznej gramatyki. Nadmiar zaimków, dobudowana córka, pomylone podmioty, czego tu nie ma.
O Swięty Boże! To chyba nie ja. // Czasem Izzy Elise miała wrażenie, że dysponowała ciekawą wersją klątwy Fiony z filmów o Shreku. – Dysponować klątwą to nie to samo, co być nią obłożonym.
Bliźniacy byli dwójką potencjalnie normalnych nastolatków, którzy tak naprawdę byli ponadprzeciętnie niebezpieczni i utalentowani w sprawach rodzinnego obowiązku, co mogło być przyczyną tego, że mimo swoich przystojnych twarzy rówieśniczki, zamiast wieszać się na ich ramionach jak zawadzające bluszcze, po prostu się ich bały. – Czy przystojne twarze rówieśniczek dają jakieś punkty do wieszania się na ramionach?
Co nie zmieniało faktu, że cheretykowe zachowanie Bliźniaków na punkcie obowiązku, sprawiało, że nie zaskarbili sobie przychylności Thomasa Elise. – Za chińskiego boga nie wiem, jakiego słowa chciałaś użyć zamiast cheretykowania.
Dziewczyna wychodziła właśnie ze swojego pokoju. Szybko jednak przekonała się, że nawet tak rutynowa czynność może okazać się niebezpieczna, gdy w domu ma się Heatha. Już na progu wywinęła fajtłapowatego, malowniczego orła, lądując swoimi plecami na podłodze. Ciekawe dlaczego dopiero po upadku zauważyła tuż przed progiem pokoju roztopione mydło? – Slapstick to nie jest to, co uleczy twoje opko.
- Kuzyneczko kochana, w naszej powinności takie pułapki są normalnością! Przyzwyczajaj się! – Jako że widziałam serial, domyślam się, że rodzina Elise to rodzina łowców. Serio młody uważa, że potwory będą używać mydła jako broni pierwszej potrzeby?
Jakże cieszyła się, że jej dom to jednopiętrowiec. Dokuczliwa kość ogonowa, którą rozmasowywała teraz, nie pozwoliłaby jej się po nich wspinać – Rozumiem, że lasia ma uciążliwy, chwytny ogon, który połamała przy klapnięciu na tyłek? A tak to przy jego pomocy wspinałaby się na „jednopiętrowce”? Normalni ludzie nazywają to domem parterowym, względnie bungalowem, tak z hamerykańska.
Jak co dzień na śniadanie były gotowane jajka, a do tego dwie tace, z chlebem i z dodatkami do niego. – Codziennie były jajka i nikt jeszcze nie miał ich dosyć?
Jak zawsze, pan Elise, który od zawsze starał się nie wyglądać, jak jego szwagier, Kurt Summers, który wyglądał jak dwutonowa kupa smalcu, wzgardził śniadaniem. – Gramatyka płacze, składnia płacze, ja płaczę.
Poza tym, rodzinny obowiązek, wymagał od niego, dużej sprawności fizycznej. – A w jaki sposób śniadanie mu tę sprawność upośledza?
Gdy tylko jednak wzięła pierwszy kęs chleba coś nagle wstrząsnęło stołem. // Westchnęła przypatrując się wielkiej, nieco zardzewiałej kuszy leżącej bezczelnie na stole. Złośliwość rzeczy martwych (albo Heatha) sprawiła, że gigantyczne cholerstwo rozpaćkało gotowane jajka Izzy po całym stole, sięgając nawet gazety codziennej czytanej przez pana Elise. – Mam z tego rozumieć, że wyrostek rzucił złośliwie kuszą w talerz pełen jajek na miękko? Aha.
Teraz jednak jej ojciec nie siedział z nimi przy stole, lecz torował łazienkę, więc obeszło się bez krzyku. – Co robił ojciec? Trollował łazienkę? Na tym etapie nawet by mnie to nie zdziwiło.
Jednak po zuchwałym samobójstwie (które wcale nie musiało być samobójstwem!) szeryf Greymor Richard Lahey, oraz jego jednostka w lasach miasteczka, znaleźli kolejne ciało. – Jak wygląda zuchwałe samobójstwo? Ze zdania wynika, że popełnił je szeryf, a potem pośmiertnie znalazł jakieś ciało.
Otrzymaliśmy bowiem wiele podobnych doniesień o tym, że FBI poszerzy kręgi swego śledztwa ze śledztwa o samobójstwie z niespełna tygodnia, do i tej, najnowszej sprawy. Bitwa słowna Richarda Lahey’a, oraz szefa FBI Douglasa McCalla cały czas jednak trwa. // „Nie wydaję mi się, żeby agenci federalni byli potrzebni nam w Greymor. Policja od dziesiątek lat, radziła sobie tu bez nich i nie wydaje mi się, żeby sprawa była na tyle krytyczna, by ich wzywać. Samobójstwa są następstwem depresji, które wiele razy towarzyszą nastolatkom i ku mojej wielkiej trwodze, jest ich coraz więcej, a to oznacza, że takie rzeczy dzieją się nawet na byle wsiach. Ich interwencja naprawdę nie była konieczna.” Mówi dość nerwowo Szeryf. // „ Za przeproszeniem, ale wydaję mi się, że pan Richard nie zdaje sobie kompletnie sprawy z powagi sytuacji. Według naszego śledztwa, wychodzi na jaw, że samobójstwo nad którym pracujemy kryje w sobie pewną tajemnice. Bardzo możliwe, że jest to morderstwo. Odkryliśmy to wtedy, kiedy policja postawiła już kropkę na końcu zdania w protokołach o samobójstwie. Nie winię jednak za to Szeryfa. Policja w tych czasach jest po prostu bardzo niedouczona i nic dziwnego, że gdy przy całym użeraniu się ze wstawianiem mandatów i szukaniu drobnych złodziei ta sprawa ich przerasta.” Odpowiada wet za wet szef kalifornijskiego FBI. – Nie wyobrażam sobie FBI i sił policji dogadujących sobie w prasie w tak dziecinny sposób. Odpowiedzialni za utrzymywanie porządku w kraju, nie mogą sobie pozwalać na niszczenie autorytetu sojusznika.
- Matamos o que voce deve- powiedział, przykładając sobie palec do brody. To musiał być Gordon. Wyglądał jakby myślał, a młoda Elise podejrzewała, że Heathowi ta funkcja życiowa jest obca.- To z rumuńskiego. A czemu Izzy? // - Bo nasz ród wywodzi się z Rumunii? – Nie wiem, co oni ćpią, ale to zdanie jest po portugalsku.
Nagle Thomas Elise niespodziewanie wyszedł z łazienki. Po takich posiedzeniach jej ojca, Izzy musiała casem zużywać cały odświeżać powietrza na raz, by w ogóle dało się tam wejść. // Po minie taty i jego ściągnięty w złości brwiach Izzy doszła do wniosku, że chyba słyszał całą rozmowę zza drzwi łazienki. // - Do czego ty zmuszasz moją córkę!- ryknął od progu.- I co ta klępa robi na moim jadalnianym stole! Chyba powiedziałem, że nie życzę sobie, żebym ja albo Izzy musieli to widzieć!- wyrzucił z siebie kolejny zarzut, wskazując palcem na zardzewiałą kuszę. // - Po pierwsze, do niczego jej nie zmuszam. Uczę ją rodzinnej powinności, o czym ty najwyraźniej zapomniałeś. Czyżbyś wypiął się na rodzinny obowiązek?- zaczął (...) - Ona powinna się nauczyć. Ma już siedemnaście lat! W jej wieku i ty i twoja siostra mieliście na rękach nie pierwszą krew tych skurwieli!- odparł mu Heath. – I dorosły mężczyzna, łowca, daje tak po sobie jeździć dwójce piętnastolatków?
Nie pamiętasz naszego motto? Matamos a que vorce deve. To nasza główna zasada. Wy, tacy prostolinijni chcecie ją złamać? – A co ma prostolinijność do rzeczy? Przestań używać losowych słów.
Kłótnia trwała w najlepsze, budząc najbliższych sąsiadów. – Ach, są tacy dyskretni. Dziwię się, że policja jeszcze nie zrobiła im wjazdu na chatę.
Bała się, że Bliźniacy postanowią wyruszyć na łowy dopiero po lekcjach, których mieli tylko dwa – Mieli tylko dwie lekcje?
Rozdział 16- Atak zbolałego transwestyty
Całe lata on, Jason i Colton aż trzęśli portkami na samą myśl rozmowy z Derekiem, a tu się okazuje, że to po prostu zwykły facet z psychiatrycznymi zaburzeniami osobowości. – Z zaburzeniami osobowości po prostu, albo z problemami psychicznymi. Które, swoją drogą, nie muszą oznaczać, że Derek nie jest niebezpiecznym człowiekiem.
Więc szybkie nawianie niepoprawną angliszczyzną na uchem, w jasonowskim stylu wcale Lahey’owi nie przeszkadzał. – Czy to opko pisze za ciebie jakiś kaleki translator?
Już dzień po wydaniu tego tygodnika zewsząd otaczały szeryfa służbowe telefony. – Ta, murem go otaczały.
Skierowała w stronę Ashtona swój perlisty uśmiech, tak podobny do uśmiechu swojego syna i wyciągnęła w górę oba kciuki. – Chciałabym wiedzieć, jak to sobie wyobrażasz, bo z tego co wiem, ludzie nie wydają żadnego charakterystycznego dźwięku, uśmiechając się.
Na wzmiankę o Feliksie, żołądek podskoczył do Ashowi do gardła. Wiedział, że musi w końcu powiedzieć Jasonowi prawdę o jego najlepszym przyjacielu, ale jak miał to zrobić. „Wiesz, Jason, Felix wcale nie wyjechał, po prostu ma mocnego dilera i nagle poczuł w sobie kobietę. To ta gigantyczna blondynka, o, tam!” raczej nie jest najlepszym pomysłem. – Ale jakie narkotyki, skąd ten pomysł nagle.
musiał skonsultować to z Felkiem. Nie był pewny, czy chłopak…(dziewczyna?) będzie chciał(a?), żeby powiedzieć o tym Jasowi. – Powinien być pewien, bo Feliks wyraźnie nalegał na zachowanie tajemnicy.
- Twoja czterdziestoletnia m a t k a, mówi ci, że jestes chujem prosto w twarz?- Ashton zawsze uważał rodzinę Blackley za delikatną, groteskową patologię, wiecie, cos a'la rodzina Bundych, ale na to na pewno by nie wpadł patrząc na elegancką, rozsądną (i czasem żądną znęcania się nad uczniami) panią Blackley. // - Nie do końca. Zazwyczaj po prostu pyta się mnie, czemu cały jestem jak to, co mam pomiędzy nogami, co w normalnym języku oznacza, że wiele razy pyta się mnie, czemu jestem takim kutasem. – Aha. I taki człowiek uczy w szkole. I nikt jeszcze nie zgłosił jej zachowania na policję, chociaż maltretuje syna nawet w miejscach publicznych, przy świadkach.
Gdy tak spoglądał na Felixa prawie się porzygał. Chłopak kompletnie nie znał się na kobiecej modzie. To, w co dzis był ubrany, niebezpiecznie przypominało styl Aretty Franklin z Blues Brothers, starego filmu, który Ashton ogląda co roku wraz z ojcem w Święto Dziękczynienia. Poza tym, na swoich chybotliwych koturnach, był po prostu... dziewczyną z wrodzonym gigantyzmem. – I to jest, twoim zdaniem, dobry powód wymiotów? Źle dobrane ciuchy? Gigantyzm?
Najgorsze było jednak to, że patrząc na jego twarz, uswiadomił sobie, że gdyby mocno się nie wpatrzył... to by go nie poznał! Ostre, aczkolwiek równomierne rysy Felixa skryte były pod idealnie nalożoną makijażową maską, która, w tak dużej porcji wyglądała jak prawdziwa tapeta, albo gładź szpachlowa. Patrząc na to, Ashton był gotowy uwierzyć w żarty o dziewczynach, które swój makijaż zdejmują dłutem. – Co to, kuźwa, są równomierne rysy. Regularne?
- Kurwa, Ashton, w gówno żem wpadł- jękął Felix, zaciągając Asha to pustej klasy literatury. (...) - Mam mój nowy plan lekcji, po tym, jak zmieniłem sobie profil na artystyczno-muzyczny- powiedział, a Ashton z ulgą zauważył, że on również mówi o sobie w formie męskiej. – JAK. Czy szkoła wie o transseksualiźmie Feliksa? Czy wszyscy nauczyciele zostali wtajemniczeni? Czy Feliks operuje na fałszywych papierach? Akcja dzieje się w kraju anglojęzycznym, nikt by po tych słowach nie odgadł, że Felix mówi o sobie w rodzaju męskim.
- Nie o to mi chodzi, ułomie!- odwrzasnął zdenerwowany Felix. Ashton postanowił, że dopóki chłopak nie zrobi operacji zmiany płci (której nie zrobi z powodu swojego zbyt dużego zamiłowania do kobiet i swojego penisa) zostanie przy zwracaniu się do niego w formie męskiej. – Ashton, kotuś, jeśli boisz się pytać kumpla wprost, to i tak mam dla ciebie dobre wieści: żyjesz w świecie googli, wikipedii, youtuba i innych cudów internetu. Takich operacji nie robi się od ręki i zwykle poprzedza je kilkuletnia (!) terapia hormonalna oraz tzw. test życia. Nie wszyscy, którzy przeszli leczenie hormonami, decydują się na operację. Twórcy strony o transseksualiźmie na wikipedii naprawdę się postarali, by była rzetelna. Ashton niech sobie będzie niedouczonym idiotą (który w dodatku zaplanował poniżanie starego kumpla w najtrudniejszym okresie w jego całym dotychczasowym życiu, bo tym jest coming out – Ashton wychodzi na strasznego buca, jeśli ma zamiar świadomie negować tożsamość F/O), ale prawdopodobieństwo psychologiczne Feliksa jest ujemne. Odsyłam do poczytania o stresie mniejszościowym. Ameryka nie jest tak cudowna i liberalna, żeby przyjęła Feliksa/Olivię bez mrugnięcia okiem. Żaden kraj nie jest. Feliks wygląda mi na nic ponad element komiczny, co samo w sobie może i nie byłoby złe (wszak śmiać się można prawie z wszystkiego), gdyby wątek nie był swoją własną karykaturą.
- To? Ależ to tylko wstawki, do kupienia w każdym sexshopie. Wypycha się nimi staniki- powiedział rzeczowo Felix, co napawało Ashtona, zarówno trwogą, jak i ulgą, że Felix na skutek pochopnej decyzji nie postanowił sobie zrobić implantów. – Feliks jest albo tak głupi, że użycie googli go przeraża, albo powinien w te pędy lecieć do specjalisty, bo widzę, ze tego nie zrobił, zaopatrując się w sexshopie w sztuczny biust.
- To się nie bój. Próbuję po prostu ci przypomnieć, że twój najlepszy przyjaciel, gdy tylko zobaczy piersi o rozmiarze chociaż trochę ponad normą, to już się napala. – Zaraz, co. Ashton tłumaczy Feliksowi, jak zachowuje się najlepszy przyjaciel Feliksa?
Brunet sam nie wiedział, czy Felix stroił sobie z niego żarty, czy może naprawdę robił się taki niebezieczny. – Co jest niebezpiecznego w założeniu spódnicy?
- Może mnie rozpoznać- powiedział krótko blondyn. (...) Bo wiesz, miałem pewnien pomysł, który móglby wypalić... wiesz, Jason rzeczywiscie rzuca się na wszystko, ale ma jednak kilka swoich zasad. // - Do czego zmierzasz?- zapytał nieco przerażony Ashton. // - Wiesz, on nie tknie dziewczyny kolegi i… // - O nie!- wrzasnąl Ashton. – To jest tak głupie, jak Hitler na tych gifach.
Dlaczego Feliks zakłada, że jeśli będzie udawać dziewczynę Ashtona, to Jason go nie rozpozna, ale jeśli będzie udawać zwykłą uczennicę, to całe przebranie na nic?
Dziewczyna była w szaliku, czapce, okularach przeciwsłonecznych i... szczerym szoku. – Szok udrapowała sobie na ramionach.
Gdyby nie to, że w miarę morzliwości, Kylenn, jego daleka kuzynka przekazywała mu poprawne działania na kawałkach zeszytowej kartki. – Gdyby nie to, to co?
- Zostaw mnie Ashton! Nic mi nie jest! Czemu mi się w ogóle tłumaczysz?- mówiła Elise, ale jej głos był przykryty grubą warstwą mocno skrywanego zawodu. – Warstwą tak grubą, jak ten makijaż zdejmowany kilofem.
- Słuchaj, Izzy, teraz powiem ci prawdę i tylko prawdę, ale musisz mi obiecać, że nikomu nie powiesz. // - Cóż...- dziewczyna najwyraźniej nie była pewna, czy ta prawda jej się spodoba.- No dobra. Mów. // - To... ta dziewczyna… // - Która tak strasznie się do ciebie kleiła? // - Tak. Nie. To nie tak. Ta dziewczyna, to nie była dziewczyna. // - Co?! // - To był facet. Mój kolega, Felix- odparł, chociaż jego ton wyraźnie świadczył, że sam do końca nie wie, jak się za to tłumaczenie zabrać. // - Jesteś gejem? Albo bi?- zapytała wyraźnie zdezorientowana Elise, drapiąc się po swojej głowie, przedzierając się palcami po ciemnokasztanowych włosach. // - Nie! Skąd. Po prostu... wiesz, nikt, oprócz mnie i Felixa, nie wie, że, no... Felix jest Felixem. W sensie, że jego kobiece alter ego Olivia, to on. Nikt go nie rozpoznaje. On raczej nie jest transseksualistą. Po prostu... wydaje mi się, że on się przed czymś albo kimś ukrywa. I wynikła taka przezabawna sytuacja, że jego najlepszy przyjaciel (w sensie Feliksa, nie Olivii) Jason, którego pewnie znasz, go podrywał. Wiesz, on tak ma, rzuca się na wszystko co się rusza i jest płci przeciwnej. No i Felix błagał mnie tam, żebym udawał jego chłopaka, żeby Jason już go więcej nie podrywał. Wszystko- gdy skończył, aż się zdyszał. // Przez chwilę sam nie wiedział, czy dziewczyna dostała zawału, czy może szału po takim natłoku informacji. W każdym razie wyglądała, jakby wylądował przed nią statek kosmiczny wraz z wesołą, zieloną załogą. // - Czekaj...- zaczęła, a Ashton nie mógł już znieść tego napięcia.- Twoja opowieść jest tak absurdalnie głupia i niewiarygodna, że... że chyba jestem w stanie ci uwierzyć. Nikt o zdrowych zmysłach nie wymyśliłby tego na poczekaniu, a słyszałam, że ty akurat nie dysponujesz zbyt dużą wyobraźnią. // - No, nie za bardzo- przyznał się bez bicia chłopak. // - Więc ty tak na serio z tą całą historią? // - Pewnie, że tak. Nie okłamałbym cię przecież- odpowiedział w stu procentach na serio Lahey. // - To... to chyba nie jestem już zła- odparła, po czym niespodziewanie cmoknęła Asha w policzek i ruszyła z powotem na plac główny. – #aha.
Rozdział 17- Niektórych na sekundę nie da się zostawić samych
Szatnia śmierdziała. Nie, żeby to Kelly dziwiło. Od zarania dziejów szatnie sportowe śmierdziały niemal tak bardzo, jak kontenery ze śmieciami spod restauracji. Ten smród sprawiał, że Kelly czuła się jak w starych szatniach w Woodland. Okropna mieszanka potu i męskiej wody kolońskiej sprawiła, że wbrew pozorom czuła się dziwie znajomo. Mulatka już wyobrażała sobie minę Kimberly, gdyby przyszło jej spędzić tu więcej niż trzydzieści sekund. – Przecież chłopakiem Kim jest kapitan drużyny, to co, ona nigdy nie przyszła do szatni zamienić z nim kilku słów przed lub po meczu?
Własy i delikatny zarost miał w kolorze typowego skandynawskiego blondu, a kego rysy były twarde, może niezbyt piękne, ale nieprzejednanie męskie. – Próbowałaś kiedyś przejednać czyjeś rysy twarzy?
wdechnęła pierwszy haust powietrza (...) ustała na jednej z połów boiska na pozycji atakującego (...) faule są normalnoscią – Skąd ci przychodzą do głowy takie słowa?
A więc Derek nie jest zwykłym zbzikowanym schizofrenikiem, ale... ale naprawdzę jest Protektorem Greymor. Prektektorem, odpowiedzialnym za wszelkie stworzenia nadprzyrodzone Greymor, a czasem nawet w całym hrabstwie Sacramento. Ale potrzebuje pomocnika. Jak Batman I Robin. Kelly musi być jego Robinem i czuwać nad Ashtonem w szkole, czyli wtedy, gdy nie jest tego w stanie robić Derek. – CO. Jakim, kurnać, Protektorem? Skąd to nagłe poczucie obowiązku w Kelly?
Kelly nigdy nie wierzyła w historyjki, jakie odpowiada się dzieciom do snu, nie mówiąc już o tym, że nigdy się też ich nie bała. Nie wierzyła w duchy, wampiry ani inne tego typu stwory, a kiedy była mała, jedyną osobą, jaka mogła ją przestraszyć był Marilyn Manson (którego teraz uwielbia) lub Ozzy Osbourne. Teraz jednak, mimo iż obejrzała chyba setki horrorów z udziałem wilkołaków, które uważała jedynie za przerosnięte wersje wilków, czasem posiadające umiejętnosć chodzenia na dwóch łapach, była przerażona. W Ashtonie nie było nic tak obrzydliwego jak w Potterowskich wilkołakach, nie był też przerażający jak wilkołaki z Buntu Lykanów, a jednak napawał Kelly grozą. Znacznym czynnikiem na pewno było to, że normalny Ashton był spokojny I miły, a jednak wystarczyła chwila nieuwagi, by zmienił się w rządnego krwi skurwiela. – Aha. I żadnego wpływu na sytuację nie miało to, że wymienione przykłady były fikcyjne, a Ashton prawdziwy? A może Kelly zdaje sobie sprawę z tego, że jest bohaterką opka?
- Złamałes mi piszczel, pojebie!- krzyczał chłopak, obejmując swoją prawą nogę. // - Lahey, co ty, do cholery, wyprawiasz?!- wrzasnął z trybunów trener, zbliżając się do linii autu. // - To było niechcący!- o dziwo, Ashton brzmiał teraz jak Ashton, nie żaden Red Skull. W jego głosie brzmiało poczucie winy.- Chciałem mu odebrać piłkę, ale chyba za mocno zamachnąłem się kijem i zamiast go podciąć złamałem mu piszczel. // - Tak trzymać, Lahey! Pniesz się w górę!- odpowiedź Oakstone'a była tak niedorzeczna, że Kelly po prostu nie mogła się nie zasmiać. – Co tu się wyprawa w tym opku. Tylko czekać, aż rodzice poszkodowanego złożą pozew.
Rozdział 18- Chłopak, który wiedział za dużo i dziewczyna, która nie wiedziała nic
Zwinna, mała wiewiórka przebiegła tuż przed Derekiem, swoją puszystą kitą racząc jego długi pysk. – Racząc? Znaczy co, świadomie mu go wkładała do pyska?
Greymor tyle lat było spokojne. Co prawda zawsze było tu kilka nadprzyrodzonych istot, ale nie sprawiali oni problemów. – One, te istoty.
Derek zawsze uważał się za przeciętnie dobrego protektora. Nie był tak dobry, jak kiedyś był jego wuj Peter, ale nie był też tak straszny, jak te biedne wilkołaki z Waszyngtonu, na podstawie których napisano Zmierzch. – Uśmiechnęłam się, punkt dla ciebie.
Lampki choinkowe oświetlały całe podwórko, a kolorowe diody wmieszały się w tło, wyglądając niemal jak kolorowe świetliki. Stary, powycierany plastikowy Mikołaj stojący pośrodku ogrodu zerkał na furtkę swymi zrobionymi z guzików oczyma. Rok temu farba zszedła mu z oczu, czyniąc go coś na wzór dziwnego, mikołajo-batmana, toteż Derek i Lora szybko temu zaradzili. Co prawda odprute od swetra babci guziki nie wyglądały najpiękniej, ale przecież lepsze takie oczy niż żadne, nie? – Farba zeszła, nie zszedła. W jaki sposób białe oczy przywodzą na myśl Batmana?
Derek zawsze lubił patrzeć na ten nietypowy krajobraz. Ściółka okryta miękkim, puchowym śniegiem, wysokie drzewa bez śladu liści. – Który konkretnie z wymienionych elementów był nietypowy?
Siedzieli teraz wszyscy przy wąskim, ale długim stole, a w tle słychać było staromodną, każdemu znaną kolędę Mariah Carrey. – Tak, musiała być bardzo staromodna tych kilkadziesiąt lat temu.
Mama weszła do kuchni w fartuszku i rękawicach kuchennych niosąc kolejną tacę z kolejną pieczenią. Tata jeszcze nie wrócił, mimo że już dobre piętnaście minut temu poszedł po karpia. – Jakiego, kuźwa, karpia.
Ale wszystko się zmieniło, kiedy to Beth jeszcze przed długo przed osiemnastką (dwa lata) nieodpowiedzialnie wpadła ze swoim ówczesnym, znienawidzonym przez Alice chłopakiem, Kenem i szybko wzięła z nim ślub i wyprowadziła się z domu, zrzekając się dziedzictwa rodu Torry, najsłynniejszej w stanie Virginia rodziny kotołaków. – Zaraz, skąd tu kotołaki nagle? Czy rodzina kotołakow połaczyła się z rodziną wilkołaków? Czy nie mieli żadnych problemów z genetyką?
Derek zauważył, że wuj nawet, kiedy chodzi ukazuje sobą aurę nieprzejednanej władzy. I mimo iż Vincent był starszy i jeszcze do tego był alfą to i tak każdy w rodzinie wiedział, że rzeczywistym przywódcą ich stada jest Peter – Eee, ale jeśli Vincent jest alfą, to kim jest Peter?
- No, Derek, coś ty taki ponury?- zawołał wesołym tonem trzeci brat Vincenta, Trevor, uderzając młodego Hale'a otwartą dłonią w plecy. Uderzenie było tak silne, że chłopak prawie wypluł barszcz, którego łyk wziął przed chwilą ze szklanki. // - Wujku, daj mu spokój, Derek już taki jest- obroniła go Lora. – Ale wujek o tym nie wie i trzeba mu o tym powiedzieć. Mimo że widują się regularnie, co najmniej raz w roku.
- Daj spokój, Lora, przecież tylko rozmawiamy, nie młody?- Pyzata twarz najmłodszego wuja wygięła się w ogromnym uśmiechu. Derek zdobył się tylko na nieznaczne pokiwanie głową.- No, Derek, to ile to już latek stuknęło? Szesnaście? // - Czternaście- odpowiedział cicho Derek. Nieco przytłaczała go ta rozmowa. – Przytłaczało go pytanie o wiek?
- Tylko? Naprawdę? No proszę- Trevor wydawał się szczerze zdziwiony.- A twoje siostry? // - Lora ma w tym roku osiemnaście, a Cathy sześć. – Ale czemu wujek tego nie wie?
Niby niemożliwe, ale z jego psich oczu popłnęła pojedyncza łza, szybko wsiąkając w jego futro na pysku. – No jasne. Opko bez samotnej łzy jest jak bawarka bez mleka.
Kolejna wstydliwa łza spłynęła po jego pysku. Nie powinienem płakać. Nie mogę. Muszę być twardy. Czasem przytłaczało go to, że musi zawsze zachowywać swą pokerową twarz. Że nie może okazywać swoich prawdziwych uczuć. – Ale kto mu broni właściwie?
Gdy tak myślał o swojej pokerowej masce, napływał do niego obraz pewnej dziewczyny. O ile się nie mylił, miała na imię Kelly. Derek się jej bał. Nie tyle bał, co czuł, że może się okazać niebezpieczna. Czuł wokół niej aurę nadprzyrodzonych. Ale to nie tego się obawiał. Ona... ona mogła do przejrzeć. Jego maskę. Już przy pierwszym spotkaniu widział, że dziewczyna widzi, że on tylko udaję obojętność. I dlatego bał się, że przy każdym kolejnym spotkaniu coraz bardziej będzie się zbliżać do odkrycia prawdy i ujrzenia jego prawdziwego oblicza. // Sztywnego, zagubionego wilkołaka, wiecznie w żałobie przez to, co stracił. – Wypłacz mi tako rzeke.
Derek miał w sobie dużo testosteronu, który dodawał mu cechy praczłowieka. A to oznaczało, że lubił chodzić nago. Oczywiście tylko w swoim własnym towarzystwie. – I don’t even. I że miał masywny łuk brwiowy. I malutki móżdżek. I postawę taką raczej przygarbioną.
Wszedł smagany wiatrem przez łuk w drzwiach do swojej piwnicy. – Wiatr mu wieje pod ziemią?
Gdy jednak zobaczyła twarz Dereka w szklanym odbiciu ramy zdjęcia klasowego z pierwszej klasy liceum, na którym Derek wyglądał dosłownie jak przejechany buldog. – ...to co?
- O, Dere...- zaczęła, ale kiedy zobaczyła Dereka w całości, nagle zamilkła, z szeroko otwartymi ustami. Dosłownie, jakby ona też doznała szału. – Nie szoku czasem?
- Dobra, nie patrzę- Kelly zakryła smukłą dłonią oczy, chociaż Derek i tak podejrzewał, że widziała wszystko przez dziurki pomiędzy palcami. Schyliła się i sięgnęła z niedaleko stojącego fotela stare, zielone bermudy.- Trzymaj- rzuciła spodnie w stronę chłopaka. // Derek szybko założył je na siebie. Szczerze mówiąc, nie wstydził się swojej nagości. Gdyby nie tak dziwna reakcja Kelly, mógłby spokojnie chodzić wokół niej nago i ani trochę by się tym nie krępował. – Dziwna? To jakie były te normalne?
- Czego chcesz?- zapytał oschle. Uznał, że skoro Kelly może być tak niebezpieczna dla jego kamuflażu, to trzeba trzymać ją na dystans. A to oznacza, że musi być dla niej po prostu oschłym... hujem? Tak, to na pewno zadziała, a dla Dereka nie będzie nawet trudne. – Bardziej wtórnie się już nie da?
- Jesteś fiutem- zakończyła temat, a po chwili dopowiedziała:- Teraz już w pełni ci wierzę. – Wierzę ci, bo jesteś fiutem. Albo: wierzę ci, bo masz największego fiuta, jakiego widziałam. Nie wiem, co gorsze.
Ostrzegałem cię o tym. – Przed tym.
Rozdział 19- Bliskie spotkanie z bezdomnym
Życie jest piękne. Myslał Jason, spoglądając na słodkie pierwszoklasistki w kusych spodenkach sportowych i na ich trzęsące się w biegu przez bieżnie gabaryty. – Amerykańskie nastolatki rozwijają się jakoś wcześniej niż pozostałe?
Sam Jason stał w pozycji na Jezusa na trawniku niedaleko boiska, racząc się wodą ze zraszacza ochładzającą przyjemnie jego ciało. – Z rękoma do góry?
Dosć sporą rolę w jego buncie odgrywał fakt, że spasła wuefista w ogóle nie interesowała się swoimi uczniami i mimo to, że widywała ich regularnie od roku, dalej nie pamiętała ich imion, a nawet ich twarzy. Dorodne truskawki były widać od nich ciekawsze. – Nic tak nie tuczy jak truskawki?
Gdyby nie ten w-f, Jason uznałby ten dzień do listy tych nieudanych. – Można coś zaliczyć do listy, nie uznać.
I kiedy już myslał, że dzis po tych wszystkich suszach nadzejdzie dzień, kiedy to miły własciciel truskawkowych pól, w zamian za dobre oceny z w-f swojej córki nie będzie w stanie dać grubej nauczycielki wiaderka na przekąskę, co spowoduje u nauczycielki furię, wyładowywaną na swych uczniach, Bóg się jednak do Jasona usmiechnął. Jason naprawdę nie wiedział, jak te truskawki zdołały zniesć ten upał, nie więdnąc przy okazji, ale teraz leżały na małym stoliku podwórkowym przed boiskiem, czekając na swoją kolej wycieczki do żołądka grubej wuefistki Jasona. – Tak, zrozumieliśmy że jest przy kości, nie trzeba tego w kółko powtarzać.
- A ty jestes przygłupem- odparował mu przyjaciel.- Płyniesz, czy nie? // - Pewnie, że płynę- odparł nierozważnie Blackley. // Ustał tuż przy końcu pomostu I szybko zdjął z siebie bluzkę, spodnie oraz buty, zostawiając je tuż przy Feliksie, z obawą, że gdy wróci, będzie musiał zanurkować w jeziorze jeszcze po swoje ubrania. – Stanął, nie ustał. Względnie ustawił się.
Woda tu była ciemna. Zawsze była. Jason wiele razy widział na zdjęciach jeziora, których woda była przejrzysta jak łza. Aczkolwiek na żywo się z takim nie spotkał. Dlatego też wystarczyło dwadzieścia przepłyniętych metrów, żeby Jason nie widział już się od pasa w dół. – Eee, czy to jakaś nowa technika pływacka, w pionie?
Wyglądała słodko i eterycznie, ale jasne, w sumie rudawe włosy sprawiały, że stawała się w oczach mężczyzn nie dziewczynką, a seksowną kobietą. – Rude włosy postarzają tak skutecznie?
Dziewczyny już miały opowiedzieć, kiedy nagle z pobliskiego sadu wyszła jakas postać. Na początku Jason nie wiedział kto to, ale potem. – Gramatyka leży.
- Stary, smierdzisz, jakbys wyszedł ze smietnika- poskarżył się, zamiast radować, że kolego w końcu łaskawie się pokazał.- Co się stało? // - Gdybys się nie mył przez pięć dni, też bys tak smierdział- odparował Colton.- Słuchaj, szukam noclegu. // - Twoja matka wie? // - A wyglądam, jakby szukała mnie policja? Trzy dni temu do nich zadzwoniłem i powiedziałem, że jestem u kolegi I mają mnie nie szukać, bo jestem pełnoletni. // - Aaa... Więc po co się zjawiłes? // - Potrzebuję noclegu na kilka dni. Mogę się u ciebie zawekować? // Jason podrapał się w rozterce po głowie. Mógł być z tym problem. // - O... stary, nie ma mowy- odparł ze współczuciem. // - Umyję się- zadeklarował Colton, a Bleckley nie mógł się powstrzymać od parsknięcia smiechem. // - Stary, nie o to chodzi. Dwa miesiące temu, rodzice nakryli mnie, jak paliłem z Feliksem zioło w piwnicy. Od tego czasu nie pozwalają mi kategorycznie kogokolwiek zapraszać na noc. Przykro mi. // - Spoko- odrzekł smutnym tonem Colton.- Zawekuję się na kilka dni w jakims hotelu, a potem może wrócę do domu? // Powodzenia- powiedział mu na pożegnanie Jason, ale wątpił, by Colton to usłyszał. Wystarczyło kilka sekund, by jego sylwetka znów rozmyła się w czelusciach sadu. – Zadekować, wekować możesz słoiki. Jak mam uwierzyć w to, że oni się przyjaźnią, jeśli Jason, świadom tego, że Colton uciekł z domu, nie ma gdzie się podziać, prawdopodobnie kończą mu się pieniądze i jedzenie, nie przejmuje się tym ani odrobinę? Nie raczy też wspomnieć nikomu o sytuacji kumpla, pomyśleć nad jakimś alternatywnym rozwiązaniem, albo chociaż przejąć się jego sytuacją. To już kamień polny ma więcej empatii.
Rozdział 20- Setki czarnych scenariuszy
Brett nie odzywał się od dłuższego czasu. Nie zjawił się wtedy u Kelly, żeby z nią porozmawiać, mimo iż jeszcze tego samego dnia błagał ją, by do niego wróciła. Jakby komletnie ją olał. Ale to nie był Brett. Brett nigdy by czegos takiego nie zrobił.Nie był taki i już. Kelly spędziła z nim tyle czasu, że wiedziała, że mimo głupoty Bretta, starał się być dla kobiet dobry. No, może nie licząc swojej matki. Wiele było sytuacji, kiedy pani Smith odchodziła od zmysłów, zastanawiając się, gdzie podziewa się jej syn i czemu jeszcze nie wrócił. Kelly wiele razy było żal tej kobiety. Pani Smith była życzliwa I bardzo opiekuńcza. Wiele razy, kiedy Kelly jako mała dziewczynka przychodziła rozdawać jakie ważne papiery, które, jej tata wójt kazał rozdać odpowiednim osobom, ta kobieta częstowała ją chlebem ze swojską komfiturą. Ale mimo to, nigdy nie zwracała Brettowi uwagi, na to jak zachowuje się względem swojej matki, choć wiele razy miała ochotę. Wiedziała jednak, że byłaby to hipokryzja, zwarzając na jej kontakty z matką. // Bądź co bądź, Brett nigdy by jej tak nie wystawił, bez słowa wyjasnienia. – Z jednej strony fajnie, że starasz się budować jakieś tło dla trzecioplanowych postaci, ale z drugiej robisz to w strasznie papierowy sposób.
- No, to może panna Poiners odpowie mi na pytanie, kiedy miało miejsce założenie pierwszej kolonii w Plymouth?- zadał pytanie podstarzały nauczyciel historii, pan Kaufman. // - To się nie zdarzyło...- odpowiedziała niemal automatycznie, a po chwili uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Strzeliła niezłą gafę! Na tyle się zamysliła, że zamiast odpowiedzieć, powiedziała na głos swoje mysli. // - Cóż... przepuszczę tą odpowiedź pomimo uszu- odparł nauczyciel, przejeżdżając swoim wózkiem inwalidzkim wzdłóż klasy. Inni uczniowie dalej smieli się z Kelly do rozpuku. // Czy ten dzień może być gorszy? Zapytała Kelly, ale szybko ugryzła się w język. Zazwyczaj w filmach, gdy padało to pytanie, robiło się jeszcze gorzej. // Na pytanie odpowiedziała Susan, miła blondynka, siedząca dwie ławki od Kelly. – Z tego wynika, że Susan odpowiedziała na pytanie zadane przez Kelly.
Rozdział 21- Kobiety są jakieś inne
Teraz jednak targała nim niepewność. Bał się, że pod tym zwykłym spotkaniem w celach naukowych może kryć się coś jeszcze. Czuł się nie fair wobec Izzy. Poza tym, nie chciał, żeby Kelly wyobrażała sobie niewiadomo co, względem nich. Nie chodzi o to, że Kelly była brzydka. Nie, Kelly była dosyć atrakcyjna, jeśli akurat ktoś gustował w dziewczętach w stylu Lary Croft, zarówno z wyglądu, jak i charakteru. Po prostu Ashton był wierny Izzy. Poza tym, dziewczęca, słodka panna Elise była bardziej w jego typie niż wojownicza amazonka Poiners. – Co to za argumentacja? Co ma do rzeczy uroda Kelly?
Dlatego bardzo nie chciał, by to spotkanie miało jakiekolwiek podteksty miłosne. Choć szczerze w to wątpił. Jeszcze rok temu, był kompletnie aseksualny, zepchnięty na margines przez atrakcyjnych kolegów z klasy i tak nagle, dwie zupełnie różne, piękne dziewczyny miałyby się nim zainteresować? Niemożliwe. – Osoba aseksualna to osoba, która nie odczuwa popędu. A nie osoba, która tego popędu nie wywołuje.
Blok, w którym mieszkała Kelly był jednym z tych brzydkich, starych bloków, w których bijatyki i kłótnie pijanych sąsiadów były na porządku dziennym. Jasnopomarańczowe ściany w większości były już poździerane z farby, tak, że w wielu miejscach prześwitywał beton i pustaki, z których został zbudowany dom. Rynny były poodrywane, a przy prawie każdym oknie dało znaleźć się talerz satelitarny. Okna gdzieniegdzie były powybijane. Na trzepaku przed blokiem bawiło się kilka wychudonych dzieci, a tuż przy wielkich kontenerach, jakiś menel starał się bezskutecznie ustać na własnych nogach. – Lol. Skąd ten Sosnowiec nagle w takim małym, acz porządnym amerykańskim miasteczku?
Na sobie jak zawsze miała swoje poszarpane szkorty, które wyglądały, jak zrobiono jej ze zwykłych dżinsów za pomocą siekiery. Podarte szkorty były chyba znakiem szczególnym Kelly – Szkorty?
Zaprowadziła Ashtona do swojego pokoju. Był mały, ale tak kontrowersyjny i buntowniczy, ile tylko dało się wcisnąć do pokoju o rozmiarach szesciu metrów kwadratowych. – Jak pokój może być kontrowersyjny?
Otworzyła mu obca dziewczyna. Była młodsza od Kelly, co było widać po rysach twarzy, jednak było od niej wyższa. Miała tak samo czekoladową cerę jak Kelly, więc Ashton szybko skojarzył, że musiała to być Abigail, siostra Kelly. Miała twarz mocno podobną do starszej siostry. Jedyne, co się różniło, to wąskie usta Abigail, jej mocno niebieskie oczy i ciemnorude włosy, ciekawie kontrastujące się z kolorem skóry. // - Kelly, idziesz czy nie?!- wrzasnęła w stronę zamkniętych drzwi tuż za nią. Cóż za miłe powitanie. // - Idę już!- wrzasnęła zza drzwi Kelly. Jej donośnego głosu nie dało się z nikim pomylić. (...) Kelly nic nie odpowiedziała. Sięgnęła po butelkę wody i wylała całą zawartość na Ashtona. Woda była lodowata. I Wtedy Ashton nieźle się zdenerwował. To było, jakby jakiś istynkt przejął nad nim kontrole. Jakaś wewnętrzna dzikość się z niego uwalniała. Nie wiadomo czemu, ryknął na cały głos, widząc Kelly, która teraz chyba bawiła się w operatora kamery swoją komórką. // Miał ochotę ją zabić. Rozerwać na kawałki. Posłuchać jej przedśmiertnego krzyku. Chciał, by cierpiała. – Genialne. Kelly przeprowadza te testy w domu, narażając rodzinę? Tę siostrę, która otworzyła drzwi i brata, o którym chyba już wszyscy zapomnieli? Wie, jak niebezpieczny potrafi być Ashton, widziała, jak łamie piszczele graczom na boisku, a mimo to z rozmysłem go drażni w miejscu pełnym postronnych osób?
Rozdział 22- Wzloty i upadki bety
Mimo jego sympatii do alkoholu, Flint i tak lubił Oakstone'a. Billy był całkiem w porządku, jeśli nie licząc tych wszystkich treningów, kiedy to sfrustrowany swoim nałogiem alkoholowym mieszał wszystkich swoich uczniów z błotem. Ale posiadówki z Billym po zwycięskim meczu lacrossa były naprawdę przyjemne. Trener siedział i popijając setną szklankę Burbona pisał przemówienie zwycięzców, chłopaki z drużyny tylko pili, ale i tak było bardzo miło. Tym bardziej, że Oakstone na opijanie zwycięstw zawsze zabierał trochę szkolnego kapitału, tym samym wyposażając swoich uczniów w najlepsze marki whisky, burbona i innych bursztynowych i szkarłatnych płynów. – Zwłaszcza w Stanach, zwłaszcza w liceum.
Obrzydliwe połączenie potu i wody kolońskiej, od którego mdlały większości dziewczyn. – Gramatyka.
Piętnastolatek przemieżał zasnute śniegiem uliczki, z butelką wódki w ręce. Gdyby nie panująca tu znieczulica, może ktoś zwróciłby uwagę na pijanego nastolatka, szlajającego się po mieście w środku wielkiego mrozu. Ale było inaczej i każdemu było to obojętne. – Przemierzał. Taaaaaa, już widzę tę znieczulicę.
Forsyth odwrócił się do niego plecami i sięgnął dużą, sportową torbę, po czym rzucił ją tuż pod stopy Flinta. Sądząc po głośnym, metalicznym dźwięku, jaki się z niej wydobył, kiedy uderzyła o podłogę, Flint cieszył się, że jego stopy nie stały kilka centymetrów dalej. – Gramatyka.
Syndrom Alfy sprawiał, jaki był twój wilczy temperament. – Gramatyka.
Słaby Syndrom Alfy powodował, że wilk podswiadomie nie sprzeciwiał się swojemu alfie i musiał być komus posłuszny, być w stadzie. – Komukolwiek?
Był na siebie zły. Na początku pasowało mu bycie betą Forsytha. Teraz jednak wiele rzeczy uległo zmianie. – Wiemy, bo powtórzyłaś to już milion razy.
Dlatego właśnie każde stado miało w zanadrzu jakiegos zaprzyjaźnionego lekarza, który wiedział o w s z y s t k i m. On zajmował się chorymi, czy rannymi wilkołakami. Bo mogłoby być trochę niezręcznie, gdyby ktos zawiózł takiego wilkołaka do szpitala i lekarz, rozcinając go skalpelem, doszedł do wniosku, że jego pacjent ma dwie skóry i jeden wilczy hromosom. – Chromosom. I przez setki lat nikt się nie wygadał?
Rozdział 23- Koszmar senny na jawie
I położeniu się w swoim miękkim łóżku w pomalowanym na zielono, niedużym pokoju o półkach przysypanych książkami. – Sypkie ksiazki?
Ale szło się przyzwyczaić. A wręcz, nie dało się nie przyzwyczaić. Na przestrzeni lat Colton przyuważył, że stanwcza większosć mężczyzn jest dużo mniej wylewna I uczuciowa niż typowy kot rasy perskiej. To on po prostu urodził się taki, że po prostu widział, gdzie w niektórych sytuacjach powinno się okazać człowiekowi trochę czułości. Ale większość mężczyzn tego nie widziało, i właśnie stąd u Coltona wzięła się łatka mięczaka. Był trochę bardziej kobiecy, niż powinien, nad czym ubolewał latami. – Stek bzdurnych stereotypów.
Niestety życie Cola składało się z samych przyzwyczajeń i damska część jego charakteru również się w to wliczała. – Nie rozumiem. Damska część była przyzwyczajeniem czy może jednak się z nią urodził?
Idąc dalej utwardzaną drogą przez las Greymor, Colton zauważył w końcu przed sobą jakiś kształt. Przez dłuższą chwilę nie był w stanie zobaczyć, co to takiego, i niebezpiecznie zaczął zastanawiać się nad swoją biobtrią – Co to jest biobtria i dlaczego zastanawianie się jest niebezpieczne?
jego oczom ukazał się wielki, nim nie wyróżniający się budynek. Szybko skręcił w polną dróżkę prowadzącą do niego. // Budynek był typowy. Kwadratowy, o żółtych ścianach i czerwonym dachu, z białymi okennicami. Colton był pewien, że w jakimś większym miescie, byłby kompletnie niezauważalny. Tuż przed wejściem stała tablica. Wiatajcie w Papa's Motel- głosiły wytłuszczone, czerwone litery. – Typowy jak... na budynek użytku publicznego w środku lasu?
No bo jakim cudem, od małego łażąc po lasach greymorskich, nigdy go nie widział? Pewnie dopiero co go wybudowali, tłumaczył sobie, delikatnie ignorując fakt, że nigdy nie widział tu też żadnej budowy… // Ignorując kompletnie głos zdrowego rozsądku, spojrzał jeszcze raz niepewnie na obdrapane z czerwonanwej farby drzwi wejściowe. – Dopiero go wybudowali, ale już jest odrapany? CSI się będzie o niego zabijać, już to widzę.
Popchnął je mocno, nie myśląc o wszelkich tego typu nawiedzonych budynkach. Ale niestety, odruchem bezwarunkowym było dla niego przypomnienie sobie Lśnienia i American Horror Story: Hotel. Wyobraźnia, której zazwyczaj było mu brak, teraz płatała mu figle. – To po cholerę tam się pcha? Równocześnie myśli o tych budynkach i nie myśli. Jako osoba bez wyobraźni faktycznie idealnie przydałby się w takim miejscu jak NASA.
- Dzień dobry, witamy w Papa's Motel, czy chce pan wynająć pokój?- zapytała miłym, cienkim głosem. Colton dopiero po kilku minutach przyglądania się jej twarzy zauważył, jak bardzo kobieta ma podkrążone oczy. // - Aaa... w jakich cenach?- zapytał, nieco zawstydzony. Liczenie się z każdym groszem i okazywanie tego na prawo i lewonie było ulubionym momentem życia Cola. – Nie ma tu żadnego wpływu fakt, ze kolo jest bezdomny i bez kasy?
- Pięć dolarów. // - To... to w takim razie poproszę pokój na trzy noce- odparł szybko Colton wystawiając na ladę piętnaście dolarów, wysoce dumny ze swojej zardności. – Ta jasne. Jasne. Przecież ta scena jest kompletnie niewiarygodna.
Colton z ulgą rzucił torbę ze swoimi rzeczami na łóżko i z mpetem opadł tuż obok niej. – Muppetem?
Colton podejrzewał, że większość normalnych ludzi teraz by się bała, ale problem był taki, że on nie był normalny. To znaczy, z medycznego punktu widzenia nic złego z nim nie było, ale ze społecznego punku widzenia, każdy outsider trochę różnił się od zwykłych szarych mas. Zazwyczaj w ten niezbyt chlubny sposób. Colton nie był wyjątkiem. – To pewnie przez tę kobiecą część, co?
Gdy otworzył z powrotem drzwi łazienki, z zamiarem ponownego pójścia spać, zauważył, że coś porusza się tuż przy wyjściowych drzwiach. Po chwili dopiero zrozumiał, że to, co mignęło przed jego oczami, było spódnicą. Był tu ktoś. Jakaś dziewczyna. – Zostawił otwarte drzwi na korytarz, czy ma wzrok z rentgenem?
Dopiero teraz jego instynkt samozachowawczy zaczął działać na pełnych obrotach, wypełniając przerażającymi wizjami mózg Cola. Ale wrodzona ciekawość i dociekliwość Coltona znów z nim wygrała i zamiast uciekać gdzie popadnie, Colton postanowił pobiec za tajemniczą dziewczyną. – Dobrze rozumiem, ze przeraził się spódnicy? Czy to ma być jakiś symbolizm?
Zmusił się do otwarcia oczu, mimo iż bał się, że ekspodują pod wpływem wysokiego dźwięku, jaki wydobywał się z gardła tej nieznajomej kreatury. Tak, kreatury. Bo żaden człowiek nie byłby w stanie wydać z siebie takiego dźwięku. Żaden. – Żodyn!
http://x3.cdn03.imgwykop.pl/c3201142/comment_ktUIV2hgZl0rhvOSijTqe6GdFi4UH91x.jpg
Colton był bliski płaczu, kiedy nagle przełamał się i odzyskał panowanie nad własnymi stawami. – No fajnie, ale przydałyby mu się jeszcze mięśnie, przynajmniej do poruszania się.
Zacisnął jednak zęby i rozświetlił pokój. // Ledwo opanował się przed krzykiem, a jego serce o mało nie stanęło. // Pięć minut w składziku na miotły spędził z rozkładającym się trupem woźnego z jego szkoły... – Wtf, skąd tu woźny nagle. Czy ktoś wcześniej coś wspominał o jego zaginięciu?
Rozdział 24- Alfa, Beta i Omega
Nie miał pojęcia, jaka jest godzina, ale podejrzewał, że jeszcze wczesna. Mama zazwyczaj wstawała rano, nigdy przed dziesiątą, a jeśli już postanawiała budzić swoje dzieci, to zawsze było to przed dziewiątą. – To się kupy nie trzymie.
Obok jego łóżka, z pustym już wiaderkiem w ręku stała niewysoka, ciemnoskóra osóbka. Tryumfalny uśmiech na twarzy Kelly mówił, że osiągnęła to, co chciała. Ashton był już zbudzony, choć może niezbyt zdatny do umysłowego działania. A z resztą, czy on w ogóle kiedykolwiek był w stanie do umysłowego działania? (...)Tuż za Kelly, opierając się o framugę drzwi z miną zadowolonej z codziennego gnębienia mężczyzn feministki stała pani Lahey w siatkowanym fartuszku, w którym zapewne robiła już co sobotni składający się z zupy, dania głównego i deseru obiad. // - Brawo! Od lat szukałam jakiegoś sposobu, żeby go rano budzić- rzekła Susan Lahey – A zamoknięte łóżko? Who cares! No i oczywiście, feministki to nic, tylko całymi dniami gnębią facetów.
- No... w sumie masz rację- powiedział Ashton, leniwie pocierając dłonią czubek głowy.- Tylko się przebiorę i możemy lecieć. // - Ta... to ja może lepiej wyjdę? // - A po co? Przecież i tak widzisz mnie teraz w majtkach. // - No... w sumie. // Ashton uśmiechnął się, po czym sięgnął z krzesła przy biurku znoszone dżinsy. – Śpi w tych samych gaciach, w których chodzi za dnia? Fuj!
Patrząc tak na Kelly, Ashton czuł przemożną tajemnice. – Jak można czuć tajemnicę?
Wiesz, kiedy miałam dwanaście lat, umarł mój ojciec. Na raka płuc. Mama mówi, że Bóg tak chciał, ale według mnie, chciał tak nałóg papierosowy. Ale, kim jestem, żeby go oceniać? Był drwalem. – Co to ma do rzeczy, drwale częściej chorują na raka?
- Eee... chyba już chodźmy, zanim zdecyduję się zabić moich starych- zaoferował się Ashton, jednak cały czas w głębi serca męczyło go jedno pytanie. // Skąd jego tata miał prezerwatywy? // O, nie, nie chcę sobie tego wyobrażać! Fuj! A precz z takimi wizjami… – Ze... sklepu? Stacji benzynowej? Apteki?
- Ba! Ja nigdy w życiu się tyle po lasach nie nochodziłam, co tu przez dwa tygodnie w Greymor. A chyba nie muszę mówić, że Woodland, to miasteczko drwali?- odparła Kelly, podbiegając do chłopaka i zrównując się z nim krokiem. W jej włosach utknęło kilka liści, choć zwarzając na ich objętość, Ashton nie zdziwiłby się, gdyby zagościł na nich pszczeli ul. // - Aż tak źle nie jest- jedna z gałęzi uderzyła Ashtona w policzek, przez co chłopak zrobił na chwilę pauzę od marszu i mówienia.- Ale na pewno nie będę się wybierać już na spacery do lasu. // Kelly zaśmiała się krótko. // - Masz racje. Już wystarczająco nawdychałam się tego leśnego powietrza...- odrzekła.- Na pewno pamiętasz drogę? Błądzimy już tak od kilku minut. – Chodzą kilka minut po lesie i już maja dosyć na cale życie? Boru.
Rzucił się na mężczyznę, zanim jego pięsć zdołała dosięgnąć Kelly, która, mimo iż dalej z wojowniczą miną, wzrok miała przerażony. // Mężczyzna upadł na ziemię, przygnieciony przez Asha. Młody Lahey nie kłopotał się blokowaniem mu rąk. Nie było to konieczne. Przestraszony mężczyzna wrzeczał, patrząc prosto w oczy Ashtona i okładał go pięsciami, jednak ta słaba ludzka siła, nawet nie docierała do wilkołaka. To było tak, jakby uderzał w kamizelkę kuloodporną. Taką właśnie kamizelką była teraz twarda skóra Ashtona. // Ashton zaczął uderzać w twarz mężczyźnie. (...) Mężczyzna nie miał zamiaru się z nim kłócić, nie patrząc nawet na to, że nie ma z nim jego koleżki (który swoją drogą, nawiał już wtedy, kiedy zobaczył przemianę Ashtona) odwrócił się tak szybko, że prawie się przy tym wywrócił i pobiegł sprintem w stronę lesnej drogi. – I cała, przez stulecia zachowywana tajemnica, poszła się właśnie paść.
I najważniejsza zasada siódma. W każdy dzień pełni meldujesz się u mnie zaraz po szkole. Gdy będziesz już tak wyszkolony jak ja, w czasie pełni będziesz czuł jedynie przypływ mocy, nie będzie ona jednak robiła na ciebie większego większego wrażenia. Teraz jednak najniebezpieczniejszą rzeczą, jaka dla ciebie istnieje jest pełnia. Wtedy budzi się w tobie instynkt mordercy tak silny, że byłbys w stanie pozabijać wszystkich w tym miescie. Dlatego przychodzisz do mnie, a ja zakuwam cię w kajdany i tak spędzasz całą noc. Tak się skała, że pełnia wypada jutro, więc jeśli się nie zjawisz, to sam po ciebie przyjdę. // - Jutro?- jęknął ze zrezygnowaniem Ashton. // - Tak. // - Ale... ja nie mogę. // - Wykluczone. Musisz tu być. // - Ale jutro jest impreza u Kimberly. Umówiłem się na nią z taką jedną… // - Dziewczyna jest dla ciebie ważniejsza, niż bezpieczeństwo ludzi wokół? // (...) - Co to jest?- zapytał zaciekawiony, przejeżdżając palcem po spiralnym znaku. // - To jest Triskelion. Od lat jest znakiem wilkołaków z mojego rodu, ale i jest uważany jako ogólny znak wilkołaków. Widzisz, on... pomaga uspokoić puls i utrzymać ludzką postać. // - To ten twój plan? Mam to po prostu ubrać? // - Oczywiscie, że nie. Plan jest taki, bierzesz to ze sobą i idziesz na tą imprezę. Ja też się na nią wkręcę, ale tylko po to, żeby mieć na ciebie oko. Dam ci swój numer i jakby cokolwiek się działo, alarmuj mnie. Jesli poczujesz, że tracisz kontrolę, musisz szybko dostać się do najbliższej łazienki, wejsć pod zimną wodę i przyciskając Triskelion do serca, powatarzać: Alfa, beta, omega. O ile nie będzie źle, to ci pomoże, a jeśli okaże się, że ci to nie pomaga, zabieram cię tu, i przywiązuję łańcuchem do kaloryfera, zrozumiano? – To jest chyba najgorsza scena całego opka. Derek najpierw poświęca czas, by uświadomić bachorom, że sprawa jest poważna, a potem puszcza ich z byle wisiorkiem na imprezę, na której potencjalnie mogą zamordować dziesiątki osób. Wtf.
- Tak... chyba tak. // - Na pewno wiesz, co masz robić? // - Tak. // - No to jestesmy umówieni. // - Słabo to widzę- odezwała się jako ostatnia Kelly, z zakłopotaną miną przypatrując się Triskelionowi. // Ashton nie chciał się przyznać, ale w stu procentach podzielał zdanie Kelly. – Ale kij z tym, bo przecież imperatyw opkowy go zmusza do pójścia na imprę, Ashton nie może po prostu przykuć się w domu do kaloryfera, to byłoby za proste.
Rozdział 25- Siła nieczysta
Myśl, myśl, myśl! Kurczowo sciskał się za skronie, modląc się by znów nie usłyszeć przeszywającego głosu dziewczyny w czerni. Recepcjonistka. Pokojówka. Ktokolwiek. Ktoś musi tu być. Muszę kogoś zawiadomić. Zdawał sobie sprawę z tego, że personel hotelowy mógł być zamieszany w sprawę trupa, ale biorąc pod uwagę, to, co się tu dzieje, postanowił zaryzykować. Zbyt dużo komórek w mózgu mówiło mu, że jeśli zaraz czegoś nie zrobi, z telewizora wyjdzie Samara Morgan. – A wyjść z tego hotelu i pójść na policję nie mógł, bo?
Dobiegł do drzwi wyjściowych, i właśnie je otwierał, by wyjścia na zewnątrz, kiedy nagle poczuł zimny powiew wiatru. Pod wpływem silnego powiewu, zamknął oczy. gdy je otworzył, znalazł się znów na środku hallu, wpatrując się tępo w drzwi. // Deja-vu. Po prostu Deja-vu. Tłumaczył sobie znów, biegnąc w stronę drzwi. Znów szarpnął za klamkę. Poczuł zimny powiew, wiejący mu prosto w twarz. Gdy otworzył oczy, znów znajdował się w tym samym miejscu na środku hallu. // Podjął trzecią próbę. Potem czwartą i piątą. Nic to jednak nie dawało. Zawsze lądował na środku hallu, jakby coś przyciągało go tam, niczym magnes. (...) Wbiegł do pokoju jak z procy, odrzucając drzwi z takim impetem, że te prawie wyleciały z zawiasów. // I zapłakał. // W pokoju nie było już torby. Nie było już jego komórki. Nie było żadnych jego rzeczy. // Było tylko zawieszone na oknie prześcieradło, z wyciętym niechlujnie, niczym nożem na nim wielkim znakiem. Znakiem trzech połączonych ze sobą spirali. // Teraz Colton był już pewien. W tym hotelu była siła nieczysta. – Dopiero teraz. Trup go nie przekonał, nadnaturalna baba, brak wyjścia, nic – dopiero PRZEŚCIERADŁO W OKNIE.
Rozdział 26- I zaginęła w materialnym świecie
Co doprowadzało Kelly do szału. Bo kiedy Poiners musiała zrobić coś, na co nie miała zbyt wielkiej ochoty, lub, co było czasochłonne i według niej, nie miało większego znaczenia, robiła to szybko i byle jak. I po to miała Bretta. Chłopak zawsze wiedział, jak skutecznie stanąć Kelly na ambicję tak, żeby popchnąć ją do działania. Ale Brett nie odzywał się już od dłuższego czasu i teraz zmartwienie Kelly, ustępowało uczuciu wściekłości na kompletnie nieodpowiedzialnego chłopaka. Niech no ja go dorwę. – Wejść na ambicję. Kelly zachowuje się w tym rozdziale kompletnie nielogicznie, ma pretensje do Bretta, że jej nie nachodzi, choć wcześniej nie chciała go widzieć. Kiedy już się spotykają, robi mu awanturę z idiotycznych powodów. Przecież takie zachowanie nie pasuje do jej charakteru, a chłopaka sobie niczym na te fochy nie zasłużył.
Kelly wywinęła teatralnie oczyma. Nigdy nie rozumiała kobiet, które całe dnie spędzały na pielęgnacjach. Jej wystarczyło, że codziennie się myła. Nawet się nie malowała. W makijażu twarz bardzo się jej pociła, poza tym, na treningach zazwyczaj spływał. – Twarz się raczej od makijażu nie poci, chyba że używa się jakichś naprawdę tragicznie złych kosmetyków. I tak, widzimy, jak Kelly za wszelką cenę chce udowodnić, że nie jest jak inne dziewczyny, że jest niepowtarzalnym płatkiem śniegu.
Kolejne dwie godziny były dla dziewczyny prawdziwą męką. Kimberly skakała wokół niej, obkładając jej twarz najróżniejszymi maseczkami i kremami, z roślin, o którch istnieniu mulatka nawet nie miała pojęcia. Dla Kelly były to ciekawe odczucia, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się nakładać sobie maski na twarz. Musiała niestety przyznać, że nie było to zbyt przyjemne. Reczej jakby zawieszono jej na skórę obciążniki. // Kim nakładała jej również wosk w wiele miejsc, potem boleśnie go zrywając, ale za każdym razem, gdy Kelly się skarżyła, ta odpowiadała jej tylko: Trzeba czasem pocierpieć, żeby być piękną. Szkoda tylko, że Kelly nigdy nie starała się być jakoś szczególnie piękną. Niestety, gdy powiedziała o tym Kimberly, ta tylko spojrzała na nią wzrokiem, który mówił, że za takie herezje powinna spłonąć na stosie. – I co, Kim hobbystycznie kupuje sobie zestawy kosmetyków do każdego rodzaju cery, czy tez katuje skórę mulatki kosmetykami białej dziewczynki? Kolejna klisza: http://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/BeautifulAllAlong
W uszach z powodu braku dziurek miała klamry w kształcie małych, srebrnych kółek. – To się klipsy nazywa.
Kim pięknie się prezentowała, stojąc w progu w niebieskiej, obcisłej sukni i niebotycznie wysokich szpilkach, witając przybywających gości krótkim buziakiem w policzek, wiele razy wyjątkowo nie chcianym. – Z paszczy jej jedzie czy co? Dlaczego buziak od pięknej gospodyni miałby być czymś nieprzyjemnym?
Stanęła jak wryta, gdy z daleka zauważyła pewien przedmiot. Nie, tylko nie to. Pomyslała, wpatrując się w dżinsową, modnie powydzieraną kamizelkę z wielkim, wsiekłym buldogiem wyszytym na plecach. Każdy przecież może mieć taką kamizelkę. To nie musi być On. Ale nie każdy miał taki wzrost. Taką posturę… Gdy chłopak odwrócił się przodem do niej, wszystkie jej ulotne nadzieję zostały rozwiane. // Brett przeszył ją przerażonym spojrzeniem. Chyba nie spodziewał się tego spotkania tak samo, jak ona. I był dokładnie tak samo nim skonsternowany. // Tylko, że konsternacja u Kelly trwała tylko chwilę, zanim dziewczyna nie zmieniła się w furię. W tym momencie nie obchodziło jej, że Brett jest w towarzystwie chłopaków z Woodland. Kelly wszystkich ich znała i nie miała się czego przy nich wstydzić. Podeszła do Bretta, z wsciekłoscią czającą się w oczach… // - Kelly…!- zaczął Brett, sztucznie siląc się na luźny ton. Niestety, dużo mu to nie pomogło. // - Ty!- warknęła dziewczyna, po czym zasadziła chłopakowi potężne uderzenie otwartą dłonią w twarz. Niestety, Brett dalej był dwumetrowym sportowcem i nie zrobiło to na nim aż tak wielkiego wrażenia, jak spodziewała się Kelly. Bardziej ucierpiała jego męska duma. // Chłopak złapał się szybko za zaczerwieniony policzek. // - Kelly, co ci?!- zapytał wzburzony, choć jak przystało na dżentelmena, dalej starał się nie unosić głosu Kelly. Na inne kobiety byłby w stanie, ale nie na nią. Nie tyle z miłości, co z przekonania, że gdyby podniósł mocno na Kelly głos, lub powiedział w jej stronę kilka słów za dużo, po chwili w miejscu oka miałby sliwkę.- Nie poznaję cię!- przeszył ją uważnym spojrzeniem.- Wow. Ja NAPRAWDĘ cię nie poznaję. – Jeśli nie oddaje jej ze strachu, to nie ma to nic wspólnego z galanterią. Czy ktoś mi może wyjaśnić, czemu Brett się jej boi, czemu Kelly rzuca się do niego z łapami? Nie zdradził jej, nie prowadza się z inną laską, ba, przecież oni w ogóle nie są w związku, i to Kelly zerwała. Brett stoi w towarzystwie kumpli z drużyny, można więc założyć, że jest tam na jakimś wyjeździe sportowym. Skąd więc nagle ta wścieklizna?
- Nie denerwuj mnie, mężczyzno- odparła krótko Kelly. W ich związku nigdy nie było większych przezwisk niż bezosobowe kobieto lub mężczyzno. Tylko, że wy już nie jesteście w związku, przypomniała sobie Kelly. // - Ale o co ci…- zaczął Brett, ale temperamentna Kelly nie miała zamiaru dać mu skończyć. // - O co mi chodzi?! Myslisz, że możesz robić ze mnie idiotkę?! Przyszedłes do mnie do szkoły, klęczałes przede mną, żebym z tobą porozmawiała, a potem nawet się nie zlawiłes! Ba! Ty nawet nie dałes znaku życia, jakby nagle cała miłość ci przeszła…- Kelly ze strachem zauważyła, że ostatnie zdanie, powiedziała z nutą strachu. Jakby bała się stracić Bretta. Ale to niedorzeczne. Wcale się tego nie bała. Prawda? // - Kelly, to nie tak… // - A jak? // - Ktos… ktoś wytłumaczył mi, że nie mogę na ciebie tak napierać. Że powinienem zostawić cię w spokoju, skoro nie chcesz. A jeśli bys chciała, sama bys się odezwała. // - Ktos? Ha! Już to widzę, pewnie znalazłeś sobie jakąs pudrowaną, wypindrzoną lalę i zapomniałes o mnie. // - Przecież… Kelly… wiesz, że ja bym nigdy… nie mógłbym ci tego zrobić…- zaczął smutnym głosem Brett. Poiners widziała, że jest bliski łez. // - Niby czemu miałbys nie móc?- zapytała okropnie wrednym tonem dziewczyna.- Przecież nie jesteśmy już razem! – Nie jesteście razem na twoje własne życzenie, kretynko, więc o co ta drama? Mam wrażenie, że co by Brett nie zrobił, Kelly znajdzie sposób, by go za to opieprzyć. No i czemu nie zainteresuje się tym tajemniczym doradcą? Który swoją drogą mówi całkiem mądre rzeczy.
Rozdział 27- Czy ten tygrys mnie pogrubia?
Ona była taka delikatna... eteryczna. A ten jej ojciec to chłop jak dąb. Ashton automatycznie poczuł się w jego towarzystwie mały jak mrówka. // - Hmmm?- wychrypiał nieprzyjemnym tonem pan Elise, krzyżując ręce na piersi, a Ashton dopiero teraz zorientował się, że minęło kilka sekund, a on dalej nic nie powiedział. // - Eee... jest może Izzy?- zapytał cieniutkim głosikiem. // - Zależy czy jestes kolejnym chłopakiem, który przyszedł rozdziewiczyć moją córkę- odwarknął mężczyzna, nie ruszając się ani na krok, tym samym zasłaniając Ashowi widok na korytarz. // - Eee... ja... myslę... myslę...- zaczął młody Lahey zdziwiony tą bezposrednioscią.- Co ja własciwie myslę?... eee... Nie, ja... chciałem zabrać Izzy na imprezę. // - Na której będziesz się do niej dobierał?- zapytał podejrzliwie, a Ashton czuł ja to okropne spojrzenie przeszywa go na wskros. – Do tej pory nic nie wskazywało na to, że ojciec Izzy jest koszmarnym oblechem z obsesją na punkcie dziewictwa córki.
Obcisła, krótka sukienka w jesiennych kolorach, przyzdobiona nordyckimi wzorami, dodawała jej kształtów, których, z uwagi na dziecięcą sylwetkę, cały czas było nieco brak. – Była wypchana poduszkami czy co?
- Przepraszam za mojego tatę. Nie przywykł do tego, że wychodzę z chłopakami na imprezy...- zaczęła, a widać było, że jest jej bardzo wstyd. // - Nie, nie przepraszaj- odparł dziewczynie Lahey, a widząc jej zakłopotaną minę, szybko dodał:- Był w miarę... miły. // Dziewczyna zdawała się wyczuć to kłamstwo od razu, lecz chyba nie chciała więcej poruszać tego tematu. // Ashtona martwiła jednak inna kwestia. Nie przywykł do tego, że wychodzę z chłopakami... Martwiła go ta wzmianka. Chłopakami? Czyżby Izzy spotykała się jeszcze z kims? To mu jakos nie pasowało do Izzy, ale w sumie, po ludziach możnaby spodziewać się wszystkiego. Zdecydował, że chyba jednak lepiej byłoby nie pytać. Dziewczyny były jednak dosc drażliwe. – Ashton, idioto, jeśli ktoś nie przywykł do jakiegoś zjawiska, to znaczy, że zjawisko to nie jest częste.
Choć akurat tej cechy Ash nigdy w nich nie rozumiał. Kobiety, nie ma się co oszukiwać, były strasznie drażliwe. Ta cecha według pokrętnego schematu myśleniowego Asha tworzyła z nich tykające bomby. Bo w połączeniu z ich wrodzoną fałszywością, objawiającą się chociażby, kiedy kobieta pytała: Czy ta sukienka mnie pogrubia? w czasie, kiedy d o s k o n a l e znała odpowiedź, była mieszanką wybuchową. Nie należy również zapominać o tym, że wszelkie istoty płci żeńskiej przewijające się przez tą ziemską czasoprzestrzeń, od zarania dziejów były ukrytymi hipokrytkami. Czepiając się chociażby pytania o sukienkę, kobiety, gdzy je zadają, jak już było wspomniane, znają odpowiedź. Ale mimo to, odkładając na bok wszelkie napominania swoich mężczyzn o tym, że mają być z nimi szczerzy i ich nie oszukiwać, zadając to pytanie oczekują już wyrobionej odpowiedzi, niezależnie czy jest ona prawdziwa czy nie. – Tak, tak, kobiety są z Wenus, mężczyźni z Marsa, to dwa różne gatunki, które nie wiedzieć jak spotykają się raz na sto lat, by odprawić rytualne gody. Co za stek bzdur.
Ashton już wyobrażał sobie takie typowe małżeństwo w epoce paleolitu, kiedy to mężczyźni nie wiedzieli jeszcze, jak na takie pytanie m u s z ą odpowiedzieć. Oczami wyobraźni widział potężną, wielką kobietę o ostrych rysach twarzy stojącą w jakimś obdartym futrze w obskurnej ciemnej jaskini pełnej wysuszonych głów niziołków z innych plemion przed mężem i pytającą: Czy ten tygrys mnie pogrubia? A słysząc odpowiedź nieco oddaloną od zamierzonej, wyciągającą zza pleców wielką maczógę. – Wychudza raczej. Wtedy otyłość była na topie, bo kto mógł sobie pozwolić na więcej jedzenia, należał do elity.
Och, jak dobrze, że Izzy nie jest heterą! – No jak nie jest, skoro według jego logiki wszystkie kobiety są bite z jednej sztancy?
Najgorsze było jednak to, że mimo pustości, Ashton... im zazdrościł – Pustki.
I nie wątpił, że gdyby tak jak oni, mógł spać na pieniądzach, również czułby się jak król życia. A tymczasem ja muszę ciułać przez pół roku na plecak z 4F. – To polska firma.
Gdy Izzy wyciągnęła Ashtona na parkiet, kątem oka zobaczył on Feliksa Olivię upijającą się przy barze. – Ukrywaj się przed ludźmi. Idź na imprezę, na której są WSZYSCY. Genialne.
Rozdział 28- Budząc się martwym
Stan niewarzkości trącał nią we wszystkie strony, pozwalając napawać się tym uczuciem. – Nie wiem, jak to możliwe.
Nie powinna tyle pić, wiedziała o tym, ale tak nieautentyczne byłoby nie upicie się w sytacji zwykłej ludzkiej pogardy jaką poczęstował ją Brett. Autentyczność jej uczuć do Bretta mogłaby zostać podważona, a tego Kelly by nie zniosła. – Co?
Uczucia żywione do Bretta, były prawdopobnie jednymi z ostatnich szczerych, silnych, nienarzuconych przez społeczeństwo uczuć jakie Kelly posiadała.Bo jeśli chodzi o sferę uczuć, większa część tego, co Kelly odczuwała, lub odczuwać musiała, było wpływem społeczeństwa. Gdyby to od Kelly zależało, swobonie pierdziałaby zarówno w domu na kanpie jak i w szkole czy kościele. Wstyd był jednym z uczuć wymuszonych. – Ehe, i dlatego pomaga Ashowi.
Na dworzu ciepła temperatura zdetronizowała gęsią skórkę na rękach Kelly i ogrzała jej zziębnięte po pobycie w prosektorium ciało. – Skórka siedząca na tronie?
Stąd też Kelly wiedziała, że jeśli wejdzie do lasu i będzie kierować się na północ, to albo dojdzie szybko do domu, albo... albo się zgubi i po kilku latach ktoś odnajdzie jej ciało pogryzione przez wilki gdzieś w Waszyngtonie. – Przecież jest nieśmiertelna.
W tak nieprzyjemnych chwilach jak te zawsze przypominała sobie spacery z ojcem. Jej tata uwielbiał wędrówki i wiele razy wybywał z domu na kilka dni, tylko po to, żeby się przejść. // - Wrócił nasz osiedlowy Forest Gump!- trącała zgryźliwym komentarzem mama, gdy wracał zarośnięty niczym drwal. – Co ma Gump do błąkania się po lasach albo do zarostu?
Pierwsza trasa jaką przeszła z ojcem miała dwadzieścia dwa kilometry. Tata wybrał taką krótką ze względu na nią, ale to wystarczyło, by wróciła do domu z pęcherzami i pokrwawionymi stopami. Ale nie żałowała, bo nie zapłakała, ani nie uskarżyła się ani razu. Poza tym, przez ten dzień, dzięki przenośnemu radiu taty poznała moc dobrej muzyki, wracając do domu z wyrytym na pamięć tekstem Run the Hills oraz November Rain. – Chodzili po lesie z boomboxem, hałasując i płosząc zwierzynę?
- Kelly... co?... jak to?... jesteś duchem?- wymamrotał przerażony Ashton. // - Nie. Nie jestem duchem. Żyję, funkcjonuję, oddycham i tak dalej- odpowiedziała Kelly, którą rozbawiły te zdziwione spojrzenia. // - Jakim cudem?- jęknął Derek. // - Żadnym cudem. Po prostu... niektóre rzeczy są nieśmiertelne. – Jesteś rzeczą, Kelly?
- Możesz nie wiedzieć, ale ja jestem protektorem, a ty młodą, niezrównoważoną…- (Jakże bardzo niezrównoważoną!) - … supernaturalną istotą, a to czyni cię członkinią mojego stada, czyli moją betą. // - Chwila… Betą… czyli, że ty jesteś moim alfą?!- Kelly nie była tyle wściekła, co… przerażona, co nieprzyjemnie poturbowało męskie ego młodego Hale’a. // Oddychaj, Derek, to tylko jakaś nieznośna beta… podpowiadał mu rozsądek. Na Boga, Derek zaczynał się bać, że jak ich współpraca dalej się tak potoczy, w przeciągu roku dorobi się rozdwojenia jaźni. Tak to się ma stać? Ma zacząć jako alfa jakiegoś wielogatunkowego anormalnego stada, a skończyć jako świr w skarpetkach z wełny i gaciach ze słoniową trąbą, szepczący w rogu pokoju bez klamek coś w stylu: Mój skaaaarbie! Tak. Wielogodzinne przebywanie z tą ciemnoskórą dziewuchą z pewnością jest w stanie go do tego doprowadzić. // - Tak. Jesteś aktualnie członkinią naszej trzyosobowej watahy i już się tak tym nie podniecaj. – Strasznie to naciągane. Czy Hale każdego odmieńca bierze pod swoje skrzydła? A co, jeśli oni nie chcą współpracować, nie mają wszak w sobie wilczych genów posłuszeństwa?
- A co ci nasi Paktowcy miało znaczyć?- zapytał Ashton, drapiąc się po głowie. Derek od początku wiedział, że Ashton nie jest zbyt bystry, toteż bał się, że na skutek zbyt wielu informacji na raz mózg Lahey’a tego nie wytrzyma. I jak tu mu powiedzieć, że to dopiero początek tego supernaturalnego szajsu? Grunt, że przynajmniej Bracia Winchesterowie są na drugim końcu kraju i nie zaczęli się wtrącać. – Znowu się uśmiechnęłam, to już drugi raz!
- Ale jak to? Skąd to niby możesz wiedzieć? – Ashton włączył się nagle do rozmowy, jakby dopiero zreflektował się, że temat zszedł na jego brata. // - Zaufajcie mi, dobra? Ja… ja to po prostu wiem. // Zaufać Kelly? Najgłupszy pomysł na ziemi. – A co, zawiodła kiedykolwiek wasze zaufanie?
- No dobrze, ale zanim tam pojedziemy, musimy podstawić do kostnicy czyjeś ciało za twoje, a potem usprawiedliwić jakoś twoje zniknięcie- powiedział poważnym tonem Derek. // - Możemy powiedzieć, że upiła się, trochę pojarała, a potem po prostu wyszła gdzieś do lasu i zgubiła się w drodze do domu…- zaproponował nieśmiało Ashton. // - To dobry pomysł, a z tym ciałem… myślę, że Forsyth nie obrazi się, jeśli zapożyczymy jedną z jego świerzo zmarłych bet… // - Wilkołaki zawsze tak często umierają?- zapytał przestraszony Ashton. // - Nie. Tylko odkąd wy się pojawiliście. – Nie czajęe tego misternego planu. Sądzicie, że nikt nie zauważy, że ciało nastoletniej mulatki przemorfowało w zwłoki na przykład czterdziestoletniego białego mężczyzny? Że lekarz się nie zdziwi? Rodzina nie skapnie? Co ze świadkami upadku?
Miał wrażenie, że sekundowa wskazówka droczy się z nim. Za każdym razem, gdy na nią spoglądał, jakby zwalniała tępa. – Tępa dzida.
Kolejne tyknięcie oznajmiło Coltonowi wybicie godziny osiemnastej sześć. To już. Dwa dni. Siedział w tym przeklętym motelu. Ani sekundy dłużej, ni krócej. Dwa dni. Po policzku Coltona spłynęła łza. – Skoro zapłacił za trzy doby, to bym się na jego miejscu spodziewała jeszcze jednej.
Wtedy na środek hallu wysunął się, na początku niezidentyfikowany przez Coltona obiekt. Po chwili Col zauważył, że to szachownica. Kilka pionków było już poprzestawianych. A tuż nad szachownicą, szarym dymem wypisane zostały dwa słowa: Twój ruch. // Colton zrozumiał to od razu. Demon nie ma zamiaru grać z nim w partyjkę w szachy. Demon ma zamiar zagrać o jego życie. // A Colton nigdy nie był najlepszy w szachy. – Temu demonowi musi się naprawdę piekielnie nudzić.
Jest źle. Bardzo źle jest. Na szczęście dla ciebie, widać poprawę między pierwszymi a ostatnimi rozdziałami, widoczną dla mnie tym bardziej, że zrobiłam sobie kilka tygodni przerwy od oceniania gdzieś w trzech czwartych tekstu, a powrót był o wiele mniej bolesny, niż zakładałam.
Jeśli chcesz pisać, czeka cię bardzo dużo pracy i przyswajania zasad rządzących ojczystym językiem. Stawiasz przecinki w losowych miejscach, sypiesz ortografami i literówkami jak makiem, kaleczysz gramatykę, urywasz zdania w połowie, mieszasz związki frazeologiczne, używasz słów, których ze świecą szukać w słowniku. Nie potrafisz poprawnie zapisywać dialogów. Myślałam, że wersja w wordzie jest tylko wersją roboczą, ale nie, wrzucasz tę surowiznę na bloga bez żadnej korekty. Dlaczego? A przecież gdybyś przeczytała tekst drugi raz albo poprosiła kogoś kumatego o sprawdzenie, opowiadanie zyskałoby znacznie na czytelności. Naprawdę po pierwszych paru stronach miałam ochotę pieprznąć komputerem przez okno i nie wracać do tego więcej.
To opowiadanie jest koszmarne. Brnie się przez nie jak przez smołę. Bohaterowie zachowują się jak po ciężkiej lobotomii, myślą stereotypami, tworzą toksyczne związki, nadużywają przemocy i nie myślą. Przez moment chciałam cię pochwalić za wprowadzenie bogatego tła etnicznego czy ludzi z problemami (autyzm, transseksualizm) ale potem zobaczyłam, co z tym tłem robisz (te żarciki Jasona, po których miałam ochotę umyć oczy i mózg mydłem), i mi przeszło. W sumie jedyny maluteńki plusik to motyw niepełnosprawnego umysłowo brata – choć przecież i on rozpływa się w czarnej dziurze już po paru rozdziałach. Brat pokazał, że Kelly jest taka dzielna, brat może odejść.
To, jak opisujesz postaci, ma się nijak do tego, co wynika z ich postępowania. Próbujesz zrobić z Kelly chłopczycę, która nie dba o wygląd, lecz równocześnie nie ma faceta, który by się do niej nie ślinił. Brett przemierza dla niej Stany, Derek nie panuje nad chucią, Jason nie chce jej jako podrywki na jedną noc, Ashton podziwia jej urodę… naprawdę, za dużo tego. Opisujesz Coltona jako dojrzałego mózgowca, podczas gdy zachowuje się jak ostatni kretyn, do tego impulsywny. Nie wiem, dlaczego narrator próbuje mi wmówić, że bohater ten ma wyższe IQ od Jasona, który robi jedynie za błazna i debila.
O co chodzi ze zmianą Felixa w Olivię, po co był ten wątek? Jest poprowadzony bardzo niezgrabnie i w sumie nie wiadomo, czy poza wątpliwym żartem miał mieć większy wpływ na fabułę. Czy ktoś zmusza Feliksa do przebieranek? Co na to jego rodzina? Jak to się łączy z akcją właściwą? Nie wiadomo.
Ale to przywara całego opka, że nie wiadomo, o co właściwie w nim chodzi. Niby jest jakaś intryga, jakieś trupy, jakieś tajemnice, ale jest tego wszystkiego za dużo. Wilkołaki, kotołaki, wampiry, demony, wodniki, prawie każdy ma jakąś super moc, ale to wszystko dzieje się gdzieś w tle, bo pierwsze skrzypce gra życie uczuciowe młodzieży szkolnej. Mrowie bohaterów podejmuje jakieś akcje, ale one nie prowadzą do niczego konkretnego, są raczej jak rybki rzucające się na mieliźnie. Mam wrażenie, że nie masz planu, jakiegoś większego zarysu, i piszesz spontanicznie, a przy tej ilości tekstu zaczynasz się w tym wszystkim okropnie gubić.
Są też nieliczne zalety, z których największą będzie konsekwentne prowadzenie opowieści – natrzaskałaś tego tekstu dość sporo i jest on w miarę spójny. Starasz się rysować bohaterom jakieś tło, pokazywać, skąd mogą wypływać ich decyzje, co ich ukształtowało. Jest to mocno niezgrabne, ale doceniam wysiłek. Plusem jest też pewien wzrost jakości w ostatnich rozdziałach, choć może to ja się uodporniłam na twoje najpopularniejsze błędy. Czy opowiadanie ma potencjał? Myślę, że tak, ale żeby je wyszlifować, musiałabyś poświęcić dużą ilość czasu na poprawę warsztatu, na ustalenie, o czym właściwie chcesz pisać, i skonstruowanie planu powieści.
Dwa.
Jest nowa ocenka! Aaaaa! Jaram się <3 Mackalnia żyje! *taniec radości*
OdpowiedzUsuńHmmm... jak się zastanowić, masz dużo racji. W sumie samą rację. Spieprzyłam to opowiadanie po całości i chyba w najbliższym czasie je usunę. Pisanie noe kest chyba jednak dla mnie :/
OdpowiedzUsuńHej! Mam nadzieję, że jeszcze nie usunęłaś opka! :) Nie ma się co załamywać. Pisanie możesz porzucić w każdej chwili - jeżeli sprawia ci to katorgę albo czujesz, że to nie twoja bajka. Jednak początki zawsze są trudne. I tu nie chodzi o zostanie jakimś wspaniałym pisarzem, twórcą bestsellerów. Po prostu fajnie mieć takie hobby, doskonalić się w nim, przyswajać nowe zasady językowe... Oczywiście są twórcy, którzy walą tragiczne byki, a przy wypominaniu im tego unoszą się honorem i strzelają focha. Takie osoby nie powinny pisać, ale tylko moim zdaniem (i nie zamierzam zabraniać tego nikomu). A opka nie usuwaj - to fajna pamiątka, serio. Ja sam wracam do swoich wypocin sprzed lat z łezką w oku, a były jeszcze gorsze niż twoje. :D Zrobisz co będziesz uważała za słuszne, ale moim zdaniem nie ma co się zniechęcać. :>
UsuńW pełni zgadzam się z Syriuszem, szczególnie, że w ostatnich postach robiło się odrobinę lepiej :)
UsuńJak na swój wiek (o ile mam dobre informacje) masz flow, gdyby nie literówki i niepasujące słowa, czytałoby się naprawdę płynnie. Wszystko, czego ci potrzeba, to a) odgórnie spisany plan fabuły, jakiś konspekt, b) wyeliminowanie planów równie genialnych co wątek Feliksa. Literówki i ortografy w większości załatwi pierwszy lepszy program (MS Office, OpenOffice itp.), sporo daje też przeczytanie tego, co się napisało. W innych sprawach może pomóc beta, większość z nas korzysta z pomocy drugiej osoby przy ostatecznych szlifach przed publikacją tekstu, bo wiele rzeczy umyka, kiedy się ślęczało parę godzin/dni nad tekstem.
UsuńMyślę, że każde kolejne napisane przez ciebie opowiadanie będzie coraz lepsze warsztatowo i chętnie popatrzę na postępy, jeśli zdecydujesz się przyjść tu znowu. ;)
"feministki to nic, tylko całymi dniami gnębią facetów."
OdpowiedzUsuńGnębią ich, gotując obiady z trzech dań! :D
"tej zakichanej Iowie" – tym zakichanym Iowa
OdpowiedzUsuńO lol, człowiek uczy się całe życie. Czytam o tym torowaniu i czytam, i zastanawiam się, o co tej Gayi chodzi. Patrzę w końcu w słownik i rzeczywiście. Hm, od kiedy pamiętam u mnie zawsze używało się tego słowa jako również synonimu blokowania. Jakieś lokalne naleciałości? o.O
OdpowiedzUsuń